POLECAMY - e
Transkrypt
POLECAMY - e
4 27 STYCZNIA–2 LUTEGO 2014 POLECAMY D MDZIN ZINA RISHVILI H FOT. PAP/DPA 53–60 SOCZI: IGRZYSKA PUTINA 92 WOJNA DOMOWA W KIJOWIE POLACY MOCNI JAK NIGDY JAN ROKITA [ NA POCZĄTEK 6 9 9 10 10 43 SPÓR O TESTAMENT PAPIEŻA 47 KOWBOJ CEJROWSKI TRENDY I OWĘDY RYSZARD MAKOWSKI KORSUN CHILI KORSUN TYSIĄCE ZNAKÓW FELIETONY 85 JERZY JACHOWICZ, PIOTR SKWIECIŃSKI MILENA KINDZIUK [ HISTORIA RYSZARD MAKOWSKI 86 EMIGREJTAN WOJCIECH WENCEL OKUPACJA 90 NOWA ANDRZEJ KRZYSTYNIAK [ KRZYSZTOF FEUSETTE W SIECI KULTURY ŚWIETLIK W SIECI WYCINKI WARZECHY 15 PATRIOTYZM NA DZIŚ 67 ŁUKASZ WARZECHA ŚWIAT JOLANTA GAJDA-ZADWORNA 67 DOROTA ŁOSIEWICZ [ GAFY JENNIFER LAWRENCE 61 WIKTOR ŚWIETLIK 14 NIEMIEC NA DZIŚ 95 POLITYKA MARIUSZ MUSZYŃSKI, KRZYSZTOF RAK ZE SCENY I ZZA KULIS ADAM CIESIELSKI DLA POLSKI 98 DROGA KINGA DYGULSKA-JAMRO LITERATURA SPOD LADY WOJCIECH LADA 68 ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM PASZKIEM LECH MAKOWIECKI [ EFEKT WYBUCHU MAREK PYZA [ SŁUŻBY NIE ZAPOMINAJĄ 73 ZAREMBA PRZED TELEWIZOREM SKARB POD LUPĄ ADAM CIESIELSKI POLSKIM KAPITAŁEM 108 SILNI ROZMOWA ZE STANISŁAWEM KLUZĄ TEST (NIE)SCENICZNY KAMILA ŁAPICKA 124 ŁUKASZ ADAMSKI [ 76 PODWÓJNE STANDARDY PRZEDBIEGI KOALICYJNE 78 OWSIAK – IDOL NA ZAMÓWIENIE Z ADAMEM BIELANEM 34 WYWIAD ANNA WOJCIECHOWSKA 27 STYCZNIA–2 LUTEGO 2014 [ FOT. ANDRZEJ WIKTOR (X2) Jacek i Michał Karnowscy rozmawiają z JANEM RULEWSKIM, senatorem Platformy Obywatelskiej, działaczem opozycji antykomunistycznej Ile zostało z „Solidarności” we współczesnej Polsce? Pozostała nam czkawka albo ładniej mówiąc – echo. Bo jednak to echo ciągle słychać. Bije ono w piersiach członków związku, sympatyków, lecz także w piersiach przeciwników. Słychać je także w czasie kampanii wyborczych, bo przecież każda partia, z wyjątkiem postkomunistów, nawiązuje do „Solidarności”. Także Platforma Obywatelska jedno ze swoich skrzydeł budowała w nawiązaniu do „S”. zamykano zakłady, a te, które ocalały, dzielono na dziesiątki spółek i spółeczek. To też niszczyło „S”, bo w jednym zakładzie pojawiały się sprzeczne interesy. Rozbijano wspólnoty. Wojna na górze przypieczętowała upadek. Cios stanu wojennego realnie złamał związek? Po tym już się nie podnieśliśmy. Bo „Solidarność” lat 1980–1981 była tworzona od dołu, a ta druga już od góry, za pomocą „dekretów”, także przy użyciu metod infiltracji. Na to pozwalali także ludzie „Solidarności”. Wielu Polaków ma wrażenie, że część elit związkowych zdradziła robotników, te miliony, które dały im siłę. Uderza np. obojętność na los tysięcy zakładów pracy. Ale zadziwia też skłonność ludzi wywodzących się ze związku do udziału w krucjacie antykościelnej. A przecież w latach 80. nie przeszkadzały im sztandary maryjne. Nie ma mowy o zdradzie. Nie mówię o poszczególnych osobach czy grupkach, mówię o ogólnym obrazie. Możemy co najwyżej mówić o opuszczeniu, o uznaniu „Solidarności” za akt historyczny i przejściu do urządzania życia w innych strukturach. Wielu uznało, że to była przygoda, jak pierwsza narzeczona, która już minęła. Przez te 10 lat komuniści dokonali selekcji kadr „S”? Tak było. Najbardziej niszczące okazało się wypychanie – przemocą lub namową – ludzi na emigrację. To bardzo zaszkodziło. Bo internowanie, areszty, umacniały nas, rodziły się ważne tytuły moralne, ożywała tradycja romantyczno-akowska, szlifowały