Grudzień 2012

Transkrypt

Grudzień 2012
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT)
NR 12 (460) GRUDZIEŃ 2012
MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY
ROK ZAŁOŻENIA 1963
Rok
Młodokaszubów
www.miesiecznikpomerania.pl
Nie tylko kolegiata s. 11
Gdański regionalizm s. 6
Kaszëbsczé kalãdôrze s. 42
w numerze
BEZPŁATNY DODATEK KASZUBSKOJĘZYCZNY
okladka_grudzien_2012.indd 1
2012-11-27 17:41:44
Witómë Ce, Jezëskù drodżi,
Witómë Ce tu westrzód nas.
Chòc jes jesz môłi, ju prosbã mómë:
Ò Jezë, Jezë, ò Jezë, Jezë,
Pòmòże zmienic nasz cãżczi czas.
(„Rëbackô kòlãda”, sł. Jerzi Łisk)
Z leżnoscë Gòdów żëczimë najim Czëtińcóm,
żebë cãżczi czas, ò jaczim spiéwómë w ti kòlãdze, jak nôchùdzy szedł w zabëcé.
Niech môłi Jezësk błogòsławi nama z betlejemsczégò kùmka i dô szczescé,
zgòdã, zdrowié i ùbëtk wszëtczim lëdzóm.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy naszym Czytelnikom,
żeby ciężkie czasy, o których śpiewamy w tej kolędzie, jak najszybciej odeszły w zapomnienie.
Niech mały Jezusek błogosławi nam z betlejemskiego żłóbka
i obdarzy wszystkich ludzi szczęściem, zgodą, zdrowiem i spokojem.
Redakcjowé Kòlegium
i redakcjô cządnika „Pomerania”
okladka_grudzien_2012.indd 2
2012-11-27 17:41:45
Numer wydano dzięki dotacji
Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
W NUMERZE:
2 Od redaktora
39 „KASZËBSCZI NOBEL”
3 Listy
Marika Jelińskô, Kasza Główczewskô
Kazimierz Ostrowski
40 WSPANIAŁA AŻ DO ŚMIERCI
4 Z drugiej ręki
6 REFLEKSJE NAD REGIONALIZMEM GDAŃSKIM
40 CËDOWNÔ JAŻ DO SMIERCË
Marek Adamkowicz
Tłom. Bòżena Ùgòwskô
Z ks. Piotrem Krupińskim rozmawia Edmund Szczesiak
Róman Drzéżdżón
Zofia Watrak
Maya Gelniôk, tłom. Jiwóna i Wòjcech Makùrôcë
Jerzi Nacel, tłom. Danuta Pioch
Jerzy Samp
Józef Belgraù, tłom. Dariusz Majkòwsczi
Zyta Wejer
Z Duszanã Pażdżersczim gôdają Edita Jankòwskô-Germek
i Pioter Léssnaù
Maria Pająkowska-Kensik
Bogusław Breza
50 MOJA POMORANIA
Stanisłôw Hasse
52 NOWI SYMBÒL NORDË?
42 KASZËBSCZÉ KALÃDÔRZE
11 PRZYWRACANIE BLASKU
14 MIĘDZY TRADYCJĄ A NOWOCZESNOŚCIĄ
44 HUSKY NA PÒMÒRZIM
46 W GNIEŻDŻEWIE PRZED… LATY
17 Z DZEJÓW KARTËSCZÉGÒ APTÉKARSTWA
48 GWJIZDÓR
21 TAK SÃ WSZËTKÒ ZACZÃŁO
49 PÓKI SĄ WESELA
23 BÒ W BÔJKACH JE WSZËTKÒ
25 Z MIŁOŚCI DO REDY
27 TACZÉ TO BËŁO ŻËCÉ
28 KLEKÒTKA
49 Działo się w grudniu
Ze Sławiną Kosmulską rozmawia Miłosława Kosmulska
Matéùsz Bùllmann
53 Wiérztë. Gwiôzdczi, aniołë, danka…
rd
29 NIÉ LENO PISANIÉ
54 Lektury
Dariusz Majkòwsczi
57
JESZ JE WIELE PÒMÒRZANÓW DO ÒDKRËCÔ...
Jolanta Justa
Ana Glëszczëńskô, Karolëna Keler
59 Klëka
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
30 SZKIC DO PORTRETU MACIEJA KILARSKIEGO (CZĘŚĆ 1)
33 ÙCZBA 17. GÒDË I SYLWESTER
I–VIII Najô Ùczba
35 NA MOSTKU KAPITAŃSKIM LUB ZA BURTĄ
Marta Szagżdowicz
Jacek Borkowicz
Ryszard Szwoch
36 ASUBA I KACUBA (CZĘŚĆ 5)
38 KOCIEWIE PAMIĘTA
pomerania_grudzien_2012.indd 1
65 CZAS TWARDYCH SUMIEŃ
Tomasz Żuroch-Piechowski
Ana Glëszczëńskô
Tómk Fópka
Rómk Drzéżdżónk
66 JAK ÒBARCHNIEC NA GÒDË
67 NIE STRZELAC DO ÒRGANISTË
68 KÙŃC SWIATA
pomerania grudzień 2012
2012-11-30 17:45:49
Od redaktora
Znany pomorski artysta Marian Kołodziej, mówiąc o jednej ze swych monograficznych wystaw
„Zdarzyło mi się w Gdańsku”, dodawał „koło Kartuz”. Znaczenia Gdańska dla Pomorza nikt chyba
nie zamierza negować, ale w tym roku warto zwrócić szczególną uwagę także na miasto w samym
sercu Kaszub. Kończą się tam właśnie obchody
sześćset trzydziestej rocznicy ufundowania klasztoru braciom z praskiego domu zakonnego kartuzów, co dało początek dzisiejszemu miastu. Niektórzy mówią, że Kartuzy są „w cieniu kolegiaty”, ale trzeba przyznać, że nawet gdyby tak
było, to po ostatnich pracach w tej świątyni i wokół niej jest to cień
wyjątkowo piękny i dostojny.
Swoją rocznicę powstania – bardziej okrągłą, bo osiemsetną – świętuje też w tym roku Żukowo, nekropolia księżnych kaszubsko-pomorskich. Józef Belgrau na łamach „Pomeranii” przypomina początki Żukowa, które podobnie jak Kartuzy swój rozkwit zawdzięcza zakonowi.
Obie te miejscowości przez wieki wywierały ogromny wpływ zarówno na duchowe, jak i kulturalne oraz gospodarcze życie sporej części Pomorza. Czy tak jest i dzisiaj? Działaniom podejmowanym przez
kartuskie instytucje upowszechniania i tworzenia kultury przyjrzymy
się w tym numerze, a do „stolëcë kaszëbsczégò wësziwkù” wrócimy
w styczniu.
A jako że to ostatni numer naszego miesięcznika w tym roku (Roku
Młodokaszubów), chcemy gorąco podziękować naszym Czytelnikom
za to, że byli z nami i nie tylko czytali to, co publikujemy, ale i pisali do
nas, telefonowali z pochwałami i uwagami – na każdym kroku dawali
znać, że traktują „Pomeranię” jako swoje pismo, na którym im zależy.
Jesteśmy Państwu za to bardzo wdzięczni. Mamy nadzieję, że w nowym
2013 roku – jubileuszowym dla naszego pisma, które będzie świętować 50-lecie – ta współpraca, czyli współtworzenie „Pomeranii” będzie
trwać i się rozwijać.
Dariusz Majkowski
Zaprenumeruj nasze pismo na 2013 rok – otrzymasz ciekawą książkę.
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł.
Podane ceny sa cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2013 roku otrzymają jedną z atrakcyjnych książek.
Listę pozycji do wyboru zaprezentujemy w styczniowym numerze naszego pisma. Książki wyślemy we wrześniu 2013 roku.
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23,
• 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail: [email protected].
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected]
lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne
w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora.
2
pomerania_grudzien_2012.indd 2
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Danuta Pioch (Najô Ùczba)
Karolina Serkowska (Klëka)
Maciej Stanke (redaktor techniczny)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Wiktor Pepliński
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Dariusz Majkowski
Iwona i Wojciech Makuratowie
Danuta Pioch
Karolina Serkowska
Bożena Ugowska
NA OKŁADCE
Kolegiata w Kartuzach
Fot. Piotr Januszewski
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Grupa Plus Sp. z o.o.
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania artykułów oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:50
Polskie ślady w Ain Karem
Parę dni temu wróciłem z pielgrzymki
do Ziemi Świętej. Ta niezwykła peregrynacja do miejsc biblijnych pozwoliła mi
jeszcze lepiej poznać krainę, po której stąpał Pan Jezus. Oprócz zwiedzania miejsc
związanych z Nowym Testamentem,
dane mi było poznać m.in. tunel pod dawną Świątynią Jerozolimską, dziś biegnący
pod Kopułą Skały. Pół roku trwały zabiegi
organizatorów pielgrzymki, aby uzyskać
zezwolenie na zwiedzenie tych fascynujących miejsc.
Po zapoznaniu się z informacją o kolejnej Pielgrzymce Kaszubów do Ziemi
Świętej (w listopadowym numerze „Pomeranii”) pozwalam sobie udostępnić
Państwu nieco wiadomości o miejscu,
w którym w marcu 2013 roku nastąpi odsłonięcie i poświęcenie tablicy z tekstem
„Magnificat” w języku kaszubskim.
Ain Karem (polska nazwa – Źródło Winnicy) – miejscowość w Górach
Judzkich, w której Maryja Panna odwiedziła swoją kuzynkę Elżbietę i odśpiewała hymn „Magnificat” – stanowi dziś
dzielnicę Jerozolimy. Znajduje się tam
sanktuarium Nawiedzenia św. Elżbiety
składające się z dwupoziomowej świąty-
Fot. z archiwum J. Nacla
ni i dużego dziedzińca, na którego murze
umieszczono kilkadziesiąt majolikowych
tablic z tekstami „Magnificat” w różnych
językach świata.
Polski tekst tablicy „Magnificat” jest
otoczony wielobarwną ramką. W jej lewym górnym rogu znajduje się ikona
Matki Boskiej Częstochowskiej, a pod nią
zarys jasnogórskiego klasztoru. W prawym górnym rogu widzimy Matkę Boską
Ostrobramską, pod której wizerunkiem
znajduje się jej wileńskie sanktuarium.
Podobne w swojej strukturze architektonicznej tablice, ale z ewangelicznym tekstem św. Łukasza dotyczącym
narodzin św. Jana, znajdują się nieopodal,
w miejscu, gdzie mieszkali Elżbieta i Zachariasz – rodzice św. Jana Chrzciciela.
Możemy tam również dostrzec wiele
innych polskich symboli. Tablice zosta-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 3
ły ufundowane przez rozproszonych po
świecie Polaków z inicjatywy o. Aureliusza Borkowskiego, tego samego, któremu
zawdzięczamy tekst Modlitwy Pańskiej
w kościele Pater Noster, jako pomnik z okazji Roku Maryjnego 1954.
W latach 1942–1947 w Ain Karem
istniała polska szkoła dla młodzieży przybyłej do Palestyny wraz z armią generała
Władysława Andersa. Na cmentarzu przy
klasztorze franciszkańskim znajdują się
groby Polaków.
W Ziemi Świętej pracuje wielu polskich księży, braci zakonnych i sióstr. Rozsiani są oni po klasztorach w całym Izraelu,
z radością witając pielgrzymów – swoich
rodaków. Opiekują się świętymi miejscami. Najliczniejszą grupę stanowią franciszkanie. Kiedy spotkany przed sanktuarium
Nawiedzenia św. Elżbiety w Ain Karem
braciszek dowiedział się, że w naszej grupie pielgrzymkowej są Kaszubi, poprosił
nas, byśmy go poczęstowali tabaką, do
której zażywania przyzwyczaił się, pełniąc
posługę zakonną u franciszkanów w Wejherowie. Potem opowiadał nam o tablicy
„Magnificat” w języku kaszubskim, która
ma tam być umieszczona na wiosnę przyszłego roku, wskazując miejsce, gdzie zostanie wmurowana.
Życzmy sobie, jak to napisał prezes
Łukasz Grzędzicki: „aby to historyczne
wydarzenie stało się przyczynkiem do podziękowania Panu Bogu za lata wolności
i za przemiany, które zaszły na Kaszubach
i w Ojczyźnie, a które stanowią o naszej
podmiotowości”.
Dodam jeszcze, że podczas zwiedzania krużganków klasztoru Pater Noster
3
2012-11-30 17:45:51
zatrzymaliśmy się przy zrekonstruowanej tablicy „Ojcze nasz” w języku polskim.
Pierwotna – z 1943 roku – na początku
roku 2010 odpadła od ściany. Przy tablicy z kaszubskim tekstem Hipolit Hewelt
z Oddziału Gdańskiego ZKP odczytał
w naszym języku Modlitwę Pańską oraz
opowiedział wszystkim uczestnikom pielgrzymki o historii jej powstania.
Jerzy Nacel
Stanica, flaga czy fana?
W październikowym numerze „Pomeranii” ukazała się wiadomość o Święcie Kaszubskiej Flagi (s. 62). Razi mnie
w kaszubskim tekście słowo fana na
określenie flagi. Uważam, że nie przystoi
nazwanie symbolu etnicznej tożsamości
wyraźnym germanizmem. Czyżby słowa
stanica, chòrądżew czy flaga (Kashubian
Flag Day), które znalazły się w tekście,
były gorsze niż fana?
Zajrzyjmy do słowników. Słowo
fana podaje A. Labuda w „Słowniczku
kaszubskim” (1960), s. 26, ale w tegoż autora „Słowniku polsko-kaszubskim / Słowôrzu kaszëbsko-polsczim” (1982) już go
nie ma. Odnajdujemy je też w „Pomoranisches Wörterbuch”, t. I (1958), s. 183, F.
Lorentza oraz w „ Kaszëbsczim słowôrzu
normatiwnym” (2005) E. Gołąbka, s. 105.
Nie wymienia go B. Sychta w „Słowniku
gwar kaszubskich na tle kultury ludowej”
(1967–1976) ani S. Ramułt w „Słowniku
języka pomorskiego czyli kaszubskiego”
(2003), ani też J. Trepczyk w „Słowniku
polsko-kaszubskim” (1994).
W czasie moich długoletnich spotkań
z rybakami z Jastarni i Kuźnicy, którzy
wielokrotnie mają do czynienia z flagami,
nigdy nie usłyszałem od nich, że wëwiesële, pòdnioslë fanã, zawsze mówili flagã.
Przypuszczam zatem, że nie jest to słowo
powszechnie przyswojone i używane.
Mówiąc o sztandarach czy flagach, używa
się czasami zwrotu – wznieśmy sztandar,
flagę. Kaszubskie wzniesmë fanã – przez
użycie słowa fana przywołuje skojarzenia, których pewnie nikt by sobie nie
życzył. Jeżeli w następnych latach będzie
obchodzone Święto Kaszubskiej Flagi, to
sądzę, że byłoby dobrze w kaszubskiej
wersji zastąpić słowo fana innym, odpowiedniejszym.
Z poważaniem
Antoni Konkel
4
pomerania_grudzien_2012.indd 4
Przeczëtóné
www.wejherowo.pl, 31.10.2012
Nowe życie Domu Pielgrzyma
Zakończony został remont dachu na
Domu Pielgrzyma oo. Franciszkanów
przy ul. Reformatów. (...)
Jak mówi o. Daniel Szustak, gwardian,
proboszcz parafii św. Anny w Wejherowie, niebawem rozpoczynają się kolejne
prace remontowe: Prace w Domu Pielgrzyma prowadzone są etapowo. Klasztor
wpisany jest do rejestru zabytków. Obiekt
pięknieje z dnia na dzień, teraz na remont
czeka całe poddasze. Zatem przed nami
jeszcze kilka lat prac remontowych. Całość
inwestycji to ponad 170 tys. zł, z czego ok.
100 tys. zł pochodzi ze środków Urzędu
Miejskiego w Wejherowie.
O. Tyberiusz Nitkiewicz (...): Chcemy
temu obiektowi nadać nową wartość, nowe
życie (...) Dom Pielgrzyma zaczyna na
nowo funkcjonować i wpisuje się w przestrzeń Wejherowa swoim pięknem. Ten
dach jest niczym kapelusz, który nadaje
odpowiedniego wyrazu i piękna.
Prace w tym budynku rozpoczęły się
w 2008 r. (...) W części parterowej znajduje się sala spotkań na 80–120 osób oraz
zaplecze sanitarne z kuchnią i toaletami.
(...) Oprócz sali głównej na parterze są
również dwa mniejsze pomieszczenia
– wielkości klas lekcyjnych, w których
można prowadzić szkolenia, spotkania
i zajęcia w mniejszych grupach.
www.bytow.com.pl, 31.10.2012
Postaw na rodzinę
Gmina Bytów w dniu 19 października
2012 r. otrzymała certyfikat pn. Samorząd
Przyjazny Rodzinie poświadczający, że
Bytów należy do grona samorządów aktywnie zaangażowanych w Ogólnopolską
Kampanię „Postaw na Rodzinę!” 2012.
Organizatorem kampanii jest Krakowska
Akademia Profilaktyki. Przystępując do akcji, Gmina Bytów
otrzymała pakiet atrakcyjnych materiałów edukacyjnych dla dzieci i dorosłych,
które skupiają się na promowaniu pozytywnych wartości, ukazują, jak ważne
jest budowanie więzi rodzinnych.
23 czerwca 2012 r. na Rynku w Bytowie odbył się w ramach ww. Ogólnopolskiej Kampanii Festyn pn. „Postaw na
Rodzinę”. Organizatorami festynu były
Gmina Bytów i Miejski Klub Sportowy
Bytovia. Powyższa kampania proponuje, aby być blisko swojego dziecka
i wspierać je w podejmowaniu mądrych
wyborów, jasno określając oczekiwania
i wyznaczając granice. Prawdziwa więź
z rodzicami jest najsilniejszym czynnikiem chroniącym dzieci przed podejmowaniem zachowań ryzykownych.
Więcej informacji można uzyskać na
stronie www.postawnarodzine.pl
Òbezdrzóné
Telewizja Teletronik, Spiéwné Ùczbë,
26.10.2012
Wësokô jakość i wiôlgô skala
– Jesmë dzysô na gòspòdarstwie Mariana Stenzla z Pãpòwa, Mistrza Agrolidżi
sprzed pôrã lat. Jô tak so mëszlã, jak dzys
mòżna zdobëc Agroligã? To doch nie je
tak einfach, na pewno nié. Ale dôwô sã
na Kaszëbach téż...
[MS] Dôwô sã. Më akùrôt òd 1991
rokù zaczãlë z mòją białką gòspòdarzëc.
I tak co rokù, sukcesywnie, më rozwijalë to
gòspòdarstwò. Żebë bëc mistrzem, to trzeba
baro wiele robòtë na gospòdarstwie, zaangażowania, mùszi to bëc marzenie i trzeba
to lubic, żebë to szło do przódkù. Më przez
te wszësczé lata dokùpiwelë nowé maszinë, sprzãtë, nowé technologie wprowôdzelë, pòwiãksziwelë gòspòdarstwò. Terô më
mómë prawie 300 hektarów. Zdobiwóma
nowé rënczi zbytu za greńcą i w Pòlsce. (...)
pòłowa z tëch 300 ha to są warzëwa, a drëgô
pòłowa to je zbòżé. Mùszi bëc zmianowanie,
żebë nie bëło monokùlturë. Në i starómë sã
to robic na wiôlgą skalã, ale i baro wësoczi jakości, bò to téż je baro wôżné: mùszi
bëc baro wësokô jakość i wiôlgô skala, tedë
je przyszłość dlô rolników, gòspòdôrzów,
chtërny mòglë bë sã rozwijac.
– Przódë jak na gòspòdarce robilë, jak òb
rok jedno zbòżé (czë cos) ùrosło, tej to bëło
wszëstkò, a terô to jidze raz-dwa, tu w rokù
nawetka trzë razë je cos robioné na pòlu.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:52
z drugiej ręki
[MS] (...) Pò wczasnëch bùlwach, jak
òne są wëbróné, je sadzonô pekińskô
kapùsta abò są bùraczi czwikłowé, czëli
w jednym rokù są dwa plonë robioné.
Ewentualnie pò bùlwach jesz je cëbùla
sónô, zëmòwô, ta, co bãdze w przińdnym rokù pierszô, i tedë pò ti cëbùlë jesz
bùraczi.
– Je to mòżlewé, żebë z hektara dostac bùlew tëli, co jesz sã Niemcóm nawetka nie snije? (...)
[MS] To znaczi stosëjema baro nowé
òdmianë, sprawdzoné, chtërne są bardzo
plonotwórcze, smaczne w konsumpcji, czëli
do jedzeniégò baro dobré są. (...) na Kaszëbach tu, gdze są słabé zemie, (..) nama
nie je grozné to, że je za wiele deszczu, zalôc nas nie zaleje, bò më jesmë na górach,
tej wszëtkò spłënie. Ale jak je sëchi rok, je
mòżlewé, że wëschłëbë te ùprawë, dlôte
më mómë wszësczé pòla przëgòtowóné pòd nawadnianie, są deszczownie (...)
wszësczé pòla mòżema w 100% nawodnic.
– I ti z Zôchòdu przëjéżdżają tuwò
sã ùczëc. Przedtim to nasi tam jezdzëlë,
a terô to sã robi òdwrotnie.
[MS] Nié, mòże tak... téż tam technika je baro do przódkù pòsëniãtô... Jô
jem dumny z tegò, że më przez te lata doszlë do tegò poziomu, co terô. Właściwie
z mòją białką òd tëch pòczątków, òd tëch
pôrã hektarów, doszlë më do te, że móma
taczi pòtencjał – 300-hektarowi (...) i park
maszinowi téż nié gòrszi niż gòspòdôrze
na Zôchòdze.
– Rozmajice to w żëcym biwô... Białka pôrã lat temù, tak sã stało, że ùmarła,
ale dzecë wspaniale sã włącziwają w to
wszëtkò téż, bò to je rodzynnô jednak
sprawa.
[MS] Jô jem dumny z tegò, że móm
czwórkã dzecy i te dzecë, wszësczé, są
mòcno w to zaangażowóné. Òni chcą
robic na tim gòspòdarstwie. Angażëją sã
sami, mają swòje pomysły.
– To ceszi człowieka, jak to rosce, nié
blós na pòlu, ale téż w familii, bò nié blós
pieniądz załôtwiô wszëtkò...
[MS] Jô, je kòmù przekazac to
gòspòdarstwò i jô jem na przikłôd dumny z tegò, że bãdze to sã rozwijało dali
(...) i bãdze jesz barżi nowòczesné i to jest
właściwie to moje marzenie, co sã spełni.
– Marek, je to prôwda? (...)
[Marek Stenzel] Jestem studentem
drugiego roku w Olsztynie. Studiuję rolnictwo. (...) Plan jest taki, żeby z naszym
całym rodzeństwem wspólnie to gospodarstwo prowadzić dalej. (...)
Ùczëté
Radio Gdańsk, Klëka, 31.10.2012
Regionalia
...to je warkòwnie z rozkòscérzaniô
kaszëbsczi kùlturë mdą w Spòdleczny
Szkòle nr 7 w Wejrowie, jaczi direktorką
je Joana Kandzora.
[JK] Od 2000 roku organizujemy
Regionalia. W tym roku będą już trzynaste. (...) Jest to impreza, która miała
w swoim zamyśle głównie charakter
warsztatowo-techniczny po to, żeby
oprócz krzewienia kultury kaszubskiej
(to oczywiście jest pierwszy cel) wymieniać doświadczenia z zakresu przedmiotu technika i tego, w jaki sposób na tym
przedmiocie można realizować to, co
dla nas tutaj, Kaszubów, najważniejsze.
Takie warsztaty są wymianą, są takim
jarmarkiem doświadczeń. Zapraszamy
artystów kaszubskich do tego, żeby [pracowali] razem z nami... oni wiedzą co,
my wiemy jak, wobec tego takie zajęcia
warsztatowe prowadzi duet albo trio czy
czwórka instruktorów. Nasi nauczyciele
oczywiście wiedzą, jak te zajęcia poprowadzić, żeby one dotarły do ucznia z niepełnosprawnością.
Ten pierwszy walor to jest ten walor regionalny, ale od dobrych kilku
lat Regionalia mają też charakter integracyjny. Zapraszamy oprócz uczniów
szkół specjalnych województwa pomorskiego (zwykle to jest 15–17 zespołów – Damnica, Kołoząb, Nowy Dwór
Gdański... mamy uczniów naprawdę
z daleka, np. z Kwidzyna [...]) również
uczniów szkół ogólnodostępnych. I oni
w tych warsztatach pracują w ten sposób, że [w zespole] są przedstawiciele
różnych szkół – wobec tego poznają się,
integrują. W warsztatach biorą udział
uczniowie zaprzyjaźnionych szkół ogólnodostępnych z naszej okolicy: Bolszewo, Gościcino, Orle, z całego rejonu.
A warsztaty są przeróżne: garncarstwo,
tkactwo, haft kaszubski – bardzo trudna do zrealizowania technika, uwaga,
w ciągu trzech godzin zegarowych.
Wobec tego to może być tylko jakaś inspiracja do tego, w jaki sposób można
te zajęcia prowadzić. Co roku spotykaliśmy się też w kaszubskiej kuchni.
Sięgnęliśmy i do śpiewu, i do recytacji,
i do teatru. Także mozaika przez te trzy-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 5
naście spotkań ogromna. W tym roku
planujemy kaszubski decoupage, bo ta
technika jest teraz bardzo modna (...).
Chcemy też zapoznać naszych uczestników z techniką czerpania papieru.
Tej techniki jeszcze nie było, więc to się
mieści w tej artystycznej działce.
– Sprawie przëzérôł sã Dominik Sowa.
Radio Gdańsk, Klëka, 6.11.2012
Razã pòmôgómë jinym
Piãc lat dzejaniô, dzesątczi dzecy, jaczé
dobrze spãdzëłë czas i niejedne westrzód
nich, jaczima ùdało sã pòmòc, to wszëstkò dzãka Stowôrze Drëchów Jedynczi
– òrganizacje dzejający przë Spòdleczny
Szkòle nr 1 w Kartëzach.
Przédnikã stowôrë je dzysdniowy direktór szkòłë Dariusz Zalewsczi.
[DZ] Nasze stowarzëszenié zajimô
sã przede wszëtczim òrganizacją wòlnégò czasu dlô dzecy. To òbjimô i zajãca
pòzalekcyjné, żebë dzecë miałë sã gdze
spòtkac, ale téż i spòrtowé, i szachòwé,
i regionalné [np. dzejô tu kaszëbsczé
karno Krosniãta] – to są taczé pòtkania,
co òdbiwają sã regùlarno. Wiedno w tigòdniu mòmë pò czilenôsce gòdzyn nié
tëlkò dlô dzecy z naji szkòłë, ale téż ze
szkół jinëch i nawetka spòza gminë. (...)
Jiną rzeczą je pòmòc tim nôbarżi pòtrzebùjącym: dzecóm i rodzënóm, chtërnym akùrôt w tim czasu czegòs braknie,
np. w przëgòtowaniach do szkòłë, czë
braknie na jedzenié – tej stowarzëszenié téż wspòmôgô, wëkùpùjąc pôłnié
abò też kùpùjąc jim ksążczi, zesziwczi,
tornystrë (...). Ale téż chcemë pòmòc
tim, co sprôwiają problemë wszësczim,
to je takô młodzëzna, dzecë [– ùczniowie], chtërny praktycznie doma ni mają
żódny pòmòcë, co sã wëchòwiwają na
ùlicë. Czãsto są tam nôłodżi, palenié
cigaretów, picé alkòhòlu i jiné ùżiwczi,
i më zatrudniwómë trenerów, psychòlogów, chtërny téż przez całi rok z nima
są, towarzyszą jim w jich szkòle, w jich
robòce. I naszim zadanim bëło téż, żebë
òni w niejednëch przëpôdkach ùkùńczilë szkòłã, ùkùńczilë klasã. A mòmë taczé téż przëpôdczi, że ùczéń, chtërny
òstôwôł w klasach, chtërny miôł na policji różne już spotkania, to téż terô przëchòdzy do nas i nama w stowarzëszeniô pòmôgô z młodszima dzecama, je
téż chãtny do pòmòcë, jak trzeba rozstawic scenã na festin (...).
5
2012-11-30 17:45:52
rozmowy, dyskusje, polemiki...
Refleksje nad
regionalizmem gdańskim
MAREK ADAMKOWICZ
Współczesne myślenie o regionalizmie na Pomorzu w znacznej mierze jest definiowane
przez pryzmat doświadczeń kaszubskich. To zrozumiałe, jeśli się weźmie pod uwagę chociażby wielkość Kaszub w stosunku do całego województwa, autochtoniczność ludności czy
odrębność języka kaszubskiego. Próby podkreślania specyfiki regionalnej daje się wprawdzie zauważyć również na Kociewiu, Powiślu i Żuławach, niemniej – jak się zdaje – brakuje
im siły i wyrazistości.
Fot. esbi / www. commons.wikimedia.org
6
pomerania_grudzien_2012.indd 6
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:53
rozmowy, dyskusje, polemiki...
W tym właśnie miejscu pojawiają się
pytania: A co z Gdańskiem? Czy i tutaj
mamy do czynienia z jakimś rodzajem regionalizmu? A jeśli tak, to w jaki sposób
się on wyraża? Czy jest to zjawisko samoistne, czy powinniśmy raczej mówić o sumie innych regionalizmów, swego rodzaju kompilacji doświadczeń mieszkańców
miasta? I jak w tym wszystkim rozumieć
rolę Gdańska jako stolicy Kaszub, o której
tak chętnie mówią działacze kaszubscy
oraz prezydent miasta Paweł Adamowicz?
Wątpliwości, jakie niesie ze sobą próba opisania aktywności współczesnych
gdańszczan, sprawiają, że być może
w przypadku tego miasta należałoby zastosować koncepcję „regionalizmu otwartego”, którą przed laty zaproponował prof.
Robert Traba. Według niego „otwarty regionalizm to budowanie sieci kontaktów
i powiązań, których uczestnicy – czerpiąc z bogatych doświadczeń osobistych,
specyfiki regionów, narodów – tworzą
społeczeństwo obywatelskie oraz trwałe
fundamenty współczesnej Europy”.
O refleksję nad problemem gdańskiego regionalizmu poprosiłem osoby, które
na co dzień działają w Gdańsku na niwie
społecznej.
GRAŻYNA KNITTER,
Fot. esbi / www. commons.wikimedia.org
LOKALNA PRZEWODNICZKA PO
BISKUPIEJ GÓRCE, CZŁONKINI
STOWARZYSZENIA WAGA
Nie słyszałam, żeby pojęcie „regionalizm gdański” funkcjonowało w powszechnym odbiorze, ale nie da się zaprzeczyć, że położenie Gdańska determinuje
istnienie regionalizmu, nawet jeśli jest
to proces nieświadomy dla większości
mieszkańców i mieszkanek Gdańska.
Dominują oczywiście Kaszubi, nie tylko
z racji liczebności, ale przede wszystkim
ze względu na aktywną promocję języka
kaszubskiego, kultury, historii kaszubskiej. Przez ostatnich kilka lat z zainteresowaniem obserwuję zarówno działania
na rzecz zwiększania poczucia tożsamości
samych Kaszubów, jak i rozwój wiedzy
o tej grupie. Mamy media skierowane do
Kaszubów, gdzie wiadomości, muzyka,
reklamy emitowane są w języku kaszubskim. Pewnie jest to kolejny etap wzmacniania się regionalizmu kaszubskiego,
którego odbiorcy mieszkają, pracują, studiują w Gdańsku.
Edukacja regionalna jest mocno zaznaczona w pomorskich szkołach. Wielu
nauczycieli i wiele nauczycielek angażuje
się w różne formy aktywności, by dzieci
i młodzież wiedziały, skąd pochodzą i jakie są uwarunkowania kulturowe i historyczne miejsc, w których żyją. To, miejmy
nadzieję, wpłynie w przyszłości na zachowanie tego, co teraz wypracowują liderzy,
działacze regionalni.
Dominujący regionalizm kaszubski
nieco przysłania regionalizm kociewski
i pewnie czeka nas jeszcze „ekspansja” Kociewiaków, i to może być uzupełnienie
dla czegoś, co nazywamy regionalizmem
gdańskim. To pojęcie postrzegałabym jako
mozaikę wielu tożsamości, także tych uwarunkowanych historycznie w Gdańsku, jak
np. mniejszości narodowych i etnicznych.
Program imprez kulturalno-społecznych
organizowanych w Gdańsku włącza się
w promocję idei tworzenia wspólnoty
dziedzictwa kulturowego, nie tylko eksponującego jej kaszubski wyraz. I to jest
chyba szansa dla regionalizmu gdańskiego,
byśmy widzieli go szeroko, nadawali mu
znaczenia wielopłaszczyznowe.
Współcześni regionaliści kaszubscy
są aktywną grupą działającą na rzecz kaszubskiego ruchu regionalnego w Gdańsku – od naukowych badań i publikacji
po inicjatywy tak ambitne, jak przetłumaczenie Pana Tadeusza na język kaszubski.
Chwała im za to, z życzeniami, by nie
ustawali w wysiłkach i pomysłach. Kaszubi jednak to nie jedyna grupa etniczna na Pomorzu i warto zachęcać innych
działaczy regionalnych, by w przyszłości
można było mówić o regionalizmie pomorskim w Gdańsku.
EWA KOWALSKA,
WŁAŚCICIELKA BLOGU IBEDEKER.PL
W coraz większym stopniu my – Polacy – stajemy się lokalnymi patriotami.
W wielu miejscach budzi się silny regionalizm związany z zainteresowaniem tzw.
małą ojczyzną, co odbieram jako zjawisko
bardzo pozytywne, zwłaszcza wobec postępującej globalizacji. Powstają inicjatywy pomagające budować zbiorową
tożsamość, nie tylko przez wspólne poznawanie kultury i tradycji, ale również
przez próby wpływania na teraźniejszość
i przyszłość. Obserwując gdańskie podwórko, zaryzykowałabym stwierdzenie,
że istnieje nie tylko gdański, ale wręcz
dzielnicowy i osiedlowy regionalizm. Bo
czym innym, jak nie mikroregionalizmem
są akcje Rad Dzielnic i Rad Osiedli edu-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 7
kujące społeczność i zachęcające do aktywności w swoim najbliższym, lokalnym
otoczeniu?
W Gdańsku mieszkam od urodzenia, ale dopiero od niedawna w „stolicy”
Kaszub. Zupełnie nie identyfikuję się
z narzuconą odgórnie ideą. Tabliczka
z informacją, że oto przekraczam granice
administracyjne Gdańska – stolicy Kaszub, tyleż mnie rozbraja, co drażni. Nie,
w Gdańsku nie jest mi potrzebna kultura
kaszubska, ja chcę ją chłonąć tam, gdzie
jest ona autentyczna. Uwielbiam wyjeżdżać do Kartuz, Sierakowic czy Kościerzyny, gdzie kaszubską kulturę czuję w powietrzu, i wiem, że tam owa kaszubskość
jest najprawdziwsza. Kiedy chcę usłyszeć
góralskie przyśpiewki, jadę w Tatry, bo
tam one brzmią najlepiej. Podobnie jest
z kulturą kaszubską.
KRZYSZTOF KUCHARSKI,
REKONSTRUKTOR HISTORYCZNY,
OFICJALNY GDAŃSKI KAPER
Od 1989 r. można zauważyć stały rozwój regionalnej świadomości mieszkańców Gdańska. Mimo wielkiej katastrofy
demograficznej, którą były przesiedlenia
po 1945 r., dzisiejsi gdańszczanie czują silny związek ze swoim miastem. U wielu
osób można nawet zauważyć pełną identyfikację z Gdańskiem przedwojennym,
mimo że ich przodkowie pochodzą np.
z okolic Wilna. Jak można to wytłumaczyć? Gdańsk ze swoim specyficznym
położeniem, wielkością i otwarciem na
morze stwarza idealne warunki do asymilacji większej społeczności. Znamy
takie zjawisko z przeszłości. W wielkich
miastach portowych, jak Aleksandria,
Konstantynopol czy Marsylia, kształtowały się specyficzne, samoświadome społeczeństwa i to mimo różnic w pochodzeniu czy nawet religii. W Gdańsku daje się
zauważyć ten sam mechanizm. Do 1989 r.
wszelkie ruchy związane ze świadomością regionalną były, z oczywistych powodów, kontrolowane centralnie. Po tej
dacie sytuacja zmieniła się diametralnie,
przy czym niezwykle silny wpływ na
wzrost zainteresowania tradycją i historią
miasta miało wydanie serii albumów „Był
sobie Gdańsk”. Gdańszczanie zaczęli się
odwoływać do gdańskich symboli. Flagi
z herbem miasta możemy dziś zauważyć
na wielu budynkach prywatnych, a na samochodach pojawiają się naklejki z literami „DA” – przedwojennym oznaczeniem
7
2012-11-30 17:45:53
rozmowy, dyskusje, polemiki...
Wolnego Miasta. Ponadto rozwijają się
potężne fora internetowe: Forum Dawny
Gdańsk i Dawne Forum Gdańsk. Gdańsk
stał się ojczyzną tak samo ważną, jak Polska. Wielu gdańszczan uważa, że określenia „Polak” i „Gdańszczanin” są równie
ważne.
ALEKSANDER MASŁOWSKI,
POPULARYZATOR HISTORII GDAŃSKA,
PRZEWODNIK TURYSTYCZNY
Trudno mówić o regionalizmie (rozumianym jako odrębność kulturowa)
w mieście, które swoją obecną historię
zaczęło raptem przed półwiekiem. Dla
zaistnienia odrębności upoważniających
do twierdzeń o istnieniu regionalizmu
potrzebne są wieki ciągłości kulturowej.
Ciągłość kulturowa Gdańska została
przerwana w 1945 r. przez niemalże całkowitą wymianę ludności, likwidując
tym samym wyraźnie niegdyś widoczny gdański regionalizm. Powojenny napływ ludności polskiej z różnych stron
Polski nie skutkował powstaniem nowej
i odrębnej od reszty kraju – regionalnej
kultury. Wiązało się to zresztą z promowanymi, a niejednokrotnie narzucanymi
przez centralne władze działaniami na
rzecz unifikacji kulturowej i narodowej
obywateli Polski. W takich warunkach,
wzmacnianych przez tragiczne paradoksalne poczucie tymczasowości obecności
nowych mieszkańców w Gdańsku (szczególnie przybyszów z Kresów) oraz przez
ich pielęgnowaną przez lata programową
obcość względem miejsca, gdzie przyszło
im żyć, nie było szans nawet na zainicjowanie zjawisk regionalizacyjnych. Trzecie pokolenie powojennych mieszkańców
Gdańska jest pierwszym, które bardzo
chce być „stąd” i ma do tego pełne prawo.
To właśnie na tym trzecim pokoleniu rozpoczyna się w istocie proces budowania
lokalnej tożsamości, od której droga do
regionalizmu jest jeszcze daleka.
Odpowiednio długa ciągłość kulturowa wywoła oczywiście, zapewne z czasem, jakąś formę kulturowego regionalizmu gdańskiej metropolii, jest to bowiem
proces absolutnie naturalny, o ile nikt nie
będzie w tym celowo przeszkadzał i o ile
nie nastąpią wydarzenia niweczące ewolucyjny rozwój kultury. Pierwsze jaskółki
procesów regionalizacyjnych widać już
w Gdańsku, choćby w postaci niebywałego (i pionierskiego) zainteresowania jego
mieszkańców lokalną historią, w licznych
8
pomerania_grudzien_2012.indd 8
Kaszubskie napisy na biletach gdańskiej komunikacji miejskiej są jednym z elementów
podkreślających, że Kaszubi są w Gdańsku u siebie.
wysiłkach na rzecz „oswajania” miejsc
oraz w działaniach na rzecz stworzenia
protez ciągłości historycznej przez poznawanie minionej kultury przedwojennego Gdańska i nawiązywanie do niej. Są
to jednak procesy znajdujące się na tak
wstępnym etapie, że wiele musi jeszcze
upłynąć wody w Motławie, by te (skądinąd ważne i cenne) działania przyniosły
efekty w postaci powstania odrębności
w postrzeganiu choćby tego fragmentu świata, jakim jest Gdańsk, przez jego
własnych mieszkańców.
Uporczywe wciąganie Gdańska w orbitę regionalizmu kaszubskiego pod hasłem, jakoby był „stolicą Kaszub”, jest nie
tylko całkowicie pozbawione podstaw,
ale też krzywdzące dla pozostałych regionów województwa. Ot choćby Żuław, na
których terenie leży spora część Gdańska (z jego śródmieściem włącznie). Ich
mieszkańcy mogliby twierdzić, że Gdańsk
jest ich stolicą, czego nie czynią i chwała
im za to.
Pamiętajmy, że nic nie jest bardziej
szkodliwe dla naturalnych procesów kulturowych od mariaży poszczególnych ich
nurtów z polityką. Dziećmi takich związków są nieodmiennie sztuczne twory,
przynoszące więcej szkody niż pożytku.
TOMASZ STRUG,
TWÓRCA PORTALI STARA OLIWA
I WOLNE FORUM GDAŃSK
Czy istnieje gdański regionalizm?
Oczywiście, że tak! Nareszcie można powiedzieć, że mieszkańcy Gdańska zakorzenili się w swoim mieście. Są już stąd,
a nie z Lwowa, Wilna, Kielc czy Warszawy. To bardzo ważne przy budowaniu
naszej przyszłości. To już nie „ziemie odzyskane”, ale NASZ Gdańsk.
Gdańsk to spora metropolia, wspólny
interes godnego życia spaja jego mieszkańców. Z mojej perspektywy widać duże przywiązanie do tak podstawowych
symboli, jak własny herb i flaga miasta.
Odtwarzanie się gdańskiego regionalizmu
to bardzo złożony proces, niepozbawiony niebezpiecznych pułapek. Spotykałem się już z twierdzeniami o istnieniu,
lubującego pokój, „narodu gdańskiego”,
który został najechany przez brunatne
siły i pozbawiony swojej państwowości
w 1939 r. Ludzie głoszący takie herezje
próbowali dzielić gdańszczan na tych
lepszych (sprzed wojny) i tych obecnych,
gorszej kategorii. Na szczęście to skrajny
przykład „regionalizmu” ocierającego się
o rasizm.
W kontekście pozytywnego odbudowania gdańskiej świadomości, dziwi mnie
próba uczynienia z tego miasta „Gduńska
– stolicy Kaszub”. To absurd, denerwujący
mnie, gdy widzę ten napis. Czy ktoś chce
gdańszczanom ukraść Gdańsk? Bo na to
właśnie wygląda. Nie rozumiem potrzeby
podpinania pod „brand” wielkiego Gdańska wszystkich Kaszubów i obierania im
przez działaczy, odgórnie, „stolicy”. Czy
to wyraz kompleksów kaszubskich regionalistów? Wyraz trafiający w moje serce
gdańskiego i oliwskiego regionalisty. Proszę takimi napisami nie odbierać mi tego,
z czego jestem dumny!
O stolicy Kaszub moglibyśmy mówić,
gdyby w Gdańsku wystąpiły ustawowe
warunki do stawiania dwujęzycznych
tablic. Czy Praga jest stolicą Słowaków,
a Belgrad stolicą Chorwatów? Już nie.
Więc po co brnięcie w mrzonki?
Odnoszę wrażenie, że prócz tablic
„Gduńsk – stolëca Kaszëb” i pomnika
Świętopełka Wielkiego na nic więcej regionalistów kaszubskich nie stać. Blacha
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:53
rozmowy, dyskusje, polemiki...
tablic i kamień pomnika zamiast żywych,
aktywnych Kaszubów. Mglista i odległa
historia, to za mało na stolicę.
Reasumując, powiem: ręce precz od
Gdańska! Niech Gdańsk będzie stolicą
mieszczan – polskich, kaszubskich, przyjezdnych... Po prostu gdańszczan. Nie
antagonizujmy! Niech gdańszczanie dalej
i mocniej ukorzeniają się w Gdańsku. Tylko wtedy zaczną kochać to miasto, troszczyć się o nie i wymagać tego samego od
rządzących. Jeśli Gdańsk będzie stolicą
Kaszubów, Kociewiaków, „miastem wolności i solidarności”, blogerów, raperów,
rowerów itp., to będzie miastem dla nikogo. Ludzie zaczną z niego uciekać.
ZBIGNIEW WALCZAK,
KIEROWNIK FILII GDAŃSKIEJ
WOJEWÓDZKIEJ I MIEJSKIEJ
BIBLIOTEKI PUBLICZNEJ W GDAŃSKU
Jako mieszkaniec Gdańska od roku
1980, choć urodzony daleko od tego miasta, jestem i czuję się gdańszczaninem.
Jako bibliotekarz – organizator i uczestnik wielu spotkań i akcji związanych
z miastem i regionem – uważam, że gdański regionalizm istnieje. Zarówno ja, jak
i wielu moich znajomych znaleźliśmy się
w Gdańsku, bo o tym marzyliśmy. To
miasto było dla nas magnesem, chcieliśmy się z nim związać. Nasze dzieci są
gdańszczanami już z urodzenia i z przekonania. Mało tego, mój syn zamiast mówić: Jestem z Gdańska, powiada: Jestem
z Moreny.
Takie pojmowanie swojej tożsamości pokazuje właściwie nie jedno, ale
dwa zjawiska. Pierwsza rzecz, to często
obserwowane przeze mnie w bibliotece
zainteresowanie własną dzielnicą. Kolejne promocje przewodników i książek
o Starym Mieście, Wrzeszczu czy Nowym
Porcie gromadzą rzesze czytelników. Te
pozycje są kupowane, czytane i gorąco
komentowane. Właśnie! Komentowane!
Przede wszystkim na forach internetowych i blogach, poświęconych Gdańskowi czy Trójmiastu, ale bardzo często
konkretnej dzielnicy. Te „dzielnicowe”
strony internetowe są emanacją szerszego zjawiska, jakim jest chęć wpływu na
życie dzielnicy. Powstają przecież kolejne
Rady Dzielnic czy Rady Osiedli – jednostki pomocnicze samorządu. Prowadzone
są programy ożywienia, rewitalizacji np.
Dolnego Miasta czy Letnicy. To akcje
władz miasta, ale jak piękną inicjatywą
jest całkowicie oddolna próba rewitalizacji Biskupiej Górki!
Chciałbym też poruszyć jedną kwestię. Kilka lat temu na wykładzie w Filii
Gdańskiej prof. Andrzej Chodubski powiedział: „Człowiek jest stąd, gdzie ma
groby, i dopiero trzecie pokolenie czuje
się »u siebie«”. Rzeczywiście tak jest.
Waldemar Nocny w powieści Do wkrótce napisał zdanie, które świetnie oddaje
gdańską rzeczywistość po roku 1945: „Po
wojnie wymieniono całkowicie załogę
miasta”. Pierwsze pokolenie przybyszów
z pasją rzuciło się budować nowe życie.
Sądzę, że byli to ci, którzy przybyli tu
z wyboru, przyciągało ich morze i właśnie
w mieście nad Motławą widzieli swoją
przyszłość. Byli też inni – wykorzenieni,
wyrwani z ojczyzny. Ich kondycję opisuje chyba najtrafniej tytuł książki wspomnieniowej Stanisława Rymaszewskiego
Wykarczowani zza Buga. Dzieci tych ludzi nadal były rozdarte, słuchały w domu
wspomnień o ziemiach, które teraz są na
Litwie, Ukrainie… Aż przyszło wreszcie
trzecie pokolenie, które groby najbliższych ma już na Srebrzysku czy Łostowicach. To pokolenie jest już stąd.
