Szyb ciej ko le ją do Po zna nia
Transkrypt
Szyb ciej ko le ją do Po zna nia
DYŻUR REDAKCYJNY W GODZ. 15-17 TEL. 71 371 72 92 EDYTA BRYŁA [email protected] Najlepsza strona twojego miasta DZIŚ MAGAZYN WROCŁAWSKI SPRAWDŹ wroclaw.gazeta.pl MACIEJEWSKA O LUKSUSACH MATERIAŁY PRASOWE MIECZYSŁAW MICHALAK W PIĄTEK 27 CZERWCA 2014 IMIENINY OBCHODZĄ: Maria, Władysław REDAKTOR PROWADZĄCA BEATA MACIEJEWSKA 32648255 S. 16-17 O MILIONERZE, KTÓRY TRZĘSIE POLSKĄ S. 6-7 GORĄCE KRZESŁO W TEATRZE S. 12 | LITERACKI FANPAGE BIJE REKORDY S. 14 Szybciej koleją do Poznania u Mniej opóźnień i przestojów pociągów na trasie Wrocław – Poznań. W lipcu zakończy się modernizacja torów, ale tylko poza Wrocławiem. W mieście roboty mają półtora roku poślizgu MAGDA NO GAJ Modernizacja linii kolejowej E59 w kierunku Poznania prowadzona jest na odcinku od Wrocławia do granicy województwa. To gigantyczna inwestycja za ponad 1,3 mld zł. Zgodnie zpierwotnym harmonogramem prace powinny się zakończyć wtym miesiącu. Na razie na finiszu są roboty poza Wrocławiem. W mieście, gdzie inwestycja jest znacznie bardziej skomplikowana, kolej ma duże opóźnienie. Planuje zakończyć ten etap w październiku przyszłego roku. Dopiero wtedy gotowy będzie m.in. przebudowywany wiadukt nad ul. Grabiszyńską. Przedłużą się prace również na innych tego typu obiektach, np. nad ul. Starogroblową i Robotniczą. Obie konstrukcje powstaną pod koniec tego roku. PKP Polskie Linie Kolejowe, które zleciły inwesty- WR REKLAMA cję, tłumaczą, że we Wrocławiu roboty utrudnia podziemna infrastruktura – ru ry i kab le, któ re nie zo sta ły uwzględnione na mapach. Gdy inwestycja wreszcie się zakończy, podróż do Poznania pociągiem Express InterCity skróci się o 26 minut. Linia kolejowa E59 dostosowana zostanie do prędkości 160 km na godz. dla ruchu osobowego. Wcześniej pociągi mogły tam jechać maksymalnie 140 km na godz., ale stan torów był taki, że np. przed Skokową musiały zwalniać do 40 km na godz. Pojedziemy nie tylko szybciej, ale i bardziej komfortowo. Na trasie podniesione zostały perony, przez co wygodniej będzie wsiadać do pociągów. Modernizowany odcinek ma długość 58 km. Wymienionych zostało już tam 119 ze 142 km torów. Ułożono je na betonowych podkładach, które zastą- piły drewniane. Na 13 przebudowywanych stacjach montowane jest nowe oświetlenie, tablice informacyjne i ławki. W ramach inwestycji pojawi się dodatkowy przystanek Wrocław Osobowice Cmentarz. Pociągi zaczną się tam zatrzymywać w drugiej połowie przyszłego roku. Wybudowany zostanie też tymczasowy przystanek koło FAT przy ul. Klecińskiej. Będzie działał od 1 marca do października 2015 r. Jest konieczny ze względu na przebudowę wiaduktu nad Grabiszyńską, gdzie zamknięte zostaną dwa z trzech torów. Koło FAT będą kończyć bieg pociągi z kierunku Jeleniej Góry i Wałbrzycha. – Prowadzimy rozmowy z koleją, by ten przystanek został na stałe, mogliby się tam np. przesiadać na komunikację miejską mieszkańcy Nowego Dworu, zamiast jechać na Dworzec Główny – mówi Zbi- gniew Komar, zastępca dyrektora departamentu infrastruktury i gospodarki w magistracie. Prace na odcinku poza Wrocławiem mają się zakończy do 21 lipca. Jedynie stacje Oborniki Śląskie i Skokowa nie są jeszcze gotowe. WObornikach wczoraj układano nawierzchnię nowych peronów, a trzeba tam jeszcze wymienić sieć trakcyjną. Przy okazji PKP modernizują tamtejszy dworzec. W zabytkowym budynku z końca XIX w. budowlańcy skuwają stare tynki i zrywają posadzki. Na miejscu odtwarzane są zerwane ze ścian zniszczone