Szyb ciej ko le ją do Po zna nia

Transkrypt

Szyb ciej ko le ją do Po zna nia
DYŻUR REDAKCYJNY W GODZ. 15-17
TEL. 71 371 72 92
EDYTA BRYŁA
[email protected]
Najlepsza strona
twojego miasta
DZIŚ MAGAZYN
WROCŁAWSKI
SPRAWDŹ
wroclaw.gazeta.pl
MACIEJEWSKA
O LUKSUSACH
MATERIAŁY PRASOWE
MIECZYSŁAW MICHALAK
W PIĄTEK 27 CZERWCA 2014 IMIENINY OBCHODZĄ: Maria, Władysław
REDAKTOR PROWADZĄCA BEATA MACIEJEWSKA
32648255
S. 16-17
O MILIONERZE,
KTÓRY TRZĘSIE
POLSKĄ S. 6-7
GORĄCE KRZESŁO W TEATRZE S. 12 | LITERACKI FANPAGE BIJE REKORDY S. 14
Szybciej koleją do Poznania
u Mniej opóźnień i przestojów pociągów na trasie Wrocław – Poznań. W lipcu zakończy się modernizacja torów,
ale tylko poza Wrocławiem. W mieście roboty mają półtora roku poślizgu
MAGDA NO GAJ
Modernizacja linii kolejowej E59 w kierunku Poznania prowadzona jest na odcinku od Wrocławia do granicy województwa. To gigantyczna inwestycja za
ponad 1,3 mld zł. Zgodnie zpierwotnym
harmonogramem prace powinny się
zakończyć wtym miesiącu. Na razie na
finiszu są roboty poza Wrocławiem.
W mieście, gdzie inwestycja jest
znacznie bardziej skomplikowana, kolej ma duże opóźnienie. Planuje zakończyć ten etap w październiku przyszłego roku. Dopiero wtedy gotowy
będzie m.in. przebudowywany wiadukt nad ul. Grabiszyńską. Przedłużą
się prace również na innych tego typu
obiektach, np. nad ul. Starogroblową
i Robotniczą. Obie konstrukcje powstaną pod koniec tego roku. PKP Polskie
Linie Kolejowe, które zleciły inwesty-
WR
REKLAMA
cję, tłumaczą, że we Wrocławiu roboty utrudnia podziemna infrastruktura – ru ry i kab le, któ re nie zo sta ły
uwzględnione na mapach.
Gdy inwestycja wreszcie się zakończy, podróż do Poznania pociągiem
Express InterCity skróci się o 26 minut. Linia kolejowa E59 dostosowana
zostanie do prędkości 160 km na godz.
dla ruchu osobowego. Wcześniej pociągi mogły tam jechać maksymalnie
140 km na godz., ale stan torów był taki, że np. przed Skokową musiały zwalniać do 40 km na godz.
Pojedziemy nie tylko szybciej, ale
i bardziej komfortowo. Na trasie podniesione zostały perony, przez co wygodniej będzie wsiadać do pociągów.
Modernizowany odcinek ma długość 58 km. Wymienionych zostało już
tam 119 ze 142 km torów. Ułożono je na
betonowych podkładach, które zastą-
piły drewniane. Na 13 przebudowywanych stacjach montowane jest nowe
oświetlenie, tablice informacyjne i ławki. W ramach inwestycji pojawi się dodatkowy przystanek Wrocław Osobowice Cmentarz. Pociągi zaczną się tam
zatrzymywać w drugiej połowie przyszłego roku.
Wybudowany zostanie też tymczasowy przystanek koło FAT przy ul. Klecińskiej. Będzie działał od 1 marca do
października 2015 r. Jest konieczny ze
względu na przebudowę wiaduktu nad
Grabiszyńską, gdzie zamknięte zostaną dwa z trzech torów. Koło FAT będą
kończyć bieg pociągi z kierunku Jeleniej Góry i Wałbrzycha. – Prowadzimy
rozmowy z koleją, by ten przystanek
został na stałe, mogliby się tam np.
przesiadać na komunikację miejską
mieszkańcy Nowego Dworu, zamiast
jechać na Dworzec Główny – mówi Zbi-
gniew Komar, zastępca dyrektora departamentu infrastruktury i gospodarki w magistracie.
