Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
Jan Stoklarz
ZADOŚĆUCZYNIENIE
ZAMIAST PRZEZNACZENIA
bez powrotu
odsyła nigdzie
aż rozsadzi
nagle zrozumiana prawda
O TOMIE CANTUS
JANA POLKOWSKIEGO
czas płynie przysięgi zawarte
drugiego życia nie ma
mówisz jak żyjesz
by żyć inaczej niż mówisz
słowo to zmiana
a zmiana to skaza widzialna
Adam Leszkiewicz
szczęśliwi bredzą czy milcząc wpatrują się w gwiazdy?
186
Co dalej?
W następnej tece „Pressji” kolejne wiersze
wybrane przez Krzysztofa Koehlera.
P
o niemal dwudziestu latach milczenia
Jan Polkowski powrócił do poezji1. Te
dwadzieścia lat to cała literacka epoka, której początek symbolizują dwa fakty
związane z Polkowskim. Pierwszym było
zamilknięcie poety, który ostatni swój tom
wydał w 1990 roku. Zdawało się, że wyschły
źródła jego twórczości, związanej z czasami
komunizmu i ze stanem wojennym. Drugim
faktem było głośne wystąpienie czołowego
poety młodszego pokolenia, Marcina Świetlickiego, który uczynił Polkowskiego symbolem martyrologicznej poezji poprzedniej
epoki. Swój programowy wiersz z 1988 roku
zatytułował właśnie Dla Jana Polkowskiego:
Poezja niewolników żywi się ideą,
idee to wodniste substytuty krwi. […]
Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie
długą i prawie niemożliwą drogę
od litery do Boga, to trwa krótko, niby
splunięcie – w poezji niewolników.
Po latach Świetlicki oceniał swój wiersz
jako zwykłą pyskówkę i dziwił się szerokiemu
odzewowi, z jakim się on spotkał. Ale stało
się: wiersz Dla Jana Polkowskiego wszedł do
historii najnowszej literatury, a milczenie
Polkowskiego pozostawało faktem. Tryumfy
święciło tak zwane pokolenie Brulionu.
Nie znaczy to jednak, że Polkowski pozostał poetą niedocenionym, zaszufladkowanym jako twórca „poezji stanu wojennego”.
Krytycy zgodnie wysoko cenili jego dorobek
poetycki z lat osiemdziesiątych, doskonale
widząc, że polityczne realia, w jakich osadzone są wiersze Polkowskiego, nie obniżają
wcale ich wysokiego poziomu artystycznego. Jego poezja nie była wcale polityczna
z natury, ale egzystencjalna i historiozoficzna.
Nikt jednak, co widać po zdumieniu, któremu
Wrócił jednak – i tym jednym gestem unieważnił to, co dla polskiej poezji oznaczało jego zamilknięcie.
każdorazowo dają wyraz recenzenci tomu
Cantus, nie spodziewał się, że Polkowski do
poezji jeszcze wróci.
Wrócił jednak – i tym jednym gestem
unieważnił to, co dla polskiej poezji oznacza-
Ekspressje
187
ło jego zamilknięcie w okresie przejściowym
między PRL-em a III RP. W milczeniu poety niektórzy widzieli dowód, że stosowana
przez niego formuła poezji – odwołującej się
do pojęć historii i zbiorowości, zamiast, jak
Czy pochwała amnezji i nieistnienia jest światopoglądową woltą
poety?
188
u poetów młodszego pokolenia, do „tu i teraz” – wyczerpała się, a samego poetę ogarnęła twórcza niemoc. Inni widzieli w zamilknięciu Polkowskiego wierność poetyckiemu
powołaniu, dowód, że aby być poetą, wcale
nie trzeba pisać i wydawać nowych książek.
Cantus jest więc nie tylko powrotem, ale
i nowym otwarciem, próbą nowego głosu.
