Kibice | Jak wygląda doping na Żylecie

Transkrypt

Kibice | Jak wygląda doping na Żylecie
TEKST: Paweł Nowakowski, klasa 2c
Doping na „Żylecie”
Jeszcze niedawno trybuna otwarta w czasie meczów tętniła życiem. Teraz najzagorzalsi
kibice milczą
Na mecze Legii rozgrywane na własnym stadionie przy ul. Łazienkowskiej 3
przychodziło średnio 10 tys. kibiców. Większość z nich zasiadała na trybunie otwartej,
zwanej „Żyletą”. Skąd ta nazwa? – Kiedyś była tam banda reklamująca żyletki znanej firmy i
tak się przyjęło - mówi jeden ze stałych bywalców.
Na „Żyletę” przychodzili najzagorzalsi kibice i zawsze wspierali swój ukochany
zespół od pierwszej do ostatniej minuty meczu. – Śpiewaliśmy głośno, staraliśmy się też
równo. Czasami tylko brakowało nam nowych piosenek - mówi Andrzej Kalinowski, członek
Stowarzyszenia Kibiców Legii Warszawa. – Jeszcze rok temu byliśmy jedną z najlepiej
dopingujących ekip w kraju - dodaje. Ludzie, którzy zasiadali na trybunie otwartej, dawali z
siebie wszystko. Panowała tu naprawdę bardzo gorąca atmosfera. Wychodzący ze stadionu
kibice mieli często całkiem pozdzierane gardła. Było głośno i wesoło. Układali nawet własne
choreografie. – Przygotowanie oprawy, w zależności od ilości elementów, trwało od kilku
godzin do 7-10 dni - wspomina Andrzej Kalinowski.
Tak było do rozpoczęcia obecnego sezonu i zapewne tak byłoby dalej, gdyby nie brutalne
wydarzenia, jakie miały miejsce w Wilnie. Podczas meczu pucharu Intertoto pomiędzy Vetrą
Wilno a Legią Warszawa, kibice, a raczej kibole, bo tak trzeba ich nazwać, postanowili
okazać swoje niezadowolenie z faktu, że ich ukochana drużyna przegrywa O:2. Wbiegli na
boisko podczas przerwy, rzucając czym się da w stronę policji. Stadion został prawie całkiem
zniszczony. Po tamtych zajściach klub całą winę zrzucił na Stowarzyszenie Kibiców.
- To nieprawda, że wszystko, co wydarzyło się w Wilnie, to nasza wina. My zorganizowaliśmy
wyjazd na własną rękę i prowadziliśmy zorganizowany doping. Wina jest raczej po stronie
policji, która nie zabezpieczyła dobrze stadionu – podsumowuje Kalinowski. Od tamtego
czasu na meczach nie ma dopingu. Kilka osób ze Stowarzyszenia dostało zakaz wejścia na
stadion. Ludzie przychodzili na „Żyletę”, lecz nie śpiewali. Kiedy to się skończy? Na razie
nie wiadomo. Kibice podkreślają, że chcieliby, aby jak najszybciej. Tak, by wróciły czasy,
gdy z „Żylety” szedł doping przez całe 90 minut, albo i dłużej.