Prace na odcinku poza Wrocławiem
mają się zakończy do 21 lipca. Jedynie
stacje Oborniki Śląskie i Skokowa nie
są jeszcze gotowe. WObornikach wczoraj układano nawierzchnię nowych peronów, a trzeba tam jeszcze wymienić
sieć trakcyjną. Przy okazji PKP modernizują tamtejszy dworzec. W zabytkowym budynku z końca XIX w. budowlańcy skuwają stare tynki i zrywają
posadzki. Na miejscu odtwarzane są
zerwane ze ścian zniszczone gipsowe
stiuki. Podczas prac rozbiórkowych odkryta została stara deska podłogowa
z podpisami robotników, którzy niegdyś remontowali dworzec. Widnieje
na niej data: 1903 r. Przebudowa dworca ma się zakończyć wiosną przyszłego roku. f
Inwestycja
w liczbach:
148 rozjazdów zostanie zmodernizowanych
143 km nowych to rów i sie ci
trakcyjnej powstanie
70 mostów, wiaduktów, przepustów i ekoduktów będzie naprawionych
23 prze ja zdy ko le jowe bę dą
odnowione
8 przystanków zostanie zmodernizowanych: Mikołajów, Osobo wi ce Cmen tarz, Świ nia ry,
Szewce, Pęgów, Osola, Grabce,
Korzeńsko
5 sta cji przej dzie mo der ni za cję: Po po wi ce, Oso bo wi ce,
Obor ni ki Ślą skie, Sko ko wa,
Żmi gród. f
32811907
Piątek 27 czerwca 2014 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl
16 wroclaw.gazeta.pl
|
PARTNER
CYKLU
TAK WYGLĄDA
LUKSUS PO
WROCŁAWSKU
Dla jednych luksusem był
gliniany dzban, dla drugich
salon z roznegliżowaną
boginią na suficie, dla
jeszcze innych masaż
w rzymskiej łaźni.
Grunt, że Wrocław nigdy
nie był miastem ascetów
BE ATA MACIE JEW SKA
Duże pieniądze – bo co jak co, ale zmysł
do interesów, a szczególnie handlu,
wrocławianie mieli w genach – jeszcze
większe ambicje i radość (u)życia sprawiały, że zapotrzebowanie na luksus
istniało tu od zarania dziejów. Można
nawet powiedzieć, że na początku był
luksus, a dopiero kilkaset lat później
pojawiło się miasto.
Ten luksus założycielski, żeby nie
powiedzieć fundamentalny, był wręcz
demoralizujący. Bo jeśli ktoś każe się
złożyć do grobu ze złotą łyżeczką do
czyszczenia uszu i równie kosztowną
pęsetą do usuwania zarostu, to musi
się liczyć z rewolucyjnym buntem żyjących, pozbawionych owych łyżeczek.
A przynajmniej z grabieżą. Co spotkało lokatorów tzw. grobów książęcych z przełomu III i IV wieku, odkrytych na Zakrzowie.
Robotnicy, którzy w 1886 roku wydobywali piasek dla potrzeb pobliskiej papierni, natrafili na komorę
z kamienia i wyciągnęli z niej prawdziwe skarby: złote garnitury toaletowe z pręcikami do pielęgnacji paznokci, naczynia szklane wykonane
w Kolonii, srebrne noże, łyżki, nożyce, brązowe misy, srebrne wiadro,
kamienie do gry z Nadrenii, pucharki z Pa no nii i zawiesz ki z grec ko-rzymskich warsztatów prowincjonalnych nad Morzem Czarnym, nie
mówiąc już o egipskich szklanych paciorkach. A przynajmniej te przedmioty naukowcy – z pomocą policji
i po rewizjach w domach robotników
– zdołali odzyskać.
