Darmowy fragment www.bezkartek.pl
Transkrypt
Darmowy fragment www.bezkartek.pl
t en m l ragek.p f y t ow zkar m r e Daww.b w Copyright © by Mariusz Solecki Copyright © for the e-book edition by Bezkartek.pl Self-Publishing Warszawa 2011 t en m l ragek.p f y t ow zkar m r e Daww.b w Wydawnictwo Bezkartek.pl Self-Publishing 02-106 Warszawa, ul. Pawińskiego 5a, Budynek D tel. +48 22 219 70 68 [email protected] www.bezkartek.pl ISBN 978-83-62330-51-5 Mariusz Solecki wojna zwykłych t en ludzi m ag .pl r y f artek w o k rm.bez a D ww w 2011 t en m l ragek.p f y t ow zkar m r e Daww.b w Przedtekście Bohaterowie tej książki: Podolanka Stefa, Wilhelm urodzony w Bośni, wspominająca Tempelburg Wera, pełna prostoty Władzia, artylerzysta Ludwik, „Morwa” z oddziału „Zapory” – nie dokonali niczego, za co wpisują do encyklopedii. Nie byli przywódcami państw, wielkimi wodzami, laureatami Nagrody Nobla ani świętymi. A jednak zasługują na pamięć, na kilka kartek zaczernionych drukiem, skrywającym tajemnicę ich życiorysów poszarpanych przez ostatnią wojnę. W biografiach Stefy, Weroniki, Władzi, Wilhelma, Ludwika, Mariana przegląda się wielka historia, o wiele bardziej zrozumiała i bliższa nam niż utrwalona w podręcznikach, bo skrojona na ludzką miarę, na miarę zwykłych ludzi. nt mepl g a fr tek. y ow zkar m r e Daww.b w t en m l ragek.p f y t ow zkar m r e Daww.b w Podolanka Dziewiętnastoletnia Stefa nie chciała wyjeżdżać z rodzicami na zachód. Zamienić Nowosiółkę na nieznane? Malowniczo pofalowane Podole na płaskie jak stół poniemieckie niziny? Za nic w świecie! Postanowiła zostać z siostrami w jazłowieckim klasztorze. Ale ojciec nie zgodził się na rozłączenie rodziny. W połowie października 1945 r. wsiedli na wóz i jadą na stację w Pyszkowcach. Przed nimi furmanki i za nimi, wyładowane ludźmi i dobytkiem. Rzeka zaprzęgów. Nie ujechali daleko: „Strzały. Wyleciała banda ukraińska, banderowcy. Idzie w ich stronę uzbrojony Franko Barylak. Zastrzelili go. Wyskoczyłam z wozu, a był na nim jeszcze Kazio Gut, który, widząc, co się dzieje, zaczął szukać schowanego w swoich rzeczach karabinu. Mówię: t enzrobisz? – Kaziu, co ty sam, dziecko, z karabinem m l ragek.p go, a banderowcy coś On był młodszy ode mnie. Powstrzymałam f wy kart chyba zauważyli. Podchodzą iomówią: z m r oboje – Ojciec ma jechać, a wy .be zostajecie. My musimy ciało sprzątDaww nąć. w Ale co nas obchodzi ciało tego Polaka zabitego przed chwilą? Poznałam, że jeden z banderowców to mój sąsiad – Milko Połowczuk. Ale tu ani w oczy mu spojrzeć, ani zapytać się go, dlaczego mnie zatrzymał. Już wiedziałam: albo gwałt, albo zabójstwo, albo jedno i drugie. Stanęłam i zaczęłam gorąco modlić się. A biedny Kaziu się trzęsie. Chwytam go za rękę i mówię: – Kaziu, co będzie, to będzie, jesteśmy oboje. Ojciec zaczął płakać, uklęknął przed Ukraińcem, a we mnie jeszcze gorszy żal: –Tato, przed kim klękacie? – Puść mi córkę! – Nie, nie puszczę! Tu mają stać, aż my ciało sprzątniemy. I trzyma nas pod bronią, patrzy na nas, pozostali kopią dół. A my stoimy chyba ze dwie godziny, a mnie się zdawało, że to już miesiąc. Mariusz Solecki wojna zwykłych ludzi Sprzątnęli to ciało. I chyba zaczęła już działać modlitwa. Zawsze będę mówić, że tylko wiara, modlitwa do Pani Jazłowieckiej ocaliła mnie wtedy. Wyszedł z lasu jakiś nowy banderowiec i mówi: – A pustyj ich. – Nie! – Pustyj ich, bo pujdu do atamana!”