się charaktery. Ekspulsja zaś przerywała wszystko. Później, już po roku 1989, masowo Nic nie można było zrobić? Gdy padał Romet, na szczęście coś ocalało, gdy teraz padł Zachem w Bydgoszczy, nie przychodzili do pana ludzie, prosząc: Janku, senatorze, zrób coś? Przychodzili. Siedzieli na panów miejscu. Wielu przychodziło. Ale musicie panowie zrozumieć, że my wówczas, w 1989 r., znaleźliśmy się w próżni. To tylko częściowa prawda, że sami przewróciliśmy komunizm. Komunizm sam się zapadł, do środka, w wyniku utraty sił i wiary janczarów. Lecz także pod naporem siły amerykańskiej i ewangelii Jana Pawła II. Wówczas nie mieliśmy scenariusza. Nie dopłynęliśmy tam, dokąd chcieliśmy. Pojawił się scenariusz Balcerowicza, jedyny, jaki był, i on wygrał. Można było przejść tę zmianę łagodniej, by coś ocalić? Można było uratować polski przemysł, dziś szczątkowy? Niezależnie od tego, co myślę o kapłanie polskiego kapitalizmu, czyli o Balcero- Stocznie działające w NRD i dziś pracują. Nie wszystkie! I z jakim wsparciem z Unii Europejskiej, podobnie jak nasze. Nic nie mogło ocaleć? Te zakłady były zadłużone i zacofane, nieprzyzwyczajone do konkurencji. Gdy otworzono rynek, nie miały wielu szans. A rynek trzeba było otworzyć, by włączyć polską gospodarkę w międzynarodowy podział pracy, napełnić wygłodzony rynek. To włączenie ostatecznie się nie udało. Nie zajęliśmy swojego miejsca, nie mamy branży, która by nas niosła. Tu polegliśmy. Pytanie, czy mogło być inaczej, jest otwarte. Moje doświadczenia są jednak takie, że te wszystkie zakłady były w stanie fatalnym. Zachodni inwestorzy woleli budować w polu, niż przejmować choćby budynki, bo te budynki były zawilgocone, źle zrobione i do niczego się nie nadawały. Nowoczesne maszyny nie mogły w nich pracować. Zdarzają się kopie lepsze od oryginału – mawiał mój nauczyciel rysunku, przedwojenny absolwent ASP. Stwierdzenie starego profesora malarstwa staje się aktualne w dzisiejszej Polsce. Nie dotyczy dzieł sztuki, choć sztuką jest skopiowanie systemu politycznego tak, by był doskonalszy niż pierwowzór MAREK KRÓL publicysta, były redaktor naczelny tygodnika „Wprost” Z ręby tego systemu powstały przy okrągłym stole w 1989 r. Transformacja komunizmu miała doprowadzić nas do demokracji parlamentarnej i wolnego rynku. Dość szybko postkomuniści przyzwyczajeni przez lata do dyktatury monopartii przekonali się, że mogą zwyciężać w wolnych wyborach. Już w 1993 r. wygrały w nich dwie partie postkomunistyczne – SLD i PSL. Wtedy to po raz pierwszy zadziałał mechanizm, który obecnie PO rozwinęła perfekcyjnie. Polega on na umiejętnym dezawuowaniu konkurencji politycznej. Zgodnie z zasadą znaną od dawna w Ameryce, że w wyborach zwycięża ten, kto wywoła większą nienawiść do konkurencji politycznej. Wówczas, w 1993 r., większość mediów sprzyjała stronie solidarnościowej, faworyzując szczególnie Unię Wolności. Mimo to partia Mazowieckiego i Geremka poniosła bolesną klęskę, uzyskując tylko 74 mandaty w Sejmie. Wybory wygrały SLD (171 manda- tów) oraz PSL (132 mandaty). Skonfliktowane partie postsolidarnościowe same zapracowały na swoją porażkę. Trudno w to uwierzyć, ale już w 1991 r. w badaniach opinii publicznej ponad 50 proc. Polaków uważało, że ugrupowania solidarnościowe wpędziły Polskę w stan chaosu i ubóstwa. Dwa lata później, przed wyborami, ponad 