Rekurencje

Transkrypt

Rekurencje
nr 2 (3) marzec–kwiecień 2013
Rekurencje
internetowy magazyn opinii
Zapraszamy do śledzenia nowych artykułów, komentowania i polemiki na stronach:
http://www.rekurencje.pl/
http://www.facebook.com/rekurencje
Strona Czytam ‘Czytam “Czytam lewicową publicystkę dla beki” dla beki’ dla beki:
http://www.facebook.com/dlabekidlabekidlabeki
Pisz dla rekurencji!
Jeżeli uważasz że masz coś ciekawego do przekazania i umiesz napisać to w stylu zbliżonym do innych tekstów
w Rekurencjach, chętnie opublikujemy Twój artykuł! Oczywiście na stronie znajdzie się informacja kto jest
autorem, podobnie jak w przypadku tekstów pisanych przez członków redakcji. Artykuły prosimy wysyłać na
nasz adres mailowy.
Publikacja artykułu w Rekurencjach nie jest równoznaczna z przyjęciem do redakcji. Jeżeli będziemy szukać redaktorów, ogłoszenie pojawi się na stronie. Za napisanie dla nas tekstu nie otrzymasz wynagrodzenia
ale nie martw się, redakcja też nie otrzymuje. Jesteśmy biednym czasopismem. Przynajmniej na razie.
Kontakt:
[email protected]
ŚWITALSKI: Nerdonomicon
23
Teorie spisku, cz. I: O tym, jakie niebezpieczne rzeczy czają się na niebie . . . . 23
Teorie spisku, cz. II — HAARP: Niebo będzie płonąć . . . . . . . . . . . . . . . . 24
Requiem dla LucasArts . . . . . . . . . . . . 26
Spis treści
Redakcja
Sztuczne Trollki
4 WIŚNIEWSKI: Bastion logiki sakralnej
28
Przyszłość Europy . . . . . . . . . . . . . . . 28
6
ZASINA: Tygielek tradycjonalisty
Votum separatum à propos „Strumienia
świadomości” redaktora Miszczyka . .
Felieton Walentynkowy . . . . . . . . . . . .
Życie Pi — doskonale subiektywna recenzja
FOLTA: Katedra hipsterologii stosowanej 13
Tydzień Kina Hiszpańskiego — mikrorelacja
Seks bez miłości . . . . . . . . . . . . . . . . 13
A to ci dopiero... . . . . . . . . . . . . . . .
Lemingi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 14
Rondo Gierka i Margaret Thatcher . . . . . . 16
ZDANIE: Polski zielnik ideologiczny
Księżyc z sera . . . . . . . . . . . . . . . . .
MISZCZYK: Na dnie strumienia świadomości
17
Wielka ucieczka . . . . . . . . . . . . . . . .
Urojona przeszłość . . . . . . . . . . . . . . . 17
Nerdkultura polityczna . . . . . . . . . . . . . 18 Artykuły gościnne
Bednarski: Drugie spojrzenie na nerdkulturę
Analiza zjawiska neoliberalizmizmu . . . . . . 20
Zalewski: Rap w imię Jezusa Raptora . . .
Kyriarchia . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 21
Lechowska: Rzecz o zatrudnieniu . . . . . .
Post-rzadkości nie będzie . . . . . . . . . . . 21
BYTNER: Leniwy Lewacki Pomiot
10
Każdy czyta to, na co sobie zasłużył . . . . . 10
Smartfony dla dumbuserów . . . . . . . . . . 12
2
30
.
.
.
.
.
30
30
32
32
33
35
. 35
. 36
38
. 38
. 40
. 42
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Polecane artykuły:
Bytner: Smartfony dla dumbuserów
Patrzę właśnie na leżący przede mną telefon. Czarnuch ma pięć lat, kosztował mnie złotówkę, przeżył
utopienie w miejscu, które wstyd wspominać, podejrzewam, że projektanci obudowy myśleli, że tworzą czarną
skrzynkę. Niegdyś miałem ambitny plan nie wymieniać
go, póki działa, acz zaczyna dawać się we znaki jego
niezgodność z najnowszymi standardami, co skłania
mnie do przyjrzenia się własnemu portfelowi i ofertom rynkowym.
Z str. 12
23 kwietnia 2012
Czasopismo internetowe „Rekurencje” niewątpliwie
przechodzi trudny okres. Popularność pozostaje niewielka a artykuły pojawiają się z wyraźnie mniejszą
regularnością. Czy to koniec? Być może. Ale nie martwcie się — nie wiem jak długo przeżyją Rekurencje
ale zapewniam was: kiedy pewnego dnia znikniemy,
pamięć o nas pozostanie w świadomości trollskiej. Być
może za wiele lat jaki badacz literatury wczesnego XXI
wieku odkopie te pdf-y, doceni ich geniusz i sprawi
że artykuły tu zawarte będą obowiązkową literaturą
na każdym stadium edukacji. Na razie jednak nie
myślmy o śmierci Rekuencji — zamiast tego czytajmy
je póki żyją.
Folta: Rondo Gierka i Margaret Thatcher
O tym, że pół roku temu spłaciliśmy wreszcie długi
Gierka i o tym, że gospodarka polegała na budowie
skansenów w randomowych miejscach to sprawa oczywista. Wniosek prosty i smutny: ludzie mają w głębokim poważaniu idee takie jak wolność, solidarność,
etc., choć wycierają sobie nimi teraz gębę. Buntują się
jak drożeje wódka i kiełbasa zwyczajna, a stawiają pomniki za maluch i coca-colę.
Z str. 16
— CCCLPDBDBDB
Świtalski: Requiem dla LucasArts
Świat nerdów zadrżał w posadach. Nie do końca dlatego, że gry, które studio ostatnio tworzyło były wybitne (choć „1313” zapowiadało się całkiem nieźle).
Chodzi głównie o to, że LucasFilm Games — później
przemianowane na Lucasarts — to kawał historii. Dla
wielu ludzi, którzy dziś mają około trzydziestki to
właśnie ich gry były jednymi z pierwszych, w jakie
w ogóle grali i to dzięki ich dziełom fascynują się grami
do dziś.
Z str. 26
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
3
Redakcja
4
CCCLPDBDBDB
CCCLPDBDBDB to strona internetowa, a dokładniej fanpage
na Facebooku. Jest to też redaktor naczelny Rekurencji, bo czemu
nie? CCCLPDBDBDB w wolnych chwilach zajmowałby się trollowaniem ale nie ma wolnych chwil bo całe życie zajmuje mu praca
jaką jest trollowanie.
Paweł Mateusz
Bytner
Paweł Mateusz Bytner jest redaktorem Czasopisma Internetowego
Rekurencje. Prowadzi w nim rubrykę „Leniwy Lewacki Pomiot”.
O sobie pisze tak:
„Jestem studentem matematyki, kochającym tak ją, jak i naukę w ogóle. Od dziecka jestem głodny wiedzy o otaczającym
mnie świecie i nie toleruję ludzi, których w najmniejszym stopniu
to dziwi. Cenię przez to u innych szerokie horyzonty i przemyślany
pogląd na świat, choćby i niekoniecznie zgodny z moim. Nie boję
się zadawać pytań, mówić co innego, niż ktoś by chciał usłyszeć,
nie istnieją dla mnie tematy tabu, a święte krowy i kaczki najbardziej lubię upieczone. Jednak potrafię przyznać się do błędu,
a wręcz czuję taką potrzebę, gdy sam swój błąd dostrzegę. Uważam, że z życia należy czerpać jak najwięcej przyjemności, byle nie
kosztem innych.”
Michał Cieślik
Michał Cieślik redaguje rubrykę „Za kulisami” w Rekurencjach.
O sobie pisze:
„Jestem studentem pochodzącym z terenów, na których osiedliła
się zakamuflowana opcja niemiecka. Interesują mnie poczynania
elit politycznych, miliony euro biegające po zielonej murawie i wielogodzinne dyskusje, które do niczego nie prowadzą. Głoszę hasło
«Rekurencje stroną startową każdego Polaka».”
Maciej Folta
Maciej Folta pisze dla Rekurencji w rubryce „Katedra hipsterologii
stosowanej”. Na swój temat pisze:
„Jestem studentem. Liberalnym pragmatykiem, oprócz tego mizantropem, lewakiem, zaprzańcem, kosmopolitą, moralną relatywistą. Słowem: ekstrema i podziemie. Czytam «Time» i «Epokę».
Pijam tylko Ballantine’a, palę Winstony — dla Ciebie mam Wintermensy: zagraniczne czekoladowe cygara. Zdejm kapelusz.”
Maciej Miszczyk
Maciej Miszczyk w Czasopiśmie Internetowym Rekurencje redaguje rubrykę „Na dnie strumienia świadomości”.
Sam o sobie pisze:
„Pełnoetatowy nerd, wielokierunkowy student, bardzo amatorski
redaktor. W wolnym czasie denerwuje ludzi i pisze dość od rzeczy.”
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Redakcja
Michał Świtalski
Michał Świtalski jest redaktorem Czasopisma Internetowego Rekurencje, w którym prowadzi rubrykę „Nerdonomicon”.
Michał Świtalski o sobie:
„Wiecznie niewyspany wieczny student, wiecznie niezadowolony
i narzekający, z wiecznie zepsutym samochodem. Za dnia próbuje
sypiać, a nocą ratuje Internet. Koneser źle przetłumaczonych i napisanych książek oraz źle nakręconych i zagranych filmów. Słucha
muzyki dokładnie takiej, jakiej nie lubisz. Głośno. Lubi koty.”
Tomasz Wiśniewski
redaktor Czasopisma Internetowego Rekurencje, prowadzący rubrykę „Bastion Logiki Sakralnej”.
Tomasz Wiśniewski na temat Tomasza Wiśniewskiego:
„Rejczi, czyli właściwie Tomasz Wiśniewski. Nie lubi ludzi, dzieci,
kobiet i zwierząt. Religiant i antyliberalna ironistka zarazem. Zwolennik katolickiego socjalizmu utopijnego i komunizmu wojennego.
Urodzony lojalista i kolaborant. Partycypuje mistycznie w osobowościach kilku wdzięczących się w internetach modelek. Poza tym
studiuje.”
Damian Zasina
początkowo gościnny współpracownik, dziś pełnoprawny redaktor
Czasopisma Rekurencje.
Damian Zasina o sobie:
Na co dzień pracuję z liczbami, dlatego wyrażanie rzeczy niemierzalnych sprawia mi trudność. W wolnych chwilach czytam książki
i oglądam filmy. Gdy pogoda dopisuje — włóczę się na piechotę
po Warszawie, pogwizdując przy tym cicho. Wnikliwie obserwuję
i staram się wyciągać samodzielne wnioski. Jestem sceptykiem
i naprawdę twardo stąpającym po ziemi realistą — możesz przekonać mnie tylko, mając w rękawie kilka faktycznie rozsądnych
argumentów.
To zdanie
jest nieprawdziwe
jest, podobnie jak redaktor naczelny CCCLPDBDBDB, fanpejdżem na facebooku.
Zdanie samo siebie opisuje w ten sposób:
„Nie jestem tylko autoreferencyjnym semantycznym tworem tak
jak mogłoby się wydawać. Gdy odrywam się od mojej wirtualnej tożsamości przemierzam Kraków z harmonijką w kieszeni, gitarą na plecach i kapeluszem na głowie. Towarzyszy mi ciągły
brak pieniędzy i blues szumiący w głowie — który można usłyszeć
stojąc dostatecznie blisko. Z przyczyn praktycznych i niefortunnych dorywczo programista, dorywczo autor. Debiut jako felietonista w Rekurencjach był moim marzeniem od dziecka. Lubię
tworzyć za długie zdania, prawdziwości których sam nie jestem
w stanie ocenić.”
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
5
sztuczne
trollki
http: // www. facebook. com/ trollky
Miniatura ukazująca
Wincentego z Beauvais,
koniec XV wieku
Polecam Poczytać
Kardaszewskiego
Karl Briullov —
Portret malarza
i baronowej
w łódce
Sztuczne Trollki
6
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Ricardo Migliorisi — Ostatni
dzień Pompejów
Sztuczne Trollki
Dominique Ingres — Łaźnia
turecka — studium
Polecam Poczytać
Kardaszewskiego
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
7
[autor nieznany] — Bitwa pod
Tewkesbury (iluminacja
z manuskryptu z Ghent)
Sztuczne Trollki
Rafael Santi — Święty Jerzy
i smok
Sztuczne Trollki
8
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Hans Wechtlin — Ranny
człowiek (ilustracja z
Podręcznika Chirurgii Hansa
von Gersdorffa)
Sztuczne Trollki
Pieter Bruegel
starszy — Mizantrop
Sztuczne Trollki
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
9
Leniwy Lewacki Pomiot
Rubrykę prowadzi: Bytner
Każdy czyta to, na co sobie zasłużył
26 marca 2013
Jakiś czas temu w pewnym zapyziałym zakątku internetu została mi rzucona ciężka rękawica — wyzwanie
„sam zrób lepiej, a nie się wymądrzasz”, która zdaniem autora była chyba świetnym sposobem na odparcie krytyki. Już nawet coś pisałem na dowód, że
się kurewsko myli, ale przerwałem w połowie. Dziś ponownie zostałem zainspirowany przez tę samą osobę.
Tekstem tym rozpocznę mam nadzieję całą serię, dotykającą tematyki z najgłębszych czeluści nerdoświata.
Odniosę się tym razem do filmiku na temat klasycznej fantastyki [„Fatalstyka” odc. 13 — „Skazani
na klasykę?”]: http://www.youtube.com/watch?v=
6Tq0AWrjt_0.
W powyższym filmie autor przedstawia dość popularny wśród znawców pogląd, jakoby praprzyczyną
fantastyki — w każdej postaci — był Tolkien. Dowodem na to jest rzesza światów, powielających schematy
tolkienowskie, czerpiących z niego garściami, wbijających się w schematy nakreślone przez guru współczesnych fantastów1 .
Czerpanie garściami z Tolkiena objawia się osadzeniem akcji w umagicznionym średniowieczu, motywem
tułaczki, skopiowaniem fauny i flory, obecnością wybrańca i jego dreamteamu. Coś jest jednak nie tak
z przykładami podanymi przez autora filmu — Warcraftem, Warhammerem, Zapomnianymi Krainami,
światami TES, Might& Magic, Wiedźmina... Przyjrzyjmy się, jak powyższe i inne utwory wpisują się
w naszkicowany przez nasz absolut schemat „zrób dobre bajdurki i opchnij je za grubą kasę”.
Na początek — nie pierwszy Tolkien się zafascynował średniowieczem. Ktoś, kto uważał na języku polskim powinien był zanotować coś bezlitośnie wałkowanego na wszystkie strony — romantyzm. Wtedy przecież tak chętnie sięgano po przeczące rozumowi opowiastki i bajki obecne w przekazach ustnych, a korzeniami sięgające średniowiecza, albo i dalej. Czy to nie
daje do myślenia? Kilku autorów, żyjących na długo
przed Aragornem i ekipą, spisało popularne do dziś
baśnie — Grimmowie, Andersen, Perrault. Do tego zachowały się eposy rycerskie — dzięki temu, że były
w nielicznym przez pewien czas gronie utworów, którym nie bardzo przeszkadzano się zachować. Zaczerpnięte w nich motywy są obecne i u Tolkiena. Czy Tolkien jest niezbędnym „przekaźnikiem popularności”?
Moim zdaniem to gruba nadinterpretacja.
