nocne marsze kilka opowieści i uwag

Transkrypt

nocne marsze kilka opowieści i uwag
NOCNE MARSZE
KILKA OPOWIEŚCI I UWAG
„Mam nadzieję, że Wasza Wysokość otrzyma ten list w Braunau, a nawet dalej.
Liczę chwile, dni wydają mi się bardzo długie; tak już będzie aż do chwili, gdy
będę miał szczęście przyjąć Waszą Wysokość. Proszę wierzyć, że nikt na ziemi
nie jest tak do Pani przywiązany i nie pragnie Pani kochać tak jak ja. 10 marca
1810 roku”
Cesarz Napoleon Bonaparte w liście do Marii Ludwiki
Komentarz o marszu pod Braunau jednego z jego uczestnika:
„Był to punkt porównania, za każdy razem, gdy byliśmy zmuszani do
pospieszanego, bezsensownego marszu: „to coś takiego jak nasz marsz pod
Branau”, mawialiśmy do siebie. “
Elzear Blaze – kapitan witającego Marie Ludwikę
Na wstępie zachęcam do przeczytania artykułu Nipiego odnośnie miary
kroków marszowych. W niedługim czasie pojawi się również kilka
dodatkowych akapitów o marszach w świetle regulaminów.
Kapitan Blaze podczas swojej barwnej, oficerskiej kariery przemaszerował
pół Europy, poczynając od Polski, kończąc na Hiszpanii. Z jego wspomnień,
tak jak i praktycznie wszystkich pamiętników, które poznaliśmy, wyłania
się obraz wiecznie maszerującej armii, która w ruchu spędza praktycznie
cały czas. Oczywiście jest to obraz lekko zafałszowany, gdyż pamiętnikarze
skupiają się zazwyczaj właśnie, na kampaniach i ruchach wojennych,
niemniej jednak warto napisać kilka słów odnośnie zjawisk związanych
z nocnym marszem.
Poniższy artykuł nie ma na celu opisania jak dokładnie wyglądała organizacja
marszruty, dokumentacja marszowa, aprowizacyjna, czy też biletowa. Ma on
jedynie przedstawić jak w kilkunastu pamiętnikach żołnierze postrzegali
nocny i forsowny marsz, co ciekawego mogło się podczas niego wydarzyć,
lub jaka atmosfera panowała w szeregach.
Wspomniany „marsz pod Braunau” nawiązywał do pochodu, który odbył
pułk (jako część większej grupy) kapitana Blazer`a z okolic Passau, gdzie
stacjonował, do Braunau na granicy austriacko-francuskiej.
Jak pisze Blazer, pewnej nocy całe zgrupowanie francuskie zostało zerwane
na równe nogi. Nikt nie został poinformowany jaki jest powód tak szybkiego
wymarszu, którego celem miało być wpierw Passau. Żywi, lub martwi
www.kompaniawoltyzerow.pl
wszyscy mieli stawić się tam o poranku. Wojsko od razu przystąpiło do
forsownego marszu myśląc, że taka mobilizacja wywołana jest pojawieniem
się wroga. Passau okazało się jednak jedynie punktem wymarszu, z którego
wszyscy mieli ruszyć do Braunau.
Aby dostać się tam, wpierw musiano przekroczyć Dunaj. Jak pisze Blaze
„Prąd rzeki był tak wzmocniony przez topniejący śnieg, że musieliśmy nadrobić
kilka lig by dostać się na prawy brzeg. Konie artylerii wpadały do wody, łodzie
przewracały się, ludzie tonęli. Po przekroczeniu Dunaju ruszyliśmy w drogę
nawet bez chwili odpoczynku; maszerowaliśmy ponad czterdzieści godzin”.
Jak się później okazało ten forsowny, okupiony ofiarami marsz, miał na
celu osiągniecie Branau nim uczyni to Maria Ludwika. Tam miała być ona
„odebrana” przez przedstawicieli Francji, którzy mieli towarzyszyć jej, aż
do spotkania z Napoleonem. Pułki francuskie, w tym ten Blazer`a, miały
jedynie zaprezentować broń przed przyszłą Cesarzową.
Okazało się jednak, że i tak przybyli za wcześnie....
Od tego czasu, jak wspomina Blaze, jeśli żołnierze uważali, że marsz nie miał
sensu wspominali pamiętny „nocny marsz pod Braunau”.
Generalnie forsowne, nocne marsze nie były niczym rzadkim w Epoce
Napoleońskiej. Wywodziło się to ze zmiany taktyki walki wymuszonej
przez samego Napoleona. Niemniej jednak nas nie ciekawi pochodzenie
tego zjawiska, a raczej konsekwencje dla szeregowych żołnierzy, jakie mogły
one pociągnąć.
