Naukowcy i ich bogowie

Transkrypt

Naukowcy i ich bogowie
Naukowcy i ich bogowie
Henry Schaefer
Wielu wykształconych ludzi twierdzi, że trwa straszliwa wojna między nauką a chrześcijaństwem.
Spróbujmy zatem kwestie relacji między nauką a chrześcijaństwem umieścić w najszerszej, możliwie najbardziej racjonalnej perspektywie. Zacznijmy od uwagi, że pełne pojednanie pomiędzy nauką a innymi przedsięwzięciami intelektualnymi nie zawsze było sprawą łatwą. Na przykład w
ostatnio wydanej książce Literature jej autorzy Susan Gallagher i Roger Lundin piszą: Ponieważ w
najnowszej historii literatura często znajdowała się w opozycji do nauki, dla zrozumienia współczesnych poglądów o literaturze musimy uznać dominację nauki w naszej kulturze. Przez szereg wieków naukowcy ustanawiali standardy prawdy dla zachodniej kultury. Ich niezaprzeczalna użyteczność w pomaganiu nam organizować, analizować i posługiwać się faktami zapewniła tym standardom bezprecedensową rangę we współczesnym społeczeństwie.
Na przykład John Keats, wielki angielski poeta romantyczny, nie podzielał poglądów Isaaca
Newtona na temat otaczającej nas rzeczywistości. Mówił, że poglądy te grożą zniszczeniem całego
piękna wszechświata. Obawiał się, że świat, w którym zanikną mity i wizje poetów, stanie się jałowym i nieprzyjaznym. W swoim poemacie Lamia mówi o tej destruktywnej sile, nazywając tam
naukę „filozofią”. Zastąpię jednak tutaj słowo „filozofia” słowem „nauka”, aby nie utrudniać zrozumienia tego tekstu czytelnikowi XXI wieku.
Czyż nie znikają wszystkie czary
pod wpływem dotyku zimnej nauki?
Była kiedyś niesamowita tęcza w niebie.
Poznaliśmy jej splot, jej strukturę.
Została włożona w nudny katalog rzeczy zwykłych.
Nauka podetnie skrzydła aniołowi,
Zawładnie wszelkimi cudownościami,
Spustoszy nawiedzane zamki i kopalnie gnomów
Rozplącze tęczę.
Chcę przez ten przykład pokazać, że od momentu pojawienia się współczesnej nauki, czyli od początku XVII wieku, zawsze były tarcia pomiędzy nią a praktycznie każdym innym intelektualnym
obszarem działalności. Tak więc byłoby rzeczą zaskakującą, gdyby nie było gorących starć między
nauką a chrześcijaństwem. Pojawienie się współczesnej nauki ma zatem dużo wspólnego z syndromem „nowego dzieciaka na osiedlu”, mówiąc północnoamerykańskim slangiem.
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
Czy nauka udowodniła, że nie ma Boga?
Niemniej jednak mówi się, że „nauka udowodniła nieistnienie Boga”. C. S. Lewis pisze w autobiografii Surprised by Joy, że również on w młodości wierzył powyższemu stwierdzeniu. Opowiada o
ateizmie swoich młodych lat na uniwersytecie oksfordzkim, przypisując go wpływowi nauki. Lewis
pisze: ...mój ateizm był w sposób nieunikniony oparty na tym, co uważałem za odkrycia naukowe; a
tym odkryciom, nie będąc naukowcem, ufałem jedynie w oparciu o autorytet nauki. Tak więc Lewis
stwierdza, że ktoś powiedział mu, iż nauka dowiodła nieistnienia Boga – a on temu uwierzył, nic
nie wiedząc o nauce.
Bardziej zrównoważony pogląd na ten dylemat zaprezentował jeden z moich bohaterów nauki, Erwin Schrodinger (1887-1961). Był chyba najznamienitszym budowniczym mechaniki falowej oraz
twórcą jednego z najważniejszych równań nauki, równania Schrodingera. W książce Nature and the
Greeks wydanej przez Cambridge University Press w 1954 roku, Schrodinger oświadcza: Jestem
bardzo zdumiony, że naukowy obraz realnego świata jest aż tak niepełny. Oferuje on bardzo wiele
rzeczowych informacji, układa całe nasze doświadczenie w niesamowicie spójnym porządku, ale
zdumiewająco milczy o wszystkim bez wyjątku, co jest rzeczywiście bliskie naszemu sercu, co naprawdę ma dla nas znaczenie. Nie jest w stanie powiedzieć niczego o czerwonym i niebieskim, gorzkim i słodkim, fizycznym bólu i fizycznej przyjemności, nie wie niczego o pięknie i brzydocie, dobru i
złu, o Bogu i wieczności. Nauka czasami udaje, że odpowiada na pytania z tego zakresu, ale odpowiedzi te często są tak niemądre, że nie jesteśmy skłonni traktować ich serio.
Naukowcy z pewnością opowiadają interesujące historie na temat religii. Jedna z takich zajmujących historii pochodzi z czasopisma Chemistry in Britain, które jest czymś w rodzaju czasopisma
Time adresowanym do zawodowych chemików w Anglii. Mówiąc o wydaniu nowej książki na temat polityki naukowej, Chemistry in Britain z lipca 1989 roku rozważa następującą kwestię: Gdyby
Bóg ubiegał się o rządowe dotacje na badania nad stworzeniem i zagospodarowaniem nieba i ziemi, Jego projekt zostałby odrzucony z następujących powodów:
•
jest zbyt ambitny;
•
wnioskodawca nie ma osobistego doświadczenia w tej dziedzinie;
•
Jego jedyną publikacją jest książka, a nie artykuł w recenzowanym czasopiśmie naukowym;
•
odmawia współpracy ze swoim największym konkurentem;
•
Jego wniosek dotyczący nieba i ziemi nie został odpowiednio udokumentowany.
Niektóre alternatywy wobec wiary w suwerennego Boga wszechświata
Zaprezentuję tutaj przykład dwóch znakomitych ateistów. Pierwszym jest Lew Landau, najbardziej
błyskotliwy rosyjski fizyk dwudziestego wieku. W 1962 otrzymał nagrodę Nobla z dziedziny fizyki
2
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
za swoje badania nad ciekłym helem. Co więcej, rząd radziecki przyznał mu tytuł Bohatera Pracy
Socjalistycznej. Razem z E. M. Lifshitzem był także współautorem wielu podręczników z fizyki. Ja
sam używałem niektórych z nich w czasie studiów na MIT. Historia dotycząca Landau’a opowiedziana przez jego dobrego przyjaciela i biografa I. M. Kalatnikova ujrzała światło dzienne w Physics Today w maju 1989 roku. Kalatnikov pisze: Ostatni raz widziałem Landau’a w 1968 po przejściu
operacji. Stan jego zdrowia znacznie się pogorszył. Lifshitz i ja zostaliśmy wezwani do szpitala.
Poinformowano nas, że praktycznie nie ma żadnych szans, aby uratować życie Landau’a. Kiedy
wszedłem do jego sali, leżał na boku z twarzą odwróconą do ściany. Usłyszał moje kroki, odwrócił
głowę i powiedział: „Kalat, proszę ratuj mnie”. To były ostatnie słowa Landau’a, jakie usłyszałem.
Umarł jeszcze tej nocy.
Drugim przykładem jest sławny astrofizyk Subrahmanyan Chandrasekhar, który zdobył nagrodę
Nobla w dziedzinie fizyki w 1983 roku. Przez większość swego życia był członkiem kadry naukowej University of Chicago. Na tylnej okładce jego biografii autorstwa K. C. Wall’a Chandra: A
Biography of S. Chandrasekhar, wydanej przez University of Chicago Press w 1991 roku, znajduje
się niezwykły wywiad. Chandrasekhar rozpoczyna dialog, mówiąc: Faktycznie, uważam siebie za
ateistę, ale mam poczucie rozczarowania, ponieważ moja nadzieja na zadowolenie, jak i pozytywny
stosunek do życia jako rezultat dążenia do celu, pozostały w wielkim stopniu niespełnione.
Jego biograf jest tym bardzo zdumiony i mówi: Co?! Nie rozumiem. Chcesz powiedzieć, że całkowite oddanie się nauce, stopniowe poznawanie i pojmowanie natury z tak niesamowitym sukcesem,
jaki osiągnąłeś, wciąż pozostawia ci uczucie niezadowolenia? Chandrasekhar z powagą kontynuuje:
Tak, naprawdę nie mam poczucia spełnienia w swoim życiu. Wszystko, co osiągnąłem, wydaje mi
się czymś niewielkim.
Biograf usiłuje częściowo osłabić wydźwięk tego stwierdzenia, wtrącając uwagę, że każdemu
człowiekowi zdarzają się czasem podobne odczucia. Chandrasekhar jednak nie pozwala mu na takie
zakończenie wywiadu, dodając: To możliwe. Ale fakt, że inni ludzie doświadczają tego rodzaju odczucia, wcale nie zmienia tego, co ja myślę i odczuwam. Z ich powodu to, co myślę i odczuwam, nie
staje się ani trochę mniej moim osobistym doświadczeniem. Ostatnie zdanie, jakie wypowiedział
Chandrasekhar, polecam każdemu potencjalnemu adeptowi nauki do rozważenia: Prawdą w moim
przypadku jest to, że po prostu nie mam tego poczucia harmonii, jakie miałem nadzieję osiągnąć w
życiu, kiedy byłem jeszcze młody. A przecież wytrwałem w pracy naukowej ponad pięćdziesiąt lat,
poświęcając wszystkim innym sprawom znikome ilości czasu.
Czy jest możliwe być naukowcem i zarazem chrześcijaninem?
Powyższe pytanie zostało mi zadane przez młodego człowieka po moim pierwszym wykładzie z
chemii w Berkeley. Najwidoczniej ten student, jak i jego nauczyciel chemii w szkole średniej, uważali, że jest to niemożliwe.
