Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
Jan Stoklarz ZADOŚĆUCZYNIENIE ZAMIAST PRZEZNACZENIA bez powrotu odsyła nigdzie aż rozsadzi nagle zrozumiana prawda O TOMIE CANTUS JANA POLKOWSKIEGO czas płynie przysięgi zawarte drugiego życia nie ma mówisz jak żyjesz by żyć inaczej niż mówisz słowo to zmiana a zmiana to skaza widzialna Adam Leszkiewicz szczęśliwi bredzą czy milcząc wpatrują się w gwiazdy? 186 Co dalej? W następnej tece „Pressji” kolejne wiersze wybrane przez Krzysztofa Koehlera. P o niemal dwudziestu latach milczenia Jan Polkowski powrócił do poezji1. Te dwadzieścia lat to cała literacka epoka, której początek symbolizują dwa fakty związane z Polkowskim. Pierwszym było zamilknięcie poety, który ostatni swój tom wydał w 1990 roku. Zdawało się, że wyschły źródła jego twórczości, związanej z czasami komunizmu i ze stanem wojennym. Drugim faktem było głośne wystąpienie czołowego poety młodszego pokolenia, Marcina Świetlickiego, który uczynił Polkowskiego symbolem martyrologicznej poezji poprzedniej epoki. Swój programowy wiersz z 1988 roku zatytułował właśnie Dla Jana Polkowskiego: Poezja niewolników żywi się ideą, idee to wodniste substytuty krwi. […] Jakże łatwo niewolnik przebywa upiornie długą i prawie niemożliwą drogę od litery do Boga, to trwa krótko, niby splunięcie – w poezji niewolników. Po latach Świetlicki oceniał swój wiersz jako zwykłą pyskówkę i dziwił się szerokiemu odzewowi, z jakim się on spotkał. Ale stało się: wiersz Dla Jana Polkowskiego wszedł do historii najnowszej literatury, a milczenie Polkowskiego pozostawało faktem. Tryumfy święciło tak zwane pokolenie Brulionu. Nie znaczy to jednak, że Polkowski pozostał poetą niedocenionym, zaszufladkowanym jako twórca „poezji stanu wojennego”. Krytycy zgodnie wysoko cenili jego dorobek poetycki z lat osiemdziesiątych, doskonale widząc, że polityczne realia, w jakich osadzone są wiersze Polkowskiego, nie obniżają wcale ich wysokiego poziomu artystycznego. Jego poezja nie była wcale polityczna z natury, ale egzystencjalna i historiozoficzna. Nikt jednak, co widać po zdumieniu, któremu Wrócił jednak – i tym jednym gestem unieważnił to, co dla polskiej poezji oznaczało jego zamilknięcie. każdorazowo dają wyraz recenzenci tomu Cantus, nie spodziewał się, że Polkowski do poezji jeszcze wróci. Wrócił jednak – i tym jednym gestem unieważnił to, co dla polskiej poezji oznacza- Ekspressje 187 ło jego zamilknięcie w okresie przejściowym między PRL-em a III RP. W milczeniu poety niektórzy widzieli dowód, że stosowana przez niego formuła poezji – odwołującej się do pojęć historii i zbiorowości, zamiast, jak Czy pochwała amnezji i nieistnienia jest światopoglądową woltą poety? 188 u poetów młodszego pokolenia, do „tu i teraz” – wyczerpała się, a samego poetę ogarnęła twórcza niemoc. Inni widzieli w zamilknięciu Polkowskiego wierność poetyckiemu powołaniu, dowód, że aby być poetą, wcale nie trzeba pisać i wydawać nowych książek. Cantus jest więc nie tylko powrotem, ale i nowym otwarciem, próbą nowego głosu. A raczej głosów, bo w tomie znajdują się najróżniejsze utwory: od króciutkich lirycznych westchnięć do poematu, od erotyków do poetyckich traktatów historiozoficznych. Łączy jednak wszystkie te utwory rozpoznawalna, wyraźnie osobna, znana z poprzednich tomów dykcja. Tom Polkowskiego od razu stał się ważnym wydarzeniem. Wielu krytyków – na przykład Andrzej Horubała, Krzysztof Koehler czy Tadeusz Nyczek – przywitało go