Praca Kingi Haberek

Transkrypt

Praca Kingi Haberek
„Duchy Kazimierza”
Wróciłem tam, na krakowski Kazimierz, z którego mnie wygnano i zesłano do getta w
Podgórzu. Widziałem też ją... piękną jak zawsze.
Szedłem wzdłuż ulicy Dietla, gdzie niegdyś przepływała Wisła. Dlaczego to robiłem?
Ponieważ przede mną szła moja dawna miłość. Adela, choć była już staruszką, poruszała się
szybko jak zawsze. Kierowała się w stronę cmentarza Żydowskiego na Kazimierzu Dolnym.
Szła tam, gdzie pochowano zwłoki, które miały być mną. Niemcy o nas, ludzi pochodzenia
żydowskiego, nie dbali i mogli spokojnie zakopać moje ciało w dowolnym miejscu. Ale Dela
(tak pieszczotliwie ją nazywałem) postarała się po wojnie, żeby powstała przynajmniej
maceba*1 z moim nazwiskiem. Po jakimś czasie nareszcie odnalazła miejsce „mojego”
pochówku. Usiadła na ziemi i wpatrywała się w kamienną płytę, gdy nagle (o najdroższy
Mojżeszu, dzięki Ci) przemówiła :
- Och, kochany! Nawet nie wiesz, ile się zmieniło od czasu kiedy, odszedłeś. W czasie wojny
wszystko legło w gruzach: domy, szkoły, sklepy. Wiele znanych nam osób zginęło. Przez
wiele lat Kazimierz wyglądał jakby przeszło przez niego tornado, a potem setka słoni i mogę
przysiąc ci, że przez ten czas ptaki tu nie śpiewały. Po zakończeniu wojny, zamiast Niemców,
prześladowali nas komuniści. Na szczęście, po upadku tego znienawidzonego systemu
wszystko wróciło do życia. Tyle, że teraz ludzie nie są tacy sami. Ciągle stukają coś na tych
telefonach albo komputerach i grają na nich! Kiedyś było inaczej, wszyscy byli mili i
rozmawiali ze sobą, chłopcy zabierali dziewczyny do teatru, a kiedy miał miejsce rodzinny
obiad, nie ignorowano się nawzajem. My, starzy, nie umiemy się tu odnaleźć. A te dzisiejsze
dzieci w ogóle nie znają historii, ich rodzice nawet nie chcą z nimi o tym rozmawiać, w
szkołach też nie chcą o tym uczyć. Rozumiem, że te czasy były okropne, ale najmłodsi nie
powinni przechodzić obok pomnika i nie wiedzieć, kogo on przedstawia, albo co robią, kiedy
depczą po grobach nieznanych żołnierzy. Przecież to skandal! Ludzie tu umierali! Te dzieci
przechodzą po krwi naszych przyjaciół! Kiedy coś takiego widzę, opadają mi ręce z
bezsilności! I jeszcze te budynki, na których są dziury po kulach, a na nich współczesne
rysunki! Chyba muszę się uspokoić, bo wyjdę jeszcze na jakąś wariatkę, która wydziera się na
cmentarzu.
Dobrze wiedziałem, o czym mówiła. Przez wszystkie te lata obserwowałem, co tu się
działo. Patrzyłem, jak ludzie ustawiają się o czwartej nad ranem w kolejce po jeden bochenek
chleba. Widziałem, jak dzieci żebrały i głodowały. Ale przede wszystkim podążałem za
Adelą. Zawsze marzyła o pracy w teatrze i nawet ją dostała, może nie jako aktorka tylko
sprzątaczka, ale jej się udało. Cieszyłem się z tego powodu, ponieważ codziennie, kiedy
wychodziła z domu, widziałem jej szeroki uśmiech i jaśniejące oczy. W wieku dwudziestu
pięciu lat moja najukochańsza wyszła za mąż i po upływie roku urodziła syna. Choć nie był
moim dzieckiem i tak go kochałem. I jeszcze bardziej pokochałem Delę, kiedy nadała mu
moje imię. Lewi dorósł w mgnieniu oka. Z chłopczyka, który zbierał kolorowe kapsle stał się
mężczyzną, który dostał bilet do wojska. Ciągle powtarzał matce, że tak musi być, że robi to
dla dobra ojczyzny, ale Dela go nie słuchała i ciągle powtarzała:
- Nie zostawiaj mnie, nie rób mi tego, nie chcę stracić jeszcze ciebie- głos jej się załamał przy
ostatnim słowie.
- Mamo nigdy cię nie zostawię, a poza tym kolejna wojna nie wybuchnie.
