Kompleksy i frustracje – Marta Ryczkowska
Transkrypt
Kompleksy i frustracje – Marta Ryczkowska
Kompleksy i frustracje A jeśli to nie ludzie reagują na obrazy, ale obrazy reagują na ludzi? We współczesnej kulturze obrazkowej bardzo często przypisujemy obrazom własności dalekie od racjonalnych – mogą one nas wprowadzać w konfuzję, ranić, dokonywać różnych rzeczy, kusić, wywoływać pożądanie. Pisząc o obrazach, pisze się w istocie o całym świecie społecznym i środowisku życia człowieka. W. J. T. Mitchell w swojej książce „Czego chcą obrazy?” proponuje spojrzeć na obrazy jako na quasi-formy życia. Rozwija kulturową wersję mitologii kreacjonistycznej, przekonując, iż istnieje sposób mówienia o wartości obrazów w kategoriach współewoluujących bytów, zależnych i niezdolnych do rozmnażania się bez udziału człowieka. Ta analogia pozwala spojrzeć na obrazy jako na gatunki, obdarzone ruchliwością – zdolne do reprodukcji, przyjmujące w toku rozwoju zaskakujące formy. Dodatkowo oddziałują na siebie i na ludzi – ich (od)biorców. Obrazy w myśl tej koncepcji nie są zatem biernymi bytami, istniejącymi obok ludzi, mają moc wpływania na rzeczywistość, zmieniania myślenia, przekształcania naszych wspomnień i wyobraźni, wprowadzania nowych kryteriów, pragnień i wątpliwości. Nie znaczy to jednak, że przyjmujemy je bezkrytycznie – wręcz przeciwnie, obrazy mają również moc drażnienia systemu wartości, podważania go, wzbudzania niepokoju. Najbardziej wyrafinowane świadectwo życia obrazów pochodzi od tych, którzy boją się i nienawidzą tego życia, uważając je za zachętę do moralnej degeneracji, perwersji i cofnięcia się w prymitywne przesądy - mówi Mitchell - Uznając życie obrazów, flirtujemy z idolatrią i fetyszyzmem, co czyni z nas albo głupców, albo łotrów: nabranych na pozory, które sami projektujemy na rzeczy, lub (co gorsza) perwersyjnie i cynicznie narzucamy innym. Tworząc obrazy, by »szły przed nami«, musimy liczyć się z tym, że mogą nas zaprowadzić kwiecistym szlakiem ku potępieniu [Hamlet, akt I, sc. 3]. Okazuje się, że historia teorii obrazów jest w dużej mierze historią niepokoju, strachu przed obrazami. Same obrazy stanowią także zapis lęków i frustracji, zadawnionych pulsujących emocji, które nie znajdują ujścia. Raz po raz pojawiają się głosy, że malarstwo się wyczerpało. Nabrzmiało formą i treścią do tego stopnia, że nie jest w stanie nic innego zaproponować jak tylko trawić samo siebie – naznaczone brakiem, ułomne, zmuszone do nieustannej konfrontacji z własną tradycją. Artyści, których twórczość prezentowana jest na wystawie „Kompleksy i frustracje” szukają własnej formuły wyjścia z tego impasu. Malarstwo w ich wydaniu igra z dwuwymiarową płaszczyzną obrazu, jest ruchliwym i pulsującym medium, nasiąkłym doświadczeniami poprzednich epok. Jest to sztuka drwiąca z własnych ograniczeń – formy, materii, tradycji przedstawienia. Artyści przykładają im rozmaite filtry, które pozwalają na spojrzenie na obrazy z dystansu. Współczesny obraz rozprawia się z mitami na własny temat. Jednym z nich jest mit mimesis. Malarstwo przedstawiające, operujące wizerunkami i przedmiotami kontestuje przypisaną mu od wieków wartość mimetyczną. „Realistyczny” wizerunek pokazuje w istocie to, czym nie jest, bazuje na oszustwie. Podłożem sfery wizualnej jest więc fałsz. Paradoksalnie odbiorcy wizualności nie tylko na niego przyzwalają, ale wręcz się domagają wszechobecnej iluzji. Artyści podważają realność reprezentacji – to, co jest nie jest tym, czym się wydaje. Obrazy Tomasza Bielaka, Jakuba Ciężkiego, Maćka Duchowskiego, Ewy