Naprawdę jesteśmy trzecią władzą

Transkrypt

Naprawdę jesteśmy trzecią władzą
Naprawdę
jesteśmy
trzecią władzą
Lech Gardocki
Wydawnictwo C. H. Beck
Naprawdę jesteśmy trzecią władzą
W sprzedaży:
R. Krajewski
LEKSYKON INSTYTUCJI WYMIARU
SPRAWIEDLIWOŚCI I OCHRONY PRAWA
E. Kundera, M. Maciejewski (red.)
LEKSYKON MYŚLICIELI POLITYCZNYCH
I PRAWNYCH, wyd. 2
J. Zajadło (red.)
LEKSYKON WSPÓŁCZESNEJ TEORII I FILOZOFII
PRAWA
K. Burczak, A. Dębiński, M. Jońca
ŁACIŃSKIE SENTENCJE I POWIEDZENIA PRAWNICZE
U. Kalina-Prasznic (red.)
ENCYKLOPEDIA PRAWA, wyd. 4
A. Ohanowicz, Z. Radwański (Wstęp), A. Gulczyński (oprac.)
ALFRED OHANOWICZ. WYBÓR PRAC
www.sklep.beck.pl
Naprawdę
jesteśmy
trzecią władzą
Lech Gardocki
Wydawnictwo C. H. Beck
Warszawa 2008
Redakcja: Ewa Biernacka, Iwona Duda
Projekt okładki: Robert Rogiński
© Wydawnictwo C. H. Beck 2008
Wydawnictwo C. H. Beck, Sp. z o.o.
ul. Gen. Zajączka 9, 01-518 Warszawa
Skład i łamanie: Jolanta Straszewska, Wydawnictwo C. H. Beck
Druk i oprawa: P.W.P. INTERDRUK, Warszawa
ISBN 978-83-7483-899-3
Spis treści
Od Autora ........................................................................................................................... VII
Co nieco o tym, co w tej książce i na jej kanwie ............................................................ IX
Rozdział I. O sądach i trybunałach ...............................................................................
1
Nie upodobnić się do przeciwnika ...........................................................................
1
Apolityczność sędziów ................................................................................................
4
Kamień milowy ............................................................................................................
7
Sędziowska etyka i obyczaje ......................................................................................
9
Okazało się, że toczy nas trąd ..................................................................................... 12
Między ochroną godności a wolnością wypowiedzi .............................................. 15
Jak powstaje zła opinia ............................................................................................... 18
Kogo tu badać? ............................................................................................................ 20
Szczególne obowiązki i ograniczenia ........................................................................ 23
Niebezpieczne pomysły polityków ............................................................................ 25
Słuszny protest może być skuteczniejszy .................................................................. 28
Zawody prawnicze pod kontrolą prokuratury ......................................................... 31
Pomysł szalony i obraźliwy ......................................................................................... 34
Rozdział II. O trzech, a nawet czterech władzach....................................................... 37
Diabeł tkwi w szczegółach ......................................................................................... 37
Czas zaprzeczyć tej plotce .......................................................................................... 40
Krytykę też można krytykować.................................................................................. 42
Trzy władze, a może nawet więcej ............................................................................ 46
Naprawdę jesteśmy trzecią władzą ........................................................................... 49
Jeszcze nikt nie wygrał ............................................................................................... 52
Arogancja czwartej władzy ........................................................................................ 56
V
Spis treści
Sądy i media – wzajemna kontrola ............................................................................
Między pierwszą a trzecią władzą ..............................................................................
Trzy władze wkraczają w swe kompetencje ..............................................................
Rozdział III. O legislacji, stosowaniu i wykładni prawa ............................................
Osoba publiczna musi mieć twardszą skórę ............................................................
Język prawa: proszę jaśniej .........................................................................................
Wynalazki i zapożyczenia ..........................................................................................
Do stanowienia praw mądrych nie wystarczy władza ...........................................
Niby po polsku, ale jakoś dziwnie .............................................................................
Martwe przepisy i fałszywe legendy prawne ...........................................................
Rekin wcale nie jest rekinem .....................................................................................
Jak łódka Bols opływała prawo .................................................................................
Kto ma interpretować prawo? ...................................................................................
Ratownik jest też kobietą ...........................................................................................
Na granicy karalności ..................................................................................................
Trudno pisać ustawy jasno, ale trzeba próbować.....................................................
Spory o profesora Makarewicza .................................................................................
Każdy miał swoją rację? ..............................................................................................
Rozdział IV. O zmianach w prawie karnym .................................................................
Zmiany naprawdę ważne ...........................................................................................
Uboczne koszty zaostrzenia przepisów ....................................................................