Ta sytuacja „całkowitej wymiany załogi” spowodowała, że został zakłócony
naturalny proces ściągania do miasta ludności okolicznej. Ci, którzy na początku
XX w. trafili z podgdańskich wiosek do
powstających stoczni i innych zakładów
– zniemczeni – wywędrowali po wojnie.
Piszę o tym w kontekście „kaszubskości”
Gdańska, a zwłaszcza jego „stołeczności”.
Nikt, kto chociaż trochę zna historię, nie
neguje pozycji miasta jako najważniejszego ośrodka ziem kaszubskich, pomorskich. Ale to odcięcie od tradycji po
wojnie nastąpiło. Słychać to choćby po
języku – na ulicach, placach, w komunikacji miejskiej języka kaszubskiego
się nie używa. Najwyraźniej uwidacznia
to idiom: gdańszczanie na weekend czy
wakacje „jadą na Kaszuby”. Ktoś, kto
mieszka w sercu regionu, nie wyjeżdża
do tegoż regionu. On po prostu tam jest.
Jako bibliotekarz chciałbym, czy nawet muszę, wspomnieć na koniec o literaturze, o mnogości książek, których akcja
osadzona jest w Gdańsku. Po Grassie,
Chwinie i Huellem przyszli nowi, młodzi
pisarze. Gdańskich książek, na czele z niezwykle modnym i nośnym gatunkiem,
jakim jest powieść kryminalna, mamy
dzisiaj tak wiele, że byłby to temat na
osobny artykuł.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 9
ARTUR JABŁOŃSKI,
BYŁY PREZES ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO, DZIAŁACZ STOWARZYSZENIA KASZËBSKÔ JEDNOTA
Czy istnieje regionalizm gdański? Nigdy nie uległem iluzji takich projektów,
jak jednorodne społeczeństwo pomorskie, którego przedstawicielem jest „nowy
Pomorzanin”, czerpiący z dziedzictwa
przeszłości ziemi pomorskiej i wnoszący
do niego nowe pierwiastki własnej tradycji i ziemi pochodzenia. Czystki etniczne
i przesiedlenia dokonane na Pomorzu po
II wojnie światowej doszczętnie zniszczyły przedwojenny etos pomorski. Z kolei
powojenna bieda i wynaturzenia epoki
PRL-u nie sprzyjały asymilacji najlepszych cech nowych i starych mieszkańców Pomorza. Zaczęło się to zmieniać
dopiero w latach 70. XX wieku i zaowocowało między innymi ideą Solidarności
czy ruchem komitetów obywatelskich,
czyli „dynamizmem obywatelskim Pomorzan”, jak nazwał te zjawiska politolog
Grzegorz Grzelak. Jednak społeczeństwo
pomorskie nie stało się nigdy kulturowo jednorodne. Procesy, które zachodzą
w tym obszarze, zmierzają do ugruntowania się podmiotowości i wewnętrznej
integracji poszczególnych grup, i jest to
raczej naturalne.
Właśnie na tym podglebiu rozwijają się także odrębności gdańskie. Sprzyja
temu postawa władz samorządowych
i samego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który współczesny wizerunek miasta opiera na haśle „Gdańsk miastem wolności”, otwierając tym samym
bramy wielokulturowości. Etniczność
autochtonicznych Kaszubów, bogactwo
kultury wileńskiej, czy szerzej – kresowej, tatarska wspólnota i muzułmańska religia oraz niemieckie dziedzictwo
i żydowska diaspora, przenikają się na
jednym obszarze miasta, nie tracąc przy
tym cech indywidualnych. Wspólnym
celem jest silny gospodarczo, wielokulturowy, atrakcyjny turystycznie region,
liczący się w gospodarce Polski i nadbałtyckiej części Europy z niekwestionowaną stolicą w Gdańsku.
Predestynowany do rozwijania polityki wielokulturowości jest samorząd
regionalny. Przywołam przykład Katalonii, może odległy, ale znany mi osobiście.
W tamtym regionie oprócz Katalończyków mieszka również autochtoniczna
społeczność Aranów, których jest zaledwie
9
2012-11-30 17:45:53
rozmowy, dyskusje, polemiki...
kilkadziesiąt tysięcy. Mają własny język,
swoją kulturę. Regionalny rząd Katalonii wziął tę kulturę pod ochronę, dając
Aranom specjalne przywileje i prawa,
traktując ich jak partnerów i umożliwiając stworzenie własnej administracji, nauczanie w ojczystym języku oraz nadawanie własnych programów w katalońskich rozgłośniach i stacjach publicznych,
radiowych i telewizyjnych.
Reprezentantem naszej wspólnoty regionalnej jest Sejmik Województwa Pomorskiego. Wierzę, że rola samorządnych
regionów ma szansę jeszcze wzrosnąć,
a Polska może tylko na tym skorzystać
i stać się silniejsza ich tożsamością i potencjałem tkwiącym w społecznościach
regionalnych, także tej gdańskiej, które
nie raz już sprawdziły się w urzeczywistnianiu bliskich, konkretnych celów.
ŁUKASZ GRZĘDZICKI,
PREZES ZRZESZENIA
KASZUBSKO-POMORSKIEGO
W przedmowie do wydanego w 1947 r.
przewodnika po Gdańsku pierwszy powojenny prezydent tego miasta Franciszek Kotus-Jankowski napisał: „Minęły
już dwa lata, gdy wraz ze mną przybyli do
Gdańska pierwsi Polacy”. Taka ignoracja
władz mogła wywoływać tylko irytację
w maleńkim a odradzającym się dopiero
środowisku inteligencji kaszubskiej. Do
Gdańska po 1945 r. ściągnęli ludzie z najrozmaitszych stron Polski, którym władze
PRL przez lata dawkowały lekcje o od-
10
pomerania_grudzien_2012.indd 10
wiecznej polskości Gdańska, o zagrożeniu
niemieckim i wrogości do tego, co niemieckie, o dziejowej sprawiedliwości powrotu Polski w granice piastowskie oraz
pionierskiej misji osadników, od których
po wojnie oczekiwano pracy nad trwałą
integracją ziem zachodnich i północnych.
Zdawałoby się, że nie pozostawiano tutaj
szans na to, aby nowi mieszkańcy mogli
budować swoją odrębność lokalną czy
regionalną tożsamość. W Gdańsku jednak ona ciągle powstaje, inspirowana odwołaniami również do tradycji kresowej
i kaszubskiej (pomorskiej).
Człowiek nieustannie wychodzi ku
światu, poznaje go i może twórczo rozwijać. Spontaniczna, płynąca z natury
człowieka ciekawość młodych ludzi dorastających we Wrzeszczu, Oliwie czy Matarni po wojnie pchała ich do odkrywania
otoczenia, zgłębiania jego przeszłości i adaptowania do swoich potrzeb. Te poszukiwania, bynajmniej nie archeologiczne,
w wielu wypadkach prowadziły do kaszubskich korzeni miasta nad Motławą
i zamieszkujących go rodzin. Gdański
świat jest też kaszubski – dla jednych
mieszkańców mniej, dla innych pewnie bardziej. Dzieje się tak nie tylko ze
względu na nieprzerwaną obecność Kaszubów w tym mieście, czego w 1947 r.
prezydent Kotus-Jankowski zdawał się
nie zauważać. Do świadomości mieszkańców Gdańska docierają konsekwentnie sygnały, że Gdańsk jest też kaszubski. Budzą one różne reakcje, ale przecież
mamy do czynienia ze zmienną w czasie
świadomością mieszkańców. Zależy nam
na tym, aby w Gdańsku tradycja i otwartość miały wspólny meldunek. Do tego
potrzebna jest postawa nastawiona na
poznanie i zrozumienie tego miejsca.
Z zainteresowaniem przyjmuję reakcje mieszkańców regionu związane
z faktem postawienia na rogatkach miasta tablic z napisem „Gduńsk – stolëca
Kaszëb”. Są wśród nich, co trzeba jasno
powiedzieć, liczne głosy niezadowolenia, w tym również płynące z innych
miast kaszubskich. Niektórzy nawet
błędnie przypisują prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi inicjatywę ogłoszenia Gdańska stolicą Kaszub. A przecież
na ten temat już tyle napisano! Sprawa,
wydawałoby się, dawno załatwiona, bo
jeszcze przed I wojną światową członkowie powołanego w Gdańsku w 1912 r.
Towarzystwa Młodokaszubów na łamach
„Gryfa” dowodzili, że miasto to jest głównym ośrodkiem życia gospodarczego
i przede wszystkim społeczno-kulturalnego Kaszub. Szkoda, że niewielu współczesnych z tymi argumentami się zapoznało, a wstyd, gdy nie znają ich włodarze kaszubskich gmin. Pozostaje mieć
nadzieję, że wydane w grudniu 2012 r.
przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie
i Instytut Kaszubski Biogramy Młodokaszubów, a w nich przedruki z „Gryfa”,
skłonią do refleksji wszystkich ekscytujących się jeszcze dyskusją o Gdańsku
jako stolicy Kaszub.
Zebrał Marek Adamkowicz
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:54
Kartuzy – perła Kaszub
Przywracanie blasku
Z księdzem prałatem Piotrem Krupińskim, proboszczem parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kartuzach rozmawia Edmund Szczesiak.
Niedawno zakończyły się trwające rok
obchody 630-lecia powstania Kartuz.
Uroczystości odbyły się w święto patrona miasta, którym od dziesięciu lat
jest założyciel zakonu kartuzów, święty Brunon. W Kartuzach, i to nie tylko
od święta, kultywuje się pamięć o kartuzach i troszczy o to, co po nich pozostało.
Historia Kartuz jest nierozerwalnie związana z działalnością zakonu. Kartuzy
otrzymały prawa miejskie dopiero w 1923
roku, natomiast początki osady sięgają XIV wieku. To kartuzi, sprowadzeni
przez Jana z Rusocina w to pięknie położone między jeziorami, otoczone lasami
miejsce, stworzyli podwaliny pod osadę
przyklasztorną i pozostawili wspaniałe
dziedzictwo, nie tylko materialne. Jak celnie zauważa Juliusz Zielonka we wstępie
do wydanego w tym roku albumu Paradisus Mariae: „Spuścizna kulturowa i duchowa ojców z Chartreuse powinna być
nam bliska i napawać nas dumą, bo są to
nasze korzenie”.
Podczas uroczystej sesji Rady Miejskiej wyróżniono Księdza „za wysiłek
przywrócenia dawnej świetności zespołowi poklasztornemu oraz dbanie
o zachowanie najpiękniejszych tradycji bogatego życia duchowego kartuzów”.
Wyróżnienie to traktuję jako podziękowanie dla wszystkich, którzy przyczynili
się do odnowy Raju Maryi.
W samej kolegiacie i w jej otoczeniu
bardzo dużo zmieniło się na lepsze
w ciągu tych dziewięciu lat administrowania przez Księdza parafią.
Wszyscy, którzy znali to miejsce, doskonale wiedzą, jak było. Ale nie jest też tak,
że nic tu się przedtem nie działo. Niewąt-
Ks. Piotr Krupiński. Fot. www.kolegiata.nazwa.pl
pliwie możliwości były wcześniej o wiele
skromniejsze.
Po objęciu parafii nie przerażał Księdza ogrom zadań?
Na pewno trochę tego strachu ludzkiego odczuwałem. To jest parafia z dużymi tradycjami, kościół poklasztorny podniesiono w 1992 roku do rangi kolegiaty,
proboszcz jest tu zarazem prepozytem,
przewodniczy kapitule złożonej z kanoników, z reguły więc rola gospodarza takiej parafii przypadała starszym, zasłużonym księżom. Miałem świadomość, że
jeśli biskup mnie, młodego księdza, posyła w takie miejsce, to jest tam do wykonania poważna robota. Ten strach się jeszcze
zwiększył, gdy przyjrzałem się wszystkiemu od środka.
W artykule zamieszczonym w „Wiadomościach Kartuskich” w 2004 roku
stwierdza Ksiądz, że ma „wobec tego
wyjątkowego kościoła poklasztornego,
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 11
jego otoczenia oraz cmentarza, pewne
koncepcje”. Ale pierwsze zamierzenia
były skromne: ogrodzenie cmentarza,
uporządkowanie terenu między eremem a kościołem…
Nie będę z siebie robił bohatera – że przyszedłem tutaj z nastawieniem: czego ja
nie dokonam, i że od razu poczułem wiatr
w żagle. Rewolucja w kościele to nie jest
dobry sposób – ani na duszpasterzowanie, ani na zmiany porządkowe, gospodarcze, na odnawianie czegokolwiek. Zresztą na rewolucję nie było szans. Brakowało
przede wszystkim pieniędzy. Przez kilka
pierwszych lat nie korzystaliśmy z poważniejszych dotacji, a jednak dzięki ofiarności parafian, miejscowych przedsiębiorców,
dużo udało się zrobić. Oczywiście, na miarę ówczesnych możliwości, bo trudno porównywać tamtą sytuację z obecną, gdy
korzystamy ze środków unijnych i realizujemy zadania za ponad 4 miliony złotych
– już sama kwota robi wrażenie. Ale osobiście cenię sobie także małe kroki.
11
2012-11-30 17:45:54
Kartuzy – perła Kaszub
Nie były aż tak małe. Za starym cmentarzem powstał w 2006 roku przepiękny Park im. Jana Pawła II…
Był tam podmokły teren, zalewany przez
graniczącą z nim strugę. Prace rozpoczęliśmy w 2005 roku. Trzeba było nawieźć
masę ziemi. Ten park nie powstałby bez
zaangażowania rodzinnej firmy Wod-Kan
Grzenkowicz. Firmie budowlanej Górski zawdzięczamy z kolei parking parafialny i sfinansowanie renowacji dwóch
bocznych ołtarzy, firmie Farmjug Urszuli i Jana Gawinów – ufundowanie ławek,
żyrandoli, witraży w kościele. Od samego
początku doświadczyłem ogromnej życzliwości ze strony parafian. Samemu, wiadomo, niewiele się dokona.
W 2001 roku, jeszcze przed przyjściem
Księdza do Kartuz, powstało Stowarzyszenie Kolegiata Kartuska. Jak bardzo
okazało się pomocne?
Gdy objąłem parafię, działalność stowarzyszenia była zawieszona. Powstało właściwie z prozaicznego powodu:
w celu wybudowania toalet w budynku
kwiaciarni. Gdy powstały, zaprzestano
działalności. Będąc na kolędzie u pana
Zygmunta Konkola, który bodaj pełnił
funkcję wiceprezesa, usłyszałem, że była
to dobra inicjatywa i warto by pomyśleć o reaktywowaniu stowarzyszenia.
No i w 2005 roku wznowiliśmy działalność, występując jednocześnie o status
organizacji pożytku publicznego. Przyznano go w 2006 roku. Stowarzyszenie
skupia pasjonatów, ludzi rozmiłowanych
w Kartuzach i ich chlubie – Raju Maryi.
Od początku stanowiło dla mnie poważne wsparcie.
Ksiądz jest wiceprezesem stowarzyszenia…
Tak, ale całym motorem jest wspomniany pan Zygmunt Konkol. Jak w każdym
stowarzyszeniu, tak i tu, musi być człowiek, który inspiruje działalność. Pan
Zygmunt jest tym dobrym duchem,
który nadaje rytm życiu stowarzyszenia. Bardzo się troszczy o to, żeby prace
przebiegały sprawnie, zabiega o fundusze, jest koordynatorem projektu unijnego.
A jak układa się współpraca z władzami miasta, powiatu?
12
pomerania_grudzien_2012.indd 12
Bardzo dobrze. Mamy wspólny cel, wspólne zadania, to nas jednoczy. Jako proboszcz
staram się współpracować z wszystkimi,
którym leży na sercu to, żeby ta nasza perła – zespół poklasztorny – odzyskała pełny blask. I wdzięczny jestem wszystkim,
którzy mnie w tym dziele wspomagają,
i to nie tylko finansowo. Bo pieniądze pieniędzmi, bez nich niewiele się zrobi, ale
niezwykle ważna jest także ludzka życzliwość, gotowość do współpracy. Wówczas można bardzo dużo osiągnąć. Doświadczam tej życzliwości zarówno ze
strony pani starosty Janiny Kwiecień, jak
i pani burmistrz Mirosławy Lehman. Bardzo im zależy, żeby zespół poklasztorny,
ten najcenniejszy zabytek Kartuz, odzyskał świetność. A nie byłoby dużych pieniędzy na prace konserwatorskie bez tych
mniejszych, pochodzących z budżetów lokalnych. Na przykład w 2006 roku Sejmik
Województwa Pomorskiego przyznał na
renowację kościoła 180 tys. zł. Warunkiem
otrzymania dotacji był jednak wkład własny. Gmina dołożyła 80 tys. zł, starostwo
– 60 tys. zł. Żeby nie było niedomówień:
zgodnie z przypisaną samorządom troską
o zabytki.
Na stronie internetowej parafii można prześledzić, jak to począwszy od
roku 2007, nabierają rozmachu inwestycje w samej kolegiacie: renowacja
ołtarzy, ścian, dachów, wieży, chóru.
Można też się dowiedzieć, z jak wielu
źródeł udało się pozyskać fundusze:
z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa
Narodowego, Samorządu Województwa Pomorskiego, Gminy Kartuzy…
Sama parafia by takich inwestycji nie
udźwignęła. Ale też nie ma powodu, żeby
tak było: zespół poklasztorny to zabytek,
dobro ogólnospołeczne.
W 2009 r. na renowację refektarza oraz
otoczenia zespołu poklasztornego parafia otrzymała potężny zastrzyk pieniędzy unijnych – w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego dla
Województwa Pomorskiego na lata
2007–2013. Doceniono te wasze wcześniejsze, mniejsze kroki?
Myślę, że tak. Urząd Marszałkowski na
pewno patrzy, czy są podejmowane działania, czy też czeka się, aż manna spadnie
z nieba. Trzeba się wykazać. To wzbudza
zaufanie. Gdy ktoś sobie radzi z mniejszy-
mi zadaniami, jest nadzieja, że pomyślnie
zrealizuje i duże. Korzystanie z funduszy
unijnych wiąże się z dużym ryzykiem.
Wystarczy drobne zaniedbanie, niedotrzymanie terminu, a konsekwencje są ogromne. Niektóre parafie miały z tego powodu
spore kłopoty. Gdy pojawiła się możliwość
uzyskania funduszy unijnych, marszałkiem województwa pomorskiego był pan
Jan Kozłowski. Przekonywał, że samorząd
wojewódzki będzie nas nadal wspomagać,
ale gdy korzysta się ze środków unijnych,
to można realizować zadania na zupełnie
inną skalę. Namawiał, żebyśmy się zdecydowali. Ale potrzebny był wkład własny w wysokości aż miliona stu tysięcy
złotych. Sama parafia nie byłaby w stanie
zdobyć takich pieniędzy. I nie skorzystalibyśmy z tych funduszy unijnych, gdyby
nie włączenie się starostwa i gminy – jako
partnerów tego zadania. Starostwo przyznało 300 tys. zł, gmina – także 300 tys.
Pozostałą kwotę musiała dołożyć parafia.
Wzięliśmy kredyt w wysokości 350 tys. zł.
I musimy go spłacić. Ale dzięki temu jest
zrobione to, co jest. W inny sposób byśmy
tego nie zrealizowali.
Te pieniądze nie zostały zmarnowane,
widać to gołym okiem. Odnowiony
refektarz, pod nim wyremontowane
gotyckie piwnice, w których powstała stylowa kawiarenka, piękny zieleniec (wirydarz) między kościołem
a refektarzem, z rzeźbą Matki Boskiej
– jak na Raj Maryi przystało – pośrodku, bruk zamiast trylinki, odnowiony erem, odsłonięte fundamenty kolejnych, nieistniejących już eremów.
Gdziekolwiek spojrzeć, widać efekty.
Także w wyglądzie cmentarzy, otoczeniu plebanii. Ale jak to w życiu, nie
brakuje malkontentów. A to nie podoba się, że został otynkowany erem,
a to, że figura Chrystusa na krzyżu
zbyt wypiękniała... W „Gazecie Kartuskiej” odpowiadał Ksiądz na pojawiające się wątpliwości…
Starałem się wyjaśnić, dlaczego tak, a nie
inaczej. Ale dzisiaj wszyscy są ekspertami
i wszystko wiedzą najlepiej, więc trudno
przekonać. Najgorzej, gdy ktoś zaczyna
się wypowiadać na temat prac konserwatorskich na zasadzie, że jemu tak się
wydaje. A to nie są zwykłe prace budowlane: coś przyozdobię, pomaluję czy wykończę tak, jak mi się podoba. W przypadku zabytków albo się powraca do
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:54
Kartuzy – perła Kaszub
pierwotnego wyglądu, albo coś się zmienia, ale jedynie uczytelniając pewne fragmenty. Warto jednocześnie pamiętać, że
kościół to nie jest muzeum, ale świątynia, która służy społeczności parafialnej.
Wszelkie prace muszą uwzględniać także
aspekt estetyki wnętrza. Choćby te ołtarze boczne… Były w tak złym stanie, że
należało wykonać rekonstrukcje niektórych rzeźb. Została przywrócona ich pierwotna kolorystyka, ale po rekonstrukcji
wyglądają jak nowe. I to się niektórym
nie podoba, bo w muzeum inaczej konserwują. Mają rację, ale w muzeum nie
chodzi o to, żeby obiekty ładnie wyglądały, ale konserwuje się je, żeby zabezpieczyć przed dalszym niszczeniem. Dlaczego została, rzekomo, otynkowana część
eremu? Otóż były tam tak naprawdę dwa
obiekty zabytkowe, które zostały scalone
już w naszych czasach – erem oraz fragment krużganka, a ten ostatni był w przeszłości otynkowany. I to zostało przywrócone. Nie erem więc został otynkowany,
ale ściana krużganka. Ten dom był bardzo zniszczony. Dach jest cały wymieniony, okienka są teraz małe, tak jak to
było pierwotnie. Już widać, jak ten budynek wyglądał w przeszłości. Anegdotycznie powiem, że w łazience znajdowało się
wykute współcześnie okienko i przewodnicy wskazywali na nie jako na to, przez
które zakonnikom podawano jedzenie…
Pojawiły się też głosy, że na miejscu za
mało można się dowiedzieć o samym
zakonie kartuzów. Stała wystawa znajduje się w Muzeum Kaszubskim, na
drugim krańcu miasta…
Wycieczki na ogół udają się także do muzeum. A tutaj? Mamy to w planach. Sam
erem, dom zakonnika (różnie go nazywano), posłuży jako muzeum. Będzie
tam sala ukazująca codzienne życie mnichów. Oryginalnych eksponatów, co
prawda, nie posiadamy, ale wyposażenie
można odtworzyć. Reguła zakonna jest
niezmienna przez wieki. Budowano je
w sposób zbliżony. A klasztory kartuzów
istnieją nadal, jest ich na świecie, łącznie
z Wielką Kartuzją pod Grenoble, osiemnaście. Druga sala, która w historii zakonnej była ważna, to pomieszczenie nad
zakrystią. Ono jest już po kapitalnym remoncie i tam chcemy umieścić miniaturę
naszej Kartuzji.
Mamy różne pomysły, a są one między
innymi inspirowane naszą pielgrzymką
do Wielkiej Kartuzji – La Grande Chartreuse – w 2006 roku. Życie zakonne toczy się tam wewnątrz klasztoru, nikt nie
ma wstępu w obręb klauzury, ale na zewnątrz jest muzeum, w którym prezentuje się życie zakonne, działa wytwórnia
likierów. Aby tak było i u nas, trzeba jednak kolejnych, niemałych funduszy.
Kawiarenka Pod refektarzem mogłaby także służyć wzbogacaniu wiedzy
o zakonie?
Na pewno będzie spełniać i taką funkcję.
Ma służyć turystom. W tym przypadku
fundusze unijne otrzymaliśmy nie na zabytek, ale właśnie z programu dotyczącego turystyki. Grupy zwiedzających
będą tu mogły odpocząć, ale i powinny
mieć możliwość obejrzenia odpowiednich dla tego miejsca wystaw. Myślę,
że w tym kierunku rozwinie działalność
prowadząca kawiarenkę pani Maria
Gosk. Parafia, jako korzystająca ze środków unijnych, nie może czerpać z tego
miejsca profitów.
Odnowienie refektarza i otoczenia zespołu poklasztornego to odkrywanie
kolejnych tajemnic: krypta Szczepańskich, piwnice kuchni, a ostatnio pozostałości po dawnych zabudowaniach
gospodarczych: stajni, wozowni i spichlerzu.
Tak, było dużo niespodzianek. Wiedzieliśmy, że pod kaplicą św. Brunona spoczywają fundatorzy kościoła, ale nie sądziliśmy, że jest tam tak obszerne pomieszczenie. Wiedzieliśmy też, że budynek kuchni znajdował się w przedłużeniu
refektarza, ale nikt nie sądził, że zachowały się, i to w całości, fundamenty.
Niektóre odkrycia okazały się kłopotliwe…
Odkrycie piwnic pod nieistniejącym budynkiem kuchni i podjęcie prac archeologicznych wstrzymało na pewien czas
prowadzenie robót przy refektarzu, uniemożliwiło bowiem jego odwodnienie.
Z kolei natrafienie na szczątki fundamentów stajni i wozowni najpierw wstrzymało budowę parkingu, a ostatecznie ją
uniemożliwiło, gdyż urząd konserwatorski nie zgodził się, aby parking zachodził
na wykopaliska. Planowana była także
budowa nowej drogi wylotowej prowa-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 13
dzącej bliżej jeziora, żeby odciążyć brukowany trakt przy murze cmentarza
dolnego, miała powstać ścieżka rowerowa. Powyżej parkingu planowano zieleń,
ławki z widokiem na jezioro i kolegiatę.
Pani burmistrz Lehman – jest to już teren gminny – miała przygotowany projekt, zabezpieczone środki, żeby tę ulicę,
ścieżkę i ten parking wybudować. Byłoby to już gotowe, gdyby nie prace archeologiczne, a następnie negatywna decyzja
wojewódzkiego konserwatora zabytków.
Mam na ogół dobre doświadczenia, jeśli
chodzi o współpracę z konserwatorami.
Na przykład pani Danuta Styp-Rekowska,
będąca inspektorem na nasz powiat, jest
bardzo oddana sprawie renowacji, czuje
ducha kartuskiego. A ile wyszukała literatury związanej z zakonem kartuzów…
Pięknie nam się współpracuje także z panią Dorotą Szmyt, starszym inspektorem
od zabytków ruchomych. Niestety, niektóre decyzje urzędu konserwatorskiego, jak ta dotycząca parkingu, wydają się
dyskusyjne. Są tam tylko szczątki fundamentów, na dodatek znajdują się głęboko
pod ziemią. Zostaną zasypane i zamiast
tak potrzebnego przy kolegiacie parkingu
pozostanie nieużytek.
Dalsze plany?
Wnętrze eremu jest na razie rozkute i tak
pozostawione, bo nie ma funduszy na
dokończenie prac budowlanych. A erem
wymaga solidnego remontu. Budynek ten
długo służył kościelnym jako mieszkanie.
Przeprowadzono w nim wiele zmian pod
kątem mieszkaniowym: przebudowywano, porobiono ścianki, żeby rodzina mogła się tam pomieścić i bytować. Obecnego kościelnego przeprowadziłem do
innego lokalu, także z tego względu, że
była tam straszna wilgoć. Ale i z tą myślą,
żeby w przyszłości przywrócić wewnątrz
pierwotny wygląd i układ.
Przydałyby się kolejne fundusze unijne?
W następnym rozdaniu na lata 2014–2020
będzie, jak sądzę, mniej beneficjentów. Samorządy są zadłużone, my też nie możemy się starać o kolejne pieniądze: zaciągnęliśmy kredyt i musimy go spłacić. Na
razie trzeba zakończyć to, do czego się zobowiązaliśmy.
Dziękuję za rozmowę.
13
2012-11-30 17:45:54
Kartuzy – perła Kaszub
Między tradycją
a nowoczesnością
ZOFIA WATRAK
Kartuzy od dawna były centrum nie tylko administracyjnym, ale i kulturalnym
środkowych Kaszub. Czy tak jest i dzisiaj? Za działalność kulturalną odpowiadają w mieście trzy instytucje – dyrektorami wszystkich są kobiety: Aleksandra
Maciborska-Pytka (kieruje Centrum Kultury Kaszubski Dwór od 2003 r.),
Kazimiera Nowicka (zarządza Biblioteką Publiczną od 2002) i Zofia Watrak (objęła dyrekcję Galerii Refektarz w 2007). Tę ostatnią poprosiliśmy
o podsumowanie działań tych instytucji w ostatnich latach.
„Kartuzy” (akryl), praca wystawiona
w Galerii Refektarz. Fot. Z. Watrak
14
pomerania_grudzien_2012.indd 14
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:55
Kartuzy – perła Kaszub
Gmina Kartuzy na działalność kulturalną przeznacza blisko dwa procent
swojego rocznego budżetu. Oczywiście
każda z wymienionych wyżej instytucji
ma swój, określony statutem, zakres odrębnej działalności, ale to, co je łączy, to
miejsce związane ze specyfiką regionu,
jego historią i tradycją, która wyznacza
dokonywane wybory, zakres zawieranych sojuszy i realizowanych projektów.
Pierwszym takim wspólnym wątkiem jest
niewątpliwie ochrona i promocja lokalnego dziedzictwa kulturowego. Drugim
– umożliwienie mieszkańcom uczestniczenia w kulturze poprzez udostępnienie
im wartościowych dzieł i wiedzy, która
nie tylko pozwala rozumieć współczesny
język komunikacji artystycznej, ale także
doprowadza do uaktywnienia własnej
kreatywności.
Kaszubski Dwór
Najszerszą i najbardziej różnorodną
ofertę – adresowaną głównie do dzieci
i młodzieży – ma Centrum Kultury Kaszubski Dwór. Działa przy nim również
Klub Seniora „Złota jesień” oraz Uniwersytet III wieku, w ramach którego organizowane są między innymi wykłady
z różnych dziedzin nauki, warsztaty psychologiczne, nauka języka angielskiego
i niemieckiego, kurs, na którym można
się nauczyć podstaw obsługi komputera,
czy Nordic Walking.
Dzieci i młodzież mogą realizować
swoje pasje i talenty w zespołach muzycznych (Tropico oraz Young & Zgreds)
i wokalnych (aż cztery chóry: Kakofonia,
Cartusia, D’accordo i zespół dziecięcy
Księżniczki) oraz w sekcjach artystyczno-rekreacyjnych, takich jak: baletowo-rytmiczna, plastyczna, teatralna, dziennikarska i szachowa. Uczestnicy zajęć mają
możliwość konfrontowania swoich umiejętności na licznych imprezach lokalnych
oraz wyjazdowych, gdzie zdobywają nagrody i wyróżnienia.
Pielęgnacji rodzimej tradycji służą jarmarki kaszubskie, przemianowane w tym
roku na Tydzień Kultury Kaszubskiej,
oraz różnorodne konkursy: Konkurs Recytatorski Literatury Kaszubskiej „Rodnô
Mòwa”, Konkurs Literacki w Języku Kaszubskim „Złoté Jaje” oraz konkurs literacko-plastyczny „Kaszubskie Madonny”
i plastyczny „Moje Kaszuby”.
W Centrum, w ramach sekcji dziennikarskiej, redagowane jest pismo „Reflektor”. Pełni ono wielorakie funkcje,
E. Kobylarczyk, „Strefa ciszy”, Aleja Filozofów. Fot. Z. Watrak
m.in. przygotowuje do pracy dziennikarskiej, redaktorskiej i fotoreporterskiej we
współpracy z profesjonalnymi dziennikarzami. Udział redakcji w lokalnych imprezach pozwala na ich dokumentację i komentowanie. Pismo promuje też literacką
twórczość utalentowanej młodzieży.
W niedalekiej przyszłości Centrum
Kultury Kaszubski Dwór przeniesie się
do remontowanego Domu Rzemiosła, co
poprawi warunki pracy i otworzy nowe
możliwości i perspektywy.
Biblioteka
im. Janusza Żurakowskiego
Niewątpliwie czytelnictwo było i jest
uznawaną miarą poziomu kultury człowieka, stąd wielka rola biblioteki. Jednak współczesność wymaga zmierzenia
się także z nowymi technologiami. Powszechność internetu zmienia sposób
i jakość docierania do wiedzy, także do
księgozbiorów, i wprowadza obok tradycyjnej, papierowej książki jej cyfrowy odpowiednik. Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna im. Janusza Żurakowskiego
tej rzeczywistości wychodzi naprzeciw.
Dzięki ogólnopolskiemu Programowi
Rozwoju Bibliotek udało się pozyskać
sześć stanowisk komputerowych z nowoczesnym oprogramowaniem i bezpłatnym
dostępem do internetu. W ramach tego
programu została przeszkolona kadra bibliotekarzy, która teraz uczy posługiwania
się nowymi narzędziami użytkowników
biblioteki. Kursem komputerowym zostali
objęci seniorzy, a uczniowie szkół średnich
w ramach prowadzonych dla nich lekcji
przygotowują się do korzystania z elektronicznego katalogu. Nie zapomina się też
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 15
o tych, którzy cierpią na różne dysfunkcje
wzroku. W Bibliotece mieści się jedyny
w powiecie Punkt książki mówionej.
Popularyzacja czytelnictwa to nie
jedyne zadanie, jakie bierze na siebie Biblioteka. Podejmowane przez nią różnorodne formy aktywności świadczą o tym,
że ma ambicję integrowania środowiska
intelektualnego i artystycznego Kartuz.
Służyć ma temu zawarta Koalicja Gminna na rzecz rozwoju Biblioteki, w skład
której wchodzą przedstawiciele wielu
zawodów, reprezentujący różne instytucje mające wpływ na rozwój kultury
w gminie. Biblioteka promuje różnorodne
formy aktywności artystycznej lokalnych
twórców, organizując wystawy fotografii,
malarstwa, rzeźby. Współpraca z Galerią
Refektarz w ramach wspólnego programu Kartuskiej Akademii Sztuki pozwala
rozszerzyć amatorskie pasje o profesjonalną wiedzę z zakresu historii sztuki
współczesnej. Wykłady powiązane są
z programem wystawienniczym Galerii.
Od niedawna wychodzi kwartalnik
literacki „Światło i cień”, wydawany nakładem Biblioteki. Jest pismem Klubu
Literatury i Sztuki im. Grażyny Pytki,
zmarłej młodo i zapomnianej poetki. Jej
pośmiertnie wydany przez Bibliotekę
tomik poezji Wrócę stał się inspiracją dla
Klubu oraz pisma. Stwarza szansę wyjścia
z cienia wszystkim tym, których talent
pozostawał anonimowy lub zapomniany.
Od kwietnia 2011 roku Biblioteka zarządza Centrum Informacji Turystycznej
– Brama Kaszubskiego Pierścienia, co stanowi kontynuację wcześniejszego zadania, realizowanego od 1991 w ramach
Czytelni Popularnonaukowej.
15
2012-11-30 17:45:56
Kartuzy – perła Kaszub
Dzięki współpracy z Galerią Refektarz
powstał wspólny projekt promowania walorów pejzażowych Kaszub. Jego efektem
jest wydany wspólnymi siłami katalog
niezwykłej fotografii pejzażowej Wojsława Brydaka, nietypowego, bo literackiego w formie, przewodnika turystycznego
Pierścień Damroki. Publikację poprzedziła
wystawa w Galerii Refektarz i dwa korespondujące ze sobą wykłady w Bibliotece:
na temat historii pejzażu w malarstwie
i tradycji pejzażowej w fotografii.
Galeria Refektarz
Miejsce, w jakim znajduje się Galeria,
zobowiązuje i inspiruje wielu artystów.
Mieści się ona bowiem w pięknym gotyckim wnętrzu refektarza, należącego do zespołu poklasztornego. Na potrzeby galerii
miejsce to odkryła prof. Józefa Wnukowa,
współtwórczyni gdańskiej ASP, która
równie zafascynowana Kaszubami jak jej
koledzy koloryści, refektarz wybrała jako
przestrzeń dla prezentacji swoich obrazów z cyklu „Św. Franciszek na Kaszubach”. Wystawa ta otwiera dzieje Galerii
Refektarz, która oficjalnie została powołana w roku 1995. Odtąd pełni ważną rolę
kulturową w regionie, zyskując prestiż
środowiska artystycznego w całej Polsce.
Od początku istnienia Galerii sezon wystawienniczy kończą Zaduszki Jazzowe,
a od 1998 tradycją stała się Wiosna Młodych, otwierająca sezon.
Przez minione 17 lat kartuska publiczność i liczni turyści mieli możliwość zapoznawania się w Refektarzu z twórczością
najwybitniejszych autorów, takich jak:
Władysław Hasior, Kiejstut Bereźnicki, Franciszek Starowiejski, Zofia Kulik
i Jerzy Duda Gracz, oraz z pracami całej
plejady artystów wybrzeża – od Szkoły
Sopockiej z Juliuszem Stadnickim po najmłodszą generację gdańskiej ASP. Prezentowali tu swoje dzieła także najwybitniejsi polscy rzeźbiarze: Katarzyna Kobro,
August Zamoyski, Antoni Rząsa, Bronisław Chromy, Barbara Brożyna i Gustaw
Zemła, by wymienić tylko niektórych.
Obejmując dyrekcję Galerii Refektarz,
przejęłam jej najlepsze tradycje, ale też
wprowadziłam nowe wątki, rozszerzając
działalność o przestrzeń publiczną – poprzez wyjście ze sztuką poza wnętrze
refektarza. Ideą instalacji „Strefa Ciszy”
Ewy Kobylarczyk w Alei Filozofów (czerwiec 2007) była ochrona pamięci historii
miejsca związanego z zakonem kartuzów,
znanym z surowej reguły, zwłaszcza na16
pomerania_grudzien_2012.indd 16
„Świat Józefa Szajny”, fragment wystawy w Galerii Refektarz. Fot. Z. Watrak
kazu milczenia. Kolejną realizacją była
instalacja z ognia, autorstwa Sławomira
Lipnickiego, na dziedzińcu między refektarzem a kolegiatą, zatytułowana „Spaleni
słońcem”, a nawiązująca do filmu Nikity
Michałkowa. Towarzyszyła Zaduszkom
2007. Miała formę zdruzgotanego labiryntu połączonego ze słoneczną rozetą
z haftu kaszubskiego.
Inne projekty Galerii wpisywały się
w tradycyjne Sobótki, organizowane
przez Centrum Kultury na Łabędziej Wyspie. Pierwszy (w 2008) zrealizowała Wajda Swajda w ramach warsztatów z dziećmi. Były to pływające formy kwiatowe
wodowane zamiast wianków na Jeziorze
Klasztornym, a w roku kolejnym artystka
zwodowała mobilne rzeźby, inspirowane
ludową wycinanką, którym kształt nadawał wiatr i ruch wody.
Powstawały też ekspozycje inspirowane wnętrzem refektarza. Jakub Pieleszek zaprezentował kolekcję czaszek oraz
obiekty i film video. Miejsce oraz filozofia
zakonu kartuzów były istotnym kontekstem dla idei wystawy dokumentującej,
jak znana w sztuce alegoria przemijania
i znikomości życia staje się dziś popularnym znakiem graficznym o strywializowanym znaczeniu. Natomiast „Biometrie”
Anny Królikiewicz powstały w Galerii
(maj 2009). Symbolicznym tworzywem
była ziemia, z której usypany został obraz-dywan, nawiązujący do modlitewnych
dywanów z meczetów islamskich. Ideą
„Biometrii” był dialog dwóch kultur
i dwóch religii.
Wyjątkowy był sezon 2008. Odbyła się
wówczas ostatnia wystawa Józefa Szajny
zorganizowana za jego życia. Zgromadzono na niej jego najwybitniejsze dzieła z kolekcji prywatnej i Galerii Studio.
Projekt zakładał artystyczne spotkanie
Józefa Szajny i Mariana Kołodzieja. Zadaniem wystaw obu artystów miało być
wykazanie wspólnej, ideowej i etycznej
postawy twórców, dla których konieczność przekazania świadectwa przeżytego
obozu koncentracyjnego dokonywała się
w konfrontacji z dziedzictwem kulturowym, choć każdy z nich do innych wątków tego dziedzictwa sięgał. Do spotkania
artystów jednak nie doszło. Józef Szajna
zmarł nieoczekiwanie i wystawa przerodziła się w pożegnanie z artystą.
Wystawa prac Mariana Kołodzieja
odbyła się w kolejnym sezonie i była to
także jego ostatnia monograficzna wystawa. Została zatytułowana „Zdarzyło
mi się w Gdańsku”, Kołodziej dodawał:
koło Kartuz.
Dopełnieniem obu ekspozycji była
wystawa dokumentująca projekty i realizację Cmentarzy Katyńskich, autorstwa
zmarłego rzeźbiarza Zdzisława Pidka
(wrzesień 2008).
Jubileuszowa wystawa dzieł Józefy
Wnukowej, zorganizowana w roku 2011
z okazji 15-lecia Galerii, uświadomiła widzom, jak ważną inspiracją dla artystów
były i są Kaszuby. Plenery sopockich kolorystów w Chmielnie przyczyniły się do
nobilitacji kaszubskiego pejzażu i wpisania go do tradycji malarstwa polskiego.
Potwierdzeniem tej tezy była ubiegłoroczna wystawa pejzażu Czesława Tumielewicza „Obrazy z Kaszub. Ocalone
od zapomnienia”, artysty będącego kontynuatorem postawy kolorystów, choć
jego twórczość jest bliższa ekspresyjnemu symbolizmowi i tradycji kubistyczno-konstruktywistycznej. Natomiast
młodzi twórcy prezentujący swoje prace
w Refektarzu sięgają po nowsze formy
wypowiedzi, takie jak instalacje czy filmy video.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:56
Kartuzë – perla Kaszub
Z dzejów
kartësczégò aptékarstwa
JERZI NACEL
Bënë aptéczi Daniela Christa.
Zélny skłôdk kartuzów, żôłądkòwi likér kartëzjónka, kaszëbskô żôłądkòwô esencjô – dzysdnia te pòzwë gwës ju nick nie òznôczają dlô mieszkańców Kartuz, a tec to je dzél historii
tegò miasta. A pò richtoscë: historii jegò zdrowiô…
W céni kùńsztu lékarzeniô
Przeòr Raju Mariji Jerzi Schwengel
(1718–1766), jeden z przédnëch dzejopisarzów kartuzji i kòscołów Pòmòrzô, nie
wspòminô w swòjich Annałach ò klôsztornym czë téż przëklôsztornym lékarzenim kartësczégò kónwentu. To wëzdrzi
dosc dzywno, czej sã weznie w rozwôgã
to, że zôkònë bëłë szerok znóné z dzejaniô w zôkrãżim lékarzeniô. Dzywny je
téż felënk chòcle jaczégò nadpòmkniãcô
ò aptékarstwie czë zélnym skłôdkù. Czë
to bë miało znaczëc, że aptékarstwò nie
bëło w nym kónwence prowadzoné?
Rozmieje sã, że bëło. Blós je nót pamiãtac, że tpzw. kùńszt szëkòwaniô lékù
– to je dzysdniowé aptékarstwò – béł
piérwi w céni kùńsztu lékarzeniô, jaczégò kùńcowim skùtkã mùszało bëc
przëszëkòwanié jaczégòs lékù. Mòże
bëc mòcno prôwdojuwerné, że w môlu
dôwny kartuzji – na długò przed pòw-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 17
stanim w Kartuzach aptéczi – dzejôł
zélny skłôdk do zôkònnégò ùżëtkù. Kartuzowie bëlë bò znóny ze zbiéraniô i szëkòwaniô zelów i ùprawë roslënów. To
jim zawdzãcziwómë m.jin. wprowadzenié do òznôczaniô roslënów gòzdzyka
kartuzka (Dianthus carthusianorum L.)
i przërëchtowanié òsoblëwégò likéru
zwónégò „Chartreuse” – kòrzenno-zélny naléwczi zrobiony z bezmała 120 roslënowëch składników.
17
2012-11-30 17:45:56
Kartuzë – perla Kaszub
Zôkònny bracë mielë starã ò swòje
zdrowié, a nie dbelë ò te sprawë ù swòjich
pòdległëch i przëklôsztorną rukòc. Je wiedzec, że niejaczi Jakùb Schönich ze Gduńska, balbiéra pò fachù, przëjéżdżôł do
klôsztoru, żebë òpatrzëc chòrëch òjców
i ùpùscëc jim krwi, a przë leżnoscë dofùlowac zélny skłôdk w nieòbéńdné lékarstwa.
Pierszô aptéka
– z prësczim zezwòlenim
Materiałë tikającé sã dôwnégò aptékarstwa w Kartuzach są – tak w pismieniznie pòlsczi, jak i niemiecczi – òsoblëwie ùbòdżé. Drëdżi dzél XIX stolecégò,
jak téż pózniészi cząd są ju dosc dobrze
òpisóné i ùdokaznioné. Wiele wiadłów,
i to czasã baro akùrôtnëch, je w „Farmaceùticznëch Wiadomòscach”, cządnikù
wëdôwónym òd 70. lat XIX stolecégò.
Jinym zdrojã bëła „Farmaceùticznô Gazéta” („Pharm Zeitung”) a téż czekawò
redagòwóné farmaceùticzné kalãdôrze,
w tim niemiecczi „Pharm. Kalender”. Za
jich sprawą mòże dzysdnia dosc akùrôtno
przeńc szlachã dzejaniô aptéków i robiącëch w nich lëdzy.
Wëszłoscą pierszégò rozbiéru Pòlsczi
bëło przeńdzenié kartësczi zemi w prësczé
rãce. Czedë Kartuzë stałë sã sedzbą krézu,
môl pòmalë zaczął zwëskiwac wërazną
ùrbanisticzną znankã. Môlã lékarzeniô
pòwiatowégò lëdztwa (sama kòloniô mia
tej kòle 1500 mieszkańców) béł pòstawiony w latach 1853–1856 szpital. Ta
charwatëniô mia nadóny apartny statut,
w chtërnym jeden z artiklów dôwôł do
wiédzë, że „Pòwiatowi Szpital w Kar-
Aptéka pòd Òrzłã kòl 1915 r.
tuzach przëjimô blós lëdzy chòrëch na
wëlékòwné chòroscë. Niewëléczno chòri
nie bãdą do szpitala przëjimóny”. Wszëtczé kòszta zrzeszoné z bëcym w szpitalu miôł na swòji głowie pacjent. Nim
przëszło do założeniô szpitala, aptékôrz
Ludwik Dietrich dostôł zezwòlenié na założenié aptéczi w Kartuzach. Na zezwòlenim je data 10 łżëkwiata 1834 rokù i je
òno pòdpisóné przez prësczégò nadprezydenta H.T. von Schöna. Dokładną datã
òdemkniãcô aptéczi nie je prosto ùstanowic, je blós wiedzec, że 21 gòdnika 1854
rokù zezwòlenié bëło przeniosłé na aptékarza pierszi klasë Juliusza Rudolfa Benkendorfa, a niécałi rok pózni przeszło na
miectwò Friderika Schmidta, chtëren béł
kòncesjowónym farmaceùtą w realny ap-
Daniel Christ (sedzy na westrzódkù) z robòtnikama aptéczi. Òdj. z czasów II swiatowi wòjnë.
