Ulica - Most.org.pl

Transkrypt

Ulica - Most.org.pl
6. ROK
KOTA
ISSN 1732 - 0941
Estetyka ceg³y zlasowanej - reklama na ruinach jeleniogórskiej kamieniczki u podnó¿a
by³ego cmentarza ewangelickiego. Fot.: Lele
Nr 12 (96) 29.XII.2x1000+7
CENTRAL EUROPEAN PRESS CORPORATION OF REGIOPOLIS
ŒRODKOWO – EUROPEJSKA KORPORACJA PRASOWA REGIOPOLIS
www.RegioPolis.net
e-mail: [email protected]
©
COPY LEFT
2
MYŒLI KARASIA, CZYLI KARAŒ MYŒLI
WIEJSKA Z KLAS¥ (niekiedy z czterema)
Mogê
Mogê,
Na jedn¹ nogê
By³y prezydent
S¹dz¹c po gestach
I po minach
Musia³ coœ ³ykn¹æ
Na Filipinach
Alergik
Ca³e ¿ycie by³ uczulony
Zw³aszcza na cudze ¿ony
XXX
Paso¿yty ¿yj¹ce na roœlinach
Umieraj¹ razem z ¿ywicielem.
Paso¿yty ¿eruj¹ce na cz³owieku
Zmuszone s¹ tylko do przeprowadzki
XXX
Nie trzeba koniecznie byæ chromym
By dostaæ po kulach
XXX
Najwiêkszym zawodem cz³owieka
Sta³oby siê odkrycie,
¯e nawet Pan Bóg nie jest wiarygodny
Druga ksi¹¿ka Mariana Karasia „Zamyœlenia
z myœlenia ” - ju¿ na stronie www „Ulicy...”.
Nowe texty i Nowy Rok...
MARIAN KARAŒ
MICHA£ GRACZYK
31
dla ¿o³du wszystko
zrobi.
30
Forever and Together
Poland and USA!
Status
Porêby, 8. czerwca 2007
quo
Dobrzy wujkowie z
Rodziny G-8,
stó³ obfitoœci,
ma³ej, g³upiej
ludzkoœci roz³o¿yli.
2
Kraków, 18. czerwca 2007
3
Kolesie Deka i Log
Bêdziecie mieli bogów cudzych w internecie,
bêdziecie ich wzywaæ codziennie,
bêdziecie œwiêciæ dzieñ œwiêty
w handlowej galerii.
1
4
Porêby, 7. czerwca 2007
6
Krótki esej z Beskidami w tle,
czyli przemyœlenia turysty na kanwie
Schengen
Pan krzyknie:
„Aport –Burek!”,
a kundel mu przyniesie,
bo mo¿e Pan siê zlituje
i wizy zniesie.
Dlaczego wiêc,
niewdziêczne,
rozwydrzone bachory,
krzycz¹ g³oœno
za oknem?
Kundel
Wierny sojusznik,
wasal silnego seniora,
jak pies wierny Pana,
w misji pokojowej,
na ostrym polowaniu,
chcia³by kawa³ek
miêsa wyrwaæ dla siebie.
Nie wie œlepiec,
¿e dom nas podpali³
wpl¹ta³ w piek³o,
¿e mosty za sob¹ spali³.
Na nowym bankiecie
Œwiêtego Przymierza,
dzieli siê przysz³oœæ
naszego œwiata.
Czemu wiêc kija
chc¹ bardziej,
ni¿ marchewki?
W uszach grzmi jeszcze huk strzelaj¹cych korków po szampanach, a w pamiêci ci¹gle majacz¹ sceny
z grudniowej nocy na granicach. Nieukrywana radoϾ ze zniesienia kontroli na granicach z naszymi
unijnymi s¹siadami sk³ania do krótkiej refleksji – niekoniecznie do wielkich s³ów i wiekopomnych
przemyœleñ, ale do zwyk³ego spojrzenia na kordony, które co prawda nie zniknê³y, ale ich przekraczanie
w znacznym stopniu zosta³o uproszczone.
polski
Wojna daleka siê toczy,
o zniewolenie wasze
i brak wolnoœci naszej,
¿eby wró¿ba
koñca historii
szybciej siê spe³ni³a.
W wojnie cywilizacji,
¯o³nierz-polski,
wieczny tu³acz,
Bêdziecie czciæ star¹ ze starym,
bo oni was tu po raz pierwszy
przyprowadzili.
5
I bêdzie siê wam dobrze powodziæ na ziemi,
bo bêdziecie zabijaæ, cudzo³o¿yæ,
kraœæ i k³amaæ.
Kiedy7 zaœ starczy czasu,
to dla rozrywki,
bêdziecie po¿¹daæ
konkubiny bliŸniego swego
i oprogramowania jego.
Porêby, 7. czerwca 2007
Korzystaj¹c z chwili wytchnienia jakie daje trzydniowy urlop w miêdzyœwi¹tecznej przerwie, postanowiliœmy
(ja i Annka) wybraæ siê w krótk¹ przeja¿d¿kê w nieodleg³e od Katowic Beskidy. Plan by³ prosty i jasny – byle
na po³udnie, ku Istebnej, Jaworzynie i okolicom. I pewnie tak by zosta³o, gdyby ju¿ w samej Wiœle mojej uwagi
nie przyku³ drogowskaz „Jablunkov 25”. Przez Jablunkov, znany w Polsce jako Jab³onków wczeœniej tylko
przeje¿d¿a³em, teraz pojawi³a siê okazja do zatrzymania siê w tym niewielkim, ale znacz¹cym dla beskidzkiej
spo³ecznoœci mieœcie. W Istebnej zaopatrujemy siê wiêc w czeskie korony i w¹sk¹ drog¹ przez Jasnowice
kierujemy siê ku Republice Czeskiej. Przejœcie graniczne – jakieœ zadaszone kontenery, obok nich sklep
spo¿ywczy (ju¿ po czeskiej stronie) – przeje¿d¿amy sprawnie. A jeszcze w po³owie grudnia, wybieraj¹c siê
do niedalekiej Opavy, na przejœciu granicznym sprawdzano nam dowody osobiste. Nasza trasa prowadzi przez
Jab³onków, Mosty u Jab³onkowa, s³owacki Svrcinovec, z powrotem na polsk¹ stronê, do nazwijmy to
galicyjskiego Zwardonia.
I co w tym dziwnego? Ano niby nic – droga jak droga, krótka, jednodniowa wyprawa po beskidzkich groniach.
A jednak w perspektywie naszego wejœcia do strefy Schengen, maj¹ca w sobie coœ niesamowitego. Ju¿ choæby
to, ¿e na przestrzeni 40 kilometrów, zataczaj¹c pêtlê wœród miejscowoœci, gdzie ludzie pos³uguj¹ siê oficjalnie
zbli¿onym, a nieoficjalnie prawie tym samym jêzykiem, cz³owiek przekracza trzy razy granicê pañstwow¹:
polsko-czesk¹, czesko-s³owack¹ i s³owacko-polsk¹. Gdyby przewêdrowaæ tê cestê jakimœ górskim szlakiem
gdzieœ w czternastym wieku, granic pañstwowych nie by³oby tu ¿adnych – toæ to wszystko nale¿a³o do Œl¹ska.
Dopiero pod koniec czternastego stulecia Madziarzy przesunêli granice swego królestwa, zagarniaj¹c w¹ski
pas œl¹skiej ziemi od rzeki Kysucy a¿ po Prze³êcz jab³onkowsk¹. To wtedy od œl¹skiej ziemi odpad³ Svrcinovec,
o którym bêdzie jeszcze mowa.
Nad piêkn¹? Modr¹? Na pewno Olz¹!
Gdybyœmy w nasza podró¿ wybrali siê gdzieœ, dajmy na to ko³o roku 1800, zatrzyma³aby nas jedna, jedyna
granica: na wysokoœci Gocza³kowic Zdroju, piêtnaœcie kilometrów przez Bielskiem opuœcilibyœmy pruski Œl¹sk
i znaleŸli na Œl¹sku cesarskim - austriackim. Tak na marginesie: podzia³ na Prusoków z pó³nocy i Cysaroków,
czyli mieszkañców Cieszyñskiego, przetrwa³ do dziœ i do dziœ rozpala czasem g³owy, z przymru¿eniem oka
przyznajmy – Cieszynioków. Ale ju¿ miêdzy Istebn¹ a Jab³onkowem kordonu nie ma ¿adnego – i tu i tu ¿yj¹
beskidzcy górale, rodacy lokalnego zbójnika Ondraszka. Mowa rozbrzmiewa tu ta sama – dialekt œl¹ski górali
beskidzkich. I konia z rzêdem temu, kto chcia³by wcisn¹æ owych Beskidzioków w jasne ramy nacjonalizmów
– pewnie pytany o to kim siê czuje, niejeden gazda odpowie, ¿e po prostu je stela, czyli st¹d. Tak jak odpowie
Prusok, coraz czêœciej znajduj¹cy pracê w rozwijaj¹cym siê górnoœl¹skim przemyœle.
3
4
W Jab³onkowie odbywaj¹ siê targi – toæ miasto ma ku temu prawa., Zje¿d¿aj¹ tu ochoczo gazdy i gaŸdziny
z zachodniej i wschodniej strony masywu Sto¿ka tudzie¿ Czantorii. Kto wie, docieraj¹ pewnie i s¹siedzi znad
Kysucy i Czernej, zza umownego kordonu oddzielaj¹cego Austriê od Wêgier. Z dalszych stron dojad¹ mo¿e
eleganccy kupcy niemieckojêzyczni – z Cieszyna/Teschen, albo Polacy ze Zwardonia, czyli z austriackiej
Galicji/Galizien? W ka¿dym razie miasto têtni ¿yciem, a ludzie bardziej ni¿ administracyjnymi kreskami na
mapie zawracaj¹ sobie g³owê wierchami i prze³êczami – naturalnymi barierami przy dalszych podró¿ach.
Gdzieœ od po³owy dziewiêtnastego wieku, od Wiosny Ludów, na austriacki Œl¹sk wkracza nowa moda –
moda na ruchy narodowe. O œl¹skich górali zaczynaj¹ upominaæ siê Polacy, Czesi, a tak¿e aktywiœci
nowopowsta³ego Zwi¹zku Œl¹zaków Austriackich. Dla agitatorów polskich, zachodnia granica polskiego
etnikum siêga gdzieœ do linii rzeki Morawki, Czesi na swych mapach domagaj¹ siê Skoczowa, a kto wie – mo¿e
nawet i Bielska. To na fali walki o rz¹d œl¹skich beskidzkich dusz, proczeski poeta Petr Bezruc gdzieœ na pocz¹tku
dwudziestego stulecia pisze o Œl¹zakach: Œl¹zacy, Œl¹zacy – sto tysiêcy was zniemczyli, sto tysiêcy z was
spolszczyli. A wyœcie przecie Czesi – chcia³oby siê dodaæ w domyœle. Mo¿na tylko przypuszczaæ, co siê stanie
gdy oba pr¹dy zetr¹ siê z sob¹, upstrzone trzeci¹ opcj¹ – œl¹sk¹, z niemieckoœci¹ na okrasê.
I chyba tylko gazdowie znad Czernej wolni s¹ od dylematów swoich s¹siadów zza jab³onkowskiej prze³êczy
– ich Svrcinovec, do 1899 Szvrcsinovecz, to teraz Fenyvesszoros, senna wioska gdzieœ na Górnych Wêgrzech.
I choæ gwary czadeckie zaliczane s¹ przez jêzykoznawców do grona œl¹skich, a œciœlej: przechodnich œl¹skoma³opolsko-morawskich, miejscowi s¹ oficjalnie Madziarami. Choæ jak wieœæ niesie pochodzenie maj¹
wo³oskie.
Kim jest Ondra z £ysej Góry
Gdybyœmy w nasz¹ podró¿ wybrali siê oko³o roku, dajmy na to, 1930, miêdzy Gocza³kowicami a Bielskiem
granicy ju¿ by nie by³o. Zatrzymaæ jednak musielibyœmy siê nad Olz¹, w Cieszynie, brutalnie rozdartym kordem
granicznym. Za sob¹ zostawilibyœmy autonomiczne województwo œl¹skie w granicach Rzeczypospolitej.
ZnaleŸlibyœmy siê za to w niedawno utworzonej Republice Czechos³owackiej. Nie ma co ukrywaæ, obydwa
pañstwa niezbyt siê lubi¹, miêdzy ludzi wkrad³a siê podejrzliwoœæ i niechêæ. Czesi chc¹ bohemizowaæ tych,
którzy podaj¹ siê za Polaków, Niemców czy po prostu Œl¹zaków. Miejscowi Polacy marz¹ o objêciu ziem nad
Olz¹ przez Polskê, z rezerw¹ podchodz¹c do swoich niepolskich s¹siadów. Jedna polityczna granica, a ile barier
miêdzy ludŸmi? Nacjonalizmy zagoœci³y na dobre – wszystkie strony wydaj¹ siê byæ okopane na swoich
pozycjach, z uprzywilejowanymi Czechami, a zasadzie Czechos³owakami na czele.
Swoj¹ dzia³alnoœæ rozwija bard narodu laskiego Erwin Goj, czyli Odra Lysohorski. Kim s¹ Lasi? To po
prostu beskidzcy Œl¹zacy, na bazie gwar których, Lyshoroski tworzy podwaliny laskiego jêzyka, którym ma
siê pos³ugiwaæ oko³o pó³toramilionowa spo³ecznoœæ Beskidów z obydwu stron granicy pañstwowej. S³abn¹
wp³ywy Œl¹skiej Partii Ludowej, independentystów œl¹skich, których lider jednak¿e przez ca³y okres
miêdzywojenny pe³ni funkcjê burmistrza (czeskiego) Cieszyna – wybrany g³osami miejscowych Œl¹zaków,
Niemców i Polaków. I chocia¿ Republika Czechos³owacka to jedyne demokratyczne pañstwo w tej czêœci
Europy, trwa polityka asymilacyjna. Z Czech i Moraw sprowadzani s¹ nauczyciele oraz nadzór i szczebel
zarz¹dzaj¹cy do tutejszych przedsiêbiorstw. Trwa wiêc powolna kolonizacja, a polityka coraz brutalniej
wdziera siê do beskidzkich domostw.
Nieco spokojniejsze chyba musi byæ ¿ycie nad Czern¹. Fenyvesszoros staje siê Svrcinovcem, a tutejsi
mieszkañcy Czechos³owakami ze s³owackiej strony. Górne Wêgry odesz³y w zapomnienie, Madziarów nie
ma. I choæ od Jab³onkowa Svrcinovca nie oddziela ¿adna granica, w koñcu obie miejscowoœci znajduj¹ siê
w jednym pañstwie, ale tu ju¿ jest S³owacja, w której coraz g³oœniej daje siê s³yszeæ has³a miejscowych
Remigiusz
Kasprzycki:
Wiersze prawie
patriotyczne
Przepis
na
patriotyzm
W bia³o czerwonej barwie p³ótna
pokroiæ dawn¹ legitymacjê
nieboszczki partii,
po czym dolaæ œwiêconej wody,
z posiekan¹ teczk¹
Tajnego Wspó³pracownika.
Dosoliæ pikantnym,
po¿ó³k³ym zdjêciem,
nastêpnie zagotowaæ do
chwili narodowego wrzenia.
Dla zapomnienia przesz³oœci,
delikatnie mieszaæ ró¿añcem,
przygl¹daj¹c siê jednoczeœnie,
czy potrawa ma odpowiedni etos.
Najlepiej serwowaæ bez
ruskich pierogów i
czerwonego barszczyku,
podawaæ ludowi
3. Maja, 11. Listopada,
lub 15. sierpnia.
Kraków, 3. czerwca 2007
Wo³anie o œmieræ
Niepojête jest dla mnie to,
¿e dopiero teraz poprosi³eœ
o œmieræ,
kiedy lata le¿a³eœ
bez czucia i ruchu.
W otch³ani nocy,
w piekle dnia,
kiedy patrzenie w sufit
by³o mêczarni¹,
kiedy zamkniêcie powiek
by³o bólem.