3
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
Pozwolę sobie zacząć od tego, co niektórzy mogliby nazwać gruntem neutralnym, czyli od zacytowania dwóch ludzi, o których nie można powiedzieć, by mieli jakieś szczególne teistyczne upodobania. Pierwszym z nich jest C. P. Snow (1905-1980), znany w kręgach intelektualnych jako autor
eseju zatytułowanego The Two Cultures and the Scientific Revolution. Snow zajmował się chemią
fizyczną, a ściśle mówiąc spektroskopią w Cambridge University. Mniej więcej w połowie swojej
kariery odkrył, że posiada również talent pisarski i rozpoczął pisanie powieści. W szczególności
poleciłbym jedną z nich – The Master – poświęconą życiu uniwersyteckiemu w Cambridge i Oksfordzie. Snow zakosztował wtedy przyjemności otrzymywania dodatkowych dochodów z pisania
tych powieści, znajdując się w unikalnej pozycji pomiędzy światem nauki a światem literatury.
Z tej perspektywy Snow pisze: Statystycznie rzecz biorąc, przypuszczam, że nieco więcej naukowców w porównaniu z resztą intelektualnego świata jest – jeśli chodzi o kategorie religijne – niewierzącymi. Chociaż z drugiej strony jest mnóstwo religijnych naukowców i to szczególnie wśród
młodszej generacji. Tak więc, czy jest możliwe, aby być jednocześnie naukowcem i chrześcijaninem? C. P. Snow odpowiedział na to pytanie twierdząco.
Richard Feynman (1918-1998), który nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki uzyskał w 1965 roku, był
bardzo niezwykłą osobistością. Może niektórzy z moich czytelników widzieli jego książkę z anegdotami Surely You’re Joking, Mr. Feynman. Około dziewięciu lat przed otrzymaniem nagrody Nobla powiedział on: Wielu naukowców pokłada pełną wiarę zarówno w nauce, jak i w Bogu, w Bogu
objawienia, w doskonale zgodny sposób. Tak więc, czy można być jednocześnie naukowcem i
chrześcijaninem? Zdaniem Richarda Feynmana, zadeklarowanego ateisty, odpowiedź brzmi: tak.
Trafne podsumowanie tej kwestii zaoferował Alan Lightman, profesor MIT, autor bardzo dobrze
odebranej i prekursorskiej zarazem książki Origins: the Lives and Worlds of Modern Cosmologists,
która ukazała się nakładem Harvard University Press. Kluczowy jej fragment brzmi: Odniesienia do
Boga lub boskiego zamysłu pojawiały się w literaturze naukowej aż do późnych lat dziewiętnastego
wieku. Wydaje się prawdopodobnym, że brak od tamtego czasu religijnych odniesień i odwołań w
literaturze naukowej jest wynikiem raczej zmian w społecznej i zawodowej konwencji wśród naukowców, niż rezultatem zmian w ich przekonaniach religijnych. W rzeczywistości, na przekór popularnemu mitowi, naukowcy wydają się mieć ten sam zakres postaw wobec kwestii religijnych co
reszta społeczeństwa.
Ktoś mógłby uważać powyższe stwierdzenie za anegdotyczne. Wielu Amerykanów woli statystyki
od anegdot. Pozwólcie mi zatem zaprezentować rezultaty sondażu wśród członków stowarzyszenia
pracowników nauki Sigma Xi. Badaniami objęto 3300 naukowców, tak więc wnioski z sondażu
obarczone są jedynie małym błędem statystycznym. Opis tego badania podsumowano w Chemical
and Engineering News z 7 listopada 1988 roku następującymi słowami: Jeśli chodzi o kwestie wiary, naukowcy są zakotwiczeni w głównym nurcie społeczeństwa amerykańskiego. Połowa naukowców biorących udział w sondażu uczestniczy regularnie w praktykach religijnych. Przyglądając się
bardziej szczegółowo tym badaniom, można zauważyć, że około 41% naukowców posiadających
stopień doktora uczęszcza do kościoła w każdą niedzielę, podczas gdy ogólnie w amerykańskim
społeczeństwie wartość ta wynosi 42%. Nowszy, chociaż o węższym zasięgu sondaż (The Scientist,
19 maja 2003) pokazuje, że 52% biologów uważa się za chrześcijan. Wydaje się zatem, że wszelkie
powody przyjmowania religijnych postaw nie mają wiele wspólnego z posiadaniem tytułów naukowych.
4
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
Przyjrzyjmy się nieco dokładniej wypowiedzi Michaela Polanyi (1891-1976), profesora chemii, a
później również filozofii w Manchester University. Jego syn John Polanyi uzyskał nagrodę Nobla w
1986 roku. Wydaje mi się, że kiedy naukowe osiągnięcia Johna – a były naprawdę wspaniałe – zostaną w większości zapomniane, wpływ pracy jego ojca będzie trwał.
Michael Polanyi był chemikiem fizycznym w Manchester University. Mniej więcej w połowie swej
kariery zawodowej zainteresował się filozofią, szczególnie filozofią nauk ścisłych. Był równie znakomity w filozofii jak i w poprzedniej specjalizacji. Jego książki, z których najbardziej znaną jest
Personal Knowledge, są bardzo wartościowe, choć niełatwe w czytaniu. Michael miał pochodzenie
żydowskie i wychowywany był w Budapeszcie. Wtedy, gdy dokonywał się zwrot jego naukowych
zainteresowań od chemii ku filozofii, przyłączył się do Kościoła katolickiego.
Oto jedna z jego typowych wypowiedzi: Jeszcze raz przebadam teraz założenia leżące u podstaw
naszych zapatrywań naukowych i spróbuję pokazać, że sięgają one dalej niż się zwykle sądzi. Okaże
się, że rozciągają się na całą duchową formację człowieka, sięgając do samych korzeni jego społecznego istnienia. Dlatego nalegałbym, aby nasze zapatrywania naukowe były uznawane za przejaw znacznie szerszych przekonań.
Czytając dalej, dojdziesz zapewne do takich samych konkluzji jak moje. Polanyi wskazuje, że w
laboratorium zawsze jest osoba obserwatora. To on – lub ona – zawsze wyciąga wnioski. Nigdy nie
jest neutralny. Każdy naukowiec do swoich badań wprowadza swoje uprzednie założenia. Przykładowo – naukowiec nigdy nie poddaje w wątpliwość zasadności metody naukowej. To przekonanie
naukowca wyrosło historycznie z chrześcijańskiego poglądu, iż to Bóg Ojciec stworzył doskonale
uporządkowany wszechświat. Lecz teraz muszę dostarczyć konkretnych dowodów dla tego ostatniego wniosku.
Dlaczego naukowiec miałby stać się chrześcijaninem?
Zadam to samo pytanie jeszcze kilka razy w tym opracowaniu. Laureat nagrody Nobla z fizyki Eugene Wigner (1902-1995) zauważył kiedyś „nierozsądną skuteczność matematyki” i stwierdził, że
cud przydatności języka matematyki w formułowaniu praw fizyki jest wspaniałym darem, którego
ani nie rozumiemy, ani na niego nie zasługujemy. Co ciekawe, Wigner (podobnie jak Polanyi) miał
pochodzenie żydowskie, ale później został nominalnym chrześcijaninem – w przypadku Wignera
wyznania protestanckiego. Nie wprost Wigner czyni aluzję, iż możliwość zrozumienia wszechświata wskazuje na istnienie suwerennego Boga – Stwórcy. Tak więc matematyczna fizyka może być
odpowiedzią na pytanie postawione w tym rozdziale. Prawa natury mają taką postać, jakby zostały
wybrane przez mądrego Stwórcę jako zasady najprostsze i najbardziej eleganckie z możliwych.
Przekonanie o zrozumiałości natury silnie sugeruje istnienie kosmicznego umysłu, który potrafi
konstruować naturę według racjonalnych zasad. Dr Keith Ward, jeden z profesorów oksfordzkiego
uniwersytetu, dobrze to ujął w kwietniu 1999 roku: A zatem odwołanie się do ogólnej zrozumiałości
natury, jej ukształtowanie według matematycznych zasad, które mogą być pojęte przez ludzki umysł,
5
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
sugeruje istnienie twórczego umysłu, umysłu o nieogarnionej mądrości i mocy. Nauka zapewne nie
zaczęłaby się rozwijać, gdyby uważano, że wszechświat jest chaosem przypadkowych zdarzeń, albo
gdyby wierzono w istnienie konkurujących ze sobą bogów lub w boga nietroszczącego się o elegancję czy racjonalną strukturę. Jeśli ktoś miałby takie przekonania, nie oczekiwałby odkrycia ogólnych racjonalnych praw, więc prawdopodobnie nie poszukiwałby ich. Nie jest więc zapewne przypadkiem, że współczesna nauka tak naprawdę rozpoczęła się od jasnego uświadomienia sobie, że
Bóg chrześcijaństwa jest racjonalnym Stwórcą, a nie przypadkowym osobowym bytem.
Muszę tu zaznaczyć, że nie tylko sympatycy chrześcijaństwa uznają niezwykłość tego, że możemy
rozumieć budowę wszechświata. Na przykład Sheldon Glashow (w 1979 roku otrzymał nagrodę
Nobla z fizyki) stwierdził w 1990 roku: Wielu naukowców jest głęboko religijnymi w taki czy inny
sposób, ale wszyscy mają pewną dość szczególną wiarę – wiarę w podstawową prostotę natury;
przekonanie, że natura jest – mimo wszystko – zrozumiała i że powinniśmy dążyć do pojęcia jej zasad na tyle, na ile możemy. Jednak bez wiary w suwerennego Boga wszechświata można rzutować
takie ogólne obserwacje w wątpliwych kierunkach. Na przykład Glashow kontynuuje: Lecz ta wiara w prostotę, w to, że istnieją proste zasady – kilka elementarnych cząstek, kilka zasad kwantowych dla wyjaśnienia struktury świata – jest zupełnie irracjonalna i całkowicie nieuzasadniona.
Nauka rozwinęła się w środowisku chrześcijańskim
Lubię zaczynać od oburzającego stwierdzenia, które zawsze wywołuje reakcję. Jest to stwierdzenie
autorstwa brytyjskiego naukowca Roberta Clarka i przynajmniej zmusi cię ono do pomyślenia.