gipsowe stiuki. Podczas prac rozbiórkowych odkryta została stara deska podłogowa z podpisami robotników, którzy niegdyś remontowali dworzec. Widnieje na niej data: 1903 r. Przebudowa dworca ma się zakończyć wiosną przyszłego roku. f Inwestycja w liczbach: 148 rozjazdów zostanie zmodernizowanych 143 km nowych to rów i sie ci trakcyjnej powstanie 70 mostów, wiaduktów, przepustów i ekoduktów będzie naprawionych 23 prze ja zdy ko le jowe bę dą odnowione 8 przystanków zostanie zmodernizowanych: Mikołajów, Osobo wi ce Cmen tarz, Świ nia ry, Szewce, Pęgów, Osola, Grabce, Korzeńsko 5 sta cji przej dzie mo der ni za cję: Po po wi ce, Oso bo wi ce, Obor ni ki Ślą skie, Sko ko wa, Żmi gród. f 32811907 Piątek 27 czerwca 2014 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl 16 wroclaw.gazeta.pl | PARTNER CYKLU TAK WYGLĄDA LUKSUS PO WROCŁAWSKU Dla jednych luksusem był gliniany dzban, dla drugich salon z roznegliżowaną boginią na suficie, dla jeszcze innych masaż w rzymskiej łaźni. Grunt, że Wrocław nigdy nie był miastem ascetów BE ATA MACIE JEW SKA Duże pieniądze – bo co jak co, ale zmysł do interesów, a szczególnie handlu, wrocławianie mieli w genach – jeszcze większe ambicje i radość (u)życia sprawiały, że zapotrzebowanie na luksus istniało tu od zarania dziejów. Można nawet powiedzieć, że na początku był luksus, a dopiero kilkaset lat później pojawiło się miasto. Ten luksus założycielski, żeby nie powiedzieć fundamentalny, był wręcz demoralizujący. Bo jeśli ktoś każe się złożyć do grobu ze złotą łyżeczką do czyszczenia uszu i równie kosztowną pęsetą do usuwania zarostu, to musi się liczyć z rewolucyjnym buntem żyjących, pozbawionych owych łyżeczek. A przynajmniej z grabieżą. Co spotkało lokatorów tzw. grobów książęcych z przełomu III i IV wieku, odkrytych na Zakrzowie. Robotnicy, którzy w 1886 roku wydobywali piasek dla potrzeb pobliskiej papierni, natrafili na komorę z kamienia i wyciągnęli z niej prawdziwe skarby: złote garnitury toaletowe z pręcikami do pielęgnacji paznokci, naczynia szklane wykonane w Kolonii, srebrne noże, łyżki, nożyce, brązowe misy, srebrne wiadro, kamienie do gry z Nadrenii, pucharki z Pa no nii i zawiesz ki z grec ko-rzymskich warsztatów prowincjonalnych nad Morzem Czarnym, nie mówiąc już o egipskich szklanych paciorkach. A przynajmniej te przedmioty naukowcy – z pomocą policji i po rewizjach w domach robotników – zdołali odzyskać. Pół roku temu mieszkaniec Wrocławia znalazł na polu ornym w okolicy Bielan złotą zawieszkę w kształcie półksiężyca i denar cesarza Trajana. Zawieszka, tzw. lunula, pochodzi z tego samego okresu co skarb zakrzowski i też jest importem. Jak widać, miejscowa elita nie popierała rodzimych wytwórców, ale z luksusem tak już jest, że najlepiej, jak jest trudno dostępny. Luksus z wielkiego świata Tej słabości do ściągania z dalekiego świata przedmiotów cieszących oko, zapewniających wygodę i komfort życia (lub ich wytwórców), wrocławianie się już nie pozbyli. Miasto, leżące na skrzyżowaniu wielkich szlaków handlowych, żyjące z międzynarodowego handlu, nie miało kompleksów i umiało wydawać pieniądze. Czasem aż za bardzo, stąd co rusz mieszczan dyscyplinowały ustawy „antyzbytkowe”, wymuszające skromność w domu i zagrodzie. Już statuty wrocławskie z 1374 roku zabraniały mieszczkom noszenia fałdowanych welonów, płaszczy podbijanych gronostajami i innymi kosztow ny mi fu tra mi, ju pek ze zło toi srebrogłowiu oraz srebrnych pasów. Córki rzemieślnicze karano grzywną za zbytek w strojach, a dziewki służebne