Ulica - Most.org.pl
Transkrypt
Ulica - Most.org.pl
6. ROK KOTA ISSN 1732 - 0941 Estetyka ceg³y zlasowanej - reklama na ruinach jeleniogórskiej kamieniczki u podnó¿a by³ego cmentarza ewangelickiego. Fot.: Lele Nr 12 (96) 29.XII.2x1000+7 CENTRAL EUROPEAN PRESS CORPORATION OF REGIOPOLIS ŒRODKOWO – EUROPEJSKA KORPORACJA PRASOWA REGIOPOLIS www.RegioPolis.net e-mail: [email protected] © COPY LEFT 2 MYŒLI KARASIA, CZYLI KARAŒ MYŒLI WIEJSKA Z KLAS¥ (niekiedy z czterema) Mogê Mogê, Na jedn¹ nogê By³y prezydent S¹dz¹c po gestach I po minach Musia³ coœ ³ykn¹æ Na Filipinach Alergik Ca³e ¿ycie by³ uczulony Zw³aszcza na cudze ¿ony XXX Paso¿yty ¿yj¹ce na roœlinach Umieraj¹ razem z ¿ywicielem. Paso¿yty ¿eruj¹ce na cz³owieku Zmuszone s¹ tylko do przeprowadzki XXX Nie trzeba koniecznie byæ chromym By dostaæ po kulach XXX Najwiêkszym zawodem cz³owieka Sta³oby siê odkrycie, ¯e nawet Pan Bóg nie jest wiarygodny Druga ksi¹¿ka Mariana Karasia „Zamyœlenia z myœlenia ” - ju¿ na stronie www „Ulicy...”. Nowe texty i Nowy Rok... MARIAN KARAŒ MICHA£ GRACZYK 31 dla ¿o³du wszystko zrobi. 30 Forever and Together Poland and USA! Status Porêby, 8. czerwca 2007 quo Dobrzy wujkowie z Rodziny G-8, stó³ obfitoœci, ma³ej, g³upiej ludzkoœci roz³o¿yli. 2 Kraków, 18. czerwca 2007 3 Kolesie Deka i Log Bêdziecie mieli bogów cudzych w internecie, bêdziecie ich wzywaæ codziennie, bêdziecie œwiêciæ dzieñ œwiêty w handlowej galerii. 1 4 Porêby, 7. czerwca 2007 6 Krótki esej z Beskidami w tle, czyli przemyœlenia turysty na kanwie Schengen Pan krzyknie: „Aport –Burek!”, a kundel mu przyniesie, bo mo¿e Pan siê zlituje i wizy zniesie. Dlaczego wiêc, niewdziêczne, rozwydrzone bachory, krzycz¹ g³oœno za oknem? Kundel Wierny sojusznik, wasal silnego seniora, jak pies wierny Pana, w misji pokojowej, na ostrym polowaniu, chcia³by kawa³ek miêsa wyrwaæ dla siebie. Nie wie œlepiec, ¿e dom nas podpali³ wpl¹ta³ w piek³o, ¿e mosty za sob¹ spali³. Na nowym bankiecie Œwiêtego Przymierza, dzieli siê przysz³oœæ naszego œwiata. Czemu wiêc kija chc¹ bardziej, ni¿ marchewki? W uszach grzmi jeszcze huk strzelaj¹cych korków po szampanach, a w pamiêci ci¹gle majacz¹ sceny z grudniowej nocy na granicach. Nieukrywana radoœæ ze zniesienia kontroli na granicach z naszymi unijnymi s¹siadami sk³ania do krótkiej refleksji – niekoniecznie do wielkich s³ów i wiekopomnych przemyœleñ, ale do zwyk³ego spojrzenia na kordony, które co prawda nie zniknê³y, ale ich przekraczanie w znacznym stopniu zosta³o uproszczone. polski Wojna daleka siê toczy, o zniewolenie wasze i brak wolnoœci naszej, ¿eby wró¿ba koñca historii szybciej siê spe³ni³a. W wojnie cywilizacji, ¯o³nierz-polski, wieczny tu³acz, Bêdziecie czciæ star¹ ze starym, bo oni was tu po raz pierwszy przyprowadzili. 5 I bêdzie siê wam dobrze powodziæ na ziemi, bo bêdziecie zabijaæ, cudzo³o¿yæ, kraœæ i k³amaæ. Kiedy7 zaœ starczy czasu, to dla rozrywki, bêdziecie po¿¹daæ konkubiny bliŸniego swego i oprogramowania jego. Porêby, 7. czerwca 2007 Korzystaj¹c z chwili wytchnienia jakie daje trzydniowy urlop w miêdzyœwi¹tecznej przerwie, postanowiliœmy (ja i Annka) wybraæ siê w krótk¹ przeja¿d¿kê w nieodleg³e od Katowic Beskidy. Plan by³ prosty i jasny – byle na po³udnie, ku Istebnej, Jaworzynie i okolicom. I pewnie tak by zosta³o, gdyby ju¿ w samej Wiœle mojej uwagi nie przyku³ drogowskaz „Jablunkov 25”. Przez Jablunkov, znany w Polsce jako Jab³onków wczeœniej tylko przeje¿d¿a³em, teraz pojawi³a siê okazja do zatrzymania siê w tym niewielkim, ale znacz¹cym dla beskidzkiej spo³ecznoœci mieœcie. W Istebnej zaopatrujemy siê wiêc w czeskie korony i w¹sk¹ drog¹ przez Jasnowice kierujemy siê ku Republice Czeskiej. Przejœcie graniczne – jakieœ zadaszone kontenery, obok nich sklep spo¿ywczy (ju¿ po czeskiej stronie) – przeje¿d¿amy sprawnie. A jeszcze w po³owie grudnia, wybieraj¹c siê do niedalekiej Opavy, na przejœciu granicznym sprawdzano nam dowody osobiste. Nasza trasa prowadzi przez Jab³onków, Mosty u Jab³onkowa, s³owacki Svrcinovec, z powrotem na polsk¹ stronê, do nazwijmy to galicyjskiego Zwardonia. I co w tym dziwnego? Ano niby nic – droga jak droga, krótka, jednodniowa wyprawa po beskidzkich groniach. A jednak w perspektywie naszego wejœcia do strefy Schengen, maj¹ca w sobie coœ niesamowitego. Ju¿ choæby to, ¿e na przestrzeni 40 kilometrów, zataczaj¹c pêtlê wœród miejscowoœci, gdzie ludzie pos³uguj¹ siê oficjalnie zbli¿onym, a nieoficjalnie prawie tym samym jêzykiem, cz³owiek przekracza trzy razy granicê pañstwow¹: polsko-czesk¹, czesko-s³owack¹ i s³owacko-polsk¹. Gdyby przewêdrowaæ tê cestê jakimœ górskim szlakiem gdzieœ w czternastym wieku, granic pañstwowych nie by³oby tu ¿adnych – toæ to wszystko nale¿a³o do Œl¹ska. Dopiero pod koniec czternastego stulecia Madziarzy przesunêli granice swego królestwa, zagarniaj¹c w¹ski pas œl¹skiej ziemi od rzeki Kysucy a¿ po Prze³êcz jab³onkowsk¹. To wtedy od œl¹skiej ziemi odpad³ Svrcinovec, o którym bêdzie jeszcze mowa. Nad piêkn¹? Modr¹? Na pewno Olz¹! Gdybyœmy w nasza podró¿ wybrali siê gdzieœ, dajmy na to ko³o roku 1800, zatrzyma³aby nas jedna, jedyna granica: na wysokoœci Gocza³kowic Zdroju, piêtnaœcie kilometrów przez Bielskiem opuœcilibyœmy pruski Œl¹sk i znaleŸli na Œl¹sku cesarskim - austriackim. Tak na marginesie: podzia³ na Prusoków z pó³nocy i Cysaroków, czyli mieszkañców Cieszyñskiego, przetrwa³ do dziœ i do dziœ rozpala czasem g³owy, z przymru¿eniem oka przyznajmy – Cieszynioków. Ale ju¿ miêdzy Istebn¹ a Jab³onkowem kordonu nie ma ¿adnego – i tu i tu ¿yj¹ beskidzcy górale, rodacy lokalnego zbójnika Ondraszka. Mowa rozbrzmiewa tu ta sama – dialekt œl¹ski górali beskidzkich. I konia z rzêdem temu, kto chcia³by wcisn¹æ owych Beskidzioków w jasne ramy nacjonalizmów – pewnie pytany o to kim siê czuje, niejeden gazda odpowie, ¿e po prostu je stela, czyli st¹d. Tak jak odpowie Prusok, coraz czêœciej znajduj¹cy pracê w rozwijaj¹cym siê górnoœl¹skim przemyœle. 3 4 W Jab³onkowie odbywaj¹ siê targi – toæ miasto ma ku temu prawa., Zje¿d¿aj¹ tu ochoczo gazdy i gaŸdziny z zachodniej i wschodniej strony masywu Sto¿ka tudzie¿ Czantorii. Kto wie, docieraj¹ pewnie i s¹siedzi znad Kysucy i Czernej, zza umownego kordonu oddzielaj¹cego Austriê od Wêgier. Z dalszych stron dojad¹ mo¿e eleganccy kupcy niemieckojêzyczni – z Cieszyna/Teschen, albo Polacy ze Zwardonia, czyli z austriackiej Galicji/Galizien? W ka¿dym razie miasto têtni ¿yciem, a ludzie bardziej ni¿ administracyjnymi kreskami na mapie zawracaj¹ sobie g³owê wierchami i prze³êczami – naturalnymi barierami przy dalszych podró¿ach. Gdzieœ od po³owy dziewiêtnastego wieku, od Wiosny Ludów, na austriacki Œl¹sk wkracza nowa moda – moda na ruchy narodowe. O œl¹skich górali zaczynaj¹ upominaæ siê Polacy, Czesi, a tak¿e aktywiœci nowopowsta³ego Zwi¹zku Œl¹zaków Austriackich. Dla agitatorów polskich, zachodnia granica polskiego etnikum siêga gdzieœ do linii rzeki Morawki, Czesi na swych mapach domagaj¹ siê Skoczowa, a kto wie – mo¿e nawet i Bielska. To na fali walki o rz¹d œl¹skich beskidzkich dusz, proczeski poeta Petr Bezruc gdzieœ na pocz¹tku dwudziestego stulecia pisze o Œl¹zakach: Œl¹zacy, Œl¹zacy – sto tysiêcy was zniemczyli, sto tysiêcy z was spolszczyli. A wyœcie przecie Czesi – chcia³oby siê dodaæ w domyœle. Mo¿na tylko przypuszczaæ, co siê stanie gdy oba pr¹dy zetr¹ siê z sob¹, upstrzone trzeci¹ opcj¹ – œl¹sk¹, z niemieckoœci¹ na okrasê. I chyba tylko gazdowie znad Czernej wolni s¹ od dylematów swoich s¹siadów zza jab³onkowskiej prze³êczy – ich Svrcinovec, do 1899 Szvrcsinovecz, to teraz Fenyvesszoros, senna wioska gdzieœ na Górnych Wêgrzech. I choæ gwary czadeckie zaliczane s¹ przez jêzykoznawców do grona œl¹skich, a œciœlej: przechodnich œl¹skoma³opolsko-morawskich, miejscowi s¹ oficjalnie Madziarami. Choæ jak wieœæ niesie pochodzenie maj¹ wo³oskie. Kim jest Ondra z £ysej Góry Gdybyœmy w nasz¹ podró¿ wybrali siê oko³o roku, dajmy na to, 1930, miêdzy Gocza³kowicami a Bielskiem granicy ju¿ by nie by³o. Zatrzymaæ jednak musielibyœmy siê nad Olz¹, w Cieszynie, brutalnie rozdartym kordem granicznym. Za sob¹ zostawilibyœmy autonomiczne województwo œl¹skie w granicach Rzeczypospolitej. ZnaleŸlibyœmy siê za to w niedawno utworzonej Republice Czechos³owackiej. Nie ma co ukrywaæ, obydwa pañstwa niezbyt siê lubi¹, miêdzy ludzi wkrad³a siê podejrzliwoœæ i niechêæ. Czesi chc¹ bohemizowaæ tych, którzy podaj¹ siê za Polaków, Niemców czy po prostu Œl¹zaków. Miejscowi Polacy marz¹ o objêciu ziem nad Olz¹ przez Polskê, z rezerw¹ podchodz¹c do swoich niepolskich s¹siadów. Jedna polityczna granica, a ile barier miêdzy ludŸmi? Nacjonalizmy zagoœci³y na dobre – wszystkie strony wydaj¹ siê byæ okopane na swoich pozycjach, z uprzywilejowanymi Czechami, a zasadzie Czechos³owakami na czele. Swoj¹ dzia³alnoœæ rozwija bard narodu laskiego Erwin Goj, czyli Odra Lysohorski. Kim s¹ Lasi? To po prostu beskidzcy Œl¹zacy, na bazie gwar których, Lyshoroski tworzy podwaliny laskiego jêzyka, którym ma siê pos³ugiwaæ oko³o pó³toramilionowa spo³ecznoœæ Beskidów z obydwu stron granicy pañstwowej. S³abn¹ wp³ywy Œl¹skiej Partii Ludowej, independentystów œl¹skich, których lider jednak¿e przez ca³y okres miêdzywojenny pe³ni funkcjê burmistrza (czeskiego) Cieszyna – wybrany g³osami miejscowych Œl¹zaków, Niemców i Polaków. I chocia¿ Republika Czechos³owacka to jedyne demokratyczne pañstwo w tej czêœci Europy, trwa polityka asymilacyjna. Z Czech i Moraw sprowadzani s¹ nauczyciele oraz nadzór i szczebel zarz¹dzaj¹cy do tutejszych przedsiêbiorstw. Trwa wiêc powolna kolonizacja, a polityka coraz brutalniej wdziera siê do beskidzkich domostw. Nieco spokojniejsze chyba musi byæ ¿ycie nad Czern¹. Fenyvesszoros staje siê Svrcinovcem, a tutejsi mieszkañcy Czechos³owakami ze s³owackiej strony. Górne Wêgry odesz³y w zapomnienie, Madziarów nie ma. I choæ od Jab³onkowa Svrcinovca nie oddziela ¿adna granica, w koñcu obie miejscowoœci znajduj¹ siê w jednym pañstwie, ale tu ju¿ jest S³owacja, w której coraz g³oœniej daje siê s³yszeæ has³a miejscowych Remigiusz Kasprzycki: Wiersze prawie patriotyczne Przepis na patriotyzm W bia³o czerwonej barwie p³ótna pokroiæ dawn¹ legitymacjê nieboszczki partii, po czym dolaæ œwiêconej wody, z posiekan¹ teczk¹ Tajnego Wspó³pracownika. Dosoliæ pikantnym, po¿ó³k³ym zdjêciem, nastêpnie zagotowaæ do chwili narodowego wrzenia. Dla zapomnienia przesz³oœci, delikatnie mieszaæ ró¿añcem, przygl¹daj¹c siê jednoczeœnie, czy potrawa ma odpowiedni etos. Najlepiej serwowaæ bez ruskich pierogów i czerwonego barszczyku, podawaæ ludowi 3. Maja, 11. Listopada, lub 15. sierpnia. Kraków, 3. czerwca 2007 Wo³anie o œmieræ Niepojête jest dla mnie to, ¿e dopiero teraz poprosi³eœ o œmieræ, kiedy lata le¿a³eœ bez czucia i ruchu. W otch³ani nocy, w piekle dnia, kiedy patrzenie w sufit by³o mêczarni¹, kiedy zamkniêcie powiek by³o bólem. Nie mo¿esz jednak odejœæ, bo biskup uprawiaj¹c rann¹ gimnastykê powiedzia³, ¿e to wbrew woli Pana, a potem doda³, ¿e tak kiedyœ naziœci czynili. Nie ruszaj palcami, p³ynnie oddychaj z si³¹, ¿yj dla potêgi koœcio³a, cierp w tajemnicy wiary, mo¿e kiedyœ og³osz¹ Ciê œwiêtym. Kraków, 4. czerwca 2007 Polish peep show Go! Go! Kiss me! Kiss me! Ju¿ nie przy lœni¹cej rurce, tylko przy tarczy zaufania, z u³añsk¹ fantazj¹ tañczy, Polska panienka pobudzona. Forever and Together Poland and USA! Ma³a dziewczynka Co tanio siê sprzedaje w Night Club NATO, folguje radoœnie z przyjació³mi Jankesami. Kiss me! Kiss me! Go! Go! Pod Alfonsem prezydentem, wielki kondom Ameryki, dziœ zatrzyma nawet syfa brudnej bomby Arabusów. 