jako spełnienie oczekiwań wobec polskiej poezji ostatnich lat2. Jedyne chyba votum separatum zgłosił Wojciech Wencel, który z jakichś powodów uznał nowy tom Polkowskiego za klęskę polskiej poezji, dostrzegając w nim „wielosłowie i duchową pustkę”3 – zostawmy to jednak na marginesie. Pamiętając, że Tadeusz Nyczek uznał Cantus – obok Chirurgicznej precyzji Stanisława Barańczaka oraz tomów Kamień, szron Ryszarda Krynickiego i Po tęczy Andrzeja Sosnowskiego – za najgęstszą znaczeniowo książkę poetycką ostatniej dekady, a Krzysztof Koehler sugerował, że krytycznoliteracki namysł nad tą poezją może osłabić jej wielką wizyjną siłę – warto jednak podjąć próbę częściowego chociaż i prowizorycznego uporządkowania wątków, jakie w swym nowym tomie zawarł Jan Polkowski. Istnieć czy nie istnieć? W dotychczasowych wierszach Polkowski wyraźnie kontrastował kruche istnienie z zaborczą nicością, zagrażającą ludzkiej egzystencji i pamięci. W nowym tomie znajdują się fragmenty, które całkowicie na nowo problematyzują to – jedno z podstawowych – zagadnień poezji Polkowskiego. Istnienie i nicość nie są już, lub nie zawsze są, zantagonizowane w prosty sposób. Znajdziemy bowiem w tomie Cantus fragmenty, w których szczęście utożsamiane jest z zapomnieniem, nieświadomością lub zgoła z nieistnieniem. Wszak „wypełniona nieskończoność” i „niepowstrzymana radość” kuszą, aby […] pielęgnować w sobie ogniste kolory dotknięć i namiętność zapomnienia. Już nigdy nie powrócić. Istnieć w skrzydłach drozda4. W wierszu Głos czytamy z kolei: „Nie jestem pewien, czy żyję, jestem szczęśliwy”; w utworze Ain’ owa niepewność jest zastąpiona pewnością nieistnienia i właśnie ona jest źródłem szczęścia, które zostaje oddane za pomocą prawdziwie mistycznych obrazów: Przez chwilę czuję, że rozpływam się w niedotykalnej, nieogarnionej przestrzeni, przestaję istnieć. Niżej, w podziemiach, rozkwita woda, obmywa skałom stopy, drąży tęczowe korytarze5. Pochwała nieistnienia? Czy istnienie przekreśla szczęście? Jeżeli nawet nie jest tak do końca, to chwile szczęścia i spełnienia są możliwe prawie wyłącznie we śnie albo na granicy snu: Zanim uśniesz, uwierzysz w spełnioną miłość i dotkniesz srebrnego nalotu na jej ścieżce, owocach i chlebie6. Tę samą myśl autor powtarza w wierszu nawiązującym do fraszki Na lipę Kochanowskiego7. Na jawie momenty epifanii i spełnienia, nawet jeżeli nie są niemożliwe, to zostają przeoczone, nierozpoznane, tak jak w kapitalnym wierszu Pragnienie: Purpurowa strona światła rozpala się i gaśnie. Kos odzywa się z innego świata. Już nic. (Nie odwracaj się). Podobnie gołąb z wiersza ***[Ciemna, niema turkawka], nawet jeżeli przyjąć, że jest symbolem Bożej obecności, pozostaje niezauważony. Tak więc istnienie jest zawsze ułomne i skażone, natomiast wyzbycie się go, wraz z własną indywidualnością i tożsamością, jest drogą do spełnienia. Wszystkie przytoczone fragmenty pozytywnie wartościują sen, nieświadomość, nieistnienie. Czy pochwała amnezji i nieistnienia, zawarta w nowych wierszach, jest światopoglądową woltą poety, którego dorobek postrzegany był jako zapis walki z nicością? Ostatecznie nie, bowiem wybór pozostaje bez zmian − istnieć. To, że nicość bywa wartościowana pozytywnie, zamiast, jak wcześniej, jednoznacznie negatywnie, czyni tę poezję jeszcze bardziej tragiczną. Oto bowiem okazuje się, że wybór istnienia jest odrzuceniem tego, co mogłoby dać szczęście. Nie jest obroną swojego szczęścia, ale wyrzeczeniem się