Po drugie ale — już wśród wymienionych światów znajdziemy kontrprzykład — Warhammera, osadzonego w świecie quasi-renesansowym. Łatwo mnożyć przykłady utworów osadzonych wcześniej, później,
w czasach współczesnych, albo w świecie tak różnym
od naszego, że ciężko mówić o nawiązaniu do jednej konkretnej epoki. W literaturze sztandarowe będą
Świat Dysku, Harry Potter, twórczość Andre Norton,
Neila Gaimana, czy Philipa Pullmana.
Wybraniec i dreamteam
Tu podobnie: nie podlega wątpliwości, że to dość popularne. Jednak znów ciężko twierdzić, że to powielanie Tolkiena. Raczej śmiem twierdzić, że istnieje coś
w ludzkiej naturze, co wymusza wciśnięcie w utwór koCzas akcji — bród, smród i etos
goś z misją i paru w jakiś sposób zajebistych towarzyOczywiście nie ma co się sprzeczać z twierdzeniem, że szy, aby mieć jakiekolwiek szanse na zaciekawienie odnajlepiej widoczne w fantastyce są utwory odnoszące biorcy. Nie wiem, w jaki niby inny sposób miałoby to
się do średniowiecza. Jednak, chcąc być uczciwym wo- wyglądać. Może powinienem czytać fantasy o normalnym wieśniaku, który doi fruwające krowy i uprawia
bec faktów, trzeba wtrącić „ale”. A nawet parę „al”.
1
10
W tym akapicie tak wiele słów powinno zostać ujętych w cudzysłowy, że już sobie to darowałem.
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
BYTNER: LENIWY LEWACKI POMIOT
rośliny many przez całą książkę, sam. To z pewnością namnożyło się elfów: wysokich, niskich, jasnych, ciemnych, śniadych, śnieżnych, pustynnych, morskich, nocbyłoby baardzo interesujące.
nych, dziennych, popołudniowych, słonecznych, księżycowych i marsowych. Według tej zasady (paradokTopos — boso przez wieloświat?
salnie) Tolkien „dobry” nie jest, bo elfów u niego nie
Tu już ciężko się nie czepiać — motyw wędrówki, który
ma2 . Tolkienowscy Quendi są — krytycznym okiem —
ma być klasyką w fantastyce, to coś, co wyrosło z Tolludźmi z długimi uszami, którzy żyją wiecznie. Nie
kiena? Odyseusz, jak tylko do Ciebie dopłynie, to Ci
mam bladego pojęcia, dlaczego nadano im przezwitakiego konia trojańskiego zapakuje, że do końca żysko elfów — pociesznych miniaturek ze skrzydełkami,
cia zapamiętasz jego imię. Chcemy czytać o Robinsoobecnych w baśniach i mitach. Trudno, od czasu wynach, Guliwerach, kapitanach Nemo, Lidenbrockach,
dania Władcy Pierścieni elfy takie jak Calineczka są
bo człowiek jest trójwymiarową istotą w czterowymiawysiudane z literatury fantastycznej, a szkoda.
rowym wszechświecie, dla której podróż jest pojęciem
Trzecią ważną rasą są orkowie, acz tu różnice są
tak istotnym i elementarnym, że nawet, gdyby wyewoluował z żuka gnojarza na księżycu gazowego ol- tak wyraźne, że nie ma wiele do omawiania. Są orbrzyma w podwójnym układzie gwiazd, to tak czy siak kowie ze Śródziemia — brzydkie cherlaki, wywodzące
się z elfów. Są orki z legend, które praktycznie można
wiedziałby, co to znaczy „podróżować”.
Ponadto, jeśli ktoś uważa, że to jest fantastyczny utożsamić z ogrami czy olbrzymami. Są też orkowie
niezbędnik, to współczuję mu ubogiej biblioteki. Nie „współcześni” - wciąż brzydale, ale bardzo postawni,
tak trudno znaleźć książki, które są świetne, obywając czasem tworzący własną, konkurencyjną wobec ludzsię bez motywu epickiej podróży, a poruszające dość kiej kulturę. Zdarzają się też orkowie rosnący z zarodników jak grzyby, czy inne dziwadła (tu polecam
ważne tematy.
Niewidocznych Akademików Pratchetta).
Technologia kopiuj-wklej — bo elf to elf,
po chuj drążyć temat?
Podsumowanie
Najtrudniejszym do obalenia argumentem jest wszechobecność krasnoludów, elfów, orków i innych brzydali
w większości uniwersów. Przyjrzyjmy się temu bliżej — tu przydadzą nam się przykładowe światy podane w filmie jako czerpiące z klasyki.
Krasnoludy, które charakteryzują się tym, że są niskie, krępe, mieszkają w kopalniach, a ich życie polega
na budowaniu, machaniu kilofem, machaniu toporem,
piciu piwa i dupczeniu kobiet. Ludzkich, bo własnych
nie mają. Znam jednak świat, w którym — pomijając pewne szczegóły — znajdziemy istoty z tego opisu,
a który jest o wiele starszy od Śródziemia. Mianowicie nasz. Niski wzrost pewnych osób był od zawsze
czymś przyciągającym uwagę, przez co karły doskonale odnajdowały się w światach mniej lub bardziej
magicznych — czy to w cyrku, czy to w baśniach.
Kolejną bardzo popularną rasą są elfy. Niepisana
zasada mówi, że każdy „dobry” twórca fantasy musi
wymyślić przynajmniej jedną własną elfią rasę, stąd
Owszem, krasnoludy, orkowie, elfy, a także inne stworzenia ze Śródziemia, mają swoje miejsce w fantastyce.
Tylko czy każdy elf to Quendi? Czy to, że twórcy i tłumacze wciąż używają tych samych nazw do określania
różnych istot (i kultur), jest spuścizną Tolkiena, czy
zakorzenione jest głębiej? Czy przypadkiem nie jest
tak — szczególnie mam na myśli polską scenę — że istnienie Tolkiena i przypisywanie mu ustanowienia podwalin pod współczesną fantastykę, nie wynika z prostego faktu, że kilka lat temu nakręcono głośny, dobrze
rozreklamowany i całkiem ładny film na podstawie
jego dzieła? Jako gówniarz nie miałem bladego pojęcia
o istnieniu Śródziemia, a motywy fantastyczne uwielbiałem. Ciężko zarzucić Brzechwie, Kruger, Verne’owi,
Parandowskiemu, Carrollowi czy Leśmianowi, że zrzynali z Tolkiena.
Na zakończenie jeszcze coś o elfach [Franz Schubert — Erlkönig, op. 1, D 328]:
http://www.youtube.com/watch?v=VdhRYMY6IEc
2
Zdaję sobie sprawę, że piszę głupotę.
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
11
BYTNER: LENIWY LEWACKI POMIOT
11 kwietnia 2013
Smartfony dla dumbuserów
Patrzę właśnie na leżący przede mną telefon. Czarnuch ma pięć lat, kosztował mnie złotówkę, przeżył
utopienie w miejscu, które wstyd wspominać, podejrzewam, że projektanci obudowy myśleli, że tworzą
czarną skrzynkę. Niegdyś miałem ambitny plan nie
wymieniać go, póki działa, acz zaczyna dawać się we
znaki jego niezgodność z najnowszymi standardami,
co skłania mnie do przyjrzenia się własnemu portfelowi i ofertom rynkowym.
Przez pół dekady zadowalałem się produktem
z najniższej półki, którego wybór był w dodatku pokierowany przede wszystkim eleganckim wyglądem
i klasyczną, jednoczęściową obudową (przy ówczesnym
zalewie tandetnych sliderów) — mianowicie Samsungiem SGH Z170. Prawie wszystkie jego wady, które
stwierdzam aktualnie, były mi znane już na początku
użytkowania — brak gniazda 3,5 mm do słuchawek
oraz mini USB, krótki czas pracy baterii, niezrozumiała dla mnie, ale jednocześnie absolutnie nieuciążliwa niemożność ustawienia dzwonka mp3 jako sygnału przychodzącej wiadomości (przy czym można
taki dzwonek ustawić dla połączeń i alarmów) oraz
dziwny system dedykowany, który teoretycznie pozwala na instalowanie aplikacji Java, ale do tej pory
nie znalazłem sposobu, jak taką zainstalować z własnego komputera. Jak widać są to pewne minusy
względem standardów z czasów, gdy go kupowałem,
nie mówiąc już o obecnych.
Gdy teraz porównuję sobie dostępne w sprzedaży
nowe telefony, nie wiem: czy mam płakać, czy się ciąć.
Najlepiej biedę, jaką tam dostrzegam, zobrazuje reklama jabłkowych nowości, którą jakiś czas temu widziałem w telewizji. Ktoś chciał mi wmówić, że doskonałym powodem do zakupu tego cuda zza Atlantyku
są niepowtarzalne możliwości w pstrykaniu i obróbce
zdjęć. Widząc tę reklamę oniemiałem, bo gdybym wyjął z kieszeni swojego staruszka i zareklamował go
komuś dokładnie tymi słowami, którymi próbowano
mnie przekonać do zabawki droższej od mojego komputera, to praktycznie bym nie kłamał. Oczywiście nie
dowodzi to, że mój telefon dorównuje współczesnym.
12
Ale też specjalnie od nich nie odstaje — ma praktycznie wszystkie funkcje potrzebne przeciętnemu użytkownikowi, a i trochę takich, które przydadzą się mniej
przeciętnym, jak mi. Gdy czytam specyfikację współczesnych modeli z tej samej półki, co mój, to widzę
tylko kosmetyczne różnice — większą pamięć, czy rozdzielczość matrycy aparatu.
Świecie podręcznych super-gadżetów, czemu pozostajesz science-fiction? Gdzie są zegarki z wbudowanym Wszystkim? Czemu nowoczesne, ułatwiające życie technologie nie robią żadnej rewolucji, bo są po
prostu niedostępne, bo ich zdobycie wymaga albo podpisania cyrografu, albo poświęcenia stu sześciopaków
piwa? Oczywiście nie stawiam tych pytań dlatego, że
naprawdę nie wiem. Nie odkryję Ameryki twierdząc,
że produkcja tak zwanego smartfonu jest niewiele
droższa od produkcji zwykłego pustaka. Dla mnie to
oczywiste, że taka a nie inna sytuacja na rynku służy
tylko napełnianiu kont producentów. Na jedno i drugie
są klienci, nikomu nie opłaca się tego zmieniać i upowszechniać smartfonów, bo nic ich na wyższej półce
cenowej nie zastąpi, a interes kręcić się musi.
Wychodzi na to, że ponarzekałem głównie, że
smartfony drogie. Ale jeszcze pozostaje druga część —
że ich użytkownicy głupi. Rzecz jasna nie wolno uogólniać i część ludzi wie co robi, kupując taki a nie inny
telefon. Ale jest też cała rzesza, która nabiera się na
takie bzdury, jak we wspominanej przeze mnie reklamie. Dawniej o statusie świadczył zegarek na ręku,
dziś — rodzaj cegły w kieszeni. Do tego sprowadził się
wynalazek, który miał ludziom znacznie ułatwić życie.
Wracam do swojego ambitnego planu — zobaczę,
ile mój misiek jeszcze wytrzyma. Nie muszę mieć dotykowego ekranu, bo za parę lat wejdzie nowa moda, problem z gniazdem 3,5 mm rozwiąże polutowanie paru
drutów. Dzięki odrobinie chęci mogę mieć w kieszeni
ulubione filmy, muzykę, całą wiedzę ludzkości, słowniki i wszelkie potrzebne mi kontakty. Będę zrzędził,
że kiedyś to były czasy, ale póki czołg nie przejedzie
mojego telefonu, nie kupię dokładnie tego, co już mam,
z odrobinę jedynie wygodniejszą obsługą.
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Katedra hipsterologii stosowanej
Rubrykę prowadzi: Folta
22 lutego 2013
Seks bez miłości
Komentarz odnośnie artykułu Marty Brzezińskiej Seks bez miłości? To dobre dla zwierząt 1
opublikowanego na portalu Fronda.pl dnia 11 lutego 2013
11 lutego przejdzie do historii jako dzień, w którym Marta Brzezińska odkryła seks bez miłości.
Tego właśnie dnia do kiosków trafiło wydanie tygodnika „Wprost” z artykułem okładkowym traktującym
o tym zagadnieniu. Artykuł ów nie musiał długo czekać na ostrą replikę red. Brzezińskiej.
Biorąc pod uwagę bezkompromisowy ton repliki,
wnioskuję że z przedmiotowego artykułu red. Brzezińska dowiedziała się o tym, że niektórzy ze sobą sypiają,
nie będąc małżeństwem. Zgodnie z zasadą, że „słuszny
gniew zawsze spoko” miałem dużo radości z czytania
frondowej filipiki, przy czym nie mogłem powstrzymać
wielokrotnie zdziwienia.
Zdziwienie wzięło się stąd, że wydawało mi się,
iż w miarę rozgarnięta osoba żyjąca w systemie realkapitalizmu zdaje sobie sprawę z kilku zjawisk w nim
występujących. Jednym z nich jest zasada sex sells,
(pol. szczucie cycem), która sprawia że każdy szanujący się magazyn co jakiś czas o tym pisze. Z reguły raz
na kwartał, czasem częściej, czasem rzadziej. Szczególnie ciekawy jest „Focus”, w którym nie ma numeru bez
artykułu o seksie, a raz na pół roku wychodzi nawet
numer specjalny poświęcony mu w całości.
Dodatkowo, artykuł który stał się przedmiotem
słusznego gniewu red. Brzezińskiej ukazał się 11 lutego, czyli w tygodniu walentynek. Nie chce mi się
wchodzić w spory na temat wyższości nocy Kupały
nad walentynkami. Można jednak wysnuć tezę, że:
sex sells
+ walentynki
= ...
PROFIT!
1
Stąd też tematyczny artykuł we „Wprost” nie
wzbudził u mnie żadnego zdziwienia. Wzbudziła je natomiast reakcja red. Brzezińskiej.
Po pierwsze, nie sądziłem że na tak cyniczne zagranie jak artykuł o seksie w walentynkowym tygodniu
można się nabrać. Z drugiej, zdziwiła mnie żywiołowość reakcji na tezy postawione w artykule i przyjęty
model polemiki z nimi.
Nie jestem biologiem, ale wydaje mi się, że miłość
jest wtórna do seksu. Ot, wszystkie zwierzęta wykazują zachowania seksualne, a miłość to kwestia zwierząt wyższego rzędu (wydaje mi się, że tylko ptaków
i ssaków, ale niech bardziej obeznani z biologią Czytelnicy mnie poprawią, jeśli się mylę). Bulwers Marty
Brzezińskiej jest dla mnie o tyle niezrozumiały, że to
nic odkrywczego i nic, o czym byśmy nie słyszeli.
Inną ciekawą rzeczą, na którą już zwracano uwagę
jest utożsamianie miłości z małżeństwem. To, że miłość niejedno ma imię jest truizmem. Tak samo fakt
seksu przed- czy niemałżeńskiego. Dlatego ciekawie
brzmi zdanie o wierności przez 50 lat. Czy miłość
niepotwierdzona sakramentem (bo zakładam, że wg
Frondy ślub cywilny się nie liczy) nie jest miłością?
Najwidoczniej nie.