A raczej głosów, bo w tomie znajdują się najróżniejsze utwory: od króciutkich lirycznych
westchnięć do poematu, od erotyków do
poetyckich traktatów historiozoficznych. Łączy jednak wszystkie te utwory rozpoznawalna, wyraźnie osobna, znana z poprzednich
tomów dykcja.
Tom Polkowskiego od razu stał się ważnym wydarzeniem. Wielu krytyków – na
przykład Andrzej Horubała, Krzysztof Koehler czy Tadeusz Nyczek – przywitało go jako
spełnienie oczekiwań wobec polskiej poezji
ostatnich lat2. Jedyne chyba votum separatum zgłosił Wojciech Wencel, który z jakichś
powodów uznał nowy tom Polkowskiego za
klęskę polskiej poezji, dostrzegając w nim
„wielosłowie i duchową pustkę”3 – zostawmy to jednak na marginesie. Pamiętając, że
Tadeusz Nyczek uznał Cantus – obok Chirurgicznej precyzji Stanisława Barańczaka oraz
tomów Kamień, szron Ryszarda Krynickiego
i Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego – za najgęstszą znaczeniowo książkę poetycką ostatniej
dekady, a Krzysztof Koehler sugerował, że
krytycznoliteracki namysł nad tą poezją może
osłabić jej wielką wizyjną siłę – warto jednak
podjąć próbę częściowego chociaż i prowizorycznego uporządkowania wątków, jakie
w swym nowym tomie zawarł Jan Polkowski.
Istnieć czy nie istnieć?
W dotychczasowych wierszach Polkowski wyraźnie kontrastował kruche istnienie
z zaborczą nicością, zagrażającą ludzkiej egzystencji i pamięci. W nowym tomie znajdują się fragmenty, które całkowicie na nowo
problematyzują to – jedno z podstawowych
– zagadnień poezji Polkowskiego. Istnienie
i nicość nie są już, lub nie zawsze są, zantagonizowane w prosty sposób. Znajdziemy bowiem w tomie Cantus fragmenty, w których
szczęście utożsamiane jest z zapomnieniem,
nieświadomością lub zgoła z nieistnieniem.
Wszak „wypełniona nieskończoność” i „niepowstrzymana radość” kuszą, aby
[…] pielęgnować w sobie
ogniste kolory dotknięć i namiętność
zapomnienia.
Już nigdy nie powrócić. Istnieć
w skrzydłach drozda4.
W wierszu Głos czytamy z kolei: „Nie jestem pewien, czy żyję, jestem szczęśliwy”;
w utworze Ain’ owa niepewność jest zastąpiona pewnością nieistnienia i właśnie ona jest
źródłem szczęścia, które zostaje oddane za
pomocą prawdziwie mistycznych obrazów:
Przez chwilę czuję, że rozpływam się
w niedotykalnej,
nieogarnionej przestrzeni, przestaję
istnieć. Niżej, w podziemiach, rozkwita woda,
obmywa skałom stopy, drąży
tęczowe korytarze5.
Pochwała nieistnienia? Czy istnienie przekreśla szczęście? Jeżeli nawet nie jest tak do końca,
to chwile szczęścia i spełnienia są możliwe prawie wyłącznie we śnie albo na granicy snu:
Zanim uśniesz, uwierzysz w spełnioną miłość
i dotkniesz srebrnego nalotu na jej ścieżce,
owocach i chlebie6.
Tę samą myśl autor powtarza w wierszu
nawiązującym do fraszki Na lipę Kochanowskiego7. Na jawie momenty epifanii i spełnienia, nawet jeżeli nie są niemożliwe, to zostają
przeoczone, nierozpoznane, tak jak w kapitalnym wierszu Pragnienie:
Purpurowa strona światła rozpala się
i gaśnie.
Kos odzywa się z innego świata.
Już nic. (Nie odwracaj się).
Podobnie gołąb z wiersza ***[Ciemna,
niema turkawka], nawet jeżeli przyjąć, że jest
symbolem Bożej obecności, pozostaje niezauważony.