Nie mo¿esz jednak odejœæ,
bo biskup uprawiaj¹c
rann¹ gimnastykê
powiedzia³, ¿e to wbrew
woli Pana,
a potem doda³, ¿e tak kiedyœ
naziœci czynili.
Nie ruszaj palcami,
p³ynnie oddychaj z si³¹,
¿yj dla potêgi koœcio³a,
cierp w tajemnicy wiary,
mo¿e kiedyœ og³osz¹ Ciê œwiêtym.
Kraków, 4. czerwca 2007
Polish peep show
Go! Go! Kiss me! Kiss me!
Ju¿ nie przy lœni¹cej rurce,
tylko przy tarczy zaufania,
z u³añsk¹ fantazj¹ tañczy,
Polska panienka pobudzona.
Forever and Together
Poland and USA!
Ma³a dziewczynka
Co tanio siê sprzedaje w
Night Club NATO,
folguje radoœnie
z przyjació³mi Jankesami.
Kiss me! Kiss me! Go! Go!
Pod Alfonsem prezydentem,
wielki kondom Ameryki,
dziœ zatrzyma nawet syfa
brudnej bomby Arabusów.
29
28
Data: Wed, 05 Dec 2007 13:02:44 +0100
Od: Kuba Szreder
Do: undisclosed-recipients;
Temat: [Fwd: Wolna Pracownia PGR ART - Proœba o wsparcie]
Wolna Pracownia PGR ART - Kolonia Artystów Gdañsk Stocznia Gdañsk
2007.11.13
ul. Doki 1 Stocznia Cesarska - M³ode Miasto 80-958
Skr. Poczt. 130 / Gdañsk 50 / 80-958 | POLAND
e-mail: [email protected] | tel. 505391891 | 503948891
Z przykroœci¹ informujemy, ¿e z dniem 01.01.2008 wstrzymujemy
dzia³alnoœæ Koloni Artystów-Wolnej Pracowni PGR ART. Nowy w³aœciciel
terenów postoczniowych BPTO Stocznia Cesarska wypowiedzia³ nam
wynajmowane przestrzenie, ze wzglêdu na planowany kompleksowy remont
budynku 175A i przystosowanie go do w³asnych celów. Kolonia Artystów
dzia³a³a w budynku 175A od 2001 roku. W tym okresie uda³o sie nam
zorganizowaæ 280 wydarzeñ: wystaw, pokazów wideo, koncertów,
przedstawieñ teatralnych i performanców oraz festiwali sztuki
niezale¿nej. Wszystkie te dzia³ania odby³y siê dziêki
wspania³omyœlnoœci artystów oraz uczestnikom tych wydarzeñ. Kolonia
Artystów nie by³a finansowana przez Miasto Gdañsk ani Ministerstwo
Kultury czy prywatnych sponsorów. W okresie wakacyjnym bie¿¹cego roku
wykonaliœmy prace remontowe. Uda³o nam siê na nowo powo³aæ niedzia³aj¹c¹
[UTF-8?]od 2004 roku Central¹ Telefoniczn¹ wspania³¹ przestrzeni¹ na prezentacje
muzyczne i wideo. Zawarta z BPTO wstêpna umowa najmu przestrzeni pod
dzia³alnoœæ kulturaln¹ zak³ada³a mo¿liwoœæ prezentowania sztuki do koñca
wrzeœnia 2008 r. Termin ten niestety uleg³ zmianie.
W miesi¹cu grudzieñ 2007 planujemy spotkanie z Prezydentem Miasta
Gdañsk, dlatego zwracamy siê z proœb¹ do Instytucji , Galerii i
organizacji zaprzyjaŸnionych o napisanie rekomendacji naszej
dzia³alnoœci w latach 2001 - 2007 Kolonia Artystów / PGR ART / , oraz
wyra¿enie swojej postawy czy takie miejsce jest potrzebne na mapie
Polskiej Sztuki, czy te¿ nie ma sensu istnienia. Rekomendacje prosimy
przes³aæ na adres:
Sylwester Ga³uszka
Skr. poczt. 130
80-958 Gdañsk 50
[ps. Planowane spotkanie z Prezydentem Miasta Gdañsk 10.12.2007]
Z powa¿aniem
Robotnik Sztuki Sylwester Ga³uszka
Robotnik Sztuki Miko³aj Robert Jurkowski
autonomistów. To zreszt¹ doœæ specyficzny obszar, bo choæ Wêgrzy zagarnêli go ju¿ w czternastym wieku, spory
z ksiêstwem Cieszyñskim o przebieg granicy trwa³y a¿ do koñca wieku osiemnastego. Dla dzia³aczy s³owackich
jest to wiêc S³owacja, Polacy zaznaczaj¹ ca³e czadeckie jako swój obszar etniczny, dla Ondry Lysohorskiego
i dzia³aczy œl¹skich to po³udniowe rubie¿e Œl¹ska. Niesamowite jak bardzo ten niewielki skrawek ziemi rozpala
ludzkie umys³y. Niesamowite jak bardzo za przynale¿noœæ do jednego lub drugiego pañstwa ludzie gotowi s¹
poœwiêciæ spokój swojego ¿ywota.
Kiedy rozpada siê Czechos³owacja, a Niemcy zajmuj¹ Sudety, nad Olz¹ pojawia siê Polska. Czesi, i ci
zasiedziali i ci nowoprzybyli zawczasu pakuj¹ swój dobytek i wyje¿d¿aj¹. Polska armia witana kwiatami
wkracza do Jab³onkowa w paŸdzierniku 1938 i dochodzi do Prze³êczy Jab³onkowskiej. Nie pada ani jeden strza³,
jedynie w po³o¿onym koi³o Ostrawy Boguminie formuj¹ siê niechêtne Polsce oddzia³y niemieckiej samoobrony.
Jednak¿e po oficjalnym og³oszeniu przez Hitlera, ¿e miasto go nie interesuje, polska armia wkracza i tu – do
Bogumina/Bohumina/Oderbergu. Czesi Zaolzie przekazuj¹ Polsce pokojowo – gwa³townie ubywa ludnoœci
czeskiej, zwiêksza siê udzia³ Polaków, na razie spokój zachowuj¹ miejscowi Niemcy. Polska administracja
rozwi¹zuje Œl¹sk¹ Partiê Ludow¹ – nie ma miejsca na to¿samoœæ œl¹sk¹, nie daj¹c¹ siê wpisaæ w ramy polskoœci.
Jedyna wiêksza potyczka z oddzia³ami czechos³owackimi ma miejsce dopiero w listopadzie, kiedy Polska
postanawia zaj¹æ ziemiê czadeck¹. Do strzelaniny dochodzi w okolicach Svrcinovca, który odt¹d, ju¿ w granicach
województwa œl¹skiego nosi nazwê Œwierczynowiec. Teraz nasza przeja¿d¿ka odbywa³aby siê nie tylko
w obrêbie jednego pañstwa, ale w sumie jednego województwa. Chocia¿ nie, kieruj¹c siê ze Œwierczynowca
na wschód, w Zwardoniu wjechalibyœmy w obrêb województwa krakowskiego. Trwa to jednak krótko, bo ju¿
po roku na tych terenach rz¹dziæ bêd¹ Niemcy – podobnie jak Polacy rok wczeœniej, te¿ witani kwiatami,
a gdzieniegdzie tryumfalnymi bramami. Kto teraz zamieszkuje Beskidy? Ano w dalszym ci¹gu odnotowuje siê
radykalny spadek udzia³u ludnoœci czeskiej, nieco mniejszy polskiej, przyrost zaœ deklaracji niemieckich i wysyp
Œl¹zaków – absolutny rekord odnotowuje siê w niewielkiej wsi Hrcava/Herczawa – a¿ 99% jej mieszkañców
deklaruje tak¹ w³aœnie narodowoœæ. Ale lata drugiej wojny œwiatowej to nie s¹ dobre czasy na tego rodzaju
plebiscyty – to w ogóle nie s¹ dobre lata.
Boh trojcu lubit’ – niech ¿yje Hrcava!
Zreszt¹ niewa¿ne kto jak siê okreœla. Przecie¿ œwiadomoœæ etniczna, narodowa i jakakolwiek inna to sprawa
indywidualna, jak odrêbny jest ka¿dy z nas. A statystyka to podobno najlepszy naukowy sposób na fa³szowanie
rzeczywistoœci. A ta, rz¹dzi siê w³asnymi prawami. Ju¿ w socjalistycznej Czechos³owacji w Jab³onkowie, który
znajduje siê w jej granicach, gazdowie zbieraj¹ siê co roku na swym „gorolskim œwiêcie” – œwiêcie góralskiej
kultury beskidzkiej, przedzielonej teraz granic¹ przyjaŸni z socjalistyczn¹ PRL. Gdybyœmy na owo œwiêto chcieli
siê wybraæ, zostalibyœmy doœæ drobiazgowo przeœwietleni na moœcie przyjaŸni w Cieszynie i to po,
najprawdopodobniej, kilkugodzinnym oczekiwaniu na przekroczenie granicy. ¯eby z Istebnej przejechaæ do
kuzyna dajmy na to w oddalonych o jakieœ 15 kilometrów Mostach, trzeba zrobiæ dobrze ponad 70 kilometrów
– przez Cieszyn, gdzie mo¿na przekroczyæ nakreœlon¹ na mapie liniê, strze¿ona przez pograniczników z psami
i ka³asznikowami.
Dwa kraje, choæ oficjalnie z³¹czone przyjaŸni¹, oddalaj¹ siê od siebie coraz bardziej i patrz¹ nawzajem
nieprzychylnym okiem. Kiedy w latach dziewiêædziesi¹tych udaje siê poluzowaæ rygory, nagle, tu¿ za Mostami
u Jablunkova wyrasta nowa granica. Teraz nieodleg³y Svrcinovec nale¿y ju¿ do niepodleg³ej Republiki
S³owackiej – ziszcza siê marzenie S³owaków o w³asnym pañstwie.
I znowu ciekawego casusu dostarcza wspomniana ju¿ wczeœniej Hrcava. Kiedy w 1918 roku powstawa³a
Polska i Czechos³owacja, Hrcava stanowi³a zachodni przysió³ek Jaworzynki. Po wytyczeniu granicy Hrcava
5
6
znalaz³a siê w Czechos³owacji, Jaworzynka zaœ w Polsce. Teraz zaœ tak wytyczono granice, ¿e czêœæ hrcavskich
domków letniskowych znalaz³a siê po stronie s³owackiej, podczas gdy sama wieœ, licz¹ca niespe³na trzysta dusz
pozosta³a w Czechach. Czy w takim przypadku w ogóle mo¿na mówiæ o prawdziwych, sprawiedliwych
i uzasadnionych granicach? Bo przecie¿ jeszcze nie tak dawno to wszystko by³a jedna miejscowoœæ – teraz
rozcz³onkowana miêdzy trzy pañstwa! Czy¿by owe trzy czêœci by³y od siebie a¿ tak ró¿ne? Odmienne? Inne?
Jedziemy wiêc od Cieszyna, gdzie kontrola nie jest zbyt uci¹¿liwa, ale jest. Dwadzieœcia parê kilometrów
dalej kolejny postój – wje¿d¿amy do S³owacji – kolejna kontrola. W Svrcinovcu skrêcamy na Skalite i po kolejnej
kontroli granicznej wje¿d¿amy do Polski. Ale od grudnia ju¿ nie – choæ granic nikt nie zlikwidowa³, nikt ich nie
zmienia³, jedziemy sobie nie niepokojeni przez nikogo, a o tym, ¿e kolejne œwierki rosn¹ ju¿ w innym pañstwie
informuj¹ nas jedynie wielkie tablice dla kierowców i te mniejsze – b³êkitne z nazwami krajów. Granice mo¿na
przekraczaæ swobodnie, mo¿na napiæ siê herbaty w Jaworzynce, ¿eby za chwilê zasi¹œæ do kufla w Hrcavie –
bez koniecznoœci nadrabiania dziesi¹tków kilometrów. Gdybym by³ uparty, móg³bym w ci¹gu niespe³na dziesiêciu
minut przewêdrowaæ z Polski, przez Czechy i S³owacjê z powrotem do Polski i nikt nawet by siê mn¹ nie
zainteresowa³.
Bo w sumie nie o Schengen chodzi
Po co o tym piszê? Wbrew pozorom, nie po to aby ubolewaæ nad czasami przesz³ymi. Nie po to równie¿,
¿eby wystawiæ kolejn¹ laurkê inicjatorom uk³adu z Schengen, choæ pomys³ rzeczywiœcie jest przedni. W zasadzie
chyba dopiero kupuj¹c beskidzki oscypek w jab³onkowskim „Albercie”, uœwiadomi³em sobie tak naprawdê jak
wa¿ne s¹ w naszym ¿yciu sprawy prozaiczne. A ta proza ¿ycia to ¿ywot spokojny i codzienny, w zgodzie z tym
co wokó³. To „trzicet” i „trzidzieszci” w tym samym sklepie, ale u dwóch ró¿nych sprzedawczyñ. To sympatyczna
obs³uga w centrum informacji turystycznej, jab³onkowski ratusz, który zd¹¿y³ byæ Rathausem, ratuszem, radnic¹
i Bóg wie czym jeszcze. I jab³onkowski koœció³, tu¿ przy rynku. Ten z kartk¹ „prosime zavirat dvire” i gablotk¹
parafialn¹ wype³nion¹ stronami z „Goœcia Niedzielnego”. Albo kelner w Mostach u Jablunkova – przechodz¹cy
z czeskiego na polski i z powrotem na czeski w zale¿noœci od jêzyka, jakim pos³uguje siê goœæ. To w³aœnie ów
¿ywot poczciwy, ¿ycie w zgodzie z sob¹ niezale¿nie od politycznych uwarunkowañ. Tak jak podpity dziadek
gdzieœ na drodze miêdzy Svrcinovcem a Cernem – S³owak? Polak? Czech? Œl¹zak? A mo¿e po prostu swojak,
tutejszy, maj¹cy w nosie te wszystkie przepychanki graniczne, Wêgrów, Niemców, Œl¹zaków, Cieszynioków,
pograniczników i Wo³ochów, od których zapewne pochodzi. Pewnie w g³owie mu kolejny kufel, albo kac, który
bêdzie musia³ jakoœ zneutralizowaæ. A ten zale¿y przecie od g³owy, a nie tego po której stronie granicy
(powiedzmy sobie szczerze – granicy umownej, któr¹ ju¿ w zasadzie ma³o kto g³owê sobie zawraca) popija³
albo bêdzie trzeŸwia³.
grudzieñ 2007
groteski, by moralizatorstwo nie znajdowa³o siê w krêgu podejrzeñ. Gaszyñski postrzega zmiany, jakim ulega
w ci¹gu ostatnich lat nasze spo³eczeñstwo (w tym on sam), jako odarcie ze sfery duchowej. „Mój zdrowy ch³opski
œwiatopogl¹d / zbieg³ nagle/ w œlep¹ uliczkê naukowoœci” – pisze.
Podmiot liryczny wierszy lublinianina jako antidotum na takie status quo postrzega sferê bytu rodzinnego
(„u ognisk domowych / czyhaj¹ westalki / i tam trzeba pozostaæ”), szeroko pojêtej prywatnoœci („zakuty w dyby
prywatnych wspomnieñ (…) / szukam / ludzi przeznaczeñ sensów”) i wiary (piêkny, lakoniczny formalnie,
a klarowny w wymowie - cykl 4 wierszy wielkanocnych).
Autor proponowanego tomiku nie czyni jednak z powy¿szych wartoœci „œcian, którymi odgradzamy siê od
historii” ani te¿ barier wobec innych cz³onków spo³ecznoœci. G³ówne problemy epoki ponowoczesnej s¹ to¿same
na wszystkich kontynentach. Ró¿ne jest tylko ich natê¿enie w przestrzeni i czasie. Od chwili zrzucenia pierwszej
bomby atomowej na Hiroshimê, gatunek ludzki postawiony zosta³ w stan trwa³ego zagro¿enia. Niebywa³e
osi¹gniêcia nauk przyrodniczych nie s¹ w stanie zrekompensowaæ cz³owiekowi braku poczucia bezpieczeñstwa.
