mistrz pokonanej rozpaczy mistrz wysokiego stylu

Transkrypt

mistrz pokonanej rozpaczy mistrz wysokiego stylu
horyzonty polonistyki
MISTRZ
POKONANEJ ROZPACZY
MISTRZ
WYSOKIEGO STYLU
Przedostatni, opublikowany w 2000 r., tom poetycki Mi∏osza, TO, otwiera
wiersz, który mo˝e czytelnika znajàcego wczeÊniejsze dokonania poety nie
tylko zdziwiç, ale nawet zez∏oÊciç.
■ AGATA STANKOWSKA
O
to bowiem Mi∏osz wyznaje w nim, ˝e
formu∏a poezji ocalajàcej narody i ludzi, formu∏a, do której twórca przekonywa∏ nas i zdà˝y∏ przyzwyczaiç, oparta
by∏a na k∏amstwie skrywajàcym g∏´boki pesymizm poety.
I wyznaj´, ˝e moje ekstatyczne pochwa∏y istnienia
Mog∏y byç tylko çwiczeniami wysokiego stylu,
A pod spodem by∏o TO, czego nie podejmuj´ si´
nazwaç.
TO jest podobne do myÊli bezdomnego, kiedy idzie
po mroênym,
obcym mieÊcie.
˚ebym wreszcie powiedzieç móg∏, co siedzi we mnie.
Wykrzyknàç: ludzie, ok∏amywa∏em was
Mówiàc, ˝e tego we mnie nie ma,
Kiedy TO jest tam ciàgle, we dnie i w nocy.
Chocia˝ w∏aÊnie dzi´ki temu
Umia∏em opisywaç wasze ∏atwopalne miasta,
Wasze krótkie mi∏oÊci i zabawy rozpadajàce
si´ w próchno,
Kolczyki, lustra, zsuwajàce si´ ramiàczko,
Sceny w sypialniach i na pobojowiskach.
Pisanie by∏o dla mnie ochronnà strategià
Zacierania Êladów. Bo nie mo˝e podobaç si´
ludziom
Ten, kto si´ga po zabronione.
Przywo∏uj´ na pomoc rzeki, w których p∏ywa∏em,
jeziora
Z k∏adkà mi´dzy sitowiem, dolin´,
W której echu pieÊni wtórzy wieczorne Êwiat∏o,
14
14
Foto: Bo˝ena Chrzàstowska
polonistyka
Pantone
horyzonty polonistyki
I podobne do chwili, kiedy osaczony ˚yd widzi
zbli˝ajàce si´
ci´˝kie kaski niemieckich ˝andarmów.
TO jest jak kiedy syn króla wybiera si´ na miasto
i widzi Êwiat
prawdziwy: n´dz´, chorob´, starzenie si´ i Êmierç.
TO mo˝e te˝ byç porównane do nieruchomej twarzy
kogoÊ,
kto pojà∏, ˝e zosta∏ opuszczony na zawsze.
Albo do s∏ów lekarza o nie dajàcym si´ odwróciç
wyroku.
Poniewa˝ TO oznacza natkni´cie si´ na kamienny
mur,
i zrozumienie, ˝e mur nie ustàpi ˝adnym naszym
b∏aganiom.
(To, z tomu To)
k∏amstwa, zast´powania prawdziwego Êwiata
– rzeczywistoÊcià projektowanà, quasi, rzeczywistoÊcià, której zaleta – niebagatelna! – polega∏aby na tym, ˝e mo˝na w niej ˝yç i pracowaç. WyjaÊniajàc motywy ukrywania –
ciemnego Êwiecid∏a swej twórczoÊci autor To
t∏umaczy, ˝e robi∏ to przez wzglàd na bliênich.