Tak więc istnienie jest zawsze ułomne
i skażone, natomiast wyzbycie się go, wraz
z własną indywidualnością i tożsamością, jest
drogą do spełnienia. Wszystkie przytoczone fragmenty pozytywnie wartościują sen,
nieświadomość, nieistnienie. Czy pochwała amnezji i nieistnienia, zawarta w nowych
wierszach, jest światopoglądową woltą poety, którego dorobek postrzegany był jako zapis walki z nicością?
Ostatecznie nie, bowiem wybór pozostaje bez zmian − istnieć. To, że nicość bywa
wartościowana pozytywnie, zamiast, jak
wcześniej, jednoznacznie negatywnie, czyni
tę poezję jeszcze bardziej tragiczną. Oto bowiem okazuje się, że wybór istnienia jest odrzuceniem tego, co mogłoby dać szczęście.
Nie jest obroną swojego szczęścia, ale wyrzeczeniem się go. Wydaje się, że bohater wierszy Polkowskiego chętnie przyjąłby jako nagrodę „złote runo nicości” z Przesłania Pana
Cogito, ale wyrzeka się go, choć to oznacza
istnienie i cierpienie; na dodatek istnienie nie
bierne, ale utożsamione z czuwaniem.
„W świecie dotkniętym przez nicość – pisał o poezji Polkowskiego Marian Stala – nie
wolno zasnąć, bo to jest równoznaczne z istnieniem niepełnym, kalekim. Trzeba więc czuwać […]”8. Te słowa mogą być nadal zasadnie
użyte w stosunku do tomu Cantus. W nowych
wierszach nieistnienie i sen to wyrazy pokrewne, a życie i czuwanie zostają zestawione jako
synonimy choćby w wierszu Wiatr: „Czuwa.
Żyje i czuwa”. Dlaczego więc warto czuwać,
czyli żyć? „Brnąć pod prąd”, by użyć słów poety, „gorzkich źródeł”, „ciemnych wód”?
Bohater tych wierszy wybiera czuwanie
dlatego, że – jak pisał w cytowanym już fragmencie Stala – „nie wolno” zasnąć, „trzeba”
czuwać. A zatem to jakiś imperatyw zmusza
do istnienia, choć oznacza ono brak szczęścia. Z czego ten imperatyw zostaje wysnuty?
Poezja Polkowskiego nie odpowiada na
to pytanie. Nie wiemy, dlaczego bohater tych
wierszy uważa, że trzeba czuwać – po prostu
trzeba. Obowiązek istnienia i czuwania musi
być spełniony mimo pokus szczęśliwego, bo
bezproblemowego, nieistnienia.
Pamięć i tożsamość
Czuwanie, a więc istnienie, pociąga za
sobą u Polkowskiego dwa zasadnicze problemy: pamięci i tożsamości. Czuwanie oznacza pamiętanie, pamięć to rodzaj wiedzy na
temat tego, kim się jest. I na odwrót: rozumienie swojej tożsamości jest kluczem do
właściwego odczytania własnej pamięci.
Nie wystarczy czuwać, trzeba też pamiętać
i określać swoje „ja”, choć wysiłki te wydają
się bezowocne.
Kolejne wiersze tomu przynoszą zapis
postępującej atrofii pamięci. O ile pierwszy wiersz jest wyrazistym wspomnieniem
z wczesnego dzieciństwa, o tyle już w drugim
wierszu czytamy:
Czas jest jak wspomnienie z dziecinnych
podróży,
zbyt zamazane i niepewne by w nim odkryć
utajone życie niespełnionych zdarzeń9.
Ekspressje
189
To, co zamazane, zmienia się kolejno w to,
co zapomniane, może nawet nieistniejące.
Obowiązek pamiętania staje się niemożliwy do
spełnienia, być może jednak podejmą go inni:
To, o czym zapomniałem minuta po minucie
od dnia narodzin,
co bezpowrotnie wygasa,
to czego w sobie nie zrozumiałem,
czego o sobie nadal nie wiem –
może żyć w cieniach
wędrujących przez inne czaszki? Serca,
spojrzenia?