„Zagl¹dasz w wielkie oczy strachów / jesteœ twarz¹ epoki” – konstatuje St. Gaszyñski. Jest to postawa
niepoprawnego humanisty, ale te¿ Zachód coraz wiêksz¹ wagê przywi¹zywaæ znów zacz¹³ do rozwoju tej
w³aœnie ga³êzi wiedzy. Z pewnoœci¹, dziêki zniesieniu granic w ramach UE, ³atwiej bêdzie nowym wcieleniom
humanizmu dotrzeæ do Polski, gdzie – o czym zaœwiadczaj¹ za³¹czone wiersze – rodzimi twórcy równie¿ maj¹
sporo do powiedzenia.
Ksi¹¿ka warta edycji nie tylko ze wzglêdu na miejsce zamieszkania poety, ale te¿ nasycenie tekstów
g³êbszymi wartoœciami etycznymi, koniecznymi do konstytuowania obywatelskich postaw w chwili przemian
nie tylko ustrojowych, ale nade wszystko œwiadomoœciowych.
LECH L. PRZYCHODZKI
BART£OMIEJ „BART” ŒWIDEREK
Jab³onków/Mosty/Istebna
Mo¿na tak i tak (druga fotografia,
Damiana Sarbaka, pochodzi z Wolsztyna).
Ale mo¿na i tak, jak w Gdañsku:
27
26
strukturalnych, intensywn¹ wymow¹ nasyca fasady, drzwi, wie¿yczki, okna i wykusze. We wnêtrzu, poza
ograniczeniami [jakie stwarzaj¹] konstrukcyjne mo¿liwoœci, umieszcza sklepienie tak, ¿e œwiat³o i cieñ staj¹
siê upiorn¹ dekoracj¹ klatek schodowych i korytarzy. W tym czasie, w erze kina niemego sam powiedzia³, ¿e
przynajmniej domy powinny mówiæ „po ¿ydowsku”. Dowcipnym zmys³em inwencji odczuwa³ z³owrogoœæ
mrocznego œwiata”.17 Natomiast Paul Westheim w makietach wzniesionych pod Berlinem dostrzeg³ przede
wszystkim ow¹ ¿ywotn¹, witaln¹ si³ê, maj¹c¹ byæ odbiciem ¿ycia duchowego architekta: „Architektura powsta³a
w bardzo wymowny sposób. ¯yj¹c w³asnym ¿yciem, ¿yje ona ¿yciem duchowym rzeŸbiarza. W rêkach
modelarza bry³y nabra³y wyrazu, zyska³y sw¹ monumentalnoœæ, ruchliwoœæ i oblicze”.18 (cdn.)
A. M. WASIECZKO
Poetyckie powroty
Niedawno przysz³o mi pisaæ wydawnicz¹
recenzjê z nowej propozycji St. Gaszyñskiego.
Poniewa¿ kolejne wiersze twórcy pojawi¹ siê
niebawem w „Ulicy...” - zapowiadam je niejako
tym textem...
LELE
Dwa pierwsze tomiki poetyckie lubelski twórca,
Stanis³aw Gaszyñski, opublikowa³ ponad dwadzieœcia
Stach Gaszyñski i Marian Karaœ.
lat temu. Ludzie, paraj¹cy siê piórem, podobnie, jak
Fot.: Lele
i inni artyœci – miewaj¹ okresy wzmo¿onej aktywnoœci
twórczej i lata pozornych „przestojów”, gdy materia³ przysz³ych utworów dopiero siê gromadzi i odciska piêtno
na psychice, by po zaistnieniu odpowiedniego bodŸca zaowocowaæ kolejnymi dzie³ami.
Gaszyñski przez ca³y czas aktywny by³ dziennikarsko (g³ównie w Lublinie, ostatnio tak¿e poza nim), trudno
wiêc powiedzieæ, i¿ „zerwa³” z pisarstwem. Zmieni³ tylko jego formê na bardziej „u¿ytkow¹”. Choæ
i publicystyka St. Gaszyñskiego nale¿y do tych, które – oparte o idea³y I „Solidarnoœci” – proponuj¹ Polakom
konkretny system wartoœci, usytuowany pomiêdzy tradycj¹ kulturow¹ ca³ej Rzeczypospolitej, z jej religijnoœci¹
i sk³onnoœci¹ do akceptacji narodowego cierpienia a dorobkiem regionu, z którym poeta czuje siê œciœle zwi¹zany.
Propozycja trzeciej pozycji literackiej, roboczo zatytu³owana „Zapomnijcie mnie ¿yczliwie”, nie powinna
jednak dziwiæ. Wiersze bowiem lubelski poeta pisa³ równolegle do form publicystycznych i – z rzadka –
publikowa³.
Jak zazwyczaj, gdy do czynienia mamy z poezj¹ wieku dojrza³ego, w utworach Gaszyñskiego przewa¿a
nuta filozoficznej zadumy nad w³asnym miejscem w œwiecie, gdzie teraŸniejszoœæ wci¹¿ koegzystuje z histori¹,
obecn¹ wœród Polaków na tyle silnie, i¿ jest w stanie wp³ywaæ na obecny bieg wydarzeñ. Nie zawsze zreszt¹
w sposób pozytywny.
Istotn¹ cech¹ prezentowanych w „Zapomnijcie…” liryków jest ironia, niekiedy wrêcz autoironia. Dziêki
nim ³atwiej jest Czytelnikowi uwierzyæ intencjom autora – zbyt czêsto polski patos przybiera³ formê historycznej
Najpierw zareagowa³y lubelskie dzienniki lokalne. Potem wiadomoœæ upowszechni³a Polska Agencja
Prasowa. Oto abp J. ¯yciñski wzi¹³ w obronê… GMO.
- „Medycyna nie ma ¿adnej wiedzy, by ¿ywnoœæ zmieniona genetycznie nios³a jakieœ zagro¿enia” powiedzia³ biskup podczas mszy z okazji Barbórki w £êcznej (woj. lubelskie). Doda³, ¿e lêk przed
modyfikowanymi organizmami (GMO) rozpowszechniaj¹ „œrodowiska radykalnych ekologów” których pogl¹dy
„s¹ odosobnione”.
W odpowiedzi na stronie Magazynu „Obywatel” (pi¹tek, 07 grudnia 2007 - 13:20 http://www.obywatel.org.pl/
index.php?name=News&file=article&sid=8974) g³os zabra³ prof. M. Chor¹¿y. Jego, wielce wywa¿ony, g³os
wypada przytoczyæ w ca³oœci:
List otwarty
5. grudnia 2007 r.
Jego Ekscelencja
Arcybiskup Józef ¯yciñski
Jego Ekscelencjo.
Z informacji internetowej i komunikatu PAP z dnia 4. grudnia 2007 pt. „Nie bójmy siê modyfikowanej
¿ywnoœci” dowiedzia³em siê o stanowisku Jego Ekscelencji, które nie widzi zagro¿eñ zdrowotnych wskutek
spo¿ywania tzw. „¿ywnoœci modyfikowanej genetycznie”, czy raczej „¿ywnoœci pochodz¹cej od organizmów
(np. roœlin) modyfikowanych genetycznie”.
Obawy przed spo¿ywaniem takiej ¿ywnoœci s¹ powszechne nie tylko w polskim spo³eczeñstwie ale tak¿e
wœród wielu spo³eczeñstw œwiata. Wed³ug mojej wiedzy istniej¹ przyk³ady, dobrze udokumentowane œwiadcz¹ce
o ujemnych skutkach zdrowotnych takiej ¿ywnoœci. Jakkolwiek nie zanotowano masowych zachorowañ, to jednak
w roœlinach genetycznie modyfikowanych (roœliny GM), np. w ziarnach u¿ywanych do spo¿ycia przez ludzi lub
zwierzêta znajduj¹ siê alergeny, toksyny i œrodki chemiczne u¿ywane przy uprawach roœlin GM szkodliwe dla
ludzi i zwierz¹t. Powa¿ne czasopisma naukowe i agencje (np. Department of Energy, USA; artyku³y w naukowym
czasopiœmie Science) zalecaj¹ zachowaæ daleko id¹c¹ przezornoœæ, bo doœwiadczenie ludzkoœci w tym obszarze
gospodarki s¹ zbyt krótkie, aby wydawaæ ostateczne os¹dy.
Jego Ekscelencjo. Istotny problem z genetycznie modyfikowanymi organizmami (GMO) jest zupe³nie innej
i zasadniczej wagi. Roœliny GM oporne na szkodniki lub toleruj¹ce herbicydy naruszaj¹ naturalny ³ad
w przyrodzie: niszcz¹ nisze ekologiczne w uprawach i otoczeniu, wskutek zapylania s¹siaduj¹cych upraw roœlin
tradycyjnych niszcz¹ gatunki uzyskane w drodze naturalnych krzy¿ówek i selekcji przystosowane do naturalnych
warunków œrodowiskowych, za³amuj¹ naturalnie funkcjonuj¹ce systemy pokarmowe od ma³ych insektów
i owadów po ptaki, zaburzaj¹ ró¿norodnoœæ biologiczn¹ itp. Po raz pierwszy w historii cywilizacji cz³owiek
siêgn¹³ po techniki pozwalaj¹ce na wprowadzanie i mieszanie genów miêdzy odleg³ymi gatunkami (np. do roœlin
wprowadza siê geny z bakterii, ryb, kokluszu ludzkiego, do jarzyn geny z odleg³ych gatunków roœlin itd.). Bóg
i ewolucja stworzy³y harmonijny œwiat istot ¿ywych, w którym ¿yje cz³owiek. Teraz cz³owiek pozbawiony
przezornoœci i odpowiedzialnoœci za przysz³oœæ swoich pokoleñ i nasz¹ planetê Ziemiê zaczyna manipulowaæ
przyrod¹ o¿ywion¹ w sposób bezmyœlny i nieodpowiedzialny.
To nie radykalni ekologowie ale odpowiedzialni uczeni ostrzegaj¹ przed potencjalnymi negatywnymi
skutkami upraw GM roœlin (zbo¿a, drzewa).
Niektóre pomys³y co do genetycznej modyfikacji roœlin s¹ uzasadnione i nawet potencjalnie po¿yteczne. Ale
badania i wprowadzenie do praktyki takich pomys³ów musi siê odbywaæ w specjalnych warunkach i pod œcis³¹
kontrol¹. Promowanie ¿ywnoœci i pasz pochodz¹cych z roœlin GM i oczywiœcie promowanie upraw polowych
roœlin (zbó¿) GM jest pochodn¹ polityki gospodarczej wielkiego agrobiznesu i gigantycznych koncernów
7
8
generuj¹cych genetycznie modyfikowane roœliny, sprzedaj¹cych ziarno GM i œrodki chemiczne stosowane na
uprawach roœlin GM (herbicydy, pestycydy). Koncerny te o obrotach rocznych przekraczaj¹cych kilkakrotnie
bud¿et Polski wywieraj¹ gigantyczn¹ presjê na wiele pañstw na ca³ym globie. Presja wywierana jest przez
miêdzynarodowe organizacje gospodarcze (np. Œwiatow¹ Organizacjê Handlu), przez naciski polityczne i przez
wielki aparat lobbingowy, prawniczy i reklamowy. To nie humanitarne i etyczne elementy („nakarmimy g³odny
trzeci œwiat”) s¹ g³ównym motywem dzia³añ tych koncernów. Koncerny nie dbaj¹ o etykê, celem koncernów
jest zysk – to jest opinia niedawno zmar³ego ekonomisty amerykañskiego, N. Friedmana. Celem perspektywicznym
tych koncernów jest uzyskanie pe³nej kontroli nad rynkiem ¿ywnoœciowym. Uprawy roœlin GM zagra¿aj¹
tradycyjnej gospodarce rolnej a polityka koncernów jest potencjalnym zagro¿eniem dla farmerów i rolników:
czeka ich nowy typ poddañstwa i feudalizmu.
Jego Ekscelencjo. Polska gospodarka rolna oparta o tradycyjne metody upraw roœlin produkuje ¿ywnoœæ
naturaln¹ o wysokich walorach od¿ywczych uznanych nawet zagranic¹. Nie ma merytorycznie uzasadnionej
potrzeby promowaæ w Polsce upraw polowych zbó¿ GM ani rozwa¿aæ czy ¿ywnoœæ pochodz¹ca z takich roœlin
zaszkodzi czy nie zdrowiu Polaków. Polska jest pod wielk¹ presj¹ polityczn¹ i gospodarcz¹ wywieran¹ przez
ró¿ne oœrodki gospodarcze, finansowe i polityczne. Myœlê, ¿e nale¿y przeciwstawiaæ siê tej presji i utrzymaæ
wieloletnie moratorium na uprawy polowe roœlin GM. Tego wymaga przezornoœæ i odpowiedzialnoœæ.
Z wyrazami g³êbokiego szacunku.
Prof. dr hab. n. med. Mieczys³aw Chor¹¿y
GMO s¹ cacy. A lubelski cukier be... Noc przedwigilijna w przewidzianej do likwidacji Cukrowni
„Lublin” . Fot.: Lele
Kontakt z redakcj¹:
red. nacz.: Lech „Lele” Przychodzki, z-ca red. nacz.: Vanda Zakrzewska,
2F Fenghua Mingdu, no. 169 Mayuan Lu, 315010 Ningbo, China
Stale pisuj¹ i t³umacz¹: Agnieszka Brytan, Krzysztof Drabik, Dominik Fija³kowski,
Micha³ Graczyk, Stanis³aw Jan, Wojciech Kajtoch, Marian Karaœ, Remigiusz
Kasprzycki, Krzysztof Lewandowski, Edward „Lu” Soroka, Katarzyna Piotrowska,
Henryk Sporoñ, Oskar Szwabowski, Bart³omiej „Bart” Œwiderek, Ryszard Tomczyk,
Agnieszka M. Wasieczko, Bogdan „Anastazy” Wiœniewski, Krzysztof Wojciechowski
oraz przyjaciele z Bia³orusi, Litwy, Rosji i Ukrainy
Graficy: Jerzy Jakubów, Andrzej Kot, Kateøina Mojsejová
Opieka nad sprzêtem technicznym: Krzysztof (ADAM) Szmydt, Jacek J. Wa³dowski
Uwaga: texty e-mailowe – jako dokument – maj¹ formê orygina³ów;
PDF-y „Ulicy…” na stronie: http://innyswiat.most.org.pl/ulica/ (Admin: Arkadiusz Jeleñ)
Pallata (Kunstgewerbeschule) we Wroc³awiu, gdzie w latach 1903-1920 piastowa³ stanowisko dyrektora.
Zg³êbiaj¹c na podstawie pism francuskiego architekta i teoretyka Viollet-le-Duca œredniowieczne techniki
budowlane Poelzig uczy³ siê istotnych powi¹zañ miêdzy form¹, a konstrukcj¹. Dlatego dekoracje klasyczne
i renesansowe niczym kostium nak³ada³ na stalowe konstrukcje szkieletowe. Blisko 50 zrealizowanych budynków
oraz liczne projekty czysto rysunkowe znamionuje osobisty wyraz niewra¿liwy ani na rygorystyczne doktryny,
ani na dominuj¹ce mody. Najbardziej znane z nich to wie¿a ciœnieñ w Poznaniu (1910) i fabryka chemiczna
w Lubaniu (1911), przeprowadzona osobiœcie renowacja Schuspielhaus w Berlinie (1919) oraz siedziba stacji
radiowej w Berlinie (1929-1930). Realizuj¹c wie¿ê ciœnieñ Hans Poelzig lekcewa¿¹c modn¹ wówczas,
„ubieraj¹c¹” eklektyczn¹ dekoracjê, wykorzysta³ silnie oddzia³uj¹c¹ konstrukcjê szkieletow¹. Przypominaj¹c¹
rzymskie koloseum prochowniê w DreŸnie (1916) obiega ci¹g ³uków o owalnym przekroju. Ratusz z tego samego
miasta (1917) to piêtrowy, piramidalny budynek w kszta³cie kopca rozcz³onkowany przez wertykalne ¿ebra
tworz¹ce naprzemienn¹ grê œwiat³a i cienia. W obu projektach g³êbok¹, szorstk¹ fakturê cylindrycznych budowli
o¿ywia ekspresyjnymi oœwietleniem. Ta masywna, dramatycznie „rzeŸbiona” nim architektura wydaje siê byæ
kwintesencj¹ stylu scenografii „Golema”. Jednak projekty, które przynios³y mu najwiêksz¹ s³awê, to wnêtrze
teatru Grosses Schauspielhaus w Berlinie i kilka planów do Festspielhaus w Salzburgu (1920-1921).