Mam dziwne wrażenie, że Fronda traktuje pewne
wzorce jako powszechnie obowiązujące i jedynie możliwe. Para to tylko małżeństwo, kobieta w zagrożonej ciąży to tylko męczennica, która ma rodzić bez
względu na okoliczności. Tymczasem jesteśmy ludźmi,
a nie marmurowymi pomnikami i o ile wzorowanie się
na tych, których uważamy za wzór jest zazwyczaj dobre, to jednak trzeba pamiętać, że nie każdy może zo-
Artykuł dostępny pod adresem: http://www.fronda.pl/a/seks-bez-milosci-to-dobre-dla-zwierzat,26105.html
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
13
FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ
stać świętym. Przy okazji warto też brać pod uwagę,
że różni ludzie mogą mieć różne wzorce. Dla jednych
wzorem pary jest Maria i Józef, dla innych — de Beauvoir i Sartre. Problem zaczyna się, kiedy wzorem
są Nancy Spungen i Sid Vicious, ale to chyba raczej
margines...
Argumentem, prawdopodobieństwo wystąpienia
którego w wypowiedziach konserwatystów dąży do
1 jest też argument zezwierzęcenia. Że seks bez miłości właściwy jest zwierzętom. Otóż, nie zawsze tak
jest, bo np. wrony łączą się w pary na całe życie,
a zapewne jest i wiele innych gatunków, u których
zachowanie takie występuje. Po drugie, człowiek jest
jednym z nielicznych zwierząt, u których zachowania
seksualne nie są bezpośrednio związane z rozmnażaniem, tj. ludzie uprawiają seks nie tylko dlatego, aby
mieć dzieci. Podejmują nawet całkiem dużo działań,
aby owych dzieci nie mieć.
To rzekłszy, chciałbym skierować parę słów do konserwatystów. Choć może to się wydawać dziwne, na-
uczanie Kościoła Rzymskokatolickiego nie jest jedynym odnoszącym się do ludzkiej seksualności. Można
do sprawy podchodzić na wiele sposobów. Jeśli dwójka
dorosłych ludzi chce iść do łóżka, to niech idą, to mają
do tego prawo. To że red. Brzezińskiej idea seksu bez
miłości się nie podoba jest jej prawem, ale nie jest prawem powszechnie obowiązującym. Tutaj mamy zonk
w postaci demokracji i wolności jednostki. Jeśli para
poznała się 10 minut temu i już chce konsumować znajomość, to jest to ich sprawa. Jeśli ktoś uważa, że najlepszym na to momentem jest noc poślubna, też jest
to jego sprawa. Tak samo jak sprawą red. Brzezińskiej
jest to, z kim i jak spędza noce.
Niewtykanie nosa w czyjeś życie osobiste jest
zresztą dobrym standardem dla wszystkich (tutaj pozdrowienia dla komentujących życie seksualne Brzezińskiej — dajcie spokój. Przesadne zainteresowanie
cudzą sypialnią zostawmy innym).
11 marca 2013
Lemingi
Jednym ze słów roku 2012 był rzeczownik leming. Żyłem, jak się okazuje, w kłamstwie, ponieważ
Co w sumie zabawne, jako że na wyraz ten stosowany prawdziwy leming to ten koleś:
w najczęstszym w ubiegłym roku znaczeniu (o czym
za chwilę) natknąłem się pierwszy raz na przełomie
2006 i 2007 roku na niedościgłym forum Onetu.
Jak przedstawiciel pokolenia Prince of Persia2 , lemingi kojarzyłem do tej pory z sympatycznymi pikselowatymi stworami spadającymi z nieba.
Tak wygląda leming.
Pora jednak zakończyć ten informatycznokulturoznawczo-zoologiczny wstęp i przejść do rzeczy.
(Hyhy, Do Rzeczy, rozumiecie, hyhy...). W poprzedniej
inkarnacji niepokornej ekipy, „Uważam Rze”, w lecie
ubiegłego roku ukazał się artykuł Roberta Mazurka
Alfabet Leminga 3 . Artykuł wyjątkowo słaby (aby móc
to powiedzieć z czystym sumieniem, musiałem go przeczytać; mam nadzieję, że PT. Czytelnicy raczą docenić
2
Mamy już pokolenie „Teleranka”, generacje X, Y i Nic, a także dzieci sieci. Ja wymyśliłem sobie pokolenie Prince of Persia, a co! Z góry uprzedzając wątpliwości: pokolenie Prince of Persia zostało przeze mnie wyodrębnione w zgodzie z przyjętymi
w polskiej debacie publicznej standartami. Czyli całkowicie arbitralnie i z dupy.
3
Artykuł dostępny pod adresem: http://www.uwazamrze.pl/artykul/909451.html
14
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ
to poświęcenie graniczące nieledwie z masochizmem).
Najzabawniejsze w prawicowych żartach jest to, że są
absolutnie nieśmieszne, czego przykładem miał być
ówże artykulik, w którym najbardziej bawi frustracja autora. Który zachęcony sukcesem popełnił też
jego część drugą, podlaną sowicie Schadenfreude, bo
lemingom ma spadać stopa.
Co jest jednak zabawne, po całej wrzawie związanej z artykułem Mazurka (znacznie bardziej rozdmuchanej, aniżeli to dzieło zasługiwało), to to że
niektórzy, nie znając ich niepokorno-onetowego rodowodu, zaczęli także narzekać na lemingi. Mimo, że
PiS lubili tak samo jak ja (na rządy tej partii mam
taką samą ochotę, jak na kamień w nerce). Ciekawa
była argumentacja, ponieważ w tym wypadku przyczyna i skutek były całkowicie odwrotne, niż w wersji
niepokornej.
Dla niepokornych leming popełnia tylko jeden
grzech: nie popiera PiS. To jest praprzyczyna, korzeń
i źródło wszelkiego zła. Cała reszta jest wtórna i bez
znaczenia; niemalże dopisana na siłę. Gdyby lemingi
głosowały na PiS, to zamiast wieśniaków pracujących
w korpach lansujących się w Starbucksie, mielibyśmy
młodych, ambitnych ludzi z mniejszych ośrodków robiących karierę, pozostając przy tym wiernymi tradycji i pochodzeniu, wykazujących spore przywiązanie
do swoich małych ojczyzn, tradycyjnej polskości i co
tam jeszcze. Młodą nadzieję Polski. Jakby jeszcze byli
konserwatywni, to Mazurek z kolegami nosiłby ich zapewne na rękach. Niepokorni mogliby mieć zastrzeżenia, że trochę za bardzo bezrefleksyjni i konsumpcyjni.
Ale nikt nie jest doskonały, prawda?
Z drugiej strony jest jeszcze weselej. Najpierw „Polityka” napisała kontrę do Mazurka (na szczęście nie
siląc się na dowcipasy na poziomie oryginalnego tekstu), a potem Tomasz Lis poczuł się bardzo w obronie
lemingów. Nagle stali się oni solą ziemi, rodzącą się
klasą średnią, która nam tutaj wszystkim zbuduje demokrację, dobrobyt i w ogóle och i ach.
A jak ja to widzę? Do tej pory leming grał dwie role:
1. zmanipulowanego bezrefleksyjnego wyborcy PO.
Oddajmy głos red. Mazurkowi:
[K]onstytutywną cechą lemingów — ludzi jest
właśnie konformizm i bezrefleksyjność. Piotr
Zaremba zdefiniował nawet lemingów jako
„bezrefleksyjnych przeżuwaczy medialnych mądrości”. Wychowani na „Wyborczej”
4
5
i TVN czerpią z nich nie tylko wiedzę o świecie,
ale także tegoż świata ocenę zróżnicowaną kolorystycznie jak wzrok psa — na czarne i białe.4
2. Wersja Lisa:
Leming jest tak naprawdę najbardziej dojrzałym obywatelem. Potrafi popierać, ale nie
bezwarunkowo. Głosuje, ale wymaga. Domaga
się nie słów, ale czynów. Rozlicza nie z deklaracji, ale z efektów. Nie ulega tanim trikom. Ignoruje emocjonalny szantaż. Nie kupi się go wyborczą kiełbasą ani obietnicami wymyślonymi
przez politycznych PR-owców. Leming nie cierpi
pustosłowia, patosu, głupiej demagogii i wrzeszczącego patriotyzmu. Wie, że tak jak kiedyś był
czas honoru, tak dziś jest czas wielkiej pracy. Nie
marudzi, nie stęka, nie „allelui”, ale naprawdę
jedzie do przodu.
Nie wiem, jak Państwu, ale mnie aż serce urosło
w ten piękny przedwiosenny dzionek. Piękne to i urocze jak wiącha sztucznych kwiatów.
Obie wersje są wybiórcze i więcej mówią chyba
o ich autorach, niż o lemingach jako takich. Pozwólcie
więc, że zaprezentuję moją wizję leminga.
Według mnie, leming nie jest u nas niczym nowym. Jest to nieco zmodyfikowany archetyp strasznego mieszczanina opisanego przez Tuwima w wierszu
„Mieszkańcy”. Nie ma się co temu dziwić. Potrzeba
bezpieczeństwa ma wyższy priorytet, niż potrzeba rozwoju. Nie każdy musi być intelektualistą. W Polsce tak
akurat wyszło, że kanony zachowań wyznaczała inteligencja, która była nieliczną, ale wpływową grupą.
Inteligent miał być wykształcony i kulturalny, wyznawać etos, etc. Przyrównując leminga do inteligenta,
nietrudno dojść do podobnych wniosków jak Tuwim.
Ale czy to źle?
Nie wiem. Mnie mieszczańskie zachowanie drażni
i nie potrafiłbym tak żyć. Na przykład za nic nie
chciałbym mieszkać na strzeżonym osiedlu i jarać się
nową plazmą.5 Czy potępiam tych, którzy o tym marzą? Nie. Nie szaleję za nimi, ale też z nimi nie przestaję więcej, aniżeli muszę. Oczywiście, chciałbym,
żeby polskie społeczeństwo bardziej przypominało Holendrów lub Skandynawów, ale nie wierzę w cuda. Nie
mam zamiaru pluć żółcią na lemingi, ani też nie będę
ich wychwalał. Niech sobie żyją, robią to, co robią
i niech będą szczęśliwi.
Takiego podejścia życzę red. Mazurkowi i Lisowi,
jak też też i Wam, drodzy Czytelnicy.
Widzicie, co ja dla Was, drodzy Czytelnicy, musiałem czytać?
Chyba, że podłączą do niej playstation.
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
15
FOLTA: KATEDRA HIPSTEROLOGII STOSOWANEJ
14 kwietnia 2013
Rondo Gierka i Margaret Thatcher
Czy ludzi już do reszty pogrzało? Na patrona ronda
w Warszawie proponuje się Gierka albo Thatcher. Oba
pomysły są równie debilne, więc nie wiem od którego
zacząć.
Chyba zacznę od Gierka. Radom i Ursus to jedno.
Zresztą to fajny przykład jakie jest rozumienie pewnych procesów w Kraju Kwitnącej Cebuli: w 1923 r.
rząd Witosa upada po wydarzeniach 5 listopada:
wskutek strajku ginie 18 cywili i 14 żołnierzy. O tym
nie pamiętamy, bo II RP i Gdynia. 1970 Wybrzeże —
pada Gomułka, bo kazano strzelać do ludzi. Wybrzeże
źle. 1976, Płock, Radom i Ursus. Też są ofiary śmiertelne, ale mało. Ale Gierek dobrze, więc czerwiec też
dobrze. W 1981 Wujek. Jaruzel źle, to Wujek też źle.
1923, 1970 i 1981 to w sumie ten sam schemat, ale
1970 i 1981 źle, bo PRL, a 1923 dobrze, bo II RP
i Gdynia się rozbudowuje.
O tym, że pół roku temu spłaciliśmy wreszcie długi
Gierka i o tym, że gospodarka polegała na budowie
skansenów w randomowych miejscach to sprawa oczywista. Wniosek prosty i smutny: ludzie mają w głębokim poważaniu idee takie jak wolność, solidarność,
etc., choć wycierają sobie nimi teraz gębę. Buntują
16
się jak drożeje wódka i kiełbasa zwyczajna, a stawiają
pomniki za maluch i coca-colę.
Co do Thatcher, to widzę tu chyba tę samą motywację co dla Ronda Reagana we Wrocławiu. Bezgraniczne i bezrefleksyjne uwielbienie bez znajomości
kontekstu (bo choć rządy Thatcher pomogły wielkiej
Brytanii, to jednak miały też wiele negatywnych skutków ubocznych). Do tego dodajmy kierowanie się emocjami w miejsce rozumu i nadgorliwość wynikającą
z kompleksów i mentalności pańszczyźnianego chłopstwa. Przy czym postawa kultu wobec Thatcher i Reagana ze swojej natury pozbawiona jest głębszej refleksji i prostacka. I w ten sposób w moim rodzimym
grodzie Reagan, którego zasługi dla Wrocławia są nikłe, ma wielkie rondo, a ofiary Festung Breslau, których było 200.000, w tym większość cywili, mają figę
z makiem. Nie mówiąc już o tym, że zarówno Reagan
jak i Thatcher są krytykowani m.in. za położenie podwalin pod aktualny kryzys.
Na szczęście ktoś jednak w tym mieście myśli
i zgłosił dobrą kandydaturę na patrona ronda. Jest
to Maniuś Kitajec.
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Na dnie strumienia świadomości
Rubrykę prowadzi: Miszczyk
8 lutego 2013
Urojona przeszłość
Nie jest tajemnicą, że nie identyfikuję się z wszelkiego
rodzaju skrajnym konserwatyzmem. Nie odpowiada
mi w nim chociażby podejście do religii, posłuszeństwa
czy hierarchii. Konserwatyzm to jednak nie tylko posłuszeństwo, religia i hierarchia. U podstaw wszelkiego
reakcjonizmu leży tęsknota za jakimś złotym wiekiem.
Za mądrymi królami, wielkimi generałami, szlachetnymi rycerzami, prawdziwą sztuką, relacjami międzyludzkimi opartymi na szczerości i życiu w imię jakiejś
wzniosłej idei.
Wizja taka jest ciekawa — nie jest to społeczeństwo pozbawione konfliktów1 ale społeczeństwo w którym każdy konflikt ma sens i do czegoś prowadzi,
wybitni ludzie są docenieni a dobro łatwo oddzielić od zła. Pozostaje jednak pewien problem: takiego złotego wieku nie da się umieścić nigdzie na osi
czasu. Potrzebny byłby raczej układ współrzędnych
z osią Y rzeczywistości alternatywnych.
Świat nigdy nie był wspaniały. Materialistyczne
podejście, tak znienawidzone przez reakcjonistów, nie
jest wymysłem XX wieku — większość ludzi zawsze
żyła w ten sposób, myśląc przede wszystkim o zaspokajaniu własnych podstawowych potrzeb. Wojny
zawsze prowadzono o ziemię, zasoby i pozycję polityczną, nie dla żadnych wyższych celów. Na jednego wybitnego artystę zawsze przypadała setka ta-
1
kich, którzy tworzyli przede wszystkim to, co spodoba
się publiczności. Rycerskie eposy nie opisywały życia przeciętnego człowieka w zbroi. One próbowały
pokazać szlachetnie urodzonemu ścierwu z mieczami
jak powinno się żyć, bo szlachetnie urodzone ścierwo
z mieczami zwykle nie było ani szczególnie honorowe
ani szczególnie bohaterskie.
Z przeszłości znamy wielu wielkich ludzi, ale wielcy
ludzie zawsze byli wyjątkiem, nie regułą. Żaden system polityczny i żaden religijny fanatyzm nie przemienią społeczeństwa przeciętniaków w coś więcej.
