Kurier Kowarski 2006 - Stowarzyszenie Miłośników Kowar
Transkrypt
Kurier Kowarski 2006 - Stowarzyszenie Miłośników Kowar
Kwartalny dodatek do Gazety Kowarskiej nr 2(86) ROK 15 S T O WAR ZYS Z E N I E Mieczysław Dusigrosz, rys. Sylwia Chlebuś M I Ł O Ś N I K ÓW Dariusz I Złotousty, rys.Stanisław Kanonowicz K O WAR Tadeusz Lewy Prosty, rys. Sylwia Chlebuś Wszystkie rysunki, oprócz Dariusza I Złotoustego, wg projektu M. Tatowicz. W NUMERZE: LEMOSTRADA PODRÓŻ DO RAJU PIERWSZE PODEJŚCIE CZYLI GARŚĆ WSPOMNIEŃ NA JUBILEUSZ. Marek Lotny – rys. Roman Głowacki BOGUMIŁA DONHEFER J&R Na relację z podróży do raju zapraszamy na str. 11. Łowicki zespół w Kowarach - str. 3. Str. 3 SPIS TREŚCI: Prymitywizm, sztuka naiwna - rzecz o Brunonie Podjaskim, Sztuka ludowa ziemi łowickiej. 4 Kronika SMK. 5 6-7 Okolice Kowar. 8-9 Na nieludzkiej ziemi. Cykl o tych, którzy byli w Sybirze. 10 11 V wieków tradycji. 12 Bosym okiem. 13 Wokół szkoły. 2 Pierwsze podejście, czyli garść wspomnień na jubileusz. Redakcja Kuriera Kowarskiego: Katarzyna Borówek - Schmidt, Zbyszko Brudniak, Bogumiła Donhefner, Stanisław Kanonowicz, Gabriela Kolaszt, Ireneusz Kwiatosz, Jerzy Sauer. Korekta: Anna Szablicka Współpracują: Jarosław Kotliński, Magdalena Świderska - Siemieniec, Adam Walesiak, Lesław Wolak Kontakt: Stowarzyszenie Miłośników Kowar, ul. Górnicza 1, Kowary; e-mail: [email protected] Skład komputerowy: Andrzej Weinke Podróż do raju. Wydawca: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Szkolna 2, Kowary Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej Nr 5/2006 PRYMITYWIZM, SZTUKA NAIWNA - RZECZ O BRUNONIE PODJASKIM List od Redakcji W imieniu redakcji: Katarzyna Borówek - Schmidt. Obrazy, rzeźby, przedmioty, rzemiosła tworzone przez artystów nieprofesjonalnych. Obrazy prymitywne przypominają często malunki dzieci, charakteryzują się deformacją przestrzeni i perspektywy lub jej brakiem, skrajnie subiektywnym punktem widzenia, prostymi technikami oraz bardzo często olbrzymim przywiązaniem do szczegółów. Odwołują się do świata magicznego i symbolicznego, lecz także do życia codziennego. Pierwszym i największym malarzem naiwnym, który spotkał się ze światowym uznaniem był Henri Rousseau - Celnik /1844-1910/ zwany tak od swojego zawodu. Najsłynniejszymi polskimi malarzami prymitywistami są Nikifor Krynicki, Teofil Ociepka, Władysława Iwańska. Do tych największych można bez wątpienia zaliczyć także Brunona Podjaskiego artystę, który w latach 60.-70. ubiegłego wieku tworzył w Kowarach. Urodził się w 1915 roku w okolicach Starogardu Gdańskiego. W 1966 roku zachorował na gruźlicę i został wysłany na leczenie do kowarskiego sanatorium Bukowiec. Tu Podjaski spotkał chorującego na tę samą chorobę grafika Józefa Gielniaka, który pomógł mu w rozwoju talentu i wywarł ogromny wpływ na jego dalszy rozwój artystyczny. Obydwaj, Podjaski i Gielniak, spędzili w kowarskim Bukowcu znaczną część swego życia. Po wyzdrowieniu Podjaski podjął pracę w sanatorium jako ogrodnik i palacz. Około 1980 roku wyprowadził się do Lubina. Stowarzyszenie Miłośników Kowar zwraca się z prośbą do tych, w których posiadaniu są obrazy Brunona Podjaskiego o kontakt z p. Jerzym Chitro 0608-617980, 075 7613852. Zamierzamy zorganizować wystawę poświęconą twórczości tego artysty. oprac. Jerzy Chitro www.ot-art.nl Witamy już niemal letnie. Spotykamy się z naszymi Czytelnikami po trzech miesiącach nieobecności na łamach gazety i już po raz drugi oferujemy bogate w słowa stronice Kuriera Kowarskiego. Część artykułów jest kontynuacją z poprzedniego numeru (V wieków tradycji, Na nieludzkiej ziemi), ale mamy dla Państwa również nowości. Jedną z nich jest relacja z odbytej do Malezji wycieczki dwojga kowarzan. Tu pragniemy zaprosić do współpracy innych mieszkańców Kowar, którzy lubią zwiedzać, podróżować. Pragniemy utrwalać subiektywne postrzeganie różnych zakątków świata. W tym numerze odkrywamy twórcę pochodzącego z Kowar Brunona Podjaskiego, którego wystawę pragniemy zorganizować i w związku z tym potrzebujemy pomocy kolekcjonerów. Chwalimy się dokonaniami Stowarzyszenia w pierwszym półroczu roku 2006 (Kronika SMK). Przedstawiamy wspomnienia jednego z najstarszych maturzystów naszego LO, a także zapewniamy chwile intelektualnej rozrywki z naszymi felietonistami. Wszystkim kowarzanom życzymy udanych wakacji, fascynujących doznań i podróży, a po powrocie zapraszamy do współpracy. Do zobaczenia za 3 miesiące. Bukowiec - Brunon Podjaski. SZTUKA LUDOWA ZIEMI ŁOWICKIEJ Okolice Łowicza słyną z wciąż żywego folkloru. Bez trudu można tam kupić wyroby miejscowego rzemiosła, w niedzielę w podłowickich wsiach spotkamy kobiety idące na nabożeństwo w słynnych pasiakach. Najczęstszą pamiątką stamtąd są misterne wycinanki i kolorowe hafty. W muzeum można zobaczyć stare stroje ludowe. Miłośnicy folkloru powinni spędzić w Łowickiem Wielkanoc i zobaczyć bajecznie kolorowe procesje. Kultura ludowa związana jest bardzo ściśle z życiem codziennym chłopów. Od dawna budowano tam drewniane domy. Ściany budynków mieszkalnych były malowane najczęściej na kolor niebieski i ozdabiane ornamentem kwiatowym. Wyposażenie chałup było różne. Zależało to oczywiście od zamożności danego gospodarza. Ale najważniejszymi elementami umeblowania były: kredens z ozdobną witrynką, ławy, stoły przykryte długimi, haftowanymi obrusami, łóżka, na których poukładane były pierzyny i poduszki (piramidki), co stanowiło informację o zamożności rodziny, oraz skrzynie, w których przechowywano ubrania, pościel, bieliznę, biżuterię i dokumenty rodzinne. Do dekoracji wnętrz wykorzystywano wycinanki, “pająki” i bukiety kwiatów z bibuły. Charakterystyczny element stroju łowickiego to różnokolorowe pasy na spódnicach, zapaskach i portkach. Do tego zakładano bogato haftowane aksamitne gorsety i białe koszule, również bogato zdobione. Na głowę kobiety zakładały zazwyczaj chustki. Strój uzupełniały sznury naturalnych i sztucznych czerwonych korali i bursztynów. Na nogi zakładały drewniane trepy, a od święta czarne sznurowane trzewiki. Jednym z przedstawicieli folkloru łowickiego, jest zespół “Masovia”, który mieliśmy okazję zobaczyć w Kowarach podczas majowych imprez. Zespół powstał przy Mazowieckiej Wyższej Szkole Humanistyczno Pedago- gicznej w Łowiczu. Działa od 2003 roku pod patronatem rektora prof. dr hab. Wiesława Balceraka. W skład zespołu wchodzi rodzina pp. Kapustów z dziećmi - Ania (7 lat) i Krzyś (10 lat) oraz studenci uczelni. Razem jest 10 par i 3-osobowa kapela pod kierunkiem Jarosława Stępniewskiego. W swoim programie zespół prezentuje muzykę, taniec, przyśpiewki z regionu Księstwa Łowickiego. W roku 2004 zespół odbył trasę po Austrii - Wiedeń, Insbruck. W roku 2005 odwiedzili Węgry - Pecz. Członkowie zespołu po raz pierwszy byli w naszym