18
pomerania_grudzien_2012.indd 18
téce, to je założony w òbéńdze prësczégò
państwa w latach 1811–1894. Persona,
jakô chca dostac zgòdã władzów na prowadzenié taczi charwatëni, mia òbrzészk
przedstawic przënôleżné papiorë, gdze bë
bëło zeswiôdczoné ji przëszëkòwanié do
fachù. Colemało béł to diplóm, ale zdôrzało sã téż zeswiôdczenié ò donëchczasowi
robòce w tim warkù.
W 1867 rokù kartëską aptékã zwënégòwôł Daniel Foss, a 3 séwnika 1879 rokù
Bòlesłôw von Pinkòwsczi, aprobòwóny
w Dreznie. Ten drëdżi zajimôł sã przédno
rozprowôdzanim léków przëszëkòwónëch wedle doktorsczich receptów. Króm
tegò miôł w swòji aptéce labòratorium,
gdze szëkòwôł galenowé przerobiznë
i rozmajité medikameńtë, dzejającë równoczasno przë swòjich eksperimentalnëch robòtach. Brzadã jegò doswiôdczeniów bëła wërobina pòzwónô „kaszëbskô
żôłądkòwô esencjô”. Mùszôł to bëc baro
ùdóny produkt, skòrno jegò ùsôdzca prezentowôł gò w 1887 rokù na Krajowim
Pòkôzkù w Krakòwie. Pinkòwsczi béł téż
znóny z wëtwôrzaniô żôłądkòwégò likéru
kartëzjónka.
W 1886 rokù aptékã kùpił Otto Édward
Tacht, chtëren wërôbiôł pòd swòjim nôzwëskã pële na przeczëszczenié krwi. Za
jegò sprawą pòwsta pòzwa Kòncesjowóny Królewsczi Aptéczi, jaczi céchã béł òrzeł
w kòrunie. Pòzwa ta – Aptéka pòd Òrzłã
– przedërcha jaż do pòłowë XX stolecégò.
Piãc lat pózni aptéka przeszła w miectwò Jerzégò Lehmanna, a ju w 1894 stała
sã włôsnoscą Henrika Hammera. Zajimny
je jeden z protokòłów przezéru ti charwatëni z henëtnégò czasu. Stoji w nim napisóné: „przë aptéce je jizba, w chtërny są szafë
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:57
Kartuzë – perla Kaszub
z ruchnama, gdze sëszą sã rzeczë (gwësno
jidze ò bielëznã – przëp. JN) môłëch
dzôtków i gdze białka majicela przebiwô
z môłim dzeckã; króm tegò w szafach są
medikameńtë. Je to dëcht czësto niedopùstné, bò wszëtczé aptéczné òbrëmienia
są ùdbóné do brëkòwaniô przez aptékã,
żelë ekstra przëzwòlenié prezydenta nie
stanowi jinaczi”. Pòstãpnyma miéwcama
Aptéczi pòd Òrzłã bëlë: Georg Löwinson
(òd 1897), H. Feldner (òd 1903) i (òd 1908)
dr Friderik Winkler, chtëren kòle 1913 rokù
pòstawił willową bùdacjã i przëszëkòwôł
òbrëmienia do òbrzésznëch żądaniów. Nen
snôżo dzysdnia òdnowiony bùdink stoji na
rogù ùliców J. Bielińsczégò (dôwny Aptéczny) i 3. Maja (dôwny Pòdgórny).
Cząd farmaceùticznëch
labòratoriów
XIX stolecé, a òsoblëwie jegò drëgô
pòłowa, to w rozwiju aptékarstwa zajimny cząd, w chtërnym króm klasycznégò
ôrtu wërôbianiô léków, pòwstôwają môłé
labòratoria, co wëtwôrzają rozmajité galenowé wërobinë (np. wspòminóną rëchli
kaszëbską żôłądkòwą esencjã). W tim cządze módné bëłë téż tpzw. elegantné farmaceùticzné wërobinë. Robilë cëkrzenié
pëlów i tabletów. Wërôbielë téż tzw. casta
(pastë), z jaczich nôlepi przëjãło sã casto
szluzowé i lakricowé. Pële miałë pòléwã
z lepiznë (collodim), żelatinë, colemało
bëłë złoconé i strzébrzoné. Ne preparatë przëbôcziwałë përznã dzysdniowé
groszczi. Za to w czwiôrti czwiercë XIX
stolecégò wiôldżim ùwôżanim cesził sã
wërób gazowëch i lékarzczich wòdów.
W kartësczi aptéce mógł kùpic rozmajité
léczné limònadë, np. gazową żelazëstą,
magnezową itp.
W rujanie 1919 rokù rozpòczął sã nowi
rozdzél dzejaniô Aptéczi pòd Òrzłã. Za
sëmã 400 000 niemiecczich marków
(z czegò 150 000 kòsztowało òdkùpienié
kóncesji) kùpił aptékã 39-latny aptékôrz
z Bambergù Hans Daniel Christ. Studia
skùńcził w 1904 rokù na Ùniwersytece
w Erlangen z baro dobrim stãpieniã, dostôł prawò (aprobacjã) do samòstójnégò
prowadzeniô aptéków w òbrëmienim
Niemiecczi Rzeszë. Czedë 8 gromicznika
1920 rokù do Kartuz wmaszérowa armiô
generała Józefa Hallera, Daniel Christ
miôł swiądã tegò, co sã dzeje, i tegò, że
bãdze mù dóné żëc i robic w òdrodzonym pòlsczim państwie. Nen Bajera
pòznôł pòlską mòwã, co wicy rozmiôł
nawetka sã dogadac z kaszëbsczim lëdz-
Plan Kartuz z XIX w. z zaznaczoną Aptéką.
twã w jegò jãzëkù. Stôł sã lubianym
i ùwôżónym mieszkańcã Kartuz. Zdrësził
sã m.jin. z Aleksandrã Majkòwsczim.
W swòjim ògardze przë aptéce ùprôwiôł
zela. Zbùdowôł cepłownicã, gdze sadzył
i aklimatizowôł egzoticzné roslënë do
lékarzeniô z rozmajitëch dzélów Eùropë i Pôłniowi Americzi, robiącë na jich
pòspòdlim wszelejaczé aptéczné preparatë. Przë aptéce dzejało òd 1924 rokù
Farmaceùticzné Labòratorium – jedno
ze sztërzech w Toruńsczim Òkrãżim. Ju
w kùńcu dwadzestëch lat òznôczało ono
stãżenié cëkru w mòkrzu módnym tej
spòsobã pòlarimetricznym.
Léczi firmòwé, pòpùlarné
i nowòstczi
W midzëwòjnowim cządze kartësczé
charwatënie – Aptéka pòd Òrzłã i Centralnô Aptéka (założonô na zôczątkù 30.
lat) – miałë ju wiôldżi wëbiér léków. Bëłë
to firmòwé lékarztwa robioné w nëch
aptékach, taczé jak np. miód kòperkòwi,
żëwòkòscowi syrop, cecz na òdcësczi,
rozmajité smarë na òdmrożenié i procëm słuńcowim òparzenióm. Temù że do
Kartuz przëjéżdżelë letnicë z wszelejaczich strón Pòlsczi, a niejednym trafiło sã
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 19
Nalimczi na lékarstwa z kartësczi
Aptéczi Centralny (30. lata XX w.).
19
2012-11-30 17:45:57
Kartuzë – perla Kaszub
zachòrzec, bëłë sprowôdzóné taczé lékarztwa, do jaczich ti chòri bëlë przënãcony.
I tak na przëmiar w Centralny Aptéce
ù magistra Kùczińsczégò mógł dostac
czile ôrtów proszkù na bòlenié głowë, téż
òglowò znóny „proszk z kògùtkã”. Wiôldżi pòbiér miałë krople zwóné Hein-Fong,
kùpióné przë bòlenim brzëcha. A mëmczi
kùpiałë dlô dzecy tranową emùlsjã Scotta
i homògòn Klawégò (żelazowi preparat).
A że kaszëbsczim białkóm czasã bëło
drãgò zapamiãtac pòzwã homògòn, zwałë nen lék jakno krągłą bùdelkã z nym „co
chcã, a ni mògã”.
Do kartësczich aptéków trôfiałë téż
nowòstczi z eùropejsczégò farmaceùticznégò rënkù. Ju w kùńcu 30. lat Aptéka
pòd Òrzłã mia w sprzedażë prontisil. Nen
pierszi bakteriostatik z karna sulfònamidów firmë Bayer miôł w henëtnëch czasach wiôldżi ùdzél w lékarzenim bakterijnëch chòrosców.
Kartësczé aptéczi miałë téż spòsobë na radzenié so z dosc pòwszechnym
w nëch czasach robactwã. Bëłë to trëcëznë szëkòwóné na pòspòdlim arszenikù. Mógł je kùpic blós za przëzwòlenim
krézowégò doktora w Kartuzach.
Kùńc Aptéczi pòd Òrzłã
Aptékôrz Daniel Christ béł lojalnym
mieszkańcã pòlsczégò państwa. Gôdôł:
„temù krajowi służã, jaczégò chléb jém”.
Jegò dzecë, a pózni òtroczi, pòbiérałë nôùkã w pòlsczich szkòłach, bëtniłë
w dzejaniach rozmajitëch młodzëznowëch zdrëszenów, taczich jak turnowô
stowôra Sokół.
Czedë zaczãła sã II swiatowô wòjna,
aptéka przënôlégającô do pòlsczégò aptékarza òsta zajãtô i pòddónô kòmisaricznémù dozérowi. A Aptéka pòd Òrzłã Daniela Christa zmieniła tôblëc na … Adler
Apotheke.
Równak je mùsz scwierdzëc, że w całim cządze niemiecczi òkùpacji Daniel
Christ pòkôzywôł żëczlëwé nastawienié
do kaszëbsczégò lëdztwa. Wedle Aleksandra Arendta – przódë kòmendanta Tajny
Òrganizacji Wòjskòwi Grif Pòmòrsczi,
sôdzownika lagru w Stutthofie – Christ
tajemno przekazywał léczi zamkłim w lagrze Pòlôchóm. Òd niegò dostôwałë téż
léczi rodzëznë represjonowónëch partizanów. Pòmôgôł mù w tim Léòn Kruczińsczi, robòtnik medicznégò przewòzënkù
w Kartuzach. To dzejanié bëło wôrtné
nôwëższégò achtnieniô, bò jegò wëkrëcé
w nôlepszim przëtrôfkù mògło sã skùńczëc wësłanim do lagru.
Wchôdającë do Kartuz 10 strëmiannika 1945 rokù, żôłnérze Czerwòny Armii trafilë Christa „na starżë”. Chòcô
niemiecczi doktorzë ùszlë z miasta przed
nadchôdającym frontã, Christ cwierdzył,
że ni mòże òstawic swòjich pacjentów
bez mòżlëwòtë zwënégowaniô z aptéczi,
tim barżi, że w miesce zaczął sã rozkòscérzac tifùs, a léczi bëłë na wôgã złota.
Le wej, kawel béł straszny. Ruscë stanãlë
w aptéce, a rodzëznã Christów prosto z ni
wërzucëlë. Leno òpieka i wspiarcé, przede
wszëtczim dr. Henrika Kòtowsczégò
i jinëch kartësczich familiów, dozwòliłë
ti rodzëznie przeżëc nôgòrszi czas. Daniel
Christ, wëzbëti z majątkù, bez żódnëch
strzódków do żëcô, w lëpińcu 1945 rokù
béł zmùszony òstawic Pòlskã i jic nazôdka do rodzynnégò Bamberga, gdze ùmarł
w 1963 rokù. Jegò, w dzélu zniszczonô,
aptéka przeszła pòd kùratelã Timczasowégò Zarządu Państwòwégò Miectwa
Òpùszczonégò i Niechónégò, przerobionégò pózni na Òkrãżny Ùrząd Likwidacyjny. Pózni, arãdowónô przez prowizora
farmacji Władisława Wëganowsczégò,
znôwù dzejała jakno Aptéka pòd Òrzłã.
W 1948 rokù władze Lëdowi Pòlsczi
zaczãłë nôprzódka cëchą, pózni ju òdemkłą biôtkã z priwatnym miectwã. Tikało
to sã téż aptéków. 8 stëcznika 1951 rokù
Sejm PRL wëdôł ùstôw ò przejãcym aptéków przez państwò. A gôdającë barżi
dokładno: w majestace notejszégò prawa
òstało znikwioné priwatné pòlsczé aptékarstwò. Stôrô Aptéka pòd Òrzłã przestała warac, a Centralnô Aptéka dostała
pòzwã „22 Lëpińca” i sta sã pòstãpną,
dwadzestą szóstą w państwòwi jednoce
zarządzający tegò ôrtu charwatëniama.
Recept z Aptéczi pòd Òrzłã z kuńca XIX w.
Dzysdnia w Kartuzach je òsmë aptéków. Leno szkòda, że żódna z nich nie
nosy miłi dlô ùcha pòzwë Pòd Òrzłã.
W 2006 rokù przë obchôdanim Rokù
Kaszëbsczégò bëła òdsłoniãtô w Kartuzach – z ùdbë Zakładu Historii i Filozofii
Medicznëch Nôùków Gduńsczégò Ùniwersytetu Medicznégò a téż kartësczich
aptékarzów – tôfla dlô ùwdôrzeniô pierszi
aptéczi i ji majicela z lat 1919–1945, aptékarza Daniela Christa.
Tłomaczenié Danuta Pioch
Òdj. z archiwùm J. Nacla
www.miesiecznikpomerania.pl/audio
20
pomerania_grudzien_2012.indd 20
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:58
800 lat Żukòwa
Tak sã wszëtkò zaczãło…
Mijô òsmë wieków òd czasu, czej w dolëznie Reduni, kòl ksążãcy òsadë Żukòwò swój nowi
môl nalazłë sostrë z zôkònu premònstratensków, znóné téż jakò sostrë norbertanczi. Wôrt
sã zatrzëmac na sztót i zazdrzec w dzeje tak wôżnégò dlô Kaszub i Pòmòrzô placu.
JÓZEF BELGRAÙ
Bògati spòsób nowégò klôsztoru
Żukòwò, dzãka swòjémù bëlnémù
pòłożeniu w dolëznie Reduni bëło zamieszkiwóné òd baro dôwna. Pierszé
szlachë gbùrsczégò òsadnictwa mają
tuwò kòl 5 tës. lat. W czasach wschòdnopòmòrsczi kùlturë (òd VI w. przed Chr.)
doszło do òsoblëwégò gòspòdarczégò
i spòlëznowégò òżëwieniô na tëch zemiach. Mòcné bëłë kòntaktë z pôłniową
Eùropą, a òsoblëwie z etruską kùlturą.
Razã z przëjimniãcym chrzescyjaństwa
przez Gduńsk pòd kùńc X w. pò Chr. téż
żukòwskô zemia przeszła na nową wiarã.
Pòd kùńc XII w. ksyżëc Sambòr I założił klôsztór cystersów w Òlëwie, jakò
pierszi w ksyżëstwie. Wcyg równak béł
pòtrzébny białgłowsczi klôsztór. Òb czas
zjôzdu pòlsczich biskùpów i òpatów
w Mąkòlnie na Kùjawach 24 maja 1212 r.
òstało rozsądzoné, że w Żukòwie pòwstónie klôsztór sostrów norbertanków.
Jegò fùndatorama bëlë pòmòrsczi ksążã
Mscëwój I i jegò białka Zwinisława. Do
Żukòwa sostrë przëbëłë ze Strzelna na
Kùjawach. Kònwent żukòwsczi òd samégò zôczątkù słëchôł norbertankóm
òpactwa sw. Wincentégò z Wrocławia.
Pierszi klôsztór dlô białków w ksążstwie dostôł bòkadny spòsób òd panowników. Mscëwój I i Zwinisława przekôzelë Stołpã, Żukòwò, Mëslëcëno, Sulisławë
i Barklino wespół z pòlama i łąkama.
Wiosczi te chùtkò òstałë wcygnioné przez
Żukòwò, jaczé sã chiże pòwiãksziwało.
Do te doszłë leżącé krótkò Rãbiechòwò
i Swiemirowò (dzysdnia w grańcach
Sopòtu). Z dobrów erbòwónëch przez
Zwinisławã sostrë dostałë Beleczkòwò
nad Dolną Łebą i znóné òd wieków z dobrëch kòniów – Grabòwò pòd Swiecym.
Gduńskô Bróma żukòwsczégò klôsztoru. Òdj. J. Belgraù
Równak nôwôżniészim darã ksyżny bëła
nad`zwëkòwò bògatô Òksëwskô Kãpa
z 16 wsama, taczima jak Òksëwié, Òblëżé,
Pògórzé, Dãbògòrzé czë Kòsôkòwò. Òksëwskô Kãpa òznôcza téż wôżné prawa
sparłãczoné z mòrsczim rëbaczenim.
Sostrë stałë sã miewcama pòrtu i rëbacczi flotë. Òkróm te norbertanczi dostałë
nadania zrzeszoné z rëbaczenim na kaszëbsczich jezorach i rzékach, a téż 1/3
wzątków z cłów òd sëkna w ksyżëstwie.
Do tegò jesz prawò łowieniô bòbrów i pasowné immunitetë.
Zôczątk na pùstkòwim Stołpa
Na taczi ôrt żukòwsczi klôsztór
stôł sã jednym z nôwikszich feùdałów
w pòmòrsczim ksążstwie. Tak wiôldżi
majątk béł brëkòwny, żebë skùtkòwno dzejac na òkòlé przez ewanielizacjã,
nôùkã, kùlturã i technyczny pòkrok.
Dobra żukòwsczégò klôsztoru miałë bëc
téż spòdlim dlô mòcny w tim tam czasu
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 21
ewanielizacji w Prësach, bò diecezjalny
kòscół béł wnenczas biédniészi, żlë jidze
ò ekònomiczné strzódczi, i ni miôł tak
dobrze przërëchtowónëch misjónarzów.
Wespół z sostrama przëbëlë téż norbertanowie z Wrocławia. Dostelë òd Mscëwòja
dlô swòjich misyjnëch dzejaniów kòscół
w Pòstolinie pòd Sztumã.
Wszëtkò swiôdczi ò tim, że pierszé sostrë pòjawiłë sã nad Redunią ju w 1212 r.
Z fùndacji jinëch klôsztorów w tim czasu wiémë, że klôsztornice nawetka przez
pierszich pôrã lat mieszkałë w timczasowëch drzewianëch bùdinkach. Pierszi
klôsztór pòwstôł na pùstkòwim Stołpa
– kòl ùńdzeniô rzéczi Słëpi do Reduni
(dzysdnia to żukòwsczé òsedlé Sydło).
Pierszé żukòwsczé mãczelnice
Ju na samim zôczątkù żukòwsczé norbertanczi przeszłë próbã mãczelstwa za
wiarã. 12 rujana 1226 r. pògańsczi Prësowie
docerlë do klôsztoru, zabilë 10 sostrów,
21
2012-11-30 17:45:58
800 lat Żukòwa
a bùdinczi òkredlë i spôlëlë. Dostelë sã
téż do cystersczégò òpactwa w Òlëwie.
Mnichów wzãlë w niewòlã, pòdprowadzylë pòd òbronné mùrë Gduńska i na
òczach mieszkańców gardu zamòrdowelë. Jak sã pózni òkôzało, do napadniãcégò klôsztorów zachãcëlë jich pòlsczi
ksążãta: Władisłôw Laskònodżi, Kònrad
Mazowiecczi i téż Leszk Biôłi, bò panëjący
tedë na Gduńsczim Pòmòrzim Swiãtopôłk
II Wiôldżi wspiarł wòjskòwò swòjégò
szwagra, a jich procëmnika, wiôlgòpòlsczégò ksyżëca Władisława Òdonica.
Dlô Prësów béł to przede wszëtczim rabùszny najôzd. Pò skargach Swiãtopôłka,
cystersów i norbertanków òstała pòwòłónô przez papieża szpecjalnô kòmisjô, jakô
miała zbadérowac tã sprawã. Wszedł do
ni m.jin. norbertańsczi òpat òd swiãtégò
Wincentégò, bezpòstrzédny pòdwëższi żukòwsczich sostrów. Brzadã robòtë
kòmisji bëła papieskô bùlla Grégòra IX
z 5 maja 1227 r., chtërna scwierdzywô,
że przëczëną najechaniégò Prësów bëłë
intridżi pòlsczich ksążãtów procëm Swiãtopôłkòwi.
Pierszô Kaszëbka-pòlitik
Pò napadniãcym klôsztór w Stołpie
béł tak baro znikwiony, że na òdbùdowã òstôł wëbróny môl, jaczi nalôżôł sã
pôrãset metrów dali, we wsë Żukòwò.
Nową magistrą (pòdwëższą) norbertanków òstała Witosława, sostra Swiãtopôłka II Wiôldżégò. Ji bëtnoscë żukòwsczi
kònwent zawdzãcziwôł w pòstãpnëch
latach nadania ze stronë ji bracynów i jinëch lëdzy. Dzãka temù klôsztór chùtkò
sã òdbùdowôł i stôł sã wiele wikszi jak
przed znikwienim. Za czasów Witosławë
przëszedł dlô Żukòwa złoti wiek. Klôsztorné dobra òbjimałë w XIII w. pôrãdzesąt wsów na Pòmòrzim. Cësk miała na to
téż żëcznosc ksyżëcy familii, chtërna do
klôsztoru przësëła swòje córczi.
Kseni Witosława rządzyła w baro dobrim dlô klôsztoru czasu, równak wiôldżi
znaczënk miałë téż ji spòsobnoscë do mediacji i diplomacji. Pòdług niechtërnëch
je to pierszô białka-pòlitik na Kaszëbach.
Bëła pòstrzédniczką w wielnëch sztridach
midzë ksążãtama, a wszëtcë òni wspiérelë
ji klôsztór.
Dëtczi z młëna, karczmë i tôrgów
W nowim klôsztorze pòwstała nowicjackô szkòła, gdze ju wnenczas ùczë-lë
tkactwa i wësziwkù, czegò dokazë ùchòwałë sã do dzysô. W XIII w. dzeja ju téż
22
pomerania_grudzien_2012.indd 22
Norbertanczi z Imbramòwic kòl Krakòwa. Òdj. z archiwum tamecznëch sostrów
kòlklôsztornô szkòła dlô swiecczich dzéwczãtów, jakô zaczã miec corôz wikszi cësk
na rozwij kaszëbsczi kùlturë.
W łżëkwiace 1259 r. do Żukòwa ze
swòjim dwòrã przëbéł ksążã Swiãtopôłk
II Wiôldżi, bracyna kseni Witosławë, a téż
mniszków Zwinisławë i Anastazje. Celtë
ùstawił w Stołpie, w rëjinach dôwnégò
klôsztoru. Ksążã pòcwierdzył rëchlészé
prawa norbertanków, dôł klôsztorowi
prawa ùrządzaniô tôrgù, braniégò wzątkù
z karczmë i młëna, a téż zgòdã na założenié miasta na niemiecczim prawie, „jeżlë
bãdą w sztãdze je zbùdowac”. Ksyżëc nié
do kùńca mést wierził w dobëtné zakùńczenié chãców lokacji miasta.
Wiôldżi znaczënk miało òsoblëwie
prawò do ùrządzaniô tôrgù. Dôwało to
bòkadné mòżlëwòtë rostu Żukòwa. Tôrdżi bëłë wnenczas môlã tak hańdlu, jak
i przepłiwaniô wiadłów, téż dzãka nim
rozwijało sã spòlëznowé żëcé. Pòjôwielë
sã na nich môlowi lëdze z wsów w òkòlim, ale téż ricerze i kùpcowie z cëzëch
stronów. Heroldowie ògłosziwelë rozpòrządzenia panowników. Zéńdzenia
lëdztwa bëłë téż wëzwëskiwóné do sądzeniô. Ksãża nôùczelë w tôrgòwé niedzele
prôwdów wiarë.
Tôrg stôwôł sã hańdlowim centrum
całégò òkòlégò. Bëłë tuwò cłowé kòmòrë
i pùnkt wëmianë pieniãdzy. Nadanim liberum forum cum tawerna wszëtczé wzątczi
z tôrgù i karczmów òstałë òstôwioné żukòwsczim norbertankóm, chòc w jinëch
môlach béł to ksyżëcy mònopòl. Dëtczi
te klôsztór wëdôwôł ad lumen ecclesiae
(na wid w kòscele), w praktice równak
òznôczało to wszelejaczé kòsztë ùtrzimaniô kòscoła i klôsztoru. Żukòwsczi tôrg
fùnksnérowôł wicy jak pół wiekù.
Òstôł pò nich kòscół
i ùswiãconô zemia
W 1308 r. klôsztór, jistno jak całé
Gduńsczé Pòmòrzé, nalôzł sã w grańcach Krzëżacczégò Państwa. Krziżôcë òd
pòczątkù mielë starã przejimnąc żukòwsczé dobra. Przëszłë lata gòspòdarczégò
krizysu i nikwiącé chërë. W 1433 r. klôsztór òstôł spôlony òb czas najechaniégò
hùsytów na Pòmòrzé. Pò trzënôscelatny
wòjnie (1454–1466) Żukòwò słëchało
Pòlsce. Dzãka przeòriszë z tegò czasu,
Barbarze z Rusocëna, klôsztór dwignął sã
ze znikwieniów i zôs zaczął rozkòscérzac
wkół pòùczënã, kùlturã i dëchòwé żëcé.
Mni abò barżi ùdało robił to do 1834 r.,
czedë to prësczé wëszëznë zlikwidowałë
klôsztór norbertanków.
Nôbarżi widzewnym szlachã żëcégò i dzejaniégò sostrów w Żukòwie
je pòklôsztorny kòscół, jaczi je nad`zwëkòwò wôrtnym zabëtkã sakralny architekturë. Òd wieków je òn ùznôwóny téż
za nekropòliã pòmòrsczich ksyżnów.
Tuwò nalôżają są cała wiele sostrów, chtërne całé żëcé spãdzywałë na mòdlëtwie,
cëchi robòce i pòkùce.
Żukòwsczé norbertanczi mòcno
ùswiãcëłë tã zemiã i wôrt ò nich pamiãtac nié leno w 800. roczëznã pòwstaniégò
Żukòwa.
Tłomaczenié Dariusz Majkòwsczi
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:45:58
wôżné ksążczi
Bò w bôjkach je wszëtkò…
Z Duszanã Pażdżersczim, pòchôdającym z Serbii badérą kaszëbsczégò jãzëka, redaktorã
antologii kaszëbsczich bôjków Òpòwiédz mie bôjkã / Opowiedz mi bajkę..., gôdómë ò tim, dlôcze
wôrt wëdawac taczi ôrt lëteraturë, a téż ò pòwstôwającym kaszëbskò-serbsczim słowôrzu.
Dlôcze zajinteresowôł sã Wasta prawie kaszëbsczima bôjkama?
Zdôwô mie sã, że wcyg lëdowé ùtwórstwò z Kaszub je nômòcniészim lëteracczim dokazã ti kùlturë, jaczi bez problemù mòżna przetłomaczëc na jiné jãzëczi
i bãdze to czekawé – je wiedzec dlô lëdzy,
co sã taczim ôrtã lëteraturë jinteresëją.
Bò jeżlë to przërównómë do lëdowégò
ùtwórstwa jinëch nôrodów, tej to kaszëbsczé nie je nick gòrszé.
A naji ùtwórcë mają taką swiądã?
Tak pò prôwdze wszëtcë naji pisarze,
a przënômni ti nôwôżniészi, òdnosziwają sã jakòs do lëdowi kùlturë. Mùszimë
miec starã, żebë w Pòlsce promòwac kaszëbsczé bôjczi, próbòwac je systematizowac, sprawdzëc, kùli je materiału. A tak
pò prôwdze, to kòl nas wëchôdają blós
tej-sej jaczés przëtrôfkòwé nieùsystematizowóné zbiorë.
Mòże to są te nôlepszé bôjczi?
Nié wiedno, a tak bë miało bëc. I je jesz
jednô rzecz, jaką je mùsz rozrzeszëc
i wërazno rozdzelëc. Lëdowé ùtwórstwò,
chtërno pòtoczno nazéwô sã bôjkama, na
Kaszëbach nie je do kùńca – w swiądze
czëtińców – wëapartnioné òd adaptacjów bôjków robionëch przez rozmajitëch
lëdzy. Niejedny z nich nawetka sã pòd tim
pòdpisëją, chòc nie są aùtorama tëch dokazów. Na òbkłôdce je miono i nôzwëskò,
a pòd nim titel „Bôjczi kaszëbsczé”. To nié
do kùńca tak. Ten aùtór nie wëmëslił
nëch bôjków, a leno je przedstawił. Mòże
w barżi zrozmiałi wersji, ale nie są to
prôwdzëwé, òriginalné bôjczi pòdóné
w zdrzódłowi fòrmie.
Mòże to próba dotarcô do czëtińca, bò
chëba nie dô sã wcyg do czësta òpierac
na tim, co bëło w dôwnëch tekstach…
Òdj. Maciej Stanke
Ale tak pò prôwdze më na tëch tekstach
sã nijak nie òpiérómë. Jesz do terô niżódnô pòwôżnô antologiô taczégò ôrtu,
chtërna bë sã skùpiała na jakòscë i zdrzódłowëch tekstach, z tegò, co wiém, nie
pòwstała. Leno Zaklęta Stegna Jerzégò
Sampa na jaczis ôrt systematizëje kaszëbsczé lëdowé ùtwórstwò. Ale òna òstała
wëdónô w 80. latach. Òd te czasu bëłë
blós zbiorë rozmajitëch aùtorów, chtërny znelë bôjczi, je adaptowelë i dopiérze
w taczi fòrmie pòdôwelë czëtińcowi. Jô
rozmiejã, że dlô lepszégò przedôwaniô
ksążków to mòże bëc dobrô droga, ale kaszëbskô lëteratura brëkùje téż nôùkòwò
òbrobiony antologii.
Za czim wôrt je wëdawac i czëtac bôjczi?
Te dokazë mają przédno edukacyjné fùnkcje, mòżna je na przikłôd czëtac dzecóm
abò mògą pòmagac w robòce w szkòłach.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 23
W nich są zamkłé jinfòrmacje tikającé mitologii, zwëków, legeńdów. Nôwôżniészé je
to, że stanowią òne jaczés mòdło. Wszëtcë
starszi pisarze, w tim ti nôbarżi ùznóny,
jak Majkòwsczi czë Derdowsczi, znelë je,
kòrzistelë z nich i na jaczis ôrt przekazywelë dali zapisóné w nich wiadła. Mùszimë
pòkazac to mòdło i to pòkazac je w nôbarżi
sërowi pòstacji.
Dlôcze prawie Serb nama ò tim przëpòminô?
Mòże dlôte, że w serbsczi kùlturze bôjczi
téż mają wiôlgą rolã. Jeden z refòrmatorów serbsczégò jãzëka bédowôł, żebë prawie lëdowi jãzëk stôł sã tim lëteracczim.
Mùszôł równak nôprzód zebrac tekstë,
chtërne ùdokazniwałë, że w tim jãzëkù
czedës piselë. Zebrôł tej lëdowé ùtwórstwò, równoczasno wëdôwającë ùczbòwniczi i słowôrze. I to je pòdług mie dobrô
droga.
23
2012-11-30 17:45:59
wôżné ksążczi
Z kaszëbizną je përznã jinaczi, bò je òna
jinaczi normòwónô, ale wôrt zacząc òd
tegò samégò. Bò w bôjkach je wszëtkò
– i jãzëk, i kùltura, i zmerkania, jaczé
òddôwają òbrôz czasów, w chtërnëch
pòwstôwałë. To wszëtkò je mùsz òpùblikòwac, a czëtińc wëbierze to, co chce
przeczëtac.
Wasta chce téż wëdac kaszëbskò-serbsczi słowôrz. Skądka wzã sã takô ùdba?
Ùdba przëszła pò wiele latach badérowaniów dwùch jãzëków. Dzãka taczi ksążce
chcã rozjasnic przińdnym czëtińcóm, jak
baro serbsczi parłãczi sã z kaszëbsczim.
Słowôrz mô przede wszëtczim pòmagac
znajôrzóm słowiańsczich jãzëków na
serbsczich i téż jinëch ùniwersytetach.
Móm nôdzejã, że badérowie jãzëków nalézą w nim wiele òdpòwiesców na lingwisticzné pëtania.
Jak pisze sã taczi słowôrz? Jaczé są nôwikszé drãgòtë òb czas zbieraniô materiałów?
Nôwicy jiwrów robi dobieranié pasowny słowiznë. Nôwôżniészé dlô mie je to,
bë słowa, chtërne nalézą sã w słowôrzu,
bëłë ùniwersalné, a nié leno dzysdniowé,
mòderné. Dôwóm téż bôczënk na tak
pòzwóną frekwencjã – próbùjã sprawdzac, jak czãsto słowò ùżiwô sã w kaszëbsczim. Òb czas zbieraniô materiałów
mùszôł jem duńc do swòji metodë, w tim
przëtrôfkù do metodë krziżowaniô – zbiéróm słowa z rozmajitëch kaszëbsczich
zdrzódłów, krziżujã je a sprôwdzywóm
normalizacjã, to je jãzëkòwé deje, co
zrodzëłë sã westrzód karnów znajôrzów
kaszëbsczégò jãzëka. Zajimóm sã badérowanim jãzëkòwëch ùdbów karna, w chtërnym nalezlë sã na przëmiar
Eùgeniusz Gòłąbk czë ks. Bernat Sëchta.
Czëtóm téż pùblikacje Aleksandra Labùdë
i Jana Trepczika.
Czë òkróm metodë krziżowaniô zbiérô Wasta materiałë téż na jiny ôrt?
Jo, móm téż jiné spòsobë, mòżna rzeknąc,
barżi „nowòczasné”, a to dlôte, że zwëskiwóm tuwò ze znónégò spòlëznowégò
pòrtalu w jinternece. Mòji drëszë z Serbii a z Kaszub mògą tam nalezc kaszëbsczé słowa. Ten eksperiment szpòrtowno
pòzwôł jem „Kaszëbsczé słowò na dzysô”.
Zdrzã, że zachãcywô to lëdzy do szëkaniô
24
pomerania_grudzien_2012.indd 24
zdrzódłów jãzëka, ò czim mie piszą. Jô bë
chcôł, bë taczich jãzëkòwëch òbgôdków
w jinternece bëło corôz wicy...
W tim słowôrzu chce téż Wasta òpisac
wëmòwã kaszëbsczich słów…
Jo. Na jaczis ôrt bãdze to nowòsc, bò donëchczas nie pòkôzało sã za wiele òpisënków kaszëbsczi wëmòwë, jaczi mògłëbë
stac sã òstatecznym nôrzãdzã w twòrzenim taczégò słowôrza. Prôwda je téż
takô, że kaszëbskô wëmòwa nie je jesz do
kùńca znormalizowónô. Nimò to chcã jã
w swòjim słowôrzu zapisac fòneticznyma lëtrama, chtërnëch ùżiwô sã na całim
swiece. Òkróm wëmòwë słów, jô bë chcôł
òpisac téż akceńt. To wôżnô jinfòrmacjô
przede wszëtczim dlô Serbów. Akceńt
w serbsczim jãzëkù je baro rozbùdowóny – mómë tuwò jaż sztërë, a nawetka
piãc jegò ôrtów. Serb, chtërnégò jãzëk mô
jaż tak bòkadną systemã przezwãków,
gwësno mùszi wiedzec, jak to je pò kaszëbskù.
Ni mô Wasta strachù, że znajôrze kaszëbsczégò bãdą kritikòwac próbã
òpisaniô akceńtu?
Wszëtkò zanôlégò òd bëlnégò pòkôzaniô
sprawë. Òb czas zbieraniô materiałów
do ksążczi wzéróm przede wszëtczim na
tekstë E. Gòłąbka, chtëren mô dejã, jak
òpisac akceńt, bédëjącë òglowi spòsób na
spòdlim fùnksnérowaniô przezwãków
w jinëch jãzëkach. Przëstojã jegò dbie
– czedës bãdze mùsz wëbrac jednã systemã, chòc wcyg warô sztrid midze
znajôrzama jãzëka, chtërna je nôlepszô.
Je wiedzec, że w lëteraturze ni mòże zakazëwac ùżëwaniô dialektów, równak
mëszlã, że jãzëk mùszi miec jeden, ùniwersalny lëteracczi kòd i to chcã pòkazac Serbóm, mającë spòdlé w bédënkù E.
Gòłąbka.
Taczi słowôrz zaczekawi czëtińców?
Słowôrz piszã przede wszëtczim dlô Serbów, dlôte mëszlã, że lëdze w tim kraju,
a òsoblëwie znajôrze jãzëka bãdą nim
zaczekawiony. Nalôzł jem człowieka,
chtëren zajimô sã badérowanim jãzëka
w serbsczi Akademië Pòùczënë. Chce òn
wëdac mój słowôrz. Jem dobri mëslë.
Gôdelë: Edita Jankòwskô-Germek,
Pioter Léssnaù
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:00
wspomnienia
Z miłości do Redy
W 2012 roku oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Redzie obchodzi jubileusz
dwudziestolecia istnienia – żeby pozostał po nim „ślad nieco trwalszy”, postanowiliśmy
między innymi wydać wspomnienia naszego członka, Leona Denca.
Urodził się on w Redzie w 1925 r.
i mieszkał w niej do roku 1943. Wtedy, jak
większość Kaszubów w jego wieku, został
wcielony do Wehrmachtu. Zdezerterował
z niego w styczniu 1945 r. podczas rozpoczętej wówczas ofensywy Armii Czerwonej znad Wisły. Wrócił do Redy. Później
pracował jako kolejarz na północnych
Kaszubach. W 1985 r., kiedy przeszedł
na emeryturę, zaczął pisać wspomnienia,
przez wiele lat, prawie do dnia dzisiejszego, prowadził też kronikę życia rodziny.
Obecnie mieszka w Gdyni, chociaż i do
Redy często przyjeżdża. To właśnie jego
często okazywana we wspomnieniach
i innych zapiskach miłość do miejsca urodzenia (jak również do kaszubszczyzny,
w której podejmuje próby poetyckie) była
jednym z powodów, dla których zwróciłem uwagę na jego twórczość.
Publikowane przez Zrzeszenie wspomnienia L. Denca kończą się na roku
1949. Można je tematycznie podzielić na
trzy części. W pierwszej opisuje on swoje
codzienne życie w międzywojniu, prawie
idylliczne, chociaż nie wolne od trosk i ciężkiej pracy. Ta idylla zachwiana została
przez wybuch wojny we wrześniu 1939 r.,
a definitywnie się skończyła z chwilą powołania go do niemieckiej armii. Służba
w niej, której opis stanowi część drugą
wspomnień, była dla autora gehenną z co
najmniej dwóch powodów. Po pierwsze
dlatego, że jak pisze, źle się czuł w obcym
mundurze. Po drugie mocno doskwierało mu ograniczenie możliwości sprawowania praktyk religijnych. Część trzecia
wspomnień dotyczy powrotu ich autora
do domu z wojennej tułaczki oraz stabilizacji w realiach socjalistycznej Polski.
Prezentowane dwa fragmenty wspomnień L. Denca zaczerpnięto z ich pierwszej i drugiej części. Warto na marginesie wspomnieć chociaż o jednej kwestii.
W drugim z cytowanych fragmentów
intrygują wzmianki autora o kontaktach
między Polakami (Kaszubami) w mundurze Wehrmachtu a polską ludnością
Generalnego Gubernatorstwa. W dotychczasowej literaturze – nie tylko wspomnieniowej – o wiele więcej można się
dowiedzieć o takich kontaktach z ludnością Francji i innych krajów Europy
Zachodniej niż o teoretycznie bliższych
stosunkach polsko-polskich (nawet
uwzględniając okoliczność, że do GG
Niemcy zapewne starali się nie kierować
Kaszubów wcielonych do Wehrmachtu).
Może wspomnienia L. Denca przyczynią
się do zmiany tej sytuacji?
I. Kiedy skończyłem sześć lat, matka
postanowiła, żebym poszedł do szkoły.
Byłem bowiem najwyższy z rodzeństwa
oraz urodziłem się w lutym. Ponadto była
trzyletnia przerwa między mną a bratem
Antonim. Takie były powody mojego
wcześniejszego pójścia do szkoły.
Starsi bracia, Paweł i Antoni, straszyli mnie, że pani Lewicka – nauczycielka
– mocno bije kijem, a nawet pięścią po
plecach i głowie. Ja wziąłem sobie to tak
do serca, że za żadne skarby nie chciałem
iść do szkoły, lecz nie pomogły opory
i płacz. Nasza mama nie patyczkowała się
z nami, ujęła mnie za rękę i udała się do
tej naszej wzgardzonej szkoły.
Przypominam sobie, że przed pójściem do szkoły – na moje urodziny – dostałem od mojej babci Anny pięćdziesiąt
groszy, za które kupiłem sobie w sklepie
Niemca Bussego tablicę do pisania, gąbkę
i rysik – po kaszubsku mówiliśmy „gryfel”. Z tym wyposażeniem mama prowadziła mnie płaczącego do szkoły. Przy
kościele usiłowałem mojej mamie zbiec,
lecz nie udało się. Była szybsza, a za ten
nieudany wyczyn oberwałem na miejscu
na tyłek.
Moje odczucia co do szkoły zmieniły się, gdy zobaczyłem kolegów, którzy
mnie pocieszali. Byli starsi o dwa lata, ale
pozostali w pierwszej klasie na następny
rok, np. Franciszek S. i Paweł O. Ci dwaj
uczniowie zostali moimi kolegami w klasie pierwszej. Razem z nimi chodziłem do
i ze szkoły oraz wspólnie odrabialiśmy
lekcje.
W naszej szkole nie było łatwo, ponieważ w domu i na podwórku rozmawialiśmy wyłącznie po kaszubsku. Toteż
trzeba było się uczyć wymowy polskiej,
a przez to nauka szkolna sprawiała mi
i innym kaszubskim dzieciom początkowo duże trudności. Dzieciom, których
rodzice rozmawiali w domu po polsku,
było lżej. Te dzieci zasłużenie otrzymywały oceny lepsze. Jednak w następnych
klasach poziom nauki się wyrównał,
BOGUSŁAW BREZA
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 25
Autor wspomnień Leon Denc jako niemiecki żołnierz
(z prawej strony, z kordzikiem). Fot. ze zbiorów L. Denca
25
2012-11-30 17:46:00
wspomnienia
Autor przy lekturze swojej książki. Fot. ze zbiorów L. Denca
a nawet wielokrotnie miejscowi Kaszubi
okazywali się zdolniejszymi od przybyszów z innych regionów Polski. Pamiętam do dzisiaj, że w drugiej klasie miałem
powiedzieć zdanie złożone, w którym
stwierdziłem, że „ptaszek siedzi na bomie”. Natychmiast się jednak poprawiłem, osobiście zauważając popełniony
błąd. Po kaszubsku „boma” znaczy drzewo, podobnie jak po niemiecku „Baum”.
Zawstydziłem się tą pomyłką i dlatego ją
zapamiętałem. [...].
Zbliżały się lata czterdzieste XX w.
Nie był to dla mnie łatwy okres. Nauka
w klasie szóstej i siódmej nie była prosta.
Ciągła praca w gospodarstwie uniemożliwiała mi naukę w domu. (...) Nie mogłem
usiąść i czytać, musiałem oporządzać
trzodę lub pielić buraki. Te prace były
stawiane przez moich rodziców na pierwszym miejscu, a nauka na drugim, przez
co postępów w nauce nie było.
Gdy byłem w siódmej klasie, ukończyłem dopiero trzynaście lat. Wówczas
kierownik szkoły, Konstanty Chodzeń,
pozostawił mnie w tej klasie na rok następny, dając ocenę niedostateczną z ję-
zyka polskiego i rachunków. Te oceny
nie zezwalały na wcześniejsze opuszczenie szkoły podstawowej. Po raz
drugi chodziłem więc do klasy siódmej
z rocznikiem 1925, a rocznik 1924 opuścił szkołę. Bardzo z tego powtarzania
klasy nie byłem zadowolony. Dopiero
po II wojnie światowej, w 1947 r., rozmawiałem przypadkowo z mym byłym
nauczycielem o dublowaniu siódmej
klasy. Wyjaśnił mi, że pozostawił mnie
specjalnie, gdyż wiedział, że rodzice
zatrudniliby mnie przedwcześnie do
pługa, a tym sposobem ochronił mnie
od ciężkiej pracy. Zrozumiałem mego
wychowawcę, który po wojnie uczył
także moje dzieci, i jestem jemu za to
wdzięczny.
II. Teraz opiszę przeżyte Boże Narodzenie w Chinowie [wieś k. Warszawy,
w której stacjonowała jednostka wojskowa autora na przełomie 1944 i 1945 r.
– dopis. BB], które było dla mnie ostatnim
podczas II wojny światowej. W rozmowie
z F. Dąbrowskim [Polakiem z Tczewa,
również żołnierzem Wehrmachtu – BB]
postanowiłem uroczyście i pobożnie spędzić święta. Chciałem namówić kolegę
do uczestnictwa we mszy św., ale Franek
nastawiony był do tego pesymistycznie,
dlatego że do obiadu nie mieliśmy wolnego. Zaznaczam, że w Generalnym
Gubernatorstwie msze św. odprawiane
były po łacinie z polskim kazaniem [na
Pomorzu podczas okupacji także kazania
były wygłaszane po niemiecku – BB]. Postanowiłem poprosić szefa o zwolnienie
mnie z obowiązku służbowego, aby móc
uczestniczyć we mszy św. Szef zgodził się,
mimo iż prosiłem jednocześnie o zwolnienie Dąbrowskiego.
W kościele staliśmy na chórze i w czasie kolekty zapytałem księdza, czy będzie
się można wyspowiadać, bo pragniemy
przystąpić do komunii św. Ksiądz powiedział mi, abyśmy tuż przed ukończeniem
mszy św. podeszli do zakrystii, co też
uczyniliśmy. Do zakrystii szło się środkiem kościoła aż do prezbiterium, a później skręcało się w prawo. Wywołało to
u wiernych zdziwienie, czegoś takiego
jeszcze nie było, toteż mimo zakończenia mszy nikt nie wychodził z kościoła.
Wszyscy chcieli zobaczyć, co nastąpi.
Ksiądz polecił ministrantom, aby pozostali do chwili przystąpienia przez nas do
komunii św. Dopiero potem wierni zaczęli wychodzić z kościoła. Dużo moich znajomych dało mi do zrozumienia kiwnięciem głowy, uśmiechem, że mnie widzieli
w czasie przyjmowania komunii św.
W drugie święto chcieliśmy jeszcze
raz pójść na mszę św., więc byłem zmuszony jeszcze raz poprosić dowódcę, ale
ten nie miał dobrego humoru i nie zezwolił nam (...). Zbeształ mnie porządnie, dodając do tego, że nie zezwala, „abyśmy razem z Polakami modlili się, aby Niemców
diabli wzięli”. Nie zdobyłem się na odpowiedź, lecz tego zdania nie zapomniałem
przez czterdzieści pięć lat.
Od tego czasu wszyscy znajomi z daleka się uśmiechali, dając przez to znak
sympatii, a o to mi szło. Gdy poznałem
w okolicy kilka rodzin, wychodziłem częściej wieczorami do znajomych.
Fragment rękopisu wspomnień.
KASZUBSKI PORTAL EDUKACYJNY
skarbnicakaszubska.pl
www.