29 28 Data: Wed, 05 Dec 2007 13:02:44 +0100 Od: Kuba Szreder Do: undisclosed-recipients; Temat: [Fwd: Wolna Pracownia PGR ART - Proœba o wsparcie] Wolna Pracownia PGR ART - Kolonia Artystów Gdañsk Stocznia Gdañsk 2007.11.13 ul. Doki 1 Stocznia Cesarska - M³ode Miasto 80-958 Skr. Poczt. 130 / Gdañsk 50 / 80-958 | POLAND e-mail: [email protected] | tel. 505391891 | 503948891 Z przykroœci¹ informujemy, ¿e z dniem 01.01.2008 wstrzymujemy dzia³alnoœæ Koloni Artystów-Wolnej Pracowni PGR ART. Nowy w³aœciciel terenów postoczniowych BPTO Stocznia Cesarska wypowiedzia³ nam wynajmowane przestrzenie, ze wzglêdu na planowany kompleksowy remont budynku 175A i przystosowanie go do w³asnych celów. Kolonia Artystów dzia³a³a w budynku 175A od 2001 roku. W tym okresie uda³o sie nam zorganizowaæ 280 wydarzeñ: wystaw, pokazów wideo, koncertów, przedstawieñ teatralnych i performanców oraz festiwali sztuki niezale¿nej. Wszystkie te dzia³ania odby³y siê dziêki wspania³omyœlnoœci artystów oraz uczestnikom tych wydarzeñ. Kolonia Artystów nie by³a finansowana przez Miasto Gdañsk ani Ministerstwo Kultury czy prywatnych sponsorów. W okresie wakacyjnym bie¿¹cego roku wykonaliœmy prace remontowe. Uda³o nam siê na nowo powo³aæ niedzia³aj¹c¹ [UTF-8?]od 2004 roku Central¹ Telefoniczn¹ wspania³¹ przestrzeni¹ na prezentacje muzyczne i wideo. Zawarta z BPTO wstêpna umowa najmu przestrzeni pod dzia³alnoœæ kulturaln¹ zak³ada³a mo¿liwoœæ prezentowania sztuki do koñca wrzeœnia 2008 r. Termin ten niestety uleg³ zmianie. W miesi¹cu grudzieñ 2007 planujemy spotkanie z Prezydentem Miasta Gdañsk, dlatego zwracamy siê z proœb¹ do Instytucji , Galerii i organizacji zaprzyjaŸnionych o napisanie rekomendacji naszej dzia³alnoœci w latach 2001 - 2007 Kolonia Artystów / PGR ART / , oraz wyra¿enie swojej postawy czy takie miejsce jest potrzebne na mapie Polskiej Sztuki, czy te¿ nie ma sensu istnienia. Rekomendacje prosimy przes³aæ na adres: Sylwester Ga³uszka Skr. poczt. 130 80-958 Gdañsk 50 [ps. Planowane spotkanie z Prezydentem Miasta Gdañsk 10.12.2007] Z powa¿aniem Robotnik Sztuki Sylwester Ga³uszka Robotnik Sztuki Miko³aj Robert Jurkowski autonomistów. To zreszt¹ doœæ specyficzny obszar, bo choæ Wêgrzy zagarnêli go ju¿ w czternastym wieku, spory z ksiêstwem Cieszyñskim o przebieg granicy trwa³y a¿ do koñca wieku osiemnastego. Dla dzia³aczy s³owackich jest to wiêc S³owacja, Polacy zaznaczaj¹ ca³e czadeckie jako swój obszar etniczny, dla Ondry Lysohorskiego i dzia³aczy œl¹skich to po³udniowe rubie¿e Œl¹ska. Niesamowite jak bardzo ten niewielki skrawek ziemi rozpala ludzkie umys³y. Niesamowite jak bardzo za przynale¿noœæ do jednego lub drugiego pañstwa ludzie gotowi s¹ poœwiêciæ spokój swojego ¿ywota. Kiedy rozpada siê Czechos³owacja, a Niemcy zajmuj¹ Sudety, nad Olz¹ pojawia siê Polska. Czesi, i ci zasiedziali i ci nowoprzybyli zawczasu pakuj¹ swój dobytek i wyje¿d¿aj¹. Polska armia witana kwiatami wkracza do Jab³onkowa w paŸdzierniku 1938 i dochodzi do Prze³êczy Jab³onkowskiej. Nie pada ani jeden strza³, jedynie w po³o¿onym koi³o Ostrawy Boguminie formuj¹ siê niechêtne Polsce oddzia³y niemieckiej samoobrony. Jednak¿e po oficjalnym og³oszeniu przez Hitlera, ¿e miasto go nie interesuje, polska armia wkracza i tu – do Bogumina/Bohumina/Oderbergu. Czesi Zaolzie przekazuj¹ Polsce pokojowo – gwa³townie ubywa ludnoœci czeskiej, zwiêksza siê udzia³ Polaków, na razie spokój zachowuj¹ miejscowi Niemcy. Polska administracja rozwi¹zuje Œl¹sk¹ Partiê Ludow¹ – nie ma miejsca na to¿samoœæ œl¹sk¹, nie daj¹c¹ siê wpisaæ w ramy polskoœci. Jedyna wiêksza potyczka z oddzia³ami czechos³owackimi ma miejsce dopiero w listopadzie, kiedy Polska postanawia zaj¹æ ziemiê czadeck¹. Do strzelaniny dochodzi w okolicach Svrcinovca, który odt¹d, ju¿ w granicach województwa œl¹skiego nosi nazwê Œwierczynowiec. Teraz nasza przeja¿d¿ka odbywa³aby siê nie tylko w obrêbie jednego pañstwa, ale w sumie jednego województwa. Chocia¿ nie, kieruj¹c siê ze Œwierczynowca na wschód, w Zwardoniu wjechalibyœmy w obrêb województwa krakowskiego. Trwa to jednak krótko, bo ju¿ po roku na tych terenach rz¹dziæ bêd¹ Niemcy – podobnie jak Polacy rok wczeœniej, te¿ witani kwiatami, a gdzieniegdzie tryumfalnymi bramami. Kto teraz zamieszkuje Beskidy? Ano w dalszym ci¹gu odnotowuje siê radykalny spadek udzia³u ludnoœci czeskiej, nieco mniejszy polskiej, przyrost zaœ deklaracji niemieckich i wysyp Œl¹zaków – absolutny rekord odnotowuje siê w niewielkiej wsi Hrcava/Herczawa – a¿ 99% jej mieszkañców deklaruje tak¹ w³aœnie narodowoœæ. Ale lata drugiej wojny œwiatowej to nie s¹ dobre czasy na tego rodzaju plebiscyty – to w ogóle nie s¹ dobre lata. Boh trojcu lubit’ – niech ¿yje Hrcava! Zreszt¹ niewa¿ne kto jak siê okreœla. Przecie¿ œwiadomoœæ etniczna, narodowa i jakakolwiek inna to sprawa indywidualna, jak odrêbny jest ka¿dy z nas. A statystyka to podobno najlepszy naukowy sposób na fa³szowanie rzeczywistoœci. A ta, rz¹dzi siê w³asnymi prawami. Ju¿ w socjalistycznej Czechos³owacji w Jab³onkowie, który znajduje siê w jej granicach, gazdowie zbieraj¹ siê co roku na swym „gorolskim œwiêcie” – œwiêcie góralskiej kultury beskidzkiej, przedzielonej teraz granic¹ przyjaŸni z socjalistyczn¹ PRL. Gdybyœmy na owo œwiêto chcieli siê wybraæ, zostalibyœmy doœæ drobiazgowo przeœwietleni na moœcie przyjaŸni w Cieszynie i to po, najprawdopodobniej, kilkugodzinnym oczekiwaniu na przekroczenie granicy. ¯eby z Istebnej przejechaæ do kuzyna dajmy na to w oddalonych o jakieœ 15 kilometrów Mostach, trzeba zrobiæ dobrze ponad 70 kilometrów – przez Cieszyn, gdzie mo¿na przekroczyæ nakreœlon¹ na mapie liniê, strze¿ona przez pograniczników z psami i ka³asznikowami. Dwa kraje, choæ oficjalnie z³¹czone przyjaŸni¹, oddalaj¹ siê od siebie coraz bardziej i patrz¹ nawzajem nieprzychylnym okiem. Kiedy w latach dziewiêædziesi¹tych udaje siê poluzowaæ rygory, nagle, tu¿ za Mostami u Jablunkova wyrasta nowa granica. Teraz nieodleg³y Svrcinovec nale¿y ju¿ do niepodleg³ej Republiki S³owackiej – ziszcza siê marzenie S³owaków o w³asnym pañstwie. I znowu ciekawego casusu dostarcza wspomniana ju¿ wczeœniej Hrcava. Kiedy w 1918 roku powstawa³a Polska i Czechos³owacja, Hrcava stanowi³a zachodni przysió³ek Jaworzynki. Po wytyczeniu granicy Hrcava 5 6 znalaz³a siê w Czechos³owacji, Jaworzynka zaœ w Polsce. Teraz zaœ tak wytyczono granice, ¿e czêœæ hrcavskich domków letniskowych znalaz³a siê po stronie s³owackiej, podczas gdy sama wieœ, licz¹ca niespe³na trzysta dusz pozosta³a w Czechach. Czy w takim przypadku w ogóle mo¿na mówiæ o prawdziwych, sprawiedliwych i uzasadnionych granicach? Bo przecie¿ jeszcze nie tak dawno to wszystko by³a jedna miejscowoœæ – teraz rozcz³onkowana miêdzy trzy pañstwa! Czy¿by owe trzy czêœci by³y od siebie a¿ tak ró¿ne? Odmienne? Inne? Jedziemy wiêc od Cieszyna, gdzie kontrola nie jest zbyt uci¹¿liwa, ale jest. Dwadzieœcia parê kilometrów dalej kolejny postój – wje¿d¿amy do S³owacji – kolejna kontrola. W Svrcinovcu skrêcamy na Skalite i po kolejnej kontroli granicznej wje¿d¿amy do Polski. Ale od grudnia ju¿ nie – choæ granic nikt nie zlikwidowa³, nikt ich nie zmienia³, jedziemy sobie nie niepokojeni przez nikogo, a o tym, ¿e kolejne œwierki rosn¹ ju¿ w innym pañstwie informuj¹ nas jedynie wielkie tablice dla kierowców i te mniejsze – b³êkitne z nazwami krajów. Granice mo¿na przekraczaæ swobodnie, mo¿na napiæ siê herbaty w Jaworzynce, ¿eby za chwilê zasi¹œæ do kufla w Hrcavie – bez koniecznoœci nadrabiania dziesi¹tków kilometrów. Gdybym by³ uparty, móg³bym w ci¹gu niespe³na dziesiêciu minut przewêdrowaæ z Polski, przez Czechy i S³owacjê z powrotem do Polski i nikt nawet by siê mn¹ nie zainteresowa³. Bo w sumie nie o Schengen chodzi Po co o tym piszê? Wbrew pozorom, nie po to aby ubolewaæ nad czasami przesz³ymi. Nie po to równie¿, ¿eby wystawiæ kolejn¹ laurkê inicjatorom uk³adu z Schengen, choæ pomys³ rzeczywiœcie jest przedni. W zasadzie chyba dopiero kupuj¹c beskidzki oscypek w jab³onkowskim „Albercie”, uœwiadomi³em sobie tak naprawdê jak wa¿ne s¹ w naszym ¿yciu sprawy prozaiczne. A ta proza ¿ycia to ¿ywot spokojny i codzienny, w zgodzie z tym co wokó³. To „trzicet” i „trzidzieszci” w tym samym sklepie, ale u dwóch ró¿nych sprzedawczyñ. To sympatyczna obs³uga w centrum informacji turystycznej, jab³onkowski ratusz, który zd¹¿y³ byæ Rathausem, ratuszem, radnic¹ i Bóg wie czym jeszcze. I jab³onkowski koœció³, tu¿ przy rynku. Ten z kartk¹ „prosime zavirat dvire” i gablotk¹ parafialn¹ wype³nion¹ stronami z „Goœcia Niedzielnego”. Albo kelner w Mostach u Jablunkova – przechodz¹cy z czeskiego na polski i z powrotem na czeski w zale¿noœci od jêzyka, jakim pos³uguje siê goœæ. To w³aœnie ów ¿ywot poczciwy, ¿ycie w zgodzie z sob¹ niezale¿nie od politycznych uwarunkowañ. Tak jak podpity dziadek gdzieœ na drodze miêdzy Svrcinovcem a Cernem – S³owak? Polak? Czech? Œl¹zak? A mo¿e po prostu swojak, tutejszy, maj¹cy w nosie te wszystkie przepychanki graniczne, Wêgrów, Niemców, Œl¹zaków, Cieszynioków, pograniczników i Wo³ochów, od których zapewne pochodzi. Pewnie w g³owie mu kolejny kufel, albo kac, który bêdzie musia³ jakoœ zneutralizowaæ. A ten zale¿y przecie od g³owy, a nie tego po której stronie granicy (powiedzmy sobie szczerze – granicy umownej, któr¹ ju¿ w zasadzie ma³o kto g³owê sobie zawraca) popija³ albo bêdzie trzeŸwia³. grudzieñ 2007 groteski, by moralizatorstwo nie znajdowa³o siê w krêgu podejrzeñ. Gaszyñski postrzega zmiany, jakim ulega w ci¹gu ostatnich lat nasze spo³eczeñstwo (w tym on sam), jako odarcie ze sfery duchowej. „Mój zdrowy ch³opski œwiatopogl¹d / zbieg³ nagle/ w œlep¹ uliczkê naukowoœci” – pisze. Podmiot liryczny wierszy lublinianina jako antidotum na takie status quo postrzega sferê bytu rodzinnego („u ognisk domowych / czyhaj¹ westalki / i tam trzeba pozostaæ”), szeroko pojêtej prywatnoœci („zakuty w dyby prywatnych wspomnieñ (…) / szukam / ludzi przeznaczeñ sensów”) i wiary (piêkny, lakoniczny formalnie, a klarowny w wymowie - cykl 4 wierszy wielkanocnych). Autor proponowanego tomiku nie czyni jednak z powy¿szych wartoœci „œcian, którymi odgradzamy siê od historii” ani te¿ barier wobec innych cz³onków spo³ecznoœci. G³ówne problemy epoki ponowoczesnej s¹ to¿same na wszystkich kontynentach. Ró¿ne jest tylko ich natê¿enie w przestrzeni i czasie. Od chwili zrzucenia pierwszej bomby atomowej na Hiroshimê, gatunek ludzki postawiony zosta³ w stan trwa³ego zagro¿enia. Niebywa³e osi¹gniêcia nauk przyrodniczych nie s¹ w stanie zrekompensowaæ cz³owiekowi braku poczucia bezpieczeñstwa. „Zagl¹dasz w wielkie oczy strachów / jesteœ twarz¹ epoki” – konstatuje St. Gaszyñski. Jest to postawa niepoprawnego humanisty, ale te¿ Zachód coraz wiêksz¹ wagê przywi¹zywaæ znów zacz¹³ do rozwoju tej w³aœnie ga³êzi wiedzy. Z pewnoœci¹, dziêki zniesieniu granic w ramach UE, ³atwiej bêdzie nowym wcieleniom humanizmu dotrzeæ do Polski, gdzie – o czym zaœwiadczaj¹ za³¹czone wiersze – rodzimi twórcy równie¿ maj¹ sporo do powiedzenia. Ksi¹¿ka warta edycji nie tylko ze wzglêdu na miejsce zamieszkania poety, ale te¿ nasycenie tekstów g³êbszymi wartoœciami