Żaden system nie zapewni też że to ci wielcy, wybitni i mądrzy znajdą się na szczycie drabiny społecznej — w końcu wybitne jednostki nie muszą być
ani wysoko urodzone, ani tym bardziej związane z dominującym środowiskiem politycznym. Arystokracja
to nie władza najlepszych ale władza tych, których
przodkowie byli na tyle dobrymi politykami że zabezpieczyli swoją rodzinę na wiele pokoleń — a to jeszcze
niewiele znaczy.
Wielkość zawsze była wybiciem się ponad przeciętność. Przeszłość nigdy nie była tak piękna jak opowieści o przeszłości. Zwykły człowiek tysiąc lat temu nie
był lepszy od zwykłego człowieka teraz i zapewne nie
będzie lepszy od zwykłego człowieka za tysiąc lat. I nic
tego nie zmieni.
Miszczyk, Brak złodzieja, http://www.rekurencje.pl/2013/01/18/miszczyk-brak-z%C5%82odzieja/
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
17
MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI
Nerdkultura polityczna
15 lutego 2013
Wprowadzenie
Metodologia badania nerdkultury
Wprowadzenie osobiste
Nawiązując do politycznych odczytań kultury oraz
do zastosowania psychoanalizy do badania literatury
i sztuki (o tym jak ważne są wnioski do których doszli psychoanalitycy niech świadczy popularny mem
internetowy „DICKS EVERYWHERE”6 ), najlepszą
metodą badania zdaje się być nadinterpretacja i wybieranie takich faktów, które pasują do tezy. Wyniki
moich badań przedstawię w formie ogólnikowych sformułowań (pozwalają one uniknąć nieokrzystnych dla
tezy interpretacji wynikających ze szczegółowej analizy źródeł, zmniejszają także szanse na niepożądane
przkeształcenie sekcji komentarzy w kłótnię o to czy
gry komputerowe w które gram i seriale science-fiction
które oglądam spełniają ogólnie przyjęte kryteria „zajebistości”) płynących luźno w strumieniu świadomości (bo to mój artykuł).
Pomysł na ten artykuł miałem w przybliżeniu od zawsze, o ile uznamy że „zawsze” jest od powstania czasopisma Rekurencje do plus nieskończoności. Najpierw
chciałem żeby to był mój pierwszy artykuł, doszedłem
jednak do wniosku że nie mogę zacząć swojej kariery
od czegoś tak głupiego i bezsensownego. Nie, coś tak
głupiego i bezsensownego musi być moim rekurencyjnym magnum opus — przynajmniej dopóki nie wymyślę czegoś jeszcze głupszego i jeszcze bardziej bezsensownego (nie bójcie się, zapewne wymyślę).
Wprowadzenie satyryczne
Akademicka lewica lubuje się w interpretowaniu
wszystkiego politycznie. Jeszcze niedawno śmialiśmy
się z Krytyki Politycznej przypisującej Żeromskiemu
chęć wymordowania Żydów2 , ale przecież nie jest to
odosbobniony przypadek. KryPol widzący rasistowską eksterminację tam gdzie jej nie ma, ekolodzy
narzekający na wszechobecny antropocentryzm i radykalne feministki odczytujące wszystko jako „kulturę gwałtu” i „patriarchat” to tylko najbardziej przerysowane przykłady „marksistowskiego odczytania”3 ,
„feministycznego odczytania”4 i podobnych nurtów
w krytyce literackiej. A odczytywać w ten sposób
można wszystko5 .
Gdy polityka tak agresywnie wchodzi w sferę kultury, najlepszą obroną dla kultury będzie działanie
analogiczne. Odpowiedzią na polityczną analizę kultury będzie kulturowa analiza polityki, a pierwszym
krokiem na drodze do niej musi być stworzenie opartej na kulturze ideologii.
Oczywiście istnieje wiele różnych nurtów w obrębie kultury i każdy będzie patrzył na politykę inaczej. Ja wybieram ocenianie wszystkiego z perspektywy nerdkultury ponieważ jest mi ona bliska, w dodatku traktowanie jej na równi z innymi elementami
kultury denerwuje pretensjonalnych ludzi — a to jest
zawsze coś dobrego.
Nerdkultura jako filozofia polityczna
Post-wprowadzenie
Zanim przejdziemy do analizy nerdkultury, musimy
najpierw ją zdefiniować. Jednoznaczny opis koniecznych przesłanek kwalifikacyjnych zdaje się być niemożliwy, dlatego przyjmiemy definicję którą wymyśliłem na poczekaniu: nerdkultura to całokształt tekstów
kultury wywodzących się z niszowej części popkultury,
ściśle związany z nowymi mediami i nowymin formami
ekspresji, charakteryzujący się eskapizmem7 . Nerdkultura jest synkretyczna.
Czy ta definicja jest kiepska? Zapewne tak. Ale
nic nie możecie z tym zrobić bo ten artykuł jest moją
nadinterpretacją, nie waszą.
Nerdkultura jako mit heroiczny;
polityka mitu heroicznego
Analizując większość wytworów nerdkultury trudno
nie zauważyć elementów mitycznych. Wynika to częściowo z zakorzenionego w kulturze monomitu opisywanego przez Campbella jako wędrówka bohatera8
o tysiącu twarzach9 , ale nie tylko. Dość wyraźny jest
2
Eliza Szybowicz, Fantomowe Przedwiośnie, 16.01.2013, http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/czytaj-dalej/
20130116/fantomowe-przedwiosnie
3
http://en.wikipedia.org/wiki/Marxist_literary_criticism
4
http://comminfo.rutgers.edu/professional-development/childlit/Feminist/femread.html
5
http://greatgreatgrand.blogspot.com/2008/08/giving-text-marxist-reading-there-are.html
6
https://encyclopediadramatica.se/Dicks_Everywhere
7
Miszczyk, Pochwała eskapizmu, 08.01.2013, http://www.rekurencje.pl/2013/01/08/miszczyk-pochwa%C5%82a-eskapizmu/
8
http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/TheHerosJourney
9
Piotr Wereśniak, Podróż bohatera o tysiącu twarzach, 11.12.2011, http://piotrweresniak.com/2011/12/11/
podroz-bohatera-o-tysiacu-twarzach/
18
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI
tradycyjny obraz bohatera jako kogoś kto odważnie
walczy ze złym wrogiem w obliczu zagrożenia życia.
Pisarz Michael Moorcock napisał długi esej narzekający na konserwatywne implikacje literatury fantasy10 , tu jednak nie chodzi o zwykły konserwatyzm. Nerdkultura nie strzeże starego porządku, religii, prawowitej władzy czy społecznego konsensusu.
Ona na pierwszym miejscu stawia niezłomnego wojownika który walczy w imię czegoś większego niż własna
korzyść i nawet jeżeli nie osiąga swojego celu lub nie
jest doceniony przez innych, jest obiektywnym moralnym zwycięzcą który przez swoje czyny stał się kimś
więcej niż zwykli ludzie. Jest to postać analogiczna do
wzoru jaki stawiają nie głównonurtowi konserwatyści
a raczej inspirowani koncepcją nietzscheańskiego nadczłowieka konserwatyści rewolucyjni i tradycjonaliści
integralni jak Jünger czy Evola.
tywna, jest to niemal zawsze prezentowane jako wada.
Indywidualizm nerdkultury jest indywidualizmem jak
najbardziej liberalnym.
Etyka nerdkultury
Jest jeszcze jeden element filozofii nerdkultury niepasujący ani do ideologii tradycjonalistycznej i związanej
z nią władczej deontologii ani do etycznego egoizmu14
mogącego wynikać z daleko posuniętego indywidualistycznego liberalizmu. Moralność nerdkultury to prosta, intuicyjna moralność altruistyczna15 .
Dobry człowiek pomaga innym, nawet jeżeli tylko
dlatego że pomaganie po prostu sprawia mu przyjemność16 . Nawet jeżeli jego działanie nie przynoszą pożytku, jego intencje nie są złe. Złoczyńca albo bezpośrednio szkodzi (kradnie, zabija, niewoli) albo dopuszcza powstanie szkody ponieważ nie obchodzi go
los innych ludzi. Bardziej skomplikowani antagoniści
Nerdkultura i jednostka
robią złe rzeczy dla dobra innych, ale taki wróg jest
Jednak nie wszystko w nerdkulturze można inter- „mniej zły”. Dość często można też spotkać się z etyką
pretować tradycjonalistycznie. Popkultura mimo swo- opartą przede wszystkim na współczuciu17 .
jej masowości11 często promuje postawy indywidualistyczne12 , tym bardziej indywidualistyczne są więc Zakończenie
wywodzące się z popkultury nisze których celem nie
Podsumowanie
jest znalezienie szerszej publiczności.
Jak objawia się ten indywidualizm? Najczęściej Polityczna filozofia nerdkultury to altruistyczny libew postawie bohatera, który nierzadko jest niezależny ralizm integralny. Jest to idea w której równie ważne
od wszelkich odgórnych struktur — a jeżeli już się są wolność jednostki, troska o innych i dokonywaw nich znajduje, jest często niepodporządkowany, co nie wielkich czynów. Najlepiej podsumowuje ją motto
prowadzi do konfliktów ze zwierzchnikami. Indywidu- (które właśnie wymyśliłem): „żyj tak, żeby twoja bioalizm wyraża się też symbolicznie — bohaterowie czę- grafia była dobrą grą komputerową”.
sto wyróżniają się strojem, sposobem poruszania, sposobem mówienia. Bohaterowie zwykle nie noszą uniPost-podsumowanie
formów — nawet bohater-żołnierz i bohater-policjant
Ten artykuł był oczywiście pisany z przymrużerzadko pokazują się w mundurach.
O ile część z tych rzeczy możnaby na siłę zinter- niem oka. Nie zmienia to faktu że jestem dość
pretować jako słuszny, konserwatywny bunt przeciwko dumny ze stworzonej w nim idei, niezależnie od tego
zepsutemu światu gdyby nie jeden ważny element: po- czy będziemy nazywać ją nerdkulturą polityczną,
dejście do spraw społecznych. Wyraźna, agresywna altruistycznym liberalizmem integralnym, fikcjonalinienawiść bądź niechęć wobec mniejszości i grup mar- zmem18 czy bezsensownymi pierdoletami Miszczyka.
ginalizowanych (rasizm, antysemityzm, mizoginia, ho- Czy nadaje się to na filozofię życia albo ideologię pomofobia) jest niemal zawsze cechą charakteryzującą lityczną? Pewnie nie, ale zawsze można spróbować.
złoczyńców13 — a jeżeli nawet posiada ją postać pozy- W końcu nie ma co ograniczać się rzeczywistością.
10
www.revolutionsf.com/article.php?id=953
Stephen Young, Mass Individualism? Mass Produced Culture in Western Society, 4.02.2008, http://socyberty.com/
social-sciences/mass-individualism-mass-produced-culture-in-western-society/
12
http://philosophynow.org/issues/64/Pop_Culture_An_Overview
13
http://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/PoliticallyIncorrectVillain
14
http://philosophy.lander.edu/ethics/ethical_ego.html
15
http://en.wikipedia.org/wiki/Altruism
16
http://www.iep.utm.edu/psychego/
17
http://en.wikipedia.org/wiki/Arthur_Schopenhauer#Ethics
18
Miszczyk, Prawdziwa dyskryminacja, http://www.rekurencje.pl/2012/11/07/miszczyk-prawdziwa-dyskryminacja/
11
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
19
MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI
24 lutego 2013
Analiza zjawiska neoliberalizmizmu
Jako twórca altruistycznego liberalizmu integralnego19
musiałem postawić sobie pytanie jakie stawia sobie
w dzisiejszych czasach każdy twórca ideologii mającej
kiedyś podbić świat: „czy światopogląd który stworzyłem jest neoliberalny?”. Odpowiedź na nie brzmi
oczywiście „tak” — w tym artykule wyjaśnię dlaczego.
‘Neoliberalizm’ to popularne słowo, szczególnie
w publicystyce lewicowej, do dziś jednak nikomu nie
udało się stworzyć jego spójnej definicji. Neoliberalizm
opisuje się poprzez wskazanie pewnych cech i wyliczenie reprezentatywnych osób, partii i zjawisk — ale
na podstawie takiej enumeracji także nie da się ustalić co to za dziwny światopogląd. Zagadkę tę można
rozwiązać tylko metodami trollskimi: wejść na wyższy stopień rekurencji20 i opisać ideologię nielubienia
neoliberalizmu.
Osoba opanowana przez neoliberalizm to neoliberał. Do klasyfikacji jako neoliberała teoretycznie potrzebne są dwie cechy, są one jednak uznawane za
sprzężone (wystąpienie jednej implikuje występowanie obydwu): światopogląd niezgodny z neoliberalizmizmem i negatywne cechy osobiste (brak współczucia, okrucieństwo, egoizm, chciwość).
Neoliberałowie, mimo egoizmu, wykazują zaawansowane umiejętności działania w grupie i myślenia
strategicznego. W okresie dojrzewania neoliberałowi
przyznawana jest pozycja społeczna:
Neoliberalizmizm — ideologia lewicowa powstała
na przełomie XX i XXI wieku. Zakłada
ona, że świat kontrolowany jest przez zdepersonifikowane zło występujące pod nazwą
neoliberalizmu.
• polityk — neoliberał w strukturach władzy;
wszyscy politycy mają poglądy neoliberalne, potrafią jednak symulować konflikt w celu dezinformacji;
Neoliberalizm jest w filozofii neoliberalizmistycznej kolejną, przystosowaną do współczesnego świata,
inkarnacją transendentnego zła (jego poprzednie wcielenia to znane z marksistowskiej historiozofii: niewolnictwo, feudalizm i kapitalizm). Co ciekawe, zło to
objawia się nie w osobnych kategoriach działania ale
jako brak dobra: niedostateczne wypełnianie moralnych zaleceń neoliberalizmizmu. Zalecenia te nie są
jednorodne: różne odłamy neoliberalizmizmu wyznaczają inne wzorce zachowań, stąd częste są przypadki
wzajemnego oskarżania się o neoliberalizm.
• leming — uśpiony agent dezorganizujący społeczeństwo złośliwą apatią;
• kapitalista — groźny potwór atakujący przy pomocy przewagi ekonomicznej;
• światowy bankier — ostatni boss neoliberalizmizmu; jego alignment to neutralny zły lub chaotyczny zły, zabicie go daje dużo expa.
Wszystkie te grupy prowadzą skomplikowaną
współpracę, dla niewtajemniczonych wyglądającą na
naturalne relacje społeczne. Zdania na temat natury
tej współpracy są podzielone: część neoliberalizmistów uważa że jest ona wrodzoną cechą neoliberała,
dla innych jest to dowód na telepatyczne sterowanie
przez demona znanego jako Baal-Tzerovich. Przeciwnicy tej tezy argumentują że wiara w Baal-Tzerovicha
jest neoliberalna.
19
Miszczyk, Nerdkultura polityczna, patrz s. 18, http://www.rekurencje.pl/2013/02/15/miszczyk-nerdkultura-polityczna/
Bednarski, Drugie spojrzenie na nerdkulturę, patrz s. 38, http://www.rekurencje.pl/2013/02/18/bednarski-drugiespojrzenie-na-nerdkultur%C4%99/
20
20
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI
Kyriarchia
Śmiałem się swego czasu z miłośników doszukiwania
się wszędzie niesłusznego społecznego uprzywilejowania21 . W tym artykule wrócę do tej tematyki, skupię
się jednak nie na samych „privileges” a na teoretycznej
podbudowie tej koncepcji.