go. Wydaje się, że bohater wierszy Polkowskiego chętnie przyjąłby jako nagrodę „złote runo nicości” z Przesłania Pana Cogito, ale wyrzeka się go, choć to oznacza istnienie i cierpienie; na dodatek istnienie nie bierne, ale utożsamione z czuwaniem. „W świecie dotkniętym przez nicość – pisał o poezji Polkowskiego Marian Stala – nie wolno zasnąć, bo to jest równoznaczne z istnieniem niepełnym, kalekim. Trzeba więc czuwać […]”8. Te słowa mogą być nadal zasadnie użyte w stosunku do tomu Cantus. W nowych wierszach nieistnienie i sen to wyrazy pokrewne, a życie i czuwanie zostają zestawione jako synonimy choćby w wierszu Wiatr: „Czuwa. Żyje i czuwa”. Dlaczego więc warto czuwać, czyli żyć? „Brnąć pod prąd”, by użyć słów poety, „gorzkich źródeł”, „ciemnych wód”? Bohater tych wierszy wybiera czuwanie dlatego, że – jak pisał w cytowanym już fragmencie Stala – „nie wolno” zasnąć, „trzeba” czuwać. A zatem to jakiś imperatyw zmusza do istnienia, choć oznacza ono brak szczęścia. Z czego ten imperatyw zostaje wysnuty? Poezja Polkowskiego nie odpowiada na to pytanie. Nie wiemy, dlaczego bohater tych wierszy uważa, że trzeba czuwać – po prostu trzeba. Obowiązek istnienia i czuwania musi być spełniony mimo pokus szczęśliwego, bo bezproblemowego, nieistnienia. Pamięć i tożsamość Czuwanie, a więc istnienie, pociąga za sobą u Polkowskiego dwa zasadnicze problemy: pamięci i tożsamości. Czuwanie oznacza pamiętanie, pamięć to rodzaj wiedzy na temat tego, kim się jest. I na odwrót: rozumienie swojej tożsamości jest kluczem do właściwego odczytania własnej pamięci. Nie wystarczy czuwać, trzeba też pamiętać i określać swoje „ja”, choć wysiłki te wydają się bezowocne. Kolejne wiersze tomu przynoszą zapis postępującej atrofii pamięci. O ile pierwszy wiersz jest wyrazistym wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa, o tyle już w drugim wierszu czytamy: Czas jest jak wspomnienie z dziecinnych podróży, zbyt zamazane i niepewne by w nim odkryć utajone życie niespełnionych zdarzeń9. Ekspressje 189 To, co zamazane, zmienia się kolejno w to, co zapomniane, może nawet nieistniejące. Obowiązek pamiętania staje się niemożliwy do spełnienia, być może jednak podejmą go inni: To, o czym zapomniałem minuta po minucie od dnia narodzin, co bezpowrotnie wygasa, to czego w sobie nie zrozumiałem, czego o sobie nadal nie wiem – może żyć w cieniach wędrujących przez inne czaszki? Serca, spojrzenia? Przepływać przez moje dzieci? Wnuki?10 Nawet jednak wtedy pamiętanie skazane jest na porażkę: „Ostatnie słowo należy do zapomnienia” – to incipit jednego z wierszy, w innym czytamy z kolei: Zapamiętaj i pamiętaj, żeby wszystko zapomnieć11. 190 Pamięć nie oznacza jednak powrotu do tego co było. Cofnięcie czasu nie jest możliwe. Pamięć łączy się z bólem, ponieważ wywołuje dojmującą świadomość nieodwracalnej utraty. Ten wątek tomu: bolesność pamięci, nieodwracalność czasu i bunt przeciwko takiemu porządkowi rzeczy najlepiej wyrażają świetne wersy z wiersza ***[Kosmyk siwizny, skręcony na palcu mech]: Nie chcę żono, żebyś przywoziła pamięć, Nie chcę, żebyś przybyła z przeszłości, nie chcę, żebyś przyjechała młoda, to Bóg niech pertraktuje ze śmiercią. Obowiązek poszukiwania tożsamości, tak samo jak obowiązek istnienia i pamiętania, to imperatyw, dla którego ta poezja nie szuka uzasadnienia. Nieodłączne natomiast od tych wierszy jest przeczucie klęski, którą podejmowanie owych obowiązków się kończy: Musisz żebrać, musisz szukać