64 proc. respondentów deklarowało niechęć do rządów solidarnościowych. Równocześnie spadała dezaprobata dla postkomunistów. W 1993 r. zaledwie 47 proc. Polaków źle oceniało czasy PRL. Zapewne przyczyniły się do tego również bolesne reformy Balcerowicza, ale decydujący wpływ miało poczucie niestabilności władzy oraz chaos. Gorzej już było, przekonywał SLD, głosząc hasło: tak dalej być nie musi, niech reformy służą ludziom. Te wybory z 1993 r. miały fundamentalne znaczenie. Pokazały, że pamięcią społeczną da się manipulować do tego stopnia, iż reprezentanci znienawidzonego jeszcze niedawno systemu mogą wygrać wolne wybory. Lansowanie w mediach postępowej amnezji jako jedynie słusznej przeciwwagi wobec nienawistnej pamięci historycznej szybko przyniosło efekty. Poczucie bezpieczeństwa, stabilności i przewidywalności to najlepiej sprzedający się produkt w marketingu politycznym. Rządzący już drugą kadencję Donald Tusk okazał się pojętnym uczniem w tej demokratycznej szkole życia. Co prawda wcześniej przez 20 lat pobierał nauki, przechodząc przez wszystkie szczeble kariery politycznej. Udało mu się jednak skonstruować z PO wehikuł, którego prototyp osiągnął sukces w 1993 r. Ten niezbyt wybijający się w czasach „Solidarności” opozycjonista stworzył system, który był nieosiągalny dla Leszka Millera, lecz którego fundamenty budował Aleksander Kwaśniewski. System ten nazywam pomunizmem, gdyż łączy w sobie pewne cechy komunizmu z fasadową demokracją i pozornie wolnym rynkiem. I w tym właśnie przypadku, jak mawiał mój stary profesor, kopia jest lepsza od oryginału. W PRL od samego początku władza była z sowieckiego nadania i do tego kontrolowana przez Rosję. Utrata zaufania w Moskwie powodowała natychmiastowy koniec kariery funkcjonariusza partii czy rządu. Dobre relacje z radzieckimi figurami zapewniały nie tylko bezpieczeństwo, ale i karierę. Dzisiaj w Polsce wszystko się zmieniło, by zostać po staremu. Rosja poprzez rozbudowaną agenturę wpływu w mediach, zwłaszcza w telewizji oraz w środowiskach kultury i nauki, decyduje de facto, kto sprawuje władzę w Polsce. Rządzą tak naprawdę nie 27 STYCZNIA–2 LUTEGO 2014 i razem z prezydentem Komorowskim pomaszeruje w radosnym pochodzie poparcia partii i rządu. Na szczęście pomuniści podobnie jak komuniści, choć wspierani przez tzw. autorytety kultury, nauki i mediów, nie potrafią narzucić nowych świeckich obyczajów. Trzeciomajowy „Orzeł może” wykazał się taką impotencją, że przykro było patrzeć na kastrata. Dominacja medialna partii 95 5 ŚWIAT mogła oddać władzy, ponieważ tylko ona gwarantowała nienaruszalność sojuszu z ZSRS, a tym samym nienaruszalność granic, pokój i bezpieczeństwo. Większość Polaków przyjmowała to do aprobującej wiadomości, bo lepsze było to niż wejście sowieckich sołdatów. Wychowawcza funkcja masakry w Budapeszcie w 1956 r. i bratniej inwazji w Czechosłowacji w 1968 r. odegrała swoją rolę nie tylko w Polsce. Wejdą, nie wejdą sowieccy – to był dylemat w czasie każdego buntu, od Poznania w 1956 r. aż do schyłku PRL. Z sowieckiego straszaka korzystali rządzący w PRL, a Mieczysław Rakowski powtarzał, że zmiany geopolityczne wywołane przez wojnę może zmienić tylko następna wojna. Pomuniści wykorzystali podobnie jak komuniści ten lęk przed Ruskimi, tłumacząc swoją impotencję po katastrofie smoleńskiej. Donald Tusk, nakłaniany