Wyprawa Michasia
Transkrypt
Wyprawa Michasia
Natalia Wolko-Stempniewicz warsztaty bajki relaksacyjnej 2008 Wyprawa Michasia Dawno, dawno temu w pewnej wiosce u podnóŜa gór mieszkał mały chłopiec o imieniu Michaś, który bardzo lubił rośliny. Jego rodzice duŜo pracowali, więc chłopiec postanowił zaopiekować się ogrodem znajdującym się wokół domu. Siał w nim wszystkie ziarenka, jakie tylko znajdował. Dzięki jego staraniom, ogród po pewnym czasie zmienił się w najpiękniejsze miejsce w wiosce. Wszyscy lubili do niego przychodzić, siadać w cieniu i przyglądać się pięknym roślinom. Michaś sprawiał, Ŝe miały one wszystko, czego potrzebowały. Chłopiec często z nimi rozmawiał i – jak mówił – potrafił odgadywać, czego im brakuje. Rodzice cieszyli się i mówili, Ŝe ich synek ma rękę do kwiatów. Pewnego dnia mieszkańcy wioski obudzili się i poczuli, Ŝe dzieje się coś dziwnego. Od północy wiał wiatr. W tym jeszcze nie byłoby nic nadzwyczajnego, bo przecieŜ wiatr często skądś wieje. Ten wiatr nie był zwyczajny. Pod jego wpływem rośliny w wiosce przestały rosnąć. Ludzie dbali o nie, podlewali, plewili, a rośliny nie rosły. Mało tego, niektóre z nich zaczęły usychać. Mieszkańcy wioski zebrali się pewnego wieczoru, aby porozmawiać, jak uratować rośliny. Najstarsza kobieta, która Ŝyła juŜ bardzo długo, tak długo, Ŝe nikt nie pamiętał, ile miała lat zaczęła opowiadać, iŜ słyszała w dzieciństwie od swoich rodziców, Ŝe w górach jest pewien czarodziejski ogród, a w nim źródło. Ale to nie jest zwykłe źródło Jego woda dodaje sił i oŜywia. Podobno, kiedy podleje się rośliny taką wodą, wyzdrowieją. Michasia bardzo uradowała ta wiadomość. Chłopiec postanowił wyruszyć w podróŜ, aby zdobyć cudowna wodę i uratować wszystkie chore rośliny. Pomogę ci – powiedziała najstarsza kobieta – dam ci mały kamyczek. To kamyczek z tego źródła. Przyniósł go podobno mój dziadek i od tej pory był on w mojej rodzinie. Ten kamyk wskaŜe ci drogę. Gdy będziesz szedł właściwą ścieŜka, będzie świecił wszystkimi kolorami tęczy, gdy zboczysz w złą ścieŜkę, zgaśnie. Michaś ucieszył się z podarunku najstarszej kobiety. Teraz był juŜ spokojny i wiedział, Ŝe trafi we właściwe miejsce. Droga była bardzo długa i stroma. Chłopiec zmęczył się nim doszedł do celu. Na szczęście miał ze sobą tęczowy kamyczek i za kaŜdym razem, gdy nie był pewien, którędy iść, pytał go, a kamyczek skierowany we właściwą stronę rozświetlał się wszystkimi kolorami tęczy. Gdy Michaś doszedł do czarodziejskiego ogrodu był juŜ bardzo wyczerpany. Miejsce okazało się naprawdę piękne. Wszędzie było świeŜo, kolorowo i pachniało kwiatami. Śpiewały ptaki. Michaś szedł powoli, rozglądając się wokoło. Miękka trawa chłodziła jego zmęczone długą drogą stopy. Drzewa muskały twarz wilgotnymi liśćmi. Pachniało jabłkami z pobliskiej jabłonki, która zachęcała chłopca, by częstował się jej soczystymi owocami. Pośrodku ogrodu migotało czarodziejskie źródełko. Promienie słońca wpadały do poruszającej się tafli wody i odbijały się w niej wszystkimi kolorami tęczy. Wydawało się chłopcu, Ŝe to nie woda tylko tęcza znajduje się w źródełku. Kiedy napełnił wodą naczynia i posilił się pachnącymi jabłkami postanowił odpocząć przed drogą powrotną. PołoŜył się pod rozłoŜystym drzewem i zasłuchał w szmer strumienia. Było mu bardzo przyjemnie. Słonce ogrzewało go poprzez falujące w górze liście. Było ciepło i miękko. Poczuł, Ŝe jego ciało jest bardzo zmęczone. I tak leŜąc, spokojnie oddychał. Jego rączki stawały się z kaŜdym oddechem coraz bardziej cięŜkie i cięŜkie. NóŜki z kaŜdym oddechem były cięŜsze i cięŜsze. Całe ciało było takie cięŜkie i senne. Jego oczy zamykały się powoli, bardziej z kaŜdym oddechem. W końcu zmęczony Michaś zasnął. Oddychał powoli, spokojnie. Z kaŜdym wdechem do jego płuc wpływało rześkie i świeŜe powietrze, z kaŜdym wydechem opuszczało go zmęczenie. I tak powoli wdech i wydech. Wdech i wydech. Było mu ciepło, miękko i przyjemnie. Wdech i wydech, wdech i wydech. Coraz więcej świeŜego powietrza i coraz więcej radości w jego ciele. Powoli, wdech i wydech. Świeciło słońce, śpiewały ptaki, pachniał ogród. Chłopiec czuł się coraz bardziej szczęśliwy i lekki. Lekki jak motylek. Jego ciało stawało się coraz bardziej wypoczęte. Opuszczało go zmęczenie. Z kaŜdym oddechem miał więcej siły, był coraz bardziej odpręŜony i szczęśliwy. Cudownie tak leŜeć i odpoczywać. Nagle na twarz Michasia spadły dwie krople rosy. To kwiaty, pochylając się nad nim, postanowiły go obudzić. Chłopiec usiadł, przeciągnął się. Czuł się wspaniale. Był rześki i wypoczęty. Wracaj. Wracaj. Szeptały kwiaty wokół niego. Musisz wracać, czekają na ciebie. Michaś napił się wody ze źródła, aby dodać sobie sił. Pozbierał naczynia ze źródlaną wodą, podziękował jabłonce za pachnące owoce, których kilka zabrał ze sobą. Spojrzał jeszcze raz na ogród, wziął głęboki oddech i pomaszerował znaną juŜ ścieŜką do wioski, gdzie wszyscy niecierpliwie na niego czekali.