Juszkiewicz, Arka Karapudy, Piotra Korola, Igora Przybylskiego, Zbigniewa Rogalskiego, Katarzyny Szeszyckiej, Sławomira Tomana i Marcina Zawickiego są wycinkiem ich ścieżek w obszarze malarstwa. Stanowią indywidualny zapis procesu myślenia o obrazie. Twórcy wystawy „Kompleksy i frustracje” odsłaniają czułe miejsca rzeczywistości. Wystawa układa się w wizualną opowieść bez wyraźnego początku ani końca, poszczególne motywy połączone są niewidzialną siatką znaczeń, które można odkrywać intuicyjnie. Arek Karapuda prezentuje silnie zgeometryzowaną kompozycję, nasyconą ostrymi kolorami, które podkreślają intensywność konstrukcji. Składa się ona z trzech części i odnosi się do historii artysty związanej z pasją deskorolkową. Tryptyk „Kickflip 360” to reminiscencja triku, który dla artysty w symboliczny sposób zakończył lata 90. Artysta mówi: Kickflip 360 (polegający na obrocie deski dookoła własnej osi oraz wokół własnego środka o 360 stopni) był w latach 90. sztuczką, która wyznaczała wysoki poziom umiejętności ówczesnego skatera. Dziś to już standard, który wykonuje prawie każdy. Nie zmienia to jednak faktu, że trik ten jest bardzo efektowny. Dla mnie była to faza szczytowa, moment graniczny. Bardzo chciałem się go nauczyć, ale niestety nie było to proste. Kiedy jednak na przełomie lat 1999 i 2000, nauczyłem się tego triku, przyszedł czas, aby porzucić deskorolkę i wejść w dorosłość. Na obrazach widnieje cień skatera wykonującego tytułowy trik na tle muru. Postać jest obecna jedynie poprzez sugestię, co sugeruje, że należy już do przeszłości, do której nie ma dostępu. Twórczość Maćka Duchowskiego wynika z namysłu nad charakterem naszych czasów, w którym panuje dyktat mediów stale filtrujących obrazy. To nieustanne zapośredniczenie, tworzenie kopii, które nie odsyłają do żadnego oryginału, artysta poddaje krytycznej refleksji – przystawia mu lustro w postaci malarstwa. Nie neguje ani nie przedrzeźnia medialnych wizerunków, tworzy raczej ich przedłużenie odsyłające do sfery metafizycznej. Artysta mówi: Badanie współczesnej wizualności oraz sposobów widzenia jest warte szczególnej uwagi, ponieważ niemal wszystko, co wiemy o świecie i jak go odczuwamy, jest nam dostarczane za pomocą przetworzonych obrazów. Ewa Juszkiewicz interpretuje kobiece portrety z dawnego malarstwa, stworzone według obowiązujących kanonów. Jako malarka czuję potrzebę odniesienia się do historii malarstwa, podjęcia dyskusji z tradycją – mówi artystka – Ważnym aspektem jest sam proces powstawania obrazu. Maluję na podstawie reprodukcji, z jednej strony dekonstruuję ją, a z drugiej wiernie podążam za pociągnięciami pędzla autora pierwowzoru. Feministyczne appropriation art – jak nieraz określane jest jej działanie – bazuje na tworzeniu kopii, prześlizgiwaniu się w pobliżu oryginału by nagle nieoczekiwanie zboczyć z kursu, dokonać nieoczekiwanej transformacji. Mutacje, jakim artystka poddaje sztywne kobiece wizerunki każe widzieć je jako obiekt rzeźbiarski. Zamiast twarzy jej modelki mają misternie udrapowaną tkaninę bądź upięte włosy, stanowią tym samym figury uwięzione w kokonie kobiecości. Marcin Zawicki w niezwykle twórczy sposób posługuje się tradycją trompe l’oeil. Tworzy obrazy bazujące na iluzji, mierzy się z tradycją reprezentacji, umiejętnie żonglując przy tym obrazami kultury masowej. Jego praca nad obrazem rozpoczyna się od konstrukcji miniaturowego modelu, makiety, która zostaje następnie przeniesiona na płótno. Obrazy z serii „The Boys” stanowią próbę zmierzenia się z archetypem mężczyzny z pozycji artysty. Filmowi