praca10

Transkrypt

praca10
2 | 13–14 marca 2010 | Polska Dziennik Bałtycki
www.dziennikbaltycki.pl
13–14.03.10
Pogoda
maks. 1°C, min. -2°C
Nasze reportaże
najlepsze w 2009
To nie pierwsza nagroda „Angory” dla naszych
dziennikarzy.
W2006 roku wyróżniono
nią Barbarę Szczepułę,
a rok później Ryszardę
Wojciechowską.
Gdańskie plaże, w sezonie oblegane przez mieszkańców i turystów, nie kojarzą się, niestety,
z czystością i komfortem wypoczynku. Administratorzy kąpielisk chcą to zmienić. Unikatowy
pomysł powstał w ramach kampanii „Czyste Miasto Gdańsk”,
będącej elementem dotowanego przez UE projektu modernizacji gospodarki odpadami
w Gdańsku. Realizatorzy kampanii postanowili zachęcać
do przestrzegania czystości
w sposób konkursowy.
– Denerwuje cię głośna muzyka na plaży? Masz dość niedopałków w piasku? Wściekasz
się na śmieci w wodzie? Zrób
coś, by to zmienić! „Czyste Miasto Gdańsk” ogłasza konkurs
internetowy na Dekalog Plażowicza – czytamy na stronie
czystemiastogdansk.pl.
Otoskrótowy„przepis” nadekalog: wymyśl 10 „przykazań”
plażowicza; zapisz je krótko;
niech będą jasne i uniwersalne;
GrzegorzPopławski
zastępcasekretarzaredakcji
FOT.GRZEGORZMEHRING
FOT.WOJCIECHMATUSIK
Tomasz Słomczyński
Drogowcy
na drogi
Wymyśl Dekalog Plażowicza i wygraj 500 złotych
Dariusz Szreter
Nasz redakcyjny kolega,
TomaszSłomczyński,wygrał konkurs na reportaż
roku,organizowanyprzez
tygodnik „Angora”. Nagrodzonogoza opublikowane po raz pierwszy
w „Rejsach” teksty „Podwodnizłodziejewraków”
oraz „Student pod celą”.
Tomek Słomczyński
ma 34 lata. Z wykształcenia jest socjologiem.
Po studiach zajmował się
consultingiem,alezawsze
marzył,byzostaćreportażystą. Wub.r.wygrałkonkurs na reportaż im. MaciejaSzumowskiegoirozpoczął pracę w „Polsce
Dzienniku Bałtyckim”.
Imieniny:
Bożeny, Krystyny, Kasjana
Plażowanie może być przyjemnością lub... udręką
wrzuć swój dekalog na e-maila;
do15marcawyślijgona konkurs
[email protected]. Wygrać można 500 zł.
– Zwycięski dekalog rozwiesimy na gdańskich plażach
jeszcze tego lata – zapewnia
Michał Turek, szef kontaktów
ze społeczeństwem kampanii
„Czyste Miasto Gdańsk”. – Podsumowanie konkursu odbędzie się 22 marca, w Dzień Morza Bałtyckiego.
Kazimierz Netka
Akcja „Kup pan
dziurę”naPomorzunieprzejdzie.
A szkoda. Dziur
mniejszychiwiększychunasdostatek. Można by było organizować
wyprzedażeipromocje,przygotowywać specjalnepakiety.Jeździlibyśmy po drogach pokrytych nie
asfaltem,atysiącamisolidnychtabliczekznazwiskamidarczyńców.
Atakjuż zupełniepoważnie.Takieakcjetotylkoelementnietypowej promocji miasta czy regionu.
Drogowcypowinnisiębraćdorobotyinaprawiaćdrogi,któresąwfatalnymstanie.Alesolidnie,boczasamitocorobiątopoprostuprowizorka. Na Trakcie św. Wojciecha
wGdańskuzdumionyobserwowałem, jak do zalanej wodą dziury
wlaliasfalt,anastępnieudeptalibutami.WEuropie,wXXIwieku!
Polskapolitykapoafrykańsku,czyliNanibia
Tomasz Lis
publicysta
Jarosław
Kaczyński
ujawnia
predylekcję
do metafor polsko-afrykańskich. Kiedyś tłumaczył, że Polska nie jest
Gabonem, teraz postanowił zostać polskim
agentem turystycznego biznesu w Egipcie i w Tunezji. No to ja, idąc tropem prezesa, użyję metafory paraafrykańskiej.
Nasza polityka jest polityką Nanibii, nie
Namibii, ale Nanibii właśnie, bo wszystko
jest w niej na niby.
Platforma właśnie udaje, że przeprowadza demokratyczne prawybory. W tym
wariancie demokracji kwintesencją takich prawyborów, jak te w PO, byłaby debata kandydatów na kandydatów w kabinie dźwiękoszczelnej. Debata taka byłaby
elegancka, a do gawiedzi nie dotarłyby
żadne sygnały o różnicach między kandydatami, które to różnice wypaczają demo-
kratyczny charakter prawyborów. Fakt,
w PiS nawet nie udają wewnętrznej demokracji. Stąd Polskę obiegł właśnie prawdziwy news: PiS popiera Lecha Kaczyńskiego na prezydenta i Jarosława Kaczyńskiego na prezesa. Prezes jest tak dobry,
że nikt nie próbował nawet zgłosić swej
kontrkandydatury. Ale PiS też generalnie
udaje. A mianowicie, że wierzy w odzy-
Nie wszyscy udają. Palikot,
Poncyljusz i Olejniczak powinni
założyć jedną partię
skanie władzy, choć jak prywatnie pogadać z politykami PiS, to nikt w to nie wierzy.