mieście. Znali nasz region z wakacyjnych podróży. Bardzo im się podobało i wyrazili ochotę na kolejne spotkania. Sponsorami zespołu są: firma braci “URBANEK” - Łowicz, Zakład Unasieniania Zwierząt Łowicz, Łowicka Mleczarnia Łowicz. Bogumiła Donhefner Józef Gielniak - autoportret Nr 5/2006 Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej 3 7 KRONIKA SMK BOGUMIŁA DONHEFNER Majówka pod SMK. 4 kawiarni “Urszulka” zgromadzenie członków SMK, w czasie którego dokonano wyboru nowego zarządu i komisji rewizyjnej. Członkowie udzielili absolutorium dla ustępującego zarządu. W głosowaniu tajnym zgromadzenie dokonało wyboru zarządu i komisji rewizyjnej na lata 2006 BOGUMIŁA DONHEFNER Minął już pierwszy kwartał 2006 roku. Nadeszła pora, aby pochwalić się swoimi osiągnięciami. Niestety początek roku nie był łaskawy dla SMK. Mieliśmy awarię w siedzibie Stowarzyszenia. Woda zalała budynek od strychu po piwnicę. Jedynym pocieszeniem dla nas był fakt, że poza ścianami i sufitami nic więcej nie ucierpiało (w tym czasie eksponowana była wystawa fotograficzna Łukasza Lewkowicza). Należało prędko zabrać się do osuszania i porządkowania budynku. Wszystkie prace zostały wykonane własnymi rękami dzięki dużemu zaangażowaniu członków Stowarzyszenia. Panowie wykonali najcięższe prace remontowe, natomiast panie doprowadziły budynek do “lśniącej” czystości. Udało się. 25 marca 2006 pierwszy w tym roku wernisaż. Wystawa nosi tytuł “Spojrzenia”. Znajdują się tu prace artystów z łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych: kowarzanina Bartosza Burgielskiego oraz Alicji Przybysz i Marcina Kozaneckiego (studentów ASP), Mirosława Koprowskiego (absolwenta tejże uczelni) i Jarosława Lewery (asystenta prof. Sadowskiego). Frekwencja na otwarciu wystawy zaskoczyła nas. Budynek trzeszczał w “szwach”. Ale mimo ciasnoty nie brakowało zachwytów nad prezentowanymi pracami. Gratulacjom i peanom nie było końca, a atmosfera była naprawdę gorąca. 31 marca 2006 na zaproszenie prezesa p. Jerzego Sauera, przyjechali do Kowar wieloletni przyjaciele Stowarzyszenia z Schönau - Bersdorf w Niemczech. Rozmowy dotyczyły pogłębiania wzajemnej współpracy w niedalekiej przyszłości. Spotkanie przebiegło w miłej i serdecznej atmosferze. 19 kwietnia 2006 - odbyło się w Współpracowali z nami: - Karkonoski Park Narodowy - Towarzystwo Polsko - Austriackie - Polski Związek Gołębi Pocztowych koło w Kowarach - Liga Obrony Kraju - Towarzystwo Przyjaciół Dzieci - Szkoła Podstawowa nr 1 w Kowarach - ciastkarnia “Urszulka” Poprosiliśmy również osoby indywidualne o pomoc: - p. Kaczorowską - p. Subocza Wystawa “Spojrzenia”. 2010. W nowym zarządzie znaleźli się: - Gabriela Kolaszt - prezes - Jan Wojdan - z-ca prezesa - Ireneusz Kwiatosz - skarbnik - Bogumiła Donhefner - sekretarz - Jerzy Sauer - członek W skład komisji rewizyjnej weszli: - Jerzy Wroński - przewodniczący - Jerzy Chitro - z-ca przewodniczącego - Elżbieta Radomska - członek Na zebraniu dyskutowano rownież nad zintensyfikowaniem prac związanych z otwarciem wystawy poświęconej Józefowi Gielniakowi oraz ogłoszeniem roku 2007 “Rokiem Józefa Gielniaka”. 1 maja 2006 druga rocznica wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Nasze Stowarzyszenie po raz kolejny zorganizowało “spotkanie” rocznicowe, na które zaprosiliśmy mieszkańców naszego miasta. Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej - p. Zonia - p. Nienartowicz i p. Świderską-Siemieniec Uświetniły nasze spotkanie dwa unikalne w swoim wyrazie zespoły muzyczne: - kowarski zespół “Wrzosy” - folklorystyczny zespół z Łowicza “Masovia” Impreza trwała kilka godzin. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie: poszerzyć informacje na temat Karkonoskiego Parku Narodowego i jego działalności, porozmawiać o gołębiach, posłuchać muzyki z Tyrolu, obejrzeć zbiory kolekcjonerskie, kupić haftowaną serwetkę. Ci, którzy lubią czytać, mogli na stoisku Stowarzyszenia kupić “książkę za złotówkę” albo książeczkę dla dzieci o karkonoskich skrzatach lub tomik poezji i otrzymać dedykację od autorek. Podczas programu artystycznego, występów dzieci ze szkoły, kowarskich "Wrzosów" i zespołu “Masovia” można było napić się kawy i spróbować wypieków z ciastkarni. Ciekawym, bo premierowym w naszym mieście, był występ łowickiego zespołu folklorystycznego “Masovia”. Wspaniałą rzeczą jest patrzeć na młodych ludzi, którzy chcą coś robić. Bogumiła Donhefner Nr 5/2006 OKOLICE KOWAR NA BIEGÓWKI DO KOWAR ANDRZEJ WEINKE W ostatnich latach Kowary wzbogaciły się o kilka nowych atrakcji turystycznych. Możemy się pochwalić deptakiem w centrum, sztolniami, parkiem miniatur Dolnego Śląska, wyremontowanym ratuszem. Jednak nadal największym naszym niewykorzystanym walorem pozostają otaczające nas góry i lasy. Dwa lata temu oznakowano Euroregionalny Szlak Rowerowy ER-2 “Liczy- Nr 5/2006 Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej 5 7 ANDRZEJ WEINKE utwardzone przez skuter. Niektóre odcinki w ogóle nie były przejezdne przez większość sezonu. Tłumaczono to awarią sprzętu bądź tym, że w okresie przygotowawczym nie usunięto pni i korzeni, które uniemożliwiały pracę skutera. Mósezonu i zapewne z tej momentami wiono w mieście o grupach narciarzy, gorzkiej nauczki wyciągną wnioski na którzy przyjechali ze Szklarskiej Poręby przyszłość. Tego im z całego serca znużeni zatłoczonymi trasami w Jakużyczę. szycach. Chcieli doświadczyć nowych Na koniec trochę statystyk. Cały prodoznań, obejrzeć piękne jekt zaplanowany jest do 2007 roku, widoki i poznać nową łącznie warty jest blisko 340 tysięcy okolicę. Niestety przekrazłotych. Jako że jest to część Europejczali granicę na Okraju skiego Funduszu Rozwoju Regionalnego, zdegustowani, ponieważ możemy liczyć na zwrot 75% ponienasze trasy nie były przysionych przez miasto kosztów. gotowane tak, jak tego Około 20 km tras kosztowało dotąd oczekiwali. Trasy biegowe kowarskich podatników 228,593 złote. po czeskiej stronie w PoObecnie rozliczenie projektu znajduje się mezni Boudach były zaww Urzędzie Wojewódzkim we Wrocławiu. sze w doskonałej formie. Jeśli projekt zostanie zaaprobowany, to Ponad 100 lat tradycji jeszcze w tym roku do skromnego budżetu narciarskich po południomiejskiego powróci 3/4 wyżej wymieniowej stronie Karkonoszy nej kwoty. Miejmy nadzieję, że to narobi swoje. Dobrze by bystąpi. ło uczyć się od naszych Sezon zimowy się skończył i czas sąsiadów. powoli myśleć o następnym. Mam naNie ma też co demodzieję, że w przyszłym trasy biegowe będą nizować sprawy. Słyszalepiej przygotowane i w większym stopniu łem również sygnały o zostaną wykorzystane do promocji nazachwyconych narciaszego miasta. Dobre przygotowanie tras rzach, którzy wracali z może stać się reklamą i wizytówką Kowar. Przełęczy Okraj do Kowar. Więcej narciarzy na trasach spowoduje