Clark w książce Christian Belief and Science napisał: Jakkolwiek możemy interpretować ten fakt,
rozwój nauki miał miejsce tylko w kulturze chrześcijańskiej. Ludzie w czasach antycznych mieli mózgi równie dobre jak nasze. We wszystkich cywilizacjach – w Mezopotamii, Egipcie, Grecji. Indiach, Rzymie, Persji, Chinach itd. nauka rozwijała się do pewnego momentu i potem stawała w
miejscu. Można łatwo spekulować, że być może mogłaby rozwinąć się pod nieobecność chrześcijaństwa, ale w rzeczywistości nigdy się to nie stało. I nic dziwnego. Bowiem niechrześcijański świat
wierzył, że w nauce jest coś etycznie niewłaściwego. W starożytnej Grecji to przekonanie znalazło
wyraz w legendzie o Prometeuszu, który przyniósł ogień i był prototypem uczonego, kradnącego
ogień z nieba i wywołującego tym gniew bogów.
Wolałbym, by dr Clark użył w pierwszym zdaniu powyższego cytatu wyrażenia „ciągły rozwój
nauki”. Myślę, że poszedł w swych wnioskach trochę za daleko, ale jego słowa na pewno dają materiał do przemyślenia.
Argumentacji Clarka często zarzuca się, że nauka poczyniła znaczący postęp w okresie średniowiecza na Bliskim Wschodzie w krajach islamskich. Jest to oczywiście prawdą, ale dlaczego ten wczesny wkład w naukę nie był „ciągły”? W swojej ważnej książce wydanej w 2002 roku profesor Bernard Lewis z Princeton University odniósł się do tego istotnego pytania. Książka Lewisa ma
znaczący tytuł What Went Wrong? The Clash between Islam and Modernity in the Middle East (Co
6
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
poszło nie tak? Starcie między islamem a nowoczesnością na Bliskim Wschodzie). Niemożność
rozwoju nauki w krajach islamskich dobrze widać na przykładzie wielkiego obserwatorium
zbudowanego w Galata w Stambule w 1577 roku. Miało ono wszelkie szanse zyskania podobnego
znaczenia jak duńskie obserwatorium Tycho Brahe (1546-1601), które zrewolucjonizowało
astronomię. W swojej książce Lewis opisuje całkowite jego zburzenie przez elitarny oddział wojsk
tureckich na rozkaz sułtana za zaleceniem głównego muftiego (islamskiego przywódcy) Stambułu.
Przez następne 300 lat w krajach islamskich nie istniało ani jedno nowoczesne obserwatorium
astronomiczne.
Zbadajmy ideę formułowaną przez takich naukowców jak Polanyi, Ward i Clark, tj. że współczesna
nauka wyrosła w środowisku chrześcijańskim. Uczono mnie w szkole, że metoda naukowa została
odkryta przez Francisa Bacona (1561-1626). Gdy przedstawiciele „wyższej krytyki” zajęli się
historią nauki, niektórzy z nich zaczęli twierdzić, że Bacon ukradł pojęcie metody naukowej od
wielu poprzedników i tylko je spopularyzował. Pozostawmy ten spór historykom nauki. Jedną z
najczęściej cytowanych myśli Bacona jest manifest zwany „dwoma księgami”. To określenie
Bacona wywarło wielki wpływ, było też tematem świetnego eseju autorstwa profesora Thomasa
Lessla. Francis Bacon napisał: Niech nikt nie myśli ani nie utrzymuje, że można szukać zbyt daleko
albo być zbyt wykształconym zarówno w księdze Bożych słów, jak też księdze Bożych czynów. Bacon
mówi tutaj o Biblii jako księdze Bożych słów i o naturze jako księdze Bożych czynów. Zachęca do
uczenia się na tyle ile tylko jest możliwe z obydwu tych ksiąg. Tak więc u samego zarania
naukowej metody mamy stwierdzenie współgrania nauki oraz ksiąg Biblii hebrajskiej i Nowego
Testamentu. Ja sam odniosłem się osobiście do porady Bacona, przeczytawszy całość Biblii
wielokrotnie, odkąd zostałem chrześcijaninem w 1973 roku.
Jan Kepler (1571-1630) był znakomitym matematykiem, fizykiem i astronomem. Kepler
przedstawił koncepcję eliptycznych orbit planet i uważany jest za odkrywcę praw kierujących ich
ruchem. Był oddanym chrześcijaninem wyznania luterańskiego. Gdy zadano mu pytanie, dlaczego
poświęca się nauce, Kepler odpowiedział, że chciałby przez swoje badania naukowe mieć choć
próbkę zachwytu, jaki boski Stwórca odczuwał w swojej pracy i uczestniczyć w Jego radości.
Zdanie to było na wiele różnych sposobów ujmowane przez innych – „myśleć Bożymi myślami”,
„znać Boży umysł” itp. Ktoś mógłby na podstawie takiego pojedynczego zdania uznać błędnie
Keplera za deistę. Ale w innym miejscu doprecyzował swoje poglądy: Wierzę jedynie i wyłącznie w
służenie Jezusowi Chrystusowi. W Nim jest moje schronienie i wszelka pociecha.
Blaise Pascal (1623-1662) był wspaniałym naukowcem. Jest on ojcem rachunku
prawdopodobieństwa i analizy kombinatorycznej. Pokazał zasadniczy związek między mechaniką
płynów i mechaniką ciał stałych. Moim zdaniem jest on jedynym fizykiem, który miał bardzo
znaczący wkład w myśl chrześcijańską. Wiele jego myśli można znaleźć w małej książeczce
Pensées, której przeczytania wymagano ode mnie na drugim roku studiów na MIT. Wtedy jeszcze
starano się cywilizować nasze ścisłe umysły, ale parę lat później władze uczelni zdecydowały, że to
nie działa; tak więc obecni studenci MIT nie muszą wybierać tak wielu przedmiotów
humanistycznych.
Teologia Pascala koncentrowała się na osobie Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela i opierała się na
jego osobistych doświadczeniach . Stwierdził, że Bóg czyni ludzi świadomych swej wewnętrznej
niegodziwości (co Biblia nazywa grzechem) i Jego nieskończonej łaski, jednoczy się z ich
7
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
najgłębszą duszą, napełnia ją pokorą i radością, z ufnością i miłością, czyni ich niezdolnymi do
dążenia do jakiegokolwiek innego celu niż On sam. Jezus Chrystus jest kresem wszystkiego i
centrum, do którego wszystko zmierza.
Roberta Boyle (1627-1691) można nazwać pierwszym chemikiem. Sformułował on pierwszą
operacyjną definicję pierwiastka, okazując olbrzymią pomysłowość w przeprowadzaniu
eksperymentów potwierdzających hipotezę istnienia atomów. Wielu moich pierwszorocznych
studentów chemii pamięta prawo Boyle’a. Wracam do Berkeley na tydzień czy dwa prawie każdego
roku i często spotykam na uczelni moich dawnych studentów – chemików. Zazwyczaj pytają: Czy
pan nie jest czasem profesorem Schaeferem? A ja w odpowiedzi pytam ich: Co pamiętacie z
mojego wykładu chemii z pierwszego roku? Czasem odpowiadają: pV = nRT. W takich
przypadkach uznaję, że moje nauczanie odniosło fantastyczny sukces. Oczywiście wzór ten dotyczy
gazu doskonałego, a prawo Boyle’a jest jego istotną częścią. Robert Boyle był ciągle zajęty.
Napisał wiele książek i jedną z nich jest Some Considerations Touching the Style of the Holy
Scriptures (Rozważania odnoszące się do stylu Pisma świętego). Sam osobiście ufundował
coroczny wykład służący obronie chrześcijaństwa przed obojętnością i ateizmem. Był bliskim
przyjacielem Richarda Baxtera, jednego z wielkich teologów purytańskich. Był też prezesem
Stowarzyszenia Rozprzestrzeniania Ewangelii Jezusa Chrystusa w Nowej Anglii.
Chociaż nie zgadzam się z tą oceną, przeprowadzona ostatnio ankieta z pytaniem o najbardziej
zanaczącą osobę w historii przypisała ten tytuł Sir Isaacowi Newtonowi (1642-1727). Newton był
matematykiem, fizykiem, współodkrywcą – wraz z Liebnitzem – rachunku różniczkowego oraz
twórcą fizyki klasycznej. Był pierwszym z trzech największych fizyków teoretycznych. Jego
badania obejmowały też szereg innych dziedzin. Wkładał dużo pracy w badania chemiczne, ale nie
odniósł tu wielkich sukcesów. Więcej słów napisał na temat teologii niż nauki. Nadal wznawiane są
wydania jego książki o powrocie Jezusa Chrystusa – Observations on the Prohecy of Daniel and the
Revelation of St. John (Spostrzeżenia dotyczące proroctwa Daniela i Objawienia św. Jana). Jedną z
najczęściej cytowanych wypowiedzi Newtona jest: Ten najpiękniejszy układ słońca, planet i komet
może pochodzić jedynie z zamiaru i panowania Istoty rozumnej i potężnej. Ktoś mógłby
wywnioskować z tego stwierdzenia, że Newton był deistą (Deizm jest systemem naturalnej religii
uznającej istnienie Boga, ale negującej Boże objawienie). Jednak typowe wypowiedzi Newtona, jak
choćby ta, którą tu zacytuję, pokazuje że nie jest to prawdą: Biblia zawiera więcej potwierdzeń swej
prawdziwości, niż dowolna świecka historia.
Tak naprawdę bardziej uzasadniony jest wniosek, że Newton uznawał dosłowne rozumienie Pisma
świętego, niż że był deistą. Edward B. Davis (Science and Christian Belief, str. 103-117,
październik 1991) pisze, że Newtonowi nie wystarczyło, by jakaś prawda wiary została
wywnioskowana z Biblii: Musi być wyrażona dokładnie w postaci słów, za pomocą których została
przekazana przez Apostołów. Ludzie bowiem są skłonni do podziałów na skutek dedukcji. Wszelkie
dawne herezje mają źródło w dedukcjach. Prawdziwa wiara opiera się na tekstach biblijnych.
George Trevelyan, znamienity świecki historyk, podsumował dorobek przedstawionych przeze
mnie postaci tak (English Social History, 1942): Robert Boyle, Isaac Newton i wcześni członkowie
Royal Society, byli ludźmi religijnymi, którzy odrzucali sceptyczne doktryny Thomasa Hobbes’a.
