Umiarkowany sceptycyzm – znak rozpoznawczy prawdziwego

Transkrypt

Umiarkowany sceptycyzm – znak rozpoznawczy prawdziwego
Umiarkowany sceptycyzm – znak rozpoznawczy
prawdziwego humanisty
J
eżeli pragniemy wytropić obszar pseudonauki w obszarze geografii lub w ramach dyscyplin z geografią powiązanych, nie musimy odwoływać się koniecznie do koncepcji „młodej Ziemi” jako geologicznej postaci kreacjonizmu. We wstępie do rozważań
o pseudonauce na obrzeżach biologii wskazałem, że dosłowny kreacjonizm jest poglądem
podzielanym przez tak nielicznych biblijnych fundamentalistów (nie tylko chrześcijańskich), że moim zdaniem szkoda mu poświęcać zbyt wiele uwagi. Ciekawsze jest za to
wyrafinowane przenikanie się nauki i pseudonauki w ramach klimatologii, meteorologii,
geografii ekonomicznej, epidemiologii, demografii.
Hasło: klimatologia. Odzew: ocieplenie klimatu. Teoria o stopniowym ocieplaniu Ziemi i tym bardziej o wpływie gospodarki człowieka na to ocieplanie to
najbardziej spektakularny spór naukowy naszych czasów. Ale czy
naprawdę jest to spór naukowy? Czy może publicystyczny,
polityczny, lobbingowy? Lewica nie lubi tych wstrętnych
burżujów, co to (dla zysku) uciskają ludzi pracy
i również (dla zysku) chcą zniszczyć całą ludzkość, lansując konsumpcjonizm i ocieplając
naszą planetę. Za to prawica piętnuje pychę
człowieka, twierdząc, że nie jest w mocy
ludzkiej ani psucie klimatu, ani jego poprawianie w skali globalnej. W tym
momencie spór staje się polityczny
i co gorsza – ideologiczny, a uczeni
dostarczają argumentów użytecznych dla wpływowych mocodawców
finansujących badania.
Do tego dochodzą interesy tych, którzy zamierzają
zarobić na „czystych technologiach” – i wtedy zapotrzebowanie na jednostronną interpretację danych i na pochopne,
ale oczekiwane wnioski jest tak duże, że zostaje przekroczona granica
między nauką a pseudonauką. A nawet jeżeli uczeni zachowają rozsądek,
to dziennikarze podgrzeją atmosferę (tę medialną).
Paradoksalnie nauka jest sobie trochę sama winna. Nauki przyrodnicze
zdobyły tak ogromny autorytet, że przeciętni ludzie sądzą, że dla uczonych nie
ma już tajemnic. Na próżno znawcy procesów zachodzących w atmosferze twierdzą, że
nie do końca wiadomo, jaka jest natura zwykłych piorunów albo co powoduje tornada
(akurat w danym miejscu i w danym czasie). Chcemy precyzyjnych prognoz pogody,
jesteśmy gotowi podawać do sądu instytuty meteorologiczne, jeżeli nie ostrzegą przed
gradem lub przymrozkiem. Z drugiej strony uczeni nie mają odwagi przyznać, że coś
jest nie do przewidzenia. Taka szczerość mogłaby się skończyć ograniczeniem funduszy
na badania. Stąd się bierze przekraczanie granic rzetelnej naukowości: przedstawianie
długoterminowych prognoz pogody, przewidywanie trendów demograficznych i ekonomicznych, zapowiadanie epidemii czy wręcz pandemii, które miały wstrząsnąć światem,
a zaistniały tylko jako fakt medialny.
Gdyby rzetelnie porównywać kolejne ekspertyzy meteorologów dotyczące zmian
klimatu, geologów w sprawie przewidywanych zasobów naturalnych, hydrologów w dziedzinie nadmiaru lub niedomiaru wody, ekonomistów w kwestii rozwoju lub podupadania
pewnych regionów, to dopiero by się okazało, jaka jest skala pseudonaukowych nadużyć.
Lekarstwem na nie jest odrobina sceptycyzmu. Umiarkowany sceptycyzm to znak rozpoznawczy prawdziwego humanisty.
Jerzy Pilikowski