Dla zainteresowanych inzaistnienie miasta na zimowej mapie Karformacjami o przygotowaOznakowanie Kowarskich Szlaków Narciarstwa Biegowego. konoszy. A potem pozostanie nam już niu tras narciarskich przy“tylko” budowanie nowych barów, restaugotowano serwis internetowy na kowarrzepa” od niemieckiego Zittau do Chełmracji, sklepów z pamiątkami, parkingów, skiej stronie. Na pewno pierwszy sezon ska Śląskiego przez nasze miasto i wokół hoteli, wyciągów i narzekania na wszębył źródłem wielu nowych organizaniego ze środków Unii Europejskiej. dzie plączących się przeklętych turystów. cyjnych doświadczeń i trzeba było zapłaW końcu przyszedł czas na wykocić frycowe. Urzędnicy odpowiedzialni rzystanie środków unijnych przez Urząd Grzegorz Schmidt za projekt szykują się do podsumowania Miejski. W zeszłym roku otrzymaliśmy najświeższy produkt turystyczny, czyli trasy narciarskie. Produkt ten zapowiadał się smakowicie. Oznakowano szlaki narciarskie, ustawiono liczne drogowskazy, postawiono kilka słupów z mapami i mapeczkami, wydano foldery, wydrukowano mapę oraz zakupiono skuter do ubijania tras biegowych. Trzeba przyznać - poziom europejski. Drogowskazy wskazują miejsca, które dla większości kowarzan mogą brzmieć raczej nieznajomo - jak na przykład Kazalnica, ,Dolne Miasteczko, Łąka, Pluszcz, Białe Zródło czy Jedlickie Kaskady. Nadeszła zima i nasz sztandarowy produkt został poddany najtrudniejszej próbie. Rozpoczął się sprawdzian praktyczny. Obawy, że śniegu nie będzie, nie sprawdziły się, gdyż przeżyliśmy jedną z najdłuższych zim w ostatnich latach. W końcu 17 grudnia 2005r. nastąpiło uroczyste otwarcie tras i natychmiast zaczęły się narzekania na niedostosowanie tras do warunków narciarskich. Narciarze Przed przejściem granicznym na Przełęczy Okraj. narzekali, że ślady nie były odpowiednio PIERWSZE PODEJŚCIE, CZYLI GARŚĆ WSPOMNIEŃ NA JUBILEUSZ wiązkowo dwa pisemne (język polski, matematyka!), Obowiązkowe trzy ustne (język polski, matematyka, historia) i je(Popularna pieśń studencka den do wyboru (np. język rosyjski, wyk. w czasie akademickich uroczystości). geografia, biologia, fizyka). Wszystko za jednym wejściem przed oblicze szanownej Nachodzą każdego człowieka moa licznej komisji. Na czele komisji stał menty refleksji nad przeszłością, które desygnowany przez Kuratorium przewodlubią wracać jak bumerang. W tych niczący p. Stanisław Palider (wieść niosła, myślach kryje się liryczna tęsknota za że jest dyrektorem technikum w Oławie), utraconą młodością, a towarzyszy temu oprócz pedagogów egzaminatorów skład świadomość przemijania i ulotności życia. komisji uzupełniał tzw. czynnik (dzisiaj Im bardziej oddalamy się od minionej sądzę, że był to partyjny mąż zaufania, przeszłości, tym mocniej pobrzmiewają jej wówczas było nam obojętne, kto egzanostalgiczne tony, a szczególnie w nieminuje, ważne, by mieć to za sobą). Propowtarzalnych momentach. Do tych mocedura i oprawa ówczesnej matury była mentów wraca się nieustannie, często są podobna do dzisiejszej - patos nastroju, one ważnymi przystankami życia. Dla oczywisty stres, losowanie miejsc, wybieuczących się takim momentem jest egranie zestawów pytań, wejście na wezzamin dojrzałości. Ważny, bardzo ważny, wanie, protokoły, oczekiwanie, poszubo stanowiący przepustkę do dalszej kiwanie wzrokiem ratunku, wypieki, edukacji. Matura to wielka życiowa suchość w gardle… - wszystko takie ludzszansa. kie, niezmienne, przetrwało dziesiątki lat, W Kowarach od pół wieku taką szantaka jest atmosfera wszystkich egzaminów sę stwarza Liceum Ogólnokształcące. Rokpo wszystkie czasy. Zapamiętałem jeszcze rocznie w murach naszej, jak mówią o niej zapach świeżo pastowanej na tę uroczyspieszczotliwie absolwenci, Alma Mater tość podłogi. Kovariensis, grupa najstarszych uczniów Prawdopodobnie był drugi wtorek przeżywa maturalną atmosferę. A wszystmaja otwarcie sesji egzaminu dojrzałości ko zaczęło się w roku 1956. Próbuję w roku szkolnym 1955/56 - pierwszej odtworzyć tamte chwile osnute mgłą matury w murach Liceum Ogólnokształoddalenia, wiele obrazów umknęło, wiele cącego w Kowarach. Na początek, jak utraciło swoją ostrość. później zawsze, poszedł pisemny z języka Był maj, piękny jak wszystkie polskie polskiego. Podchodzimy pod salę nr 20 maje, kasztany anonsowały kwitnienie (tzw. gabinet biologiczny), szczytowa sala (znak, że czas na naukę), przed szkołą po na parterze północnego skrzydła, losoraz pierwszy zazielenił się soczysty dywan wanie miejsc (pięć stołów ustawionych w 3 trawnika wypracowanego przez młodzież. trzech rzędach, wystarcza dla piętnastki), wzrok ucieka od pierwszych trzech stolików, (lepiej zniknąć z pola ostrzału szanownej komisji), obserwowanie wskazówek radzieckiej kamy czy pabiedy, otwarcie koperty, ujawnienie tematów i …kamień z serca. Rzut oka na innych, odczytywanie z oczu radość, zaskoczenie, spokojne pogodzenie z losem, bezradność, niepokój, różnie. Cieszy mnie wylosowana druga pozycja w rzędzie od okien, udało się uniknąć najbliższego sąsiedztwa z komisją. Dobry początek. Pełna eksplozja radości po ujawnieniu tematów jeden z nich to “mój”: “Siła fatalna” poezji Juliusza Słowackiego (tak brzmiał, o ile pamiętam), przerobiłem go przy okazji konPaństwowa Komisja Egzaminacyjna i absolwenci rocznika 1956 ( pierwsza matura w kowarskim LO) kursu polonistycznego pod kieW pierwszym rzędzie siedzą od lewej: Zbyszko Brudniak - absolwent, p. Adolf Kłodnicki - polonista, p. Maria Czylok - j. rosyjski, p. Stanisław Palider - przewodniczący PKE, p. Ludmiła Humblanka - biolog, p. Jan Kuchejda - matematyk i dyrektor LO. runkiem prof. Janiny HełczyńStoją w pierwszym rzędzie od lewej: Gertruda Kozak, Izabela Supierz, Danuta Tyl, Maria Żabińska, Alina Wodecka, Maryla Konieczna - absolwentki; stoją od lewej w drugim rzędzie: Jerzy Wawrzyniak - absolwent, Antoni Gołębiowski - historyk, Jerzy Kadlewicz - fizyk, skiej. “Gaudeamus igitur, iuvenes dum sumus - Radujmy się więc, dopókiśmy młodzi” Grupa najstarszych uczniów, jedenastoklasistów (wówczas to była klasa maturalna) skończyła codzienną wędrówkę “do budy”, dzień w dzień pod górkę, od poniedziałku do soboty (nie było wtedy wolnych sobót), zawsze pod górkę jak w porzekadle. Tak przez cztery lata. Niektórym było ciężko. Wielu zgubiliśmy po drodze - z kilku dziesiątków została zaledwie piętnastka, już abiturientów. Oto oni wg alfabetu: Tadziu Kochanko, Marylka Konieczna, Józek Kowalski, Trudzia Kozak, Iza Supierz, Witek Szlenzak, Loniek Tamiła, Danusia Tyl, Tosia Wawrzyn, Jurek Wawrzyniak, Zbyszek Wolak, Alinka Wodecka, Maciek Zarawski, Marysia Żabińska i próbujący uporządkować te wspomnienia Zbyszek Brudniak.1 Podejmują kolejne wyzwanie, pragną pokonać następną przeszkodę (od klasy siódmej szkoły podstawowej poprzez klasy licealne VIII - X zdawało się egzaminy promocyjne ze wskazanych przedmiotów i one to były największą przyczyną odsiewu), stanowiło to w tamtych czasach swoistą nobilitację młodego człowieka i dawało nieukrywaną satysfakcję rodzicom. Jedynie zaliczony pozytywnie egzamin dojrzałości potwierdzał wykształcenie średnie, a świadectwo dojrzałości je dokumentowało,2 (dzisiaj absolwent otrzymuje świadectwo ukończenia liceum albo świadectwo dojrzałości po zdanym egzaminie), niepowodzenie na egzaminie powodowało powtarzanie klasy maturalnej. Wówczas regulamin egzaminu dojrzałości był mniej łaskawy od później stosowanych - obo- absolwenci - Tadeusz Kochanko, Witold Szlenzak, Maciej Zarawski, Józef Kowalski, Leonard Tamiła, Zbigniew Wolak. 