do 96 Kanclerz Gerhard Schröder zapoczątkował rozluźnienie związków z Zachodem na rzecz wzmocnienia aktywności na Wschodzie. Na zdj. z prezydentem Rosji Władimirem Putinem 27 STYCZNIA–2 LUTEGO 2014 MARIUSZ MUSZYŃSKI prawnik, profesor Uczelni Łazarskiego KRZYSZTOF RAK publicysta międzynarodowy, wykładowca akademicki N owa koalicja CDU/CSU-SPD będzie kontynuować stopniową reorientację niemieckiej polityki zagranicznej. Zmianę tę zapoczątkowali przed 15 laty kanclerz Gerhard Schröder i kierowana przez niego czerwono-zielona koalicja (SPD-Zieloni). Jej istotą będzie narodowy egoizm, rozluźnienie związków z Zachodem na rzecz wzmocnienia aktywności na Wschodzie i budowy trójkąta Berlin–Moskwa–Pekin. W ten sposób jednowektorowa polityka zachodnia zastąpiona zostanie wielowektorową polityka globalną (Weltpolitik), w której szczególne znaczenie będzie mieć kierunek wschodni. Kontury porządku pozimnowojennego i rządu przypominająca monopol PZPR ma swoje zalety, ale i wady. Telewizja i prasa uzależnione od rynku reklam, który w 90 proc. kontrolowany jest przez rządzących, uprawia coraz prymitywniejszą propagandę sukcesu władzy. Służalczość dziennikarzy telewizyjnych wobec partii i rządu jest niestety zbyt dobrą kopią stylu peerelowskich funkcjonariuszy TVP. Wygląda to tak, jakby przekaz telewizyjny był skierowany tylko do elektoratu postpeerelowskiego. Wadą tego systemu jest nadsterowność oraz nieprzewidywalność wajchowego, który w każdej chwili może zmienić narrację medialną. Szczęście w tym nieszczęściu medialnym polega na tym, że na razie poza Platformą wajchowy nie ma wyboru. SLD jest jeszcze zbyt słaby, PSL dogorywa, a palikociarnia zgrała się bardzo szybko. Z tego manewru wajchowego wykluczone jest PiS jako ugrupowanie antysystemowe (antysocjalistyczne w PRL). Pomunizm odtworzył dawny peerelowski podział na reżimową partię władzy otoczoną przez pasożytnicze stronnictwa. PZPR nie [ NIEBEZPIECZNA STRATEGIA DRANG NACH OSTEN – NOWA NIEMIECKA POLITYKA GLOBALNA 10/0114/F Minęło ledwie 30 parę lat, a tamto wyjątkowe doświadczenie wydaje się kosmicznie wręcz odległe. Żołnierze Wyklęci walczyli Dlaczego tak się dzieje? „Solidarność” jednak poległa na pobojowisku, które urządził nam Jaruzelski. Duża część Polaków uważa, że nasz związek nie miał racji. Nie miał racji w latach 80. i nie miał racji na początku III RP, gdy wielu ludzi „S” weszło do struktur władz i wprowadzało nowy ustrój. To był szeroki zaciąg nie tylko w centrali, ale również w gminach i województwach. Jednolita wspólnota prześladowanych się rozpadła. wiczu, muszę powiedzieć, że stan naszej gospodarki był obiektywnie dramatyczny. W latach 80. pracowałem w jednym z lepszych wówczas zakładów i widziałem, jak ta firma konała. To wszystko było oparte na sfałszowanym rachunku. Zresztą dlatego właśnie powstała „Solidarność”, szczególnie w przemyśle metalowym, w stoczniach. Bo tam robotnicy widzieli, że wszystko się sypało, 1 zł inwestycji dawał 87 gr zwrotu. Różnicę pokrywano przycinaniem norm, naciskiem na wydajność, co z kolei wywołało bunt. Wiedzieliśmy, że gospodarka leży. DEMOKRACJA POMUNISTYCZNA ci, którzy formalnie są przy władzy, lecz ci, którzy kontrolują media poprzez swoich agentów wpływu wspieranych przez rzesze rezonatorów. Wie o tym doskonale Donald Tusk. Zauważywszy kiedyś gwałtowną zmianę narracji przekazów