. Puścił. Przerażona dziewczyna już nie myślała o zostaniu w klasztorze. Stała się gorącą orędowniczką wyjazdu na zachód. W sznurze wozów zmierzających owego pamiętnego dnia dla dziewczyny na stację w Pyszkowcach jechali również członkowie straży obronnej, „istriebitieli”, jak ich nazywano, ale żaden nie ujął się za Stefą i Kaziem. Bali się. Z dwóch stron drogi ciągnął się gęsty lasek, a ilu skrywał napastników, było niewiadomą, nikt nie chciał prowokować licha. Samoobrona zebrała się wieczorem, otoczyła lasek, puściła w gąszcz serie. Nikogo nie było. Banderowcy, przewidując bieg wypadków, oddalili się. nt Młodzi dopędzili ojca Stefy już nagstacji, mepl gdzie było pełno ludzi k. z Nowosiółki, z Dulib, ze Żnibrodów, na pociąg dla fra teoczekujących y r w a wysiedleńców. Wyjazd nastąpił o dopiero k po Wszystkich Świętych, porm.bez przedzony był ponad dwutygodniowym koczowaniem przy torach. a D ww Jechali Kresowiacy na odkrytych wagonach (kryty był tylko wagon w do przewozu bydła) w śniegu i w deszczu, zżerani prze brud i wszy, owiewani wiatrem od zachodu. Jedli swoje zapasy, na postojach gotowali zalewajki. Pociąg to przyspieszał, to zwalniał, przystawał i cofał się, mantrą rytmicznie stukających kół wprawiając wygnańców w trans wspomnień. Stefa, okutana kołdrą z konopnych kłaków, wracała w snach do swojej Nowosiółki. Wracała do jawy dni i miejsc, które z każdym kolejnym gwizdem lokomotywy coraz bardziej upodobniały się do snu. Do ciszy niebytu. Istriebitielne bataliony – wiejskie samoobrony i ruchome oddziały partyzanckie formowane na Kresach podczas II wojny światowej przez NKWD głównie z Polaków, wymierzone przeciwko ludobójczej działalności sotni UPA. wojna zwykłych ludzi podolanka Nowosiółka Jazłowiecka Był sad w „Panu Tadeuszu”, był dom w Nowosiółce Jazłowieckiej, dom rodzinny – stary i niewielki – niska lepianka z gliny kryta strzechą, pomalowana na biało wapnem z domieszką alabastru, z klepiskiem zamiast podłóg; kawał mizernej materii, jeden z największych skarbów osobistych. Był dom na pagórku, jeden z wielu w podolskiej wsi, ale jedyny taki. W pobliżu znajdowały się kamieniołomy i przepływał Jazłowczyk, dopływ Strypy. Blisko domu rozciągał się las. Jak tylko zakwitły fiołki lub śnieżyczki, Stefa biegła w kolorową dal robić bukiety, wić wianki; hasała po bujnie zieleniących się wzgórzach. Rodzice dziewczyny – Teresa z domu Bundziak i Andrzej Mandrakowie – mieli 10 morgów ziemi – „za sanacji to było coś”. Hodowali trzy krowy, dwie jałówki, trzy konie. Ich córka bardzo lubiła konie, jeździła na nich na oklep, prowadziła je do wodopoju. Widzieli t i to, że dziewczynka to jej rodzice i pochwalali, nie uszło ich uwadze ejąn do szkoły sióstr Niepom zdradza zamiłowanie do książek. Zapisali .pl rageklasztorze, k f kalanek, mieszczącej się w