Oswajali oni umysły rodaków z ideą praw wszechświata i naukowych metod badawczych jako
sposobów odkrywania prawdy. Wierzono, że te metody nigdy nie doprowadzą do żadnych konkluzji
8
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
sprzecznych z biblijną historią czy religią uznającą zjawiska nadprzyrodzone. Newton żył i umarł w
takiej wierze.
Po wieku osiemnastym
Moim ulubieńcem spośród tych legendarnych postaci i prawdopodobnie największym eksperymentalnym naukowcem wszech czasów jest Michał Faraday (1791-1867). Dwusetna rocznica urodzin
Faradaya była obchodzona w 1991 roku w Royal Institution, wielodyscyplinarnym naukowym laboratorium w Londynie, którego Faraday był dyrektorem. Pojawił się wtedy interesujący artykuł
mojego przyjaciela Sir Johna Meuriga Thomasa, który zauważył, że jeśli Faraday żyłby w okresie
przyznawania nagród Nobla, byłby wart ośmiu takich nagród. Faraday odkrył benzen i indukcję
elektromagnetyczną, wymyślił prądnicę oraz był głównym twórcą klasycznej teorii pola elektromagnetycznego.
Pozwólcie, że przeciwstawię sobie końcowe okresy życia Faradaya oraz Lwa Landau’a, które
wcześniej opisałem. Gdy Faraday leżał na łożu śmierci, odwiedził go życzliwy znajomy, zwracając
się do niego: Sir Michale, czy prowadzi pan teraz jakieś spekulacje naukowe?, próbując w ten sposób wnieść do smutnej sytuacji nieco pogody ducha. Oczywiście pasja towarzysząca pracy zawodowej Faradaya objawiała się czynieniem domysłów na tematy naukowe, z którymi zazwyczaj
wbiegał do laboratorium, aby jak najszybciej potwierdzić ich słuszność lub je obalić. W aktualnej
sytuacji słowa wypowiedziane przez przyjaciela były trafnie dobrane. Faraday przyjął to pytanie z
wielką powagą, odpowiadając: Człowieku, nie mam żadnych spekulacji! Mam tylko pewniki. I dziękuję Bogu, że nie opieram mojej umierającej głowy na domysłach, bo wiem, komu zaufałem i jestem
przekonany, że On jest w stanie dotrzymać tego, w czym Mu zawierzyłem w przygotowaniu na ten
dzień.
Kiedy po raz pierwszy cytowałem tę wypowiedź publicznie (prawie dwadzieścia lat temu), pewien
jasnooki, długowłosy młodzieniec w pierwszym rzędzie audytorium wykrzyknął: Już to kiedyś słyszałem i bardzo się cieszę, że to właśnie Michał Faraday wypowiedział te słowa jako pierwszy. Tak
łagodnie jak to tylko było możliwe poinformowałem go, że te słowa zostały najpierw napisane
przez św. Pawła około tysiąc osiemset lat wcześniej dla wyrażenia jego zaufania Jezusowi Chrystusowi. Michał Farady dobrze znał Nowy Testament!
Drugim z trójki największych fizyków teoretycznych wszystkich czasów z pewnością powinien być
James Clerk Maxwell (1831-1879). Trevor Williams (Biographical Dictionary of Scientists, 1982)
podsumował jego działalność w taki sposób: Maxwell posiadał wszelkie dary niezbędne do dokonywania przełomowych odkryć w fizyce teoretycznej: głębokie wyczucie fizycznej rzeczywistości,
niesłychane zdolności matematyczne, całkowitą nieobecność uprzednich założeń oraz kreatywną
wyobraźnię w najwyższym stopniu. Posiadał też dar znalezienia wyzwania odpowiedniego dla jego
geniuszu – matematycznej interpretacji pojęcia pola elektromagnetycznego Faradaya. Realizacja
przez Maxwella tego zamierzenia, uwieńczona powstaniem równań noszących jego nazwisko, stała
9
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
się jednym z największych osiągnięć ludzkiego intelektu”. Ci, którzy głęboko rozważali historię i
filozofię nauki (jak na przykład Michael Polanyi i Thomas Kuhn), nie zgodziliby się z jednym z
powyższych stwierdzeń. Jeśli Maxwella rzeczywiście cechowałaby „całkowita nieobecność
uprzednich założeń”, osiągnąłby jedynie całkowitą nieobecność nauki.
Chociaż równania Maxwella są rzeczywiście jednym z największych osiągnięć ludzkiego intelektu,
jako student drugiego roku MIT na wykładzie fizyki w roku akademickim 1963/64, przedstawiłbym
je prawdopodobnie w innym języku. Jednakże tuż przed pierwszym egzaminem z elektromagnetyzmu, jeden z moich uczelnianych kolegów wpadł na świetny pomysł. Ten przedsiębiorczy żartowniś zamówił 900 koszulek, na których dużą czcionką były wydrukowane słynne równania Maxwella. Wszyscy studenci z II roku przyszli na egzamin w tym niezwykłym stroju. Równania Maxwella
były wyraźnie widoczne z każdego miejsca w auli i w efekcie średnia ocen z naszego pierwszego
egzaminu z elektromagnetyzmu wyniosła 95% . Niestety, w odróżnieniu od nas, profesor był niezadowolony z naszego ubioru. Średnia ocen na drugim egzaminie u tego samego profesora spadła do
15% pomimo inspirujących koszulek. Stąd wniosek – nigdy nie zadzierajcie ze swoim profesorem!
23 czerwca 1864 roku James Clerk Maxwell napisał: Pomyślmy, co Bóg przeznaczył dla tych, którzy
zawierzą Jego sprawiedliwości i chcą otrzymać od Niego dar życia wiecznego w Jezusie Chrystusie.
Będą przemienieni na podobieństwo Jego Syna, a kiedy to się ostatecznie dokona i Bóg zobaczy, że
są podobni do wizerunku Chrystusa, to nie będzie już dla nich żadnego potępienia.
Maxwell i Karol Darwin byli sobie współcześni. Wielu zastanawiało się, co taki oddany chrześcijanin jak Maxwell myślał o teoriach Darwina. Kiedyś Maxwell został zaproszony na spotkanie dla
omówienia nowych wyników badań naukowych w odniesieniu do Biblii, na włoskiej Riwierze. Jeśli kiedyś byłeś w Cambridge w Anglii, to wiesz, że w zimie to miasto jest bardzo ponure. Gdybym
był wykładowcą tamtejszego uniwersytetu, to wykorzystałbym każdą okazję do wyjazdu na włoską
Riwierę o tej porze roku. Maxwell jednak nie przyjął zaproszenia, co w liście do gospodarzy tak
wyjaśnił: Tempo zmian naukowych hipotez jest naturalnie dużo wyższe niż tempo zmian w interpretacjach Biblii. Jeśli więc interpretacja biblijna opiera się na jakiejś hipotezie naukowej, pomaga to
utrzymywać się tej hipotezie jeszcze długo po tym, gdy już dawno powinna być pogrzebana i zapomniana.
To jest mądra uwaga. Przykładem na jej poparcie niech będzie teoria stanu stałego, spopularyzowana przez Freda Hoyle’a oraz parę innych osób. Przez kilka dziesięcioleci była ona jedną z dwóch
rywalizujących ze sobą teorii o pochodzeniu wszechświata. Ogólnie mówiąc, teoria stanu stałego
głosi, że to, co widzimy, istniało zawsze. Stała się trudniejsza do obrony od 1965 roku wraz z odkryciem przez Arno Penziasa i Roberta Wilsona mikrofalowego promieniowania tła. Dziś pozostaje
już tylko niewielu zwolenników teorii stanu stałego.
Niemniej jest zabawną rzeczą wrócić pamięcią do roku 1960, wczytać się w ówczesne biblijne komentarze do Księgi Rodzaju i zobaczyć, jak garstka naukowców starała się dowieść, że teoria stanu
stałego jest do pogodzenia z Księgą Rodzaju. Każda normalnie rozumująca osoba zauważy, że
Księga Rodzaju opisuje stworzenie świata z niczego (ex nihilo), a zatem potrzeba naprawdę olbrzymiej wyobraźni, żeby pogodzić początek w przestrzeni, czasie i historii ze zdyskredytowaną
obecnie teorią stanu stałego. Do drugiej połowy XXI wieku, jeśli planeta Ziemia będzie jeszcze
istnieć, teoria stanu stałego będzie już martwa i prawie całkowicie zapomniana. Wzmiankowane
10
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
wyżej komentarze biblijne do tej teorii prawdopodobnie nadal będzie można odszukać w bibliotekach, ale mało kto będzie w stanie odnaleźć w nich jakiś sens. Jest to doskonałym potwierdzeniem
słuszności opinii Jamesa Maxwella wygłoszonej ponad sto lat temu.
Jeden z moich ulubionych dowcipów rysunkowych autorstwa Sidneya Harrisa został zamieszczony
kilka lat temu w czasopiśmie The American Scientist. Przedstawiał on dwóch szacownych, zaawansowanych wiekiem naukowców gapiących się ze smutnym wyrazem twarzy na niewyraźnie napisane na tablicy równanie matematyczne. Jeden z nich wypowiada puentę: To, co jest najbardziej przygnębiające, to świadomość, że wszystko, w co obecnie wierzymy, za kilka lat zostanie obalone. Mam
nadzieję, że nie odnosi się to do badań moich studentów w dziedzinie chemii kwantowej. Myślę, że
do tego nie dojdzie, ale trzeba sobie zdawać sprawę, że w powyższym stwierdzeniu tkwi istotny
element prawdy, ponieważ badania naukowe podlegają ciągłej weryfikacji i zmienności. Jako naukowcy dochodzimy bowiem do odkryć, które zawsze są przedmiotem przynajmniej dalszych poprawek i udoskonaleń.
Oczywiście, nie wszyscy biografowie tych pionierów współczesnej fizyki wyrażali się pozytywnie
o ich chrześcijańskich przekonaniach. James Crowther, na przykład, w książce biograficznej o Faradayu i Maxwellu pisze: Religijne postawy Faradaya i Maxwella były mało wyszukanym, ale skutecznym sposobem unikania problemów natury towarzyskiej, które zakłócały lub burzyły jakość
pracy wielu z najbardziej utalentowanych, współczesnych im naukowców. Z kontekstu tej wypowiedzi wynika, że Crowther twierdzi, iż dlatego, że byli chrześcijanami, Maxwell i Faraday nie stali
się alkoholikami, uwodzicielami, czy karierowiczami, by wyliczyć tylko niektóre ze zniewalających
grzechów popełnianych przez całe rzesze uzdolnionych naukowców tamtej epoki.