Zrealizowano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
26
pomerania_grudzien_2012.indd 26
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:00
wòjnowi Kaszëbi
Taczé to bëło żëcé
„17 gromicznika 1942 rokù, w same zôpùstë, w nocë òni przëszlë. Przëlecała sąsôdka,
Baszka [òd nôzwëska: Bach – EP], a gôda: Jezës, Marija, Józef, më jesmë wënëkóny, Niemcë nas wëgóniają, a waji téż? A òjc gôdôł: Dopiérze jesz nié” – tak zaczinô swój wspòmink
z wòjnë Stanisłôw Hasse z Miszewa. A hewò całô jegò òpòwiesc ò tim, co przeżił w latach
1942–1945.
STANISŁÔW HASSE
Nôprzód niech nama
dadzą òdszkòdowanié!
Zarô, jak le òna òdeszła òd dwiérzów,
ti czôrny bëlë ju ù nas. Z Miszewa òni
wëwiozlë sédmë gbùrów ë jesz dwùch
z Dąbrowë – dwùch Kreftów. To bëło razã
dzewiãc. W Môłim Miszewie béł majątk.
Tam bëlë mieszkańcë, a taczich òni nie
wëwôżelë, le gbùrów. Tata wiedzôł, że
mògą nas wënëkac, tej chùtczi zgòdzył
sã pòdpisac III grëpã. Òni mù rzeklë, że
przez to nas nie wëwiezą, a òni i tak zrobilë swòje.
Na nasze zemie wszãdze bëlë przëszłi
z Besarabii. Nasze gòspòdarstwò bëło
nôlepszé, tej to taczi Wicka ze Skrzeszewa so wëbrôł. Òn béł ewangelikã i tej
òn to dostôł. To ju wtenczas według wiarë szło. Bò ten, co béł ewangelikã, ten béł
zarô wiôldżim Niemcã.
Rôz-dwa òni kôzelë wszëtkò wząc.
Më ni mielë tak wiele walizków, to
w miechë më kłedlë, a tej òni nas zaladowelë. Më òstawilë 4 kònie, 14 sztëk bëdła,
swinie, kùrë, wszëtczé maszinë. Zawiozlë
nas do Banina i wnëkelë do kóńsczégò
chléwa. Tam më bëlë jaż do wieczora. Tej
przëjachałë fùrmanczi i nas wzãlë. Zaladowelë i jachelë przez Żukòwò do Kartuz. Bana ju stoja, a ti czôrny chòdzëlë
kòle tëch wagónów, a tima redpejczama
[jidze tu abò ò „rajtpejcz” – długą, grëbą
drzewianą pôłkã, bróń SS-manów i kapò,
abò ò batug] so ò te skòrznie walëlë. Bana
rëszëła, a më le w tëch wagónach dërch
różańc mówilë. Më nie wiedzelë, dze më
jachelë.
W Dërszewie më jachelë przez mòst.
Lëdze gôdelë: Wejle, terô më przez nã
Wisłã przëjéżdżómë na drëgą stronã. Tak
më dojachelë do Jabłonowa. Tej nas rozladowelë. Walizczi bëłë na specjalny platfòrmie na dole. Ti młodi mùszelë ten wóz
wcygnąc do klôsztoru. Òn béł pòd górą
i tej w ten kòscół më bëlë wnëkóny. Ławë
bëłë précz. Wôłtôrz béł plónã zawieszony. Na nim wisôł Hitler. Jesc më ni mielë
w czim. Tej më nalezlë w zachristii miskã
blaszaną, a w krëchce òni mielë tã kùchniã. Òni nama na tëli lëdzy w tã miskã
wlelë, a më wszëtcë z ni jedlë. Tam më
bëlë chto wié jak długò. Stądka mòjégò
brata wzãlë na robòtë.
A terô Niemc chce wiôldżé òdszkòdowanié òd nas – nibë za jich wënëkónëch?
Nôprzód niech nama dadzą òdszkòdowanié, a tej niech bãdą gôdelë! A chto wòjnã
zaczął? Më czë òni!?
Terô, czej cotka z Miszewa sã dowiedza, dze më jesmë, tej òna przëjacha [do
te Jabłonowa] i dosta nas wòlnëch. Më
równak ni mòglë w tim pòwiôce sã przemeldowac. Tej më sã przemeldowelë na
Stôrim Òblëżim ù cotczi. Niemc nama nie
dôł ani feniga, nick! Òdszkòdowania ani
pensji, nic. I terô më bëlë ù ti cotczi. Stądka
jô béł za parobka w Kòsôkòwie ù Prãczka.
A mój brat béł na Òblëżim ù Czapów. Tak
całô rodzëna bëła rozdzelonô.
Mie téż do wòjska wzãlë
Jak mój starszi brat w tëch Niemcach
[gdze béł na robòtach] miôł òsmënôsce
lat, zacygnãlë gò do wòjska. Tej ti naszi
za niegò dostelë 100 złotëch miesãcznie.
A czej jô miôł òsmënôsce lat, tej mie téż
do wòjska wzãlë, ale za mie òni dostelë
le 80 złotëch. Jakbë jem nie szedł do tegò
niemiecczégò wòjska, tej zarô bë mie
zabilë abò wzãlë do Sztutofù, abò do ja-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 27
czégò jinszégò lagru. Tedë bëło tak abò
tak. Mój òjc gôdôł: „Knôpie, jô cë ni mògã
nic pòmòc, të mùszisz jic, bò tej òni nas
wszëtczich zabiją!”.
Jô béł wzãti na szoférską szkòłã
w Westfalii. Jak jô jã zrobił, tej jô przeszedł do Wiednia, do sztabù. Tam jô jezdzył z ùberlojtnantã [Überleutnant] taksą.
A òn béł Aùstriakã i taczi pewno jesz starszi datë, tak jak przódë bëło. Òn mie béł
tak dobri jak swòjémù sënowi.
Razã w tim wòjskù jô béł dëcht nié
dwa lata. W ògniu jô nie béł wcale. Wiedno jô béł z tëłu, nôprzódka we Wiedniu,
tej w Lenc [Linz], a pòtemù w Sztejer
[Steyr], dze më brónilë fabriczi aùtółów.
Më mielë rozmajité kanónë, tacze jak
27
2012-11-30 17:46:00
wòjnowi Kaszëbi / zachë ze stôri szafë
acht-acht i firling [Vierling], i wszëtkò
ùstawioné wkół ti fabriczi.
Òstatną gwiôzdkã 1944 rokù më mielë stołë wëstawioné. Tej to dało kùchë,
sznapsu. Kòżdi żôłniérz dostôł bùdlã zëchtu. Terô to je szampan, a tam to béł zëcht.
Ten wëższi miôł przemòwã, a gôdôł, że
òstatną gwiôzdkã më w wòjskù fejrëjemë. Òn wiedzôł, bò òni [Ruscë] ju bëlë
w Niemcë wlazłi ze wszëtczich strón.
A kòżdi dodóm cygnie...
Jô ni miôł strachù, żëbë mie Ruscë
dostelë abò Amerikónowie. Rusk wlôzł
do miasta Sztejer, a Amerikóni w rzékã
Enns. Tam bëła greńca. A më akùrôt bëlë
pò stronie, dze wlezlë Amerikóni. Tej më
bëlë internowóny.
To bëło w Aùstrii. Pò ti wòjnie tam jô
béł zwòlniony. Tej jô pòdôł jednégò kòlegã adresã i tej më dwaji jachelë do Kassel,
dze jô béł do jeseni. W jeseni jô w amerikóńsczi strefie na lotniskù aùtółã jezdzył.
Do Pòlsczi jem sã dostôł baną. Jachôł
jô z Pòlôchama, jaczi wrôcalë dodóm.
Z nima jô przëjachôł do Dziedzic. Tam
më dostelë 100 złotëch i wòlny przejazd
dodóm. Wrócył jem w 1945 pò wòjnie,
jesenią.
Z tëch Dziedzic jô dojachôł do Òsowë, bò w Żukòwie na bana nie stanãła.
Jô szedł pòd dodóm. Czej jô przëszedł, na
naszi szaséji jô spòtkôł prawie naszégò
dzysészégò wójta matkã [chòdzy ò matkã Albina Bichòwsczégò, bùrméstra Żukòwa w latach 2002–2010]. Tedë to bëło
jesz dzéwczã. Òna prawie szła do Banina.
Tam òna mie wszëtkò pòwiedza, chto tu
béł i jak tu sã dzało. A czej jô mòjémù
òjcowi pòwiôdôł, jak jô miôł na tim lotniskù dobrze, òn gôdôł: „Synkù, za czim
të tu przëszedł?”. Ale jô doch nie wiedzôł,
jak to tu wëzdrzało, a kòżdi dodóm cygnie. Wszëtkò tu bëło pòpôloné. Naszi
mieszkelë ù Ptôcha. Pòtemù Klawińsczi
béł wójtã, naszim przëdzelił pół baraczi,
a pół Wandtkòwi. Czej jô przëszedł, to
naszi w ni mieszkelë.
Tej òd zera më zaczãlë gòspòdarzëc.
A ny kòmùnyscë nas wnet kùłakã zwelë,
chòc tak më mielë przeżëté. Taczé to bëło
żëcé.
Klekòtka
Klekòtka, jinaczi klapra, dzysdnia parłãczi sã z Wiôldżim Tidzeniã. Kò òd Wiôldżégò Czwiôrtkù do Wiôldżi Sobòtë
w kòscołach nie ùczëje sã zwònieniô, le
klaprowanié. Jesz w niechtërnëch parafiach we Wiôlgą Sobòtã wkół kòscoła
chòdzą piekùtnicë, jaczi klekòtanim wòłają na mòdlëtwã.
Przódë klekòtało sã téż w zadëszkòwą
noc, w zylwestra czë na wilëją sw. Jana,
bë òdnëkac òd wsy lëché mòce. Do tegò
òbrzãdowégò trzôskù, jaczi wëstwôrzelë
knôpi, òkróm klekòtków brëkòwóné téż
bëłë diôbelsczé skrzëpce, sznarë a kna-
rë. Jim wikszi trzôsk, tim barżi dëchë miałë strach.
Klekòtka nie bëła le do straszeniô
dëchów, ale téż zwierzãtów, chòcbë skórców, co miałë lëszt na krzesznie. Ji zwãk
strasził téż dzëczi, sôrenë a zajce, jaczé
mùsz bëło wënëkac z szónunga pòd flińtë jachtarzów.
Dzysdnia ne prosté jinstrumeńta
mòże ùczëc w kòscołach, òb czas jachtë
abò w mùzeach, chòcbë w Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi w Wejrowie, skąd je na klapra pòkôzónô na òdjimkù.
rd
Wspòmink zapisôł i òdjimk zrobił
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Projekt „Wòjnowi Kaszëbi”
je realizowóny dzãka stipendium Marszôłkòwsczégò Ùrzãdu we Gduńskù
28
pomerania_grudzien_2012.indd 28
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:01
wëdarzenia
Nié leno pisanié
Méstrowie i arcëméster kaszëbsczégò pisënkù, barżi i mni drãdżé tekstë Labùdë, wnetka
200 ùczãstników – za nama XI Kaszëbsczé Diktando „Królewiónka w pałacu”.
DARIUSZ MAJKÒWSCZI
„Kaszëbsczim jesmë lëdã, nim wiedno chcemë bëc. Niech ten sã pôli wstëdã,
chto ò tim nie chce czëc” – tima słowama Aleksandra Labùdë witôł gòscy wójt
gminë Lëniô Łukôsz Jabłońsczi. Latosé diktando znajôrze kaszëbiznë piselë
w Strzépczu, gdze nen bëlny kaszëbsczi
pisôrz i dzejôrz je pòchòwóny. Nick tej
dzywnégò, że prawie z jegò dokazów
pòchòdzëłë dzéleczi, z jaczima biôtkòwelë
sã ùczãstnicë.
Tekstë przërëchtowóné dlô spòdlecznëch szkòłów i gimnazjów są dosc prosté.
Wiele cãżészé są dlô starszich ùczãstników, a dlô tëch, co chcą òstac arcëméstrama, tekstë są arcëtrudné – pòdczorchiwa
dr Justina Pòmierskô z Gduńsczégò Ùniwersytetu. Dlô tëch, co nie wierzą, wëjimk
z diktanda prawie dlô arcëméstrów:
„W XII stalatim nadpòmikô chrónikôrz Helmhóld, że naj przodkòwie w czas
rozgracnëch môltëchów òddôwelë pòczestnotã Belbògù i Czernibògù. Nie bùdowelë jima swiãtnic, le tczëlë jich na
grzëpach w swiãtëch gajach, gdze sëjałë
wieczné znitë. Kòżderny miôł swòjégò
ksydza, co dozérôł i pòdskôcôł swiãté
ògniszcze. Przë chabùzach stôwielë òbùma bògóm jejich szlachòtë, mésterno
wëkùmóné, a znôwù malinczé szlachòtczi stojałë na widzewnëch môlach we
wszëternôsczich chëczach. Bëłë w przeważim z drzewa, jinszé téż z grańtu,
a nawetka ze szczernégò złota i strzébra.
Na lëdzyńcach, gdze piérwi sztopòrczałe bùwronë Belbòga i Czernibòga, ju òd
pòczãtwë rëchcaniznë naj przodkòwie
sôdzelë krziże i kapelczi przë chëczi czë
na rozestajnëch stedżenkach”.
Nôlepi z tim tekstã dôł so radã znóny
na Kaszëbach wëdôwca i gazétnik – piszący regùlarno téż do naszégò cządnika – Eùgeniusz Prëczkòwsczi. To dlô
mie wiôlgô redota, òsoblëwie, że dobéł jem
w Strzépczu, tak baro sparłãczonym z Labùdą. Nen ùtwórca je mie nad`zwëkòwò
Arcëméster E. Prëczkòwsczi pisze diktando. Òdj. M. Góreckô
blësczi. Jegò tekstë jô czëtôł òd nômłodszich
lat, a w akademicczim czasu òn béł dlô mie
mòdłã kaszëbsczégò dzejaniô. Òn téż béł
méstrã kaszëbsczégò pisënkù – gôdôł zarô
pò dobëcym arcëméster Prëczkòwsczi.
Na dyktando zgłosëło sã wnetka 200
chãtnëch. Miona i nôzwëska tëch nôlepszich wëmieniwómë pòd tekstã. Małé jiwrë bëłë latos òb czas wrãcziwaniô nôdgrodów i niejedny na zasłużoné dëtczi abò
jiné darënczi mùszelë kąsk pòżdac, równak wnetka wszëtcë wëjachelë ze szkòłë
w Strzépczu rôd.
Jak stało sã ju tradicją, diktando to
nié leno pisanié. Ò to, żebë nikòmù sã nie
przikrzëło, mielë starã: lińsczi chùr Pięciolinia pòd direkcją Jana Szulca i fòlklorowé
karno Kaszëbskô Rodzëzna z gimnazjum
w Lëni. Bògùsława Labùdda – córka
Aleksandra Labùdë – wspòminała swòjégò òjca. Gôdała ò jegò dokazach, ale téż
ò doswiôdczeniach robòtë w szkòle.
A hewò wszëtcë dobiwcë XI Kaszëbsczégò Diktanda:
Gimnazja
Kristian Kwidzyńsczi – Wiôldżi Pòdles
Andżelika Grubba – Szemôłd
Robert Wenta – Przedkòwò
Spòdleczné szkòłë
Dorota Mateja – Przedkòwò
Dominika Groth – Miszewò
Paùlina Czoska – Szemôłd
Specjalné wëprzédnienia
Dominik Kraùza
Dominika Groth
Wérónika Kòszałka
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 29
Wëżigimnazjalné szkòłë
Tomôsz Brëlowsczi – Przëwidz
Marta Miszczak – Kòscérzna
Andżelika Òrczëkòwskô – Przedkòwò
Dozdrzeniałi
Karolëna Serkòwskô
Alicjô Szopińskô
Sławòmir Klas
Profesjonalëscë
Béjata Lewandowskô
Wòjcech Mëszk
Mariô Dradrach
Arcëméstrowie
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Tomôsz Fópka
Sławòmir Fòrmela
29
2012-11-30 17:46:01
przywracanie dawnego piękna
Szkic do portretu
Macieja Kilarskiego (część 1)
Opus magnum tego naukowca i badacza średniowiecznej architektury ceglanej stał się zamek w Malborku, przywrócony przy jego udziale światowemu dziedzictwu kultury. Odegrał
również ważną rolę w odbudowie zabytkowej architektury zrujnowanego Gdańska. W 2012
roku mija 90. rocznica urodzin wybitnego konserwatora zabytków, muzealnika i artysty
Macieja Kilarskiego.
JOLANTA JUSTA*
Pobieranie nauk w Rydzynie
Maciej Kilarski urodził się 24 lutego
1922 roku w Poznaniu. Pochodził z rodziny z patriotycznymi tradycjami wywodzącej się ze Lwowa i okolic. Ojciec Jan
był m.in. wykładowcą w Wyższej Szkole
Handlowej, nauczycielem fizyki i matematyki oraz krajoznawcą i redaktorem
serii „Cuda Polski”, publikowanej przez
Wydawnictwo Polskie Rudolfa Wegnera.
Prof. J. Kilarski opracował tom Gdańsk,
który ukazał się w tej serii w roku 1937.
Akcentował w nim historyczne związki
miasta z Rzeczpospolitą. Matka Wanda,
z domu Ludwig, była malarką.
Młody Kilarski dorastał w czasach,
kiedy patriotyzm nie był pustym słowem. Wartości zawarte w haśle „Bóg,
honor i ojczyzna” wpojono mu w domu
rodzinnym oraz w Gimnazjum i Liceum
im. Sułkowskich w Rydzynie koło Leszna,
gdzie pobierał nauki. Głównym celem tej
szkoły (założonej w 1928 roku i prowadzonej przez Tadeusza Łopuszańskiego,
wybitnego polskiego pedagoga) było
wykształcenie nowej inteligencji polskiej
pozbawionej wad, egoizmu i słabości.
W gimnazjum rydzyńskim powstały pierwsze rysunki Macieja Kilarskiego
pokazujące piękno otaczającej go architektury zamku i miasta. Ocena twórczości artystycznej gimnazjalisty zamyka się
w słowach prof. Leona Wyczółkowskiego:
„Rysuj, co chcesz i czym chcesz, ale rysuj”. W Rydzynie Maciej napisał pierwszy
artykuł – o figurze Świętej Trójcy usytuowanej na rynku miasta. Został on opu30
pomerania_grudzien_2012.indd 30
Maciej Kilarski z ojcem Janem. Fot. z prywatnego archiwum Kilarskich
blikowany w 1938 roku w „Rydzyniaku”,
szkolnym czasopiśmie.
Studia w Lwowie i Krakowie
Naukę Macieja w gimnazjum rydzyńskim przerwał wybuch II wojny światowej. Rodzina przeniosła się do Lwowa, rodzinnego miasta Wandy Kilarskiej. Maciej
studiował architekturę na Politechnice
Lwowskiej. Miał okazję słuchać wykładów wybitnych uczonych: Karoliny Lanckorońskiej i Władysława Podlachy. Swe
umiejętności rozwijał pod kierunkiem
Władysława Lama, Mariana Osińskiego
i Feliksa Markowskiego.
Ucieczką od wojennej rzeczywistości
była dla niego twórczość artystyczna.
Z tego okresu pochodzą jego prace przedstawiające zabytki Lwowa: katedrę łaciń-
ską i ormiańską, klasztor bernardynów,
kościoły dominikanów i jezuitów, kościoły św. Zofii i św. Marii Magdaleny oraz
św. Mikołaja.
Rodzina Kilarskich w 1943 roku przeniosła się do Krakowa. Maciej mieszkał
w tym mieście do roku 1948. W latach
1946–1948 studiował architekturę na Politechnice Krakowskiej i historię sztuki
na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie
poznał Wiktora Zina, późniejszego sławnego profesora. Słuchał wykładów m.in.
Feliksa Kopery, Adama Bochnaka, Stanisława Gąsiorowskiego, Wojsława Molè
i Jerzego Szablowskiego.
W tym czasie powstały jego prace poświęcone zabytkom Krakowa, głównie architekturze Wawelu. W Krakowie stworzył również szkice o tematyce sakralnej,
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:02
przywracanie dawnego piękna
Maciej Kilarski z dr Hanną Domańską, konserwatorką
zabytków. Letni Refektarz, zamek w Malborku.
Fot. z archiwum rodzinnego Domańskiej
na których ukazał kościół Mariacki, kościół Bożego Ciała na Kazimierzu oraz
kościół św. Barbary. Twórczość Macieja
dobrze oceniał znamienity malarz Józef
Mehoffer.
Jest to także czas pierwszych badań
naukowo-konserwatorskich zabytków
Śląska. Maciej Kilarski rozpoczął je od
dawnego pocysterskiego opactwa w miejscowości Rudy niedaleko Raciborza. Zakończył je obszernym sprawozdaniem
naukowym i publikacją.
Gdańsk – dokumentowanie
zabytkowych budowli
Największy wpływ na kształtowanie
się postawy Macieja, jego umiłowanie
historycznych pamiątek, miał jego ojciec.
Prof. Jan Kilarski 4 kwietnia 1945 roku
przyjechał do Gdańska w grupie operacyjnej, która rozpoczęła zabezpieczanie
ruin miasta poprzedzające jego odbudowę. „Prof. J. Kilarski był wielkim patriotą,
stworzył wokół siebie krąg studentów, na
wydziale architektury Politechniki Gdańskiej, zakochanych w jego opowieściach
o Gdańsku (…). Wędrowaliśmy razem
po mieście znowu naszym, doszukując
się poprzez ruiny jego dawnego piękna.
Całe grono studentów, jego wielbicieli,
nie miało wątpliwości, że Gdańsk trzeba odbudować, i że jest to nasz święty
obowiązek” – tak pisze o prof. Kilarskim
w drugim tomie Wspomnień z odbudowy
Głównego Miasta (Gdańsk 1997, s.121)
inż. Stanisław Michel, architekt zaangażowany w odbudowę Gdańska, autor
licznych projektów rekonstrukcji zabytkowych kamieniczek Głównego Miasta
w Gdańsku.
Jan Kilarski obraz Gdańska w pierwszym okresie powojennego bytu opisał
w „Listach Gdańskich”, które pod tym tytułem ukazały się w „Dzienniku Bałtyckim”
w 1945 roku. Były to reportaże o zrujnowanym mieście ujęte w formę listów pisanych do syna.
Maciej Kilarski również zaangażował się w odbudowę gdańskich zabytków. Gród nad Motławą przemierzał
ze szkicownikiem w ręku, aby utrwalić
zniszczone miasto. Jak sam napisał, był
„wstrząśnięty i jednocześnie zafascynowany ruinami tego pięknego miasta”.
Dokumentował zabytkowe budowle,
próbując uchwycić nastrój i atmosferę
zniszczonego miasta. Swymi rysunkami
zabytkowej architektury grodu nad Motławą zilustrował książki ojca: Gdańsk
Miasto Nasze – Przewodnik po Gdańsku Starym i Nowym (Kraków,
1947) oraz Poznaj Gdańsk. Przewodnik – Informator (1949),
w których znalazły się m.in.
szkice przedstawiające
Ratusz Staromiejski ze
stojącą po drugiej stronie ul. Korzennej ruiną
kamienicy.
W 1948 roku na stałe przeniósł się do Gdańska i zamieszkał z rodzicami w Oliwie. Studiował
architekturę na Politechnice
Gdańskiej, gdzie obronił pracę
dyplomową pod kierunkiem prof.
Mariana Osińskiego na temat odtworzenia kształtu nieistniejącego już
klasztoru dominikanów. W latach 50.
podjął pierwszą pracę zawodową, najpierw w Katedrze Historii Architektury
na Politechnice Gdańskiej jako asystent
prof. M. Osińskiego, a potem w Pracowni
Konserwacji Zabytków.
Odtwarzanie piękna
Głównego Miasta
Maciej Kilarski w swojej pracy badawczej wiele uwagi poświęcał detalom
architektonicznym oraz odgruzowywaniu ruin zabytkowej zabudowy
Gdańska wzdłuż ulic Głównego
Miasta. Interesowały go
relikty płyt przedprożnych kamienic gdańskich, zwłaszcza
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 31
na ulicy Mariackiej. Zostały one zrekonstruowane według jego rysunków na zlecenie Miastoprojektu w 1954 roku.
Doświadczenia wyniesione z wielkiej
odbudowy Gdańska poszerzyły jego wiedzę o zabytkach. Studiował ze szczególną
uwagą rekonstrukcję sklepień w kościele Najświętszej Marii Panny. Zajmował
się inwentaryzacją całej ściany frontalnej kamienicy z XVIII wieku, Nowego
Domu Ławy, oraz projektem jej elewacji.
Inżynier Kilarski zastosował tutaj własną bardzo dokładną metodę pomiaru,
stąd zyskał miano „łowcy milimetrów”.
Zajmował się także tworzeniem projektów uzupełnienia architektonicznej i figuralnej dekoracji barokowego szczytu
narożnej kamienicy w ciągu elewacji za
Dworem Artusa.
31
2012-11-30 17:46:04
przywracanie dawnego piękna
Rysunek Macieja Kilarskiego przedstawiający Ratusz Głównego Miasta od strony Długiego Targu. Fot. B.L. Okońscy
W 1953 roku był autorem opracowania widoku zabudowy Długiego Pobrzeża przy Targu Rybnym i na ul. Wartkiej
oraz uważnym obserwatorem odbudowy
Zbrojowni, Dworu Artusa i kościoła Mariackiego. Zależało mu na zachowaniu
nawet najmniejszych autentycznych fragmentów historycznej zabudowy miasta.
Spod gruzów wydobywał fragmenty kafli
pochodzących z pieców kamienic mieszczańskich. Jak sam pisał, ten okres pracy
zawodowej był dla niego „wielką przygodą życiową i wyjątkową lekcją tworzenia różnego rodzaju filarów, sklepień
32
pomerania_grudzien_2012.indd 32
i dachów”. Odbudowę ruin zniszczonego
miasta opisał wiele lat później w książce
Wspomnienia z odbudowy Głównego Miasta, wydanej z okazji 1000-lecia powstania
Gdańska (t. II, Gdańsk 1997, s. 98–119).
Malborski zamek,
czyli prawdziwa miłość
Jednak najważniejsze wyzwanie konserwatorskie jego życia to zamek w Malborku. Maciej Kilarski pierwszy raz odwiedził Malbork z ojcem jeszcze przed
wojną. Zawodowo zaczął tutaj działać
jako przedstawiciel Wojewódzkiego Kon-
serwatora Zabytków w Gdańsku. W 1957
roku otrzymał zlecenie na przeprowadzenie segregacji detalu architektonicznego
na zamku w Malborku oraz nadzór nad
odgruzowaniem kościoła pw. Najświętszej Marii Panny i kaplicy św. Anny.
Inżynier Kilarski wszedł do pierwszego zespołu pracowników, którzy pod
kierunkiem dyrektora Muzeum Zamkowego w Malborku Henryka Raczyniewskiego w 1961 roku rozpoczęli planową
i systematyczną odbudowę malborskiego
zamku. Był jedynym pracownikiem późniejszego muzeum, który oglądał zniszczenia wojenne twierdzy nad Nogatem.
Zaangażowany w jego odbudowę, stał się
pierwszym badaczem średniowiecznej architektury po II wojnie światowej.
Głównym jego zamierzeniem była odbudowa kościoła na Zamku Wysokim. To
również on kierował zespołem poszukującym fragmentów monumentalnej figury NMP oraz okrywającej ją mozaiki. Jego
marzeniem była rekonstrukcja tej figury
i umieszczenie jej tam, gdzie kiedyś była,
w niszy kościoła od strony wschodniej.
Jednak te marzenia się nie spełniły. Dopiero niedawno z inicjatywy malborskich
przewodników powołano Fundację „Mater Dei”, której celem jest rekonstrukcja
rzeźby Madonny, patronki zakonu krzyżackiego i Malborka.
Przez wiele lat Maciej Kilarski pracował jako kustosz w Dziale Historii Zamku,
gdzie z zespołem pracowników zajmował
się badaniami średniowiecznej warowni
i opiniowaniem projektów odbudowy gotyckiej architektury. Następnie został kuratorem ds. architektury, nadzorując każde zadanie architektoniczno-budowlane.
Prowadził je planowo i systematycznie.
Ostro kontrolował ekipy budowlane przy
wykonywaniu każdego zadania, twardo
egzekwując wymogi konserwacji zabytków. Sumienną pracę Macieja Kilarskiego na rzecz zamku w Malborku opisał we
wspomnieniach jego przyjaciel, Mieczysław Haftka, długoletni wicedyrektor Muzeum Zamkowego w Malborku (Laudatio,
w: Praeterita Posteritati, Studia z historii
i kultury ofiarowane Maciejowi Kilarskiemu, Malbork 2001, s. 11–32).
* Autorka jest historykiem, edukatorem, kustoszem w Muzeum Zamkowym
w Malborku.
Dokończenie w następnym numerze.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:05
kaszëbsczi dlô wszëtczich
ÙCZBA 17
Gòdë i Sylwester
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Gòdë to pò pòlskù Boże Narodzenie. Wilëjô, Wiliô to Wigilia.
Cwiczënk 1
Cwiczënk 2
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrzk spòd tekstu. (Przeczytaj
rozmowę i przetłumacz ją na polski. Wykorzystaj do
tego słowniczek zamieszczony pod tekstem).
SŁOWÔRZK
– Danka! Chcesz latos na Gòdë żëwą dankã?
– Jô bë chca, leno no dërchné zbiéranié jigłów mie mier’zy.
– Tej kùpimë sztuczną. Tatk ju mierzi wësokòsc jizbë.
– Żëwô fëjn wòniô… Do te kòlãdë spiewac kòl sztuczny
danczi… Kò to sã nie słëchô.
– Móm dobrą ùdbã! Kùpimë so dankã w krutopie.
– Jo, ta sã nie sëpie i dotrwô do kolãdë.
– Pòwiészimë na ni kùgle, lińcuch, kùszczi, òrzechë i jabka… a mdze mògła tak stojec przez całi rok.
– Në, në. Pò Nowim Rokù më jã rozbierzemë, a na balkón
wëstawimë.
– Kò lepi pò Trzech Królach… abò pò kòlãdze, a nôlepi
2 gromicznika.
– Në, në! Mie sã zdôwô, że të bë jã rôd do Jastrów òstawił.
– Pewno, że jo. Mòże Gwiôzdór chòc rôz w miesącu jaczi
dôrënk pòd niã bë kłôdł, a nié le na Wiliã.
– Rozëmkù pòj dodomkù! Tec Gwiôzdór rôz na rok mô
robòtã, to mù sygnie.
– Rôz na rok? Cëż të pleszczesz? A nie czëła të, że w niejednëch krajach òn w Nowi Rok przëchôdô, a w jinëch na
Trzech Królów?
– Jo, le òn sã nie zwie Gwiôzdór, le sw. Mikòłôj abò Dżôd
Mróz.
– Mrozu jô nie lubiã, ale sniég na Wilëją mùszi bëc!
– Të lepi pòmëszlë, gdze më na Sylwestra pùdzemë.
– Kò jak mdą fëst smiotë, tej nigdze.
– Të le môsz wipczi w głowie.
– Tec jô sã leno smiejã. Kò do Sylwestra je jesz wiele czasu!
– Dlô ce to je wiedno wiele czasu, a jô jem w ùrzasu!
danka – choinka, dôrënk – prezent, Gòdë – Boże Narodzenie, okres
Bożego Narodzenia, gòdnik – grudzień, gromicznik – luty, kòlãda
– kolęda, krutop – doniczka, kùgle – bombki, latos – w tym roku, smiotë
– zaspy , to sã nie słëchô – to nie wypada, ùdba – pomysł, ùrzas – strach,
wipczi – figle, żarty, wòniô – pachnie, zapach
Wëbierzë z gôdczi dzesãc słów-kluczów, tj.
słów, jaczé wedle ce są nôwôżniészé. Starôj sã
je wëzwëskac w òpòwiôdanim historii òpisóny
w dialogù. (Wybierz z dialogu dziesięć słów-kluczy, czyli te
słowa, które twoim zdaniem są najważniejsze. Staraj się ich
użyć w opowiadaniu historii opisanej w tekście).
Cwiczënk 3
Zdrzë w słowarzkù, co znaczi słowò Gòdë.
(Sprawdź w słowniczku, co znaczy słowo Gòdë).
Jinszé słowa z ti familie:
gòdnik (gòdan)
gòdné drzéwkò (danka)
gòdowi czas (gòdë)
gòdowé piesnie (kòlãdë)
gòdowi wieczór (Wiliô)
Zapiszë piãc zdaniów, w chtërnëch nalézą sã
zapisóné wëżi słowa abò jich synonimë. (Zapisz
pięć zdań, w których wystąpią zapisane wyżej
słowa lub ich synonimy).
Cwiczënk 4
Gòdë to bòkadny w zwëczi i wierzenia cząd òbrzãdowégò
rokù. (Czas Bożego Narodzenia jest bogatym w zwyczaje
i wierzenia okresem roku obrzędowego).
Zapòznôj sã z rzeczónkama i pòwiédz, jaczé sprawë
w kòżdi z nich są przédną tematiką – zwëczi, wierzenia, przepòwiôdanié wiodra. (Zapoznaj się z przysłowiami i powiedz, jakie sprawy są tematem przewodnim
każdego z nich – zwyczaje, wierzenia, prognostyki pogodowe).
Na Bòżé Narodzenié ceszi sã wszëtkò stwòrzenié.
Gwiôzdka jasnô, stodoła casnô.
Do Gód sétmë pògód.
Na Jadama straszą dzecë gwiôzdkama.
Gdze gwiôzdka chòdzy, tam diôbeł nie szkòdzy.
Gòdë biôłé, Jastrë zeloné.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 33
33
2012-11-30 17:46:06
kaszëbsczi dlô wszëtczich
Cwiczënk 5
Ò jaczich zwëkach, wierzeniach i òbrzãdach je
gôdka w dialogù? Wëpiszë je i rzeczë ò nich przë
ùżëcym wiédzë z tekstu i jinszich znónëch cë wiadłów. (O jakich zwyczajach, wierzeniach i obrzędach mówi się w dialogu? Wypisz je i wypowiedz się na ich temat, wykorzystując informacje z tekstu oraz z innych źródeł).
Wiémë, że y piszemë pò s, z, c, dz i cwiardim n. Jeżlë w słowie mier’zy apòstrof bë zdżinął, tej pò rz bë béł mùsz pisac i,
tak jak to je w drëdżim słowie (a doch nié ò to słowò w tim
przëtrôfkù jidze).
(Wiemy, że y piszemy pò s, z, c, dz i twardym n. Gdyby w słowie mier’zy zniknął apostrof, należałoby po rz pisać i, tak
jak to zrobiono w drugim ze słów (a przecież nie o to słowo
w tym przypadku chodzi).
Cwiczënk 6
Cwiczënk 9
- Wskażë w dialogù dzéle tekstu, gdze pòjawił sã hùmòr.
(Wskaż w dialogu partie tekstu, w których wystąpił humor).
- W dokazach mòże wëstąpic kòmizm sytuacji, pòstacë
abò słowa. Jaczégò ôrtu hùmòr wëstąpił w najim teksce?
(W utworach może wystąpić komizm sytuacji, postaci lub
słowa. Jakiego rodzaju humor wystąpił w naszym tekście?)
Jaczé wseczëca bùdzą w lëdzach Gòdë? Wëbierzë z pòdónëch w ramce słów (nôpierwi ùstalë jich znaczenié przë
ùżëcym słowarza). (Jakie uczucia budzą w ludziach święta
Bożego Narodzenia? Wybierz odpowiednie słowa z podanych w ramce – wcześniej ustal przy użyciu słownika ich
polskie znaczenia).
Cwiczënk 7
redota, smùtk, wiesołosc, niecerplëwé żdanié, nôdzeja,
strach, spòkój, złosc, szczescé, trëchlëna, zajiscenié, zwątpienié, zadowòlenié, zadzëwienié, ùmãczenié, miłota
Zdrzë na pòdsztrëchniãté w dialogù słowa (przyjrzyj się słowom podkreślonym w dialogu):
Danka – danka
mier’zy – mierzi
kòlãda – kòlãda
Kòżdô pôra brzëmi juwerno abò prawie juwerno. (Każda
para brzmi identycznie lub prawie identycznie).
- Przeczëtôj infòrmacjã, co je niżi. Namëslë sã, do jaczich ôrtów słów zarechòwac kòżdą z pôrów wërazów. (Przeczytaj
poniższą informację. Zastanów się, do którego rodzaju słów
zaliczyć każdą z par wyrazów).
Hòmònim – słowò, słownô zdrëszëna, a nawetka całé zdanié ò tim samim brzëmienim abò pisënkù, ale ò rozmajitim
znaczenim. (Homonim – wyraz, związek wyrazowy, a nawet
całe zdanie o tym samym brzmieniu lub tej samej pisowni,
ale o różnym znaczeniu).
Wieleznaczné słowò – jedno słowò w czile znaczeniach.
(Wyraz wieloznaczny – jedno słowo o kilku znaczeniach)
- Pòdôj przikładë czile hòmònimów i wieleznacznëch słów
w kaszëbsczim jãzëkù. (Podaj przykłady kilku homonimów
i wyrazów wieloznacznych w j. kaszubskim).
Cwiczënk 8
Zdrzë na pisënk słów mier’zy – mierzi, przeczëtôj
je. Czejbë w pierszim słowie nie bëło apòstrofa,
jak bë je mógł przeczëtac i czë pisënk bë béł
tedë zgódny ze wskôzama, ò jaczich je gôdka
w pòstãpnym teksce na szarim spòdlim? (Spójrz na pisownię słów mier’zy – mierzi, przeczytaj je. Gdyby w pierwszym
słowie nie było apostrofu, jak można by je było przeczytać
i czy pisownia by była zgodna z zasadami, o których mowa
w tekście zapisanym na szarym tle?)
34
pomerania_grudzien_2012.indd 34
- Do wëbrónëch piãc wseczëców dopiszë mòtiwacjã òdczuwaniô, w rozmajitëch òsobach
i lëczbach. Zmień jistnikòwé pòstacë słów na
znankòwniczi tam, gdze to je mòżlëwé. Bôczë
na pisënk kùnôszków znankòwników w rozmajitëch ôrtach;
sprawdzë to w ùczbie 5. (Do wybranych pięciu uczuć dopisz motywację odczuwania, w różnych osobach i liczbach.
Zamień rzeczownikowe postaci słów na przymiotniki tam,
gdzie to możliwe. Zwróć uwagę na pisownię końcówek przymiotników w różnych rodzajach; sprawdź to w lekcji 5). Np.
Bãdã redosny, bò kù reszce ùzdrzã całą rodzënã w grëpie.
Cwiczënk 10
Dwadzestégò czwiôrtégò gòdnika swòje swiãto
òbchôdają Jadóm i Jewa. W jizbie stôwiô sã dankã, na czëpie sôdzô janiółka. Wszãdze je czëc jimiã Jezësk. Na bòk na sztót jidą jiwrë. Wszëtczé
jistnotë parłãczą sã w przeżiwanim wiôldżi nowinë.
- Przełożë tekst na pòlsczi jãzëk. Zapiszë gò w zesziwkù. (Dokonaj przekładu tekstu na język polski. Zapisz go w zeszycie).
- Przëzdrzë sã słowóm zaczinającym sã na j (w kaszëbsczim
teksce) i na i w pòlsczi jegò wersji. Co widzysz? Wëcygnij
swiądë ze swòjich òbserwacjów. (Popatrz na słowa zaczynające się na j w tekście kaszubskim oraz na i w jego polskiej
wersji. Co widzisz? Wyciągnij wnioski ze swoich obserwacji).
Taczé dodôwanié j przed i, a, e jakno pierszima samòzwãkama słowa je zwóné jotacją abò prejotacją. (Takie dodawanie j przed i, a, e jako pierwszymi samogłoskami słowa jest
nazywane jotacją lub prejotacją).
- Zapiszë czile jinëch słów, gdze wëstąpi jotacjô. (Zapisz kilka
innych słów, w których wystąpi jotacja).
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:06
Gdańsk mniej znany
Na mostku kapitańskim
lub za burtą
Edukacja i zabawa – zapewnia nam to Ośrodek Kultury Morskiej, stanowiący oddział Centralnego Muzeum Morskiego. Mieści się na Długim Pobrzeżu w nowo wzniesionym budynku
przy Żurawiu. Inwestycja pochłonęła około 50 milionów złotych.
M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z
Wiatr w żagle złapany
Hitem Ośrodka Kultury Morskiej jest
interaktywna wystawa „Ludzie – statki
– porty”. Już od progu wzrok przyciąga
duży basen, po którym pływają modele
statków. Zwiedzający mogą tu sterować
jednostkami. Nie jest to takie proste, ponieważ trzeba wiedzieć, jak ustawić żagiel względem sztucznie wytwarzanego
wiatru. Można tu również sprawdzić,
jak kształt kadłuba wpływa na prędkość.
Wystawa przybliża też tajniki budowy
statku. W sali prezentowana jest siedmiometrowa makieta żaglowca. Do szczególnych atrakcji należy mostek kapitański.
Każdy może tu stanąć za sterem, nadać
sygnał alfabetem Morse’a czy wywiesić
flagi sygnałowe. Chciałam, by w Ośrodku
Kultury Morskiej dobrze czuły się zarówno
małe dzieci, jak i te duże, w wieku do stu
lat i więcej – mówi Krystyna Stubińska,
Kierownik Działu Edukacji, autorka wystawy. Dorośli na pewno nie będą się nudzić przy interaktywnych stanowiskach.
Na monitorach można zagrać w gry
komputerowe, ale i zasięgnąć wiedzy. Na
przykład o kontenerowcach, których historia sięga 1955 roku i mogą przewozić
nawet do 15 tysięcy kontenerów.
Wielu ciekawostek dowiemy się także w dziale poświęconym archeologii
podwodnej. Obowiązkowo trzeba tu zajrzeć do batyskafu, czyli podwodnego pojazdu, który pozwala na penetrację głębi
morskiej. Wśród eksponatów uwagę
przykuwa pierwszy strój do nurkowania,
który używany był od pierwszej połowy
XIX wieku. Jego waga wynosiła nawet 90
kilogramów.
Fot. MS
Łodzie z kory i gondole
Drugie piętro nowoczesnego budynku to sala, gdzie można podziwiać łodzie
z całego świata. Jednostki trafiły do muzeum dzięki podróżnikom, kapitanom
i załogom polskich statków, którzy pozyskiwali je od lat sześćdziesiątych XX wieku. Większość takich łodzi jest cały czas
używana w różnych zakątkach świata
– od Norwegii po Indonezję. Ich konstrukcja świadczy o pomysłowości człowieka, który wykorzystuje zasoby naturalne do pokonywania żywiołu, jakim jest
woda. Można tu zobaczyć na przykład
kanadyjskie łodzie o poszyciu z kory. Te
wykonywane tradycyjnie uszczelniane
są żywicą, a jako szwy używa się korzeni świerku. Na ekspozycji znajduje się
również wenecka gondola. Jej kadłub jest
asymetryczny, dzięki czemu nie skręca
w lewo, mimo gondoliera stojącego na
rufie.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 35
Tajemnice morskiego dna
Ośrodek Kultury Morskiej prezentuje
także dorobek Działu Konserwacji Centralnego Muzeum Morskiego. Przez ponad czterdzieści lat działalności naukowcy
zbadali ponad trzydzieści wraków statków
znalezionych na Morzu Bałtyckim. Na
wystawie w Ośrodku można się zapoznać
z ich najciekawszymi odkryciami.
Najsłynniejszy zbadany przez nich
statek pochodzi z XIV wieku. Przetrwał
w dobrym stanie dzięki smole, którą
transportował, ponieważ kiedy zastygła,
stała się doskonałą ochroną wraku. Jako
że ta jednostka przewoziła plastry miedzi, nazwana została Miedziowcem. Naukowcy zbadali też szwedzki okręt Solen,
który zatonął podczas bitwy pod Oliwą
w 1627 roku. Udało się z niego wydobyć
dwadzieścia dział, kule armatnie i wiele innych zabytków (m.in. przedmioty
z wyposażenia kabin).
35
2012-11-30 17:46:06
fenomen pomorskości
Asuba i Kacuba
(część 5)
Na dalekim Kaukazie, w Abchazji, do dziś powtarzana jest opowieść o bohaterze Abrskilu, znanym nam skądinąd pod greckim imieniem Prometeusza. Abrskil bronił przodków
Abchazów przed najeźdźcami z plemion Asuba i Kacuba, niebieskookimi blondynami, napierającymi na Kaukaz od północy, od strony czarnomorskich stepów. Mit ten jest odległym
echem ekspansji naszych praindoeuropejskich przodków, która miała miejsce dwa tysiące
lat przed narodzeniem Chrystusa. Zwróćmy uwagę na intrygujące brzmienie nazw plemiennych: owi „Asuba” czy „Kacuba” uderzająco przypominają nam nazwę własną pomorskiego
ludu znad Bałtyku.
J A C E K B O R KO W I C Z
Do tego niebieskoocy blondyni! Opublikowane w latach trzydziestych niemieckie badania z dziedziny antropologii
fizycznej (naziści, trzeba przyznać, robili
je naprawdę rzetelnie) wyraźnie pokazują, że najwyższy w Rzeszy odsetek blondynów wykazywał nie sąsiadujący z Danią Szlezwik, lecz okolice pomorskiego
Sławna. Czyli miejsce, w którym osiemset
lat temu pojawiła się dla historii nazwa
„Cassubia”. Skojarzmy to z faktem, że
przedwojenni mieszkańcy tych terenów
w zdecydowanej większości wywodzili
się od zgermanizowanych potomków
Pomorzan.
Ludzie morza
– pierwsi indoeuropejscy migranci
Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie
Kaukaz? – zapyta sceptyk. I te trzy tysiące lat z okładem, dzielące czas opowieści
36
pomerania_grudzien_2012.indd 36
od momentu wydania pierwszych dyplomów z łacińską nazwą kaszubskiej
krainy! Trochę za wiele tych lat i za mało
przesłanek, by przekonująco uzasadnić
egzotycznie brzmiącą teorię.
Może to i racja, ale… Dlaczego Kaszubi mieliby nie pochodzić z czarnomorskich stepów, skoro – jak stwierdzają
uczeni – są one praojczyzną Indoeuropejczyków? Naprawdę nie warto sprawdzić, czy aby nie ma gdzieś brakującego
ogniwa, łączącego legendarnych Kacubów ze współczesnymi Kaszubami?
Zanim odpowiem na to pytanie, odwołam się do tematu poprzedniego odcinka: do Wenedów. Podobnie jak inne
ludy indoeuropejskie, również i oni zasiedlali nasz kontynent, idąc ze wschodu
na zachód – jednak lud zwany Wenedami czynił to wcześniej niż inni, stanowiąc
jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą falę
migrujących Indoeuropejczyków. Sami
też przybywali prawdopodobnie w kilku
etapach, mogących rozciągać się w czasie
na setki, a być może nawet na tysiące lat.
Przybywając do środkowej i zachodniej
Europy, napotykali jej dotychczasowych
mieszkańców: ludzi o krótkich, laponoidalnych czaszkach – jak świadczą wykopaliska, prowadzone wzdłuż całej nizinnej, „pomorskiej” Północy, aż po Irlandię.