SLD ze swojej strony udaje, że jest alternatywą dla prawicy. W kampanii czy tam
prekampanii prezydenckiej też wszyscy
udają. Bronisław Komorowski udaje, że
nie gra na czas, czekając na moment, gdy
znany od początku prawyborów werdykt
pt.
„Naszym
kandydatem
jest
Komorowski”, zostanie ogłoszony. Radosław Sikorski wierzy, że ma jeszcze
szanse. Jerzy Szmajdziński udaje kandydata SLD, ale mu nie wychodzi, bo elektorat SLD uważa, że kandydatem tej partii
jest Włodzimierz Cimoszewicz. Andrzej
Olechowski udaje, że ma w sobie pasję,
która zaprowadzi go do Pałacu Prezydenckiego, a Lech Kaczyński udaje, że ma
szanse, by się z niego nie wyprowadzić już
za kilka miesięcy.
Wszystko to, cała ta nasza polityka, i tu
odstępstwo
od
metafory
paraafrykańskiej, toczy się zgodnie z regułami japońskiego teatru kabuki. Najważniejsza jest w nim stylizacja i makeup. Choć zgoda, nie wszyscy udają. Palikot
wali głośno to, co wie, więc jego partia się
wścieka. Poncyljusz wali, że w PiS zalatuje
zaściankiem, więc jego partia się wścieka.
Olejniczak mówi, że SLD go oszukał, więc
partia się na niego wścieka. Ta trójka mogłaby razem założyć partię. Byłaby ona
nieudawana, udawane byłoby tylko poparcie dla niej. A może nie? Kto wie?
RaportzProusta–razpokochany,niedaruje
Henryk Tronowicz, publicysta
Zatrzymuję
się
nad czwartym zdaniem
szkicu Jana Błońskiego:
„Proust, raz pokochany,
nie daruje”. Trudno o silniejszą presję na czytelniczą wyobraźnię. Jak
każdy autor z półki najwyższej, Marcel Proust imponuje i onieśmiela. Rozwiewa spokój. Niweczy pewność siebie. Natury wrażliwe wciąga niebezpiecznie („To łowców
trwoży, to nadzieją mami”).
Stworzone nadludzkim wysiłkiem przez
niedomagającego fizycznie autora dzieło
wymaga od czytelnika niemałego trudu.
Choćby ze względu na owe szalone tomów
rozpasanie, nie mówiąc o ważniejszych
względach. O nabożnym pietyzmie dla
konkretu odciskanego w słynnej „pamięci
mimowolnej” Prousta. Siedem tomów budowanych z niezliczonej masy miniatur,
impresji, wyznań, dygresji, domysłów, z pasjonującego dążenia, by przeniknąć najgłębsze motywy rządzące ludzkimi zmysłami, odruchami, uczuciami („Nic nie jest
bardziej odmienne od miłości niż pojęcie,
jakie sobie o niej tworzymy”). „Katedralna”
konstrukcja obezwładnia przenikliwością
i szczerością w odkrywaniu jednostkowego
doświadczenia, które służy za budulec
w przezwyciężaniu topornej świadomości
upływającego czasu.
Lecz oto Proustowska parabola zmagania z czasem, czyli z życiem, czyli z sobą samym, nabiera więcej znaczeń niźli się śniło
filozofom. Dzieło Prousta rezonuje bowiem
Jak każdy autor z półki
najwyższej, Marcel Proust
imponuje i onieśmiela.
Rozwiewa spokój. Niweczy
pewność siebie.
Natury wrażliwe wciąga
niebezpiecznie
w okolicznościach jakże niepojętych. Bo jak
potraktować doświadczenia malarza i pisarza Józefa Czapskiego z Gułagu w latach
1940–1941, kiedy wraz z paruset Polakami,
przeważnie oficerami, zesłany został
na Daleką Północ, do Griazowca. I tam –
o paradoksie – w obozie, w ponurym prymitywnym „czerwonym zakątku” (krasnyj
ugołok), przyozdobionym portretami klasyków marksizmu, Czapski prowadzi wieczorami dla współwięźniów tzw. lekcje
konwersacji francuskiej.
A potem wyrazy hołdu dla Prousta dyktuje współwięźniom „w stołówce pod czujnym okiem zaniepokojonej politruczki,
która nas stamtąd wypędzała podejrzewając, że popełniamy jakieś zdrożne pisma polityczne (...). Zawdzięczamy Proustowi,
temu pisarzowi bez cienia propagandy, aktualności, bez »krótkiego« utylitaryzmu
czy politycznej demagogii, godziny czystej
radości i myśli”.
A więc Proustowskie przesłanie dociera
w dni hańby na Daleką Północ
do Griazowca i może czas jakiś pomaga tam
polskim nieszczęśliwcom wytrwać, pokonać poczucie boleści i zwątpienia, pokonać
tamten Czas nielitościwy. W Griazowcu
Proust dodaje gnębionym Polakom sił. I to
jeszcze. Z tych niewiarygodnych, a krzepiących wędrówek ducha wspólnoty Maria
Janion wywiedzie parantele łączące Marcela Prousta z romantyzmem polskim.