Grudzień 2012
Transkrypt
Grudzień 2012
CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT) NR 12 (460) GRUDZIEŃ 2012 MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 Rok Młodokaszubów www.miesiecznikpomerania.pl Nie tylko kolegiata s. 11 Gdański regionalizm s. 6 Kaszëbsczé kalãdôrze s. 42 w numerze BEZPŁATNY DODATEK KASZUBSKOJĘZYCZNY okladka_grudzien_2012.indd 1 2012-11-27 17:41:44 Witómë Ce, Jezëskù drodżi, Witómë Ce tu westrzód nas. Chòc jes jesz môłi, ju prosbã mómë: Ò Jezë, Jezë, ò Jezë, Jezë, Pòmòże zmienic nasz cãżczi czas. („Rëbackô kòlãda”, sł. Jerzi Łisk) Z leżnoscë Gòdów żëczimë najim Czëtińcóm, żebë cãżczi czas, ò jaczim spiéwómë w ti kòlãdze, jak nôchùdzy szedł w zabëcé. Niech môłi Jezësk błogòsławi nama z betlejemsczégò kùmka i dô szczescé, zgòdã, zdrowié i ùbëtk wszëtczim lëdzóm. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzymy naszym Czytelnikom, żeby ciężkie czasy, o których śpiewamy w tej kolędzie, jak najszybciej odeszły w zapomnienie. Niech mały Jezusek błogosławi nam z betlejemskiego żłóbka i obdarzy wszystkich ludzi szczęściem, zgodą, zdrowiem i spokojem. Redakcjowé Kòlegium i redakcjô cządnika „Pomerania” okladka_grudzien_2012.indd 2 2012-11-27 17:41:45 Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. W NUMERZE: 2 Od redaktora 39 „KASZËBSCZI NOBEL” 3 Listy Marika Jelińskô, Kasza Główczewskô Kazimierz Ostrowski 40 WSPANIAŁA AŻ DO ŚMIERCI 4 Z drugiej ręki 6 REFLEKSJE NAD REGIONALIZMEM GDAŃSKIM 40 CËDOWNÔ JAŻ DO SMIERCË Marek Adamkowicz Tłom. Bòżena Ùgòwskô Z ks. Piotrem Krupińskim rozmawia Edmund Szczesiak Róman Drzéżdżón Zofia Watrak Maya Gelniôk, tłom. Jiwóna i Wòjcech Makùrôcë Jerzi Nacel, tłom. Danuta Pioch Jerzy Samp Józef Belgraù, tłom. Dariusz Majkòwsczi Zyta Wejer Z Duszanã Pażdżersczim gôdają Edita Jankòwskô-Germek i Pioter Léssnaù Maria Pająkowska-Kensik Bogusław Breza 50 MOJA POMORANIA Stanisłôw Hasse 52 NOWI SYMBÒL NORDË? 42 KASZËBSCZÉ KALÃDÔRZE 11 PRZYWRACANIE BLASKU 14 MIĘDZY TRADYCJĄ A NOWOCZESNOŚCIĄ 44 HUSKY NA PÒMÒRZIM 46 W GNIEŻDŻEWIE PRZED… LATY 17 Z DZEJÓW KARTËSCZÉGÒ APTÉKARSTWA 48 GWJIZDÓR 21 TAK SÃ WSZËTKÒ ZACZÃŁO 49 PÓKI SĄ WESELA 23 BÒ W BÔJKACH JE WSZËTKÒ 25 Z MIŁOŚCI DO REDY 27 TACZÉ TO BËŁO ŻËCÉ 28 KLEKÒTKA 49 Działo się w grudniu Ze Sławiną Kosmulską rozmawia Miłosława Kosmulska Matéùsz Bùllmann 53 Wiérztë. Gwiôzdczi, aniołë, danka… rd 29 NIÉ LENO PISANIÉ 54 Lektury Dariusz Majkòwsczi 57 JESZ JE WIELE PÒMÒRZANÓW DO ÒDKRËCÔ... Jolanta Justa Ana Glëszczëńskô, Karolëna Keler 59 Klëka Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch 30 SZKIC DO PORTRETU MACIEJA KILARSKIEGO (CZĘŚĆ 1) 33 ÙCZBA 17. GÒDË I SYLWESTER I–VIII Najô Ùczba 35 NA MOSTKU KAPITAŃSKIM LUB ZA BURTĄ Marta Szagżdowicz Jacek Borkowicz Ryszard Szwoch 36 ASUBA I KACUBA (CZĘŚĆ 5) 38 KOCIEWIE PAMIĘTA pomerania_grudzien_2012.indd 1 65 CZAS TWARDYCH SUMIEŃ Tomasz Żuroch-Piechowski Ana Glëszczëńskô Tómk Fópka Rómk Drzéżdżónk 66 JAK ÒBARCHNIEC NA GÒDË 67 NIE STRZELAC DO ÒRGANISTË 68 KÙŃC SWIATA pomerania grudzień 2012 2012-11-30 17:45:49 Od redaktora Znany pomorski artysta Marian Kołodziej, mówiąc o jednej ze swych monograficznych wystaw „Zdarzyło mi się w Gdańsku”, dodawał „koło Kartuz”. Znaczenia Gdańska dla Pomorza nikt chyba nie zamierza negować, ale w tym roku warto zwrócić szczególną uwagę także na miasto w samym sercu Kaszub. Kończą się tam właśnie obchody sześćset trzydziestej rocznicy ufundowania klasztoru braciom z praskiego domu zakonnego kartuzów, co dało początek dzisiejszemu miastu. Niektórzy mówią, że Kartuzy są „w cieniu kolegiaty”, ale trzeba przyznać, że nawet gdyby tak było, to po ostatnich pracach w tej świątyni i wokół niej jest to cień wyjątkowo piękny i dostojny. Swoją rocznicę powstania – bardziej okrągłą, bo osiemsetną – świętuje też w tym roku Żukowo, nekropolia księżnych kaszubsko-pomorskich. Józef Belgrau na łamach „Pomeranii” przypomina początki Żukowa, które podobnie jak Kartuzy swój rozkwit zawdzięcza zakonowi. Obie te miejscowości przez wieki wywierały ogromny wpływ zarówno na duchowe, jak i kulturalne oraz gospodarcze życie sporej części Pomorza. Czy tak jest i dzisiaj? Działaniom podejmowanym przez kartuskie instytucje upowszechniania i tworzenia kultury przyjrzymy się w tym numerze, a do „stolëcë kaszëbsczégò wësziwkù” wrócimy w styczniu. A jako że to ostatni numer naszego miesięcznika w tym roku (Roku Młodokaszubów), chcemy gorąco podziękować naszym Czytelnikom za to, że byli z nami i nie tylko czytali to, co publikujemy, ale i pisali do nas, telefonowali z pochwałami i uwagami – na każdym kroku dawali znać, że traktują „Pomeranię” jako swoje pismo, na którym im zależy. Jesteśmy Państwu za to bardzo wdzięczni. Mamy nadzieję, że w nowym 2013 roku – jubileuszowym dla naszego pisma, które będzie świętować 50-lecie – ta współpraca, czyli współtworzenie „Pomeranii” będzie trwać i się rozwijać. Dariusz Majkowski Zaprenumeruj nasze pismo na 2013 rok – otrzymasz ciekawą książkę. Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny sa cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2013 roku otrzymają jedną z atrakcyjnych książek. Listę pozycji do wyboru zaprezentujemy w styczniowym numerze naszego pisma. Książki wyślemy we wrześniu 2013 roku. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, • 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 27 31, e-mail: [email protected]. • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Telefonicznym Biurem Obsługi Klienta pod numerem: 801 800 803 lub 22 717 59 59 – czynne w godzinach 7.00–18.00. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 2 pomerania_grudzien_2012.indd 2 ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Danuta Pioch (Najô Ùczba) Karolina Serkowska (Klëka) Maciej Stanke (redaktor techniczny) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Wiktor Pepliński Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski Iwona i Wojciech Makuratowie Danuta Pioch Karolina Serkowska Bożena Ugowska NA OKŁADCE Kolegiata w Kartuzach Fot. Piotr Januszewski WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Grupa Plus Sp. z o.o. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:50 Polskie ślady w Ain Karem Parę dni temu wróciłem z pielgrzymki do Ziemi Świętej. Ta niezwykła peregrynacja do miejsc biblijnych pozwoliła mi jeszcze lepiej poznać krainę, po której stąpał Pan Jezus. Oprócz zwiedzania miejsc związanych z Nowym Testamentem, dane mi było poznać m.in. tunel pod dawną Świątynią Jerozolimską, dziś biegnący pod Kopułą Skały. Pół roku trwały zabiegi organizatorów pielgrzymki, aby uzyskać zezwolenie na zwiedzenie tych fascynujących miejsc. Po zapoznaniu się z informacją o kolejnej Pielgrzymce Kaszubów do Ziemi Świętej (w listopadowym numerze „Pomeranii”) pozwalam sobie udostępnić Państwu nieco wiadomości o miejscu, w którym w marcu 2013 roku nastąpi odsłonięcie i poświęcenie tablicy z tekstem „Magnificat” w języku kaszubskim. Ain Karem (polska nazwa – Źródło Winnicy) – miejscowość w Górach Judzkich, w której Maryja Panna odwiedziła swoją kuzynkę Elżbietę i odśpiewała hymn „Magnificat” – stanowi dziś dzielnicę Jerozolimy. Znajduje się tam sanktuarium Nawiedzenia św. Elżbiety składające się z dwupoziomowej świąty- Fot. z archiwum J. Nacla ni i dużego dziedzińca, na którego murze umieszczono kilkadziesiąt majolikowych tablic z tekstami „Magnificat” w różnych językach świata. Polski tekst tablicy „Magnificat” jest otoczony wielobarwną ramką. W jej lewym górnym rogu znajduje się ikona Matki Boskiej Częstochowskiej, a pod nią zarys jasnogórskiego klasztoru. W prawym górnym rogu widzimy Matkę Boską Ostrobramską, pod której wizerunkiem znajduje się jej wileńskie sanktuarium. Podobne w swojej strukturze architektonicznej tablice, ale z ewangelicznym tekstem św. Łukasza dotyczącym narodzin św. Jana, znajdują się nieopodal, w miejscu, gdzie mieszkali Elżbieta i Zachariasz – rodzice św. Jana Chrzciciela. Możemy tam również dostrzec wiele innych polskich symboli. Tablice zosta- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 3 ły ufundowane przez rozproszonych po świecie Polaków z inicjatywy o. Aureliusza Borkowskiego, tego samego, któremu zawdzięczamy tekst Modlitwy Pańskiej w kościele Pater Noster, jako pomnik z okazji Roku Maryjnego 1954. W latach 1942–1947 w Ain Karem istniała polska szkoła dla młodzieży przybyłej do Palestyny wraz z armią generała Władysława Andersa. Na cmentarzu przy klasztorze franciszkańskim znajdują się groby Polaków. W Ziemi Świętej pracuje wielu polskich księży, braci zakonnych i sióstr. Rozsiani są oni po klasztorach w całym Izraelu, z radością witając pielgrzymów – swoich rodaków. Opiekują się świętymi miejscami. Najliczniejszą grupę stanowią franciszkanie. Kiedy spotkany przed sanktuarium Nawiedzenia św. Elżbiety w Ain Karem braciszek dowiedział się, że w naszej grupie pielgrzymkowej są Kaszubi, poprosił nas, byśmy go poczęstowali tabaką, do której zażywania przyzwyczaił się, pełniąc posługę zakonną u franciszkanów w Wejherowie. Potem opowiadał nam o tablicy „Magnificat” w języku kaszubskim, która ma tam być umieszczona na wiosnę przyszłego roku, wskazując miejsce, gdzie zostanie wmurowana. Życzmy sobie, jak to napisał prezes Łukasz Grzędzicki: „aby to historyczne wydarzenie stało się przyczynkiem do podziękowania Panu Bogu za lata wolności i za przemiany, które zaszły na Kaszubach i w Ojczyźnie, a które stanowią o naszej podmiotowości”. Dodam jeszcze, że podczas zwiedzania krużganków klasztoru Pater Noster 3 2012-11-30 17:45:51 zatrzymaliśmy się przy zrekonstruowanej tablicy „Ojcze nasz” w języku polskim. Pierwotna – z 1943 roku – na początku roku 2010 odpadła od ściany. Przy tablicy z kaszubskim tekstem Hipolit Hewelt z Oddziału Gdańskiego ZKP odczytał w naszym języku Modlitwę Pańską oraz opowiedział wszystkim uczestnikom pielgrzymki o historii jej powstania. Jerzy Nacel Stanica, flaga czy fana? W październikowym numerze „Pomeranii” ukazała się wiadomość o Święcie Kaszubskiej Flagi (s. 62). Razi mnie w kaszubskim tekście słowo fana na określenie flagi. Uważam, że nie przystoi nazwanie symbolu etnicznej tożsamości wyraźnym germanizmem. Czyżby słowa stanica, chòrądżew czy flaga (Kashubian Flag Day), które znalazły się w tekście, były gorsze niż fana? Zajrzyjmy do słowników. Słowo fana podaje A. Labuda w „Słowniczku kaszubskim” (1960), s. 26, ale w tegoż autora „Słowniku polsko-kaszubskim / Słowôrzu kaszëbsko-polsczim” (1982) już go nie ma. Odnajdujemy je też w „Pomoranisches Wörterbuch”, t. I (1958), s. 183, F. Lorentza oraz w „ Kaszëbsczim słowôrzu normatiwnym” (2005) E. Gołąbka, s. 105. Nie wymienia go B. Sychta w „Słowniku gwar kaszubskich na tle kultury ludowej” (1967–1976) ani S. Ramułt w „Słowniku języka pomorskiego czyli kaszubskiego” (2003), ani też J. Trepczyk w „Słowniku polsko-kaszubskim” (1994). W czasie moich długoletnich spotkań z rybakami z Jastarni i Kuźnicy, którzy wielokrotnie mają do czynienia z flagami, nigdy nie usłyszałem od nich, że wëwiesële, pòdnioslë fanã, zawsze mówili flagã. Przypuszczam zatem, że nie jest to słowo powszechnie przyswojone i używane. Mówiąc o sztandarach czy flagach, używa się czasami zwrotu – wznieśmy sztandar, flagę. Kaszubskie wzniesmë fanã – przez użycie słowa fana przywołuje skojarzenia, których pewnie nikt by sobie nie życzył. Jeżeli w następnych latach będzie obchodzone Święto Kaszubskiej Flagi, to sądzę, że byłoby dobrze w kaszubskiej wersji zastąpić słowo fana innym, odpowiedniejszym. Z poważaniem Antoni Konkel 4 pomerania_grudzien_2012.indd 4 Przeczëtóné www.wejherowo.pl, 31.10.2012 Nowe życie Domu Pielgrzyma Zakończony został remont dachu na Domu Pielgrzyma oo. Franciszkanów przy ul. Reformatów. (...) Jak mówi o. Daniel Szustak, gwardian, proboszcz parafii św. Anny w Wejherowie, niebawem rozpoczynają się kolejne prace remontowe: Prace w Domu Pielgrzyma prowadzone są etapowo. Klasztor wpisany jest do rejestru zabytków. Obiekt pięknieje z dnia na dzień, teraz na remont czeka całe poddasze. Zatem przed nami jeszcze kilka lat prac remontowych. Całość inwestycji to ponad 170 tys. zł, z czego ok. 100 tys. zł pochodzi ze środków Urzędu Miejskiego w Wejherowie. O. Tyberiusz Nitkiewicz (...): Chcemy temu obiektowi nadać nową wartość, nowe życie (...) Dom Pielgrzyma zaczyna na nowo funkcjonować i wpisuje się w przestrzeń Wejherowa swoim pięknem. Ten dach jest niczym kapelusz, który nadaje odpowiedniego wyrazu i piękna. Prace w tym budynku rozpoczęły się w 2008 r. (...) W części parterowej znajduje się sala spotkań na 80–120 osób oraz zaplecze sanitarne z kuchnią i toaletami. (...) Oprócz sali głównej na parterze są również dwa mniejsze pomieszczenia – wielkości klas lekcyjnych, w których można prowadzić szkolenia, spotkania i zajęcia w mniejszych grupach. www.bytow.com.pl, 31.10.2012 Postaw na rodzinę Gmina Bytów w dniu 19 października 2012 r. otrzymała certyfikat pn. Samorząd Przyjazny Rodzinie poświadczający, że Bytów należy do grona samorządów aktywnie zaangażowanych w Ogólnopolską Kampanię „Postaw na Rodzinę!” 2012. Organizatorem kampanii jest Krakowska Akademia Profilaktyki. Przystępując do akcji, Gmina Bytów otrzymała pakiet atrakcyjnych materiałów edukacyjnych dla dzieci i dorosłych, które skupiają się na promowaniu pozytywnych wartości, ukazują, jak ważne jest budowanie więzi rodzinnych. 23 czerwca 2012 r. na Rynku w Bytowie odbył się w ramach ww. Ogólnopolskiej Kampanii Festyn pn. „Postaw na Rodzinę”. Organizatorami festynu były Gmina Bytów i Miejski Klub Sportowy Bytovia. Powyższa kampania proponuje, aby być blisko swojego dziecka i wspierać je w podejmowaniu mądrych wyborów, jasno określając oczekiwania i wyznaczając granice. Prawdziwa więź z rodzicami jest najsilniejszym czynnikiem chroniącym dzieci przed podejmowaniem zachowań ryzykownych. Więcej informacji można uzyskać na stronie www.postawnarodzine.pl Òbezdrzóné Telewizja Teletronik, Spiéwné Ùczbë, 26.10.2012 Wësokô jakość i wiôlgô skala – Jesmë dzysô na gòspòdarstwie Mariana Stenzla z Pãpòwa, Mistrza Agrolidżi sprzed pôrã lat. Jô tak so mëszlã, jak dzys mòżna zdobëc Agroligã? To doch nie je tak einfach, na pewno nié. Ale dôwô sã na Kaszëbach téż... [MS] Dôwô sã. Më akùrôt òd 1991 rokù zaczãlë z mòją białką gòspòdarzëc. I tak co rokù, sukcesywnie, më rozwijalë to gòspòdarstwò. Żebë bëc mistrzem, to trzeba baro wiele robòtë na gospòdarstwie, zaangażowania, mùszi to bëc marzenie i trzeba to lubic, żebë to szło do przódkù. Më przez te wszësczé lata dokùpiwelë nowé maszinë, sprzãtë, nowé technologie wprowôdzelë, pòwiãksziwelë gòspòdarstwò. Terô më mómë prawie 300 hektarów. Zdobiwóma nowé rënczi zbytu za greńcą i w Pòlsce. (...) pòłowa z tëch 300 ha to są warzëwa, a drëgô pòłowa to je zbòżé. Mùszi bëc zmianowanie, żebë nie bëło monokùlturë. Në i starómë sã to robic na wiôlgą skalã, ale i baro wësoczi jakości, bò to téż je baro wôżné: mùszi bëc baro wësokô jakość i wiôlgô skala, tedë je przyszłość dlô rolników, gòspòdôrzów, chtërny mòglë bë sã rozwijac. – Przódë jak na gòspòdarce robilë, jak òb rok jedno zbòżé (czë cos) ùrosło, tej to bëło wszëstkò, a terô to jidze raz-dwa, tu w rokù nawetka trzë razë je cos robioné na pòlu. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:52 z drugiej ręki [MS] (...) Pò wczasnëch bùlwach, jak òne są wëbróné, je sadzonô pekińskô kapùsta abò są bùraczi czwikłowé, czëli w jednym rokù są dwa plonë robioné. Ewentualnie pò bùlwach jesz je cëbùla sónô, zëmòwô, ta, co bãdze w przińdnym rokù pierszô, i tedë pò ti cëbùlë jesz bùraczi. – Je to mòżlewé, żebë z hektara dostac bùlew tëli, co jesz sã Niemcóm nawetka nie snije? (...) [MS] To znaczi stosëjema baro nowé òdmianë, sprawdzoné, chtërne są bardzo plonotwórcze, smaczne w konsumpcji, czëli do jedzeniégò baro dobré są. (...) na Kaszëbach tu, gdze są słabé zemie, (..) nama nie je grozné to, że je za wiele deszczu, zalôc nas nie zaleje, bò më jesmë na górach, tej wszëtkò spłënie. Ale jak je sëchi rok, je mòżlewé, że wëschłëbë te ùprawë, dlôte më mómë wszësczé pòla przëgòtowóné pòd nawadnianie, są deszczownie (...) wszësczé pòla mòżema w 100% nawodnic. – I ti z Zôchòdu przëjéżdżają tuwò sã ùczëc. Przedtim to nasi tam jezdzëlë, a terô to sã robi òdwrotnie. [MS] Nié, mòże tak... téż tam technika je baro do przódkù pòsëniãtô... Jô jem dumny z tegò, że më przez te lata doszlë do tegò poziomu, co terô. Właściwie z mòją białką òd tëch pòczątków, òd tëch pôrã hektarów, doszlë më do te, że móma taczi pòtencjał – 300-hektarowi (...) i park maszinowi téż nié gòrszi niż gòspòdôrze na Zôchòdze. – Rozmajice to w żëcym biwô... Białka pôrã lat temù, tak sã stało, że ùmarła, ale dzecë wspaniale sã włącziwają w to wszëtkò téż, bò to je rodzynnô jednak sprawa. [MS] Jô jem dumny z tegò, że móm czwórkã dzecy i te dzecë, wszësczé, są mòcno w to zaangażowóné. Òni chcą robic na tim gòspòdarstwie. Angażëją sã sami, mają swòje pomysły. – To ceszi człowieka, jak to rosce, nié blós na pòlu, ale téż w familii, bò nié blós pieniądz załôtwiô wszëtkò... [MS] Jô, je kòmù przekazac to gòspòdarstwò i jô jem na przikłôd dumny z tegò, że bãdze to sã rozwijało dali (...) i bãdze jesz barżi nowòczesné i to jest właściwie to moje marzenie, co sã spełni. – Marek, je to prôwda? (...) [Marek Stenzel] Jestem studentem drugiego roku w Olsztynie. Studiuję rolnictwo. (...) Plan jest taki, żeby z naszym całym rodzeństwem wspólnie to gospodarstwo prowadzić dalej. (...) Ùczëté Radio Gdańsk, Klëka, 31.10.2012 Regionalia ...to je warkòwnie z rozkòscérzaniô kaszëbsczi kùlturë mdą w Spòdleczny Szkòle nr 7 w Wejrowie, jaczi direktorką je Joana Kandzora. [JK] Od 2000 roku organizujemy Regionalia. W tym roku będą już trzynaste. (...) Jest to impreza, która miała w swoim zamyśle głównie charakter warsztatowo-techniczny po to, żeby oprócz krzewienia kultury kaszubskiej (to oczywiście jest pierwszy cel) wymieniać doświadczenia z zakresu przedmiotu technika i tego, w jaki sposób na tym przedmiocie można realizować to, co dla nas tutaj, Kaszubów, najważniejsze. Takie warsztaty są wymianą, są takim jarmarkiem doświadczeń. Zapraszamy artystów kaszubskich do tego, żeby [pracowali] razem z nami... oni wiedzą co, my wiemy jak, wobec tego takie zajęcia warsztatowe prowadzi duet albo trio czy czwórka instruktorów. Nasi nauczyciele oczywiście wiedzą, jak te zajęcia poprowadzić, żeby one dotarły do ucznia z niepełnosprawnością. Ten pierwszy walor to jest ten walor regionalny, ale od dobrych kilku lat Regionalia mają też charakter integracyjny. Zapraszamy oprócz uczniów szkół specjalnych województwa pomorskiego (zwykle to jest 15–17 zespołów – Damnica, Kołoząb, Nowy Dwór Gdański... mamy uczniów naprawdę z daleka, np. z Kwidzyna [...]) również uczniów szkół ogólnodostępnych. I oni w tych warsztatach pracują w ten sposób, że [w zespole] są przedstawiciele różnych szkół – wobec tego poznają się, integrują. W warsztatach biorą udział uczniowie zaprzyjaźnionych szkół ogólnodostępnych z naszej okolicy: Bolszewo, Gościcino, Orle, z całego rejonu. A warsztaty są przeróżne: garncarstwo, tkactwo, haft kaszubski – bardzo trudna do zrealizowania technika, uwaga, w ciągu trzech godzin zegarowych. Wobec tego to może być tylko jakaś inspiracja do tego, w jaki sposób można te zajęcia prowadzić. Co roku spotykaliśmy się też w kaszubskiej kuchni. Sięgnęliśmy i do śpiewu, i do recytacji, i do teatru. Także mozaika przez te trzy- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 5 naście spotkań ogromna. W tym roku planujemy kaszubski decoupage, bo ta technika jest teraz bardzo modna (...). Chcemy też zapoznać naszych uczestników z techniką czerpania papieru. Tej techniki jeszcze nie było, więc to się mieści w tej artystycznej działce. – Sprawie przëzérôł sã Dominik Sowa. Radio Gdańsk, Klëka, 6.11.2012 Razã pòmôgómë jinym Piãc lat dzejaniô, dzesątczi dzecy, jaczé dobrze spãdzëłë czas i niejedne westrzód nich, jaczima ùdało sã pòmòc, to wszëstkò dzãka Stowôrze Drëchów Jedynczi – òrganizacje dzejający przë Spòdleczny Szkòle nr 1 w Kartëzach. Przédnikã stowôrë je dzysdniowy direktór szkòłë Dariusz Zalewsczi. [DZ] Nasze stowarzëszenié zajimô sã przede wszëtczim òrganizacją wòlnégò czasu dlô dzecy. To òbjimô i zajãca pòzalekcyjné, żebë dzecë miałë sã gdze spòtkac, ale téż i spòrtowé, i szachòwé, i regionalné [np. dzejô tu kaszëbsczé karno Krosniãta] – to są taczé pòtkania, co òdbiwają sã regùlarno. Wiedno w tigòdniu mòmë pò czilenôsce gòdzyn nié tëlkò dlô dzecy z naji szkòłë, ale téż ze szkół jinëch i nawetka spòza gminë. (...) Jiną rzeczą je pòmòc tim nôbarżi pòtrzebùjącym: dzecóm i rodzënóm, chtërnym akùrôt w tim czasu czegòs braknie, np. w przëgòtowaniach do szkòłë, czë braknie na jedzenié – tej stowarzëszenié téż wspòmôgô, wëkùpùjąc pôłnié abò też kùpùjąc jim ksążczi, zesziwczi, tornystrë (...). Ale téż chcemë pòmòc tim, co sprôwiają problemë wszësczim, to je takô młodzëzna, dzecë [– ùczniowie], chtërny praktycznie doma ni mają żódny pòmòcë, co sã wëchòwiwają na ùlicë. Czãsto są tam nôłodżi, palenié cigaretów, picé alkòhòlu i jiné ùżiwczi, i më zatrudniwómë trenerów, psychòlogów, chtërny téż przez całi rok z nima są, towarzyszą jim w jich szkòle, w jich robòce. I naszim zadanim bëło téż, żebë òni w niejednëch przëpôdkach ùkùńczilë szkòłã, ùkùńczilë klasã. A mòmë taczé téż przëpôdczi, że ùczéń, chtërny òstôwôł w klasach, chtërny miôł na policji różne już spotkania, to téż terô przëchòdzy do nas i nama w stowarzëszeniô pòmôgô z młodszima dzecama, je téż chãtny do pòmòcë, jak trzeba rozstawic scenã na festin (...). 5 2012-11-30 17:45:52 rozmowy, dyskusje, polemiki... Refleksje nad regionalizmem gdańskim MAREK ADAMKOWICZ Współczesne myślenie o regionalizmie na Pomorzu w znacznej mierze jest definiowane przez pryzmat doświadczeń kaszubskich. To zrozumiałe, jeśli się weźmie pod uwagę chociażby wielkość Kaszub w stosunku do całego województwa, autochtoniczność ludności czy odrębność języka kaszubskiego. Próby podkreślania specyfiki regionalnej daje się wprawdzie zauważyć również na Kociewiu, Powiślu i Żuławach, niemniej – jak się zdaje – brakuje im siły i wyrazistości. Fot. esbi / www. commons.wikimedia.org 6 pomerania_grudzien_2012.indd 6 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:53 rozmowy, dyskusje, polemiki... W tym właśnie miejscu pojawiają się pytania: A co z Gdańskiem? Czy i tutaj mamy do czynienia z jakimś rodzajem regionalizmu? A jeśli tak, to w jaki sposób się on wyraża? Czy jest to zjawisko samoistne, czy powinniśmy raczej mówić o sumie innych regionalizmów, swego rodzaju kompilacji doświadczeń mieszkańców miasta? I jak w tym wszystkim rozumieć rolę Gdańska jako stolicy Kaszub, o której tak chętnie mówią działacze kaszubscy oraz prezydent miasta Paweł Adamowicz? Wątpliwości, jakie niesie ze sobą próba opisania aktywności współczesnych gdańszczan, sprawiają, że być może w przypadku tego miasta należałoby zastosować koncepcję „regionalizmu otwartego”, którą przed laty zaproponował prof. Robert Traba. Według niego „otwarty regionalizm to budowanie sieci kontaktów i powiązań, których uczestnicy – czerpiąc z bogatych doświadczeń osobistych, specyfiki regionów, narodów – tworzą społeczeństwo obywatelskie oraz trwałe fundamenty współczesnej Europy”. O refleksję nad problemem gdańskiego regionalizmu poprosiłem osoby, które na co dzień działają w Gdańsku na niwie społecznej. GRAŻYNA KNITTER, Fot. esbi / www. commons.wikimedia.org LOKALNA PRZEWODNICZKA PO BISKUPIEJ GÓRCE, CZŁONKINI STOWARZYSZENIA WAGA Nie słyszałam, żeby pojęcie „regionalizm gdański” funkcjonowało w powszechnym odbiorze, ale nie da się zaprzeczyć, że położenie Gdańska determinuje istnienie regionalizmu, nawet jeśli jest to proces nieświadomy dla większości mieszkańców i mieszkanek Gdańska. Dominują oczywiście Kaszubi, nie tylko z racji liczebności, ale przede wszystkim ze względu na aktywną promocję języka kaszubskiego, kultury, historii kaszubskiej. Przez ostatnich kilka lat z zainteresowaniem obserwuję zarówno działania na rzecz zwiększania poczucia tożsamości samych Kaszubów, jak i rozwój wiedzy o tej grupie. Mamy media skierowane do Kaszubów, gdzie wiadomości, muzyka, reklamy emitowane są w języku kaszubskim. Pewnie jest to kolejny etap wzmacniania się regionalizmu kaszubskiego, którego odbiorcy mieszkają, pracują, studiują w Gdańsku. Edukacja regionalna jest mocno zaznaczona w pomorskich szkołach. Wielu nauczycieli i wiele nauczycielek angażuje się w różne formy aktywności, by dzieci i młodzież wiedziały, skąd pochodzą i jakie są uwarunkowania kulturowe i historyczne miejsc, w których żyją. To, miejmy nadzieję, wpłynie w przyszłości na zachowanie tego, co teraz wypracowują liderzy, działacze regionalni. Dominujący regionalizm kaszubski nieco przysłania regionalizm kociewski i pewnie czeka nas jeszcze „ekspansja” Kociewiaków, i to może być uzupełnienie dla czegoś, co nazywamy regionalizmem gdańskim. To pojęcie postrzegałabym jako mozaikę wielu tożsamości, także tych uwarunkowanych historycznie w Gdańsku, jak np. mniejszości narodowych i etnicznych. Program imprez kulturalno-społecznych organizowanych w Gdańsku włącza się w promocję idei tworzenia wspólnoty dziedzictwa kulturowego, nie tylko eksponującego jej kaszubski wyraz. I to jest chyba szansa dla regionalizmu gdańskiego, byśmy widzieli go szeroko, nadawali mu znaczenia wielopłaszczyznowe. Współcześni regionaliści kaszubscy są aktywną grupą działającą na rzecz kaszubskiego ruchu regionalnego w Gdańsku – od naukowych badań i publikacji po inicjatywy tak ambitne, jak przetłumaczenie Pana Tadeusza na język kaszubski. Chwała im za to, z życzeniami, by nie ustawali w wysiłkach i pomysłach. Kaszubi jednak to nie jedyna grupa etniczna na Pomorzu i warto zachęcać innych działaczy regionalnych, by w przyszłości można było mówić o regionalizmie pomorskim w Gdańsku. EWA KOWALSKA, WŁAŚCICIELKA BLOGU IBEDEKER.PL W coraz większym stopniu my – Polacy – stajemy się lokalnymi patriotami. W wielu miejscach budzi się silny regionalizm związany z zainteresowaniem tzw. małą ojczyzną, co odbieram jako zjawisko bardzo pozytywne, zwłaszcza wobec postępującej globalizacji. Powstają inicjatywy pomagające budować zbiorową tożsamość, nie tylko przez wspólne poznawanie kultury i tradycji, ale również przez próby wpływania na teraźniejszość i przyszłość. Obserwując gdańskie podwórko, zaryzykowałabym stwierdzenie, że istnieje nie tylko gdański, ale wręcz dzielnicowy i osiedlowy regionalizm. Bo czym innym, jak nie mikroregionalizmem są akcje Rad Dzielnic i Rad Osiedli edu- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 7 kujące społeczność i zachęcające do aktywności w swoim najbliższym, lokalnym otoczeniu? W Gdańsku mieszkam od urodzenia, ale dopiero od niedawna w „stolicy” Kaszub. Zupełnie nie identyfikuję się z narzuconą odgórnie ideą. Tabliczka z informacją, że oto przekraczam granice administracyjne Gdańska – stolicy Kaszub, tyleż mnie rozbraja, co drażni. Nie, w Gdańsku nie jest mi potrzebna kultura kaszubska, ja chcę ją chłonąć tam, gdzie jest ona autentyczna. Uwielbiam wyjeżdżać do Kartuz, Sierakowic czy Kościerzyny, gdzie kaszubską kulturę czuję w powietrzu, i wiem, że tam owa kaszubskość jest najprawdziwsza. Kiedy chcę usłyszeć góralskie przyśpiewki, jadę w Tatry, bo tam one brzmią najlepiej. Podobnie jest z kulturą kaszubską. KRZYSZTOF KUCHARSKI, REKONSTRUKTOR HISTORYCZNY, OFICJALNY GDAŃSKI KAPER Od 1989 r. można zauważyć stały rozwój regionalnej świadomości mieszkańców Gdańska. Mimo wielkiej katastrofy demograficznej, którą były przesiedlenia po 1945 r., dzisiejsi gdańszczanie czują silny związek ze swoim miastem. U wielu osób można nawet zauważyć pełną identyfikację z Gdańskiem przedwojennym, mimo że ich przodkowie pochodzą np. z okolic Wilna. Jak można to wytłumaczyć? Gdańsk ze swoim specyficznym położeniem, wielkością i otwarciem na morze stwarza idealne warunki do asymilacji większej społeczności. Znamy takie zjawisko z przeszłości. W wielkich miastach portowych, jak Aleksandria, Konstantynopol czy Marsylia, kształtowały się specyficzne, samoświadome społeczeństwa i to mimo różnic w pochodzeniu czy nawet religii. W Gdańsku daje się zauważyć ten sam mechanizm. Do 1989 r. wszelkie ruchy związane ze świadomością regionalną były, z oczywistych powodów, kontrolowane centralnie. Po tej dacie sytuacja zmieniła się diametralnie, przy czym niezwykle silny wpływ na wzrost zainteresowania tradycją i historią miasta miało wydanie serii albumów „Był sobie Gdańsk”. Gdańszczanie zaczęli się odwoływać do gdańskich symboli. Flagi z herbem miasta możemy dziś zauważyć na wielu budynkach prywatnych, a na samochodach pojawiają się naklejki z literami „DA” – przedwojennym oznaczeniem 7 2012-11-30 17:45:53 rozmowy, dyskusje, polemiki... Wolnego Miasta. Ponadto rozwijają się potężne fora internetowe: Forum Dawny Gdańsk i Dawne Forum Gdańsk. Gdańsk stał się ojczyzną tak samo ważną, jak Polska. Wielu gdańszczan uważa, że określenia „Polak” i „Gdańszczanin” są równie ważne. ALEKSANDER MASŁOWSKI, POPULARYZATOR HISTORII GDAŃSKA, PRZEWODNIK TURYSTYCZNY Trudno mówić o regionalizmie (rozumianym jako odrębność kulturowa) w mieście, które swoją obecną historię zaczęło raptem przed półwiekiem. Dla zaistnienia odrębności upoważniających do twierdzeń o istnieniu regionalizmu potrzebne są wieki ciągłości kulturowej. Ciągłość kulturowa Gdańska została przerwana w 1945 r. przez niemalże całkowitą wymianę ludności, likwidując tym samym wyraźnie niegdyś widoczny gdański regionalizm. Powojenny napływ ludności polskiej z różnych stron Polski nie skutkował powstaniem nowej i odrębnej od reszty kraju – regionalnej kultury. Wiązało się to zresztą z promowanymi, a niejednokrotnie narzucanymi przez centralne władze działaniami na rzecz unifikacji kulturowej i narodowej obywateli Polski. W takich warunkach, wzmacnianych przez tragiczne paradoksalne poczucie tymczasowości obecności nowych mieszkańców w Gdańsku (szczególnie przybyszów z Kresów) oraz przez ich pielęgnowaną przez lata programową obcość względem miejsca, gdzie przyszło im żyć, nie było szans nawet na zainicjowanie zjawisk regionalizacyjnych. Trzecie pokolenie powojennych mieszkańców Gdańska jest pierwszym, które bardzo chce być „stąd” i ma do tego pełne prawo. To właśnie na tym trzecim pokoleniu rozpoczyna się w istocie proces budowania lokalnej tożsamości, od której droga do regionalizmu jest jeszcze daleka. Odpowiednio długa ciągłość kulturowa wywoła oczywiście, zapewne z czasem, jakąś formę kulturowego regionalizmu gdańskiej metropolii, jest to bowiem proces absolutnie naturalny, o ile nikt nie będzie w tym celowo przeszkadzał i o ile nie nastąpią wydarzenia niweczące ewolucyjny rozwój kultury. Pierwsze jaskółki procesów regionalizacyjnych widać już w Gdańsku, choćby w postaci niebywałego (i pionierskiego) zainteresowania jego mieszkańców lokalną historią, w licznych 8 pomerania_grudzien_2012.indd 8 Kaszubskie napisy na biletach gdańskiej komunikacji miejskiej są jednym z elementów podkreślających, że Kaszubi są w Gdańsku u siebie. wysiłkach na rzecz „oswajania” miejsc oraz w działaniach na rzecz stworzenia protez ciągłości historycznej przez poznawanie minionej kultury przedwojennego Gdańska i nawiązywanie do niej. Są to jednak procesy znajdujące się na tak wstępnym etapie, że wiele musi jeszcze upłynąć wody w Motławie, by te (skądinąd ważne i cenne) działania przyniosły efekty w postaci powstania odrębności w postrzeganiu choćby tego fragmentu świata, jakim jest Gdańsk, przez jego własnych mieszkańców. Uporczywe wciąganie Gdańska w orbitę regionalizmu kaszubskiego pod hasłem, jakoby był „stolicą Kaszub”, jest nie tylko całkowicie pozbawione podstaw, ale też krzywdzące dla pozostałych regionów województwa. Ot choćby Żuław, na których terenie leży spora część Gdańska (z jego śródmieściem włącznie). Ich mieszkańcy mogliby twierdzić, że Gdańsk jest ich stolicą, czego nie czynią i chwała im za to. Pamiętajmy, że nic nie jest bardziej szkodliwe dla naturalnych procesów kulturowych od mariaży poszczególnych ich nurtów z polityką. Dziećmi takich związków są nieodmiennie sztuczne twory, przynoszące więcej szkody niż pożytku. TOMASZ STRUG, TWÓRCA PORTALI STARA OLIWA I WOLNE FORUM GDAŃSK Czy istnieje gdański regionalizm? Oczywiście, że tak! Nareszcie można powiedzieć, że mieszkańcy Gdańska zakorzenili się w swoim mieście. Są już stąd, a nie z Lwowa, Wilna, Kielc czy Warszawy. To bardzo ważne przy budowaniu naszej przyszłości. To już nie „ziemie odzyskane”, ale NASZ Gdańsk. Gdańsk to spora metropolia, wspólny interes godnego życia spaja jego mieszkańców. Z mojej perspektywy widać duże przywiązanie do tak podstawowych symboli, jak własny herb i flaga miasta. Odtwarzanie się gdańskiego regionalizmu to bardzo złożony proces, niepozbawiony niebezpiecznych pułapek. Spotykałem się już z twierdzeniami o istnieniu, lubującego pokój, „narodu gdańskiego”, który został najechany przez brunatne siły i pozbawiony swojej państwowości w 1939 r. Ludzie głoszący takie herezje próbowali dzielić gdańszczan na tych lepszych (sprzed wojny) i tych obecnych, gorszej kategorii. Na szczęście to skrajny przykład „regionalizmu” ocierającego się o rasizm. W kontekście pozytywnego odbudowania gdańskiej świadomości, dziwi mnie próba uczynienia z tego miasta „Gduńska – stolicy Kaszub”. To absurd, denerwujący mnie, gdy widzę ten napis. Czy ktoś chce gdańszczanom ukraść Gdańsk? Bo na to właśnie wygląda. Nie rozumiem potrzeby podpinania pod „brand” wielkiego Gdańska wszystkich Kaszubów i obierania im przez działaczy, odgórnie, „stolicy”. Czy to wyraz kompleksów kaszubskich regionalistów? Wyraz trafiający w moje serce gdańskiego i oliwskiego regionalisty. Proszę takimi napisami nie odbierać mi tego, z czego jestem dumny! O stolicy Kaszub moglibyśmy mówić, gdyby w Gdańsku wystąpiły ustawowe warunki do stawiania dwujęzycznych tablic. Czy Praga jest stolicą Słowaków, a Belgrad stolicą Chorwatów? Już nie. Więc po co brnięcie w mrzonki? Odnoszę wrażenie, że prócz tablic „Gduńsk – stolëca Kaszëb” i pomnika Świętopełka Wielkiego na nic więcej regionalistów kaszubskich nie stać. Blacha pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:53 rozmowy, dyskusje, polemiki... tablic i kamień pomnika zamiast żywych, aktywnych Kaszubów. Mglista i odległa historia, to za mało na stolicę. Reasumując, powiem: ręce precz od Gdańska! Niech Gdańsk będzie stolicą mieszczan – polskich, kaszubskich, przyjezdnych... Po prostu gdańszczan. Nie antagonizujmy! Niech gdańszczanie dalej i mocniej ukorzeniają się w Gdańsku. Tylko wtedy zaczną kochać to miasto, troszczyć się o nie i wymagać tego samego od rządzących. Jeśli Gdańsk będzie stolicą Kaszubów, Kociewiaków, „miastem wolności i solidarności”, blogerów, raperów, rowerów itp., to będzie miastem dla nikogo. Ludzie zaczną z niego uciekać. ZBIGNIEW WALCZAK, KIEROWNIK FILII GDAŃSKIEJ WOJEWÓDZKIEJ I MIEJSKIEJ BIBLIOTEKI PUBLICZNEJ W GDAŃSKU Jako mieszkaniec Gdańska od roku 1980, choć urodzony daleko od tego miasta, jestem i czuję się gdańszczaninem. Jako bibliotekarz – organizator i uczestnik wielu spotkań i akcji związanych z miastem i regionem – uważam, że gdański regionalizm istnieje. Zarówno ja, jak i wielu moich znajomych znaleźliśmy się w Gdańsku, bo o tym marzyliśmy. To miasto było dla nas magnesem, chcieliśmy się z nim związać. Nasze dzieci są gdańszczanami już z urodzenia i z przekonania. Mało tego, mój syn zamiast mówić: Jestem z Gdańska, powiada: Jestem z Moreny. Takie pojmowanie swojej tożsamości pokazuje właściwie nie jedno, ale dwa zjawiska. Pierwsza rzecz, to często obserwowane przeze mnie w bibliotece zainteresowanie własną dzielnicą. Kolejne promocje przewodników i książek o Starym Mieście, Wrzeszczu czy Nowym Porcie gromadzą rzesze czytelników. Te pozycje są kupowane, czytane i gorąco komentowane. Właśnie! Komentowane! Przede wszystkim na forach internetowych i blogach, poświęconych Gdańskowi czy Trójmiastu, ale bardzo często konkretnej dzielnicy. Te „dzielnicowe” strony internetowe są emanacją szerszego zjawiska, jakim jest chęć wpływu na życie dzielnicy. Powstają przecież kolejne Rady Dzielnic czy Rady Osiedli – jednostki pomocnicze samorządu. Prowadzone są programy ożywienia, rewitalizacji np. Dolnego Miasta czy Letnicy. To akcje władz miasta, ale jak piękną inicjatywą jest całkowicie oddolna próba rewitalizacji Biskupiej Górki! Chciałbym też poruszyć jedną kwestię. Kilka lat temu na wykładzie w Filii Gdańskiej prof. Andrzej Chodubski powiedział: „Człowiek jest stąd, gdzie ma groby, i dopiero trzecie pokolenie czuje się »u siebie«”. Rzeczywiście tak jest. Waldemar Nocny w powieści Do wkrótce napisał zdanie, które świetnie oddaje gdańską rzeczywistość po roku 1945: „Po wojnie wymieniono całkowicie załogę miasta”. Pierwsze pokolenie przybyszów z pasją rzuciło się budować nowe życie. Sądzę, że byli to ci, którzy przybyli tu z wyboru, przyciągało ich morze i właśnie w mieście nad Motławą widzieli swoją przyszłość. Byli też inni – wykorzenieni, wyrwani z ojczyzny. Ich kondycję opisuje chyba najtrafniej tytuł książki wspomnieniowej Stanisława Rymaszewskiego Wykarczowani zza Buga. Dzieci tych ludzi nadal były rozdarte, słuchały w domu wspomnień o ziemiach, które teraz są na Litwie, Ukrainie… Aż przyszło wreszcie trzecie pokolenie, które groby najbliższych ma już na Srebrzysku czy Łostowicach. To pokolenie jest już stąd. Ta sytuacja „całkowitej wymiany załogi” spowodowała, że został zakłócony naturalny proces ściągania do miasta ludności okolicznej. Ci, którzy na początku XX w. trafili z podgdańskich wiosek do powstających stoczni i innych zakładów – zniemczeni – wywędrowali po wojnie. Piszę o tym w kontekście „kaszubskości” Gdańska, a zwłaszcza jego „stołeczności”. Nikt, kto chociaż trochę zna historię, nie neguje pozycji miasta jako najważniejszego ośrodka ziem kaszubskich, pomorskich. Ale to odcięcie od tradycji po wojnie nastąpiło. Słychać to choćby po języku – na ulicach, placach, w komunikacji miejskiej języka kaszubskiego się nie używa. Najwyraźniej uwidacznia to idiom: gdańszczanie na weekend czy wakacje „jadą na Kaszuby”. Ktoś, kto mieszka w sercu regionu, nie wyjeżdża do tegoż regionu. On po prostu tam jest. Jako bibliotekarz chciałbym, czy nawet muszę, wspomnieć na koniec o literaturze, o mnogości książek, których akcja osadzona jest w Gdańsku. Po Grassie, Chwinie i Huellem przyszli nowi, młodzi pisarze. Gdańskich książek, na czele z niezwykle modnym i nośnym gatunkiem, jakim jest powieść kryminalna, mamy dzisiaj tak wiele, że byłby to temat na osobny artykuł. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 9 ARTUR JABŁOŃSKI, BYŁY PREZES ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO, DZIAŁACZ STOWARZYSZENIA KASZËBSKÔ JEDNOTA Czy istnieje regionalizm gdański? Nigdy nie uległem iluzji takich projektów, jak jednorodne społeczeństwo pomorskie, którego przedstawicielem jest „nowy Pomorzanin”, czerpiący z dziedzictwa przeszłości ziemi pomorskiej i wnoszący do niego nowe pierwiastki własnej tradycji i ziemi pochodzenia. Czystki etniczne i przesiedlenia dokonane na Pomorzu po II wojnie światowej doszczętnie zniszczyły przedwojenny etos pomorski. Z kolei powojenna bieda i wynaturzenia epoki PRL-u nie sprzyjały asymilacji najlepszych cech nowych i starych mieszkańców Pomorza. Zaczęło się to zmieniać dopiero w latach 70. XX wieku i zaowocowało między innymi ideą Solidarności czy ruchem komitetów obywatelskich, czyli „dynamizmem obywatelskim Pomorzan”, jak nazwał te zjawiska politolog Grzegorz Grzelak. Jednak społeczeństwo pomorskie nie stało się nigdy kulturowo jednorodne. Procesy, które zachodzą w tym obszarze, zmierzają do ugruntowania się podmiotowości i wewnętrznej integracji poszczególnych grup, i jest to raczej naturalne. Właśnie na tym podglebiu rozwijają się także odrębności gdańskie. Sprzyja temu postawa władz samorządowych i samego prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, który współczesny wizerunek miasta opiera na haśle „Gdańsk miastem wolności”, otwierając tym samym bramy wielokulturowości. Etniczność autochtonicznych Kaszubów, bogactwo kultury wileńskiej, czy szerzej – kresowej, tatarska wspólnota i muzułmańska religia oraz niemieckie dziedzictwo i żydowska diaspora, przenikają się na jednym obszarze miasta, nie tracąc przy tym cech indywidualnych. Wspólnym celem jest silny gospodarczo, wielokulturowy, atrakcyjny turystycznie region, liczący się w gospodarce Polski i nadbałtyckiej części Europy z niekwestionowaną stolicą w Gdańsku. Predestynowany do rozwijania polityki wielokulturowości jest samorząd regionalny. Przywołam przykład Katalonii, może odległy, ale znany mi osobiście. W tamtym regionie oprócz Katalończyków mieszka również autochtoniczna społeczność Aranów, których jest zaledwie 9 2012-11-30 17:45:53 rozmowy, dyskusje, polemiki... kilkadziesiąt tysięcy. Mają własny język, swoją kulturę. Regionalny rząd Katalonii wziął tę kulturę pod ochronę, dając Aranom specjalne przywileje i prawa, traktując ich jak partnerów i umożliwiając stworzenie własnej administracji, nauczanie w ojczystym języku oraz nadawanie własnych programów w katalońskich rozgłośniach i stacjach publicznych, radiowych i telewizyjnych. Reprezentantem naszej wspólnoty regionalnej jest Sejmik Województwa Pomorskiego. Wierzę, że rola samorządnych regionów ma szansę jeszcze wzrosnąć, a Polska może tylko na tym skorzystać i stać się silniejsza ich tożsamością i potencjałem tkwiącym w społecznościach regionalnych, także tej gdańskiej, które nie raz już sprawdziły się w urzeczywistnianiu bliskich, konkretnych celów. ŁUKASZ GRZĘDZICKI, PREZES ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO W przedmowie do wydanego w 1947 r. przewodnika po Gdańsku pierwszy powojenny prezydent tego miasta Franciszek Kotus-Jankowski napisał: „Minęły już dwa lata, gdy wraz ze mną przybyli do Gdańska pierwsi Polacy”. Taka ignoracja władz mogła wywoływać tylko irytację w maleńkim a odradzającym się dopiero środowisku inteligencji kaszubskiej. Do Gdańska po 1945 r. ściągnęli ludzie z najrozmaitszych stron Polski, którym władze PRL przez lata dawkowały lekcje o od- 10 pomerania_grudzien_2012.indd 10 wiecznej polskości Gdańska, o zagrożeniu niemieckim i wrogości do tego, co niemieckie, o dziejowej sprawiedliwości powrotu Polski w granice piastowskie oraz pionierskiej misji osadników, od których po wojnie oczekiwano pracy nad trwałą integracją ziem zachodnich i północnych. Zdawałoby się, że nie pozostawiano tutaj szans na to, aby nowi mieszkańcy mogli budować swoją odrębność lokalną czy regionalną tożsamość. W Gdańsku jednak ona ciągle powstaje, inspirowana odwołaniami również do tradycji kresowej i kaszubskiej (pomorskiej). Człowiek nieustannie wychodzi ku światu, poznaje go i może twórczo rozwijać. Spontaniczna, płynąca z natury człowieka ciekawość młodych ludzi dorastających we Wrzeszczu, Oliwie czy Matarni po wojnie pchała ich do odkrywania otoczenia, zgłębiania jego przeszłości i adaptowania do swoich potrzeb. Te poszukiwania, bynajmniej nie archeologiczne, w wielu wypadkach prowadziły do kaszubskich korzeni miasta nad Motławą i zamieszkujących go rodzin. Gdański świat jest też kaszubski – dla jednych mieszkańców mniej, dla innych pewnie bardziej. Dzieje się tak nie tylko ze względu na nieprzerwaną obecność Kaszubów w tym mieście, czego w 1947 r. prezydent Kotus-Jankowski zdawał się nie zauważać. Do świadomości mieszkańców Gdańska docierają konsekwentnie sygnały, że Gdańsk jest też kaszubski. Budzą one różne reakcje, ale przecież mamy do czynienia ze zmienną w czasie świadomością mieszkańców. Zależy nam na tym, aby w Gdańsku tradycja i otwartość miały wspólny meldunek. Do tego potrzebna jest postawa nastawiona na poznanie i zrozumienie tego miejsca. Z zainteresowaniem przyjmuję reakcje mieszkańców regionu związane z faktem postawienia na rogatkach miasta tablic z napisem „Gduńsk – stolëca Kaszëb”. Są wśród nich, co trzeba jasno powiedzieć, liczne głosy niezadowolenia, w tym również płynące z innych miast kaszubskich. Niektórzy nawet błędnie przypisują prezydentowi Pawłowi Adamowiczowi inicjatywę ogłoszenia Gdańska stolicą Kaszub. A przecież na ten temat już tyle napisano! Sprawa, wydawałoby się, dawno załatwiona, bo jeszcze przed I wojną światową członkowie powołanego w Gdańsku w 1912 r. Towarzystwa Młodokaszubów na łamach „Gryfa” dowodzili, że miasto to jest głównym ośrodkiem życia gospodarczego i przede wszystkim społeczno-kulturalnego Kaszub. Szkoda, że niewielu współczesnych z tymi argumentami się zapoznało, a wstyd, gdy nie znają ich włodarze kaszubskich gmin. Pozostaje mieć nadzieję, że wydane w grudniu 2012 r. przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie i Instytut Kaszubski Biogramy Młodokaszubów, a w nich przedruki z „Gryfa”, skłonią do refleksji wszystkich ekscytujących się jeszcze dyskusją o Gdańsku jako stolicy Kaszub. Zebrał Marek Adamkowicz pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:54 Kartuzy – perła Kaszub Przywracanie blasku Z księdzem prałatem Piotrem Krupińskim, proboszczem parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kartuzach rozmawia Edmund Szczesiak. Niedawno zakończyły się trwające rok obchody 630-lecia powstania Kartuz. Uroczystości odbyły się w święto patrona miasta, którym od dziesięciu lat jest założyciel zakonu kartuzów, święty Brunon. W Kartuzach, i to nie tylko od święta, kultywuje się pamięć o kartuzach i troszczy o to, co po nich pozostało. Historia Kartuz jest nierozerwalnie związana z działalnością zakonu. Kartuzy otrzymały prawa miejskie dopiero w 1923 roku, natomiast początki osady sięgają XIV wieku. To kartuzi, sprowadzeni przez Jana z Rusocina w to pięknie położone między jeziorami, otoczone lasami miejsce, stworzyli podwaliny pod osadę przyklasztorną i pozostawili wspaniałe dziedzictwo, nie tylko materialne. Jak celnie zauważa Juliusz Zielonka we wstępie do wydanego w tym roku albumu Paradisus Mariae: „Spuścizna kulturowa i duchowa ojców z Chartreuse powinna być nam bliska i napawać nas dumą, bo są to nasze korzenie”. Podczas uroczystej sesji Rady Miejskiej wyróżniono Księdza „za wysiłek przywrócenia dawnej świetności zespołowi poklasztornemu oraz dbanie o zachowanie najpiękniejszych tradycji bogatego życia duchowego kartuzów”. Wyróżnienie to traktuję jako podziękowanie dla wszystkich, którzy przyczynili się do odnowy Raju Maryi. W samej kolegiacie i w jej otoczeniu bardzo dużo zmieniło się na lepsze w ciągu tych dziewięciu lat administrowania przez Księdza parafią. Wszyscy, którzy znali to miejsce, doskonale wiedzą, jak było. Ale nie jest też tak, że nic tu się przedtem nie działo. Niewąt- Ks. Piotr Krupiński. Fot. www.kolegiata.nazwa.pl pliwie możliwości były wcześniej o wiele skromniejsze. Po objęciu parafii nie przerażał Księdza ogrom zadań? Na pewno trochę tego strachu ludzkiego odczuwałem. To jest parafia z dużymi tradycjami, kościół poklasztorny podniesiono w 1992 roku do rangi kolegiaty, proboszcz jest tu zarazem prepozytem, przewodniczy kapitule złożonej z kanoników, z reguły więc rola gospodarza takiej parafii przypadała starszym, zasłużonym księżom. Miałem świadomość, że jeśli biskup mnie, młodego księdza, posyła w takie miejsce, to jest tam do wykonania poważna robota. Ten strach się jeszcze zwiększył, gdy przyjrzałem się wszystkiemu od środka. W artykule zamieszczonym w „Wiadomościach Kartuskich” w 2004 roku stwierdza Ksiądz, że ma „wobec tego wyjątkowego kościoła poklasztornego, pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 11 jego otoczenia oraz cmentarza, pewne koncepcje”. Ale pierwsze zamierzenia były skromne: ogrodzenie cmentarza, uporządkowanie terenu między eremem a kościołem… Nie będę z siebie robił bohatera – że przyszedłem tutaj z nastawieniem: czego ja nie dokonam, i że od razu poczułem wiatr w żagle. Rewolucja w kościele to nie jest dobry sposób – ani na duszpasterzowanie, ani na zmiany porządkowe, gospodarcze, na odnawianie czegokolwiek. Zresztą na rewolucję nie było szans. Brakowało przede wszystkim pieniędzy. Przez kilka pierwszych lat nie korzystaliśmy z poważniejszych dotacji, a jednak dzięki ofiarności parafian, miejscowych przedsiębiorców, dużo udało się zrobić. Oczywiście, na miarę ówczesnych możliwości, bo trudno porównywać tamtą sytuację z obecną, gdy korzystamy ze środków unijnych i realizujemy zadania za ponad 4 miliony złotych – już sama kwota robi wrażenie. Ale osobiście cenię sobie także małe kroki. 11 2012-11-30 17:45:54 Kartuzy – perła Kaszub Nie były aż tak małe. Za starym cmentarzem powstał w 2006 roku przepiękny Park im. Jana Pawła II… Był tam podmokły teren, zalewany przez graniczącą z nim strugę. Prace rozpoczęliśmy w 2005 roku. Trzeba było nawieźć masę ziemi. Ten park nie powstałby bez zaangażowania rodzinnej firmy Wod-Kan Grzenkowicz. Firmie budowlanej Górski zawdzięczamy z kolei parking parafialny i sfinansowanie renowacji dwóch bocznych ołtarzy, firmie Farmjug Urszuli i Jana Gawinów – ufundowanie ławek, żyrandoli, witraży w kościele. Od samego początku doświadczyłem ogromnej życzliwości ze strony parafian. Samemu, wiadomo, niewiele się dokona. W 2001 roku, jeszcze przed przyjściem Księdza do Kartuz, powstało Stowarzyszenie Kolegiata Kartuska. Jak bardzo okazało się pomocne? Gdy objąłem parafię, działalność stowarzyszenia była zawieszona. Powstało właściwie z prozaicznego powodu: w celu wybudowania toalet w budynku kwiaciarni. Gdy powstały, zaprzestano działalności. Będąc na kolędzie u pana Zygmunta Konkola, który bodaj pełnił funkcję wiceprezesa, usłyszałem, że była to dobra inicjatywa i warto by pomyśleć o reaktywowaniu stowarzyszenia. No i w 2005 roku wznowiliśmy działalność, występując jednocześnie o status organizacji pożytku publicznego. Przyznano go w 2006 roku. Stowarzyszenie skupia pasjonatów, ludzi rozmiłowanych w Kartuzach i ich chlubie – Raju Maryi. Od początku stanowiło dla mnie poważne wsparcie. Ksiądz jest wiceprezesem stowarzyszenia… Tak, ale całym motorem jest wspomniany pan Zygmunt Konkol. Jak w każdym stowarzyszeniu, tak i tu, musi być człowiek, który inspiruje działalność. Pan Zygmunt jest tym dobrym duchem, który nadaje rytm życiu stowarzyszenia. Bardzo się troszczy o to, żeby prace przebiegały sprawnie, zabiega o fundusze, jest koordynatorem projektu unijnego. A jak układa się współpraca z władzami miasta, powiatu? 12 pomerania_grudzien_2012.indd 12 Bardzo dobrze. Mamy wspólny cel, wspólne zadania, to nas jednoczy. Jako proboszcz staram się współpracować z wszystkimi, którym leży na sercu to, żeby ta nasza perła – zespół poklasztorny – odzyskała pełny blask. I wdzięczny jestem wszystkim, którzy mnie w tym dziele wspomagają, i to nie tylko finansowo. Bo pieniądze pieniędzmi, bez nich niewiele się zrobi, ale niezwykle ważna jest także ludzka życzliwość, gotowość do współpracy. Wówczas można bardzo dużo osiągnąć. Doświadczam tej życzliwości zarówno ze strony pani starosty Janiny Kwiecień, jak i pani burmistrz Mirosławy Lehman. Bardzo im zależy, żeby zespół poklasztorny, ten najcenniejszy zabytek Kartuz, odzyskał świetność. A nie byłoby dużych pieniędzy na prace konserwatorskie bez tych mniejszych, pochodzących z budżetów lokalnych. Na przykład w 2006 roku Sejmik Województwa Pomorskiego przyznał na renowację kościoła 180 tys. zł. Warunkiem otrzymania dotacji był jednak wkład własny. Gmina dołożyła 80 tys. zł, starostwo – 60 tys. zł. Żeby nie było niedomówień: zgodnie z przypisaną samorządom troską o zabytki. Na stronie internetowej parafii można prześledzić, jak to począwszy od roku 2007, nabierają rozmachu inwestycje w samej kolegiacie: renowacja ołtarzy, ścian, dachów, wieży, chóru. Można też się dowiedzieć, z jak wielu źródeł udało się pozyskać fundusze: z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Samorządu Województwa Pomorskiego, Gminy Kartuzy… Sama parafia by takich inwestycji nie udźwignęła. Ale też nie ma powodu, żeby tak było: zespół poklasztorny to zabytek, dobro ogólnospołeczne. W 2009 r. na renowację refektarza oraz otoczenia zespołu poklasztornego parafia otrzymała potężny zastrzyk pieniędzy unijnych – w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego dla Województwa Pomorskiego na lata 2007–2013. Doceniono te wasze wcześniejsze, mniejsze kroki? Myślę, że tak. Urząd Marszałkowski na pewno patrzy, czy są podejmowane działania, czy też czeka się, aż manna spadnie z nieba. Trzeba się wykazać. To wzbudza zaufanie. Gdy ktoś sobie radzi z mniejszy- mi zadaniami, jest nadzieja, że pomyślnie zrealizuje i duże. Korzystanie z funduszy unijnych wiąże się z dużym ryzykiem. Wystarczy drobne zaniedbanie, niedotrzymanie terminu, a konsekwencje są ogromne. Niektóre parafie miały z tego powodu spore kłopoty. Gdy pojawiła się możliwość uzyskania funduszy unijnych, marszałkiem województwa pomorskiego był pan Jan Kozłowski. Przekonywał, że samorząd wojewódzki będzie nas nadal wspomagać, ale gdy korzysta się ze środków unijnych, to można realizować zadania na zupełnie inną skalę. Namawiał, żebyśmy się zdecydowali. Ale potrzebny był wkład własny w wysokości aż miliona stu tysięcy złotych. Sama parafia nie byłaby w stanie zdobyć takich pieniędzy. I nie skorzystalibyśmy z tych funduszy unijnych, gdyby nie włączenie się starostwa i gminy – jako partnerów tego zadania. Starostwo przyznało 300 tys. zł, gmina – także 300 tys. Pozostałą kwotę musiała dołożyć parafia. Wzięliśmy kredyt w wysokości 350 tys. zł. I musimy go spłacić. Ale dzięki temu jest zrobione to, co jest. W inny sposób byśmy tego nie zrealizowali. Te pieniądze nie zostały zmarnowane, widać to gołym okiem. Odnowiony refektarz, pod nim wyremontowane gotyckie piwnice, w których powstała stylowa kawiarenka, piękny zieleniec (wirydarz) między kościołem a refektarzem, z rzeźbą Matki Boskiej – jak na Raj Maryi przystało – pośrodku, bruk zamiast trylinki, odnowiony erem, odsłonięte fundamenty kolejnych, nieistniejących już eremów. Gdziekolwiek spojrzeć, widać efekty. Także w wyglądzie cmentarzy, otoczeniu plebanii. Ale jak to w życiu, nie brakuje malkontentów. A to nie podoba się, że został otynkowany erem, a to, że figura Chrystusa na krzyżu zbyt wypiękniała... W „Gazecie Kartuskiej” odpowiadał Ksiądz na pojawiające się wątpliwości… Starałem się wyjaśnić, dlaczego tak, a nie inaczej. Ale dzisiaj wszyscy są ekspertami i wszystko wiedzą najlepiej, więc trudno przekonać. Najgorzej, gdy ktoś zaczyna się wypowiadać na temat prac konserwatorskich na zasadzie, że jemu tak się wydaje. A to nie są zwykłe prace budowlane: coś przyozdobię, pomaluję czy wykończę tak, jak mi się podoba. W przypadku zabytków albo się powraca do pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:54 Kartuzy – perła Kaszub pierwotnego wyglądu, albo coś się zmienia, ale jedynie uczytelniając pewne fragmenty. Warto jednocześnie pamiętać, że kościół to nie jest muzeum, ale świątynia, która służy społeczności parafialnej. Wszelkie prace muszą uwzględniać także aspekt estetyki wnętrza. Choćby te ołtarze boczne… Były w tak złym stanie, że należało wykonać rekonstrukcje niektórych rzeźb. Została przywrócona ich pierwotna kolorystyka, ale po rekonstrukcji wyglądają jak nowe. I to się niektórym nie podoba, bo w muzeum inaczej konserwują. Mają rację, ale w muzeum nie chodzi o to, żeby obiekty ładnie wyglądały, ale konserwuje się je, żeby zabezpieczyć przed dalszym niszczeniem. Dlaczego została, rzekomo, otynkowana część eremu? Otóż były tam tak naprawdę dwa obiekty zabytkowe, które zostały scalone już w naszych czasach – erem oraz fragment krużganka, a ten ostatni był w przeszłości otynkowany. I to zostało przywrócone. Nie erem więc został otynkowany, ale ściana krużganka. Ten dom był bardzo zniszczony. Dach jest cały wymieniony, okienka są teraz małe, tak jak to było pierwotnie. Już widać, jak ten budynek wyglądał w przeszłości. Anegdotycznie powiem, że w łazience znajdowało się wykute współcześnie okienko i przewodnicy wskazywali na nie jako na to, przez które zakonnikom podawano jedzenie… Pojawiły się też głosy, że na miejscu za mało można się dowiedzieć o samym zakonie kartuzów. Stała wystawa znajduje się w Muzeum Kaszubskim, na drugim krańcu miasta… Wycieczki na ogół udają się także do muzeum. A tutaj? Mamy to w planach. Sam erem, dom zakonnika (różnie go nazywano), posłuży jako muzeum. Będzie tam sala ukazująca codzienne życie mnichów. Oryginalnych eksponatów, co prawda, nie posiadamy, ale wyposażenie można odtworzyć. Reguła zakonna jest niezmienna przez wieki. Budowano je w sposób zbliżony. A klasztory kartuzów istnieją nadal, jest ich na świecie, łącznie z Wielką Kartuzją pod Grenoble, osiemnaście. Druga sala, która w historii zakonnej była ważna, to pomieszczenie nad zakrystią. Ono jest już po kapitalnym remoncie i tam chcemy umieścić miniaturę naszej Kartuzji. Mamy różne pomysły, a są one między innymi inspirowane naszą pielgrzymką do Wielkiej Kartuzji – La Grande Chartreuse – w 2006 roku. Życie zakonne toczy się tam wewnątrz klasztoru, nikt nie ma wstępu w obręb klauzury, ale na zewnątrz jest muzeum, w którym prezentuje się życie zakonne, działa wytwórnia likierów. Aby tak było i u nas, trzeba jednak kolejnych, niemałych funduszy. Kawiarenka Pod refektarzem mogłaby także służyć wzbogacaniu wiedzy o zakonie? Na pewno będzie spełniać i taką funkcję. Ma służyć turystom. W tym przypadku fundusze unijne otrzymaliśmy nie na zabytek, ale właśnie z programu dotyczącego turystyki. Grupy zwiedzających będą tu mogły odpocząć, ale i powinny mieć możliwość obejrzenia odpowiednich dla tego miejsca wystaw. Myślę, że w tym kierunku rozwinie działalność prowadząca kawiarenkę pani Maria Gosk. Parafia, jako korzystająca ze środków unijnych, nie może czerpać z tego miejsca profitów. Odnowienie refektarza i otoczenia zespołu poklasztornego to odkrywanie kolejnych tajemnic: krypta Szczepańskich, piwnice kuchni, a ostatnio pozostałości po dawnych zabudowaniach gospodarczych: stajni, wozowni i spichlerzu. Tak, było dużo niespodzianek. Wiedzieliśmy, że pod kaplicą św. Brunona spoczywają fundatorzy kościoła, ale nie sądziliśmy, że jest tam tak obszerne pomieszczenie. Wiedzieliśmy też, że budynek kuchni znajdował się w przedłużeniu refektarza, ale nikt nie sądził, że zachowały się, i to w całości, fundamenty. Niektóre odkrycia okazały się kłopotliwe… Odkrycie piwnic pod nieistniejącym budynkiem kuchni i podjęcie prac archeologicznych wstrzymało na pewien czas prowadzenie robót przy refektarzu, uniemożliwiło bowiem jego odwodnienie. Z kolei natrafienie na szczątki fundamentów stajni i wozowni najpierw wstrzymało budowę parkingu, a ostatecznie ją uniemożliwiło, gdyż urząd konserwatorski nie zgodził się, aby parking zachodził na wykopaliska. Planowana była także budowa nowej drogi wylotowej prowa- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 13 dzącej bliżej jeziora, żeby odciążyć brukowany trakt przy murze cmentarza dolnego, miała powstać ścieżka rowerowa. Powyżej parkingu planowano zieleń, ławki z widokiem na jezioro i kolegiatę. Pani burmistrz Lehman – jest to już teren gminny – miała przygotowany projekt, zabezpieczone środki, żeby tę ulicę, ścieżkę i ten parking wybudować. Byłoby to już gotowe, gdyby nie prace archeologiczne, a następnie negatywna decyzja wojewódzkiego konserwatora zabytków. Mam na ogół dobre doświadczenia, jeśli chodzi o współpracę z konserwatorami. Na przykład pani Danuta Styp-Rekowska, będąca inspektorem na nasz powiat, jest bardzo oddana sprawie renowacji, czuje ducha kartuskiego. A ile wyszukała literatury związanej z zakonem kartuzów… Pięknie nam się współpracuje także z panią Dorotą Szmyt, starszym inspektorem od zabytków ruchomych. Niestety, niektóre decyzje urzędu konserwatorskiego, jak ta dotycząca parkingu, wydają się dyskusyjne. Są tam tylko szczątki fundamentów, na dodatek znajdują się głęboko pod ziemią. Zostaną zasypane i zamiast tak potrzebnego przy kolegiacie parkingu pozostanie nieużytek. Dalsze plany? Wnętrze eremu jest na razie rozkute i tak pozostawione, bo nie ma funduszy na dokończenie prac budowlanych. A erem wymaga solidnego remontu. Budynek ten długo służył kościelnym jako mieszkanie. Przeprowadzono w nim wiele zmian pod kątem mieszkaniowym: przebudowywano, porobiono ścianki, żeby rodzina mogła się tam pomieścić i bytować. Obecnego kościelnego przeprowadziłem do innego lokalu, także z tego względu, że była tam straszna wilgoć. Ale i z tą myślą, żeby w przyszłości przywrócić wewnątrz pierwotny wygląd i układ. Przydałyby się kolejne fundusze unijne? W następnym rozdaniu na lata 2014–2020 będzie, jak sądzę, mniej beneficjentów. Samorządy są zadłużone, my też nie możemy się starać o kolejne pieniądze: zaciągnęliśmy kredyt i musimy go spłacić. Na razie trzeba zakończyć to, do czego się zobowiązaliśmy. Dziękuję za rozmowę. 13 2012-11-30 17:45:54 Kartuzy – perła Kaszub Między tradycją a nowoczesnością ZOFIA WATRAK Kartuzy od dawna były centrum nie tylko administracyjnym, ale i kulturalnym środkowych Kaszub. Czy tak jest i dzisiaj? Za działalność kulturalną odpowiadają w mieście trzy instytucje – dyrektorami wszystkich są kobiety: Aleksandra Maciborska-Pytka (kieruje Centrum Kultury Kaszubski Dwór od 2003 r.), Kazimiera Nowicka (zarządza Biblioteką Publiczną od 2002) i Zofia Watrak (objęła dyrekcję Galerii Refektarz w 2007). Tę ostatnią poprosiliśmy o podsumowanie działań tych instytucji w ostatnich latach. „Kartuzy” (akryl), praca wystawiona w Galerii Refektarz. Fot. Z. Watrak 14 pomerania_grudzien_2012.indd 14 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:55 Kartuzy – perła Kaszub Gmina Kartuzy na działalność kulturalną przeznacza blisko dwa procent swojego rocznego budżetu. Oczywiście każda z wymienionych wyżej instytucji ma swój, określony statutem, zakres odrębnej działalności, ale to, co je łączy, to miejsce związane ze specyfiką regionu, jego historią i tradycją, która wyznacza dokonywane wybory, zakres zawieranych sojuszy i realizowanych projektów. Pierwszym takim wspólnym wątkiem jest niewątpliwie ochrona i promocja lokalnego dziedzictwa kulturowego. Drugim – umożliwienie mieszkańcom uczestniczenia w kulturze poprzez udostępnienie im wartościowych dzieł i wiedzy, która nie tylko pozwala rozumieć współczesny język komunikacji artystycznej, ale także doprowadza do uaktywnienia własnej kreatywności. Kaszubski Dwór Najszerszą i najbardziej różnorodną ofertę – adresowaną głównie do dzieci i młodzieży – ma Centrum Kultury Kaszubski Dwór. Działa przy nim również Klub Seniora „Złota jesień” oraz Uniwersytet III wieku, w ramach którego organizowane są między innymi wykłady z różnych dziedzin nauki, warsztaty psychologiczne, nauka języka angielskiego i niemieckiego, kurs, na którym można się nauczyć podstaw obsługi komputera, czy Nordic Walking. Dzieci i młodzież mogą realizować swoje pasje i talenty w zespołach muzycznych (Tropico oraz Young & Zgreds) i wokalnych (aż cztery chóry: Kakofonia, Cartusia, D’accordo i zespół dziecięcy Księżniczki) oraz w sekcjach artystyczno-rekreacyjnych, takich jak: baletowo-rytmiczna, plastyczna, teatralna, dziennikarska i szachowa. Uczestnicy zajęć mają możliwość konfrontowania swoich umiejętności na licznych imprezach lokalnych oraz wyjazdowych, gdzie zdobywają nagrody i wyróżnienia. Pielęgnacji rodzimej tradycji służą jarmarki kaszubskie, przemianowane w tym roku na Tydzień Kultury Kaszubskiej, oraz różnorodne konkursy: Konkurs Recytatorski Literatury Kaszubskiej „Rodnô Mòwa”, Konkurs Literacki w Języku Kaszubskim „Złoté Jaje” oraz konkurs literacko-plastyczny „Kaszubskie Madonny” i plastyczny „Moje Kaszuby”. W Centrum, w ramach sekcji dziennikarskiej, redagowane jest pismo „Reflektor”. Pełni ono wielorakie funkcje, E. Kobylarczyk, „Strefa ciszy”, Aleja Filozofów. Fot. Z. Watrak m.in. przygotowuje do pracy dziennikarskiej, redaktorskiej i fotoreporterskiej we współpracy z profesjonalnymi dziennikarzami. Udział redakcji w lokalnych imprezach pozwala na ich dokumentację i komentowanie. Pismo promuje też literacką twórczość utalentowanej młodzieży. W niedalekiej przyszłości Centrum Kultury Kaszubski Dwór przeniesie się do remontowanego Domu Rzemiosła, co poprawi warunki pracy i otworzy nowe możliwości i perspektywy. Biblioteka im. Janusza Żurakowskiego Niewątpliwie czytelnictwo było i jest uznawaną miarą poziomu kultury człowieka, stąd wielka rola biblioteki. Jednak współczesność wymaga zmierzenia się także z nowymi technologiami. Powszechność internetu zmienia sposób i jakość docierania do wiedzy, także do księgozbiorów, i wprowadza obok tradycyjnej, papierowej książki jej cyfrowy odpowiednik. Miejska i Powiatowa Biblioteka Publiczna im. Janusza Żurakowskiego tej rzeczywistości wychodzi naprzeciw. Dzięki ogólnopolskiemu Programowi Rozwoju Bibliotek udało się pozyskać sześć stanowisk komputerowych z nowoczesnym oprogramowaniem i bezpłatnym dostępem do internetu. W ramach tego programu została przeszkolona kadra bibliotekarzy, która teraz uczy posługiwania się nowymi narzędziami użytkowników biblioteki. Kursem komputerowym zostali objęci seniorzy, a uczniowie szkół średnich w ramach prowadzonych dla nich lekcji przygotowują się do korzystania z elektronicznego katalogu. Nie zapomina się też pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 15 o tych, którzy cierpią na różne dysfunkcje wzroku. W Bibliotece mieści się jedyny w powiecie Punkt książki mówionej. Popularyzacja czytelnictwa to nie jedyne zadanie, jakie bierze na siebie Biblioteka. Podejmowane przez nią różnorodne formy aktywności świadczą o tym, że ma ambicję integrowania środowiska intelektualnego i artystycznego Kartuz. Służyć ma temu zawarta Koalicja Gminna na rzecz rozwoju Biblioteki, w skład której wchodzą przedstawiciele wielu zawodów, reprezentujący różne instytucje mające wpływ na rozwój kultury w gminie. Biblioteka promuje różnorodne formy aktywności artystycznej lokalnych twórców, organizując wystawy fotografii, malarstwa, rzeźby. Współpraca z Galerią Refektarz w ramach wspólnego programu Kartuskiej Akademii Sztuki pozwala rozszerzyć amatorskie pasje o profesjonalną wiedzę z zakresu historii sztuki współczesnej. Wykłady powiązane są z programem wystawienniczym Galerii. Od niedawna wychodzi kwartalnik literacki „Światło i cień”, wydawany nakładem Biblioteki. Jest pismem Klubu Literatury i Sztuki im. Grażyny Pytki, zmarłej młodo i zapomnianej poetki. Jej pośmiertnie wydany przez Bibliotekę tomik poezji Wrócę stał się inspiracją dla Klubu oraz pisma. Stwarza szansę wyjścia z cienia wszystkim tym, których talent pozostawał anonimowy lub zapomniany. Od kwietnia 2011 roku Biblioteka zarządza Centrum Informacji Turystycznej – Brama Kaszubskiego Pierścienia, co stanowi kontynuację wcześniejszego zadania, realizowanego od 1991 w ramach Czytelni Popularnonaukowej. 15 2012-11-30 17:45:56 Kartuzy – perła Kaszub Dzięki współpracy z Galerią Refektarz powstał wspólny projekt promowania walorów pejzażowych Kaszub. Jego efektem jest wydany wspólnymi siłami katalog niezwykłej fotografii pejzażowej Wojsława Brydaka, nietypowego, bo literackiego w formie, przewodnika turystycznego Pierścień Damroki. Publikację poprzedziła wystawa w Galerii Refektarz i dwa korespondujące ze sobą wykłady w Bibliotece: na temat historii pejzażu w malarstwie i tradycji pejzażowej w fotografii. Galeria Refektarz Miejsce, w jakim znajduje się Galeria, zobowiązuje i inspiruje wielu artystów. Mieści się ona bowiem w pięknym gotyckim wnętrzu refektarza, należącego do zespołu poklasztornego. Na potrzeby galerii miejsce to odkryła prof. Józefa Wnukowa, współtwórczyni gdańskiej ASP, która równie zafascynowana Kaszubami jak jej koledzy koloryści, refektarz wybrała jako przestrzeń dla prezentacji swoich obrazów z cyklu „Św. Franciszek na Kaszubach”. Wystawa ta otwiera dzieje Galerii Refektarz, która oficjalnie została powołana w roku 1995. Odtąd pełni ważną rolę kulturową w regionie, zyskując prestiż środowiska artystycznego w całej Polsce. Od początku istnienia Galerii sezon wystawienniczy kończą Zaduszki Jazzowe, a od 1998 tradycją stała się Wiosna Młodych, otwierająca sezon. Przez minione 17 lat kartuska publiczność i liczni turyści mieli możliwość zapoznawania się w Refektarzu z twórczością najwybitniejszych autorów, takich jak: Władysław Hasior, Kiejstut Bereźnicki, Franciszek Starowiejski, Zofia Kulik i Jerzy Duda Gracz, oraz z pracami całej plejady artystów wybrzeża – od Szkoły Sopockiej z Juliuszem Stadnickim po najmłodszą generację gdańskiej ASP. Prezentowali tu swoje dzieła także najwybitniejsi polscy rzeźbiarze: Katarzyna Kobro, August Zamoyski, Antoni Rząsa, Bronisław Chromy, Barbara Brożyna i Gustaw Zemła, by wymienić tylko niektórych. Obejmując dyrekcję Galerii Refektarz, przejęłam jej najlepsze tradycje, ale też wprowadziłam nowe wątki, rozszerzając działalność o przestrzeń publiczną – poprzez wyjście ze sztuką poza wnętrze refektarza. Ideą instalacji „Strefa Ciszy” Ewy Kobylarczyk w Alei Filozofów (czerwiec 2007) była ochrona pamięci historii miejsca związanego z zakonem kartuzów, znanym z surowej reguły, zwłaszcza na16 pomerania_grudzien_2012.indd 16 „Świat Józefa Szajny”, fragment wystawy w Galerii Refektarz. Fot. Z. Watrak kazu milczenia. Kolejną realizacją była instalacja z ognia, autorstwa Sławomira Lipnickiego, na dziedzińcu między refektarzem a kolegiatą, zatytułowana „Spaleni słońcem”, a nawiązująca do filmu Nikity Michałkowa. Towarzyszyła Zaduszkom 2007. Miała formę zdruzgotanego labiryntu połączonego ze słoneczną rozetą z haftu kaszubskiego. Inne projekty Galerii wpisywały się w tradycyjne Sobótki, organizowane przez Centrum Kultury na Łabędziej Wyspie. Pierwszy (w 2008) zrealizowała Wajda Swajda w ramach warsztatów z dziećmi. Były to pływające formy kwiatowe wodowane zamiast wianków na Jeziorze Klasztornym, a w roku kolejnym artystka zwodowała mobilne rzeźby, inspirowane ludową wycinanką, którym kształt nadawał wiatr i ruch wody. Powstawały też ekspozycje inspirowane wnętrzem refektarza. Jakub Pieleszek zaprezentował kolekcję czaszek oraz obiekty i film video. Miejsce oraz filozofia zakonu kartuzów były istotnym kontekstem dla idei wystawy dokumentującej, jak znana w sztuce alegoria przemijania i znikomości życia staje się dziś popularnym znakiem graficznym o strywializowanym znaczeniu. Natomiast „Biometrie” Anny Królikiewicz powstały w Galerii (maj 2009). Symbolicznym tworzywem była ziemia, z której usypany został obraz-dywan, nawiązujący do modlitewnych dywanów z meczetów islamskich. Ideą „Biometrii” był dialog dwóch kultur i dwóch religii. Wyjątkowy był sezon 2008. Odbyła się wówczas ostatnia wystawa Józefa Szajny zorganizowana za jego życia. Zgromadzono na niej jego najwybitniejsze dzieła z kolekcji prywatnej i Galerii Studio. Projekt zakładał artystyczne spotkanie Józefa Szajny i Mariana Kołodzieja. Zadaniem wystaw obu artystów miało być wykazanie wspólnej, ideowej i etycznej postawy twórców, dla których konieczność przekazania świadectwa przeżytego obozu koncentracyjnego dokonywała się w konfrontacji z dziedzictwem kulturowym, choć każdy z nich do innych wątków tego dziedzictwa sięgał. Do spotkania artystów jednak nie doszło. Józef Szajna zmarł nieoczekiwanie i wystawa przerodziła się w pożegnanie z artystą. Wystawa prac Mariana Kołodzieja odbyła się w kolejnym sezonie i była to także jego ostatnia monograficzna wystawa. Została zatytułowana „Zdarzyło mi się w Gdańsku”, Kołodziej dodawał: koło Kartuz. Dopełnieniem obu ekspozycji była wystawa dokumentująca projekty i realizację Cmentarzy Katyńskich, autorstwa zmarłego rzeźbiarza Zdzisława Pidka (wrzesień 2008). Jubileuszowa wystawa dzieł Józefy Wnukowej, zorganizowana w roku 2011 z okazji 15-lecia Galerii, uświadomiła widzom, jak ważną inspiracją dla artystów były i są Kaszuby. Plenery sopockich kolorystów w Chmielnie przyczyniły się do nobilitacji kaszubskiego pejzażu i wpisania go do tradycji malarstwa polskiego. Potwierdzeniem tej tezy była ubiegłoroczna wystawa pejzażu Czesława Tumielewicza „Obrazy z Kaszub. Ocalone od zapomnienia”, artysty będącego kontynuatorem postawy kolorystów, choć jego twórczość jest bliższa ekspresyjnemu symbolizmowi i tradycji kubistyczno-konstruktywistycznej. Natomiast młodzi twórcy prezentujący swoje prace w Refektarzu sięgają po nowsze formy wypowiedzi, takie jak instalacje czy filmy video. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:56 Kartuzë – perla Kaszub Z dzejów kartësczégò aptékarstwa JERZI NACEL Bënë aptéczi Daniela Christa. Zélny skłôdk kartuzów, żôłądkòwi likér kartëzjónka, kaszëbskô żôłądkòwô esencjô – dzysdnia te pòzwë gwës ju nick nie òznôczają dlô mieszkańców Kartuz, a tec to je dzél historii tegò miasta. A pò richtoscë: historii jegò zdrowiô… W céni kùńsztu lékarzeniô Przeòr Raju Mariji Jerzi Schwengel (1718–1766), jeden z przédnëch dzejopisarzów kartuzji i kòscołów Pòmòrzô, nie wspòminô w swòjich Annałach ò klôsztornym czë téż przëklôsztornym lékarzenim kartësczégò kónwentu. To wëzdrzi dosc dzywno, czej sã weznie w rozwôgã to, że zôkònë bëłë szerok znóné z dzejaniô w zôkrãżim lékarzeniô. Dzywny je téż felënk chòcle jaczégò nadpòmkniãcô ò aptékarstwie czë zélnym skłôdkù. Czë to bë miało znaczëc, że aptékarstwò nie bëło w nym kónwence prowadzoné? Rozmieje sã, że bëło. Blós je nót pamiãtac, że tpzw. kùńszt szëkòwaniô lékù – to je dzysdniowé aptékarstwò – béł piérwi w céni kùńsztu lékarzeniô, jaczégò kùńcowim skùtkã mùszało bëc przëszëkòwanié jaczégòs lékù. Mòże bëc mòcno prôwdojuwerné, że w môlu dôwny kartuzji – na długò przed pòw- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 17 stanim w Kartuzach aptéczi – dzejôł zélny skłôdk do zôkònnégò ùżëtkù. Kartuzowie bëlë bò znóny ze zbiéraniô i szëkòwaniô zelów i ùprawë roslënów. To jim zawdzãcziwómë m.jin. wprowadzenié do òznôczaniô roslënów gòzdzyka kartuzka (Dianthus carthusianorum L.) i przërëchtowanié òsoblëwégò likéru zwónégò „Chartreuse” – kòrzenno-zélny naléwczi zrobiony z bezmała 120 roslënowëch składników. 17 2012-11-30 17:45:56 Kartuzë – perla Kaszub Zôkònny bracë mielë starã ò swòje zdrowié, a nie dbelë ò te sprawë ù swòjich pòdległëch i przëklôsztorną rukòc. Je wiedzec, że niejaczi Jakùb Schönich ze Gduńska, balbiéra pò fachù, przëjéżdżôł do klôsztoru, żebë òpatrzëc chòrëch òjców i ùpùscëc jim krwi, a przë leżnoscë dofùlowac zélny skłôdk w nieòbéńdné lékarstwa. Pierszô aptéka – z prësczim zezwòlenim Materiałë tikającé sã dôwnégò aptékarstwa w Kartuzach są – tak w pismieniznie pòlsczi, jak i niemiecczi – òsoblëwie ùbòdżé. Drëdżi dzél XIX stolecégò, jak téż pózniészi cząd są ju dosc dobrze òpisóné i ùdokaznioné. Wiele wiadłów, i to czasã baro akùrôtnëch, je w „Farmaceùticznëch Wiadomòscach”, cządnikù wëdôwónym òd 70. lat XIX stolecégò. Jinym zdrojã bëła „Farmaceùticznô Gazéta” („Pharm Zeitung”) a téż czekawò redagòwóné farmaceùticzné kalãdôrze, w tim niemiecczi „Pharm. Kalender”. Za jich sprawą mòże dzysdnia dosc akùrôtno przeńc szlachã dzejaniô aptéków i robiącëch w nich lëdzy. Wëszłoscą pierszégò rozbiéru Pòlsczi bëło przeńdzenié kartësczi zemi w prësczé rãce. Czedë Kartuzë stałë sã sedzbą krézu, môl pòmalë zaczął zwëskiwac wërazną ùrbanisticzną znankã. Môlã lékarzeniô pòwiatowégò lëdztwa (sama kòloniô mia tej kòle 1500 mieszkańców) béł pòstawiony w latach 1853–1856 szpital. Ta charwatëniô mia nadóny apartny statut, w chtërnym jeden z artiklów dôwôł do wiédzë, że „Pòwiatowi Szpital w Kar- Aptéka pòd Òrzłã kòl 1915 r. tuzach przëjimô blós lëdzy chòrëch na wëlékòwné chòroscë. Niewëléczno chòri nie bãdą do szpitala przëjimóny”. Wszëtczé kòszta zrzeszoné z bëcym w szpitalu miôł na swòji głowie pacjent. Nim przëszło do założeniô szpitala, aptékôrz Ludwik Dietrich dostôł zezwòlenié na założenié aptéczi w Kartuzach. Na zezwòlenim je data 10 łżëkwiata 1834 rokù i je òno pòdpisóné przez prësczégò nadprezydenta H.T. von Schöna. Dokładną datã òdemkniãcô aptéczi nie je prosto ùstanowic, je blós wiedzec, że 21 gòdnika 1854 rokù zezwòlenié bëło przeniosłé na aptékarza pierszi klasë Juliusza Rudolfa Benkendorfa, a niécałi rok pózni przeszło na miectwò Friderika Schmidta, chtëren béł kòncesjowónym farmaceùtą w realny ap- Daniel Christ (sedzy na westrzódkù) z robòtnikama aptéczi. Òdj. z czasów II swiatowi wòjnë. 18 pomerania_grudzien_2012.indd 18 téce, to je założony w òbéńdze prësczégò państwa w latach 1811–1894. Persona, jakô chca dostac zgòdã władzów na prowadzenié taczi charwatëni, mia òbrzészk przedstawic przënôleżné papiorë, gdze bë bëło zeswiôdczoné ji przëszëkòwanié do fachù. Colemało béł to diplóm, ale zdôrzało sã téż zeswiôdczenié ò donëchczasowi robòce w tim warkù. W 1867 rokù kartëską aptékã zwënégòwôł Daniel Foss, a 3 séwnika 1879 rokù Bòlesłôw von Pinkòwsczi, aprobòwóny w Dreznie. Ten drëdżi zajimôł sã przédno rozprowôdzanim léków przëszëkòwónëch wedle doktorsczich receptów. Króm tegò miôł w swòji aptéce labòratorium, gdze szëkòwôł galenowé przerobiznë i rozmajité medikameńtë, dzejającë równoczasno przë swòjich eksperimentalnëch robòtach. Brzadã jegò doswiôdczeniów bëła wërobina pòzwónô „kaszëbskô żôłądkòwô esencjô”. Mùszôł to bëc baro ùdóny produkt, skòrno jegò ùsôdzca prezentowôł gò w 1887 rokù na Krajowim Pòkôzkù w Krakòwie. Pinkòwsczi béł téż znóny z wëtwôrzaniô żôłądkòwégò likéru kartëzjónka. W 1886 rokù aptékã kùpił Otto Édward Tacht, chtëren wërôbiôł pòd swòjim nôzwëskã pële na przeczëszczenié krwi. Za jegò sprawą pòwsta pòzwa Kòncesjowóny Królewsczi Aptéczi, jaczi céchã béł òrzeł w kòrunie. Pòzwa ta – Aptéka pòd Òrzłã – przedërcha jaż do pòłowë XX stolecégò. Piãc lat pózni aptéka przeszła w miectwò Jerzégò Lehmanna, a ju w 1894 stała sã włôsnoscą Henrika Hammera. Zajimny je jeden z protokòłów przezéru ti charwatëni z henëtnégò czasu. Stoji w nim napisóné: „przë aptéce je jizba, w chtërny są szafë pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:57 Kartuzë – perla Kaszub z ruchnama, gdze sëszą sã rzeczë (gwësno jidze ò bielëznã – przëp. JN) môłëch dzôtków i gdze białka majicela przebiwô z môłim dzeckã; króm tegò w szafach są medikameńtë. Je to dëcht czësto niedopùstné, bò wszëtczé aptéczné òbrëmienia są ùdbóné do brëkòwaniô przez aptékã, żelë ekstra przëzwòlenié prezydenta nie stanowi jinaczi”. Pòstãpnyma miéwcama Aptéczi pòd Òrzłã bëlë: Georg Löwinson (òd 1897), H. Feldner (òd 1903) i (òd 1908) dr Friderik Winkler, chtëren kòle 1913 rokù pòstawił willową bùdacjã i przëszëkòwôł òbrëmienia do òbrzésznëch żądaniów. Nen snôżo dzysdnia òdnowiony bùdink stoji na rogù ùliców J. Bielińsczégò (dôwny Aptéczny) i 3. Maja (dôwny Pòdgórny). Cząd farmaceùticznëch labòratoriów XIX stolecé, a òsoblëwie jegò drëgô pòłowa, to w rozwiju aptékarstwa zajimny cząd, w chtërnym króm klasycznégò ôrtu wërôbianiô léków, pòwstôwają môłé labòratoria, co wëtwôrzają rozmajité galenowé wërobinë (np. wspòminóną rëchli kaszëbską żôłądkòwą esencjã). W tim cządze módné bëłë téż tpzw. elegantné farmaceùticzné wërobinë. Robilë cëkrzenié pëlów i tabletów. Wërôbielë téż tzw. casta (pastë), z jaczich nôlepi przëjãło sã casto szluzowé i lakricowé. Pële miałë pòléwã z lepiznë (collodim), żelatinë, colemało bëłë złoconé i strzébrzoné. Ne preparatë przëbôcziwałë përznã dzysdniowé groszczi. Za to w czwiôrti czwiercë XIX stolecégò wiôldżim ùwôżanim cesził sã wërób gazowëch i lékarzczich wòdów. W kartësczi aptéce mógł kùpic rozmajité léczné limònadë, np. gazową żelazëstą, magnezową itp. W rujanie 1919 rokù rozpòczął sã nowi rozdzél dzejaniô Aptéczi pòd Òrzłã. Za sëmã 400 000 niemiecczich marków (z czegò 150 000 kòsztowało òdkùpienié kóncesji) kùpił aptékã 39-latny aptékôrz z Bambergù Hans Daniel Christ. Studia skùńcził w 1904 rokù na Ùniwersytece w Erlangen z baro dobrim stãpieniã, dostôł prawò (aprobacjã) do samòstójnégò prowadzeniô aptéków w òbrëmienim Niemiecczi Rzeszë. Czedë 8 gromicznika 1920 rokù do Kartuz wmaszérowa armiô generała Józefa Hallera, Daniel Christ miôł swiądã tegò, co sã dzeje, i tegò, że bãdze mù dóné żëc i robic w òdrodzonym pòlsczim państwie. Nen Bajera pòznôł pòlską mòwã, co wicy rozmiôł nawetka sã dogadac z kaszëbsczim lëdz- Plan Kartuz z XIX w. z zaznaczoną Aptéką. twã w jegò jãzëkù. Stôł sã lubianym i ùwôżónym mieszkańcã Kartuz. Zdrësził sã m.jin. z Aleksandrã Majkòwsczim. W swòjim ògardze przë aptéce ùprôwiôł zela. Zbùdowôł cepłownicã, gdze sadzył i aklimatizowôł egzoticzné roslënë do lékarzeniô z rozmajitëch dzélów Eùropë i Pôłniowi Americzi, robiącë na jich pòspòdlim wszelejaczé aptéczné preparatë. Przë aptéce dzejało òd 1924 rokù Farmaceùticzné Labòratorium – jedno ze sztërzech w Toruńsczim Òkrãżim. Ju w kùńcu dwadzestëch lat òznôczało ono stãżenié cëkru w mòkrzu módnym tej spòsobã pòlarimetricznym. Léczi firmòwé, pòpùlarné i nowòstczi W midzëwòjnowim cządze kartësczé charwatënie – Aptéka pòd Òrzłã i Centralnô Aptéka (założonô na zôczątkù 30. lat) – miałë ju wiôldżi wëbiér léków. Bëłë to firmòwé lékarztwa robioné w nëch aptékach, taczé jak np. miód kòperkòwi, żëwòkòscowi syrop, cecz na òdcësczi, rozmajité smarë na òdmrożenié i procëm słuńcowim òparzenióm. Temù że do Kartuz przëjéżdżelë letnicë z wszelejaczich strón Pòlsczi, a niejednym trafiło sã pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 19 Nalimczi na lékarstwa z kartësczi Aptéczi Centralny (30. lata XX w.). 19 2012-11-30 17:45:57 Kartuzë – perla Kaszub zachòrzec, bëłë sprowôdzóné taczé lékarztwa, do jaczich ti chòri bëlë przënãcony. I tak na przëmiar w Centralny Aptéce ù magistra Kùczińsczégò mógł dostac czile ôrtów proszkù na bòlenié głowë, téż òglowò znóny „proszk z kògùtkã”. Wiôldżi pòbiér miałë krople zwóné Hein-Fong, kùpióné przë bòlenim brzëcha. A mëmczi kùpiałë dlô dzecy tranową emùlsjã Scotta i homògòn Klawégò (żelazowi preparat). A że kaszëbsczim białkóm czasã bëło drãgò zapamiãtac pòzwã homògòn, zwałë nen lék jakno krągłą bùdelkã z nym „co chcã, a ni mògã”. Do kartësczich aptéków trôfiałë téż nowòstczi z eùropejsczégò farmaceùticznégò rënkù. Ju w kùńcu 30. lat Aptéka pòd Òrzłã mia w sprzedażë prontisil. Nen pierszi bakteriostatik z karna sulfònamidów firmë Bayer miôł w henëtnëch czasach wiôldżi ùdzél w lékarzenim bakterijnëch chòrosców. Kartësczé aptéczi miałë téż spòsobë na radzenié so z dosc pòwszechnym w nëch czasach robactwã. Bëłë to trëcëznë szëkòwóné na pòspòdlim arszenikù. Mógł je kùpic blós za przëzwòlenim krézowégò doktora w Kartuzach. Kùńc Aptéczi pòd Òrzłã Aptékôrz Daniel Christ béł lojalnym mieszkańcã pòlsczégò państwa. Gôdôł: „temù krajowi służã, jaczégò chléb jém”. Jegò dzecë, a pózni òtroczi, pòbiérałë nôùkã w pòlsczich szkòłach, bëtniłë w dzejaniach rozmajitëch młodzëznowëch zdrëszenów, taczich jak turnowô stowôra Sokół. Czedë zaczãła sã II swiatowô wòjna, aptéka przënôlégającô do pòlsczégò aptékarza òsta zajãtô i pòddónô kòmisaricznémù dozérowi. A Aptéka pòd Òrzłã Daniela Christa zmieniła tôblëc na … Adler Apotheke. Równak je mùsz scwierdzëc, że w całim cządze niemiecczi òkùpacji Daniel Christ pòkôzywôł żëczlëwé nastawienié do kaszëbsczégò lëdztwa. Wedle Aleksandra Arendta – przódë kòmendanta Tajny Òrganizacji Wòjskòwi Grif Pòmòrsczi, sôdzownika lagru w Stutthofie – Christ tajemno przekazywał léczi zamkłim w lagrze Pòlôchóm. Òd niegò dostôwałë téż léczi rodzëznë represjonowónëch partizanów. Pòmôgôł mù w tim Léòn Kruczińsczi, robòtnik medicznégò przewòzënkù w Kartuzach. To dzejanié bëło wôrtné nôwëższégò achtnieniô, bò jegò wëkrëcé w nôlepszim przëtrôfkù mògło sã skùńczëc wësłanim do lagru. Wchôdającë do Kartuz 10 strëmiannika 1945 rokù, żôłnérze Czerwòny Armii trafilë Christa „na starżë”. Chòcô niemiecczi doktorzë ùszlë z miasta przed nadchôdającym frontã, Christ cwierdzył, że ni mòże òstawic swòjich pacjentów bez mòżlëwòtë zwënégowaniô z aptéczi, tim barżi, że w miesce zaczął sã rozkòscérzac tifùs, a léczi bëłë na wôgã złota. Le wej, kawel béł straszny. Ruscë stanãlë w aptéce, a rodzëznã Christów prosto z ni wërzucëlë. Leno òpieka i wspiarcé, przede wszëtczim dr. Henrika Kòtowsczégò i jinëch kartësczich familiów, dozwòliłë ti rodzëznie przeżëc nôgòrszi czas. Daniel Christ, wëzbëti z majątkù, bez żódnëch strzódków do żëcô, w lëpińcu 1945 rokù béł zmùszony òstawic Pòlskã i jic nazôdka do rodzynnégò Bamberga, gdze ùmarł w 1963 rokù. Jegò, w dzélu zniszczonô, aptéka przeszła pòd kùratelã Timczasowégò Zarządu Państwòwégò Miectwa Òpùszczonégò i Niechónégò, przerobionégò pózni na Òkrãżny Ùrząd Likwidacyjny. Pózni, arãdowónô przez prowizora farmacji Władisława Wëganowsczégò, znôwù dzejała jakno Aptéka pòd Òrzłã. W 1948 rokù władze Lëdowi Pòlsczi zaczãłë nôprzódka cëchą, pózni ju òdemkłą biôtkã z priwatnym miectwã. Tikało to sã téż aptéków. 8 stëcznika 1951 rokù Sejm PRL wëdôł ùstôw ò przejãcym aptéków przez państwò. A gôdającë barżi dokładno: w majestace notejszégò prawa òstało znikwioné priwatné pòlsczé aptékarstwò. Stôrô Aptéka pòd Òrzłã przestała warac, a Centralnô Aptéka dostała pòzwã „22 Lëpińca” i sta sã pòstãpną, dwadzestą szóstą w państwòwi jednoce zarządzający tegò ôrtu charwatëniama. Recept z Aptéczi pòd Òrzłã z kuńca XIX w. Dzysdnia w Kartuzach je òsmë aptéków. Leno szkòda, że żódna z nich nie nosy miłi dlô ùcha pòzwë Pòd Òrzłã. W 2006 rokù przë obchôdanim Rokù Kaszëbsczégò bëła òdsłoniãtô w Kartuzach – z ùdbë Zakładu Historii i Filozofii Medicznëch Nôùków Gduńsczégò Ùniwersytetu Medicznégò a téż kartësczich aptékarzów – tôfla dlô ùwdôrzeniô pierszi aptéczi i ji majicela z lat 1919–1945, aptékarza Daniela Christa. Tłomaczenié Danuta Pioch Òdj. z archiwùm J. Nacla www.miesiecznikpomerania.pl/audio 20 pomerania_grudzien_2012.indd 20 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:58 800 lat Żukòwa Tak sã wszëtkò zaczãło… Mijô òsmë wieków òd czasu, czej w dolëznie Reduni, kòl ksążãcy òsadë Żukòwò swój nowi môl nalazłë sostrë z zôkònu premònstratensków, znóné téż jakò sostrë norbertanczi. Wôrt sã zatrzëmac na sztót i zazdrzec w dzeje tak wôżnégò dlô Kaszub i Pòmòrzô placu. JÓZEF BELGRAÙ Bògati spòsób nowégò klôsztoru Żukòwò, dzãka swòjémù bëlnémù pòłożeniu w dolëznie Reduni bëło zamieszkiwóné òd baro dôwna. Pierszé szlachë gbùrsczégò òsadnictwa mają tuwò kòl 5 tës. lat. W czasach wschòdnopòmòrsczi kùlturë (òd VI w. przed Chr.) doszło do òsoblëwégò gòspòdarczégò i spòlëznowégò òżëwieniô na tëch zemiach. Mòcné bëłë kòntaktë z pôłniową Eùropą, a òsoblëwie z etruską kùlturą. Razã z przëjimniãcym chrzescyjaństwa przez Gduńsk pòd kùńc X w. pò Chr. téż żukòwskô zemia przeszła na nową wiarã. Pòd kùńc XII w. ksyżëc Sambòr I założił klôsztór cystersów w Òlëwie, jakò pierszi w ksyżëstwie. Wcyg równak béł pòtrzébny białgłowsczi klôsztór. Òb czas zjôzdu pòlsczich biskùpów i òpatów w Mąkòlnie na Kùjawach 24 maja 1212 r. òstało rozsądzoné, że w Żukòwie pòwstónie klôsztór sostrów norbertanków. Jegò fùndatorama bëlë pòmòrsczi ksążã Mscëwój I i jegò białka Zwinisława. Do Żukòwa sostrë przëbëłë ze Strzelna na Kùjawach. Kònwent żukòwsczi òd samégò zôczątkù słëchôł norbertankóm òpactwa sw. Wincentégò z Wrocławia. Pierszi klôsztór dlô białków w ksążstwie dostôł bòkadny spòsób òd panowników. Mscëwój I i Zwinisława przekôzelë Stołpã, Żukòwò, Mëslëcëno, Sulisławë i Barklino wespół z pòlama i łąkama. Wiosczi te chùtkò òstałë wcygnioné przez Żukòwò, jaczé sã chiże pòwiãksziwało. Do te doszłë leżącé krótkò Rãbiechòwò i Swiemirowò (dzysdnia w grańcach Sopòtu). Z dobrów erbòwónëch przez Zwinisławã sostrë dostałë Beleczkòwò nad Dolną Łebą i znóné òd wieków z dobrëch kòniów – Grabòwò pòd Swiecym. Gduńskô Bróma żukòwsczégò klôsztoru. Òdj. J. Belgraù Równak nôwôżniészim darã ksyżny bëła nad`zwëkòwò bògatô Òksëwskô Kãpa z 16 wsama, taczima jak Òksëwié, Òblëżé, Pògórzé, Dãbògòrzé czë Kòsôkòwò. Òksëwskô Kãpa òznôcza téż wôżné prawa sparłãczoné z mòrsczim rëbaczenim. Sostrë stałë sã miewcama pòrtu i rëbacczi flotë. Òkróm te norbertanczi dostałë nadania zrzeszoné z rëbaczenim na kaszëbsczich jezorach i rzékach, a téż 1/3 wzątków z cłów òd sëkna w ksyżëstwie. Do tegò jesz prawò łowieniô bòbrów i pasowné immunitetë. Zôczątk na pùstkòwim Stołpa Na taczi ôrt żukòwsczi klôsztór stôł sã jednym z nôwikszich feùdałów w pòmòrsczim ksążstwie. Tak wiôldżi majątk béł brëkòwny, żebë skùtkòwno dzejac na òkòlé przez ewanielizacjã, nôùkã, kùlturã i technyczny pòkrok. Dobra żukòwsczégò klôsztoru miałë bëc téż spòdlim dlô mòcny w tim tam czasu pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 21 ewanielizacji w Prësach, bò diecezjalny kòscół béł wnenczas biédniészi, żlë jidze ò ekònomiczné strzódczi, i ni miôł tak dobrze przërëchtowónëch misjónarzów. Wespół z sostrama przëbëlë téż norbertanowie z Wrocławia. Dostelë òd Mscëwòja dlô swòjich misyjnëch dzejaniów kòscół w Pòstolinie pòd Sztumã. Wszëtkò swiôdczi ò tim, że pierszé sostrë pòjawiłë sã nad Redunią ju w 1212 r. Z fùndacji jinëch klôsztorów w tim czasu wiémë, że klôsztornice nawetka przez pierszich pôrã lat mieszkałë w timczasowëch drzewianëch bùdinkach. Pierszi klôsztór pòwstôł na pùstkòwim Stołpa – kòl ùńdzeniô rzéczi Słëpi do Reduni (dzysdnia to żukòwsczé òsedlé Sydło). Pierszé żukòwsczé mãczelnice Ju na samim zôczątkù żukòwsczé norbertanczi przeszłë próbã mãczelstwa za wiarã. 12 rujana 1226 r. pògańsczi Prësowie docerlë do klôsztoru, zabilë 10 sostrów, 21 2012-11-30 17:45:58 800 lat Żukòwa a bùdinczi òkredlë i spôlëlë. Dostelë sã téż do cystersczégò òpactwa w Òlëwie. Mnichów wzãlë w niewòlã, pòdprowadzylë pòd òbronné mùrë Gduńska i na òczach mieszkańców gardu zamòrdowelë. Jak sã pózni òkôzało, do napadniãcégò klôsztorów zachãcëlë jich pòlsczi ksążãta: Władisłôw Laskònodżi, Kònrad Mazowiecczi i téż Leszk Biôłi, bò panëjący tedë na Gduńsczim Pòmòrzim Swiãtopôłk II Wiôldżi wspiarł wòjskòwò swòjégò szwagra, a jich procëmnika, wiôlgòpòlsczégò ksyżëca Władisława Òdonica. Dlô Prësów béł to przede wszëtczim rabùszny najôzd. Pò skargach Swiãtopôłka, cystersów i norbertanków òstała pòwòłónô przez papieża szpecjalnô kòmisjô, jakô miała zbadérowac tã sprawã. Wszedł do ni m.jin. norbertańsczi òpat òd swiãtégò Wincentégò, bezpòstrzédny pòdwëższi żukòwsczich sostrów. Brzadã robòtë kòmisji bëła papieskô bùlla Grégòra IX z 5 maja 1227 r., chtërna scwierdzywô, że przëczëną najechaniégò Prësów bëłë intridżi pòlsczich ksążãtów procëm Swiãtopôłkòwi. Pierszô Kaszëbka-pòlitik Pò napadniãcym klôsztór w Stołpie béł tak baro znikwiony, że na òdbùdowã òstôł wëbróny môl, jaczi nalôżôł sã pôrãset metrów dali, we wsë Żukòwò. Nową magistrą (pòdwëższą) norbertanków òstała Witosława, sostra Swiãtopôłka II Wiôldżégò. Ji bëtnoscë żukòwsczi kònwent zawdzãcziwôł w pòstãpnëch latach nadania ze stronë ji bracynów i jinëch lëdzy. Dzãka temù klôsztór chùtkò sã òdbùdowôł i stôł sã wiele wikszi jak przed znikwienim. Za czasów Witosławë przëszedł dlô Żukòwa złoti wiek. Klôsztorné dobra òbjimałë w XIII w. pôrãdzesąt wsów na Pòmòrzim. Cësk miała na to téż żëcznosc ksyżëcy familii, chtërna do klôsztoru przësëła swòje córczi. Kseni Witosława rządzyła w baro dobrim dlô klôsztoru czasu, równak wiôldżi znaczënk miałë téż ji spòsobnoscë do mediacji i diplomacji. Pòdług niechtërnëch je to pierszô białka-pòlitik na Kaszëbach. Bëła pòstrzédniczką w wielnëch sztridach midzë ksążãtama, a wszëtcë òni wspiérelë ji klôsztór. Dëtczi z młëna, karczmë i tôrgów W nowim klôsztorze pòwstała nowicjackô szkòła, gdze ju wnenczas ùczë-lë tkactwa i wësziwkù, czegò dokazë ùchòwałë sã do dzysô. W XIII w. dzeja ju téż 22 pomerania_grudzien_2012.indd 22 Norbertanczi z Imbramòwic kòl Krakòwa. Òdj. z archiwum tamecznëch sostrów kòlklôsztornô szkòła dlô swiecczich dzéwczãtów, jakô zaczã miec corôz wikszi cësk na rozwij kaszëbsczi kùlturë. W łżëkwiace 1259 r. do Żukòwa ze swòjim dwòrã przëbéł ksążã Swiãtopôłk II Wiôldżi, bracyna kseni Witosławë, a téż mniszków Zwinisławë i Anastazje. Celtë ùstawił w Stołpie, w rëjinach dôwnégò klôsztoru. Ksążã pòcwierdzył rëchlészé prawa norbertanków, dôł klôsztorowi prawa ùrządzaniô tôrgù, braniégò wzątkù z karczmë i młëna, a téż zgòdã na założenié miasta na niemiecczim prawie, „jeżlë bãdą w sztãdze je zbùdowac”. Ksyżëc nié do kùńca mést wierził w dobëtné zakùńczenié chãców lokacji miasta. Wiôldżi znaczënk miało òsoblëwie prawò do ùrządzaniô tôrgù. Dôwało to bòkadné mòżlëwòtë rostu Żukòwa. Tôrdżi bëłë wnenczas môlã tak hańdlu, jak i przepłiwaniô wiadłów, téż dzãka nim rozwijało sã spòlëznowé żëcé. Pòjôwielë sã na nich môlowi lëdze z wsów w òkòlim, ale téż ricerze i kùpcowie z cëzëch stronów. Heroldowie ògłosziwelë rozpòrządzenia panowników. Zéńdzenia lëdztwa bëłë téż wëzwëskiwóné do sądzeniô. Ksãża nôùczelë w tôrgòwé niedzele prôwdów wiarë. Tôrg stôwôł sã hańdlowim centrum całégò òkòlégò. Bëłë tuwò cłowé kòmòrë i pùnkt wëmianë pieniãdzy. Nadanim liberum forum cum tawerna wszëtczé wzątczi z tôrgù i karczmów òstałë òstôwioné żukòwsczim norbertankóm, chòc w jinëch môlach béł to ksyżëcy mònopòl. Dëtczi te klôsztór wëdôwôł ad lumen ecclesiae (na wid w kòscele), w praktice równak òznôczało to wszelejaczé kòsztë ùtrzimaniô kòscoła i klôsztoru. Żukòwsczi tôrg fùnksnérowôł wicy jak pół wiekù. Òstôł pò nich kòscół i ùswiãconô zemia W 1308 r. klôsztór, jistno jak całé Gduńsczé Pòmòrzé, nalôzł sã w grańcach Krzëżacczégò Państwa. Krziżôcë òd pòczątkù mielë starã przejimnąc żukòwsczé dobra. Przëszłë lata gòspòdarczégò krizysu i nikwiącé chërë. W 1433 r. klôsztór òstôł spôlony òb czas najechaniégò hùsytów na Pòmòrzé. Pò trzënôscelatny wòjnie (1454–1466) Żukòwò słëchało Pòlsce. Dzãka przeòriszë z tegò czasu, Barbarze z Rusocëna, klôsztór dwignął sã ze znikwieniów i zôs zaczął rozkòscérzac wkół pòùczënã, kùlturã i dëchòwé żëcé. Mni abò barżi ùdało robił to do 1834 r., czedë to prësczé wëszëznë zlikwidowałë klôsztór norbertanków. Nôbarżi widzewnym szlachã żëcégò i dzejaniégò sostrów w Żukòwie je pòklôsztorny kòscół, jaczi je nad`zwëkòwò wôrtnym zabëtkã sakralny architekturë. Òd wieków je òn ùznôwóny téż za nekropòliã pòmòrsczich ksyżnów. Tuwò nalôżają są cała wiele sostrów, chtërne całé żëcé spãdzywałë na mòdlëtwie, cëchi robòce i pòkùce. Żukòwsczé norbertanczi mòcno ùswiãcëłë tã zemiã i wôrt ò nich pamiãtac nié leno w 800. roczëznã pòwstaniégò Żukòwa. Tłomaczenié Dariusz Majkòwsczi pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:45:58 wôżné ksążczi Bò w bôjkach je wszëtkò… Z Duszanã Pażdżersczim, pòchôdającym z Serbii badérą kaszëbsczégò jãzëka, redaktorã antologii kaszëbsczich bôjków Òpòwiédz mie bôjkã / Opowiedz mi bajkę..., gôdómë ò tim, dlôcze wôrt wëdawac taczi ôrt lëteraturë, a téż ò pòwstôwającym kaszëbskò-serbsczim słowôrzu. Dlôcze zajinteresowôł sã Wasta prawie kaszëbsczima bôjkama? Zdôwô mie sã, że wcyg lëdowé ùtwórstwò z Kaszub je nômòcniészim lëteracczim dokazã ti kùlturë, jaczi bez problemù mòżna przetłomaczëc na jiné jãzëczi i bãdze to czekawé – je wiedzec dlô lëdzy, co sã taczim ôrtã lëteraturë jinteresëją. Bò jeżlë to przërównómë do lëdowégò ùtwórstwa jinëch nôrodów, tej to kaszëbsczé nie je nick gòrszé. A naji ùtwórcë mają taką swiądã? Tak pò prôwdze wszëtcë naji pisarze, a przënômni ti nôwôżniészi, òdnosziwają sã jakòs do lëdowi kùlturë. Mùszimë miec starã, żebë w Pòlsce promòwac kaszëbsczé bôjczi, próbòwac je systematizowac, sprawdzëc, kùli je materiału. A tak pò prôwdze, to kòl nas wëchôdają blós tej-sej jaczés przëtrôfkòwé nieùsystematizowóné zbiorë. Mòże to są te nôlepszé bôjczi? Nié wiedno, a tak bë miało bëc. I je jesz jednô rzecz, jaką je mùsz rozrzeszëc i wërazno rozdzelëc. Lëdowé ùtwórstwò, chtërno pòtoczno nazéwô sã bôjkama, na Kaszëbach nie je do kùńca – w swiądze czëtińców – wëapartnioné òd adaptacjów bôjków robionëch przez rozmajitëch lëdzy. Niejedny z nich nawetka sã pòd tim pòdpisëją, chòc nie są aùtorama tëch dokazów. Na òbkłôdce je miono i nôzwëskò, a pòd nim titel „Bôjczi kaszëbsczé”. To nié do kùńca tak. Ten aùtór nie wëmëslił nëch bôjków, a leno je przedstawił. Mòże w barżi zrozmiałi wersji, ale nie są to prôwdzëwé, òriginalné bôjczi pòdóné w zdrzódłowi fòrmie. Mòże to próba dotarcô do czëtińca, bò chëba nie dô sã wcyg do czësta òpierac na tim, co bëło w dôwnëch tekstach… Òdj. Maciej Stanke Ale tak pò prôwdze më na tëch tekstach sã nijak nie òpiérómë. Jesz do terô niżódnô pòwôżnô antologiô taczégò ôrtu, chtërna bë sã skùpiała na jakòscë i zdrzódłowëch tekstach, z tegò, co wiém, nie pòwstała. Leno Zaklęta Stegna Jerzégò Sampa na jaczis ôrt systematizëje kaszëbsczé lëdowé ùtwórstwò. Ale òna òstała wëdónô w 80. latach. Òd te czasu bëłë blós zbiorë rozmajitëch aùtorów, chtërny znelë bôjczi, je adaptowelë i dopiérze w taczi fòrmie pòdôwelë czëtińcowi. Jô rozmiejã, że dlô lepszégò przedôwaniô ksążków to mòże bëc dobrô droga, ale kaszëbskô lëteratura brëkùje téż nôùkòwò òbrobiony antologii. Za czim wôrt je wëdawac i czëtac bôjczi? Te dokazë mają przédno edukacyjné fùnkcje, mòżna je na przikłôd czëtac dzecóm abò mògą pòmagac w robòce w szkòłach. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 23 W nich są zamkłé jinfòrmacje tikającé mitologii, zwëków, legeńdów. Nôwôżniészé je to, że stanowią òne jaczés mòdło. Wszëtcë starszi pisarze, w tim ti nôbarżi ùznóny, jak Majkòwsczi czë Derdowsczi, znelë je, kòrzistelë z nich i na jaczis ôrt przekazywelë dali zapisóné w nich wiadła. Mùszimë pòkazac to mòdło i to pòkazac je w nôbarżi sërowi pòstacji. Dlôcze prawie Serb nama ò tim przëpòminô? Mòże dlôte, że w serbsczi kùlturze bôjczi téż mają wiôlgą rolã. Jeden z refòrmatorów serbsczégò jãzëka bédowôł, żebë prawie lëdowi jãzëk stôł sã tim lëteracczim. Mùszôł równak nôprzód zebrac tekstë, chtërne ùdokazniwałë, że w tim jãzëkù czedës piselë. Zebrôł tej lëdowé ùtwórstwò, równoczasno wëdôwającë ùczbòwniczi i słowôrze. I to je pòdług mie dobrô droga. 23 2012-11-30 17:45:59 wôżné ksążczi Z kaszëbizną je përznã jinaczi, bò je òna jinaczi normòwónô, ale wôrt zacząc òd tegò samégò. Bò w bôjkach je wszëtkò – i jãzëk, i kùltura, i zmerkania, jaczé òddôwają òbrôz czasów, w chtërnëch pòwstôwałë. To wszëtkò je mùsz òpùblikòwac, a czëtińc wëbierze to, co chce przeczëtac. Wasta chce téż wëdac kaszëbskò-serbsczi słowôrz. Skądka wzã sã takô ùdba? Ùdba przëszła pò wiele latach badérowaniów dwùch jãzëków. Dzãka taczi ksążce chcã rozjasnic przińdnym czëtińcóm, jak baro serbsczi parłãczi sã z kaszëbsczim. Słowôrz mô przede wszëtczim pòmagac znajôrzóm słowiańsczich jãzëków na serbsczich i téż jinëch ùniwersytetach. Móm nôdzejã, że badérowie jãzëków nalézą w nim wiele òdpòwiesców na lingwisticzné pëtania. Jak pisze sã taczi słowôrz? Jaczé są nôwikszé drãgòtë òb czas zbieraniô materiałów? Nôwicy jiwrów robi dobieranié pasowny słowiznë. Nôwôżniészé dlô mie je to, bë słowa, chtërne nalézą sã w słowôrzu, bëłë ùniwersalné, a nié leno dzysdniowé, mòderné. Dôwóm téż bôczënk na tak pòzwóną frekwencjã – próbùjã sprawdzac, jak czãsto słowò ùżiwô sã w kaszëbsczim. Òb czas zbieraniô materiałów mùszôł jem duńc do swòji metodë, w tim przëtrôfkù do metodë krziżowaniô – zbiéróm słowa z rozmajitëch kaszëbsczich zdrzódłów, krziżujã je a sprôwdzywóm normalizacjã, to je jãzëkòwé deje, co zrodzëłë sã westrzód karnów znajôrzów kaszëbsczégò jãzëka. Zajimóm sã badérowanim jãzëkòwëch ùdbów karna, w chtërnym nalezlë sã na przëmiar Eùgeniusz Gòłąbk czë ks. Bernat Sëchta. Czëtóm téż pùblikacje Aleksandra Labùdë i Jana Trepczika. Czë òkróm metodë krziżowaniô zbiérô Wasta materiałë téż na jiny ôrt? Jo, móm téż jiné spòsobë, mòżna rzeknąc, barżi „nowòczasné”, a to dlôte, że zwëskiwóm tuwò ze znónégò spòlëznowégò pòrtalu w jinternece. Mòji drëszë z Serbii a z Kaszub mògą tam nalezc kaszëbsczé słowa. Ten eksperiment szpòrtowno pòzwôł jem „Kaszëbsczé słowò na dzysô”. Zdrzã, że zachãcywô to lëdzy do szëkaniô 24 pomerania_grudzien_2012.indd 24 zdrzódłów jãzëka, ò czim mie piszą. Jô bë chcôł, bë taczich jãzëkòwëch òbgôdków w jinternece bëło corôz wicy... W tim słowôrzu chce téż Wasta òpisac wëmòwã kaszëbsczich słów… Jo. Na jaczis ôrt bãdze to nowòsc, bò donëchczas nie pòkôzało sã za wiele òpisënków kaszëbsczi wëmòwë, jaczi mògłëbë stac sã òstatecznym nôrzãdzã w twòrzenim taczégò słowôrza. Prôwda je téż takô, że kaszëbskô wëmòwa nie je jesz do kùńca znormalizowónô. Nimò to chcã jã w swòjim słowôrzu zapisac fòneticznyma lëtrama, chtërnëch ùżiwô sã na całim swiece. Òkróm wëmòwë słów, jô bë chcôł òpisac téż akceńt. To wôżnô jinfòrmacjô przede wszëtczim dlô Serbów. Akceńt w serbsczim jãzëkù je baro rozbùdowóny – mómë tuwò jaż sztërë, a nawetka piãc jegò ôrtów. Serb, chtërnégò jãzëk mô jaż tak bòkadną systemã przezwãków, gwësno mùszi wiedzec, jak to je pò kaszëbskù. Ni mô Wasta strachù, że znajôrze kaszëbsczégò bãdą kritikòwac próbã òpisaniô akceńtu? Wszëtkò zanôlégò òd bëlnégò pòkôzaniô sprawë. Òb czas zbieraniô materiałów do ksążczi wzéróm przede wszëtczim na tekstë E. Gòłąbka, chtëren mô dejã, jak òpisac akceńt, bédëjącë òglowi spòsób na spòdlim fùnksnérowaniô przezwãków w jinëch jãzëkach. Przëstojã jegò dbie – czedës bãdze mùsz wëbrac jednã systemã, chòc wcyg warô sztrid midze znajôrzama jãzëka, chtërna je nôlepszô. Je wiedzec, że w lëteraturze ni mòże zakazëwac ùżëwaniô dialektów, równak mëszlã, że jãzëk mùszi miec jeden, ùniwersalny lëteracczi kòd i to chcã pòkazac Serbóm, mającë spòdlé w bédënkù E. Gòłąbka. Taczi słowôrz zaczekawi czëtińców? Słowôrz piszã przede wszëtczim dlô Serbów, dlôte mëszlã, że lëdze w tim kraju, a òsoblëwie znajôrze jãzëka bãdą nim zaczekawiony. Nalôzł jem człowieka, chtëren zajimô sã badérowanim jãzëka w serbsczi Akademië Pòùczënë. Chce òn wëdac mój słowôrz. Jem dobri mëslë. Gôdelë: Edita Jankòwskô-Germek, Pioter Léssnaù pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:00 wspomnienia Z miłości do Redy W 2012 roku oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Redzie obchodzi jubileusz dwudziestolecia istnienia – żeby pozostał po nim „ślad nieco trwalszy”, postanowiliśmy między innymi wydać wspomnienia naszego członka, Leona Denca. Urodził się on w Redzie w 1925 r. i mieszkał w niej do roku 1943. Wtedy, jak większość Kaszubów w jego wieku, został wcielony do Wehrmachtu. Zdezerterował z niego w styczniu 1945 r. podczas rozpoczętej wówczas ofensywy Armii Czerwonej znad Wisły. Wrócił do Redy. Później pracował jako kolejarz na północnych Kaszubach. W 1985 r., kiedy przeszedł na emeryturę, zaczął pisać wspomnienia, przez wiele lat, prawie do dnia dzisiejszego, prowadził też kronikę życia rodziny. Obecnie mieszka w Gdyni, chociaż i do Redy często przyjeżdża. To właśnie jego często okazywana we wspomnieniach i innych zapiskach miłość do miejsca urodzenia (jak również do kaszubszczyzny, w której podejmuje próby poetyckie) była jednym z powodów, dla których zwróciłem uwagę na jego twórczość. Publikowane przez Zrzeszenie wspomnienia L. Denca kończą się na roku 1949. Można je tematycznie podzielić na trzy części. W pierwszej opisuje on swoje codzienne życie w międzywojniu, prawie idylliczne, chociaż nie wolne od trosk i ciężkiej pracy. Ta idylla zachwiana została przez wybuch wojny we wrześniu 1939 r., a definitywnie się skończyła z chwilą powołania go do niemieckiej armii. Służba w niej, której opis stanowi część drugą wspomnień, była dla autora gehenną z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że jak pisze, źle się czuł w obcym mundurze. Po drugie mocno doskwierało mu ograniczenie możliwości sprawowania praktyk religijnych. Część trzecia wspomnień dotyczy powrotu ich autora do domu z wojennej tułaczki oraz stabilizacji w realiach socjalistycznej Polski. Prezentowane dwa fragmenty wspomnień L. Denca zaczerpnięto z ich pierwszej i drugiej części. Warto na marginesie wspomnieć chociaż o jednej kwestii. W drugim z cytowanych fragmentów intrygują wzmianki autora o kontaktach między Polakami (Kaszubami) w mundurze Wehrmachtu a polską ludnością Generalnego Gubernatorstwa. W dotychczasowej literaturze – nie tylko wspomnieniowej – o wiele więcej można się dowiedzieć o takich kontaktach z ludnością Francji i innych krajów Europy Zachodniej niż o teoretycznie bliższych stosunkach polsko-polskich (nawet uwzględniając okoliczność, że do GG Niemcy zapewne starali się nie kierować Kaszubów wcielonych do Wehrmachtu). Może wspomnienia L. Denca przyczynią się do zmiany tej sytuacji? I. Kiedy skończyłem sześć lat, matka postanowiła, żebym poszedł do szkoły. Byłem bowiem najwyższy z rodzeństwa oraz urodziłem się w lutym. Ponadto była trzyletnia przerwa między mną a bratem Antonim. Takie były powody mojego wcześniejszego pójścia do szkoły. Starsi bracia, Paweł i Antoni, straszyli mnie, że pani Lewicka – nauczycielka – mocno bije kijem, a nawet pięścią po plecach i głowie. Ja wziąłem sobie to tak do serca, że za żadne skarby nie chciałem iść do szkoły, lecz nie pomogły opory i płacz. Nasza mama nie patyczkowała się z nami, ujęła mnie za rękę i udała się do tej naszej wzgardzonej szkoły. Przypominam sobie, że przed pójściem do szkoły – na moje urodziny – dostałem od mojej babci Anny pięćdziesiąt groszy, za które kupiłem sobie w sklepie Niemca Bussego tablicę do pisania, gąbkę i rysik – po kaszubsku mówiliśmy „gryfel”. Z tym wyposażeniem mama prowadziła mnie płaczącego do szkoły. Przy kościele usiłowałem mojej mamie zbiec, lecz nie udało się. Była szybsza, a za ten nieudany wyczyn oberwałem na miejscu na tyłek. Moje odczucia co do szkoły zmieniły się, gdy zobaczyłem kolegów, którzy mnie pocieszali. Byli starsi o dwa lata, ale pozostali w pierwszej klasie na następny rok, np. Franciszek S. i Paweł O. Ci dwaj uczniowie zostali moimi kolegami w klasie pierwszej. Razem z nimi chodziłem do i ze szkoły oraz wspólnie odrabialiśmy lekcje. W naszej szkole nie było łatwo, ponieważ w domu i na podwórku rozmawialiśmy wyłącznie po kaszubsku. Toteż trzeba było się uczyć wymowy polskiej, a przez to nauka szkolna sprawiała mi i innym kaszubskim dzieciom początkowo duże trudności. Dzieciom, których rodzice rozmawiali w domu po polsku, było lżej. Te dzieci zasłużenie otrzymywały oceny lepsze. Jednak w następnych klasach poziom nauki się wyrównał, BOGUSŁAW BREZA pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 25 Autor wspomnień Leon Denc jako niemiecki żołnierz (z prawej strony, z kordzikiem). Fot. ze zbiorów L. Denca 25 2012-11-30 17:46:00 wspomnienia Autor przy lekturze swojej książki. Fot. ze zbiorów L. Denca a nawet wielokrotnie miejscowi Kaszubi okazywali się zdolniejszymi od przybyszów z innych regionów Polski. Pamiętam do dzisiaj, że w drugiej klasie miałem powiedzieć zdanie złożone, w którym stwierdziłem, że „ptaszek siedzi na bomie”. Natychmiast się jednak poprawiłem, osobiście zauważając popełniony błąd. Po kaszubsku „boma” znaczy drzewo, podobnie jak po niemiecku „Baum”. Zawstydziłem się tą pomyłką i dlatego ją zapamiętałem. [...]