oparcia, wystygłego miejsca po sobie, obcych śladów, że cię nigdy nie było12. Bohater tych wierszy poszukuje tożsamości, jednak jest ona zamazana, nieuchwytna, można próbować ją wyrazić jedynie metodą apofatyczną. Częściowe zrozumienie, kim się jest, przychodzi dopiero przez bolesne zrozumienie, kim się nie jest. Jak w wierszu tytułowym tomu: Co mogę powiedzieć o świecie jeśli nie gram nawet najmniejszej roli w Twoich dziecięcych snach, nie dzielę Twojej trzyletniej miłości do plastikowej lalki-krakowianki i lęku siedemnastolatki przed przybyłymi na kwaterę krasnoarmiejcami. Nie wpinam Ci we włosy białej róży byś mogła w 1950 roku powiedzieć: tak, repatriantowi z uralskich lasów13. Tożsamość jest też zagrożona przez to, co zewnętrzne – obcość agresywna, mogąca zniszczyć niepowtarzalność jednostki pojawia się w wielu frazach wierszy: „Nadchodzi czas, by służyć cudzym ustom”14, „Pod stopami ślad obcego cienia”15. Tego samego dotyczą też, jak się zdaje, rysunki Jacka Sroki, które wybrał do swojego tomu Jan Polkowski. Postaci z rysunków są niedookreślone, na poły amorficzne, zdeformowane: u jednej z nich głowę zastępuje łeb byka, inne trzymają maskę lub marionetkę, jeszcze inne pozbawione są twarzy. Problem tożsamości nie dotyczy jednak tylko poszczególnych osób i rodzin, ale także ojczyzny. Należą do niej bowiem bezspornie Mazowsze czy Kraków pojawiające się w wierszach, ale także – a może przede wszystkim – Kamieniec Podolski, Wilno, Święciany. Ostatecznie także nie wiadomo, gdzie leży ojczyzna i czym jest: Z Ojczyzny do Ojczyzny, z nieistnienia w niemy szept drutów i listów zbeszczeszczonych przez zmęczonego cenzora. Z wagonów towarowych do cudzych miast, z piasków Kazachstanu pod czyste niebo Palestyny, z obczyzny donikąd16. Ojczyzna nie dlatego – nie tylko dlatego – wymyka się poznaniu czy choćby umiejscowieniu, że istnieje w czasie przeszłym, w pamięci rodziców i przodków. Tak jak w dawnych wierszach Polkowskiego bytowi ojczyzny (ale nie w zwykłym sensie politycznym, lecz metafizycznym) zagrażało istnienie Związku Radzieckiego, tak teraz, po jego rozpadzie, atrofia dotknęła też Polskę. Nie wiadomo bowiem, gdzie teraz jest ojczyzna – czy w „piaskach Kazachstanu”, na Kresach, Tłumaczony przez niego Tiutczew to polakożerca i piewca Michaiła Murawiowa, kata powstania styczniowego. w losach repatriantów? Cień Związku Radzieckiego wciąż kładzie się na tych wierszach – ojczyzną Polkowskiego nie jest cywilizacja Zachodu, ale Wschód i jego mroczna, dwudziestowieczna historia. Rosja zresztą jest obecna na kartach tego tomu w sposób szczególny – poeta zamieścił w nim kilka tłumaczeń wierszy rosyjskich poetów: Fiodora Tiutczewa, Iwana Bunina i Giennadija Ajgiego. To gest niezmiernie ważny: poeta, którego twórczość odczytywana była w duchu walki z nicością, jaką niósł nasz wschodni sąsiad, przyznaje, że został ukształtowany przez kulturę rosyjską. A przecież tłumaczony przez niego Tiutczew to polakożerca i piewca Michaiła Murawiowa, kata powstania styczniowego. Z kolei postać Giennadija Ajgiego wpisuje się też w wątek problemów z tożsamością: Ajgi porzucił tworzenie w rodzimym języku czuwaskim na rzecz języka rosyjskiego. Włączenie wierszy tych poetów do tomu to, jak mi się wydaje, próba zniweczenia zła historii za po- mocą sztuki. Choć cały czas widoczne jest pęknięcie: mając świadomość tego, że losy poetów i ich ojczyzn były tragiczne, widzimy jednocześnie, że ich wiersze znakomicie ze sobą korespondują