Pół roku temu mieszkaniec Wrocławia znalazł na polu ornym w okolicy Bielan złotą zawieszkę w kształcie
półksiężyca i denar cesarza Trajana.
Zawieszka, tzw. lunula, pochodzi z tego samego okresu co skarb zakrzowski i też jest importem. Jak widać, miejscowa elita nie popierała rodzimych
wytwórców, ale z luksusem tak już jest,
że najlepiej, jak jest trudno dostępny.
Luksus z wielkiego świata
Tej słabości do ściągania z dalekiego
świata przedmiotów cieszących oko,
zapewniających wygodę i komfort życia (lub ich wytwórców), wrocławianie się już nie pozbyli. Miasto, leżące
na skrzyżowaniu wielkich szlaków
handlowych, żyjące z międzynarodowego handlu, nie miało kompleksów
i umiało wydawać pieniądze. Czasem
aż za bardzo, stąd co rusz mieszczan
dyscyplinowały ustawy „antyzbytkowe”, wymuszające skromność w domu i zagrodzie.
Już statuty wrocławskie z 1374 roku zabraniały mieszczkom noszenia
fałdowanych welonów, płaszczy podbijanych gronostajami i innymi kosztow ny mi fu tra mi, ju pek ze zło toi srebrogłowiu oraz srebrnych pasów.
Córki rzemieślnicze karano grzywną
za zbytek w strojach, a dziewki służebne osadzano nawet w więzieniu za noszenie srebrnych spinek i wisiorków.
Nie wszystkich przekonywał model skromnego mieszczańskiego życia, nie wszyscy musieli się do niego
stosować.
Sześć lat temu w wykopie na pl.
Uniwersyteckim archeolodzy odkryli XV-wieczną czarkę pochodzącą z
warsztatu śródziemnomorskiego. Wytworne cacko, do jakich wrocławianie
w tym czasie nie nawykli, szkliwiona,
a pod szkliwem malowana kobaltem
i złotem w roślinny wzór.
Nie wiadomo, kto ani dla kogo sprowadził czarkę do Wrocławia. Archeolodzy odkrywali już wcześniej luksusową późnośredniowieczną i renesansową ceramikę, ale pochodziła ona
z warsztatów saksońskich lub nadreńskich. Czarka przebyła znacznie dłuższą drogę, być może z Półwyspu Iberyjskiego. Mogła być częścią wytwornej zastawy na królewski stół, została
przecież znaleziona w pobliżu dawnego zamku cesarskiego, który stał w miejscu zajmowanym przez gmach główny UWr. Podobne importy archeolodzy znajdują w strefie hanzeatyckiej,
wzdłuż wybrzeży Bałtyku i Morza Północnego. Luksus bogaczy w bogatych
miastach handlowych ich nie dziwi.
Znacznie bardziej zaskakujący jest luksus zwykłych mieszczan.
Bo zbytkowne przedmioty archeolodzy odkrywają we Wrocławiu tak-
Klientom oferowano
kąpiele w basenie i
wannach, łaźnie parowe,
prysznice, masaże i
naświetlania.
Po kąpielach można było
skorzystać z usług
fryzjera, odwiedzić
restaurację, kawiarnię
lub poleżeć w pokojach
wypoczynkowych
że u biedaków. Z wykopu na miejscu
kina Pokój wydobyli wspaniały dzban
z XV wieku, import z Saksonii. Ozdobiony rzeźbami trzech brodatych głów,
wyciskany stempelkami, był prawdopodobnie jedynym tak luksusowym
elementem wyposażenia skromnego
domu.
Ale jak mówi archeolog prof. Jerzy
Piekalski, poprawiał samopoczucie jego mieszkańców, był ich dumą. Dawał
poczucie przynależności do wspólnoty mieszczańskiej, co z królami pertraktowała i chciała naśladować styl
życia elity dworskiej. Król miał czarkę zza morza, skromny mieszkaniec
ul. św. Mikołaja – piękny dzban z Saksonii.