. Zbliżały się lata czterdzieste XX w. Nie był to dla mnie łatwy okres. Nauka w klasie szóstej i siódmej nie była prosta. Ciągła praca w gospodarstwie uniemożliwiała mi naukę w domu. (...) Nie mogłem usiąść i czytać, musiałem oporządzać trzodę lub pielić buraki. Te prace były stawiane przez moich rodziców na pierwszym miejscu, a nauka na drugim, przez co postępów w nauce nie było. Gdy byłem w siódmej klasie, ukończyłem dopiero trzynaście lat. Wówczas kierownik szkoły, Konstanty Chodzeń, pozostawił mnie w tej klasie na rok następny, dając ocenę niedostateczną z ję- zyka polskiego i rachunków. Te oceny nie zezwalały na wcześniejsze opuszczenie szkoły podstawowej. Po raz drugi chodziłem więc do klasy siódmej z rocznikiem 1925, a rocznik 1924 opuścił szkołę. Bardzo z tego powtarzania klasy nie byłem zadowolony. Dopiero po II wojnie światowej, w 1947 r., rozmawiałem przypadkowo z mym byłym nauczycielem o dublowaniu siódmej klasy. Wyjaśnił mi, że pozostawił mnie specjalnie, gdyż wiedział, że rodzice zatrudniliby mnie przedwcześnie do pługa, a tym sposobem ochronił mnie od ciężkiej pracy. Zrozumiałem mego wychowawcę, który po wojnie uczył także moje dzieci, i jestem jemu za to wdzięczny. II. Teraz opiszę przeżyte Boże Narodzenie w Chinowie [wieś k. Warszawy, w której stacjonowała jednostka wojskowa autora na przełomie 1944 i 1945 r. – dopis. BB], które było dla mnie ostatnim podczas II wojny światowej. W rozmowie z F. Dąbrowskim [Polakiem z Tczewa, również żołnierzem Wehrmachtu – BB] postanowiłem uroczyście i pobożnie spędzić święta. Chciałem namówić kolegę do uczestnictwa we mszy św., ale Franek nastawiony był do tego pesymistycznie, dlatego że do obiadu nie mieliśmy wolnego. Zaznaczam, że w Generalnym Gubernatorstwie msze św. odprawiane były po łacinie z polskim kazaniem [na Pomorzu podczas okupacji także kazania były wygłaszane po niemiecku – BB]. Postanowiłem poprosić szefa o zwolnienie mnie z obowiązku służbowego, aby móc uczestniczyć we mszy św. Szef zgodził się, mimo iż prosiłem jednocześnie o zwolnienie Dąbrowskiego. W kościele staliśmy na chórze i w czasie kolekty zapytałem księdza, czy będzie się można wyspowiadać, bo pragniemy przystąpić do komunii św. Ksiądz powiedział mi, abyśmy tuż przed ukończeniem mszy św. podeszli do zakrystii, co też uczyniliśmy. Do zakrystii szło się środkiem kościoła aż do prezbiterium, a później skręcało się w prawo. Wywołało to u wiernych zdziwienie, czegoś takiego jeszcze nie było, toteż mimo zakończenia mszy nikt nie wychodził z kościoła. Wszyscy chcieli zobaczyć, co nastąpi. Ksiądz polecił ministrantom, aby pozostali do chwili przystąpienia przez nas do komunii św. Dopiero potem wierni zaczęli wychodzić z kościoła. Dużo moich znajomych dało mi do zrozumienia kiwnięciem głowy, uśmiechem, że mnie widzieli w czasie przyjmowania komunii św. W drugie święto chcieliśmy jeszcze raz pójść na mszę św., więc byłem zmuszony jeszcze raz poprosić dowódcę, ale ten nie miał dobrego humoru i nie zezwolił nam (...). Zbeształ mnie porządnie, dodając do tego, że nie zezwala, „abyśmy razem z Polakami modlili się, aby Niemców diabli wzięli”. Nie zdobyłem się na odpowiedź, lecz tego zdania nie zapomniałem przez czterdzieści pięć lat. Od tego czasu wszyscy znajomi z daleka się uśmiechali, dając przez to znak sympatii, a o to mi szło. Gdy poznałem w okolicy kilka rodzin, wychodziłem częściej wieczorami do znajomych. Fragment rękopisu wspomnień. KASZUBSKI PORTAL EDUKACYJNY skarbnicakaszubska.pl www. Zrealizowano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji 26 pomerania_grudzien_2012.indd 26 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:00 wòjnowi Kaszëbi Taczé to bëło żëcé „17 gromicznika 1942 rokù, w same zôpùstë, w nocë òni przëszlë. Przëlecała sąsôdka, Baszka [òd nôzwëska: Bach – EP], a gôda: Jezës, Marija, Józef, më jesmë wënëkóny, Niemcë nas wëgóniają, a waji téż? A òjc gôdôł: Dopiérze jesz nié” – tak zaczinô swój wspòmink z wòjnë Stanisłôw Hasse z Miszewa. A hewò całô jegò òpòwiesc ò tim, co przeżił w latach 1942–1945. STANISŁÔW HASSE Nôprzód niech nama dadzą òdszkòdowanié! Zarô, jak le òna òdeszła òd dwiérzów, ti czôrny bëlë ju ù nas. Z Miszewa òni wëwiozlë sédmë gbùrów ë jesz dwùch z Dąbrowë – dwùch Kreftów. To bëło razã dzewiãc. W Môłim Miszewie béł majątk. Tam bëlë mieszkańcë, a taczich òni nie wëwôżelë, le gbùrów. Tata wiedzôł, że mògą nas wënëkac, tej chùtczi zgòdzył sã pòdpisac III grëpã. Òni mù rzeklë, że przez to nas nie wëwiezą, a òni i tak zrobilë swòje. Na nasze zemie wszãdze bëlë przëszłi z Besarabii. Nasze gòspòdarstwò bëło nôlepszé, tej to taczi Wicka ze Skrzeszewa so wëbrôł. Òn béł ewangelikã i tej òn to dostôł. To ju wtenczas według wiarë szło. Bò ten, co béł ewangelikã, ten béł zarô wiôldżim Niemcã. Rôz-dwa òni kôzelë wszëtkò wząc. Më ni mielë tak wiele walizków, to w miechë më kłedlë, a tej òni nas zaladowelë. Më òstawilë 4 kònie, 14 sztëk bëdła, swinie, kùrë, wszëtczé maszinë. Zawiozlë nas do Banina i wnëkelë do kóńsczégò chléwa. Tam më bëlë jaż do wieczora. Tej przëjachałë fùrmanczi i nas wzãlë. Zaladowelë i jachelë przez Żukòwò do Kartuz. Bana ju stoja, a ti czôrny chòdzëlë kòle tëch wagónów, a tima redpejczama [jidze tu abò ò „rajtpejcz” – długą, grëbą drzewianą pôłkã, bróń SS-manów i kapò, abò ò batug] so ò te skòrznie walëlë. Bana rëszëła, a më le w tëch wagónach dërch różańc mówilë. Më nie wiedzelë, dze më jachelë. W Dërszewie më jachelë przez mòst. Lëdze gôdelë: Wejle, terô më przez nã Wisłã przëjéżdżómë na drëgą stronã. Tak më dojachelë do Jabłonowa. Tej nas rozladowelë. Walizczi bëłë na specjalny platfòrmie na dole. Ti młodi mùszelë ten wóz wcygnąc do klôsztoru. Òn béł pòd górą i tej w ten kòscół më bëlë wnëkóny. Ławë bëłë précz. Wôłtôrz béł plónã zawieszony. Na nim wisôł Hitler. Jesc më ni mielë w czim. Tej më nalezlë w zachristii miskã blaszaną, a w krëchce òni mielë tã kùchniã. Òni nama na tëli lëdzy w tã miskã wlelë, a më wszëtcë z ni jedlë. Tam më bëlë chto wié jak długò. Stądka mòjégò brata wzãlë na robòtë. A terô Niemc chce wiôldżé òdszkòdowanié òd nas – nibë za jich wënëkónëch? Nôprzód niech nama dadzą òdszkòdowanié, a tej niech bãdą gôdelë! A chto wòjnã zaczął? Më czë òni!? Terô, czej cotka z Miszewa sã dowiedza, dze më jesmë, tej òna przëjacha [do te Jabłonowa] i dosta nas wòlnëch. Më równak ni mòglë w tim pòwiôce sã przemeldowac. Tej më sã przemeldowelë na Stôrim Òblëżim ù cotczi. Niemc nama nie dôł ani feniga, nick! Òdszkòdowania ani pensji, nic. I terô më bëlë ù ti cotczi. Stądka jô béł za parobka w Kòsôkòwie ù Prãczka. A mój brat béł na Òblëżim ù Czapów. Tak całô rodzëna bëła rozdzelonô. Mie téż do wòjska wzãlë Jak mój starszi brat w tëch Niemcach [gdze béł na robòtach] miôł òsmënôsce lat, zacygnãlë gò do wòjska. Tej ti naszi za niegò dostelë 100 złotëch miesãcznie. A czej jô miôł òsmënôsce lat, tej mie téż do wòjska wzãlë, ale za mie òni dostelë le 80 złotëch. Jakbë jem nie szedł do tegò niemiecczégò wòjska, tej zarô bë mie zabilë abò wzãlë do Sztutofù, abò do ja- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 27 czégò jinszégò lagru. Tedë bëło tak abò tak. Mój òjc gôdôł: „Knôpie, jô cë ni mògã nic pòmòc, të mùszisz jic, bò tej òni nas wszëtczich zabiją!”. Jô béł wzãti na szoférską szkòłã w Westfalii. Jak jô jã zrobił, tej jô przeszedł do Wiednia, do sztabù. Tam jô jezdzył z ùberlojtnantã [Überleutnant] taksą. A òn béł Aùstriakã i taczi pewno jesz starszi datë, tak jak przódë bëło. Òn mie béł tak dobri jak swòjémù sënowi. Razã w tim wòjskù jô béł dëcht nié dwa lata. W ògniu jô nie béł wcale. Wiedno jô béł z tëłu, nôprzódka we Wiedniu, tej w Lenc [Linz], a pòtemù w Sztejer [Steyr], dze më brónilë fabriczi aùtółów. Më mielë rozmajité kanónë, tacze jak 27 2012-11-30 17:46:00 wòjnowi Kaszëbi / zachë ze stôri szafë acht-acht i firling [Vierling], i wszëtkò ùstawioné wkół ti fabriczi. Òstatną gwiôzdkã 1944 rokù më mielë stołë wëstawioné. Tej to dało kùchë, sznapsu. Kòżdi żôłniérz dostôł bùdlã zëchtu. Terô to je szampan, a tam to béł zëcht. Ten wëższi miôł przemòwã, a gôdôł, że òstatną gwiôzdkã më w wòjskù fejrëjemë. Òn wiedzôł, bò òni [Ruscë] ju bëlë w Niemcë wlazłi ze wszëtczich strón. A kòżdi dodóm cygnie... Jô ni miôł strachù, żëbë mie Ruscë dostelë abò Amerikónowie. Rusk wlôzł do miasta Sztejer, a Amerikóni w rzékã Enns. Tam bëła greńca. A më akùrôt bëlë pò stronie, dze wlezlë Amerikóni. Tej më bëlë internowóny. To bëło w Aùstrii. Pò ti wòjnie tam jô béł zwòlniony. Tej jô pòdôł jednégò kòlegã adresã i tej më dwaji jachelë do Kassel, dze jô béł do jeseni. W jeseni jô w amerikóńsczi strefie na lotniskù aùtółã jezdzył. Do Pòlsczi jem sã dostôł baną. Jachôł jô z Pòlôchama, jaczi wrôcalë dodóm. Z nima jô przëjachôł do Dziedzic. Tam më dostelë 100 złotëch i wòlny przejazd dodóm. Wrócył jem w 1945 pò wòjnie, jesenią. Z tëch Dziedzic jô dojachôł do Òsowë, bò w Żukòwie na bana nie stanãła. Jô szedł pòd dodóm. Czej jô przëszedł, na naszi szaséji jô spòtkôł prawie naszégò dzysészégò wójta matkã [chòdzy ò matkã Albina Bichòwsczégò, bùrméstra Żukòwa w latach 2002–2010]. Tedë to bëło jesz dzéwczã. Òna prawie szła do Banina. Tam òna mie wszëtkò pòwiedza, chto tu béł i jak tu sã dzało. A czej jô mòjémù òjcowi pòwiôdôł, jak jô miôł na tim lotniskù dobrze, òn gôdôł: „Synkù, za czim të tu przëszedł?”. Ale jô doch nie wiedzôł, jak to tu wëzdrzało, a kòżdi dodóm cygnie. Wszëtkò tu bëło pòpôloné. Naszi mieszkelë ù Ptôcha. Pòtemù Klawińsczi béł wójtã, naszim przëdzelił pół baraczi, a pół Wandtkòwi. Czej jô przëszedł, to naszi w ni mieszkelë. Tej òd zera më zaczãlë gòspòdarzëc. A ny kòmùnyscë nas wnet kùłakã zwelë, chòc tak më mielë przeżëté. Taczé to bëło żëcé. Klekòtka Klekòtka, jinaczi klapra, dzysdnia parłãczi sã z Wiôldżim Tidzeniã. Kò òd Wiôldżégò Czwiôrtkù do Wiôldżi Sobòtë w kòscołach nie ùczëje sã zwònieniô, le klaprowanié. Jesz w niechtërnëch parafiach we Wiôlgą Sobòtã wkół kòscoła chòdzą piekùtnicë, jaczi klekòtanim wòłają na mòdlëtwã. Przódë klekòtało sã téż w zadëszkòwą noc, w zylwestra czë na wilëją sw. Jana, bë òdnëkac òd wsy lëché mòce. Do tegò òbrzãdowégò trzôskù, jaczi wëstwôrzelë knôpi, òkróm klekòtków brëkòwóné téż bëłë diôbelsczé skrzëpce, sznarë a kna- rë. Jim wikszi trzôsk, tim barżi dëchë miałë strach. Klekòtka nie bëła le do straszeniô dëchów, ale téż zwierzãtów, chòcbë skórców, co miałë lëszt na krzesznie. Ji zwãk strasził téż dzëczi, sôrenë a zajce, jaczé mùsz bëło wënëkac z szónunga pòd flińtë jachtarzów. Dzysdnia ne prosté jinstrumeńta mòże ùczëc w kòscołach, òb czas jachtë abò w mùzeach, chòcbë w Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi w Wejrowie, skąd je na klapra pòkôzónô na òdjimkù. rd Wspòmink zapisôł i òdjimk zrobił Eùgeniusz Prëczkòwsczi Projekt „Wòjnowi Kaszëbi” je realizowóny dzãka stipendium Marszôłkòwsczégò Ùrzãdu we Gduńskù 28 pomerania_grudzien_2012.indd 28 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:01 wëdarzenia Nié leno pisanié Méstrowie i arcëméster kaszëbsczégò pisënkù, barżi i mni drãdżé tekstë Labùdë, wnetka 200 ùczãstników – za nama XI Kaszëbsczé Diktando „Królewiónka w pałacu”. DARIUSZ MAJKÒWSCZI „Kaszëbsczim jesmë lëdã, nim wiedno chcemë bëc. Niech ten sã pôli wstëdã, chto ò tim nie chce czëc” – tima słowama Aleksandra Labùdë witôł gòscy wójt gminë Lëniô Łukôsz Jabłońsczi. Latosé diktando znajôrze kaszëbiznë piselë w Strzépczu, gdze nen bëlny kaszëbsczi pisôrz i dzejôrz je pòchòwóny. Nick tej dzywnégò, że prawie z jegò dokazów pòchòdzëłë dzéleczi, z jaczima biôtkòwelë sã ùczãstnicë. Tekstë przërëchtowóné dlô spòdlecznëch szkòłów i gimnazjów są dosc prosté. Wiele cãżészé są dlô starszich ùczãstników, a dlô tëch, co chcą òstac arcëméstrama, tekstë są arcëtrudné – pòdczorchiwa dr Justina Pòmierskô z Gduńsczégò Ùniwersytetu. Dlô tëch, co nie wierzą, wëjimk z diktanda prawie dlô arcëméstrów: „W XII stalatim nadpòmikô chrónikôrz Helmhóld, że naj przodkòwie w czas rozgracnëch môltëchów òddôwelë pòczestnotã Belbògù i Czernibògù. Nie bùdowelë jima swiãtnic, le tczëlë jich na grzëpach w swiãtëch gajach, gdze sëjałë wieczné znitë. Kòżderny miôł swòjégò ksydza, co dozérôł i pòdskôcôł swiãté ògniszcze. Przë chabùzach stôwielë òbùma bògóm jejich szlachòtë, mésterno wëkùmóné, a znôwù malinczé szlachòtczi stojałë na widzewnëch môlach we wszëternôsczich chëczach. Bëłë w przeważim z drzewa, jinszé téż z grańtu, a nawetka ze szczernégò złota i strzébra. Na lëdzyńcach, gdze piérwi sztopòrczałe bùwronë Belbòga i Czernibòga, ju òd pòczãtwë rëchcaniznë naj przodkòwie sôdzelë krziże i kapelczi przë chëczi czë na rozestajnëch stedżenkach”. Nôlepi z tim tekstã dôł so radã znóny na Kaszëbach wëdôwca i gazétnik – piszący regùlarno téż do naszégò cządnika – Eùgeniusz Prëczkòwsczi. To dlô mie wiôlgô redota, òsoblëwie, że dobéł jem w Strzépczu, tak baro sparłãczonym z Labùdą. Nen ùtwórca je mie nad`zwëkòwò Arcëméster E. Prëczkòwsczi pisze diktando. Òdj. M. Góreckô blësczi. Jegò tekstë jô czëtôł òd nômłodszich lat, a w akademicczim czasu òn béł dlô mie mòdłã kaszëbsczégò dzejaniô. Òn téż béł méstrã kaszëbsczégò pisënkù – gôdôł zarô pò dobëcym arcëméster Prëczkòwsczi. Na dyktando zgłosëło sã wnetka 200 chãtnëch. Miona i nôzwëska tëch nôlepszich wëmieniwómë pòd tekstã. Małé jiwrë bëłë latos òb czas wrãcziwaniô nôdgrodów i niejedny na zasłużoné dëtczi abò jiné darënczi mùszelë kąsk pòżdac, równak wnetka wszëtcë wëjachelë ze szkòłë w Strzépczu rôd. Jak stało sã ju tradicją, diktando to nié leno pisanié. Ò to, żebë nikòmù sã nie przikrzëło, mielë starã: lińsczi chùr Pięciolinia pòd direkcją Jana Szulca i fòlklorowé karno Kaszëbskô Rodzëzna z gimnazjum w Lëni. Bògùsława Labùdda – córka Aleksandra Labùdë – wspòminała swòjégò òjca. Gôdała ò jegò dokazach, ale téż ò doswiôdczeniach robòtë w szkòle. A hewò wszëtcë dobiwcë XI Kaszëbsczégò Diktanda: Gimnazja Kristian Kwidzyńsczi – Wiôldżi Pòdles Andżelika Grubba – Szemôłd Robert Wenta – Przedkòwò Spòdleczné szkòłë Dorota Mateja – Przedkòwò Dominika Groth – Miszewò Paùlina Czoska – Szemôłd Specjalné wëprzédnienia Dominik Kraùza Dominika Groth Wérónika Kòszałka pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 29 Wëżigimnazjalné szkòłë Tomôsz Brëlowsczi – Przëwidz Marta Miszczak – Kòscérzna Andżelika Òrczëkòwskô – Przedkòwò Dozdrzeniałi Karolëna Serkòwskô Alicjô Szopińskô Sławòmir Klas Profesjonalëscë Béjata Lewandowskô Wòjcech Mëszk Mariô Dradrach Arcëméstrowie Eùgeniusz Prëczkòwsczi Tomôsz Fópka Sławòmir Fòrmela 29 2012-11-30 17:46:01 przywracanie dawnego piękna Szkic do portretu Macieja Kilarskiego (część 1) Opus magnum tego naukowca i badacza średniowiecznej architektury ceglanej stał się zamek w Malborku, przywrócony przy jego udziale światowemu dziedzictwu kultury. Odegrał również ważną rolę w odbudowie zabytkowej architektury zrujnowanego Gdańska. W 2012 roku mija 90. rocznica urodzin wybitnego konserwatora zabytków, muzealnika i artysty Macieja Kilarskiego. JOLANTA JUSTA* Pobieranie nauk w Rydzynie Maciej Kilarski urodził się 24 lutego 1922 roku w Poznaniu. Pochodził z rodziny z patriotycznymi tradycjami wywodzącej się ze Lwowa i okolic. Ojciec Jan był m.in. wykładowcą w Wyższej Szkole Handlowej, nauczycielem fizyki i matematyki oraz krajoznawcą i redaktorem serii „Cuda Polski”, publikowanej przez Wydawnictwo Polskie Rudolfa Wegnera. Prof. J. Kilarski opracował tom Gdańsk, który ukazał się w tej serii w roku 1937. Akcentował w nim historyczne związki miasta z Rzeczpospolitą. Matka Wanda, z domu Ludwig, była malarką. Młody Kilarski dorastał w czasach, kiedy patriotyzm nie był pustym słowem. Wartości zawarte w haśle „Bóg, honor i ojczyzna” wpojono mu w domu rodzinnym oraz w Gimnazjum i Liceum im. Sułkowskich w Rydzynie koło Leszna, gdzie pobierał nauki. Głównym celem tej szkoły (założonej w 1928 roku i prowadzonej przez Tadeusza Łopuszańskiego, wybitnego polskiego pedagoga) było wykształcenie nowej inteligencji polskiej pozbawionej wad, egoizmu i słabości. W gimnazjum rydzyńskim powstały pierwsze rysunki Macieja Kilarskiego pokazujące piękno otaczającej go architektury zamku i miasta. Ocena twórczości artystycznej gimnazjalisty zamyka się w słowach prof. Leona Wyczółkowskiego: „Rysuj, co chcesz i czym chcesz, ale rysuj”. W Rydzynie Maciej napisał pierwszy artykuł – o figurze Świętej Trójcy usytuowanej na rynku miasta. Został on opu30 pomerania_grudzien_2012.indd 30 Maciej Kilarski z ojcem Janem. Fot. z prywatnego archiwum Kilarskich blikowany w 1938 roku w „Rydzyniaku”, szkolnym czasopiśmie. Studia w Lwowie i Krakowie Naukę Macieja w gimnazjum rydzyńskim przerwał wybuch II wojny światowej. Rodzina przeniosła się do Lwowa, rodzinnego miasta Wandy Kilarskiej. Maciej studiował architekturę na Politechnice Lwowskiej. Miał okazję słuchać wykładów wybitnych uczonych: Karoliny Lanckorońskiej i Władysława Podlachy. Swe umiejętności rozwijał pod kierunkiem Władysława Lama, Mariana Osińskiego i Feliksa Markowskiego. Ucieczką od wojennej rzeczywistości była dla niego twórczość artystyczna. Z tego okresu pochodzą jego prace przedstawiające zabytki Lwowa: katedrę łaciń- ską i ormiańską, klasztor bernardynów, kościoły dominikanów i jezuitów, kościoły św. Zofii i św. Marii Magdaleny oraz św. Mikołaja. Rodzina Kilarskich w 1943 roku przeniosła się do Krakowa. Maciej mieszkał w tym mieście do roku 1948. W latach 1946–1948 studiował architekturę na Politechnice Krakowskiej i historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie poznał Wiktora Zina, późniejszego sławnego profesora. Słuchał wykładów m.in. Feliksa Kopery, Adama Bochnaka, Stanisława Gąsiorowskiego, Wojsława Molè i Jerzego Szablowskiego. W tym czasie powstały jego prace poświęcone zabytkom Krakowa, głównie architekturze Wawelu. W Krakowie stworzył również szkice o tematyce sakralnej, pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:02 przywracanie dawnego piękna Maciej Kilarski z dr Hanną Domańską, konserwatorką zabytków. Letni Refektarz, zamek w Malborku. Fot. z archiwum rodzinnego Domańskiej na których ukazał kościół Mariacki, kościół Bożego Ciała na Kazimierzu oraz kościół św. Barbary. Twórczość Macieja dobrze oceniał znamienity malarz Józef Mehoffer. Jest to także czas pierwszych badań naukowo-konserwatorskich zabytków Śląska. Maciej Kilarski rozpoczął je od dawnego pocysterskiego opactwa w miejscowości Rudy niedaleko Raciborza. Zakończył je obszernym sprawozdaniem naukowym i publikacją. Gdańsk – dokumentowanie zabytkowych budowli Największy wpływ na kształtowanie się postawy Macieja, jego umiłowanie historycznych pamiątek, miał jego ojciec. Prof. Jan Kilarski 4 kwietnia 1945 roku przyjechał do Gdańska w grupie operacyjnej, która rozpoczęła zabezpieczanie ruin miasta poprzedzające jego odbudowę. „Prof. J. Kilarski był wielkim patriotą, stworzył wokół siebie krąg studentów, na wydziale architektury Politechniki Gdańskiej, zakochanych w jego opowieściach o Gdańsku (…). Wędrowaliśmy razem po mieście znowu naszym, doszukując się poprzez ruiny jego dawnego piękna. Całe grono studentów, jego wielbicieli, nie miało wątpliwości, że Gdańsk trzeba odbudować, i że jest to nasz święty obowiązek” – tak pisze o prof. Kilarskim w drugim tomie Wspomnień z odbudowy Głównego Miasta (Gdańsk 1997, s.121) inż. Stanisław Michel, architekt zaangażowany w odbudowę Gdańska, autor licznych projektów rekonstrukcji zabytkowych kamieniczek Głównego Miasta w Gdańsku. Jan Kilarski obraz Gdańska w pierwszym okresie powojennego bytu opisał w „Listach Gdańskich”, które pod tym tytułem ukazały się w „Dzienniku Bałtyckim” w 1945 roku. Były to reportaże o zrujnowanym mieście ujęte w formę listów pisanych do syna. Maciej Kilarski również zaangażował się w odbudowę gdańskich zabytków. Gród nad Motławą przemierzał ze szkicownikiem w ręku, aby utrwalić zniszczone miasto. Jak sam napisał, był „wstrząśnięty i jednocześnie zafascynowany ruinami tego pięknego miasta”. Dokumentował zabytkowe budowle, próbując uchwycić nastrój i atmosferę zniszczonego miasta. Swymi rysunkami zabytkowej architektury grodu nad Motławą zilustrował książki ojca: Gdańsk Miasto Nasze – Przewodnik po Gdańsku Starym i Nowym (Kraków, 1947) oraz Poznaj Gdańsk. Przewodnik – Informator (1949), w których znalazły się m.in. szkice przedstawiające Ratusz Staromiejski ze stojącą po drugiej stronie ul. Korzennej ruiną kamienicy. W 1948 roku na stałe przeniósł się do Gdańska i zamieszkał z rodzicami w Oliwie. Studiował architekturę na Politechnice Gdańskiej, gdzie obronił pracę dyplomową pod kierunkiem prof. Mariana Osińskiego na temat odtworzenia kształtu nieistniejącego już klasztoru dominikanów. W latach 50. podjął pierwszą pracę zawodową, najpierw w Katedrze Historii Architektury na Politechnice Gdańskiej jako asystent prof. M. Osińskiego, a potem w Pracowni Konserwacji Zabytków. Odtwarzanie piękna Głównego Miasta Maciej Kilarski w swojej pracy badawczej wiele uwagi poświęcał detalom architektonicznym oraz odgruzowywaniu ruin zabytkowej zabudowy Gdańska wzdłuż ulic Głównego Miasta. Interesowały go relikty płyt przedprożnych kamienic gdańskich, zwłaszcza pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 31 na ulicy Mariackiej. Zostały one zrekonstruowane według jego rysunków na zlecenie Miastoprojektu w 1954 roku. Doświadczenia wyniesione z wielkiej odbudowy Gdańska poszerzyły jego wiedzę o zabytkach. Studiował ze szczególną uwagą rekonstrukcję sklepień w kościele Najświętszej Marii Panny. Zajmował się inwentaryzacją całej ściany frontalnej kamienicy z XVIII wieku, Nowego Domu Ławy, oraz projektem jej elewacji. Inżynier Kilarski zastosował tutaj własną bardzo dokładną metodę pomiaru, stąd zyskał miano „łowcy milimetrów”. Zajmował się także tworzeniem projektów uzupełnienia architektonicznej i figuralnej dekoracji barokowego szczytu narożnej kamienicy w ciągu elewacji za Dworem Artusa. 31 2012-11-30 17:46:04 przywracanie dawnego piękna Rysunek Macieja Kilarskiego przedstawiający Ratusz Głównego Miasta od strony Długiego Targu. Fot. B.L. Okońscy W 1953 roku był autorem opracowania widoku zabudowy Długiego Pobrzeża przy Targu Rybnym i na ul. Wartkiej oraz uważnym obserwatorem odbudowy Zbrojowni, Dworu Artusa i kościoła Mariackiego. Zależało mu na zachowaniu nawet najmniejszych autentycznych fragmentów historycznej zabudowy miasta. Spod gruzów wydobywał fragmenty kafli pochodzących z pieców kamienic mieszczańskich. Jak sam pisał, ten okres pracy zawodowej był dla niego „wielką przygodą życiową i wyjątkową lekcją tworzenia różnego rodzaju filarów, sklepień 32 pomerania_grudzien_2012.indd 32 i dachów”. Odbudowę ruin zniszczonego miasta opisał wiele lat później w książce Wspomnienia z odbudowy Głównego Miasta, wydanej z okazji 1000-lecia powstania Gdańska (t. II, Gdańsk 1997, s. 98–119). Malborski zamek, czyli prawdziwa miłość Jednak najważniejsze wyzwanie konserwatorskie jego życia to zamek w Malborku. Maciej Kilarski pierwszy raz odwiedził Malbork z ojcem jeszcze przed wojną. Zawodowo zaczął tutaj działać jako przedstawiciel Wojewódzkiego Kon- serwatora Zabytków w Gdańsku. W 1957 roku otrzymał zlecenie na przeprowadzenie segregacji detalu architektonicznego na zamku w Malborku oraz nadzór nad odgruzowaniem kościoła pw. Najświętszej Marii Panny i kaplicy św. Anny. Inżynier Kilarski wszedł do pierwszego zespołu pracowników, którzy pod kierunkiem dyrektora Muzeum Zamkowego w Malborku Henryka Raczyniewskiego w 1961 roku rozpoczęli planową i systematyczną odbudowę malborskiego zamku. Był jedynym pracownikiem późniejszego muzeum, który oglądał zniszczenia wojenne twierdzy nad Nogatem. Zaangażowany w jego odbudowę, stał się pierwszym badaczem średniowiecznej architektury po II wojnie światowej. Głównym jego zamierzeniem była odbudowa kościoła na Zamku Wysokim. To również on kierował zespołem poszukującym fragmentów monumentalnej figury NMP oraz okrywającej ją mozaiki. Jego marzeniem była rekonstrukcja tej figury i umieszczenie jej tam, gdzie kiedyś była, w niszy kościoła od strony wschodniej. Jednak te marzenia się nie spełniły. Dopiero niedawno z inicjatywy malborskich przewodników powołano Fundację „Mater Dei”, której celem jest rekonstrukcja rzeźby Madonny, patronki zakonu krzyżackiego i Malborka. Przez wiele lat Maciej Kilarski pracował jako kustosz w Dziale Historii Zamku, gdzie z zespołem pracowników zajmował się badaniami średniowiecznej warowni i opiniowaniem projektów odbudowy gotyckiej architektury. Następnie został kuratorem ds. architektury, nadzorując każde zadanie architektoniczno-budowlane. Prowadził je planowo i systematycznie. Ostro kontrolował ekipy budowlane przy wykonywaniu każdego zadania, twardo egzekwując wymogi konserwacji zabytków. Sumienną pracę Macieja Kilarskiego na rzecz zamku w Malborku opisał we wspomnieniach jego przyjaciel, Mieczysław Haftka, długoletni wicedyrektor Muzeum Zamkowego w Malborku (Laudatio, w: Praeterita Posteritati, Studia z historii i kultury ofiarowane Maciejowi Kilarskiemu, Malbork 2001, s. 11–32). * Autorka jest historykiem, edukatorem, kustoszem w Muzeum Zamkowym w Malborku. Dokończenie w następnym numerze. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:05 kaszëbsczi dlô wszëtczich ÙCZBA 17 Gòdë i Sylwester RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Gòdë to pò pòlskù Boże Narodzenie. Wilëjô, Wiliô to Wigilia. Cwiczënk 1 Cwiczënk 2 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrzk spòd tekstu. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na polski. Wykorzystaj do tego słowniczek zamieszczony pod tekstem). SŁOWÔRZK – Danka! Chcesz latos na Gòdë żëwą dankã? – Jô bë chca, leno no dërchné zbiéranié jigłów mie mier’zy. – Tej kùpimë sztuczną. Tatk ju mierzi wësokòsc jizbë. – Żëwô fëjn wòniô… Do te kòlãdë spiewac kòl sztuczny danczi… Kò to sã nie słëchô. – Móm dobrą ùdbã! Kùpimë so dankã w krutopie. – Jo, ta sã nie sëpie i dotrwô do kolãdë. – Pòwiészimë na ni kùgle, lińcuch, kùszczi, òrzechë i jabka… a mdze mògła tak stojec przez całi rok. – Në, në. Pò Nowim Rokù më jã rozbierzemë, a na balkón wëstawimë. – Kò lepi pò Trzech Królach… abò pò kòlãdze, a nôlepi 2 gromicznika. – Në, në! Mie sã zdôwô, że të bë jã rôd do Jastrów òstawił. – Pewno, że jo. Mòże Gwiôzdór chòc rôz w miesącu jaczi dôrënk pòd niã bë kłôdł, a nié le na Wiliã. – Rozëmkù pòj dodomkù! Tec Gwiôzdór rôz na rok mô robòtã, to mù sygnie. – Rôz na rok? Cëż të pleszczesz? A nie czëła të, że w niejednëch krajach òn w Nowi Rok przëchôdô, a w jinëch na Trzech Królów? – Jo, le òn sã nie zwie Gwiôzdór, le sw. Mikòłôj abò Dżôd Mróz. – Mrozu jô nie lubiã, ale sniég na Wilëją mùszi bëc! – Të lepi pòmëszlë, gdze më na Sylwestra pùdzemë. – Kò jak mdą fëst smiotë, tej nigdze. – Të le môsz wipczi w głowie. – Tec jô sã leno smiejã. Kò do Sylwestra je jesz wiele czasu! – Dlô ce to je wiedno wiele czasu, a jô jem w ùrzasu! danka – choinka, dôrënk – prezent, Gòdë – Boże Narodzenie, okres Bożego Narodzenia, gòdnik – grudzień, gromicznik – luty, kòlãda – kolęda, krutop – doniczka, kùgle – bombki, latos – w tym roku, smiotë – zaspy , to sã nie słëchô – to nie wypada, ùdba – pomysł, ùrzas – strach, wipczi – figle, żarty, wòniô – pachnie, zapach Wëbierzë z gôdczi dzesãc słów-kluczów, tj. słów, jaczé wedle ce są nôwôżniészé. Starôj sã je wëzwëskac w òpòwiôdanim historii òpisóny w dialogù. (Wybierz z dialogu dziesięć słów-kluczy, czyli te słowa, które twoim zdaniem są najważniejsze. Staraj się ich użyć w opowiadaniu historii opisanej w tekście). Cwiczënk 3 Zdrzë w słowarzkù, co znaczi słowò Gòdë. (Sprawdź w słowniczku, co znaczy słowo Gòdë). Jinszé słowa z ti familie: gòdnik (gòdan) gòdné drzéwkò (danka) gòdowi czas (gòdë) gòdowé piesnie (kòlãdë) gòdowi wieczór (Wiliô) Zapiszë piãc zdaniów, w chtërnëch nalézą sã zapisóné wëżi słowa abò jich synonimë. (Zapisz pięć zdań, w których wystąpią zapisane wyżej słowa lub ich synonimy). Cwiczënk 4 Gòdë to bòkadny w zwëczi i wierzenia cząd òbrzãdowégò rokù. (Czas Bożego Narodzenia jest bogatym w zwyczaje i wierzenia okresem roku obrzędowego). Zapòznôj sã z rzeczónkama i pòwiédz, jaczé sprawë w kòżdi z nich są przédną tematiką – zwëczi, wierzenia, przepòwiôdanié wiodra. (Zapoznaj się z przysłowiami i powiedz, jakie sprawy są tematem przewodnim każdego z nich – zwyczaje, wierzenia, prognostyki pogodowe). Na Bòżé Narodzenié ceszi sã wszëtkò stwòrzenié. Gwiôzdka jasnô, stodoła casnô. Do Gód sétmë pògód. Na Jadama straszą dzecë gwiôzdkama. Gdze gwiôzdka chòdzy, tam diôbeł nie szkòdzy. Gòdë biôłé, Jastrë zeloné. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 33 33 2012-11-30 17:46:06 kaszëbsczi dlô wszëtczich Cwiczënk 5 Ò jaczich zwëkach, wierzeniach i òbrzãdach je gôdka w dialogù? Wëpiszë je i rzeczë ò nich przë ùżëcym wiédzë z tekstu i jinszich znónëch cë wiadłów. (O jakich zwyczajach, wierzeniach i obrzędach mówi się w dialogu? Wypisz je i wypowiedz się na ich temat, wykorzystując informacje z tekstu oraz z innych źródeł). Wiémë, że y piszemë pò s, z, c, dz i cwiardim n. Jeżlë w słowie mier’zy apòstrof bë zdżinął, tej pò rz bë béł mùsz pisac i, tak jak to je w drëdżim słowie (a doch nié ò to słowò w tim przëtrôfkù jidze). (Wiemy, że y piszemy pò s, z, c, dz i twardym n. Gdyby w słowie mier’zy zniknął apostrof, należałoby po rz pisać i, tak jak to zrobiono w drugim ze słów (a przecież nie o to słowo w tym przypadku chodzi). Cwiczënk 6 Cwiczënk 9 - Wskażë w dialogù dzéle tekstu, gdze pòjawił sã hùmòr. (Wskaż w dialogu partie tekstu, w których wystąpił humor). - W dokazach mòże wëstąpic kòmizm sytuacji, pòstacë abò słowa. Jaczégò ôrtu hùmòr wëstąpił w najim teksce? (W utworach może wystąpić komizm sytuacji, postaci lub słowa. Jakiego rodzaju humor wystąpił w naszym tekście?) Jaczé wseczëca bùdzą w lëdzach Gòdë? Wëbierzë z pòdónëch w ramce słów (nôpierwi ùstalë jich znaczenié przë ùżëcym słowarza). (Jakie uczucia budzą w ludziach święta Bożego Narodzenia? Wybierz odpowiednie słowa z podanych w ramce – wcześniej ustal przy użyciu słownika ich polskie znaczenia). Cwiczënk 7 redota, smùtk, wiesołosc, niecerplëwé żdanié, nôdzeja, strach, spòkój, złosc, szczescé, trëchlëna, zajiscenié, zwątpienié, zadowòlenié, zadzëwienié, ùmãczenié, miłota Zdrzë na pòdsztrëchniãté w dialogù słowa (przyjrzyj się słowom podkreślonym w dialogu): Danka – danka mier’zy – mierzi kòlãda – kòlãda Kòżdô pôra brzëmi juwerno abò prawie juwerno. (Każda para brzmi identycznie lub prawie identycznie). - Przeczëtôj infòrmacjã, co je niżi. Namëslë sã, do jaczich ôrtów słów zarechòwac kòżdą z pôrów wërazów. (Przeczytaj poniższą informację. Zastanów się, do którego rodzaju słów zaliczyć każdą z par wyrazów). Hòmònim – słowò, słownô zdrëszëna, a nawetka całé zdanié ò tim samim brzëmienim abò pisënkù, ale ò rozmajitim znaczenim. (Homonim – wyraz, związek wyrazowy, a nawet całe zdanie o tym samym brzmieniu lub tej samej pisowni, ale o różnym znaczeniu). Wieleznaczné słowò – jedno słowò w czile znaczeniach. (Wyraz wieloznaczny – jedno słowo o kilku znaczeniach) - Pòdôj przikładë czile hòmònimów i wieleznacznëch słów w kaszëbsczim jãzëkù. (Podaj przykłady kilku homonimów i wyrazów wieloznacznych w j. kaszubskim). Cwiczënk 8 Zdrzë na pisënk słów mier’zy – mierzi, przeczëtôj je. Czejbë w pierszim słowie nie bëło apòstrofa, jak bë je mógł przeczëtac i czë pisënk bë béł tedë zgódny ze wskôzama, ò jaczich je gôdka w pòstãpnym teksce na szarim spòdlim? (Spójrz na pisownię słów mier’zy – mierzi, przeczytaj je. Gdyby w pierwszym słowie nie było apostrofu, jak można by je było przeczytać i czy pisownia by była zgodna z zasadami, o których mowa w tekście zapisanym na szarym tle?) 34 pomerania_grudzien_2012.indd 34 - Do wëbrónëch piãc wseczëców dopiszë mòtiwacjã òdczuwaniô, w rozmajitëch òsobach i lëczbach. Zmień jistnikòwé pòstacë słów na znankòwniczi tam, gdze to je mòżlëwé. Bôczë na pisënk kùnôszków znankòwników w rozmajitëch ôrtach; sprawdzë to w ùczbie 5. (Do wybranych pięciu uczuć dopisz motywację odczuwania, w różnych osobach i liczbach. Zamień rzeczownikowe postaci słów na przymiotniki tam, gdzie to możliwe. Zwróć uwagę na pisownię końcówek przymiotników w różnych rodzajach; sprawdź to w lekcji 5). Np. Bãdã redosny, bò kù reszce ùzdrzã całą rodzënã w grëpie. Cwiczënk 10 Dwadzestégò czwiôrtégò gòdnika swòje swiãto òbchôdają Jadóm i Jewa. W jizbie stôwiô sã dankã, na czëpie sôdzô janiółka. Wszãdze je czëc jimiã Jezësk. Na bòk na sztót jidą jiwrë. Wszëtczé jistnotë parłãczą sã w przeżiwanim wiôldżi nowinë. - Przełożë tekst na pòlsczi jãzëk. Zapiszë gò w zesziwkù. (Dokonaj przekładu tekstu na język polski. Zapisz go w zeszycie). - Przëzdrzë sã słowóm zaczinającym sã na j (w kaszëbsczim teksce) i na i w pòlsczi jegò wersji. Co widzysz? Wëcygnij swiądë ze swòjich òbserwacjów. (Popatrz na słowa zaczynające się na j w tekście kaszubskim oraz na i w jego polskiej wersji. Co widzisz? Wyciągnij wnioski ze swoich obserwacji). Taczé dodôwanié j przed i, a, e jakno pierszima samòzwãkama słowa je zwóné jotacją abò prejotacją. (Takie dodawanie j przed i, a, e jako pierwszymi samogłoskami słowa jest nazywane jotacją lub prejotacją). - Zapiszë czile jinëch słów, gdze wëstąpi jotacjô. (Zapisz kilka innych słów, w których wystąpi jotacja). pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:06 Gdańsk mniej znany Na mostku kapitańskim lub za burtą Edukacja i zabawa – zapewnia nam to Ośrodek Kultury Morskiej, stanowiący oddział Centralnego Muzeum Morskiego. Mieści się na Długim Pobrzeżu w nowo wzniesionym budynku przy Żurawiu. Inwestycja pochłonęła około 50 milionów złotych. M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z Wiatr w żagle złapany Hitem Ośrodka Kultury Morskiej jest interaktywna wystawa „Ludzie – statki – porty”. Już od progu wzrok przyciąga duży basen, po którym pływają modele statków. Zwiedzający mogą tu sterować jednostkami. Nie jest to takie proste, ponieważ trzeba wiedzieć, jak ustawić żagiel względem sztucznie wytwarzanego wiatru. Można tu również sprawdzić, jak kształt kadłuba wpływa na prędkość. Wystawa przybliża też tajniki budowy statku. W sali prezentowana jest siedmiometrowa makieta żaglowca. Do szczególnych atrakcji należy mostek kapitański. Każdy może tu stanąć za sterem, nadać sygnał alfabetem Morse’a czy wywiesić flagi sygnałowe. Chciałam, by w Ośrodku Kultury Morskiej dobrze czuły się zarówno małe dzieci, jak i te duże, w wieku do stu lat i więcej – mówi Krystyna Stubińska, Kierownik Działu Edukacji, autorka wystawy. Dorośli na pewno nie będą się nudzić przy interaktywnych stanowiskach. Na monitorach można zagrać w gry komputerowe, ale i zasięgnąć wiedzy. Na przykład o kontenerowcach, których historia sięga 1955 roku i mogą przewozić nawet do 15 tysięcy kontenerów. Wielu ciekawostek dowiemy się także w dziale poświęconym archeologii podwodnej. Obowiązkowo trzeba tu zajrzeć do batyskafu, czyli podwodnego pojazdu, który pozwala na penetrację głębi morskiej. Wśród eksponatów uwagę przykuwa pierwszy strój do nurkowania, który używany był od pierwszej połowy XIX wieku. Jego waga wynosiła nawet 90 kilogramów. Fot. MS Łodzie z kory i gondole Drugie piętro nowoczesnego budynku to sala, gdzie można podziwiać łodzie z całego świata. Jednostki trafiły do muzeum dzięki podróżnikom, kapitanom i załogom polskich statków, którzy pozyskiwali je od lat sześćdziesiątych XX wieku. Większość takich łodzi jest cały czas używana w różnych zakątkach świata – od Norwegii po Indonezję. Ich konstrukcja świadczy o pomysłowości człowieka, który wykorzystuje zasoby naturalne do pokonywania żywiołu, jakim jest woda. Można tu zobaczyć na przykład kanadyjskie łodzie o poszyciu z kory. Te wykonywane tradycyjnie uszczelniane są żywicą, a jako szwy używa się korzeni świerku. Na ekspozycji znajduje się również wenecka gondola. Jej kadłub jest asymetryczny, dzięki czemu nie skręca w lewo, mimo gondoliera stojącego na rufie. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 35 Tajemnice morskiego dna Ośrodek Kultury Morskiej prezentuje także dorobek Działu Konserwacji Centralnego Muzeum Morskiego. Przez ponad czterdzieści lat działalności naukowcy zbadali ponad trzydzieści wraków statków znalezionych na Morzu Bałtyckim. Na wystawie w Ośrodku można się zapoznać z ich najciekawszymi odkryciami. Najsłynniejszy zbadany przez nich statek pochodzi z XIV wieku. Przetrwał w dobrym stanie dzięki smole, którą transportował, ponieważ kiedy zastygła, stała się doskonałą ochroną wraku. Jako że ta jednostka przewoziła plastry miedzi, nazwana została Miedziowcem. Naukowcy zbadali też szwedzki okręt Solen, który zatonął podczas bitwy pod Oliwą w 1627 roku. Udało się z niego wydobyć dwadzieścia dział, kule armatnie i wiele innych zabytków (m.in. przedmioty z wyposażenia kabin). 