etycznymi, koniecznymi do konstytuowania obywatelskich postaw w chwili przemian nie tylko ustrojowych, ale nade wszystko œwiadomoœciowych. LECH L. PRZYCHODZKI BART£OMIEJ „BART” ŒWIDEREK Jab³onków/Mosty/Istebna Mo¿na tak i tak (druga fotografia, Damiana Sarbaka, pochodzi z Wolsztyna). Ale mo¿na i tak, jak w Gdañsku: 27 26 strukturalnych, intensywn¹ wymow¹ nasyca fasady, drzwi, wie¿yczki, okna i wykusze. We wnêtrzu, poza ograniczeniami [jakie stwarzaj¹] konstrukcyjne mo¿liwoœci, umieszcza sklepienie tak, ¿e œwiat³o i cieñ staj¹ siê upiorn¹ dekoracj¹ klatek schodowych i korytarzy. W tym czasie, w erze kina niemego sam powiedzia³, ¿e przynajmniej domy powinny mówiæ „po ¿ydowsku”. Dowcipnym zmys³em inwencji odczuwa³ z³owrogoœæ mrocznego œwiata”.17 Natomiast Paul Westheim w makietach wzniesionych pod Berlinem dostrzeg³ przede wszystkim ow¹ ¿ywotn¹, witaln¹ si³ê, maj¹c¹ byæ odbiciem ¿ycia duchowego architekta: „Architektura powsta³a w bardzo wymowny sposób. ¯yj¹c w³asnym ¿yciem, ¿yje ona ¿yciem duchowym rzeŸbiarza. W rêkach modelarza bry³y nabra³y wyrazu, zyska³y sw¹ monumentalnoœæ, ruchliwoœæ i oblicze”.18 (cdn.) A. M. WASIECZKO Poetyckie powroty Niedawno przysz³o mi pisaæ wydawnicz¹ recenzjê z nowej propozycji St. Gaszyñskiego. Poniewa¿ kolejne wiersze twórcy pojawi¹ siê niebawem w „Ulicy...” - zapowiadam je niejako tym textem... LELE Dwa pierwsze tomiki poetyckie lubelski twórca, Stanis³aw Gaszyñski, opublikowa³ ponad dwadzieœcia Stach Gaszyñski i Marian Karaœ. lat temu. Ludzie, paraj¹cy siê piórem, podobnie, jak Fot.: Lele i inni artyœci – miewaj¹ okresy wzmo¿onej aktywnoœci twórczej i lata pozornych „przestojów”, gdy materia³ przysz³ych utworów dopiero siê gromadzi i odciska piêtno na psychice, by po zaistnieniu odpowiedniego bodŸca zaowocowaæ kolejnymi dzie³ami. Gaszyñski przez ca³y czas aktywny by³ dziennikarsko (g³ównie w Lublinie, ostatnio tak¿e poza nim), trudno wiêc powiedzieæ, i¿ „zerwa³” z pisarstwem. Zmieni³ tylko jego formê na bardziej „u¿ytkow¹”. Choæ i publicystyka St. Gaszyñskiego nale¿y do tych, które – oparte o idea³y I „Solidarnoœci” – proponuj¹ Polakom konkretny system wartoœci, usytuowany pomiêdzy tradycj¹ kulturow¹ ca³ej Rzeczypospolitej, z jej religijnoœci¹ i sk³onnoœci¹ do akceptacji narodowego cierpienia a dorobkiem regionu, z którym poeta czuje siê œciœle zwi¹zany. Propozycja trzeciej pozycji literackiej, roboczo zatytu³owana „Zapomnijcie mnie ¿yczliwie”, nie powinna jednak dziwiæ. Wiersze bowiem lubelski poeta pisa³ równolegle do form publicystycznych i – z rzadka – publikowa³. Jak zazwyczaj, gdy do czynienia mamy z poezj¹ wieku dojrza³ego, w utworach Gaszyñskiego przewa¿a nuta filozoficznej zadumy nad w³asnym miejscem w œwiecie, gdzie teraŸniejszoœæ wci¹¿ koegzystuje z histori¹, obecn¹ wœród Polaków na tyle silnie, i¿ jest w stanie wp³ywaæ na obecny bieg wydarzeñ. Nie zawsze zreszt¹ w sposób pozytywny. Istotn¹ cech¹ prezentowanych w „Zapomnijcie…” liryków jest ironia, niekiedy wrêcz autoironia. Dziêki nim ³atwiej jest Czytelnikowi uwierzyæ intencjom autora – zbyt czêsto polski patos przybiera³ formê historycznej Najpierw zareagowa³y lubelskie dzienniki lokalne. Potem wiadomoœæ upowszechni³a Polska Agencja Prasowa. Oto abp J. ¯yciñski wzi¹³ w obronê… GMO. - „Medycyna nie ma ¿adnej wiedzy, by ¿ywnoœæ zmieniona genetycznie nios³a jakieœ zagro¿enia” powiedzia³ biskup podczas mszy z okazji Barbórki w £êcznej (woj. lubelskie). Doda³, ¿e lêk przed modyfikowanymi organizmami (GMO) rozpowszechniaj¹ „œrodowiska radykalnych ekologów” których pogl¹dy „s¹ odosobnione”. W odpowiedzi na stronie Magazynu „Obywatel” (pi¹tek, 07 grudnia 2007 - 13:20 http://www.obywatel.org.pl/ index.php?name=News&file=article&sid=8974) g³os zabra³ prof. M. Chor¹¿y. Jego, wielce wywa¿ony, g³os wypada przytoczyæ w ca³oœci: List otwarty 5. grudnia 2007 r. Jego Ekscelencja Arcybiskup Józef ¯yciñski Jego Ekscelencjo. Z informacji internetowej i komunikatu PAP z dnia 4. grudnia 2007 pt. „Nie bójmy siê modyfikowanej ¿ywnoœci” dowiedzia³em siê o stanowisku Jego Ekscelencji, które nie widzi zagro¿eñ zdrowotnych wskutek spo¿ywania tzw. „¿ywnoœci modyfikowanej genetycznie”, czy raczej „¿ywnoœci pochodz¹cej od organizmów (np. roœlin) modyfikowanych genetycznie”. Obawy przed spo¿ywaniem takiej ¿ywnoœci s¹ powszechne nie tylko w polskim spo³eczeñstwie ale tak¿e wœród wielu spo³eczeñstw œwiata. Wed³ug mojej wiedzy istniej¹ przyk³ady, dobrze udokumentowane œwiadcz¹ce o ujemnych skutkach zdrowotnych takiej ¿ywnoœci. Jakkolwiek nie zanotowano masowych zachorowañ, to jednak w roœlinach genetycznie modyfikowanych (roœliny GM), np. w ziarnach u¿ywanych do spo¿ycia przez ludzi lub zwierzêta znajduj¹ siê alergeny, toksyny i œrodki chemiczne u¿ywane przy uprawach roœlin GM szkodliwe dla ludzi i zwierz¹t. Powa¿ne czasopisma naukowe i agencje (np. Department of Energy, USA; artyku³y w naukowym czasopiœmie Science) zalecaj¹ zachowaæ daleko id¹c¹ przezornoœæ, bo doœwiadczenie ludzkoœci w tym obszarze gospodarki s¹ zbyt krótkie, aby wydawaæ ostateczne os¹dy. Jego Ekscelencjo. Istotny problem z genetycznie modyfikowanymi organizmami (GMO) jest zupe³nie innej i zasadniczej wagi. Roœliny GM oporne na szkodniki lub toleruj¹ce herbicydy naruszaj¹ naturalny ³ad w przyrodzie: niszcz¹ nisze ekologiczne w uprawach i otoczeniu, wskutek zapylania s¹siaduj¹cych upraw roœlin tradycyjnych niszcz¹ gatunki uzyskane w drodze naturalnych krzy¿ówek i selekcji przystosowane do naturalnych warunków œrodowiskowych, za³amuj¹ naturalnie funkcjonuj¹ce systemy pokarmowe od ma³ych insektów i owadów po ptaki, zaburzaj¹ ró¿norodnoœæ biologiczn¹ itp. Po raz pierwszy w historii cywilizacji cz³owiek siêgn¹³ po techniki pozwalaj¹ce na wprowadzanie i mieszanie genów miêdzy odleg³ymi gatunkami (np. do roœlin wprowadza siê geny z bakterii, ryb, kokluszu ludzkiego, do jarzyn geny z odleg³ych gatunków roœlin itd.). Bóg i ewolucja stworzy³y harmonijny œwiat istot ¿ywych, w którym ¿yje cz³owiek. Teraz cz³owiek pozbawiony przezornoœci i odpowiedzialnoœci za przysz³oœæ swoich pokoleñ i nasz¹ planetê Ziemiê zaczyna manipulowaæ przyrod¹ o¿ywion¹ w sposób bezmyœlny i nieodpowiedzialny. To nie radykalni ekologowie ale odpowiedzialni uczeni ostrzegaj¹ przed potencjalnymi negatywnymi skutkami upraw GM roœlin (zbo¿a, drzewa). Niektóre pomys³y co do genetycznej modyfikacji roœlin s¹ uzasadnione i nawet potencjalnie po¿yteczne. Ale badania i wprowadzenie do praktyki takich pomys³ów musi siê odbywaæ w specjalnych warunkach i pod œcis³¹ kontrol¹. Promowanie ¿ywnoœci i pasz pochodz¹cych z roœlin GM i oczywiœcie promowanie upraw polowych roœlin (zbó¿) GM jest pochodn¹ polityki gospodarczej wielkiego agrobiznesu i gigantycznych koncernów 7 8 generuj¹cych genetycznie modyfikowane roœliny, sprzedaj¹cych ziarno GM i œrodki chemiczne stosowane na uprawach roœlin GM (herbicydy, pestycydy). Koncerny te o obrotach rocznych przekraczaj¹cych kilkakrotnie bud¿et Polski wywieraj¹ gigantyczn¹ presjê na wiele pañstw na ca³ym globie. Presja wywierana jest przez miêdzynarodowe organizacje gospodarcze (np. Œwiatow¹ Organizacjê Handlu), przez naciski polityczne i przez wielki aparat lobbingowy, prawniczy i reklamowy. To nie humanitarne i etyczne elementy („nakarmimy g³odny trzeci œwiat”) s¹ g³ównym motywem dzia³añ tych koncernów. Koncerny nie dbaj¹ o etykê, celem koncernów jest zysk – to jest opinia niedawno zmar³ego ekonomisty amerykañskiego, N. Friedmana. Celem perspektywicznym tych koncernów jest uzyskanie pe³nej kontroli nad rynkiem ¿ywnoœciowym. Uprawy roœlin GM zagra¿aj¹ tradycyjnej gospodarce rolnej a polityka koncernów jest potencjalnym zagro¿eniem dla farmerów i rolników: czeka ich nowy typ poddañstwa i feudalizmu. Jego Ekscelencjo. Polska gospodarka rolna oparta o tradycyjne metody upraw roœlin produkuje ¿ywnoœæ naturaln¹ o wysokich walorach od¿ywczych uznanych nawet zagranic¹. Nie ma merytorycznie uzasadnionej potrzeby promowaæ w Polsce upraw polowych zbó¿ GM ani rozwa¿aæ czy ¿ywnoœæ pochodz¹ca z takich roœlin zaszkodzi czy nie zdrowiu Polaków. Polska jest pod wielk¹ presj¹ polityczn¹ i gospodarcz¹ wywieran¹ przez ró¿ne oœrodki gospodarcze, finansowe i polityczne. Myœlê, ¿e nale¿y przeciwstawiaæ siê tej presji i utrzymaæ wieloletnie moratorium na uprawy polowe roœlin GM. Tego wymaga przezornoœæ i odpowiedzialnoœæ. Z wyrazami g³êbokiego szacunku. Prof. dr hab. n. med. Mieczys³aw Chor¹¿y GMO s¹ cacy. A lubelski cukier be... Noc przedwigilijna w przewidzianej do likwidacji Cukrowni „Lublin” . Fot.: Lele Kontakt z redakcj¹: red. nacz.: Lech „Lele” Przychodzki, z-ca red. nacz.: Vanda Zakrzewska, 2F Fenghua Mingdu, no. 169 Mayuan Lu, 315010 Ningbo, China Stale pisuj¹ i t³umacz¹: Agnieszka Brytan, Krzysztof Drabik, Dominik Fija³kowski, Micha³ Graczyk, Stanis³aw Jan, Wojciech Kajtoch, Marian Karaœ, Remigiusz Kasprzycki, Krzysztof Lewandowski, Edward „Lu” Soroka, Katarzyna Piotrowska, Henryk Sporoñ, Oskar Szwabowski, Bart³omiej „Bart” Œwiderek, Ryszard Tomczyk, Agnieszka M. Wasieczko, Bogdan „Anastazy” Wiœniewski, Krzysztof Wojciechowski oraz przyjaciele z Bia³orusi, Litwy, Rosji i Ukrainy Graficy: Jerzy Jakubów, Andrzej Kot, Kateøina Mojsejová Opieka nad sprzêtem technicznym: Krzysztof (ADAM) Szmydt, Jacek J. Wa³dowski Uwaga: texty e-mailowe – jako dokument – maj¹ formê orygina³ów; PDF-y „Ulicy…” na stronie: http://innyswiat.most.org.pl/ulica/ (Admin: Arkadiusz Jeleñ) Pallata (Kunstgewerbeschule) we Wroc³awiu, gdzie w latach 1903-1920 piastowa³ stanowisko dyrektora. Zg³êbiaj¹c na podstawie pism francuskiego architekta i teoretyka Viollet-le-Duca œredniowieczne techniki budowlane Poelzig uczy³ siê istotnych powi¹zañ miêdzy form¹, a konstrukcj¹. Dlatego dekoracje klasyczne i renesansowe niczym kostium nak³ada³ na stalowe konstrukcje szkieletowe. Blisko 50 zrealizowanych budynków oraz liczne projekty czysto rysunkowe znamionuje osobisty wyraz niewra¿liwy ani na rygorystyczne doktryny, ani na dominuj¹ce mody. Najbardziej znane z nich to wie¿a ciœnieñ w Poznaniu (1910) i fabryka chemiczna w Lubaniu (1911), przeprowadzona osobiœcie renowacja Schuspielhaus w Berlinie (1919) oraz siedziba stacji radiowej w Berlinie (1929-1930). Realizuj¹c wie¿ê ciœnieñ Hans Poelzig lekcewa¿¹c modn¹ wówczas, „ubieraj¹c¹” eklektyczn¹ dekoracjê, wykorzysta³ silnie oddzia³uj¹c¹ konstrukcjê szkieletow¹. Przypominaj¹c¹ rzymskie koloseum prochowniê w DreŸnie (1916) obiega ci¹g ³uków o owalnym przekroju. Ratusz z tego samego miasta (1917) to piêtrowy, piramidalny budynek w kszta³cie kopca rozcz³onkowany przez wertykalne ¿ebra tworz¹ce naprzemienn¹ grê œwiat³a i cienia. W obu projektach g³êbok¹, szorstk¹ fakturê cylindrycznych budowli o¿ywia ekspresyjnymi oœwietleniem. Ta masywna, dramatycznie „rzeŸbiona” nim architektura wydaje siê byæ kwintesencj¹ stylu scenografii „Golema”. Jednak projekty, które przynios³y mu najwiêksz¹ s³awê, to wnêtrze teatru Grosses Schauspielhaus w Berlinie i kilka planów do Festspielhaus w Salzburgu (1920-1921). Przekszta³cony teatr w Berlinie, niby to rodzaj wykutej w kamieniu groty czy jaskini, staje siê spektakularn¹ wizj¹ amfiteatru. Wykorzystuje kszta³t dawnego cyrku. Ponad licznymi, koncentrycznymi rzêdami na widowni umieszczono niezwyk³y sufit z wieloma zwisaj¹cymi abstrakcyjnymi formami, przypominaj¹cymi stalaktyty i skalne