1
- Oni też tak mówili! I co się stało? Zginęli! Oni zostali zabici! I on odszedł!- Dela nie
wytrzymała i po jej twarzy pociekły łzy. Chciałem do niej podejść i ją przytulić, ale byłem
tylko wspomnieniem, duchem. Nie mogłem patrzeć, jak moja ukochana cierpi. Spojrzałem
więc na Lewiego, na jego twarzy zakwitł grymas bólu. Podszedł do matki i przytulił ją,
trzymał ją w ramionach, dopóki się nie uspokoiła.
Tego samego dnia odszedł z torbą na ramieniu w stronę jednostki i zostawił za sobą
łkającą matkę. Poszedłem z nim, chciałem dopilnować, żeby nic mu się nie stało. Pierwszą
rzeczą, jaką kazano mu zrobić, to udać się do wojskowego fryzjera, a tam obcięli jego czarne
włosy na jeżyka. Po tej zmianie poszedł do magazynu po mundur, buty które mu dali były za
duże, ale nie mieli innych. Potem przydzielili go do kompanii i wręczyli karabin.
Kiedy Lewi służył ojczyźnie, jego matka harowała jak wół, żeby dostać pieniądze i
jakieś śmieszne kartki, dzięki którym można było kupić: artykuły spożywcze w
ograniczonych ilościach, słodycze i alkohol. Codziennie, kiedy wracała do domu,
zatrzymywała się przy Synagodze Tempel, jednak nie mogła tam wejść. Synagogi były tylko
dla mężczyzn. Wpatrywała się w murowaną ścianę i po chwili odchodziła, ze smutkiem
wypisanym na twarzy. Wiedziałem, że chciała wejść do środka, ale zawsze też nie mogła tego
zrobić, więc kiedy jeszcze żyłem, wracałem do niej. Wypytywała się mnie o to jak wygląda w
środku, zazwyczaj odpowiadałem „normalnie” albo wstawiałem jakieś ogólniki opisujące
środek świątyni. W takich chwilach Dela karciła mnie srogim wzrokiem. Codziennie też
zastanawiała się, jak radzi sobie jej syn i od czasu do czasu myślała też o mnie. I tak spędzała
czas dopóki nie wracał jej mąż. Wiedziałem, że go kochała i cieszyłem się jej szczęściem, ale
ciągle czułem do niego niechęć. Głosik w mojej głowie wołał: „On mi ją zabrał!” Jednak jak
można zabrać coś komuś martwemu? Z tego co pamiętam, miał na imię Tadeusz i nie był
Żydem, i to właśnie przez pochodzenie ojca Lewi musiał udać się do wojska. Na moje
szczęście (a jego nieszczęście) umarł w dość młodym wieku i Dela została sama z synem.
Kiedy miała dni wolne od pracy, zostawała w domu i czekała na telefon od Lewiego. I tak
mijały dnie i noce. Patrzyłem, jak powoli siwieje i jak Kazimierz nabiera kolorów i turystów.
To w sumie zabawne jak bardzo zmienia się to miejsce, z samodzielnego miasta, przez gruzy,
do jednej z najlepszych atrakcji turystycznych w Krakowie. Pamiętam jedno wydarzenie,
które odmieniło moje „życie” ducha, a zaczynało się mniej więcej tak…
Przechadzałem się po rynku Kazimierskim, kiedy nieoczekiwanie ujrzałem ludzi z
planami dyskutujących o postawieniu tak zwanych budek z jedzeniem. Nieopodal stał bardzo
dziwny jegomość w niebieskiej szacie, przysłuchiwał się rozmowom mężczyzn i
przeczesywał palcami bujną brodę. Podszedłem bliżej i aż upadłem ze zdziwienia, gdy
okazało się, że dziwny człowiek był również duchem. Zaskoczony nagłym ruchem
mężczyzna odwrócił się. Przyglądał mi się przez chwilę i podszedł żwawym krokiem,
wyciągając ku mnie rękę. Przyjąłem ją ze zdziwieniem i z wysiłkiem stanąłem na nogach.
- Coś ci się stało chłopcze?- zapytał z miłym uśmiechem na twarzy. Skinąłem głową i
wpatrywałem się w jego szare oczy.
- Ty.. ty, jesteś taki, jak ja- jąkałem się.
- Martwy? Tak. Moja godność Kazimierz Wielki, a twoja?
2
- Lewi, yyy… wybacz panie, nie pamiętam swego nazwiska. Wasza wysokość, co Wy tu w
ogóle robicie?-zapytałem skołowany, nie wiedząc jak się zwrócić do króla Polski.
- Przyglądam się. Widzisz chłopcze, zawsze się pojawiam, kiedy mają wprowadzić tu jakieś
zmiany. Od przesiedleń Żydów po stawianie budek z jedzeniem. Widziałem też śmierć i
zniszczenia. A mogę przysiąc, że nigdy przedtem to miejsce nie wyglądało lepiej niż terazkierowaliśmy się w stronę ławki, żeby usiąść i rozmawiać dalej.