Przekszta³cony teatr w Berlinie, niby to rodzaj wykutej w kamieniu groty czy jaskini, staje siê spektakularn¹
wizj¹ amfiteatru. Wykorzystuje kszta³t dawnego cyrku. Ponad licznymi, koncentrycznymi rzêdami na widowni
umieszczono niezwyk³y sufit z wieloma zwisaj¹cymi abstrakcyjnymi formami, przypominaj¹cymi stalaktyty
i skalne nacieki. Wœród nich ukryto punkty œwietlne. Konstrukcjê stropu wsparto na filarach wyrzeŸbionych przez
Marianne Moeschke. W projekcie Festspielhaus w Salzburgu Hans Polezig wykorzysta³ formê kopca lub
piramidy.
Obok „Golema” Poelzig pojawi³ siê jeszcze na planie dwóch filmów Wegenera. W finansowym niewypale
„¯yj¹cy Budda” („Lebende Buddas”, 1923-25) zaprojektowa³ architekturê tybetañsk¹. W „Kronice z Grieshuus”
(„Zur Chronik von Grieshuus”, 1925) - filmie opartym na mrocznej opowieœci grozy Theodora Storma, stan¹³
masywny, nosz¹cy oznaki zniszczeñ zamek w Grieshuus, koœció³ oraz domki. Zamek z krêtymi schodami, niskimi
sklepieniami i mrocznymi zakamarkami zosta³ wymodelowany na podobieñstwo dekoracji do „Golema”, ale
symboliczne znaczenie ma te¿ sam krajobraz, który podobnie jak w szwedzkich filmach, staje siê wed³ug
okreœlenia Novalisa „wysublimowan¹ postaci¹ pewnego stanu ducha”. Melancholijny pejza¿ rozleg³ych
przestrzeni, ponura atmosfera wrzosowisk, wyrwane z korzeniami drzewa i w¹wozy, ruiny poroœniête dzik¹
roœlinnoœci¹, zalegaj¹ce mg³y i niezm¹cone tafle jezior oddaj¹ smutek, samotnoœci i udrêkê bohaterów.
W przeciwieñstwie do niektórych projektantów dekoracji, którzy w filmach ekspresjonistycznych stworzyli
iluzjê przestrzeni siêgaj¹c po p³askie, wycinane z papieru czy p³ótna, malowane kulisy teatralne, Hans Poelzig
jako architekt okaza³ zdolnoœci¹ myœlenia przestrzennego. Pracuj¹c na planie „Golema” szybko zrozumia³, ¿e
Wegener nie oczekuje od niego odtworzenia tkanki urbanistycznej œredniowiecznego miasta, lecz zespo³u
budowli, ulic i wnêtrz oddaj¹cych atmosferê tajemniczoœci i nadnaturalnoœci le¿¹cych u pod³o¿a filmu. Jego
scenografie sprawiaj¹ wiêc wra¿enie, jakby by³y czêœci¹ realnej, namacalnej architektury, nawet, gdy
faktycznie s¹ rusztowaniem os³oniêtym plandekami z worka i plastiku. Jeden z pierwszych recenzentów filmu,
blisko zwi¹zany ze scenografem dziennikarz Andriej napisa³ w 1920 r.: „Mój przyjaciel, architekt Poelzig nie
zbudowa³ Pragi. To raczej poemat o mieœcie, sen, architektoniczna parafraza legendy Golema. Alejki i placyki
nie wydaj¹ siê nawi¹zywaæ do czegokolwiek, co realne, lecz tworzyæ atmosferê tchnienia [duszy] w Golema”.16
W 1939 roku Theodor Heuss napisa³: „Poelzig nie skupi³ siê na zaprojektowaniu historycznie odpowiadaj¹cego
otoczenia, lecz na znalezieniu stosownej formy odpowiadaj¹cej dziwnoœci tematu. Mo¿na opisywaæ bieg³oœæ,
jak¹ okaza³ tworz¹c trójwymiarow¹ g³êbiê czaszkowatych zag³êbieñ zau³ków ulic i placów, bêd¹c¹
niecodziennoœci¹ w filmach z tego czasu. Czuj¹c plastyczn¹ wolnoœæ, wyzwolony z podstawowych powi¹zañ
25
FINLANDIA UTWIERDZONA (1)
24
tym zamkn¹³ je w hebrajsk¹ gwiazdê i zawiesi³ na piersi wskrzeszanego pos¹gu z gliny daj¹c mu ¿ycie. Odt¹d
w domu rabina pe³ni³ on rolê „szabes goja” - w kulturze ¿ydowskiej pomocnika, który wyrêcza³ go w czynnoœciach
domowych zakazanych w dniu szabasu. Rabbi po raz pierwszy zaprezentowa³ publicznie Golema (Paul Wegener)
podczas uroczystoœci na dworze cesarskim, budz¹c tym samym lêk œwity. Kiedy Golem ratuje ¿ycie w³adcy,
ten z wdziêcznoœci wydaje edykt u³askawiaj¹cy ¯ydów i chroni¹cy ich przed przeœladowaniami. Jednak pewnego
dnia podczas nieobecnoœci Rabbiego Loewa zostaje zniewa¿ony przez jego asystenta. Postanawia siê wiêc
zemœciæ. W dniu szabasu, kiedy ca³a gmina ¿ydowska zgromadzi³a siê w synagodze na zwyczajowych mod³ach,
podpala dom rabina. Siej¹c w getcie zniszczenie zwraca siê ku swemu stwórcy. Jednak gubi go pierwszy gest
czu³oœci, który okazuje mu ma³a dziewczynka. Kolos bierze j¹ na rêce, jednak bawi¹c siê z nim zrywa ona
magiczn¹ gwiazdê. Wtedy golem upada na ziemiê rozsypuj¹c siê na czêœci.
„Cudowny, tajemniczy, wizjonerski i przera¿aj¹cy” – tak pisano o filmie. Widzów poruszy³a szczególnie
¿ydowska legenda o powo³aniu do ¿ycia martwemu sztucznego cz³owieka. Jedna z najstarszych pokus cz³owieka,
szczególnie zafrapowa³a zbiorow¹ wyobraŸniê po I wojnie œwiatowej. To marzenie obecne ju¿ w epoce
romantycznej, teraz ujawni³o szczególnie niepokoj¹cy potencja³. W czasach po raz pierwszy w dziejach
ludzkoœci posuniêtej na tak¹ skalê militaryzacji, industrializacji oraz nowoczesnymi technologiami fascynacja
sztucznym cz³owiekiem jawi³a siê jako szczególne zagro¿enie. Wegener podkreœla³, ¿e zawsze czu³ siê g³êboko
poruszony „cich¹, bezwoln¹ i s³u¿alcz¹ osobowoœci¹ giganta, stworzonego przez cz³owieka”.13
Ze wzglêdów religijnych praska gmina ¿ydowska nie pozwoli³a mu sfilmowaæ starego cmentarza. Jednak
wszyscy wspó³pracownicy Wegenera zgodzili siê, i¿ jego ambitny projekt nie powinien przypominaæ ani dramatu
historycznego, ani ³atwej opowiastki z historyczn¹ Prag¹ jako miejscem zdarzeñ. Celem mia³o byæ oddanie
klimatu baœni, nasyconej groz¹ legendy i podkreœlenie atmosfery horroru. Nic dziwnego, gdy¿ ma³o jest miast
na œwiecie, które podobnie jak Praga prowokowa³yby ¿yj¹cych w nim pisarzy do tworzenia literatury pe³nej
tajemnic i zagadek. Krête, w¹skie uliczki, ciemne zau³ki i niewielkie domki pagórkowatej Ma³ej Strany stanowi³y
idealn¹ sceneriê dla romantycznych powieœci „z dreszczykiem”, literatury gotyckiej, a kilkadziesi¹t lat póŸniej
- dla niepokoj¹cej twórczoœci ekspresjonistów. Wspomnijmy tu bêd¹cych pod urokiem starej Pragi Meyrinka,
Franza Werfla i twórców kina ekspresjonistycznego z „Gabinetem dr Caligari” na czele. „To nie Praga ani ¿adne
inne miasto. To raczej poetycki pejza¿ miejski, architektoniczna parafraza legendy Golema” – powiedzia³ Paul
Wegener o wyimaginowanej dekoracji, w ca³oœci wzniesionej w atelier. Okolicznoœci jej powstania ods³aniaj¹
nam bezcenne materia³y Ÿród³owe - wspomnienia wspó³re¿ysera Carla Boese z 1920 roku.14 Opar³ siê on na
informacjach otrzymanych od Marianne Poelzig, wdowie po scenografie Hansie Poelzigu. Jak siê dowiadujemy,
wyborowi projektanta dekoracji Wegener i Boese poœwiêcili niezwykle wiele uwagi. O Poelzigu pomyœleli
wtedy, kiedy w listopadzie 1919 roku ws³awi³ siê „wymodelowanym na kszta³t niezwyk³ej jaskini” wnêtrzem
Grosses Schauspielhaus. To Carl Boese poleci³ Wegenerowi niezwyk³ego architekta, Hansa Poelziga
i znakomitego dekoratora Kurta Richtera, który mia³ czuwaæ nad ca³oœci¹ realizacji. Wegener pozna³ Poelziga
jeszcze przed wojn¹, kiedy w czasach kryzysu Niemiec wielki architekt pozostawa³ bez pracy. Teraz chêtnie
te¿ przyj¹³ jego propozycjê wykonania szkiców do drugiej wersji „Golema”. Jak podkreœla Carl Boese, wspólne
zainteresowanie fantastyk¹ i tajemniczoœci¹ sprawi³y, ¿e wspó³praca na planie filmu okaza³a siê niezwykle
owocna. Pelzig wykona³ liczne szkice, natomiast wykonanie makiet powierzy³ ¿onie Marlenie Moeschke Poelzig. W swym atelier na szerokich sto³ach wznios³a ona wielkie modele z gliny. Nastêpnie na planie filmowym
wzniesiono na ich podobieñstwo finalne dekoracje.15
Hans Poelzig (1869-1936), architekt, pedagog, autor licznych artyku³ów i bogatego oeuvre malarskiego,
tworzy³ równie¿ scenografie teatralne i filmowe. Jego charakterystyczne budowle wyró¿nia prostota oraz
nasycenie ich pierwiastkami znamionuj¹cymi duchowoœæ i emocje. W latach 1890-1900 studiowa³ architekturê
w Technische Hochschule (Wy¿sza Szko³a Techniczna) w Berlinie, od 1899 roku na Akademiê Sztuki Ludwiga
I.
Finlandia podpisa³a z Rosj¹ w Helsinkach 20. stycznia 1992 r. traktat o przyjaŸni, na który sk³ada³o
siê wiele klauzul, w tym komercjalnych i finansowych. Wa¿niejsza by³a wymiana not, jaka mia³a
miejsce tego samego dnia. Owe noty zatwierdzi³y anulowanie Traktatu o PrzyjaŸni, Wspó³pracy
i Wzajemnym Wsparciu, jaki podpisano w Moskwie 6. kwietnia 1948. roku. Tamten to traktat, wynik
radzieckiego zwyciêstwa w II Wojnie Œwiatowej, na³o¿y³ ograniczenia na niezale¿n¹ politykê
zagraniczn¹ Finlandii i w rzeczy samej pewne warunki fiñskiej niepodleg³oœci jako takiej. To, ¿e te
ograniczenia okaza³y siê giêtkie i podatne na kierowanie, by³o g³ównie zas³ug¹ umiaru i m¹droœci
kolejnych rz¹dów Finlandii, a tak¿e ich uznaniu, i¿ - szczególnie dla ma³ego narodu - nieskrêpowana
niepodleg³oœæ jest istn¹ chimer¹.
Tote¿ w 1992 r. zniknê³y ostatnie kontury z³owieszczego cienia rosyjskiej dominacji nad Finlandi¹
- 75 lat po ustanowieniu niepodleg³ego pañstwa fiñskiego. Nie nale¿y s¹dziæ, ¿e obecny traktat by³ po
prostu kolejnym skutkiem ubocznym wycofania siê Rosji z Europy Œrodkowej i Wschodniej. Niepodleg³oœæ
Finlandii zdobywa³y i zabezpiecza³y kawa³ek po kawa³ku kolejne jej w³adze w ci¹gu ostatnich 50 lat.
Ten rodzaj niepodleg³oœci utwierdzi³a Finlandia na d³ugo przed 1992 rokiem. Nie zawsze rozumiano
to w Waszyngtonie - Nie rozumia³ tego John Foster Dulles, który w 1951 r. oznajmi³, i¿ w czasie Zimnej
Wojny „neutralnoœæ” jakiegokolwiek narodu jest czymœ niemo¿liwym i niemoralnym. Nie rozumia³ tego
John Kennedy, który w 1961 r. powiedzia³ dyplomacie fiñskiemu: „Tym, co nas, Amerykanów,
zastanawia, jest to, dlaczego Zwi¹zek Radziecki pozwoli³ Finlandii zachowaæ niepodleg³oœæ”. Tego
zastanowienia mog³o w Waszyngtonie nie byæ, ale nie to jest tematem niniejszego artyku³u. Temat
stanowi historyczna natura i rozwój stosunków fiñsko-rosyjskich, których poznanie wyjaœni³oby nam
nie tylko co-nieco o Finlandii, ale te¿ i kilka ma³o znanych rzeczy o rosyjskiej polityce zagranicznej
za Stalina.
II.
Przez niemal 200 lat stosunki miêdzy Finlandi¹ a Rosj¹ wyznacza³o po³¹czenie walki i kompromisu
- kompromisu w najgorszych warunkach niechêtnego i przymuszonego, a we wzglêdnie najlepszych
warunkach - realistycznego i dobroczynnego. Jego korzenie siêgaj¹ pierwszego etapu niepodleg³oœci
Finlandii, który, wbrew powszechnej opinii, rozpocz¹³ siê nie w 1918, ale w 1809 roku i który
umo¿liwiony by³ przez cara Rosji. Przed 1809 r. Finlandia stanowi³a czêœæ Królestwa Szwecji. Po
pokonaniu Szwecji car Aleksander I zyska³ Finlandiê, ale uczyni³ z niej autonomiczne Wielkie Ksiêstwo
w ramach Imperium Rosyjskiego.
Tamten uk³ad mia³ elementy pozytywne. Wielkie Ksiêstwo Finlandii utrzyma³o dawny szwedzki
system administracyjny, a tak¿e swoje instytucje prawne i kulturowe oraz zwyczaje. Kiedy surowy car
Niko³aj I stan¹³ wobec powstania polskiego 1830-31, mia³ rzec: „Finów zostawiæ w spokoju. Oni nam
siê nie naprzykrzyli”. W czasie kolejnego powstania polskiego w 1863 r. przywódcy Finlandii sami
ostrzegali swoich rodaków, by unikali „czynów niem¹drych”, które tylko by „zada³y krzywdê Finlandii
nie czyni¹c korzyœci biednym Polakom”. Aleksander II dobrze traktowa³ Finów; jego pomnik wyró¿nia
siê w pejza¿u Helsinek, a czêœci tego¿ miasta maj¹ w sobie wci¹¿ ten sam melancholijny czar
neoklasycystycznej architektury imperialnej, jak¹ cechuje siê XIX-wieczny Sankt Petersburg.
9
10
Finlandia cieszy³a siê wiêkszymi przywilejami nawet od tych, jakie mia³y Wêgry w ramach
imperium austrowêgierskiego po ausgleichu z 1867 roku. Ju¿ w 1906 roku istnia³ parlament fiñski,
wybierany w elekcjach powszechnych. Finki jako pierwsze kobiety na œwiecie posiad³y czynne i bierne
prawo wyborcze. A jednak mimo wszystko Finlandia nie stanowi³a niepodleg³ego pañstwa. Poddana by³a
nag³ym kaprysom Rosji. Oko³o 1900 r. w Rosji zapocz¹tkowano politykê ograniczania autonomii
Finlandii. Fiñski opór wobec takich posuniêæ (w wiêkszoœci b³êdnych i bezmyœlnych raczej ani¿eli
brutalnie i rygorystycznie narzuconych) zbieg³ siê z powstaniem nacjonalizmu fiñskiego oraz
z ostatecznym kryzysem carskiego imperium. Ale w 1917 r. upadek carskiego re¿imu i jednoczesna
rewolucja bolszewicka umo¿liwi³a Finlandii pe³n¹ niepodleg³oœæ. Zadeklarowano j¹ na zjeŸdzie
narodowym 6. grudnia 1917 roku.