i się uzupełniają. To wszystko jednak jeszcze bardziej wzmaga poczucie braku przynależności, poczucie wykorzenienia, braku tożsamości. Czas Nie da się w czasie odszukać swojej ojczyzny, nie da się dojść do prawdy o swoich rodzicach, nie da się więc zrozumieć tego, kim się jest. Dokładniej: droga do prawdy istnieje, ale nie da się jej przebyć. Można w gasnących wspomnieniach sięgać do przeszłości, ale nie można jej przywrócić. Czas u Polkowskiego biegnie wciąż wprzód, zamazuje, podważa, może nawet unieważnia przeszłość. Jest to niezmiernie ważne, ponieważ liniowość czasu, jego nieodwołalny upływ to oś konstrukcyjna całego tomu. Pierwszy wiersz, Rzeka, jest wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa, wspomnieniem o matce. Jeden z kolejnych wierszy tomu mówi o śmierci matki, natomiast w ostatnim bohater mówi o swojej dorosłej córce. Można powiedzieć, że w trakcie lektury tomu czytelnik przebywa wraz z bohaterem wierszy drogę od dzieciństwa związanego z matką po starość związaną z dziećmi, z kolejnym pokoleniem. Na ten jednostkowy porządek upływającego czasu nałożony jest czas historii: poeci rosyjscy także pojawiają się w porządku chronologicznym, tworząc jak gdyby sztafetę pokoleń. Upływa więc jednocześnie czas jednostki, czas pokoleń, czas narodów. To dojmujące poczucie nieodwracalności doprawione jest melancholią, bowiem wobec trwania przyrody, kosmosu, upływ ludzkiego czasu jest niczym. Jak w tym tłumaczeniu z Tiutczewa: Co minęło wiedzieć dąb nie musi, Nasze złudne lata są mu obce, Ekspressje 191 Rozumiemy wreszcie ze smutkiem Samych siebie – lekki sen przyrody. Ona wita wszystkie dzieci swoje, Los wypełniające nadaremnie, W swoich włościach, sprawiedliwie, Wszechogarniającym spokojem17. I znów pozytywnie nacechowana jest nicość – dopiero gdy czas się wypełni i nastąpi kres życia, można liczyć na sprawiedliwą równość. Więcej w tym jednak melancholii niż pocieszenia. Pytanie o sens 192 Jaki sens ma to, co dzieje się w upływającym czasie? To kolejny ważny problem w poezji Polkowskiego – pytanie o celowość pojedynczego ludzkiego życia i szerzej − o celowość historii. Historiozofia Polkowskiego, na co już nieraz wskazywali krytycy, jest negatywna: w historii nie ma celowości, nie jest ona obszarem, w którym spełnia się plan Opatrzności. Jest raczej domeną szatana, księcia tego świata: Umarł diabelski wiek. […] Pokolenia przesypują się przez dłonie kapłanów nicości18. Tak samo w wierszu *** [Za wybitymi oknami...], który Andrzej Franaszek19 uznał za najbardziej przejmujący w tym tomie: Na ścianie, wśród ordynarnych rysunków, zaklęć i nie wysłuchanych wyznań, wyblakły ślad po krzyżu. W prześwicie wibruje żarłoczna modlitwa kurzu. W migocącym witrażu ognia tańczy, lekko uniósłszy dłonie, prawie niewidzialny diabeł. Historii nie da się nawet wytłumaczyć kolejnemu pokoleniu, jak w wierszu, w którym oprowadzanie synów i córek po Krakowie, związane z jasnym i patetycznym wykładem sensu dziejów, nagle kończy się dramatycz- ną frazą: „Ale pytam: jak złączyć początek i sens, honor i hańbę?”20. Podobnie celowości nie ma w pojedynczym ludzkim życiu: jego przebieg jest zawsze inny, niż sobie wyobrażaliśmy, jego znaczenie, o ile takowe posiada, nie daje się odczytać. „Miałem zostać lekarzem a zostałem starym człowiekiem” – pisze gorzko W historii nie ma celowości, nie jest ona obszarem, w którym spełnia się plan Opatrzności. poeta21. Ludzkie życie wpisane jest w bezsensowną historię