telewizyjnych, wypowiedział znamienne słowa: „Ktoś przełożył wajchę”. Ów ktoś to elegancka nazwa dyspozytora, który poprzez media zarządza opinią publiczną w Polsce. W telewizji od czasów PRL rządzą całe pokolenia agentury wpływu z dokooptowanymi użytecznymi idiotami dziennikarstwa. Telewizja, zwłaszcza w kraju, w którym czytelnictwo gazet jest na niskim poziomie, ma decydujący wpływ na kształtowanie opinii publicznej. Wszelkie tzw. badania opinii na temat partii i polityków wykazują jedynie skalę rażenia propagandy telewizyjnej. Jedyną przeszkodą w monopolizowaniu przez rządzących opinii Polaków jest Kościół. Dlatego od lat postsowiecka agentura wpływu przypuszcza na niego opętańczy atak. Wspiera ją – tak jak w PRL – grupa księży patriotów. Pomunizm do tego stopnia zbliżył się do komunizmu, że SLD proponuje ustawowo zakazać agitacji politycznej w kościołach. Kiedyś w PRL esbecy nagrywali kazania księży. Teraz zapewne trzeba będzie, w ramach ABW, powołać jakieś oddziały policji politycznej. Leszek Miller i jego kompani zapomnieli, że konstytucja zapewnia wolność słowa wszystkim, także duchownym. I dlatego postępowi księża, jak np. Kazimierz Sowa, mogą popierać Platformę, a reakcyjny kler może sympatyzować z PiS. Władza, która miała skłonności totalitarne, nie cierpiała niezależnego Kościoła. Kiedyś komuniści walczyli z nim wspierani przez medialną agenturę wpływu. Dziś robią tak pomuniści. Cel pozostaje taki sam: wyrwać kotwicę polskości, jaką jest Kościół katolicki. Pomunizm ma większe możliwości, bo nie został naznaczony bezpośrednio piętnem sowieckiego totalitaryzmu. To oczywiście pozory, gdyż pomunizm innymi metodami realizuje ten sam cel, jaki miał komunizm. Chce uzyskać nieograniczoną władzę nad obywatelem, nad jego myślami, poglądami i opiniami. Taki postępowy obywatel, wolny od religijnych miazmatów, to ideał pomunizmu. Pomunistyczny obywatel nie będzie 11 listopada skandował nacjonalistycznych, zdaniem reporterki TVN, haseł typu: „Bóg, honor, ojczyzna”. Pomunistyczny obywatel założy różowe okulary RYS. BARTŁOMIEJ STEFANOWICZ Nie pytają pana ludzie, gdzie się podziała nasza „Solidarność”, ten wyjątkowy na skalę dziejową ruch narodowy? Raczej grzmią. Wczoraj nawet dostałem taki mejl. Ale ci pytający też nie bardzo wiedzą, jak dziś powinna wyglądać „Solidarność”, czym powinna być. 70 lat temu, a poruszają miliony, przyciągają swoim mitem młodzież. A wokół „S” – cisza. Powiem mocniej: nawet piłsudczycy przebijają nas żywotnością, choć mija już 100 lat od wymarszu z Oleandrów. Żadnego z nich nie ma już na ziemi, jednak trwałość ich mitu jest imponująca. Wciąż nadaje się imię Marszałka mostom, ulicom, różnym budynkom. Imię „Solidarności” nadaje się rzadko. I coś jeszcze zaobserwowałem: gdy umierają działacze „S”, ci pierwsi założyciele, było ich kilkaset tysięcy, w nekrologach rzadko jest jakaś wzmianka o tej ich karcie. Raz tylko takie zdanie znalazłem. Nie ma poczucia dumy. Odbieram to z dużą przykrością. Tym bardziej że gdy umierają partyjniacy, to eksponują: „Umarł działacz społeczny”. Tak po prostu? „Solidarność” wybuchła jako ruch Kolumbów, którzy płynęli do Indii po złoto. Tym złotem był realny socjalizm z ludzką twarzą. Ale w 1989 r. nieoczekiwanie wylądowaliśmy nad Zatoką Hudsona, w liberalizującym się wówczas świecie Reagana i Thatcher. I te stosunki znad Zatoki Hudsona, zbyt dosłownie, za sprawą doktryny Balcerowicza, przeniesiono do Polski. I dlatego nasz kapitalizm ma tak silnie egoistyczny rys. To inny kapitalizm, niż my sobie wyobrażaliśmy. Inny niż model szwedzki, niemiecki czy nawet angielski. OBNAŻENI 130 ANDRZEJ ZYBERTOWICZ 38 [ POLITYKA I PROPAGANDA FELIETONY MAREK KRÓL, WITOLD GADOWSKI FOT. EAST NEWS/RIA NOVOSTI ROZMOWA 127 BARBARA STANISŁAWCZYK CZY TO SĄ SADYŚCI? 