Między prawem a rzeczywistością ............................................................................
Potrzeba przeciwwagi .................................................................................................
Zachować umiar...........................................................................................................
Rozdział V. O polityce kryminalnej ..............................................................................
Sędzia nie może być automatem do orzekania .......................................................
Co powinno być przestępstwem ...............................................................................
Powracający temat ......................................................................................................
Kłopoty z dziećmi? .....................................................................................................
Teksas a pedoilia w Polsce ........................................................................................
Jak pisać o procesach? ................................................................................................
Czy każde przestępstwo dyskwaliikuje?...................................................................
Indeks nazwisk ..................................................................................................................
VI
58
61
64
67
67
70
73
76
79
82
85
87
89
92
94
97
100
102
105
105
107
110
112
115
119
119
122
126
128
131
133
136
139
Od Autora
Zamieszczone w tej ksią ce felietony publikowałem w „Rzeczpospolitej” co
miesiąc, od grudnia 1998 r. Niektóre z nich były reakcją na bie ące wydarzenia i wypowiedzi innych osób. Inne miały charakter rozwa ań na tematy stale
aktualne. Pisałem o nich, gdy wydawało mi się, e mam coś nowego do dodania, albo te uwa ałem, e pewne informacje, twierdzenia lub postaci warte
są przypomnienia. Pewnie zabrzmi to nieco patetycznie, ale chciałem, by były
wkładem do wspólnego działania wielu osób w Polsce, mającego na celu realizację w naszym kraju idei demokratycznego państwa prawnego. Takie państwo zaś jest nam wszystkim potrzebne po to, byśmy się nie czuli jak Józef K.,
którego sytuację w genialnym skrócie opisał Franz Ka a w pierwszym zdaniu
„Procesu”: „Ktoś musiał zło yć doniesienie na Józefa K., bo mimo e nic złego
nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany”.
Wybrałem do zbioru te felietony, które uwa am za najciekawsze, grupując
je tematycznie. Gdyby ktoś mnie zapytał, dlaczego na początku zamieszczony jest felieton o tytule: „Nie upodobnić się do przeciwnika”, odpowiedziałbym, e spośród wszystkich, które napisałem – ten właśnie najbardziej mi się
podoba.
Tytuł całości („Naprawdę jesteśmy trzecią władzą”) ma związek z tym, e
większość felietonów poświęcona jest przypominaniu znaczenia władzy sądowniczej, i udowadnianiu, e naprawdę nie jesteśmy tylko „sądownictwem”,
lecz konstytucyjną władzą, o czym wielu ludzi, zwłaszcza polityków, chętnie
VII
Od Autora
zapomina. Jesteśmy władzą, jakkolwiek paradoksalnie to brzmi, apolityczną,
i dzięki tej apolityczności zapewniającą jednostce ochronę przed nadu yciami władz stricte politycznych. Władzą, której siła nie polega na kształtowaniu
rzeczywistości, lecz na kontrolowaniu ex post tego, co robią pozostałe władze
i obywatele. Władzą niepochodzącą z bezpośrednich wyborów, i będącą przez
to stabilnym i stabilizującym elementem mechanizmu państwowego. Władzą o szczególnym kodeksie etycznym i obyczajowym, tworzącym specyficzny etos zawodu sędziowskiego. Władzą nieodpowiadającą przed pozostałymi władzami (poza czwartą – mediami i, za ich pośrednictwem, przed opinią
publiczną), a jednak władzą odpowiedzialną.
W ka dym razie taki jest modelowy kształt trzeciej władzy, do osiągnięcia
którego musimy zmierzać.
Lech Gardocki
VIII
Co nieco o tym, co w tej ksią ce
i na jej kanwie
Na ksią kę tę, niewielką rozmiarami, ale treścią bardzo wa ną, składa się
49 felietonów ogłaszanych co miesiąc na przestrzeni 10 lat na łamach tzw. ółtych kartek „Rzeczpospolitej”. Autorem jej jest znakomity znawca prawa karnego, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, a zarazem Pierwszy Prezes Sądu
Najwy szego.
Piętno czasu zawsze znaczy felietony. Jeden problem staje się gorący, inny
stygnie, to co było tematem dnia i wywołało konieczność zajęcia stanowiska, za
kilka dni odsuwa się na plan dalszy i nieuchronnie kryje się w cieniu zapomnienia. Taka jest reguła, którą podwa yć mo e tylko stopień ogólności tematu. Im
mu bli ej do powszechnych wartości i idei, tym większe kiedyś jego szanse na
przypomnienie. Na szczęście takim właśnie problemom Autor poświęcał swą
uwagę, choć nieraz mo na dostrzec na felietonie ślad uciekającej chwili.