35 2012-11-30 17:46:06 fenomen pomorskości Asuba i Kacuba (część 5) Na dalekim Kaukazie, w Abchazji, do dziś powtarzana jest opowieść o bohaterze Abrskilu, znanym nam skądinąd pod greckim imieniem Prometeusza. Abrskil bronił przodków Abchazów przed najeźdźcami z plemion Asuba i Kacuba, niebieskookimi blondynami, napierającymi na Kaukaz od północy, od strony czarnomorskich stepów. Mit ten jest odległym echem ekspansji naszych praindoeuropejskich przodków, która miała miejsce dwa tysiące lat przed narodzeniem Chrystusa. Zwróćmy uwagę na intrygujące brzmienie nazw plemiennych: owi „Asuba” czy „Kacuba” uderzająco przypominają nam nazwę własną pomorskiego ludu znad Bałtyku. J A C E K B O R KO W I C Z Do tego niebieskoocy blondyni! Opublikowane w latach trzydziestych niemieckie badania z dziedziny antropologii fizycznej (naziści, trzeba przyznać, robili je naprawdę rzetelnie) wyraźnie pokazują, że najwyższy w Rzeszy odsetek blondynów wykazywał nie sąsiadujący z Danią Szlezwik, lecz okolice pomorskiego Sławna. Czyli miejsce, w którym osiemset lat temu pojawiła się dla historii nazwa „Cassubia”. Skojarzmy to z faktem, że przedwojenni mieszkańcy tych terenów w zdecydowanej większości wywodzili się od zgermanizowanych potomków Pomorzan. Ludzie morza – pierwsi indoeuropejscy migranci Gdzie Rzym, gdzie Krym, a gdzie Kaukaz? – zapyta sceptyk. I te trzy tysiące lat z okładem, dzielące czas opowieści 36 pomerania_grudzien_2012.indd 36 od momentu wydania pierwszych dyplomów z łacińską nazwą kaszubskiej krainy! Trochę za wiele tych lat i za mało przesłanek, by przekonująco uzasadnić egzotycznie brzmiącą teorię. Może to i racja, ale… Dlaczego Kaszubi mieliby nie pochodzić z czarnomorskich stepów, skoro – jak stwierdzają uczeni – są one praojczyzną Indoeuropejczyków? Naprawdę nie warto sprawdzić, czy aby nie ma gdzieś brakującego ogniwa, łączącego legendarnych Kacubów ze współczesnymi Kaszubami? Zanim odpowiem na to pytanie, odwołam się do tematu poprzedniego odcinka: do Wenedów. Podobnie jak inne ludy indoeuropejskie, również i oni zasiedlali nasz kontynent, idąc ze wschodu na zachód – jednak lud zwany Wenedami czynił to wcześniej niż inni, stanowiąc jedną z pierwszych, jeśli nie pierwszą falę migrujących Indoeuropejczyków. Sami też przybywali prawdopodobnie w kilku etapach, mogących rozciągać się w czasie na setki, a być może nawet na tysiące lat. Przybywając do środkowej i zachodniej Europy, napotykali jej dotychczasowych mieszkańców: ludzi o krótkich, laponoidalnych czaszkach – jak świadczą wykopaliska, prowadzone wzdłuż całej nizinnej, „pomorskiej” Północy, aż po Irlandię. Na tak daleki zachód kontynentu pierwsi z Wenedów trafili nie lądem, lecz drogą morską. Opływając Europę dookoła, przemierzyli szlak od Morza Czarnego poprzez Morze Śródziemne, Słupy Heraklesa i Zatokę Biskajską. Szlak oznaczony układanymi z wielkich kamieni grobowcami oraz nazwami krain, które w różnych formach – Gwened w Bretanii, Gwynedd w Walii, Vendsyssel na Jutlandii – zachowały pamięć o tych pionierach. Byli ludźmi morza: nauta, wenedyjskie słowo oznaczające „lud”, w języku ich młodszych sąsiadów, Greków i Rzymian, stało się synonimem „żeglarza”. W trak- pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:07 cie późniejszych, lądowych wenedyjskich wędrówek słowo to przybrało formę tauta, notowaną w wymarłym dziś języku Wenetów (od Wenecji) oraz w języku litewskim. W obydwu oznacza „naród”. Ci, którzy czynią jasność Mieli jasne włosy, dlatego wszędzie, dokąd przybyli, zwano ich Białymi. Nazwa „Wenedowie” znaczy zresztą to samo – dotarła do nas za pośrednictwem Celtów: „biały, jasny” to vindo w języku Galów, gwyn po walijsku, gwenn po bretońsku, find lub fionn u Irlandczyków i Szkotów. Mogła też oznaczać „tych, którzy wiedzą”: praindoeuropejskie słowo weid – odnosi się takoż do „wiedzy”, jak i do „wizji”. Biel lśni, czyni jasność, a więc oświeca. U Prusów wissa znaczyło zarówno „biały”, jak i „szlachetny”. Chyba sami Wenedowie też tak o sobie mówili. Praindoeuropejskie pojęcie albho, „biały, biała”, przechowało się w nazwie Alba, jaką Gaelowie, potomkowie najstarszych mieszkańców Szkocji, nadają we własnym języku swojej ojczyźnie. Także w nazwach innych „Białych krain”, rozmieszczonych wzdłuż trasy wędrówek Wenedów, od Kaukazu po północne krańce Europy. Albania to nie tylko kraj na Bałkanach, identycznie zwano kiedyś dzisiejszy Azerbejdżan. Prawdopodobnie tak też określali swój kraj prehistoryczni mieszkańcy Brytanii (stąd „Albion”). Abchaska tamga i polski Abdank Skąd „Albanowie” w Azerbejdżanie? Otóż wspomniany na początku Abrskil nie ustrzegł rodaków przed najazdem z północy. „Asuba i Kacuba” – zapewne któraś z gałęzi Wenedów-Albanów – na pewien czas opanowali ludy Kaukazu. Stało się to na długo po pierwszych morskich wyprawach ich współplemieńców. Jasnowłosi i błękitnoocy najeźdźcy byli częścią głównej fali indoeuropejskiej ekspansji, która ruszyła naraz w obu kierunkach: ku południowi (Hetyci) i ku północnemu zachodowi, w głąb Europy. Na Kaukazie pamiątką ich panowania są niektóre tamgi, znaki rodowe abchaskiej szlachty. Tu mała niespodzianka – tamga rodu Abdeiba jest identyczna z polskim herbem Abdank. Słowacki, nadając swemu poematowi tytuł Lilla Weneda, wykazał się genialną intuicją! Kassopoi na Bałkanach Wspomniany wyżej etnonim nauta, naut występował do niedawna zarówno na Kaukazie, jak i w bałkańskiej Albanii. Ta przesłanka może wskazywać nam kierunek zdobywczego marszu tych spośród „Asubów i Kacubów”, którzy postanowili szukać szczęścia w Europie. Nadeszła wreszcie pora, by wskazać „brakujące ogniwo” naszej teorii. Otóż dwóch wybitnych językoznawców niemieckich, Max Vasmer i zmarły trzy lata temu Heinrich Kunstmann, zwróciło uwagę na nazwę starożytnego ludu, mieszkającego na terytorium dzisiejszej Albanii: Grecy zapisali jego nazwę jako Kassopoi względnie Kassopaioi. Dla Kunstmanna jest to niewątpliwy dowód obecności Kaszubów na Bałkanach. Jeśli tak było w istocie, okazałoby się, że „Asuba i Kacuba”, w dwa tysiące lat po kaukaskich awanturach ich pobratymców i na dwa tysiące lat przed pojawieniem się w źródłach historycznych, przebywali dokładnie w połowie drogi między kaukaskimi szczytami a wybrzeżem Bałtyku. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 37 PRZEPROSINY Pana Jerzego Nacla – Laureata Ormuzdowej Skry 2011, bohatera artykułu „Przyjaciel wysłannika Ormuzda“, zamieszczonego w listopadowym numerze „Pomeranii“, Andrzeja Buslera – autora tego artykułu, oraz PT Czytelników serdecznie przepraszamy za brak końcowego fragmentu wyżej wymienionego tekstu. Ostatni akapit polskojęzycznej wersji powinien brzmieć: „Rok temu zorganizował wyjazd gdańskich Kaszubów na Litwę. Głównym punktem tej wycieczki było przekazanie kaszubskiej wersji Pana Tadeusza wileńskiemu Muzeum im. Adama Mickiewicza. Ze skromności nie wspomina o tym, że kilkakrotnie sponsorował wydania kaszubskich książek. Ostatnią kaszubską inicjatywą Jerzego Nacla jest doprowadzenie do uroczystego przekazania repliki figurki Matki Boskiej Sianowskiej jego jasieńskiej parafii – kościołowi pw. Błogosławionej Doroty z Mątew (w którym została poświęcona 6 października, o czym piszemy w Klëce). Tę piękną replikę wykonał kaszubski rzeźbiarz Czesław Birr. Czy ma jakieś marzenia? Chciałbym upamiętnić i rozpropagować dawne nazewnictwo jednej z kluczowych arterii Gdańska, Traktu Konnego, w dawnych czasach nazywanego potocznie Kaschubischen Weg (Kaszubską Drogą). Życzymy Jerzemu Naclowi, aby i ten jego pomysł doczekał się realizacji”. 37 2012-11-30 17:46:07 30. rocznica śmierci ks. Sychty Kociewie pamięta Urodzony na Kaszubach, ale przez większość życia związany z Kociewiem, stał się ks. dr Bernard Sychta symbolem zbratania tych regionów, które były dla niego małą ojczyzną. Obu też darował największe dzieła swego życia: słowniki gwarowe Kaszub i Kociewia, nie licząc urokliwych dramatów. RY S Z A R D S Z W O C H Pierwszy kontakt z Kociewiem nawiązał tuż po maturze w 1928 roku. Zgłosił się wtedy do pelplińskiego Seminarium Duchownego, ale z powodu trwających prac budowlanych przy wznoszeniu nowego skrzydła budynku dla kleryków, mógł rozpocząć studia dopiero 6 stycznia 1929 roku. W okresie przygotowań do kapłaństwa unikał angażowania się w kleryckim Kole Kaszubologów, a i później nie związał się z żadną organizacją regionalną. Cenił niezależność. Święcenia kapłańskie przyjął 17 grudnia 1932 roku. Odtąd pracował jako wikariusz i kapelan szpitalny najpierw w Świeciu, potem w Kocborowie. Sporą część okupacji przeżył w kociewskim Osiu, skąd wrócił do Kocborowa, a po przeniesieniu się do Pelplina w 1947 roku nie opuścił już tych stron. Ponad pół wieku – z 75 lat życia – upłynęło ks. Bernardowi Sychcie właśnie na Kociewiu, które ukochał z wzajemnością. Oddał mu po części swój talent literacki i malarski oraz uwiecznił je w dziełach naukowych. Kociewie doceniło zasługi ks. Sychty. Jeszcze za jego życia dwa starogardzkie gremia – Towarzystwo Miłośników Ziemi Kociewskiej (TMZK) oraz oddział Towarzystwa Literackiego im. A. Mickiewicza – wybiły pamiątkowy medal dla uczczenia wielkiego słownikarza i wręczyły go ks. Sychcie w październiku 1980 roku, nadając mu zarazem honorowe członkostwo TMZK. Po śmierci ks. Sychty (25 listopada 1982 r.) Kociewiacy niejednokrotnie dawali wyraz swojej pamięci i wdzięczności za pozostawione przez niego dzieła. W Starogardzie Gdańskim już w roku 1986 jednej z ulic miasta nadano imię Ks. B. Sychty; był to bodaj pierwszy na 38 pomerania_grudzien_2012.indd 38 Kociewski wieczór w Pelplinie poświęcony pamięci ks. Sychty. Fot. M. Kargul Pomorzu taki akt serdecznego uznania i upamiętnienia. Jesienią 1989 roku w kociewskim Skórczu uroczyście nadano jego imię powstałemu tam Domowi Katechetycznemu. Rok 1992 przyniósł liczne inicjatywy uwieczniające postać tego kapłana, literata, uczonego i artysty – w dziesięciolecie jego śmierci. Nie zabrakło ich też na Kociewiu, gdzie m.in. na wniosek TMZK starogardzka Miejska Biblioteka Publiczna uczyniła ks. B. Sychtę swoim patronem. A w Starogardzkim Centrum Kultury zorganizowano wystawę biograficzną (największą z dotychczasowych), na której pokazano nie tylko dokumenty, pamiątki osobiste i rękopisy, ale także kolekcję prac malarskich ks. Sychty. W bieżącym roku, w którym przypada 105. rocznica urodzin i 30. rocznica śmierci ks. Bernarda Sychty, środowiska kociewskie zadbały o godne wspomnienie jego życia i twórczości. W Pelplinie – miejscu duszpasterskiej posługi, seminaryjnej dydaktyki i twórczej działalności ks. Sychty – 16 listo- pada zorganizowano wieczór wspomnień pod patronatem Oddziału Kociewskiego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, połączony z odegraniem „Wesela kociewskiego” przez zespół Modraki, obchodzący jubileusz 15 lat swej artystycznej pracy. 25 listopada, w rocznicę śmierci ks. Bernarda Sychty, w starogardzkim kościele pw. św. Mateusza odprawiona została msza św. w jego intencji, a 27 listopada tamtejsza Biblioteka Publiczna zorganizowała spotkanie, na którym zaprezentowano najnowszą publikację Ks. dr Bernard Sychta 1907–1982: wdzięczność i pamięć. Zawiera ona relacje świadków życia i twórczej pracy „pelplińskiego samotnika”, jak niekiedy określano tego nader zapracowanego słownikarza. A wspominają go m.in. ks. abp H. Muszyński, ks. abp E. Piszcz, ks. bp W. Mering, ks. prof. A. Nadolny oraz jego świeccy znajomi. Wydawcą bogato ilustrowanej publikacji okolicznościowej jest Instytut Kociewski. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:07 wëdarzenia „Kaszëbsczi nobel” David Shulist i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm w Brusach ju z Medalama Stolema. Nôdgrodë Klubù Sztudérów Pòmòraniô òstałë wrãczoné 45. rôz. Medal Stolema przëznôwóny je przez młodëch lëdzy, chtërny sztudérëją na trójmiastowëch wëższich szkòłach. Laùreatama nôdgrodë mògą òstac lëdze, jinstitucje i òrganizacje, jaczi swòją robòtą mają starã ò rozwij kùlturë Pòmòrzégò i Kaszub. Dlôte przëznôwanié Medalów wiedno bùdzëło zajinteresowanié westrzód lokalny spòlëznë. Nié bez przëczënë nazywô sã to wëapartnienié „kaszëbsczim noblã”. Latoségò rokù ùroczëstô gala òdbëła sã w sobòtã 24 smùtana w Stôromiastowi Radnicë. W 2012 rokù Medalã Stolema sztudérzë wëapartnilë Davida Shulista z Kanadë i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm z Brusów. Na ùroczëznã przëszło wicy jak sto sztëk gòscy jinteresëjącëch sã najim regionã. Bëtnicë wësłëchalë laùdacjów ò latosëch stolemòwcach, chtërne wëgłosyłë Katarzëna Główczewskô i Ka- tarzëna Bigùs, a téż pòsłëchalë ò Karnie Sztudérów Pòmòraniô, ò jaczégò dzejaniach òpòwiôdała przédniczka – Wioleta Dejk. Latosëch wëapartnionëch – Davida Shulista i Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm z Brusów – do karna stolemòwców mielë leżnosc wprowadzëc, nôdgrodzony ju czedës Medalã, Felicjô Baska-Bòrzëszkòwskô i Eùgeniusz Prëczkòwsczi. Wieczór òstôł zbògacony przez wëstãpë artistów z Mùzyczny Akademii we Gduńskù: Môrcëna Milocha, Agniészczi Roskal, Różë Bòrzdińsczi, Jacka Batarowsczégò i Michała Bronka, pòd czerënkã wastnë Witosławë Frankòwsczi. Wedle pòmòrańców latosy stolemòwcë zasłużëlë na to wëróżnienié dlôtë, że jich robòta rozwijô najã etniczną grëpã. David Shulist je wiôldżim propagatorã kaszëbiznë w Kanadze. Wiele lat béł pre- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 39 zydeńtã Wilno Heritage Society, jaczégò célã je òchrona i promòcjô kaszëbsczi kùlturë za òceanã. Kaszëbsczé Òglowòsztôłcącé Liceùm z Brusów je pierszą strzédną szkòłą, w chtërny zaczãto ùczëc kaszëbsczégò jãzëka. Szkòła ùczi nié blós jãzëka, ale téż aktiwnégò dzejaniô dlô Kaszub i całégò Pòmòrzô. Ùroczëzna òstała wspiartô przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié, Pòdjimiznã Fungopol zez Brus, Senatora Kadzmierza Kleinã, Sejmik Pòmòrsczégò Wòjewództwa a téż Gduńsczi Ùniwersytet. Medialny patronat nad wëdarzenim òbjãła m.jin. „Pomerania”. Marika Jelińskô i Kasza Główczewskô, KS Pòmòraniô Òdjimk: Karolëna Zajączkòwskô 39 2012-11-30 17:46:08 z południa FELIETON Wspaniała aż do śmierci KAZIMIERZ OSTROWSKI Tylko dziewięć lat, od 1930 do 1939, istniało Miejskie Gimnazjum Żeńskie (MGŻ) w Chojnicach i tylko cztery roczniki uczennic zdążyły w nim zdać maturę, lecz mimo krótkiego czasu szkoła świetnie zapisała się w historii miasta. Sukcesy oraz wysoka pozycja szkoły w środowisku w dużej mierze były zasługą dyrektorki Marii Matysikowej, która mocną dłonią trzymała ster nawy, a jednocześnie była troskliwą opiekunką swoich dziewcząt. Byłe uczennice MGŻ ufundowały w 1983 r. tablicę upamiętniającą szkołę i jej dyrektorkę. Dobrze zapamiętałem atmosferę zjazdu, który się wówczas odbył – nigdy wcześniej ani później nie słyszałem, by z takim szacunkiem i wzruszeniem mówiono o swych dawnych nauczycielach. To musiała być bardzo dobra szkoła. Jest stosowny moment, by przypomnieć sylwetkę Marii Matysikowej, 7 grudnia bowiem przypada 120. rocznica jej urodzin. Maria urodziła się w 1892 r. w województwie stanisławowskim, dorastała w Myślenicach, gdzie jej ojciec Wiktor Woźniczko był urzędnikiem. Studiowała polonistykę na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, dokończyła studia po wojnie w Poznaniu. Wyszła za nauczyciela Józefa Matysika, wraz z nim pracowała kolejno w Jaśle, Trzemesznie i Gnieźnie. W 1930 r. z polecenia kuratorium w Toruniu objęła stanowisko dyrektora nowo utworzonego gimnazjum żeńskiego w Chojnicach, jej mąż uczył w gimnazjum państwowym. Prędko postawiła swoją szkołę na wysokim poziomie oraz – co równie ważne – zapewniła jej udział w życiu społecznym miasta i okolicy. Więzi z regionem budowała nie tylko przez hafty kaszubskie na kołnierzykach mundurków i na sztandarze, lecz poprzez ciągłe kontakty z mieszkańcami wsi kaszubskich, wycieczki krajoznawcze i wakacyjne obozy na Gochach, spotkania z twórcami i prelekcje ludzi kultury. Szkoła utrzymywała łączność z Polakami na Złotowszczyźnie, oddzielonej granicą państwową, nauczycielki MGŻ regularnie wyjeżdżały tam z wykładami. Sama Matysikowa aktywnie uczestniczyła w życiu kulturalnym Chojnic. Wojnę z dwojgiem dorosłych już dzieci przeżyła w Jaśle. W 1945 r. zamieszkała w Bydgoszczy, organizowała II Państwowe Gimnazjum Żeńskie, była jego dyrektorką. W latach stalinowskich doznała wielu krzywd. Ostatni okres życia spędziła w Sopocie pod opieką syna Stanisława, profesora UG. Cëdownô jaż do smiercë Leno dzewiãc lat, òd 1930 do 1939 r., dzejało Miesczé Gimnazjum dlô Dzéwczãt w Chònicach, a maturã zdążëłë zdac blós sztërë roczniczi ùczenniców, równak nimò tak krótczégò jistnieniô szkòła zapisała so bëlną kartã w historii miasta. Wësokô ranga szkòłë w môlecznym strzodowiskù i ji zwënédżi bëłë we wiôldżim dzélu zasłëgą direktorczi Marii Matësëkòwi, chtërna mòcną rãką trzima czerë, a do te bëła dbałą òpiekùnką dlô swòjich dzéwczãtów. Dôwné szkòłowniczczi MG dlô Dzéwczãt w 1983 r. ùhònorowałë szkòłã i ji direktorkã pamiątkòwą tôflą. Jô so bëlno wdôrzóm atmòsferã zjazdu, jaczi sã przë leżnoscë òdbéł – ani rëchli, ani pózni nie bëło mie dóné czëc, abë z taczim ùszónowanim i skrëszenim bëło gôdóné ò swòjich dôw40 pomerania_grudzien_2012.indd 40 nëch szkólnëch. Ta szkòła mùszała bëc baro òsoblëwô. Terô nadchôdô pasownô chwila, żebë przëbôczëc pòstacjã Marii Matësëkòwi, 7 gòdnika przëpôdô 120. roczëzna ji ùrodzeniô. Maria ùrodzëła sã w 1892 r. w stanisławòwsczim wòjewództwie, a dorôstała w Mëslenicach, gdze ji òjc Wiktor Wòzniczkò robił na ùrzãdze. Pòlonistikã sztudérowa na Ùniwersytece Jana Kadzmierza we Lwòwie, ale dokùńczëła studia ju pò wòjnie w Pòznanim. Òżeniła sã ze szkólnym, Janã Matëskã i razã z nim pòsobicą robiła w Jasle, Trzemesznie i Gnieznie. W 1930 r. z naznaczeniô kùratorium w Toruniu przëszła na stanowiszcze direktora nowò òtemkłégò gimnazjum dlô dzéwczãt w Chònicach, ji chłop ùcził tej w państwòwim gimna- zjum. Chùtkò wëdwignãła rangã szkòłë, ùdostôwającë dlô ni ùznanié baro wësoczich wëmôganiów, a téż – co mô tak samò wiôldżé znaczenié – zwënégòwa ji aktiwny ùdzél w spòlëznowim żëcym miasta i òkòlégò. Bùdowała sparłãczenié z regionã nié le blós przez wësziwczi z kaszëbsczima mòtiwama na kòlniérzëkach szkòłowëch ruchnów i na stanicë, ale téż przez nieòprzestôwné zetknienia z mieszkańcama kaszëbsczich wsów, krôjmalënkòwé wanodżi i wëjazdë na òbòzë òb czas latnëch feriów, zéńdzenia z ùtwórcama i prelekcje przedstôwióné przez lëdzy ze swiata kùlturë. Szkòła nawiązała drëszną łączbã z Pòlôchama na Złotowszczëznie, òdcãti państwòwą grańcą. Co sztërk szkólne z MG dlô Dzéwczãt wëjéżdżałë tam z wëkładama. Matësëkòwô sama pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:08 FELIETÓN z pôłnia Zmarła 5 października 1980 r. W Sopocie również mieszkała jej córka Janina, matka Jana Krzysztofa Bieleckiego, byłego premiera RP. Okres chojnicki znaczył w jej życiu bardzo wiele. MGŻ było jej dziełem niezapomnianym, do końca życia utrzymywała kontakty z wychowankami, wspominała miasto i kilkakrotnie je odwiedziła, m.in. odsłaniała pomnik pomordowanych w Dolinie Śmierci, miejscu zamordowania jej męża Józefa. Na moją prośbę napisała wspomnienia, w liście wyznała wówczas: „(...) przesyłam krótkie wspomnienie z pierwszego mojego zetknięcia się z miastem. Pozostają bowiem Chojnice stale w mojej pamięci serdecznej, jako czas wprawdzie krótkiej mej pracy, ale niezwykle ważkiej w całej mojej działalności pedagogicznej. To uczuciowe stanowisko pogłębia bolesne wspomnienie tragicznej śmierci mego Męża, naucz. gimn. męskiego oraz innych kolegów. W nim dzisiaj odczuwam już nie cierpienie, ale pewien symbol wartościujący całą pracę polskiego nauczyciela na tym wysuniętym na zachód posterunku. W myśl życzenia Pana Redaktora przesyłam także zarys historii MGŻ (...)”. W 1978 r. głęboko poruszyła ją śmierć Juliana Rydzkowskiego, którego znała i ceniła, list swój kończyła słowami: „To wspomnienie jak bukiet skromnych polnych kwiatów ukochanej przez Niego ziemi chojnickiej składam przyjaźnie na Jego mogiłę”. Dwa lata później sama odeszła, a w ostatnim liście, napisanym do mnie kilka dni przed śmiercią, jeszcze raz zapewniała: „Przesyłam uścisk przyjaznej dłoni na ręce Pana dla społeczeństwa Miasta, które zachowuję w sercu i pamięci!”. Z uwielbieniem pisała o matce Janina Bielecka: „Matka nasza ratowała nas całą okupację i fizycznie (gotowała, troszczyła się o żywność), i psychicznie. Zawsze była wspaniałym, mocnym człowiekiem, chciałabym mieć taki talent pisarski (byłam przez 36 lat red. Polskiego Radia), by móc Ją opisać. Była wspaniała aż do chwili swej śmierci”. O chojnickich latach swej babci pamięta także Jan Krzysztof Bielecki, który niedawno zatroszczył się o pamiątkową tablicę przed Jej szkołą. téż brała aktiwny ùdzél w kùlturalnëch pòdjimiznach Chònic. Czas wòjnë, razã z dwòjgã dozdrzeniałëch ju dzecy, przedërcha w Jasle. W 1945 r. przecygnãła do Bëdgòszczë, tam zòrganizowa II Państwòwé Gimnazjum dlô Dzéwczãt i òsta jegò direktorką. Za czasów stalinowsczich wiele wëcerpia. Òstatné lata żëcégò minãłë ji w Sopòce, gdze dozérôł jã syn Stanisłôw, profesór Gduńsczégò Ùniwersytetu. W tim miesce mieszkała téż ji córka Janina, matka Jana Krësztofa Bielecczégò, znónégò jakno jeden z ùszłëch premierów RP. Ùmarła 5 rujana 1980 r. Cząd żëcégò w Chònicach béł dlô ni baro znaczący. MG dlô Dzéwczãt stanowiło dokôz żëcégò, zresztą pòkąd żëła, ùtrzëmiwa łączbã ze swòjima wëchòwónkama, wdôrza so miasto, a pôrã razy je òdwiedzëła, m.jin. òdsłoniwa pòmnik pòmòrdowónëch w Dolëznie Smiercë, môlu, gdze zamòrdowóny béł ji chłop Józef. Jô jã ùprosył ò spisanié wspòminków. W lësce, jaczi mie tej przësła, wëznała: „(...) przësyłóm mòje wdarzenia z pierszégò zetkaniô sã z miastã. Chònice wcyg zaòstôwają w mòji serdeczny pamiãcë jakno cząd, kò prôwda, dosc krótczi mòji robòtë, ale baro wôrtny w całi mòji pedagògòwi dzejnoce. Te mòje wseczëca są jesz pògłãbioné bòlesnym wspòminkã tragiczny smiercë mòjégò Chłopa, szkólnégò gimnazjum dlô knôpów, a jinëch drëchów. Dzysô òdczuwóm w nim ju nié cerpienié, ale swójny ôrt symbòlu nadôwającégò wôrtnotã całi robòce pòlsczégò szkólnégò w nym na zôpôd wësënionym starżnym môlu. Spôłniwającë żëczenié Wastë Redaktora, przesyłóm téż skrodzënk historii MG dlô Dzéwczãt (...)”. W 1978 r. mòcno przeżëła smierc Juliana Ridzkòwsczégò, chtërnégò znała i mia we wiôldżim ùwôżanim. Swój lëst kùńczi słowama: „Nen wspòmink jak kruta skrómnëch pólnëch kwiatów z chònicczi zemi, jaką ùkòchôł, skłôdóm drëszno na jegò grobie”. Sama òdeszła dwa lata pózni. W òstatnym lësce, napisónym do mie leno pôrã dni przed smiercą, zagwësniwô jesz rôz: „Slã ùscësnienié drëszny rãczi na rãce Wastë dlô całi spòlëznë Miasta, przechòwiwónégò w mòji pamiãcë i sercu!”. Z ùczestnienim ò matce pisała Janina Bieleckô: „Nasza matka przez całą òkùpacjã retała nas i fizyczno (gòtowała, miała starã ò jedzenié), i psychiczno. Bëła wiedno cëdownym, mòcnym człowiekã, jô bë chcała miec taką pisarską ùdałosc (jô przez 36 lat bëła red. Pòlsczégò Radia), żebë zdołac jã òpisac. Bëła cëdownô jaż do chwilë swòji smiercë”. Ò chònicczim cządze w żëcym starczi pamiãtô téż Jón Krësztof Bielecczi. Dzãka jegò starze niedôwno pòjawiła sã tôfla na wdôr przed Ji szkòłą. W tym budynku mieściło się Miejskie Gimnazjum Żeńskie w Chojnicach. Fot. Maciej Stanke pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 41 Tłomaczenié Bòżena Ùgòwskô Fot. Maciej Stanke 41 2012-11-30 17:46:09 prakticzny darënk Kaszëbsczé kalãdôrze Felëje mie kalãdôrza! Taczégò ksążkòwégò, w jaczim jô bë nalôzł wszëtczé brëkòwné wiadła, a mógł so w nim zapisac datã roczëznë zdënkù, ùrodzënów białczi czë numer telefónu do cządnika „Pomerania”. Jo, wiém, pòlëce w ksãgarniach sã òd taczich ùdżibają… ale kaszëbsczégò dzysdnia nijak nie kùpisz! RÓMAN DRZÉŻDŻÓN Pamiątka wo vôrtosci trvałi W gòdnikòwim numrze z 1929 rokù dwùtidzennika „Przyjaciel Ludu Kaszubskiego”, co gò wëdôwôł ë drëkòwôł Adolf Splitt w Kartuzach, na pierszi starnie czëtómë zachãcbã: Za pôrë dnji vińdze v naszim vëdavnjictvje Vjérni Naszińc. Kalędôrz dlô lëdu kaszëbskjégo na rok 1930 Priz: 50 groszi. W pòstãpnym numrze, jaczi béł slédnym w krótczim żëwòce kartësczi serie „Przyjaciela” czëtómë: Abë naszi czëtelnjicë wotrzimalë pamiątkę wo vôrtosci trvałi, vëszed v naszim vëdavnjictvje Vjérni Naszińc Kalędôrz dlô lëdu kaszëbskjého Na rok 1930. Wobejmuje won woprócz kalędarza mjesęczného spjise svjęt wurzędovëch v Polsce ë v Volnim Mjesce Gdąńsk, jôrmarkji na Kaszëbach ë v Volnim Mjesce Gdąńsk, povjôstkji, pjesnje, podanjô ë vjele jinëch rzeczi a je wozdobjoni lëczebnëmi pjęknëmi wobrazami. Kalędôrz je do nabëcô vszędze, dze sę rozdôvô „Przëjacél Lëdu Kaszëbskjého” a kosztëje 20 groszi. Na 80 starnach negò kalãdôrza bëło pò kaszëbskù wnetka wszëtkò: pòzwë dniów, miesący, swiąt a miona. Nawetka taczé dzéle, jak Jôrmarkji v…, Dlô notôtk czë Dnji pamiątkové ë Vjodro na kòżden miesąc rokù. Wnetka wszëtkò, bò cyta42 pomerania_grudzien_2012.indd 42 të ze Swiãtégò Pismiona bëłë pò pòlskù. Òkróm kalãdôrzowégò dzélu bënë mógł nalezc czile wiców, legeńdów, pòwiôstków (m.jin. A. Bùdzysza, J. Bilota), wiérztów (Bùdzisza, ks. Heyczi) a dokôzów tikającëch kaszëbsczi historëji. Bëła to bëlnô pamiątka… le pewno nié dlô Kaszëbów. „Vjérni Naszińc” wzãcô ni miôł, ò czim swiôdczi chòcbë bédowóny priz. Nôprzód bëło to 50 groszi, tej ju 20. Béł òn skażony „niemieckòscą” – chòc w całoscë kaszëbsczi, równak wëdôwóny béł przez Niemców a za niemiecczé dëtczi, ò czim wiele pisałë nenczasné pòlsczé gazétë. Kaszëbi rôd kùpiwelë pòpùlarné kalãdôrze mariańsczé abò je dostôwelë razã z gazétama, co je abònowelë. Remùs z Tworzymirem na scanie W ksążce Bedeker kaszubski Tadéùsza Bolduana czëtómë: „W latach 1972–1976 Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie wydawało kalendarze ścienne”. Nôkłôd jejich béł dosc wiôldżi òd 2 do 8 tësący egzemplarzów, tej mògłë trafic pòd „strzechë”, bò jak czëtómë dali: „Dla wydawcy ważna była ich wartość poznawcza, pomyślane bowiem były jako wizualne zaznajamianie z literaturą i historią Kaszub”. W pierszim, na 1972 rok, bëłë pòrtretë pisarzów z jejich krótczima żëcopisama, m.jin.: Szëmòna Krofeya, Floriana Cenôwë, Heronima Derdowsczégò, Aleksandra Majkòwsczégò, Jana Karnowsczégò, Jana Patocka, ks. Léóna Heyczi, Sztefana Bieszka. Czãsto ne kùńsztowné pòrtretë są rôd wëzwëskiwóné w rozmajitëch pùblikacjach. Na 1973 rok Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié (KPZ) przërëchtowało kalãdôrz „Żëcé i przigòdë Remùsa” z dzélëkama romana pò pòlskù ë kaszëbskù a z grafikama Riszarda Strijca. W 1974 rokù Jerzi Zabłocczi graficzno òpracowôł kalãdôrz z przigòdama pana Czôrlińsczégò, tegò, „co do Pùcka pò secë jachôł”. Malënczi w kalãdôrzowim „Czôrlińsczim” bëłë zrëchtowóné na sztôłt kòmiksu. Rok 1975 to herbë z grifã pòmòrsczich gardów ë zemiów. Tekstë do nëch kalãdôrzów wëbiérôł Wòjcech pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:09 prakticzny darënk Czedrowsczi. Pòzwë miesący bëłë dëbeltjãzëkòwé, pò pòlskù ë kaszëbskù. Czedë je Tworzymira, Sławogosta, Niezamyśla abò Tomiła? Prôwdac Kaszëbi mionowégò dnia nie fejrëją, ale wôrt je wiedzec, czedë lëdze ò taczich òsoblëwëch mionach „są w kalãdôrzu”. Dowiedzec sã tegò mógł ze wstążkowego kalãdôrza na 1974 rok òbzdobionégò reprodukcjama medalionów pòmòrsczich ksyżëców, wëkònónëch przez Wawrzińca Sampa. Òkróm wëżi wëmienionëch nalôzł sã téż plac dlô: Bogusza, Gniewomira, Jordana, Niemira, Bogdany, Witosławy a wiele, wiele jinszich. Dlô czekawëch rozwiązanié wëzgódczi: Tworzymir mô swiãto 28 gromicznika, Sławogost – 29 łżëkwiata, Niezamyśl – 8 zélnika a Tomił – 10 rujana. Bogusz, Gniewomir, Jordan, Niemir, Bogdana a Witosława sami sã mùszą nalezc. „Mjecz ë Vjid” w wòjnowim czasu W zbiorach Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie je nad`zwëk czekawi ekspònat. Chòc nie je baro stôri, bò z 1982 rokù, równak wiele wôrtny. Z dwùch przëczënów: pò pierszé nôkłôd – blós 100 sztëk, pò drëdżé – pòwstôł w wòjnowim czasu 80. lat XX stalata. Gôdka tuwò ò „Kalendôrzu Kaszëbsko-Słovinscziégo narodë”. Na òbkłôdce pòzwa krëjamny drëkarnie czë téż wëdôwiznë: „Pojużnô narodnô smara »Mjecz ë vjid«”. Wëzgódka òkazëje sã czësto prostô do rozpëzgleniô. Aùtorã negò kalãdôrza, jaczi je wëkònóny techniką linoritu, je Witołd Bòbrowsczi. Òd òbkłôdczi do slédny, gòdnikòwi kôrtë, wszëtkò pò kaszëbskù: pòzwë miesący a dni, pòdpisënczi pòd grafikama, cytatë z rozmajitëch kaszëbsczich dokôzów. Graficzi przedstôwiają np. Aleksandra Labùdã ë jegò rodné Mirochòwò, ks. Léónã Heyke ë Wigòdã, ksyżëca Swiãtopôłka ë Gduńsk, Matkã Bòską Swôrzewską z ji rëbacką sedzbą, Jakùba Wejra ë Wejrowò. Nen nôrodny (cëż to za herezjô w tamtëch latach!) kalãdôrz sprzedôwóny béł za 10 złotëch. Jak pòwiôdô Witołd Bòbrowsczi, Édmùnd Pùzdrowsczi wzął òd niegò jeden a sprzedôł za 10 razy tëli w antikwariace na Szewsczi we Gduńskù. Pewno ti òd raza zmerkelë, jak wiele wôrtny to dokôz. Nie dosc, że w môłim nôkładze, to jesz bez wezdrzeniô w nie òka cenzora do „smarë” pòdóny. Tadéùsz – miono z kalãdôrza RKJ W zbiorach wejrowsczégò mùzeùm mòże nalezc wiele jinszich kalãdôrzów, chòcbë ten z 1984 rokù, chtëren wëdała Krajowa Agencja Wydawnicza. Są w nim òdjimczi kaszëbsczich lëdowëch kùńsztarzów, np. Anë Basman, Władisławë Wiszniewsczi, Jizajasza Rzepë, Henrika Petka, Bronisławë Radtke. Jiné są wiele młodszé, ju z XXI stalata, np. kalãdôrze, jaczé dôwałë w darënkù swòjim czëtińcóm „Gazeta Kartuska” czë miesãcznik „Pomerania”. Są ne wëdôwóné przez part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô we Wiérzchùcënie, a nen na rok 2011 òbzdobiony pësznyma jilustracjama Jarosława Wróbla do epòpeji Pón Tadeùsz. Do nëch nônowszich rechùje sã téż kalãdôrze KPZ z mionama pò kaszëbskù, chtërnëch pisënk òstôł znormalizowóny przez Radzëznã Kaszëbsczégò Jãzëka (RKJ). Wszëtczé ne są abò do pòwieszeniô, abò do pòstawieniô, biórkòwé. Nôczãscy wëdôwają je jinstitucje kùlturë, stowôrë czë ùrzãdë, temù próżno jejich szëkac w ksãgarniach czë nawetka w jinternetowëch krómach. Ksążkòwégò kalãdôrza pò kaszëbskù téż dzysdnia nijak ni mòże dostac. Kò cos taczégò na ôrt „Vjérného Naszińca” bëłobë snôżim darënkã a wiele wôrtnym nôrzãdłã w robòce ë codniowim żëcym. Na òdjimkach ekspònatë ze zbiorów Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 43 43 2012-11-30 17:46:10 naszi mniészi bracynowie Husky na Pòmòrzim Małgòrzata i Andrzéj mieszkają na Kaszëbach òd dwadzesce sédem lat. Ù nich doma wiedno bëłë psë. Przeważno niemiecczé òwczarczi. Dogôdiwelë sã z nima bez jiwrów, rozmielë je wëchòwac. Terô mieszkô ù nich szterech przedstôwców zortu siberian husky: Nelly, Léa, Timò i Apò. I jak dwòje gôdają: „to nié më mómë psë, to òne mają nas”. M AYA G E L N I Ô K Biôtka ò panowanié Przigòda Małgòrzatë i Andrzeja z psama husky zaczãła sã òd… kaùkasczégò òwczarka Bòhùna, jaczégò jich córka Zuza dosta w dôrënkù òd starczi. Tószk miôł dwa miesące, a ju przëbôcziwôł zachtnégò niedzwiôdka. Béł rozkòszny, ale ju jakno szczeniã rozmiôł dac miéwcóm do zrozmieniô, że wszëtkò mô bëc wedle jego mëszleniô. Na zôczątkù jô nie wierza w to, co jô czëła ò kaùkazach – òpòwiôdô Małgòrzata – ale jô dozna na gwôsny skórze, że òne lëdają panowac. I to prawie mie, nimò że jô gò fùtrowa i ò niegò dba, ùznôł za nôsłab44 pomerania_grudzien_2012.indd 44 szé ògniwò w rodzënie i òde mie zaczął przejimanié władzë. Przed Andrzejã miôł respekt, Zuzã kòchôł nade wszëtkò, a na mie sã wëżiwôł. Jak skùńcził 11 miesący, bez niżódny przëczënë szmërgnął sã na mie. Jô biôtkòwa tej ò żëcé. Bez rozmëszleniô jô włoża mù rãkã w pësk, żebë mie ju nie ùżarł. Jô nie wiém, skądka to mie sã wzãło, ale to mie ùretało. Skùńczało sã, szczestlëwie, na jednôsce szwach. Bëło nama z tim baro drãgò. Më to czëlë jakno gwôsnégò ôrtu òsobisté przegranié. Wëdôwało sã nama, że jeżlë człowiek dbô ò scyrza, nie mãczi gò, traktuje gò serdeczno, to wszëtkò bë miało sã bëlno ùkładac. Tak bëło z naszima òwczarkama. Tu më nie delë radë. Më zdecydowelë, że Bòhùn ni może z nama dłëżi mieszkac. Òddanié gò nie bëło letczé. Na szczescé nalezlë sã lëdze, chtërny chòc wiedzelë ò wszëtczim, wzãlë gò. Nót gò bëło leno do nich zawiezc. Òn, mëszlã, wiedzôł, co sã szëkùje, bò wcale sã nie dôwôł zapakòwac w aùto. Zaczãło sã robic niebezpieczno. Kù reszce më mùszelë pòprosëc weterinarza, żebë dôł mù zastrzik na ùspòkòjenié. Zort psów, co kòchô wòlnotã Nelly, rodowòdową siberian husky, dosta Zuza – òd swòjégò drëcha, na òcarcé łzów pò òddanim Bòhùna. Przeważno szczeniãta są snôżé. Z Nelly bëło òpaczno, prawie jak z brzëdczim kôczëcã. Ze swòjima mòdrima òczama, jasnyma krótczima klatama i dłudżim zmiartim ògónã przëbôcziwa szura. Andrzéj, czej pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:12 naszi mniészi bracynowie jã ùzdrzôł, jaż jãknął: „Bòże, nie je snôżô, mòże chòc mdze mądrô…” – wdarziwô so Małgòrzata. Nelly rosła i piãknia. Wszëtcë bëlë nią òczarzony. Nigdë nie mëslelë, że mdą mielë psa husky i mało ò tim zorce wiedzelë. Nie jinteresowelë sã psowima zôprzãgama i w głowie jima nawetka nie pòwstało, że czedës bãdą są tim zajimac. Tegò, że Nelly lubia wanożëc pò òkòlim, doznelë sã dosc flot. Zaczãłë sã miónczi z sëką. Czim barżi Andrzéj pòdnôszôł i ùsztopiwôł ògrodzenié, tim barżi Nelly sã pòdskôca i wiedno nalazła jaczis ôrt na wëlézenié. Na zôczątkù, czej nie czëła sã bezpieczno, bëła wiedno w zasygù głosu, ale czej ùrosła, zaczãła wëpùszcziwac sã dali i dżinąc na dłëżi. Zuza wëszuka òpinie hòdowców w témie tegò zortu psów. To, co òdkrëła, sprawiło, że całi rodzënie zakrącëło sã w głowie. Nie wiedzelë, że trafił jima sã pies, co wëmôgô dërchnégò bieganiô. I ùcékający. Nie mëszlelë, że to je znanka siberian husky! Zuza przeczëta nama, że jak taczi pies ùdbô so ùceknąc, to ni ma mòcnëch, żebë gò zatrzimac, przeńdze nawetka pò pionowi dwamétrowi scanie. Ten zort psów kòchô wòlnotã i swòbòdã. I je baro niezaléżny. To je prôwda. Nasza sëka blós czasã sã do nas dopasëje, a to leno tej, czej ji i naje céle pasëją do se. Zdarziwają sã taczé sytuacje. Nôczãscy jednakò nie òdpòwiôdô na pòlétë òpiekùna. Mòże jã wòłac przez pół gòdzënë, a òna nawetka łba nie dwignie. Je nad tim… Ùczbë ùcékaniégò Skòrno ju je zôprzãgòwi pies i mô biegac, to niech biegô. Andrzéj zrobił ji sle i zaczął trenowanié. Kilométrama jezdzył za nią na kòle. Nelly gò cygnãła i bëła w sódmym niebie. Wcale nie bëło nót ùczëc ji cygniãcô. Òd zôczątkù wiedza, ò co jidze w ti jigrze. Òbòje bëlno sã bawilë. Òkôzało sã, że czim cãżi taczi scyrz robi, czim wiãcy kilométrów przebiegnie, tim lepi. Sëka bëła nié do ùmãczeniégò – gôdô Małgòrzata. Pò dwùch gòdzënach bieganiô z kòłã kładła sã, ale ju za gòdzynkã bëła òdpòczniãtô i rozmia ùcec na pòstãpné cziledzesąt kilométrów. Andrzeja jigra w psowi zôprząg zaczãła wcygac. Kòniecznota zagwësnieniô psowi ruchù przëmùsziwa i jegò do aktiwnotë, i to czësto zdrowi. Ùdbôł, że skòrno i tak mùszi biegac, to cekawi bãdze to robic z dwùma psama. Pôra bãdze sã lepi chòwa, nie gôdającë ju ò tim, że bãdze jima lżi cygnąc. Stanãło tej na tim, że Nelly mia ùrodzëc òtroka. Przekònało jich przeczëtóné wiadło, że przë pierszi cążë w tim zorce psów wiedno rodzy sã blós jedno szczeniã. Sëka ò tim nie czëła i pewno leno dlôte dała trojaczczi. Na zôczątkù mëslelë ò tim, żebë dwa òddac, ale rozsądzënk, chtërno szczeniã òstawic, bëł za drãdżi. Òstałë tej wszëtczé. Nôwëżi mdą dwa zôprzãdżi. A doch jazda czwórką je wiele przëjemniészô niżlë pôrą. Ale niglë do te doszło, pòtcëwô Nelly pòkôza swòjim dzôtkóm, jak sã ùcékô… Szczeniãta ledwò chòdzałë, bëłë jak môłé toczczi, ledwò to sã na tëch szpérach trzimało – smieje sã Małgòrzata. Wdarziwóm so taką scenã, Nelly je ju dalek za płotã, biegnie w czerënkù lasu, a te môłé ledwò za nią nadążiwają, ale jibùją sã jak mògą. Òna przechôda przez płot górą, a òne gdzes sã przecyskałë. Taczich rzeczów te psë ùczą sã baro flot. To, żebë sëkã wiązac na lińcuchù, nie wchôda w grã. Nigdë żóden scyrz nie béł ù nas rzeszony. Pòczwórny dzél redotë Andrzéj