Idea walki z istniejącymi i wyimaginowanymi przywilejami wywodzi się z opracowanej przez radykalną
feministkę Elisabeth Schüssler Fiorenza teorii zgodnie
z którą współczesne społeczeństwa nie są już oparte
na ścisłej hierarchii ale nie są też prawdziwie egalitarne. Istniejąca struktura jest kyriarchiczna22 (oparta
na władzy) ale władza ta nie jest prostą strukturą
rządzących i rządzonych a skomplikowaną, intersekcjonalną23 konstrukcją. Nierówności rozłożone są na
kategorie, dlatego każdy może posiadać zarówno cechy stawiające go w pozycji dominującej jak i cechy
stawiające go w pozycji ofiary.24 Cechy te są nieporównywalne: nie da się stwierdzić czy biały niepełnosprawny jest bardziej uprzywilejowany niż czarny pełnosprawny ponieważ wzajemne przewagi jednego nad
drugim są innego typu. Kyriarchia jest wszędzie.25
Czym są kyriarchiczne relacje władzy? Podobnie
jak w przypadku „przywilejów” — każdą formą przeagi jednej osoby nad drugą. Teoretycy na każdym
kroku podkreślają że chodzi o kwestie prawa, statusu
społecznego, sytuacji ekonomicznej, ale także o natu-
Post-rzadkości nie będzie
Jedną z podstaw ekonomii jest istnienie zjawiska zwanego rzadkością. Zasada jest prosta: zasoby i możliwości ich pozyskania są skończone, ludzie potrzeby
są skończone. Niemożliwe jest żeby każdy miał
wszystko — do zaspokajania potrzeb konieczne są produkcja i wymiana.
Niektórzy z ludzi niezadowolonych z kapitalistycznej ekonomii wierzą, że dopóki istnieje rzadkość, wymarzony przez nich „sprawiedliwy” system będzie
nie do osiągnięcia. Jak pozbyć się rzadkości? Od-
1 marca 2013
ralne nierówności związane z wiekiem, pełnosprawnością, siłą fizyczną czy inteligencją.
Tu właśnie ujawnia się cały absurd i bezsens walki
z kyriarchią. Jest to niemal najbardziej skrajna forma
dążenia do równości materialnej — tak skrajna, że za
społęczną niesprawiedliwość uznaje nawet istnienie
różnic w umiejętnościach. Mówię „niemal”, ponieważ
przeciwnicy kyriarchii dążą nie do zniesienia wszelkich
różnic a do tego żeby „tylko” nie miały one wpływu
na funkcjonowanie jednostki w społeczeństwie.
Alternatywą dla walki z kyriarchią niech będzie (oczywiście oparta na jedynej słusznej ideologii26 ) walka o rozsądną, merytokratyczną kyriarchię.
Zamiast niwelowania wszelkich możliwych różnic —
podkreślajmy i rozwijajmy dobre różnice. Niech społeczna akceptacja i idący za nią status ekonomiczny
będą zachętą dla ludzi: żeby byli mądrzejsi, silniejsi,
lepsi moralnie. Kyriarchia w której jedna osoba ma
nad drugą przewagę intelektualną a druga nad pierwszą przewagę fizyczną, ale żadna z tych przewag nie
jest przewagą porządkującą wszystkich w jednej hierarchii — czy to nie piękna wizja?
Oczywiście jest to wizja nie mniej utopijna niż absolutna równość27 — ale lepiej dążyć do dobrych różnic, dobrej rywalizacji i dobrej nierówności niż do absolutnej równości. Bo świat oparty na różnicy byłby
po prostu ciekawszy.
22 marca 2013
powiedź podobno przyniesie rozwój technologii, chociaż bardziej odrealnieni teoretycy konspiracji (patrz:
Zeitgeist Movement) wierzą że społeczeństwo postrzadkościowe jest możliwe tu i teraz, o ile tylko powierzymy władzę komuś lepszemu.
Jak wyobrazić sobie społeczeństwo postrzadkościowe? Jest to proste: wystarczy pomyśleć
o świecie w którym wszystkie zasoby, dobra i produkty
są tak powszechne i ogólnodostępne że nie dałoby
się rozpatrywać ich w kategorii własności. Elimino-
21
Miszczyk, Karty bingo i checklisty, http://www.rekurencje.pl/2012/11/15/miszczyk-karty-bingo-i-checklisty/
http://en.wikipedia.org/wiki/Kyriarchy
23
http://geekfeminism.wikia.com/wiki/Intersectionality
24
http://www.guardian.co.uk/commentisfree/2010/sep/10/kyriarchy-and-patriarchy
25
http://www.shakesville.com/2013/01/culture-of-kyriarchy.html
26
http://www.rekurencje.pl/2013/02/15/miszczyk-nerdkultura-polityczna/
27
Miszczyk, Brak złodzieja, http://www.rekurencje.pl/2013/01/18/miszczyk-brak-z%C5%82odzieja/
22
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
21
MISZCZYK: NA DNIE STRUMIENIA ŚWIADOMOŚCI
wałoby to konieczność zarówno rynkowej rywalizacji
jak i państwowej reglamentacji. Byłoby — i już. Czyste post-scarcity jest oczywiście niezgodne z prawami
fizyki, teoretycznie możliwe natomiast byłoby de facto
osiągnięcie takiego stanu poprzez znalezienie gdzieś
w kosmosie ogromnych źródeł zasobów i energii oraz
prawie całkowita automatyzacja pracy.
Na szczęście takiej okropnej utopii28 nigdy nie będzie. Pomijając nawet istnienie przedmiotów unikatowych, zabytkowych czy posiadających wartość sentymentalną (tego nie stworzy się sztucznie) — postrzadkościowi marzyciele zapominają o jednym, prostym elemencie: o potrzebach psychologicznych.
Jest jedna, ogromna społeczność, ktora prawie
znajduje się w erze post-rzadkościowej: internet. Pomimo wpływów złowrogiego IRL, płatnych subskrypcji, regulacji prawnych i ograniczonych zasobów wirtualnych, sfera commons jest wręcz niewyobrażalnie
wielka. Wiedza, sztuka, rozrywka, oprogramowanie
użytkowe — wszystko za darmo i na wyciągnięcie ręki.
I co z tego?
Wbrew idiotycznym marzeniom, nawet internetowe społeczności skupione na bezinteresownej wymianie informacji odległe są od przerażających, wyidealizowanych wizji ogólnej szczęśliwości. Niezależnie od
tego czy wrzucamy stworzone przez nas wolne oprogramowanie na SourceForge, redagujemy encyklope28
22
dyczne artykuły na Wikipedię czy dzielimy się naszym dorobkiem artystycznym na jednej z niezliczonych stron dla pisarzy, grafików, fotografów czy muzyków, związana z potrzebami psychologicznymi rzadkość jest przy nas.
Gdy tworzymy — chcemy uznania. Gdy dyskutujemy — chcemy przekonać. Gdy gramy — chcemy
wygrać. Rywalizujemy, czasem dla samej rywalizacji. Czasem po prostu chcemy się kłócić, czasem
wręcz przeciwnie — chcemy zrozumienia i bliskości.
Ale wiemy że bliskość rozdawana każdemu bez wyjątku po równo to fałszywa bliskość. Że podejście „to
tylko opinie, wszyscy mają trochę racji, prawda leży
pośrodku” zabija sens dyskusji. Że gra w której każdy
jest tak samo zwycięzcą nie jest właściwie grą — bo
nawet w grach w których nie ma bezpośredniej rywalizacji między graczami i tak chcemy być najlepsi,
najbardziej kreatywni, wiedzieć najwięcej.
Oczywiście nie każdy chce coś osiągnąć — część po
prostu chce się dobrze bawić. Inni chcą mieć święty
spokój. Jeszcze inni po prostu chcą rodziny i przyjaciół. I tych rzeczy też nie zapewni im żadna technologia ani żaden sprawny rząd.
I dobrze — w końcu, jak wiedzą ci którzy czytają
moje artykuły, brak rzadkości w kwestii potrzeb psychologicznych byłby utopią. A nie ma nic gorszego niż
stan idealny.
Miszczyk, Brak złodzieja, http://www.rekurencje.pl/2013/01/18/miszczyk-brak-z%C5%82odzieja/
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Nerdonomicon
Rubrykę prowadzi: Świtalski
Teorie spisku, część pierwsza:
O tym, jakie niebezpieczne rzeczy czają się na niebie
Ten artykuł miał wyglądać inaczej. Miał być wyliczeniem i krótkim opisaniem kilku dość popularnych
teorii spiskowych, lecz na przeszkodzie stanęły dwie
sprawy. Po pierwsze, podczas poszukiwania materiałów znalazłem ich taką ilość, że aż szkoda by się zmarnowały. Po drugie, większość z nich jest tak wesoła,
że grzechem byłoby nie podzielić się nimi z czytelnikami. Zatem zamiast jednego artykułu będzie całą
seria. Na pierwszy ogień idzie teoria o tyle dobra, że
każdy może wyjść przed dom i popatrzeć na jej efekty
samemu. Mowa o smugach chemicznych, znanych też
jako chemtrails.
smugami kondensacyjnymi. Mógł też dowiedzieć się,
jak powstają: przy odpowiednich warunkach (wysokość, temperatura, wilgotność) dookoła drobinek spalin tworzą się kryształki lodu1 .
Smugi takie w zależności od warunków pogodowych mogą utrzymywać się w powietrzu od kilku minut do kilku godzin. Gdy wilgotność na wysokości,
na której się znajdują odpowiednio się obniży kryształki lodu ulegają sublimacji (zamieniają się z ciała
stałego bezpośrednio w gaz, z pominięciem fazy ciekłej) i smuga znika. Smugi są nieszkodliwe dla zdrowia
i nie mają na nas żadnego wpływu.
Gdzieś jednak musi tkwić drugie dno. Przecież
gdyby to wszystko było takie proste, nie byłoby tego
tekstu. Tak się bowiem składa, że tam, gdzie zwykły,
nie świadom istnienia globalnego spisku na każdym
kroku czyhającego na nasze zdrowie i życie obywatel
widzi niewinną smugę kondensacyjną, wytrawny teoretyk spiskowy widzi coś zupełnie innego: złowieszcze
smugi chemiczne. Chemtrailsy podszywają się tylko
pod bogu ducha winne contrailsy, a tak naprawdę
służą zupełnie innym celom.
Rysunek 1: Chemtrails
Przypuszczam, że każdy widział kiedyś na niebie takie smugi. Dla tych, których nigdy to nie zainteresowało to po prostu „te ślady, które zostawiają
za sobą samoloty”. Jeżeli kogoś sprawa zaciekawiła,
mógł dowiedzieć się, że fachowo nazywają się one
Teorii dotyczących tego, z czego właściwe składają się i do czego wykorzystywane są chemtrailsy jest
kilka. Najmniej szalona 2 mówi o tym, że zawierają
cząsteczki baru, aluminium i krzemu, stosuje się je
w celu kontroli klimatu, a podtruwają nas tylko przy
okazji3 . Dalej robi się weselej: rozpylanie tych związków ma również służyć systemowi HAARP (na samo
wspomnienie którego fani teorii spiskowych mają mo-
1
http://contrailscience.com/contrails-are-condensation-but-not-like-your-breath/
http://www.slideshare.net/guestcdfdc5/chemtrails-experiments-in-weather-control
3
Co ciekawe, trop klimatyczny nie do końca rozmija się z prawdą — zwykłe smugi kondensacyjne mogą mieć wpływ na klimat. Istnieje badanie (http://facstaff.uww.edu/travisd/pdf/climatepapermar04.pdf) wykazujące, że gdy po zamachach z 11
września 2001 na trzy dni wstrzymano ruch samolotów nad USA różnica między temperaturami za dnia i w nocy gwałtownie
wzrosła.
2
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
23
ŚWITALSKI: NERDONOMICON
kro w majtach i który na pewno będzie bohaterem jednej z kolejnych części cyklu) do wywoływania trzęsień
ziemi czy suszy4 . Schodząc dalej po drabinie szaleństwa mamy kolejno: nanoboty mające umożliwić kontrolę myśli5 , kontrolę populacji poprzez czynienie ludzi niezwykle podatnymi na grypę6 , masową sterylizację7 czy ukrycie przed nami istnienie planety Nibiru 8 .
I shit you not. A na deser: smugi chemiczne mają być
także odpowiedzialne za powstawanie morgellonów —
sztucznych włókien powstających pod ludzką skórą9 .
Co prawda główna teoria o morgellonach mówi, że powstają w wyniku spożywania GMO, ale niektórzy badacze łączą je też z chemtrailsami.
Dowody na to, że smugi na niebie są czymś więcej
niż tylko kryształkami lodu dzielą się na dwie kategorie. Pierwsze to multum opowieści brzmiących podobnie: „przeleciał nade mną samolot i źle się poczułem”,
czyli dowody anegdotyczne, nie mające żadnej wartości. Druga kategoria jest ciekawsza: to wszelkiego
rodzaju zdjęcia i filmy. Te znowu możne podzielić na
dwa typy. Pierwszy to po prostu zdjęcia smug, których
jest mnóstwo, bo niemal każdy może je zrobić z własnego balkonu. Drugi typ jest znacznie bardziej interesujący: to zdjęcia samolotów i instrumentów służących
do oprysków (http://educate-yourself.lege.net/
cn/interiorofchemtrailsprayer11feb08.shtml).
Wygląda groźnie, prawda?
W takim razie czas na zabawę: patrzymy na oryginalne zdjęcie (http://www.airliners.net/photo/
Boeing/Boeing-777-240-LR/0855967/L/) i wskazujemy różnicę. Już? Tym o niskiej spostrzegawczości
podpowiadam — chodzi o wyszczególniony przez spi-
skowców napis. Na oryginalnym zdjęciu go nie ma —
jakiś buc uznał za celowe dodanie go w Photoshopie,
żeby uwiarygodnić swoją brednię.
Oczywiście, ktoś może zadać pytanie „a do czego
w takim razie służy tak dziwnie wyposażony samolot?” Odpowiedź jest, jak zwykle w takich przypadkach, prosta — to jednostka służąca do badania zachowania się samolotu podczas gwałtownych
zmian obciążenia. Beczki zawierają wodę, która zostaje przepompowywana z jednych do drugich w celu
zmiany środka ciężkości (http://contrailscience.
com/contrail-or-chemtrail/). Przy okazji pobytu
na ostatniej z podlinkowanych stron można przy okazji
dowiedzieć się, że miłośnicy teorii spiskowych za opryski i sprzęt do nich służący biorą także urządzenia do
pobierania próbek atmosfery, urządzenia do sprawdzania zachowania samolotów przy oblodzeniu kadłuba,
samoloty zrzucające paliwo, ciągnięte za samolotami
anteny, generatory dymu służące do badania wirów
powietrznych, samoloty zrzucające wodę do gaszenia
pożarów, samoloty startujące przy pomocy silników
rakietowych, sprzęt do tankowania w powietrzu i turbosprężarki...
Na koniec informacja pozytywna: jeżeli ktoś nadal uważa, że to, co pozostawiają po sobie samoloty to nie kryształki lodu a koktajl zabójczych chemikaliów, może się bronić! Oto działo orgonowe do
samodzielnego montażu (http://www.daro.it.pl/
dzialo_orgonowe.html), z materiałów dostępnych
w pobliskiej Castoramie. Jak ktoś zbuduje niech koniecznie przyśle zdjęcia. Na pewno opublikujemy.
Teorie spisku, część druga — HAARP: Niebo będzie płonąć
Rząd chce nas zabić. To dla każdego Świadomego
ObywatelaTM oczywiste. Czasami jest to rząd światowy (bliżej niesprecyzowany), czasami rząd jakiegoś
konkretnego państwa — albo naszego własnego, albo
obcego, albo konkretnie Stanów Zjednoczonych. Dziś
przyjrzymy się zakusom tego ostatniego, czyli programowi HAARP.