Z wszystkich zebranych w tej ksią ce felietonów przeb a przekonanie
i Autora, Pierwszego Prezesa Sądu Najwy szego, i znakomitej większości
sędziów, e sądy naprawdę są trzecią władzą. Dlatego te ten bardzo trafny
tytuł ksią ki. Dobrze byłoby, gdyby nie tylko tak zwany szary czytelnik, ale
i politycy, szczególnie ci wykazujący nieukrywaną w ostatnich dwóch latach
niczym niehamowaną inklinację do zawłaszczania państwa, przeczytali, na
czym polegają korzyści z respektowania zasady niezawisłości sądów, ergo,
z pogodzenia się z istnieniem monteskiuszowskiego podziału władzy. Niestety zbyt optymistycznie brzmią dzisiaj słowa Autora napisane w felietonie
z 20 stycznia 2003 r., e niewielkie są niebezpieczeństwa ze strony władzy wykonawczej i ustawodawczej podejmowania prób ograniczania władzy sądow-
IX
Co nieco o tym, co w tej książce i na jej kanwie
niczej. Jak sam Autor w innym felietonie celnie podniósł, ostatnimi czasy polski parlament, podnosząc i zacieśniając granice wymiaru kary za niektóre
przestępstwa, zawęził swobodę sędziowskiego orzekania, pozbawił sądy prawa dostosowywania kary do rzeczywistego stopnia winy i osobowości sprawcy. Niestety proponowany nowy kodeks karny, wracający do tradycji prawa
PRL, utrwali i pogłębi tę niedobrą tendencję.
Władza wykonawcza od jesieni 2005 r. równie nie darzy miłością idei
niezawisłości sądów. Minister Sprawiedliwości próbował ju zapewnić sobie
decydujący wpływ na funkcjonowanie Krajowej Rady Sądownictwa, doprowadził do pozbycia się ławników – ludzi, na których jak na razie władza wykonawcza nie ma wpływu – z większości sądów, zdobył prawo oddziaływania
na dobór składów sędziowskich dzięki zręcznie pomyślanym zmianom prawa
o ustroju sądów powszechnych, uczynił z prokuratury, nie tylko powszechnej,
ale i w łonie IPN, posłuszne i przydatne narzędzie w realizacji niebezpiecznej
dla porządku prawnego polityki karnej. To tylko kilka przykładów wyjętych
z długiego szeregu posunięć, mających na celu „zdyscyplinowanie” sądownictwa. Jakby zaś ich ukoronowaniem było ądanie premiera, aby sądy bardziej
„kierowały się racją stanu” ni suchą literą prawa.
Nikt rozsądny nie uto samia niezawisłości sądów z samowolą i beztroską.
Niezawisłość sądów to prawo do orzekania wolnego od nacisków, bez względu na to, od kogo one by pochodziły. I tu dochodzimy do roli mediów, owej
„czwartej władzy”, o której mowa bardzo wiele w ksią ce. Spośród licznych
mądrych i godnych zapamiętania myśli Autora przypomnę tylko jedną: ka da
władza czerpie legitymizację z jakiegoś ródła. Media natomiast jako czwarta władza, adnej formalnej legitymizacji nie potrzebują; dziennikarzem mo e
praktycznie zostać ka dy, co ma swoje wady, ale na pewno nie mo e być inaczej, je eli media mają być wolne. Niestety, sprawując nieodzowną w państwie
demokratycznym społeczną kontrolę, beztrosko nieraz próbują narzucić prokuratorom, policji, sądom własny obraz sprawy. To zresztą nie tylko beztroska. To z zasady brak poczucia odpowiedzialności.
W ksią ce jest sporo problemów, które z pewnością zainteresują Czytelnika. Mowa w niej o granicach i sensie kryminalizacji, relacjach między mediami
a sądami, sztuce umiejętnej legislacji, poczuciu odpowiedzialności za wydawane decyzje, o nadu ywaniu prawa, o kunszcie posługiwania się wykładnią
prawa i problemie tzw. wykładni kreatywnej, o wymaganiach etycznych wobec sędziów, a tak e o licznych niefortunnych, czasem wręcz ałosnych, pomysłach ustrojowych i legislacyjnych. To tylko przykłady. Wprowadzenie do
ksią ki nie mo e bowiem słu yć za jej streszczenie.
Jest to mądra ksią ka, napisana lekkim piórem, przy zachowaniu precyzji myśli, z wielką erudycją, dowcipnie, nieraz z sarkazmem i cienko snutą
ironią.