Przepływać przez moje dzieci? Wnuki?10
Nawet jednak wtedy pamiętanie skazane
jest na porażkę: „Ostatnie słowo należy do
zapomnienia” – to incipit jednego z wierszy,
w innym czytamy z kolei:
Zapamiętaj i pamiętaj,
żeby wszystko zapomnieć11.
190
Pamięć nie oznacza jednak powrotu do
tego co było. Cofnięcie czasu nie jest możliwe. Pamięć łączy się z bólem, ponieważ
wywołuje dojmującą świadomość nieodwracalnej utraty. Ten wątek tomu: bolesność
pamięci, nieodwracalność czasu i bunt przeciwko takiemu porządkowi rzeczy najlepiej
wyrażają świetne wersy z wiersza ***[Kosmyk siwizny, skręcony na palcu mech]:
Nie chcę żono, żebyś przywoziła pamięć,
Nie chcę, żebyś przybyła z przeszłości,
nie chcę, żebyś przyjechała młoda,
to Bóg niech pertraktuje ze śmiercią.
Obowiązek poszukiwania tożsamości, tak
samo jak obowiązek istnienia i pamiętania, to
imperatyw, dla którego ta poezja nie szuka
uzasadnienia. Nieodłączne natomiast od tych
wierszy jest przeczucie klęski, którą podejmowanie owych obowiązków się kończy:
Musisz żebrać, musisz szukać oparcia,
wystygłego miejsca po sobie,
obcych śladów, że cię nigdy
nie było12.
Bohater tych wierszy poszukuje tożsamości, jednak jest ona zamazana, nieuchwytna,
można próbować ją wyrazić jedynie metodą
apofatyczną. Częściowe zrozumienie, kim
się jest, przychodzi dopiero przez bolesne
zrozumienie, kim się nie jest. Jak w wierszu
tytułowym tomu:
Co mogę powiedzieć o świecie jeśli nie gram
nawet najmniejszej roli
w Twoich dziecięcych snach, nie dzielę Twojej
trzyletniej
miłości do plastikowej lalki-krakowianki i lęku
siedemnastolatki
przed przybyłymi na kwaterę krasnoarmiejcami.
Nie wpinam Ci we włosy białej róży byś mogła
w 1950 roku powiedzieć: tak,
repatriantowi z uralskich lasów13.
Tożsamość jest też zagrożona przez to,
co zewnętrzne – obcość agresywna, mogąca
zniszczyć niepowtarzalność jednostki pojawia się w wielu frazach wierszy: „Nadchodzi
czas, by służyć cudzym ustom”14, „Pod stopami ślad obcego cienia”15.
Tego samego dotyczą też, jak się zdaje,
rysunki Jacka Sroki, które wybrał do swojego
tomu Jan Polkowski. Postaci z rysunków są
niedookreślone, na poły amorficzne, zdeformowane: u jednej z nich głowę zastępuje łeb
byka, inne trzymają maskę lub marionetkę,
jeszcze inne pozbawione są twarzy.
Problem tożsamości nie dotyczy jednak
tylko poszczególnych osób i rodzin, ale także ojczyzny. Należą do niej bowiem bezspornie Mazowsze czy Kraków pojawiające się
w wierszach, ale także – a może przede
wszystkim – Kamieniec Podolski, Wilno,
Święciany. Ostatecznie także nie wiadomo,
gdzie leży ojczyzna i czym jest:
Z Ojczyzny do Ojczyzny,
z nieistnienia w niemy szept drutów i listów
zbeszczeszczonych
przez zmęczonego cenzora. Z wagonów
towarowych do cudzych
miast, z piasków Kazachstanu pod czyste
niebo Palestyny,
z obczyzny donikąd16.