nacieki. Wœród nich ukryto punkty œwietlne. Konstrukcjê stropu wsparto na filarach wyrzeŸbionych przez Marianne Moeschke. W projekcie Festspielhaus w Salzburgu Hans Polezig wykorzysta³ formê kopca lub piramidy. Obok „Golema” Poelzig pojawi³ siê jeszcze na planie dwóch filmów Wegenera. W finansowym niewypale „¯yj¹cy Budda” („Lebende Buddas”, 1923-25) zaprojektowa³ architekturê tybetañsk¹. W „Kronice z Grieshuus” („Zur Chronik von Grieshuus”, 1925) - filmie opartym na mrocznej opowieœci grozy Theodora Storma, stan¹³ masywny, nosz¹cy oznaki zniszczeñ zamek w Grieshuus, koœció³ oraz domki. Zamek z krêtymi schodami, niskimi sklepieniami i mrocznymi zakamarkami zosta³ wymodelowany na podobieñstwo dekoracji do „Golema”, ale symboliczne znaczenie ma te¿ sam krajobraz, który podobnie jak w szwedzkich filmach, staje siê wed³ug okreœlenia Novalisa „wysublimowan¹ postaci¹ pewnego stanu ducha”. Melancholijny pejza¿ rozleg³ych przestrzeni, ponura atmosfera wrzosowisk, wyrwane z korzeniami drzewa i w¹wozy, ruiny poroœniête dzik¹ roœlinnoœci¹, zalegaj¹ce mg³y i niezm¹cone tafle jezior oddaj¹ smutek, samotnoœci i udrêkê bohaterów. W przeciwieñstwie do niektórych projektantów dekoracji, którzy w filmach ekspresjonistycznych stworzyli iluzjê przestrzeni siêgaj¹c po p³askie, wycinane z papieru czy p³ótna, malowane kulisy teatralne, Hans Poelzig jako architekt okaza³ zdolnoœci¹ myœlenia przestrzennego. Pracuj¹c na planie „Golema” szybko zrozumia³, ¿e Wegener nie oczekuje od niego odtworzenia tkanki urbanistycznej œredniowiecznego miasta, lecz zespo³u budowli, ulic i wnêtrz oddaj¹cych atmosferê tajemniczoœci i nadnaturalnoœci le¿¹cych u pod³o¿a filmu. Jego scenografie sprawiaj¹ wiêc wra¿enie, jakby by³y czêœci¹ realnej, namacalnej architektury, nawet, gdy faktycznie s¹ rusztowaniem os³oniêtym plandekami z worka i plastiku. Jeden z pierwszych recenzentów filmu, blisko zwi¹zany ze scenografem dziennikarz Andriej napisa³ w 1920 r.: „Mój przyjaciel, architekt Poelzig nie zbudowa³ Pragi. To raczej poemat o mieœcie, sen, architektoniczna parafraza legendy Golema. Alejki i placyki nie wydaj¹ siê nawi¹zywaæ do czegokolwiek, co realne, lecz tworzyæ atmosferê tchnienia [duszy] w Golema”.16 W 1939 roku Theodor Heuss napisa³: „Poelzig nie skupi³ siê na zaprojektowaniu historycznie odpowiadaj¹cego otoczenia, lecz na znalezieniu stosownej formy odpowiadaj¹cej dziwnoœci tematu. Mo¿na opisywaæ bieg³oœæ, jak¹ okaza³ tworz¹c trójwymiarow¹ g³êbiê czaszkowatych zag³êbieñ zau³ków ulic i placów, bêd¹c¹ niecodziennoœci¹ w filmach z tego czasu. Czuj¹c plastyczn¹ wolnoœæ, wyzwolony z podstawowych powi¹zañ 25 FINLANDIA UTWIERDZONA (1) 24 tym zamkn¹³ je w hebrajsk¹ gwiazdê i zawiesi³ na piersi wskrzeszanego pos¹gu z gliny daj¹c mu ¿ycie. Odt¹d w domu rabina pe³ni³ on rolê „szabes goja” - w kulturze ¿ydowskiej pomocnika, który wyrêcza³ go w czynnoœciach domowych zakazanych w dniu szabasu. Rabbi po raz pierwszy zaprezentowa³ publicznie Golema (Paul Wegener) podczas uroczystoœci na dworze cesarskim, budz¹c tym samym lêk œwity. Kiedy Golem ratuje ¿ycie w³adcy, ten z wdziêcznoœci wydaje edykt u³askawiaj¹cy ¯ydów i chroni¹cy ich przed przeœladowaniami. Jednak pewnego dnia podczas nieobecnoœci Rabbiego Loewa zostaje zniewa¿ony przez jego asystenta. Postanawia siê wiêc zemœciæ. W dniu szabasu, kiedy ca³a gmina ¿ydowska zgromadzi³a siê w synagodze na zwyczajowych mod³ach, podpala dom rabina. Siej¹c w getcie zniszczenie zwraca siê ku swemu stwórcy. Jednak gubi go pierwszy gest czu³oœci, który okazuje mu ma³a dziewczynka. Kolos bierze j¹ na rêce, jednak bawi¹c siê z nim zrywa ona magiczn¹ gwiazdê. Wtedy golem upada na ziemiê rozsypuj¹c siê na czêœci. „Cudowny, tajemniczy, wizjonerski i przera¿aj¹cy” – tak pisano o filmie. Widzów poruszy³a szczególnie ¿ydowska legenda o powo³aniu do ¿ycia martwemu sztucznego cz³owieka. Jedna z najstarszych pokus cz³owieka, szczególnie zafrapowa³a zbiorow¹ wyobraŸniê po I wojnie œwiatowej. To marzenie obecne ju¿ w epoce romantycznej, teraz ujawni³o szczególnie niepokoj¹cy potencja³. W czasach po raz pierwszy w dziejach ludzkoœci posuniêtej na tak¹ skalê militaryzacji, industrializacji oraz nowoczesnymi technologiami fascynacja sztucznym cz³owiekiem jawi³a siê jako szczególne zagro¿enie. Wegener podkreœla³, ¿e zawsze czu³ siê g³êboko poruszony „cich¹, bezwoln¹ i s³u¿alcz¹ osobowoœci¹ giganta, stworzonego przez cz³owieka”.13 Ze wzglêdów religijnych praska gmina ¿ydowska nie pozwoli³a mu sfilmowaæ starego cmentarza. Jednak wszyscy wspó³pracownicy Wegenera zgodzili siê, i¿ jego ambitny projekt nie powinien przypominaæ ani dramatu historycznego, ani ³atwej opowiastki z historyczn¹ Prag¹ jako miejscem zdarzeñ. Celem mia³o byæ oddanie klimatu baœni, nasyconej groz¹ legendy i podkreœlenie atmosfery horroru. Nic dziwnego, gdy¿ ma³o jest miast na œwiecie, które podobnie jak Praga prowokowa³yby ¿yj¹cych w nim pisarzy do tworzenia literatury pe³nej tajemnic i zagadek. Krête, w¹skie uliczki, ciemne zau³ki i niewielkie domki pagórkowatej Ma³ej Strany stanowi³y idealn¹ sceneriê dla romantycznych powieœci „z dreszczykiem”, literatury gotyckiej, a kilkadziesi¹t lat póŸniej - dla niepokoj¹cej twórczoœci ekspresjonistów. Wspomnijmy tu bêd¹cych pod urokiem starej Pragi Meyrinka, Franza Werfla i twórców kina ekspresjonistycznego z „Gabinetem dr Caligari” na czele. „To nie Praga ani ¿adne inne miasto. To raczej poetycki pejza¿ miejski, architektoniczna parafraza legendy Golema” – powiedzia³ Paul Wegener o wyimaginowanej dekoracji, w ca³oœci wzniesionej w atelier. Okolicznoœci jej powstania ods³aniaj¹ nam bezcenne materia³y Ÿród³owe - wspomnienia wspó³re¿ysera Carla Boese z 1920 roku.14 Opar³ siê on na informacjach otrzymanych od Marianne Poelzig, wdowie po scenografie Hansie Poelzigu. Jak siê dowiadujemy, wyborowi projektanta dekoracji Wegener i Boese poœwiêcili niezwykle wiele uwagi. O Poelzigu pomyœleli wtedy, kiedy w listopadzie 1919 roku ws³awi³ siê „wymodelowanym na kszta³t niezwyk³ej jaskini” wnêtrzem Grosses Schauspielhaus. To Carl Boese poleci³ Wegenerowi niezwyk³ego architekta, Hansa Poelziga i znakomitego dekoratora Kurta Richtera, który mia³ czuwaæ nad ca³oœci¹ realizacji. Wegener pozna³ Poelziga jeszcze przed wojn¹, kiedy w czasach kryzysu Niemiec wielki architekt pozostawa³ bez pracy. Teraz chêtnie te¿ przyj¹³ jego propozycjê wykonania szkiców do drugiej wersji „Golema”. Jak podkreœla Carl Boese, wspólne zainteresowanie fantastyk¹ i tajemniczoœci¹ sprawi³y, ¿e wspó³praca na planie filmu okaza³a siê niezwykle owocna. Pelzig wykona³ liczne szkice, natomiast wykonanie makiet powierzy³ ¿onie Marlenie Moeschke Poelzig. W swym atelier na szerokich sto³ach wznios³a ona wielkie modele z gliny. Nastêpnie na planie filmowym wzniesiono na ich podobieñstwo finalne dekoracje.15 Hans Poelzig (1869-1936), architekt, pedagog, autor licznych artyku³ów i bogatego oeuvre malarskiego, tworzy³ równie¿ scenografie teatralne i filmowe. Jego charakterystyczne budowle wyró¿nia prostota oraz nasycenie ich pierwiastkami znamionuj¹cymi duchowoœæ i emocje. W latach 1890-1900 studiowa³ architekturê w Technische Hochschule (Wy¿sza Szko³a Techniczna) w Berlinie, od 1899 roku na Akademiê Sztuki Ludwiga I. Finlandia podpisa³a z Rosj¹ w Helsinkach 20. stycznia 1992 r. traktat o przyjaŸni, na który sk³ada³o siê wiele klauzul, w tym komercjalnych i finansowych. Wa¿niejsza by³a wymiana not, jaka mia³a miejsce tego samego dnia. Owe noty zatwierdzi³y anulowanie Traktatu o PrzyjaŸni, Wspó³pracy i Wzajemnym Wsparciu, jaki podpisano w Moskwie 6. kwietnia 1948. roku. Tamten to traktat, wynik radzieckiego zwyciêstwa w II Wojnie Œwiatowej, na³o¿y³ ograniczenia na niezale¿n¹ politykê zagraniczn¹ Finlandii i w rzeczy samej pewne warunki fiñskiej niepodleg³oœci jako takiej. To, ¿e te ograniczenia okaza³y siê giêtkie i podatne na kierowanie, by³o g³ównie zas³ug¹ umiaru i m¹droœci kolejnych rz¹dów Finlandii, a tak¿e ich uznaniu, i¿ - szczególnie dla ma³ego narodu - nieskrêpowana niepodleg³oœæ jest istn¹ chimer¹. Tote¿ w 1992 r. zniknê³y ostatnie kontury z³owieszczego cienia rosyjskiej dominacji nad Finlandi¹ - 75 lat po ustanowieniu niepodleg³ego pañstwa fiñskiego. Nie nale¿y s¹dziæ, ¿e obecny traktat by³ po prostu kolejnym skutkiem ubocznym wycofania siê Rosji z Europy Œrodkowej i Wschodniej. Niepodleg³oœæ Finlandii zdobywa³y i zabezpiecza³y kawa³ek po kawa³ku kolejne jej w³adze w ci¹gu ostatnich 50 lat. Ten rodzaj niepodleg³oœci utwierdzi³a Finlandia na d³ugo przed 1992 rokiem. Nie zawsze rozumiano to w Waszyngtonie - Nie rozumia³ tego John Foster Dulles, który w 1951 r. oznajmi³, i¿ w czasie Zimnej Wojny „neutralnoœæ” jakiegokolwiek narodu jest czymœ niemo¿liwym i niemoralnym. Nie rozumia³ tego John Kennedy, który w 1961 r. powiedzia³ dyplomacie fiñskiemu: „Tym, co nas, Amerykanów, zastanawia, jest to, dlaczego Zwi¹zek Radziecki pozwoli³ Finlandii zachowaæ niepodleg³oœæ”. Tego zastanowienia mog³o w Waszyngtonie nie byæ, ale nie to jest tematem niniejszego artyku³u. Temat stanowi historyczna natura i rozwój stosunków fiñsko-rosyjskich, których poznanie wyjaœni³oby nam nie tylko co-nieco o Finlandii, ale te¿ i kilka ma³o znanych rzeczy o rosyjskiej polityce zagranicznej za Stalina. II. Przez niemal 200 lat stosunki miêdzy Finlandi¹ a Rosj¹ wyznacza³o po³¹czenie walki i kompromisu - kompromisu w najgorszych warunkach niechêtnego i przymuszonego, a we wzglêdnie najlepszych warunkach - realistycznego i dobroczynnego. Jego korzenie siêgaj¹ pierwszego etapu niepodleg³oœci Finlandii, który, wbrew powszechnej opinii, rozpocz¹³ siê nie w 1918, ale w 1809 roku i który umo¿liwiony by³ przez cara Rosji. Przed 1809 r. Finlandia stanowi³a czêœæ Królestwa Szwecji. Po pokonaniu Szwecji car Aleksander I zyska³ Finlandiê, ale uczyni³ z niej autonomiczne Wielkie Ksiêstwo w ramach Imperium Rosyjskiego. Tamten uk³ad mia³ elementy pozytywne. Wielkie Ksiêstwo Finlandii utrzyma³o dawny szwedzki system administracyjny, a tak¿e swoje instytucje prawne i kulturowe oraz zwyczaje. Kiedy surowy car Niko³aj I stan¹³ wobec powstania polskiego 1830-31, mia³ rzec: „Finów zostawiæ w spokoju. Oni nam siê nie naprzykrzyli”. W czasie kolejnego powstania polskiego w 1863 r. przywódcy Finlandii sami ostrzegali swoich rodaków, by unikali „czynów niem¹drych”, które tylko by „zada³y krzywdê Finlandii nie czyni¹c korzyœci biednym Polakom”. Aleksander II dobrze traktowa³ Finów; jego pomnik wyró¿nia siê w pejza¿u Helsinek, a czêœci tego¿ miasta maj¹ w sobie wci¹¿ ten sam melancholijny czar neoklasycystycznej architektury imperialnej, jak¹ cechuje siê XIX-wieczny Sankt Petersburg. 