6 Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej Nr 5/2006 Teraz nasz młody polonista p. Adolf Kłodnicki ze spokojem przyjmuje reakcję na ujawnione tematy. Trzeba tylko całą wiedzę odtworzyć, uporządkować, więc “Testament mój” (obowiązkowo!), dygresje z “Beniowskiego”, polemika z Mickiewiczem, niektóre liryki, a może jeszcze “Kordian”… Wiele tekstów znałem na pamięć (jak to dobrze, że “Hełka” dawała nam w kość!), trzeba je tylko cytować, skomentować i …już! Minęło pięć godzin, narosło kilkanaście stron (prof. Kłodnicki później żartobliwie stwierdził “Chłopie, aleś mi roboty przysporzył”). Nazajutrz pisemny z matematyki, jeszcze drobne konsultacje u Lońka Tamiły (nasz matematyczny orzeł), przypomnienie fundamentalnych wzorów na wszelki przypadek, krótkie spanko i … znowu losowanie miejsc (dobra pozycja w środkowym rzędzie, nieźle!), jakieś równania, nierówności, trygonometryczne zawiłości, pięć godzin i po pisemnych. Z matmy nic nie pamiętam (prof. Jan Kuchejda - “Matematyk to z ciebie nie będzie”, uwierzyłem). Kilka dni przerwy na sprawdzenie naszych intelektualnych wytworów i ogłoszenie wyników - wszyscy zdali, są wśród nich zwolnieni z polskiego i matmy za bardzo dobry pisemny. Mam z głowy ustny z języka polskiego, pozostaje matma, historia i… tu spóźniona tyjny aktywista. Nie można już się wycofać, klamka zapadła. Wchodzimy w pierwszej parze, ja i Tadzio - wybitni rusycyści z duszą na ramieniu (”Kto z nich zna rosyjski?”). Najpierw matma (nic nie pamiętam), następnie historia (pięknie testament Krzywoustego, powstania śląskie, zjednoczenie Włoch) i wreszcie język rosyjski. Długie, głośne odczytywanie “biłeta”, kątem oka obserwuję twarze komisji, reaguje tylko nasz egzaminator p. Maria Czylok. Było “proczytaj, atrywok”, coś tam przetłumaczyć i wreszcie biografia Lermontowa (jak deska ratunku) - to miałem obryte. Brnąłem akcentem polsko - czesko rosyjskim (Tadziu kresowiec to był w tym artysta), brnąłem do końca i czekałem ostrzału, Komisja zlekceważyła mój duch rusycysty (nikt z nich nie miał odwagi ujawnić filologicznego talentu), a ujawniła zainteresowanie historyczno - polityczne (jak to Polacy), co pozwoliło mi ochłonąć i opuścić pole tortur z otwartą przyłbicą. Zapamiętałem te najtrudniejsze i ostatnie uczniowskie podejście w murach naszego ogólniaka. Po dwóch dniach potyczek ogłoszenie wyników pierwsza piętnastka w życiu Na uroczystości 50 – lecia Kowarskiego Liceum w roku 2001. dami. A były to już ostatnie wspólne chwile, już nigdy nie spotkaliśmy się w komplecie i się nie spotkamy, niektórzy już odeszli do Domu Ojca. Później w życiowych próbach egzaminatora wprowadzałem w świat dojrzałych abiturientów LO w Kowarach, Technikum Rolniczego w Bukowcu, Technikum Chemicznego w Jeleniej Górze, Technikum Mechanicznego FAT w Kowarach. Zebrało się parę ładnych setek. Były to przeżycia i doznania równie ważne jak ta właśnie matura z 1956 roku. Zbyszko Brudniak Najstarszy absolwent Kowarskiego Liceum Fotografie ze zbiorów p. Z. Brudniaka. 1 Figurujący w dokumentacji szkolnej jako “Zbigniew”, de facto “Zbyszko” (akt urodzenia Nr 79/1938 USC Chełmża). Maj 1956 r. – tak prezentowało się główne wejście do Szkoły. refleksja. Wybraliśmy z Tadkiem Kochanko język rosyjski, bez analizy sytuacji. Było pewne, że nasi nauczyciele nie znają na poziomie maturalnym tego języka, ale przecież są członkowie komisji z importu (”spadochroniarze” jak ich zwaliśmy) przewodniczący p. St. Palider i ten par- Nr 5/2006 Kowar przystąpiła do egzaminu dojrzałości i w komplecie go zdała. (fot. 1), a wszystko to działo się pół wieku temu. Był bal w sali gimnastycznej, szaleliśmy skromnie, ale radośnie, w ojcowskich krawatach, a jedna z szaf pana woźnego cieszyła się tej nocy szczególnymi wzglę- 2 Świadectwo dojrzałości uwzględniało oceny roczne z przedmiotów nieobjętych egzaminem i uzyskanych na egzaminie. 3 Najmniej liczna grupa absolwentów LO Kowary była w 1958 roku - 9, najliczniejsza w 1975 - 87 abiturientów. W roku 1963 i 1970 matura nie odbyła się z powodu zmian organizacyjnych (dane z księgi pamiątkowej z 2001 r.), do ostatniej matury w 2006 roku przystąpiło 72 abiturientów. Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej 7 NA NIELUDZKIEJ ZIEMI 1 Ciąg dalszy losów rodziny Szuńków. Rok 1941 - Znów podróż Rok 1944 - Nieudany powrót do rodziny Pewnego dnia w 1944r., w lutym dowiedziałam się, że urodził się mój kolejny brat. Prosiłam dyrektora, żeby puścił mnie do mamy, nie zgodził się. Postanowiłam wyruszyć bez pozwolenia. Ola uszyła podłużny worek na mąkę, przywiązała mi go w pasie, w chustkę z głowy wpakowała suchary. Zawsze, gdy ciasto wyszło poza formę, moja współpracownica je okrajała i chowała. km od Kobiakowa. Zabrali od Mamusi i zawieźli do kobiety, której mąż był na Jesienią 1941 roku kazali opuścić wojnie. Zamieszkałam u niej, już pierw“nasz” gułag. Zabrali nas znów na stację szego dnia zyskała moją sympatię, kazaSzira, tam przyszedł mężczyzna, wybierał ła mi mówić do siebie sobie ludzi do pracy w sowchozie Ijus, do ciocia Ania. Kobieta ta którego zawieźli nas samochodami. Tatuś nie miała swoich dziepracował jako stróż - pilnował na stacji ci, była samotna. Daj wyładunku wagonów z jedzeniem. MaBoże, żeby każdy na musia poszła sprzątać do krów, mieliśmy taką opiekunkę trafił. kuchnię i pokoik dla dwóch rodzin. Tam Dbała o mnie jak o znów poszłam do szkoły. Rozpoczęło się swoje dziecko, karmiła, normalniejsze życie. ubierała, niejednokrotnie przerabiała swoje Rok 1942 - Nauka i praca ubrania, żeby na mnie pasowały. Poszłam do Wiosną 1942r. zabrali nas do popracy w piekarni. Dziębliskiej miejscowości - Kobiakowo, tam ki swoim umiejętnoTatuś pracował w piekarni, a Mamusia ściom zostałam kierowprzy cielakach - karmiła je, sprzątała. nikiem piekarni, drugą Od lewej - Tatiana i żona dyrektora, która dała jej cukier. Chodziłam do szkoły, ale krótko, bo po pół pracownicą była Ola roku dyrektor kazał mi iść do pracy w Masonowa - starsza Często dziwiłam się temu, nie znałam piekarni. Okazało się, że jestem zbyt duża przesympatyczna kobieta. Wieś