kowboje zostają symbolicznie przesunięci na plan dalszy poprzez nałożenie na ich maczystowskie wizerunki kolorowej, niemęskiej materii. Cykl „The fall” koncentruje się na rozwarstwieniu materii, badaniu jej gęstości i barwy, w podtekście unaocznia także jej przemijalność. Tomasz Bielak poddaje swoje obrazy szczególnemu retuszowi. Podstawą jego działania są namalowane obrazy, które oglądane po latach przez ich autora, domagają się kontynuacji. Coś, co kiedyś wydawało się zakończonym procesem, dziś wzbudza niedosyt i zmusza do radykalnych działań – częściowej eliminacji obrazu, która określa i buduje go na nowo. Artysta mówi, że w ten sposób możliwy jest dialog z sobą samym sprzed lat: Ponieważ prace są wciąż u mnie a moja świadomość jako ich twórcy ulega zmianie, nie mogę przejść obok tego faktu obojętnie. Nie jest to założenie programowe (zamalowywać), ale wynik ich oddziaływania na mnie w czasie teraźniejszym. Powstałe w ten sposób obrazy drugiego stopnia zasłaniają i odsłaniają, coś pozostaje w ukryciu, ale dzięki temu coś innego jest bardziej widoczne. Katarzyna Szeszycka prezentuje studium malarskie, którego inspiracją jest nocne światło – nieuchwytne, migotliwe, odrobinę irracjonalne i zaskakujące. Pozwala ono dostrzec świat w zupełnie innym kształcie i odcieniach niż za dnia. Swoje obserwacje artystka uczyniła zarzewiem problemu malarskiego, który kon- sekwentnie rozwija, posługując się różnymi mediami, zbliżając się i oddalając od malarstwa. Intryguje ją graniczność szczątkowego światła, która jest ostatnim stopniem przed absolutną ciemnością. Jednym z eksperymentów bazujących na tym zjawisku była hodowla roślin bez dostępu światła, w efekcie której pojawiły się wątłe, białe liście, twór paradoksalny, istniejący na przekór naturze. Igor Przybylski snuje wizualną opowieść o podróży, którą postrzega jako stan najbardziej naturalny. Eksploruje temat transportu publicznego, malując koleje, lokomotywy, autobusy, ich detale i elementy identyfikacji wizualnej. „Zamienię cię na lepszy model” to praca inspirowana miniaturowymi modelami autobusu Ikarus, charakterystycznym modelem, który jawi się jako relikt przeszłości. Artysta mówi: Ikarus jako autobus przestarzały stał się synonimem kompleksów władz Warszawy. Władze miasta planowały, aby się ich pozbyć do końca 2012 roku, udało się to dopiero rok później i Warszawa tym samym pozbyła się tych pojazdów, jako jedno z ostatnich miast w Polsce. Drugi obraz prezentuje znaczek okolicznościowy z niemiecką lokomotywą Baureihe 103, która w 1975 roku przekroczyła prędkość 280 km na godzinę. To osiągnięcie techniczne zostało uwiecznione powtórnie w malarskim przedstawieniu, prowokując do refleksji nad postępem. Obrazy Sławomira Tomana również dotyczą środków komunikacji jako symboli ludzkich aspiracji. Cykl „Mascots” pokazuje emblematy luksusowych samochodów. Kobiece figurki reprezentują różne marki takie jak chevrolet czy rolls-royce. Lśniące figurki kobiet na neutralnym tle jawią się jako metonimia fetyszu – element czegoś, co wzbudza pożądanie, symbol niedoścignionego marzenia. Są obrazem nieustającej ludzkiej tęsknoty, dążenia do piękna, doskonałości i luksusu. Sylwetki kobiet ujęte w pełnej emfazy pozie, wydają się bliskie a zarazem dalekie i nieosiągalne. Zbigniew Rogalski bazuje na realności – bada sposoby postrzegania przedmiotów i fenomenów. Interesują go wizualne efekty, odbicia, zwielokrotnienia, wizualne zagadki. Obraz prezentowany na wystawie pochodzi z cyklu „Historie”, którego tematem były akwaria, prawie puste, przezroczyste i odbijające