9 10 Finlandia cieszy³a siê wiêkszymi przywilejami nawet od tych, jakie mia³y Wêgry w ramach imperium austrowêgierskiego po ausgleichu z 1867 roku. Ju¿ w 1906 roku istnia³ parlament fiñski, wybierany w elekcjach powszechnych. Finki jako pierwsze kobiety na œwiecie posiad³y czynne i bierne prawo wyborcze. A jednak mimo wszystko Finlandia nie stanowi³a niepodleg³ego pañstwa. Poddana by³a nag³ym kaprysom Rosji. Oko³o 1900 r. w Rosji zapocz¹tkowano politykê ograniczania autonomii Finlandii. Fiñski opór wobec takich posuniêæ (w wiêkszoœci b³êdnych i bezmyœlnych raczej ani¿eli brutalnie i rygorystycznie narzuconych) zbieg³ siê z powstaniem nacjonalizmu fiñskiego oraz z ostatecznym kryzysem carskiego imperium. Ale w 1917 r. upadek carskiego re¿imu i jednoczesna rewolucja bolszewicka umo¿liwi³a Finlandii pe³n¹ niepodleg³oœæ. Zadeklarowano j¹ na zjeŸdzie narodowym 6. grudnia 1917 roku. Historia siê nie powtarza, ale powtarzaj¹ siê warunki historyczne. Wzglêdnie ³agodne traktowanie przez Sowietów Finlandii, w tym przez Stalina po II Wojnie Œwiatowej, poprzedzi³a umiarkowana polityka carów wzglêdem Finlandii w XIX wieku. Nastêpnie niepodleg³a Finlandia tyle¿ zyskiwa³a, co traci³a na rewolucjach rosyjskich, w tym - na komunistycznej. W 1917 r. Lenin by³ jednym z pierwszych, którzy przyjêli niepodleg³oœæ Finlandii w czasie, gdy nie zrobi³by tego ¿aden rosyjski nacjonalista. Lenin oczywiœcie nie darzy³ szczególn¹ sympati¹ pañstwa bur¿uazyjnego w Finlandii. Na szczêœcie dla Finów - i dla Europy - Leninowi przeszkodzi³y jego nadzieje ideologiczne. Wydawa³o mu siê, ¿e to, co sta³o siê w Piotrogrodzie w listopadzie 1917 roku, stanie siê wkrótce wszêdzie na zachód od Rosji. Okaza³o siê, ¿e nie mia³ racji, co najpierw udowodniono w Finlandii. Krótka i okrutna wojna domowa pomiêdzy „czerwonymi” a „bia³ymi” wybuch³a w Finlandii w styczniu 1918 - ale w Finlandii, inaczej ni¿ w Rosji, antykomunistyczni „biali” pokonali „czerwonych”. Ma³ej armii fiñskiej uda³o siê te¿ zapobiec wtargniêciu si³ „czerwonych” z Rosji. Lenin musia³ wtedy zaakceptowaæ, w formie traktatu, niepodleg³oœæ niekomunistycznej Finlandii, której granica w najbli¿szym punkcie przebiega³a tylko nieca³e piêædziesi¹t kilometrów od Piotrogrodu. Tu musimy siê zatrzymaæ choæby na chwilê przy wyj¹tkowej postaci i karierze Barona Karola Gustawa Mannerheima. By³ on nie mniejszym zbawc¹ narodu ni¿ by³ nim Winston Churchill w godzinie najwiêkszego zagro¿enia swojego narodu. Mannerheim wyrós³ do rangi genera³a-lejtnanta w wojsku carskim ze wspania³¹ kart¹ i wieloma nadzwyczajnymi osi¹gniêciami. Ale w 1917 roku skoñczy³a siê jego wiernoœæ carowi. W grudniu tego¿ roku senat Finlandii mianowa³ Mannerheima wodzem zarodkowej armii nowego pañstwa. W fiñskiej wojnie domowej pokona³ on „czerwonych” . Z niektórymi przewodnimi postaciami polityki fiñskiej jednak nie zgadza³ siê. Wiêkszoœæ senatu fiñskiego w 1918 r. obstawia³a stanowisko proniemieckie; bratanek* kaisera niemieckiego mia³ w³aœnie zostaæ królem Finlandii. Tego lata niemieckie si³y ekspedycyjne z³o¿one z jegrów przyby³y do Finlandii pomóc „bia³ym” w zwalczaniu komunistów. Mannerheim przyj¹³ to ostatnie (przynajmniej tymczasowo), ale ostrzega³ senat przed ³¹czeniem siê z Niemcami. To Brytania i Francja, a nie Niemcy, wygraj¹ tê wojnê, mówi³. Mannerheim zerwa³ z senatem, z³o¿y³ rezygnacjê i wyjecha³ za granicê. Ale kiedy Niemcy rzeczywiœcie przegra³y wojnê, wezwano go, by wróci³ do Finlandii i zosta³ regentem. Kandydowa³ na prezydenta, ale przegra³ w tych pierwszych fiñskich wyborach prezydenckich. W 1933 r. otrzyma³ tytu³ marsza³ka polnego. W okresie II Wojny Œwiatowej wyszed³ na plan pierwszy, najpierw jako wódz naczelny a potem - prezydent, aby obroniæ Finlandiê przed Rosj¹ i Niemcami tak, jak by³ to uczyni³ ju¿ raz w 1918 r. W okresie miêdzywojennym sytuacja Finlandii ró¿ni³a siê w pewnych kwestiach od sytuacji innych krajów Europy wschodniej, a w innych - by³a podobna. Ró¿ni³a siê tym, ¿e w Finlandii demokracja by³a powszechniejsza i bardziej umocniona. Jednoczeœnie Finlandia stanowi³a czêœæ szeregu nowo KABA£A, MIT STWORZENIA A SCENOGRAFIA W FILMIE „GOLEM” PAULA WEGENERA (2) Golem (hebr. „nieuformowany”) to sztuczny cz³owiek powo³any do ¿ycia przy pomocy kaba³y praktycznej. Przypuszcza siê, i¿ legenda o jego powstaniu mog³a zrodziæ siê w III-IV w. n.e. w krêgu neoplatoñskim.11 Tworzenie golemów by³o jednym w etapów kszta³cenia adeptów Kaba³y uprawiaj¹cych alchemiê. Z dziewiczej ziemi formowali oni postaæ ludzk¹, po czym wykonywali wokó³ niej magiczny taniec uœwietniony œpiewem i recytacj¹ imion Boga lub kombinacji liter z hebrajskiej „Ksiêgi Stworzenia” („Sefer Jecirah”). Nastêpnie golema o¿ywia³ wypisany na papierku tetragram umieszczany pod jêzykiem lub grawerowane na czole hebrajskie s³owo. Istnieje wiele opowieœci o ludziach, którzy robili golemy. Do nich nale¿y Jeremiasz i jego syn ben Syrach, Abraham Ibn Ezra, Salomon-Ibn Gabirol, Eliasz Baal Szem z Che³mna, Eliasz Gaon z Wilna i wielu innych. Jednak najs³ynniejszym jest Jehuda Loew ben Bacalel, zw. Moharalem z Pragi (1520-1609). Sztuczny twór, którego ponoæ stworzy³ dla praskiej gminy ten teolog i mistyk pozostaj¹cy w œwiadomoœci ogó³u kabalistycznym czarodziejem i alchemikiem zainspirowa³ wiele legend. Uformowany z py³u i o¿ywiony za pomoc¹ imienia bo¿ego wsuniêtego pod jêzyk, golem pos³usznie spe³niaj¹c powinnoœci „szabes goja” odpowiada³ na plecenia rabina. Pomaga³ ¯ydom przetrwaæ represje wymierzone przez w³adze po oskar¿eniu ich o mord rytualny. Pewnego pi¹tkowego popo³udnia podczas œwiêta szabatu (hebr. „Kalabat Szabat”, czyli „przyjêcie szabatu”) Jehuda Loew ben Bacalel modli³ siê w praskiej Synagodze Stranovej. Odmawiano w³aœnie psalm szabatowy, gdy rabiemu doniesiono, ¿e stworzony przez niego sztuczny cz³owiek wpad³ w sza³, poniewa¿ rabin wychodz¹c z domu zapomnia³ o wyjêciu karteczki z formu³¹ magiczn¹. Jehuda bez wahania wyszed³ z synagogi i unieszkodliwi³ golema usuwaj¹c z jego ust magiczn¹ formu³ê. To, co z niego pozosta³o, zapieczêtowano na strychu Synagogi Stranovej w Pradze. Jednak jak twierdzi Gerschom Scholem, autor ksi¹¿ki „Kaba³a i jej symbolika”, zarówno niemieckie, jak i hebrajskie Ÿród³a poœwiêcone ¯ydom wskazuj¹ na Polskê. W szczególnoœci to powsta³a ok. 1600 r. legenda o rabinie z Che³mna - Eliaszu Baal-Szemie (zm. 1583 r.).12 Byæ mo¿e tu¿ przed po³ow¹ XVIII wieku dotar³a ona do Pragi. Legendê o Golemie na kartach swych powieœci ochoczo podjêli romantycy: Heine, Hoffmann, Jakob Grimm, Achim von Arnim, a w szczególnoœci Gustaw Meyrink. Jego fantastyczna opowieœæ „Golem” ukaza³a siê w 1915 r. tu¿ po pierwszej wersji filmowej tego tematu podjêtej przez Wegenera. Sprzedaj¹c raczej hinduskie, ni¿ ¿ydowskie idee zbawienia upodabnia golema do Ahaswera, który pojawia siê co 33 lata. Przyjrzyjmy siê teraz kolejnym filmom nakrêconym przez Wegenera. Pierwsza wersja „Golema” z 1914 roku, ³¹cz¹ca wydarzenia wspó³czesne (odkrycie Golema w Pradze) z legend¹ o stworzeniu Golema przez rabina Loewa oko³o 1580 r. - niestety zginê³a. Prawdopodobnie by³a utrzymana w stylu „Studenta z Pragi”. Kolejn¹ wersjê „Der Golem und die Tanzerin” („Golem i tancerka”) z 1917 r. znamy dziœ wy³¹cznie z tytu³u. W roli g³ównej móg³ wyst¹piæ sam Wegener. Zachowa³ siê tylko „Golem” z 1920 r., którego treœæ czerpie z legendy z czasów Rudolfa II mówi¹cej o narodzinach gigantycznej figury z gliny. W pocz. 1930 roku, w dobie kina udŸwiêkowionego Paul Wegener zamierza³ powróciæ do tego tematu po raz czwarty, lecz jego projekt poœwiêcony legendzie ¿ydowskiej odrzuci³y w³adze narodowo-socjalistyczne. Oto krótki zarys scenariusza Paula Wegenera do filmu z 1920 roku: za panowania cesarza Rudolfa II Habsburga (Otto Gebühr) Rabbi Loew (Albert Steinrück) chc¹c przewidzieæ wypadki przysz³oœci i ostrzec ¯ydów przed ewentualnym niebezpieczeñstwem, stale wpatrywa³ siê w gwiazdy. Œledz¹c ksiêgi kabalistyczne dowiedzia³ siê, i¿ pewnego dnia Golem - istota ulepiona z gliny o¿yje, by uwolniæ naród ¿ydowski z niewoli i ucisku. Przywo³a³ wiêc Astarota, który jako jedyny mia³ moc wypowiedzenia magicznej sylaby. Symbolem 23 22 „Niebo? ¯e szare? Mylisz siê, niebo jest zawsze niebieskie.”, powiedzia³ jej kiedyœ tamten cz³owiek, „Pod chmurami. Ludzie czêsto czuj¹ siê nieszczêœliwi, bo bior¹ kolor chmur za kolor nieba.” 4. Co mog³a robiæ J.? Siedzia³a na betonie i patrzy³a w kwadrat œwiat³a, albo dawa³a siê wyszaleæ szaleñstwu, albo k³ad³a siê na parapecie i patrzy³a w dó³ sprawdzaj¹c, tak jak sprawdza siê du¿ym palcem stopy temperaturê wody przed skokiem. „I mnie ktoœ powinien by³ je daæ” – B. dopasowywa³a s³owa do spojrzenia kobiety z dworca. „Teraz – sami widzicie, nie ma mnie i mojego ¿ywio³u, jest tylko ¿ywio³.” 5. Uœmiecha³a siê, a jej uœmiech jak w lustrze odbija³ siê na twarzy kogoœ po drugiej stronie ulicy, jakby oboje uœmiechali siê na to samo wspomnienie. - Kto to by³, B.? - Cz³owiek, który da³ mi kiedyœ klucze. - Jakie klucze? Do czego? „Popatrz, têcza.”, wskaza³ nie pokryt¹ jeszcze blokami ³¹kê, daleko za osiedlem. „Z czym ci siê to kojarzy? Ze szczêœciem? Ale wiesz, ¿e têczy tak naprawdê nie ma? To tylko z³udzenie.” 6. - S³ysza³aœ, co siê sta³o na gie³dzie? Nie wiem, gdzie jest M., przecie¿ on siê za³amie! I co ty zrobi³aœ z J.? Od tygodnia ma wy³¹czony telefon! B. siedzia³a na ³awce przed blokiem i obserwowa³a chaotyczne wêdrówki mrówek. Kiedy widzia³a, ¿e opuszczaj¹ trawnik i kieruj¹ siê na chodnik, szturcha³a je lekko patykiem. Nie mog³a nic wiêcej, nie wiedzia³a dok¹d maj¹ dojœæ. J. wyjrza³a przez okno bloku (okno – do patrzenia przez) i uœmiechnê³a siê blado na widok kartonu z jedzeniem stoj¹cego na ³awce obok B. Autorka w swoim obecnym œrodowisku naturalnym 7. „Ale¿ to bardzo proste,” powiedzia³ podaj¹c jej klucze, „Wystarczy, ¿e wobec wszystkich znaków przesuwaj¹cych siê po niebie, pamiêtasz o czystoœci b³êkitu. Wtedy mo¿esz bezpiecznie otworzyæ ka¿de okno.” VANDA ZAKRZEWSKA 2004.06 ustanowionych ma³ych pañstw umiejscowionych geograficznie miêdzy odbudowanymi Niemcami a wielkim i groŸnym pañstwem Rosji Radzieckiej. Ponadto dla wiêkszoœci Finów mniejszym zagro¿eniem by³y Niemcy ni¿ Rosja, nawet w epoce III Rzeszy. Nie by³a te¿ Finlandia ca³kowicie odporna na tendencje radykalnego i ideologicznego nacjonalizmu, które osi¹gnê³y swój szczyt w Finlandii na pocz¹tku lat 30-tych - jednak nie zagra¿aj¹c funkcjonowaniu fiñskiej demokracji parlamentarnej. W ka¿dym razie ten blado os³oneczniony okres od 1919 do 1939 r. - d³ugi dla ¿ycia jednego pokolenia ale krótki w historii narodu - zakoñczy³ siê z pocz¹tkiem drugiej wojny œwiatowej, kiedy to nagle samo istnienie Finlandii zosta³o zagro¿one. W sierpniu 1939 r. Tajny Protokó³ paktu hitlerowsko-stalinowskiego przypisa³ Finlandiê radzieckiej sferze interesów. Los Finlandii zale¿a³ teraz od uk³adu wielkich si³, podobnie jak by³o to w 1807 r., kiedy to spotkanie Napoleona z Aleksandrem doprowadzi³o do wojny rosyjsko-szwedzkiej a w koñcu - do przejêcia w 1809 r. Finlandii przez cara, a tak¿e póŸniej, w 1943-45 kiedy to demokratyczne pañstwa Atlantyku postanowi³y nie ryzykowaæ swoich stosunków z Rosj¹ przez naleganie na warunki wolnoœci politycznej dla pañstw wschodnioeuropejskich po wojnie. Pomimo up³yniêcia ponad piêædziesiêciu lat i mimo rozleg³ych dowodów w postaci dokumentów, nierozwik³ane pozostaj¹ pewne kwestie dot. paktu hitlerowsko-stalinowskiego. (cdn.) JOHN LUKACS t³um. z j. ang. Stanis³aw Jan *[przyp t³um.] Jeœli chodzi o ks. Fryderyka Karola z Hesji, to wg. innych Ÿróde³ by³ on szwagrem, nie bratankiem, Wilhelma II Kaisera [http://en.wikipedia.org/wiki/Prince_Frederick_Charles_of_Hesse] Pierwodruk w: Foreign Affairs, Vol. 71, No. 4, 1992 Od dobrych 5 lat nieobecny w „Ulicy…” Bogumi³ Kowalski powraca pierwszym tekstem z planowanego cyklu „O zaletach systemu wolnorynkowego - s³ów parê”. Ciekawe, czy starczy mu energii na kontynuacjê… O wadach obowi¹zkowego systemu emerytalnego s³ów kilka Jednym z pierwszych wydarzeñ, jakie mia³y miejsce pod oœwieconymi rz¹dami premiera (a raczej p. o. premiera - szerzej o tym innym razem) Donalda Tuska, by³o zaskar¿enie przez Rzecznika Praw Obywatelskich do Trybuna³u Konstytucyjnego przepisu o wieku emerytalnym kobiet. Chodzi³o o to, aby w ramach walki z dyskryminacj¹ kobiet podnieœæ ich wiek emerytalny z 60 do 65 lat tak, aby mia³y przepracowanych wiêcej lat, a dziêki temu wy¿sz¹ emeryturê. 