13 marca 2013
HAARP to skrót od „High Frequency Active
Auroral Research Program” (po polsku „Aktywna
aureola Wysokiej częstotliwości fal” — tłumaczenie
ze strony http://stopnwopoznan.wordpress.com/
projekt-haarp/) to projekt prowadzony wspólnie
przez US Air Force (siły powietrzne USA), US
Navy (marynarkę wojenną USA) oraz DARPA (Defense Advanced Research Projects Agency — Agen-
4
http://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/haarp-chemtrails-moga-byc-ze-soba-polaczone
http://www.conspiracyplanet.com/channel.cfm?ChannelID=42
6
http://portland.indymedia.org/en/2004/10/300542.shtml
7
https://indianinthemachine.wordpress.com/2010/11/22/public-health-notice-are-chemtrails-a-forced-mass-sterilization
government-nazi-project-by-dieter-braun-indian-in-the-machine/
8
http://yowusa.com/planetx/2012/planetx-2012-05a/1.shtml
9
http://redpill8.blogspot.fr/2008/01/morgellons-chemtrials-and.html
5
24
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
ŚWITALSKI: NERDONOMICON
cja Zaawansowanych Obronnych Projektów Badawczych). Według oficjalnych źródeł (dajmy na to, strony
samego projektu — http://www.haarp.alaska.edu/
haarp/index.html) HAARP ma na celu poznanie
właściwości i zachowań jonosfery, głównie w celu zrozumienia i użycia jej w celu ulepszenia systemów komunikacji i nadzoru elektronicznego (sami się przyznają!). Dzięki tym badaniom może udać się, na przykład, zwiększyć precyzję systemów GPS, ulepszyć metody komunikacji dla łodzi podwodnych czy umożliwić
zdalne wykrywanie podziemnych złóż. Główny ośrodek projektu HAARP znajduje się niedaleko miejscowości Gakona na Alasce i wygląda tak:
Rysunek 2: Anteny HAARP.
Tyle mówią źródła oficjalne. Źródła oficjalne, jak
wie każdy Świadomy Obywatel(tm) oczywiście kłamią, bo gdyby nie kłamały, to nie byłyby oficjalne.
Przecież nic, co tak wygląda, ma dużo różnych tajem-
niczych anten i kabli, nie może być dobre. Tak naprawdę HAARP to złowieszcza maszyneria, mająca
pomagać rządowi USA w jego niecnych celach.
A konkretnie? Tu jest trudniej, bo, jak zwykle
w takich przypadkach, zdania są podzielone. HAARP
ma zatem służyć do wywoływania trzęsień ziemi, takich jak to w Japonii w marcu 201110 albo na Haiti w styczniu 201011 . Wywołuje także huragany —
na przykład Sandy, który w zeszłym roku uderzył
we wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych12 . Manewrował też huraganem Erin, dzięki któremu możliwe były ataki z 11 września 200113 . Oczywiście nie
może obyć się bez kontroli myśli14 , bo każdy tego typu
projekt wcześniej czy później, oprócz innych zastosowań, nadaje się także do kontroli myśli. A, jest także
lekarka, która po numerach PESEL rozpoznaje Żydów, a która twierdzi, że zaatakowano ją HAARP-em
(z tym, że nie wiadomo, na czym konkretnie ten atak
miał polegać), o czym doniosła Władysławowi Stasiakowi z Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który potem zginął pod Smoleńskiem15 .
Przypadek? Nie sądzę.
Jak się bronić? Tu jest problem, bo przed huraganami czy trzęsieniami ziemi, poza ucieczką z zagrożonego miejsca, obronić się raczej nie da. Da się
natomiast obronić przed falami generowanymi przez
HAARP, fachowcy od elektroniki polecają w tym celu
dobrze uziemioną pełną zbroję + oczywiście foliową
czapeczkę16 .
Zakończyć wypadałoby jakąś pozytywną nutą.
Może taką (uwaga: ten HAARP naprawdę może powalić słabsze jednostki): http://www.youtube.com/
watch?v=ZXKezZjwdgs
10
http://www.atlanteanconspiracy.com/2011/03/japan-tsunami-caused-by-haarp.html
http://www.godlikeproductions.com/forum1/message965951/pg1
12
http://www.infowars.com/hurricane-sandy-divine-wind-for-obama/
13
http://www.godlikeproductions.com/forum1/message1618224/pg1
14
http://www.haarp.net/mindcontrol.htm
15
http://supernowosci24.pl/wracamy-do-tematu-lekarka-po-numerze-pesel-rozpoznaje-zydow/
16
http://www.elektroda.pl/rtvforum/topic1661084.html
11
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
25
ŚWITALSKI: NERDONOMICON
10 kwietnia 2013
Requiem dla LucasArts
Wiadomość gruchnęła 3 kwietnia — Disney zamyka
Lucasarts, wszyscy pracownicy zostają zwolnieni
a prace nad dwoma grami, nad którymi pracowało studio („Star Wars: Final Assault” i „Star Wars: 1313”)
zostają wstrzymane. Świat nerdów zadrżał w posadach. Nie do końca dlatego, że gry, które studio ostatnio tworzyło były wybitne (choć „1313” zapowiadało
się całkiem nieźle). Chodzi głównie o to, że LucasFilm
Games — później przemianowane na Lucasarts — to
kawał historii. Dla wielu ludzi, którzy dziś mają około
trzydziestki to właśnie ich gry były jednymi z pierwszych, w jakie w ogóle grali i to dzięki ich dziełom fascynują się grami do dziś. Dla mnie ma to wymiar dodatkowy — studio było moim rówieśnikiem i nie chce
mi się wierzyć, że odeszło tak młodo.
Aż muszę wziąć jeden akapit oddechu.
O Lucasarts i ich przygodówkach pisałem już wcześniej — dzięki temu, że były kolorowe, śmieszne, skomplikowane, ale nie frustrujące przyciągały do siebie
rzesze zainteresowanych, którzy do dziś wspominają
je z łezką w oku. Ale Lucasarts to nie tylko przygodówki. Z okazji ich odejścia przypomnijmy sobie kilka
bardziej lub mniej znanych gier, jakie stworzyli.
Ballblazer (1984)
pomysł urozmaicenia rozgrywki wpadł podobno sam
George Lucas.
Habitat (1986)
Ta wydana na Commodore 64 gra to jeden z praprzodków obecnych gier MMO. To zdanie nie zawiera błędu.
MMO. W 1986. Na C64. Co prawda istniały już wówczas MUDy, czyli tekstowe gry online, ale „Habitat”
było czymś zupełnie innym. Po pierwsze, miało interfejs graficzny, dzięki któremu grający mógł podziwiać
na ekranie swoją postać. Po drugie, „Habitat” był prawie całkiem rządzony przez graczy — to oni odpowiadali za to, jakie prawa obowiązywały w wirtualnym
świecie i ustalali, jakie zachowania były niepożądane.
Afterlife (1996)
SimCity w PIEKLE (i w Niebie też)! Gracz wcielał się tu w rolę administratora życia pozagrobowego
i miał za zadanie wybudować całą piekielną i niebiańską infrastrukturę. Zamiast mieszkańców były dusze,
które musiały mieć zapewnione odpowiednio dobre
(lub złe) warunki, a kontrolować należało naraz dwa
„miasta” — osobno Niebo, osobno Piekło.
Outlaws (1997)
Pierwsza gra Lucasarts była trójwymiarową wariacją
na temat Ponga. Gracz obserwował akcję z perspektywy pierwszej osoby, sterował pojazdem umieszczonym na zielonej planszy i miał za zadanie chwycić
piłkę i wbić ją do bramki przeciwnika. Na uwagę zasługiwała muzyka przygrywająca pomiędzy kolejnymi
meczami, która generowana była za pomocą specjalnego algorytmu w czasie rzeczywistym, więc za każdym razem brzmiała inaczej.
Jedna z pierwszych strzelanin FPS których akcja
działa się na Dzikim Zachodzie. Bohaterem był James Anderson, któremu zbiry na usługach potentata
kolejowego zabiły żonę i uprowadziły córkę, a Anderson ruszył jej na ratunek. Filmowe przerywniki zostały wygenerowane komputerowo, lecz nałożono na
nie filtry tak, by wyglądały jak malowane ręcznie.
„Outlaws” to pierwsza gra, w której pojawiło się coś,
co dzisiaj wydaje się oczywiste — zbliżenie celu przy
korzystaniu z broni snajperskiej.
Rescue on Fractalus! (1984)
Lucasarts miało także (a może przede wszystkim)
do dyspozycji jedną z najbardziej kasowych licenCelem gry było (jak wskazuje sam tytuł) ratowanie
cji w historii — „Gwiezdne Wojny” i stworzyło wiele,
pilotów zestrzelonych przez rasę kosmitów zwanych
wiele gier w tym uniwersum. Jedne były lepsze, inne
Jaggi. Planeta, na której piloci się rozbili miała żrącą
gorsze. Oto kilka takich, o których warto pamiętać.
atmosferę, więc trzeba ich było uratować jak najszybciej, w czym przeszkadzały wrogie statki i artyleria
Seria Jedi Knight: Dark Forces (1995),
przeciwlotnicza. Po odnalezieniu pilota należało wyląDark Forces II (1997)
dować niedaleko, wyłączyć silniki oraz osłony i poczekać, aż pilot zapuka do włazu. Przedwczesne urucho- Bohaterem całej serii jest Kyle Katarn, a same gry to
mienie silników, osłon lub nie wpuszczenie pilota do strzelaniny FPP. W pierwszej części Katarn jest szpieśrodka kończyło się jego zgonem i misja nie zostawała giem, który wykrada plany Gwiazdy Śmierci, dzięki
zaliczona. Trzeba też było uważać na to, że niektórzy czemu przyczynia się do jej zniszczenia w finale „Nopiloci byli tak naprawdę przebranymi Jaggi — na ten wej Nadziei”. Następnie udaremnia imperialne plany
26
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
ŚWITALSKI: NERDONOMICON
stworzenia genetycznie usprawnionych szturmowców.
Na potrzeby tej gry stworzono od zera nowy silnik,
który umożliwiał tak zaawansowane na tamte czasy
rzeczy jak patrzenie w górę i w dół, skakanie, pływanie czy poziomy mające po kilka pięter. W części drugiej Katarn musi powstrzymać Jereka, Mrocznego Jedi, przed zawładnięciem Doliną Jedi, źródłem
znacznej potęgi, a także odkrywa u siebie zdolność do
władania Mocą. Zakończenie gry zależy od tego, jakie
decyzje gracz podejmował wcześniej — bohater może
ostatecznie stanąć po jasnej albo po ciemnej stronie
Mocy.
Kolejne części serii nie były już tworzone, a tylko
wydawane przez Lucasarts.
Gry cieszyły się uznaniem zarówno wśród krytyków, jak i graczy, a Kyle Katarn — jako jedna z niewielu postaci nie pojawiających się w filmach — doczekał się własnej serii figurek.
cych zwykle na zniszczeniu lub obronieniu konkretnego celu — choć zdarzały się i inne, niekiedy bardzo
skomplikowane, zadania.
Shadows of the Empire (1996)
Ta gra powstała jako część multimedialnego (oprócz
niej były także figurki, książki, komiksy i płyta z muzyką) projektu „Shadows of the Empire” mającego
za zadanie wypełnić lukę fabularną między „Imperium kontratakuje” a „Powrotem Jedi”. Bohaterem był
Dash Rendar, najemnik (zgryźliwi twierdzą, że niezwykle przypominający Hana Solo), który wspomagał
Luke’a Skywalkera w poszukiwaniu Hana Solo, a także
ratował księżniczkę Leię z rąk złego księcia Xizora. Tytuł ukazał się najpierw na Nintendo 64, ale ponieważ
podczas tworzenia gry nie istniał jeszcze nawet prototyp tego urządzenia, twórcy pracowali na systemach
Silicon Graphics Onyx. Nie mieli też kontrolera, korzystano więc ze zmodyfikowanego kontrolera do SNES
X-Wing (1993) oraz TIE Fighter (1994)
zaprojektowanego przez Konami, który był zamknięty
Te dwa tytuły to symulatory kosmiczne, pozwalające
w pudełku, do którego grający musiał wsadzać ręce.
wcielić się w rolę szeregowego pilota walczącego po
Niektórzy twierdzą, że to musiało się tak skoństronie Rebelii (X-Wing) lub Imperium (TIE Fighter).
czyć.
Lucasarts od jakiegoś czasu kurczowo trzymało
Fabuła „X-Wing” toczyła się mniej więcej równolegle do fabuły „Nowej Nadziei” a kończyła — jakże by się jednej licencji i tworzyło gry coraz mniej oryginalne
inaczej — atakiem na Gwiazdę Śmierci. W przypadku i coraz słabiej przyjmowane przez publiczność. Disney,
„TIE Fighter” historia w dużej mierze zainspirowana ich nowy władca, znany jest zaś z tego, że niespełzostała serią książek „Dziedzic Imperium” autorstwa niających wymagań poddanych tnie równo z trawą.
Timotyhy’ego Zahna. Rozgrywka w obu przypadkach Trudno jednak nie być choć trochę smutnym i nie żabyła podobna — grający oglądał kokpit swojego my- łować, że tak zasłużoną dla graczy firmę spotkał tak
śliwca z perspektywy pierwszej osoby, a podczas każ- smutny koniec.
dej misji musiał wypełnić szereg rozkazów, polegają-
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
Żegnajcie, Lucasarts.
27
Bastion logiki sakralnej
Rubrykę prowadzi: Wiśniewski
28 lutego 2013
Przyszłość Europy
Z perspektywy historyka dokonujące się od kilkudziesięciu lat na tym kontynencie zmiany są bardzo atrakcyjne. I choć wyznawcy wielu ideologii uważają, że
wali im się świat (a bo neoliberalizm, a bo ACTA,
pedały, sekularyzacja, muzułmanie itd.), to właśnie
z tego należy się cieszyć. Ujrzenie radykalnej odmiany
to najlepsze, co może spotkać tę stetryczałą, jałową
ziemię. Mnie osobiście najbardziej podobają się postępy islamu.
Można powiedzieć, że pod względem historycznokulturowym w wielu częściach Europy (Półwysep
Iberyjski, Bałkany, Morze Czarne-Kaukaz-WołgaUral) islam jest uprawnionym elementem krajobrazu.
Trwale zaznaczył swoją obecność, a dziś nikt nie ma
już siły go stamtąd usuwać. Imperia islamu od wieków
postrzegały Europę jako swój przyszły łup, tak że dzisiejsi ich spadkobiercy są doskonale obeznani z jej charakterystyką. Ważki, choć podpowierzchniowy wpływ
wywarł islam na europejską filozofię, literaturę czy nauki ścisłe. Europa byłaby nie do pomyślenia bez islamu.
W wieku XXI islam powraca do nas w nowej postaci. Zachód Europy jest coraz bardziej penetrowany
przez pochodzących z najróżniejszych krajów muzułmańskich imigrantów. Reprezentują właściwie wszystkie kultury muzułmańskiej cywilizacji — od Maroka
po Indonezję. Osiedlają się w krajach będących ich niegdysiejszymi ciemiężcami, których to obywatele ochoczo na to przyzwalają. Historyczne porachunki wyrównują się w niespodziewanie łagodny i bezstresowy sposób. Liczbowo dominują wśród nich najpewniej Arabowie, ale pamiętać trzeba także o Turkach, Kurdach,
Pakistańczykach itd.