Ojczyzna nie dlatego – nie tylko dlatego
– wymyka się poznaniu czy choćby umiejscowieniu, że istnieje w czasie przeszłym,
w pamięci rodziców i przodków. Tak jak
w dawnych wierszach Polkowskiego bytowi
ojczyzny (ale nie w zwykłym sensie politycznym, lecz metafizycznym) zagrażało istnienie Związku Radzieckiego, tak teraz, po jego
rozpadzie, atrofia dotknęła też Polskę. Nie
wiadomo bowiem, gdzie teraz jest ojczyzna
– czy w „piaskach Kazachstanu”, na Kresach,
Tłumaczony przez niego Tiutczew to polakożerca i piewca Michaiła Murawiowa, kata powstania styczniowego.
w losach repatriantów? Cień Związku Radzieckiego wciąż kładzie się na tych wierszach
– ojczyzną Polkowskiego nie jest cywilizacja
Zachodu, ale Wschód i jego mroczna, dwudziestowieczna historia.
Rosja zresztą jest obecna na kartach tego
tomu w sposób szczególny – poeta zamieścił w nim kilka tłumaczeń wierszy rosyjskich
poetów: Fiodora Tiutczewa, Iwana Bunina
i Giennadija Ajgiego. To gest niezmiernie
ważny: poeta, którego twórczość odczytywana była w duchu walki z nicością, jaką
niósł nasz wschodni sąsiad, przyznaje, że
został ukształtowany przez kulturę rosyjską.
A przecież tłumaczony przez niego Tiutczew
to polakożerca i piewca Michaiła Murawiowa, kata powstania styczniowego. Z kolei
postać Giennadija Ajgiego wpisuje się też
w wątek problemów z tożsamością: Ajgi porzucił tworzenie w rodzimym języku czuwaskim na rzecz języka rosyjskiego. Włączenie
wierszy tych poetów do tomu to, jak mi się
wydaje, próba zniweczenia zła historii za po-
mocą sztuki. Choć cały czas widoczne jest
pęknięcie: mając świadomość tego, że losy
poetów i ich ojczyzn były tragiczne, widzimy jednocześnie, że ich wiersze znakomicie
ze sobą korespondują i się uzupełniają. To
wszystko jednak jeszcze bardziej wzmaga
poczucie braku przynależności, poczucie wykorzenienia, braku tożsamości.
Czas
Nie da się w czasie odszukać swojej ojczyzny, nie da się dojść do prawdy o swoich rodzicach, nie da się więc zrozumieć tego, kim
się jest. Dokładniej: droga do prawdy istnieje,
ale nie da się jej przebyć. Można w gasnących
wspomnieniach sięgać do przeszłości, ale nie
można jej przywrócić. Czas u Polkowskiego
biegnie wciąż wprzód, zamazuje, podważa,
może nawet unieważnia przeszłość.
Jest to niezmiernie ważne, ponieważ
liniowość czasu, jego nieodwołalny upływ
to oś konstrukcyjna całego tomu. Pierwszy
wiersz, Rzeka, jest wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa, wspomnieniem o matce. Jeden z kolejnych wierszy tomu mówi o śmierci
matki, natomiast w ostatnim bohater mówi
o swojej dorosłej córce. Można powiedzieć,
że w trakcie lektury tomu czytelnik przebywa
wraz z bohaterem wierszy drogę od dzieciństwa związanego z matką po starość związaną z dziećmi, z kolejnym pokoleniem. Na ten
jednostkowy porządek upływającego czasu
nałożony jest czas historii: poeci rosyjscy także pojawiają się w porządku chronologicznym, tworząc jak gdyby sztafetę pokoleń.
Upływa więc jednocześnie czas jednostki,
czas pokoleń, czas narodów. To dojmujące
poczucie nieodwracalności doprawione jest
melancholią, bowiem wobec trwania przyrody, kosmosu, upływ ludzkiego czasu jest niczym. Jak w tym tłumaczeniu z Tiutczewa:
Co minęło wiedzieć dąb nie musi,
Nasze złudne lata są mu obce,
Ekspressje
191
Rozumiemy wreszcie ze smutkiem
Samych siebie – lekki sen przyrody.