zbùdowôł wiôldżé ògrodzenié. We westrzódkù je wiôlgô bùda dlô szterech psów i tak tósze bëłë zamikóné. Ale z ti bùchtë téż rozmiałë sã wëdostac – òpòwiôdô miéwczka. Czedës wëdôwało sã nama, że jak jesmë z nima na òbòrze, to jesmë w sztãdze je ùpilowac, ale gdze tam. Sygnie, że Léa wëzdrzi na Tima abò Timò na Léã, ju je pòrozmienié i trach! Wëzwëskają kòżden sztót naszi nieùwôdżi. Natëchstopach dżiną. Wiele razy trzimómë je prosto na tarasu za bùdinkã. Tamstąd- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 45 ka, co dzywné, jakòs nie ùcékają. Nimò że bë mògłë zeskòknąc, bò nie je wësok, nie robią tegò. Andrzéj zbùdowôł jima na tarasu drëgą bùdã i tam zamieszkałë. Zëmą mómë za òknã snôżi widok. Te psë kòchają zëmã. Czej le spadnie sniég, zaczinô sã dzëkô zabawa. Nasze zwierzãta wskakiwają na pòchilony dach bùdinkù i skôczą pò nim jak górsczé kòzë! Jak pierszi rôz to zrobiłë, jô bëła wërzasłô. Wzéróm na taras, psów ni ma! Pùsto! Serce mie pòdskòkło do gardła, jô zawòła Andrzeja, a tuwò wzéróm, zza kalenicë szterë łbë sã pòkôzywają i na mie zdrzą… jô sã bòjã, że spadną, ale nié, ùrzãdëją na tim dachu dërch wkół. To je fantasticzny widok! Czej sã tam bawią, wëbôcziwómë jima wszëtczé jiwrë, co nama robią. Jeżlë je prôwdą, że smiéch przecygô żëcé, to dzãka naszim psóm më bë mielë żëc wieczno. Chòc jô mëszlã, że to, co sobie przecygniemë, ceszącë sã nima, to tracymë, czej sã przez nie gòrzimë, tej i tak bilans je na zero. Miłota i òdpòwiedzalnota Nigdë swiądno më bë nie sprawielë sobie zôprzãgòwëch psów – kùńczi swòjã gôdkã Małgòrzata. Ale skòrno béł taczi kawel i òne ju są, to chcemë dac jima to, czegò brëkùją i przë czim są szczestlëwé, to je wiele robòtë. To je prôwda, że më ni mòżemë przez to nigdze wëjachac, że całi czas mùszimë bëc ùwôżny, żebë nie ùcekłë, że całé nasze żëcé je pòdpòrządkòwóné psóm. Ale nimò wszëtczich ùcemiãgów, kòchómë nasze tószczi i jô bë nie da jich nikòmù. To je drãgô, ale téż snôżô miłota. Tłomaczenié Jiwóna i Wòjcech Makùrôcë Fot. Andrzej Jocher 45 2012-11-30 17:46:13 wspomnienia W Gnieżdżewie przed... laty JERZY SAMP Każdy, komu bliskie są sprawy kaszubskie, a raczej dzieje regionu, musiał, jak mniemam, zetknąć się z książeczką księdza Juliusza Pobłockiego Na Kaszubach przed stu laty. Kiedy jej wydanie w oficynie z odwróconą kotwicą (czyli Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego) przygotowywał Wojciech Kiedrowski, użyty przez autora tytuł miał już charakter historyczny. Właściwie należałoby wówczas pisać „Na Kaszubach przed dwustu laty”. Tamten tekst znany był wcześniej badaczom regionu lub jak ich niegdyś określano – ludoznawcom. Miał on w dużym stopniu charakter memuaru (wspomnienia), niemniej sporządzony przez autora opis zwyczajów i obyczajów przez dziesiątki lat stanowił niezwykle interesujący przyczynek do badań dotyczących życia codziennego w opisywanych przez ks. Pobłockiego czasach. Piszę o tym, ponieważ tytuł niniejszego artykułu świadomie nawiązuje do pracy przywołanego tu autora. Nie ma w niej mowy o Gnieżdżewie, a szkoda. Uczynił to na szczęście równo sto lat temu wybitny małopolski językoznawca Roman Zawiliński w swojej publikacji Z kresów polszczyzny. Wrażenia podróżnika. Rzecz ukazała się w Krakowie i, o ile mi wiadomo, nigdy nie była od roku 1912 wznawiana. Jest w niej mowa o tzw. Mazowszu Pruskim, o Pojezierzu Mazurskim, o Warmii, a także o innych jeszcze regionach kraju. Nas zainteresuje przede wszystkim rozdział czwarty „Nad Zatoką Pucką” oraz piąty „ W Szwajcaryi kaszubskiej”. Wieś z Rajską Drogą i Prochownią Do tekstu Romana Zawilińskiego jeszcze wrócimy, teraz zaś proponuję przenieść się do Gnieżdżewa w parafii swarzewskiej, które od niepamiętnych czasów inspirowało twórców literatury zarówno oralnej jak i pisanej, że wspo46 pomerania_grudzien_2012.indd 46 mnę choćby o takich autorach, jak: Jan Patock, Józef Ceynowa, Klemens Derc, Jan Piepka czy Franciszek Fenikowski. Uczynili to przede wszystkim z uwagi na swoistą „mądrość” tutejszych gburów oraz płatane przez gnieżdżewian figle. Gnieżdżewo to wieś położona nad Zatoką Pucką i kończącą w niej bieg rzeczką Płutnicą (to jej zawdzięcza Puck swoją nazwę), mająca także własny staw oraz wiele miejsc, których nazwy brzmią co najmniej archaicznie. Jest tam wiodąca do własnego Edenu – Rajska Droga, jest i Pieczelkò, tajemnicze Czembroczi i Medelwiza. Gnieżdżewo miało też własne Morskie Oko, Prochownię, drogę o nazwie Drefta, a także Mielbark, czyli młyńskie wzgórze. W miejscu, gdzie dziś dominują nad pejzażem wielkie elektrownie wiatrowe, jeszcze w połowie minionego stulecia stał drewniany wiatrak, a gdy było już zupełnie ciemno, okoliczne pola, łąki i pastwiska na wzgórzach chlastało światło rozewskiej blizy, czyli latarni morskiej. Z pewnością było je widać na wzgórzach pobliskiej Puszczy Darżlubskiej. Oddzielały ją od wioski bagniste tereny torfowe. Pamiętam z dzieciństwa, jak wyładowane suchym torfem wozy ciągnęły w stronę gospodarstw woły w wielkich jarzmach lub zgoła krowy. To była egzotyka dla takiego jak ja, przybysza z dużego miasta, który na torfowisku czuł się, jakby go postawiono na olbrzymiej galarecie. Było tam niebezpiecznie i zdarzały się wypadki śmiertelne. Niedoświadczony człowiek wciągnięty w głąb bagna ginął bez śladu. Na dodatek nocną porą pojawiały się tam błędne ogniki, które wedle lokalnych opowieści były latarniami samego Purtka. Czas lamp naftowych i niesamowitych opowieści Mieszkańcy Gnieżdżewa dzielili się w czasach dzieciństwa piszącego te sło- wa na najzamożniejszych gospodarzy, tj. gburów, niezbyt zamożnych chłopów, rzemieślników, dojeżdżających do pracy w Gdyni stoczniowców oraz marynarzy. Było także kilku rybaków łodziowych. W każdy piątek we wsi pojawiała się stara kobieta w długiej aż do ziemi sukni i fartuchu, z ogromnym koszem pełnym ryb na plecach. Był też taki czas, że na podwórku krewnego – stolarza – powstawał drewniany kuter sporych rozmiarów. Mowa o tych latach, gdy we wsi nie było jeszcze żadnego telewizora, a niektóre domostwa oświetlały lampy naftowe i świece. Długie jesienne wieczory spędzano albo na modlitwie różańcowej, albo na darciu pierza. Starzy opowiadali dzieciom niesamowite historie o morach, mumaczach, smętkach, purtkach i kaniach. Niekiedy czytano trylogię Sienkiewicza albo żywoty świętych. Przed każdym domem była studnia albo pompa, buda z psem, wychodek oraz torfownik. Wieś miała wówczas swój jedyny i niepowtarzalny zapach. Inaczej pachniało w wioskach rybackich, gdzie wędziło się rybę, inaczej tam, gdzie hodowano trzodę, bydło, konie i owce, jeszcze inaczej tam, gdzie pełno było pasiek. „Zawodowych głupców” świat na opak Mieszkańcy Gnieżdżewa, jak pamiętam, nie mieli żadnych kompleksów związanych z tym, że pochodzą z wioski o szczególnej sławie. Nie to, żeby szczycili się tym, że z ich miejscowości pochodził zmarły w opinii świętości Sługa Boży biskup Konstantyn Dominik oraz inne jeszcze wybitne jednostki, ale byli po prostu sobą. Długo nie mogłem zrozumieć, gdzie tkwią źródła autoironii, z jaką podchodzili do rzekomych wyczynów swoich krajan. Ileż to nasłuchałem się w dzieciństwie o figlach gnieżdżewskich gburów. Któż bowiem nie słyszał o tym, jakim sposo- pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:14 wspomnienia bem wybierano tu sołtysa, jak próbowano w miejscowym stawie hodować solone śledzie, gdzie kopano studnię (na szczycie najwyższego wzniesienia), jak wciągano na strzechę porośniętą trawą wielkiego wołu, a przede wszystkim za co utopiono tu tłustego węgorza, To tylko nieliczne opowieści o postępowaniu „zawodowych głupców”. Owa swoista afirmacja niedorzecznych czynów, to przecież nic innego jak ukazanie „realiów” świata na opak, gdzie wszystko dzieje się wbrew logice. To także ślad po sowizdrzalskim usposobieniu tych, którzy zamiast narzekać na zły los, nauczyli się z niego kpić już przed wiekami. Gnieżdżewski świat na opak to niewątpliwie jeden z elementów świadczących o specyfice kultury duchowej ludzi ustawicznie narażonych na kaprysy żywiołów. Nie każdy potrafi śmiać się z własnych przywar, tudzież przechwalać się swym nierozumnym postępowaniem, a oni właśnie tacy byli, i to od wczesnego dzieciństwa do późnej starości. Przekonani o tym, że są potomkami jednego z trzech mędrców wschodnich, którzy złożyli hołd i ofiary w Betlejem, jedynie udają przy obcych, że są „zawodowymi głupcami”. Muszą tak czynić, bo w przeciwnym razie wszyscy chcieliby żerować na ich wrodzonej mądrości. Moi gnieżdżewscy krewni, odwiedzając mnie w Gdańsku, nigdy nie rozmawiali inaczej niż po kaszubsku. To była swoista duma, że są odmienni. Niektórzy z mieszkańców tej wioski, którym przyszło u progu lat dwudziestych ubiegłego wieku zdobywać wiedzę w Pucku, zetknęli się tam, tak jak matka autora tych słów, z samym Stefanem Żeromskim. Na zadawane im przez wielkiego pisarza pytania odpowiadali zgodnie z regułami świata na opak – w zupełnie opaczny sposób. Co o tym myślał sam Żeromski, tego nigdy się nie dowiemy. Na szczęście znał tak wytrawnego znawcę nordowej kaszubskiej duszy, jak Bernard Chrzanowski, który dostarczał mu materiały wykorzystane potem w Wietrze od morza. Małopolanina reportaż z kresów polszczyzny Sto lat temu dotarł do Gnieżdżewa Roman Zawiliński. Tu, na kresach polszczyzny, zafascynowały go właśnie niewielkie wioski nad Zatoką Pucką. O ile w samym Pucku spotykał wiele ludności niemieckiej, o tyle okolice miasteczka były dla niego „czysto polskie, czyli kaszubskie”. Napisał w swoich Wrażeniach podróżnika: „Zarówno Gnieżdżewo i Swarzewo na północy, jak Mechowa i Daźlub na zachodzie lub Połczyn na południu są zamieszkałe przez Kaszubów (...)”. Według niego ich mieszkańcy uważali się za Polaków słuchających kazań i obrządków religijnych w języku polskim i czytających polską „Gazetę Gdańską”. Dostrzegł jednak odmienność używanego przez nich języka: „Mowa Kaszubów w prawie każdej wsi ma inne właściwości; wogóle gdy się ją pierwszy raz słyszy, czyni wrażenie mowy obcej, dopiero, gdy się lepiej wsłucha, widzi się pokrewieństwo blizkie, jeżeli nie dyalekt polskiego języka. Ale to kwestya sporna, co do której można mieć różne zdanie, zwłaszcza, jeżeli się żywego słowa nie słyszało” [zachowano oryginalną pisownię – przyp. red.]. Refleksje Zawilińskiego to jakby reportaż z podróży. Dodam więcej: to nawet fotoreportaż, autor wzbogacił bowiem swoją książkę licznymi fotografiami, które z pasją sam wykonywał sto lat temu. Chcąc bliżej poznać ludzi mieszkających nad Zatoką Pucką, rozpoczął od Gnieżdżewa. Zwrócił uwagę na romantyczny widok ciągnący się od strony „małego morza” porośniętego przy brzegach wysoką trzciną. Zachwycił go widok suszących się sieci rybackich oraz błotnistej okolicy. „Kiedym stanął w Gnieżdżewie i fotografował pierwszą chatę leżącą malowniczo nad stawem, już wieś cała tonęła w falach słonecznych”. Trafił do jednego z gospodarzy i został przez niego przyjęty w wielkiej izbie. Zwróciła na siebie uwagę trzymana w ręce przez właściciela „Gazeta Gdańska”. Dom miał charakter budowli szachulcowej, określanej też mianem „pruskiego muru”. Małopolski językoznawca wykonał zdjęcie gospodarza z żoną i dziećmi na tle fasady. Był właśnie poranek, więc poczęstowano go filiżanką dobrej kawy, jajecznicą na wędzonce oraz świeżym pieczywem. „Zaciekawionym, co noszę na sobie w torbie, ukazałem aparat fotograficzny i oświadczyłem, że ich chętnie z całą rodziną odfotografuję. Gospodyni zabłyszczały oczy z radości, poczęła wołać dzieci (Polesà! [pòj le sã]), aby wdziały nowy, świąteczny „uőblék” [òbleczënk], ale chłopiec starszy, niezbyt skwapliwie słuchając matki, musiał dostać napomnienie i tak się rozbeczał, że zaledwie po dłuż- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 47 Linoryt wykonany przez Wawrzyńca Sampa. Z archiwum J. Sampa szym czasie można było usadzić go do zdjęcia. (…) Po fotografii poszliśmy z gospodarzem kawałek wsią, aby ją nieco poznać. Z porównywania mowy gospodarza i gospodyni i innych napotykanych mieszkańców Gnieżdżewa wyniosłem to przekonanie, że mój gospodarz nie mówił ze mną czystą swoją gwarą kaszubską, lecz naginał ją do języka literackiego polskiego; widziałem bowiem u niego nie tylko »Gazetę Gdańską«, ale liczne wydawnictwa tego samego nakładu i inne książki polskie religijnej i świeckiej treści. Domy w Gnieżdżewie nie równe są postacią, niektóre murowane i kryte dachówką, z obszerną oborą i budynkami gospodarskimi wyglądają na folwarki, inne są niższe i słomą kryte, ale obszerne i schludne. Gnieżdżewianie są przeważnie zamożni, mój gospodarz np. posiadał 2,5 włóki gruntu ornego tj. ok. 75 mórg. Niemców wśród nich mieszka tylko 3, a więc wieś na wskroś polska. Kiedym się zabierał z powrotem, zapraszali, by pozostać dłużej i żałuję, żem tego nie uczynił, spiesząc się podług programu znowu w inną stronę po południu. Była to Mechowa, wieś położona na zachód od Pucka, prawie na granicy obszaru kaszubskiego” (s. 46–48). Tyle Roman Zawiliński, który gościł tu sto lat temu, notabene dokładnie wtedy, gdy przyszła tu na świat Helena – matka autora niniejszego artykułu. Od tamtego czasu wiele się w Gnieżdżewie zmieniło. 47 2012-11-30 17:46:14 wspomnienia / gadki Rózaliji I pozostały jedynie wspomnienia Wkrótce wybuchła I wojna światowa i wielu mężczyzn ze swarzewskiej parafii trafiło do wojska pruskiego oraz na front. Potem, gdy jak tu mówiono, „wybuchła Polska”, wielu z nich zaczęło tworzyć rozmaite patriotyczne organizacje, takie jak: Towarzystwo Czytelni Ludowych, Towarzystwo Gimnastyczne Sokół, bractwa strzeleckie, bractwa wojaków. Młodzi garnęli się do towarzystw śpiewaczych, różnych teatrów, organizowanych m.in. przez swarzewskiego proboszcza księdza Wojciecha Pronobisa i jego siostrę. Na odpusty z całego Pomorza ściągali do Matki Bożej Królowej Polskiego Morza – Kaszubi i nie tylko oni. Straszne były dla mieszkańców parafii lata ostatniej okupacji. Wielu, w tym także wspomniany swarzewski proboszcz, zostało rozstrzelanych przez hitlerowców w lasach Piaśnicy. Byli i tacy, którzy z narażeniem życia ukryli przed okupantem cudami słynącą figurkę MB Swarzewskiej. Z samym Gnieżdżewem związani byli znani kaszubscy pisarze: Józef Ceynowa, Klemens Derc (tu urodzony) oraz Jan Piepka, który uczył jakiś czas w tutejszej szkole. Doskonale znał mieszkańców Gnieżdżewa przyszły pisarz władysławowski Augustyn Necel, zwany „kronikarzem spod rozewskiej blizy”. Po starym drewnianym wiatraku przy drodze do Łebcza pozostały jedynie wspomnienia najstarszych, jakaś fotografia oraz linoryt. O błędnych ognikach purtkowych nikt już nie pamięta, a nieopodal nadmorskiej prochowni i Młyńskiej Górki biegnie ruchliwa nad miarę szosa z Pucka do Władysławowa i dalej: na Półwysep Helski lub do Jastrzębiej Góry. I tylko zanurzony w wodach Zatoki Zelintowi Kam (foczy kamień) tkwi niezmiennie, czekając na swoje miejsce w kaszubskim baśniokręgu. 48 pomerania_grudzien_2012.indd 48 Gwjizdór Z Y TA W E J E R Hej, Gzubjiska! Mófta jano tera paciyrze, żebi do Was psziszet Gwjizdór zez dużym mniecham! Najlepsi napsiszta dó niego list, ji dejta mu dokładna adrysa, bo łón je łusz stari ji bes patszidłóf licho wjidzi. Dawni to jamu pómogeli Amniołi, ale tera niechtórne nie wjerzó, że Amniołi só – ji tera łóne sia rozeźlyłi! Tera Gwjizdór czi św. Mnikołaj łazi sóm!! Łoj, łoj, złóni złón Gwjizdora! Łoj dla łuciechi to je pora! Miśli Kuba piątki same mniałóm Pewno potamu tak wjele dostałóm! A Wi, co niy mata piątkóf ji szóstkóf, jak to Wóm pudzie? Bo dawni to take, co niy mogłi paciyrza, co byli brojarze, to dostaweli łot Mnikołaja najpjyrwu pydó, a tedi na pociecha jaki pjyrnik abo bómbómóf, abo japko dał. Musita wjedziyć, że dawni, to Gwjizdór był bjydni ji musiał sia fest namarachować, żebi dló wszitkich gzubóf coś skapnyło. Ciaszko było dzielić! Ale tera je żdziepko lepsi. Tedi bidzta dobri miśli ji jano paciórki krańdzta, a tedi wszitko nandzie dobri kóniec. Tego ja Wóm żicza jakam Rózalija! PS Mnie to Gwjiżdziór po krubach wkropji, za ty Kipki Opałki, co ja pjisza, ale „Niech sia dzieje wola nieba, zez nió sia zawdy zgadzać tszeba”. Krubi móm łusz wysmarowane, co bi mnie niy spuchłi, jak pó niych dostana! Cicha noc Cicha noc, Śłanta noc Jano Jezus ji Marija nat Dziecióntkam Sfojim stojó Ji baran, ji amniół małi Ło tim Narodzaniu sia tysz dowjedziałi. Pastyrze – Kuba, Jaś ji Antek do stajenki śpsieszó, ji Jezusikam małim, łoj cieszó sia cieszó!!! Na brómzach sfojych grajó – Gloria,Gloria!!! Śłanta Matuś – Marija Sina porodziła! Ji gwjazdi na niebie, Ji mnisióc sia dziwujó – Co to za Jutrzenka do Betlejem śpsieszi? Pewnie Bóg-Dziecina Tan Śłat nóm pocieszi! Podnieś rónczka Boże Dziecie Błogosłaf Łojczizna mniyła! Żebi luckość calutka Wew pokoju żyła! Zachowano pisownię Autorki. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:14 z Kociewia / kalendarium Póki są wesela MARIA PA J Ą KO W S K A - K E N S I K Zapewne wielu z nas niejednokrotnie słyszało ludową sentencję – wesele raz, a biyda całe życie. Zawsze budzi to mój sprzeciw. Jasne, że nie całe życie może być weselem, ale żeby ciągle jamrować… Tak zwana szara codzienność jest też ciekawa i dobra, i musi być jej więcej niż świąt, inaczej świętowanie nie miałoby nadzwyczajnego blasku, niezwykłego nastroju. Zaproszona w listopadzie na wesele kociewskie (wybuta i z prezentem) udałam się do duchowej stolicy Kociewia, czyli Pelplina, gdzie wiele dobrego się w kulturze dzieje. Rzeczywistość przerosła oczekiwania. Duża sala Szkoły Podstawowej nr 1 wypełniona długimi stołami, przy których siedzieli weselnicy. Byli nimi dawni członkowie Zespołu Pieśni i Tańca Modraki, rodziny obecnych członków (zespół jest liczny – około 40 osób), świętowano bowiem podczas wspomnianego wesela 15-lecie działalności. A zespół jest bardzo kolorowy (nowe stroje) i żywiołowy, bo dziecięco-młodzieżowy. Opiekę nad nim sprawują dzielne, pomysłowe (chciałam napisać – kreatywne, ale to nie po kociewsku) nauczycielki – Alicja Watkowska i Aleksandra Szynalewska. Pierwsza z nich jest córką niestrudzonej Emilii Rulińskiej z Gniewa, autorki licznych tekstów okolicznościowych. Przy okazji myślałam, ile radości (nawet dumy) dostarczają matkom dzieci, które chętnie i owocnie także wstępują na regionalne stecki. Tu ciepło i z uzasadnioną nadzieją pomyślałam o swoich rodzinnych regionalistach. Zespół ma ładną, swojską nazwę Modraki. Ten modry kwiat łączy Kociewie z Kaszubami i pełno go na Krajnie, przypomina o letniej urodzie pomorskiej ziemi, na której w kolejnych latach dojrzewają nie tylko zboża, ale i pokolenia doceniające swojskość i starające się dodać blasku temu – co bez nieustannych starań mogłoby zgasnąć. Na swój jubileusz Modraki (tu członkom zespołu życzę jeszcze raz, żeby mieli wszystkiego, co dobre, czubato) przygotowały prezentację „Wesela kociewskiego” na podstawie tekstu Bernarda Sychty. Widowisko uzupełniono własnymi pomysłami. O „Weselu kociewskim” kiedyś pisałam, analizując użytą w nim gwarę. Utwór językowo i kulturowo bardzo bogaty i jeden z najważniejszych w piśmiennictwie mojego regionu. Obecny wśród szanownych gości ksiądz trafnie zauważył, że tak powinno wyglądać wesele, poprzedzone uświęconym tradycją rytuałem. Wspomniał o uroczystym błogosławieństwie… Wśród licznych gości byli burmistrz Pelplina, przedstawiciele samorządu terytorialnego, wielu znanych regionalistów z Tczewa i Starogardu Gdańskiego. Ktoś trafnie określił uroczystość – to prawdziwy zjazd Kociewiaków! Jeszcze długo mogłabym chwalić organizatorów (np. dyrekcję Zespołu Kształcenia i Wychowania nr 1 w Pelplinie), weselną (prawdziwą!) biesiadę z kuchami i tortem, wystrój sali z wystawą fotogramów poświęconych B. Sychcie. Lepiej jednak zakończyć – i ja tam byłam, miód i… no właśnie, nie piłam, bo wiedziałam, że czeka mnie napisanie felietonu, w którym i tak pozostało za mało miejsca na dwa inne wydarzenia z Kociewia. Właśnie w listopadzie – w Tczewie i Świeciu n. Wisłą odbywają się konkursy recytatorskie twórczości poetów i pisarzy z Kociewia. Wzruszają, bawią, skłaniają do refleksji – utwory Zygmunta Bukowskiego, ks. Franciszka Kameckiego, Andrzeja Grzyba i Romana Landowskiego. Konkurs w Tczewie nosi imię ostatniego z wymienionych. W Tczewie w ogóle dużo – po linii kulturalnej – się dzieje. A w Świeciu edukacja regionalna jest prawie obowiązkowa, bo Zespołowi Szkół Katolickich patronuje sam ks. dr Bernard Sychta. Tu konkurs recytatorski wspiera Biblioteka Miejska i bydgoski oddział ZKP. Pierwsza część jubileuszu oddziału (40-lecie) – msza św. z kaszubską liturgią słowa i wieczorną biesiadą uświetnioną występem sympatycznego Zespołu Levino – już się odbyła w historycznym Grucznie. Wydana książka o działalności tego oddziału przedstawia wcale niemały dorobek regionalistów osiadłych w Bydgoszczy i owocnie współpracujących z południowym Pomorzem. Wspomnianej sprawie należy się oddzielny artykuł. I taki będzie… pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 49 DZIAŁO SIĘ w grudniu • 5 XII 1992 – w Gdańsku odbył się XII Walny Zjazd Delegatów ZKP. Prezesem Zrzeszenia został red. Stanisław Pestka. • 6 XII 1912 – w Będargowie urodził się Aleksander Arendt, w okresie międzywojennym prezes Stowarzyszenia Przyjaciół Pomorza, uczestnik kampanii wrześniowej, w okresie okupacji ostatni komendant TOW Gryf Pomorski, więzień Stutthofu, współzałożyciel i pierwszy prezes Zrzeszenia Kaszubskiego oraz wieloletni członek władz naczelnych ZKP. Zmarł 1 stycznia 2002 i został pochowany na cmentarzu parafialnym w Kartuzach. • 14 XII 1902 – w Żukowie urodziła się Jadwiga Ptach, zasłużona hafciarka kaszubska, więźniarka obozu kobiecego Ravensbrück. Wspólnie z siostrą Zofią przyczyniły się do wyodrębnienia siedmiobarwnej szkoły haftu kaszubskiego, zwanej żukowską. Zmarła 26 marca 1968. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Żukowie. • 14 XII 1902 – w Płotowie k. Bytowa urodził się ks. Jan Styp-Rekowski, działacz społeczno-oświatowy. Prawie całą II wojnę światową spędził w obozach koncentracyjnych. Od 1964 r. pełnił funkcję prezesa Związku Polaków w Niemczech. Zmarł 23 sierpnia 1969 w Trewirze (Niemcy). Pochowano go w Zakrzewie. • 15 XII 1982 – w Warszawie zmarł Franciszek Fenikowski, poeta, powieściopisarz, publicysta, autor słuchowisk radiowych, scenariuszy filmowych i telewizyjnych, były prezes Oddziału Gdańskiego ZLP. Jego dorobek pisarski prawie w całości jest związany z Gdańskiem, Kaszubami, Pomorzem i morzem. Pochowany został na cmentarzu parafii św. Katarzyny na Służewcu. Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 49 2012-11-30 17:46:14 50 lat Klubu Studenckiego Pomorania Moja Pomorania Klub powstał w 1962 roku przy boku ówczesnego Zrzeszenia Kaszubskiego. W tamtym czasie obu instytucjom patronował jeden z ich założycieli – Lech Bądkowski. Zadaniem Pomoranii było zrzeszanie wszystkich młodych – mieszkańców szeroko rozumianego Pomorza. O przynależności do Klubu Studenckiego Pomorania i dwóch latach prezesury rozmawiam z córką Lecha Bądkowskiego, a moją Mamą, Sławiną Kosmulską. Do Pomoranii dołączyłaś w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych, kiedy sama byłaś studentką. Co więcej przez dwie kadencje pełniłaś funkcję prezesa tego klubu. Jak to się stało, że dołączyłaś do Klubu Studenckiego Pomorania i zostałaś wybrana na prezesa? Sławina Kosmulska: Moje pierwsze kontakty z Pomoranią zaczęły się od uczestnictwa w zebraniu poświęconym Ferdinandowi Neureiterowi w kwietniu 1973 roku. Było to burzliwe, pamiętne spotkanie. Dotyczyło przyznania Neureiterowi Medalu Stolema i związanych z tym protestów PZPR oraz profesora Andrzeja Bukowskiego. Członkowie Pomoranii i Zrzeszenia też byli podzieleni. Ja tylko słuchałam i notowałam. Potem, w maju, byłam na rajdzie kaszubskim z pomorańcami. Wszystko to mi się podobało. A już w listopadzie tego roku zanotowałam w swoim pamiętniku, że jestem zaangażowana po uszy w działalność społeczną, a na dodatek zostałam prezesem Pomoranii: „Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że dostąpię takiego zaszczytu. Ale w związku z tym ile mam obowiązków, to już lepiej nie mówić!”. Jak to się stało? W Pomoranii był kryzys, nie było komu wziąć prezesostwa. Ojciec bardzo był tym zatroskany i razem z Józkiem Borzyszkowskim przekonywali mnie do tego, żebym się zgodziła. Jak radziłaś sobie z presją, liczbą obowiązków i odpowiedzialnością? Prezesem Pomoranii byłam przez dwie kadencje. Pierwszy wybór był we wrześniu 1973 roku, a drugi w październiku 50 pomerania_grudzien_2012.indd 50 Wręczenie Medali Stolema w 1974 roku. Na zdjęciu od lewej: Jacek Mielnik, Sławina Bądkowska (Kosmulska) i Felicja Borzyszkowska. Fot. Alfons Kleina 1974 roku. Było to dla mnie jak wpadnięcie do głębokiej wody w nieznanym otoczeniu. W Pomoranii nie było nikogo, kogo bym znała, kto by mnie wprowadził w pracę, byłam zdana na siebie, rady Józka i pomoc Ojca. Członkami zarządu byli wtedy Fela Borzyszkowska, Elżbieta Bucholz, Tadeusz Stosik, Jacek Mielnik i Krystyna Muza. Gospodarzem chaty w Łączyńskiej Hucie był Józek Borzyszkowski. Cały swój wolny czas, energię i umiejętności poświęciłam Pomoranii. Udało nam się zorganizować wszystkie obowiązkowe doroczne imprezy, takie jak Ludowe Talenty, przyznanie Medali Stolema, rajdy, spotkania dyskusyjne, spotkania z ciekawymi ludźmi. Chciałam wówczas, żeby klub Pomorania miał szerokie pole działania. Robiliśmy plakaty zachęcające studentów do zapisywania się do nas i wieszaliśmy je na uczelniach, głównie na Politechnice Gdańskiej, bo to tam studiowałam. Jednak odzew był niewielki. Jedno spotkanie wbiło mi się w pamięć. Było to spotkanie z Janem Piepką w klubie studenckim w akademiku PG. Nie przyszedł nikt oprócz organizatorów. Dla mnie to była porażka, ale i nauka. Na szczęście Jan Piepka nie obraził się na nas i spędziliśmy przyjemny wieczór. Mówię o tym, żeby zobrazować, jak trudno było wówczas wyjść do szerszego odbiorcy. A chciałaś, żeby... Żeby Klub był klubem otwartym. Zapraszałam do niego także osoby, któ- pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:15 50 lat Klubu Studenckiego Pomorania re nie były Kaszubami – ludzi z Pomorza, gdańszczan. Byli też ludzie z Torunia, z UMK, na przykład Ola Poeplau z Chełmży, oraz ludzie ze Słupska. Jacek Mielnik też nie był Kaszubą. Jednak wszyscy czuliśmy się związani z Kaszubami i ich piękną przyrodą. Śpiewaliśmy po kaszubsku, ucząc się tego języka na żywo. Głównym nauczycielem kaszubskiego był Hubert Lewna – wówczas młody gospodarz na włościach w Łączyńskiej Hucie. Ale dołączali do nas też inni Kaszubi, na przykład Stefan Rambiert, Felek Borzyszkowski. Jak sądzisz, co powodowało, że studenci ciągnęli do klubu? Co było magnesem? Oczywiście chëcz stanowiła ten magnes, który przyciągał młodych do Pomoranii. Wyjazdy do niej były dla nas wielką radością. Nawiązywaliśmy bliskie kontakty w terenie. Wiele z nich było nawet bardzo bliskich. Odbywały się tam Andrzejki, przyjeżdżaliśmy na ferie. Dbaliśmy o chëcz i remontowaliśmy ją. Przyjmowaliśmy gości, na przykład grupę studentów z Franciszkańskiego Ośrodka Duszpasterstwa Akademickiego. A jak na Twoje działania i pracę patrzył Twój Ojciec, a mój Dziadek – Lech Bądkowski? Jak mówiłaś, sytuacja w Klubie była trudna. Dziadek pewnie pokładał w Tobie duże nadzieje... Czy spełniłam pokładane przez Ojca i całe ówczesne Zrzeszenie nadzieje? Myślę, że niezupełnie. Ale robiłam co w mojej mocy. Cały zarząd, a najbardziej Fela i Elżbieta, pracował ciężko, żeby w Pomoranii się działo. Krytykowano nas często, a najbardziej chyba nie był z nas zadowolony Józek Borzyszkowski. Miałam z nim duże problemy, bo ciągle wytykał mi błędy, nie zauważając skali trudności. Nie było przecież chętnych do podjęcia się prezesowania. Nie bez przyczyny. Dlaczego w takim razie zdecydowałaś się kandydować na drugą kadencję? Był to wpływ Ojca i jego namowy. Gdyby nie jego wsparcie, pewnie bym się załamała. Nie czułam się przecież pewnie na tych szerokich wodach, na które zostałam rzucona. Ciągle poddawana krytyce, byłam niepewna siebie. Wycinek z „Dziennika Bałtyckiego” z 8 stycznia 1974 roku zachowany w archiwum Lecha Bądkowskiego. A jak wyglądały spotkania organizowane przez Pomoranię? W pamiętniku z 1974 roku zanotowałam kilka zdarzeń. Opisałam krótko spotkanie u Tadeusza Bolduana, który nam powiedział, że do pracy trzeba koniecznie wprowadzać element rozrywki. Wspomniałam też o tym, że około 20 marca pojechaliśmy do Chmielna, żeby się spotkać z tamtejszym kołem ZKP. Z Pomoranii pojechały cztery osoby zamiast dwudziestu, a z koła nie było nikogo. Ale nie wszystkie spotkania tak wyglądały. Dużym sukcesem organizacyjnym była uroczystość wręczenia Medali Stolema, za którą Ojciec mnie pochwalił, a nie chwalił mnie często. W ogóle to bez wsparcia Ojca nie mogłabym działać w Pomoranii. Nie było to jednak tak, że Ojciec coś robił za mnie albo wskazywał mi, co mam robić. On uważał, że sama muszę to sobie poukładać. Ale w sytuacjach kryzysowych, a takich było kilka, dodawał mi skrzydeł. Taka sytuacja zdarzyła się na koniec pierwszej kadencji. Nie było porozumienia między mną a Józkiem w sprawie sprawozdania. On wymagał, żebym napisała sprawozdanie sama, a ja uważałam, że to cały zarząd pisze wspólne sprawozdanie. Gdy wróciłam do domu ze spotkania, opowiedziałam Ojcu o konflikcie i Ojciec mnie wsparł. Powiedział, że można tak albo tak, to ja mogę sobie wybrać. Miałam wybór, a więc nie musiałam postępować tak, jak uważał Józek. To może wydawać się sprawą błahą, ale dla mnie było wówczas ważną nauką. Druga kadencja prezeso- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 51 wania była już dużo łatwiejsza i miałam większą swobodę w działaniu. Co znaczy doświadczenie! Powiedz mi jeszcze, jak w takim razie oceniasz czas swojego prezesostwa w Pomoranii? Moje działania w Pomoranii były naładowane emocjami, wkładałam w nie całe serce. W klubie były przyjaźnie i miłości, ale i zawody. Na pewno dużo się uczyliśmy. Spotykaliśmy ciekawych ludzi, uczyliśmy się, jak wygląda działanie w organizacji. Ta wiedza zostaje na całe życie i z tego czerpię do dzisiaj. A co było po Pomoranii? Pierwsza kadencja, druga, koniec studiów i co dalej? Po zakończeniu studiów byłam członkiem Komisji Rewizyjnej Oddziału Gdańskiego, potem wyszłam za mąż, miałam małe dzieci, to już były lata 80. i 90. Ale na spotkania Oddziału, o których mnie informowano, przychodziłam. Po jakimś czasie zorientowałam się, że informacje przestały do mnie docierać. Okazało się, że nie jestem już członkiem ZKP. Nie wiem, kiedy i kto skreślił mnie z członkostwa, nie informując mnie o tym. To dla mnie bardzo przykra sprawa. To rzeczywiście dziwna sytuacja. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Rozmawiała Miłosława Kosmulska 51 2012-11-30 17:46:15 zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù 2012 Nowi symbòl Nordë? Czej żdôl jem na kôwkã, sedzącë w paradnicë kòl szôltësczi Gniéżdżewa wastnë Marii Szefka, ùzdrzôl jem leżący na stole zesziwk. 50 lat Kòla Wiejsczich Gòspòdëniów – taczi bél titel, a pòd nim logò ti stowôrë. Mô òno sztôlt herbù. Òkróm żôltégò slunuszka widzymë snôżą górkã, jaczich na Nordze wiele, a… wesoczi biôli wiatrôk. Nié taczi do mieleniô zôrna, ale do wëtwôrzaniô sztrómù. M AT É Ù S Z B Ù L L M A N N Wiatrôczi są ju czësto kòl nas przëjãté – rzekla mie szôltëska – nasza wies kòjarzi sã terô prawie z nima, tej më w Kòle Wiejsczich Gòspòdëniów ùdbelë so je na nasze logò. Wszëtcë bëlë na to zgódny. Pózni dozdrzôl jem sã wiatrôków w jesz jednym sztrikù w gminie Pùck. W logò Gminny Kòmisji do Procëmalkòhòlowëch Sprôw. Òd ji przédniczczi, wastnë Kamilë Dettlaff dowiedzôl jem sã, że taczé logò wëbrelë sami mieszkańcowie w szpecjalnym kònkùrsu. I ptôchë ju ni mają strachù Wiatrôczi, chtërne tak pò richtoscë są wiatrowima elektrowniama, pò prôwdze corôz to barżi wchôdają do òbrazu òkòlégò stolëcë kaszëbsczi nordë. Widzec je nié blós w logòtipach, ale téż na przëmiar na wiele jinternetowëch starnach: samòrządzënowëch, priwatnëch czë turisticznëch. Stôwają sã òne jednym z symbòlów Nordë. W gminie Pùck je jich kòle 30 sztëk. To tu są nôlepszé warënczi, żebë je wëstawic. Nôwikszé z wiatrôków mają pò 126 métrów wësokòscë, a mòc dwùch megawatów. Nôprzód bél strach. Czëj pòjawilë sã jinfòrmacje, że w òkòlim Pùcka mdą stôwióné wiatrowé elektrownie, lëdze i téż niechtërne jinstitucje zaczãlë protestowac. Procëmnicë gôdalë midzë jinyma, że skrzidla wiatrôków mdą zabijalë wanożącé tądkã ptôchë, że magneticzné pòlé mdze szkòdlëwé dlô lëdzy, a nawetka bùdinków. Ju jak pierszé ùrządzenia stojalë, niechtërny mieszkańcowie gôdelë, że w zdrzélnikach miast òbrazu je kòl nich widzec blós biôlé a szaré pasë lecącé w ritm krącącëch sã skrzidlów wiatrôków. Terô – jak rzekla mie Wio52 pomerania_grudzien_2012.indd 52 Òdj. M.B. letta Kòs, przédniczka Kòla Wiejsczich Gòspòdëniów z Lebcza – lëdze barżi sã z tegò smieją. Żódnëch zabitëch ptôchów nijak nalezc nie jidze. Na pòlach, gdze stoją wiatrôczi, szpacérëją bòcónë. Wzątczi dlô swòjich, òdjimczi dlô turistów Strach pòmòglë wënëkac téż dëtczi. Wiatrôczi w gminie to, jak sã òkazëje, zôróbk tak samò dlô samòrządzënë, jak i dlô priwatnëch lëdzy. Gmina òd kòżdi wiatrowi elektrownie dostôwô pòdatk. Za jedno ùrządzenié mòże to bëc nawetka 55 tësący zlotëch òb rok. Dëtczi dostôwają téż ti lëdze, co dzerżawią gruńtë pòd wiatrôczi. Nie chcą zdradzëc, jak wiôldżi je to wzątk. Jô móm czëté, że jak chtos mô dwa taczé wiatrôczi na pòlim, to ju mòże nick nie robic bez cali rok – to zdanié jednégò gniéżdżewsczégò gbùra, chtëren nie chcôl pòdac swòjégò miona. Nie je równak widzec, żebë gbùrzë z Nordë òprzestelë gòspòdarzëc. Trôfiają sã zó to przëtrôfczi, że midzë tima, co mają elektrownie kòl se, a tima, co blós mòglëbë miec, są czasã sztridë. Wiatrôczi to téż promòcjô. Pòdsztrichiwô to Mariô Szefka. Turiscë, co jadą na Hélsczi Pólòstrów czë do Wiôldżi Wsë baro czãsto zjéżdżają z glówny drodżi tu do nas, żebë zrobic so chòc òdjimk. Taczé òdjimczi z Gniéżdżewa czë Lebcza pòkazëją sã téż w rozmajitëch môlowëch a òglowòpòlsczich turisticznëch pùblikacjach. Jedna z nôbarżi znónëch pòlsczich telewizjów mô téż transmitowóné spòd wiatrôków swòje wiodro. Mlodi lëdze z gminë Pùck mają nazwóné swòje òkòlé Kaszëbską Hòlandią. Czë pò prôwdze na Nordze pòwstôwô nama nasza swójskô krôjna wiatrôków? Aùtór pòchòdzy ze Starzëna w gminie Pùck. Tekst je napisóny bëlacką òdmianą kaszëbiznë. Nen artikel je brzadã zéńdzeniô dlô piszącëch pò kaszëbskù, chtërno òstało zrealizowóné dzãka dotacji Minystra Administracji i Cyfrizacji. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:16 wiérztë Gwiôzdczi, aniołë, danka… Gòdë ju krótkò. To czas ùkòchóny òsoblëwie przez dzecë i prawie dlô nich bédëjemë pôrã wiérztów kaszëbsczich pòétów, chtërny przëbôcziwają zwëczi sparłãczoné z tim cządã. Dokazë pòchôdają z ksążczi Mësla dzecka. Antologiô kaszëbsczich wiérztów dlô dzôtków i młodzëznë (zebrelë i przërëchtowelë E.E. Prëczkòwscë, Banino 2001). Jaromira Labùdda Jerzi Stachùrsczi Eùgeniusz Prëczkòwsczi Gwiôzdor jidze z dëchã czasu, Òddôł reniferë, wasąg, Tegò rokù flégrã lecy, Bò sã spieszi do swich dzecy. Hej janiołë Kòlãdkã przeniesta Jezëskòwi Z nieba na sónkach tu zjedzta Janiołë biôłé Żebë Jezësk béł wiesołi Pòjta w jizbã drawò dzôtczi Dankã strojëc je ju czas. Wezta kùgle, lińcuch, swiéczczi! To mdze ceszba bëlnô dlô nas. Gwiôzdor jidze W miechù kòmpùter, stereo, Délorólka, górsczé kòło, Le jesz szlig je stôrodôwny, Baro cenczi i bòlewny. Bùwka strachù mô fùl bùksë. Nié dlô niegò te Philipsë! Nié dlô niegò ne Atari! Òn dostónie dzysô smarë. Hej janiołë Swiéc gwiôzdo Czedë jidzemë przez noc gôdków Swiéc czej pãkô cwiardi òrzech mrozu Ògrzewôj rãce Bëm je mógł wëcygac Do tegò co sã W cemną noc narodzył A më jesmë dobré dzôtczi. (Wiedzą ò tim nasze gwiôzdczi.) Nie robimë nigdë szkòdë. Dlô nas piãkné bãdą Gòdë. Bò na gòdë w kòżdi chëczë Drzewka stroją wszëtczé dzecë. Kò to baro wôżnô rzecz, Rôz le w rokù mòże bëc. Ach, jak wësok je jaż w czëpie! Trzeba sobie stółk wëszëkac. Le chto w górã rwie sã slepò, Mòże baro chùtkò znëkac. Zôs na dole bezpiek bãdze, Cos pòd danką mòże leżec. Jakùż wôżné, bë dëcht wszãdze Kòżdi gzub mógł gòdno so żëc. pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 53 Gòdné drzewkò 53 2012-11-30 17:46:17 Cmentarz na Zaspie Ważnym przyczynkiem naukowym dr Leszka Jażdżewskiego jest jego kolejna książka, tym razem traktująca o historii cmentarza na Zaspie. Jak dotąd ta wojenna nekropolia nie doczekała się osobnej publikacji. Autor przedstawia jej historię od powstania aż po dzień dzisiejszy. W czasie kwerendy archiwalnej ksiądz doktor zebrał materiały znajdujące się w Archiwum Muzeum Stutthof w Sztutowie, Archiwum Państwowym w Gdańsku oraz w archiwum Oddziału Terenowego Narodowego Instytutu Dziedzictwa w Gdańsku. Podstawowym materiałem badawczym wykorzystanym przez autora jest księga zgonów cmentarza Zaspa – odnaleziona wśród rupieci przy spalonym domu grabarza, zamordowanego przez uciekających Niemców zacierających ślady swoich zbrodni. Opisywana w publikacji nekropolia ofiar hitleryzmu znajduje się na skraju osiedla mieszkaniowego Zaspa Rozstaje i ma kształt nieregularnego czworoboku o powierzchni ponadtrzyhektarowej. Jest własnością przedsiębiorstwa Zarząd Dróg i Zieleni w Gdańsku. Pod względem administracji kościelnej miejsce to jest położone na terenie parafii pw. Opatrzności Bożej w Gdańsku. Na tym cmentarzu pochowano bohaterskich obrońców Poczty Polskiej i kolejarzy gdańskich oraz dwóch błogosławionych: ks. Bronisława Komorowskiego i ks. Mariana Góreckiego. Spoczywają tu również członkowie ruchu oporu oraz konspiracji pomorskiej, a także niektórzy obrońcy Westerplatte. Na zaspiańskim „cmentarzu hańby”, jak go Niemcy nazywali, chowani byli zakatowani na śmierć i zmarli więźniowie „wzgardzeni”z KL Stutthof i jego podobozów. Przypuszcza się, że pochowano tu około 17 000 osób. Na zakończenie opisu Nekropolii Męczenników II wojny światowej autor stwierdza, że jest to miejsce niemal zupełnie zapomniane lub odwiedzane przez 54 pomerania_grudzien_2012.indd 54 nieliczne osoby. Dlatego, jak sugeruje ksiądz Leszek Jażdżewski, należałoby zbudować na cmentarzu Ścianę Pamięci, na której można by umieścić tabliczki z nazwiskami ofiar II wojny światowej. Niech ta bardzo potrzebna nam Pomorzanom (gdańszczanom) publikacja skłoni do refleksji nad słowami błogosławionego Jana Pawła II, który powiedział: „Naród, który traci pamięć, jest narodem bez przyszłości”, oraz Cypriana Kamila Norwida: „Ojczyzna to ziemia i groby”. Jerzy Nacel Ks. Leszek Jażdżewski, Nekropolia Męczenników II wojny światowej. Historia cmentarza na Zaspie, Wydawnictwo ROST, Gdańsk 2012. Uchylone drzwi Jesienią 2012 roku nakładem Wydawnictwa Region ukazał się pierwszy tomik poetycki Mateùsza Titësa Mejera Zamkłô w słowach. Zdaje się, że zapowiada to nową serię wydawniczą oficyny z Gdyni, która będzie prezentować najmłodszą poezję kaszubską w kolejnych książeczkach, zbliżonych objętością i szatą graficzną. Na pierwszy zbiorek poezji Mejera składa się dwadzieścia pięć utworów, które zostały podzielone na dwa rozdziały i zakończone rodzajem posłowia. Pierwszy rozdział zbioru Króta miłotë / Bukiet miłości, jak wskazuje jego tytuł, związany jest z erotyką. Jako pierwszy pojawia się jeden z najciekawszych utworów zbiorku Do X-zaczepny lëst / Do X-zaczepnej list, który wychodząc od sytuacji poetyckiej prośby do adresata, kończy się ujmującym osobisto-patriotycznym obrazem: „Zrobi nen òdjimk / mëszlóm mòji dëszë / kreszlącë grifelkã / żôłtim jak jô / na czôrnym niebie”. W dobie kłopotów z tożsamością, niechęcią do samookreślenia się narodowego czy religijnego, ostatnie trzy wersy z figurą gryfla, człowieka i nieba stanowią oryginalną a jednocześnie odważną deklarację ideową. Drugim wyróżniającym się utworem tej części zbiorku jest Procëmnota / Przeciwieństwo, który zbudowany został jako projekcja współcześnie rozgrywającej się miłości na dawne, przedchrześcijańskie jeszcze obrzędy miłosne. Liryczna kochanka staje się w takim układzie Ładą, a podmiot liryczny Szymichem, adeptem prasłowiańskich wtajemniczeń. Pozostałe liryki tej grupy utworów Mejera nie dotrzymują już wysokiego poziomu poetyckiej emocji. Są one zbyt konwencjonalne, jak Zamôdlanié / Zamawianie – tylekroć już opisywany dialog wrażliwca z materialistą, czy Jesz nie ùmiérôj / Jeszcze nie umieraj – tak typowe wyznanie miłosne aspirujące tylko do literatury. Inne znowu wiersze wydają się niedopracowane, jak Himn erotomana / Hymn erotomana, który jest za mało erotyczny jak na sugerujący obyczajową odwagę tytuł, a Cëchi przedspik / Cicha jawa odwrotnie – zanadto oniryczny. Owo niedopracowanie widać dobrze na przykładzie liryku Miłota w festbùtach / Miłość w glanach, w którym dwie strofy zachowujące zbliżoną stylistykę uzyskują zaskakujące podsumowanie w ostatniej, w której odnajdziemy niezgrabną przenośnię typu „bank sëmieniô / bank sumienia” oraz przedziwną pointę w słowach „miłota w festbùtach”. Piszę przedziwna, gdyż może – posługując się określeniami wiersza – „glany” mają stanowić antytezę dla „niskich szpilek”, lecz przecież „glany” to słowo zarezerwowane dla słownictwa subkulturowego, które w wierszu Mejera nie znajduje artystycznego uzasadnienia. Drugi rozdział zbiorku Mejera zaopatrzony został w oksymoroniczny tytuł Salwa cëszë / Salwa ciszy, który ukazuje znaczące rozdwojenie tej grupy wierszy. Z jednej strony polega ono na szacunku wobec ciszy i poczuciu odpowiedzialności za używane słowa i znaczenia, z drugiej zaś na młodzieńczej decyzji o pisaniu pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:17 lektury i naiwnym obwieszczeniu zaznaczenia swojego udziału w nowym opisie świata. Pierwsza tendencja zaznacza się w tomiku Mejera kilkakrotnie. Udanymi utworami są bëc Cëszą / być Ciszą lub jem Cëszą / jestem Ciszą, w których walor pauzy, przemilczenia, milczenia pozwala tworzyć wieloznaczny nastrój i przekaz. Oszczędne w słowa są również wyznania naznaczone dialogiem z tradycją kaszubsko-pomorską. Myślę tutaj o utworze Salwa cëszë, w którym to wyznaniu odnajdziemy zwrot do zrzeszyńców (do Jana Trepczyka, Aleksandra Labudy) jako do współtowarzyszy w niedoli bezradności i braku zrozumienia. Z kolei w Szlachã bògów / Tropem bogów – wierszu pisanym niejako z kobiecej perspektywy – pojawiają się Rowokół, Arkona i Jastarnia w metaforycznym skrócie przywoływania pomorskich miejsc mocy. Druga tendencja tej części zbioru poezji, w której Mejer próbuje szerszego opisu emocji, zawiera w sobie tak trafne jak i niedomyślane przykłady utworów. Za rozwijające współczesną literaturę kaszubską wiersze można uznać autotematyczny Ò tim jak piszã / O tym jak piszę lub posiłkujący się realiami współczesnej komunikacji internetowej Chaos nama grô / Chaos nami gra. Dyskusyjny jednak jest liryk Tatczëzna Kaszëbiaków / Ojczyzna Kaszubiaków, który prawdopodobnie ma być w założeniu artystycznym ważnym ideowo głosem młodego poety. Co do trafności zastosowania niektórych figur do opisania Matki Kaszubii nie ma wątpliwości (słomiane chaty, tabaka, smętkowe łzy, wieże gdańskiego kościoła Mariackiego, bursztyn), co jednak z Tatczëzną ma wspólnego order Słonia albo Nibelheim? Nie chodzi mi w tym momencie tylko o to, że w tym wierszu dochodzi do zbyt arbitralnych rozstrzygnięć co do tego, jaka jest dzisiejsza kondycja Kaszubii (np. jak wiele osób się zgodzi, że Matka jest „Ë czej pół lëtra chùtkô”?), lecz o to, że autor podsuwa do oceny figury, których znaczenia nikt oprócz niego nie może rozwikłać. W rezultacie założenie poety, że utwór będzie ideologicznie przejrzysty i powszechnie zrozumiały, jest niemożliwe do realizacji. To, że Mejerowi zależy na dotarciu do czytelników, widać w decyzji, aby utwory zaprezentować w tej książce w wersji kaszubsko- i polskojęzycznej. Pojawia się jednak pytanie o zasadę dokonywania tłumaczeń. Z tomiku wynika, że z kaszubskiego na polski przekładał sam autor (skoro brak wskazówek w stopce redakcyjnej książeczki). Na ile jednak były to tłumaczenia dosłowne, a na ile formy dążące do odmiennych znaczeń w różnych wersjach językowych? Problem nie polega jedynie na kwestii redakcji, a na semantycznym rozziewie. Oto bowiem jeden z kaszubskich tytułów zapowiada Cëchi przedspik, a polski Cichą jawę. Więc o jaki w istocie chodzi tu nastrój: oniryczny czy realistyczny? Albo inny zastanawiający wiersz Slédny lëst (2) / Ostatni list (2), trzykrotnie odnaleźć w nim można różnice zapisu, które wynikają nie tyle z różnic w leksyce czy składni (co oczywiste), ale prawdopodobnie z błędów frazeologicznych. Oto w pierwszym wersie czytamy: „Kôzalë jesta jic cëszi kòta”, co przecież nie współgra z polskim wersem „Kazaliście iść jak mysz pod miotłą”. Oczywiście można tłumaczyć poetę, że szukał tutaj „gry” znaczeń w polskiej translacji kaszubskiego wzorca, lecz z drugiej strony, jeśli tak mu zależało na oryginalności, to dlaczego jej nie szukał w wersji kaszubskiej? Sądzę, że polskie zdanie „Kazaliście iść jak mysz pod miotłą” zostało tak zbudowane nie tyle z powodów artystycznych, co z pośpiechu i nieuwagi. W innym wersie po kaszubsku czytamy „Ë zasztëkelë brómë”, po polsku zaś „I pokluczyliście bramy”. Ponownie jak wyżej, w języku polskim zwrot „pokluczyć bramę” jest wadliwą konstrukcją, która w miejscu polskiego tłumaczenia wprowadza treści, których brak w sformułowaniu kaszubskim. Wreszcie ostatnie potknięcie: „Nawetk na kòmin wëpisac wiadła ò smiercë ju nie szło” w polskiej wersji brzmi „Nawet na tablicy nie dało się ustawić statusu śmierci”. Polski wers nie utrzymuje tutaj semantyki zdania kaszubskiego, wprowadzając sztuczność i rachityczność stylu. Po co były potrzebne Mejerowi te wymienione tutaj „wycieczki” w błędy, trudno określić… W swej pierwszej książce poetyckiej młody twórca nie zdecydował się na wyrazistość poetyki czy tematyki, a szkoda, bo jeśli teraz tego nie zrobił, to kiedy to uczyni? Można było tego oczekiwać od autora, który już od kilku lat publikował swoje utwory w internecie, „Pomeranii”, almanachu „Zymk” czy próbował sił w konkursach poetyckich... Być może Mateùsz Titës Mejer jest typem poety, który z tomiku na tomik będzie dojrzewał pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 55 do coraz ciekawszego i bardziej przekonującego opisu świata. Może więc w kolejnym zbiorze odkryje swoje pełniejsze artystyczne oblicze. Na razie znajduje się we władaniu niedopracowanej formalnie emocji, a w kaszubskim aspekcie jego twórczości słychać ideowe zwroty ku zrzeszyńcom i nieświadome chyba gesty doceniania współczesności przeczytane u Tomasza Fopkego. Na ten moment drzwi do poezji kaszubskiej zostały przez Mejera dopiero uchylone, a twórca stoi pomiędzy prywatnym wzruszeniem a literacką metaforą… Daniel Kalinowski Mateùsz Titës Mejer, Zamkłô w słowach, Wydawnictwo Region, Gdynia 2012. Anielskô lektura kaszëbsczi epòpeje Czej drëszka mie przekôza anielską wersjã Żëcégò i przigòdów Remùsa, jô sã zarô wzął za ji czëtanié, i ni mógł ji òdłożëc, jaż jô miôł jã czësto skùńczoné. Na wersjô romana Aleksandra Majkòwsczégò òsta wëdónô przez Kaszëbsczi Institut w 2008 rokù i je rezultatã robòtë dwùch tłomaczków: Blanche Krbechek i Katarzënë Gawlik-Luiken, chòc z wôżną pòmòcą ze stronë Stanisława Frimarka. Wëdóny pòd anielsczim titlã Life and Adventures of Remus, nen tłomaczënk je nôslédną wersją ti nôwôżniészi pòzycji kaszëbsczi lëteraturë. 55 2012-11-30 17:46:17 lektury Òkróm Remùsa, Blanche i Stach mają téż pôrã jinëch ksążków przełożoné na anielsczi (recenzja tłomaczeniô zbioru òpòwiôstków Annë Łajming Czterolistna koniczyna je przistãpnô na: http://jurk.kaszubia.com/?page_id=250). Òbòje przełóżcowie mają starã ò to, bë przëbliżëc naszą lëteraturã anielskòjãzëcznym czëtińcóm; òsoblëwie tim, co są z pòchòdzeniô Kaszëbama. Tak że Blanche i Stachòwi nôleżą sã pòdzãkòwania nié blós za tłomaczenié Remùsa, ale téż za jiné przełożënczi kaszëbsczi pismieniznë. Nim sã pòdzelã òdczëcama pò lekturze ksążczi, mùszã pòdsztrichnąc, że bëło to mòje pierszé czëtanié Remùsã. To je dosc wôżnô infòrmacjô, dlôte że skòrno jô nie znôł òriginału, mòje wrażenia ò tim romanie Majkòwsczégò pòchòdzą prosto z przeczëtaniô ti wersje. Rozmieje sã, òriginalną, kaszëbskòjãzëczną wersjã ksążczi téż móm przeczëtóné, le pôrã miesądzów pòzdzy. Mëszlã, że nie bëłobë ùtczëwò wëmądrzac sã na temã tłomaczënkù Remùsa bez znajomòscë òriginału. Nót je zacząc òd tegò, że aùtoróm anielsczi wersje dało sã dosc skùtkòwno pòradzëc z tim cãżczim do przełożeniô tekstã. Majkòwsczi baro dokładno òpisëje bënowé przeżëca swòjich bòhatérów i przełóżcóm nie je letkò taczi tekst tłoma- 56 pomerania_grudzien_2012.indd 56 czëc. Òd gramaticzny i stilisticzny stronë tekst sã baro fëjn czëtô i je zrozmiałi. Pôrã „lëterówków” i pòminiãtëch céchów interpùnkcyjnëch, jaczé móm nalazłé, to je barżi wina editorów niżlë tłomaczów. Mòje pòzdniészé czëtanié kaszëbsczégo Remùsa pòcwierdzëło wiernotã anielsczégò tłomaczënkù z jegò òriginalną wersją (chòc kaszëbskô wersjô do mie ò wiele barżi przemôwiô). Przełóżcowie nawetka zadbelë ò aùtenticznosc czasową i ùżëlë anielszcziznë z pòczątkù XX wiekù. Ti dbałoce mòże wierã téż przëpisac ùżëcé starszi fòrmë jistnika Kashubes (Kaszëbi), miast ju òd dôwna ùstalony fòrmë Kashubs (bez „e”), jakną jidze pòtkac w przetłomaczonëch na anielsczi dokôzach prof. Bòrziszkòwsczégò, prof. Òbracht-Prondzyńsczégò czë aùtorów z USA i Kanadë. Wôrt szczególnégò pòdsztrichniãcô je téż kùńszt, z jaczim aùtorzë tłomaczeniô pòradzëlë so z wiérztowónyma ùriwkama ksążczi. Przë bezpòstrzédnym òdnoszenim do òriginalnégò znaczeniô przekazu, dało jima sã ùłożëc sztrofë, chtërne w całoscë zachòwałë dostojnotã kaszëbsczégò òriginału. Nôwiãkszą bòlączką anielsczi wersje Remùsa nie je kwalitet samégò tłomaczënkù, le decyzjô, bë ùżëc pòlsczi wersje tekstu jakno jegò spòdlé. Jô rozmiejã, że niepòchòdzącô z Kaszëb Katarzëna mia słabszą znajemnotã kaszëbsczégò jãzëka i lżi ji bëło przekładac z pòlsczégò (chòc òriginalnô wersjô bëła téż kąsk ùżëtô), równak tłomaczenié z òriginału wiedno daje bëlniészi efekt niżlë òpieranié sã na zdroju drëdżi generacji. Ale z tim to bë jesz szło, kò pòlskô wersjô Remùsa je pò prôwdze baro dobrô. Jiwer je w czim jinym. Aùtorzë anielsczi wersje ti kaszëbsczi epòpeje w przëjãtim przez se mòdle òstawilë nazwë geògraficzné i miona pòstacë w jich słowiańsczi fòrmie... le nié kaszëbsczi, a pòlsczi (sic!). Jak sami tłomacze mają to w przedmòwie wëjasnioné, kaszëbsczi pisënk nôzwësków òstôł zachòwóny blós dlô nôwôżniészich herojów. Reszta (nôzwëska jinëch bòhatérów, a téż pòzwë gardów i wsów) ju je pò pòl- skù. Chòc Majkòwsczi sóm ùżiwô słowa pòlsczégò Pustkowie na Pùstczi, czëtińc mòże sã téż (zmiłkòwò) wëwiedzec ò Gryfie, Godach, kolędnikach, sołtysie, Smętku (miast ò Grifie, Gòdach, Gwiôzdce, szôłtësu, Smãtkù) itd. Na kùńcu ksążczi je słowôrzk (Glossary), jidze w nim nalezc lëstã z nyma słowama, le czëtińcóm je cãżkò rozsądzëwac (z pôrã wëjimkama), chtërne słowa sã pòlsczé, a chtërne kaszëbsczé. I tak na jedny stronie słowôrzka mómë kaszëbską mùcã i pòlsczi przednówek. Òb czas czej ùżëcé pòlsczich mionów geògraficznëch mòże bëc sznërgą dlô czëtińców i jima pòmòc „w nalezenim tëch môlów na geògrafny kôrce” (przedmòwa), reszta bë doch mùsza bëc òstawionô pò kaszëbskù abò przełożonô na anielsczi. Ùczenié anielskòjãzëcznëch czëtińców pòlsczich słowów przë leżnoscë tłomaczeniô kaszëbsczégò tekstu je dosc òsoblëwą ùdbą, chtërna mòże zdostac z turu czëtińców. Tak jak zjakòsóny béł mój drëch, chtërnégò starkòwie wëjachelë z Kaszëb do Americzi na zaczątkù XX wiekù i chtëren pò przeczëtanim anielsczi wersji Remùsa chcôł sã pòpisac nowò naùczonyma kaszëbsczima słowama. Tej òn sã mie pëtô, czë móm strach kolędników i czë lëdóm pierniki. Béł baro zadzëwòwóny, jak jô mù òdrzekł, że to są pòlsczé, a nié kaszëbsczé słowa. Równak Kaszëbi mùszą bëc baro wdzãczny Blanche Krbechek, Katarzënie Gawlik-Luiken i Stachòwi Frimarkòwi za robòtã; òsoblëwie, że to nie bëło letczé dzejanié. Mòże téż bez nieùbëtkù zachãcywac anielskòjãzëcznëch czëtińców do sygniãcégò pò tã piãkną pòzycjã. Kaszëbizna na tim na gwës zwëskô, a żlë wicy czëtińców jã kùpi, tej mòże doczekómë sã wznowieniô? Chto wié, mòże z kaszëbsczima geògrafnyma pòzwama i kaszëbsczim słowôrzkã na kùńcu? Blanche, Katarzëna, Stach – bëlnô robòta! Hinzów Jurk Aleksander Majkowski, tłum. B. Krbechek, K. Gawlik-Luiken, Life and Adventures of Remus, Instytut Kaszubski, Gdańsk 2008 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:18 Karno Sztudérów Pòmòraniô dzys Jesz je wiele Pòmòrzanów do òdkrëcô... Terô je takô móda, cobë robic cos wiãcy nigle blós sztudérowac. Chòc młodi czãsto ùczą sã nié leno na jedny ùczbòwnie, równak szukają jesz za czims. We Gduńskù mają wiele mòżlëwòtów i pòmòrańcë bédëją jima jedną z nich. A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ KAROLËNA KELER Mie jidze ò cos wiãcy... Wierã żëcé sztudérów nie kùńczi sã i nie zaczinô na wëkładowëch zalach. Wierã to, co nôlepszé i nôcekawszé, mô swój plac kąsk dali – za mùrama ùczbòwniów. Tam téż wierã mô swój zôczątk nôwôżniészô szkòła – szkòła żëcégò. Tej, wezmë na to, jem prawie dobëła pòstãpny dzél mòji edukacje – egzamin dozdrzeniałoscë. Rëchtëjã sã na wiôlgą rézã do czësto cëzégò swiata. Rubzak fertich, mëma jesz cos tam mie w tutach na drogã wcëskô, a tatk ju aùtół grzeje. Chcemë jachac… Gduńsk. Wejle, jaczi swiat je piãkny! Mòże bë tak sztudérowanié zacząc òd tegò, co je wôrt òbôczëc we Gduńskù? Tej nôprzód na starówkã a gwës mój nos wanożnika gdzes mie pòprowadzy. A jakbë tak zacząc nôukã òd pòznaniô klubów dlô sztudérów...? Doch tak pò prôwdze to w tim wszëtczim mie jidze ò cos wiãcy. Ò co? Sama jesz nie wiém. I mògłobë bëc tak, że czësto przez przëtrôfk wlazła jem na farwny plakat. Kaszëbsczégò bãdą ùczëc. Tu, we Gduńskù. Jakôs Pòmòraniô. Za czim? Zarô mie sã przëbôczëło, jak w spòdleczny szkòle më całą grëpą na te egzoticzné ùczbë sã karowalë. Rézë miałe bëc – szkólnô gôdała. A jakô dobrô nota téż bë nie bëła lechô – tak mëslałë dzecë. Mëma i tatk pòdpisalë cédelk, rôd, że dzôtczi mdą rodną gôdkã pòznawac... Zôczątk kùrsu – strzoda ò czwiôrti pò pôłnim. I tak jô bë mògła pòtkac Wioletã, Pawła, Kaszã i Marikã. Sztudérów z Pòmòranie. Półwiek na kaszëbsczi stegnie Latos je ju 50 lat, jak dzejô karno sztudérów założoné przez Lecha Bądkòwsczégò. Karno, chtërno parłãczi młodëch lëdzy na jich pòspólny kaszëbsczi stegnie. Ùdbą pierszégò przédnika i załóżcë bëło przede wszëtczim samòsztôłcenié nôleżników Pòmòranie, jeżle jidze ò kaszëbiznã i zrzeszoné z nią sprawë. Miało to sã dokònëwac przez zéńdzenia młodëch i diskùsje na rozmajité témë tikającé sã regionu. Szło téż ò prakticzné dzejanié pòmòrańców – pòznôwanié i rozkòscérzanié kaszëbskò-pòmòrsczi kùlturë, wanodżi pò Kaszëbach, wespółrobòtã z Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim i jinszé. Wiele aktiwnëch pòmòrańców, tëlé ùdbów 50 lat dowsladë Lech Bądkòwsczi pitôł, czë spòlëznowé dzejanié je tak pò prôwdze na Kaszëbach brëkòwné, jak òno bë miało wëzdrzec, co bë w nim bëło nôwôżniészé i czë sã nalézą do te lëdze? Jak to widzą dzysdniowi Pòmòrańcë? Jô mëszlã, że w najim dzejanim sã zmieniło wiele òd tegò czasu. Më wiedno narzékómë, bò chcemë wcyg wiãcy. Takô je naszô nôtëra. Terô téż jamrocemë, ale to je twórczé. Wiele je i bëło aktiwnëch pòmòrańców, tëlé je i bëło ùdbów pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 57 na dzejanié dlô kaszëbiznë. A kòżdô jich pòdjimizna je môłim sztëczkã w wiôldżi całoscë – gôdô Paweł, jaczi w karnie je òd 3 lat, z czegò 2 lata béł przédnikã. Òb czas jegò prezesowaniô sztudérowie dali prowadzëlë nôwôżniészé donëchczasné dzejania Pòmòranie: Kònkùrs Wiédzë ò Pòmòrzim, warkòwnie Remùsowô Kara, kùrs kaszëbsczégò jãzëka dlô sztudérów i przede wszëtczim – pòdtrzimiwelë tradicjã przëznôwaniô Nôdgrodë Stolema. Òb czas drëdżi kadencje przëszłë ùdbë zrobieniô czegòs jesz, czegòs, co w slédnym czasu bëło kąsk zabôczoné. Felowało nama pòtkaniów z bëlnyma dzejôrzama. Taczima, co bë mòglë nama òpòwiedzec ò swòjich kaszëbsczich stegnach, doradzëc. Z chtërnyma më bë mòglë pòkôrbic ò dzysdniowëch Kaszëbach – gôdô Paweł. To sã dało zrobic. Pò dłudżim czasu przëszlë do naju prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi i prof. Józef Bòrzëszkòwsczi. Na zôczątkù dzejaniô karna młodi z kaszëbsczégò klubù miele taką leżnotã nawetka pôrã razy na miesąc. I to nié blós le we Gduńskù, ale wnetka na całim Pòmòrzim. Widzec 50. roczëzna jistnieniô, to je dobri czas, bë do te wrócëc. To prôwda. Tradicjô pòtkaniów i kòrbiônków òsta pòdtrzimónô. Tegò rokù më téż mielë zòrganizowóné, razã z tczewsczim partã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, kònferencjã „Pięćdziesiąt lat Pomoranii – dla Pomorza i Kociewia”. Bëła gôdka ò historie klubù i ò tim, jak wëzdrzi dzysdniowô naju 57 2012-11-30 17:46:18 Karno Sztudérów Pòmòraniô dzys robòta. Kazmiérz Kleina i Andrzéj Grzib kôrbilë ò tim, jak to przódë w karnie biwało. Wôrt je słëchac taczich lëdzy i sã z nima pòtikac – dodôwô Kasza. Szkòła dlô cerplëwëch i robòcëch sztudérów Ten rok béł i je dlô naju òsoblëwi – gôdô Wioleta, czësto nowô przédniczka karna. Na tã roczëznã më so ùdbelë zrobic cos òsoblëwégò. Nôprzód miôł bëc Wiôldżi Zjôzd Pòmòrańców. Dało sã zebrac kòl 600 adresów dôwnëch nôleżników karna. I tej 12 maja zjachalë do Kłosowa ti, co chcelë i mòglë sã pòtkac z drëchama czãsto òd lat niewidzónyma. Ten bal sã jima widzôł. I to je nôwôżniészé – na kùńc dodôwô Kasza. Równak Pòmòraniô to – jak pisôł Bądkòwsczi – nie je plac dlô lëdzy, chtërny mëszlą le ò rozegracjach, blós cwiardô szkòła dlô nôpartëch, cerplëwëch i baro robòcëch sztudérów. Bò taczim trza bëc, bë òrganizowac 7-dniowé warkòwnie dlô 50 sztëk młodëch lëdzy z 14 rozmajitëch nôrodnëch i etnicznëch 58 pomerania_grudzien_2012.indd 58 miészëznów. To béł nôwikszy projekt, jaczi Pòmòraniô zjiscëła w całi swòji historie – „Solidarnosc w rozmajitoscë”. Do robòtë włączëlë sã téż ti, co czasë sztudérowaniô i robòtë w karnie mają za sobą, ale wiedno rôd przëchôdają z wesprzenim. A łoni më rôczëlë do se téż 20 młodëch z Eùropë. Tamte warkòwnie miałë pòzwã „Seven sensen of Kashubia” – przëbôcziwô ùszłi przédnik karna. Co to nama dało? Przede wszëtczim bëła to prôwdzëwô szkòła òrganizowaniô. Dzãka temù, że Pòmòraniô je nôleżnikem YEN-u (chtërny zrzeszô nôrodné i etniczné miészëznë z 20 krajów Eùropë) òb lato i jeséń mòżemë wëjéżdżac na projektë do jinszich krajów. Na zymkù tegò rokù trzë dzéwczãta z klubù bëłë w pôłniowim Tirolu. Terô szëkùjemë sã na wëjôzd do Frizów. To je dlô naju mòżlëwòta pòznaniô lëdzy z jinszich krajów, jich tradicje, zwëczi i kulturã. Jô téż szukóm jesz za czims Zdawac bë sã mògło, że ò to prawie jidze w dzejanim, cobë przëcygac do se co- rôz wiãcy chãtnëch. I przëchôdają. Blós na krótkò. Abò są w najim karnie leno na papiorze. Tak pò prôwdze to robi małô grëpa lëdzy. I tak bëło czãsto. Lech Bądkòwsczi téż ò tim pisôł metaforiczno: „Mamy kusą kołdrę; gdy podciągniemy ją pod brodę, marzną nam nogi, gdy odkryjemy nogi, chłód przenika piersi”. Më to téż znajemë – cygnie dali Wioleta. Dô sã cos z tim zrobic? Mëszlã, że jo – dodôwô Marika – nama je terô wiele lżi. Më mómë jinternet, nają jinternetową starnã i téż facebook. Tam je mòżno pisac ò wszëtczim, co je ù nas lóz, a jesz rôczëc drëchów na rozmajité pòdjimnotë. A młodi tam zazérają. Pòtikómë sã téż z nima w strzédnëch i pózni w wëższich szkòłach i gôdómë ò naji robòce dlô kaszëbiznë. Mëszlã i widzã, że je wiele Pòmòrzanów do òdkrëcô. Zôczątk kùrsu kaszëbsczégò – strzoda ò czwiôrti pò pôłnim. Czemù nié? Tec jem z Kaszub. Në i wôrt je robic cos wiãcy niżlë blós sztudérowac, i to nié leno temù, że terô je takô móda. A skòrno pòmòrańcë bédëją taką mòżlëwòsc... pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:18 Nadzwëczajny hùmòr òkazëjącë ùznónié dlô robòtë òpiekùnów z môlów, gdze jesz do niedôwna nie bëło ùczoné kaszëbsczégò jãzëka. Ùczba kaszëbsczégò na wiesoło je nôwôżniészim celã festiwalu. Pò to òn òstôł stwòrzony. A przë ti leżnoscë mòżna sã téż zabawic – pòdczorchiwają òrganizatorzë z banińsczégò KPZ. Przerwë w wëstãpach bëtników festiwalu ùmilałë trzë karna: Kartësczé zwónczi ze Spòdleczny Szkòłë nr 5 w Kartuzach, Orliki z ZKiW w Dzerzążnie i Młodzëzna z Banina. (jd), tłom. KS Najlepsi kaszubscy maturzyści nagrodzeni I môl w kategòrii klas I–III dosta Melaniô Òstrowskô ze Spòdleczny Szkòłë w Miszewie. VI Festiwal Kaszëbsczégò Hùmòru „Szport mùszi bëc” ju przeszedł do historii. Znóny je jakno ùdónô jimpreza fùl bëlnégò szpôsu w kaszëbsczim jãzëkù. Kaszëbi rozmieją bëlno smiac sã z sebie i mają wiôldżi szacënk dlô kòżdégò człowieka. Taczich prawie szpôsów mòżna bëło pòsłëchac 27 rujana w Zrzeszë Szkòłów nr 2 w Kartuzach, chtërna je partnerã przédnégò òrganizatora festiwalu, czëli partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Baninie. Do pòmòcë włącził sã téż Ùrząd Gminë w Kartuzach i kartësczi part KPZ. Na binie stanãło kòl 70 sztëk ùczãstników we wszëtczich wiekòwëch kategòriach, zaczinającë òd przedszkòlnëch dzecy, jaż pò dozdrzeniałëch. I to bòdôj béł nôlepszi czas dlô wielny zdrzadni, na jaczi zasedlë téż bùrméster Kartuz Mirosława Lehman i wicebùrméster Hana Pionk, a téż przédnicë KPZ: z Banina Witóld Szmidtke i z Kartuz – Kadzmiérz Fòrmela. Cekawi wëstãp banińsczégò karna A Matizernoga z przedstawienim „Wëbòrë miss” dostôł nôwiãcy brawów. To béł bezkònkùrencyjny pierszi plac – z redoscą gôdôł przédnik kòmisji ks. Róman Skwiercz. Razã z nim wëstãpë taksowelë: Magdaléna Kropidłowskô z Radia Gduńsk i Teréza Wejer – aùtorka teatralnëch przedstôwków. Znôwcowie przëznelë téż Grand Prix karnu Podlesiaki z Wiôldżégò Pòdlesa w gminie Kòscérzna, Laureaci, darczyńca i zasłużona nauczycielka. Fot. Halina Bobrowska W czwartek 25 października kaszubska szkółka na Głodnicy, będąca jednocześnie Ośrodkiem Edukacji Kaszubskiej, wypełniła się gośćmi zaproszonymi z okazji wręczania nagród osobom, które w latach 2011 i 2012 zdawały maturę z języka kaszubskiego. Przyjechały ekipy Twojej Telewizji Morskiej, Radia Kaszëbë i Radia Gdańsk. Impreza zaczęła się od krótkiego kaszubskiego koncertu w wykonaniu duetu z pobliskiego Staniszewa – akordeonisty i skrzypaczki. Następnie gospodarz obiektu, dyrektor Witold Bobrowski, powitał przybyłych, tzn. grupę niedawnych maturzystów, nauczycielki, rodziców, radnych gminy Linia, działaczy Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, a także dwóch przedstawicieli Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej. Ci ostatni przedstawili fragment protokołu, z którego wynikało, że w tym roku aż 41 osób zdawało maturę z języka kaszubskiego. Dla każdej z nich, a także dla maturzystów ubiegłorocznych został przygotowany specjalny dyplom w ramce oraz dodatkowo album. Gwoździem programu było wręczenie przyznawanej od 10 lat Nagrody Specjal- pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 59 nej dla najlepszego kaszëbsczégò maturańta, ufundowanej przez mieszkańców Rumi: Ewę i Grzegorza Szalewskich (po 5 tys. zł). Z różnych przyczyn w ubiegłym roku ta nagroda nie została wręczona, toteż teraz otrzymali ją dwaj maturzyści: za rok 2011 – Adam Hebel z Luzina, a za 2012 – Tomasz Urbański z Kościerzyny. Dyplomy i nagrody książkowe od Zarządu Głównego ZKP wręczyła im oraz kilku zasłużonym nauczycielkom wiceprezes Danuta Pioch. Od rumskiego oddziału ZKP, czyli organu prowadzącego szkółkę, Tomasz Urbański otrzymał też neclowski dzban i dwie książki, a od Stowarzyszenia Nauczycieli Języka Kaszubskiego Remùsowi Drëszë list gratulacyjny i kopertę z zawartością. Z kolei Grzegorzowi Szalewskiemu i, zaocznie, jego małżonce państwo Bobrowscy podziękowali okazałym dyplomem. Dodatkowo dziękczynne pismo i bukiet róż przekazali p. Szalewskiemu w imieniu SNJK Remùsowi Drëszë Wanda Lew-Kiedrowska i Brunon Cirocki. Oficjalną część zakończyła sesja zdjęciowa, po czym gospodarze zaprosili wszystkich na poczęstunek. J.H. Roczëznowô i redosnô ùroczëstosc w Pruszczu Karno sztërdzescë sztëk nôleżników i lubòtników Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Pruszczu Gduńsczim òbchòdzëło 142. roczëznã Słëdżi Bòżégò bp. Kónstantëna Dominika. 7 lëstopadnika redosné swiãtowónié zaczãło sã òd mszë swiãti, z liturgią w kaszëbsczim jãzëkù, chtërną òdprawił môlowi dëszpasturz i kapelón kaszëbsczi spòleznë ks. Bartłomiéń Wittbrodt, pòchòdzący z Pilëców. Kùlt wiôldżégò Kaszëbë je żëwi na Pòmòrzim ju òd dôwna – pòwiedzôł kaznodzéj. Ju za żëcô Słëga Bòżi cesził sã wiôldżim szacënkã i znóny béł z wiôldżi pòkòrnoscë, a téż ze szczodroscë i dzeleniégò sã ze wszëtczima, chtërny bëlë w pòtrzebie – gôdôł. Zeszli lëdze mielë téż leżnotã òbezdrzec niespòtikóné òdjimczi dokùmeńtëjącé żëcé i dëszpasturską robòtã bp. Dominika. Ò pòdejmòwónëch przez KPZ dzejaniach na rzecz chùtczi beatifikacji wspòmniôł Arkadiusz Gòlińsczi, przëbliżającë pòstac Henrika Łukòwicza, pùblikacjã wëdóną przez Zrzeszenié Ksiądz 59 2012-11-30 17:46:19 klëka Pòtkaniu pruszczańsczich zrzeszeńców towarzëła redosnô atmòsfera. Biskup Dominik. Droga do świętości i ùpamiãtnienié kaszëbsczégò biskùpa wspòminkòwą tôflą na bùdinkù nôleżącym do ss. Elżbiétanków we Gduńskù, w jaczim Słëga Bòżi òdszedł do Pana. Przëbôczonô bëła téż wëmëslonô przez przédnictwò partu KPZ w Gdini Wiôlgô Nowenna Błagalnô, chtërną przez dzewiãc lat kòòrdinowa notejszô przédniczka partu Teréza Hoppe. Pruszczańscë zrzeszeńcë w swòjim gardze pôrã lat przódë téż ùprzistãpnilë mieszkańcóm do zapòznóniô sã cekawi pòkôzk przërëchtowóny przez ks. dr. Leszka Jażdżewsczégò. Lëstopadnikòwô ùroczëzna òdbëła sã na redosny, ùrodzëznowi ôrt. Ks. Wittbrodt pòdzelił sã lëcznyma szpôsama, a téż przëblëżił wiele wiesołëch zdarzeniów z żëcô Słëdżi Bòżégò bp. K. Dominika. Hùmòr „kaszëbsczégò swiãtégò” ùdzelił sã wszëtczim zeszłim. Pòtkanié ùfarwniło minikòncertã nowò pòwstôwającé w Pruszczu Gduńsczim kaszëbsczé spiéwné karno, w jaczim pierszé „diabelsczé” skrzëpice grô przédniczka partu Teréza Mejna-Kòpania. A. Gòlińsczi Ò gôsczi gwarze w Chònicach Pòtkanié ùmilił swòją grą na akòrdionie wójt gminë Lëpińce Andrzéj Lemańczik. 16 lëstopadnika chònicczé historiczno-etnografné mùzeùm w baszce Kùrzô Stopa zòrganizowało pòtkanié z Rafałã Maliszewsczim, aùtorã pierszi jãzëkòznôwczi prôcë dochtorsczi w całoscë pòswiãcony Gôchom (bëło ju ò nim w cządnikù „Pomerania”). 60 pomerania_grudzien_2012.indd 60 Ksążka Język jako więź wewnątrzgrupowa we wspólnocie komunikatywnej Gochów to brzôd badérowaniô (wëwiadów), jaczé robił westrzód mieszkańców dzysdniowi gminë Lëpińce. Jakno że jem téż z nëch strón, jedna takô rozmòwa dérowała czasã òd 4 do 5 gòdzyn. Wszëtczé zebróné nagrania to jaż 26 gòdzyn – gôdôł na promòcje swòji ksążczi R. Maliszewsczi. Rodzëce są dbë, że czej dzecë chòdzą na kaszëbsczi w szkòle, òni ju doma pò kaszëbskù gadac nie brëkùją. Baro czãsto, co je òpisóné w ksążce, dlô rodzëców wôżné je, bë jich dzecë pòtrafiłë pò kaszëbskù, a z drëdżi stronë lepi, żëbë ùczëłë sã anielsczégò – dodôwôł. Przesłëchiwalë sã temù nié leno chòniczanie, ale téż ti, chtërny przez môl ùrodzeniô abò rodzëznã są sparłãczony z Gôchama. Tej-sej ùczëc téż mòżna bëło gôską mòwã. Le to nié jediné akceńtë z pôłnia Kaszub. Kąsk ò dzysészi gminie Lëpińce òpòwiedzôł ji wójt Andrzéj Lemańczik. Betnicë pòsłëchalë téż czile gôdków wëkònónëch przez Anã Glëszczëńską. Pòdobnô promòcjô òdbëła sã 22 lëstopadnika w lëpnicczi szkòle. wództwa 2012, wëprzédnienié kùstosza w Dwórkù Wëbicczich za piãkné kaszëbsczé òbleczënczi w 2012 r. Z leżnotë jubileùszu 22 rujana w pòdwózarkù Òchòtniczi Ògniowi Strażë Zgòrzałé òdbëło sã kameralné pòtkanié nôleżniczków i téż òrganizacjów wespółrobiącëch ze Stowôrą. Winszowania skłôdalë: radnô Kartësczégò Krézu Jiwóna Fòrmela, białczi z Pòmòrsczégò Òstrzódka Gbùrsczégò Doradztwa w Kartuzach: czerowniczka Redżina Kleina i Genowefa Lehman, przédnik Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Stãżëcë Kadzmiérz Walkùsz, direktorka bibloteczi w Stãżëcë Gabriela Fòrmela, szôłtëska wsë Zgòrzałé Sylwiô Las, a téż Bruno Cërocczi z Remùsowégò Krãgù w Bòrzestowie. Niespòdzajnotą dlô przédniczczi stowôrë bëłë pòdzãkòwania razã z wiesołim diplomã przërëchtowónym specjalno dlô ni na tã leżnotã przez nôleżniczczi. ZG, tłom. KS Kociewski wieczór w Pelplinie Popołudnie 16 listopada każdy miłośnik Kociewia powinien był spędzić w Pelplinie. 