Post´powa∏ za radà swego rówieÊnika, Zygmunta Mycielskiego, który podpowiada∏
w Niby-dzienniku, by nikomu swej prawdy nie
ujawniaç, nie sk∏aniaç do jej przyj´cia, do poznania rzeczy przekraczajàcych si∏y bliêniego,
bowiem prawda jest rzeczà strasznà. Mi∏osz
powtórzy to w∏asnymi s∏owy:
nic nie upowa˝nia mnie
do wyjawiania rzeczy zbyt okrutnych dla ludzkiego
serca
Mi∏osz sugeruje, ˝e rzeczywistoÊç sama w soTwórca ocalajàcej metafory
bie jest nieludzkà otch∏anià, wobec której jeMi∏osz-poeta zawsze wydawa∏ si´ bardziej
steÊmy i pozostaniemy bezsilni. Doznajàc booptymistyczny ni˝ wi´kszoÊç jego wspó∏czeleÊnie uczucia wykorzenienia i osamotnienia
snych, a my ten optymizm odczytywaliÊmy janie umiemy nawet sprecyzowaç, na czym poko wyrastajàcy z uporczywej wiary w istnienie
lega nasza obcoÊç. Nieprzypadkowo To udaje
jakiegoÊ transcendentnego posi´ poecie opisaç tylko poÊrednio. Mi∏osz porzàdku Êwiata. Rozsiane w jego
wie wi´c, ˝e To obecne jest
ksià˝kach poetyckich ekstatyczne
w przera˝eniu ˚yda osaczonego
Mi∏osz-poeta
pochwa∏y istnienia traktowaliÊprzez ˝andarmów, w samotnoÊci
a∏ si´
my jako wyros∏à z g∏´bokiej nabezdomnego, w l´ku Êmiertelnie
zawsze wydaw
dziei odpowiedê artysty na z∏o
chorego pacjenta etc. Niezale˝bardziej
dostrzegane przede wszystkim
nie od jednostkowych kszta∏tów
optymistyczny
w historii. Tak by∏o od momenegzystencjalnej rozpaczy wspólne
ni˝ wi´kszoÊç
ch.
tu debiutu.
jest tu przekonanie, ˝e cz∏owiek
mu wspó∏czesny
Katastrofizm Mi∏osza –
zosta∏ opuszczony na zawsze, ˝e
rozpoczynajàcego swà drog´ twórczà wraz
kamienny mur (...) nie ustàpi ˝adz innymi ˝agarystami u progu ciemnego dzienym naszym b∏aganiom. W tomie, z którego
si´ciolecia mi´dzywojnia, w czasie naznaczopochodzi cytowany wiersz, Mi∏osz podpowianym przeczuciami zbli˝ajàcej si´ wojny i zada, ˝e poeta (cz∏owiek), rozpoznajàcy swà
g∏ady wszelkich wartoÊci humanistycznych
bezbrze˝nie tragicznà, nieludzko odartà z nai metafizycznych – by∏, jak to trafnie nazywa∏
dziei sytuacj´, mo˝e postàpiç dwojako. Albo –
jeden z krytyków, katastrofizmem ocalajàcym.
jak pisze o postawie Jaros∏awa Iwaszkiewicza
Katastrofa, którà zapowiada∏, nie by∏a osta– mo˝e ulec s∏odkiej pokusie ulgi w nieistnieteczna. Stanowiç mia∏a jedynie jakiÊ przejniu, ratowaç si´ ucieczkà w nicoÊç. Albo te˝
Êciowy moment oczyszczenia, „potopu”, po
za∏o˝yç protest przeciwko wiar´ niweczàcej
którym nastàpi nowe odrodzenie.
Êmierci. Wmawiajàc Êwiatu rzekome pokreT´ „ocalajàcà” dykcj´ jeszcze bardziej
wieƒstwo, prawdziwe rany przykryç makijawzmocni∏ Mi∏osz po wojnie, tematyzujàc pro˝em stylu. Ta druga strategia oznacza w istoblem i czyniàc zeƒ jedno ze swych g∏ównych
cie podj´cie terapii opartej nie na samopoetyckich hase∏. Inaczej ni˝ Ró˝ewicz, Mi∏osz
poznaniu, lecz na stawianej mimo wszystko –
twierdzi∏ wówczas, ˝e poezja po OÊwi´cimiu
tezie. Mi∏osz przyznaje si´ do takiego w∏aÊnie
1/2005
Pantone
15
15
horyzonty polonistyki
nie tylko jest mo˝liwa, ale wr´cz jest konieczna.
Czytelnika, doznajàcego zniewalajàcego wp∏ywu ska˝onego Êwiata XX w., okreÊlanego w planie historycznym poprzez poja∏taƒski porzàdek, w planie filozoficznym poprzez alienacj´
cz∏owieka w czasie i przestrzeni, Mi∏osz przekonywa∏, ˝e Arkadi´ mo˝na odzyskaç, ˝e le˝y ona
w gestii naszych umys∏ów i wyobra˝eƒ. Przywo∏ujàc chrzeÊcijaƒski w swej genezie porzàdek
ludzkiego losu, którego kolejnymi etapami sà
Raj – Upadek – Apokalipsa – przywrócenie Raju, umieszcza∏ punkt widzenia podmiotu swych
emigracyjnych utworów gdzieÊ na pograniczu
dwu ostatnich etapów tej w istocie eschatologicznej wizji. Jako spe∏niona w duchowej biografii cz∏owieka mia∏a ona przek∏adaç si´ na
projekt historiozoficzny, mia∏a leczyç histori´.