i przez to samo zostaje pozbawione celowości i ładu. W wielu wierszach tego tomu pojawiają się fragmenty dotyczące biografii rodziców, zawsze kładzie się na nich cień historii – złej i bezcelowej. Bardzo wyraźna w odniesieniu do ludzkiego życia jest u Polkowskiego antynomia przeznaczenia i losu. Życie nie jest poddane przeznaczeniu – a więc czemuś celowemu i konkretnemu – ale losowi, przypadkowemu, ślepemu jak rzut kości. Poeta zwraca się do matki: Wypełniam swój los, choć nie jesteśmy już sobie przeznaczeni22. Z tym właśnie poczuciem, że człowiek poddany jest losowi, a nie przeznaczeniu, związane są fundamentalne słowa z wiersza *** [Kiedy wyruszysz w drogę będziesz odmieniony], w którym pobrzmiewają echa Przesłania Pana Cogito Herberta i Przesłania Pana X samego Polkowskiego: Jeśli nie ma przeznaczenia musi być zadośćuczynienie. Assentio, przylgnąć do słów Chrystusa. Mówię do siebie, idź! Skoro zadośćuczynienie ma być zamiennikiem przeznaczenia, to znaczy, że właśnie ono, naprawienie win, przywraca lub nadaje ludzkiemu życiu celowość i sens. Co jest winą? To, że człowiek swoim istnieniem zaciąga dług – u swoich przodków, ojczyzny – którego nie jest w stanie spłacić, bowiem spłacić mógłby go pamięcią lub zrozumieniem, odnalezieniem sensu, jaki miało życie rodziców, istnienie ojczyzny. To zaś właśnie – pamiętanie i zrozumienie – jest niemożliwe, bo pamięć ginie, a własne „ja” ogranicza nam zrozumienie innych istot, choćby były to istoty nam najbliższe. I to właśnie jest powrót do punktu wyjścia. Tak u Polkowskiego splatają się wątki dotyczące istnienia, pamięci, tożsamości, losu i winy w jeden, tragicznie nierozwiązywalny węzeł. W wierszu Juglans regia pisze poeta: Cantus jest jak próba zadośćuczynienia, o którego konieczności i niemożliwości zarazem pisze poeta. A przecież nie poezja, ale muzyka, której reprezentantem u Polkowskiego jest w nowym tomie Bach, może być tym, co przeciwstawia się siłom chaosu, ciszy, nicości, co niesie zadośćuczynienie. Muzyka „zaprowadza porządek w sercu”, jest „jasnym wzorem tajemnicy”24, muzyka jest siłą kosmiczną, bo także przyroda funkcjonuje w jej rytmie25. Muzyka ma też prawdziwą, oczyszczającą moc: Das Wohltemperierte Klavier to „czyściec labiryntu”26. I w tym także tkwi wyższość muzyki nad poezją, która owej mocy czyśćcowej nie posiada: Powinienem umieć powiedzieć: moja wina. […] przebaczać. Milczę. Milczę. Milczę! Przerwać milczenie Tom Cantus próbuje to milczenie przełamać, spłacić dług wobec przeszłości, która jest jak nieusuwalny wyrzut sumienia. Choćby to zadośćuczynienie było minimalistyczne, bo przecież pisze Polkowski w wierszu tytułowym tomu: Mówić i być rozumianym. Przecież rozmawiam tylko z Tobą, Mamo23. I rzeczywiście, cały tom jest wielką rozmową ze zmarłą Matką, która zostaje przywołana w wielu wierszach i jest postacią w tym tomie bezsprzecznie najważniejszą. Żaden alfabet nie ma w sobie dość sił by Inaczej niż pięciolinie i niepodległe nuty27. Skąd więc i dlaczego, po dwudziestu latach milczenia, tom Cantus? Co może dać poezja, do czego jest potrzebna, jeśli sama mówi o tym, że nie pomoże w udźwignięciu obowiązków i win, które opisuje? Poezja ta po prostu jest: zapisem istnienia, niezrozumiałego piękna świata, bezsensu historii; zapisem pytań bez odpowiedzi, przywodzących często do rozpaczy. Zapisem klęski w zmaganiach z losem. Jednak te wiersze, nawet jeżeli ostatnie z wersów tomu mówią o „wszechogarniającej jak chaos ciszy”, raz zapisane – istnieją. I dzięki temu na przekór własnej rozpaczy są, zgodnie z incipitem jednego z utworów, niby „opowieść, która nieustannie niszczeje i powstaje z martwych”. Przypisy: 1. J. Polkowski, Cantus, Wydawnictwo a5, Kraków 2009. 