Chciałbym tu zaaplikować nieco chemii organicznej, aby moi koledzy reprezentujący tę dziedzinę
zobaczyli, że im również poświęciłem trochę uwagi. William Henry Perkin (1838-1907) był prawdopodobnie pierwszym wielkim chemikiem syntetyczno-organicznym. Odkrył pierwszy barwnik
syntetyczny, znany jako fiolet Perkina lub fioletowa anilina. Przed tym odkryciem Perkina, stosowanie koloru fioletowego było niezwykle kosztowne i z reguły było na to stać głównie osoby pochodzące z królewskich rodów. W uznaniu jego zasług, jedno ze znaczących czasopism naukowych
zostało zatytułowane Perkin Transactions of the Royal Society of Chemistry. W 1873 roku, mając
35 lat, Perkin sprzedał swoją dochodową firmę i poświęcił się indywidualnym badaniom naukowym oraz działaniom misyjnym w ramach Kościoła chrześcijańskiego. Jedną z bardziej humorystycznych reakcji na książkę, którą teraz czytasz, była sugestia wypowiedziana przez jednego z moich czytelników, że pod tym właśnie względem naśladuję samego Henry’ego Perkina.
Perkin prowadził badania nad kwasami nienasyconymi jeszcze na trzy dni przed swoją śmiercią,
spowodowaną nagłą perforacją wyrostka robaczkowego i ciężkim zapaleniem płuc. W biografii
Perkina napisanej w 2001 roku przez Simona Garfielda znajdujemy następującą scenę. Znajdujący
się na łożu śmierci William Henry Perkin mówi: Dzieci są w szkole niedzielnej. Powiedz im, że je
kocham i żeby zawsze ufały Jezusowi. Następnie zaśpiewał pierwszy werset pieśni Gdy patrzę na
ten niezwykły krzyż. Kiedy doszedł do ostatniej linijki mówiącej: I wylewam pogardę na całą swą
dumę, dodał: Duma? Kto może mieć powód do dumy?
W każdym numerze najbardziej prestiżowego periodyku z mojej dziedziny nauki Journal of Chemical Physics można znaleźć nazwisko George’a Stokesa (1819-1903). W ostatnich latach przedmio-
11
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
tem wielu naukowych dociekań jest pewien rodzaj spektroskopii zwany CARS (Coherent AntiStokes Raman Spectroscopy). Stokes był jednym z najważniejszych pionierów spektroskopii, fluorescencji i badań nad cieczami. Przez ponad pięćdziesiąt lat zajmował jedno z najbardziej znamienitych stanowisk w świecie nauki – katedrę profesora matematyki na uniwersytecie Cambridge
zwaną „Lucasian Professorship”. To samo stanowisko należało wcześniej do Isaaca Newtona, a
obecnie zajmowane jest przez Stephena Hawkinga. Stokes był też prezesem Królewskiego Towarzystwa Londyńskiego (Royal Society of London).
Stokes publikował prace z różnych dziedzin wykraczających poza chemię i fizykę. Odnosząc się w
1891 roku do kwestii cudów, w książce Natural Theology Stokes napisał: Jeśli uzna się istnienie
Boga, Boga osobowego, to natychmiast pojawia się możliwość występowania cudów. Skoro prawa
natury obowiązują zgodnie z Jego wolą, to Ten, który zechciał je wprowadzić, może też zechcieć ich
działanie zawiesić. Ale jeśli mamy trudności z akceptacją możliwości ich zawieszenia, to przecież
nie jesteśmy zobligowani zakładać, że to zawieszenie nastąpiło.
William Thomson (1824-1907), znany też jako Lord Kelvin, był uznanym czołowym fizykiem i
najlepszym wykładowcą nauk przyrodniczych swoich czasów. Jego wczesne opracowania dotyczące elektromagnetyzmu oraz ciepła dostarczają trwałych dowodów jego naukowego geniuszu. Był
chrześcijaninem z silną wiarą w Boga i Biblię. W swoim przemówieniu w University College w
1903 roku powiedział: Nie obawiajcie się niezależnie myśleć. Jeśli będziecie myśleć dostatecznie
mocno, to nauka zmusi was do uwierzenia w Boga.
W 1897 roku J.J. Thomson (1856-1940) zidentyfikował i opisał elektron, jedno z najbardziej doniosłych odkryć w całej historii nauki. Thomson przez wiele lat zajmował stanowisko profesora fizyki
– ścislej mówiąc, stanowisko Cavendish Professor of Physics na uniwersytecie w Cambridge. Ciekawe, że stara pracownia o nazwie Cavendish Laboratory nadal znajduje się w pięknym miasteczku
akademickim tej uczelni. Tak wiele niezwykłych odkryć naukowych miało miejsce w tym laboratorium, że miejsce to praktycznie stało się muzeum nauki. W sumie około tuzin nagród Nobla było
wynikiem badań przeprowadzonych w tymże laboratorium. Kiedy zostało ono otwarte przez Jamesa
Clerka Maxwella w 1874 roku, nad frontowymi drzwiami zlecił on wyrzeźbienie fragmentu Psalmu
111 napisanego po łacinie. Około dziesięć lat temu moja córka Charlotte, która ukończyła filologię
klasyczną w Stanford University, przetłumaczyła dla mnie te wersety. Wkrótce potem wyszliśmy na
przechadzkę w okolicach tego miejsca, gdzie w 1973 roku uroczyście otwarto nowe, lśniące laboratorium. Nad jego wejściem został umieszczony ten sam napis co poprzednio, jednak tym razem po
angielsku. Brzmiał on: Wielkie są dzieła Pańskie, mogą ich doświadczyć wszyscy, którzy je miłują
(Ps. 111, 2).
W czasopiśmie Nature (gdzie ja również publikuję swoje artykuły) profesor J.J. Thomson napisał:
W oddali wznoszą się jeszcze wyższe naukowe szczyty, które odkryją przed swoimi zdobywcami
jeszcze szersze perspektywy i pogłębią odczucie, którego prawda jest podkreślana przez każde odkrycie naukowe, że „wielkie są dzieła Pańskie” (Nature, tom 81, strona 257, rocznik 1909). Dla
wybitnego J.J. Thomsona przewodnią myślą w nauce było to, iż dzieła Pana są wspaniałe.
Ci, którzy znają moją pracę naukową, nie będą zaskoczeni, gdy wspomnę o przynajmniej jednym
chemiku teoretycznym. Tak naprawdę wspomnę tu trzech spośród nich. Charles Coulson (19101974) był jednym z trzech głównych twórców molekularnej teorii orbitalnej. Miałem przywilej spo-
12
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
tkać pana Coulsona tylko raz, w czasie obrad Kanadyjskiej Konferencji Chemii Teoretycznej w
Vancouver w roku 1971. Prawdopodobnie otrzymałby nagrodę Nobla, ale nie przeszedł przez
pierwszy nieformalny test odnoszący się do wieku kandydata. Mianowicie, tym pierwszym nieformalnym warunkiem zdobycia nagrody Nobla w dziedzinie chemii jest wiek co najmniej 65 lat. Jest
to zarazem wspaniała wymówka dla tych z nas, którzy nie mieli okazji pojechać do Sztokholmu i
zarazem brakuje im jeszcze paru lat do tego wieku. Drugim i znacznie bardziej wymagającym warunkiem jest dokonanie czegoś bardzo odkrywczego w wieku 30-40 lat. Coulson rzeczywiście osiągnął bardzo znaczące rezultaty naukowe, mając trzydzieści kilka lat, ale umierając w wieku 64 lat
wykluczył się sam z ubiegania się o tę nagrodę. Coulson, wieloletni profesor matematyki i chemii
teoretycznej na oksfordzkim uniwersytecie, był również diakonem Kościoła metodystycznego. Mój
przyjaciel Norman March, następca słynnego Coulsona na katedrze chemii teoretycznej w Oksfordzie, też był diakonem tego Kościoła. Niestety, po przejściu na emeryturę profesora Marcha kilka
lat temu, nie udało się znaleźć odpowiedniego diakona metodystycznego na tę katedrę. Z tego powodu uczelnia zadowoliła się powołaniem na to stanowisko anglikanina, profesora Marka Childe'a.
Charles Coulson był rzecznikiem chrześcijaństwa w środowisku akademickim i autorem pojęcia
God of the gaps (Bóg wypełniający nasze luki w wiedzy), szeroko obecnie stosowanego wśród filozofów. W wydanych po śmierci Coulsona biograficznych pamiętnikach londyńskiego Royal Society (1974), czytamy jego własny opis nawrócenia się na wiarę w Jezusa Chrystusa w 1930 roku, jako
20-letniego studenta uniwersytetu w Cambridge: Było nas wtedy jakieś dziesięć osób, razem szukaliśmy Boga i razem Go znaleźliśmy. Wtedy po raz pierwszy w życiu dowiedziałem się, że Bóg jest
moim przyjacielem. Stał się On dla mnie kimś rzeczywistym, absolutnie realnym. Znałem Go i mogłem z Nim rozmawiać w osobisty sposób, który wcześniej nie wydał mi się nawet możliwy do wyobrażenia. Moje modlitwy były najwspanialszymi momentami w ciągu dnia. Życie miało swój cel i
ten cel wszystkiemu nadawał określony koloryt.
To, co opisał Coulson, jest bardzo podobne do mojego doświadczenia, 43 lata później, gdy byłem
młodym profesorem w Berkeley. Zapewne przykułbym uwagę czytelnika stwierdzeniem, że w
pewnym momencie przez niebo przebiegła błyskawica, doszedł do mnie słyszalny Boży głos i odtąd jestem chrześcijaninem. Nic takiego się jednak nie stało. Spotkanie apostoła Pawła z Jezusem na
drodze do Damaszku było raczej wyjątkiem niż regułą. Ale doświadczyłem i po 30 latach nadal
doświadczam tej samej relacji z Bogiem, jaką opisał Coulson. Moje życie ma cel w Jezusie Chrystusie i cel ten nadaje wszystkiemu stosowną barwę.