- Więc dlaczego nie zapobiegłeś tym zmianom i tylko patrzyłeś z daleka?- spytałem lekko
zirytowany.
- A cóż mogłem? Jestem duchem i nic tego nie zmieni- król zdenerwował się, ale po chwili
opadł z emocji.- Lewi, nie mówię, że wszystkie zmiany były dobre. Ale z wszystkim trzeba
się pogodzić, nawet jeśli to nam nie sprzyja. Ludzie zapominają i żyją dalej, tylko nieliczni
pamiętają. Lepiej jest się z tym pogodzić i zachowywać się tak jak inni. Nieważne, czy
stąpasz po krwi, czy po kwiatkach, musisz to robić, żeby nadążyć za zmianami. Populacja
woli przyszłość niż przeszłość. Stare czasy umierają tak jak my, żeby mogło przyjść nowe i
ludzie to lubią, bo po co zamartwiać się tym, co było, jeśli można żyć tym, co jest? Choć jak
dla mnie jest to karygodne, nic na to nie poradzimy, musimy iść naprzód w rozwoju i
cywilizacji. Tak się starałem, żeby wszystko było w jak najlepszym porządku, więc po mojej
śmierci chcieli ciągnąć wielkość tego kraju dalej, ale kiedy dążysz do wielkości, musisz się
pogodzić z upadkami. Ludzie tak daleko zabrnęli w rozwój i dominację nad wszystkim
dookoła, i kiedy się zorientowali, że jest źle, było już za późno i nasz kraj zaczął upadać. Ale
znaleźli się śmiałkowie, którzy odbudowali nas z gruzów i odzyskaliśmy namiastkę tego, co
kiedyś mieliśmy. I pewnie za jakiś czas znowu nadejdzie nowe i ludzie kolejny raz zapomną.
Tak to już jest z człowiekiem, zawsze chce wyprzeć złe wspomnienia i zakryć je nowymi,
lepszymi.
Król zamilkł i odwrócił się w moją stronę, przez dłuższy czas wpatrywaliśmy się w siebie,
kiedy Kazimierz wstał i zaczął się oddalać. Podniosłem się i zawołałem:
- Panie, gdzie idziesz?!
- Dalej- odpowiedział z uśmiechem i wtedy zrozumiałem, że musimy myśleć tylko o
teraźniejszości, ponieważ przyszłość i przeszłość dołuje nas.
Z tych wspomnień wróciłem do Deli, która opłakiwała mnie na cmentarzu. Już
odchodziła, kiedy niespodziewanie upadła i zaczęła umierać. Była już stara, więc mogło się to
wydarzyć w każdej chwili. A ja stałem i wpatrywałem się w jej ciało, czekając. Czekałem na
jej ducha, który miał do mnie dołączyć. Z jej ust wydobyło się ostatnie tchnienie a wraz z nim
jej dusza. Nie była już staruszką, była młodą i piękną szesnastoletnią dziewczyną, którą
poznałem i którą kochałem. Rozglądała się dookoła, a kiedy jej wzrok natknął się na mnie,
zamarła w bezruchu.
- Lewi?- wyszeptała. Po naszych twarzach pociekły łzy. Podbiegła do mnie i rzuciła mi się w
ramiona. – Lewi, mój Lewi-powtarzała moje imię z twarzą w moim ramieniu. - Byłeś tu przez
cały ten czas?
3
- Tak. Zawsze i wszędzie przy tobie – pocałowałem ją, zacieśniając uścisk. Czekałem tak
długo na tą jedną chwilę, że nie mogłem przestać się uśmiechać. Zawsze kochałem Adelę,
nawet kiedy mnie nie widziała i miała męża.
Teraz mogłem z nią odejść do miejsca, gdzie powinny przebywać duchy i to na pewno
nie była Ziemia. Sam Kazimierz Wielki pożegnał się z nami i życzył szczęścia. Oddalaliśmy
się w stronę zachodzącego słońca i wiedzieliśmy, że zostawiamy to miejsce w dobrych
rękach. Dzięki mojemu „życiu” po śmierci wiele się nauczyłem. Wiedziałem już jak ludzie
zachowują się po katastrofie, jaką była II wojna światowa i sądzę, że nie wszystko w ich
postępowaniu było słuszne, ale trzeba się z tym pogodzić. Wiem jeszcze jedno, trzeba żyć
teraźniejszością, ale i nie zapominać o przeszłości, bo to dzięki tym żyjącym i pamiętającym
ciągle jesteśmy w ich wspomnieniach i jeżeli o nas nie zapomną, ciągle przy nich będziemy.
4

Podobne dokumenty