Historia siê nie powtarza, ale powtarzaj¹ siê warunki historyczne. Wzglêdnie ³agodne traktowanie
przez Sowietów Finlandii, w tym przez Stalina po II Wojnie Œwiatowej, poprzedzi³a umiarkowana
polityka carów wzglêdem Finlandii w XIX wieku. Nastêpnie niepodleg³a Finlandia tyle¿ zyskiwa³a,
co traci³a na rewolucjach rosyjskich, w tym - na komunistycznej. W 1917 r. Lenin by³ jednym
z pierwszych, którzy przyjêli niepodleg³oœæ Finlandii w czasie, gdy nie zrobi³by tego ¿aden rosyjski
nacjonalista. Lenin oczywiœcie nie darzy³ szczególn¹ sympati¹ pañstwa bur¿uazyjnego w Finlandii. Na
szczêœcie dla Finów - i dla Europy - Leninowi przeszkodzi³y jego nadzieje ideologiczne. Wydawa³o
mu siê, ¿e to, co sta³o siê w Piotrogrodzie w listopadzie 1917 roku, stanie siê wkrótce wszêdzie na zachód
od Rosji. Okaza³o siê, ¿e nie mia³ racji, co najpierw udowodniono w Finlandii.
Krótka i okrutna wojna domowa pomiêdzy „czerwonymi” a „bia³ymi” wybuch³a w Finlandii
w styczniu 1918 - ale w Finlandii, inaczej ni¿ w Rosji, antykomunistyczni „biali” pokonali „czerwonych”.
Ma³ej armii fiñskiej uda³o siê te¿ zapobiec wtargniêciu si³ „czerwonych” z Rosji. Lenin musia³ wtedy
zaakceptowaæ, w formie traktatu, niepodleg³oœæ niekomunistycznej Finlandii, której granica
w najbli¿szym punkcie przebiega³a tylko nieca³e piêædziesi¹t kilometrów od Piotrogrodu.
Tu musimy siê zatrzymaæ choæby na chwilê przy wyj¹tkowej postaci i karierze Barona Karola
Gustawa Mannerheima. By³ on nie mniejszym zbawc¹ narodu ni¿ by³ nim Winston Churchill w godzinie
najwiêkszego zagro¿enia swojego narodu. Mannerheim wyrós³ do rangi genera³a-lejtnanta w wojsku
carskim ze wspania³¹ kart¹ i wieloma nadzwyczajnymi osi¹gniêciami. Ale w 1917 roku skoñczy³a siê
jego wiernoœæ carowi. W grudniu tego¿ roku senat Finlandii mianowa³ Mannerheima wodzem
zarodkowej armii nowego pañstwa. W fiñskiej wojnie domowej pokona³ on „czerwonych” .
Z niektórymi przewodnimi postaciami polityki fiñskiej jednak nie zgadza³ siê. Wiêkszoœæ senatu
fiñskiego w 1918 r. obstawia³a stanowisko proniemieckie; bratanek* kaisera niemieckiego mia³ w³aœnie
zostaæ królem Finlandii. Tego lata niemieckie si³y ekspedycyjne z³o¿one z jegrów przyby³y do Finlandii
pomóc „bia³ym” w zwalczaniu komunistów. Mannerheim przyj¹³ to ostatnie (przynajmniej tymczasowo),
ale ostrzega³ senat przed ³¹czeniem siê z Niemcami. To Brytania i Francja, a nie Niemcy, wygraj¹ tê
wojnê, mówi³. Mannerheim zerwa³ z senatem, z³o¿y³ rezygnacjê i wyjecha³ za granicê. Ale kiedy
Niemcy rzeczywiœcie przegra³y wojnê, wezwano go, by wróci³ do Finlandii i zosta³ regentem.
Kandydowa³ na prezydenta, ale przegra³ w tych pierwszych fiñskich wyborach prezydenckich. W 1933
r. otrzyma³ tytu³ marsza³ka polnego. W okresie II Wojny Œwiatowej wyszed³ na plan pierwszy, najpierw
jako wódz naczelny a potem - prezydent, aby obroniæ Finlandiê przed Rosj¹ i Niemcami tak, jak by³
to uczyni³ ju¿ raz w 1918 r.
W okresie miêdzywojennym sytuacja Finlandii ró¿ni³a siê w pewnych kwestiach od sytuacji innych
krajów Europy wschodniej, a w innych - by³a podobna. Ró¿ni³a siê tym, ¿e w Finlandii demokracja by³a
powszechniejsza i bardziej umocniona. Jednoczeœnie Finlandia stanowi³a czêœæ szeregu nowo
KABA£A, MIT STWORZENIA A SCENOGRAFIA
W FILMIE „GOLEM” PAULA WEGENERA (2)
Golem (hebr. „nieuformowany”) to sztuczny cz³owiek powo³any do ¿ycia przy pomocy kaba³y praktycznej.
Przypuszcza siê, i¿ legenda o jego powstaniu mog³a zrodziæ siê w III-IV w. n.e. w krêgu neoplatoñskim.11
Tworzenie golemów by³o jednym w etapów kszta³cenia adeptów Kaba³y uprawiaj¹cych alchemiê. Z dziewiczej
ziemi formowali oni postaæ ludzk¹, po czym wykonywali wokó³ niej magiczny taniec uœwietniony œpiewem
i recytacj¹ imion Boga lub kombinacji liter z hebrajskiej „Ksiêgi Stworzenia” („Sefer Jecirah”). Nastêpnie
golema o¿ywia³ wypisany na papierku tetragram umieszczany pod jêzykiem lub grawerowane na czole
hebrajskie s³owo. Istnieje wiele opowieœci o ludziach, którzy robili golemy. Do nich nale¿y Jeremiasz i jego
syn ben Syrach, Abraham Ibn Ezra, Salomon-Ibn Gabirol, Eliasz Baal Szem z Che³mna, Eliasz Gaon z Wilna
i wielu innych. Jednak najs³ynniejszym jest Jehuda Loew ben Bacalel, zw. Moharalem z Pragi (1520-1609).
Sztuczny twór, którego ponoæ stworzy³ dla praskiej gminy ten teolog i mistyk pozostaj¹cy w œwiadomoœci ogó³u
kabalistycznym czarodziejem i alchemikiem zainspirowa³ wiele legend. Uformowany z py³u i o¿ywiony za
pomoc¹ imienia bo¿ego wsuniêtego pod jêzyk, golem pos³usznie spe³niaj¹c powinnoœci „szabes goja” odpowiada³
na plecenia rabina. Pomaga³ ¯ydom przetrwaæ represje wymierzone przez w³adze po oskar¿eniu ich o mord
rytualny. Pewnego pi¹tkowego popo³udnia podczas œwiêta szabatu (hebr. „Kalabat Szabat”, czyli „przyjêcie
szabatu”) Jehuda Loew ben Bacalel modli³ siê w praskiej Synagodze Stranovej. Odmawiano w³aœnie psalm
szabatowy, gdy rabiemu doniesiono, ¿e stworzony przez niego sztuczny cz³owiek wpad³ w sza³, poniewa¿ rabin
wychodz¹c z domu zapomnia³ o wyjêciu karteczki z formu³¹ magiczn¹. Jehuda bez wahania wyszed³ z synagogi
i unieszkodliwi³ golema usuwaj¹c z jego ust magiczn¹ formu³ê. To, co z niego pozosta³o, zapieczêtowano na
strychu Synagogi Stranovej w Pradze. Jednak jak twierdzi Gerschom Scholem, autor ksi¹¿ki „Kaba³a i jej
symbolika”, zarówno niemieckie, jak i hebrajskie Ÿród³a poœwiêcone ¯ydom wskazuj¹ na Polskê.
W szczególnoœci to powsta³a ok. 1600 r. legenda o rabinie z Che³mna - Eliaszu Baal-Szemie (zm. 1583 r.).12
Byæ mo¿e tu¿ przed po³ow¹ XVIII wieku dotar³a ona do Pragi.
Legendê o Golemie na kartach swych powieœci ochoczo podjêli romantycy: Heine, Hoffmann, Jakob Grimm,
Achim von Arnim, a w szczególnoœci Gustaw Meyrink. Jego fantastyczna opowieœæ „Golem” ukaza³a siê
w 1915 r. tu¿ po pierwszej wersji filmowej tego tematu podjêtej przez Wegenera. Sprzedaj¹c raczej hinduskie,
ni¿ ¿ydowskie idee zbawienia upodabnia golema do Ahaswera, który pojawia siê co 33 lata. Przyjrzyjmy siê
teraz kolejnym filmom nakrêconym przez Wegenera. Pierwsza wersja „Golema” z 1914 roku, ³¹cz¹ca
wydarzenia wspó³czesne (odkrycie Golema w Pradze) z legend¹ o stworzeniu Golema przez rabina Loewa
oko³o 1580 r. - niestety zginê³a. Prawdopodobnie by³a utrzymana w stylu „Studenta z Pragi”. Kolejn¹ wersjê
„Der Golem und die Tanzerin” („Golem i tancerka”) z 1917 r. znamy dziœ wy³¹cznie z tytu³u. W roli g³ównej
móg³ wyst¹piæ sam Wegener. Zachowa³ siê tylko „Golem” z 1920 r., którego treœæ czerpie z legendy z czasów
Rudolfa II mówi¹cej o narodzinach gigantycznej figury z gliny. W pocz. 1930 roku, w dobie kina udŸwiêkowionego
Paul Wegener zamierza³ powróciæ do tego tematu po raz czwarty, lecz jego projekt poœwiêcony legendzie
¿ydowskiej odrzuci³y w³adze narodowo-socjalistyczne.
Oto krótki zarys scenariusza Paula Wegenera do filmu z 1920 roku: za panowania cesarza Rudolfa II
Habsburga (Otto Gebühr) Rabbi Loew (Albert Steinrück) chc¹c przewidzieæ wypadki przysz³oœci i ostrzec
¯ydów przed ewentualnym niebezpieczeñstwem, stale wpatrywa³ siê w gwiazdy. Œledz¹c ksiêgi kabalistyczne
dowiedzia³ siê, i¿ pewnego dnia Golem - istota ulepiona z gliny o¿yje, by uwolniæ naród ¿ydowski z niewoli
i ucisku. Przywo³a³ wiêc Astarota, który jako jedyny mia³ moc wypowiedzenia magicznej sylaby. Symbolem
23
22
„Niebo? ¯e szare? Mylisz siê, niebo jest zawsze niebieskie.”, powiedzia³ jej kiedyœ tamten
cz³owiek, „Pod chmurami. Ludzie czêsto czuj¹ siê nieszczêœliwi, bo bior¹ kolor chmur za kolor nieba.”
4.
Co mog³a robiæ J.? Siedzia³a na betonie i patrzy³a w kwadrat œwiat³a, albo dawa³a siê wyszaleæ
szaleñstwu, albo k³ad³a siê na parapecie i patrzy³a w dó³ sprawdzaj¹c, tak jak sprawdza siê du¿ym
palcem stopy temperaturê wody przed skokiem.
„I mnie ktoœ powinien by³ je daæ” – B. dopasowywa³a s³owa do spojrzenia kobiety z dworca. „Teraz
– sami widzicie, nie ma mnie i mojego ¿ywio³u, jest tylko ¿ywio³.”
5.
Uœmiecha³a siê, a jej uœmiech jak w lustrze odbija³ siê na twarzy kogoœ po drugiej stronie ulicy,
jakby oboje uœmiechali siê na to samo wspomnienie.
- Kto to by³, B.?
- Cz³owiek, który da³ mi kiedyœ klucze.
- Jakie klucze? Do czego?
„Popatrz, têcza.”, wskaza³ nie pokryt¹ jeszcze blokami ³¹kê, daleko za osiedlem. „Z czym ci siê
to kojarzy? Ze szczêœciem? Ale wiesz, ¿e têczy tak naprawdê nie ma? To tylko z³udzenie.”
6.
- S³ysza³aœ, co siê sta³o na gie³dzie? Nie wiem, gdzie jest M., przecie¿ on siê za³amie! I co ty
zrobi³aœ z J.? Od tygodnia ma wy³¹czony telefon!
B. siedzia³a na ³awce przed blokiem i obserwowa³a chaotyczne wêdrówki mrówek. Kiedy widzia³a,
¿e opuszczaj¹ trawnik i kieruj¹ siê na chodnik, szturcha³a je lekko patykiem. Nie mog³a nic wiêcej,
nie wiedzia³a dok¹d maj¹ dojœæ. J. wyjrza³a przez okno bloku (okno – do patrzenia przez) i uœmiechnê³a
siê blado na widok kartonu z jedzeniem stoj¹cego na ³awce obok B.
Autorka w swoim obecnym œrodowisku naturalnym
7.
„Ale¿ to bardzo proste,” powiedzia³ podaj¹c jej klucze, „Wystarczy, ¿e wobec wszystkich znaków
przesuwaj¹cych siê po niebie, pamiêtasz o czystoœci b³êkitu. Wtedy mo¿esz bezpiecznie otworzyæ
ka¿de okno.”
VANDA ZAKRZEWSKA
2004.06
ustanowionych ma³ych pañstw umiejscowionych geograficznie miêdzy odbudowanymi Niemcami
a wielkim i groŸnym pañstwem Rosji Radzieckiej. Ponadto dla wiêkszoœci Finów mniejszym zagro¿eniem
by³y Niemcy ni¿ Rosja, nawet w epoce III Rzeszy. Nie by³a te¿ Finlandia ca³kowicie odporna na
tendencje radykalnego i ideologicznego nacjonalizmu, które osi¹gnê³y swój szczyt w Finlandii na
pocz¹tku lat 30-tych - jednak nie zagra¿aj¹c funkcjonowaniu fiñskiej demokracji parlamentarnej.
W ka¿dym razie ten blado os³oneczniony okres od 1919 do 1939 r. - d³ugi dla ¿ycia jednego pokolenia
ale krótki w historii narodu - zakoñczy³ siê z pocz¹tkiem drugiej wojny œwiatowej, kiedy to nagle samo
istnienie Finlandii zosta³o zagro¿one.
W sierpniu 1939 r. Tajny Protokó³ paktu hitlerowsko-stalinowskiego przypisa³ Finlandiê radzieckiej
sferze interesów. Los Finlandii zale¿a³ teraz od uk³adu wielkich si³, podobnie jak by³o to w 1807 r.,
kiedy to spotkanie Napoleona z Aleksandrem doprowadzi³o do wojny rosyjsko-szwedzkiej a w koñcu
- do przejêcia w 1809 r. Finlandii przez cara, a tak¿e póŸniej, w 1943-45 kiedy to demokratyczne pañstwa
Atlantyku postanowi³y nie ryzykowaæ swoich stosunków z Rosj¹ przez naleganie na warunki wolnoœci
politycznej dla pañstw wschodnioeuropejskich po wojnie.
Pomimo up³yniêcia ponad piêædziesiêciu lat i mimo rozleg³ych dowodów w postaci dokumentów,
nierozwik³ane pozostaj¹ pewne kwestie dot. paktu hitlerowsko-stalinowskiego. (cdn.)