Pytanie „dlaczego”?
Zanim zajmiemy się wyłącznie współczesnymi naukowcami, zastanówmy się nad przyczynami
pewnej prawidłowości, którą daje się zauważyć w historii nauki. Mianowicie – dlaczego trwały
rozwój nauki dokonał się po raz pierwszy w środowisku chrześcijańskim? Moim zdaniem, najbardziej trafne odpowiedzi na to pytanie zostały ostatnio (w roku 2003) sformułowane przez mojego
13
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
kolegę chemika Wesley’a Allena z University of Georgia. Oto jego pięć (minimalnie zmodyfikowanych) odpowiedzi:
1. Jeśli założenia chrześcijaństwa są słuszne, to wszechświat jest realny, a nie iluzoryczny. Zatem
wszechświat jest wytworem Boga, którego charakter jest niezmienny, w odróżnieniu od pojęć
panteizmu, nierozłącznie związanych z nieufnością do zmysłowego poznawania rzeczywistości
w zmieniającym się świecie.
2. Jeśli założenia chrześcijaństwa są słuszne, to stworzony przez Boga wszechświat ma
wewnętrzną wartość i dlatego zasługuje na poznawanie. Ten wniosek wypiera pojęcie zeitgeist
(ducha czasu), traktujące naukę zaledwie jako intelektualną rozrywkę.
3. Jeśli założenia chrześcijaństwa są słuszne, to przyroda nie ma boskiej natury, a więc ludzkość
może badać ją bez obaw, że narazi się jakiemuś bóstwu. Ta świadomość była ważna we
wczesnych wiekach, zdominowanych przez zabobony związane ze środowiskiem naturalnym.
Uwielbienie i najwyższa cześć zarezerwowana jest dla Stwórcy, a nie dla stworzenia, czy
będących jego częścią ludzi.
4. Jeśli założenia chrześcijaństwa są prawdziwe, to człowiek ukształtowany na podobieństwo
Boga jest w stanie odkryć panujący we wszechświecie porządek poprzez racjonalną
interpretację. Oznacza to, że prawa przyrody mogą być odkrywane i poznawane. Bez takiego
przekonania nauka mogłaby się nigdy nie rozwinąć, ponieważ wydawałoby się to z zasady
niewykonalne.
5. Jeśli założenia chrześcijaństwa są prawdziwe, to forma, w jakiej natura się przejawia, nie ma
swego źródła w niej samej, ale raczej pochodzi z Bożego nakazu, zewnętrznego wobec natury.
Z tego względu tajniki świata powinny być odkrywane raczej poprzez obserwacje niż przez
tylko umysłowe dociekania, gdyż Bóg miał i ma prawo stwarzać wszystko według swojego
uznania. W ten sposób nauka została uwolniona z racjonalizmu Arystotelesa, zgodnie z którym
Stwórca poddany był dyktatowi ludzkiego rozumowania. Taki gnostycyzm, przemieniający
spekulacje w dogmaty, podważał otwartość nauki. Oczywiście chrześcijaństwo utrzymuje, że
Bóg jest doskonale racjonalną istotą, niemogącą działać w niezgodzie ze swoim charakterem.
Jednak ta zasada nakłada tylko częściowe ograniczenia na kreatywną aktywność Boga i nauka
musi mieć wolność w odkrywaniu jej pełnej różnorodności.
Współcześni naukowcy
Robert Griffiths (1937-), członek Narodowej Akademii Nauk, jest „Otto Sternem” profesorem fizyki na uniwersytecie Carnegie-Mellon. W 1984 roku zdobył jedną z najbardziej pożądanych nagród
Amerykańskiego Towarzystwa Fizycznego za swe dokonania z mechaniki statystycznej oraz termodynamiki. Czasopismo Physics Today podało, że Griffiths jest ewangelicznym chrześcijaninem,
który jako teolog – amator współuczestniczy w prowadzeniu wykładu o relacjach chrześcijaństwa i
14
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
nauki na swej macierzystej uczelni. Informacja ta była dla mnie szczególnie intrygująca, zważywszy, że przez ostatnie 5 lat prowadzę na pierwszym roku studiów w University of Georgia wykład
na ten sam temat. W kwietniowym numerze 1987 roku czasopisma Christianity Today profesor
Griffiths poczynił następujące ciekawe spostrzeżenie: Jeśli potrzebuję ateisty do debaty, idę na wydział filozofii. Z wydziału fizyki nie miałbym wielkiego pożytku.
W Berkeley, gdzie przez 18 lat byłem profesorem, mieliśmy 50 profesorów chemików. Jednak
przez wiele lat tylko jeden z nich, Robert Harris, potrafił się publicznie utożsamiać z ateizmem. Był
moim dobrym kolegą i jeszcze teraz, gdy odwiedzam to miejsce, zazwyczaj na tydzień w ciągu lata,
rozmawiam z nim o sprawach duchowych. Po jednej z takich dyskusji, jakieś dwadzieścia lat temu,
Bob powiedział mi, że mógłby przemyśleć jeszcze raz swoje poglądy i stać się agnostykiem. Pomyślałem sobie wtedy: dobrze, Bob – jeden krok na raz. Przyszedł jednak do mnie po tygodniu, ponownie jako silnie zdeklarowany ateista. Nowszym nabytkiem w gronie profesorów chemii w Berkeley został Richard Saykally, również głoszący otwarcie ateizm. Rich jest również moim bliskim
przyjacielem, obalając tym samym mit, że niezgodności w sprawach ostatecznych muszą prowadzić
do osobistych animozji.
Przez wiele lat Richard Bube (1927-) był dyrektorem Wydziału Materiałoznawstwa w Stanford
University. Co najmniej 56 studentów otrzymało tytuły doktorskie pod jego kierunkiem. Bube prowadził pionierskie badania z dziedziny fizyki ciał stałych dotyczące półprzewodników, fotoelektronicznych właściwości materiałów, urządzeń fotowoltycznych (ogniw słonecznych) oraz materiałów
amorficznych. Potwierdził przedstawione wcześniej stwierdzenie Griffithsa, mówiąc: Istnieje proporcjonalnie tylu kierowców ciężarówek o przekonaniach ateistycznych, co i naukowców – ateistów. Richard Bube od dawna jest rzecznikiem ewangelicznego chrześcijaństwa w kręgach akademickich i od wielu lat redaktorem czasopisma Perspectives on Science and the Christian Faith,
wydawanego przez American Scientific Affiliation, którego ja jestem członkiem. Bube prowadzi
też w Stanford wykład dla studentów drugiego roku studiów licencjackich pod tytułem Tematyka
nauki i chrześcijaństwa.
Innym członkiem amerykańskiej Narodowej Akademii Nauk jest John Suppe, znany profesor geologii w Princeton University. Jest wybitnym znawcą zagadnień z dziedziny płyt tektonicznych oraz
deformacji skorupy ziemskiej. Nie zdając sobie zbytnio sprawy ze swych własnych potrzeb duchowych, zaczął uczęszczać na nabożeństwa w kaplicy uniwersyteckiej, a później czytać Biblię oraz
chrześcijańskie książki. W końcu poświęcił swoje życie Chrystusowi. Swojej pierwszej realnej społeczności z chrześcijanami doświadczył o dziwo na Tajwanie, gdzie przebywał, otrzymawszy prestiżowe stypendium Guggenheima. Osobiście znam tę grupę chrześcijan, ponieważ miałem swego
czasu wykład dla chrześcijańskiego forum pracowników naukowych National Taiwan University w
Taipei.
Suppe poczynił kilka interesujących komentarzy dotyczących kontrowersji związanych z teorią
ewolucji: Niektórzy niezwiązani z nauką chrześcijanie, kiedy spotykają naukowca, czują się zobligowani do przeprowadzenia debaty na temat ewolucji. Nie jest to jednak najlepszy pomysł. Jeśli
znacie naukowców i problemy obecne w ich życiu, takie jak pycha, egocentryczne aspiracje czy zawiść, to wiedzcie, że o nich właśnie nauczał Jezus i przyszedł na ziemię, by im zaradzić (poprzez
śmierć na krzyżu). Świat nauki jest pełen ludzi o silnych ego, które wchodzą ze sobą we wzajemne
konflikty… Ewangelia jest taka sama dla naukowców, jak dla wszystkich innych. Ewolucja to w
15
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
zasadzie temat zastępczy dla skierowania rozmowy na inny tor. Jeśli naukowcy szukają sensu w
swoim życiu, to nie znajdą go w ewolucji.
Moim typem na wybitnego naukowca eksperymentatora dwudziestego wieku jest Charles Townes
(1915-), który w 1964 roku otrzymał nagrodę Nobla z dziedziny fizyki za odkrycie lasera. Muszę
się przyznać do pewnej słabości – profesor Townes jest dla mnie jedynym wiarygodnym kandydatem do tytułu naukowca stulecia, którego znam osobiście. Jednak odkrycie lasera z pewnością znacząco wpłynęło na życie każdego, kto czyta tę książkę. Doktor Townes prawie że otrzymał kolejną
nagrodę Nobla za swoje obserwacje pierwszej cząsteczki interstelarnej. Badania nad tymi molekułami stały się następnie ważną częścią astrofizyki, wpływając również na moją pracę naukową.
Charles Townes był rektorem na MIT, kiedy byłem studentem, a później współpracownikiem (choć
na wydziale fizyki) przez osiemnaście lat mojej pracy wykładowcy na Berkeley.