Na tak daleki zachód kontynentu pierwsi z Wenedów trafili nie lądem, lecz drogą morską. Opływając Europę dookoła,
przemierzyli szlak od Morza Czarnego
poprzez Morze Śródziemne, Słupy Heraklesa i Zatokę Biskajską. Szlak oznaczony układanymi z wielkich kamieni
grobowcami oraz nazwami krain, które
w różnych formach – Gwened w Bretanii,
Gwynedd w Walii, Vendsyssel na Jutlandii
– zachowały pamięć o tych pionierach.
Byli ludźmi morza: nauta, wenedyjskie
słowo oznaczające „lud”, w języku ich
młodszych sąsiadów, Greków i Rzymian,
stało się synonimem „żeglarza”. W trak-
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:07
cie późniejszych, lądowych wenedyjskich
wędrówek słowo to przybrało formę tauta, notowaną w wymarłym dziś języku
Wenetów (od Wenecji) oraz w języku
litewskim. W obydwu oznacza „naród”.
Ci, którzy czynią jasność
Mieli jasne włosy, dlatego wszędzie,
dokąd przybyli, zwano ich Białymi. Nazwa „Wenedowie” znaczy zresztą to
samo – dotarła do nas za pośrednictwem
Celtów: „biały, jasny” to vindo w języku Galów, gwyn po walijsku, gwenn po
bretońsku, find lub fionn u Irlandczyków
i Szkotów. Mogła też oznaczać „tych, którzy wiedzą”: praindoeuropejskie słowo
weid – odnosi się takoż do „wiedzy”, jak
i do „wizji”. Biel lśni, czyni jasność, a więc
oświeca. U Prusów wissa znaczyło zarówno „biały”, jak i „szlachetny”.
Chyba sami Wenedowie też tak o sobie mówili. Praindoeuropejskie pojęcie albho, „biały, biała”, przechowało się w nazwie Alba, jaką Gaelowie, potomkowie
najstarszych mieszkańców Szkocji, nadają we własnym języku swojej ojczyźnie.
Także w nazwach innych „Białych krain”,
rozmieszczonych wzdłuż trasy wędrówek Wenedów, od Kaukazu po północne
krańce Europy. Albania to nie tylko kraj
na Bałkanach, identycznie zwano kiedyś
dzisiejszy Azerbejdżan. Prawdopodobnie
tak też określali swój kraj prehistoryczni
mieszkańcy Brytanii (stąd „Albion”).
Abchaska tamga i polski Abdank
Skąd „Albanowie” w Azerbejdżanie?
Otóż wspomniany na początku Abrskil
nie ustrzegł rodaków przed najazdem
z północy. „Asuba i Kacuba” – zapewne
któraś z gałęzi Wenedów-Albanów – na
pewien czas opanowali ludy Kaukazu.
Stało się to na długo po pierwszych morskich wyprawach ich współplemieńców.
Jasnowłosi i błękitnoocy najeźdźcy byli
częścią głównej fali indoeuropejskiej
ekspansji, która ruszyła naraz w obu
kierunkach: ku południowi (Hetyci) i ku
północnemu zachodowi, w głąb Europy.
Na Kaukazie pamiątką ich panowania są
niektóre tamgi, znaki rodowe abchaskiej
szlachty.
Tu mała niespodzianka – tamga rodu
Abdeiba jest identyczna z polskim herbem Abdank. Słowacki, nadając swemu
poematowi tytuł Lilla Weneda, wykazał
się genialną intuicją!
Kassopoi na Bałkanach
Wspomniany wyżej etnonim nauta,
naut występował do niedawna zarówno
na Kaukazie, jak i w bałkańskiej Albanii.
Ta przesłanka może wskazywać nam kierunek zdobywczego marszu tych spośród
„Asubów i Kacubów”, którzy postanowili
szukać szczęścia w Europie.
Nadeszła wreszcie pora, by wskazać
„brakujące ogniwo” naszej teorii. Otóż
dwóch wybitnych językoznawców niemieckich, Max Vasmer i zmarły trzy
lata temu Heinrich Kunstmann, zwróciło uwagę na nazwę starożytnego ludu,
mieszkającego na terytorium dzisiejszej Albanii: Grecy zapisali jego nazwę
jako Kassopoi względnie Kassopaioi. Dla
Kunstmanna jest to niewątpliwy dowód
obecności Kaszubów na Bałkanach. Jeśli
tak było w istocie, okazałoby się, że „Asuba i Kacuba”, w dwa tysiące lat po kaukaskich awanturach ich pobratymców
i na dwa tysiące lat przed pojawieniem
się w źródłach historycznych, przebywali
dokładnie w połowie drogi między kaukaskimi szczytami a wybrzeżem Bałtyku.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 37
PRZEPROSINY
Pana Jerzego Nacla – Laureata Ormuzdowej Skry 2011, bohatera artykułu „Przyjaciel wysłannika Ormuzda“,
zamieszczonego w listopadowym numerze „Pomeranii“, Andrzeja Buslera
– autora tego artykułu, oraz PT Czytelników serdecznie przepraszamy za brak
końcowego fragmentu wyżej wymienionego tekstu. Ostatni akapit polskojęzycznej wersji powinien brzmieć:
„Rok temu zorganizował wyjazd
gdańskich Kaszubów na Litwę. Głównym punktem tej wycieczki było przekazanie kaszubskiej wersji Pana Tadeusza wileńskiemu Muzeum im. Adama Mickiewicza. Ze skromności nie
wspomina o tym, że kilkakrotnie sponsorował wydania kaszubskich książek.
Ostatnią kaszubską inicjatywą Jerzego
Nacla jest doprowadzenie do uroczystego przekazania repliki figurki Matki Boskiej Sianowskiej jego jasieńskiej
parafii – kościołowi pw. Błogosławionej Doroty z Mątew (w którym została
poświęcona 6 października, o czym piszemy w Klëce). Tę piękną replikę wykonał kaszubski rzeźbiarz Czesław Birr.
Czy ma jakieś marzenia? Chciałbym upamiętnić i rozpropagować
dawne nazewnictwo jednej z kluczowych arterii Gdańska, Traktu Konnego,
w dawnych czasach nazywanego potocznie Kaschubischen Weg (Kaszubską
Drogą).
Życzymy Jerzemu Naclowi, aby
i ten jego pomysł doczekał się realizacji”.
37
2012-11-30 17:46:07
30. rocznica śmierci ks. Sychty
Kociewie pamięta
Urodzony na Kaszubach, ale przez większość życia związany z Kociewiem, stał się
ks. dr Bernard Sychta symbolem zbratania tych regionów, które były dla niego małą ojczyzną. Obu też darował największe dzieła swego życia: słowniki gwarowe Kaszub i Kociewia,
nie licząc urokliwych dramatów.
RY S Z A R D S Z W O C H
Pierwszy kontakt z Kociewiem nawiązał tuż po maturze w 1928 roku. Zgłosił się wtedy do pelplińskiego Seminarium
Duchownego, ale z powodu trwających
prac budowlanych przy wznoszeniu nowego skrzydła budynku dla kleryków,
mógł rozpocząć studia dopiero 6 stycznia 1929 roku. W okresie przygotowań
do kapłaństwa unikał angażowania się
w kleryckim Kole Kaszubologów, a i później nie związał się z żadną organizacją
regionalną. Cenił niezależność. Święcenia kapłańskie przyjął 17 grudnia 1932
roku. Odtąd pracował jako wikariusz
i kapelan szpitalny najpierw w Świeciu,
potem w Kocborowie. Sporą część okupacji przeżył w kociewskim Osiu, skąd
wrócił do Kocborowa, a po przeniesieniu
się do Pelplina w 1947 roku nie opuścił
już tych stron. Ponad pół wieku – z 75 lat
życia – upłynęło ks. Bernardowi Sychcie właśnie na Kociewiu, które ukochał
z wzajemnością. Oddał mu po części swój
talent literacki i malarski oraz uwiecznił
je w dziełach naukowych.
Kociewie doceniło zasługi ks. Sychty. Jeszcze za jego życia dwa starogardzkie gremia – Towarzystwo Miłośników
Ziemi Kociewskiej (TMZK) oraz oddział
Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza – wybiły pamiątkowy medal dla
uczczenia wielkiego słownikarza i wręczyły go ks. Sychcie w październiku 1980
roku, nadając mu zarazem honorowe
członkostwo TMZK.
Po śmierci ks. Sychty (25 listopada
1982 r.) Kociewiacy niejednokrotnie dawali wyraz swojej pamięci i wdzięczności za pozostawione przez niego dzieła.
W Starogardzie Gdańskim już w roku
1986 jednej z ulic miasta nadano imię
Ks. B. Sychty; był to bodaj pierwszy na
38
pomerania_grudzien_2012.indd 38
Kociewski wieczór w Pelplinie poświęcony pamięci ks. Sychty. Fot. M. Kargul
Pomorzu taki akt serdecznego uznania
i upamiętnienia. Jesienią 1989 roku w kociewskim Skórczu uroczyście nadano
jego imię powstałemu tam Domowi
Katechetycznemu. Rok 1992 przyniósł
liczne inicjatywy uwieczniające postać
tego kapłana, literata, uczonego i artysty – w dziesięciolecie jego śmierci. Nie
zabrakło ich też na Kociewiu, gdzie m.in.
na wniosek TMZK starogardzka Miejska
Biblioteka Publiczna uczyniła ks. B. Sychtę swoim patronem. A w Starogardzkim
Centrum Kultury zorganizowano wystawę biograficzną (największą z dotychczasowych), na której pokazano nie tylko dokumenty, pamiątki osobiste i rękopisy, ale
także kolekcję prac malarskich ks. Sychty.
W bieżącym roku, w którym przypada
105. rocznica urodzin i 30. rocznica śmierci
ks. Bernarda Sychty, środowiska kociewskie
zadbały o godne wspomnienie jego życia
i twórczości. W Pelplinie – miejscu duszpasterskiej posługi, seminaryjnej dydaktyki
i twórczej działalności ks. Sychty – 16 listo-
pada zorganizowano wieczór wspomnień
pod patronatem Oddziału Kociewskiego
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, połączony z odegraniem „Wesela kociewskiego”
przez zespół Modraki, obchodzący jubileusz
15 lat swej artystycznej pracy.
25 listopada, w rocznicę śmierci
ks. Bernarda Sychty, w starogardzkim
kościele pw. św. Mateusza odprawiona
została msza św. w jego intencji, a 27
listopada tamtejsza Biblioteka Publiczna zorganizowała spotkanie, na którym
zaprezentowano najnowszą publikację
Ks. dr Bernard Sychta 1907–1982: wdzięczność i pamięć. Zawiera ona relacje
świadków życia i twórczej pracy „pelplińskiego samotnika”, jak niekiedy określano tego nader zapracowanego słownikarza. A wspominają go m.in. ks. abp
H. Muszyński, ks. abp E. Piszcz, ks. bp
W. Mering, ks. prof. A. Nadolny oraz
jego świeccy znajomi. Wydawcą bogato
ilustrowanej publikacji okolicznościowej
jest Instytut Kociewski.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:07
wëdarzenia
„Kaszëbsczi nobel”
David Shulist i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm w Brusach ju z Medalama Stolema. Nôdgrodë Klubù Sztudérów Pòmòraniô òstałë wrãczoné 45. rôz.
Medal Stolema przëznôwóny je przez
młodëch lëdzy, chtërny sztudérëją na trójmiastowëch wëższich szkòłach. Laùreatama nôdgrodë mògą òstac lëdze, jinstitucje
i òrganizacje, jaczi swòją robòtą mają starã ò rozwij kùlturë Pòmòrzégò i Kaszub.
Dlôte przëznôwanié Medalów wiedno
bùdzëło zajinteresowanié westrzód lokalny spòlëznë. Nié bez przëczënë nazywô
sã to wëapartnienié „kaszëbsczim noblã”.
Latoségò rokù ùroczëstô gala òdbëła
sã w sobòtã 24 smùtana w Stôromiastowi
Radnicë. W 2012 rokù Medalã Stolema
sztudérzë wëapartnilë Davida Shulista
z Kanadë i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé
Liceùm z Brusów. Na ùroczëznã przëszło
wicy jak sto sztëk gòscy jinteresëjącëch sã
najim regionã. Bëtnicë wësłëchalë laùdacjów ò latosëch stolemòwcach, chtërne
wëgłosyłë Katarzëna Główczewskô i Ka-
tarzëna Bigùs, a téż pòsłëchalë ò Karnie
Sztudérów Pòmòraniô, ò jaczégò dzejaniach òpòwiôdała przédniczka – Wioleta
Dejk. Latosëch wëapartnionëch – Davida
Shulista i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm z Brusów – do karna stolemòwców
mielë leżnosc wprowadzëc, nôdgrodzony
ju czedës Medalã, Felicjô Baska-Bòrzëszkòwskô i Eùgeniusz Prëczkòwsczi.
Wieczór òstôł zbògacony przez wëstãpë artistów z Mùzyczny Akademii we
Gduńskù: Môrcëna Milocha, Agniészczi
Roskal, Różë Bòrzdińsczi, Jacka Batarowsczégò i Michała Bronka, pòd czerënkã
wastnë Witosławë Frankòwsczi.
Wedle pòmòrańców latosy stolemòwcë zasłużëlë na to wëróżnienié dlôtë, że
jich robòta rozwijô najã etniczną grëpã.
David Shulist je wiôldżim propagatorã
kaszëbiznë w Kanadze. Wiele lat béł pre-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 39
zydeńtã Wilno Heritage Society, jaczégò
célã je òchrona i promòcjô kaszëbsczi kùlturë za òceanã. Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm z Brusów je pierszą strzédną
szkòłą, w chtërny zaczãto ùczëc kaszëbsczégò jãzëka. Szkòła ùczi nié blós jãzëka,
ale téż aktiwnégò dzejaniô dlô Kaszub
i całégò Pòmòrzô.
Ùroczëzna òstała wspiartô przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié, Pòdjimiznã Fungopol zez Brus, Senatora
Kadzmierza Kleinã, Sejmik Pòmòrsczégò
Wòjewództwa a téż Gduńsczi Ùniwersytet. Medialny patronat nad wëdarzenim
òbjãła m.jin. „Pomerania”.
Marika Jelińskô i Kasza Główczewskô,
KS Pòmòraniô
Òdjimk: Karolëna Zajączkòwskô
39
2012-11-30 17:46:08
z południa
FELIETON
Wspaniała aż do śmierci
KAZIMIERZ OSTROWSKI
Tylko dziewięć lat, od 1930 do 1939,
istniało Miejskie Gimnazjum Żeńskie
(MGŻ) w Chojnicach i tylko cztery roczniki uczennic zdążyły w nim zdać maturę, lecz mimo krótkiego czasu szkoła
świetnie zapisała się w historii miasta.
Sukcesy oraz wysoka pozycja szkoły w środowisku w dużej mierze były
zasługą dyrektorki Marii Matysikowej, która mocną dłonią trzymała ster
nawy, a jednocześnie była troskliwą
opiekunką swoich dziewcząt. Byłe
uczennice MGŻ ufundowały w 1983 r.
tablicę upamiętniającą szkołę i jej dyrektorkę. Dobrze zapamiętałem atmosferę
zjazdu, który się wówczas odbył – nigdy
wcześniej ani później nie słyszałem, by
z takim szacunkiem i wzruszeniem mówiono o swych dawnych nauczycielach.
To musiała być bardzo dobra szkoła.
Jest stosowny moment, by przypomnieć sylwetkę Marii Matysikowej,
7 grudnia bowiem przypada 120. rocznica
jej urodzin. Maria urodziła się w 1892 r.
w województwie stanisławowskim, dorastała w Myślenicach, gdzie jej ojciec
Wiktor Woźniczko był urzędnikiem. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie
Jana Kazimierza we Lwowie, dokończyła
studia po wojnie w Poznaniu. Wyszła za
nauczyciela Józefa Matysika, wraz z nim
pracowała kolejno w Jaśle, Trzemesznie
i Gnieźnie. W 1930 r. z polecenia kuratorium w Toruniu objęła stanowisko dyrektora nowo utworzonego gimnazjum
żeńskiego w Chojnicach, jej mąż uczył
w gimnazjum państwowym. Prędko postawiła swoją szkołę na wysokim poziomie oraz – co równie ważne – zapewniła jej udział w życiu społecznym miasta
i okolicy. Więzi z regionem budowała nie
tylko przez hafty kaszubskie na kołnierzykach mundurków i na sztandarze, lecz
poprzez ciągłe kontakty z mieszkańcami
wsi kaszubskich, wycieczki krajoznawcze
i wakacyjne obozy na Gochach, spotkania z twórcami i prelekcje ludzi kultury.
Szkoła utrzymywała łączność z Polakami
na Złotowszczyźnie, oddzielonej granicą
państwową, nauczycielki MGŻ regularnie
wyjeżdżały tam z wykładami. Sama Matysikowa aktywnie uczestniczyła w życiu
kulturalnym Chojnic. Wojnę z dwojgiem
dorosłych już dzieci przeżyła w Jaśle.
W 1945 r. zamieszkała w Bydgoszczy, organizowała II Państwowe Gimnazjum
Żeńskie, była jego dyrektorką. W latach
stalinowskich doznała wielu krzywd.
Ostatni okres życia spędziła w Sopocie
pod opieką syna Stanisława, profesora UG.
Cëdownô jaż do smiercë
Leno dzewiãc lat, òd 1930 do 1939 r.,
dzejało Miesczé Gimnazjum dlô Dzéwczãt w Chònicach, a maturã zdążëłë
zdac blós sztërë roczniczi ùczenniców,
równak nimò tak krótczégò jistnieniô
szkòła zapisała so bëlną kartã w historii
miasta. Wësokô ranga szkòłë w môlecznym strzodowiskù i ji zwënédżi bëłë we
wiôldżim dzélu zasłëgą direktorczi Marii
Matësëkòwi, chtërna mòcną rãką trzima
czerë, a do te bëła dbałą òpiekùnką dlô
swòjich dzéwczãtów. Dôwné szkòłowniczczi MG dlô Dzéwczãt w 1983 r.
ùhònorowałë szkòłã i ji direktorkã pamiątkòwą tôflą. Jô so bëlno wdôrzóm
atmòsferã zjazdu, jaczi sã przë leżnoscë
òdbéł – ani rëchli, ani pózni nie bëło mie
dóné czëc, abë z taczim ùszónowanim
i skrëszenim bëło gôdóné ò swòjich dôw40
pomerania_grudzien_2012.indd 40
nëch szkólnëch. Ta szkòła mùszała bëc
baro òsoblëwô.
Terô nadchôdô pasownô chwila, żebë
przëbôczëc pòstacjã Marii Matësëkòwi,
7 gòdnika przëpôdô 120. roczëzna ji
ùrodzeniô. Maria ùrodzëła sã w 1892 r.
w stanisławòwsczim wòjewództwie, a dorôstała w Mëslenicach, gdze ji òjc Wiktor Wòzniczkò robił na ùrzãdze. Pòlonistikã sztudérowa na Ùniwersytece Jana
Kadzmierza we Lwòwie, ale dokùńczëła
studia ju pò wòjnie w Pòznanim. Òżeniła sã ze szkólnym, Janã Matëskã i razã
z nim pòsobicą robiła w Jasle, Trzemesznie i Gnieznie. W 1930 r. z naznaczeniô
kùratorium w Toruniu przëszła na stanowiszcze direktora nowò òtemkłégò
gimnazjum dlô dzéwczãt w Chònicach,
ji chłop ùcził tej w państwòwim gimna-
zjum. Chùtkò wëdwignãła rangã szkòłë,
ùdostôwającë dlô ni ùznanié baro wësoczich wëmôganiów, a téż – co mô tak
samò wiôldżé znaczenié – zwënégòwa
ji aktiwny ùdzél w spòlëznowim żëcym
miasta i òkòlégò. Bùdowała sparłãczenié
z regionã nié le blós przez wësziwczi z kaszëbsczima mòtiwama na kòlniérzëkach
szkòłowëch ruchnów i na stanicë, ale téż
przez nieòprzestôwné zetknienia z mieszkańcama kaszëbsczich wsów, krôjmalënkòwé wanodżi i wëjazdë na òbòzë òb czas
latnëch feriów, zéńdzenia z ùtwórcama
i prelekcje przedstôwióné przez lëdzy ze
swiata kùlturë. Szkòła nawiązała drëszną
łączbã z Pòlôchama na Złotowszczëznie,
òdcãti państwòwą grańcą. Co sztërk
szkólne z MG dlô Dzéwczãt wëjéżdżałë tam z wëkładama. Matësëkòwô sama
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:08
FELIETÓN
z pôłnia
Zmarła 5 października 1980 r. W Sopocie
również mieszkała jej córka Janina, matka
Jana Krzysztofa Bieleckiego, byłego premiera RP.
Okres chojnicki znaczył w jej życiu
bardzo wiele. MGŻ było jej dziełem niezapomnianym, do końca życia utrzymywała kontakty z wychowankami,
wspominała miasto i kilkakrotnie je
odwiedziła, m.in. odsłaniała pomnik pomordowanych w Dolinie Śmierci, miejscu zamordowania jej męża Józefa. Na
moją prośbę napisała wspomnienia, w liście wyznała wówczas: „(...) przesyłam
krótkie wspomnienie z pierwszego mojego zetknięcia się z miastem. Pozostają
bowiem Chojnice stale w mojej pamięci
serdecznej, jako czas wprawdzie krótkiej
mej pracy, ale niezwykle ważkiej w całej mojej działalności pedagogicznej. To
uczuciowe stanowisko pogłębia bolesne
wspomnienie tragicznej śmierci mego
Męża, naucz. gimn. męskiego oraz innych kolegów. W nim dzisiaj odczuwam
już nie cierpienie, ale pewien symbol
wartościujący całą pracę polskiego nauczyciela na tym wysuniętym na zachód
posterunku. W myśl życzenia Pana Redaktora przesyłam także zarys historii
MGŻ (...)”.
W 1978 r. głęboko poruszyła ją śmierć
Juliana Rydzkowskiego, którego znała
i ceniła, list swój kończyła słowami: „To
wspomnienie jak bukiet skromnych polnych kwiatów ukochanej przez Niego
ziemi chojnickiej składam przyjaźnie na
Jego mogiłę”. Dwa lata później sama odeszła, a w ostatnim liście, napisanym do
mnie kilka dni przed śmiercią, jeszcze raz
zapewniała: „Przesyłam uścisk przyjaznej
dłoni na ręce Pana dla społeczeństwa Miasta, które zachowuję w sercu i pamięci!”.
Z uwielbieniem pisała o matce Janina
Bielecka: „Matka nasza ratowała nas całą
okupację i fizycznie (gotowała, troszczyła się o żywność), i psychicznie. Zawsze
była wspaniałym, mocnym człowiekiem,
chciałabym mieć taki talent pisarski (byłam przez 36 lat red. Polskiego Radia),
by móc Ją opisać. Była wspaniała aż do
chwili swej śmierci”. O chojnickich latach
swej babci pamięta także Jan Krzysztof
Bielecki, który niedawno zatroszczył się
o pamiątkową tablicę przed Jej szkołą.
téż brała aktiwny ùdzél w kùlturalnëch
pòdjimiznach Chònic. Czas wòjnë, razã
z dwòjgã dozdrzeniałëch ju dzecy, przedërcha w Jasle. W 1945 r. przecygnãła
do Bëdgòszczë, tam zòrganizowa II Państwòwé Gimnazjum dlô Dzéwczãt i òsta
jegò direktorką. Za czasów stalinowsczich
wiele wëcerpia. Òstatné lata żëcégò minãłë ji w Sopòce, gdze dozérôł jã syn Stanisłôw, profesór Gduńsczégò Ùniwersytetu. W tim miesce mieszkała téż ji córka
Janina, matka Jana Krësztofa Bielecczégò,
znónégò jakno jeden z ùszłëch premierów
RP. Ùmarła 5 rujana 1980 r.
Cząd żëcégò w Chònicach béł dlô ni
baro znaczący. MG dlô Dzéwczãt stanowiło dokôz żëcégò, zresztą pòkąd żëła,
ùtrzëmiwa łączbã ze swòjima wëchòwónkama, wdôrza so miasto, a pôrã razy je
òdwiedzëła, m.jin. òdsłoniwa pòmnik
pòmòrdowónëch w Dolëznie Smiercë,
môlu, gdze zamòrdowóny béł ji chłop Józef. Jô jã ùprosył ò spisanié wspòminków.
W lësce, jaczi mie tej przësła, wëznała:
„(...) przësyłóm mòje wdarzenia z pierszégò zetkaniô sã z miastã. Chònice wcyg
zaòstôwają w mòji serdeczny pamiãcë
jakno cząd, kò prôwda, dosc krótczi mòji
robòtë, ale baro wôrtny w całi mòji pedagògòwi dzejnoce. Te mòje wseczëca są
jesz pògłãbioné bòlesnym wspòminkã tragiczny smiercë mòjégò Chłopa, szkólnégò
gimnazjum dlô knôpów, a jinëch drëchów.
Dzysô òdczuwóm w nim ju nié cerpienié,
ale swójny ôrt symbòlu nadôwającégò
wôrtnotã całi robòce pòlsczégò szkólnégò
w nym na zôpôd wësënionym starżnym
môlu. Spôłniwającë żëczenié Wastë Redaktora, przesyłóm téż skrodzënk historii
MG dlô Dzéwczãt (...)”.
W 1978 r. mòcno przeżëła smierc Juliana Ridzkòwsczégò, chtërnégò znała
i mia we wiôldżim ùwôżanim. Swój lëst
kùńczi słowama: „Nen wspòmink jak kruta skrómnëch pólnëch kwiatów z chònicczi zemi, jaką ùkòchôł, skłôdóm drëszno
na jegò grobie”. Sama òdeszła dwa lata pózni. W òstatnym lësce, napisónym do mie
leno pôrã dni przed smiercą, zagwësniwô
jesz rôz: „Slã ùscësnienié drëszny rãczi na
rãce Wastë dlô całi spòlëznë Miasta, przechòwiwónégò w mòji pamiãcë i sercu!”.
Z ùczestnienim ò matce pisała Janina
Bieleckô: „Nasza matka przez całą òkùpacjã retała nas i fizyczno (gòtowała, miała
starã ò jedzenié), i psychiczno. Bëła wiedno cëdownym, mòcnym człowiekã, jô bë
chcała miec taką pisarską ùdałosc (jô przez
36 lat bëła red. Pòlsczégò Radia), żebë zdołac jã òpisac. Bëła cëdownô jaż do chwilë swòji smiercë”. Ò chònicczim cządze
w żëcym starczi pamiãtô téż Jón Krësztof
Bielecczi. Dzãka jegò starze niedôwno
pòjawiła sã tôfla na wdôr przed Ji szkòłą.
W tym budynku mieściło się Miejskie Gimnazjum Żeńskie w Chojnicach. Fot. Maciej Stanke
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 41
Tłomaczenié Bòżena Ùgòwskô
Fot. Maciej Stanke
41
2012-11-30 17:46:09
prakticzny darënk
Kaszëbsczé kalãdôrze
Felëje mie kalãdôrza! Taczégò ksążkòwégò, w jaczim jô bë nalôzł wszëtczé brëkòwné wiadła, a mógł so w nim zapisac datã roczëznë zdënkù, ùrodzënów białczi czë numer telefónu
do cządnika „Pomerania”. Jo, wiém, pòlëce w ksãgarniach sã òd taczich ùdżibają… ale kaszëbsczégò dzysdnia nijak nie kùpisz!
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN
Pamiątka wo vôrtosci trvałi
W gòdnikòwim numrze z 1929 rokù
dwùtidzennika „Przyjaciel Ludu Kaszubskiego”, co gò wëdôwôł ë drëkòwôł Adolf
Splitt w Kartuzach, na pierszi starnie
czëtómë zachãcbã:
Za pôrë dnji vińdze
v naszim vëdavnjictvje
Vjérni Naszińc.
Kalędôrz dlô lëdu kaszëbskjégo
na rok 1930
Priz: 50 groszi.
W pòstãpnym numrze, jaczi béł slédnym w krótczim żëwòce kartësczi serie
„Przyjaciela” czëtómë:
Abë naszi czëtelnjicë wotrzimalë pamiątkę wo vôrtosci trvałi, vëszed v naszim vëdavnjictvje
Vjérni Naszińc
Kalędôrz dlô lëdu kaszëbskjého
Na rok 1930.
Wobejmuje won woprócz kalędarza
mjesęczného spjise svjęt wurzędovëch v
Polsce ë v Volnim Mjesce Gdąńsk, jôrmarkji na Kaszëbach ë v Volnim Mjesce
Gdąńsk, povjôstkji, pjesnje, podanjô ë vjele jinëch rzeczi a je wozdobjoni lëczebnëmi pjęknëmi wobrazami.
Kalędôrz je do nabëcô vszędze, dze sę
rozdôvô „Przëjacél Lëdu Kaszëbskjého”
a kosztëje 20 groszi.
Na 80 starnach negò kalãdôrza bëło
pò kaszëbskù wnetka wszëtkò: pòzwë
dniów, miesący, swiąt a miona. Nawetka
taczé dzéle, jak Jôrmarkji v…, Dlô notôtk
czë Dnji pamiątkové ë Vjodro na kòżden
miesąc rokù. Wnetka wszëtkò, bò cyta42
pomerania_grudzien_2012.indd 42
të ze Swiãtégò Pismiona bëłë pò pòlskù.
Òkróm kalãdôrzowégò dzélu bënë mógł
nalezc czile wiców, legeńdów, pòwiôstków (m.jin. A. Bùdzysza, J. Bilota), wiérztów (Bùdzisza, ks. Heyczi) a dokôzów tikającëch kaszëbsczi historëji.
Bëła to bëlnô pamiątka… le pewno nié
dlô Kaszëbów. „Vjérni Naszińc” wzãcô ni
miôł, ò czim swiôdczi chòcbë bédowóny
priz. Nôprzód bëło to 50 groszi, tej ju 20.
Béł òn skażony „niemieckòscą” – chòc
w całoscë kaszëbsczi, równak wëdôwóny
béł przez Niemców a za niemiecczé dëtczi, ò czim wiele pisałë nenczasné pòlsczé
gazétë. Kaszëbi rôd kùpiwelë pòpùlarné
kalãdôrze mariańsczé abò je dostôwelë
razã z gazétama, co je abònowelë.
Remùs z Tworzymirem na scanie
W ksążce Bedeker kaszubski Tadéùsza
Bolduana czëtómë: „W latach 1972–1976
Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wydawało kalendarze ścienne”. Nôkłôd jejich
béł dosc wiôldżi òd 2 do 8 tësący egzemplarzów, tej mògłë trafic pòd „strzechë”,
bò jak czëtómë dali: „Dla wydawcy ważna
była ich wartość poznawcza, pomyślane
bowiem były jako wizualne zaznajamianie z literaturą i historią Kaszub”.
W pierszim, na 1972 rok, bëłë pòrtretë
pisarzów z jejich krótczima żëcopisama,
m.jin.: Szëmòna Krofeya, Floriana Cenôwë, Heronima Derdowsczégò, Aleksandra Majkòwsczégò, Jana Karnowsczégò, Jana Patocka, ks. Léóna Heyczi,
Sztefana Bieszka. Czãsto ne kùńsztowné
pòrtretë są rôd wëzwëskiwóné w rozmajitëch pùblikacjach. Na 1973 rok Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié (KPZ)
przërëchtowało kalãdôrz „Żëcé i przigòdë
Remùsa” z dzélëkama romana pò pòlskù
ë kaszëbskù a z grafikama Riszarda Strijca. W 1974 rokù Jerzi Zabłocczi graficzno òpracowôł kalãdôrz z przigòdama
pana Czôrlińsczégò, tegò, „co do Pùcka
pò secë jachôł”. Malënczi w kalãdôrzowim „Czôrlińsczim” bëłë zrëchtowóné na
sztôłt kòmiksu. Rok 1975 to herbë z grifã
pòmòrsczich gardów ë zemiów. Tekstë
do nëch kalãdôrzów wëbiérôł Wòjcech
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:09
prakticzny darënk
Czedrowsczi. Pòzwë miesący bëłë dëbeltjãzëkòwé, pò pòlskù ë kaszëbskù.
Czedë je Tworzymira, Sławogosta,
Niezamyśla abò Tomiła? Prôwdac Kaszëbi
mionowégò dnia nie fejrëją, ale wôrt je
wiedzec, czedë lëdze ò taczich òsoblëwëch
mionach „są w kalãdôrzu”. Dowiedzec sã
tegò mógł ze wstążkowego kalãdôrza na
1974 rok òbzdobionégò reprodukcjama
medalionów pòmòrsczich ksyżëców,
wëkònónëch przez Wawrzińca Sampa.
Òkróm wëżi wëmienionëch nalôzł sã téż
plac dlô: Bogusza, Gniewomira, Jordana,
Niemira, Bogdany, Witosławy a wiele,
wiele jinszich.
Dlô czekawëch rozwiązanié wëzgódczi: Tworzymir mô swiãto 28 gromicznika, Sławogost – 29 łżëkwiata, Niezamyśl
– 8 zélnika a Tomił – 10 rujana. Bogusz,
Gniewomir, Jordan, Niemir, Bogdana a Witosława sami sã mùszą nalezc.
„Mjecz ë Vjid” w wòjnowim czasu
W zbiorach Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie je nad`zwëk czekawi ekspònat.
Chòc nie je baro stôri, bò z 1982 rokù,
równak wiele wôrtny. Z dwùch przëczënów: pò pierszé nôkłôd – blós 100
sztëk, pò drëdżé – pòwstôł w wòjnowim
czasu 80. lat XX stalata. Gôdka tuwò
ò „Kalendôrzu Kaszëbsko-Słovinscziégo
narodë”. Na òbkłôdce pòzwa krëjamny drëkarnie czë téż wëdôwiznë: „Pojużnô narodnô smara »Mjecz ë vjid«”.
Wëzgódka òkazëje sã czësto prostô do
rozpëzgleniô. Aùtorã negò kalãdôrza, jaczi je wëkònóny techniką linoritu, je Witołd Bòbrowsczi. Òd òbkłôdczi do slédny,
gòdnikòwi kôrtë, wszëtkò pò kaszëbskù:
pòzwë miesący a dni, pòdpisënczi pòd
grafikama, cytatë z rozmajitëch kaszëbsczich dokôzów. Graficzi przedstôwiają
np. Aleksandra Labùdã ë jegò rodné Mirochòwò, ks. Léónã Heyke ë Wigòdã, ksyżëca Swiãtopôłka ë Gduńsk, Matkã Bòską
Swôrzewską z ji rëbacką sedzbą, Jakùba
Wejra ë Wejrowò.
Nen nôrodny (cëż to za herezjô w tamtëch latach!) kalãdôrz sprzedôwóny béł za
10 złotëch. Jak pòwiôdô Witołd Bòbrowsczi, Édmùnd Pùzdrowsczi wzął òd niegò
jeden a sprzedôł za 10 razy tëli w antikwariace na Szewsczi we Gduńskù. Pewno ti òd raza zmerkelë, jak wiele wôrtny
to dokôz. Nie dosc, że w môłim nôkładze, to jesz bez wezdrzeniô w nie òka cenzora do „smarë” pòdóny.
Tadéùsz – miono z kalãdôrza RKJ
W zbiorach wejrowsczégò mùzeùm
mòże nalezc wiele jinszich kalãdôrzów,
chòcbë ten z 1984 rokù, chtëren wëdała
Krajowa Agencja Wydawnicza. Są w nim
òdjimczi kaszëbsczich lëdowëch kùńsztarzów, np. Anë Basman, Władisławë Wiszniewsczi, Jizajasza Rzepë, Henrika Petka,
Bronisławë Radtke.
Jiné są wiele młodszé, ju z XXI stalata, np. kalãdôrze, jaczé dôwałë w darënkù
swòjim czëtińcóm „Gazeta Kartuska” czë
miesãcznik „Pomerania”. Są ne wëdôwóné przez part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô we Wiérzchùcënie, a nen na
rok 2011 òbzdobiony pësznyma jilustracjama Jarosława Wróbla do epòpeji Pón
Tadeùsz. Do nëch nônowszich rechùje
sã téż kalãdôrze KPZ z mionama pò kaszëbskù, chtërnëch pisënk òstôł znormalizowóny przez Radzëznã Kaszëbsczégò
Jãzëka (RKJ).
Wszëtczé ne są abò do pòwieszeniô,
abò do pòstawieniô, biórkòwé. Nôczãscy
wëdôwają je jinstitucje kùlturë, stowôrë
czë ùrzãdë, temù próżno jejich szëkac
w ksãgarniach czë nawetka w jinternetowëch krómach. Ksążkòwégò kalãdôrza
pò kaszëbskù téż dzysdnia nijak ni mòże
dostac. Kò cos taczégò na ôrt „Vjérného
Naszińca” bëłobë snôżim darënkã a wiele
wôrtnym nôrzãdłã w robòce ë codniowim
żëcym.
Na òdjimkach ekspònatë ze zbiorów
Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë
i Mùzyczi w Wejrowie.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 43
43
2012-11-30 17:46:10
naszi mniészi bracynowie
Husky na Pòmòrzim
Małgòrzata i Andrzéj mieszkają na Kaszëbach òd dwadzesce sédem lat. Ù nich doma wiedno bëłë psë. Przeważno niemiecczé òwczarczi. Dogôdiwelë sã z nima bez jiwrów, rozmielë
je wëchòwac. Terô mieszkô ù nich szterech przedstôwców zortu siberian husky: Nelly, Léa,
Timò i Apò. I jak dwòje gôdają: „to nié më mómë psë, to òne mają nas”.
M AYA G E L N I Ô K
Biôtka ò panowanié
Przigòda Małgòrzatë i Andrzeja z psama husky zaczãła sã òd… kaùkasczégò
òwczarka Bòhùna, jaczégò jich córka
Zuza dosta w dôrënkù òd starczi. Tószk
miôł dwa miesące, a ju przëbôcziwôł zachtnégò niedzwiôdka. Béł rozkòszny, ale
ju jakno szczeniã rozmiôł dac miéwcóm
do zrozmieniô, że wszëtkò mô bëc wedle
jego mëszleniô.
Na zôczątkù jô nie wierza w to, co jô
czëła ò kaùkazach – òpòwiôdô Małgòrzata – ale jô dozna na gwôsny skórze, że òne
lëdają panowac. I to prawie mie, nimò że jô
gò fùtrowa i ò niegò dba, ùznôł za nôsłab44
pomerania_grudzien_2012.indd 44
szé ògniwò w rodzënie i òde mie zaczął
przejimanié władzë. Przed Andrzejã miôł
respekt, Zuzã kòchôł nade wszëtkò, a na
mie sã wëżiwôł. Jak skùńcził 11 miesący,
bez niżódny przëczënë szmërgnął sã na
mie. Jô biôtkòwa tej ò żëcé. Bez rozmëszleniô jô włoża mù rãkã w pësk, żebë mie
ju nie ùżarł. Jô nie wiém, skądka to mie
sã wzãło, ale to mie ùretało. Skùńczało sã,
szczestlëwie, na jednôsce szwach. Bëło
nama z tim baro drãgò. Më to czëlë jakno gwôsnégò ôrtu òsobisté przegranié.
Wëdôwało sã nama, że jeżlë człowiek dbô
ò scyrza, nie mãczi gò, traktuje gò serdeczno, to wszëtkò bë miało sã bëlno ùkładac.
Tak bëło z naszima òwczarkama. Tu më
nie delë radë. Më zdecydowelë, że Bòhùn ni
może z nama dłëżi mieszkac.
Òddanié gò nie bëło letczé. Na szczescé nalezlë sã lëdze, chtërny chòc wiedzelë
ò wszëtczim, wzãlë gò. Nót gò bëło leno do
nich zawiezc. Òn, mëszlã, wiedzôł, co sã
szëkùje, bò wcale sã nie dôwôł zapakòwac
w aùto. Zaczãło sã robic niebezpieczno. Kù
reszce më mùszelë pòprosëc weterinarza,
żebë dôł mù zastrzik na ùspòkòjenié.
Zort psów, co kòchô wòlnotã
Nelly, rodowòdową siberian husky,
dosta Zuza – òd swòjégò drëcha, na
òcarcé łzów pò òddanim Bòhùna. Przeważno szczeniãta są snôżé. Z Nelly bëło
òpaczno, prawie jak z brzëdczim kôczëcã.
Ze swòjima mòdrima òczama, jasnyma
krótczima klatama i dłudżim zmiartim
ògónã przëbôcziwa szura. Andrzéj, czej
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:12
naszi mniészi bracynowie
jã ùzdrzôł, jaż jãknął: „Bòże, nie je snôżô,
mòże chòc mdze mądrô…” – wdarziwô so
Małgòrzata.
Nelly rosła i piãknia. Wszëtcë bëlë
nią òczarzony. Nigdë nie mëslelë, że
mdą mielë psa husky i mało ò tim zorce
wiedzelë. Nie jinteresowelë sã psowima
zôprzãgama i w głowie jima nawetka nie
pòwstało, że czedës bãdą są tim zajimac.
Tegò, że Nelly lubia wanożëc pò
òkòlim, doznelë sã dosc flot. Zaczãłë sã
miónczi z sëką. Czim barżi Andrzéj pòdnôszôł i ùsztopiwôł ògrodzenié, tim barżi
Nelly sã pòdskôca i wiedno nalazła jaczis
ôrt na wëlézenié. Na zôczątkù, czej nie
czëła sã bezpieczno, bëła wiedno w zasygù głosu, ale czej ùrosła, zaczãła wëpùszcziwac sã dali i dżinąc na dłëżi.
Zuza wëszuka òpinie hòdowców
w témie tegò zortu psów. To, co òdkrëła,
sprawiło, że całi rodzënie zakrącëło sã
w głowie. Nie wiedzelë, że trafił jima sã
pies, co wëmôgô dërchnégò bieganiô.
I ùcékający. Nie mëszlelë, że to je znanka
siberian husky!
Zuza przeczëta nama, że jak taczi pies
ùdbô so ùceknąc, to ni ma mòcnëch, żebë
gò zatrzimac, przeńdze nawetka pò pionowi dwamétrowi scanie. Ten zort psów
kòchô wòlnotã i swòbòdã. I je baro niezaléżny. To je prôwda. Nasza sëka blós czasã
sã do nas dopasëje, a to leno tej, czej ji i naje
céle pasëją do se. Zdarziwają sã taczé sytuacje. Nôczãscy jednakò nie òdpòwiôdô na
pòlétë òpiekùna. Mòże jã wòłac przez pół
gòdzënë, a òna nawetka łba nie dwignie.
Je nad tim…
Ùczbë ùcékaniégò
Skòrno ju je zôprzãgòwi pies i mô biegac, to niech biegô. Andrzéj zrobił ji sle
i zaczął trenowanié. Kilométrama jezdzył
za nią na kòle. Nelly gò cygnãła i bëła
w sódmym niebie. Wcale nie bëło nót
ùczëc ji cygniãcô. Òd zôczątkù wiedza,
ò co jidze w ti jigrze. Òbòje bëlno sã bawilë. Òkôzało sã, że czim cãżi taczi scyrz
robi, czim wiãcy kilométrów przebiegnie,
tim lepi.
Sëka bëła nié do ùmãczeniégò – gôdô
Małgòrzata. Pò dwùch gòdzënach bieganiô
z kòłã kładła sã, ale ju za gòdzynkã bëła
òdpòczniãtô i rozmia ùcec na pòstãpné cziledzesąt kilométrów.
Andrzeja jigra w psowi zôprząg zaczãła wcygac. Kòniecznota zagwësnieniô
psowi ruchù przëmùsziwa i jegò do aktiwnotë, i to czësto zdrowi. Ùdbôł, że skòrno i tak mùszi biegac, to cekawi bãdze to
robic z dwùma psama. Pôra bãdze sã lepi
chòwa, nie gôdającë ju ò tim, że bãdze jima
lżi cygnąc. Stanãło tej na tim, że Nelly mia
ùrodzëc òtroka. Przekònało jich przeczëtóné wiadło, że przë pierszi cążë w tim zorce
psów wiedno rodzy sã blós jedno szczeniã.
Sëka ò tim nie czëła i pewno leno dlôte
dała trojaczczi. Na zôczątkù mëslelë ò tim,
żebë dwa òddac, ale rozsądzënk, chtërno
szczeniã òstawic, bëł za drãdżi. Òstałë tej
wszëtczé. Nôwëżi mdą dwa zôprzãdżi.
A doch jazda czwórką je wiele przëjemniészô niżlë pôrą.
Ale niglë do te doszło, pòtcëwô Nelly
pòkôza swòjim dzôtkóm, jak sã ùcékô…
Szczeniãta ledwò chòdzałë, bëłë jak
môłé toczczi, ledwò to sã na tëch szpérach
trzimało – smieje sã Małgòrzata. Wdarziwóm so taką scenã, Nelly je ju dalek za płotã, biegnie w czerënkù lasu, a te môłé ledwò
za nią nadążiwają, ale jibùją sã jak mògą.
Òna przechôda przez płot górą, a òne gdzes sã
przecyskałë. Taczich rzeczów te psë ùczą sã
baro flot. To, żebë sëkã wiązac na lińcuchù,
nie wchôda w grã. Nigdë żóden scyrz nie
béł ù nas rzeszony.
Pòczwórny dzél redotë
Andrzéj zbùdowôł wiôldżé ògrodzenié. We westrzódkù je wiôlgô bùda dlô
szterech psów i tak tósze bëłë zamikóné.
Ale z ti bùchtë téż rozmiałë sã wëdostac
– òpòwiôdô miéwczka. Czedës wëdôwało
sã nama, że jak jesmë z nima na òbòrze,
to jesmë w sztãdze je ùpilowac, ale gdze
tam. Sygnie, że Léa wëzdrzi na Tima abò
Timò na Léã, ju je pòrozmienié i trach!
Wëzwëskają kòżden sztót naszi nieùwôdżi.
Natëchstopach dżiną. Wiele razy trzimómë
je prosto na tarasu za bùdinkã. Tamstąd-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 45
ka, co dzywné, jakòs nie ùcékają. Nimò że
bë mògłë zeskòknąc, bò nie je wësok, nie
robią tegò. Andrzéj zbùdowôł jima na tarasu drëgą bùdã i tam zamieszkałë. Zëmą
mómë za òknã snôżi widok. Te psë kòchają zëmã. Czej le spadnie sniég, zaczinô sã
dzëkô zabawa. Nasze zwierzãta wskakiwają na pòchilony dach bùdinkù i skôczą
pò nim jak górsczé kòzë! Jak pierszi rôz to
zrobiłë, jô bëła wërzasłô. Wzéróm na taras,
psów ni ma! Pùsto! Serce mie pòdskòkło
do gardła, jô zawòła Andrzeja, a tuwò
wzéróm, zza kalenicë szterë łbë sã pòkôzywają i na mie zdrzą… jô sã bòjã, że spadną, ale nié, ùrzãdëją na tim dachu dërch
wkół. To je fantasticzny widok! Czej sã tam
bawią, wëbôcziwómë jima wszëtczé jiwrë,
co nama robią. Jeżlë je prôwdą, że smiéch
przecygô żëcé, to dzãka naszim psóm më
bë mielë żëc wieczno. Chòc jô mëszlã, że to,
co sobie przecygniemë, ceszącë sã nima, to
tracymë, czej sã przez nie gòrzimë, tej i tak
bilans je na zero.