Stanisław Waltoś
X
Rozdział I.
O sądach i trybunałach
Nie upodobnić się do przeciwnika
Współczesne zagro enie terroryzmem, a zwłaszcza tragiczne wydarzenia z 11 września w Stanach Zjednoczonych, zradykalizowały poglądy na to, jak powinno się z tym zjawiskiem walczyć, jak mu zapobiegać i jak odpłacić sprawcom zamachów za zło. Poglądy nie tylko
„zwykłych ludzi”, lecz równie tych, którzy przez media kształtują
opinię publiczną, i tych, którzy decydują o sposobach reakcji na zamachy i zagro enie nimi.
Słyszy się, e demokratyczne państwa będą musiały ograniczyć
prawa i wolności obywatelskie dla skuteczniejszego przeciwdziałania
terroryzmowi. Zapewne, ale trzeba sobie zdawać sprawę, jak niebezpieczna to tendencja. Zwrócili na to uwagę polscy adwokaci uczestniczący w listopadowym zje dzie krajowym we Wrocławiu.
W uchwale zjazdu zawarte są ostrze enia przed „za daleko idącym,
wykraczającym poza granice dora nej konieczności ograniczaniem
praw i wolności obywatelskich, gdy mo e to doprowadzić do kryzysu demokratycznego państwa prawnego jako zjawiska i wartości”.
1
Naprawdę jeteśmy trzecią władzą
Doświadczenie historyczne uczy, e emocjonalna reakcja na okrutne działania wroga mo e prowadzić do upodobnienia się do niego
w zachowaniach, a nawet w sposobie myślenia. Za przykład we my
naszą reakcję na popełnione w Polsce w czasie wojny zbrodnie hitlerowskie i przejawy kolaboracji. Tej reakcji jako całości na pewno nie
musimy się wstydzić. Niestety, nie mo emy nie zauwa yć równie
faktów, poglądów i wypowiedzi, które nas dzisiaj szokują, chocia zarazem, z psychologicznego punktu widzenia mo na je zrozumieć.
Gdy w latach osiemdziesiątych interesowałem się bli ej kwestią
odpowiedzialności za zbrodnie wojenne, zaintrygowała mnie ksią ka
wydana w 1945 r. „Naród Zbrodniarz”1. Jej autor, Emil Stanisław Rappaport, profesor prawa karnego i współautor Kodeksu karnego z 1932 r.,
świadomie nawiązywał do tytułu znanej ksią ki dziewiętnastowiecznego lekarza i kryminologa Cesarego Lombroso „Człowiek Zbrodniarz”2.
Lombroso, jak wiadomo, był twórcą teorii o urodzonym przestępcy.
W ksią ce profesora Rappaporta tytułowy naród zbrodniarz to naród
niemiecki, w którym, jego zdaniem, z biegiem dziejów ukształtowała
się skłonność do zwyrodnienia moralnego i prawnego. Jak pisał, „z racji rozbójniczego pochodzenia nordyckiego dru yn wojskowych i ich
pochodów łupie czych na kontynent europejski w narodzie niemieckim, całym narodzie niemieckim, tkwi instynktowna skłonność do
agresji wojennej na podło u chęci wzbogacenia się kosztem ofiar napadu”. Konsekwencją takiego poglądu była koncepcja ukarania całego
narodu niemieckiego. Do tego, jak wiadomo, nie doszło. Zbrodniarze
hitlerowscy sądzeni byli w procesach karnych, a ich ukaranie opierało
się na indywidualnie udowodnionej winie.
Jeden z pierwszych takich procesów dotyczył członków załogi obozu zagłady na Majdanku i był przeprowadzony w listopadzie 1944 r.
Wydana w 1945 r. w Moskwie ksią ka „Majdanek. Rozprawa przed
Specjalnym Sądem Karnym w Lublinie” zawiera m.in. przemówienie
oskar ycielskie prokuratora Jerzego Sawickiego. Czytając je, mo na się
zgodzić z tymi, którzy twierdzą, e jest to nie tylko wstrząsający tekst,
1
E. S. Rappaport, „Naród–Zbrodniarz. Przestępstwa hitleryzmu a naród niemiecki.
Szkic analityczny przestępczości i odpowiedzialności osobowo-zespołowej”, wyd. 1,
Spółdzielnia Dziennikarska „Prasa”, Łód 1945.
2
C. Lombroso, „Człowiek zbrodniarz w stosunku do antropologii, jurysprudencji
i dyscypliny więziennej. Zbrodniarz urodzony, obłąkaniec zmysłu moralnego”, t. 1–2,
Warszawa 1981; t. 3, 1892.