Na Berkeley każdy ustny egzamin w ramach obrony pracy doktorskiej wymaga obecności czterech
nauczycieli z wydziału kandydata oraz piątego członka komisji z innego wydziału. W przypadku
fizyki chemicznej, której naucza się na Berkeley na wydziale chemii, ów „zewnętrzny” członek
komisji to z reguły jakiś profesor z wydziału fizyki. Jest to sporym utrudnieniem dla niektórych
wykładowców fizyki, bo tylko niewielu z nich zna się biegle na chemii i może wchodzić w skład
takiej komisji, a musi się ona zbierać około trzydziestu razy w roku. Z tego względu nie było niczym niezwykłym, że ci wykładowcy fizyki zawsze znajdowali jakieś oryginalne wymówki, aby
nie brać udziału w tych ciężkich dwugodzinnych próbach. Jednak Charlie Townes do takich nie
należał. Zawsze z entuzjazmem służył w tym względzie wydziałowi chemii, mimo że miał mnóstwo obowiązków w Waszyngtonie. Pytania, jakie kierował wtedy do doktorantów, były rozważne i
tak skonstruowane, aby dać trzęsącym się ze strachu studentom jak największe szanse.
Doktor Townes napisał swą autobiografię zatytułowaną Making waves (Wzbudzanie fal), której
tytuł stanowi aluzję do podobnego do fal zjawiska, opisującego w pewnym uproszczeniu pojęcie
światła laserowego. Książka ta została wydana przez American Institute of Physics w 1995 roku i
polecam jej lekturę. Townes nawiązuje w niej między innymi do swojego zaangażowania w kościele, a potem pisze: Mógłbyś mi zadać pytanie „Pokaż mi, gdzież to Bóg ingeruje w nasz świat?” Być
może moja odpowiedź coś by ci wyjaśniła, ale dla mnie takie pytanie jest raczej pozbawione sensu.
Jeśli w ogóle wierzysz w Boga, to nie można mówić o jakimś szczególnym „gdzie”. On zawsze tu
jest, bo znajduje się przecież wszędzie. Dla mnie Bóg, choć wszechobecny, jest osobą i potężnym
źródłem siły. On wielce odmienił moje życie.
Arthur Schawlow (1921-2000) zdobył nagrodę Nobla z dziedziny fizyki w 1981 roku za swoje odkrycia z zakresu spektroskopii laserowej. Przez wiele lat, aż do swojej śmierci, był profesorem na
uniwersytecie Stanford i postacią niezwykle cenioną i lubianą w społeczności fizyków. Nigdy nie
wahał się deklarować jako chrześcijanin wyznania protestanckiego. Kiedyś wypowiedział słowa,
które mogą pochodzić tylko z ust naukowca: Mamy szczęście, że mamy Biblię, a zwłaszcza Nowy
Testament, który mówi tak wiele o Bogu w tak przystępny sposób. Wiem, że Artur Schawlow był
przekonany, iż jego eksperymentalne studia nad spektroskopią molekularną wskazują na działanie
Bożej mocy stwórczej. Schawlow dopatrywał się kontrastu między nowotestamentowymi relacjami
z życia Jezusa, a swoimi badaniami – te ostatnie, według niego, nie dostarczały informacji o Bogu
w „sposób przystępny”.
16
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
John Polkinghorne (1930-) był profesorem na katedrze fizyki matematycznej na uniwersytecie
Cambridge od 1968 do 1979 roku. Jest to druga katedra fizyki teoretycznej, inna od tej zajmowanej
przez Stephena Hawkinga. W 1979 roku Polkinghorne uczynił nagły zwrot w swej karierze zawodowej – najpierw poszedł na studia teologiczne, a następnie został anglikańskim pastorem. W roku
1986 powrócił do Cambridge – najpierw jako dziekan Trinity Hall, a później jako rektor Queen’s
College. John Polkinghorne bez ogródek lubi mówić na tematy duchowe: Traktuję Boga bardzo
poważnie. Jestem chrześcijaninem i wierzę, że Bóg istnieje i dał się poznać poprzez Jezusa Chrystusa.
Chciałbym teraz odnieść się do zagadnień ze świata biologii. Największy żyjący kosmolog to Allan
Sandage (1926-), astronom z Carnegie Institution w Pasadenie w Kalifornii. New York Times nazwał go kiedyś „starym wygą kosmologii”. Było to tuż po tym, kiedy w 1991 roku otrzymał prestiżową nagrodę Crafoord Prize nadawaną przez Szwedzką Królewską Akademię Nauk. Nagroda ta
wręczana jest co sześć lat kosmologom i szwedzka akademia traktuje ją jako ekwiwalent nagrody
Nobla. Allan Sandage poświęcił swe życie Jezusowi mając pięćdziesiąt lat. W przytaczanej już
książce Alana Lichtmana czytamy, że zadano mu często powtarzające się pytanie: Czy można być
naukowcem i zarazem chrześcijaninem? Jego pozytywna odpowiedź była czymś oczekiwanym, ale
zwrócił on uwagę na zaskakujący aspekt. Sandage mianowicie odpowiedział następująco: Świat we
wszystkich swych częściach składowych i zależnościach jest zbyt skomplikowany, aby mógł być rezultatem wyłącznie przypadku. Jestem przekonany, że istnienie życia wraz z całym jego uporządkowaniem w każdym z gatunków jest na to po prostu zbyt dobrze zorganizowane.
Sandage dokonał najbardziej miarodajnej współczesnej oceny wieku wszechświata i obliczył go na
czternaście miliardów lat. Kiedy jednak ten świetny astrofizyk proszony jest o wyjaśnienie, jak
można być naukowcem i chrześcijaninem jednocześnie, wtedy odwołuje się nie do kosmologii, ale
biologii. Dlaczego naukowiec miałby się stać chrześcijaninem? Biologia odpowiada, że niezwykła
złożoność i ogromna zawartość informacji nawet w najprostszym z żyjących organizmów (najprostszym samoreplikujacym się systemie biochemicznym), wskazuje na Boga jako na suwerennego
stworzyciela.
Jak już wspomniałem, jednym z warunków uzyskania nagrody Nobla z dziedziny chemii jest osiągnięcie wieku sześćdziesięciu pięciu lat. Na przykład John Pople, poważny chrześcijanin metodysta, zdobył tę nagrodę za osiągnięcia z chemii kwantowej w wieku lat siedemdziesięciu trzech w
1988 roku. Otrzymał ją wspólnie z Walterem Kohnem, który miał wtedy lat siedemdziesiąt pięć.
Nobel z dziedziny fizyki jest jednak często wręczany naukowcom znacznie młodszym. William
Philips (1949-) otrzymał Nobla z fizyki, mając czterdzieści osiem lat, za opracowanie metod schładzania i wychwytywania atomów za pomocą światła laserowego. W dniu ogłoszenia nagród, 15
października 1997 roku, Philips brał udział w sympozjum na temat teleskopów wysokiej mocy w
Long Beach w Kalifornii. Na obowiązkowej konferencji prasowej William Philips wypowiedział
następujące słowa: Bóg dał nam niewiarygodnie fascynujący świat, abyśmy mogli w nim żyć i go
zgłębiać.
Philips śpiewa w chórze, który sam założył, w wielorasowym kościele Fairhaven United Methodist
Chuch w Gaithersburgu, w stanie Maryland. Jest w nim również nauczycielem szkoły niedzielnej i
prowadzi grupy studium Biblii. Jeśli zajrzałbyś do wzmianek prasowych z listopada 1997 roku, to
przeczytałbyś, że w sobotnie popołudnia William Philips wraz ze swoją żoną często jeżdżą do cen-
17
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
trum Waszyngtonu, aby zawieźć na zakupy, a później wziąć do siebie na obiad pewną starszą, niewidomą afroamerykankę.
Pozwól, że jeszcze raz zadam to istotne pytanie: dlaczego naukowiec miałby zostać chrześcijaninem? Trzecia część mojej odpowiedzi wskazywałaby na niezwykłe współgranie całego wszechświata. Chciałbym tu zacytować trzy osoby, których nie można posądzić o teistyczne skłonności.
Znany popularyzator nauki, Paul Davies mówi: Obecny sposób wzajemnego ułożenia i przejawiania
się materii wskazuje na świadomy i szczególny wybór warunków początkowych jej istnienia. Jeśli
więc ludzki język cokolwiek znaczy, to wiadomo, że świadomy i szczególny wybór musi być dokonany przez kogoś lub coś. Stephen Hawking rozwinął tę myśl: Gdyby rozważyć możliwe wartości
stałych fizycznych i prawa natury, jakie mogłyby zaistnieć, to szanse powstania wszechświata z takimi formami życia jak nasz, są znikome.
Zawsze chętnie cytowany Fred Hoyle dodaje: Zdroworozsądkowa interpretacja faktów sugeruje, że
jakaś wyższa inteligencja posłużyła się fizyką, chemią i biologią i że w przyrodzie nie istnieją żadne
godne wspomnienia ślepe siły. Uważam, że wszyscy ci trzej sceptycy, każdy na swój sposób, nieumyślnie wspierają stanowisko świętego Pawła sprzed dwóch tysięcy lat: Albowiem od stworzenia
świata niewidzialne Jego przymioty – wiekuista Jego potęga oraz bóstwo – stają się widzialne dla
umysłu przez Jego dzieła (List do Rzymian 1, 20).
Dwa często zadawane pytania
Przed postawieniem swoich końcowych wniosków, chciałbym odnieść się do dwóch ważnych pytań, które są mi często stawiane. Pierwsze z nich: Dlaczego mimo prezentowanych przez ciebie dowodów, tak wielu ludzi trwa w przekonaniu, że nie da się być jednocześnie naukowcem i chrześcijaninem? Choć jestem bardzo daleki od tropienia teorii spiskowych uważam, że takie ujęcie problemu
jest niewłaściwe. Znany brytyjski historyk nauki Collin Russell opisał na łamach czasopisma Science and Christian Belief z kwietnia 1989 roku doniosłą rolę, jaką w tej sprawie odegrał T.H. Huxley.
Chciałbym się tutaj raczej skupić na słynnej książce The History of the Warfare of Science with
Theology (Historia zmagań nauki z teologią), wydanej w 1896 roku. Oczywiście, biorąc pod uwagę
pochodzenie współczesnej nauki, taki tytuł brzmi dość zabawnie. Autorem tej polemiki był Andrew
Dickson White, pierwszy rektor uniwersytetu Cornell. Był to pierwszy północnoamerykański uniwersytet założony jako instytucja w pełni świecka. Najsłynniejszy fragment jego książki brzmi następująco: W swym „Komentarzu do księgi Rodzaju” Jan Kalwin potępił wszystkich, którzy twierdzili, że ziemia nie jest środkiem wszechświata. Rozstrzygnął kwestię poprzez odniesienie się do
pierwszego wersetu Psalmu 93 i zapytanie: „Kto odważy się postawić autorytet Kopernika ponad
autorytet Ducha Świętego?”