JOHN LUKACS
t³um. z j. ang. Stanis³aw Jan
*[przyp t³um.] Jeœli chodzi o ks. Fryderyka Karola z Hesji, to wg. innych Ÿróde³ by³ on szwagrem,
nie bratankiem, Wilhelma II Kaisera [http://en.wikipedia.org/wiki/Prince_Frederick_Charles_of_Hesse]
Pierwodruk w: Foreign Affairs, Vol. 71, No. 4, 1992
Od dobrych 5 lat nieobecny w „Ulicy…” Bogumi³ Kowalski powraca pierwszym tekstem
z planowanego cyklu „O zaletach systemu wolnorynkowego - s³ów parê”. Ciekawe, czy starczy mu
energii na kontynuacjê…
O wadach obowi¹zkowego systemu emerytalnego s³ów kilka
Jednym z pierwszych wydarzeñ, jakie mia³y miejsce pod oœwieconymi rz¹dami premiera (a raczej p. o. premiera - szerzej o tym innym razem) Donalda Tuska, by³o zaskar¿enie przez Rzecznika
Praw Obywatelskich do Trybuna³u Konstytucyjnego przepisu o wieku emerytalnym kobiet. Chodzi³o
o to, aby w ramach walki z dyskryminacj¹ kobiet podnieœæ ich wiek emerytalny z 60 do 65 lat tak, aby
mia³y przepracowanych wiêcej lat, a dziêki temu wy¿sz¹ emeryturê.
11
12
Niby wszystko ³adnie, bo walczymy z dyskryminacj¹ kobiet, gorliwie (a nadgorliwoœæ jest gorsza
od faszyzmu) stosujemy wszystkie normy unijne, ale ta sprawa jak wiele innych ma „drugie dno”. Otó¿
zgodnie z za³o¿eniami reformy emerytalnej z 1. stycznia 1999 roku, jednym z elementów zreformowanego
systemu emerytalnego s¹ otwarte fundusze emerytalne, stanowi¹ce tzw. „drugi filar” owego systemu.
A pierwsze wyp³aty nowych emerytur mia³y siê rozpocz¹æ 1. stycznia 2009 roku, w wiêkszoœci
kobietom, i tu pojawia siê problem: wiêkszoœæ firm prowadz¹cych OFE swe aktywa zainwestowa³a
w obligacje skarbowe, którymi emeryt siê nie po¿ywi, trzeba wiêc aby rz¹d je wykupi³, tylko za co?
Rz¹d pieniêdzy na to nie ma! Trzeba wiêc wprowadziæ nowy podatek, kolejny zreszt¹, bo jeden z nich
jest ukryty pod nazw¹ „sk³adki emerytalnej”. Ale przecie¿ premier Tusk obiecywa³ ró¿ne cuda, a nowy
podatek to ¿aden cud. Postanowiono wiêc opóŸniæ wyp³acanie emerytur o te 5 lat. Czyli zepchniêto ten
problem na g³owê nastêpnego rz¹du! To tylko pokazuje nieudolnoœæ nowego rz¹du, a przede wszystkim
systemu obowi¹zkowych ubezpieczeñ emerytalnych!!!
Du¿o lepszym rozwi¹zaniem by³o by, gdyby ka¿dy cz³owiek sam móg³ zadecydowaæ czy chce
odk³adaæ swoje pieni¹dze na przysz³oœæ, w co inwestowaæ i przez jaki okres, oczywiœcie te pieni¹dze
nie mog¹ byæ opodatkowane (bo nasze dochody zosta³y ju¿ raz opodatkowane, a nie mo¿na stosowaæ
podwójnego opodatkowania) dziêki temu bêdziemy mieli wiêcej zainwestowanych pieniêdzy, czyli
wiêkszy zysk. Dziêki temu bêdziemy mogli zakupiæ wiêcej dóbr (np.: lepszy samochód, wiêksze
mieszkanie nawet za granic¹), czy wykupiæ wycieczkê dooko³a œwiata. Na tym te¿ ktoœ zarobi, i zamiast
jeŸdziæ do pracy autobusem kupi sobie samochód, ktoœ inny poœle swoje dziecko do lepszej szko³y
(oczywiœcie prywatnej), no i przede wszystkim osi¹gaj¹c wiêkszy dochód odprowadzi³by wiêkszy
podatek (wed³ug jednolitej dla wszystkich stawki). Dziêki temu zacz¹³by zape³niaæ siê bud¿et pañstwa.
Bo o zamo¿noœci pañstwa œwiadczy zamo¿noœæ wszystkich (najlepiej) obywateli, a nie wysokoœæ
bud¿etu!! A co z ZUS?- mo¿e ktoœ zapytaæ, ano powinien przestaæ przyjmowaæ nowych ubezpieczonych,
zaj¹æ siê wyp³acaniem bie¿¹cych œwiadczeñ i zostaæ zlikwidowany (i tak stoi na skraju bankructwa,
co oficjalnie przyzna³ dr Robert Gwiazdowski by³y prezes Rady Nadzorczej ZUS) a pieni¹dze
z likwidacji ( sprzeda¿ ca³ego maj¹tku) przeznaczyæ na wyp³atê bie¿¹cych œwiadczeñ. No dobrze,
a co z ludŸmi „¿yciowo niezaradnymi”?- proponowana zmiana pokaza³a by ilu ich jest naprawdê, a ilu
z nich ¿yje na koszt pañstwa, czyli nasz - bo pañstwo nie wytwarza ¿adnych dóbr, a funkcjonuje dziêki
naszym podatkom.
Proponowane zniesienie obowi¹zku ubezpieczeniowego, pozosta³e „obowi¹zki ubezpieczeniowe”
te¿ nale¿a³o by znieœæ- szerszej o tym w nastêpnych artyku³ach, jest jednym z elementów wolnoœci
gospodarczej, a w krajach o wolnej gospodarce nie ma ludzi g³odnych, chyba ¿e chc¹ byæ g³odni - ale
to ICH W£ASNY wybór.
BOGUMI£ KOWALSKI
1.
¯eby nie nadk³adaæ drogi na parking, przeszli przez dworzec, na którym zawsze wiêcej goœci ni¿
mieszkañców – ale którzy z nich podró¿uj¹ dalej? „Przecie¿ gdyby nie ty, moglibyœmy byæ ju¿ daleko,
gdyby nie ty..., mogliœmy wyjechaæ, ty zawsze…”, mantra zanikaj¹ca w ha³asie kroków przechodz¹cych
ko³o niej, siedz¹cej pod œcian¹ pomiêdzy kasami. ¯ywio³ zatrzymywania.
- Nie wiem jak mog³aœ tam mieszkaæ. – g³os M. by³ pe³en wstrêtu – Przecie¿ to stan surowy. I nie
masz ¿adnych rzeczy?
B. wzruszy³a ramionami. Klucze do mieszkania dzwoni³y w kieszeni przy ka¿dym kroku. Wyrwana
z transu przez ten dŸwiêk, kobieta spomiêdzy kas spojrza³a oskar¿ycielsko.
S. ju¿ na nich czeka³, chyba jej nie rozpozna³. Dopasowa³ twarz do imienia lecz do twarzy nie
pasowa³o nic.
- Gdzie twoje rzeczy?
2.
Ludzie dobieraj¹ siê w grupy wed³ug ¿ywio³ów, bo chc¹ sobie stworzyæ wszechœwiat. J. - ¿ywio³
braku – cierpi brak, kiedy nie ma mê¿czyzny, cierpi, bo kocha za ma³o gdy on jest, jeœli on jest i kocha,
cierpi bo nie maj¹ dzieci, M. – ¿ywio³ marzeñ, spe³nionych, które nie da³y szczêœcia, tych które spe³niæ
siê maj¹ i to szczêœcie przynieœæ, i tych, których ju¿ ze strachu spe³niæ nawet nie bêdzie próbowa³,
S. – ¿ywio³ wiedzy: hipotezy, analizy, syntezy, dowody na, argumenty przeciw, teorie wszystkiego.
- Gdyby odszed³, mog³abym znienawidziæ, co mam zrobiæ gdy umar³?
J. zamalowywa³a œlady spojrzeñ na œcianach, wymienia³a okna zu¿yte od wypatrywania przez,
meble od kochania siê na, pod³ogi od przychodzenia do i odchodzenia od. B. siedzia³a na parapecie
i spogl¹da³a w dó³, na wydeptane w trawniku œcie¿ki.
- Jak ju¿ skoñczysz ten remont, przez które okno wyskoczysz?
Trzymaj¹c J. za rêkê, otworzy³a drzwi do mieszkania. Wewn¹trz pachnia³o tynkiem i kurzem.
Oprócz kartonów z jedzeniem nie by³o nic: mebli, drzwi, telefonu, telewizora, ³ó¿ka, lustra,
gromadzenia, wchodzenia ani wychodzenia, s³ów ani obrazów, wygody, siebie.
- Przyjdê za parê dni. – powiedzia³a B. bêd¹c ju¿ jedn¹ nog¹ na korytarzu.
Gdy zamknê³a drzwi na zewnêtrzny zamek, J. zaczê³a szukaæ miejsca wœród szarych p³aszczyzn.
W jednej z nich by³o okno, pozbawione skrzyde³.
3.
Stan, w którym by³a, by³ surowy, bez pytañ i odpowiedzi. Zgaszone ¿ywio³y. By³o tylko bycie
i ogl¹danie popl¹tanych szlaków mrówek bezsensownie nadk³adaj¹cych drogi.
- Dok³adnie obliczy³em, mo¿esz kupowaæ za wszystko.
- Ale jeœli nie…
- Na pewno, zobaczysz.
- Jak siê uda, to wiesz…
- Tak, tak.
- B., co mówisz, kupowaæ, czy nie?
B. zdjê³a patykiem mrówkê z czubka buta i opuœci³a j¹ na ŸdŸb³o trawy.
- Kupuj.
21
Reforma monetarna,
czyli jak powinien dzia³aæ
narodowy system pieniê¿ny (4)
20
na którym radziliœmy. Tak naprawdê to ¿adnej rady ode mnie nie oczekiwano, a ju¿ najmniej
w przedmiocie kultury, tj. w dziedzinie stanowi¹cej absolutny margines zainteresowañ petentów,
nawiedzaj¹cych lokal przy ul. L. Maja, jak i Zarz¹du Regionu.
Mimo to od pocz¹tku pozostawa³em w fazie emocjonalno-ideowego „uskrzydlenia”. W takim
„uskrzydleniu” dok³ada³em palca przy redagowaniu solidarnoœciowego „Biuletynu”, i do budowy
pomnika „Solidarnoœci” przy ul. Powrotnej (tekst na cokole jest mój - choæ z czasem nawiedzi³y mnie
(a nie odesz³y do dziœ) w¹tpliwoœci co do tej formu³y), i do organizowania ró¿nych spotkañ (nb. raczej
niwecz¹cych moje nadzieje) miêdzy ludŸmi kultury a Zarz¹dem Regionu Kontrowersje i obawy
pojawia³y siê stopniowo, w miarê doœwiadczeñ. Dodam jeszcze, ¿e z klimatu wyzwalaj¹cego
aktywnoœæ i zapa³ wykrzesa³ siê mój, tzn. podlegaj¹cy Galerii El, kabaret rozrachunkowy i w ogóle
polityczny z programem „rozliczalnia, czyli... kor¹ mózgow¹”, prezentowany w œrodowisku wiosn¹
1981, którego ¿aden z dzia³aczy Zarz¹du Regionu nigdy nie zechcia³ obejrzeæ (nawet mój by³y uczeñ
i wychowanek Kazimierz Szeszel, bêd¹cy figur¹ w Zarz¹dzie), choæ w³aœnie do ludzi ruchu by³
adresowany. W atmosferze tej mia³ te¿ podstawê ca³y nurt programowy Galerii El, zwany „sztuk¹
protestu” (wystawy, akcje plenerowe) Poczê³y te¿ mnie nawiedzaæ paroksyzmy obaw, czy nie
pope³niam szaleñstwa, staj¹c miêdzy usposobionymi likwidatorsko (wobec kultury) ludŸmi wzbieraj¹cego
ruchu a defensorami szczêkaj¹cych ze strachu muz œrodowiskowych.
RYSZARD TOMCZYK
Tydzieñ
***
nie bojê siê
ciebie
twoich myœli
siebie siê bojê
mi³oœci
nocy
bezsennych
otwartego okna
na ostatnim
piêtrze
rozs¹dku
wiersz Katarzyny Piotrowskiej
WYNIKI
Program ten nie tworzy Utopii, ani nie postuluje Big Brothera, który by nas nadzorowa³. Nie uwolni
on tak¿e ludzkoœci od koniecznoœci pracy, nauki, oszczêdzania, troski o œrodowisko, podejmowania
m¹drych decyzji, inteligentnego wykorzystywania warunków, uczestnictwa w rz¹dzeniu
przedstawicielskim, opieki nad osobami mniej zaradnymi, dba³oœci o przysz³e pokolenia, praktykowania
powœci¹gliwoœci, przestrzegania zasad moralnych, czczenia twórcy czy mi³owania bliŸniego jak
samego siebie.
To, co ten program mo¿e przynieœæ, to stworzenie odpowiednich warunków dla osi¹gniêcia przez
krajowy system monetarny tego samego stopnia dojrza³oœci, funkcjonalnoœci i dostêpnoœci, jaki
wspó³czeœnie, przynajmniej potencjalnie, cechuje sektor ekonomii materialnej, która tak efektywnie
wykorzystuje naukê i technologiê w tworzeniu obfitoœci dóbr i us³ug.
Oznacza to, ¿e program niniejszy uwolni³by ludzkoœæ od nadzoru ze strony elit finansowych, które
niesprawiedliwie uzurpuj¹ sobie tytu³ do owoców pracy wszystkich pozosta³ych ludzi. Iloœæ pieniêdzy
zaanga¿owanych w tê kontrolê jest przeogromna. W raporcie zatytu³owanym „Program Ratunkowy
Reformy Monetarnej USA” autor obliczy³, ¿e Narodowa Dywidenda za 2006 rok powinna generowaæ
przeciêtne stypendium dla obywatela USA w wysokoœci 12 600 dolarów. Dla osoby w wieku 60 lat
oznacza to ³¹czny przychód w kwocie 756 000 dolarów, licz¹c w obecnych cenach.
Kwota 756 000 dolarów odpowiada iloœci pieniêdzy, jakie statystyczna osoba musia³a w tym czasie
po¿yczyæ od instytucji finansowych. Kwotê tej wielkoœci ka¿dy obywatel powinien by³ otrzymaæ
w postaci udzia³u w Narodowej Dywidendzie, o ile Kongres USA nie scedowa³by na instytucje
finansowe zapisanych w Konstytucji publicznych prerogatyw do kreowania kredytu. Uzyskane
z ekstrapolacji tej wartoœci na ca³e spo³eczeñstwo USA, sumy zbêdnych po¿yczek zaci¹gniêtych przez
obywateli od czasu II wojny œwiatowej przewy¿szaj¹ prawdopodobnie kwotê 100 bilionów dolarów.
Mo¿emy domniemywaæ, ¿e szacunki te nie mijaj¹ siê z prawd¹, gdy¿ ca³kowity d³ug spo³eczny USA
jest w sposób udokumentowany szacowany na ponad 48 bilionów dolarów.
Nie jest trudno wyobraziæ sobie, ¿e po jakimœ czasie program reformy monetarnej, opisany w tym
raporcie, móg³by spowodowaæ eliminacjê biedy i g³ównych przyczyn wojen, redukcjê wielkoœci rz¹du
i uzyskanie przez ludzi szansy na powodzenie. Obecny system pogr¹¿ania siê niewolniczego w d³ugach
w wyniku dusznoœci monetarnej na szczeblu konsumenckim, zosta³by zast¹piony przez prawdziw¹
demokracjê gospodarcz¹.
Demokracja gospodarcza mo¿e byæ zdefiniowana jako swoboda dostêpu do boskiej obfitoœci Ziemi,
odpowiednio do czyichœ potrzeb, charakteru, zdolnoœci i pracy. Celem tego dostêpu jest to, aby ludzie
mogli odpowiedzialnie wykonywaæ swoje zajêcia i realizowaæ style ¿ycia zgodnie z w³asn¹ to¿samoœci¹
i przeznaczeniem, bez dyktatu zewnêtrznych autorytetów i bez presji lêku o mo¿liwoœæ ekonomicznej
ruiny. S¹ to swobody nierozerwalnie zwi¹zane z ideami, które stworzy³y Amerykê i - choæ ograniczone
w znacznym stopniu - stanowi¹ dar Ameryki dla reszty œwiata.