2
Rozdział I. O sądach i trybunałach
lecz w swoim gatunku wybitne dzieło literackie. Wiele w nim jednak
fragmentów szokuje współczesnego czytelnika, np. gdy prokurator
Sawicki mówi: „Najlepiej scharakteryzuje mo e to, co oni z nami zrobili, je eli wam powiem, e z tego miejsca nie waham się przyznać,
i rozumiem średniowieczne kary. Nie wstydzę się powiedzieć, e
rozumiem dobrze, i mo na domagać się łamania kości, wyrywania
poszczególnych części ciała, przypiekania roz arzonym elazem, rozrywania końmi”. Czy te gdy w innym fragmencie mówi do oskar onych (antycypując przyszłą karę) o chwili, „kiedy pętla będzie się zaciskać na ich szyi, kiedy ich będą ciągnąć na szubienicę, kiedy ich ciała
będą się prę yły w rozkurczu ostatnim, kiedy wydadzą ostatni dech,
kiedy im oczy w słup staną (...)”.
Oskar onych w tym procesie skazano na śmierć, co nie mo e dziwić. Trudniej nam pewnie dzisiaj zrozumieć, e na podstawie nowelizacji Kodeksu postępowania karnego, dokonanej w trakcie procesu,
zostali oni publicznie powieszeni na terenie obozu. Nie była to jedyna
publiczna egzekucja zbrodniarzy hitlerowskich. W literaturze przedmiotu (J. Gumkowski, T. Kułakowski, „Zbrodniarze hitlerowscy przed
Najwy szym Trybunałem Narodowym”, Warszawa 1961) opisuje się
np. publiczną egzekucję komendanta obozu oświęcimskiego Rudolfa
Hössa. Czytamy w niej, e przed egzekucją „przyprowadzono Hössa na
teren dawnego obozu i umieszczono w bunkrze na bloku 11, zwanym
blokiem śmierci. Przez ten czas jeńcy niemieccy zmontowali specjalną
szubienicę. Wprawdzie na bloku 11 zachowała się szubienica, na której
dokonywano egzekucji na wię niach obozu, ale nie chciano jej hańbić
egzekucją zbrodniarza”.
Oddzielny temat to potraktowanie po wojnie obywateli polskich,
którzy w okresie okupacji zadeklarowali przynale ność do narodowości niemieckiej. Ju w 1944 r. wydano specjalne przepisy określające ich
jako zdrajców, wobec których stosuje się środki zabezpieczające, polegające na umieszczeniu ich na czas nieoznaczony w obozie i poddaniu
przymusowej pracy. Udzielenie pomocy takiej osobie, „w szczególności przez jej ukrywanie, ywienie lub zaopatrywanie w osobiste lub
inne dowody”, zagro one było karą śmierci lub do ywotniego więzienia. W praktyce obozy te często organizowane były w gotowych ju
obozach poniemieckich, a przebywanie w nich łączyło się z represjami
polskich nadzorców.
3
Naprawdę jeteśmy trzecią władzą
To, co tutaj piszę, nie znaczy wcale, e chcę zrównywać pod względem moralnym i prawnym hitlerowskie zbrodnie z działalnością polskich sądów wymierzających sprawiedliwość za nie, czy te nawet
z czynami osób, które z ądzy odwetu stosowały go na własną rękę,
nadu ywając w sposób przestępny powierzonej im władzy. Je eli piszę
o tych zdumiewających dzisiaj, albo wręcz wstydliwych kartach naszej
historii, to po to, by ukazać, jak łatwo kierując się emocjami i chęcią
sprawiedliwej odpłaty lub po prostu zwykłej zemsty, zbli yć się do
tych, których się zwalcza. W rezultacie szkodzi to głównie nam samym, bo tracimy w ten sposób przewagę moralną nad przeciwnikiem.
Rzeczpospolita, 31 grudnia 2001 r.
Apolityczność sędziów
Sędziowie powinni być apolityczni. Co do tego nikt nie ma wątpliwości, chocia jest to niewątpliwie ądanie ograniczające uprawnienia sędziego jako obywatela. W dodatku apolityczność jest ograniczeniem,
które mo e utrudniać sędziom jako grupie zawodowej osiąganie pewnych celów dla tej grupy bardzo wa nych. Jednak specyfika funkcji sędziowskiej, potrzeba zachowania przez sędziów niezawisłości i obiektywizmu uzasadnia nało enie na nich takiego obowiązku. Być mo e
wielu sędziów takiego ograniczenia nie potrzebuje, ale wa ne jest take, aby nie stwarzać nawet pozorów braku obiektywizmu z powodów
politycznych.