Jean-Roch Coignet wspomina o nieludzkim zmęczeniu, które towarzyszyło
żołnierzom podczas długich marszów. Nie będąc jeszcze oficerem
uczestniczył w marszu z Boulogne do Arras. Jak się okazało miał to być
najgorszy marsz w jego życiu. Jak sam pisze: „Nigdy nie odbywaliśmy tak
okropnego marszu. Nie mieliśmy ani chwili na sen maszerując plutonami
całymi dniami i nocami, podtrzymując siebie nawzajem przed upadkiem.
Nie mogliśmy dobudzić tych, którzy się przewracali. Niektórzy wpadali do
przydrożnych rowów. Uderzenia płazem tasaka nie miały żadnego wpływu
na zasypiających żołnierzy. Orkiestry pułkowe grały, dobosze bili w bębny; nic
jednak nie było lepsze niż sen. Te noce były straszne. Maszerowałem po prawej
stronie sekcji. Około północy zasnąłem i spadłem z krańca drogi. Turlałem się i
turlałem nie zatrzymując się póki nie dotarłem do otwartego pola. Nie puściłem
swojego muszkietu, ale wylądowałem w całkowicie innym świecie. Na szczęście
mój dzielny kapitan wysłał kogoś po mnie. Byłem mocno posiniaczony. Zabrano
mój tornister i muszkiet. Wszystko to na szczęście dobrze mnie dobudziło”.
Szczęśliwcy, którzy zasnęli i nie dali się dobudzić zazwyczaj lądowali na
wozach, które podążały za pułkiem i zbierały śpiących żołnierzy.
Nie zawsze jednak kończyło się tylko na siniakach. Jak wspomina Kajetan
www.kompaniawoltyzerow.pl
Wojciechowski podobny marsz w Hiszpanii skończył się tragicznie. Po
całodniowych potyczkach z hiszpańską kawalerią dywizja generała Merle,
w której skład wchodzili również ułani z Legii Nadwiślańskiej, połączyła
się z generałem Sebastianim, w którego oddziałach znajdowały się również
pułki z Księstwa Warszawskiego, dywizja niemiecka, pułk huzarów
holenderskich i francuskich. Po połączeniu, nie dając czasu żołnierzom
na wypoczęcie, zatrąbiono na nocny, forsowny marsz. Przyzwyczajone do
pochodów w „największej cichości” oddziały szybko poczęły zapadać w
sen. Po pewnym czasie wszyscy, od szeregowych, kończąc na generałach,
drzemali na koniach. Ale oddajmy głos autorowi:
„Kiedy bowiem marszałek maszerujący na czele piechoty dostrzegł, że
kawaleryja, zamiast zatrzymać się przed ogrodami oliwnemi, i czekać aż
się korpus uszykuje i świtać zacznie, wciąż maszeruje, rozgniewany, posłał
adjutanta z rozkazem zatrzymania kolumny. Ten nie mogąc dojechać do czoła
kolumny, bo każden śpiąc, żaden nie ustępował mu z drogi, krzyknął więc
przeraźliwie halt!
Na to hasło szpica dała ognia, awangarda mając broń przygotowaną, toż samo
uczyniła”
Streszczając potyczkę Wojciechowski opisuje atak huzarów holenderskich
na Francuzów, których w ciemności wzięli za pułki hiszpańskie. Ci podjęli
walkę, gdyż Holendrów wzięli za Szwajcarów w służbie wroga. Nasi ułani
nadwiślańscy dowodzeni przez kapitana Huppeta uskoczyli w prawo
i nie wmieszali się do walki. Gorzej było z Polska piechotą, która rzęsistym
ogniem przywitała kotłującą się w ciemności, sojuszniczą kawalerię. Ta
sądząc, że to piechota hiszpańska zaatakowała na Polaków, którzy odparli
szarżę z dość dużymi stratami.
Artyleria myśląc, że to pułapka poczęła zagważdżać działa i konie obrzynać,
Dopiero z nastaniem ranka sytuacja się wyjaśniła. Hiszpanie opisali
to później jako swoje zwycięstwo, a Francuzi...oddajmy głos naszemu
pamiętnikarzowi:
„Smutne nasze nocne wydarzenie, nastąpiło z powodu ospałości generała
komenderującego awangardą i samej awangardy, przypisane zostało
polakom”.
Jednak nie zawsze nocne marsze w żołnierskich pamiętnikach wspominane
są jako koszmar. Jak wspominają praktycznie wszyscy żołnierze odbywający
kampanię roku 1812 i 1813 nocne marsze stały się normą, gdyż pozwalały
ominąć popołudniowy upał. Żołnierze, aby umilić sobie nocne ruchy
wojsk zazwyczaj maszerowali ze świeczkami, bądź trzaskami (podobno
tradycja ta wzięła się z przemarszów po Bawarii i Austrii, gdzie było dużo
ulów, z których żołnierze kradli wosk i wyrabiali świecie). Niesamowitym
www.kompaniawoltyzerow.pl
widokiem dla mieszkańców wiosek i miast było spoglądanie na dziesiątki
tysięcy żołnierzy, którzy wszyscy, z małym światełkiem w dłoni, przelewali
się przez horyzont. Ogień był ważnym elementem nocnego marszu, nie
tylko z powodu świec....