Autor Doliny Issy tworzy∏ obraz przywracanego
Raju, odzyskiwanego w przestrzeni mentalnej,
a odnoszonego do bytu narodu, wzorujàc si´ na
obrazie zmitologizowanej Litwy.
Poeta-historiozof, poeta-cz∏owiek
Ten stan trwa∏ bardzo d∏ugo, a˝ do poczàtku lat
90. W opublikowanym w 1991 r. tomie Dalsze
okolice Mi∏osz zaczà∏ opisanà wy˝ej „wielkà metafor´” swej poezji z wolna „dekonstruowaç”,
a w ka˝dym razie opatrywaç coraz liczniejszymi
znakami zapytania. Powód by∏ wa˝ki. Otó˝
w optyce starzejàcego si´ poety apokalipsa
ujawnia∏a swe drugie, wczeÊniej nie zauwa˝ane,
oblicze: ju˝ nie historiozoficzne, lecz biologiczne – w∏asnà, cielesnà ÊmiertelnoÊç. Pora˝ony
tym nowym, cielesno-biologicznym wymiarem
apokalipsy Mi∏osz poszukiwa∏ goràczkowo
w Dalszych okolicach tego, co jest najmocniejszym przeciwieƒstwem Êmierci, odwo∏ywa∏ si´ do
kulturowego toposu nieÊmiertelnoÊci artysty
w jego dziele, poszukiwa∏ formy odpornej na
dzia∏anie czasu i – dopowiedzmy – ponosi∏ kl´sk´, og∏aszajàc to z nieukrywanym l´kiem. Mityzacyjne zdolnoÊci sztuki, które wczeÊniej pozwala∏y mu szukaç ocalenia dla wykorzenionego
z metafizycznego porzàdku XX w., okazywa∏y
si´ zawodne w szukaniu ratunku dla w∏asnej
osoby. Wiara poety-filozofa nie mog∏a uspokoiç
obaw starzejàcego si´ poety-cz∏owieka. Sama
forma jak zawsze jest zdradà, to, co tylko raz by∏o,
nie zostaje w s∏owie – pisa∏ wówczas.
16
16
Z faktu nieod∏àcznego z∏àczenia ˝ycia
ludzkiego z bólem i z∏em Mi∏osz
wyciàga∏ ostatecznie augustyƒski
wniosek, ˝e nie ma niewinnych.
W kolejnym tomie, Na brzegu rzeki (1994),
poeta mówi∏ ju˝ g∏osem spokojniejszym. Na
chwil´ przed spadni´ciem, zanim >>ja<< zamieni si´ w >>on<<, wydawa∏ si´ pogodzony
z nieuchronnoÊcià odejÊcia. Z autoironià i humorem odnosi∏ si´ do poÊmiertnych losów w∏asnego cia∏a, drwi∏ z naiwnej wiary w ocalajàcà
moc metafory. Stary poeta ocalenia poszukiwa∏
ju˝ nie w transcendencji sztuki, lecz w ludzkim
Bogu. Przyjmujàc hipotez´ zmartwychwstania
rozstrzàsa∏ problem wszechobecnego w Êwiecie
z∏a. Unde malum? – pyta∏, wytaczajàc proces
Bogu i zastanawiajàc si´ równoczeÊnie nad problemem zas∏ugi i winy. Wiadomo tylko, ˝e jest
grzech i jest kara, cokolwiek mówià filozofowie”.
Stajàc w szeregu ponoszàcych win´ autor Na
brzegu rzeki wzdycha∏: Oby moje dzie∏o przynios∏o ludziom po˝ytek i wi´cej wa˝y∏o ni˝ moje z∏o.
Te dwa tomy: Dalsze okolice i Na brzegu rzeki,
stanowià zapis narodzin przekonania, ˝e prawdziwie istotnà perspektywà, w jakiej pytaç nale˝y
o ocalenie, jest jednostkowy, a nie pokoleniowy,
historycznie-spo∏eczny punkt widzenia. Poniewa˝ prawdziwy dramat, nawet ten historycznie
okreÊlony, doznawany jest jedynie w przestrzeni
pojedynczego, ludzkiego losu, terapia, jeÊli ma
byç skuteczna, musi dotyczyç – powiedzia∏by za
Witkacym Mi∏osz – Istnienia Poszczególnego,
a nie ca∏ego narodu czy ludzkoÊci XX w. A co
jeszcze wa˝niejsze: jako taka musi byç podejmowana zawsze w pierwszej osobie, tzn. dla samego
siebie, a nie dla osób trzecich.
