czyli o rozbudowie kamienic.
Transkrypt
czyli o rozbudowie kamienic.
Kłopoty zamiast rozbudowy W połowie lat dwudziestych polski rząd wprowadził ustawę, w której gwarantował niskooprocentowane pożyczki. Polacy mogli je wykorzystać na cele budowlane. Niestety wbrew rządowym zapowiedziom, pieniędzy nagle zabrakło, co niewątpliwie dla wielu osób oznaczało kłopoty. Dla paru leszczynian na pewno. Wprowadzona 29 kwietnia 1925 roku nosiła nazwę „Ustawa o rozbudowie miast”. W budżecie państwa zarezerwowano sumy, które w formie niskooprocentowanych pożyczek można było wykorzystać na remonty, rozbudowę lub budowę nowych domów. Udzielaniem pożyczek zajmowały się regionalne oddziały Banku Gospodarstwa Krajowego. Wprowadzono jeszcze jeden ważny warunek prawny. Otóż właściciele nieruchomości nie mogli sami składać wniosków w BGK. Tym miały zajmować się lokalne komitety rozbudowy miasta. Komitet taki powołano i w Lesznie. Listy zasad i warunków koniecznych do spełnienia, aby komitet pozytywnie zaopiniował wniosek do banku, można było otrzymać w Urzędzie Miasta Leszna. Wkrótce spłynęły pierwsze wnioski. Między innymi 1 października 1925 roku komitet przesłał do poznańskiego BGK, zaopiniowany wcześniej pozytywnie, wniosek kupca Bronisława Steinmetza. Był on właścicielem kamienicy przy ulicy Leszczyńskich 46, gdzie prowadził handel zbożem. Zamierzał podwyższyć swoją kamienicę o jedno piętro. Kosztorys prac opiewał na sumę 31 738 złotych i 15 groszy. Większość pieniędzy miał swoich, starał się o pożyczkę w wysokości 15 000 złotych. Kto chciał ją otrzymać, musiał mieć dwóch żyrantów. Steinmetz jako swoich podał Stanisława Szynkarka, mistrza piekarniczego, który mieszkał przy ulicy Leszczyńskich 37 oraz Jana Góreckiego, który w swej kamienicy przy ulicy Leszczyńskich 35, prowadził między innymi fabrykę wódek, wytwórnię win i soków. Inny wniosek o pożyczkę złożył Juliusz Graff, budowniczy miejski. Chodziło o kamienicę przy ulicy Lipowej 15a. Niestety, nie zachowały się wcześniejsze ustalenia, o co dokładnie w tym przypadku chodziło, nieruchomość należała bowiem do miasta. Wiadomo, że Graff miał budynek rozbudować, tak by powstały cztery nowe mieszkania. Na ten cel chciał pożyczyć 30 000 złotych. Komitet rozbudowy miasta wniosek przesłał 18 października. Graff także podał jako żyranta Jana Góreckiego oraz Bronisława Steinmetza. Zapewne szanse udzielenia tej pożyczki stały pod dużym znakiem zapytania. Bowiem 20 listopada za wszystkimi trzema panami wstawił się burmistrz Leszna Jan Kowalski. W tym dniu wysłał do Poznania pismo (za niemal pewnik uznać należy, że nie był to jeden z wymaganych warunków), w którym pisał o obu żyrantach: Zaświadcza się, że proponowani przez p. Graffa żyranci, a mianowicie pp. Jan Górecki z Leszna i Bronisław Steinmetz z Leszna są osobami majętnymi i zdolnymi do udzielania gwarancji za zobowiązania p. Graffa i godnymi ze wszech miar zaufania obywatelami miasta. Jan Górecki, który jak widać żyrował dwie duże pożyczki, chyba nie wspominał tego dobrze. Bowiem Steinmetz w piśmie przesłanym 10 lipca 1926 roku do komitetu rozbudowy miasta, prosił o wsparcie w uzyskaniu dodatkowej sumy w wysokości 12 000 złotych. W obszernym uzasadnieniu podawał, że w trakcie prac pojawiło się wiele niemożliwych wcześniej do przewidzenia wydatków i zabrakło mu pieniędzy na zewnętrzne wykończenie budynku. Było to na owe czasy naprawdę dużo, dla przykładu 200 złotych stanowiło przyzwoitą pensję. Ostatecznie komitet zgodził się wnioskować o 10 tysięcy. Niestety, 10 sierpnia przysłano z BGK pismo, które okazało się prawdziwym zimnym prysznicem dla Steinmetza. Bank informował, że wyczerpany został kontyngent finansowy, przygotowany przez rząd. Co więcej, nie został on opracowany ani na tamten, ani na przyszły czyli 1927 rok. I nie opracowano go już nigdy, w rządowej kasie zabrakło pieniędzy. We wrześniu 1926 roku Ministerstwo Skarbu zdołało jeszcze wywalczyć część pieniędzy. Przekazano je osobom, których wnioski już wcześniej rozpatrzono pozytywnie. W sumie wszystkie pieniądze jakimi ministerstwo dysponowało, stanowiły zaledwie 16 procent tych z roku 1925. Oznaczało to dla Steinmetza poważne problemy, o czym zresztą informował komitet rozbudowy miasta. Twierdził, że nie może dopuścić do tego, by obaj żyranci musieli za niego spłacać część kredytu. Nic nie wskórał, dodatkowej pożyczki nie dostał. Jak sobie poradził i czy rzeczywiście Stanisław Szynkarek oraz Jan Górecki nie musieli za niego płacić? Tego się już nie dowiemy, lecz na pewno cała sprawa kosztowała ich sporo nerwów. Damian Szymczak W tekście wykorzystałem fragment książki „Słodki i Kwaśny, bracia Jan i Józef Góreccy.”