Miłota i òdpòwiedzalnota
Nigdë swiądno më bë nie sprawielë
sobie zôprzãgòwëch psów – kùńczi swòjã
gôdkã Małgòrzata. Ale skòrno béł taczi kawel i òne ju są, to chcemë dac jima to, czegò brëkùją i przë czim są szczestlëwé, to je
wiele robòtë. To je prôwda, że më ni mòżemë przez to nigdze wëjachac, że całi czas
mùszimë bëc ùwôżny, żebë nie ùcekłë, że
całé nasze żëcé je pòdpòrządkòwóné psóm.
Ale nimò wszëtczich ùcemiãgów, kòchómë
nasze tószczi i jô bë nie da jich nikòmù. To
je drãgô, ale téż snôżô miłota.
Tłomaczenié Jiwóna i Wòjcech Makùrôcë
Fot. Andrzej Jocher
45
2012-11-30 17:46:13
wspomnienia
W Gnieżdżewie przed... laty
JERZY SAMP
Każdy, komu bliskie są sprawy kaszubskie, a raczej dzieje regionu, musiał,
jak mniemam, zetknąć się z książeczką
księdza Juliusza Pobłockiego Na Kaszubach przed stu laty. Kiedy jej wydanie
w oficynie z odwróconą kotwicą (czyli Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego)
przygotowywał Wojciech Kiedrowski,
użyty przez autora tytuł miał już charakter historyczny. Właściwie należałoby
wówczas pisać „Na Kaszubach przed dwustu laty”. Tamten tekst znany był wcześniej
badaczom regionu lub jak ich niegdyś
określano – ludoznawcom. Miał on w dużym stopniu charakter memuaru (wspomnienia), niemniej sporządzony przez
autora opis zwyczajów i obyczajów przez
dziesiątki lat stanowił niezwykle interesujący przyczynek do badań dotyczących
życia codziennego w opisywanych przez
ks. Pobłockiego czasach.
Piszę o tym, ponieważ tytuł niniejszego artykułu świadomie nawiązuje do pracy przywołanego tu autora. Nie ma w niej
mowy o Gnieżdżewie, a szkoda. Uczynił
to na szczęście równo sto lat temu wybitny małopolski językoznawca Roman
Zawiliński w swojej publikacji Z kresów
polszczyzny. Wrażenia podróżnika. Rzecz
ukazała się w Krakowie i, o ile mi wiadomo, nigdy nie była od roku 1912 wznawiana. Jest w niej mowa o tzw. Mazowszu
Pruskim, o Pojezierzu Mazurskim, o Warmii, a także o innych jeszcze regionach
kraju. Nas zainteresuje przede wszystkim
rozdział czwarty „Nad Zatoką Pucką”
oraz piąty „ W Szwajcaryi kaszubskiej”.
Wieś z Rajską Drogą i Prochownią
Do tekstu Romana Zawilińskiego
jeszcze wrócimy, teraz zaś proponuję
przenieść się do Gnieżdżewa w parafii
swarzewskiej, które od niepamiętnych
czasów inspirowało twórców literatury
zarówno oralnej jak i pisanej, że wspo46
pomerania_grudzien_2012.indd 46
mnę choćby o takich autorach, jak: Jan
Patock, Józef Ceynowa, Klemens Derc,
Jan Piepka czy Franciszek Fenikowski.
Uczynili to przede wszystkim z uwagi
na swoistą „mądrość” tutejszych gburów
oraz płatane przez gnieżdżewian figle.
Gnieżdżewo to wieś położona nad
Zatoką Pucką i kończącą w niej bieg
rzeczką Płutnicą (to jej zawdzięcza Puck
swoją nazwę), mająca także własny staw
oraz wiele miejsc, których nazwy brzmią
co najmniej archaicznie. Jest tam wiodąca do własnego Edenu – Rajska Droga,
jest i Pieczelkò, tajemnicze Czembroczi
i Medelwiza. Gnieżdżewo miało też własne Morskie Oko, Prochownię, drogę
o nazwie Drefta, a także Mielbark, czyli
młyńskie wzgórze.
W miejscu, gdzie dziś dominują nad
pejzażem wielkie elektrownie wiatrowe,
jeszcze w połowie minionego stulecia
stał drewniany wiatrak, a gdy było już
zupełnie ciemno, okoliczne pola, łąki
i pastwiska na wzgórzach chlastało światło rozewskiej blizy, czyli latarni morskiej.
Z pewnością było je widać na wzgórzach
pobliskiej Puszczy Darżlubskiej. Oddzielały ją od wioski bagniste tereny torfowe.
Pamiętam z dzieciństwa, jak wyładowane suchym torfem wozy ciągnęły
w stronę gospodarstw woły w wielkich
jarzmach lub zgoła krowy. To była egzotyka dla takiego jak ja, przybysza z dużego miasta, który na torfowisku czuł się,
jakby go postawiono na olbrzymiej galarecie. Było tam niebezpiecznie i zdarzały
się wypadki śmiertelne. Niedoświadczony
człowiek wciągnięty w głąb bagna ginął
bez śladu. Na dodatek nocną porą pojawiały się tam błędne ogniki, które wedle
lokalnych opowieści były latarniami samego Purtka.
Czas lamp naftowych
i niesamowitych opowieści
Mieszkańcy Gnieżdżewa dzielili się
w czasach dzieciństwa piszącego te sło-
wa na najzamożniejszych gospodarzy,
tj. gburów, niezbyt zamożnych chłopów,
rzemieślników, dojeżdżających do pracy
w Gdyni stoczniowców oraz marynarzy.
Było także kilku rybaków łodziowych.
W każdy piątek we wsi pojawiała się
stara kobieta w długiej aż do ziemi sukni
i fartuchu, z ogromnym koszem pełnym
ryb na plecach. Był też taki czas, że na podwórku krewnego – stolarza – powstawał drewniany kuter sporych rozmiarów.
Mowa o tych latach, gdy we wsi nie było
jeszcze żadnego telewizora, a niektóre
domostwa oświetlały lampy naftowe
i świece. Długie jesienne wieczory spędzano albo na modlitwie różańcowej, albo
na darciu pierza. Starzy opowiadali dzieciom niesamowite historie o morach, mumaczach, smętkach, purtkach i kaniach.
Niekiedy czytano trylogię Sienkiewicza
albo żywoty świętych.
Przed każdym domem była studnia
albo pompa, buda z psem, wychodek oraz
torfownik. Wieś miała wówczas swój jedyny i niepowtarzalny zapach. Inaczej
pachniało w wioskach rybackich, gdzie
wędziło się rybę, inaczej tam, gdzie hodowano trzodę, bydło, konie i owce, jeszcze
inaczej tam, gdzie pełno było pasiek.
„Zawodowych głupców”
świat na opak
Mieszkańcy Gnieżdżewa, jak pamiętam, nie mieli żadnych kompleksów
związanych z tym, że pochodzą z wioski
o szczególnej sławie. Nie to, żeby szczycili
się tym, że z ich miejscowości pochodził
zmarły w opinii świętości Sługa Boży biskup Konstantyn Dominik oraz inne jeszcze wybitne jednostki, ale byli po prostu
sobą.
Długo nie mogłem zrozumieć, gdzie
tkwią źródła autoironii, z jaką podchodzili
do rzekomych wyczynów swoich krajan.
Ileż to nasłuchałem się w dzieciństwie
o figlach gnieżdżewskich gburów. Któż
bowiem nie słyszał o tym, jakim sposo-
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:14
wspomnienia
bem wybierano tu sołtysa, jak próbowano
w miejscowym stawie hodować solone
śledzie, gdzie kopano studnię (na szczycie
najwyższego wzniesienia), jak wciągano
na strzechę porośniętą trawą wielkiego
wołu, a przede wszystkim za co utopiono
tu tłustego węgorza, To tylko nieliczne
opowieści o postępowaniu „zawodowych
głupców”. Owa swoista afirmacja niedorzecznych czynów, to przecież nic innego
jak ukazanie „realiów” świata na opak,
gdzie wszystko dzieje się wbrew logice.
To także ślad po sowizdrzalskim usposobieniu tych, którzy zamiast narzekać na
zły los, nauczyli się z niego kpić już przed
wiekami.
Gnieżdżewski świat na opak to niewątpliwie jeden z elementów świadczących o specyfice kultury duchowej ludzi ustawicznie narażonych na kaprysy
żywiołów. Nie każdy potrafi śmiać się
z własnych przywar, tudzież przechwalać
się swym nierozumnym postępowaniem,
a oni właśnie tacy byli, i to od wczesnego dzieciństwa do późnej starości. Przekonani o tym, że są potomkami jednego
z trzech mędrców wschodnich, którzy
złożyli hołd i ofiary w Betlejem, jedynie
udają przy obcych, że są „zawodowymi
głupcami”. Muszą tak czynić, bo w przeciwnym razie wszyscy chcieliby żerować
na ich wrodzonej mądrości.
Moi gnieżdżewscy krewni, odwiedzając mnie w Gdańsku, nigdy nie rozmawiali inaczej niż po kaszubsku. To była
swoista duma, że są odmienni. Niektórzy
z mieszkańców tej wioski, którym przyszło u progu lat dwudziestych ubiegłego
wieku zdobywać wiedzę w Pucku, zetknęli się tam, tak jak matka autora tych
słów, z samym Stefanem Żeromskim. Na
zadawane im przez wielkiego pisarza
pytania odpowiadali zgodnie z regułami
świata na opak – w zupełnie opaczny
sposób. Co o tym myślał sam Żeromski,
tego nigdy się nie dowiemy. Na szczęście
znał tak wytrawnego znawcę nordowej
kaszubskiej duszy, jak Bernard Chrzanowski, który dostarczał mu materiały
wykorzystane potem w Wietrze od morza.
Małopolanina reportaż
z kresów polszczyzny
Sto lat temu dotarł do Gnieżdżewa
Roman Zawiliński. Tu, na kresach polszczyzny, zafascynowały go właśnie niewielkie wioski nad Zatoką Pucką. O ile
w samym Pucku spotykał wiele ludności
niemieckiej, o tyle okolice miasteczka
były dla niego „czysto polskie, czyli kaszubskie”. Napisał w swoich Wrażeniach
podróżnika: „Zarówno Gnieżdżewo i Swarzewo na północy, jak Mechowa i Daźlub
na zachodzie lub Połczyn na południu są
zamieszkałe przez Kaszubów (...)”. Według niego ich mieszkańcy uważali się za
Polaków słuchających kazań i obrządków
religijnych w języku polskim i czytających polską „Gazetę Gdańską”. Dostrzegł
jednak odmienność używanego przez
nich języka: „Mowa Kaszubów w prawie
każdej wsi ma inne właściwości; wogóle
gdy się ją pierwszy raz słyszy, czyni wrażenie mowy obcej, dopiero, gdy się lepiej
wsłucha, widzi się pokrewieństwo blizkie,
jeżeli nie dyalekt polskiego języka. Ale to
kwestya sporna, co do której można mieć
różne zdanie, zwłaszcza, jeżeli się żywego
słowa nie słyszało” [zachowano oryginalną pisownię – przyp. red.].
Refleksje Zawilińskiego to jakby reportaż z podróży. Dodam więcej: to nawet
fotoreportaż, autor wzbogacił bowiem
swoją książkę licznymi fotografiami, które z pasją sam wykonywał sto lat temu.
Chcąc bliżej poznać ludzi mieszkających
nad Zatoką Pucką, rozpoczął od Gnieżdżewa. Zwrócił uwagę na romantyczny
widok ciągnący się od strony „małego
morza” porośniętego przy brzegach wysoką trzciną. Zachwycił go widok suszących się sieci rybackich oraz błotnistej
okolicy. „Kiedym stanął w Gnieżdżewie
i fotografował pierwszą chatę leżącą malowniczo nad stawem, już wieś cała tonęła w falach słonecznych”.
Trafił do jednego z gospodarzy i został przez niego przyjęty w wielkiej izbie.
Zwróciła na siebie uwagę trzymana w ręce przez właściciela „Gazeta Gdańska”.
Dom miał charakter budowli szachulcowej, określanej też mianem „pruskiego
muru”. Małopolski językoznawca wykonał zdjęcie gospodarza z żoną i dziećmi
na tle fasady. Był właśnie poranek, więc
poczęstowano go filiżanką dobrej kawy,
jajecznicą na wędzonce oraz świeżym
pieczywem.
„Zaciekawionym, co noszę na sobie
w torbie, ukazałem aparat fotograficzny
i oświadczyłem, że ich chętnie z całą rodziną odfotografuję. Gospodyni zabłyszczały oczy z radości, poczęła wołać dzieci
(Polesà! [pòj le sã]), aby wdziały nowy,
świąteczny „uőblék” [òbleczënk], ale
chłopiec starszy, niezbyt skwapliwie słuchając matki, musiał dostać napomnienie
i tak się rozbeczał, że zaledwie po dłuż-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 47
Linoryt wykonany przez Wawrzyńca Sampa.
Z archiwum J. Sampa
szym czasie można było usadzić go do
zdjęcia. (…)
Po fotografii poszliśmy z gospodarzem kawałek wsią, aby ją nieco poznać.
Z porównywania mowy gospodarza
i gospodyni i innych napotykanych
mieszkańców Gnieżdżewa wyniosłem
to przekonanie, że mój gospodarz nie
mówił ze mną czystą swoją gwarą kaszubską, lecz naginał ją do języka literackiego polskiego; widziałem bowiem
u niego nie tylko »Gazetę Gdańską«,
ale liczne wydawnictwa tego samego
nakładu i inne książki polskie religijnej
i świeckiej treści. Domy w Gnieżdżewie
nie równe są postacią, niektóre murowane i kryte dachówką, z obszerną oborą
i budynkami gospodarskimi wyglądają
na folwarki, inne są niższe i słomą kryte,
ale obszerne i schludne.
Gnieżdżewianie są przeważnie zamożni, mój gospodarz np. posiadał 2,5
włóki gruntu ornego tj. ok. 75 mórg.
Niemców wśród nich mieszka tylko 3,
a więc wieś na wskroś polska.
Kiedym się zabierał z powrotem, zapraszali, by pozostać dłużej i żałuję, żem
tego nie uczynił, spiesząc się podług programu znowu w inną stronę po południu.
Była to Mechowa, wieś położona na
zachód od Pucka, prawie na granicy obszaru kaszubskiego” (s. 46–48).
Tyle Roman Zawiliński, który gościł tu sto lat temu, notabene dokładnie
wtedy, gdy przyszła tu na świat Helena
– matka autora niniejszego artykułu. Od
tamtego czasu wiele się w Gnieżdżewie
zmieniło.
47
2012-11-30 17:46:14
wspomnienia / gadki Rózaliji
I pozostały jedynie wspomnienia
Wkrótce wybuchła I wojna światowa
i wielu mężczyzn ze swarzewskiej parafii
trafiło do wojska pruskiego oraz na front.
Potem, gdy jak tu mówiono, „wybuchła
Polska”, wielu z nich zaczęło tworzyć
rozmaite patriotyczne organizacje, takie
jak: Towarzystwo Czytelni Ludowych,
Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, bractwa strzeleckie, bractwa wojaków. Młodzi
garnęli się do towarzystw śpiewaczych,
różnych teatrów, organizowanych m.in.
przez swarzewskiego proboszcza księdza
Wojciecha Pronobisa i jego siostrę. Na odpusty z całego Pomorza ściągali do Matki
Bożej Królowej Polskiego Morza – Kaszubi i nie tylko oni.
Straszne były dla mieszkańców parafii
lata ostatniej okupacji. Wielu, w tym także wspomniany swarzewski proboszcz,
zostało rozstrzelanych przez hitlerowców
w lasach Piaśnicy. Byli i tacy, którzy z narażeniem życia ukryli przed okupantem
cudami słynącą figurkę MB Swarzewskiej.
Z samym Gnieżdżewem związani
byli znani kaszubscy pisarze: Józef Ceynowa, Klemens Derc (tu urodzony) oraz
Jan Piepka, który uczył jakiś czas w tutejszej szkole. Doskonale znał mieszkańców
Gnieżdżewa przyszły pisarz władysławowski Augustyn Necel, zwany „kronikarzem spod rozewskiej blizy”.
Po starym drewnianym wiatraku
przy drodze do Łebcza pozostały jedynie
wspomnienia najstarszych, jakaś fotografia oraz linoryt. O błędnych ognikach
purtkowych nikt już nie pamięta, a nieopodal nadmorskiej prochowni i Młyńskiej Górki biegnie ruchliwa nad miarę
szosa z Pucka do Władysławowa i dalej:
na Półwysep Helski lub do Jastrzębiej
Góry. I tylko zanurzony w wodach Zatoki Zelintowi Kam (foczy kamień) tkwi
niezmiennie, czekając na swoje miejsce
w kaszubskim baśniokręgu.
48
pomerania_grudzien_2012.indd 48
Gwjizdór
Z Y TA W E J E R
Hej, Gzubjiska!
Mófta jano tera paciyrze, żebi do Was
psziszet Gwjizdór zez dużym mniecham!
Najlepsi napsiszta dó niego list, ji dejta
mu dokładna adrysa, bo łón je łusz stari ji
bes patszidłóf licho wjidzi. Dawni to jamu
pómogeli Amniołi, ale tera niechtórne nie
wjerzó, że Amniołi só – ji tera łóne sia rozeźlyłi! Tera Gwjizdór czi św. Mnikołaj
łazi sóm!!
Łoj, łoj, złóni złón Gwjizdora!
Łoj dla łuciechi to je pora!
Miśli Kuba piątki same mniałóm
Pewno potamu tak wjele dostałóm!
A Wi, co niy mata piątkóf ji szóstkóf,
jak to Wóm pudzie? Bo dawni to take, co
niy mogłi paciyrza, co byli brojarze, to
dostaweli łot Mnikołaja najpjyrwu pydó,
a tedi na pociecha jaki pjyrnik abo bómbómóf, abo japko dał. Musita wjedziyć, że
dawni, to Gwjizdór był bjydni ji musiał
sia fest namarachować, żebi dló wszitkich
gzubóf coś skapnyło. Ciaszko było dzielić!
Ale tera je żdziepko lepsi. Tedi bidzta dobri miśli ji jano paciórki krańdzta, a tedi
wszitko nandzie dobri kóniec.
Tego ja Wóm żicza jakam Rózalija!
PS Mnie to Gwjiżdziór po krubach
wkropji, za ty Kipki Opałki, co ja pjisza,
ale „Niech sia dzieje wola nieba, zez nió
sia zawdy zgadzać tszeba”. Krubi móm
łusz wysmarowane, co bi mnie niy spuchłi, jak pó niych dostana!
Cicha noc
Cicha noc, Śłanta noc
Jano Jezus ji Marija
nat Dziecióntkam Sfojim stojó
Ji baran, ji amniół małi
Ło tim Narodzaniu sia tysz
dowjedziałi.
Pastyrze – Kuba, Jaś ji Antek
do stajenki śpsieszó,
ji Jezusikam małim, łoj cieszó
sia cieszó!!!
Na brómzach sfojych grajó
– Gloria,Gloria!!!
Śłanta Matuś – Marija
Sina porodziła!
Ji gwjazdi na niebie,
Ji mnisióc sia dziwujó
– Co to za Jutrzenka do Betlejem
śpsieszi?
Pewnie Bóg-Dziecina
Tan Śłat nóm pocieszi!
Podnieś rónczka Boże Dziecie
Błogosłaf Łojczizna mniyła!
Żebi luckość calutka
Wew pokoju żyła!
Zachowano pisownię Autorki.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:14
z Kociewia / kalendarium
Póki są wesela
MARIA
PA J Ą KO W S K A - K E N S I K
Zapewne wielu z nas niejednokrotnie
słyszało ludową sentencję – wesele raz,
a biyda całe życie. Zawsze budzi to mój
sprzeciw. Jasne, że nie całe życie może być
weselem, ale żeby ciągle jamrować… Tak
zwana szara codzienność jest też ciekawa
i dobra, i musi być jej więcej niż świąt,
inaczej świętowanie nie miałoby nadzwyczajnego blasku, niezwykłego nastroju.
Zaproszona w listopadzie na wesele
kociewskie (wybuta i z prezentem) udałam się do duchowej stolicy Kociewia,
czyli Pelplina, gdzie wiele dobrego się
w kulturze dzieje. Rzeczywistość przerosła oczekiwania. Duża sala Szkoły Podstawowej nr 1 wypełniona długimi stołami,
przy których siedzieli weselnicy. Byli nimi
dawni członkowie Zespołu Pieśni i Tańca
Modraki, rodziny obecnych członków
(zespół jest liczny – około 40 osób), świętowano bowiem podczas wspomnianego
wesela 15-lecie działalności. A zespół jest
bardzo kolorowy (nowe stroje) i żywiołowy, bo dziecięco-młodzieżowy. Opiekę
nad nim sprawują dzielne, pomysłowe
(chciałam napisać – kreatywne, ale to
nie po kociewsku) nauczycielki – Alicja
Watkowska i Aleksandra Szynalewska.
Pierwsza z nich jest córką niestrudzonej
Emilii Rulińskiej z Gniewa, autorki licznych tekstów okolicznościowych. Przy
okazji myślałam, ile radości (nawet dumy)
dostarczają matkom dzieci, które chętnie
i owocnie także wstępują na regionalne
stecki. Tu ciepło i z uzasadnioną nadzieją
pomyślałam o swoich rodzinnych regionalistach. Zespół ma ładną, swojską nazwę Modraki. Ten modry kwiat łączy Kociewie z Kaszubami i pełno go na Krajnie,
przypomina o letniej urodzie pomorskiej
ziemi, na której w kolejnych latach dojrzewają nie tylko zboża, ale i pokolenia
doceniające swojskość i starające się dodać blasku temu – co bez nieustannych
starań mogłoby zgasnąć.
Na swój jubileusz Modraki (tu członkom zespołu życzę jeszcze raz, żeby mieli
wszystkiego, co dobre, czubato) przygotowały prezentację „Wesela kociewskiego”
na podstawie tekstu Bernarda Sychty.
Widowisko uzupełniono własnymi pomysłami. O „Weselu kociewskim” kiedyś
pisałam, analizując użytą w nim gwarę. Utwór językowo i kulturowo bardzo
bogaty i jeden z najważniejszych w piśmiennictwie mojego regionu. Obecny
wśród szanownych gości ksiądz trafnie
zauważył, że tak powinno wyglądać wesele, poprzedzone uświęconym tradycją
rytuałem. Wspomniał o uroczystym błogosławieństwie… Wśród licznych gości
byli burmistrz Pelplina, przedstawiciele
samorządu terytorialnego, wielu znanych regionalistów z Tczewa i Starogardu
Gdańskiego. Ktoś trafnie określił uroczystość – to prawdziwy zjazd Kociewiaków!
Jeszcze długo mogłabym chwalić organizatorów (np. dyrekcję Zespołu Kształcenia i Wychowania nr 1 w Pelplinie),
weselną (prawdziwą!) biesiadę z kuchami
i tortem, wystrój sali z wystawą fotogramów poświęconych B. Sychcie. Lepiej
jednak zakończyć – i ja tam byłam, miód
i… no właśnie, nie piłam, bo wiedziałam,
że czeka mnie napisanie felietonu, w którym i tak pozostało za mało miejsca na
dwa inne wydarzenia z Kociewia.
Właśnie w listopadzie – w Tczewie
i Świeciu n. Wisłą odbywają się konkursy
recytatorskie twórczości poetów i pisarzy
z Kociewia. Wzruszają, bawią, skłaniają
do refleksji – utwory Zygmunta Bukowskiego, ks. Franciszka Kameckiego, Andrzeja Grzyba i Romana Landowskiego.
Konkurs w Tczewie nosi imię ostatniego
z wymienionych. W Tczewie w ogóle
dużo – po linii kulturalnej – się dzieje.
A w Świeciu edukacja regionalna jest
prawie obowiązkowa, bo Zespołowi Szkół
Katolickich patronuje sam ks. dr Bernard
Sychta. Tu konkurs recytatorski wspiera Biblioteka Miejska i bydgoski oddział
ZKP. Pierwsza część jubileuszu oddziału
(40-lecie) – msza św. z kaszubską liturgią
słowa i wieczorną biesiadą uświetnioną występem sympatycznego Zespołu
Levino – już się odbyła w historycznym
Grucznie. Wydana książka o działalności
tego oddziału przedstawia wcale niemały
dorobek regionalistów osiadłych w Bydgoszczy i owocnie współpracujących
z południowym Pomorzem. Wspomnianej sprawie należy się oddzielny artykuł.
I taki będzie…
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 49
DZIAŁO SIĘ
w grudniu
• 5 XII 1992 – w Gdańsku odbył się XII
Walny Zjazd Delegatów ZKP. Prezesem Zrzeszenia został red. Stanisław
Pestka.
• 6 XII 1912 – w Będargowie urodził
się Aleksander Arendt, w okresie
międzywojennym prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Pomorza, uczestnik
kampanii wrześniowej, w okresie
okupacji ostatni komendant TOW
Gryf Pomorski, więzień Stutthofu,
współzałożyciel i pierwszy prezes
Zrzeszenia Kaszubskiego oraz wieloletni członek władz naczelnych ZKP.
Zmarł 1 stycznia 2002 i został pochowany na cmentarzu parafialnym
w Kartuzach.
• 14 XII 1902 – w Żukowie urodziła
się Jadwiga Ptach, zasłużona hafciarka kaszubska, więźniarka obozu
kobiecego Ravensbrück. Wspólnie
z siostrą Zofią przyczyniły się do wyodrębnienia siedmiobarwnej szkoły
haftu kaszubskiego, zwanej żukowską. Zmarła 26 marca 1968. Została
pochowana na cmentarzu parafialnym w Żukowie.
• 14 XII 1902 – w Płotowie k. Bytowa
urodził się ks. Jan Styp-Rekowski,
działacz społeczno-oświatowy. Prawie całą II wojnę światową spędził
w obozach koncentracyjnych. Od
1964 r. pełnił funkcję prezesa Związku Polaków w Niemczech. Zmarł 23
sierpnia 1969 w Trewirze (Niemcy).
Pochowano go w Zakrzewie.
• 15 XII 1982 – w Warszawie zmarł
Franciszek Fenikowski, poeta, powieściopisarz, publicysta, autor słuchowisk radiowych, scenariuszy filmowych i telewizyjnych, były prezes
Oddziału Gdańskiego ZLP. Jego dorobek pisarski prawie w całości jest
związany z Gdańskiem, Kaszubami,
Pomorzem i morzem. Pochowany
został na cmentarzu parafii św. Katarzyny na Służewcu.
Źródło: Feliks Sikora,
Kalendarium kaszubsko-pomorskie
49
2012-11-30 17:46:14
50 lat Klubu Studenckiego Pomorania
Moja Pomorania
Klub powstał w 1962 roku przy boku ówczesnego Zrzeszenia Kaszubskiego. W tamtym czasie obu instytucjom patronował jeden z ich założycieli – Lech Bądkowski. Zadaniem Pomoranii było zrzeszanie wszystkich młodych – mieszkańców szeroko rozumianego Pomorza.
O przynależności do Klubu Studenckiego Pomorania i dwóch latach prezesury rozmawiam
z córką Lecha Bądkowskiego, a moją Mamą, Sławiną Kosmulską.
Do Pomoranii dołączyłaś w pierwszej
połowie lat siedemdziesiątych, kiedy
sama byłaś studentką. Co więcej przez
dwie kadencje pełniłaś funkcję prezesa tego klubu. Jak to się stało, że dołączyłaś do Klubu Studenckiego Pomorania i zostałaś wybrana na prezesa?
Sławina Kosmulska: Moje pierwsze
kontakty z Pomoranią zaczęły się od
uczestnictwa w zebraniu poświęconym
Ferdinandowi Neureiterowi w kwietniu 1973 roku. Było to burzliwe, pamiętne spotkanie. Dotyczyło przyznania Neureiterowi Medalu Stolema i związanych
z tym protestów PZPR oraz profesora
Andrzeja Bukowskiego. Członkowie Pomoranii i Zrzeszenia też byli podzieleni.
Ja tylko słuchałam i notowałam. Potem,
w maju, byłam na rajdzie kaszubskim
z pomorańcami. Wszystko to mi się podobało. A już w listopadzie tego roku zanotowałam w swoim pamiętniku, że jestem
zaangażowana po uszy w działalność społeczną, a na dodatek zostałam prezesem
Pomoranii: „Nigdy by mi do głowy nie
przyszło, że dostąpię takiego zaszczytu.
Ale w związku z tym ile mam obowiązków, to już lepiej nie mówić!”.
Jak to się stało? W Pomoranii był kryzys,
nie było komu wziąć prezesostwa. Ojciec bardzo był tym zatroskany i razem
z Józkiem Borzyszkowskim przekonywali
mnie do tego, żebym się zgodziła.
Jak radziłaś sobie z presją, liczbą obowiązków i odpowiedzialnością?
Prezesem Pomoranii byłam przez dwie
kadencje. Pierwszy wybór był we wrześniu 1973 roku, a drugi w październiku
50
pomerania_grudzien_2012.indd 50
Wręczenie Medali Stolema w 1974 roku. Na zdjęciu od lewej: Jacek Mielnik,
Sławina Bądkowska (Kosmulska) i Felicja Borzyszkowska. Fot. Alfons Kleina
1974 roku. Było to dla mnie jak wpadnięcie do głębokiej wody w nieznanym
otoczeniu. W Pomoranii nie było nikogo,
kogo bym znała, kto by mnie wprowadził w pracę, byłam zdana na siebie, rady
Józka i pomoc Ojca. Członkami zarządu
byli wtedy Fela Borzyszkowska, Elżbieta Bucholz, Tadeusz Stosik, Jacek Mielnik
i Krystyna Muza. Gospodarzem chaty
w Łączyńskiej Hucie był Józek Borzyszkowski. Cały swój wolny czas, energię
i umiejętności poświęciłam Pomoranii.
Udało nam się zorganizować wszystkie
obowiązkowe doroczne imprezy, takie
jak Ludowe Talenty, przyznanie Medali Stolema, rajdy, spotkania dyskusyjne,
spotkania z ciekawymi ludźmi. Chciałam
wówczas, żeby klub Pomorania miał szerokie pole działania. Robiliśmy plakaty
zachęcające studentów do zapisywania
się do nas i wieszaliśmy je na uczelniach,
głównie na Politechnice Gdańskiej, bo
to tam studiowałam. Jednak odzew był
niewielki. Jedno spotkanie wbiło mi się
w pamięć. Było to spotkanie z Janem
Piepką w klubie studenckim w akademiku PG. Nie przyszedł nikt oprócz organizatorów. Dla mnie to była porażka, ale
i nauka. Na szczęście Jan Piepka nie obraził się na nas i spędziliśmy przyjemny
wieczór. Mówię o tym, żeby zobrazować,
jak trudno było wówczas wyjść do szerszego odbiorcy.
A chciałaś, żeby...
Żeby Klub był klubem otwartym. Zapraszałam do niego także osoby, któ-
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:15
50 lat Klubu Studenckiego Pomorania
re nie były Kaszubami – ludzi z Pomorza, gdańszczan. Byli też ludzie z Torunia,
z UMK, na przykład Ola Poeplau z Chełmży, oraz ludzie ze Słupska. Jacek Mielnik
też nie był Kaszubą. Jednak wszyscy czuliśmy się związani z Kaszubami i ich piękną przyrodą. Śpiewaliśmy po kaszubsku,
ucząc się tego języka na żywo. Głównym
nauczycielem kaszubskiego był Hubert
Lewna – wówczas młody gospodarz na
włościach w Łączyńskiej Hucie. Ale dołączali do nas też inni Kaszubi, na przykład
Stefan Rambiert, Felek Borzyszkowski.
Jak sądzisz, co powodowało, że studenci ciągnęli do klubu? Co było magnesem?
Oczywiście chëcz stanowiła ten magnes,
który przyciągał młodych do Pomoranii.
Wyjazdy do niej były dla nas wielką radością. Nawiązywaliśmy bliskie kontakty w terenie. Wiele z nich było nawet
bardzo bliskich. Odbywały się tam Andrzejki, przyjeżdżaliśmy na ferie. Dbaliśmy o chëcz i remontowaliśmy ją. Przyjmowaliśmy gości, na przykład grupę
studentów z Franciszkańskiego Ośrodka
Duszpasterstwa Akademickiego.
A jak na Twoje działania i pracę patrzył Twój Ojciec, a mój Dziadek – Lech
Bądkowski? Jak mówiłaś, sytuacja
w Klubie była trudna. Dziadek pewnie pokładał w Tobie duże nadzieje...
Czy spełniłam pokładane przez Ojca
i całe ówczesne Zrzeszenie nadzieje?
Myślę, że niezupełnie. Ale robiłam co
w mojej mocy. Cały zarząd, a najbardziej Fela i Elżbieta, pracował ciężko,
żeby w Pomoranii się działo. Krytykowano nas często, a najbardziej chyba
nie był z nas zadowolony Józek Borzyszkowski. Miałam z nim duże problemy, bo
ciągle wytykał mi błędy, nie zauważając
skali trudności. Nie było przecież chętnych do podjęcia się prezesowania. Nie
bez przyczyny.
Dlaczego w takim razie zdecydowałaś
się kandydować na drugą kadencję?
Był to wpływ Ojca i jego namowy. Gdyby nie jego wsparcie, pewnie bym się załamała. Nie czułam się przecież pewnie na
tych szerokich wodach, na które zostałam
rzucona. Ciągle poddawana krytyce, byłam niepewna siebie.
Wycinek z „Dziennika Bałtyckiego” z 8 stycznia 1974 roku zachowany w archiwum Lecha Bądkowskiego.
A jak wyglądały spotkania organizowane przez Pomoranię?
W pamiętniku z 1974 roku zanotowałam
kilka zdarzeń. Opisałam krótko spotkanie
u Tadeusza Bolduana, który nam powiedział, że do pracy trzeba koniecznie wprowadzać element rozrywki. Wspomniałam
też o tym, że około 20 marca pojechaliśmy
do Chmielna, żeby się spotkać z tamtejszym kołem ZKP. Z Pomoranii pojechały
cztery osoby zamiast dwudziestu, a z koła
nie było nikogo. Ale nie wszystkie spotkania tak wyglądały. Dużym sukcesem organizacyjnym była uroczystość wręczenia
Medali Stolema, za którą Ojciec mnie pochwalił, a nie chwalił mnie często.
W ogóle to bez wsparcia Ojca nie mogłabym działać w Pomoranii. Nie było to jednak tak, że Ojciec coś robił za mnie albo
wskazywał mi, co mam robić. On uważał, że sama muszę to sobie poukładać.
Ale w sytuacjach kryzysowych, a takich
było kilka, dodawał mi skrzydeł. Taka sytuacja zdarzyła się na koniec pierwszej
kadencji. Nie było porozumienia między
mną a Józkiem w sprawie sprawozdania.
On wymagał, żebym napisała sprawozdanie sama, a ja uważałam, że to cały zarząd pisze wspólne sprawozdanie. Gdy
wróciłam do domu ze spotkania, opowiedziałam Ojcu o konflikcie i Ojciec mnie
wsparł. Powiedział, że można tak albo tak,
to ja mogę sobie wybrać. Miałam wybór,
a więc nie musiałam postępować tak,
jak uważał Józek. To może wydawać się
sprawą błahą, ale dla mnie było wówczas
ważną nauką. Druga kadencja prezeso-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 51
wania była już dużo łatwiejsza i miałam
większą swobodę w działaniu. Co znaczy
doświadczenie!
Powiedz mi jeszcze, jak w takim razie oceniasz czas swojego prezesostwa
w Pomoranii?
Moje działania w Pomoranii były naładowane emocjami, wkładałam w nie całe
serce. W klubie były przyjaźnie i miłości,
ale i zawody. Na pewno dużo się uczyliśmy. Spotykaliśmy ciekawych ludzi,
uczyliśmy się, jak wygląda działanie w organizacji. Ta wiedza zostaje na całe życie
i z tego czerpię do dzisiaj.
A co było po Pomoranii? Pierwsza kadencja, druga, koniec studiów i co dalej?
Po zakończeniu studiów byłam członkiem
Komisji Rewizyjnej Oddziału Gdańskiego, potem wyszłam za mąż, miałam małe
dzieci, to już były lata 80. i 90. Ale na spotkania Oddziału, o których mnie informowano, przychodziłam. Po jakimś czasie
zorientowałam się, że informacje przestały do mnie docierać. Okazało się, że nie jestem już członkiem ZKP. Nie wiem, kiedy
i kto skreślił mnie z członkostwa, nie informując mnie o tym. To dla mnie bardzo
przykra sprawa.
To rzeczywiście dziwna sytuacja. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę.
Rozmawiała Miłosława Kosmulska
51
2012-11-30 17:46:15
zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù 2012
Nowi symbòl Nordë?
Czej żdôl jem na kôwkã, sedzącë w paradnicë kòl szôltësczi Gniéżdżewa wastnë Marii Szefka, ùzdrzôl jem leżący na stole zesziwk. 50 lat Kòla Wiejsczich Gòspòdëniów – taczi bél titel,
a pòd nim logò ti stowôrë. Mô òno sztôlt herbù. Òkróm żôltégò slunuszka widzymë snôżą
górkã, jaczich na Nordze wiele, a… wesoczi biôli wiatrôk. Nié taczi do mieleniô zôrna, ale
do wëtwôrzaniô sztrómù.
M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N
Wiatrôczi są ju czësto kòl nas przëjãté
– rzekla mie szôltëska – nasza wies kòjarzi
sã terô prawie z nima, tej më w Kòle Wiejsczich Gòspòdëniów ùdbelë so je na nasze
logò. Wszëtcë bëlë na to zgódny.
Pózni dozdrzôl jem sã wiatrôków
w jesz jednym sztrikù w gminie Pùck.
W logò Gminny Kòmisji do Procëmalkòhòlowëch Sprôw. Òd ji przédniczczi,
wastnë Kamilë Dettlaff dowiedzôl jem sã,
że taczé logò wëbrelë sami mieszkańcowie w szpecjalnym kònkùrsu.
I ptôchë ju ni mają strachù
Wiatrôczi, chtërne tak pò richtoscë
są wiatrowima elektrowniama, pò prôwdze corôz to barżi wchôdają do òbrazu
òkòlégò stolëcë kaszëbsczi nordë. Widzec je nié blós w logòtipach, ale téż na
przëmiar na wiele jinternetowëch starnach: samòrządzënowëch, priwatnëch
czë turisticznëch. Stôwają sã òne jednym
z symbòlów Nordë. W gminie Pùck je jich
kòle 30 sztëk. To tu są nôlepszé warënczi,
żebë je wëstawic. Nôwikszé z wiatrôków
mają pò 126 métrów wësokòscë, a mòc
dwùch megawatów.
Nôprzód bél strach. Czëj pòjawilë
sã jinfòrmacje, że w òkòlim Pùcka mdą
stôwióné wiatrowé elektrownie, lëdze
i téż niechtërne jinstitucje zaczãlë protestowac. Procëmnicë gôdalë midzë jinyma, że skrzidla wiatrôków mdą zabijalë
wanożącé tądkã ptôchë, że magneticzné
pòlé mdze szkòdlëwé dlô lëdzy, a nawetka bùdinków. Ju jak pierszé ùrządzenia stojalë, niechtërny mieszkańcowie
gôdelë, że w zdrzélnikach miast òbrazu
je kòl nich widzec blós biôlé a szaré pasë
lecącé w ritm krącącëch sã skrzidlów
wiatrôków. Terô – jak rzekla mie Wio52
pomerania_grudzien_2012.indd 52
Òdj. M.B.
letta Kòs, przédniczka Kòla Wiejsczich
Gòspòdëniów z Lebcza – lëdze barżi sã
z tegò smieją. Żódnëch zabitëch ptôchów
nijak nalezc nie jidze. Na pòlach, gdze stoją
wiatrôczi, szpacérëją bòcónë.
Wzątczi dlô swòjich,
òdjimczi dlô turistów
Strach pòmòglë wënëkac téż dëtczi.
Wiatrôczi w gminie to, jak sã òkazëje,
zôróbk tak samò dlô samòrządzënë, jak
i dlô priwatnëch lëdzy. Gmina òd kòżdi
wiatrowi elektrownie dostôwô pòdatk. Za
jedno ùrządzenié mòże to bëc nawetka 55
tësący zlotëch òb rok. Dëtczi dostôwają
téż ti lëdze, co dzerżawią gruńtë pòd wiatrôczi. Nie chcą zdradzëc, jak wiôldżi je to
wzątk. Jô móm czëté, że jak chtos mô dwa
taczé wiatrôczi na pòlim, to ju mòże nick
nie robic bez cali rok – to zdanié jednégò
gniéżdżewsczégò gbùra, chtëren nie chcôl
pòdac swòjégò miona. Nie je równak
widzec, żebë gbùrzë z Nordë òprzestelë
gòspòdarzëc. Trôfiają sã zó to przëtrôfczi,
że midzë tima, co mają elektrownie kòl
se, a tima, co blós mòglëbë miec, są czasã
sztridë.
Wiatrôczi to téż promòcjô. Pòdsztrichiwô to Mariô Szefka. Turiscë, co jadą na
Hélsczi Pólòstrów czë do Wiôldżi Wsë baro
czãsto zjéżdżają z glówny drodżi tu do nas,
żebë zrobic so chòc òdjimk. Taczé òdjimczi
z Gniéżdżewa czë Lebcza pòkazëją sã téż
w rozmajitëch môlowëch a òglowòpòlsczich turisticznëch pùblikacjach. Jedna
z nôbarżi znónëch pòlsczich telewizjów
mô téż transmitowóné spòd wiatrôków
swòje wiodro.
Mlodi lëdze z gminë Pùck mają nazwóné swòje òkòlé Kaszëbską Hòlandią.
Czë pò prôwdze na Nordze pòwstôwô
nama nasza swójskô krôjna wiatrôków?
Aùtór pòchòdzy ze Starzëna w gminie Pùck.
Tekst je napisóny bëlacką òdmianą kaszëbiznë.
Nen artikel je brzadã zéńdzeniô dlô piszącëch
pò kaszëbskù, chtërno òstało zrealizowóné
dzãka dotacji Minystra Administracji i Cyfrizacji.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:16
wiérztë
Gwiôzdczi, aniołë, danka…
Gòdë ju krótkò. To czas ùkòchóny òsoblëwie przez dzecë i prawie dlô nich bédëjemë pôrã
wiérztów kaszëbsczich pòétów, chtërny przëbôcziwają zwëczi sparłãczoné z tim cządã. Dokazë pòchôdają z ksążczi Mësla dzecka. Antologiô kaszëbsczich wiérztów dlô dzôtków i młodzëznë
(zebrelë i przërëchtowelë E.E. Prëczkòwscë, Banino 2001).
Jaromira Labùdda
Jerzi Stachùrsczi
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Gwiôzdor jidze z dëchã czasu,
Òddôł reniferë, wasąg,
Tegò rokù flégrã lecy,
Bò sã spieszi do swich dzecy.
Hej janiołë
Kòlãdkã przeniesta Jezëskòwi
Z nieba na sónkach tu zjedzta
Janiołë biôłé
Żebë Jezësk béł wiesołi
Pòjta w jizbã drawò dzôtczi
Dankã strojëc je ju czas.
Wezta kùgle, lińcuch, swiéczczi!
To mdze ceszba bëlnô dlô nas.
Gwiôzdor jidze
W miechù kòmpùter, stereo,
Délorólka, górsczé kòło,
Le jesz szlig je stôrodôwny,
Baro cenczi i bòlewny.
Bùwka strachù mô fùl bùksë.
Nié dlô niegò te Philipsë!
Nié dlô niegò ne Atari!
Òn dostónie dzysô smarë.
Hej janiołë
Swiéc gwiôzdo
Czedë jidzemë przez noc gôdków
Swiéc czej pãkô cwiardi òrzech mrozu
Ògrzewôj rãce
Bëm je mógł wëcygac
Do tegò co sã
W cemną noc narodzył
A më jesmë dobré dzôtczi.
(Wiedzą ò tim nasze gwiôzdczi.)
Nie robimë nigdë szkòdë.
Dlô nas piãkné bãdą Gòdë.
Bò na gòdë w kòżdi chëczë
Drzewka stroją wszëtczé dzecë.
Kò to baro wôżnô rzecz,
Rôz le w rokù mòże bëc.
Ach, jak wësok je jaż w czëpie!
Trzeba sobie stółk wëszëkac.
Le chto w górã rwie sã slepò,
Mòże baro chùtkò znëkac.
Zôs na dole bezpiek bãdze,
Cos pòd danką mòże leżec.
Jakùż wôżné, bë dëcht wszãdze
Kòżdi gzub mógł gòdno so żëc.
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 53
Gòdné drzewkò
53
2012-11-30 17:46:17
Cmentarz na Zaspie
Ważnym przyczynkiem naukowym
dr Leszka Jażdżewskiego jest jego kolejna
książka, tym razem traktująca o historii
cmentarza na Zaspie. Jak dotąd ta wojenna nekropolia nie doczekała się osobnej
publikacji. Autor przedstawia jej historię od powstania aż po dzień dzisiejszy.
W czasie kwerendy archiwalnej ksiądz
doktor zebrał materiały znajdujące się
w Archiwum Muzeum Stutthof w Sztutowie, Archiwum Państwowym w Gdańsku oraz w archiwum Oddziału Terenowego Narodowego Instytutu Dziedzictwa
w Gdańsku. Podstawowym materiałem
badawczym wykorzystanym przez autora jest księga zgonów cmentarza Zaspa
– odnaleziona wśród rupieci przy spalonym domu grabarza, zamordowanego
przez uciekających Niemców zacierających ślady swoich zbrodni.
Opisywana w publikacji nekropolia
ofiar hitleryzmu znajduje się na skraju
osiedla mieszkaniowego Zaspa Rozstaje
i ma kształt nieregularnego czworoboku
o powierzchni ponadtrzyhektarowej. Jest
własnością przedsiębiorstwa Zarząd Dróg
i Zieleni w Gdańsku. Pod względem administracji kościelnej miejsce to jest położone na terenie parafii pw. Opatrzności
Bożej w Gdańsku.
Na tym cmentarzu pochowano bohaterskich obrońców Poczty Polskiej i kolejarzy gdańskich oraz dwóch błogosławionych: ks. Bronisława Komorowskiego
i ks. Mariana Góreckiego. Spoczywają tu
również członkowie ruchu oporu oraz
konspiracji pomorskiej, a także niektórzy
obrońcy Westerplatte. Na zaspiańskim
„cmentarzu hańby”, jak go Niemcy nazywali, chowani byli zakatowani na śmierć
i zmarli więźniowie „wzgardzeni”z KL
Stutthof i jego podobozów. Przypuszcza
się, że pochowano tu około 17 000 osób.
Na zakończenie opisu Nekropolii
Męczenników II wojny światowej autor
stwierdza, że jest to miejsce niemal zupełnie zapomniane lub odwiedzane przez
54
pomerania_grudzien_2012.indd 54
nieliczne osoby. Dlatego, jak sugeruje
ksiądz Leszek Jażdżewski, należałoby zbudować na cmentarzu Ścianę Pamięci, na
której można by umieścić tabliczki z nazwiskami ofiar II wojny światowej.
Niech ta bardzo potrzebna nam Pomorzanom (gdańszczanom) publikacja
skłoni do refleksji nad słowami błogosławionego Jana Pawła II, który powiedział:
„Naród, który traci pamięć, jest narodem
bez przyszłości”, oraz Cypriana Kamila
Norwida: „Ojczyzna to ziemia i groby”.
Jerzy Nacel
Ks. Leszek Jażdżewski, Nekropolia Męczenników II wojny światowej. Historia cmentarza na
Zaspie, Wydawnictwo ROST, Gdańsk 2012.