Muzułmańskie osadnictwo w krajach Zachodu, tj.
głównie w Hiszpanii, Francji, Włoszech, Niemczech,
Beneluksie, Wielkiej Brytanii, jest obietnicą wielkiej
28
odmiany kulturowej. Zdegenerowani Aryjczycy na powrót stykają się z dziką, semicką żywotnością ludów
pustyni. Oczywiście, część muzułmanów ulega europejskiemu dobrobytowi i daje się zasymilować. To nieunikniony margines. Muzułmanie triumfują jednak
swoim potencjałem demograficznym. Chociaż w liczbach bezwzględnych jest ich póki co mało, to tworzą
młodą i dynamiczną, pasjonarną elitę. Ich społeczności to placówki ducha przyszłości na tych wyjałowionych ziemiach (historycznie przecież cywilizacja muzułmańska jako system geokulturowy była dziełem takich właśnie aktywnych mniejszości).
Dziełem owego ducha przyszłości będzie synkretyczna cywilizacja rozciągająca się na całe Śródziemnomorze, dzięki temu na powrót zjednoczone. Liczę,
że powstanie ona do końca naszego wieku. Wcześniej nadejdzie oczywiście technologiczno-infrastrukturalno-instytucjonalny krach, w efekcie którego państwa Zachodu w ich obecnej postaci przestaną istnieć,
zwyczajnie się rozluzują i posypią. Zniknie ich administracja, kadry, klasy, system awansów. Pozostaną niezbyt powiązani ze sobą ludzie, pozbawieni odgórnej
opieki. Wszyscy znów będą musieli żyć obok siebie i ze
sobą, bez możliwości anonimowego, instytucjonalnego
zapośredniczenia. Panowanie będzie należeć do tych,
których wspólnoty wykażą się większą zwartością, siłą
czy żywotnością. A obecnie najbardziej skonsolidowane, m.in. dzięki religii, są środowiska imigranckie.
Aż miło będzie popatrzeć na rozpad takiej Francji czy Hiszpanii! Pozostałe autochtoniczne wspólnoty rodzaju Bretończyków, Alzatczyków czy Prowansalczyków, Basków, Katalończyków czy Galisyjczyków, zostaną postawione na wprost często równych
im liczbą wspólnot imigranckich, arabsko — muzułmańskich. Nastąpi zrównanie dotychczasowych mniejszości, będące przejawem choć odrobiny immanentnej
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
WIŚNIEWSKI: BASTION LOGIKI SAKRALNEJ
sprawiedliwości dziejowej. Dotychczasowe większości
ulegną wpierw wewnętrznemu skłóceniu — wynikającemu z różnic w interesach czy wyznawanych wartościach — i rozpadowi, a wreszcie trwałemu podziałowi pomiędzy terytorialne ośrodki władzy. Rozczłonkowane, staną się mniejszościami wśród mniejszości.
Oczywiście z tych otchłani chaosu wyłonią się nowi
suwereni, którzy, oprócz pragmatycznej legitymizacji
swojej władzy, obrosną także w symboliczną. Doskonałym kandydatem czy raczej wzorem dla przyszłości
jest dziś Karol, książę Walii. Trudny do umieszczenia na mapie dotychczasowej europejskiej myśli politycznej, może okazać się wyrazicielem nadchodzących tendencji. Spotkałem się z określeniem go mianem „fourierysty”, sam wolałbym widzieć go jako
perennialistę (perennializm pojmuję jako ściśle duchowy, odgraniczony od ambicji i uwikłań politycznych nurt czy też współistotny aspekt tradycjonalizmu integralnego — od Guénona w stronę Schuona,
nie Evoli). Wyraża sympatie proekologiczne, antyindustrialne, jest przychylny multikulturalizmowi —
w tym, co ważne, na płaszczyźnie duchowo-wyznaniowej. Marzę wręcz o tym, by jak najszybciej objął
on panowanie nad Albionem, skupił wokół siebie ruch
ezoterycznego ekumenizmu i stał się awatarem uniwersalnej, mesjańskiej monarchii w duchu Fryderyka
II Hohenstaufa. Tym razem przezwyciężając wresz-
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
cie przeciwieństwa i różnice między gwelfami a gibelinami, braminami a kszatrijami.
Nadchodząca epoka będzie epoką wielokolorową
i policentryczną. Rozkwitnie spontaniczna i synkretyczna religijność oparta na lokalnych kultach i mobilnych bractwach. Życiem wypełnią się koleiny krateru powstałego po wymazaniu z powierzchni ziemi
struktur modernej Wieży Babel. Kulturowy marksizm
jedyną drogą do Imperium, quand même!
∗∗∗
Oryginalnie Europa to Ereb, czyli zachód, kraina
zmierzchu i śmierci. I rzeczywiście, jej bycie znaczone
jest spętaniem przez historię, nawał faktów i kompleksów wynikłych z nagromadzenia różnych szkodliwych
dziedzictw. Tylko quasi-apokaliptyczne spazmy wielkich wojen ratowały ją przed śmiercią za życia. Dziś,
kiedy ich zakazano, jej losem stała się pasożytnicza
bezczynność lubieżnych starców.
Wykroczyć poza historię pozwala tylko ekstaza
bądź kontemplacja, często zresztą sczepione w paradoksalnej nierozróżnialności. Po rozkładzie społeczeństw przebycie tych dróg stało się zadaniem — zarazem przywilejem i powinnością — jednostek.
— Tomasz Emil Wiśniewski
29
Tygielek tradycjonalisty
Rubrykę prowadzi: Zasina
13 lutego 2013
Votum separatum à propos
„Strumienia świadomości” redaktora Miszczyka
Drążąc i ryjąc w głąb strumienia świadomości redaktora Miszczyka (vide: „Urojona przeszłość”, „Brak
złodzieja”) można odnieść po części rodzaj niesmaku,
wskazujący na to, że świat składa się tylko i wyłącznie z leni, innych nierobów oraz elementu reakcyjnego
zawsze i wszędzie szukającego powodówdo wszczęcia
chaosu i totalnego zamieszania. Nie polemizuję z tym
bynajmniej, ponieważ wkład w/w grup społecznych
w (anty)rozwój gospodarczy, społeczny i kulturalny
zwraca na siebie ogromną uwagę.
Oczywistym jest, że społeczeństwo pozbawione
konfliktów jest wizją co najmniej pociągającą, towarzyszy tej wizji rozpaczliwy krzyk oburzonych przedstawicieli młodej, starannie wykształconej i co więcej — myślącej lewicy z Wall Street, do dziś głośno
i wyraźnie dźwięczący w naszych uszach. Kto jest
temu winien?
Złodziej, który skradł wszelkie talenty, możliwości
a także „okno na świat” zabiedzonej młodzieży w lansiarskich okularach od Ray Bana, ze sprzętem spod
znaku „nadgryzionego jabłka” pod pachą. Skąd taka
niechęć do wszystkiego — małe zarobki, umowy śmieciowe, itd., itp.? Wiem, że lekko nie jest — i w najbliższym czasie na pewno nie będzie(tak przynajmniej
twierdzą wróżbici — czarnowidze: Maciej, David oraz
prof. Krzysztof R.).
A społeczeństwa idealnego nie było, nie ma i nie
będzie (write it down, please), chociaż jakieś niespełna
74 lata temu dwaj Panowie z wąsami coś mówili o jakiejś integracji — hmmm pewnie chcieli połączyć narody w jedną kochającą się rodzinę.
Wybitne jednostki to rzadkość, w przeciwnym
przypadku nie byłyby nazwane wybitnymi; każdy jednak ma swoją szansę — oby ją dobrze wykorzystał.
14 lutego 2013
Felieton Walentynkowy
Walentynki to szczególny okres w którym rodzi się
pewien spór. Spór twardych polskich tradycjonalistów, wielbicieli „Dnia Kobiet” z Tymi co bardziej postępowymi — z namaszczeniem obchodzącymi dzień
Św. Walentego. Przypomina on nomen omen dyskusję o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Wielką
Nocą i do dziś przyciąga zwolenników raz jednej,
a raz — drugiej strony.
30
Nieubłaganie zbliża się ten szczególny moment
(zresztą od dobrych kilkunastu już lat), gdy „cień wielkiego miasta” po raz kolejny utonie w szkarłacie dość
jarmarcznych (tylko bez urazy) ozdóbek w kształcie
serca. W zasadzie nie mam nic przeciwko obchodzeniu
prawie dowolnego, wesołego (koniecznie w tych smutnych czasach) święta, jednak uważam, że 14 lutego
to data co najmniej pretensjonalna na wyznanie komuś swoich uczuć. Nie ma ona po prostu uzasadnienia
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
ZASINA: TYGIELEK TRADYCJONALISTY
w polskim klimacie. Anglosasi tłumaczą ten wybuch
uczuć przede wszystkim tym, że na Wyspach właśnie
od 14 lutego niektóre gatunki ptaków łączą się w pary
i wiją wspólne gniazdko (ach, jakież to romantyczne).
Tłumaczenie ciekawe i całkiem nieźle uzasadnione,
abstrahując oczywiście od samej osoby Św. Walentego
(który jakby nie było, był postacią historyczną) i jego
dziejów dość skąpo ujętych w zachowanych do dnia
dzisiejszego zapisach hagiograficznych.
Nie chcąc denerwować żadnej ze stron wspomnianego wcześniej konfliktu, chciałbym natomiast (wzorem red. Folty) korzystając z dość dobrej okazji zaproponować listę walentynkowych (IMHO) przebojów:
11. White Lion — „Till death do us apart” —
można z niechęcią powiedzieć, że to „pościelówka”, ale melodia mi się podoba.
10. Antonio Cartagena — „Si tu no estas” —
niestety nie jest to oryginał — dajcie się wciągnąć w rytmy latino (salsa romantica), pozdrowienia dla Marty — szalonej miłośniczki salsy.
9. Aerosmith — „I don’t want to miss a
thing” — któż nie pamięta twardziela w osobie
samego Bruce’a Willisa, ratującego (który to już
raz) nasz świat przed zagładą? — na uwagę zasługuje tekst piosenki, dobrze i bez zadęcia wpisujący się w wieczór 14 lutego.
8. Roxette — „Almost unreal” — moim zdaniem
jedna z lepszych piosenek o miłości (wszystkich
fanów „It must have been love” muszę przeprosić — ta piosenka jest raczej smutna i nie ma
miejsca na mojej dzisiejszej liście).
spół” Weekend, maleńką porcyjkę dziegciu stanowi jednak uboga forma instrumentalna (choć
dla niektórych może być to zaletą).
6. Demis Roussos — „My friend the wind” —
gość miał w tamtych czasach (1973) niesamowity
głos, dla absolutnych oldschoolowców.
5. Meatloaf — „You took the words out of my
mouth” — Pulpet dał czadu — super scenka na
początku, zwłaszcza dodane przy końcu z niesmakiem: „I bet you say that to all the boys.”
4. Bryan Adams — „Everything I do” — ehh
ten cały Robin Hood i Lady Marion, łezka się
w oku kręci, ileż to razy tańczyło się „tańce przytulańce” na szkolnej dyskotece.
3.
Yazoo — „Only you” — sparafrazowane do
wersji bardziej „umpa-umpa” przez Jana
Wayne’a — ja jednak zdecydowanie wolę oryginał, podobnie jak w przypadku B. Adamsa —
przy tym też swoje wytańczyłem (dawno, dawno
temu).
2. The Who — „You better you bet” — dla wielbicieli (prawie klasycznego) rock and rolla — i to
dość głośno dźwięczące w uszach „(...) you better you bet (...)”.
1. Piotr Szczepanik — „Kochać” — jednak prawie zawsze trudno powiedzieć (ręce się strasznie
pocą, głos łamie — ehhhh a kiedyś myślałem, że
jestem twardy).
7. CeZik — „Ona tańczy dla mnie” (jazz coPowyższa lista jest całkowicie subiektywna — wever) — wyjątkowo klimatyczne i przyjemne dla
ucha wykonanie piosenki lansowanej przez „ze- sołego 14 lutego!
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
31
ZASINA: TYGIELEK TRADYCJONALISTY
26 lutego 2013
Życie Pi — doskonale subiektywna recenzja
Kilka dni temu oglądałem film pt. Życie Pi w tzw.
technologii 3D. Piszę „tzw.”, bo wielkie koncerny filmowe fundują nam tę dość wątpliwej jakości przyjemność, każąc sobie sporo dopłacić, nie dając prawie nic
w zamian (film w tzw. 3D nie jest w całości w 3D —
niestety, ponadto to dość męczy moje oczy — zupełnie
nie wiem dlaczego).
Film jak film — nic specjalnego, nie wzbudził we
mnie jakichś szczególnych emocji, powinien zdecydowanie znaleźć się na półce „dla dzieci”, chyba muszę
przeczytać książkę, bo coś mi się wydaje, że książka
z filmem nie ma wiele wspólnego.
Na początku widzowi serwuje się wymuszoną
historyjkę o imieniu bohatera (co ciekawe π =
3, 141592... ' 22/7 — 227 dni na łódce, sam ułamek
22/7 był używany już w starożytności dla obliczenia
długości okręgu) i powiązaniu tego z nazwą paryskiego
basenu. Ani motyw ten bawi, ani uczy, a historia z recytowaniem rozwinięcia dziesiętnego popularnej stałej
matematycznej do kilkusetnego miejsca po przecinku
jest już zupełnie kuriozalna (trzeba było być chyba
sawantem, jednak główny bohater nie zdradzał takich
objawów).
Kolejną lipą wstawianą przez producenta jest historia poszukiwaniu religii i sensu życia. Muszę przyznać, że najbardziej przekonująco z tego wszystkiego
wypadł ojciec-racjonalista, próbujący zwrócić uwagę
na pewne mankamenty myślenia syna podczas hinduskiego święta Divali (prawdopodobnie) oraz kolacji.
Historia z tygrysem też mocno naciągana, ale jakoś
ten fakt zdołałem przełknąć, nie mogę za to przetrawić łączenia tygrysa z poszukiwaniem Boga — to się
zupełnie nie klei.
Żeby nie podchodzić do wszystkiego krytykancko,
pochwalę w filmie muzykę i niektóre ujęcia (krajobrazy
naprawdę ładne).
Szedłem z przeświadczeniem, że może będę chciał
go po raz kolejny obejrzeć — fakt — nie jest to absolutna strata czasu, jednak obejrzeć raz kolejny zdecydowanie nie chcę.
Tydzień Kina Hiszpańskiego — mikrorelacja
Właśnie skończyły się warszawskie obchody 13 Tygodnia Kina Hiszpańskiego, do którego, szczerze mówiąc mam ostrożne podejście, od kiedy obejrzałem
(dawno, dawno temu) „Kobiety na skraju załamania
nerwowego” — Almodóvara, później jakoś tak przyszedł czas na „Złe wychowanie” oraz „Porozmawiaj
z nią” z moim ulubionym motywem, czyli „Historią o malejącym kochanku”. Całkiem niedawno, zwiedziony zapewnieniami rozanielonych miłośników horrorów (sam uważam horror za „dobry”, gdy mimo
wielkich chęci wzbudzonych zewem Matki Natury, jakoś nie mamy ochoty iść w nocy do łazienki, a jeżeli
już to czynimy — szczękamy zębami tak cicho, by nie
zbudzić współlokatorów) obejrzałem film pt: „Rec”,
ale najdelikatniej mówiąc, nie przekonał mnie wcale
(a i nie znalazłem w słowniku ludzi kulturalnych wyrazu, którym mógłbym dostatecznie obelżywie określić
to tak zwane „dzieło”).