była na powodu jej działań. Tego dnia poznałam i zbyt silna, aby “marnować” mnie w tyle mała, że chleba, który piekłyśmy, sens jej zachowania i byłam jej za to szkole. Pracowałam razem z tatą. Jakiś wystarczało dla wszystkich. bardzo wdzięczna. Do kieszeni włożyłam czas sprzątałam, a potem już piekłam Pomimo tego, że otoczona byłam sobie kawałek cukru, który dostałam chleb. Tak nadeszła jesień 1943 roku, któdobrymi, serdecznymi ludźmi, bardzo źle kiedyś od żony dyrektora. Była to kostra przyniosła kolejne zmiany. znosiłam oddalenie od rodziny. Wieczoka nieregularnych kształtów, odłupana rami płakałam, tęskniłam za bliskimi, od większego kawałka. Od razu przezRok 1943 - Blisko, ale daleko od rodziny w pobliżu nie było żadnych Polaków. naczyłam ją dla mojego małego braMoja rozpacz i niemoc sięgnęły zenitu, ciszka. Późną jesienią przenieśli mnie do a wtedy zdecydowałam się na desperacki W drogę wyruszyłam z samego rana Kożechowa, miejscowości oddalonej o 30 krok. w trzaskający mróz. Ola kazała mi iść cały czas wzdłuż rzeki, bo osady ludzkie budowano tam tylko koło rzek. Tak miałam trafić do bliskich. Szłam dość długo, zerwał się wiatr, rozpętała się śnieżyca. Zaczęło mi być coraz zimniej, twarz bolała mnie coraz bardziej. Szalik, który miałam blisko ust, zamarzł. Zdjęłam pas z mąką i zawiesiłam na drzewie, bo zaczął mi ciążyć. Szłam i wołałam “mamo”, echo mi odpowiadało, a ja myślałam, że to krzyczy do mnie moja mama, to dawało mi nadzieję. W końcu wyrzuciłam również suchary, chciałam pozbyć się choćby najmniejszego ciężaru. Wreszcie usiadłam pod drzewem, nie myśląc o niczym. Na szczęście nie dane mi było tam pozostać. W pobliżu było na polowaniu trzech żołnierzy NKWD, jeden z nich usłyszał moje krzyki, zobaczył mąkę, zobaczył suchary i wreszcie zobaczył mnie. Znałam go z widzenia, gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami. Zabrał mnie swoim wozem, przywiózł do budki Przerwa podczas pracy w polu. 8 Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej Nr 5/2006 pobliskiego stróża i kazał czekać. Skar-żyłam się, że bolą mnie ręce, on twierdził, że to dobrze, bo to znaczy, że zaczynają odmarzać, pocieszał mnie. W końcu przy-jechał i zawiózł do szpitala. Rodzinie mojej przekazał informację o mnie, a także oddał mąkę, suchary i cukier. W szpitalu spędziłam kilka dni, odwiedziła mnie mama, nie wiem, jak przebyła 12 km dzielące miejscowość od szpitala, ale spotkanie z nią dodało mi energii niez-będnej do całkowitego powrotu do zdro-wia. Po wyjściu ze szpitala wróciłam do “swojej” piekarni, dostałam reprymendę od dyrektora i dalej pracowałam. Jednak teraz moje serce było radośniejsze. Rok 1945 i 1946 Koniec wojny i powrót do Polski Gdy przyszedł 1945 rok, koniec wojny, wszyscy byliśmy szczęśliwi, zaczęliśmy wyrabiać dokumenty, żeby móc wrócić do kraju. Cały czas musiałam pracować w piekarni, obawiałam się, że Rodzice wyjadą beze mnie, ponieważ wciąż nie mogłam ich odwiedzać. Wreszcie nadeszła ta długo oczekiwana chwila. Był kwiecień 1946 roku, pojechałam do rodziny, a wraz z nimi wsadzili nas znów do towarowych wagonów, a ja po raz drugi przez szpary w wagonie ujrzałam stację Nowosybirsk. Tym razem tam wysiedliśmy, jeździliśmy po mieście tramwajami, Samochód przywożący mąkę do piekarni, w której Tatiana pracowała. podeszła milicja kolejowa i kazała nam brać sobie te ziemniaki. W kilka chwil opróżniliśmy cały wagon, nosiliśmy ziemniaki do naszego pociągu. Potem poszliśmy do miasta, radzieccy żołnierze uznali nas za “szpionów”, zatrzymali nas w jakimś budynku. Chłopcy tłumaczyli, że wracamy z Sybiru i dlatego mówimy po rosyjsku, że nie jesteśmy szpiegami. Nic nie pomagało. Na szczęście pojawił się kierownik naszego transportu. Wtedy nas Rodzeństwo Tatiany, od lewej - Michał, Piotrek, Marysia. nie mogliśmy nadziwić się jego pięknu. Tymczasem nasz transport odjechał... Zgłosiliśmy to kolejarzom, oni kazali nam wsiąść do pociągu, którym dogoniliśmy nasz. W Moskwie też wyszliśmy do miasta, potem dojechaliśmy do Brześcia, ludzie całowali ziemię, wojsko nas witało. Następnie była Warszawa cała w gruzach, wszędzie napisy “Ostrożno miny”. My młodzi wypatrzyliśmy wagon z ziemniakami, rzuciliśmy się na nie. Żołnierz pilnujący zaczął strzelać w powietrze, Nr 5/2006 wypuścili. Następny przystanek to Poznań. Tam spotkało mnie coś niezwykłego. Pewna kobieta, gdy mnie zobaczyła, zaczęła płakać, potem dała mi buty i sukienkę, powiedziała, że straciła na wojnie córkę, a ja ją przypominałam. Zasmucił mnie jej los, ale jednocześnie byłam uszczęśliwiona tym prezentem. Tak dawno nie miałam nic nowego. Potem był jeszcze Gubin, Wrocław, wreszcie Jelenia Góra. 1 Jelenia Góra 9 marca wyjechaliśmy z Sybiru, a 9 maja wysiedliśmy w Jeleniej Górze. Traktorami zawieziono nas do oddziału Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Stamtąd skierowano nas do Komarna, gdzie mieliśmy zamieszkać na pierwszym piętrze w pewnym domu. Niestety właściciel nie chciał nas wpuścić, ponieważ twierdził, że ma do niego przyjechać siostra ze Lwowa. Nadeszła straszna ulewa, a my siedzieliśmy w sadzie. W końcu ulitował się nad nami mieszkaniec sąsiedniego domu, spędziliśmy u niego cztery noce. Potem przyjechali po nas z gminy i zawieźli do pustego domu. Mamusia rozpoczęła pracę w młynie, a Tatuś w piekarni. Ja poszłam na służbę, młodsze dzieci do szkoły. Wreszcie Tatuś wystarał się o gospodarstwo w Krogulcu, dobrzy ludzie dali nam kilka kur, ziemniaki do posadzenia, zboże do zasiania. I znów zaczynaliśmy od zera. Znów było ciężko, pamiętam jak mówiłam do mamy: Mamuś, ja się chyba nigdy w życiu nie najem. Krok po kroku zbudowaliśmy nasze życie od nowa z ciągle powracającym bagażem przerażających wspomnień, które tkwią we mnie do dziś. W 1953r. zmarła moja Mamusia, niedługo potem Tatuś zrzekł się gospodarki, nie miał już siły. Zamieszkaliśmy w Kowarach. Tu kończy się historia wędrówki mojej rodziny, wędrówki od Sybiru do Polski. Opowieści Pani Tatiany Szczęsnej wysłuchała K. Borówek - Schmidt Tytuł zaczerpnięty z książki Józefa Czapskiego opisującej tragedię katyńską Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej 9 7 500 LAT KOWAR warto się śpieszyć, bo czasu jest aż nadto. Jeżeli tego typu myśli kierowały niektórymi osobami, to apeluję o zmianę po- dokumentowaniem naszej przeszłości, proponuję formę zagadek dotyczących poprzednich lat. Proszę o prezentowanie różnych ciekawostek z lat poprzednich do odgadnięcia dla czytelników ich roli i treści, jakie ze sobą niosły. Na początek mam pytanie: Co to za waluta przedstawiona na zdjęciu i do czego służyła? glądów. Dowody życia codziennego giną niesłychanie szybko, a jeżeli związane są one z życiem poprzednich pokoleń, to ulegają zatarciu jeszcze szybciej. Odtwarzanie realiów życia codziennego po latach