Luksus monarszy
Na fasadzie budynku przy Katedralnej 9, dawnej kanonii świętokrzyskiej,
widnieją napisy trącące dydaktycznym smrodkiem: „Non domo dominus, sed domus domino honestanda”
(Nie dom pana, lecz pan domu jest
ozdobą”) i „Non locis viri, sed loca viris efficiuntur honorata” (Nie siedziby przez mężów, lecz mężowie przez
siedziby stają się sławni). Renesansowe złudzenia, bo wielu wrocławian
przeszło do historii i naszej pamięci
tylko dzięki luksusowym siedzibom.
Choćby Heinrich Rybisch, XVI-wieczny patrycjusz, który trząsł Wrocławiem i pławił się w złocie. Generalny
poborca podatkowy dla całego Śląska,
protegowany cesarza Ferdynanda I,
zafundował sobie pałacyk, jakiego nikt
tu nie widział, i umieścił na portalu domu swoje portrety, a nawet scenę narodzin syna. Po mieście krążył wierszyk: „Heinrich von Rybisch / Gdyby
nie był aż takim złodziejem / I gdyby
cesarz mu nie zaufał / Domu żadnego
by nie zbudował”.
Po Rybischu krytyka spłynęła jak
woda po kaczce, ale ziomkom postanowił się odgryźć i na fasadzie rezydencji kazał wykonać niemiecki napis,
który (w tłumaczeniu na polski) w pierwszych trzech zdaniach brzmi jak
chrze ści jań skie na pom nie nie, ale
w czwartym brutalnie odpowiada krytykom: „Czasem ktoś się troszczy o to
/ Czy o tamto: i nie wie o co / Jeśli jesteś pobożny, bez zazdrości i nienawiści / Zbuduj sobie lepszy, a mnie zostaw ten”. I jeszcze dołożył łacińską
inskrypcję: „Henricus Rybisch. Uczony. Pomnik ten sobie sprawił”. Wprawdzie z pałacyku został tylko ogryzek
w postaci portalu przy dzisiejszej ul.
Ofiar Oświęcimskich 1, ale jest on tak
luksusowy, że o Rybischu pamięć nie
zginęła.
Był on wprawdzie wyjątkowo pyszny, ale z tą zazdrością ziomków miał
trochę racji. Bo o luksusowych rezydencjach marzyli wszyscy. „Na wielkiej powierzchni Rynku wznoszą się
bardzo wysokie domy. Mają one trzy,
cztery, niektóre nawet pięć kondygnacji... Najniżej są sklepy, sienie domów, magazyny i pomieszczenia zwane piwnicami, których drzwi wychodzą na plac targowy. Wszędzie tam
trzyma się wszelkiego rodzaju towary: barwniki, cenne futra, przyprawy
korzenne, jedwabie...” – twierdził Bartłomiej Stein, autor XVI-wiecznego
opisu Wrocławia.
Największa wrocławska kamienica – Pod Gry fa mi, Ry nek 2 – ma aż
osiem kondygnacji i ponad 16 metrów
szerokości. Prawdopodobnie powstała około 1300 roku, a w latach 1587-89
została przebudowana przez Friedricha Grossa w duchu niderlandzkiego
manieryzmu.
Ale największy nie znaczy najlepszy. Najsłynniejsze domy wrocławskich mieszczan to rynkowe kamienice Pod Złotym Słońcem, Pod Błękitnym Słońcem i Pod Siedmioma Elektorami. Tu zatrzymywali się członkowie rodów panujących Europy i koronowane głowy. Podczas wizyt dostojnych gości kamienica nr 8 – Pod Siedmioma Elektorami – pełniła zazwyczaj
funkcję rezydencji dziennej, pod Błękitnym Słońcem (nr 7) sypiano, a pod
Złotym Słońcem (nr 6) jadano. Kamienice miały przekute w ścianach przejścia, które zasłaniano tylko cegłami
bez zaprawy. Gdy przyjeżdżał monarcha, przejścia odsłaniano i panujący
miał do dyspozycji wielką, wygodną
rezydencję. W 1511 roku zatrzymał się
tu król Czech i Węgier Władysław Jagiellończyk, w 1527 roku władca Austrii, Czech i Węgier, przyszły cesarz
Ferdynand I i jego żona królowa Anna, a w 1577 roku cesarz Rudolf II.