Oczywiście, nie jest mo liwa ani potrzebna apolityczność wewnętrzna, to znaczy brak poglądów politycznych. Trudno sobie przecie wyobrazić człowieka myślącego, który by adnych poglądów
politycznych nie miał i nie interesował się sprawami publicznymi
w swoim kraju. Ale i tutaj mo na być zdania, e wprawdzie sędziowie
mogą sympatyzować z ró nymi kierunkami politycznymi (tak zresztą
w rzeczywistości jest), ale ideałem byłoby, gdyby nie mieli poglądów
skrajnych. Z prawnego punktu widzenia nikt im tego nie mo e zabro4
Rozdział I. O sądach i trybunałach
nić. Ale skrajność w adnej dziedzinie nie mo e, jako indywidualna
cecha konkretnego sędziego, nikogo cieszyć, bo na pewno stwarza niebezpieczeństwo (chocia by podświadomego) kierowania się motywami pozamerytorycznymi przy orzekaniu. Ludziom o skrajnych poglądach po prostu trudniej zachować obiektywizm.
Poglądy polityczne sędziów zarówno skrajne, jak i umiarkowane
nie powinny więc wpływać na ich orzeczenia. Chocia to nie zawsze
łatwe, powinni oni te poglądy „zostawiać w domu”, bo, jak trafnie
zauwa ył Trybunał Konstytucyjny w znanym wyroku z 24 czerwca
1998 r., dotyczącym naruszeń przez sędziów w przeszłości zasady niezawisłości: „Za naruszenie obowiązku zachowania bezstronności nale y te uznać sytuacje, gdy sędzia podporządkowywał prawne treści
wydawanych przez siebie orzeczeń swym poglądom politycznym czy
preferencjom ideologicznym” (Orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego – Zbiór Urzędowy, Nr 4 z 1998 r.).
Tego rodzaju zachowanie sędziego na pewno narusza w pewnym
sensie zasadę niezawisłości, chocia dzieje się to w sposób często trudny do zauwa enia, a w ka dym razie do udowodnienia, bo nie ma tu
nacisku na sędziego innych osób.
Łatwiej natomiast wymagać od sędziów apolityczności zewnętrznej, jak to czyni art. 178 ust. 3 Konstytucji RP, zakazujący sędziom naleeć do partii politycznej lub związku zawodowego, a tak e „prowadzić
działalność publiczną nie dającą się pogodzić z zasadami niezale ności
sądów i niezawisłości sędziów”. To sformułowanie Konstytucji RP jest
jasne w zakresie, w jakim stawia pewne bariery formalne dla członkostwa sędziów w partii politycznej lub związku zawodowym. Trudniej
odpowiedzieć na pytanie, co oznacza zakaz prowadzenia działalności
publicznej wskazanej w tym przepisie.
Czy naruszeniem nakazu apolityczności będzie na przykład publiczne deklarowanie, demonstrowanie lub propagowanie przez sędziego swoich poglądów politycznych?
Moim zdaniem – tak. Ale odpowied taka wydaje się prosta tylko
do tego momentu, w którym zapytamy, jakie to poglądy zaliczymy do
politycznych. Czy chodzi o poglądy na temat spraw, którymi zajmują się politycy? Ale oni zajmują się prawie wszystkim. I w tym sensie wszystko jest polityką. A mo e chodzi o sprawy, które są aktualnie przedmiotem sporu ró nych ugrupowań politycznych? W takich
sprawach zapewne sędzia nie powinien zabierać publicznie głosu. Ale
5
Naprawdę jeteśmy trzecią władzą
je eli politycy spierają się o politykę karania lub o ustrój sądownictwa,
to czy rozsądne byłoby wymaganie od sędziów, by w takiej sytuacji
milczeli?
Na pewno jednak sprzeczne z zasadą apolityczności sędziego jest
prowadzenie przez niego lub jego udział w kampaniach politycznych,
zwłaszcza przy okazji wyborów. I tu, po rozwa aniach raczej ogólnych, dochodzimy do zagadnienia bardziej konkretnego. Mam na myśli problem powstający na tle art. 79 ust. 1 ustawy – Prawo o ustroju
sądów powszechnych. Przepis ten nakazuje sędziemu zrzec się stanowiska, je eli został „mianowany, powołany lub wybrany do pełnienia
funkcji w organach państwowych, samorządu terytorialnego, w słu bie dyplomatycznej, konsularnej lub w organizacjach międzynarodowych”. Ale przecie eby zostać wybranym do pełnienia funkcji w Sejmie lub w organach samorządu, trzeba najpierw do nich kandydować.
Czy ten przepis w gruncie rzeczy nie zezwala sędziemu na działalność
polityczną?