Jak pisze Antoine Fortuné de Brack „każdy żołnierz powinien być zachęcany
do palenia fajki”. I tak nocną porą fajka była najlepszym towarzyszem
każdego żołnierza. Odpędzała złe myśli, nie pozwalała zasnąć, zabijała głód
i pragnienie. Co więcej, wymuszała na żołnierzach ciągłe noszenie
krzemienia i krzesiwka, oraz uczyła sprawnego posługiwania się nimi.
Dlatego fajkę należy uznać nieodłączną część wojennej rzeczywistości.
Większość pamiętnikarzy wspomina nocne marsze głównie jako czas
sentymentalnych piosenek i opowieści. Zazwyczaj kilku żołnierzy
rozpoczynało nostalgiczne lub romantyczne piosenki, których refreny
powtarzane były przez cały oddział. Alternatywą były opowieści
weteranów lub zestaw historii, które pomimo że każdy znał umilały
większość żołnierskich wieczorów. Francuska armia charakteryzowała się
gadatliwością w szeregach. Najpopularniejszą serią opowieści, była historia
La Ramee – archetypu francuskiego żołnierza – zawadiaki, marzyciela,
człowieka, który wychodzi z każdego problemu obronną ręką.
Jeśli nocne marsze miały odbywać się w ciszy wszelkie rozmowy były
oczywiście całkowicie zakazane. Dodatkowo żołnierze, jeśli poruszali się
po kamienistym terenie, zawijali swoje buty w słomę – miało to wygłuszyć
uderzenia metalowych ćwieków o twarde podłoże. W trudnym, skalistym
terenie, gdy noc była ciemna, żołnierze by nie zgubić drogi, trzymali
się za końce fraków (mowa tutaj o żołnierzach Gwardii, którzy takowe
posiadali).
Opowieści i ogólnie rozmowy nie były możliwe podczas marszu w bardzo
suchym terenie, gdy maszerujące wojska wzbijały tumany kurzu. Wtedy to
radzono wkładanie mokrej słomy w usta, aby uniemożliwić wpadanie pyłu
do gardła, oraz robiono „okulary” z denek butelek by osłaniać w ten sposób
oczy.
Generalnie w nocy starano utrzymać się również normalny rytm marszu.
Nie jestem w stanie napisać, kiedy dokładnie organizowano „grand halt”,
czyli godzinną przerwę na posiłek, która w dziennym marszu odbywała
się w południe. Należy jednak przypuszczać, że przerwa miała miejsce
w połowie marszowego czasu. Zachowywano natomiast tzw. przerwę
na fajkę (halte des pipes), która zależnie od źródeł odbywała się albo co
godzinę marszu, albo po każdej przemaszerowanej lidze (ok. 4 kilometry
800 metrów). Podczas tego typu postojów nie pozwalano ściągać tornistrów,
ani mundurów, jak również źle widziane było picie od razu po zatrzymaniu.
www.kompaniawoltyzerow.pl
Tłumaczono to faktem, że im więcej człowiek pije, tym mocniej się poci
co wywołuje gorączkę. Mniej więcej raz na tydzień organizowano sejour,
czyli dwudziestoczterogodzinny godzinny postój. W tym czasie do pułku
dołączali maruderzy, a żołnierze mieli czas na naprawę munduru, broni itd.
Oprócz tych przerw, w przypadku marszu dużych formacji, oficer mógł
zarządzić kilkuminutowy postój początku kolumny, aby zmniejszyć
przerwy między maszerującymi żołnierzami. Miało to na celu uniknięcie
efektu „akordeonu”, gdy wojsko podczas marszu „zbijało się” i „rozciągało”,
gdy oficerowie nie umieli utrzymać równego kroku swoich żołnierzy.
Normalnie „etape”marszowy miał od ok. 16km do 35km. Średnio jednak
maszerowano około 24km. Jeśli chodzi o prędkość marszu odsyłam
do artykułu Nipiego o krokach marszowych. Generalnie maszerowano
z prędkością kroku podróżnego. Jeśli oddział zmuszony był do szybszego
przemieszczenia stosowano pas accelere lub pas de charge. Generalnie jednak
preferowano zwiększanie długości etapów marszowych, niż zwiększanie
prędkości. Oczywiście wszystkie te normy zależały od terenu, w którym
maszerowano, pory roku, jak i umiejętności oficerów i podoficerów. Zdarzało
się, że źle prowadzony pułk zmuszał żołnierzy na końcu kolumny do biegu,
gdyż przód kolumny wysuwał się znacznie do przodu (nagminnie zdarzało
się to przy przeszkodach terenowych - jeśli początek kolumny ruszył przed
siebie po jej pokonaniu, tył kolumny musiał nadrabiać biegiem).