Uchylone drzwi
Jesienią 2012 roku nakładem Wydawnictwa Region ukazał się pierwszy tomik
poetycki Mateùsza Titësa Mejera Zamkłô
w słowach. Zdaje się, że zapowiada to
nową serię wydawniczą oficyny z Gdyni,
która będzie prezentować najmłodszą poezję kaszubską w kolejnych książeczkach,
zbliżonych objętością i szatą graficzną.
Na pierwszy zbiorek poezji Mejera
składa się dwadzieścia pięć utworów,
które zostały podzielone na dwa rozdziały
i zakończone rodzajem posłowia. Pierwszy rozdział zbioru Króta miłotë / Bukiet
miłości, jak wskazuje jego tytuł, związany
jest z erotyką. Jako pierwszy pojawia się
jeden z najciekawszych utworów zbiorku
Do X-zaczepny lëst / Do X-zaczepnej list,
który wychodząc od sytuacji poetyckiej
prośby do adresata, kończy się ujmującym osobisto-patriotycznym obrazem:
„Zrobi nen òdjimk / mëszlóm mòji dëszë /
kreszlącë grifelkã / żôłtim jak jô / na czôrnym niebie”. W dobie kłopotów z tożsamością, niechęcią do samookreślenia się
narodowego czy religijnego, ostatnie trzy
wersy z figurą gryfla, człowieka i nieba
stanowią oryginalną a jednocześnie odważną deklarację ideową. Drugim wyróżniającym się utworem tej części zbiorku
jest Procëmnota / Przeciwieństwo, który
zbudowany został jako projekcja współcześnie rozgrywającej się miłości na dawne, przedchrześcijańskie jeszcze obrzędy
miłosne. Liryczna kochanka staje się
w takim układzie Ładą, a podmiot liryczny Szymichem, adeptem prasłowiańskich
wtajemniczeń.
Pozostałe liryki tej grupy utworów
Mejera nie dotrzymują już wysokiego
poziomu poetyckiej emocji. Są one zbyt
konwencjonalne, jak Zamôdlanié / Zamawianie – tylekroć już opisywany dialog wrażliwca z materialistą, czy Jesz nie
ùmiérôj / Jeszcze nie umieraj – tak typowe
wyznanie miłosne aspirujące tylko do literatury. Inne znowu wiersze wydają się
niedopracowane, jak Himn erotomana
/ Hymn erotomana, który jest za mało
erotyczny jak na sugerujący obyczajową
odwagę tytuł, a Cëchi przedspik / Cicha
jawa odwrotnie – zanadto oniryczny.
Owo niedopracowanie widać dobrze na
przykładzie liryku Miłota w festbùtach /
Miłość w glanach, w którym dwie strofy
zachowujące zbliżoną stylistykę uzyskują
zaskakujące podsumowanie w ostatniej,
w której odnajdziemy niezgrabną przenośnię typu „bank sëmieniô / bank sumienia” oraz przedziwną pointę w słowach
„miłota w festbùtach”. Piszę przedziwna,
gdyż może – posługując się określeniami
wiersza – „glany” mają stanowić antytezę
dla „niskich szpilek”, lecz przecież „glany”
to słowo zarezerwowane dla słownictwa
subkulturowego, które w wierszu Mejera
nie znajduje artystycznego uzasadnienia.
Drugi rozdział zbiorku Mejera zaopatrzony został w oksymoroniczny tytuł
Salwa cëszë / Salwa ciszy, który ukazuje
znaczące rozdwojenie tej grupy wierszy.
Z jednej strony polega ono na szacunku
wobec ciszy i poczuciu odpowiedzialności
za używane słowa i znaczenia, z drugiej
zaś na młodzieńczej decyzji o pisaniu
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:17
lektury
i naiwnym obwieszczeniu zaznaczenia
swojego udziału w nowym opisie świata.
Pierwsza tendencja zaznacza się w tomiku Mejera kilkakrotnie. Udanymi utworami są bëc Cëszą / być Ciszą lub jem
Cëszą / jestem Ciszą, w których walor
pauzy, przemilczenia, milczenia pozwala
tworzyć wieloznaczny nastrój i przekaz.
Oszczędne w słowa są również wyznania
naznaczone dialogiem z tradycją kaszubsko-pomorską. Myślę tutaj o utworze
Salwa cëszë, w którym to wyznaniu odnajdziemy zwrot do zrzeszyńców (do Jana
Trepczyka, Aleksandra Labudy) jako do
współtowarzyszy w niedoli bezradności
i braku zrozumienia. Z kolei w Szlachã
bògów / Tropem bogów – wierszu pisanym niejako z kobiecej perspektywy
– pojawiają się Rowokół, Arkona i Jastarnia w metaforycznym skrócie przywoływania pomorskich miejsc mocy.
Druga tendencja tej części zbioru
poezji, w której Mejer próbuje szerszego
opisu emocji, zawiera w sobie tak trafne
jak i niedomyślane przykłady utworów.
Za rozwijające współczesną literaturę
kaszubską wiersze można uznać autotematyczny Ò tim jak piszã / O tym jak
piszę lub posiłkujący się realiami współczesnej komunikacji internetowej Chaos
nama grô / Chaos nami gra. Dyskusyjny
jednak jest liryk Tatczëzna Kaszëbiaków /
Ojczyzna Kaszubiaków, który prawdopodobnie ma być w założeniu artystycznym
ważnym ideowo głosem młodego poety.
Co do trafności zastosowania niektórych
figur do opisania Matki Kaszubii nie ma
wątpliwości (słomiane chaty, tabaka,
smętkowe łzy, wieże gdańskiego kościoła
Mariackiego, bursztyn), co jednak z Tatczëzną ma wspólnego order Słonia albo
Nibelheim? Nie chodzi mi w tym momencie tylko o to, że w tym wierszu dochodzi
do zbyt arbitralnych rozstrzygnięć co do
tego, jaka jest dzisiejsza kondycja Kaszubii (np. jak wiele osób się zgodzi, że Matka
jest „Ë czej pół lëtra chùtkô”?), lecz o to, że
autor podsuwa do oceny figury, których
znaczenia nikt oprócz niego nie może
rozwikłać. W rezultacie założenie poety,
że utwór będzie ideologicznie przejrzysty
i powszechnie zrozumiały, jest niemożliwe do realizacji.
To, że Mejerowi zależy na dotarciu do
czytelników, widać w decyzji, aby utwory zaprezentować w tej książce w wersji
kaszubsko- i polskojęzycznej. Pojawia
się jednak pytanie o zasadę dokonywania tłumaczeń. Z tomiku wynika, że
z kaszubskiego na polski przekładał sam
autor (skoro brak wskazówek w stopce
redakcyjnej książeczki). Na ile jednak
były to tłumaczenia dosłowne, a na ile
formy dążące do odmiennych znaczeń
w różnych wersjach językowych? Problem nie polega jedynie na kwestii redakcji, a na semantycznym rozziewie.
Oto bowiem jeden z kaszubskich tytułów zapowiada Cëchi przedspik, a polski
Cichą jawę. Więc o jaki w istocie chodzi
tu nastrój: oniryczny czy realistyczny?
Albo inny zastanawiający wiersz Slédny
lëst (2) / Ostatni list (2), trzykrotnie odnaleźć w nim można różnice zapisu, które
wynikają nie tyle z różnic w leksyce czy
składni (co oczywiste), ale prawdopodobnie z błędów frazeologicznych. Oto
w pierwszym wersie czytamy: „Kôzalë
jesta jic cëszi kòta”, co przecież nie współgra z polskim wersem „Kazaliście iść jak
mysz pod miotłą”. Oczywiście można tłumaczyć poetę, że szukał tutaj „gry” znaczeń w polskiej translacji kaszubskiego
wzorca, lecz z drugiej strony, jeśli tak mu
zależało na oryginalności, to dlaczego jej
nie szukał w wersji kaszubskiej? Sądzę,
że polskie zdanie „Kazaliście iść jak mysz
pod miotłą” zostało tak zbudowane nie
tyle z powodów artystycznych, co z pośpiechu i nieuwagi. W innym wersie po
kaszubsku czytamy „Ë zasztëkelë brómë”,
po polsku zaś „I pokluczyliście bramy”.
Ponownie jak wyżej, w języku polskim
zwrot „pokluczyć bramę” jest wadliwą
konstrukcją, która w miejscu polskiego
tłumaczenia wprowadza treści, których
brak w sformułowaniu kaszubskim.
Wreszcie ostatnie potknięcie: „Nawetk
na kòmin wëpisac wiadła ò smiercë ju
nie szło” w polskiej wersji brzmi „Nawet
na tablicy nie dało się ustawić statusu
śmierci”. Polski wers nie utrzymuje tutaj
semantyki zdania kaszubskiego, wprowadzając sztuczność i rachityczność
stylu. Po co były potrzebne Mejerowi te
wymienione tutaj „wycieczki” w błędy,
trudno określić…
W swej pierwszej książce poetyckiej
młody twórca nie zdecydował się na wyrazistość poetyki czy tematyki, a szkoda,
bo jeśli teraz tego nie zrobił, to kiedy to
uczyni? Można było tego oczekiwać od
autora, który już od kilku lat publikował
swoje utwory w internecie, „Pomeranii”,
almanachu „Zymk” czy próbował sił
w konkursach poetyckich... Być może
Mateùsz Titës Mejer jest typem poety,
który z tomiku na tomik będzie dojrzewał
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 55
do coraz ciekawszego i bardziej przekonującego opisu świata. Może więc w kolejnym zbiorze odkryje swoje pełniejsze
artystyczne oblicze. Na razie znajduje się
we władaniu niedopracowanej formalnie
emocji, a w kaszubskim aspekcie jego
twórczości słychać ideowe zwroty ku
zrzeszyńcom i nieświadome chyba gesty
doceniania współczesności przeczytane u Tomasza Fopkego. Na ten moment
drzwi do poezji kaszubskiej zostały przez
Mejera dopiero uchylone, a twórca stoi
pomiędzy prywatnym wzruszeniem a literacką metaforą…
Daniel Kalinowski
Mateùsz Titës Mejer, Zamkłô w słowach, Wydawnictwo Region, Gdynia 2012.
Anielskô lektura
kaszëbsczi epòpeje
Czej drëszka mie przekôza anielską
wersjã Żëcégò i przigòdów Remùsa, jô
sã zarô wzął za ji czëtanié, i ni mógł ji
òdłożëc, jaż jô miôł jã czësto skùńczoné.
Na wersjô romana Aleksandra Majkòwsczégò òsta wëdónô przez Kaszëbsczi
Institut w 2008 rokù i je rezultatã robòtë
dwùch tłomaczków: Blanche Krbechek
i Katarzënë Gawlik-Luiken, chòc z wôżną pòmòcą ze stronë Stanisława Frimarka. Wëdóny pòd anielsczim titlã Life and
Adventures of Remus, nen tłomaczënk je
nôslédną wersją ti nôwôżniészi pòzycji
kaszëbsczi lëteraturë.
55
2012-11-30 17:46:17
lektury
Òkróm Remùsa, Blanche i Stach mają
téż pôrã jinëch ksążków przełożoné na
anielsczi (recenzja tłomaczeniô zbioru
òpòwiôstków Annë Łajming Czterolistna
koniczyna je przistãpnô na: http://jurk.kaszubia.com/?page_id=250). Òbòje przełóżcowie mają starã ò to, bë przëbliżëc naszą
lëteraturã anielskòjãzëcznym czëtińcóm;
òsoblëwie tim, co są z pòchòdzeniô Kaszëbama. Tak że Blanche i Stachòwi nôleżą sã pòdzãkòwania nié blós za tłomaczenié Remùsa, ale téż za jiné przełożënczi
kaszëbsczi pismieniznë.
Nim sã pòdzelã òdczëcama pò lekturze ksążczi, mùszã pòdsztrichnąc, że bëło
to mòje pierszé czëtanié Remùsã. To je
dosc wôżnô infòrmacjô, dlôte że skòrno
jô nie znôł òriginału, mòje wrażenia ò tim
romanie Majkòwsczégò pòchòdzą prosto
z przeczëtaniô ti wersje. Rozmieje sã, òriginalną, kaszëbskòjãzëczną wersjã ksążczi
téż móm przeczëtóné, le pôrã miesądzów
pòzdzy. Mëszlã, że nie bëłobë ùtczëwò
wëmądrzac sã na temã tłomaczënkù Remùsa bez znajomòscë òriginału.
Nót je zacząc òd tegò, że aùtoróm
anielsczi wersje dało sã dosc skùtkòwno
pòradzëc z tim cãżczim do przełożeniô
tekstã. Majkòwsczi baro dokładno òpisëje bënowé przeżëca swòjich bòhatérów
i przełóżcóm nie je letkò taczi tekst tłoma-
56
pomerania_grudzien_2012.indd 56
czëc. Òd gramaticzny i stilisticzny stronë tekst sã baro fëjn czëtô i je zrozmiałi.
Pôrã „lëterówków” i pòminiãtëch céchów
interpùnkcyjnëch, jaczé móm nalazłé, to
je barżi wina editorów niżlë tłomaczów.
Mòje pòzdniészé czëtanié kaszëbsczégo
Remùsa pòcwierdzëło wiernotã anielsczégò tłomaczënkù z jegò òriginalną
wersją (chòc kaszëbskô wersjô do mie
ò wiele barżi przemôwiô). Przełóżcowie
nawetka zadbelë ò aùtenticznosc czasową i ùżëlë anielszcziznë z pòczątkù XX
wiekù. Ti dbałoce mòże wierã téż przëpisac ùżëcé starszi fòrmë jistnika Kashubes
(Kaszëbi), miast ju òd dôwna ùstalony
fòrmë Kashubs (bez „e”), jakną jidze pòtkac w przetłomaczonëch na anielsczi
dokôzach prof. Bòrziszkòwsczégò, prof.
Òbracht-Prondzyńsczégò czë aùtorów
z USA i Kanadë.
Wôrt szczególnégò pòdsztrichniãcô je
téż kùńszt, z jaczim aùtorzë tłomaczeniô
pòradzëlë so z wiérztowónyma ùriwkama
ksążczi. Przë bezpòstrzédnym òdnoszenim do òriginalnégò znaczeniô przekazu,
dało jima sã ùłożëc sztrofë, chtërne w całoscë zachòwałë dostojnotã kaszëbsczégò
òriginału.
Nôwiãkszą bòlączką anielsczi wersje
Remùsa nie je kwalitet samégò tłomaczënkù, le decyzjô, bë ùżëc pòlsczi wersje
tekstu jakno jegò spòdlé. Jô rozmiejã, że
niepòchòdzącô z Kaszëb Katarzëna mia
słabszą znajemnotã kaszëbsczégò jãzëka
i lżi ji bëło przekładac z pòlsczégò (chòc
òriginalnô wersjô bëła téż kąsk ùżëtô),
równak tłomaczenié z òriginału wiedno
daje bëlniészi efekt niżlë òpieranié sã
na zdroju drëdżi generacji. Ale z tim to
bë jesz szło, kò pòlskô wersjô Remùsa je
pò prôwdze baro dobrô. Jiwer je w czim
jinym. Aùtorzë anielsczi wersje ti kaszëbsczi epòpeje w przëjãtim przez se mòdle
òstawilë nazwë geògraficzné i miona
pòstacë w jich słowiańsczi fòrmie... le nié
kaszëbsczi, a pòlsczi (sic!). Jak sami tłomacze mają to w przedmòwie wëjasnioné, kaszëbsczi pisënk nôzwësków òstôł
zachòwóny blós dlô nôwôżniészich herojów. Reszta (nôzwëska jinëch bòhatérów,
a téż pòzwë gardów i wsów) ju je pò pòl-
skù. Chòc Majkòwsczi sóm ùżiwô słowa
pòlsczégò Pustkowie na Pùstczi, czëtińc
mòże sã téż (zmiłkòwò) wëwiedzec ò Gryfie, Godach, kolędnikach, sołtysie, Smętku
(miast ò Grifie, Gòdach, Gwiôzdce, szôłtësu, Smãtkù) itd. Na kùńcu ksążczi je słowôrzk (Glossary), jidze w nim nalezc lëstã
z nyma słowama, le czëtińcóm je cãżkò
rozsądzëwac (z pôrã wëjimkama), chtërne słowa sã pòlsczé, a chtërne kaszëbsczé.
I tak na jedny stronie słowôrzka mómë
kaszëbską mùcã i pòlsczi przednówek. Òb
czas czej ùżëcé pòlsczich mionów geògraficznëch mòże bëc sznërgą dlô czëtińców
i jima pòmòc „w nalezenim tëch môlów
na geògrafny kôrce” (przedmòwa), reszta
bë doch mùsza bëc òstawionô pò kaszëbskù abò przełożonô na anielsczi. Ùczenié
anielskòjãzëcznëch czëtińców pòlsczich
słowów przë leżnoscë tłomaczeniô kaszëbsczégò tekstu je dosc òsoblëwą ùdbą,
chtërna mòże zdostac z turu czëtińców.
Tak jak zjakòsóny béł mój drëch, chtërnégò starkòwie wëjachelë z Kaszëb do
Americzi na zaczątkù XX wiekù i chtëren
pò przeczëtanim anielsczi wersji Remùsa
chcôł sã pòpisac nowò naùczonyma kaszëbsczima słowama. Tej òn sã mie pëtô,
czë móm strach kolędników i czë lëdóm
pierniki. Béł baro zadzëwòwóny, jak jô mù
òdrzekł, że to są pòlsczé, a nié kaszëbsczé
słowa.
Równak Kaszëbi mùszą bëc baro
wdzãczny Blanche Krbechek, Katarzënie
Gawlik-Luiken i Stachòwi Frimarkòwi
za robòtã; òsoblëwie, że to nie bëło letczé dzejanié. Mòże téż bez nieùbëtkù
zachãcywac anielskòjãzëcznëch czëtińców do sygniãcégò pò tã piãkną pòzycjã.
Kaszëbizna na tim na gwës zwëskô, a żlë
wicy czëtińców jã kùpi, tej mòże doczekómë sã wznowieniô? Chto wié, mòże
z kaszëbsczima geògrafnyma pòzwama
i kaszëbsczim słowôrzkã na kùńcu?
Blanche, Katarzëna, Stach – bëlnô robòta!
Hinzów Jurk
Aleksander Majkowski, tłum. B. Krbechek,
K. Gawlik-Luiken, Life and Adventures of Remus, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2008
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:18
Karno Sztudérów Pòmòraniô dzys
Jesz je wiele Pòmòrzanów
do òdkrëcô...
Terô je takô móda, cobë robic cos wiãcy nigle blós sztudérowac. Chòc młodi czãsto ùczą sã
nié leno na jedny ùczbòwnie, równak szukają jesz za czims. We Gduńskù mają wiele mòżlëwòtów i pòmòrańcë bédëją jima jedną z nich.
A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ
KAROLËNA KELER
Mie jidze ò cos wiãcy...
Wierã żëcé sztudérów nie kùńczi sã
i nie zaczinô na wëkładowëch zalach.
Wierã to, co nôlepszé i nôcekawszé, mô
swój plac kąsk dali – za mùrama ùczbòwniów. Tam téż wierã mô swój zôczątk
nôwôżniészô szkòła – szkòła żëcégò. Tej,
wezmë na to, jem prawie dobëła pòstãpny
dzél mòji edukacje – egzamin dozdrzeniałoscë. Rëchtëjã sã na wiôlgą rézã do czësto
cëzégò swiata. Rubzak fertich, mëma jesz
cos tam mie w tutach na drogã wcëskô,
a tatk ju aùtół grzeje. Chcemë jachac…
Gduńsk. Wejle, jaczi swiat je piãkny!
Mòże bë tak sztudérowanié zacząc òd
tegò, co je wôrt òbôczëc we Gduńskù?
Tej nôprzód na starówkã a gwës mój nos
wanożnika gdzes mie pòprowadzy. A jakbë tak zacząc nôukã òd pòznaniô klubów
dlô sztudérów...? Doch tak pò prôwdze
to w tim wszëtczim mie jidze ò cos wiãcy. Ò co? Sama jesz nie wiém. I mògłobë
bëc tak, że czësto przez przëtrôfk wlazła
jem na farwny plakat. Kaszëbsczégò bãdą
ùczëc. Tu, we Gduńskù. Jakôs Pòmòraniô.
Za czim?
Zarô mie sã przëbôczëło, jak w spòdleczny szkòle më całą grëpą na te egzoticzné ùczbë sã karowalë. Rézë miałe
bëc – szkólnô gôdała. A jakô dobrô nota
téż bë nie bëła lechô – tak mëslałë dzecë. Mëma i tatk pòdpisalë cédelk, rôd, że
dzôtczi mdą rodną gôdkã pòznawac...
Zôczątk kùrsu – strzoda ò czwiôrti
pò pôłnim. I tak jô bë mògła pòtkac Wioletã, Pawła, Kaszã i Marikã. Sztudérów
z Pòmòranie.
Półwiek na kaszëbsczi stegnie
Latos je ju 50 lat, jak dzejô karno
sztudérów założoné przez Lecha Bądkòwsczégò. Karno, chtërno parłãczi młodëch lëdzy na jich pòspólny kaszëbsczi
stegnie. Ùdbą pierszégò przédnika i załóżcë bëło przede wszëtczim samòsztôłcenié nôleżników Pòmòranie, jeżle jidze
ò kaszëbiznã i zrzeszoné z nią sprawë.
Miało to sã dokònëwac przez zéńdzenia
młodëch i diskùsje na rozmajité témë
tikającé sã regionu. Szło téż ò prakticzné dzejanié pòmòrańców – pòznôwanié
i rozkòscérzanié kaszëbskò-pòmòrsczi
kùlturë, wanodżi pò Kaszëbach, wespółrobòtã z Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim i jinszé.
Wiele aktiwnëch pòmòrańców,
tëlé ùdbów
50 lat dowsladë Lech Bądkòwsczi
pitôł, czë spòlëznowé dzejanié je tak pò
prôwdze na Kaszëbach brëkòwné, jak
òno bë miało wëzdrzec, co bë w nim bëło
nôwôżniészé i czë sã nalézą do te lëdze?
Jak to widzą dzysdniowi Pòmòrańcë?
Jô mëszlã, że w najim dzejanim sã
zmieniło wiele òd tegò czasu. Më wiedno narzékómë, bò chcemë wcyg wiãcy.
Takô je naszô nôtëra. Terô téż jamrocemë,
ale to je twórczé. Wiele je i bëło aktiwnëch pòmòrańców, tëlé je i bëło ùdbów
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 57
na dzejanié dlô kaszëbiznë. A kòżdô jich
pòdjimizna je môłim sztëczkã w wiôldżi
całoscë – gôdô Paweł, jaczi w karnie je
òd 3 lat, z czegò 2 lata béł przédnikã. Òb
czas jegò prezesowaniô sztudérowie dali
prowadzëlë nôwôżniészé donëchczasné
dzejania Pòmòranie: Kònkùrs Wiédzë
ò Pòmòrzim, warkòwnie Remùsowô
Kara, kùrs kaszëbsczégò jãzëka dlô sztudérów i przede wszëtczim – pòdtrzimiwelë tradicjã przëznôwaniô Nôdgrodë
Stolema.
Òb czas drëdżi kadencje przëszłë ùdbë zrobieniô czegòs jesz, czegòs, co
w slédnym czasu bëło kąsk zabôczoné. Felowało nama pòtkaniów z bëlnyma dzejôrzama. Taczima, co bë mòglë
nama òpòwiedzec ò swòjich kaszëbsczich
stegnach, doradzëc. Z chtërnyma më
bë mòglë pòkôrbic ò dzysdniowëch Kaszëbach – gôdô Paweł. To sã dało zrobic.
Pò dłudżim czasu przëszlë do naju prof.
Cezari Òbracht-Prondzyńsczi i prof. Józef
Bòrzëszkòwsczi.
Na zôczątkù dzejaniô karna młodi
z kaszëbsczégò klubù miele taką leżnotã nawetka pôrã razy na miesąc. I to nié
blós le we Gduńskù, ale wnetka na całim
Pòmòrzim. Widzec 50. roczëzna jistnieniô, to je dobri czas, bë do te wrócëc. To
prôwda. Tradicjô pòtkaniów i kòrbiônków
òsta pòdtrzimónô. Tegò rokù më téż mielë
zòrganizowóné, razã z tczewsczim partã
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, kònferencjã „Pięćdziesiąt lat Pomoranii – dla
Pomorza i Kociewia”. Bëła gôdka ò historie
klubù i ò tim, jak wëzdrzi dzysdniowô naju
57
2012-11-30 17:46:18
Karno Sztudérów Pòmòraniô dzys
robòta. Kazmiérz Kleina i Andrzéj Grzib
kôrbilë ò tim, jak to przódë w karnie biwało. Wôrt je słëchac taczich lëdzy i sã z nima
pòtikac – dodôwô Kasza.
Szkòła dlô cerplëwëch
i robòcëch sztudérów
Ten rok béł i je dlô naju òsoblëwi – gôdô Wioleta, czësto nowô przédniczka
karna. Na tã roczëznã më so ùdbelë zrobic
cos òsoblëwégò. Nôprzód miôł bëc Wiôldżi
Zjôzd Pòmòrańców. Dało sã zebrac kòl 600
adresów dôwnëch nôleżników karna. I tej
12 maja zjachalë do Kłosowa ti, co chcelë
i mòglë sã pòtkac z drëchama czãsto òd lat
niewidzónyma.
Ten bal sã jima widzôł. I to je nôwôżniészé – na kùńc dodôwô Kasza.
Równak Pòmòraniô to – jak pisôł
Bądkòwsczi – nie je plac dlô lëdzy, chtërny mëszlą le ò rozegracjach, blós cwiardô szkòła dlô nôpartëch, cerplëwëch
i baro robòcëch sztudérów. Bò taczim
trza bëc, bë òrganizowac 7-dniowé
warkòwnie dlô 50 sztëk młodëch lëdzy
z 14 rozmajitëch nôrodnëch i etnicznëch
58
pomerania_grudzien_2012.indd 58
miészëznów. To béł nôwikszy projekt, jaczi Pòmòraniô zjiscëła w całi swòji historie
– „Solidarnosc w rozmajitoscë”. Do robòtë
włączëlë sã téż ti, co czasë sztudérowaniô
i robòtë w karnie mają za sobą, ale wiedno rôd przëchôdają z wesprzenim. A łoni
më rôczëlë do se téż 20 młodëch z Eùropë.
Tamte warkòwnie miałë pòzwã „Seven
sensen of Kashubia” – przëbôcziwô ùszłi
przédnik karna.
Co to nama dało? Przede wszëtczim
bëła to prôwdzëwô szkòła òrganizowaniô.
Dzãka temù, że Pòmòraniô je nôleżnikem
YEN-u (chtërny zrzeszô nôrodné i etniczné miészëznë z 20 krajów Eùropë) òb lato
i jeséń mòżemë wëjéżdżac na projektë do
jinszich krajów. Na zymkù tegò rokù trzë
dzéwczãta z klubù bëłë w pôłniowim Tirolu. Terô szëkùjemë sã na wëjôzd do Frizów.
To je dlô naju mòżlëwòta pòznaniô lëdzy
z jinszich krajów, jich tradicje, zwëczi i kulturã.
Jô téż szukóm jesz za czims
Zdawac bë sã mògło, że ò to prawie jidze w dzejanim, cobë przëcygac do se co-
rôz wiãcy chãtnëch. I przëchôdają. Blós na
krótkò. Abò są w najim karnie leno na papiorze. Tak pò prôwdze to robi małô grëpa
lëdzy. I tak bëło czãsto. Lech Bądkòwsczi
téż ò tim pisôł metaforiczno: „Mamy kusą
kołdrę; gdy podciągniemy ją pod brodę,
marzną nam nogi, gdy odkryjemy nogi,
chłód przenika piersi”. Më to téż znajemë
– cygnie dali Wioleta.
Dô sã cos z tim zrobic? Mëszlã, że jo
– dodôwô Marika – nama je terô wiele
lżi. Më mómë jinternet, nają jinternetową
starnã i téż facebook. Tam je mòżno pisac
ò wszëtczim, co je ù nas lóz, a jesz rôczëc
drëchów na rozmajité pòdjimnotë. A młodi tam zazérają. Pòtikómë sã téż z nima
w strzédnëch i pózni w wëższich szkòłach
i gôdómë ò naji robòce dlô kaszëbiznë.
Mëszlã i widzã, że je wiele Pòmòrzanów do
òdkrëcô.
Zôczątk kùrsu kaszëbsczégò – strzoda
ò czwiôrti pò pôłnim. Czemù nié? Tec jem
z Kaszub. Në i wôrt je robic cos wiãcy niżlë blós sztudérowac, i to nié leno temù, że
terô je takô móda. A skòrno pòmòrańcë
bédëją taką mòżlëwòsc...
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:18
Nadzwëczajny hùmòr
òkazëjącë ùznónié dlô robòtë òpiekùnów
z môlów, gdze jesz do niedôwna nie bëło
ùczoné kaszëbsczégò jãzëka. Ùczba kaszëbsczégò na wiesoło je nôwôżniészim celã
festiwalu. Pò to òn òstôł stwòrzony. A przë ti
leżnoscë mòżna sã téż zabawic – pòdczorchiwają òrganizatorzë z banińsczégò KPZ.
Przerwë w wëstãpach bëtników festiwalu ùmilałë trzë karna: Kartësczé
zwónczi ze Spòdleczny Szkòłë nr 5 w Kartuzach, Orliki z ZKiW w Dzerzążnie
i Młodzëzna z Banina.
(jd), tłom. KS
Najlepsi kaszubscy maturzyści
nagrodzeni
I môl w kategòrii klas I–III dosta Melaniô Òstrowskô ze Spòdleczny Szkòłë w Miszewie.
VI Festiwal Kaszëbsczégò Hùmòru
„Szport mùszi bëc” ju przeszedł do historii. Znóny je jakno ùdónô jimpreza fùl
bëlnégò szpôsu w kaszëbsczim jãzëkù.
Kaszëbi rozmieją bëlno smiac sã z sebie i mają wiôldżi szacënk dlô kòżdégò
człowieka. Taczich prawie szpôsów mòżna bëło pòsłëchac 27 rujana w Zrzeszë
Szkòłów nr 2 w Kartuzach, chtërna je
partnerã przédnégò òrganizatora festiwalu, czëli partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô w Baninie. Do pòmòcë włącził
sã téż Ùrząd Gminë w Kartuzach i kartësczi part KPZ.
Na binie stanãło kòl 70 sztëk ùczãstników we wszëtczich wiekòwëch kategòriach, zaczinającë òd przedszkòlnëch
dzecy, jaż pò dozdrzeniałëch. I to bòdôj
béł nôlepszi czas dlô wielny zdrzadni, na
jaczi zasedlë téż bùrméster Kartuz Mirosława Lehman i wicebùrméster Hana
Pionk, a téż przédnicë KPZ: z Banina
Witóld Szmidtke i z Kartuz – Kadzmiérz
Fòrmela.
Cekawi wëstãp banińsczégò karna A Matizernoga z przedstawienim
„Wëbòrë miss” dostôł nôwiãcy brawów.
To béł bezkònkùrencyjny pierszi plac
– z redoscą gôdôł przédnik kòmisji ks.
Róman Skwiercz. Razã z nim wëstãpë
taksowelë: Magdaléna Kropidłowskô
z Radia Gduńsk i Teréza Wejer – aùtorka
teatralnëch przedstôwków. Znôwcowie
przëznelë téż Grand Prix karnu Podlesiaki
z Wiôldżégò Pòdlesa w gminie Kòscérzna,
Laureaci, darczyńca i zasłużona nauczycielka.
Fot. Halina Bobrowska
W czwartek 25 października kaszubska szkółka na Głodnicy, będąca jednocześnie Ośrodkiem Edukacji Kaszubskiej,
wypełniła się gośćmi zaproszonymi
z okazji wręczania nagród osobom, które w latach 2011 i 2012 zdawały maturę
z języka kaszubskiego. Przyjechały ekipy
Twojej Telewizji Morskiej, Radia Kaszëbë
i Radia Gdańsk.
Impreza zaczęła się od krótkiego kaszubskiego koncertu w wykonaniu duetu
z pobliskiego Staniszewa – akordeonisty
i skrzypaczki. Następnie gospodarz obiektu, dyrektor Witold Bobrowski, powitał
przybyłych, tzn. grupę niedawnych maturzystów, nauczycielki, rodziców, radnych gminy Linia, działaczy Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego, a także dwóch
przedstawicieli Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Ci ostatni przedstawili fragment protokołu, z którego wynikało, że
w tym roku aż 41 osób zdawało maturę
z języka kaszubskiego. Dla każdej z nich,
a także dla maturzystów ubiegłorocznych
został przygotowany specjalny dyplom
w ramce oraz dodatkowo album.
Gwoździem programu było wręczenie
przyznawanej od 10 lat Nagrody Specjal-
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 59
nej dla najlepszego kaszëbsczégò maturańta, ufundowanej przez mieszkańców
Rumi: Ewę i Grzegorza Szalewskich (po 5
tys. zł). Z różnych przyczyn w ubiegłym
roku ta nagroda nie została wręczona,
toteż teraz otrzymali ją dwaj maturzyści:
za rok 2011 – Adam Hebel z Luzina, a za
2012 – Tomasz Urbański z Kościerzyny.
Dyplomy i nagrody książkowe od Zarządu Głównego ZKP wręczyła im oraz kilku
zasłużonym nauczycielkom wiceprezes
Danuta Pioch. Od rumskiego oddziału
ZKP, czyli organu prowadzącego szkółkę,
Tomasz Urbański otrzymał też neclowski
dzban i dwie książki, a od Stowarzyszenia Nauczycieli Języka Kaszubskiego
Remùsowi Drëszë list gratulacyjny i kopertę z zawartością. Z kolei Grzegorzowi
Szalewskiemu i, zaocznie, jego małżonce
państwo Bobrowscy podziękowali okazałym dyplomem. Dodatkowo dziękczynne
pismo i bukiet róż przekazali p. Szalewskiemu w imieniu SNJK Remùsowi
Drëszë Wanda Lew-Kiedrowska i Brunon
Cirocki.
Oficjalną część zakończyła sesja zdjęciowa, po czym gospodarze zaprosili
wszystkich na poczęstunek.
J.H.
Roczëznowô i redosnô
ùroczëstosc w Pruszczu
Karno sztërdzescë sztëk nôleżników
i lubòtników Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô w Pruszczu Gduńsczim òbchòdzëło 142. roczëznã Słëdżi Bòżégò bp.
Kónstantëna Dominika.
7 lëstopadnika redosné swiãtowónié zaczãło sã òd mszë swiãti, z liturgią
w kaszëbsczim jãzëkù, chtërną òdprawił
môlowi dëszpasturz i kapelón kaszëbsczi spòleznë ks. Bartłomiéń Wittbrodt,
pòchòdzący z Pilëców. Kùlt wiôldżégò
Kaszëbë je żëwi na Pòmòrzim ju òd dôwna
– pòwiedzôł kaznodzéj. Ju za żëcô Słëga
Bòżi cesził sã wiôldżim szacënkã i znóny
béł z wiôldżi pòkòrnoscë, a téż ze szczodroscë i dzeleniégò sã ze wszëtczima, chtërny bëlë w pòtrzebie – gôdôł. Zeszli lëdze
mielë téż leżnotã òbezdrzec niespòtikóné
òdjimczi dokùmeńtëjącé żëcé i dëszpasturską robòtã bp. Dominika.
Ò pòdejmòwónëch przez KPZ dzejaniach na rzecz chùtczi beatifikacji
wspòmniôł Arkadiusz Gòlińsczi, przëbliżającë pòstac Henrika Łukòwicza, pùblikacjã wëdóną przez Zrzeszenié Ksiądz
59
2012-11-30 17:46:19
klëka
Pòtkaniu pruszczańsczich zrzeszeńców
towarzëła redosnô atmòsfera.
Biskup Dominik. Droga do świętości i ùpamiãtnienié kaszëbsczégò biskùpa wspòminkòwą tôflą na bùdinkù nôleżącym do
ss. Elżbiétanków we Gduńskù, w jaczim
Słëga Bòżi òdszedł do Pana. Przëbôczonô
bëła téż wëmëslonô przez przédnictwò
partu KPZ w Gdini Wiôlgô Nowenna Błagalnô, chtërną przez dzewiãc lat
kòòrdinowa notejszô przédniczka partu
Teréza Hoppe. Pruszczańscë zrzeszeńcë w swòjim gardze pôrã lat przódë téż
ùprzistãpnilë mieszkańcóm do zapòznóniô sã cekawi pòkôzk przërëchtowóny
przez ks. dr. Leszka Jażdżewsczégò.
Lëstopadnikòwô ùroczëzna òdbëła sã
na redosny, ùrodzëznowi ôrt. Ks. Wittbrodt pòdzelił sã lëcznyma szpôsama,
a téż przëblëżił wiele wiesołëch zdarzeniów z żëcô Słëdżi Bòżégò bp. K. Dominika. Hùmòr „kaszëbsczégò swiãtégò”
ùdzelił sã wszëtczim zeszłim. Pòtkanié
ùfarwniło minikòncertã nowò pòwstôwającé w Pruszczu Gduńsczim kaszëbsczé
spiéwné karno, w jaczim pierszé „diabelsczé” skrzëpice grô przédniczka partu
Teréza Mejna-Kòpania.
A. Gòlińsczi
Ò gôsczi gwarze w Chònicach
Pòtkanié ùmilił swòją grą na akòrdionie
wójt gminë Lëpińce Andrzéj Lemańczik.
16 lëstopadnika chònicczé historiczno-etnografné mùzeùm w baszce Kùrzô Stopa zòrganizowało pòtkanié z Rafałã Maliszewsczim, aùtorã pierszi jãzëkòznôwczi
prôcë dochtorsczi w całoscë pòswiãcony
Gôchom (bëło ju ò nim w cządnikù „Pomerania”).
60
pomerania_grudzien_2012.indd 60
Ksążka Język jako więź wewnątrzgrupowa we wspólnocie komunikatywnej
Gochów to brzôd badérowaniô (wëwiadów), jaczé robił westrzód mieszkańców
dzysdniowi gminë Lëpińce. Jakno że jem
téż z nëch strón, jedna takô rozmòwa dérowała czasã òd 4 do 5 gòdzyn. Wszëtczé zebróné nagrania to jaż 26 gòdzyn – gôdôł
na promòcje swòji ksążczi R. Maliszewsczi. Rodzëce są dbë, że czej dzecë chòdzą
na kaszëbsczi w szkòle, òni ju doma pò
kaszëbskù gadac nie brëkùją. Baro czãsto,
co je òpisóné w ksążce, dlô rodzëców wôżné je, bë jich dzecë pòtrafiłë pò kaszëbskù,
a z drëdżi stronë lepi, żëbë ùczëłë sã anielsczégò – dodôwôł. Przesłëchiwalë sã temù
nié leno chòniczanie, ale téż ti, chtërny
przez môl ùrodzeniô abò rodzëznã są
sparłãczony z Gôchama. Tej-sej ùczëc téż
mòżna bëło gôską mòwã. Le to nié jediné
akceńtë z pôłnia Kaszub. Kąsk ò dzysészi
gminie Lëpińce òpòwiedzôł ji wójt Andrzéj Lemańczik. Betnicë pòsłëchalë téż
czile gôdków wëkònónëch przez Anã
Glëszczëńską.
Pòdobnô promòcjô òdbëła sã 22 lëstopadnika w lëpnicczi szkòle.
wództwa 2012, wëprzédnienié kùstosza
w Dwórkù Wëbicczich za piãkné kaszëbsczé òbleczënczi w 2012 r.
Z leżnotë jubileùszu 22 rujana
w pòdwózarkù Òchòtniczi Ògniowi Strażë Zgòrzałé òdbëło sã kameralné pòtkanié nôleżniczków i téż òrganizacjów wespółrobiącëch ze Stowôrą. Winszowania
skłôdalë: radnô Kartësczégò Krézu Jiwóna
Fòrmela, białczi z Pòmòrsczégò Òstrzódka Gbùrsczégò Doradztwa w Kartuzach:
czerowniczka Redżina Kleina i Genowefa
Lehman, przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Stãżëcë Kadzmiérz
Walkùsz, direktorka bibloteczi w Stãżëcë
Gabriela Fòrmela, szôłtëska wsë Zgòrzałé
Sylwiô Las, a téż Bruno Cërocczi z Remùsowégò Krãgù w Bòrzestowie.
Niespòdzajnotą dlô przédniczczi stowôrë bëłë pòdzãkòwania razã z wiesołim
diplomã przërëchtowónym specjalno dlô
ni na tã leżnotã przez nôleżniczczi.
ZG, tłom. KS
Kociewski wieczór w Pelplinie
Popołudnie 16 listopada każdy miłośnik Kociewia powinien był spędzić
w Pelplinie.
5-lecé Stowôrë Białków Zgòrzałégò
Najpierw o 16.00 tamtejszy Oddział
Kociewski ZKP zorganizował w pelFùl energii, lëgòtczi i starë ò to, co plińskiej bibliotece spotkanie z Ryszarrobią dlô gminë, krézu, wòjewództwa dem Szwochem, który wygłosił odczyt
i regionu Kaszub. Promùją kaszëbską poświęcony życiu księdza dr. Bernarda
kùlturã, przekazëją młodémù pòkòleniu Sychty. Znany kociewski biografista
tradicje ze starczi na córkã i córecznicã. ciekawie i szczegółowo przedstawił zeGôdka ò apartnëch białkach ze stowôrë branym dzieciństwo, młodość i pierwsze
w Zgòrzałim, jakô niedôwno òbchòdzëła lata kapłaństwa naukowca z Puzdrowa.
piãclecé jistnieniô.
Interesujące były zwłaszcza informacje
Białczi rëszno promùją Kaszëbë na o rodzinie księdza Bernarda.
tôrgach, jôrmarkach, òżniwinach i rozmaNastępnie zebrani przeszli do sąsiajitëch jinszich regionalnëch jimprezach, dującego z biblioteką Zespołu Szkół nr 1
na kònferencjach, kòngresach, a nawet- im. ks. Bernarda Sychty w Pelplinie, gdzie
ka na prezydencji Pòlsczi w Strasbùrgù. z okazji 15-lecia działającego przy szkoBiorą téż ùdzél w wiele szkòleniach, zji- le zespołu Modraki odbyło się... wesele.
scëwają projektë, grantë gminë i krézu. Rzecz jasna, wesele kociewskie – oparte
Mają téż swòją jinternetową starna www. na słynnym przedstawieniu Bernarda
zgorzałki.pl, chtërna ceszi sã wiôldżim za- Sychty. Jednak była to nie tylko inscenizaczekawienim.
cja tej sztuki, w brawurowym i stojącym
Na swòjim kònce stowôra mô wiele na wysokim poziomie wykonaniu Modobiwków, ò jaczich czãsto jesmë jinfòr- draków, ale prawdziwa biesiada, w której
mòwelë na łamach cządnika „Pomerania”. udział wzięło ponad dwieście osób.
Są to, midzë jinyma, Złotô Łëżka, StrzébrRolę sali weselnej odegrała sala gimnô Łëżka i Brunô Łëżka w Òstrzëcach nastyczna, a na zebranych czekały suto
w 2011 r., wëprzédnienié Perłë Kaszub zastawione stoły. Nie zabrakło ani rosołu,
– Nôdgroda Kartësczégò Starostë za 2011 ani ziemniaków z rybą (wesele weselem,
rok, Òrmùzdowô Skra 2011, Bùrsztino- ale Kociewiacy w piątek ciągle mięs nie
wi Laùr Marszôłka Pòmòrsczégò Wòje- jadają), ani ciast. Rzecz jasna sztandaroŁukôsz Zołtkòwsczi
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:19
klëka
Odczyt o życiu ks. Bernarda Sychty wygłosił Ryszard
Szwoch (z prawej). Spotkanie prowadził były prezes
pelplińskiego oddziału, Bogdan Wiśniewski.
wym daniem był weselno-urodzinowy
tort, zjedzony ze smakiem przez gości.
Po trwającej prawie półtora godziny
inscenizacji, w której tanecznej części
udział wzięli (poza samym zasiadaniem
i konsumowaniem) także liczni „weselni
goście”, nadszedł czas na gratulacje dla
zespołu i jego opiekunów. A gratulowali
i prezenty wręczali wszyscy: samorządowcy, nauczyciele i działacze organizacji
regionalnych. Modraki zaś gości obdarowały płytami z kociewskimi nagraniami
swojego autorstwa. Można jedynie wyrazić żal, że występujący na całym świecie
pelpliński zespół tak rzadko gości w Tczewie, Starogardzie czy Gdańsku…
M.K.
VII edicjô Wejrowsczégò
Lëteracczégò Kònkùrsu
Òdjimk z dobiwcama w kategòrii pòézjô w wiekòwim karnie do dzewiãtnôsce lat.
W strzodowé pòpôłnié lëstopadnika
w Krézowi i Miastowi Pùbliczny Biblotece w Wejrowie òdbéł sã finał VII edicji
Wejrowsczégò Lëteracczégò Kònkùrsu
„Powiew Weny”.
Latos przédną mëslą, jakô towarzëła
pòczątkùjącym i dozdrzeniałim ùtwórcóm z całégò pòmòrsczégò wòjewództwa, bëłë słowa „Navigare necesse est...”
Jak pòdczorchnął przédnik kònkùrsowi
kòmisji, zastãpca Prezydenta Miasta Bògdón Tokłowicz, zéwiszcze tłomaczoné
jakno „żeglowanié je mùszebnotą...” nie
tracy nic ze swòji terôczasnoscë, òsoblë-
wie dlô mieszkańców naszégò regionu.
Dokazã na to je wielëna przësłónëch tekstów (55) i jich wësokô lëterackô wiżawa,
co w swòji mòwie pòdczorchnął téż nastãpny juror, przédny redaktór cządnika
„Pomerania” Dariusz Majkòwsczi.
Latos dobëlë: proza – w kategòrii
„A” (do dzewiãtnôsce lat) Aleksander
Nowak z Rozpãdzënów kòl Kwidzyna,
w kategòrii „B” (wëżi jak dzewiãtnôsce
lat) Lésłôw Fùrmaga z Gniewina; pòezjô
– w kategòrii „A” (do dzewiãtnôsce lat)
Michalëna Tańskô z Wejrowa, w kategòrii „B” (wëżi jak dzewiãtnôsce lat) Albert Duzynkewicz z Kwidzyna.
Laùreacë dostelë nôdgrodë ùfùńdowóné przez Prezydenta Miasta Wejrowa; dozdrzeniali – dëtkòwé nôdgrodë,
a młodzëzna rzeczowé. Òkróm tegò dodôwkòwé wëprzédnienia w pòstacë
ksążkòwëch zestôwków ùfùńdowôł
Starosta Wejrowsczégò Krézu i przédnik
Òglowégò Zarządu KPZ.
Na kùńc finału swòjima mëslama
pòdzelëlë sã téż sami nôleżnicë. Lésłôw
Fùrmaga pòdzãkòwôł biblotece, chtërną
nazwôł „zelonym òstrowã na òceanie
terôczasnoscë”, za ùmòżlëwienié ùtwórcóm startu w kònkùrsu i rozwijanié swòjich rozmiałosców. Albert Duzynkewicz
przëznôł, że pierszi rôz wësłôł swòjã
prôcã na lëteracczi kònkùrs, stądka jegò
wiôldżé zdzëwòwanié i wzrëszenié przëznóną jemù pierszą nôdgrodą.