Profesor Leszek Garlicki pisze dosłownie („Polskie prawo konstytucyjne. Zarys wykładu”, Warszawa 1998), e prawo przewiduje „zakaz
anga owania się sędziów w kampanie polityczne, ale nie wyklucza
kandydowania w wyborach parlamentarnych”. Nie mogę się jednak
oprzeć wra eniu, e autor zawarł w tym sformułowaniu zamierzoną
ironię. Kandydować w wyborach parlamentarnych, ale nie prowadzić
adnej kampanii? Nie spotykać się z wyborcami, nie propagować swego programu, lecz tylko zgodzić się na kandydowanie i wyniośle czekać na wybór? Delikatnie mówiąc, mało realistyczne jest oczekiwanie
takiej postawy od kandydata na posła. To tak, jakby pozwolić sprinterowi się ścigać, pod warunkiem e będzie miał związane nogi.
Taki przepis jest więc klasycznym wodzeniem sędziów na pokuszenie. Dlatego uwa am, e powinien być zmieniony. Je eli sędzia chce
brać udział w wyborach, to powinien ponieść pewne ryzyko, i przedtem zrzec się swego stanowiska. Oczywiście, gdyby w przyszłości
przyjęto takie uregulowanie prawne tej sprawy, nie zachęcałoby to sędziów do kandydowania w wyborach. Ale mo e nie byłby to taki zły
rezultat.
Rzeczpospolita, 7 grudnia 1998 r.
6
Rozdział I. O sądach i trybunałach
Kamień milowy
Wybitni przedstawiciele polskiego świata prawniczego wypowiadający się w noworocznym numerze „Rzeczpospolitej” na temat najwa niejszych wydarzeń XX w. w dziedzinie prawa zgodnie wymienili
wśród nich proces norymberski. Trudno nie przyznać im racji. Było
to na pewno wydarzenie przełomowe dla kształtowania się zasad odpowiedzialności karnej osób działających w imieniu państwa, w jego
imieniu prowadzących wojny napastnicze i w ich trakcie popełniających zbrodnie na ogromną skalę.
Byłem kiedyś świadkiem rozmowy prowadzonej w konwencji
science fiction. Jej uczestnicy zastanawiali się, jakie ródła pisane powinna zawierać przesyłka z naszej planety do przedstawicieli jakiejś
odległej cywilizacji pozaziemskiej, eby mogli się jak najwięcej dowiedzieć (zakładając oczywiście, e umieliby je odczytać) o nas, o naszej
kulturze, technice i historii. Wymieniano ró ne ródła relig ne, prace
naukowe i arcydzieła literatury. Przyszło mi wtedy na myśl, e wiele
o naszej cywilizacji mógłby powiedzieć tekst wyroku norymberskiego
i jego stenogramy.
Warto wiedzieć, e jeszcze na początku 1945 r. wcale nie było przesądzone, czy taki proces się odbędzie. Wprawdzie ju w 1943 r. w „deklaracji moskiewskiej” trzy mocarstwa sprzymierzone zapowiadały
ukaranie zbrodniarzy hitlerowskich, stwierdzając z uzasadnionym
patosem, e będą oni ścigani „a do najdalszych krańców Ziemi”, ale
decyzje o formie odpowiedzialności głównych zbrodniarzy wojennych
odkładano na pó niej. Ze ródeł historycznych wynika, e zwłaszcza
politycy brytyjscy rozwa ali, czy główni zbrodniarze wojenni powinni
być sądzeni, czy te po prostu rozstrzelani bezpośrednio po ujęciu.
Anegdota głosi, e pod koniec wojny, zniecierpliwiony brakiem
oficjalnej koncepcji, poseł opozycyjny zapytał w Izbie Gmin ministra
spraw zagranicznych Sir Anthony’ego Roberta Edena, co właściwie powinien zrobić brytyjski ołnierz, gdyby natknął się na Hitlera: zastrzelić go czy aresztować. Eden zaś miał mu flegmatycznie odpowiedzieć,
e skłonny byłby pozostawić decyzję w rękach tego ołnierza.
Do formalnego procesu głównych zbrodniarzy hitlerowskich nie
zachęcała zapewne nieudana próba przeprowadzenia po I wojnie
7
Naprawdę jeteśmy trzecią władzą
światowej procesu o zbrodnie wojenne przeciwko byłemu cesarzowi Niemiec Wilhelmowi II. Postanowienia traktatu wersalskiego przewidywały, e poniesie on odpowiedzialność karną przed specjalnym
międzynarodowym trybunałem za „najwy szą obrazę moralności
międzynarodowej i świętej powagi traktatów”. Jak wiadomo, nigdy do
tego nie doszło. Wilhelm II schronił się w Holandii. Ta zaś, powołując
się m.in. na to, e postawiony mu zarzut sformułowany jest nieprecyzyjnie i nie dotyczy przestępstwa w świetle prawa holenderskiego, odmówiła jego wydania. Korzystał z azylu a do śmierci w 1941 r., kiedy
to Holandia była ju okupowana przez wojska Trzeciej Rzeszy.