80 WALDEMAR ŻYSZKIEWICZ WARTOŚCI ZGUBIONE ZA OKRĄGŁYM STOŁEM KATARZYNA ŁANIEWSKA PROF. MIŁOWSKIEMU W HOŁDZIE 126 ROBERT MAZUREK KONRAD SZYMAŃSKI 29 KRAJ CO MNIE WKURZA ANGIELSKI O IDIOMACH 125 PAWEŁ KORSUN OPINIE STANISŁAW JANECKI [ NA KONIEC ADAMSKI POLECA Z JANEM RULEWSKIM 28 ROZMAWIAJĄ JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY 28 104 JANUSZ SZEWCZAK PIOTR ZAREMBA ROZMOWY KONTROLOWANE 25 KRZYSZTOF CZABAŃSKI [ WIRTUALNE DUETY 74 JERZY JACHOWICZ KRYSTYNA GRZYBOWSKA GOSPODARKA 70 73 KRAJ KTO MA PROBLEM Z OBOZAMI 102 DOBRY DUCH EGIDY TEMAT TYGODNIA 32 MIĘDZYNARODÓWKA 82 ANTYPOLSKA JAN POLKOWSKI MAREK KRÓL CO BĘDZIE Z...? 52 ŁOSIEWICZ, RYBIŃSKA, KRAUZE MICHAŁ KORSUN, PAWEŁ KORSUN MISZMASZ 22 DEMOKRACJA POMUNISTYCZNA PRZEGLĄD TYGODNIA ROBERT MAZUREK, IGOR ZALEWSKI 12 16 37 Berlin i Moskwa będą się liczyć w rozgrywce światowej tylko pod warunkiem, że wspólnie stworzą oś. Niemcy do tego duetu chcą wciągnąć także Chiny, by sięgnąć po pozycję międzynarodowego hegemona. W Unii Europejskiej już rozdają karty Do momentu zjednoczenia w 1990 r. Niemcy skupiały swoje wysiłki na związaniu się z Zachodem (Westbindung). Uważały bowiem, że przyszłe zjednoczenie może dokonać się tylko wtedy, gdy Waszyngton i jego sojusznicy zwyciężą w zimnej wojnie. Z tego powodu Bonn na początku lat 50. odrzuciło sondażowe propozycje Stalina: zjednoczenie w zamian za neutralność. Konsekwencją tej decyzji było podporządkowanie polityki niemieckiej strategii Waszyngtonu i ścisłe uzgadnianie polityki europejskiej z Paryżem. Ta zachodnia jednowektorowość znalazła propagandowy wyraz w ukutym później sloganie, że polityka zagraniczna RFN nie jest polityką niemiecką, a europejską. Zjednoczenie Niemiec i upadek sowieckiego systemu państw satelickich musiało spowodować zmianę w polityce Bonn, a potem Berlina. Niemieckie elity nie forsowały jej zbytnio, miały bowiem świadomość obciążeń historycznych i własnych wewnętrznych problemów związanych z wchłonięciem landów wschodnich. Przewartościowanie nastąpiło dopiero pod koniec lat 90. ubiegłego wieku, gdy kanclerzem został socjaldemokrata Gerhard Schröder. Wtedy to doszło do pierwszych rozdźwię- ków z Waszyngtonem (spór o wojnę w Iraku) i zawiązania strategicznego sojuszu energetycznego z Moskwą (decyzja o budowie Gazociągu Północnego) oraz politycznego podporządkowania Niemcom krajów środkowoeuropejskich w trakcie negocjowania ich członkostwa w UE. Dziesięć lat później pod koniec pierwszej dekady XXI w. Niemcy stały się samodzielnym przywódcą na kontynencie europejskim. Doprowadził do tego splot wielu okoliczności: kryzys w strefie euro, słabość polityczna Francji i Włoch, powrót Wielkiej Brytanii do splendid isolation oraz zdominowanie krajów środkowoeuropejskich. Pozycja Niemiec poprawi się w listopadzie 2014 r. wskutek wejścia w życie zmian przewidzianych jeszcze w traktacie lizbońskim. Berlin uzyska nad swoimi partnerami w UE kolejną