Ona wita wszystkie dzieci swoje,
Los wypełniające nadaremnie,
W swoich włościach, sprawiedliwie,
Wszechogarniającym spokojem17.
I znów pozytywnie nacechowana jest nicość
– dopiero gdy czas się wypełni i nastąpi kres życia, można liczyć na sprawiedliwą równość. Więcej w tym jednak melancholii niż pocieszenia.
Pytanie o sens
192
Jaki sens ma to, co dzieje się w upływającym czasie? To kolejny ważny problem
w poezji Polkowskiego – pytanie o celowość pojedynczego ludzkiego życia i szerzej
− o celowość historii. Historiozofia Polkowskiego, na co już nieraz wskazywali krytycy,
jest negatywna: w historii nie ma celowości,
nie jest ona obszarem, w którym spełnia się
plan Opatrzności. Jest raczej domeną szatana, księcia tego świata:
Umarł diabelski wiek. […] Pokolenia
przesypują się przez dłonie kapłanów
nicości18.
Tak samo w wierszu *** [Za wybitymi oknami...], który Andrzej Franaszek19 uznał za
najbardziej przejmujący w tym tomie:
Na ścianie, wśród ordynarnych rysunków,
zaklęć
i nie wysłuchanych wyznań, wyblakły ślad
po krzyżu.
W prześwicie wibruje żarłoczna modlitwa
kurzu. W migocącym witrażu ognia tańczy,
lekko uniósłszy dłonie, prawie niewidzialny
diabeł.
Historii nie da się nawet wytłumaczyć kolejnemu pokoleniu, jak w wierszu, w którym
oprowadzanie synów i córek po Krakowie,
związane z jasnym i patetycznym wykładem
sensu dziejów, nagle kończy się dramatycz-
ną frazą: „Ale pytam: jak złączyć początek
i sens, honor i hańbę?”20.
Podobnie celowości nie ma w pojedynczym ludzkim życiu: jego przebieg jest zawsze inny, niż sobie wyobrażaliśmy, jego
znaczenie, o ile takowe posiada, nie daje się
odczytać. „Miałem zostać lekarzem a zostałem starym człowiekiem” – pisze gorzko
W historii nie ma celowości, nie
jest ona obszarem, w którym
spełnia się plan Opatrzności.
poeta21. Ludzkie życie wpisane jest w bezsensowną historię i przez to samo zostaje pozbawione celowości i ładu. W wielu wierszach
tego tomu pojawiają się fragmenty dotyczące biografii rodziców, zawsze kładzie się na
nich cień historii – złej i bezcelowej.
Bardzo wyraźna w odniesieniu do ludzkiego życia jest u Polkowskiego antynomia
przeznaczenia i losu. Życie nie jest poddane
przeznaczeniu – a więc czemuś celowemu
i konkretnemu – ale losowi, przypadkowemu, ślepemu jak rzut kości. Poeta zwraca się
do matki:
Wypełniam swój los,
choć nie jesteśmy już sobie
przeznaczeni22.
Z tym właśnie poczuciem, że człowiek
poddany jest losowi, a nie przeznaczeniu,
związane są fundamentalne słowa z wiersza *** [Kiedy wyruszysz w drogę będziesz
odmieniony], w którym pobrzmiewają echa
Przesłania Pana Cogito Herberta i Przesłania
Pana X samego Polkowskiego:
Jeśli nie ma przeznaczenia musi być
zadośćuczynienie.
Assentio, przylgnąć do słów Chrystusa.
Mówię do siebie, idź!
Skoro zadośćuczynienie ma być zamiennikiem przeznaczenia, to znaczy, że właśnie
ono, naprawienie win, przywraca lub nadaje
ludzkiemu życiu celowość i sens.