11 12 Niby wszystko ³adnie, bo walczymy z dyskryminacj¹ kobiet, gorliwie (a nadgorliwoœæ jest gorsza od faszyzmu) stosujemy wszystkie normy unijne, ale ta sprawa jak wiele innych ma „drugie dno”. Otó¿ zgodnie z za³o¿eniami reformy emerytalnej z 1. stycznia 1999 roku, jednym z elementów zreformowanego systemu emerytalnego s¹ otwarte fundusze emerytalne, stanowi¹ce tzw. „drugi filar” owego systemu. A pierwsze wyp³aty nowych emerytur mia³y siê rozpocz¹æ 1. stycznia 2009 roku, w wiêkszoœci kobietom, i tu pojawia siê problem: wiêkszoœæ firm prowadz¹cych OFE swe aktywa zainwestowa³a w obligacje skarbowe, którymi emeryt siê nie po¿ywi, trzeba wiêc aby rz¹d je wykupi³, tylko za co? Rz¹d pieniêdzy na to nie ma! Trzeba wiêc wprowadziæ nowy podatek, kolejny zreszt¹, bo jeden z nich jest ukryty pod nazw¹ „sk³adki emerytalnej”. Ale przecie¿ premier Tusk obiecywa³ ró¿ne cuda, a nowy podatek to ¿aden cud. Postanowiono wiêc opóŸniæ wyp³acanie emerytur o te 5 lat. Czyli zepchniêto ten problem na g³owê nastêpnego rz¹du! To tylko pokazuje nieudolnoœæ nowego rz¹du, a przede wszystkim systemu obowi¹zkowych ubezpieczeñ emerytalnych!!! Du¿o lepszym rozwi¹zaniem by³o by, gdyby ka¿dy cz³owiek sam móg³ zadecydowaæ czy chce odk³adaæ swoje pieni¹dze na przysz³oœæ, w co inwestowaæ i przez jaki okres, oczywiœcie te pieni¹dze nie mog¹ byæ opodatkowane (bo nasze dochody zosta³y ju¿ raz opodatkowane, a nie mo¿na stosowaæ podwójnego opodatkowania) dziêki temu bêdziemy mieli wiêcej zainwestowanych pieniêdzy, czyli wiêkszy zysk. Dziêki temu bêdziemy mogli zakupiæ wiêcej dóbr (np.: lepszy samochód, wiêksze mieszkanie nawet za granic¹), czy wykupiæ wycieczkê dooko³a œwiata. Na tym te¿ ktoœ zarobi, i zamiast jeŸdziæ do pracy autobusem kupi sobie samochód, ktoœ inny poœle swoje dziecko do lepszej szko³y (oczywiœcie prywatnej), no i przede wszystkim osi¹gaj¹c wiêkszy dochód odprowadzi³by wiêkszy podatek (wed³ug jednolitej dla wszystkich stawki). Dziêki temu zacz¹³by zape³niaæ siê bud¿et pañstwa. Bo o zamo¿noœci pañstwa œwiadczy zamo¿noœæ wszystkich (najlepiej) obywateli, a nie wysokoœæ bud¿etu!! A co z ZUS?- mo¿e ktoœ zapytaæ, ano powinien przestaæ przyjmowaæ nowych ubezpieczonych, zaj¹æ siê wyp³acaniem bie¿¹cych œwiadczeñ i zostaæ zlikwidowany (i tak stoi na skraju bankructwa, co oficjalnie przyzna³ dr Robert Gwiazdowski by³y prezes Rady Nadzorczej ZUS) a pieni¹dze z likwidacji ( sprzeda¿ ca³ego maj¹tku) przeznaczyæ na wyp³atê bie¿¹cych œwiadczeñ. No dobrze, a co z ludŸmi „¿yciowo niezaradnymi”?- proponowana zmiana pokaza³a by ilu ich jest naprawdê, a ilu z nich ¿yje na koszt pañstwa, czyli nasz - bo pañstwo nie wytwarza ¿adnych dóbr, a funkcjonuje dziêki naszym podatkom. Proponowane zniesienie obowi¹zku ubezpieczeniowego, pozosta³e „obowi¹zki ubezpieczeniowe” te¿ nale¿a³o by znieœæ- szerszej o tym w nastêpnych artyku³ach, jest jednym z elementów wolnoœci gospodarczej, a w krajach o wolnej gospodarce nie ma ludzi g³odnych, chyba ¿e chc¹ byæ g³odni - ale to ICH W£ASNY wybór. BOGUMI£ KOWALSKI 1. ¯eby nie nadk³adaæ drogi na parking, przeszli przez dworzec, na którym zawsze wiêcej goœci ni¿ mieszkañców – ale którzy z nich podró¿uj¹ dalej? „Przecie¿ gdyby nie ty, moglibyœmy byæ ju¿ daleko, gdyby nie ty..., mogliœmy wyjechaæ, ty zawsze…”, mantra zanikaj¹ca w ha³asie kroków przechodz¹cych ko³o niej, siedz¹cej pod œcian¹ pomiêdzy kasami. ¯ywio³ zatrzymywania. - Nie wiem jak mog³aœ tam mieszkaæ. – g³os M. by³ pe³en wstrêtu – Przecie¿ to stan surowy. I nie masz ¿adnych rzeczy? B. wzruszy³a ramionami. Klucze do mieszkania dzwoni³y w kieszeni przy ka¿dym kroku. Wyrwana z transu przez ten dŸwiêk, kobieta spomiêdzy kas spojrza³a oskar¿ycielsko. S. ju¿ na nich czeka³, chyba jej nie rozpozna³. Dopasowa³ twarz do imienia lecz do twarzy nie pasowa³o nic. - Gdzie twoje rzeczy? 2. Ludzie dobieraj¹ siê w grupy wed³ug ¿ywio³ów, bo chc¹ sobie stworzyæ wszechœwiat. J. - ¿ywio³ braku – cierpi brak, kiedy nie ma mê¿czyzny, cierpi, bo kocha za ma³o gdy on jest, jeœli on jest i kocha, cierpi bo nie maj¹ dzieci, M. – ¿ywio³ marzeñ, spe³nionych, które nie da³y szczêœcia, tych które spe³niæ siê maj¹ i to szczêœcie przynieœæ, i tych, których ju¿ ze strachu spe³niæ nawet nie bêdzie próbowa³, S. – ¿ywio³ wiedzy: hipotezy, analizy, syntezy, dowody na, argumenty przeciw, teorie wszystkiego. - Gdyby odszed³, mog³abym znienawidziæ, co mam zrobiæ gdy umar³? J. zamalowywa³a œlady spojrzeñ na œcianach, wymienia³a okna zu¿yte od wypatrywania przez, meble od kochania siê na, pod³ogi od przychodzenia do i odchodzenia od. B. siedzia³a na parapecie i spogl¹da³a w dó³, na wydeptane w trawniku œcie¿ki. - Jak ju¿ skoñczysz ten remont, przez które okno wyskoczysz? Trzymaj¹c J. za rêkê, otworzy³a drzwi do mieszkania. Wewn¹trz pachnia³o tynkiem i kurzem. Oprócz kartonów z jedzeniem nie by³o nic: mebli, drzwi, telefonu, telewizora, ³ó¿ka, lustra, gromadzenia, wchodzenia ani wychodzenia, s³ów ani obrazów, wygody, siebie. - Przyjdê za parê dni. – powiedzia³a B. bêd¹c ju¿ jedn¹ nog¹ na korytarzu. Gdy zamknê³a drzwi na zewnêtrzny zamek, J. zaczê³a szukaæ miejsca wœród szarych p³aszczyzn. W jednej z nich by³o okno, pozbawione skrzyde³. 3. Stan, w którym by³a, by³ surowy, bez pytañ i odpowiedzi. Zgaszone ¿ywio³y. By³o tylko bycie i ogl¹danie popl¹tanych szlaków mrówek bezsensownie nadk³adaj¹cych drogi. - Dok³adnie obliczy³em, mo¿esz kupowaæ za wszystko. - Ale jeœli nie… - Na pewno, zobaczysz. - Jak siê uda, to wiesz… - Tak, tak. - B., co mówisz, kupowaæ, czy nie? B. zdjê³a patykiem mrówkê z czubka buta i opuœci³a j¹ na ŸdŸb³o trawy. - Kupuj. 21 Reforma monetarna, czyli jak powinien dzia³aæ narodowy system pieniê¿ny (4) 20 na którym radziliœmy. Tak naprawdê to ¿adnej rady ode mnie nie oczekiwano, a ju¿ najmniej w przedmiocie kultury, tj. w dziedzinie stanowi¹cej absolutny margines zainteresowañ petentów, nawiedzaj¹cych lokal przy ul. L. Maja, jak i Zarz¹du Regionu. Mimo to od pocz¹tku pozostawa³em w fazie emocjonalno-ideowego „uskrzydlenia”. W takim „uskrzydleniu” dok³ada³em palca przy redagowaniu solidarnoœciowego „Biuletynu”, i do budowy pomnika „Solidarnoœci” przy ul. Powrotnej (tekst na cokole jest mój - choæ z czasem nawiedzi³y mnie (a nie odesz³y do dziœ) w¹tpliwoœci co do tej formu³y), i do organizowania ró¿nych spotkañ (nb. raczej niwecz¹cych moje nadzieje) miêdzy ludŸmi kultury a Zarz¹dem Regionu Kontrowersje i obawy pojawia³y siê stopniowo, w miarê doœwiadczeñ. Dodam jeszcze, ¿e z klimatu wyzwalaj¹cego aktywnoœæ i zapa³ wykrzesa³ siê mój, tzn. podlegaj¹cy Galerii El, kabaret rozrachunkowy i w ogóle polityczny z programem „rozliczalnia, czyli... kor¹ mózgow¹”, prezentowany w œrodowisku wiosn¹ 1981, którego ¿aden z dzia³aczy Zarz¹du Regionu nigdy nie zechcia³ obejrzeæ (nawet mój by³y uczeñ i wychowanek Kazimierz Szeszel, bêd¹cy figur¹ w Zarz¹dzie), choæ w³aœnie do ludzi ruchu by³ adresowany. W atmosferze tej mia³ te¿ podstawê ca³y nurt programowy Galerii El, zwany „sztuk¹ protestu” (wystawy, akcje plenerowe) Poczê³y te¿ mnie nawiedzaæ paroksyzmy obaw, czy nie pope³niam szaleñstwa, staj¹c miêdzy usposobionymi likwidatorsko (wobec kultury) ludŸmi wzbieraj¹cego ruchu a defensorami szczêkaj¹cych ze strachu muz œrodowiskowych. RYSZARD TOMCZYK Tydzieñ *** nie bojê siê ciebie twoich myœli siebie siê bojê mi³oœci nocy bezsennych otwartego okna na ostatnim piêtrze rozs¹dku wiersz Katarzyny Piotrowskiej WYNIKI Program ten nie tworzy Utopii, ani nie postuluje Big Brothera, który by nas nadzorowa³. Nie uwolni on tak¿e ludzkoœci od koniecznoœci pracy, nauki, oszczêdzania, troski o œrodowisko, podejmowania m¹drych decyzji, inteligentnego wykorzystywania warunków, uczestnictwa w rz¹dzeniu przedstawicielskim, opieki nad osobami mniej zaradnymi, dba³oœci o przysz³e pokolenia, praktykowania powœci¹gliwoœci, przestrzegania zasad moralnych, czczenia twórcy czy mi³owania bliŸniego jak samego siebie. To, co ten program mo¿e przynieœæ, to stworzenie odpowiednich warunków dla osi¹gniêcia przez krajowy system monetarny tego samego stopnia dojrza³oœci, funkcjonalnoœci i dostêpnoœci, jaki wspó³czeœnie, przynajmniej potencjalnie, cechuje sektor ekonomii materialnej, która tak efektywnie wykorzystuje naukê i technologiê w tworzeniu obfitoœci dóbr i us³ug. Oznacza to, ¿e program niniejszy uwolni³by ludzkoœæ od nadzoru ze strony elit finansowych, które niesprawiedliwie uzurpuj¹ sobie tytu³ do owoców pracy wszystkich pozosta³ych ludzi. Iloœæ pieniêdzy zaanga¿owanych w tê kontrolê jest przeogromna. W raporcie zatytu³owanym „Program Ratunkowy Reformy Monetarnej USA” autor obliczy³, ¿e Narodowa Dywidenda za 2006 rok powinna generowaæ przeciêtne stypendium dla obywatela USA w wysokoœci 12 600 dolarów. Dla osoby w wieku 60 lat oznacza to ³¹czny przychód w kwocie 756 000 dolarów, licz¹c w obecnych cenach. Kwota 756 000 dolarów odpowiada iloœci pieniêdzy, jakie statystyczna osoba musia³a w tym czasie po¿yczyæ od instytucji finansowych. Kwotê tej wielkoœci ka¿dy obywatel powinien by³ otrzymaæ w postaci udzia³u w Narodowej Dywidendzie, o ile Kongres USA nie scedowa³by na instytucje finansowe zapisanych w Konstytucji publicznych prerogatyw do kreowania kredytu. Uzyskane z ekstrapolacji tej wartoœci na ca³e spo³eczeñstwo USA, sumy zbêdnych po¿yczek zaci¹gniêtych przez obywateli od czasu II wojny œwiatowej przewy¿szaj¹ prawdopodobnie kwotê 100 bilionów dolarów. Mo¿emy domniemywaæ, ¿e szacunki te nie mijaj¹ siê z prawd¹, gdy¿ ca³kowity d³ug spo³eczny USA jest w sposób udokumentowany szacowany na ponad 48 bilionów dolarów. Nie jest trudno wyobraziæ sobie, ¿e po jakimœ czasie program reformy monetarnej, opisany w tym raporcie, móg³by spowodowaæ eliminacjê biedy i g³ównych przyczyn wojen, redukcjê wielkoœci rz¹du i uzyskanie przez ludzi szansy na powodzenie. Obecny system pogr¹¿ania siê niewolniczego w d³ugach w wyniku dusznoœci monetarnej na szczeblu konsumenckim, zosta³by zast¹piony przez prawdziw¹ demokracjê gospodarcz¹. Demokracja gospodarcza mo¿e byæ zdefiniowana jako swoboda dostêpu do boskiej obfitoœci Ziemi, odpowiednio do czyichœ potrzeb, charakteru, zdolnoœci i pracy. Celem tego dostêpu jest to, aby ludzie mogli odpowiedzialnie wykonywaæ swoje zajêcia i realizowaæ style ¿ycia zgodnie z w³asn¹ to¿samoœci¹ i przeznaczeniem, bez dyktatu zewnêtrznych autorytetów i bez presji lêku o mo¿liwoœæ ekonomicznej ruiny. S¹ to swobody nierozerwalnie zwi¹zane z ideami, które stworzy³y Amerykê i - choæ ograniczone w znacznym stopniu - stanowi¹ dar Ameryki dla reszty œwiata. Czytelnik móg³by spytaæ, dlaczego o tych reformach nie pomyœlano i nie wdro¿ono ich wczeœniej, skoro wiadomo by³o, jak je wprowadziæ. Prawda jest taka, ¿e w przesz³oœci reformy te by³y znane i promowane przez wielu ludzi, zarówno s³awnych, jak i nieznanych, w³¹czaj¹c w to takich 13 14 przywódców Ameryki, jak Benjamin Franklin, Thomas Jefferson, Andrew Jackson, Thomas Edison, Henry Ford, Herbert