Òrganizatorzë dzãkùją wszëtczim dokôzcom za ùdzél w kònkùrsu, zachãcëwającë równoczasno do nastãpnëch. Dobiwcóm winszëją i żëczą dalszich dobiwków.
Krézowô i Miastowô Pùblicznô Bibloteka w Wejrowie tradicyjno przërëchtowùje pòkònkùrsową pùblikacjã, w jaczi
bãdą wszëtczé wëprzédnioné tekstë.
Éwelina Magdzarczik-Plebanek,
tłom. KS
Ćwierćwiecze
przymorskiej Wspólnoty
Od dwudziestu pięciu lat w każdy
pierwszy wtorek miesiąca członkowie
Wspólnoty Kaszubów i Przyjaciół Kaszub (WKiPK) rozpoczynają spotkania
mszą świętą z kaszubską liturgią słowa
w kościele pw. NMP Królowej Różańca
Świętego na gdańskim Przymorzu.
Jubileuszową mszę świętą, która odbyła się 6 listopada br., koncelebrowali
gospodarz ks. prałat Andrzej Paździutko,
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 61
inicjator pierwszej mszy ks. Bogusław
Głodowski, wieloletni kapelan ks. Waldemar Naczk oraz ks. Bogdan Hoppe. Oprawę muzyczną zapewniły wybitna śpiewaczka Aleksandra Kucharska-Szefler
oraz kaszubska kompozytorka i pianistka
Witosława Frankowska. Tomasz Fopke
ubogacił swym śpiewem całe spotkanie,
występując z Ryszardem Borysionkiem
(akordeon) w kaszubskim Duo Artystycznym „We dwa Kònie”.
Gospodarzem uroczystości była
Halina Piekarek, która przewodniczy
wspólnocie od października 1998 r. Na
spotkaniu obecni byli m.in. Tadeusz
Itrych – lektor, Helena i Alojzy Filipowie,
Zygmunt Klamrowski – prezes WKiPK
do roku 1998, Helena Przewłocka – gospodyni dbająca o jadło i wystrój kaszubski, Hubert Ruszkowski – rzeźbiarz reliefów i figurek do kościoła, Maria Górecka
i Stanisława Frankowska. Życzenia złożyli
prezesi trójmiejskich oddziałów ZKP oraz
zaprzyjaźnione wspólnoty kaszubskie.
Za swoją działalność Wspólnota została uhonorowana Skrą Ormuzdową,
a na 15. rocznicę istnienia, 5 listopada
2002 roku, otrzymała pisemne błogosławieństwo Papieża o następującej treści:
„Ojciec św. Jan Paweł II udziela całym
sercem apostolskiego błogosławieństwa
Wspólnocie i Przyjaciołom Kaszub posługującym się językiem kaszubskim
w liturgii Kościoła z okazji XV rocznicy
powstania, życząc obfitości łask Bożych”.
Gdańscy Kaszubi mogą poszczycić się
również tym, że gościnnie jedną z mszy
świętych sprawował dla nich ks. prałat
Franciszek Grucza – tłumacz Pisma Świętego na język kaszubski.
Teresa Juńska-Subocz
Kùńc Rokù Aleksandra Labùdë
21 lëstopadnika 2012 rokù w Pùbliczny Biblotece Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie ùroczësto
òstałë zakùńczoné òbchòdë Rokù Aleksandra Labùdë w gminie Wejrowò.
Przédnym pùnktã wieczoru bëła
promòcjô ksążczi Jaromirë Labùddë pt.
Twórcze życie Aleksandra Labudy. Zarys
monograficzny. Mòwã na témã pùblikacji
wëgłosył prof. Tadéùsz Linkner. Dôł òn
bôczenié na òsoblëwi charakter ksążczi.
Je òna tak wspòminkã òjca i pòkôzanim
jegò żëcowi drodżi, jak bëlnym òbrobienim ùtwórstwa A. Labùdë.
61
2012-11-30 17:46:22
klëka
Òb czas pòtkaniô promòwónô bëła
ksążka Jaromirë Labùddë.
Głos zabrała téż Jaromira Labùdda,
chtërna pòdzãkòwa profesorowi Linknerowi za wôrtné wskôzë i ùwôdżi przë
pisanim prôcë, a téż Janinie Bòrchmann
– direktorce bibloteczi w Bólszewie, za
wielelatną wespółrobòtã przë rozpòwszédnianim ùtwórstwa òjca aùtorczi i doprowadzenié do wëdóniô promòwóny
ksążczi.
Wôżnym akceńtã wieczoru bëło danié sztaturków „Anioła Kùlturë” Henrikòwi Skwarło i Łukaszowi Jabłońsczémù
– wójtóm gminë Wejrowò i Lëniô. Sztaturczi te przëznôwóné są przez Janinã
Bòrchmann lëdzóm i jinstitucjóm, chtërne
na òsoblëwi ôrt dzejają w sprawach kùlturalno-pòùczënowëch bibloteczi. Nôbarżi zaangażowónym w wespółrobòtã przë
òrganizacji Rokù Aleksandra Labùdë
direktorka dała téż leżnoscowé diplomë.
Kòżdi z wëprzédnionëch dostôł téż ksążkã pióra Jaromirë Labùddë. Wszëtcë gòsce
mielë mòżlëwòsc òbezdrzeniô mùltimedialny prezentacji pt. „Podsumowanie
Roku Aleksandra Labudy 2011–2012”.
Òb czas ùroczëznë òdbëłë sã téż: òtëmkniãcé pòkôzkù Édmùnda Kamińsczégò
„Czołowi zrzeszińcy – Aleksander Labuda
i Jan Trepczyk” i wernisaż wëstawë dokazów Grażinë Browarczik, Małgòrzatë
Kùbasyk i Jerzégò Raka, zòrganizowóny
w cyklu „Pasje i hobby mieszkańców naszego regionu”.
Wieczór ùfarwnił wëstãp kaszëbsczi
kapelë Manijôcë.
J.B. i B.W., tłom. KS
Muzeum im. Juliana Rydzkowskiego
Po zakończeniu długotrwałego remontu Bramy Człuchowskiej, która jest
główną siedzibą Muzeum Historyczno-Etnograficznego (MH-E) w Chojnicach,
nadszedł moment właściwy do świętowania jubileuszu 80-lecia tej placówki.
26 października odbyła się z tej okazji
konferencja, na którą złożyły się następujące referaty: o zbiorach archeologicznych
62
pomerania_grudzien_2012.indd 62
chojnickiego muzeum (dr hab. Krzysztof
Walenta), o zmianach w ustawodawstwie
dotyczącym muzeów (dyr. Teresa Lasowa
z Wdzydz Kiszewskich), o konserwacji
wybranych obrazów z muzeum w Chojnicach (prof. Dariusz Markowski z UMK
w Toruniu), o konserwacji starodruków
z muzeum chojnickiego (dr hab. Elżbieta
Jabłońska, dr Małgorzata Pronobis-Gajdzis z UMK), o znaczeniu działań edukacyjnych w nowoczesnym muzealnictwie
(Maria Magdalena Gesek z Muzeum
Okręgowego w Toruniu), o działalności muzeum jako formie komunikacji ze
społeczeństwem (dr Janina Cherek, Chojnice), o strategii rozwoju MH-E w Chojnicach (dyr. muzeum Barbara Zagórska).
Podczas uroczystości odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej uhonorowano
Muzeum w Chojnicach oraz Lidię Białkowską, Janinę Cherek, Annę Czapczyk,
Hannę Rząską i Barbarę Zagórską. Złote
medale Za Długoletnią Służbę otrzymali:
L. Białkowska, Andrzej Bramański, Danuta Bocian, A. Czapczyk, Barbara Koperska, Elżbieta Szostak, a srebrne medale
H. Rząska i Grażyna Ziehlke.
Nastąpił uroczysty akt nadania Muzeum Historyczno-Etnograficznemu
w Chojnicach imienia jego założyciela Juliana Rydzkowskiego – odczytano
uchwałę Rady Powiatu w Chojnicach
w tej sprawie, podjętą 25 października
2012 r.
Dalsza część uroczystości odbyła
się w Bramie Człuchowskiej. Nad wejściem odsłonięto tablicę z nową nazwą
placówki, krótko przemówił przyjaciel
Rydzkowskiego prof. Józef Borzyszkowski, a następnie bardzo liczni goście mieli
okazję zwiedzić nowe ekspozycje na pięciu kondygnacjach wyremontowanej bramy. Niezwykle bogata i interesująca jest
wystawa z okazji 90-lecia Chojnickiego
Klubu Żeglarskiego pt. „Charzykowy
– kolebka polskiego żeglarstwa śródlądowego”. Nowy kształt otrzymała wystawa
„Z przeszłości Chojnic. Od średniowiecza
do czasów II Rzeczypospolitej”. Zaprezentowane zostały nabytki oraz eksponaty po przeprowadzonej konserwacji ze
zbiorów muzeum.
Julian Rydzkowski (1891–1978), kolekcjoner, miłośnik kultury i historii regionu, laureat Medalu Stolema, pierwszy
raz założył Muzeum Regionalne w Chojnicach w 1932 r. Był jego kustoszem do
1938 r. Po II wojnie światowej ponownie
gromadził eksponaty i usilnie zabiegał
Fragment wystawy poświęconej historii żeglarstwa
w Charzykowach. Fot. Andrzej Bramański
o reaktywowanie muzeum, co stało się
w 1960 roku. Przez następnych 11 lat był
kierownikiem muzeum, tworząc podwaliny do jego rozwoju. Oddział ZKP w Chojnicach już dwa lata po śmierci swego
honorowego prezesa ufundował tablicę
pamiątkową i postulował ustanowienie
J. Rydzkowskiego patronem muzeum,
a potem wielokrotnie ponawiał wniosek.
Sprawa znalazła szczęśliwe zakończenie,
Rydzkowski doczekał się należnego mu
uznania.
(ko)
Jesénné kaszëbskò-pòmòrsczé dnie
Jak kòżdégò rokù w rujanie, part KPZ
w Chònicach zòrganizowôł cykl jimprezów pòd parłãczną pòzwą Dnie Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë.
Tradicyjno bëłë òne zaczãté kaszëbską mszą swiãtą, òdprawioną 15 rujana
w bazylice w jintencji ùmarłëch i z prosbą
ò błogòsławieństwò dlô żëjącëch nôleżników Zrzeszeniô. Celebrowôł jã ks. kan.
Jacek Dawidowsczi, z mùzyczną òprawą
karna Kaszëbë.
Nastãpnégò dnia w czëtnicë miastowi bibloteczi òdbéło sã pòtkanié ze Stanisławã Pestką, aùtorã ksążczi W stolëcë
chmùrników (wëd. pòd ps. Jón Zbrzëca).
Pòwiôdanié pisarza òstało wësłëchóné
z wiôldżim zaczekawienim, bëłë pitania
i przemëslenia.
We wtórk mieszkańcóm Chòniców
òstôł pòkôzóny pierszi numer nowégò
cządnika „Kwartalnik Chojnicki”, chtërnégò wëdôwcą je Miastowô Pùblicznô
Bibloteka.
We strzodã òdbëła sã kònferencjô pòd
pòzwą „Młodi a regionalnô juwernota”
[Młodzi a tożsamość regionalna], zòrganizowónô parłãczno przez KPZ i chònicczé
kòło Młodëch Demòkratów. Bùrméster
Chòniców Arseniusz Finster gôdôł ò mòżlëwòscach i perspektiwach dlô młodégò
pòkòleniô w gardze. Przédnik Òglowégò
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:23
klëka
Zarządu KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi wëjasniwôł, co z kaszëbskò-pòmòrsczégò
kùlturowégò kòdu je naszą mòżlëwòscą
w terôczasnëch rozmiszlaniach. Direktorka Edukacyjno-Wdrożeniowégò Centrum
Mónika Kùchta przekònywa ò wôrtnoscë
„kaszëbsczi marczi” i brëkòwnoce ji barżi
rëszny promòcji. Kònferencjã prowadzył
Paweł Wajlonis.
Pòtkanié ze Stanisławã Pestką. Òdj. Maciej Stanke
W aùli Òglowòsztôłcącégò Liceùm
m. Chònicczich Filomatów w czwiôrtk
òdbëło sã edukacyjné sympòzjum, zòrganizowóné przez Chònicczé Towarzëstwò
Drëchów Nôùków [Chojnickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk] pt. „Ks. Jignacy
Cyra – chònicczi maturańt i przédnik
Towarzëstwa Młodokaszëbów” [Ks. Ignacy Cyra – chojnicki maturzysta i prezes
Towarzystwa Młodokaszubów]. Referatë
wëgłosëlë: Kadzmiérz Jaruszewsczi, Òlgerd Bùchwald i Bògdón Kùffel.
W piątk w mùzyczny szkòle òb czas
„Wieczoru kaszëbsczi kabaretowi spiéwë” rozbawił pùblikã duet „We Dwa
Kònie” (Tomôsz Fópka i Riszard Bòrysonek – akòrdion).
W drëdżim tidzeniu w biblotece pòtkała sã z dzecama Janina Kòsedowskô na
jimpreze z cyklu „Kaszëbsczé bajania”.
Ùczniowie ze Zrzeszë Szkòłów nr 7 pòjachelë do Brus-Jaglii na pòtkanié z lëdowim artistą Józefã Chełmòwsczim, skądka przëjachelë nazôd fùl pòdzywù i doznaniów. Pierszi rôz òdbéł sã deklamatorsczi kònkùrs „Kaszëbczi EKO-ART”,
w jaczim ùdzél wzãło 35 sztëk nôleżników – òd nômłodszich jaż pò licealëstów.
W niedzelã 28 rujana nôdgrodzony òstelë
nôlepi deklamùjący i dobiwcowie w plasticznym kònkùrsu pt. „Na Kaszëbach
piãkno je”. Jury miało wiele robòtë, żebë
wëbrac nôsnôżészé òbrôzczi z wiãcy jak
600 nadesłónëch prôców.
Na skùńczenié Dniów Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë Kaszëbsczi Amatorsczi Téater przë parce KPZ w Chònicach pòkôzôł przedstawienié pòdług
zdrzadniowégò ùsôdzkù Rómana Drzéżdżona pt. „Niesama”. Bëła to ju piątô premiera tegò karna, chùdzy wëstôwiané
bëłë dokazë B. Sëchtë, L. Bądkòwsczégò,
A. Peplińsczégò i adaptacjô òpòwiôdaniô
chònicczi pisarczi D. Sykòrsczi. Pòceszną
kòmediã R. Drzéżdżona reżiserowa Janina Kòsedowskô, scenografiã przëszëkòwa
Danuta Wòlińskô, a zagrelë, przë fùl
zdrzadni Chònicczégò Dodomù Kùlturë:
Daniél Łangòwsczi, Alina Jaruszewskô,
Sława Jaruszewskô, Bògdón Wãglińsczi,
Mark Górnowicz, Marléna Bakhaùs, Małgòrzata Dikert, Marta Miszczëk, Miléna
Rudnik, Pioter Lizakòwsczi. Dostelë òni
zasłużoné brawa.
(ko), tłom. KS
Nowi chònicczi cządnik
W rujanie tr. òstôł wëdóny pierszi numer nowégò pismiona „Kwartalnik Chojnicki”.
Redakcjowé kòlegium mô ùdbã dokùmentowaniô terôczasnégò spòlëznowégò i kùlturalnégò żëcô Chòniców.
W tim numrze, òbjimającym cząd òd
lëpińca do séwnika 2012 rokù, są m.jin.
dwa artikle Anë Marii Zdrenczi ò historii i dzysdniowòscë Miastowi Pùbliczny Bibloteczi w Chònicach, ti aùtorczi
relacjô z XVIII Chònicczi Nocë Pòétów,
Janinë Kòsedowsczi tekst ò dzejnoce Kaszëbsczégò Amatorsczégò Téatru, Béjatë Królicczi articzel ò òddzélu Zrzeszë
Chòwôczów Pòcztowëch Gòłąbków, Tomasza Cysewsczégò przëczink tikający sã
genealogicznëch szukaniów, Kadzmierza
Jaruszewsczégò wspòmink ò regionalisce Klémãsu Szczepańsczim (1937–1989)
i articzel ò strzédniowiecznym grodzëskù
w Racążu. Òkróm tegò kronika chònicczich zdarzënków.
Wëdôwcą pisma je Miastowô Pùblicznô Bibloteka. Przédnym redaktorã òstôł
K. Jaruszewsczi, sekretarzã redakcji – B.
Królickô. „Kwartalnik Chojnicki” bãdze
kòlpòrtowóny bezdëtkòwò.
(ko), tłom. KS
20 lat za nama…
Pòdzãkòwania, wëprzédnienia i biesada przë zwãkach kaszëbsczi mùzyczi.
W Dãbògórzu swiãtowelë jubileùsz 20 lat
dzejnotë partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô.
Ùroczëstosc zaczãła sã dzãkòwną
mszą swiãtą w kòscele w Kòsôkòwie. Westrzód trójno zéńdzonëch gòscy nalezlë sã
m.jin. minyster Kadzmiérz Plocke, pùcczi
starosta Wòjcech Dettlaff, przédnik KPZ
Łukôsz Grzãdzëcczi i wiele nôleżników
a téż lubòtników KPZ.
Pò nôbòżeństwie wszëtcë szlë do
Chëczë Nordowëch Kaszëbów na drëdżi
dzél òbchòdów. Tu bëtnicë òdspiéwalë
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 63
Dãbògórsczi zrzeszeńcë dostelë wëprzédnienia.
Òdj. www.rgkosakowo.pl
kaszëbsczi himn, a niechtërny zrzeszeńcë
dostelë wëprzédnienia òd przédnika KPZ,
wójta Gminë Kòsôkòwò i òd Minystra
Kùlturë i Nôrodny Spôdkòwiznë. Dôwóné bëłë téż nôleżnikòwé legitimacje.
Łukôsz Grzãdzëcczi pòdzãkòwôł
wszëtczim, chtërny przëczënilë sã do zjisceniégò tak wiôldżégò zadania, jaczim
bëło pòwstanié Chëczë Nordowëch Kaszëbów. Dzãka jich starze Kaszëbi mają
swój plac pòtkaniów i dzejnotë. Tu téż òdbiwają sã próbë môlowégò karna Kosakowianie, rozmajité warkòwnie i kùlturalné
jimprezë, taczé jak wernisaże, malarsczé
pòkôzczi czë promòcje ksążków.
Gòsce winszowelë gòspòdarzóm tak
wiôldżégò bùdinkù i żëczëlë dalszich dobiwków. Òbchòdë 20-lecô partu skùńczëłë
sã póznym wieczorã. Zéńdzonëch ùcesził
apartny gest probòszcza môlowi parafii,
ksãdza Jana Grzelaka, jaczi kòlektã z mszë
swiãti przekôzôł na Zrzeszenié.
D. Tocke (przédniczka
partu KZP w Dãbògórzu), tłom. KS
Jintegracyjné pòtkanié
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié
part w Kòscérznie 22 lëstopadnika zòrganizowało w Centrum Kaszëbsczi Kùlturë
Strzélnica jintegracyjné zéńdzenié dlô
ùczãstników projektu „Z ùsmiéchã przez
żëcé”, zjiscëwónégò w ramach Òperacyjnégò Programù Lëdzczi Kapitał [Program
Operacyjny Kapitał Ludzki].
Dzãka ti ùdbie ùczniowie Specjalnégò
Szkòlno-Wëchòwawczégò Òstrzódka
(SSWO) w Kòscérznie òd 3 do 12 zélnika
tegò rokù bëlë na jintegracyjnym wëjazdze w Krézowim Centrum Młodzëznë
w Gôrczënie. Òb ten czas wzãlë ùdzél
w regionalnëch warkòwniach na témã
kaszëbsczégò jãzëka, malowaniégò na
szkle, robieniégò kwiatów z krepë, kaszëbsczi kùchni i, dodôwkòwò, kajakarstwa z kajakòwim spłiwã i edukacyjną
rézą.
63
2012-11-30 17:46:24
klëka
Czesczi swiãti patronã Kaszëbów
Piszący nagrodzeni
Bëtnicë wzãlë téż ùdzél w jinëch warkòwniach, jaczé bëłë w Centrum Kaszëbsczi Kùlturë w Kòscérznie. Dzecë robiłë
rozmajité rzeczë z papiora i piekłë kòłôcze.
Òb czas pòdrëchòwóniégò projektu
pòkôzónô bëła midzë jinszima prezentacjô z òdjimkama z wëjazdu. Na skùńczenié wëchòwankòwie SOSW dostelë
słodczé darënczi. Bëlë z nima jich starszi
i rôczony gòsce, w tim direkcjô SOSW
w Kòscérznie i nôleżnicë kòscersczégò
partu KPZ. Swòją bëtnoscą ùcesził téż
kòscersczi starosta Pioter Lizakòwsczi,
chtëren wërazył ùznanié dlô ùdbë i béł
rôd z wespółrobòtë KPZ z kòscersczim
krézã. To parłãczné dzejanié òsoblëwie
mòżna bëło zmerkac przë zjiscëwónim
projektu, bò jegò partnerã bëło Krézowé
Centrum Młodzëznë w Gôrczënie.
Pine Creek je jedną òd nôstarszich kaszëbskò-pòlsczich parafiów w Americe.
Latos skùńczëła 150 lat.
To nigdë nie bëła wiôlgô spòlëzna. Ju
pôrã lat pò tim, jak w 1855 r. do Winonë
nad Mississipi przëcygnãlë pierszi Kaszëbi, môłé jich karno zaczãło szukac za
nowim placã dlô se z drëdżi, wschòdny
stronë wiôldżi rzéczi. Nalezlë gò niedalek w Pine Creek i Dodge. Tam do grëpë
z Czechama stwòrzëlë nową katolëcką
parafiã. Za patrona òbrelë Wiãcesława
(Wacława), czesczégò swiãtégò. Równak to Kaszëbi z jinyma Pòlôchama kùńc
kùńców zdominowelë spòlëznã. Temù
msze swiãté òdprôwielë pò pòlskù. Piérwi w małi, drzewiany kaplëcë, a òd 1875 r.
w nowim kòscele.
Pelowie, Pellowscë, Rekòwscë, Dorawë, Żabińscë, Jereczcë, Literscë, na nowi
kòntinent przëwiezlë nié le wiarã, kò
téż zwëczi. Dëgùsë, swiãcónka, Wilëjô
– apartniłë jich òd jinëch Amerikónów.
Dzysô òstałë pamiątczi i swiąda kòrzeniów, a téż ksążczi, bò parafia Pine Creek
mô téż swòjich historików, jak Ron Galewsczi, ò chtërnégò dokazù ò Dodge (dzél
parafie) ju stojało w „Pòmeranie”.
23 listopada w Sali Lęborskiego Centrum Kultury „Fregata” nagrodzono laureatów konkursu literackiego im. M. Stryjewskiego.
Jury, w którego skład wchodzili: Kazimierz Nowosielski, Daniel Odija, Bożena
Ugowska i Wojciech Wencel, nagrodziło
następujących uczestników: w kategorii
poezja 1. miejsce i nagrodę Burmistrza
Lęborka przyznano Katarzynie Zychli,
2. miejsce i nagrodę Przewodniczącego
Rady Miejskiej – Markowi Kowalikowi,
3. miejsce – Annie Piliszewskiej; w kategorii proza 1. miejsce i nagrodę Starosty Lęborskiego otrzymał Alfred Siatecki,
2. miejsce i nagrodę Przewodniczącego
Rady Powiatu przyznano Annie Karolewskiej, a 3. – Alinie Mendrali.
Wręczono także nagrody specjalne.
Nagrodę Burmistrza Miasta Lęborka dla
twórcy z Lęborka otrzymała Małgorzata
Borzeszkowska, nagrodę Katolickiego
Stowarzyszenia Civitas Christiana Stanisław Zasada, nagrodę Zarządu Głównego
ZKP Hanna Makurat, a nagrodę Oddziału
Miejskiego ZKP – Julia Formela.
Tegoroczne Grand Prix Marszałka
Województwa Pomorskiego otrzymał
Bartosz Jastrzębski.
Béjata Jankòwskô, tłom. KS
P.D.
M.Z.
Òb czas warkòwniów ùczniowie pòznôwelë
kaszëbsczé malarstwò na szkle.
64
pomerania_grudzien_2012.indd 64
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:24
klëka
zapiski renegata
FELIETON
Czas twardych sumień
TOMASZ
ŻUROCH-PIECHOWSKI
Pewnego dnia, dokładniej 24 grudnia,
moja żona przyprowadziła do domu obcego mężczyznę. Następnie oświadczyła,
że spędzi on z nami święta Bożego Narodzenia. Rozdziawiłem gębę i próbowałem
nieśmiało przebąkiwać, że święta są dla
rodziny, że puste nakrycie przy stole, to
tylko stara, nieświecka, tradycja, niezobowiązujący gest, że nikt tego nie bierze
serio. Że gdyby nawet Pan nasz Jezus
Chrystus zapukał do drzwi, to nikt by
go do środka nie wpuścił, zwłaszcza że
w świetle ostatnich ustaleń archeologów
podobny był raczej do mikrusowatego
romskiego grajka niż tlenionego Jima
Morrissona. Nic to nie dało. U nas, jak
w każdym porządnym kaszubskim domu,
rządzi facet, ale ostatnie słowo należy do
kobiety. Dlatego mrucząc pod nosem, pokornie zabrałem się za zmywanie garów.
Ze wszystkich prac szefa kuchni, ta wychodzi mi najlepiej.
Świąt generalnie nie cierpię, bo wtedy każdy czegoś ode mnie chce, zabierając czas na czytanie. W ostatnich latach
stopniowo się to zmienia dzięki moim
po-Tomkom, więc głośno nie narzekam.
Józefina święcie wierzy w świętego Mikołaja, a Franio na ten – i każdy inny – temat jeszcze się nie wypowiada, za to głosuje żołądkiem. Na jego umorusanej buzi,
kiedy z miną konesera garściami próbuje
ze stołu wszystkich wigilijnych potraw,
widać zadowolenie. Jeszcze rok, dwa
a może i ja do świąt się przekonam? I nie
będę narzekał, że to nie data narodzin
Jezusa, tylko Dzień Czcigodnego Słońca,
ustanowiony przez cesarza Konstantyna
Wielkiego, a więc pogaństwo, markujące
chrześcijańską cnotę.
Nowy facet w moim domu – nazwijmy go Iksem – pomimo dawno osiągniętej pełnoletności, brał święta dosłownie:
Jezus właśnie się rodził, moc truchlała,
do szopy w Betlejem zmierzali trzej magowie, pardon, królowie. Herod ostrzył
sobie zęby na żydowskie niemowlęta płci
męskiej. Baśniowa stylistyka z supermarketów stawała się rzeczywistością. Specjalnie dla Iksa wydobyłem z klamociarni
magnetofon, żeby mógł posłuchać kolęd.
Kiedy żona opowiedziała mi historię naszego gościa, szczęka mi opadła: urodził
się w kaszubskiej rodzinie, w idyllicznie
położonej wsi. I tu koniec idylli. Ojcem
Iksa był jego własny ojciec (co logiczne),
a matką – jego własna siostra (co zupełnie nielogiczne), którą tatuś był zapłodnił.
Skutkiem ubocznym kochliwości tego
naszego kaszubskiego Fritzla były schorzenia uwarunkowane genetycznie, które dotknęły także naszego gościa – syna
i wnuka w jednym.
Zdrowe rodzeństwo traktowało Iksa
nieco lepiej niż psa, a to tylko z tego powodu, że pies nie dostaje renty, którą
można by przepić. Iks rentę miał, więc
raz w miesiącu stawał się bohaterem dnia,
dokładnie w chwili, gdy do drzwi dzwonił listonosz. Nie umiem odpowiedzieć na
pytanie, czy Iks był jedynym żywicielem
rodziny, ale na pewno ją nieźle poił, zresztą niepytany o zdanie. Iks także rodzinę
ubierał, przynajmniej częściowo. Kiedy
tylko dobrzy ludzie podarowali mu coś
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 65
do ubrania, jego rodzeństwo miało wielką
frajdę, a on pojawiał się następnego dnia
w tych samych łachach, co wcześniej,
z oczami zgnębionego spaniela.
Kiedy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, ktoś opowiedział mojej żonie
o tym, że Iks co roku, właśnie w święta, zamykany jest w stodole przez rodzinę, która się go wstydzi. Bo co powiedzą sąsiedzi,
że taki „gupek” siedzi z państwem przy
jednym stole? Moja żona, kiedy usłyszała tę historię, zaprosiła Iksa do naszego domu, nie pytając mnie o zdanie. To
znaczy zapytała, kiedy już wszystko zostało postanowione. Może i dobrze, bo w ten
sposób i ja coś zyskałem. To były jedne
z najważniejszych świąt w moim życiu.
Pierwszy raz widziałem człowieka, który był szczęśliwy, bo miał własny pokój
i własne łóżko – choćby na chwilę. Pamiętajcie o Iksie, gdy wydaje się wam, że los
was ciężko doświadczył, bo nie stać was
na wymarzone wczasy czy nowy samochód. Ja dzięki Iksowi przeszedłem cudowną przemianę, niczym Ebenezer Scrooge
z Dickensowskiej Opowieści wigilijnej.
Oczywiście o sprawie Iksa, a zwłaszcza specyficznych relacjach w jego domu,
wiedzieli mieszkańcy bogobojnej wsi. Nikt
jednak nie przerwał zmowy milczenia,
żeby ukrócić patologię. Kaszubski Fritzl
nie trafił za kratki. Jak długo jeszcze podobne przypadki będą szeptaną publiczną
tajemnicą? Më trzimómë z Bògã? Ale czy
Bóg trzyma z nami, gdy mamy sumienia
czyste, bo nieużywane? Może warto wstać
od stołu i przejść się do stodoły? W końcu
On nie narodził się w Holiday Inn, tylko
w stajni. Może warto przerwać zmowę
milczenia i podnieść słuchawkę, gdy widzimy, że dzieje się nieszczęście, że ktoś
bije dziecko, własne lub przysposobione?
Może to powinno być tak oczywiste, że
nie warto nawet o tym pisać...?
65
2012-11-30 17:46:25
mëslë plestë
Jak òbarchniec na Gòdë
A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ
Wid w znitach na smãtôrzach jesz
dobrze nie béł wëgasłi i mòrze chrizantemów na pòmnikach nimò mrozu dali
farwno falowało, a ju dało sã czëc zwãk
zwónków. Wele „Jingle bells” zôs je
ù naju. Za dżinglama zarô na pôlëcach
w krómach za régą sadłë kùgle i betlejemsczé gwiôzdë. Kòl nich ju żdałë janielsczé
włosë a szokòlôdë z gwiôzdorama. Na
pół wëzeblokłé, zmiarté pùpë, rozmajité
grë a zôbôwczi zortu wszelejaczégò ju
wezérają za wëpragłima gòdowégò rëjbachù kùńdama. Pò znitach nie òstôł nawetka szpùr. Në jo, jidą Gòdë. To nick, że
dopiérze sã smùtan zaczinô. Òne ju jidą...
W cządnikach téż nie chcą zaòstac
w tële. Temù bëlno zasëpùją czëtińców
rozmajitima ùdbama na sledze, karpë i makówce. Dôwają nôlepszé wskôzë, jak
i czim wëstrojic chëcz, òkna, stół, dwiérze,
dankã, dzecë, chłopa i sebie, cobë richtich
te Gòdë przeżëc. Dobrëch doradów na
bëlné Gòdë na mòdło „Jak... na Gòdë” je
pò prôwdze fùl. Felowało mie w nich blós
jedny – mie sã zdôwô, że nawetka dosc
sprôwdzony i skùteczny receptë. Tak pò
richtoscë nicht nie napisôł, jak òbarchniec
na Gòdë. Nicht nie napisôł i nie rzekł, jak
to zrobic, a wiele lëdzy kòżdi rok bez
profesjonalnëch wskôzów sã za to bierze. Lëdze kòchóny! Tak to sã nie słëchô!
Do te trza sã brac metodiczno, spòsobã
i spòkójno. Tej to sã wszëtkò dô. Hewò
zebróné doradë.
Pò pierszé – ju jaczis czas przed Gòdama (nôlepi tak dwa miesądze prãdzy)
kòżdi bëlny Pòlôch i Kaszëba (òsoblëwie
kòżdô bëlnô Pòlôszka i Kaszëbka) rozmieje sã wząc za richtich pòrządczi w chëczach. A prôwdzëwé sprzątanié w chëczach
to nie je blós smiecë wëniesc i òglowò
òpòrządzëc. Nié, nié. Òb czas òkòłogòdowëch pòrządków to sã słëchô wszëtczé
wëscélôczi wëtrzepac i je przënômni
piãc razy òdkùrzëc, jaż farwã zaczną
zmieniwac. Pózni nót je wszëtkò z szafów wëwalëc, przezdrzec, wëprac, ùmëc
66
pomerania_grudzien_2012.indd 66
i wëglancowac. Pòtemù to ju òstóną
czësto prosté sprawë, jak mëcé rutów,
glancowanié pòdłogów, pranié wszëtczégò, co sã dô, i flancowanié kwiatów.
Dlô tëch nôzdolniészich i nôchiżniészich
jesz jednô dobrô dorada – to je nôlepszi
czas na chùtczé remòntë. Czemù bë tak
jizbów na Gòdë nie wëmalowac abò jakąs nową tapetã w dómie nie pòłożëc?
Tec przëjadą na gòscënã i niech widzą,
że fëjn nama jidze. Za sprzątanié mają sã
wząc wszëtcë – òd tëch, co na sztërzëch,
do tëch, co przë krëkwiach. Niech kòżden
chòcle rôz jaczis tëpich wëtrzepie.
Drëdżi pùnkt – na zôczątkù smùtana
zaczinómë regùlarno chòdzëc za kùpiszem.
Mąka, cëczer, ananasë... Na darënczi jesz
je za wczas. Ò tim mëslec na kùńcu, pò 15
gòdnika. Nôprzód karëjemë sã do bankù
za dëtkama. Skąds trza na to brac. A kredit
– nôlepszô jinwesticjô na Gòdë. Tej wszëtczé wiôldżé krómë pôrã razy òdwiedzëc
i wiedno co nômni dzesãc taszów nafùlowónëch gòdowima tôklama dodóm halac.
Darënczi mùszą bëc fëst za fëst dëtczi.
Plazmòwi zdrzélnik dlô chłopa, markòwô
tasza made in Italy dlô białczi, trzë laptopë
dlô dzecy, wczasë dlô starków. Niech sã
ceszą. Gòdë są leno rôz na rok.
Pò trzecé – szëkòwanié jestkù. Pòdług
tradicje na wiliowim stole mùszi stojec
dwanôsce daniów. Tuwò ni mòże bëc niżódnëch wëjątków. Kawa, arbata, cëczer
i chléb to nie są niżódné dania! Lepi sã
wząc za wëmëslné i egzoticzné jestkù:
sandrã z rostów z truflama w kaparowim zósu, sledze pò jawajskù z ridzkama i sztërë zortë kùchów. A ju nôlepi bë
bëło, jakbë to wszëtkò bëło rëchtowóné
w samą Wilëjã – tej atmòsféra doma je
jaż gòrącô òd adrenalinë. Òkróm tegò
wôrt jesz nadczidnąc, cobë òb czas robòtë
w kùchnie wcyg rëczëc na chłopa i dzecë: „I zôs wszëtkò mùszã robic sama! Të
sã do niczegò nie nadôwôsz! Jô te grôpë
zarô cësnã i sama bãdã tã dankã strojic!
I jesz co? Mòże jesz za gwiôzdora bãdã
chòdzëc? Wa na gwës niżódnëch darënków nie dostónieta, wa luntrusë! Za kim
wa jesta taczi zgniłi?...”
Na kùńc – sadnąc so czësto zmarachòwóny przë wiliowim stole (nôlepi
w szërtuchù). Wôrt miec przë tim krzëwą
mùniã, sëné pòd òczama i włosë na kòżdą stronã. Żëczbë mrëczec pòd nosã (dali
z krzëwą mùnią), kòlãdë spiéwac pòd
nosã (dali z krzëwą mùnią), statczi chiżkò
sprzątac ze stołu (dali z krzëwą mùnią)
i chùtkò jic spac. I pò strachù.
Mòże to sã wëdôwac niemòżebné, ale
są wierã lëdze, chtërny na Gòdë òbarchniec nie chcą. Gôdają, że są jesz taczi kąsk
jinaczi mëslący, dlô jaczich Gòdowi czas
parłãczi sã z cepłã, rodzëną, dzecnym smiéchã, pôchnącą danką i skrzëpiącym sniegã. Dlô nich te doradë nie mdą brëkòwné.
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:25
FELIETÓN
sëchim pãkã ùszłé
Nie strzelac do òrganistë!
TÓMK FÓPKA
Na kòscelny tôblëcy wisy ògłoszenié:
„Wiész, jak je w piekle? Nié? Tej przińdzë
w niedzelã na mszą i pòsłëchôj naszégò
òrganistë!”.
Tak biwô, równak są i ti bëlny òrganiscë. Taczi, co pò akademiach i kònserwatoriach są. Co grają na sztërë rãce
i piãc nogów. A spiéwią jesz do te jak
niebòszczëk Pavarotti. Òd taczégò i ksądz
mô pòmòc, i wiérny radosc pòspólnégò
mùzykòwaniô. Leno nié ò tëch chcã pisac... Johannów Bachów za wiele na Kaszëbach ni ma. Samëch Bachów je mòże
dosc tëli, ale nié wszëtcë mają łączbã z òrganama... Chcã pisac ò òrganistach z tzw.
bòżi łasczi...
Granié na òrganach samò w sobie nie
nôleżi do nôlżészich a mô w se przë tim
wiele... grajnoscë. Człowiek mô wnetk
wszëtczé człónczi zajãti. Prawô rãka maklô jedne klawisze. Lewô – drëdżi manuał.
Do te tej-sej rëchómë gãbą. Òrganista
mùszi registrë wëcygac i wcyskac. Jak mô
stôré òrganë, tej jeden jesz do te mùszi
mù w te pipczi dmùchac, to je: kalikòwac.
Czej w parafii je ju sztróm – tedë so elektriczno w dmùchanim dopòmôgô... A do
te jesz te pedałë! Co sã człowiek nadepce! I zëmòwëch wiôldżich bótów nie
òblecze, bò bë do grëpë jaczi dwa pedałë
wcësnął, a mùzyka bë szła w Fis-Dur czë
w jiną d-moll-kã... Tak pò prôwdze jaczi
dëtkòwi dodôwk za nã samą „pedałową”
robòtã bë sã przëdôł.
Wejle, prawie dëtczi. Kùli probòszczowie płacą, to wiedzą leno ti, co òd nich
płaconé dostają. Pewno nie je to wiele
wiãcy jak tzw. strzédnô krajowô. Temù
òrganiscë bierzą slëbë, pògrzebë i co
tam jesz lëdze narają. A niejedny jesz pò
kòlãdze chòdzą a chùtczi òpłatczi noszą!
Czasã w sobòtã òb noc na wieselim grają
a pò tim na pòreny mszë pòmilą repertuar i zamiast „Ave Maria” czëc je „O, Marijanno”. Abò sã zdrzémną i bùfsnąwszë
w klawisz nosã, ksãdzowi falszëwi zwãk
pòdadzą...
Czasã sã trafi òrganista-kùńda, co do
kòmónii, miast statecznégò dokôzu, zabédëje żëwą frantówkã – a pòbòżny parafiónie tuńcëjącô jidą pò Christusa Cało.
Czasã ksądz mùszi pòprosëc, cobë òrganista przestôł grac – zwëskiwô tej pewné zbawienié wieczné, òdpùst zwëczajny
i wdzãcznosc bëtników nôbòżéństwa.
Biwô, że òrganista je wôżniészi òd probòszcza i to òn pòlétë w kòscele wëdôwô... Móm czëté, że czej nowi probòszcz
chcôł zrobic pòrządk ze starim òrganistą,
to z nim biskùp zrobił pòrządk – lëdze
stanãlë za òrganistą.
Różny są òrganiscë, tak jak różny
mògą bëc lëdze. Jedny pëszno grają, jiny
bëlno spiéwią. Czasã i jedno, i drëdżé narôz. Czasã ani to, ani to... A dze je napisóné, że òrganista mùszi czëc?! Kò jakąs felã
miec mùszi...! Ta „głëchòta” wëchòdzy,
czej probòszcz spòwiôdô òrganistã i na
pitanié ksãdza: „a nie wiész të, chto mie
pomerania grudzień 2012
pomerania_grudzien_2012.indd 67
krëszczi pòdbiérô?” – ten drëdżi òdpòwiôdô, że „tu nick ni ma czëc”... Wiedno mògą zamienic sã placoma, a tej òrganista
zapitô: „a chto do mòji białczi chòdzy?”.
Tej ksądz zgòdzy sã, że „tu pò prôwdze
nick nie je czëc”...
Nierôz nie je pò prôwdze wiedzec, co
je gróné ani jakô to melodiô... Òrganista chcôł dôjmë na to „Wesoły nam dziś
dzień nastał” a rozlégô sã „Po górach,
dolinach”... a spiéwô „Płaczcie, Anieli”...
To, co trzeba chùtkò, np. „Przybieżeli do
Betlejem” – jidze wòłowato, nôlepi z przerwą na lëftu wzãcé midzë Bet – a – lejem... Tam, gdze mô bëc cëchò, w kòlibiónce „Lulajże, Jezuniu” – òrganë rëczą
tak, że nié leno môłi Jezësk, ale i całi
pòwiôt wkrąg ni mòże ùsnąc òb czas pasterkòwi mszë... Słowa, jaczé dochòdzą
do tëch z dołu, są czãsto òbònioné rozmajitima „protezoma”, tak że chłopiszcze,
co stoji pòd chórã, za Bòga nie wié, jaką
sztrófkã sã spiéwie... Melodiô, w całoscë,
czej ksądz przecygnął kôzanié a òrganista
sã spieszi na aùtobùs – dostôwô taczégò
szwągù, że z prosti spiéwë robi sã wieległosowi kanon a lëdzëska w ławkach
wnetk mają gëbisë pòłkłé przë taczim
spiéwnym nëkù...
Czej czëjeta z tëłu za sobą człowieka
przë òrganach, jaczi pòswiãcył sã parafialny służbie, miôjta dlô nie përznã cerplëwòscë i kąsk zrozmieniô. Robi, co mòże.
A co Wa bë chcała za tegò złotégò, co
gò do czipczi szmërgôta...?! Filharmóniã?!
67
2012-11-30 17:46:25
z bùtna
FELIETÓN
Kùńc swiata…
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
Pòwiôdają, że latos w gòdnikù mô bëc
kùńc swiata. Na swiece, jegò westrzódkù
a na jegò kùńcach, przed nim bùksama
trzãsą, ale nama tu, w najim përdegóńsczim Pëlckòwie, nijak nie je òn straszny.
Më jesmë jegò zwëczajny, kò co sztërk
rozmajité kùńce swiata przeżiwómë.
Në chcemë rzec niwczerô. Stôri Frãc
z Nowi Hëtë do Pëlckòwa jak òdzëwiałi
wnëkôł a rikôł:
– Kùńc swiata! Kùńc swiata!
Lëdzëska sã gò pitelë, cëż je lóz, a nen
mie nic tobie nic, jesz głosni:
– Kùńc swiat! Kùńc swiata!
W kùńcu, czej òn sã w gòspòdze zatrzimôł, a wszëtczima pò jednym zafedrowôł,
më sã dowiedzelë, cëż sã Frãcowi za kùńc
swiata stôł. Kò òn, chłop piãcdzesąt lat
stôri, òjcã òstôł! Òjcã dwùch zdrowëch
knôpiczków! Tak co sã lëdzóm, nawetkã
taczim jak Frãc, jesz mòże trafic. Mòże, ale
to, że jeden knôpiczk biôłi a drëdżi czôrny,
a niżóden nie je jegò? Tegò jesz w Pëlckòwie nie bëło, temù do kùńca swiata nen
przëtrôfk mùszi zarechòwac.
Tragediô kùńca swiata przeżiwô brifka, czej mô jic z białką do krómù. Òna
mù gniece a stãkô, a czej òn sã nie chce dac
nagadac, na diablëje na niegò:
– Kùńc swiata z taczim strëchã.
Òn nó niã zdrzi a przez zãbë sëczi:
– Kùńc swiata z taką sekùtnicą.
Kùreszce òn sã dôwô wëcygnąc do ny
Gòdzynczi, co na kùńcu swiata stoji, ale
blós na òbiecóny przez białkã mòmeńt.
Równak wedle miarë brifkòwi białczi
mòmeńt w Gòdzynce to je gòdzëna
a wiertel.
68
pomerania_grudzien_2012.indd 68
Co òna w wózyk wsadzy, to brifka
pòd knérą mùrmòli:
– Kùńc swiata! Docz to nama?
Czej grëpa z kòpicą nëch kùńców
swiata mù sã w wózykù nazbiérô, tej to
dopiérze kòl płaceniô je kùńc swiata kùńców swiata.
– Wieleż to przińdze? – zdrzi na rechùnk zadzëwòwóny. – To nie je mòżebné, to jidze do kùńca swiata!
Jesz gòrszi kùńc swiata je, czej òna co
z krómù zabądze wzyc. Mariczënë panie
jo! Tedë rutë w chëczach drëżą, zemia sã
trzãse, a niebò rikô.
– Biôj pò sëra – wrzeszczi òna.
– Nie pùdã! – wrzeszczi òn.
– Biôj, cë gôdóm! – rikô òna.
– Nigdze nie pùdã – rikô òn.
– Biôj, bò cë dóm – kùsy òna.
– A pùdã, babò… – ë brifka jidze, òb
drogã pòtikającë rozmajité kùńce swiata.
Chòcbë taczé, co są w promòcje.
Brifka za tim sërã, z mùnią na ôrt
chcącë-niechcącë, jidze. Jidze wiesół, bò
ùmëslił so BHP przë leżnoscë załatwic.
Dlô se chwacył bùdlã, dlô białczi to, co na
chca. Flot pònëkôł do tómbachù płacëc.
Krómòwô bùdlã skasowa, a do negò sëra
jak gapa sã smieje.
– No sëra je w promòcje – pòwiôdô
– czej wezniece do negò sëra tostowégò
chleba, mdze tóni.
Brifka rôd bë dëtk zaòbszczãdzył, kò
na drëgą bùdlã miôł szmakã.
– Tedë dôj mie dzéwczã nen chléb
– gôdô, ùsmiéwającë sã do ni.
– Ni mògã, bò prawie dzysô negò
chleba nie dowiezlë – òna dërch sã ùsmiéwô do niegò.
– Nie rozmiejã – dzëwùje sã brifka.
– Jô téż nié – na wcyg sã smiejącë,
òdpòwiôdô – ale promòcjô je promòcją,
chòc do krómù nie dowiozłą.
Në, czësto kùńc swiata, ë to w promòcje!
Jak widzyta, w zataconym na zbërkù swiata Pëlckòwie kùńc swiata je jak
codniowi chléb z sërã. To je cos tak normalnégò a zwëczajnégò, że bez tegò nie
bëłobë żëcô. A czejbë negò codniowégò
chleba z sërã zabrakło, kò tejbë téż to nie
béł kùńc swiata…
pomerania gòdnik 2012
2012-11-30 17:46:25
PRENUMERATA
Z DOSTAWĄ
DO DOMU
SZCZEGÓŁY s. 2
okladka_grudzien_2012.indd 3
2012-11-27 17:41:47
okladka_grudzien_2012.indd 4
2012-11-27 17:41:49

Podobne dokumenty