osadzano nawet w więzieniu za noszenie srebrnych spinek i wisiorków. Nie wszystkich przekonywał model skromnego mieszczańskiego życia, nie wszyscy musieli się do niego stosować. Sześć lat temu w wykopie na pl. Uniwersyteckim archeolodzy odkryli XV-wieczną czarkę pochodzącą z warsztatu śródziemnomorskiego. Wytworne cacko, do jakich wrocławianie w tym czasie nie nawykli, szkliwiona, a pod szkliwem malowana kobaltem i złotem w roślinny wzór. Nie wiadomo, kto ani dla kogo sprowadził czarkę do Wrocławia. Archeolodzy odkrywali już wcześniej luksusową późnośredniowieczną i renesansową ceramikę, ale pochodziła ona z warsztatów saksońskich lub nadreńskich. Czarka przebyła znacznie dłuższą drogę, być może z Półwyspu Iberyjskiego. Mogła być częścią wytwornej zastawy na królewski stół, została przecież znaleziona w pobliżu dawnego zamku cesarskiego, który stał w miejscu zajmowanym przez gmach główny UWr. Podobne importy archeolodzy znajdują w strefie hanzeatyckiej, wzdłuż wybrzeży Bałtyku i Morza Północnego. Luksus bogaczy w bogatych miastach handlowych ich nie dziwi. Znacznie bardziej zaskakujący jest luksus zwykłych mieszczan. Bo zbytkowne przedmioty archeolodzy odkrywają we Wrocławiu tak- Klientom oferowano kąpiele w basenie i wannach, łaźnie parowe, prysznice, masaże i naświetlania. Po kąpielach można było skorzystać z usług fryzjera, odwiedzić restaurację, kawiarnię lub poleżeć w pokojach wypoczynkowych że u biedaków. Z wykopu na miejscu kina Pokój wydobyli wspaniały dzban z XV wieku, import z Saksonii. Ozdobiony rzeźbami trzech brodatych głów, wyciskany stempelkami, był prawdopodobnie jedynym tak luksusowym elementem wyposażenia skromnego domu. Ale jak mówi archeolog prof. Jerzy Piekalski, poprawiał samopoczucie jego mieszkańców, był ich dumą. Dawał poczucie przynależności do wspólnoty mieszczańskiej, co z królami pertraktowała i chciała naśladować styl życia elity dworskiej. Król miał czarkę zza morza, skromny mieszkaniec ul. św. Mikołaja – piękny dzban z Saksonii. Luksus monarszy Na fasadzie budynku przy Katedralnej 9, dawnej kanonii świętokrzyskiej, widnieją napisy trącące dydaktycznym smrodkiem: „Non domo dominus, sed domus domino honestanda” (Nie dom pana, lecz pan domu jest ozdobą”) i „Non locis viri, sed loca viris efficiuntur honorata” (Nie siedziby przez mężów, lecz mężowie przez siedziby stają się sławni). Renesansowe złudzenia, bo wielu wrocławian przeszło do historii i naszej pamięci tylko dzięki luksusowym siedzibom. Choćby Heinrich Rybisch, XVI-wieczny patrycjusz, który trząsł Wrocławiem i pławił się w złocie. Generalny poborca podatkowy dla całego Śląska, protegowany cesarza Ferdynanda I, zafundował sobie pałacyk, jakiego nikt tu nie widział, i umieścił na portalu domu swoje portrety, a nawet scenę narodzin syna. Po mieście krążył wierszyk: „Heinrich von Rybisch / Gdyby nie był aż takim złodziejem / I gdyby cesarz mu nie zaufał / Domu żadnego by nie zbudował”. Po Rybischu krytyka spłynęła jak woda po kaczce, ale ziomkom postanowił się odgryźć i na fasadzie rezydencji kazał wykonać niemiecki napis, który (w tłumaczeniu na polski) w pierwszych trzech zdaniach brzmi jak chrze ści jań skie na pom nie nie, ale w czwartym brutalnie odpowiada krytykom: „Czasem ktoś się troszczy o to / Czy o tamto: i nie wie o co / Jeśli jesteś pobożny, bez zazdrości i nienawiści / Zbuduj sobie lepszy, a mnie zostaw ten”. I jeszcze dołożył łacińską inskrypcję: „Henricus Rybisch. Uczony. Pomnik ten sobie sprawił”. Wprawdzie z pałacyku został tylko ogryzek w