Skoro dostojni goście rezygnowali ze skromnej kwatery na zamku (stał
w miejscu gmachu głównego UWr) na
rzecz luksusów, w których pławił się
miejscowy patrycjat, to te luksusy musiały być pierwszej klasy.
MIECZYSŁAW MICHALAK
MAGAZYN WROCŁAWSKI OVO
Kamienica Pod Złotym Słońcem,
w której zatrzymywali się
monarchowie
jących, Ossolineum zaprasza do oglądania wystawy poświęconej rękopisowi „Pana Tadeusza”). Salon zyskał
tak bogatą oprawę po przebudowie,
którą przeprowadził po 1727 roku kupiec Samuel Exner. Ściany obito ciemną brokatelą przetykaną złotymi nićmi, a sufit ozdobiono malowidłem plafonowym przedstawiającym Junonę
z łabędziami i pawiami.
To właśnie tutaj odbyły się w 1742
roku rokowania między lordem Hynfordem, reprezentującym austriacką
cesarzową Marię Teresę, a ministrem
Heinrichem von Podewilsem alias
„Trzęsiportkiem”, strachliwym szefem departamentu spraw zagranicznych pruskiego króla Fryderyka II.
Z balkonu nad portalem Złotego Słońca generał von Marwitz ogłosił pokojową deklarację kończącą pierwszą
woj nę o Śląsk. Luk sus po li tycz ny.
Wprawdzie krótki, ale wyczekiwany.
Piękny mieszczański salon można
także oglądać w Pałacu Królewskim.
To tzw. Pokój Beyersdorfów. Urządził
go w XVIII wieku wrocławsko-hamburski kupiec płótna Adrian Boegel
w swojej kamienicy przy pl. Solnym
18. Ściany nakazał wyłożyć cennymi
holenderskimi kaf lami i ozdobić dziesięcioma obrazami olejnymi. Na suficie umieszczono ogromny plafon z płótna (2,60 na 3 metry).
Czego w tym pokoju nie ma! Alegoria Pokoju i Sprawiedliwości, panorama Hamburga, załadunek towarów
w porcie, sceny pasterskie i sceny biblijne...
Wrocławscy miłośnicy sztuki docenili kupiecki gust. W 1898 roku pokój przekazany przez Adelajdę BeyLuksus salonowy
ersdorf stał się eksponatem Śląskiego
Kto chciałby zobaczyć mieszczań- Muzeum Rzemiosła Artystycznego
ski salon godny królów, powinien zaj- i Starożytności i w całości został przerzeć na I piętro kamienicy Pod Złotym niesiony do nieistniejącego już gmaSłońcem (jest dostępny dla zwiedza- chu Stanów Śląskich. Stamtąd w la-
tach 30. XX wieku powędrował do zachodniego skrzydła Pałacu Królewskiego (wówczas nazywanego Zamkiem Królewskim).
Luksus z mitrą w herbie
Luksus miał nie tylko mieszczańskie pochodzenie, czasem szczycił się
książęcą mitrą Hatzfeldtów, właścicieli Żmigrodu. Ich pierwsza barokowa siedziba przy dzisiejszej ulicy, zaprojektowana przez Christopha Hacknera, rzuciła wrocławian na kolana.
Daniel Gomolcke (kuśnierz i topograf amator, autor XVIII-wiecznego
opisu osobliwości Wrocławia) stwierdził, że „nie ma sobie równej na całym
Śląsku”. Według Gomolckego „hrabiowski Hatzfeldtowski całkiem od nowa zbudowany dom (...) jest tak wytworny, że został wyryty w miedzi”.