Hoover, Franklin D. Roosevelt, John F. Kennedy i wielu innych. Lecz przeciwko tym oswieconym przywódcom dzia³a³a miêdzynarodowa zmowa finansistów posiadaj¹cych ogromn¹ w³adzê polityczn¹. Wspó³czesna era kontrolowania Stanów Zjednoczonych przez finansistów rozpoczê³a siê wraz z uchwaleniem Ustawy o Rezerwie Federalnej w roku 1913. Lecz w latach 1920-tych USA wci¹¿ przewy¿sza³y resztê œwiata w tempie rozwoju. By³o to wynikiem korzystnej w porównaniu z Europ¹ sytuacji finansowej po I wojnie œwiatowej, szerokiej dostêpnoœci kredytu w krajowej gospodarce, wysokiego tempa industrializacji i sk³onnoœci amerykañskich przemys³owców do p³acenia w³asnym robotnikom godziwych stawek. Zauwa¿my, ¿e na wymienionej liœcie oœwieconych przywódców znalaz³ siê prezydent Herbert Hoover. Nie jest ogólnie znanym faktem, ¿e Hoover, wybrany na prezydenta w 1928 roku, zapozna³ siê z systemem Kredytu Spo³ecznego, stworzonym w Wielkiej Brytanii przez majora C.H. Douglasa, który w roku 1918 opublikowa³ swoj¹ brzemienn¹ w skutki pracê „Demokracja Gospodarcza”. Douglas, posiadaj¹cy blisk¹ wiedzê na temat wydarzeñ tamtej epoki, pisa³ póŸniej w swojej ksi¹¿ce Warning Democracy, ¿e finansiœci zdecydowali siê poœwiêciæ gospodarkê USA poprzez wywo³anie krachu na gie³dach w 1929 roku, aby móc przeciwstawiæ siê oœwieconym ideom gospodarczym Hoovera. Istnieje oficjalna wersja historii i prawdziwa historia wydarzeñ. Dlatego Hoover jest b³êdnie portretowany jako prezydent nieudolny. Lecz Hoover, in¿ynier, bêd¹cy jednym z najbardziej sprawnych prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych, zidentyfikowa³ Rezerwê Fedraln¹ dzia³aj¹c¹ we w³asnym interesie, jako cia³o odpowiedzialne za wywo³anie Wielkiego Kryzysu. Jego odpowiedzi¹ by³o utworzenie Biura Rekonstrukcji Finansów1 i próba o¿ywienia gospodarki poprzez infuzjê œwie¿ego kredytu, lecz z powodu obwiniania go o kryzys, zosta³ on usuniêty z urzedu na rzecz Franklina D. Roosevelta w 1932 roku. Biuro Rekonstrukcji Finansów pozosta³o i by³o zasadniczym narzêdziem przebudowy gospodarki przez nastêpne dwie dekady. Sam Roosevelt rozumia³, ¿e rz¹d federalny musi zachowaæ decyduj¹c¹ kontrolê nad kredytem, choæ jego polityka by³a podwa¿ana przez osoby z jego w³asnej administracji, które sprzyja³y finansistom. Tak wiêc nigdy nie zakoñczy³ programu prawdziwej reformy monetarnej. W latach 30-tych Douglas przewidywa³ kolejn¹ wojnê œwiatow¹ spowodowan¹ przyczynami monetarnymi, lecz podczas wizyt w Stanach Zjednoczonych mówiono mu, ¿e finansiœci nigdy nie zezwol¹ na wdro¿enie idei Kredytu Spo³ecznego. W œrodowisku monetarnych reformistów utar³a siê opinia, ¿e elity finansowe rozgl¹da³y siê za ekonomist¹, który stawi³by czo³a ideom Douglasa i ¿e wybór pad³ na Johna Maynarda Keynesa. System Keynesa próbowa³ radziæ sobie z problemem monetarnym poprzez kreowanie olbrzymiego deficytu bud¿etowego, utrzymywanie wysokich podatków i szybki wzrost gospodarczy. System funkcjonowa³ w latach II wojny œwiatowej i nieco d³u¿ej, lecz zabrak³o mu zasilania po zabójstwie Johna F. Kennedy’ego w 1963 roku i po utracie przez USA przewagi handlowej oraz p³ynnoœci finansowej w okresie wojny w Wietnamie i póŸniejszym. Finansiœci wzmocnili swoj¹ kontrolê w latach 70-tych, co doprowadzi³o do wyniszczaj¹cej recesji lat 1979-83, wywo³anej przez Rezerwê Federaln¹, oraz do deregulacji sektora finansowego za rz¹dów Reagana, w latach 1981-89. Sytuacja pozostaje niezmieniona do dnia dzisiejszego. Pocz¹wszy od lat 80-tych, ka¿da ekspansja gospodarcza by³a niczym wiêcej, ni¿ inflacj¹ maj¹tku tworzon¹ przez Rezerwê Federaln¹. Ostatni¹ z nich stanowi³ nadmuchany balon nieruchomoœci, najwiêkszy w historii, a obecnie flaczej¹cy. Finansiœci próbuj¹ doprowadziæ do regulowanego spadku, tzw. miêkkiego l¹dowania, kosztem dobrobytu, prezydium jest „figlarne” i postanawia - jak to siê mówi „za¿yæ mnie z mañki”. Zamykaj¹cy spotkanie I. Pietrzak „nie dostrzega” mojej rêki i „nie s³yszy” g³osu. Poœpiesznie ¿egna zebranych, zgarnia ze sto³u papiery i wraz z reszt¹ cz³onków prezydium oddala siê ku drzwiom w przewidywaniu, ¿e za w³adz¹ poœpieszy cala sala. Doznaje jednak zawodu. Gdy wychodzê na podest i bez ceremonii zajmujê miejsce za sto³em, mimo póŸnej pory nikt nie opuszcza sali. Zaczynam czytanie tekstu rezolucji. Wtedy drzwi siê otwieraj¹ i truchcikiem, ale z zaciœniêtymi ze z³oœci ustami wracaj¹ do sal „prezydianci”, zajmuj¹c miejsca w wolnych rzêdach, nie za sto³em, nie, skoro Sejmik zosta³ przez nich zamkniêty. Tekst zyskuje aprobatê, choæ dyskutanci proponuj¹ uproszczenie kilku sformu³owañ. Ju¿ z sali, tzn. nie „z urzêdu” próbuj¹ w rezolucji mieszaæ wicekuratorzy. Ireneusza Pietrzaka bardzo boli zdanie wyra¿aj¹ce wolê oczyszczenia wspólnego domu z tego, co „g³upie”, bo przeciw epitetom „z³e” i „pod³e” nie zak³ada protestu. Co wywo³uje niepozbawion¹ znamion groteskowoœci polemikê wœród zebranych i ogóln¹ weso³oœæ. Rozchodzimy siê do domów usatysfakcjonowani. Prezydianci jednak nie œpiesz¹ i cichcem obrachowuj¹ straty. Byæ mo¿e po raz pierwszy zetknêli siê z materi¹ cia³a nauczycielskiego stawiaj¹c¹ opór i zdoln¹ do solidarnoœci. W³aœnie o tê lekcjê chodzi³o. Pierwsze odruchy jednak s¹ niekontrolowanymi gestami rozpaczy i wœciek³oœci. Tak w³aœnie zrozumia³em adresowane do mnie, bezmyœlne burkniêcie Heleny Czop: „Po¿a³uje pan tego, co zrobi³... jeszcze siê spotkamy”. Pominê prasowe i inne reperkusje zdarzenia. Dodam tylko to, ¿e wiêcej zrozumienia dla inicjatywy „rewolucyjnej” i oceny instytucji Sejmiku znalaz³em w œrodowiskowej instancji partyjnej ni¿ wœród funkcjonariuszy elbl¹skiej oœwiaty z kuratorem na czele. Dnie, tygodnie i miesi¹ce jesieni 1980 r. up³ywa³y pod znakiem burzliwych zebrañ, spotkañ dyskusyjnych i forów. Œrodowiska nauczycielskie ku zaniepokojeniu dyrekcji i w³adz oœwiatowych poczê³y siê rozgl¹daæ za w³asnymi, niezale¿nymi zwi¹zkami, bo struktury ZNP, wielokrotnie ju¿ skompromitowane, stanê³y na cenzurowanym. Myœlê, ¿e spory wp³yw na inicjatywy w tym kierunku mia³y zdarzenia zwi¹zane z ostatnim w Elbl¹gu Sejmikiem Mistrzów. Ale g³osy podnosz¹ce siê z postulatami w³asnych zwi¹zków solidarnoœciowych by³y jednak nieœmia³e i niezdecydowane, poniewa¿ inicjatywê w tym zakresie od pocz¹tku parali¿owa³a uprawiana przez administracjê praktyka utrudnieñ i zastraszeñ. Istotnym krokiem naprzód by³o powo³anie sekcji nauczycielskiej NSZZ „Solidarnoœæ” w Elbl¹gu. Spotkanie za³o¿ycielskie odby³o siê 24. paŸdziernika w t³umnie wype³nionej czytelni Biblioteki Wojewódzkiej przy ul. Œw. Ducha (wówczas jeszcze - Wigilijnej). Mia³em w nim swój udzia³ organizacyjny jako œwie¿o upieczony cz³onek Zarz¹du Regionu NSZZ „Solidarnoœæ” z funkcj¹ doradcy i konsultanta ds. kultury ³ oœwiaty. ¯ywo wspó³dzia³ali ze mn¹ i to z ogromnym oddaniem sprawie koledzy nauczyciele z LO, w szczególnoœci zaœ Ryszard Lange i Barbara Jakubowska. W spotkaniu za³o¿ycielskim wziêli udzia³ przedstawiciele sekcji nauczycielskiej NSZZ œrodowiska gdañskiego. Zebrani wy³onili cia³o wykonawcze sekcji elbl¹skiej w postaci kilkuosobowego prezydium i wyrazili wolê, bym przyj¹³ funkcjê przewodnicz¹cego. Niestety - musia³em odmówiæ, zrzekaj¹c siê tej funkcji na rzecz Ryœka Langego. Od kilku bowiem miesiêcy ju¿ jako szef Galerii praktycznie pozostawa³em poza œrodowiskiem nauczycielskim. Zreszt¹ by³em i tak obci¹¿ony robot¹ spo³eczn¹, poniewa¿ Miros³aw Dym-czak, dotychczasowy prezes ETK, scedowa³ na mnie obowi¹zki zwi¹zane z t¹ funkcj¹. Wzmiankowan¹ funkcjê konsultanta ds... przyj¹³em z dobr¹ wiar¹ i zacz¹³em bywaæ na ró¿nych zebraniach, nie ¿a³uj¹c gard³a, gdy sz³o o sprawy wymagaj¹ce zabrania g³osu. Szczerze mówi¹c, jako tzw. doradca niewiele mia³em do roboty, gdy¿ m³odzi ludzie nie byli skorzy do zadawania pytañ i wys³uchiwania „dobrej rady”. Zdawali siê wiedzieæ, czego chc¹, i szli jak burza. Podstawowe zaœ decyzje, dotycz¹ce tak¿e kultury, jak siê wkrótce zorientowa³em, zapada³y wczeœniej i poza forum, 19 18 czo³owej œcianie panoszy siê wzmiankowany ju¿ slogan Sejmik „Dumni z dokonañ. Œwiadomi zadañ”. Jest autopanegirycznie, ceremonialnie, œwi¹tecznie i bezmyœlnie. Po wystêpie wicekuratora i okazjonalnym, nader m¹drym odczycie w wykonaniu sprowadzonej do Elbl¹ga pani profesor od teorii wychowania, uœwiadamiam sobie, ¿e nadszed³ mój czas, gdy¿ po odczytach jest zapowiedziana przerwa obiadowa, zaœ po obiedzie s¹ przewidziane zwyczajowe zajêcia w grupach tematycznych, które ludzi rozprosz¹. Co wiêcej - bêd¹ ju¿ zmêczeni i inicjatywa oka¿e siê spóŸniona. Podnoszê rêkê. Stara siê tego nie widzieæ pani Czop, wiedz¹ca przecie¿, co siê œwiêci. Wstajê i pytam wprost, czy mo¿na zabraæ g³os. Mimo to pozostajê dla prowadz¹cej Sejmik niewidzialny i niewidoczny. W sukurs id¹ mi uczestnicy spotkania, zwracaj¹c uwagê sto³owi prezydialnemu, ¿e mam coœ do powiedzenia. Proszê g³oœno o u¿yczenie mi g³osu. Wicekuratorka wie, ¿e w³aœnie nadszed³ dla niej czas nielekkiej próby. Jeœli udzieli mi g³osu, narazi siê kuratorowi, jeœli nie udzieli, zblamuje siê wobec zgromadzonych. Mimo to odmawia („wypowiedŸ pana Tomczyka nie jest przewidziana programem Sejmiku”). Nie ustêpujê, nalegam. Poniewa¿ prezydium spotkania ju¿ w pe³nym sk³adzie jednomyœlnie odmawia mi prawa do publicznego spiczu, zwracam siê do zgromadzonych z pytaniem, czy zechc¹ mi jako obecni na sali u¿yczyæ mi g³osu, skoro rytua³ sejmiku, co jest rzecz¹ bardzo dziwn¹, nie dopuszcza tego rodzaju wyst¹pieñ. OdpowiedŸ jest chóralna: „Pozwalamy”. Forsujê podest i stajê za mównic¹. Jestem ju¿ przygotowany. Wyci¹gam z kieszeni maszynopis i czytam. Uwaga ogromna. Widzê j¹ w oczach oko³o 200 uczestników zgromadzenia. Mam te¿ pewnoœæ - bo to siê czuje - i¿ artyku³ujê to, o czym myœl¹ sami „mistrzowie” - i o kryteriach wartoœciowania nauczycieli, i o rytuale sejmikowym i o nadmiarze optymizmu. Potwierdzaj¹ to burzliwe oklaski. Prezydium jest skonsternowane, ale przerywaæ mi nie œmie. Teraz zwracam siê z propozycj¹ opracowania rezolucji Sejmiku popieraj¹cej ruch odnowy i œwie¿e uchwa³y VI Plenum KC. Nieœmia³a próba storpedowania inicjatywy wychodzi zza sto³u prezydialnego, ale przechodzê nad ni¹ do porz¹dku dziennego. Wci¹¿ jestem „przy g³osie”. Dla uwierzytelnienia woli zbiorowoœci dotycz¹cej rezolucji przeprowadzam g³osowanie. Kto za? - Las r¹k, ¿e i liczyæ nie trzeba. Proponujê wybór piêcioosobowego zespo³u dla zredagowania tekstu, którego projekt mam przecie¿ w kieszeni. Padaj¹ nazwiska. Zaproponowani wyra¿aj¹ zgodê, zaœ sala - znów lasem r¹k - akceptuje sk³ad zespo³u redakcyjnego. Dziêkujê za u¿yczenie mi g³osu i schodzê z podestu. W chwili prowadz¹cy spotkanie, o twarzach czerwonych z gniewu, og³aszaj¹ przerwê obiadow¹. Podczas przerwy skupiam wokó³ siebie osoby wyznaczone do przygotowania tekstu rezolucji i zaznajamiam z propozycj¹. S¹ drobne poprawki, tekst jednak zyskuje akceptacjê i staje siê dokumentem. Obok mnie sk³adaj¹ pod nim podpisy - Andrzej Stasiorowski, Krystyna Piotrowska, Krystyna Spechowicz i Wiktor Nowacki. Po posi³ku pomykamy na zaplanowane zajêcia w grupach. Uprzynale¿niono mnie do zespo³u maj¹cego rozgryzaæ zagadnienie „Pozycja spo³eczna ucznia zdolnego w klasie”. Który z metodyków kuratoryjnych przewodniczy³ tej grupie, dziœ ju¿ nie pamiêtam. W ka¿dym razie zajêcia w grupach by³y jedyn¹ okazj¹ do niezaplanowanych wypowiedzi uczestników