więcej - Serwis Elektroniki
Transkrypt
więcej - Serwis Elektroniki
Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wady i zalety wzmacniaczy klasy S Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wady i zalety wzmacniaczy klasy S numerical data input sampling cycle recovery High Sampling Rate Conversion Clean Data Cycle data to PLM conversion master clock generation Puls Height Control High Precision Audio Pulse Generation S-TACT High Power Pulse Driver audio pulse output Pulse Height Volume Rys. 6 schemat blokowy wzmacniacza S-Master firmy Sony To rozwiązania, które już w pełni wykorzystują możliwości, jakie oferuje współczesna technika cyfrowa, mimo że sam wzmacniacz, jak się należy, pozostaje analogowy (i nie zmienia tego fakt, iż pracuje w klasie D). Idea wzmacniacza klasy D nie jest nowa, jest znana od kilku dziesięcioleci. I nie bez powodu, w urządzeniach High Fidelity (Hi-Fi) nie znalazła entuzjastów. Początkowo, z powodu braku dobrych tranzystorów-kluczy. Ale, także pojawienie się na rynku szybkich mosfet-ów mocy, nie bardzo zmieniło sytuację, i niechęć „prawdziwych filomanów” do tej kategorii wzmacniaczy. W międzyczasie jednak, czołowi producenci układów scalonych, wprowadzili „własne pomysły” bazujące w dalszym ciągu na idei klasy D. Nadali im swoje nazwy, ale skończył się porządek „z alfabetem”. Klasy S i T, to rozwiązania firm Sony i Tripath. Istnieją także mniej znane, jak klasa I firmy Crown. Stosownie do mody na jak najbardziej skomplikowane, i (najlepiej) niezrozumiałe terminy (którymi „rzucają” specjaliści od marketingu), klasę S należy nazywać S-Master technology. W klasie S, firma Sony zaadaptowała kilka pomysłów zarówno po analogowej jak i cyfrowej stronie swojego wzmacniacza, co miało pozwolić na stosowanie tych wzmacniaczy fonii, przynajmniej w nieprofesjonalnych urządzeniach klasy Hi-Fi. „Czysty” PWM, został zastąpiony przez PLM, lub C-PLM - Complementary Pulse Length Modulation. Dużą uwagę (i „środków” w postaci rozbudowy układu, którego całość, na szczęście można zamknąć w jednym układzie scalonym) poświęcono problemowi jitter-u. To nowe pojęcie, z którym często spotykamy się także, w technice przetwarzania analogowocyfrowego. Polega na „drżeniu”, niestałości czasowej zbocza sygnału, w tym przypadku PLM. „Poświęcone na ten cel” środki, są faktycznie zaawansowane. Lecz równocześnie nie bardzo znane, gdyż firma „nie chwali się” szczegółami, serwując zamiast tego, zgodnie z zasadą cytowaną wyżej, niezbyt zrozumiałe terminy, które mają „powalić z nóg” każdego, kto chciałby dociec „o co tu chodzi”. Cytowane są zatem „wyjaśnienia” w postaci: „Clean Data Cycle”, „Sampling Cycle Recovery” , High Precision Audio Pulse Generation”, itp. Schemat blokowy wzmacniacza klasy S pokazuje rysunek 6, a na nim cytowana wyżej terminologia, którą autor-tłumacz tekstu postanowił pozostawić „w oryginale”, gdyż przetłumaczona, pozostałaby „podobnie niezrozumiała”. Aż się prosi o rozwinięcie tematu, jego strony marketingowej, nie technicznej, na którą (może na szczęście) niema tu miejsca. Z takim podejściem spotykamy się coraz częściej, nie tylko na „polu” wzmacniaczy mocy audio. O ile „dawniej”, konstruktor starał się przekazać „swoją myśl”, o tyle obecnie, specjaliści od marketingu, niezależnie od tego, że sami nie są w stanie „myśli tej zgłębić”, starają się ją ukryć, i „powalić z nóg” „konsumenta” sloganami reklamowymi, wrażeniem „jakie to mądre!”. SERWIS ELEKTRONIKI Przegląd wzmacniaczy m.cz. fonii. Wady i zalety wzmacniaczy klasy S Niezależnie od tej „wstawki”, która nie pochodzi z oryginalnego tekstu, a jest spostrzeżeniem tłumacza, stosowane pomysły i „zabiegi”, są rzeczywiście mądre. Czasem bazują na genialnej myśli konstruktora, a czasem są działaniem określanym mianem brute-force. „Tępa siła” nie jest dobrym tłumaczeniem, i niesłusznie ma wydźwięk pejoratywny. Chodzi o to, że obecnie „dla małego celu”, można zaangażować „poważne środki”, o ile da się je „zamknąć” w obudowie jednego układu scalonego. Niewiele, bowiem kosztuje, kilka lub kilkaset tysięcy tranzystorów w „Integrated Circuit”, i można je poświęcić, choć relatywny zysk jest niewielki. Zgodnie z tym, nie powinno specjalnie dziwić, jeśli we wzmacniaczu mocy znajdzie się procesor o sporej mocy obliczeniowej, i jeśli w jedynie umiarkowanym stopniu poprawi to parametry całego „systemu”. (Szczególną tajemnicą skrywane są zabiegi czynione po „cyfrowej stronie zadania”. We wzmacniaczu klasy S, wart uwagi jest blok zwany Pulse Height Volume. To zabieg w pełni analogowy, sięgnięto po ideę ze wzmacniaczy klasy G i H. W „zwykłej klasie D” przebieg napięcia na wyjściu stopnia kluczującego, ma zawsze tą samą amplitudę. Często sporą. Np. 50 lub 100V, nawet wtedy, gdy wzmacniacz pracuje z niewielkim sygnałem wejściowym, w konsekwencji, z niewielką mocą. Wtedy wypełnienie przebiegu jest cały czas bliskie 50%, składowa m.cz. niewielka, a amplituda prostokąta duża. Po odfiltrowaniu zostaje niewiele (sygnału), a zakłóceń i zniekształceń „niestety wiele”. We wzmacniaczu S, autorstwa konstruktorów firmy Sony, zasilanie stopnia kluczującego, i amplituda wypracowanego prostokąta, ma także „charakter adaptacyjny” (do wielkości sygnału). Sygnalizowana wyżej „wrodzona wada” czystejzwykłej klasy D jest w znacznym stopniu „uleczona”, a dynamika „Pulse Height Volume” pozostaje na wysokim poziomie, 50-ciu decybeli. Klasa T, w potocznym rozumieniu, jest bardziej znana. To za sprawą, iż firma Tripath ze „swoim produktem” weszła na rynek bardzo ekspansywnie. Co prawda, końcowego konsumenta interesują parametry urządzenia/ układu, a nie jak to osiągnięto. Parametry są serwowane, a o działaniu układu dowiemy się tylko „podobnych ogólników” jak przy klasie S. Ciąg dalszy w osobnym materiale. K. Ś SERWIS ELEKTRONIKI