Wielka sala była aż do gzymsu wyłożona niebieskoszarym marmurem
i ozdobiona m.in. malowidłami wykonanymi przez Rottmayra, autora fresków w kościele uniwersyteckim i głównego cesarskiego malarza.
Wrocławianie cieszyli oczy tym
cudem sztuki budowlanej trochę ponad 40 lat. Rezydencja Hatzfeldtów
spłonęła w 1760 roku podczas bombardowania artyleryjskiego miasta
przez wojska austriackie. Drugi pałac został wzniesiony między rokiem
1764 a 1773 na tym samym miejscu,
powiększonym jedynie o działkę zajmowaną uprzednio przez pałac książąt oleśnickich. Był równie podziwia ny, wy mie nia ny w przewod ni kach, diariuszach czy pamiętnikach
podróżnych odwiedzających Wrocław, ale miał już inny, klasycystyczny kostium. Postał wprawdzie dłużej, ale też możemy go oglądać tylko
na sta rych fo to gra fiach, bo zo stał
zniszczony w czasie Festung Breslau i w la tach 60. za pa dła de cy zja
WR 1
Piątek 27 czerwca 2014 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl
wroclaw.gazeta.pl 17
|
PARTNER
CYKLU
MIECZYSŁAW MICHALAK
MAGAZYN WROCŁAWSKI OVO
WR 1
Luksus egalitarny
Najprzyjemniejszy jest jednak luksus, który dodawał splendoru całemu
Wrocławiowi i pozwalał na przyjemności nawet tym mniej zamożnym.
Goście dawnych Wrocławskich Zakładów Kąpielowych – wybudowanych
w 1897 roku według projektu Wilhelma Werdelmanna przy dzisiejszej ul.
Teatralnej – niewątpliwie pławili się
w luksusie. Klientom oferowano kąpiele w basenie i wannach, łaźnie parowe, prysznice, masaże i naświetlania. Po kąpielach można było skorzystać z usług fryzjera, odwiedzić restaurację, kawiarnię, poleżeć w pokojach
wypoczynkowych lub poczytać książkę w czytelni. Piękne wnętrza ozdabiały malowidła i witraże, polichromowane sztukaterie, rzeźby z piaskowca, kaf le ceramiczne, boazerie.
Było to miejsce towarzyskich spotkań mieszkańców Wrocławia. W latach 20. ubiegłego wieku urządzono
nawet ogród na dachu (jeden z pierwszych w mieście) i otwarto kawiarnię
na 120 osób.
Luksusowo było też na Partynicach,
gdzie w 1907 roku otwarto najnowocześniejszy hipodrom w Niemczech.
Projektant R. Jurgens był z Hamburga, a pieniądze na inwestycję pochodziły z miejskiego kredytu i końskich
loterii.
Tor założono na planie zbliżonych
do prostokąta o zaokrąglonych narożach (2150 metrów długości i 20 metrów szerokości), a w jego bezpośred-
nim sąsiedztwie stanęły dwie trybuny, wieża sędziowska, budynek zarządu toru i herbaciarnia. Trochę dalej
postawiono zespół maneży z urządzeniami do treningu koni, stajnie, kuźnię i dom dozorcy.
Całość wkomponowano w parkową zieleń. Alejki, łąki, stawy, lipowy
lasek posadzony w kwadrat (parking
dla powozów) – atrakcyjne miejsce do
odpoczynku po hazardowych emocjach.
Konie biegały, widzowie obstawiali, kasa pęczniała. Do czasu wybuchu
I wojny światowej. Gospodarka się załamała, bezrobocie szalało, w garnkach
królowała brukiew, trudno było bawić
się na wyścigach. Luksus się skończył,
ale na szczęście nie na zawsze, bo Partynice znów przyciągają tłumy. Na powrót luksusu basenowego dopiero czekamy.