Co jest winą? To, że człowiek swoim istnieniem zaciąga dług – u swoich przodków,
ojczyzny – którego nie jest w stanie spłacić,
bowiem spłacić mógłby go pamięcią lub zrozumieniem, odnalezieniem sensu, jaki miało
życie rodziców, istnienie ojczyzny. To zaś
właśnie – pamiętanie i zrozumienie – jest
niemożliwe, bo pamięć ginie, a własne „ja”
ogranicza nam zrozumienie innych istot,
choćby były to istoty nam najbliższe.
I to właśnie jest powrót do punktu wyjścia.
Tak u Polkowskiego splatają się wątki dotyczące istnienia, pamięci, tożsamości, losu i winy
w jeden, tragicznie nierozwiązywalny węzeł.
W wierszu Juglans regia pisze poeta:
Cantus jest jak próba zadośćuczynienia,
o którego konieczności i niemożliwości zarazem pisze poeta.
A przecież nie poezja, ale muzyka, której reprezentantem u Polkowskiego jest
w nowym tomie Bach, może być tym, co
przeciwstawia się siłom chaosu, ciszy, nicości, co niesie zadośćuczynienie. Muzyka „zaprowadza porządek w sercu”, jest
„jasnym wzorem tajemnicy”24, muzyka jest
siłą kosmiczną, bo także przyroda funkcjonuje w jej rytmie25. Muzyka ma też prawdziwą, oczyszczającą moc: Das Wohltemperierte Klavier to „czyściec labiryntu”26.
I w tym także tkwi wyższość muzyki nad poezją, która owej mocy czyśćcowej nie posiada:
Powinienem umieć powiedzieć: moja wina. […]
przebaczać.
Milczę. Milczę. Milczę!
Przerwać milczenie
Tom Cantus próbuje to milczenie przełamać, spłacić dług wobec przeszłości, która
jest jak nieusuwalny wyrzut sumienia. Choćby to zadośćuczynienie było minimalistyczne, bo przecież pisze Polkowski w wierszu
tytułowym tomu:
Mówić i być
rozumianym.
Przecież rozmawiam tylko z Tobą,
Mamo23.
I rzeczywiście, cały tom jest wielką rozmową ze zmarłą Matką, która zostaje przywołana w wielu wierszach i jest postacią
w tym tomie bezsprzecznie najważniejszą.
Żaden alfabet nie ma w sobie dość sił by
Inaczej niż pięciolinie i niepodległe
nuty27.
Skąd więc i dlaczego, po dwudziestu latach milczenia, tom Cantus? Co może dać
poezja, do czego jest potrzebna, jeśli sama
mówi o tym, że nie pomoże w udźwignięciu
obowiązków i win, które opisuje?
Poezja ta po prostu jest: zapisem istnienia, niezrozumiałego piękna świata, bezsensu
historii; zapisem pytań bez odpowiedzi, przywodzących często do rozpaczy. Zapisem klęski w zmaganiach z losem. Jednak te wiersze,
nawet jeżeli ostatnie z wersów tomu mówią
o „wszechogarniającej jak chaos ciszy”, raz
zapisane – istnieją. I dzięki temu na przekór
własnej rozpaczy są, zgodnie z incipitem jednego z utworów, niby „opowieść, która nieustannie niszczeje i powstaje z martwych”.
Przypisy:
1. J. Polkowski, Cantus, Wydawnictwo a5, Kraków 2009.
2. A. Horubała, Poezja wraca razem z Janem Polkowskim, „Rzeczpospolita”, 25 listopada 2009 r.;
K. Koehler, Cantus Polkowskiego, „Arcana” 2010, nr 1; T. Nyczek, ...czyli Polkowski wraca do gry,
„Przekrój” 2009, nr 44.
Ekspressje
193
194
3. W. Wencel, Klęska polskiej poezji, „Gość Niedzielny” 2009, nr 2.
4. Toscana indicazione geografica tipica. Wszystkie cytowane wiersze pochodzą z tomu Cantus.
5. Ain’.
6. Toscana indicazione geografica tipica.
7. *** [Cieliste słoje lipy…].