Nieprzypadkowo moment, w którym Mi∏osz ujawni∏ czytelnikowi swà strategi´ „wstrzymanego g∏osu” i przedstawi∏ arkana tendencyjnej terapii, nast´puje w chwil´ po rozpoznaniu,
˝e prawdziwie istotnà kwestià jest pytanie
o sens i sedno w∏asnej osoby. Mi∏osz zadaje je
w tomie To wielokrotnie, ubolewajàc nad niemo˝noÊcià znalezienia odpowiedzi.
Gdy tylko uÊwiadomimy sobie opisany tu
ciàg zdarzeƒ, nasze czytelnicze rozgoryczenie
polonistyka
Pantone
horyzonty polonistyki
nagle „odczarowanym” Mi∏oszem b´dzie pewnie mniejsze. „Z∏oÊç”, p∏ynàcà z odkrycia, ˝e
byliÊmy manipulowani, zrekompensuje ÊwiadomoÊç, ˝e oto teraz, nagle wytràceni z dobrego samopoczucia, odkrywamy, wraz z poetà,
wiedz´ najwa˝niejszà: nikt nie mo˝e zostaç
ocalony, ka˝dy musi ocaliç samego siebie.
XX i XXI w. nie dajà ju˝ ˝adnych pewnych odpowiedzi. Jedynà odpowiedzià jest ch´ç jej
stworzenia. Pragnienie poparte wysi∏kiem –
heroiczne w uporze i nieco naiwne w nadziei.
J´zyk prywatnej epifanii
W tej nowej perspektywie ze zdwojona si∏à
powraca kwestia j´zykowej wyra˝alnoÊci, problem przek∏adu prywatnej epifanii na nieprywatny kod j´zyka. Jak spe∏niaç jednostkowe
ocalenie w literackich konwencjach? Jak mówiç, by nie zosta∏o, choçby niechcàcy, „przes∏oni´te”, „zak∏amane”, zastàpione jakàÊ ∏agodnà, uspokajajàcà, lecz przez to w∏aÊnie
nieprawdziwà dykcjà? Rozwiàzanie, jakie
przyjmuje Mi∏osz, mo˝e nas nieco zaskakiwaç. SpodziewalibyÊmy si´ przecie˝, ˝e zmiana formu∏y ocalania z historiozoficznej na
jednostkowà pociàgnie za sobà równie spektakularnà zmian´ w j´zyku poety. Mit, baÊniowoÊç, symboliczny szyfr nadbudowywany nad
realistycznym wyobra˝eniem, winny ulec –
oczekujemy – jeÊli nie wyparciu, to przynajmniej redukcji na rzecz j´zyka przyleg∏ego ÊciÊle do opisywanego dramatu, metonimicznie
zwiàzanego z owym To, które jest tam ciàgle,
we dnie i w nocy. Tymczasem nic takiego nie
obserwujemy. Mi∏osz jak dawniej mówi jedynie poÊrednio: czysto, spokojnie, wznioÊle, nie
rezygnuje z wysokiego stylu. Powie nawet: zanadto ceni´ sobie styl, aby ryzykowaç. To budziç
mo˝e podejrzenia, ˝e od pragnienia opowiedzenia owego dramatycznego To silniejsza
okazuje si´ – ch´ç podobania si´ ludziom,
chciwoÊç oklasków. Ta wàtpliwoÊç ∏atwo przerodziç si´ mo˝e na powrót w dyskontujàcy poet´ gest czytelniczego zniecierpliwienia. Czy
znów zostajemy oszukani? Tym niecniej jeszcze, ˝e tym razem ju˝ nie z ch´ci leczenia historii, lecz z potrzeby samouwielbienia? Czy
„demonizm j´zyka”, jego nieprzystawalnoÊç
do materii egzystencji, jest wystarczajàcym
powodem, by wyt∏umaczyç dystans dzielàcy
1/2005
Pantone
prawd´ sztuki od prawdy ˝ycia? A mo˝e jednak Mi∏osz ma racj´ sugerujàc, ˝e poezja, aby
byç poezjà, musi byç wiecznie jasna?