się w sobie. Artysta bada problem percepcji. Kadr oddaje nie tyle przedstawianą rzeczywistość, co sposób jej postrzegania. Pozornie przypadkowy obiekt, otwarty szklany prostopadłościan, którego dolna część została zamalowana, można odczytywać jako zaznaczenie przestrzeni egzystencji. Obraz stanowi metaforę ograniczenia, widzialnej i niewidzialnej bariery. Punktem wyjścia malarskich przekształceń Jakuba Ciężkiego również jest przedmiot o wyraźnie zrytmizowanej strukturze. Wypełnia on szczelnie całą płaszczyznę obrazu bądź ujawnia się fragmentarycznie. Realizm przedstawienia malowanych obiektów podkreśla dbałość o szczegół, ujawniająca się w fakturze zestawionej z czystą materią tła. Artysta obnaża konstrukcję obiektów w całej surowości i dynamice linii. Przedstawienia fragmentów liter reklamowych ujętych od tyłu nawiązują do obrazów Eda Ruschy, w których łączy tekst z obrazem (szczególnie do obrazu „Hollywood”). Odbiorca znajduje się w osobliwej pozycji, ogląda rewers liter reklamowych wraz z ich stelażem. Ciężki umożliwia wejście za kulisy rzeczy, które poprzez fragmentaryczne ujęcie na nowo domagają się definicji. Piotr Korol tworzy przestrzenne, fakturowe obrazy poprzez serię zanurzeń w farbie. Powierzchnia płótna sytuując się równolegle do podłoża, toczy z nim grawitacyjny dialog. Obraz tworzy się samoistnie, farba gęstnieje i zastyga w formie stalaktytów. Sytuacja zmienia się, kiedy obraz przylega do ściany, wówczas stożkowe nacieki wychodzą wprost do widza. Gęsta, dynamiczna powierzchnia powstała na skutek sił ciążenia staje się trójwymiarowa, przekracza płaski ekran obrazu. Rezultatem tych działań są obrazy grawitacyjne, na których czerwień toczy dialog z zielenią. Obraz złożony z sześciu podobrazi „połączonych” pięcioma plamami koloru, powstał przy pomocy obrazów-matryc, z których wielokrotnie skapywała farba. W ciszy bieli pojawią się zrytmizowane formy, których kolorystyka wydaje się być przypadkowa, bez jakiegokolwiek kodu doboru koloru. Biel podobrazi koresponduje z bielą ściany, uwypuklając feerie kolorowych kropek – mówi artysta – Kierowałem się zasadą, by zderzyć biel - ciszę - pustkę z kolorami – dźwiękami – wypełnieniem. Wspomniane plamy barwne, są jakby pieczęciami, które nierozerwalnie łączą 6 elementów w jeden obraz. „Kompleksy i frustracje” to konsekwencja i rozwinięcie spotkania artystów, które miało miejsce w Galerii Salon Akademii w Warszawie podczas wystawy „Chłodne spojrzenie” w 2013 roku. Wówczas pojawił się po- mysł, aby pokazywać różne drogi współczesnego obrazu, poszerzając skład o wyraziste postaci z polskiej sceny artystycznej, o starannie obranym kierunku poszukiwań i niepowtarzalnym stylu. W efekcie powstała wystawa, która pokazuje formy gry z obrazem w oparciu o materiał znaleziony, usankcjonowany wieloletnią tradycją przedstawieniową. Artyści niczym wytrawni badacze zdzierają z niego zmurszały naskórek, oglądają pod lupą, rozwarstwiają, podważając jego strukturę. Zderzenie z olbrzymią tradycją malarstwa sztalugowego jest oczywistym źródłem kompleksów i frustracji, z czego artyści z właściwą sobie przekorą i dozą autoironii skwapliwie korzystają. Ale nie tylko ona jest punktem odniesienia – u podstaw oglądanych na wystawie obrazów leżą dziecięce lęki i złe sny, młodzieńcze próby przekroczenia własnych, fizycznych ograniczeń, niezgoda na stereotypowe postrzeganie kobiety i mężczyzny („męczyzny”), fascynacja przedmiotem i pragnienie luksusu. Wszystkie te elementy przypominają rozbite lustro ludzkich pragnień i oczekiwań wobec rzeczywistości. Marta Ryczkowska