to już jest archeologia. Może w tym stwierdzeniu jest trochę przesady, ale wątek myślowy na pewno jest istotny. Jedyny głos z zewnątrz, jaki padł w tej sprawie, dotyczył formalnego postępowania przy tworzeniu takiego typu dokumentu - monografii miasta. Zgłoszono potrzebę powołania odpowiednich zespołów, wzbogacenia ich o zawodowych historyków itp.. Nie wykluczam, że taka forma współpracy nastąpi, ale na dzień dzisiejszy musimy postarać się o to, aby takie zespoły miały nad czym pracować. W przeciwnym wypadku będzie to jedynie kompilacja tego, co już się znajduje w różnego rodzaju archiwach. Aby urozmaicić kontakty związane z Jeżeli ta forma współpracy się spodoba czytelnikom, to proszę o udostępnianie w/w materiałów, bo w przeciwnym wypadku będzie to występ jednego aktora. Na zakończenie przypomnę, na czym miałaby polegać współpraca pomiędzy czytelnikami Kuriera Kowarskiego a Stowarzyszeniem Miłośników Kowar. Nie wchodzi tu w grę przekazywanie rzeczy materialnych. Ta inicjatywa ma za zadanie utrwalić obrazy dokumentów naszej nieodległej przeszłości. Każdy przedmiot, każda pamiątka i każdy dokument udostępniony do archiwizacji będzie sfotografowany lub zeskanowany i zapisany w formie cyfrowej na płytach CD lub DVD. Nie wchodzi tu w grę pozbywanie się jakichkolwiek rodzinnych pamiątek. Stowarzyszenie gwarantuje zachowanie ich treści lub obrazu dla przyszłych pokoleń kowarzan. Ireneusz Kwiatosz 5 WIEKÓW TRADYCJI? (2) Zgodnie z zapowiedzią podaną w poprzednim odcinku tym razem chcę się odnieść do form przyszłej współpracy, jeżeli do niej dojdzie, przy tworzeniu monografii naszego miasta. Bardzo łatwo jest wypełnić tego typu opracowanie informacjami formalnymi pochodzącymi z oficjalnych archiwów. Jednak poleganie wyłącznie na takiej bazie informacyjnej da niepełny obraz rzeczywistości lat minionych. Wszyscy wiemy, no może młodsze pokolenie nie za bardzo, jakim celom służyła informacja na łamach prasy ukazującej się oficjalnie i jaką rolę spełniali urzędnicy cenzury. Gdybyśmy polegali wyłącznie na tekstach artykułów zamieszczonych w prasie, a także i w literaturze tego okresu, to obraz życia społeczeństwa sprzed 50 lat byłby bardzo wypaczony. Dlatego też myślą przewodnią mojej inicjatywy jest wypełnienie tego okresu osobistymi treściami mieszkańców Kowar. Mogą to być pamiątkowe zdjęcia, spisane wspomnienia, dyplomy i listy gratulacyjne za różne osiągnięcia (zarówno sportowe, jak i zawodowe). Cenne mogą być również zachowane oficjalne dokumenty, wycinki prasowe, czyli wszystko to, co uważaliśmy za warte zachowania. Jak na razie brak jakiegokolwiek odzewu na pierwszy artykuł. Nie mogę się więc odnieść do oczekiwań społeczności Kowar. Nie sądzę jednak, że ten temat jest całkiem obojętny mieszkańcom naszego miasta. Nie chciałbym również wyciągać wniosków, że tego typu inicjatywa jest mocno spóźniona i większość ciekawych rzeczy z poprzednich lat już nie istnieje. Bardziej uprawomocniona jest myśl, że okres roku 2013 jest tak odległy, że nie UWAGA!!! KONKURS!!! W Kowarach oprócz wielu śladów historii możemy również odnaleźć pamiątki prehistoryczne. Na jednym bardzo dobrze znanym wszystkim mieszkańcom obiekcie widzimy wyraźnie muszelkę zastygłą w piaskowcowej skale. Czy ktoś z naszych Czytelników rozpoznaje fragment, który prezentujemy na zdjęciu? Jeśli tak, prosimy o przesyłanie rozwiązania naszej zagadki. Dla pierwszej osoby przewidziana nagroda!!! Rozwiązanie można przesyłać na adres SMK ul. Górnicza 1, 58-530 Kowary lub drogą internetową na adres: [email protected] Redakcja 10 Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej Nr 5/2006 J&R PODRÓŻ DO RAJU Tym artykułem pragniemy zapoczątkować cykl, w którym kowarzanie będą mogli podzielić się z naszymi Czytelnikami wrażeniami z podróży w różne zakątki Polski i świata. Dzięki takim relacjom wszyscy będziemy mogli uczestniczyć w niezwykłych doznaniach. Pozwoli nam to również na poznanie odległych części kraju i świata od zupełnie innej, prywatnej, subiektywnej strony. Zapraszamy więc do współpracy, przedstawiając pierwszą historię. W tym numerze prezentujemy opowieść osób, które odbyły podróż do przysłowiowego raju - Malezji. Zaproszenie Ślub Pretekstem do naszego wyjazdu do Malezji był ślub Anny, która uczestniczyła w projekcie PEACE - lekcji tolerancji w ZSO Kowary. Malezyjka w 2004r. odwiedziła Kowary i zachwyciła się nimi. Wtedy poznaliśmy się i przez kolejne dwa lata pielęgnowaliśmy naszą znajomość. Mimo szczerych chęci nigdy nie przypuszczaliśmy, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Kiedy otrzymaliśmy zaproszenie na ślub, byliśmy zaskoczeni. Odebraliśmy to również jako szansę na podróż do wcześniej nieosiągalnego miejsca. Ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że ślub nie różni się od tego, który znamy. Trochę odmienna była uczta weselna, traktowana jako wspólna kolacja. Zamiast tańców i trunków bardziej celebruje się jedzenie. Malezyjczycy kosztują 9 tradycyjnych potraw, co przywodzi na myśl skojarzenia z polską Wigilią, ale oprócz najbliższej rodziny we wspólnym świętowaniu uczestniczy jeszcze ok. 300 gości. Kilka dni w raju J&R Podróż do innego świata Po uroczystości weselnej mieliśmy kilka dni na zwiedzanie i poznanie Na lotnisku w Kuala Lumpur po 12 niektórych zwyczajów malezyjskich. Wygodzinach lotu uderzyła nas fala gorąca. braliśmy się na przepiękne plaże otoczone Odczuwalna była nie tyle wysoka temzielenią, wśród której często pojawiały się peratura, co wilgotność powietrza, która w małpy. Tam zaznaliśmy błogiego lenistwa. Malezji wynosi 96%. Stamtąd udaliśmy Zmęczeni zimą i niskimi temperaturami się do mieszkania Anny w bloku. Już tutaj zachwyciliśmy się ciepłem, możliwością odkryliśmy, że tamten świat różni się znawylegiwania się na malowniczych plażach i tamtejszym słońcem. W sklepach upajaliśmy się widokiem zachęcających swoim wyglądem, egzotyką i świeżością owoców. Mogliśmy spróbować wyciskanych na naszych oczach soków z kiwi, papai, arbuza. Zwiedziliśmy zapierające dech w piersiach do niedawna najwyższe budynki świata - wieże Petronas Towers o wysokości 452 m, na których kręcone były fragmenty filmu Osaczeni z Catherine ZetaJones i Seanem ConnePrzystanek autobusowy. ry. Na wyspie Penang w cznie od naszego. Przed wejściem na jednej z wiosek ujrzeliśmy domy na paosiedle musieliśmy się wylegitymować, lach. Niestety ich otoczenie odbiegało ponieważ był to teren zamknięty i nikt bez znacznie od pięknego i bogatego świata okazania dokumentów nie mógł się tam stolicy Malezji. Widać tam było ubóstwo, dostać. W bloku znajdował się basen dla a otoczenie nie było już tak zadbane. jego mieszkańców. Bardzo zadziwiła nas obecność w drzwiach do wszystkich Odrobina codzienności mieszkań krat, które mimo małej przestępczości, mają zapewniać