Czytelnik móg³by spytaæ, dlaczego o tych reformach nie pomyœlano i nie wdro¿ono ich wczeœniej,
skoro wiadomo by³o, jak je wprowadziæ. Prawda jest taka, ¿e w przesz³oœci reformy te by³y znane
i promowane przez wielu ludzi, zarówno s³awnych, jak i nieznanych, w³¹czaj¹c w to takich
13
14
przywódców Ameryki, jak Benjamin Franklin, Thomas Jefferson, Andrew Jackson, Thomas Edison,
Henry Ford, Herbert Hoover, Franklin D. Roosevelt, John F. Kennedy i wielu innych. Lecz przeciwko
tym oswieconym przywódcom dzia³a³a miêdzynarodowa zmowa finansistów posiadaj¹cych ogromn¹
w³adzê polityczn¹.
Wspó³czesna era kontrolowania Stanów Zjednoczonych przez finansistów rozpoczê³a siê wraz
z uchwaleniem Ustawy o Rezerwie Federalnej w roku 1913. Lecz w latach 1920-tych USA wci¹¿
przewy¿sza³y resztê œwiata w tempie rozwoju. By³o to wynikiem korzystnej w porównaniu z Europ¹
sytuacji finansowej po I wojnie œwiatowej, szerokiej dostêpnoœci kredytu w krajowej gospodarce,
wysokiego tempa industrializacji i sk³onnoœci amerykañskich przemys³owców do p³acenia w³asnym
robotnikom godziwych stawek.
Zauwa¿my, ¿e na wymienionej liœcie oœwieconych przywódców znalaz³ siê prezydent Herbert
Hoover. Nie jest ogólnie znanym faktem, ¿e Hoover, wybrany na prezydenta w 1928 roku, zapozna³ siê
z systemem Kredytu Spo³ecznego, stworzonym w Wielkiej Brytanii przez majora C.H. Douglasa, który
w roku 1918 opublikowa³ swoj¹ brzemienn¹ w skutki pracê „Demokracja Gospodarcza”. Douglas,
posiadaj¹cy blisk¹ wiedzê na temat wydarzeñ tamtej epoki, pisa³ póŸniej w swojej ksi¹¿ce Warning
Democracy, ¿e finansiœci zdecydowali siê poœwiêciæ gospodarkê USA poprzez wywo³anie krachu na
gie³dach w 1929 roku, aby móc przeciwstawiæ siê oœwieconym ideom gospodarczym Hoovera.
Istnieje oficjalna wersja historii i prawdziwa historia wydarzeñ. Dlatego Hoover jest b³êdnie
portretowany jako prezydent nieudolny. Lecz Hoover, in¿ynier, bêd¹cy jednym z najbardziej sprawnych
prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych, zidentyfikowa³ Rezerwê Fedraln¹ dzia³aj¹c¹ we
w³asnym interesie, jako cia³o odpowiedzialne za wywo³anie Wielkiego Kryzysu. Jego odpowiedzi¹ by³o
utworzenie Biura Rekonstrukcji Finansów1 i próba o¿ywienia gospodarki poprzez infuzjê œwie¿ego
kredytu, lecz z powodu obwiniania go o kryzys, zosta³ on usuniêty z urzedu na rzecz Franklina
D. Roosevelta w 1932 roku.
Biuro Rekonstrukcji Finansów pozosta³o i by³o zasadniczym narzêdziem przebudowy gospodarki
przez nastêpne dwie dekady. Sam Roosevelt rozumia³, ¿e rz¹d federalny musi zachowaæ decyduj¹c¹
kontrolê nad kredytem, choæ jego polityka by³a podwa¿ana przez osoby z jego w³asnej administracji,
które sprzyja³y finansistom. Tak wiêc nigdy nie zakoñczy³ programu prawdziwej reformy monetarnej.
W latach 30-tych Douglas przewidywa³ kolejn¹ wojnê œwiatow¹ spowodowan¹ przyczynami
monetarnymi, lecz podczas wizyt w Stanach Zjednoczonych mówiono mu, ¿e finansiœci nigdy nie
zezwol¹ na wdro¿enie idei Kredytu Spo³ecznego. W œrodowisku monetarnych reformistów utar³a siê
opinia, ¿e elity finansowe rozgl¹da³y siê za ekonomist¹, który stawi³by czo³a ideom Douglasa i ¿e wybór
pad³ na Johna Maynarda Keynesa. System Keynesa próbowa³ radziæ sobie z problemem monetarnym
poprzez kreowanie olbrzymiego deficytu bud¿etowego, utrzymywanie wysokich podatków i szybki
wzrost gospodarczy.
System funkcjonowa³ w latach II wojny œwiatowej i nieco d³u¿ej, lecz zabrak³o mu zasilania po
zabójstwie Johna F. Kennedy’ego w 1963 roku i po utracie przez USA przewagi handlowej oraz
p³ynnoœci finansowej w okresie wojny w Wietnamie i póŸniejszym. Finansiœci wzmocnili swoj¹ kontrolê
w latach 70-tych, co doprowadzi³o do wyniszczaj¹cej recesji lat 1979-83, wywo³anej przez Rezerwê
Federaln¹, oraz do deregulacji sektora finansowego za rz¹dów Reagana, w latach 1981-89.
Sytuacja pozostaje niezmieniona do dnia dzisiejszego. Pocz¹wszy od lat 80-tych, ka¿da ekspansja
gospodarcza by³a niczym wiêcej, ni¿ inflacj¹ maj¹tku tworzon¹ przez Rezerwê Federaln¹. Ostatni¹
z nich stanowi³ nadmuchany balon nieruchomoœci, najwiêkszy w historii, a obecnie flaczej¹cy.
Finansiœci próbuj¹ doprowadziæ do regulowanego spadku, tzw. miêkkiego l¹dowania, kosztem dobrobytu,
prezydium jest „figlarne” i postanawia - jak to siê mówi „za¿yæ mnie z mañki”. Zamykaj¹cy spotkanie
I. Pietrzak „nie dostrzega” mojej rêki i „nie s³yszy” g³osu. Poœpiesznie ¿egna zebranych, zgarnia ze
sto³u papiery i wraz z reszt¹ cz³onków prezydium oddala siê ku drzwiom w przewidywaniu, ¿e za
w³adz¹ poœpieszy cala sala. Doznaje jednak zawodu. Gdy wychodzê na podest i bez ceremonii zajmujê
miejsce za sto³em, mimo póŸnej pory nikt nie opuszcza sali. Zaczynam czytanie tekstu rezolucji. Wtedy
drzwi siê otwieraj¹ i truchcikiem, ale z zaciœniêtymi ze z³oœci ustami wracaj¹ do sal „prezydianci”,
zajmuj¹c miejsca w wolnych rzêdach, nie za sto³em, nie, skoro Sejmik zosta³ przez nich zamkniêty.
Tekst zyskuje aprobatê, choæ dyskutanci proponuj¹ uproszczenie kilku sformu³owañ. Ju¿ z sali, tzn.
nie „z urzêdu” próbuj¹ w rezolucji mieszaæ wicekuratorzy. Ireneusza Pietrzaka bardzo boli zdanie
wyra¿aj¹ce wolê oczyszczenia wspólnego domu z tego, co „g³upie”, bo przeciw epitetom „z³e”
i „pod³e” nie zak³ada protestu. Co wywo³uje niepozbawion¹ znamion groteskowoœci polemikê wœród
zebranych i ogóln¹ weso³oœæ.
Rozchodzimy siê do domów usatysfakcjonowani. Prezydianci jednak nie œpiesz¹ i cichcem
obrachowuj¹ straty. Byæ mo¿e po raz pierwszy zetknêli siê z materi¹ cia³a nauczycielskiego stawiaj¹c¹
opór i zdoln¹ do solidarnoœci. W³aœnie o tê lekcjê chodzi³o. Pierwsze odruchy jednak s¹ niekontrolowanymi
gestami rozpaczy i wœciek³oœci. Tak w³aœnie zrozumia³em adresowane do mnie, bezmyœlne burkniêcie
Heleny Czop: „Po¿a³uje pan tego, co zrobi³... jeszcze siê spotkamy”.
Pominê prasowe i inne reperkusje zdarzenia. Dodam tylko to, ¿e wiêcej zrozumienia dla inicjatywy
„rewolucyjnej” i oceny instytucji Sejmiku znalaz³em w œrodowiskowej instancji partyjnej ni¿ wœród
funkcjonariuszy elbl¹skiej oœwiaty z kuratorem na czele.
Dnie, tygodnie i miesi¹ce jesieni 1980 r. up³ywa³y pod znakiem burzliwych zebrañ, spotkañ
dyskusyjnych i forów. Œrodowiska nauczycielskie ku zaniepokojeniu dyrekcji i w³adz oœwiatowych
poczê³y siê rozgl¹daæ za w³asnymi, niezale¿nymi zwi¹zkami, bo struktury ZNP, wielokrotnie ju¿
skompromitowane, stanê³y na cenzurowanym. Myœlê, ¿e spory wp³yw na inicjatywy w tym kierunku
mia³y zdarzenia zwi¹zane z ostatnim w Elbl¹gu Sejmikiem Mistrzów. Ale g³osy podnosz¹ce siê
z postulatami w³asnych zwi¹zków solidarnoœciowych by³y jednak nieœmia³e i niezdecydowane,
poniewa¿ inicjatywê w tym zakresie od pocz¹tku parali¿owa³a uprawiana przez administracjê
praktyka utrudnieñ i zastraszeñ.
Istotnym krokiem naprzód by³o powo³anie sekcji nauczycielskiej NSZZ „Solidarnoœæ” w Elbl¹gu.
Spotkanie za³o¿ycielskie odby³o siê 24. paŸdziernika w t³umnie wype³nionej czytelni Biblioteki
Wojewódzkiej przy ul. Œw. Ducha (wówczas jeszcze - Wigilijnej). Mia³em w nim swój udzia³
organizacyjny jako œwie¿o upieczony cz³onek Zarz¹du Regionu NSZZ „Solidarnoœæ” z funkcj¹ doradcy
i konsultanta ds. kultury ³ oœwiaty. ¯ywo wspó³dzia³ali ze mn¹ i to z ogromnym oddaniem sprawie
koledzy nauczyciele z LO, w szczególnoœci zaœ Ryszard Lange i Barbara Jakubowska. W spotkaniu
za³o¿ycielskim wziêli udzia³ przedstawiciele sekcji nauczycielskiej NSZZ œrodowiska gdañskiego.
Zebrani wy³onili cia³o wykonawcze sekcji elbl¹skiej w postaci kilkuosobowego prezydium i wyrazili
wolê, bym przyj¹³ funkcjê przewodnicz¹cego. Niestety - musia³em odmówiæ, zrzekaj¹c siê tej funkcji
na rzecz Ryœka Langego. Od kilku bowiem miesiêcy ju¿ jako szef Galerii praktycznie pozostawa³em
poza œrodowiskiem nauczycielskim. Zreszt¹ by³em i tak obci¹¿ony robot¹ spo³eczn¹, poniewa¿
Miros³aw Dym-czak, dotychczasowy prezes ETK, scedowa³ na mnie obowi¹zki zwi¹zane z t¹ funkcj¹.
Wzmiankowan¹ funkcjê konsultanta ds... przyj¹³em z dobr¹ wiar¹ i zacz¹³em bywaæ na ró¿nych
zebraniach, nie ¿a³uj¹c gard³a, gdy sz³o o sprawy wymagaj¹ce zabrania g³osu. Szczerze mówi¹c, jako
tzw. doradca niewiele mia³em do roboty, gdy¿ m³odzi ludzie nie byli skorzy do zadawania pytañ
i wys³uchiwania „dobrej rady”. Zdawali siê wiedzieæ, czego chc¹, i szli jak burza. Podstawowe zaœ
decyzje, dotycz¹ce tak¿e kultury, jak siê wkrótce zorientowa³em, zapada³y wczeœniej i poza forum,
19
18
czo³owej œcianie panoszy siê wzmiankowany ju¿ slogan Sejmik „Dumni z dokonañ. Œwiadomi zadañ”.
Jest autopanegirycznie, ceremonialnie, œwi¹tecznie i bezmyœlnie. Po wystêpie wicekuratora
i okazjonalnym, nader m¹drym odczycie w wykonaniu sprowadzonej do Elbl¹ga pani profesor od teorii
wychowania, uœwiadamiam sobie, ¿e nadszed³ mój czas, gdy¿ po odczytach jest zapowiedziana przerwa
obiadowa, zaœ po obiedzie s¹ przewidziane zwyczajowe zajêcia w grupach tematycznych, które ludzi
rozprosz¹. Co wiêcej - bêd¹ ju¿ zmêczeni i inicjatywa oka¿e siê spóŸniona. Podnoszê rêkê. Stara siê
tego nie widzieæ pani Czop, wiedz¹ca przecie¿, co siê œwiêci. Wstajê i pytam wprost, czy mo¿na zabraæ
g³os. Mimo to pozostajê dla prowadz¹cej Sejmik niewidzialny i niewidoczny. W sukurs id¹ mi
uczestnicy spotkania, zwracaj¹c uwagê sto³owi prezydialnemu, ¿e mam coœ do powiedzenia. Proszê
g³oœno o u¿yczenie mi g³osu. Wicekuratorka wie, ¿e w³aœnie nadszed³ dla niej czas nielekkiej próby.
Jeœli udzieli mi g³osu, narazi siê kuratorowi, jeœli nie udzieli, zblamuje siê wobec zgromadzonych.
Mimo to odmawia („wypowiedŸ pana Tomczyka nie jest przewidziana programem Sejmiku”). Nie
ustêpujê, nalegam. Poniewa¿ prezydium spotkania ju¿ w pe³nym sk³adzie jednomyœlnie odmawia mi
prawa do publicznego spiczu, zwracam siê do zgromadzonych z pytaniem, czy zechc¹ mi jako obecni
na sali u¿yczyæ mi g³osu, skoro rytua³ sejmiku, co jest rzecz¹ bardzo dziwn¹, nie dopuszcza tego rodzaju
wyst¹pieñ. OdpowiedŸ jest chóralna: „Pozwalamy”. Forsujê podest i stajê za mównic¹. Jestem ju¿
przygotowany. Wyci¹gam z kieszeni maszynopis i czytam. Uwaga ogromna. Widzê j¹ w oczach oko³o
200 uczestników zgromadzenia. Mam te¿ pewnoœæ - bo to siê czuje - i¿ artyku³ujê to, o czym myœl¹
sami „mistrzowie” - i o kryteriach wartoœciowania nauczycieli, i o rytuale sejmikowym i o nadmiarze
optymizmu. Potwierdzaj¹ to burzliwe oklaski. Prezydium jest skonsternowane, ale przerywaæ mi nie
œmie. Teraz zwracam siê z propozycj¹ opracowania rezolucji Sejmiku popieraj¹cej ruch odnowy
i œwie¿e uchwa³y VI Plenum KC. Nieœmia³a próba storpedowania inicjatywy wychodzi zza sto³u
prezydialnego, ale przechodzê nad ni¹ do porz¹dku dziennego. Wci¹¿ jestem „przy g³osie”. Dla
uwierzytelnienia woli zbiorowoœci dotycz¹cej rezolucji przeprowadzam g³osowanie. Kto za? - Las r¹k,
¿e i liczyæ nie trzeba. Proponujê wybór piêcioosobowego zespo³u dla zredagowania tekstu, którego
projekt mam przecie¿ w kieszeni. Padaj¹ nazwiska. Zaproponowani wyra¿aj¹ zgodê, zaœ sala - znów
lasem r¹k - akceptuje sk³ad zespo³u redakcyjnego. Dziêkujê za u¿yczenie mi g³osu i schodzê z podestu.
W chwili prowadz¹cy spotkanie, o twarzach czerwonych z gniewu, og³aszaj¹ przerwê obiadow¹.
Podczas przerwy skupiam wokó³ siebie osoby wyznaczone do przygotowania tekstu rezolucji
i zaznajamiam z propozycj¹. S¹ drobne poprawki, tekst jednak zyskuje akceptacjê i staje siê
dokumentem. Obok mnie sk³adaj¹ pod nim podpisy - Andrzej Stasiorowski, Krystyna Piotrowska,
Krystyna Spechowicz i Wiktor Nowacki.