8. M. Stala, Chwile pewności. 20 szkiców o poezji i krytyce, Znak, Kraków 1991, s. 213.
9. *** [Dziewanna, nawłoć, wrotycz…].
10. Mniej światła.
11. *** [Czuła noc pod gwiezdnym szumem pamięci].
12. Tamże.
13. Cantus.
14. *** [Dziewanna, nawłoć, wrotycz].
15. Mniej światła.
16. Podróż do Święcian.
17. *** [Z życia, co tutaj kipiało…].
18. Podróż do Święcian.
19. A. Franaszek, Wiersze Polkowskiego. Żarłoczna modlitwa kurzu, „Gazeta Wyborcza”,
24 listopada 2009 r.
20. *** [Na początku była katedra jak złamane skrzydło…].
21. *** [Kosmyk siwizny, skręcony na palcu mech…].
22. Cantus.
23. Tamże.
24. Allemanda, corrente, sarabande, giga, ciaccona.
25. Juglans regia.
26. Podróż do Święcian.
27. Tamże.
Co dalej?
W następnej tece ukaże się omówienie Podziemnych motyli Wojciecha Wencla. Bądź na
bieżąco ze współczesną poezją polską, kupuj
„Pressje”!
TECHNIKA I EMOCJE
Z Wo j c i e c h e m
Pszoniakiem rozmawiają Agnieszka
Cygańczyk i Krystyna Ślązak
Agnieszka Cygańczyk: Czy aktorzy z duszą
we współczesnym polskim kinie już wymarli?
Czy całkowicie zastąpili ich aktorzy techniczni, działający pod dyktando komercji?
Wojciech Pszoniak: Dobry aktor musi być
emocjonalny. W teatrze aktor zostaje z widzem sam na sam. Nie ma tu miejsca na amatorstwo. Telewizja rządzi się innymi prawami.
W serialu nie ma czasu na sztukę aktorską. To
jest produkt masowy. W teatrze widać całego
aktora, tu samym wdziękiem się nie zagra,
tak jak w wypadku śpiewaka operowego na
scenie, gdzie liczy się tylko głos, bez żadnych
wzmocnień i mikrofonów. Dzisiaj żyjemy
w świecie wirtualnym, pełnym oszustw. Aktorstwo z duszą istnieje, ale tylko w teatrze
lub w wielkim kinie Felliniego, Wajdy, Kieślowskiego, Bergmana. Trzeba sobie bardzo wyraźnie powiedzieć, gdzie się kończy Krzysztof
Penderecki, a zaczyna Piotr Rubik…
Krystyna Ślązak: Co jest sekretem dobrego aktorstwa? Po czym rozpoznajemy aktora z duszą?
Co było sekretem wirtuoza wiolonczeli
Pablo Casalsa czy skrzypka Dawida Ojstracha?
Technika! Emocje! Aktor jest jednocześnie instrumentem i dyrygentem. Kiedy na
przykład poeta pisze, to zamyka się w swoim
świecie. Za to aktor pozostaje otwarty na doświadczenia. Najpiękniejsze w sztuce aktorskiej jest to, co unosi się ponad tekstem czy
charakteryzacją. Dobry aktor posiada indywidualny i niepowtarzalny język. Musi myśleć,
inaczej będzie tylko kimś, kto wyuczył się
tekstu. Aktor powinien mieć swoje podejście
do świata, człowieka, dobra, zła, mądrości
Trzeba sobie bardzo wyraźnie powiedzieć, gdzie się kończy Krzysztof Penderecki, a zaczyna Piotr
Rubik…
albo głupoty. Nie każdy tego potrzebuje. Niektórzy traktują zawód aktora mechanicznie,
grając w serialu po dziesięć, piętnaście lat.
Tylko czy to jest dobre aktorstwo? Nie!
Ekspressje
195