Joanna Ulma
Transkrypt
Joanna Ulma
„Jeden dzień z życia Rodziny Ulmów” Pewnego lipcowego poranka, gdy słońce wyszło za horyzont, rodzina Ulmów uklękła do porannej modlitwy, śpiewając: „Kiedy ranne wstają zorze”. Następnie Wiktoria przygotowywała posiłek dla licznej rodziny. Na stole położyła chleb z masłem, zupę z suszek jabłek z krupami, jak również razowe kluski. W kuchni stał stolik z ławą i szafki na różne naczynia, np. aluminiowe lub drewniane łyżki, talerze blaszane i garnuszki. Gospodarz Józef Ulma wrócił po obrządku w gospodarstwie. Następnie wszyscy zasiedli do stołu. Po posiłku starsze dzieci poszły do szkoły, a młodsze uczyła mama pisania i czytania. Józef nalał do drewnianych cebrzyków wodę ze studni, żeby była gotowa do mycia. Później gospodarz poszedł do pasieki, gdzie lubił przebywać. Ule to była jego pasja. Był to człowiek zaradny i uczynny. Ciężko pracował, ale niewielki gospodarstwo przynosiło skromne dochody. Dorabiał więc robieniem zdjęć, jak również prowadzeniem szkółki drzew owocowych. Gdy dzieci przyszły ze szkoły, cała rodzina udała się w pole, gdzie plewili warzywa, natomiast młodsze dzieci grały w piłkę uszytą z materiału i bawiły się na kocu. - Szczęść Boże! – nagle odezwał się czyjś głos. Ulmowie rozglądali się i za potężnym dębem ujrzeli swoją sąsiadkę. - Daj Boże! – odezwała się Wiktoria i odłożyła na chwilę motyczkę. - A ty skąd wracasz o tej porze? - Właśnie byłam po doktora. - A cóż się stało? Czyżby ktoś chory? - Niestety tak. Zosia ma zapalenie gardła. - Ojej! Co za nieszczęście! Przepraszam cię, lecz muszę wracać do pracy. Do widzenia. - Do widzenia! Wiktoria zabrała motyczkę z ziemi, otarła chusta pot z czoła i wzięła się do pracy. Po dwóch godzinach wrócili do swojej chaty. Niewielki dom stał na uboczu, otoczony ogrodem pełen kwiatów i drzew. Za domem gospodarz rąbał drewno, które potrzebne było do podpalania pod kuchnią. Gospodyni położyła na stół biały ser, chleb z masłem i kawę zbożową w garnuszkach. Po posiłku Wiktoria prała ubrania w balijce na praczce. Następnie dzieci pomagały jej zawieszać pranie na sznurkach. Stasia, Basia i Władziu, gdy wypełnili swoje obowiązki, poszli na spacer polnymi drogami. Nagle za rzeczką zobaczyli swoich kolegów Alfreda i Bogdana. Po chwili przeszli przez kładkę i dołączyli do nich. Wspinali się po drzewach, zbierali bukiety z kwiatów i bawili się w chowanego. Dziewczynki były ubrane w skromne, jednokolorowe sukienki, a chłopcy – koszulki z krótkim rękawem i spodenki. Około godziny piątej dzieci wróciły do swoich domów. Musiały jeszcze posprzątać w sieni, pozamiatać w kuchni i pomóc mamie w przygotowaniu kolacji. Dzieci kolejno kładły na stół ziemniaki do mleka kwaśnego, chleb razowy i groch. Po posiłku Wiktoria powiedziała do córki: - Stasiu, weź zapaskę z komory, będziesz myła garnki. - Dobrze. - Jak skończysz, to jeszcze zamieszaj Warzochą kapustę na kuchni. - A ty gdzie się mamusiu wybierasz? - Idę do chlewa córeczko. Wrócę za pół godziny. Dzieci umyły się, założyły koszulki i poszły do swoich łóżek. Przed spaniem Józef Ulma czytał im książki na temat sadzenia drzewek. Wieczorem wszyscy uklękli do pacierza, a potem zasnęli w łóżkach, w których była słoma przykryta lnianym prześcieradłem. Joanna Ulma Klas VI c