Należy zaznaczyć, że normy te bardziej stosowano w stosunku do Gwardii,
gdyż ta miała przywilej wyboru najlepszych dróg, oraz pierwszeństwa przed
innymi pułkami. Jak podsumował to jeden ze znajomych Blazer`a: „Nie
wiesz, że osioł należący do Gwardii ma rangę muła?” Wszystko to dawało
Gwardii większe pole do popisu w stosowaniu przepisów marszowych.
Jeśli oddział musiał bardzo szybko zmienić swoje położenie. Zezwalano
żołnierzom na korzystanie z wozów, które wiozły je do celu, lub pozwalano
im na złożenie na nich muszkietów i tornistrów, co znacznie ułatwiało
marsz.
Oprócz tego wszystkiego i tak każdy pamiętnikarz opisuje własne patenty
i rady związane z marszem. I tak część wspomina o marszu jako najlepszej
okazji dla podoficera do użycia tasaka. Nic tak nie budziło zasypiających
żołnierzy jak uderzenie płazem ostrza po ramieniu. Innym sposobem na
nie zasypianie była wspomniana fajka. Inni próbowali urozmaicić sobie czas
wszelkiego rodzaju kawałami.
Najbardziej popularnym było wyprowadzanie śpiących kolegów z szeregów
i kierowanie ich w drugą stronę. Zazwyczaj kończyło się to kupą śmiechu,
jednak czasami było brzemienne w skutkach.
Wojciechowski wspomina o takim przypadku w Hiszpanii, gdy jeden
z ułanów zasnął na koniu. Jego towarzysz skierował rumaka w drugą stronę
www.kompaniawoltyzerow.pl
i po chwili żołnierz bezwiednie wyjechał za kolumnę. Gdy obudził się,
szybko zawrócił do oddziału, gdzie przywitał go śmiech współtowarzyszy.
Gdy sprawa się wydała wyzwał na pojedynek prowodyra kawału, lecz
przegrał i został mocno „porąbany”. Racja leżała jednak o tyle po jego
stronie, że nocne, samotne wyjście poza ariergardę łatwo mogło skończyć
się okrutną śmiercią z rąk partyzantów.
Pomimo, że przemieszczenia się wojsk było relatywnie dobrze uregulowane
nie zmieniało to jednak faktu, że i tak podczas każdego marszu dziesiątki
żołnierzy zostawało z tyłu, traciło przytomność lub umierało. Sposób
zbierania maruderów, zajmowania się rannymi podczas marszu, czy też
przemieszczania się pułku, ich uzupełnień jest tak rozległym tematem, że
wymaga oddzielnego artykułu.
Zaczęliśmy wspomnieniem o heroicznym, choć bezsensownym marszu,
który przeszedł do historii więc i skończmy opowieścią o innym nocnym
marszu, który przeszedł do legend.
Przed bitwą pod Austerlitz dywizja Frianta z 3 korpusu Davouta musiała
przejść ponad 112 kilometrów w ciągu 36 godzin. Maszerowali dzień
i noc niemniej jednak udało im się dojść i osłonili jedno ze skrzydeł armii
Cesarza. Ten nadludzki wysiłek został okupiony ogromnymi stratami
podczas marszu (tylko 1 na 20 żołnierzy dotarł pod Austerlitz wraz
z dowódcą; reszta dotarła w następnych godzinach) jednak historia ta
przeszła do legend i przez długie lata była przykładem jak daleko może
dojść zdeterminowane wojsko.
sporządził Paweł Nowaczek vel L`Aimant
Bibliografia:
„Pamiętniki i Diariusze Domu Naszego” Prot Lelewel, Część II, Ossolineum 1966
“Swords around a throne Napoleon’s Grand Armee” John R.Etling
“Captain Coignet A soldeir of Napoleon’s Imperial Guard from the Italian Campaign to
Waterloo” Jean-Roch Coignet
“Life in Napoleon’s Army” Elzear Blaze
“Pamiętniki” Kajetan Wojciechowski
“Pamiętniki oficera polskiego” H.Brandt
“Pamiętniki” Franciszek z Błociszewa Gajewski
“Napoleon Cesarz Królów” Max Gallo
“Gawędy Żołnierskie” W. Gąsiorowski
“Cavalry Outpost Duties” Antoine Fortuné de Brack, Camillo Casatti Cadmus Carr
www.kompaniawoltyzerow.pl

Podobne dokumenty