5-lecé Stowôrë Białków Zgòrzałégò Najpierw o 16.00 tamtejszy Oddział Kociewski ZKP zorganizował w pelFùl energii, lëgòtczi i starë ò to, co plińskiej bibliotece spotkanie z Ryszarrobią dlô gminë, krézu, wòjewództwa dem Szwochem, który wygłosił odczyt i regionu Kaszub. Promùją kaszëbską poświęcony życiu księdza dr. Bernarda kùlturã, przekazëją młodémù pòkòleniu Sychty. Znany kociewski biografista tradicje ze starczi na córkã i córecznicã. ciekawie i szczegółowo przedstawił zeGôdka ò apartnëch białkach ze stowôrë branym dzieciństwo, młodość i pierwsze w Zgòrzałim, jakô niedôwno òbchòdzëła lata kapłaństwa naukowca z Puzdrowa. piãclecé jistnieniô. Interesujące były zwłaszcza informacje Białczi rëszno promùją Kaszëbë na o rodzinie księdza Bernarda. tôrgach, jôrmarkach, òżniwinach i rozmaNastępnie zebrani przeszli do sąsiajitëch jinszich regionalnëch jimprezach, dującego z biblioteką Zespołu Szkół nr 1 na kònferencjach, kòngresach, a nawet- im. ks. Bernarda Sychty w Pelplinie, gdzie ka na prezydencji Pòlsczi w Strasbùrgù. z okazji 15-lecia działającego przy szkoBiorą téż ùdzél w wiele szkòleniach, zji- le zespołu Modraki odbyło się... wesele. scëwają projektë, grantë gminë i krézu. Rzecz jasna, wesele kociewskie – oparte Mają téż swòją jinternetową starna www. na słynnym przedstawieniu Bernarda zgorzałki.pl, chtërna ceszi sã wiôldżim za- Sychty. Jednak była to nie tylko inscenizaczekawienim. cja tej sztuki, w brawurowym i stojącym Na swòjim kònce stowôra mô wiele na wysokim poziomie wykonaniu Modobiwków, ò jaczich czãsto jesmë jinfòr- draków, ale prawdziwa biesiada, w której mòwelë na łamach cządnika „Pomerania”. udział wzięło ponad dwieście osób. Są to, midzë jinyma, Złotô Łëżka, StrzébrRolę sali weselnej odegrała sala gimnô Łëżka i Brunô Łëżka w Òstrzëcach nastyczna, a na zebranych czekały suto w 2011 r., wëprzédnienié Perłë Kaszub zastawione stoły. Nie zabrakło ani rosołu, – Nôdgroda Kartësczégò Starostë za 2011 ani ziemniaków z rybą (wesele weselem, rok, Òrmùzdowô Skra 2011, Bùrsztino- ale Kociewiacy w piątek ciągle mięs nie wi Laùr Marszôłka Pòmòrsczégò Wòje- jadają), ani ciast. Rzecz jasna sztandaroŁukôsz Zołtkòwsczi pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:19 klëka Odczyt o życiu ks. Bernarda Sychty wygłosił Ryszard Szwoch (z prawej). Spotkanie prowadził były prezes pelplińskiego oddziału, Bogdan Wiśniewski. wym daniem był weselno-urodzinowy tort, zjedzony ze smakiem przez gości. Po trwającej prawie półtora godziny inscenizacji, w której tanecznej części udział wzięli (poza samym zasiadaniem i konsumowaniem) także liczni „weselni goście”, nadszedł czas na gratulacje dla zespołu i jego opiekunów. A gratulowali i prezenty wręczali wszyscy: samorządowcy, nauczyciele i działacze organizacji regionalnych. Modraki zaś gości obdarowały płytami z kociewskimi nagraniami swojego autorstwa. Można jedynie wyrazić żal, że występujący na całym świecie pelpliński zespół tak rzadko gości w Tczewie, Starogardzie czy Gdańsku… M.K. VII edicjô Wejrowsczégò Lëteracczégò Kònkùrsu Òdjimk z dobiwcama w kategòrii pòézjô w wiekòwim karnie do dzewiãtnôsce lat. W strzodowé pòpôłnié lëstopadnika w Krézowi i Miastowi Pùbliczny Biblotece w Wejrowie òdbéł sã finał VII edicji Wejrowsczégò Lëteracczégò Kònkùrsu „Powiew Weny”. Latos przédną mëslą, jakô towarzëła pòczątkùjącym i dozdrzeniałim ùtwórcóm z całégò pòmòrsczégò wòjewództwa, bëłë słowa „Navigare necesse est...” Jak pòdczorchnął przédnik kònkùrsowi kòmisji, zastãpca Prezydenta Miasta Bògdón Tokłowicz, zéwiszcze tłomaczoné jakno „żeglowanié je mùszebnotą...” nie tracy nic ze swòji terôczasnoscë, òsoblë- wie dlô mieszkańców naszégò regionu. Dokazã na to je wielëna przësłónëch tekstów (55) i jich wësokô lëterackô wiżawa, co w swòji mòwie pòdczorchnął téż nastãpny juror, przédny redaktór cządnika „Pomerania” Dariusz Majkòwsczi. Latos dobëlë: proza – w kategòrii „A” (do dzewiãtnôsce lat) Aleksander Nowak z Rozpãdzënów kòl Kwidzyna, w kategòrii „B” (wëżi jak dzewiãtnôsce lat) Lésłôw Fùrmaga z Gniewina; pòezjô – w kategòrii „A” (do dzewiãtnôsce lat) Michalëna Tańskô z Wejrowa, w kategòrii „B” (wëżi jak dzewiãtnôsce lat) Albert Duzynkewicz z Kwidzyna. Laùreacë dostelë nôdgrodë ùfùńdowóné przez Prezydenta Miasta Wejrowa; dozdrzeniali – dëtkòwé nôdgrodë, a młodzëzna rzeczowé. Òkróm tegò dodôwkòwé wëprzédnienia w pòstacë ksążkòwëch zestôwków ùfùńdowôł Starosta Wejrowsczégò Krézu i przédnik Òglowégò Zarządu KPZ. Na kùńc finału swòjima mëslama pòdzelëlë sã téż sami nôleżnicë. Lésłôw Fùrmaga pòdzãkòwôł biblotece, chtërną nazwôł „zelonym òstrowã na òceanie terôczasnoscë”, za ùmòżlëwienié ùtwórcóm startu w kònkùrsu i rozwijanié swòjich rozmiałosców. Albert Duzynkewicz przëznôł, że pierszi rôz wësłôł swòjã prôcã na lëteracczi kònkùrs, stądka jegò wiôldżé zdzëwòwanié i wzrëszenié przëznóną jemù pierszą nôdgrodą. Òrganizatorzë dzãkùją wszëtczim dokôzcom za ùdzél w kònkùrsu, zachãcëwającë równoczasno do nastãpnëch. Dobiwcóm winszëją i żëczą dalszich dobiwków. Krézowô i Miastowô Pùblicznô Bibloteka w Wejrowie tradicyjno przërëchtowùje pòkònkùrsową pùblikacjã, w jaczi bãdą wszëtczé wëprzédnioné tekstë. Éwelina Magdzarczik-Plebanek, tłom. KS Ćwierćwiecze przymorskiej Wspólnoty Od dwudziestu pięciu lat w każdy pierwszy wtorek miesiąca członkowie Wspólnoty Kaszubów i Przyjaciół Kaszub (WKiPK) rozpoczynają spotkania mszą świętą z kaszubską liturgią słowa w kościele pw. NMP Królowej Różańca Świętego na gdańskim Przymorzu. Jubileuszową mszę świętą, która odbyła się 6 listopada br., koncelebrowali gospodarz ks. prałat Andrzej Paździutko, pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 61 inicjator pierwszej mszy ks. Bogusław Głodowski, wieloletni kapelan ks. Waldemar Naczk oraz ks. Bogdan Hoppe. Oprawę muzyczną zapewniły wybitna śpiewaczka Aleksandra Kucharska-Szefler oraz kaszubska kompozytorka i pianistka Witosława Frankowska. Tomasz Fopke ubogacił swym śpiewem całe spotkanie, występując z Ryszardem Borysionkiem (akordeon) w kaszubskim Duo Artystycznym „We dwa Kònie”. Gospodarzem uroczystości była Halina Piekarek, która przewodniczy wspólnocie od października 1998 r. Na spotkaniu obecni byli m.in. Tadeusz Itrych – lektor, Helena i Alojzy Filipowie, Zygmunt Klamrowski – prezes WKiPK do roku 1998, Helena Przewłocka – gospodyni dbająca o jadło i wystrój kaszubski, Hubert Ruszkowski – rzeźbiarz reliefów i figurek do kościoła, Maria Górecka i Stanisława Frankowska. Życzenia złożyli prezesi trójmiejskich oddziałów ZKP oraz zaprzyjaźnione wspólnoty kaszubskie. Za swoją działalność Wspólnota została uhonorowana Skrą Ormuzdową, a na 15. rocznicę istnienia, 5 listopada 2002 roku, otrzymała pisemne błogosławieństwo Papieża o następującej treści: „Ojciec św. Jan Paweł II udziela całym sercem apostolskiego błogosławieństwa Wspólnocie i Przyjaciołom Kaszub posługującym się językiem kaszubskim w liturgii Kościoła z okazji XV rocznicy powstania, życząc obfitości łask Bożych”. Gdańscy Kaszubi mogą poszczycić się również tym, że gościnnie jedną z mszy świętych sprawował dla nich ks. prałat Franciszek Grucza – tłumacz Pisma Świętego na język kaszubski. Teresa Juńska-Subocz Kùńc Rokù Aleksandra Labùdë 21 lëstopadnika 2012 rokù w Pùbliczny Biblotece Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie ùroczësto òstałë zakùńczoné òbchòdë Rokù Aleksandra Labùdë w gminie Wejrowò. Przédnym pùnktã wieczoru bëła promòcjô ksążczi Jaromirë Labùddë pt. Twórcze życie Aleksandra Labudy. Zarys monograficzny. Mòwã na témã pùblikacji wëgłosył prof. Tadéùsz Linkner. Dôł òn bôczenié na òsoblëwi charakter ksążczi. Je òna tak wspòminkã òjca i pòkôzanim jegò żëcowi drodżi, jak bëlnym òbrobienim ùtwórstwa A. Labùdë. 61 2012-11-30 17:46:22 klëka Òb czas pòtkaniô promòwónô bëła ksążka Jaromirë Labùddë. Głos zabrała téż Jaromira Labùdda, chtërna pòdzãkòwa profesorowi Linknerowi za wôrtné wskôzë i ùwôdżi przë pisanim prôcë, a téż Janinie Bòrchmann – direktorce bibloteczi w Bólszewie, za wielelatną wespółrobòtã przë rozpòwszédnianim ùtwórstwa òjca aùtorczi i doprowadzenié do wëdóniô promòwóny ksążczi. Wôżnym akceńtã wieczoru bëło danié sztaturków „Anioła Kùlturë” Henrikòwi Skwarło i Łukaszowi Jabłońsczémù – wójtóm gminë Wejrowò i Lëniô. Sztaturczi te przëznôwóné są przez Janinã Bòrchmann lëdzóm i jinstitucjóm, chtërne na òsoblëwi ôrt dzejają w sprawach kùlturalno-pòùczënowëch bibloteczi. Nôbarżi zaangażowónym w wespółrobòtã przë òrganizacji Rokù Aleksandra Labùdë direktorka dała téż leżnoscowé diplomë. Kòżdi z wëprzédnionëch dostôł téż ksążkã pióra Jaromirë Labùddë. Wszëtcë gòsce mielë mòżlëwòsc òbezdrzeniô mùltimedialny prezentacji pt. „Podsumowanie Roku Aleksandra Labudy 2011–2012”. Òb czas ùroczëznë òdbëłë sã téż: òtëmkniãcé pòkôzkù Édmùnda Kamińsczégò „Czołowi zrzeszińcy – Aleksander Labuda i Jan Trepczyk” i wernisaż wëstawë dokazów Grażinë Browarczik, Małgòrzatë Kùbasyk i Jerzégò Raka, zòrganizowóny w cyklu „Pasje i hobby mieszkańców naszego regionu”. Wieczór ùfarwnił wëstãp kaszëbsczi kapelë Manijôcë. J.B. i B.W., tłom. KS Muzeum im. Juliana Rydzkowskiego Po zakończeniu długotrwałego remontu Bramy Człuchowskiej, która jest główną siedzibą Muzeum Historyczno-Etnograficznego (MH-E) w Chojnicach, nadszedł moment właściwy do świętowania jubileuszu 80-lecia tej placówki. 26 października odbyła się z tej okazji konferencja, na którą złożyły się następujące referaty: o zbiorach archeologicznych 62 pomerania_grudzien_2012.indd 62 chojnickiego muzeum (dr hab. Krzysztof Walenta), o zmianach w ustawodawstwie dotyczącym muzeów (dyr. Teresa Lasowa z Wdzydz Kiszewskich), o konserwacji wybranych obrazów z muzeum w Chojnicach (prof. Dariusz Markowski z UMK w Toruniu), o konserwacji starodruków z muzeum chojnickiego (dr hab. Elżbieta Jabłońska, dr Małgorzata Pronobis-Gajdzis z UMK), o znaczeniu działań edukacyjnych w nowoczesnym muzealnictwie (Maria Magdalena Gesek z Muzeum Okręgowego w Toruniu), o działalności muzeum jako formie komunikacji ze społeczeństwem (dr Janina Cherek, Chojnice), o strategii rozwoju MH-E w Chojnicach (dyr. muzeum Barbara Zagórska). Podczas uroczystości odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej uhonorowano Muzeum w Chojnicach oraz Lidię Białkowską, Janinę Cherek, Annę Czapczyk, Hannę Rząską i Barbarę Zagórską. Złote medale Za Długoletnią Służbę otrzymali: L. Białkowska, Andrzej Bramański, Danuta Bocian, A. Czapczyk, Barbara Koperska, Elżbieta Szostak, a srebrne medale H. Rząska i Grażyna Ziehlke. Nastąpił uroczysty akt nadania Muzeum Historyczno-Etnograficznemu w Chojnicach imienia jego założyciela Juliana Rydzkowskiego – odczytano uchwałę Rady Powiatu w Chojnicach w tej sprawie, podjętą 25 października 2012 r. Dalsza część uroczystości odbyła się w Bramie Człuchowskiej. Nad wejściem odsłonięto tablicę z nową nazwą placówki, krótko przemówił przyjaciel Rydzkowskiego prof. Józef Borzyszkowski, a następnie bardzo liczni goście mieli okazję zwiedzić nowe ekspozycje na pięciu kondygnacjach wyremontowanej bramy. Niezwykle bogata i interesująca jest wystawa z okazji 90-lecia Chojnickiego Klubu Żeglarskiego pt. „Charzykowy – kolebka polskiego żeglarstwa śródlądowego”. Nowy kształt otrzymała wystawa „Z przeszłości Chojnic. Od średniowiecza do czasów II Rzeczypospolitej”. Zaprezentowane zostały nabytki oraz eksponaty po przeprowadzonej konserwacji ze zbiorów muzeum. Julian Rydzkowski (1891–1978), kolekcjoner, miłośnik kultury i historii regionu, laureat Medalu Stolema, pierwszy raz założył Muzeum Regionalne w Chojnicach w 1932 r. Był jego kustoszem do 1938 r. Po II wojnie światowej ponownie gromadził eksponaty i usilnie zabiegał Fragment wystawy poświęconej historii żeglarstwa w Charzykowach. Fot. Andrzej Bramański o reaktywowanie muzeum, co stało się w 1960 roku. Przez następnych 11 lat był kierownikiem muzeum, tworząc podwaliny do jego rozwoju. Oddział ZKP w Chojnicach już dwa lata po śmierci swego honorowego prezesa ufundował tablicę pamiątkową i postulował ustanowienie J. Rydzkowskiego patronem muzeum, a potem wielokrotnie ponawiał wniosek. Sprawa znalazła szczęśliwe zakończenie, Rydzkowski doczekał się należnego mu uznania. (ko) Jesénné kaszëbskò-pòmòrsczé dnie Jak kòżdégò rokù w rujanie, part KPZ w Chònicach zòrganizowôł cykl jimprezów pòd parłãczną pòzwą Dnie Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë. Tradicyjno bëłë òne zaczãté kaszëbską mszą swiãtą, òdprawioną 15 rujana w bazylice w jintencji ùmarłëch i z prosbą ò błogòsławieństwò dlô żëjącëch nôleżników Zrzeszeniô. Celebrowôł jã ks. kan. Jacek Dawidowsczi, z mùzyczną òprawą karna Kaszëbë. Nastãpnégò dnia w czëtnicë miastowi bibloteczi òdbéło sã pòtkanié ze Stanisławã Pestką, aùtorã ksążczi W stolëcë chmùrników (wëd. pòd ps. Jón Zbrzëca). Pòwiôdanié pisarza òstało wësłëchóné z wiôldżim zaczekawienim, bëłë pitania i przemëslenia. We wtórk mieszkańcóm Chòniców òstôł pòkôzóny pierszi numer nowégò cządnika „Kwartalnik Chojnicki”, chtërnégò wëdôwcą je Miastowô Pùblicznô Bibloteka. We strzodã òdbëła sã kònferencjô pòd pòzwą „Młodi a regionalnô juwernota” [Młodzi a tożsamość regionalna], zòrganizowónô parłãczno przez KPZ i chònicczé kòło Młodëch Demòkratów. Bùrméster Chòniców Arseniusz Finster gôdôł ò mòżlëwòscach i perspektiwach dlô młodégò pòkòleniô w gardze. Przédnik Òglowégò pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:23 klëka Zarządu KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi wëjasniwôł, co z kaszëbskò-pòmòrsczégò kùlturowégò kòdu je naszą mòżlëwòscą w terôczasnëch rozmiszlaniach. Direktorka Edukacyjno-Wdrożeniowégò Centrum Mónika Kùchta przekònywa ò wôrtnoscë „kaszëbsczi marczi” i brëkòwnoce ji barżi rëszny promòcji. Kònferencjã prowadzył Paweł Wajlonis. Pòtkanié ze Stanisławã Pestką. Òdj. Maciej Stanke W aùli Òglowòsztôłcącégò Liceùm m. Chònicczich Filomatów w czwiôrtk òdbëło sã edukacyjné sympòzjum, zòrganizowóné przez Chònicczé Towarzëstwò Drëchów Nôùków [Chojnickie Towarzystwo Przyjaciół Nauk] pt. „Ks. Jignacy Cyra – chònicczi maturańt i przédnik Towarzëstwa Młodokaszëbów” [Ks. Ignacy Cyra – chojnicki maturzysta i prezes Towarzystwa Młodokaszubów]. Referatë wëgłosëlë: Kadzmiérz Jaruszewsczi, Òlgerd Bùchwald i Bògdón Kùffel. W piątk w mùzyczny szkòle òb czas „Wieczoru kaszëbsczi kabaretowi spiéwë” rozbawił pùblikã duet „We Dwa Kònie” (Tomôsz Fópka i Riszard Bòrysonek – akòrdion). W drëdżim tidzeniu w biblotece pòtkała sã z dzecama Janina Kòsedowskô na jimpreze z cyklu „Kaszëbsczé bajania”. Ùczniowie ze Zrzeszë Szkòłów nr 7 pòjachelë do Brus-Jaglii na pòtkanié z lëdowim artistą Józefã Chełmòwsczim, skądka przëjachelë nazôd fùl pòdzywù i doznaniów. Pierszi rôz òdbéł sã deklamatorsczi kònkùrs „Kaszëbczi EKO-ART”, w jaczim ùdzél wzãło 35 sztëk nôleżników – òd nômłodszich jaż pò licealëstów. W niedzelã 28 rujana nôdgrodzony òstelë nôlepi deklamùjący i dobiwcowie w plasticznym kònkùrsu pt. „Na Kaszëbach piãkno je”. Jury miało wiele robòtë, żebë wëbrac nôsnôżészé òbrôzczi z wiãcy jak 600 nadesłónëch prôców. Na skùńczenié Dniów Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë Kaszëbsczi Amatorsczi Téater przë parce KPZ w Chònicach pòkôzôł przedstawienié pòdług zdrzadniowégò ùsôdzkù Rómana Drzéżdżona pt. „Niesama”. Bëła to ju piątô premiera tegò karna, chùdzy wëstôwiané bëłë dokazë B. Sëchtë, L. Bądkòwsczégò, A. Peplińsczégò i adaptacjô òpòwiôdaniô chònicczi pisarczi D. Sykòrsczi. Pòceszną kòmediã R. Drzéżdżona reżiserowa Janina Kòsedowskô, scenografiã przëszëkòwa Danuta Wòlińskô, a zagrelë, przë fùl zdrzadni Chònicczégò Dodomù Kùlturë: Daniél Łangòwsczi, Alina Jaruszewskô, Sława Jaruszewskô, Bògdón Wãglińsczi, Mark Górnowicz, Marléna Bakhaùs, Małgòrzata Dikert, Marta Miszczëk, Miléna Rudnik, Pioter Lizakòwsczi. Dostelë òni zasłużoné brawa. (ko), tłom. KS Nowi chònicczi cządnik W rujanie tr. òstôł wëdóny pierszi numer nowégò pismiona „Kwartalnik Chojnicki”. Redakcjowé kòlegium mô ùdbã dokùmentowaniô terôczasnégò spòlëznowégò i kùlturalnégò żëcô Chòniców. W tim numrze, òbjimającym cząd òd lëpińca do séwnika 2012 rokù, są m.jin. dwa artikle Anë Marii Zdrenczi ò historii i dzysdniowòscë Miastowi Pùbliczny Bibloteczi w Chònicach, ti aùtorczi relacjô z XVIII Chònicczi Nocë Pòétów, Janinë Kòsedowsczi tekst ò dzejnoce Kaszëbsczégò Amatorsczégò Téatru, Béjatë Królicczi articzel ò òddzélu Zrzeszë Chòwôczów Pòcztowëch Gòłąbków, Tomasza Cysewsczégò przëczink tikający sã genealogicznëch szukaniów, Kadzmierza Jaruszewsczégò wspòmink ò regionalisce Klémãsu Szczepańsczim (1937–1989) i articzel ò strzédniowiecznym grodzëskù w Racążu. Òkróm tegò kronika chònicczich zdarzënków. Wëdôwcą pisma je Miastowô Pùblicznô Bibloteka. Przédnym redaktorã òstôł K. Jaruszewsczi, sekretarzã redakcji – B. Królickô. „Kwartalnik Chojnicki” bãdze kòlpòrtowóny bezdëtkòwò. (ko), tłom. KS 20 lat za nama… Pòdzãkòwania, wëprzédnienia i biesada przë zwãkach kaszëbsczi mùzyczi. W Dãbògórzu swiãtowelë jubileùsz 20 lat dzejnotë partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Ùroczëstosc zaczãła sã dzãkòwną mszą swiãtą w kòscele w Kòsôkòwie. Westrzód trójno zéńdzonëch gòscy nalezlë sã m.jin. minyster Kadzmiérz Plocke, pùcczi starosta Wòjcech Dettlaff, przédnik KPZ Łukôsz Grzãdzëcczi i wiele nôleżników a téż lubòtników KPZ. Pò nôbòżeństwie wszëtcë szlë do Chëczë Nordowëch Kaszëbów na drëdżi dzél òbchòdów. Tu bëtnicë òdspiéwalë pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 63 Dãbògórsczi zrzeszeńcë dostelë wëprzédnienia. Òdj. www.rgkosakowo.pl kaszëbsczi himn, a niechtërny zrzeszeńcë dostelë wëprzédnienia òd przédnika KPZ, wójta Gminë Kòsôkòwò i òd Minystra Kùlturë i Nôrodny Spôdkòwiznë. Dôwóné bëłë téż nôleżnikòwé legitimacje. Łukôsz Grzãdzëcczi pòdzãkòwôł wszëtczim, chtërny przëczënilë sã do zjisceniégò tak wiôldżégò zadania, jaczim bëło pòwstanié Chëczë Nordowëch Kaszëbów. Dzãka jich starze Kaszëbi mają swój plac pòtkaniów i dzejnotë. Tu téż òdbiwają sã próbë môlowégò karna Kosakowianie, rozmajité warkòwnie i kùlturalné jimprezë, taczé jak wernisaże, malarsczé pòkôzczi czë promòcje ksążków. Gòsce winszowelë gòspòdarzóm tak wiôldżégò bùdinkù i żëczëlë dalszich dobiwków. Òbchòdë 20-lecô partu skùńczëłë sã póznym wieczorã. Zéńdzonëch ùcesził apartny gest probòszcza môlowi parafii, ksãdza Jana Grzelaka, jaczi kòlektã z mszë swiãti przekôzôł na Zrzeszenié. D. Tocke (przédniczka partu KZP w Dãbògórzu), tłom. KS Jintegracyjné pòtkanié Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié part w Kòscérznie 22 lëstopadnika zòrganizowało w Centrum Kaszëbsczi Kùlturë Strzélnica jintegracyjné zéńdzenié dlô ùczãstników projektu „Z ùsmiéchã przez żëcé”, zjiscëwónégò w ramach Òperacyjnégò Programù Lëdzczi Kapitał [Program Operacyjny Kapitał Ludzki]. Dzãka ti ùdbie ùczniowie Specjalnégò Szkòlno-Wëchòwawczégò Òstrzódka (SSWO) w Kòscérznie òd 3 do 12 zélnika tegò rokù bëlë na jintegracyjnym wëjazdze w Krézowim Centrum Młodzëznë w Gôrczënie. Òb ten czas wzãlë ùdzél w regionalnëch warkòwniach na témã kaszëbsczégò jãzëka, malowaniégò na szkle, robieniégò kwiatów z krepë, kaszëbsczi kùchni i, dodôwkòwò, kajakarstwa z kajakòwim spłiwã i edukacyjną rézą. 63 2012-11-30 17:46:24 klëka Czesczi swiãti patronã Kaszëbów Piszący nagrodzeni Bëtnicë wzãlë téż ùdzél w jinëch warkòwniach, jaczé bëłë w Centrum Kaszëbsczi Kùlturë w Kòscérznie. Dzecë robiłë rozmajité rzeczë z papiora i piekłë kòłôcze. Òb czas pòdrëchòwóniégò projektu pòkôzónô bëła midzë jinszima prezentacjô z òdjimkama z wëjazdu. Na skùńczenié wëchòwankòwie SOSW dostelë słodczé darënczi. Bëlë z nima jich starszi i rôczony gòsce, w tim direkcjô SOSW w Kòscérznie i nôleżnicë kòscersczégò partu KPZ. Swòją bëtnoscą ùcesził téż kòscersczi starosta Pioter Lizakòwsczi, chtëren wërazył ùznanié dlô ùdbë i béł rôd z wespółrobòtë KPZ z kòscersczim krézã. To parłãczné dzejanié òsoblëwie mòżna bëło zmerkac przë zjiscëwónim projektu, bò jegò partnerã bëło Krézowé Centrum Młodzëznë w Gôrczënie. Pine Creek je jedną òd nôstarszich kaszëbskò-pòlsczich parafiów w Americe. Latos skùńczëła 150 lat. To nigdë nie bëła wiôlgô spòlëzna. Ju pôrã lat pò tim, jak w 1855 r. do Winonë nad Mississipi przëcygnãlë pierszi Kaszëbi, môłé jich karno zaczãło szukac za nowim placã dlô se z drëdżi, wschòdny stronë wiôldżi rzéczi. Nalezlë gò niedalek w Pine Creek i Dodge. Tam do grëpë z Czechama stwòrzëlë nową katolëcką parafiã. Za patrona òbrelë Wiãcesława (Wacława), czesczégò swiãtégò. Równak to Kaszëbi z jinyma Pòlôchama kùńc kùńców zdominowelë spòlëznã. Temù msze swiãté òdprôwielë pò pòlskù. Piérwi w małi, drzewiany kaplëcë, a òd 1875 r. w nowim kòscele. Pelowie, Pellowscë, Rekòwscë, Dorawë, Żabińscë, Jereczcë, Literscë, na nowi kòntinent przëwiezlë nié le wiarã, kò téż zwëczi. Dëgùsë, swiãcónka, Wilëjô – apartniłë jich òd jinëch Amerikónów. Dzysô òstałë pamiątczi i swiąda kòrzeniów, a téż ksążczi, bò parafia Pine Creek mô téż swòjich historików, jak Ron Galewsczi, ò chtërnégò dokazù ò Dodge (dzél parafie) ju stojało w „Pòmeranie”. 23 listopada w Sali Lęborskiego Centrum Kultury „Fregata” nagrodzono laureatów konkursu literackiego im. M. Stryjewskiego. Jury, w którego skład wchodzili: Kazimierz Nowosielski, Daniel Odija, Bożena Ugowska i Wojciech Wencel, nagrodziło następujących uczestników: w kategorii poezja 1. miejsce i nagrodę Burmistrza Lęborka przyznano Katarzynie Zychli, 2. miejsce i nagrodę Przewodniczącego Rady Miejskiej – Markowi Kowalikowi, 3. miejsce – Annie Piliszewskiej; w kategorii proza 1. miejsce i nagrodę Starosty Lęborskiego otrzymał Alfred Siatecki, 2. miejsce i nagrodę Przewodniczącego Rady Powiatu przyznano Annie Karolewskiej, a 3. – Alinie Mendrali. Wręczono także nagrody specjalne. Nagrodę Burmistrza Miasta Lęborka dla twórcy z Lęborka otrzymała Małgorzata Borzeszkowska, nagrodę Katolickiego Stowarzyszenia Civitas Christiana Stanisław Zasada, nagrodę Zarządu Głównego ZKP Hanna Makurat, a nagrodę Oddziału Miejskiego ZKP – Julia Formela. Tegoroczne Grand Prix Marszałka Województwa Pomorskiego otrzymał Bartosz Jastrzębski. Béjata Jankòwskô, tłom. KS P.D. M.Z. Òb czas warkòwniów ùczniowie pòznôwelë kaszëbsczé malarstwò na szkle. 64 pomerania_grudzien_2012.indd 64 pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:24 klëka zapiski renegata FELIETON Czas twardych sumień TOMASZ ŻUROCH-PIECHOWSKI Pewnego dnia, dokładniej 24 grudnia, moja żona przyprowadziła do domu obcego mężczyznę. Następnie oświadczyła, że spędzi on z nami święta Bożego Narodzenia. Rozdziawiłem gębę i próbowałem nieśmiało przebąkiwać, że święta są dla rodziny, że puste nakrycie przy stole, to tylko stara, nieświecka, tradycja, niezobowiązujący gest, że nikt tego nie bierze serio. Że gdyby nawet Pan nasz Jezus Chrystus zapukał do drzwi, to nikt by go do środka nie wpuścił, zwłaszcza że w świetle ostatnich ustaleń archeologów podobny był raczej do mikrusowatego romskiego grajka niż tlenionego Jima Morrissona. Nic to nie dało. U nas, jak w każdym porządnym kaszubskim domu, rządzi facet, ale ostatnie słowo należy do kobiety. Dlatego mrucząc pod nosem, pokornie zabrałem się za zmywanie garów. Ze wszystkich prac szefa kuchni, ta wychodzi mi najlepiej. Świąt generalnie nie cierpię, bo wtedy każdy czegoś ode mnie chce, zabierając czas na czytanie. W ostatnich latach stopniowo się to zmienia dzięki moim po-Tomkom, więc głośno nie narzekam. Józefina święcie wierzy w świętego Mikołaja, a Franio na ten – i każdy inny – temat jeszcze się nie wypowiada, za to głosuje żołądkiem. Na jego umorusanej buzi, kiedy z miną konesera garściami próbuje ze stołu wszystkich wigilijnych potraw, widać zadowolenie. Jeszcze rok, dwa a może i ja do świąt się przekonam? I nie będę narzekał, że to nie data narodzin Jezusa, tylko Dzień Czcigodnego Słońca, ustanowiony przez cesarza Konstantyna Wielkiego, a więc pogaństwo, markujące chrześcijańską cnotę. Nowy facet w moim domu – nazwijmy go Iksem – pomimo dawno osiągniętej pełnoletności, brał święta dosłownie: Jezus właśnie się rodził, moc truchlała, do szopy w Betlejem zmierzali trzej magowie, pardon, królowie. Herod ostrzył sobie zęby na żydowskie niemowlęta płci męskiej. Baśniowa stylistyka z supermarketów stawała się rzeczywistością. Specjalnie dla Iksa wydobyłem z klamociarni magnetofon, żeby mógł posłuchać kolęd. Kiedy żona opowiedziała mi historię naszego gościa, szczęka mi opadła: urodził się w kaszubskiej rodzinie, w idyllicznie położonej wsi. I tu koniec idylli. Ojcem Iksa był jego własny ojciec (co logiczne), a matką – jego własna siostra (co zupełnie nielogiczne), którą tatuś był zapłodnił. Skutkiem ubocznym kochliwości tego naszego kaszubskiego Fritzla były schorzenia uwarunkowane genetycznie, które dotknęły także naszego gościa – syna i wnuka w jednym. Zdrowe rodzeństwo traktowało Iksa nieco lepiej niż psa, a to tylko z tego powodu, że pies nie dostaje renty, którą można by przepić. Iks rentę miał, więc raz w miesiącu stawał się bohaterem dnia, dokładnie w chwili, gdy do drzwi dzwonił listonosz. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy Iks był jedynym żywicielem rodziny, ale na pewno ją nieźle poił, zresztą niepytany o zdanie. Iks także rodzinę ubierał, przynajmniej częściowo. Kiedy tylko dobrzy ludzie podarowali mu coś pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 65 do ubrania, jego rodzeństwo miało wielką frajdę, a on pojawiał się następnego dnia w tych samych łachach, co wcześniej, z oczami zgnębionego spaniela. Kiedy zbliżały się święta Bożego Narodzenia, ktoś opowiedział mojej żonie o tym, że Iks co roku, właśnie w święta, zamykany jest w stodole przez rodzinę, która się go wstydzi. Bo co powiedzą sąsiedzi, że taki „gupek” siedzi z państwem przy jednym stole? Moja żona, kiedy usłyszała tę historię, zaprosiła Iksa do naszego domu, nie pytając mnie o zdanie. To znaczy zapytała, kiedy już wszystko zostało postanowione. Może i dobrze, bo w ten sposób i ja coś zyskałem. To były jedne z najważniejszych świąt w moim życiu. Pierwszy raz widziałem człowieka, który był szczęśliwy, bo miał własny pokój i własne łóżko – choćby na chwilę. Pamiętajcie o Iksie, gdy wydaje się wam, że los was ciężko doświadczył, bo nie stać was na wymarzone wczasy czy nowy samochód. Ja dzięki Iksowi przeszedłem cudowną przemianę, niczym Ebenezer Scrooge z Dickensowskiej Opowieści wigilijnej. Oczywiście o sprawie Iksa, a zwłaszcza specyficznych relacjach w jego domu, wiedzieli mieszkańcy bogobojnej wsi. Nikt jednak nie przerwał zmowy milczenia, żeby ukrócić patologię. Kaszubski Fritzl nie trafił za kratki. Jak długo jeszcze podobne przypadki będą szeptaną publiczną tajemnicą? Më trzimómë z Bògã? Ale czy Bóg trzyma z nami, gdy mamy sumienia czyste, bo nieużywane? Może warto wstać od stołu i przejść się do stodoły? W końcu On nie narodził się w Holiday Inn, tylko w stajni. Może warto przerwać zmowę milczenia i podnieść słuchawkę, gdy widzimy, że dzieje się nieszczęście, że ktoś bije dziecko, własne lub przysposobione? Może to powinno być tak oczywiste, że nie warto nawet o tym pisać...? 65 2012-11-30 17:46:25 mëslë plestë Jak òbarchniec na Gòdë A N A G L Ë S Z C Z Ë Ń S KÔ Wid w znitach na smãtôrzach jesz dobrze nie béł wëgasłi i mòrze chrizantemów na pòmnikach nimò mrozu dali farwno falowało, a ju dało sã czëc zwãk zwónków. Wele „Jingle bells” zôs je ù naju. Za dżinglama zarô na pôlëcach w krómach za régą sadłë kùgle i betlejemsczé gwiôzdë. Kòl nich ju żdałë janielsczé włosë a szokòlôdë z gwiôzdorama. Na pół wëzeblokłé, zmiarté pùpë, rozmajité grë a zôbôwczi zortu wszelejaczégò ju wezérają za wëpragłima gòdowégò rëjbachù kùńdama. Pò znitach nie òstôł nawetka szpùr. Në jo, jidą Gòdë. To nick, że dopiérze sã smùtan zaczinô. Òne ju jidą... W cządnikach téż nie chcą zaòstac w tële. Temù bëlno zasëpùją czëtińców rozmajitima ùdbama na sledze, karpë i makówce. Dôwają nôlepszé wskôzë, jak i czim wëstrojic chëcz, òkna, stół, dwiérze, dankã, dzecë, chłopa i sebie, cobë richtich te Gòdë przeżëc. Dobrëch doradów na bëlné Gòdë na mòdło „Jak... na Gòdë” je pò prôwdze fùl. Felowało mie w nich blós jedny – mie sã zdôwô, że nawetka dosc sprôwdzony i skùteczny receptë. Tak pò richtoscë nicht nie napisôł, jak òbarchniec na Gòdë. Nicht nie napisôł i nie rzekł, jak to zrobic, a wiele lëdzy kòżdi rok bez profesjonalnëch wskôzów sã za to bierze. Lëdze kòchóny! Tak to sã nie słëchô! Do te trza sã brac metodiczno, spòsobã i spòkójno. Tej to sã wszëtkò dô. Hewò zebróné doradë. Pò pierszé – ju jaczis czas przed Gòdama (nôlepi tak dwa miesądze prãdzy) kòżdi bëlny Pòlôch i Kaszëba (òsoblëwie kòżdô bëlnô Pòlôszka i Kaszëbka) rozmieje sã wząc za richtich pòrządczi w chëczach. A prôwdzëwé sprzątanié w chëczach to nie je blós smiecë wëniesc i òglowò òpòrządzëc. Nié, nié. Òb czas òkòłogòdowëch pòrządków to sã słëchô wszëtczé wëscélôczi wëtrzepac i je przënômni piãc razy òdkùrzëc, jaż farwã zaczną zmieniwac. Pózni nót je wszëtkò z szafów wëwalëc, przezdrzec, wëprac, ùmëc 66 pomerania_grudzien_2012.indd 66 i wëglancowac. Pòtemù to ju òstóną czësto prosté sprawë, jak mëcé rutów, glancowanié pòdłogów, pranié wszëtczégò, co sã dô, i flancowanié kwiatów. Dlô tëch nôzdolniészich i nôchiżniészich jesz jednô dobrô dorada – to je nôlepszi czas na chùtczé remòntë. Czemù bë tak jizbów na Gòdë nie wëmalowac abò jakąs nową tapetã w dómie nie pòłożëc? Tec przëjadą na gòscënã i niech widzą, że fëjn nama jidze. Za sprzątanié mają sã wząc wszëtcë – òd tëch, co na sztërzëch, do tëch, co przë krëkwiach. Niech kòżden chòcle rôz jaczis tëpich wëtrzepie. Drëdżi pùnkt – na zôczątkù smùtana zaczinómë regùlarno chòdzëc za kùpiszem. Mąka, cëczer, ananasë... Na darënczi jesz je za wczas. Ò tim mëslec na kùńcu, pò 15 gòdnika. Nôprzód karëjemë sã do bankù za dëtkama. Skąds trza na to brac. A kredit – nôlepszô jinwesticjô na Gòdë. Tej wszëtczé wiôldżé krómë pôrã razy òdwiedzëc i wiedno co nômni dzesãc taszów nafùlowónëch gòdowima tôklama dodóm halac. Darënczi mùszą bëc fëst za fëst dëtczi. Plazmòwi zdrzélnik dlô chłopa, markòwô tasza made in Italy dlô białczi, trzë laptopë dlô dzecy, wczasë dlô starków. Niech sã ceszą. Gòdë są leno rôz na rok. Pò trzecé – szëkòwanié jestkù. Pòdług tradicje na wiliowim stole mùszi stojec dwanôsce daniów. Tuwò ni mòże bëc niżódnëch wëjątków. Kawa, arbata, cëczer i chléb to nie są niżódné dania! Lepi sã wząc za wëmëslné i egzoticzné jestkù: sandrã z rostów z truflama w kaparowim zósu, sledze pò jawajskù z ridzkama i sztërë zortë kùchów. A ju nôlepi bë bëło, jakbë to wszëtkò bëło rëchtowóné w samą Wilëjã – tej atmòsféra doma je jaż gòrącô òd adrenalinë. Òkróm tegò wôrt jesz nadczidnąc, cobë òb czas robòtë w kùchnie wcyg rëczëc na chłopa i dzecë: „I zôs wszëtkò mùszã robic sama! Të sã do niczegò nie nadôwôsz! Jô te grôpë zarô cësnã i sama bãdã tã dankã strojic! I jesz co? Mòże jesz za gwiôzdora bãdã chòdzëc? Wa na gwës niżódnëch darënków nie dostónieta, wa luntrusë! Za kim wa jesta taczi zgniłi?...” Na kùńc – sadnąc so czësto zmarachòwóny przë wiliowim stole (nôlepi w szërtuchù). Wôrt miec przë tim krzëwą mùniã, sëné pòd òczama i włosë na kòżdą stronã. Żëczbë mrëczec pòd nosã (dali z krzëwą mùnią), kòlãdë spiéwac pòd nosã (dali z krzëwą mùnią), statczi chiżkò sprzątac ze stołu (dali z krzëwą mùnią) i chùtkò jic spac. I pò strachù. Mòże to sã wëdôwac niemòżebné, ale są wierã lëdze, chtërny na Gòdë òbarchniec nie chcą. Gôdają, że są jesz taczi kąsk jinaczi mëslący, dlô jaczich Gòdowi czas parłãczi sã z cepłã, rodzëną, dzecnym smiéchã, pôchnącą danką i skrzëpiącym sniegã. Dlô nich te doradë nie mdą brëkòwné. pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:25 FELIETÓN sëchim pãkã ùszłé Nie strzelac do òrganistë! TÓMK FÓPKA Na kòscelny tôblëcy wisy ògłoszenié: „Wiész, jak je w piekle? Nié? Tej przińdzë w niedzelã na mszą i pòsłëchôj naszégò òrganistë!”. Tak biwô, równak są i ti bëlny òrganiscë. Taczi, co pò akademiach i kònserwatoriach są. Co grają na sztërë rãce i piãc nogów. A spiéwią jesz do te jak niebòszczëk Pavarotti. Òd taczégò i ksądz mô pòmòc, i wiérny radosc pòspólnégò mùzykòwaniô. Leno nié ò tëch chcã pisac... Johannów Bachów za wiele na Kaszëbach ni ma. Samëch Bachów je mòże dosc tëli, ale nié wszëtcë mają łączbã z òrganama... Chcã pisac ò òrganistach z tzw. bòżi łasczi... Granié na òrganach samò w sobie nie nôleżi do nôlżészich a mô w se przë tim wiele... grajnoscë. Człowiek mô wnetk wszëtczé człónczi zajãti. Prawô rãka maklô jedne klawisze. Lewô – drëdżi manuał. Do te tej-sej rëchómë gãbą. Òrganista mùszi registrë wëcygac i wcyskac. Jak mô stôré òrganë, tej jeden jesz do te mùszi mù w te pipczi dmùchac, to je: kalikòwac. Czej w parafii je ju sztróm – tedë so elektriczno w dmùchanim dopòmôgô... A do te jesz te pedałë! Co sã człowiek nadepce! I zëmòwëch wiôldżich bótów nie òblecze, bò bë do grëpë jaczi dwa pedałë wcësnął, a mùzyka bë szła w Fis-Dur czë w jiną d-moll-kã... Tak pò prôwdze jaczi dëtkòwi dodôwk za nã samą „pedałową” robòtã bë sã przëdôł. Wejle, prawie dëtczi. Kùli probòszczowie płacą, to wiedzą leno ti, co òd nich płaconé dostają. Pewno nie je to wiele wiãcy jak tzw. strzédnô krajowô. Temù òrganiscë bierzą slëbë, pògrzebë i co tam jesz lëdze narają. A niejedny jesz pò kòlãdze chòdzą a chùtczi òpłatczi noszą! Czasã w sobòtã òb noc na wieselim grają a pò tim na pòreny mszë pòmilą repertuar i zamiast „Ave Maria” czëc je „O, Marijanno”. Abò sã zdrzémną i bùfsnąwszë w klawisz nosã, ksãdzowi falszëwi zwãk pòdadzą... Czasã sã trafi òrganista-kùńda, co do kòmónii, miast statecznégò dokôzu, zabédëje żëwą frantówkã – a pòbòżny parafiónie tuńcëjącô jidą pò Christusa Cało. Czasã ksądz mùszi pòprosëc, cobë òrganista przestôł grac – zwëskiwô tej pewné zbawienié wieczné, òdpùst zwëczajny i wdzãcznosc bëtników nôbòżéństwa. Biwô, że òrganista je wôżniészi òd probòszcza i to òn pòlétë w kòscele wëdôwô... Móm czëté, że czej nowi probòszcz chcôł zrobic pòrządk ze starim òrganistą, to z nim biskùp zrobił pòrządk – lëdze stanãlë za òrganistą. Różny są òrganiscë, tak jak różny mògą bëc lëdze. Jedny pëszno grają, jiny bëlno spiéwią. Czasã i jedno, i drëdżé narôz. Czasã ani to, ani to... A dze je napisóné, że òrganista mùszi czëc?! Kò jakąs felã miec mùszi...! Ta „głëchòta” wëchòdzy, czej probòszcz spòwiôdô òrganistã i na pitanié ksãdza: „a nie wiész të, chto mie pomerania grudzień 2012 pomerania_grudzien_2012.indd 67 krëszczi pòdbiérô?” – ten drëdżi òdpòwiôdô, że „tu nick ni ma czëc”... Wiedno mògą zamienic sã placoma, a tej òrganista zapitô: „a chto do mòji białczi chòdzy?”. Tej ksądz zgòdzy sã, że „tu pò prôwdze nick nie je czëc”... Nierôz nie je pò prôwdze wiedzec, co je gróné ani jakô to melodiô... Òrganista chcôł dôjmë na to „Wesoły nam dziś dzień nastał” a rozlégô sã „Po górach, dolinach”... a spiéwô „Płaczcie, Anieli”... To, co trzeba chùtkò, np. „Przybieżeli do Betlejem” – jidze wòłowato, nôlepi z przerwą na lëftu wzãcé midzë Bet – a – lejem... Tam, gdze mô bëc cëchò, w kòlibiónce „Lulajże, Jezuniu” – òrganë rëczą tak, że nié leno môłi Jezësk, ale i całi pòwiôt wkrąg ni mòże ùsnąc òb czas pasterkòwi mszë... Słowa, jaczé dochòdzą do tëch z dołu, są czãsto òbònioné rozmajitima „protezoma”, tak że chłopiszcze, co stoji pòd chórã, za Bòga nie wié, jaką sztrófkã sã spiéwie... Melodiô, w całoscë, czej ksądz przecygnął kôzanié a òrganista sã spieszi na aùtobùs – dostôwô taczégò szwągù, że z prosti spiéwë robi sã wieległosowi kanon a lëdzëska w ławkach wnetk mają gëbisë pòłkłé przë taczim spiéwnym nëkù... Czej czëjeta z tëłu za sobą człowieka przë òrganach, jaczi pòswiãcył sã parafialny służbie, miôjta dlô nie përznã cerplëwòscë i kąsk zrozmieniô. Robi, co mòże. A co Wa bë chcała za tegò złotégò, co gò do czipczi szmërgôta...?! Filharmóniã?! 67 2012-11-30 17:46:25 z bùtna FELIETÓN Kùńc swiata… RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Pòwiôdają, że latos w gòdnikù mô bëc kùńc swiata. Na swiece, jegò westrzódkù a na jegò kùńcach, przed nim bùksama trzãsą, ale nama tu, w najim përdegóńsczim Pëlckòwie, nijak nie je òn straszny. Më jesmë jegò zwëczajny, kò co sztërk rozmajité kùńce swiata przeżiwómë. Në chcemë rzec niwczerô. Stôri Frãc z Nowi Hëtë do Pëlckòwa jak òdzëwiałi wnëkôł a rikôł: – Kùńc swiata! Kùńc swiata! Lëdzëska sã gò pitelë, cëż je lóz, a nen mie nic tobie nic, jesz głosni: – Kùńc swiat! Kùńc swiata! W kùńcu, czej òn sã w gòspòdze zatrzimôł, a wszëtczima pò jednym zafedrowôł, më sã dowiedzelë, cëż sã Frãcowi za kùńc swiata stôł. Kò òn, chłop piãcdzesąt lat stôri, òjcã òstôł! Òjcã dwùch zdrowëch knôpiczków! Tak co sã lëdzóm, nawetkã taczim jak Frãc, jesz mòże trafic. Mòże, ale to, że jeden knôpiczk biôłi a drëdżi czôrny, a niżóden nie je jegò? Tegò jesz w Pëlckòwie nie bëło, temù do kùńca swiata nen przëtrôfk mùszi zarechòwac. Tragediô kùńca swiata przeżiwô brifka, czej mô jic z białką do krómù. Òna mù gniece a stãkô, a czej òn sã nie chce dac nagadac, na diablëje na niegò: – Kùńc swiata z taczim strëchã. Òn nó niã zdrzi a przez zãbë sëczi: – Kùńc swiata z taką sekùtnicą. Kùreszce òn sã dôwô wëcygnąc do ny Gòdzynczi, co na kùńcu swiata stoji, ale blós na òbiecóny przez białkã mòmeńt. Równak wedle miarë brifkòwi białczi mòmeńt w Gòdzynce to je gòdzëna a wiertel. 68 pomerania_grudzien_2012.indd 68 Co òna w wózyk wsadzy, to brifka pòd knérą mùrmòli: – Kùńc swiata! Docz to nama? Czej grëpa z kòpicą nëch kùńców swiata mù sã w wózykù nazbiérô, tej to dopiérze kòl płaceniô je kùńc swiata kùńców swiata. – Wieleż to przińdze? – zdrzi na rechùnk zadzëwòwóny. – To nie je mòżebné, to jidze do kùńca swiata! Jesz gòrszi kùńc swiata je, czej òna co z krómù zabądze wzyc. Mariczënë panie jo! Tedë rutë w chëczach drëżą, zemia sã trzãse, a niebò rikô. – Biôj pò sëra – wrzeszczi òna. – Nie pùdã! – wrzeszczi òn. – Biôj, cë gôdóm! – rikô òna. – Nigdze nie pùdã – rikô òn. – Biôj, bò cë dóm – kùsy òna. – A pùdã, babò… – ë brifka jidze, òb drogã pòtikającë rozmajité kùńce swiata. Chòcbë taczé, co są w promòcje. Brifka za tim sërã, z mùnią na ôrt chcącë-niechcącë, jidze. Jidze wiesół, bò ùmëslił so BHP przë leżnoscë załatwic. Dlô se chwacył bùdlã, dlô białczi to, co na chca. Flot pònëkôł do tómbachù płacëc. Krómòwô bùdlã skasowa, a do negò sëra jak gapa sã smieje. – No sëra je w promòcje – pòwiôdô – czej wezniece do negò sëra tostowégò chleba, mdze tóni. Brifka rôd bë dëtk zaòbszczãdzył, kò na drëgą bùdlã miôł szmakã. – Tedë dôj mie dzéwczã nen chléb – gôdô, ùsmiéwającë sã do ni. – Ni mògã, bò prawie dzysô negò chleba nie dowiezlë – òna dërch sã ùsmiéwô do niegò. – Nie rozmiejã – dzëwùje sã brifka. – Jô téż nié – na wcyg sã smiejącë, òdpòwiôdô – ale promòcjô je promòcją, chòc do krómù nie dowiozłą. Në, czësto kùńc swiata, ë to w promòcje! Jak widzyta, w zataconym na zbërkù swiata Pëlckòwie kùńc swiata je jak codniowi chléb z sërã. To je cos tak normalnégò a zwëczajnégò, że bez tegò nie bëłobë żëcô. A czejbë negò codniowégò chleba z sërã zabrakło, kò tejbë téż to nie béł kùńc swiata… pomerania gòdnik 2012 2012-11-30 17:46:25 PRENUMERATA Z DOSTAWĄ DO DOMU SZCZEGÓŁY s. 2 okladka_grudzien_2012.indd 3 2012-11-27 17:41:47 okladka_grudzien_2012.indd 4 2012-11-27 17:41:49