postaci portalu przy dzisiejszej ul. Ofiar Oświęcimskich 1, ale jest on tak luksusowy, że o Rybischu pamięć nie zginęła. Był on wprawdzie wyjątkowo pyszny, ale z tą zazdrością ziomków miał trochę racji. Bo o luksusowych rezydencjach marzyli wszyscy. „Na wielkiej powierzchni Rynku wznoszą się bardzo wysokie domy. Mają one trzy, cztery, niektóre nawet pięć kondygnacji... Najniżej są sklepy, sienie domów, magazyny i pomieszczenia zwane piwnicami, których drzwi wychodzą na plac targowy. Wszędzie tam trzyma się wszelkiego rodzaju towary: barwniki, cenne futra, przyprawy korzenne, jedwabie...” – twierdził Bartłomiej Stein, autor XVI-wiecznego opisu Wrocławia. Największa wrocławska kamienica – Pod Gry fa mi, Ry nek 2 – ma aż osiem kondygnacji i ponad 16 metrów szerokości. Prawdopodobnie powstała około 1300 roku, a w latach 1587-89 została przebudowana przez Friedricha Grossa w duchu niderlandzkiego manieryzmu. Ale największy nie znaczy najlepszy. Najsłynniejsze domy wrocławskich mieszczan to rynkowe kamienice Pod Złotym Słońcem, Pod Błękitnym Słońcem i Pod Siedmioma Elektorami. Tu zatrzymywali się członkowie rodów panujących Europy i koronowane głowy. Podczas wizyt dostojnych gości kamienica nr 8 – Pod Siedmioma Elektorami – pełniła zazwyczaj funkcję rezydencji dziennej, pod Błękitnym Słońcem (nr 7) sypiano, a pod Złotym Słońcem (nr 6) jadano. Kamienice miały przekute w ścianach przejścia, które zasłaniano tylko cegłami bez zaprawy. Gdy przyjeżdżał monarcha, przejścia odsłaniano i panujący miał do dyspozycji wielką, wygodną rezydencję. W 1511 roku zatrzymał się tu król Czech i Węgier Władysław Jagiellończyk, w 1527 roku władca Austrii, Czech i Węgier, przyszły cesarz Ferdynand I i jego żona królowa Anna, a w 1577 roku cesarz Rudolf II. Skoro dostojni goście rezygnowali ze skromnej kwatery na zamku (stał w miejscu gmachu głównego UWr) na rzecz luksusów, w których pławił się miejscowy patrycjat, to te luksusy musiały być pierwszej klasy. MIECZYSŁAW MICHALAK MAGAZYN WROCŁAWSKI OVO Kamienica Pod Złotym Słońcem, w której zatrzymywali się monarchowie jących, Ossolineum zaprasza do oglądania wystawy poświęconej rękopisowi „Pana Tadeusza”). Salon zyskał tak bogatą oprawę po przebudowie, którą przeprowadził po 1727 roku kupiec Samuel Exner. Ściany obito ciemną brokatelą przetykaną złotymi nićmi, a sufit ozdobiono malowidłem plafonowym przedstawiającym Junonę z łabędziami i pawiami. To właśnie tutaj odbyły się w 1742 roku rokowania między lordem Hynfordem, reprezentującym austriacką cesarzową Marię Teresę, a ministrem Heinrichem von Podewilsem alias „Trzęsiportkiem”, strachliwym szefem departamentu spraw zagranicznych pruskiego króla Fryderyka II. Z balkonu nad portalem Złotego Słońca generał von Marwitz ogłosił pokojową deklarację kończącą pierwszą woj nę o Śląsk. Luk sus po li tycz ny. Wprawdzie krótki, ale wyczekiwany. Piękny mieszczański salon można także oglądać w Pałacu Królewskim. To tzw. Pokój Beyersdorfów. Urządził go w XVIII wieku wrocławsko-hamburski kupiec płótna Adrian Boegel w swojej kamienicy przy pl. Solnym 18. Ściany nakazał wyłożyć cennymi holenderskimi kaf lami i ozdobić dziesięcioma obrazami olejnymi. Na suficie umieszczono ogromny plafon z płótna (2,60 na 3 metry). Czego w tym pokoju nie ma! Alegoria Pokoju i Sprawiedliwości, panorama Hamburga, załadunek towarów w porcie, sceny pasterskie i sceny biblijne... Wrocławscy miłośnicy sztuki docenili kupiecki gust. W 1898 roku pokój przekazany przez Adelajdę BeyLuksus salonowy ersdorf stał się