Poszukujàc odpowiedzi mo˝emy zapytaç,
jak problem nieprzystawalnoÊci „wysokiego
stylu” do jednostkowej perspektywy „ocalania”, lub, powiedzmy ostro˝niej, napi´cia pojawiajàcego si´ mi´dzy pi´knem sztuki
a brzydotà, zwyczajnoÊcià, tragicznej materii
˝ycia, rozwiàzywali inni polscy XX-wieczni
klasycyÊci: Staff i Herbert. Wymieniam tych
poetów nieprzypadkowo, kierujàc si´ ju˝ to
obecnoÊcià intertekstualnych nawiàzaƒ, projektowanych przez samego Mi∏osza (myÊl´
o zamieszczonym w To wierszu O poezji, z powodu telefonów po Êmierci Herberta), ju˝ to
zaskakujàcym podobieƒstwem przyjmowanych strategii „wstrzymanego g∏osu” Staffa
i Mi∏osza. U obu poetów odnajdujemy t´ samà klasycystycznà jasnoÊç skontrapunktowanà g∏´boko ukrytym tragizmem. Dodajmy
jednak, ˝e Staff – inaczej ni˝ Mi∏osz – tematyzuje to napi´cie od samego poczàtku,
a tak˝e wa˝y si´ ostatecznie wysoki styl odrzuciç, Êladem m∏odszego od siebie Ró˝ewicza, pragnie „j´zyk Muz” zastàpiç „j´zykiem
ludzi”.
Styl Mi∏osza wobec dykcji Staffa i Herberta
25-letni Staff, twórca wówczas Ptakom niebieskim i Dnia dusz, podobnie jak 90-letni Mi∏osz, zdradza, ˝e w imi´ wspó∏czucia i humanitaryzmu nie opisywa∏ w swej poezji tego, co
istotnie w Êwiecie postrzega∏. Przeciwnie, kreowa∏ obraz nieprawdziwej harmonii, dawa∏
u∏ud´ ∏adu. W Zmowie, utworze, w którym
mowa o Êmiertelnie chorym dziecku, chorym
– dodajmy – na chorob´ wieku, litoÊny g∏os
podpowiada strategi´ artystycznej terapii:
Grozà jest czuç si´ synem bezdni! (...)
Niech o prawdzie nigdy si´ nie dowie...
Nazbyt wàt∏e i wzroku Tajni nie wytrzyma...
Chodziç zdolne jedynie o cudzie...
Marzy wiosn´. Niech nie wie, ˝e tu wieczna zima...
Samo w bezkresie Êwiata jest... Niech ˝yje w z∏udzie
Bezbrze˝nej samotnoÊci przel´knie si´ dzieci´...
Niech Êni, ˝eÊmy podobni jemu... ˝e sà ludzie...
Mówmy mu, ˝e zrodzi∏o si´ na bo˝ym Êwiecie,
17
17
horyzonty polonistyki
˚e pójdzie w wieczny rozblask po d∏ugim ˝ywocie
(...)
Niech wierzy, ˝e czuwajà nad nim czyjeÊ r´ce...(...)
Uwierzy! Przed marzeniem w∏asnych t´sknot kl´knie!...
Niech widzi ptaków loty i rodzàce drzewa...
Lecz prawdy niech nie zdradzi nikt! Bo si´ zl´knie.
Przytaczam te obszerne fragmenty, by uzmys∏owiç nie tylko podobieƒstwo tego tekstu
z To Mi∏osza, ale by podkreÊliç dramatyzm
XX-wiecznego klasycyzmu, którego przedstawicielami sà i Staff, i Mi∏osz. Parafrazujàc
fragment Wiosny Schulza, powiedzieç by mo˝na, ˝e jakaÊ kropla nieznanej trucizny wpuszczona w ˝y∏y wysokiego, górnego, klasycystycznego stylu czyni w XX w. jego krew
ciemnà, eksplozywnà i niebezpiecznà.
Jak ma mówiç wspó∏czesny klasycysta,
podszyty romantycznym z ducha pragnieniem
pokonania tragicznego rozdarcia obecnego
tak w planie historii, jak i ˝ycia jednostki?
Otó˝ mo˝e albo zrezygnowaç z wysokiego
stylu, albo tak go zmodyfikowaç, by zaczà∏
funkcjonowaç na zasadzie znaku, hermeneutycznego adresu przestrzeni, której wyraziç
si´ nie da, ale za którà si´ t´skni.