znaczącą przewagę, zwiększy wpływ na decyzje podejmowane w ramach UE dzięki reformie systemu głosowania w Radzie. Misja na Wschodzie Berlin nie będzie jednak w pełni wykorzystywał swojej potęgi na Zachodzie. To mogłoby sprowokować powstanie antyniemieckiej koalicji w ramach UE. Wbrew oczekiwaniom i marzeniom części niemieckich elit WE WŁASNYM REGIONIE NIEMCY PROWADZĄ POLITYKĘ HEGEMONIALNĄ. KRAJE ŚRODKOWEJ EUROPY UCZYNIŁY BOWIEM SWOIMI GOSPODARCZYMI SATELITAMI Niemcy nie osiągnęli wcale pozycji hegemonialnej w Europie Zachodniej. Ujmując potęgę poprzez potencjał demograficzny (liczba ludności) i gospodarkę (wysokość PKB), dojdziemy do wniosku, że Francja i Włochy to dwa mocarstwa, które nie tylko mogłyby równoważyć mocarstwowość Niemiec, lecz razem mające nad nimi przewagę. Z tego powodu Berlin stosuje wobec swoich zachodnich partnerów metodę marchewki, a nie kija. Pokazuje to najnowszy projekt Merkel mający na celu wzmocnienie dyscy- pliny budżetowej w strefie euro. Nie polega on na karaniu, lecz na koncepcji stworzenia specjalnego funduszu, z którego nagradzano by państwa przeprowadzające reformy. A ponieważ największym płatnikiem w tym funduszu byłby Berlin, nietrudno się domyślić, dla kogo w pierwszej kolejności miałyby być korzystne wymagane reformy. Projekcja niemieckiej mocarstwowości odbywa się za to w kierunku wschodnim. Tym bardziej że dla Paryża, Rzymu, Madrytu czy Londynu państwa leżące na wschód od Renu nie stanowią strefy uprzywilejowanych interesów. Także Waszyngton pozostawił Berlinowi wolną rękę na Wschodzie, ograniczając swoją polityczno-wojskową obecność w Europie. W swoim regionie Niemcy prowadzą politykę hegemonialną. Kraje środkowoeuropejskie uczyniły bowiem swoimi gospodarczymi satelitami. W ich bilansie handlowym na Niemcy przypada od 20 do 40 proc. ogółu obrotów. Jednak Berlin nie jest „dobrym” hegemonem, ponieważ wykorzystując region, nie dba o interesy swoich satelitów. Podporządkowuje je Moskwie – swemu partnerowi strategicznemu. Tworzy uwarunkowania, w których kraje środkowoeuropejskie są zmuszone przepłacać za dostawy rosyjskiego gazu. W roku 2012, jak podała rosyjska gazeta „Izwiestia”, Polska za 1000 m3 rosyjskiego gazu płaciła 526 dol., Czechy – 503 dol., Słowacja – 429 dol., podczas gdy Niemcy tylko 379, mimo iż gaz był tam tranzytowany właśnie przez terytorium państw środkowoeuropejskich. A to oznacza, że np. w perspektywie dekady Moskwa z Europy Środkowo-Wschodniej ściąga haracz w wysokości dziesiątków miliardów dolarów. Niemcy bez trudu mogłyby zmienić tę sytuację, gdyby zainicjowały powstanie pierwszego niezależnego od złóż rosyjskich gazociągu łączącego wybrzeże Morza Bałtyckiego z Europą Południową. Gazociągiem tym można by przesyłać o wiele tańszy gaz z terminali LNG umiejscowionych w portach na wybrzeżu Bałtyku (pierwszy powstanie pod koniec 2014 r. w Polsce, w porcie Szczecin/Świnoujście). Zamiast współpracy ze swoimi satelitami Niemcy wybudowały taki gazociąg razem z Rosją (OPAL). Zostanie on wyłączony z regulacji unijnych i będzie transportować jedynie paliwo Gazpromowskie. To przedsięwzięcie skierowane jest bezpośrednio przeciwko interesom EŚW. Utrwali bowiem dyktat cenowy Moskwy. Kolejnym przykładem ochrony interesów rosyjskich w Europie Środkowej i Wschodniej przez Niemcy jest polityka wobec Ukrainy i generalnie krajów znajdujących