Sejmiku, choæ i tutaj podstawowe g³osy dyskusyjne by³y wypowiedziami zaplanowanymi i uzgodnionymi wczeœniej pod wzglêdem treœci. Dyskusji na forum jak zawsze i tym razem program nie przewidywa³. Pozosta³a do realizacji ostatnia czêœæ spektakulum: powrót do sali i wys³uchanie wypowiedzi metodyków, zbieraj¹cych „wnioski z zajêæ grupach”. Samo podsumowanie tych wniosków oraz ca³oœci Sejmiku zosta³o zarezerwowane dla zwierzchnictwa kuratoryjnego. Rzecz bieg³a zgodnie z planem i z niewielkim tylko poœlizgiem czasowym. Wnioskuj¹c z kadencji w intonacji prowadz¹cego zgromadzenie, i¿ zmierza ku zamkniêciu spotkania i zarz¹dzeniu rozejœcia siê (jest grubo po godzinie 15-tej), podnoszê rêkê dla zabrania g³osu. Chodzi przecie¿ o to, by zebranym przedstawiæ tekst rezolucji, a nastêpnie go przeg³osowaæ. Ale zdrowia, stanowisk pracy, mieszkañ i z pewnoœci¹ tak¿e kosztem ¿ycia milionów zdemoralizowanych ludzi. Czy pozwolimy im na to? Naturalnie, rz¹d ma na mysli dalsze porêczenia, choæ obecnie, gdy rynek nieruchomoœci zosta³ zdewastowany, mo¿e nie byæ ju¿ aktywów, w które da³oby siê pompowaæ inflacjê przez nastêpn¹ rundê chaosu. Jednak próby takie s¹ podejmowane. Analitycy próbuj¹ ogniskowaæ uwagê na pêczniej¹cym balonie fuzji i przejmowaniu aktywów, oraz wskazuj¹ na wielki boom w sprzeda¿y papierów wartoœciowych, który wywindowa³ akcje spó³ek gie³dowych na rekordowy poziom, mimo zmniejszania siê si³y nabywczej konsumentów amerykañskich. Jeœli i te balony pêkn¹, zniknie na dobre wiêkszoœæ bogactwa klasy œredniej, która uchowa³a siê po krachu gie³dowym w 1987 roku, przetrwa³a pêkniêcie balona firm wirtualnych w latach 2000-2002 i obecny spadek na rynku nieruchomoœci. Byæ mo¿e bal dobiega koñca. Mo¿e pod koniec swojego 300-letniego panowania, które rozpoczê³o siê w roku 1694, z chwil¹ utworzenia Banku Anglii, finansistom uda³o siê wreszcie rozmontowaæ gospodarki œwiata do tego stopnia, ¿e pozostali z nas zechc¹ podj¹æ jakieœ dzia³ania. A mo¿e wystarczaj¹ce zniecierpliwienie pojawi siê w zwi¹zku z dalszymi wojnami na Bliskim Wschodzie czy gdziekolwiek indziej. Byæ mo¿e szczyt wydobycia ropy lub globalne ocieplenie w³¹cz¹ siê w ten proces destrukcji na skalê, któr¹ trudno bêdzie pomin¹æ. A mo¿e zwyczajnie dokuœtykamy do zachodu s³oñca. Czas poka¿e. Lecz jakkolwiek mia³oby siê to odbyæ, przekonaniem autora jest, ¿e taki lub inny, uczciwy i inteligentny system monetarny powstanie kiedyœ na naszej planecie. 1 Am.: The Reconstruction Finance Corporation RICHARD C. COOK Tt³umaczy³ z j. ang.: Krzysztof Lewandowski Richard C. Cook jest autorem ksi¹¿ki Challenger Revealed: An Insider’s Account of How the Reagan Administration Caused the Greatest Tragedy of the Space Age. Jest emerytowanym analitykiem federalnym, a jego kariera zawodowa obejmuje posady w Komisji Spo³ecznej, FDA, Bia³ym Domu za prezydentury Cartera, NASA, oraz dwudziestojednoletnie zatrudnienie w amerykañskim Departamencie Skarbu. Obecnie jest pisarzem i konsultantem i we wrzeœniu 2007 mia³ wyst¹pienie na dorocznej konferencji AMI (American Monetary Institute) w Chicago. Jego strona internetowa mieœci siê pod adresem: www.richardccook.com Mój alians z „Solidarnoœci¹”. Uskrzydlenie (5) Osobiœcie od l. wrzeœnia pozostawa³em ju¿ poza szko³¹, przej¹wszy obowi¹zki pe³nomocnika Urzêdu Wojewódzkiego ds. organizacji Galerii El. R. Tomczyk, Rwanie, olej, 2005 15 16 By³em jednak z zespo³em nauczycielskim II LO wci¹¿ zwi¹zany. Uzyska³em te¿ z kuratorium zaproszenie do uczestnictwa w Sejmiku. St¹d tam moja obecnoœæ. Co wiêcej zosta³em przez grono (ju¿ zrzeszone w komórkê „Solidarnoœci”) upowa¿niony zarówno do wyg³oszenia cytowanego wy¿ej przemówienia, jak i innej jeszcze inicjatywy. W ka¿dym razie uznaliœmy za niezbêdne wyjœcie na Sejmiku z jakimœ aktem nie uzgodnionym z w³adzami, który by stanowi³ ca³kowicie oddoln¹ inicjatywê nauczycieli. Z takim aktem, który uprzytamnia³by urzêdnikom i funkcjonariuszom kuratoryjnym podmiotowoœæ œrodowiska nauczycielskiego, wiêc i jego zdolnoœæ do podejmowania akcji samodzielnych, a równoczeœnie budzi³ wœród nauczycieli poczucie w³asnej si³y i niezale¿noœci oraz nadziejê. Aktem takim mog³o byæ zg³oszenie przez uczestników rezolucji popieraj¹cej posierpniowy ruch odnowy w³¹cznie z Uchwa³¹ VI Plenum KC PZPR. Zaproponowa³em wiêc taki tekst. Po obróbce dokonanej z udzia³em grona II LO zyska³ on brzmienie nastêpuj¹ce: My, nauczyciele województwa elbl¹skiego, zgromadzeni na V Sejmiku Nauczycieli Mistrzów w dniu 13. paŸdziernika 1980 r. Wyra¿amy poparcie dla szerokiego spo³ecznego ruchu odnowy, który w nastêpstwie strajków robotniczych na Wybrze¿u i w innych dzielnicach Polski ogarnia ca³y nasz kraj i wszystkie dziedziny jego ¿ycia. W szczególnoœci solidaryzujemy siê z treœci¹ wyst¹pieñ klasy robotniczej Trójmiasta, Szczecina i Jastrzêbia i akceptujemy w ca³ej rozci¹g³oœci treœci porozumienia zawartego na pograniczu sierpnia i wrzeœnia miêdzy za³ogami robotniczymi tych œrodowisk a Komisjami Rz¹dowymi. Z satysfakcj¹, z ulg¹ i wiar¹ w przysz³oœæ przyjmujemy zaœwiadczon¹ przez VI Plenum KC PZPR spo³eczn¹ wolê oczyszczenia naszego wspólnego domu z tego, co pod³e, z³e i g³upie, co sprzeczne z ¿ywotnymi interesami narodu. Opowiadamy siê po stronie cz³owieka, jego praw obywatelskich, humanizmu, praworz¹dnoœci, demokracji socjalistycznej i prawdy -przeciwko zak³amaniu, przeciwko nadu¿yciom spo³ecznym i ekonomicznym, przeciwko ba³amutnemu i jednostronnemu propagowaniu sukcesów oraz przeciwko instrumentalnemu traktowaniu cz³owieka i wartoœci moralnych. Upominamy siê o przywrócenie autentycznej godnoœci stanu nauczycielskiego, o podjêcie przez w³adze resortu przedsiêwziêæ skutecznie s³u¿¹cych temu celowi. Rozumiemy równoczeœnie, ¿e godnoœæ nauczyciela nie jest dobrem wy³¹cznie u¿yczonym przez kogokolwiek, ale wartoœci¹ wypracowan¹ przez samego nauczyciela, rezultatem postawy, jak¹ zajmuje wobec skomplikowanego biegu rzeczy i zjawisk. Ze specyficznej natury zawodu, który polega na przekazywaniu m³odzie¿y najdonioœlejszych i najcenniejszych wartoœci moralnych i spo³ecznych, wynika potrzeba posiadania przez pedagogów rzeczonych wartoœci, nie tylko ich werbalnego kultywowania. Tylko nauczyciel odpowiedzialny i spolegliwy, odwa¿ny i pryncypialny, zdyscyplinowany, ale i niepokorny, jeœli wymaga tego sytuacja spo³eczna, otwarty ku sprawom ludzi i ¿yciu narodu, prawdomówny i uczciwy mo¿e cieszyæ siê takim autorytetem, jaki jest niezbêdny dope³nienia s³u¿by nauczycielskiej w sposób zgodny z powo³aniem zawodu. Rozumiemy to tym wiêcej, ¿e takimi byli nasi mistrzowie. Nie brak w naszej tradycji, szczególnie na prze³omie XIX i XX wieku, pedagogów wielkich sercem i duchem, których dzia³ania i postawy na wiele lat blaskiem opromieni³y imiê naszego narodu. Zwracamy siê dziœ w ich stronê, w stronê Na³kowskich i Krzywickich, Chmielowskich i Mahrburgów, Brzozowskich i Sempo³owskich - po pamiêæ, po gorej¹cy p³omieñ... Oto nasza œwiadomoœæ i pamiêæ, i wola uczestnictwa w ¿yciu narodu. Podpisano: Uczestnicy V Sejmiku itd. Po latach uzmys³awiam sobie ca³¹ naiwnoœæ tego przes³ania, nb. spreparowanego z u¿yciem elementów ówczesnego ¿argonu ideologiczno-politycznego, i¿by nie razi³o zbytnio uszu ludzi wiernych partii i uformowanych z betonu. Sk¹din¹d sam jeszcze ulega³em wielu z³udzeniom i trzeba by³o nowych doœwiadczeñ, by skruszy³y siê ich resztki. Zamiar by³ jednak taki, jak uj¹³em to na pocz¹tku. Jaka zaœ atmosfera towarzyszy³a forsowaniu tej rezolucji na forum Sejmiku, pozwolê sobie przedstawiæ okolicznoœci tej akcji, gdy¿ daj¹ one pewne pojêcie o funkcjonowaniu w ówczesnej oœwiacie elbl¹skiej aparatury politycznej uniemo¿liwiaj¹cej jakiœ swobodniejszy oddech. Przenoszê tu relacjê zamieszczon¹ w nieopublikowanej ksi¹¿ce „Otrzêsiny” z roku 1991. Otó¿ Sejmik odbywa³ siê w sali Technikum Mechanicznego przy ul. Komeñskiego. Dzieñ by³ pochmurny, deszczowy. W podcieniu u wejœcia do gmachu zastajê gromadkê wymieniaj¹cych uk³ony uczestników spotkania. Wœród nich znajdujê wicekurator Helenê Czop. Pytam o kuratora, z nim bowiem chcia³bym uzgodniæ moment mojego wyst¹pienia podczas tzw. obrad. Znam jego skrupulatnoœæ i pedanteriê. Równie¿ nieprzejednany konserwatyzm polityczno-ideologiczny, o czym sporo by³oby mówiæ. Toæ niedawno rozdziera³ szaty z powodu telewizyjnej emisji jasnogórskiego przemówienia ks. kardyna³a Wyszyñskiego, nie ukrywaj¹c zarazem rozczarowañ spowodowanych ustêpstwami w³adz wobec ruchu solidarnoœciowego. Wiem te¿ z góry, ¿e nie przyjmie entuzjastycznie propozycji w³¹czenia mojego wyst¹pienia do programu imprezy, w której nie bêdzie miejsca na przypadkowoœæ. Niezale¿nie od ¿yczliwoœci, jak¹ mnie darzy oraz faktu, ¿e ukoñczyliœmy tê sam¹ szko³ê œredni¹ w Sopocie, wychodz¹c spod rêki tych samych profesorów w latach 1949-1950. By unikn¹æ przykrej i dla mnie, i dla niego ewentualnej konfrontacji wobec gremium - gdyby nie zechcia³ udzieliæ mi g³osu - i oszczêdziæ mu zaskoczenia, wola³bym, by by³ uprzedzony o moim zamiarze. Czujê te¿, ¿e do takiej lojalnoœci obliguj¹ mnie dotychczasowe kontakty i rozmowy, w których niekiedy znajdowaliœmy wiele wspólnego. I tu rozczarowanie. Dowiadujê siê, ¿e kurator nie bêdzie bra³ udzia³u w Sejmiku, gdy¿ akurat uczestniczy w posiedzeniu egzekutywy KW, której jest cz³onkiem. Muszê wiêc o zamierzeniu poinformowaæ prowadz¹cych z jego ramienia wicekuratorów - Helenê Czop, ewentualnie Ireneusza Pietrzaka, choæ z tym drugim ze wzglêdu na pewne „zasz³oœci” wola³bym nie rozmawiaæ. Ale na d³u¿sz¹ rozmowê nie ma czasu. Mimo to próbujê pani wicekurator wy³o¿yæ, o co chodzi. Jest ogromnie zaskoczona koncepcj¹ zaproponowania zgromadzonym rezolucji i nad wyraz zaniepokojona, a nawet przestraszona. Oœwiadcza, ¿e inicjatywa taka jest niedopuszczalna i ¿e jakiekolwiek uzupe³nianie czy dekomponowanie programu imprezy przemyœlanej od „a” do „zet” nie wchodzi w rachubê. Odpowiadam wiêc, ¿e mimo to poproszê w stosownym momencie o udzielenie mi g³osu. Przebieg imprezy absolutnie odpowiada planowi. Kurator wprawdzie jest nieobecny, mo¿e jednak byæ spokojny o funkcjonowanie nakrêconej machiny. Jego funkcjonariusze prowadz¹cy spotkanie znaj¹ swoje miejsce i zakres obowi¹zków. Przy instrumencie ustawionym tak precyzyjnie nie mo¿e byæ mowy o niespodziankach. Wiedz¹ te¿ o tym zgromadzeni na sali. Wiêkszoœæ twarzy, które odnajdujê na sali, znam od lat. Garnitur to przedni, by nie rzec - oficjalny, w przewa¿aj¹cej liczbie oddany funkcjonuj¹cemu porz¹dkowi, zwyczajowo korzystaj¹cy z wyró¿nieñ i kuratoryjnych uprzejmoœci, a nie sprawiaj¹cy k³opotów. ¯ony oficerów, aparatczyków, urzêdników na dorobku. Wœród obecnych nie brak oczywiœcie równie¿ szczerych czerwonobetonowych nadgorliwców. Mimo to znajdujê w klimacie sali ton, który wró¿y mojej akcji powodzenie i na którym polegam. O niczym innym bowiem nie rozmawia siê na boku, jak o tym, co w³aœnie siê dzieje poza œcianami tego budynku, tj. W kraju, w zak³adach pracy i w partii. A wiêc celebra otwarcia, a wiêc oficjalne i zaprogramowane wypowiedzi trzymaj¹cych rz¹d na sali wicekuratorów. Promienieje optymizmem przygotowany dla uczestników biuletyn kuratoryjny z materia³ami odnotowuj¹cymi „doœwiadczenia i osi¹gniêcia w pracy z m³odzie¿¹ uzdolnion¹”. I przys³owiowe ju¿ „i rym cym cym, i hopsa sa...” ¿ywcem z id¹cego kabaretu Olgi Lipiñskiej. A na 17