I tak, Staff najpierw zabezpiecza∏ swà klasycyzujàcà dykcj´ przed zbytnià górnoÊcià nutà
ironii. Póêniej, po wojnie, ca∏kiem zrezygnowa∏
ze zbyt ∏atwych obietnic alegorii, wyrzekajàc
si´ podj´tej przecie˝ z najszlachetniejszych pobudek „strategii k∏amcy”. Jego ostatnie wiersze to – jak ju˝ wspomnia∏am – próba mówienia poetykà Ró˝ewiczowskà, prowokacyjnie
antyestetycznà, sprozaizowanà, pozbawionà
„pi´kna poezji”. Tak˝e Herbert, mistrz ironii,
daje w swych ostatnich tomach (szczególnie
w pisanym podczas Êmiertelnej choroby Epilogu burzy) wyraz przekonaniu, ˝e poezja –
inaczej ni˝ chce Mi∏osz – nie musi byç wiecznie
jasna. Przeciwnie, ciemnoÊç czyni jà nieraz bardziej przejmujàcà i noÊnà.
Istotne wydajà si´ tu odwaga szukania wyrazu dla swego bólu, wysi∏ek pokonania rozpaczy nie przez form´, lecz kontemplacj´
tego, co budzi w nas rozpacz. Autor Epilogu
burzy – inaczej ni˝ Mi∏osz – przekonuje, ˝e poezja mo˝e mieszkaç/ w alkowach serca /
18
18
w zgryêliwoÊciach wàtroby / w sentencjach nerek
/ (...) w mózgu zdanym na ∏ask´ tlenu. Herbert
wierzy mocno, ˝e sztuka mo˝e byç narz´dziem mi∏osiernego wspó∏odczuwania bólu,
a nie tylko litoÊci nad cudzà i w∏asnà rozpaczà.
Wznios∏oÊç jako figura niewyra˝alnego
Zdaj´ sobie spraw´, ˝e s∏owa te brzmieç mogà
niczym poÊrednio wyra˝ony protest wobec postawy Mi∏osza. Autor To nie posuwa si´ przecie˝ tak daleko, jak uczynili to Staff i Herbert:
„zbyt ceni styl, by ryzykowaç”. W∏aÊciwe mu
umi∏owanie poetyckiego pi´kna postrzegaç
mo˝na jednak dwojako. Wstyd mówienia o w∏asnym bólu, bo nie doÊç malowniczy, bo zbyt
modne sà j´ki, bo zbyt wielkie ryzyko, ˝e fraza
zabrzmi fa∏szywie, Êwiadczyç mo˝e przecie˝ tyle˝ o ch´ci autostylizacji, co o Êwiadomie kreowanej wznios∏oÊci, majàcej stanowiç czytelny
znak obecnoÊci absolutu.
Patrzàc na decyzj´ Mi∏osza krytycznie, dostrze˝emy u jej gruntu przede wszystkim pami´ç
o tym, ˝e nie mo˝e podobaç si´ ludziom / Ten, kto
si´ga po zabronione. Zarzucimy zatem poecie
zbyt wielkà potrzeb´ samouwielbienia i chciwoÊç
oklasków. Taka lektura jest niewàtpliwie mo˝liwa. Mo˝liwe jest jednak tak˝e inne odczytanie.
Otó˝ wznios∏oÊç wysokiego stylu, uprawianego pomimo i na przekór wiedzy o okrutnych
i krwawych realiach historii, tudzie˝ ludzkiej
egzystencjalnej n´dzy, mo˝e byç odczytywana
jako wyraz niewzruszonej wiary, ˝e to, co absolutne, jednak istnieje. Mo˝e stanowiç znak
przekonania o najbardziej pierwotnej obecnoÊci tego, co niewyra˝alne. Ten rodzaj „mistrzostwa wysokiego stylu”, wznios∏oÊci, która nie
jest ju˝ antycznà i klasycystycznà górnoÊcià,
lecz XX-wiecznà, estetycznà formu∏à wysilonej wiary w transcendentny porzàdek kosmosu. Ostatni tom poetycki Mi∏osza, Druga przestrzeƒ, przekonuje, ˝e tak˝e to drugie
odczytanie jest w stosunku do liryki Mi∏osza
uzasadnione. Mi∏osz by∏ poetà szcz´Êliwym.
By∏ i pozosta∏, jako mistrz wysokiego stylu, mistrzem pokonanej rozpaczy. ■
AGATA STANKOWSKA
dr, adiunkt w Zak∏adzie Teorii i Historii Literatury XX wieku
w Instytucie Filologii Polskiej
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
polonistyka
Pantone