eksponatem Śląskiego Kto chciałby zobaczyć mieszczań- Muzeum Rzemiosła Artystycznego ski salon godny królów, powinien zaj- i Starożytności i w całości został przerzeć na I piętro kamienicy Pod Złotym niesiony do nieistniejącego już gmaSłońcem (jest dostępny dla zwiedza- chu Stanów Śląskich. Stamtąd w la- tach 30. XX wieku powędrował do zachodniego skrzydła Pałacu Królewskiego (wówczas nazywanego Zamkiem Królewskim). Luksus z mitrą w herbie Luksus miał nie tylko mieszczańskie pochodzenie, czasem szczycił się książęcą mitrą Hatzfeldtów, właścicieli Żmigrodu. Ich pierwsza barokowa siedziba przy dzisiejszej ulicy, zaprojektowana przez Christopha Hacknera, rzuciła wrocławian na kolana. Daniel Gomolcke (kuśnierz i topograf amator, autor XVIII-wiecznego opisu osobliwości Wrocławia) stwierdził, że „nie ma sobie równej na całym Śląsku”. Według Gomolckego „hrabiowski Hatzfeldtowski całkiem od nowa zbudowany dom (...) jest tak wytworny, że został wyryty w miedzi”. Wielka sala była aż do gzymsu wyłożona niebieskoszarym marmurem i ozdobiona m.in. malowidłami wykonanymi przez Rottmayra, autora fresków w kościele uniwersyteckim i głównego cesarskiego malarza. Wrocławianie cieszyli oczy tym cudem sztuki budowlanej trochę ponad 40 lat. Rezydencja Hatzfeldtów spłonęła w 1760 roku podczas bombardowania artyleryjskiego miasta przez wojska austriackie. Drugi pałac został wzniesiony między rokiem 1764 a 1773 na tym samym miejscu, powiększonym jedynie o działkę zajmowaną uprzednio przez pałac książąt oleśnickich. Był równie podziwia ny, wy mie nia ny w przewod ni kach, diariuszach czy pamiętnikach podróżnych odwiedzających Wrocław, ale miał już inny, klasycystyczny kostium. Postał wprawdzie dłużej, ale też możemy go oglądać tylko na sta rych fo to gra fiach, bo zo stał zniszczony w czasie Festung Breslau i w la tach 60. za pa dła de cy zja WR 1 Piątek 27 czerwca 2014 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl wroclaw.gazeta.pl 17 | PARTNER CYKLU MIECZYSŁAW MICHALAK MAGAZYN WROCŁAWSKI OVO WR 1 Luksus egalitarny Najprzyjemniejszy jest jednak luksus, który dodawał splendoru całemu Wrocławiowi i pozwalał na przyjemności nawet tym mniej zamożnym. Goście dawnych Wrocławskich Zakładów Kąpielowych – wybudowanych w 1897 roku według projektu Wilhelma Werdelmanna przy dzisiejszej ul. Teatralnej – niewątpliwie pławili się w luksusie. Klientom oferowano kąpiele w basenie i wannach, łaźnie parowe, prysznice, masaże i naświetlania. Po kąpielach można było skorzystać z usług fryzjera, odwiedzić restaurację, kawiarnię, poleżeć w pokojach wypoczynkowych lub poczytać książkę w czytelni. Piękne wnętrza ozdabiały malowidła i witraże, polichromowane sztukaterie, rzeźby z piaskowca, kaf le ceramiczne, boazerie. Było to miejsce towarzyskich spotkań mieszkańców Wrocławia. W latach 20. ubiegłego wieku urządzono nawet ogród na dachu (jeden z pierwszych w mieście) i otwarto kawiarnię na 120 osób. Luksusowo było też na Partynicach, gdzie w 1907 roku otwarto najnowocześniejszy hipodrom w Niemczech. Projektant R. Jurgens był z Hamburga, a pieniądze na inwestycję pochodziły z miejskiego kredytu i końskich loterii. Tor założono na planie zbliżonych do prostokąta o zaokrąglonych narożach (2150 metrów długości i 20 metrów szerokości), a w jego bezpośred- nim sąsiedztwie stanęły dwie trybuny, wieża sędziowska, budynek zarządu toru i herbaciarnia. Trochę dalej postawiono zespół maneży z urządzeniami do treningu koni, stajnie, kuźnię i dom dozorcy. Całość wkomponowano w parkową