Po posi³ku pomykamy na zaplanowane zajêcia w grupach. Uprzynale¿niono mnie do zespo³u
maj¹cego rozgryzaæ zagadnienie „Pozycja spo³eczna ucznia zdolnego w klasie”. Który z metodyków
kuratoryjnych przewodniczy³ tej grupie, dziœ ju¿ nie pamiêtam. W ka¿dym razie zajêcia w grupach
by³y jedyn¹ okazj¹ do niezaplanowanych wypowiedzi uczestników Sejmiku, choæ i tutaj podstawowe
g³osy dyskusyjne by³y wypowiedziami zaplanowanymi i uzgodnionymi wczeœniej pod wzglêdem treœci.
Dyskusji na forum jak zawsze i tym razem program nie przewidywa³. Pozosta³a do realizacji ostatnia
czêœæ spektakulum: powrót do sali i wys³uchanie wypowiedzi metodyków, zbieraj¹cych „wnioski
z zajêæ grupach”. Samo podsumowanie tych wniosków oraz ca³oœci Sejmiku zosta³o zarezerwowane
dla zwierzchnictwa kuratoryjnego. Rzecz bieg³a zgodnie z planem i z niewielkim tylko poœlizgiem
czasowym. Wnioskuj¹c z kadencji w intonacji prowadz¹cego zgromadzenie, i¿ zmierza ku zamkniêciu
spotkania i zarz¹dzeniu rozejœcia siê (jest grubo po godzinie 15-tej), podnoszê rêkê dla zabrania g³osu.
Chodzi przecie¿ o to, by zebranym przedstawiæ tekst rezolucji, a nastêpnie go przeg³osowaæ. Ale
zdrowia, stanowisk pracy, mieszkañ i z pewnoœci¹ tak¿e kosztem ¿ycia milionów zdemoralizowanych
ludzi.
Czy pozwolimy im na to? Naturalnie, rz¹d ma na mysli dalsze porêczenia, choæ obecnie, gdy rynek
nieruchomoœci zosta³ zdewastowany, mo¿e nie byæ ju¿ aktywów, w które da³oby siê pompowaæ inflacjê
przez nastêpn¹ rundê chaosu. Jednak próby takie s¹ podejmowane. Analitycy próbuj¹ ogniskowaæ uwagê
na pêczniej¹cym balonie fuzji i przejmowaniu aktywów, oraz wskazuj¹ na wielki boom w sprzeda¿y
papierów wartoœciowych, który wywindowa³ akcje spó³ek gie³dowych na rekordowy poziom, mimo
zmniejszania siê si³y nabywczej konsumentów amerykañskich.
Jeœli i te balony pêkn¹, zniknie na dobre wiêkszoœæ bogactwa klasy œredniej, która uchowa³a siê
po krachu gie³dowym w 1987 roku, przetrwa³a pêkniêcie balona firm wirtualnych w latach 2000-2002
i obecny spadek na rynku nieruchomoœci.
Byæ mo¿e bal dobiega koñca. Mo¿e pod koniec swojego 300-letniego panowania, które rozpoczê³o
siê w roku 1694, z chwil¹ utworzenia Banku Anglii, finansistom uda³o siê wreszcie rozmontowaæ
gospodarki œwiata do tego stopnia, ¿e pozostali z nas zechc¹ podj¹æ jakieœ dzia³ania. A mo¿e
wystarczaj¹ce zniecierpliwienie pojawi siê w zwi¹zku z dalszymi wojnami na Bliskim Wschodzie czy
gdziekolwiek indziej. Byæ mo¿e szczyt wydobycia ropy lub globalne ocieplenie w³¹cz¹ siê w ten proces
destrukcji na skalê, któr¹ trudno bêdzie pomin¹æ. A mo¿e zwyczajnie dokuœtykamy do zachodu s³oñca.
Czas poka¿e. Lecz jakkolwiek mia³oby siê to odbyæ, przekonaniem autora jest, ¿e taki lub inny,
uczciwy i inteligentny system monetarny powstanie kiedyœ na naszej planecie.
1
Am.: The Reconstruction Finance Corporation
RICHARD C. COOK
Tt³umaczy³ z j. ang.: Krzysztof Lewandowski
Richard C. Cook jest autorem ksi¹¿ki Challenger Revealed: An Insider’s Account of How the
Reagan Administration Caused the Greatest Tragedy of the Space Age. Jest emerytowanym
analitykiem federalnym, a jego kariera zawodowa obejmuje posady w Komisji Spo³ecznej, FDA,
Bia³ym Domu za prezydentury Cartera, NASA, oraz dwudziestojednoletnie zatrudnienie w amerykañskim
Departamencie Skarbu. Obecnie jest pisarzem i konsultantem i we wrzeœniu 2007 mia³ wyst¹pienie na
dorocznej konferencji AMI (American Monetary Institute) w Chicago. Jego strona internetowa mieœci
siê pod adresem: www.richardccook.com
Mój alians
z „Solidarnoœci¹”.
Uskrzydlenie (5)
Osobiœcie od l. wrzeœnia pozostawa³em ju¿
poza szko³¹, przej¹wszy obowi¹zki pe³nomocnika
Urzêdu Wojewódzkiego ds. organizacji Galerii El.
R. Tomczyk, Rwanie, olej, 2005
15
16
By³em jednak z zespo³em nauczycielskim II LO wci¹¿ zwi¹zany. Uzyska³em te¿ z kuratorium
zaproszenie do uczestnictwa w Sejmiku. St¹d tam moja obecnoœæ. Co wiêcej zosta³em przez grono (ju¿
zrzeszone w komórkê „Solidarnoœci”) upowa¿niony zarówno do wyg³oszenia cytowanego wy¿ej
przemówienia, jak i innej jeszcze inicjatywy. W ka¿dym razie uznaliœmy za niezbêdne wyjœcie na
Sejmiku z jakimœ aktem nie uzgodnionym z w³adzami, który by stanowi³ ca³kowicie oddoln¹ inicjatywê
nauczycieli. Z takim aktem, który uprzytamnia³by urzêdnikom i funkcjonariuszom kuratoryjnym
podmiotowoœæ œrodowiska nauczycielskiego, wiêc i jego zdolnoœæ do podejmowania akcji samodzielnych,
a równoczeœnie budzi³ wœród nauczycieli poczucie w³asnej si³y i niezale¿noœci oraz nadziejê. Aktem
takim mog³o byæ zg³oszenie przez uczestników rezolucji popieraj¹cej posierpniowy ruch odnowy
w³¹cznie z Uchwa³¹ VI Plenum KC PZPR. Zaproponowa³em wiêc taki tekst. Po obróbce dokonanej
z udzia³em grona II LO zyska³ on brzmienie nastêpuj¹ce:
My, nauczyciele województwa elbl¹skiego, zgromadzeni na V Sejmiku Nauczycieli Mistrzów
w dniu 13. paŸdziernika 1980 r. Wyra¿amy poparcie dla szerokiego spo³ecznego ruchu odnowy,
który w nastêpstwie strajków robotniczych na Wybrze¿u i w innych dzielnicach Polski ogarnia ca³y
nasz kraj i wszystkie dziedziny jego ¿ycia.
W szczególnoœci solidaryzujemy siê z treœci¹ wyst¹pieñ klasy robotniczej Trójmiasta, Szczecina
i Jastrzêbia i akceptujemy w ca³ej rozci¹g³oœci treœci porozumienia zawartego na pograniczu
sierpnia i wrzeœnia miêdzy za³ogami robotniczymi tych œrodowisk a Komisjami Rz¹dowymi.
Z satysfakcj¹, z ulg¹ i wiar¹ w przysz³oœæ przyjmujemy zaœwiadczon¹ przez VI Plenum KC PZPR
spo³eczn¹ wolê oczyszczenia naszego wspólnego domu z tego, co pod³e, z³e i g³upie, co sprzeczne
z ¿ywotnymi interesami narodu. Opowiadamy siê po stronie cz³owieka, jego praw obywatelskich,
humanizmu, praworz¹dnoœci, demokracji socjalistycznej i prawdy -przeciwko zak³amaniu, przeciwko
nadu¿yciom spo³ecznym i ekonomicznym, przeciwko ba³amutnemu i jednostronnemu propagowaniu
sukcesów oraz przeciwko instrumentalnemu traktowaniu cz³owieka i wartoœci moralnych.
Upominamy siê o przywrócenie autentycznej godnoœci stanu nauczycielskiego, o podjêcie
przez w³adze resortu przedsiêwziêæ skutecznie s³u¿¹cych temu celowi. Rozumiemy równoczeœnie,
¿e godnoœæ nauczyciela nie jest dobrem wy³¹cznie u¿yczonym przez kogokolwiek, ale wartoœci¹
wypracowan¹ przez samego nauczyciela, rezultatem postawy, jak¹ zajmuje wobec skomplikowanego
biegu rzeczy i zjawisk. Ze specyficznej natury zawodu, który polega na przekazywaniu m³odzie¿y
najdonioœlejszych i najcenniejszych wartoœci moralnych i spo³ecznych, wynika potrzeba posiadania
przez pedagogów rzeczonych wartoœci, nie tylko ich werbalnego kultywowania. Tylko nauczyciel
odpowiedzialny i spolegliwy, odwa¿ny i pryncypialny, zdyscyplinowany, ale i niepokorny, jeœli
wymaga tego sytuacja spo³eczna, otwarty ku sprawom ludzi i ¿yciu narodu, prawdomówny
i uczciwy mo¿e cieszyæ siê takim autorytetem, jaki jest niezbêdny dope³nienia s³u¿by nauczycielskiej
w sposób zgodny z powo³aniem zawodu. Rozumiemy to tym wiêcej, ¿e takimi byli nasi mistrzowie.
Nie brak w naszej tradycji, szczególnie na prze³omie XIX i XX wieku, pedagogów wielkich sercem
i duchem, których dzia³ania i postawy na wiele lat blaskiem opromieni³y imiê naszego narodu.
Zwracamy siê dziœ w ich stronê, w stronê Na³kowskich i Krzywickich, Chmielowskich i Mahrburgów,
Brzozowskich i Sempo³owskich - po pamiêæ, po gorej¹cy p³omieñ...
Oto nasza œwiadomoœæ i pamiêæ, i wola uczestnictwa w ¿yciu narodu.
Podpisano: Uczestnicy V Sejmiku itd.
Po latach uzmys³awiam sobie ca³¹ naiwnoœæ tego przes³ania, nb. spreparowanego z u¿yciem
elementów ówczesnego ¿argonu ideologiczno-politycznego, i¿by nie razi³o zbytnio uszu ludzi wiernych
partii i uformowanych z betonu. Sk¹din¹d sam jeszcze ulega³em wielu z³udzeniom i trzeba by³o nowych
doœwiadczeñ, by skruszy³y siê ich resztki. Zamiar by³ jednak taki, jak uj¹³em to na pocz¹tku. Jaka zaœ
atmosfera towarzyszy³a forsowaniu tej rezolucji na forum Sejmiku, pozwolê sobie przedstawiæ
okolicznoœci tej akcji, gdy¿ daj¹ one pewne pojêcie o funkcjonowaniu w ówczesnej oœwiacie elbl¹skiej
aparatury politycznej uniemo¿liwiaj¹cej jakiœ swobodniejszy oddech. Przenoszê tu relacjê zamieszczon¹
w nieopublikowanej ksi¹¿ce „Otrzêsiny” z roku 1991.
Otó¿ Sejmik odbywa³ siê w sali Technikum Mechanicznego przy ul. Komeñskiego. Dzieñ by³
pochmurny, deszczowy. W podcieniu u wejœcia do gmachu zastajê gromadkê wymieniaj¹cych uk³ony
uczestników spotkania. Wœród nich znajdujê wicekurator Helenê Czop. Pytam o kuratora, z nim bowiem
chcia³bym uzgodniæ moment mojego wyst¹pienia podczas tzw. obrad. Znam jego skrupulatnoœæ
i pedanteriê. Równie¿ nieprzejednany konserwatyzm polityczno-ideologiczny, o czym sporo by³oby
mówiæ. Toæ niedawno rozdziera³ szaty z powodu telewizyjnej emisji jasnogórskiego przemówienia ks.
kardyna³a Wyszyñskiego, nie ukrywaj¹c zarazem rozczarowañ spowodowanych ustêpstwami w³adz
wobec ruchu solidarnoœciowego. Wiem te¿ z góry, ¿e nie przyjmie entuzjastycznie propozycji
w³¹czenia mojego wyst¹pienia do programu imprezy, w której nie bêdzie miejsca na przypadkowoœæ.
Niezale¿nie od ¿yczliwoœci, jak¹ mnie darzy oraz faktu, ¿e ukoñczyliœmy tê sam¹ szko³ê œredni¹
w Sopocie, wychodz¹c spod rêki tych samych profesorów w latach 1949-1950. By unikn¹æ przykrej
i dla mnie, i dla niego ewentualnej konfrontacji wobec gremium - gdyby nie zechcia³ udzieliæ mi g³osu
- i oszczêdziæ mu zaskoczenia, wola³bym, by by³ uprzedzony o moim zamiarze. Czujê te¿, ¿e do takiej
lojalnoœci obliguj¹ mnie dotychczasowe kontakty i rozmowy, w których niekiedy znajdowaliœmy wiele
wspólnego. I tu rozczarowanie. Dowiadujê siê, ¿e kurator nie bêdzie bra³ udzia³u w Sejmiku, gdy¿
akurat uczestniczy w posiedzeniu egzekutywy KW, której jest cz³onkiem. Muszê wiêc o zamierzeniu
poinformowaæ prowadz¹cych z jego ramienia wicekuratorów - Helenê Czop, ewentualnie Ireneusza
Pietrzaka, choæ z tym drugim ze wzglêdu na pewne „zasz³oœci” wola³bym nie rozmawiaæ. Ale na
d³u¿sz¹ rozmowê nie ma czasu. Mimo to próbujê pani wicekurator wy³o¿yæ, o co chodzi. Jest ogromnie
zaskoczona koncepcj¹ zaproponowania zgromadzonym rezolucji i nad wyraz zaniepokojona, a nawet
przestraszona. Oœwiadcza, ¿e inicjatywa taka jest niedopuszczalna i ¿e jakiekolwiek uzupe³nianie czy
dekomponowanie programu imprezy przemyœlanej od „a” do „zet” nie wchodzi w rachubê. Odpowiadam
wiêc, ¿e mimo to poproszê w stosownym momencie o udzielenie mi g³osu.
Przebieg imprezy absolutnie odpowiada planowi. Kurator wprawdzie jest nieobecny, mo¿e jednak
byæ spokojny o funkcjonowanie nakrêconej machiny. Jego funkcjonariusze prowadz¹cy spotkanie znaj¹
swoje miejsce i zakres obowi¹zków. Przy instrumencie ustawionym tak precyzyjnie nie mo¿e byæ mowy
o niespodziankach. Wiedz¹ te¿ o tym zgromadzeni na sali. Wiêkszoœæ twarzy, które odnajdujê na sali,
znam od lat. Garnitur to przedni, by nie rzec - oficjalny, w przewa¿aj¹cej liczbie oddany funkcjonuj¹cemu
porz¹dkowi, zwyczajowo korzystaj¹cy z wyró¿nieñ i kuratoryjnych uprzejmoœci, a nie sprawiaj¹cy
k³opotów. ¯ony oficerów, aparatczyków, urzêdników na dorobku. Wœród obecnych nie brak oczywiœcie
równie¿ szczerych czerwonobetonowych nadgorliwców. Mimo to znajdujê w klimacie sali ton, który
wró¿y mojej akcji powodzenie i na którym polegam. O niczym innym bowiem nie rozmawia siê na boku,
jak o tym, co w³aœnie siê dzieje poza œcianami tego budynku, tj. W kraju, w zak³adach pracy i w partii.
A wiêc celebra otwarcia, a wiêc oficjalne i zaprogramowane wypowiedzi trzymaj¹cych rz¹d na
sali wicekuratorów. Promienieje optymizmem przygotowany dla uczestników biuletyn kuratoryjny
z materia³ami odnotowuj¹cymi „doœwiadczenia i osi¹gniêcia w pracy z m³odzie¿¹ uzdolnion¹”.
I przys³owiowe ju¿ „i rym cym cym, i hopsa sa...” ¿ywcem z id¹cego kabaretu Olgi Lipiñskiej. A na
17

Podobne dokumenty