Jak widać, takie stwierdzenie nie stawia Kalwina w zbyt korzystnym świetle. Nie taka też była intencja Andrew Dicksona White’a. Prawda na ten temat została ostatnio opisana przez doktora Alistera McGratha, profesora teologii historycznej na uniwersytecie oksfordzkim. W swojej biografii
18
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
Kalwina z 1990 roku napisał: Ta teza (White’a) jest dosłownie powtarzana przez prawie każdego
pisarza piszącego na temat „religia a nauka”. Uczynił to również Bertrand Russell w swej History
of Western Philosophy (Historii filozofii Zachodu). Można jednak kategorycznie stwierdzić, że
Kalwin takich słów w swym komentarzu do księgi Rodzaju nie napisał, jak też podobnych opinii
nie wyraził w żadnej ze swoich znanych publikacji. Twierdzenie przypisywane Kalwinowi można
znaleźć, choć bez potwierdzenia jego autorstwa, w pismach dziewiętnastowiecznego anglikańskiego dziekana Canterbury, Fredericka Williama Farrara (1831-1903).
Uczciwą rzeczą byłoby zadanie sobie pytania, co Kalwin naprawdę myślał o heliocentrycznej teorii
układu słonecznego Mikołaja Kopernika. Uczciwa odpowiedź brzmiałaby, że tego nie wiemy. Kalwin nie znał przypuszczalnie dokonań Kopernika, gdyż nawet jego nazwisko było w tych czasach
we Francji i Szwajcarii mało znane. Jednak w swej przedmowie do francuskiego tłumaczenia Nowego Testamentu dokonanego przez jego przyjaciela Pierre Olivetana w 1534 roku, Kalwin napisał:
Sensem Pisma Świętego jest doprowadzenie nas do wiedzy o Jezusie Chrystusie. A poznawszy Go
(wraz ze wszystkim, co to za sobą pociąga), powinniśmy zatrzymać się i nie oczekiwać, że nauczymy
się czegoś więcej.
Drugim często zadawanym pytaniem po takiej lekturze jest: W porządku, ale co to zmienia w nauce? Usłyszawszy pierwszy raz to pytanie na uniwersytecie Stanford ponad piętnaście lat temu,
miałem dużo czasu na przygotowanie właściwej odpowiedzi. Muszę jednak wyznać, że nie jestem
w stanie ulepszyć słów historyka George’a Marsdena z jego książki Outrageous Idea of Christian
Scholarship (Oburzająca idea chrześcijańskiej wiedzy) z 1997 roku. Moja odpowiedź zmienia jego
tylko nieznacznie. Jeśli chodzi o naukę, wiara chrześcijańska wpływa na wiedzę przynajmniej na
cztery sposoby:
1. Chrześcijańska wiara naukowca może być czynnikiem motywującym go do wykonywania jego
pracy w jak najlepszy sposób. Nie oznacza to jednak, że naukowcy o przekonaniach
ateistycznych czy agnostycznych nie mogą mieć motywacji do pracy z taką samą rzetelnością.
Wszakże dla danego naukowca chrześcijaństwo może stanowić ważną pozytywną motywację.
2. Chrześcijańska wiara naukowca może mu pomóc znaleźć zastosowanie dla jego wiedzy. Może
on prowadzić badania począwszy na przykład od materiałoznawstwa, a kończąc na biologii
molekularnej z nadzieją, że przyczynią się one dla dobra innych ludzi. To, że niektórzy ateiści
również wykazują się altruizmem, nie neguje wkładu, jaki w działania służące innym mają
chrześcijanie.
3. Taka motywacja może pomóc w określeniu dziedziny, specjalności czy kwestii, na które
poszukuje w swych badaniach odpowiedzi. Na przykład muszę przyznać, że moje naukowe
zainteresowanie cząsteczkami interstelarnymi zostało zainspirowane powtarzającymi się
twierdzeniami, że ta dziedzina ostatecznie wyjaśni pochodzenie życia. Pytania o najwyższym,
ostatecznym znaczeniu zawsze były w centrum zainteresowania chrześcijan.
4. Kiedy naukowiec jest proszony o odniesienie się do szerszych aspektów swojej wiedzy, to jego
wiara może mieć duży wpływ na to, jak postrzega on uprawianą przez siebie dziedzinę, czy też
przyjmowane w niej założenia, w szerszym kontekście znaczeń. To właśnie jest celem tej
książki.
19
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
Uwagi końcowe
Mój wybór naukowców – chrześcijan jest zdecydowanie niepełny. Publikacja tego eseju z pewnością przysporzy mi korespondencji z wieloma nowymi z bliższych i dalszych zakątków świata. Jeśli
pojawi się wznowienie tego opracowania, to z radością będę się starał zamieścić w nim ten nowy
materiał. Proszę, przysyłajcie pocztówki i listy z tego typu informacjami. Powinienem teraz jeszcze
wspomnieć o kilku, o których nie napisałem. Jeśli chodzi o chemików, to profesor Andrew Bocarsly (Princeton University) oraz James Tour (Rice University) złożyli świadectwa wiary, które
poruszyły w szczególny sposób zarówno moje serce, jak i umysł. Obaj ci naukowcy urodzili się w
rodzinach żydowskich i zawierzyli swoje życie Chrystusowi jeszcze jako studenci. Bocarsly specjalizuje się w fotochemii nieorganicznej, a Tour, który początkowo uprawiał chemię syntetycznoorganiczną, zamienił ją następnie na materiałoznawstwo. Prace J. Toura nad fulerenami, nanorurkami i ogólnie z zakresu nanochemii z pewnością któregoś roku w grudniu wyruszą w podróż po
nagrodę Nobla do Sztokholmu, przypuszczalnie za około 10 lat.
To, że w dotychczasowej prezentacji skupiłem się na fizyce i chemii, wynika z tego, że sam jestem
fizyko-chemikem. Takie jest moje zawodowe życie. Podejrzewam, że podobnie liczne i dostojne
grono naukowców można by wskazać spośród biologów. Na przykład profesor biochemii David
Cole był niezłomnym przywódcą chrześcijańskiej organizacji wśród nauczycieli akademickich na
kampusie w Berkeley wtedy kiedy ja tam pracowałem. Z kolei Francis Collins jest jednym z najwybitniejszych biologów naszych czasów. Będąc profesorem w University of Michigan, Collins odkrył gen mukowiscydozy. Przez ostatnią dekadę Collins był dyrektorem odnoszącego coraz większe
sukcesy projektu National Institutes of Health Human Genome Project (Projekt Badania Genomu
Ludzkiego Narodowego Instytutu Zdrowia). Jest to największy z dotychczas realizowanych projektów naukowych w świecie.
Artykuł Collinsa pt. The Human Genome Project: Tool of Atheistic Reductionism or Embodiment of
the Christian Mandate to Heal? (Projekt genomu ludzkiego: narzędzie ateistycznego redukcjonizmu czy ucieleśnienie chrześcijańskiego mandatu na uzdrawianie?) pojawił się w 1999 roku w czasopiśmie Science and Christian Belief, tom 11, nr 2. Collins tak rozpoczyna swój artykuł: Pozwólcie, że zacznę od krótkiego opisu mojej drogi duchowej. Nie wywodzę się z domu o silnych chrześcijańskich tradycjach. W mojej rodzinie wiara nie była sprawą zbyt istotną. Posyłano mnie do kościoła, żebym uczył się śpiewać i grać na instrumentach muzycznych, ale zalecono mi unikać teologii.
Podchodząc do tych sugestii w sposób rzetelny, poszedłem na studia z bardzo mętnym wyobrażeniem o tym, czym jest zbawiająca wiara w Jezusa Chrystusa. Wszystkie promyki wiary, jakie mogłem w sobie jeszcze mieć, szybko zostały zniszczone przenikliwymi pytaniami moich kolegów z
akademika, którzy – tak jak wielu z nas w tym okresie życia – czerpali wielką przyjemność z niszczenia wszelkich pozostałości przesądów i zabobonów, za które uważali również wiarę w Boga. W
takim środowisku stałem się dość przykrym ateistą, z którym raczej nie miałbyś ochoty zjeść wspólnego lunchu. Ja również uważałem za część swojej życiowej misji pokazywanie innym, że wszystko
co ma jakiekolwiek znaczenie, może być poznane dzięki nauce i że wszystko inne jest nieistotne. Na
szczęście, dzięki postawie kilku niezwykle cierpliwych ludzi, którzy tolerowali wiele moich bezczelnych pytań, zostałem nakłoniony do czytania C.S. Lewisa, a następnie Biblii, co doprowadziło mnie
20
Henry Schaefer – Naukowcy i ich bogowie
do zrozumienia wielu kwestii, które przedtem całkowicie umknęły mej uwadze – i w konsekwencji
oddałem swoje życie Chrystusowi 20 lat temu.
Mam nadzieję że ten wykład dał tobie, czytelniku, posmak historii nauki. Ci z was, którzy studiowali lub studiują chemię, ewentualnie fizykę, z pewnością rozpoznają wiele wymienianych tu nazwisk wybitnych naukowców. W rzeczywistości moim zamiarem było zaprezentowanie krótkich
szkiców duchowego życia naukowców, których moi studenci w Berkeley dobrze znają. Jest już
wielowiekową tradycją trwającą do dnia dzisiejszego, że szerokie grono wybitnych naukowców
zawierza swe życie Chrystusowi. Osobiście odczuwam wielką radość, mogąc odgrywać swą
skromną rolę w tej wielowiekowej tradycji. I być może dostarczyłem wystarczających dowodów,
abyś już nigdy nie sądził, że trudno jest być naukowcem i jednocześnie autentycznym chrześcijaninem. Na koniec, idąc za przykładem profesora uniwersytetu w Oksfordzie Charlesa Coulsona, podobnie jak on podczas swoich publicznych wykładów na temat związków nauki z wiarą chrześcijańską, zachęcam cię do refleksji nad radą zawartą w Psalmie 34: Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry
jest Pan.
21

Podobne dokumenty