zieleń. Alejki, łąki, stawy, lipowy lasek posadzony w kwadrat (parking dla powozów) – atrakcyjne miejsce do odpoczynku po hazardowych emocjach. Konie biegały, widzowie obstawiali, kasa pęczniała. Do czasu wybuchu I wojny światowej. Gospodarka się załamała, bezrobocie szalało, w garnkach królowała brukiew, trudno było bawić się na wyścigach. Luksus się skończył, ale na szczęście nie na zawsze, bo Partynice znów przyciągają tłumy. Na powrót luksusu basenowego dopiero czekamy. W ostateczności luksus można sobie kupić wespół w zespół. Wrocławianie zrobili tak osiem lat temu, fundując sobie „skarb z Bremy”, czyli kolekcję arcydzieł wrocławskiej sztuki złotniczej, wystawioną na sprzedaż przez dom aukcyjny z Bremy. Zgromadzili (dzięki zbiórkom publicznym, wsparciu miejscowego biznesu, magistratu i ministra kultury oraz emisji pierwszych w kraju obligacji obrazkowych) 1,35 mln euro. Puchary, konwie i dzbany, kielichy, puzderka, łyżki i świeczniki wykonane przez najlepszych wrocławskich mistrzów trafiły do Pałacu Królewskiego, a determinacja wrocławian stała się sławna w całym kraju. Dyrektor Muzeum Miejskiego Maciej Łagiewski odbierał telefony od innych muzeów z pytaniem, jak to się robi. – Nie wiem, w Gdańsku taka akcja nie wyszła. Tylko wrocławianie są zdolni tyle zrobić dla swojego miasta – stwierdził dr Łagiewski. Tacy obywatele to dopiero luksus. f Dawna willa fabrykancka Schoellerów przy ul. Powstańców 204. Dziś hotel Platinum MIECZYSŁAW MICHALAK Luksus biznesowy Za chowa ły się za to luk su sy, w których pławili się ludzie interesu XIX- i XX-wiecznego Wrocławia. Ul. Powstańców Śląskich 204 – dawna willa fabrykancka: wejścia strzegą kolumny wysokie na dwa piętra, jedna tylko kondygnacja 450 m kw., na sufitach piękne sztukaterie, park Południowy jako przedłużenie ogrodu, słowem – pałac. Kiedyś jego wnętrza zdobiły marmury, boazerie, tapiserie, okna oszklone były witrażami, a windy oszczędzały nogi. „Kiedyś”, czyli sto lat temu, gdy znany wrocławski architekt i krytyk sztuki Felix Henry zaprojektował willę dla Schoellerów. Z czego mieli na nią pieniądze? Z przędzalni, tkalni, cukrowni. Podwale 76 – wspaniała willa należąca sto lat temu do rodziny Haase, prowadzącej znany browar przy dzisiejszej Krakowskiej i słynne restauracje, m.in. Piwnicę Świdnicką. Willę zaprojektował znany berliński architekt Otto March. Budynek doskonale widać z Promenady – powiewa przy niej niemiecka flaga, bo to dziś siedziba Konsulatu Generalnego RFN. Niestety, w środku zostały tylko resztki dawnego luksusu, o którym wrocławianie plotkowali przy piwie. A było o czym! Ściany wyłożone boazeriami ze szlachetnych gatunków drewna lub płytkami z Delft, marmurowe kominki, witraże sprowadzane z Glasgow, francuskie gobeliny, fontanna z rzeźbami Hugona Lederera (autora „Szermierza”), pokój przyjęć a la Lu- dwik XV, pokój muzyczny – Ludwik XVI… No i bar piwny oraz bilard w piwnicach. U Schoellerów wciąż jest luksusowo, bo wil le za mie nio no w pię ciogwiazdkowy hotel, willa rodziny Haase jest wzorem urzędowej skromności niemieckiego państwa. MIECZYSŁAW MICHALAK o częściowym rozebraniu budynku i adaptacji parteru na galerię sztuki. Tylko dzięki zachowanemu portalowi można go rozpoznać na przedwojennych zdjęciach. Szkoda, że nie było nas stać na luksus odbudowy. - Mieszczański salon w kamienicy Pod Złotym Słońcem. Na plafonie Junona z pawiami i łabędziami Detal z portalu słynnego domu Heinricha Rybischa przy ul. Ofiar Oświęcimskich 1 XVII-wieczny kufel Gottfrieda Heintzego – część „skarbu z Bremy”