Po II wojnie światowej, gdy ju zdecydowano się na przeprowadzenie procesu, który teraz nazywamy norymberskim, dokładnie
określono zbrodnie, za które oskar eni mieli być sądzeni, i zasady ich
odpowiedzialności. Zdefiniowano w Statucie Trybunału zbrodnie przeciwko pokojowi, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości.
Przesądzono te zasady, które umo liwiły przeprowadzenie procesu
i teraz są ju trwałym dorobkiem międzynarodowego prawa karnego.
Na ich podstawie Trybunał Norymberski odrzucił argumenty obrońców oskar onych, e jednostka nie mo e być obcią ona odpowiedzialnością wynikającą bezpośrednio z prawa międzynarodowego oraz e
chroni ją immunitet wynikający z zasady suwerenności państwowej.
Przepisy Statutu, stwierdził Trybunał w wyroku, przyjęły pierwszeństwo zobowiązań wynikających z prawa międzynarodowego przed
obowiązkiem posłuszeństwa jednostki wobec własnego państwa.
W wyroku Trybunału potwierdzona została te zasada sformułowana w art. 8 Statutu, e działanie na rozkaz nie zwalnia sprawcy
od odpowiedzialności karnej. Pó niej, ju w latach sześćdziesiątych,
ukształtowała się w międzynarodowym prawie karnym zasada nieprzedawniania się zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, a przy jej formułowaniu powoływano się między innymi na
to, e Statut Trybunału Norymberskiego nie przewidywał instytucji
przedawnienia.
Sceptycy zauwa ają, e proces norymberski nie zapobiegł popełnianiu w ró nych częściach świata zbrodni wojennych, nie powstrzymał te zbrodniczych re imów od zbrodni ludobójstwa. To wszystko
prawda, ale prawdą jest i to, e przełamał tradycję bezkarności takich
zbrodni. Rozwiązania przyjęte w Statucie Trybunału Norymberskie8
Rozdział I. O sądach i trybunałach
go były w du ym stopniu wzorcem dla procesu przeciwko głównym
zbrodniarzom japońskim, który toczył się w latach 1946–1948 w Tokio.
Międzynarodowe trybunały zajmujące się osądzeniem zbrodni wojennych, jakich dopuszczono się na terenie byłej Jugosławii
i w Rwandzie, te działają na zasadach mających pra ródło w procesie
norymberskim. Są to „trybunały ad hoc”, a więc powołane do osądzenia tylko pewnego kompleksu zbrodni popełnionych na określonym
terytorium.
Dawna idea utworzenia stale funkcjonującego Międzynarodowego
Trybunału Karnego zaczęła się urealniać (na razie tylko na papierze)
na Międzynarodowej Konferencji Dyplomatycznej w Rzymie w 1998 r.,
kiedy to otwarto do podpisu umowę międzynarodową o nazwie Statut Międzynarodowego Trybunału Karnego. Polska jest wśród sygnatariuszy tej umowy.
Droga do faktycznego uruchomienia tego Trybunału nie jest łatwa. Potrzeba m.in. ratyfikacji Statutu przez co najmniej sześćdziesiąt
państw. Utworzenie i funkcjonowanie stałego Międzynarodowego Trybunału Karnego jest więc jeszcze kwestią przyszłości, ale mo na mieć
nadzieję, e wcześniej czy pó niej do tego dojdzie. Byłby to na pewno
najwa niejszy dalszy skutek precedensowego wydarzenia, jakim był
proces, który odbył się ponad pięćdziesiąt lat temu w Norymberdze.
Rzeczpospolita, 31 stycznia 2000 r.
Sędziowska etyka i obyczaje
W Krajowej Radzie Sądownictwa (KRS) trwają prace nad kodeksem
etyki sędziowskiej. Właściwie podjęto je na nowo po kilkunastu latach
przerwy.
Ju wtedy gromadzono ekspertyzy teoretyków prawa i publikacje na ten temat, ale okazało się, e zwieńczenie tych działań zwartym tekstem kodeksu nie jest proste. Dlaczego dziś do tego wracamy?
Z czego wzięło się przekonanie o pilnej potrzebie powstania kodek9