mieszkańcom Oprócz zachwytu, jaki wywołały w jeszcze większe bezpieczeństwo. Jest to nas niezwykłe miejsca, mieliśmy okazję taka norma społeczna. W mieszkaniach zapoznać się z elementami malezyjskiej uderzył nas brak kaloryferów, co wydaje codzienności. Ogromne zaskoczenie wysię oczywiste ze względu na klimat. Nawołał fakt, że w niektórych sklepach (np. tomiast każde z nich posiada wentylatory w salonie sukni ślubnych) przed wejściem lub klimatyzację. należało zdjąć buty. Podobna sytuacja Nr 5/2006 Wieże Petronas Towers. spotkała nas w Muzeum Ryżu. Jeśli chodzi o ceny, zwróciliśmy uwagę na to, że słodycze i alkohol są droższe niż u nas. Zadziwiająco tanie okazało się paliwo za 38 ringgitów (38zł) można było zatankować bak do pełna. Swoją urodą urzekły nas przystanki autobusowe wyglądające jak bajkowe budki. Prezentujemy jeden z nich na zdjęciu, aby nasze władze miejskie mogły ujrzeć takie urocze piękno i zastanowić się nad tym, jak można by rozweselić naszą szarą rzeczywistość. Poczucie obcości likwidował fakt, że niemalże z każdym mogliśmy się porozumieć w języku angielskim. Poza tym Malezyjczycy okazali się ludźmi bardzo gościnnymi i przyjaznymi dla obcokrajowców. Wspomnienia Z podróży pozostały zdjęcia, film na kamerze i najważniejsze - wspomnienia. W naszej pamięci na zawsze zapisał się obraz pięknego, niezwykłego świata, który dzięki niemalże przypadkowej znajomości mogliśmy obejrzeć. Pozostaje tylko nadzieja, że jeszcze kiedyś dane nam będzie zobaczyć ten świat po raz drugi. Opowieści kowarzan, którzy chcieli pozostać anonimowi, wysłuchała Katarzyna Borówek - Schmidt. Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej MALEZJA 11 7 www.fabbricantidiuniversi.it BOSYM OKIEM LEMOSTRADA Jednym z ulubionych zajęć wielu ludzi jest próba przewidywania tego, co się wydarzy w przyszłości. Historia tych wysiłków pokazuje, że nawet świetnie znający jakąś dziedzinę wiedzy specjaliści powinni w swoich przepowiedniach zachować dużą ostrożność. Na przykład pod koniec XIX wieku członkowie Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Anglii bronili zaciekle poglądu, że maszyna cięższa od powietrza z pewnością nie może latać. Ich koledzy po drugiej stronie kanału La Manche uważali, że nie istnieją meteoryty, bo przecież tylko dzieci mogłyby uwierzyć, że kamienie spadają z nieba. Szczególną zuchwałością popisał się w roku 1890 Charles Duell, dyrektor Federalnego Urzędu Patentowego, który twierdził, że ten urząd trzeba zamknąć, ponieważ wszystko, co da się wynaleźć, zostało już wynalezione. W roku 1929 Irving Fisher, profesor ekonomii uniwersytetu Yale cieszył się, że nareszcie akcje firm notowanych na nowojorskiej giełdzie osiągnęły taki poziom, który gwarantuje permanentną “stałość”. Rok później USA pogrążyły się w niespotykanym wcześniej kryzysie gospodarczym. W 1957 roku Tomasz Watson, prezes IBM, zapewniał: “Sądzę, że na całym świecie jest popyt najwyżej na pięć komputerów”, a 10 lat później w USA powstało stowarzyszenie zwalczania mody na komputeryzację wszystkich dziedzin naszego życia. Świat polityki jest szczególnie nieprzewidywalny, kto w roku 1985 mógł bez narażania się na szyderstwo powiedzieć, ze za pięć lat rozpadnie się ZSRR i upadnie komunizm w Europie? Mimo tych porażek futurologia, czyli nauka zajmująca się przewidywaniem przyszłości nie została zupełnie porzucona. Spośród współczesnych futurologów wymieńmy Hermanna Kahna, który najbardziej jest znany z tego, że pomimo współpracy z wieloma ośrodkami naukowymi na całym świecie nigdy niczego nie potrafił porządnie przewidzieć. A tym czasem w Polsce, małym kraju między małymi górami i małym morzem Stanisław Lem bez pomocy sztabu naukowców i wsparcia bogatych sponsorów napisał w roku 1963 niewielką książkę pt Summa technologiae, która ukazała się w nakładzie 3000 egzemplarzy i prawie nikt na nią wtedy nie zwrócił uwagi. Opisał w niej z niezwykłą intuicją możliwości rozwoju cywilizacji w dziedzinie techniki, informacji, biotechnologii i kultury. Czas, ten bezlitosny weryfikator bylejakości, usuwa w niepamięć reklamowane dzieła Kahna i innych futurologów, a tymczasem wizje Lema mają się dobrze i dla nikogo, kto od lat 60. był wiernym czytelnikiem jego książek, rozwój inżynierii genetycznej, rzeczywistość wirtualna i chaos in- 12 formacyjny nie były zaskoczeniem. Czas równie łaskawie traktuje cały dorobek literacki Lema; 40 książek przetłumaczonych na 41 języków. On sam przyglądał się temu z mieszaniną zdziwienia i rozczarowania. Dziwił się, że tak wiele udało mu się przewidzieć. Martwił, bo z możliwych dróg rozwoju nasza cywilizacja wybrała najgorszą. Chaos informacyjny nie oznacza rozwoju wiedzy, a rozwój gospodarczy nie idzie w parze z podnoszeniem jakości życia. Kiedy 40 lat po napisaniu Summa technologiae dopisywał jej dalszy ciąg pt. Okamgnienie, porównywał naszą cywilizację do pędzącego z góry roweru bez hamulców. Dzieje się tak, ponieważ nie umiemy wybierać, nie umiemy się ograniczać, nie umiemy rozsądnie korzystać z wiedzy i zasobów naturalnych. Beztroska satysfakcja zaspokajania ciągle rosnącego i autodestrukcyjnego apetytu wydaje się nieuleczalną chorobą ludzkości. To, że niekontrolowany przez wartości ogólnospołeczne rozwój techniki jest procesem zbyt ryzykownym, nie jest oczywiście pomysłem nowym. Jednak kiedy w roku 1927 biskup Riponu, dr E. A. Borroughs, zaproponował 10 letnie moratorium na badania naukowe, aby sprawdzić ich cywilizacyjne konsekwencje, potraktowano to jak zamach na naukę i ograniczanie swobody postępu. Dzisiaj potraktowano by je tak samo. Lem, bez nadziei na to, że cokolwiek zmieni, dwadzieścia ostatnich lat swojego życia poświęcił ostrzeganiu przed cywilizacją. Czy ten głos pozostanie nieusłyszany? Czy droga rozwoju ludzkości pozostanie bezmyślnym chaosem, czy jest szansa, że zamieni się w cierpliwie przemyślany proces? Każdy z nas może albo pozostać w przestrzeni chaosu, albo wybrać się razem z Autorem Okamgnienia do krainy refleksji nad sobą i całym światem. Stanisław Lem zmarł w Krakowie 27 marca tego roku. Poinformowały świat o tym wydarzeniu wszystkie ważne stacje telewizyjne, radiowe i portale internetowe. Przy okazji podsumowań dorobku życia pisarza z uznaniem odnoszono się do niezwykłej liczby 30 milionów egzemplarzy sprzedanych książek i ilości tłumaczeń. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że pomimo tego dorobku Lem pozostaje wciąż pisarzem nierozumianym. Krytycy literaccy najczęściej pomijają go w swoich opracowaniach, bo rozmiar zainteresowań Lema obejmuje zbyt wiele dziedzin i przekracza literaturę. Sztokholmski komitet literackiej Nagrody Nobla nie chciał mu przyznać tej nagrody, bo jego członkowie są przekonani, że Lem pisze tylko SF. Za to laureaci Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki traktowali Lema z nieukrywanym podziwem. Futurolodzy Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej Stanisław Lem. nie chcieli się przyznać, że mieszkający gdzieś u źródeł Wisły polski pisarz niemal całkowicie odizolowany w latach 60. od osiągnięć zachodniej nauki potrafił o świecie napisać mądrzej niż oni wszyscy razem wzięci. Natomiast genialny Korolew, twórca współczesnej kosmonautyki, uważał go za wybitny autorytet właśnie w tej dziedzinie. Kiedy radzieccy kosmonauci przyjechali do Polski na zaproszenie Wojskowej Akademii Technicznej, to przede wszystkim chcieli poznać Lema, ale kiedy środowiska naukowe fascynowały się teorią “samolubnego genu”, o której R. Dawkins napisał w The selfish gene, mało kto zwrócił uwagę, że Lem opisał ją dwa lata wcześniej w Golemie XIV. Kiedy jeden z wybitnych amerykańskich pisarzy Philp K. Dick przeczytał kilka książek Lema, doszedł do wniosku, że nie mógł ich napisać jeden człowiek, bo obejmują zbyt wiele dziedzin wiedzy, by się mogła pomieścić w jednej głowie. Napisał nawet donos do FBI, że LEM to kryptonim komunistycznych służb specjalnych, za którym kryje się wielu specjalistów wspólnie publikujących jako Lem, aby zniszczyć amerykańską literaturę. Lem potraktował to zdarzenie z wyrozumiałością; żeby rozumieć jego książki, trzeba po prostu chcieć się kształcić. Gdy umierał Lem, w marcu tego roku, starałem się na bieżąco śledzić, co o nim wiedzą polskie media. Niewiele znalazłem poza nagranym kilka lat wcześniej filmem dokumentalnym i kilkoma rozmowami. Być może miał rację Miłosz, pisząc kiedyś, że Polacy są potrzebni Polakom tylko wtedy, gdy stanowią materiał eksportowy. Mam jednak nadzieję, ze wielkość Lema nie zostanie w naszej kulturze niedocenionym skarbem, jak to się dzieje z innymi wielkimi Polakami (np. wybitny matematyk Banach lub filozof Twardowski). A może kowarskie liceum ogólnokształcące, w którym od kilu lata trwa dyskusja na temat wyboru patrona, pomoże utrwalić Lema w naszej pamięci? Adam Walesiak Nr 5/2006 WOKÓŁ SZKOŁY TU BĘDĄ SZCZĘŚLIWE Guru postmodernizmu, Michel Foucault, w swojej książce “Nadzorować i karać” mówi o kryzysie wychowania, który określa mianem upadku trzech wielkich wychowawców. Ma tu na myśli trzy wielkie instytucje cywilizacji modernistycznej: Kościół, rodzinę i szkołę. Wg jego koncepcji zostały one zastąpione przez modę i grupę rówieśniczą. To nie ksiądz na ambonie, nie nauczyciel na katedrze i nie rodzice w domu są teraz dla młodych największymi autorytetami (świadomie unikam słowa “prawdziwymi”). Teraz liczy się przede wszystkim to, czy jesteś modny (trendy czy passe) oraz co na dany temat mówi uwielbiany (w tej chwili) idolguru lub najlepsza koleżanka lub kumpel. To oni tworzą nowy kodeks etyczny dla młodego pokolenia, oni oceniają, co jest dobre, a co złe; to oni mają decydujący głos nie tylko w sprawie kroju dżinsów czy koloru szminki, ale również z kim wolno się kolegować, a z kim nie; gdzie należy bywać; kiedy podjąć współżycie seksualne; wreszcie jaką wybrać szkołę. W każdej tej sprawie zdanie rodzica, nauczyciela czy kapłana najczęściej ma drugorzędne znaczenie; ostatecznie więc ponosimy klęskę tym dotkliwszą, że czasami na własne życzenie. Bo nie wszystko da się wyjaśnić zdziczeniem obyczajów i upadkiem autorytetów. Jak bowiem ma zasłużyć na poważanie nauczyciel, który nie potrafi zadbać np. o to, by wyróżniać się od uczniów nie tylko siwizną czy tuszą, ale również strojem? Czy można dziwić się uczennicom, gdy przychodzą do szkoły z gołymi brzuchami i w stroju niemal plażowym, gdy ich nauczycielka ubiera się podobnie? Albo gdy nauczyciel w imię opinii, że “równy z niego gość”, fraternizuje się z wychowankami do tego stopnia, że każda uwaga z jego strony kwitowana jest raczej wybuchem śmiechu, niż śmiertelną powagą. Oczywiście to, o czym mówię, to raczej kosmetyka, coś dodatkowego, ale zgodzisz się, Czytelniku, że również ważnego! I nie pomoże w tym ani najsurowszy minister, ani obiecane przez niego podwyżki dla nauczycieli. Autorytet naszego zawodu bierze się bowiem z jego umiłowania i prawdopodobnie to w ręku samych nauczycieli jest odnowienie własnego wizerunku. To jednak nie o zmianach w kulturze i nie o zawodzie nauczyciela chcę tym razem pisać. Porozmawiajmy o szkole w kontekście… wyboru szkoły. Ostatnio dowiedziałem się, że w sekretariacie pewnego szacownego liceum, które zdecydowało się otworzyć w swych murach również gimnazjum, udziela się rodzicom rady, żeby zameldowali swoje dziecko w rejonie szkoły - to z pewnością zwiększy jego szansę na przyjęcie. I rodzice to ro- Nr 5/2006 bią! Szukają dawnych znajomych, krewnych, przyjaciół przyjaciół, aby tylko osiągnąć swój cel. Pytanie tylko, czy na pewno swój? Czasami dla świętego spokoju wolimy ulec dziecku, które nie wyobraża sobie, aby mogło uczyć się np. w Kowarach, nawet wtedy, gdy tę szkołę kończyli i dziadkowie, i rodzice. Ostatnio pewna mama trzynastoletniej panienki próbowała przekonać mnie, że “przecież nie będzie kłóciła się z dzieckiem”. Na pytanie, kto tak właśnie decyduje w jej domu, tylko wzruszyła ramionami. I dodała: “Poczekamy, aż dorosną Twoje córki”. No cóż, poczekamy. Tymczasem jednak okazuje się, że dla zaspokojenia kolejnego kaprysu gotowi jesteśmy zrywać nasze kilkunastoletnie dziecko przed 600 (bo przecież musi zdążyć na zajęcia), pozostawiać je cały dzień bez kontroli, narażać na dokuczliwe dojazdy (i ponosić dodatkowe koszty z tym związane), pozbawić je dzieciństwa, bo gdy wróci do domu około 1600 lub 1700 , to zostaje mu już tylko czas na odrobienie lekcji, naukę i sen - przecież rano musi wstać dużo wcześniej niż jego kolega z Kowar, który o tej samej porze właśnie przewraca się na drugi bok. Gdzie koledzy, gdzie czas wolny, czas na własne hobby? Czy w tej sytuacji może dziwić, że wiemy o naszej pociesze coraz mniej? A może trochę o to chodzi chcąc mieć czas dla siebie, pozwalamy dzieciom wychowywać się… w drodze. Na górce w Kowarach stoi szkoła. Ma nowy dach, nowe toalety, nowocześnie wyposażone pracownie i, ośmielam się twierdzić, kadrę nie gorszą niż szkoły jeleniogórskie. Nasza strona internetowa wskazuje na różnorodność inicjatyw realizowanych w jej murach. Ot, chociażby dziennik elektroniczny, w którym rodzice przez Internet mogą kontrolować postępy swoich dzieci (osobiście nie słyszałem, by robiły to inne szkoły!).Ta szkoła czeka na Twoje dziecko! Będzie tu na miejscu, bezpieczne i pod Twoją kontrolą. A jeżeli tylko będzie chciało się uczyć, a Ty mu w tym pomożesz, osiągnie gwarantowany sukces! Kiedyś poeta Grzegorz Turnau śpiewał: “Nie przenoście nam stolicy do Krakowa”. Ja powiem: “Nie zabierajcie swoich dzieci do Jeleniej Góry”. Tu będą szczęśliwe. mgr Jarosław Kotliński polonista z ZSO Kowary Kurier Kowarski dodatek do Gazety Kowarskiej 13 7