2. A. Horubała, Poezja wraca razem z Janem Polkowskim, „Rzeczpospolita”, 25 listopada 2009 r.; K. Koehler, Cantus Polkowskiego, „Arcana” 2010, nr 1; T. Nyczek, ...czyli Polkowski wraca do gry, „Przekrój” 2009, nr 44. Ekspressje 193 194 3. W. Wencel, Klęska polskiej poezji, „Gość Niedzielny” 2009, nr 2. 4. Toscana indicazione geografica tipica. Wszystkie cytowane wiersze pochodzą z tomu Cantus. 5. Ain’. 6. Toscana indicazione geografica tipica. 7. *** [Cieliste słoje lipy…]. 8. M. Stala, Chwile pewności. 20 szkiców o poezji i krytyce, Znak, Kraków 1991, s. 213. 9. *** [Dziewanna, nawłoć, wrotycz…]. 10. Mniej światła. 11. *** [Czuła noc pod gwiezdnym szumem pamięci]. 12. Tamże. 13. Cantus. 14. *** [Dziewanna, nawłoć, wrotycz]. 15. Mniej światła. 16. Podróż do Święcian. 17. *** [Z życia, co tutaj kipiało…]. 18. Podróż do Święcian. 19. A. Franaszek, Wiersze Polkowskiego. Żarłoczna modlitwa kurzu, „Gazeta Wyborcza”, 24 listopada 2009 r. 20. *** [Na początku była katedra jak złamane skrzydło…]. 21. *** [Kosmyk siwizny, skręcony na palcu mech…]. 22. Cantus. 23. Tamże. 24. Allemanda, corrente, sarabande, giga, ciaccona. 25. Juglans regia. 26. Podróż do Święcian. 27. Tamże. Co dalej? W następnej tece ukaże się omówienie Podziemnych motyli Wojciecha Wencla. Bądź na bieżąco ze współczesną poezją polską, kupuj „Pressje”! TECHNIKA I EMOCJE Z Wo j c i e c h e m Pszoniakiem rozmawiają Agnieszka Cygańczyk i Krystyna Ślązak Agnieszka Cygańczyk: Czy aktorzy z duszą we współczesnym polskim kinie już wymarli? Czy całkowicie zastąpili ich aktorzy techniczni, działający pod dyktando komercji? Wojciech Pszoniak: Dobry aktor musi być emocjonalny. W teatrze aktor zostaje z widzem sam na sam. Nie ma tu miejsca na amatorstwo. Telewizja rządzi się innymi prawami. W serialu nie ma czasu na sztukę aktorską. To jest produkt masowy. W teatrze widać całego aktora, tu samym wdziękiem się nie zagra, tak jak w wypadku śpiewaka operowego na scenie, gdzie liczy się tylko głos, bez żadnych wzmocnień i mikrofonów. Dzisiaj żyjemy w świecie wirtualnym, pełnym oszustw. Aktorstwo z duszą istnieje, ale tylko w teatrze lub w wielkim kinie Felliniego, Wajdy, Kieślowskiego, Bergmana. Trzeba sobie bardzo wyraźnie powiedzieć, gdzie się kończy Krzysztof Penderecki, a zaczyna Piotr Rubik… Krystyna Ślązak: Co jest sekretem dobrego aktorstwa? Po czym rozpoznajemy aktora z duszą? Co było sekretem wirtuoza wiolonczeli Pablo Casalsa czy skrzypka Dawida Ojstracha? Technika! Emocje! Aktor jest jednocześnie instrumentem i dyrygentem. Kiedy na przykład poeta pisze, to zamyka się w swoim świecie. Za to aktor pozostaje otwarty na doświadczenia. Najpiękniejsze w sztuce aktorskiej jest to, co unosi się ponad tekstem czy charakteryzacją. Dobry aktor posiada indywidualny i niepowtarzalny język. Musi myśleć, inaczej będzie tylko kimś, kto wyuczył się tekstu. Aktor powinien mieć swoje podejście do świata, człowieka, dobra, zła, mądrości Trzeba sobie bardzo wyraźnie powiedzieć, gdzie się kończy Krzysztof Penderecki, a zaczyna Piotr Rubik… albo głupoty. Nie każdy tego potrzebuje. Niektórzy traktują zawód aktora mechanicznie, grając w serialu po dziesięć, piętnaście lat. Tylko czy to jest dobre aktorstwo? Nie! Ekspressje 195