W ostateczności luksus można sobie kupić wespół w zespół. Wrocławianie zrobili tak osiem lat temu, fundując sobie „skarb z Bremy”, czyli kolekcję arcydzieł wrocławskiej sztuki
złotniczej, wystawioną na sprzedaż
przez dom aukcyjny z Bremy. Zgromadzili (dzięki zbiórkom publicznym,
wsparciu miejscowego biznesu, magistratu i ministra kultury oraz emisji
pierwszych w kraju obligacji obrazkowych) 1,35 mln euro. Puchary, konwie i dzbany, kielichy, puzderka, łyżki i świeczniki wykonane przez najlepszych wrocławskich mistrzów trafiły
do Pałacu Królewskiego, a determinacja wrocławian stała się sławna w całym kraju. Dyrektor Muzeum Miejskiego Maciej Łagiewski odbierał telefony od innych muzeów z pytaniem,
jak to się robi. – Nie wiem, w Gdańsku
taka akcja nie wyszła. Tylko wrocławianie są zdolni tyle zrobić dla swojego miasta – stwierdził dr Łagiewski. Tacy obywatele to dopiero luksus. f
Dawna willa fabrykancka
Schoellerów przy ul.
Powstańców 204. Dziś hotel
Platinum
MIECZYSŁAW MICHALAK
Luksus biznesowy
Za chowa ły się za to luk su sy,
w których pławili się ludzie interesu XIX- i XX-wiecznego Wrocławia.
Ul. Powstańców Śląskich 204 – dawna willa fabrykancka: wejścia strzegą kolumny wysokie na dwa piętra,
jedna tylko kondygnacja 450 m kw.,
na sufitach piękne sztukaterie, park
Południowy jako przedłużenie ogrodu, słowem – pałac. Kiedyś jego wnętrza zdobiły marmury, boazerie, tapiserie, okna oszklone były witrażami, a windy oszczędzały nogi. „Kiedyś”, czyli sto lat temu, gdy znany
wrocławski architekt i krytyk sztuki Felix Henry zaprojektował willę
dla Schoellerów. Z czego mieli na nią
pieniądze? Z przędzalni, tkalni, cukrowni.
Podwale 76 – wspaniała willa należąca sto lat temu do rodziny Haase,
prowadzącej znany browar przy dzisiejszej Krakowskiej i słynne restauracje, m.in. Piwnicę Świdnicką.
Willę zaprojektował znany berliński architekt Otto March. Budynek doskonale widać z Promenady – powiewa przy niej niemiecka flaga, bo to dziś
siedziba Konsulatu Generalnego RFN.
Niestety, w środku zostały tylko resztki dawnego luksusu, o którym wrocławianie plotkowali przy piwie. A było o czym! Ściany wyłożone boazeriami ze szlachetnych gatunków drewna lub płytkami z Delft, marmurowe
kominki, witraże sprowadzane z Glasgow, francuskie gobeliny, fontanna
z rzeźbami Hugona Lederera (autora
„Szermierza”), pokój przyjęć a la Lu-
dwik XV, pokój muzyczny – Ludwik
XVI… No i bar piwny oraz bilard w piwnicach.
U Schoellerów wciąż jest luksusowo, bo wil le za mie nio no w pię ciogwiazdkowy hotel, willa rodziny Haase jest wzorem urzędowej skromności niemieckiego państwa.
MIECZYSŁAW MICHALAK
o częściowym rozebraniu budynku
i adaptacji parteru na galerię sztuki.
Tylko dzięki zachowanemu portalowi można go rozpoznać na przedwojennych zdjęciach. Szkoda, że nie było nas stać na luksus odbudowy.
-
Mieszczański salon w kamienicy
Pod Złotym Słońcem. Na
plafonie Junona z pawiami
i łabędziami
Detal z portalu słynnego domu
Heinricha Rybischa przy ul.
Ofiar Oświęcimskich 1
XVII-wieczny kufel Gottfrieda
Heintzego – część „skarbu
z Bremy”

Podobne dokumenty