jazłowieckim założonym przez wy kart o błogosławioną Marcelinę Darowską. ez rm.bnietuzinkowych Wśród zakonnic było postaci, jak na przyDawiele w w kład siostra Laureta, zawwalkę z bronią w ręku o Lwów w 1918 r. mianowana kapralem i odznaczona Krzyżem Walecznych , czy córki generała Klemensa Rudnickiego; pomiędzy niepokalankami była też filigranowa blondynka Anielcia, kilkakrotnie przylatywał po nią samolotem z Francji ojciec, usilnie namawiając do powrotu. Odmówiła. 9 lipca 1939 r. odbyła się koronacja figury NMP Jazłowieckiej papieskim złotym diademem, której dokonał w imieniu Piusa XII Prymas Polski kard. August Hlond w obecności duchowieństwa, przedstawicieli władz państwowych, Pułku Ułanów Jazłowieckich i tysięcy pielgrzymów. Stefania brała udział w tych uroczystościach. Oglądała ją „tylko ze swojego pagórka, bo trudno było dostać się bliżej”. Kiedy weszli bolszewicy, cudami słynącą figurę Pani Jazłowieckiej, dłuta Oskara Sosnowskiego, siostry strzegły jak źrenicy oka. Szerzej o bohaterskiej zakonnicy pisze A. Wartalski, „Jazłowiec – zarys dziejów miasta”, http://www.lwow.com.pl/semper/jazlowiec.html Mariusz Solecki wojna zwykłych ludzi Jak to na Kresach II RP, Nowosiółka stanowiła mozaikę etniczną. Obok Polaków mieszkali w niej Żydzi i Ukraińcy. Stefania nie bawiła się z żydowskimi dziećmi bynajmniej nie z powodów ideowych. Bała się: „W okolicy żył Żyd, nazywał się Kopeł. Gdy go zobaczyłam, to uciekałam”. Kopeł nie cieszył się dobrą sławą. Między polskimi dziewczętami mówiło się o nim, że to gwałciciel. Kolegowała się z dziećmi polskimi i ukraińskimi. W zakresie aprowizacyjnym wysiedleńcy skazani byli tylko na siebie, tymczasem zabrane z domu zapasy topniały w oczach. Dopiero w Oświęcimiu, gdy dotarli do PUR-u (Państwowego Urzędu Repatriacyjnego), dostali śledzie, których jednak Stefania nie mogła jeść. Nic dziwnego, że podczas podróży na zachód natrętnie wracały wspomnienia sytych posiłków na Podolu: „Miałam Ukraińca kolegę w sąsiedztwie. Był jedynakiem. On nie najadł się bez nas, a miał w domu luksusy. Leciał po nas, bo nas była trójka, i z nami siadał jeść. A później, w czasie wojny, już było co innego”. t n mepl g . fra tPolszcza” „żeby tylko ynie ek r ow zka m r be Którejś nocy zaczęły Wojna. 3 IX była niedziela. Dawbićw.dzwony. Mandrakowie nie mieli w żelazka, więc Stefa z mamą poszły w sobotę do sąsiadki wyprasować ubranie na sumę. Podczas prasowania nawiązała się rozmowa: – Boże kochany, co teraz będzie… – westchnęła Teresa Mandrak. – Oj, my o to Boga prosili, ręce wznosili. Niech będzie Niemiec, niech będzie bolszewik, żeby nie Polszcza – odpowiedziała sąsiadka, Ukrainka, kompletnie zaskakując swoje polskie sąsiadki takim wyznaniem. – A cóż wam Polska zrobiła, jaką krzywdę? – pyta matka Stefy. – Mieliście autonomię, mieliście swoje szkoły, swoje sejmy… Co wam Polska zrobiła? – Oj, już tak mieliśmy – zripostowała Eleonora Połowczuk, wykonując wymowny gest. – Niech będzie Niemiec, niech będzie bolszewik, żeby tylko nie Polszcza. Polki nie skończyły prasowania. Po raz pierwszy uczestniczyły we Mszy w pomiętych ubraniach. 10