Hiszpańskie kino ostatnio uzewnętrznia się przede
wszystkim poprzez filmy Almodóvara, który nawiasem mówiąc, zgarnął bezpardonowo lwią część blasku
chwały współczesnej hiszpańskiej kinematografii. No
może przesadziłem, bo sam artysta stwierdził w jed32
16 marca 2013
nym z wywiadów, przeprowadzonych dla hiszpańskiej
telewizji w 2011 roku, że opinie na temat jego filmów
są zazwyczaj skrajnie podzielone.
W czasie festiwalu obejrzałem trzy filmy (jak zwykle w bardzo miłym towarzystwie, zresztą „ochrzczonym” niedawno przez współpracowników mianem,
które niewątpliwie zasługuje na literackiego Nobla —
ale ad rem — może kiedyś o tym napiszę).
„Sześć razy Emma” („Seis puntos sobre
Emma”, 2011)
Motyw przewodni (uwaga na tzw. spoilery) wydaje
się dość absurdalny, ale jednocześnie całkiem życiowy
i możliwy do zaistnienia w tzw. „rzeczywistej rzeczywistości”: 29-letnia niewidoma dziewczyna, podchodząca z niezwykłym dystansem do swojej niepełnosprawności, stara się ze wszystkich sił zajść w ciążę
i urodzić dziecko, które mogłaby pokochać. Sam motyw miłości nie jest w filmie spłycony do seksu, ale
zgodnie z laickim wyznacznikiem życia współczesnej
Hiszpanii (drzewiej słynącej w Europie z gorliwości
religijnej) — skwapliwie pomija się motyw ożenku czy
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
ZASINA: TYGIELEK TRADYCJONALISTY
też zamążpójścia. Desperacja dziewczyny ujawnia się
w scenach wykonywania (zapewne po raz n-ty) testu
ciążowego, niestety pies — przewodnik nie chce współpracować i „pomóc” w odczytaniu wyników.
Przyznam szczerze, że po obejrzeniu filmu trochę
ucierpiało moje męskie ego. Niestety rola mężczyzny
została spłycona w filmie do granic możliwości, pozostawiając końcową nutkę niesmaku, pomieszaną z niezrozumieniem, zwłaszcza motyw z odejściem głównej
bohaterki w nieznane — odmawiając udzielenia jakiejkolwiek pomocy przez zaprzyjaźnione osoby. Dla mnie
rzecz co najmniej niezrozumiała, jednak film zdecydowanie godny polecenia ze względu na swoiste „studium przypadku”, ogłaszającego wszem i wobec, że nie
ma ludzi idealnych. Każdy z nas — ludzi jest po swojemu słaby i obarczony jakąś „niepełnosprawnością”.
Pozytywna rzecz ujawnia się w zakończeniu (sam jestem dość zaskoczony) warto do końca walczyć i nigdy
się nie poddawać. Przypomina mi się w tym momencie ostatnia kwestia z filmu pt. „Siedem”: „Świat jest
piękny i warto o niego walczyć. Zgadzam się z drugą
częścią zdania”.
„3 metry nad niebem” („Tres metros sobre
el cielo”, 2010)
Remake włoskiego filmu z 2004 r. na podstawie powieści włoskiego pisarza. Niestety nie zdążyłem obejrzeć
oryginału, ale zachęcony ożywioną dyskusją na „filmłebie” postaram się zdobyć kopię. Sytuacja szalona:
uczennica liceum, niedługo przed osiemnastymi urodzinami zakochuje się bez pamięci w typowym chuli-
A to ci dopiero...
ganie „z ulicy” — życie pisze niejeden absurdalny scenariusz. Na początku totalna sielanka: romantyczne
spacery, ucieczki z domu na nocne eskapady, z pozoru
wszystko w najlepszym porządku. Ale jak powszechnie wiadomo — entropia cały czas daje o sobie znać
we wszechświecie. Na skutek różnych wydarzeń związanych między innymi z niemożliwością opanowania
gniewu przez głównego bohatera (nie będę się zbytnio
rozpisywał) związek dwojga młodych ludzi jest wystawiony na ciężką próbę, później zaś — anihilację. Końcówka z lekką goryczką, ale i nadzieją: początkowo
deszcz, łzy i nieznośna samotność, a później trochę nadziei na nowe, lepsze jutro. Mimo kilku niezręcznych
scen, film się oglądało bardzo przyjemnie.
„Interes życia” („A puerta fría”, 2012)
Stary wyjadacz handlujący sprzętem elektronicznym
powoli odchodzi w odstawkę, przeganiany przez młode
szczury, które chcą zaistnieć w branży. Nie wiedzie mu się najlepiej — rozwiódł się niedawno, stopniowo popada w alkoholizm, ale jeszcze ostatkiem sił
chce udowodnić, że nie wszystko stracone. Pozostał
złoty strzał — opchnąć ile się da bogatemu, amerykańskiemu dystrybutorowi (nawiasem mówiąc nie spodziewałem się, że stary rozrabiaka Nick Nolte pokaże się z całkiem dobrej strony). Klasyczne studium
upadku moralności: aż na samo dno, wciągające ludzi, na których Ci zależy. Sprzedasz Ich i osiągniesz
sławę, czy jednak nie — masz miękkie serce i bardzo
twardy tyłek? Odpowiedz sobie sam na to pytanie
drogi czytelniku.
13 kwietnia 2013
Komentarz do spraw bieżących
Jak widać naczelne media prorządowe znów w akcji. Najpierw niewiele, gdy minęła połowa marca dały
się słyszeć głośne komentarze dotyczące wielkiej walki
(bokserskiej?) podczas konklawe. Nie powiem, które
to radio tak pięknie zainscenizowało, ale poleciały
komentarze w stylu: „w lewym narożniku”, „w prawym narożniku”, „i już, wychodzi”, „jeszcze nie...”.
Żenada — po prostu dno i pół metra mułu, ale pewnie
jestem za młody i zbyt głupi, aby to oceniać.
Tak nawiasem mówiąc, żeby nikogo niepotrzebnie
nie faworyzować — pewien przedstawiciel kleru rzymskokatolickiego też ostatnio (zamierzenie lub niezamierzenie — nie o tym mowa) nieźle namieszał, co nie
oznacza, że metody powszechnie znane jako in vitro,
cokolwiek leczą (w mojej opinii nie stanowią nawet
czegoś w rodzaju leczenia objawowego, jak to jeden
z moich adwersarzy chciał przeforsować) i wg mojej
opinii, finansowanie tychże pod płaszczykiem leczenia jest jednak nadużyciem. Co więcej — prawdopodoPóźniej ofensywa różnorakich w 30% komentato- bieństwo zwiększonego ryzyka zapadalności na okrerów, w 70% celebrytów, chcących uchodzić za jedy- śloną chorobę (nie tylko genetyczną) nie jest tożsame
nych słusznych reprezentantów polskiej nauki (chyba z prawdopodobieństwem zachorowania.
Aloszy nie posłuchali: „Tisze jediesz, dalsze budiesz”
zob. „E=mc2 ”).
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
33
ZASINA: TYGIELEK TRADYCJONALISTY
A już zupełnie na marginesie, każdy wywiad do- i wyłącznie o ubóstwo duchowe (no może ma rację
tyczący bądź co bądź spraw specjalistycznych — powi- i się skonsultował z Watykanem w tej sprawie, ale jak
nien być moim zdaniem szerzej konsultowany, a nawet to Anglicy mówią: I’ve smelled a rat).
autoryzowany, dlatego bardziej wierzę w debatę i dysOczywiście — nie udaje się ofensywa próbująca
kusję naukową, niż wywiady. Naprawdę nie trzeba się zdyskredytować papieża oskarżeniem o współpracę
aż tak unosić i pisać obraźliwych listów otwartych, z argentyńską juntą, to trzeba podjąć działania na
próbujących podbudować własne ego i jednocześnie gruncie krajowym. Nie chcąc tradycyjnie nikogo fa„utopić” przeciwnika ze „znienawidzonej kasty”.
woryzować, trzeba rozróżnić 2 sytuacje:
Wróćmy zatem do naszych celebrytów słyną• jeden z dostojników kościelnych miał promile
cych z dość ciętego języka oraz wypowiedzi, jednoi spowodował kolizję drogową, po czym przyznał
znacznie obnażających głęboką formację polityczną
się i poddał leczeniu — oczywiście, cała Polska
spod znaku „tej strony, po której ma większość
się trzęsie, bo źle, bo pijak i pirat drogowy, a do
z nas serce”, parafrazując słowa jednego z przed1
tego zwyczajnie się wygłupił (oczywiście jeśli się
stawicieli, o ile się nie mylę ostrego jak brzytwa .
popiera wiadomą opcję — wtedy ma się problem
Osobiście uważam, że przedstawiona przez red. Maz alkoholem, względnie nadużywa się go);
gierowskiego satyra jest raczej w lepszym stylu,
niż słyszane komentarze, wygłaszane podczas kon• jeden z dostojników kościelnych został oskarklawe. Przy okazji trzeba oczywiście pamiętać, że
żony przez „swojego byłego Actimelka” (co zofilozofia tylko w części jest sensu stricto nauką (lostało opublikowane głównie na jednym portalu,
gika), natomiast co do wielu innych dziedzin zachodzi
co pozwala podejść z dystansem do rzetelności
mniej lub bardziej uzasadnione podejrzenie, że natakowej informacji), ale dodatkowo podobno spił
ukami po prostu nie są (żeby nie być gołosłownym:
wcześniej strasznie schorowanego i powszechnie
http://www.physics.nyu.edu/sokal/weinberg.html
szanowanego człowieka (filipińska choroba gooraz http://mlodyfizyk.blox.pl/2013/03/Nieuleni to przecież nie przelewki), zapewne wledana-habilitacja-z-psychologii-kwantowej.html,
wając mu alkohol do ust (dla zainteresowapsychologia kwantowa? — pierwsze słyszę).
nych: cała operacja wlewania alkoholu wygląWybrano zatem nowego papieża. „Ufff”, przydała prawdopodobnie w ten sposób w który tujaciele co bardziej postępowych gałęzi, chcący za
czy się drób z przeznaczeniem na słynny Foie
wszelką cenę unowocześnić Kościół Rzymskokatolicki
gras). Nie chcę już nawet mieszać do tego red.
w sprawach doktrynalnych, odetchnęli z ulgą, bo przeTerlikowskiego i jego rozpaczliwego felietonu
cież idzie ku lepszemu.
obronnego na „Frondzie”, szkoda słów.
A tu taki klops — postępowe środowiska związane
Wiadomość z ostatniej chwili — papież Franciszek
z ciągłymi pracami nad ulepszaniem tego co dobre muszą pewnie przyoblec się w kir i rozpocząć głośne zawo- w 100% chce, aby Kongregacja Nauki Wiary przeddzenie, swoją drogą imię Franciszek (bez liczebnika!) sięwzięła stanowcze działania przeciwko nadużyciom
i zapowiedź „Kościoła ubogich i dla ubogich” o czymś seksualnym duchownych wobec nieletnich 3 , a to Ci
świadczy 2 , w przeciwieństwie do jednego z dostojni- dopiero — kolejny bastion gimnazjalnego ateizmu zoków, który twierdzi wszem i wobec, że chodzi tylko stał obalony.
1
zob. http://dorzeczy.pl/wybitni-watykanisci-tragifarsa-w-jednym-akcie-marek-magierowski/
http://histmag.org/Co-oznacza-herb-papieza-Franciszka-7760
3
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,178,papiez-chce-stanowczej-walkiz-pedofilia.html
2
34
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Polski zielnik ideologiczny
Rubrykę prowadzi: Zdanie
9 lutego 2013
Księżyc z sera
To zdanie jest nieprawdziwe — zapraszam na piątkowy przegląd prasy. Otwieram stronę frądy by wpaść
na niesamowicie ciekawy artykuł1 . Tomek Terlikowski
nie pierwszy i nie drugi raz wzbudza we mnie refleksje
na temat dyskusji z ideolologami.
Artykuł, o którym mowa posiada oczywiście jedyną słuszną tezę. Występują standardowe kwiatki,
w stylu nie znam się to się wypowiem — „swoją drogą
nie jest to [ewolucja] jedyna teoria wyjaśniająca powstanie i rozwój gatunków”. Czy naprawdę można coś
takiego napisać i nie bać się później chodzić po ulicach bez worka na głowie? Dalej dowiadujemy się że
„odpowiedź na pytanie, czy ewolucja jest «ślepa» czy
nie, nie należy do biologii, a jest już problemem filozoficznym. I filozofowie od lat się o to spierają.” — czyli
w skrócie, że redaktor totalnie nie wie jak zachodzi
proces ewolucji.
Ze statystyki występowań takich bzdur pojawia się
refleksja — może religijny, prawicowy umysł nie jest
w stanie pojąć konceptów związanych z ewolucjonizmem. Zobaczcie sami — „I znowu, pomijając debatę
nad tym, czy teoria ewolucji jest prawdziwa”. Koroną
cierniową tego żałosnego zbitku publicystyki jest sama
jego teza, jakoby normy moralne wynikały z dziwnego, tajemniczego tworu zwanego prawem naturalnym. Szkoda tylko, że normy moralne były inne nawet
sto lat temu — retoryka „prawa naturalnego” zaś od
wieków ta sama. Sami jej retorycy zaś są ślepi na tą
czasową zmienność, uciekając po kątach i posiłkując
się dziewictwem Maryi przedziewicy.
Takie profanacje papieru, jakich dokonuje Terlikowski wzbudzają odrazę podwójnie. Ktoś taki wypowiada się później w publicznej telewizji i jego pismo dostaje rządowe dotacje (tak tak, frąda jest dotowana z min. kultury). Czy czempionami konserwatystów muszą być kretyni, którzy po swoim pokazie
ignorancji nie są w stanie wzbudzić w dyskutancie nawet sympatii? Nie wierzę w to, że wszyscy z prawa są
tacy — mam na to nawet pisane dowody. Ale gdzie są
jak dzieją się takie brednie? Czemu nie grzmią? Moje
drogie konserwy, weźcie się do roboty, bo cień Terlikowskiego pada na wszystkie wasze hipotezy. Przyznajmy się sobie szczerze — czy jeżeli ktoś przekonywałby Was do swojej racji, jednocześnie twierdząc,
że księżyc zbudowany jest z sera — traktowalibyście
go poważnie?
1
Tomasz P. Terlikowski, Ani ewolucja, ani społeczeństwo. Normy wynikają z prawa naturalnego, 8.02.2013, http://www.fronda.
pl/a/terlikowski-ani-ewolucja-ani-spoleczenstwo-normy-wynikaja-z-prawa-naturalnego,26039.html
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
35
ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY
12 marca 2013
Wielka ucieczka
Modus operandi Rekurencji powolutku przesuwa się
w stronę szukania pewnych alternatyw2 obecnego
stanu rzeczy. Narzekanie i piętnowanie absurdu jest
efektowne i dość proste, miło jednak gdy po kontestacji nadchodzi kreatywna refleksja.
Spróbujmy najpierw sprawdzić, czy aby na rynku
idei nie leżą już atrakcyjne, bystre i dojrzałe do zerwania pomysły. Zacznijmy od polityki. Tutaj sprawa
jest prosta, prawa strona chciałaby widzieć większą
kontrolę nad obywatelem i rozwiązania gospodarcze
rodem z PRL-u. Dotyczy to obu prawicowych partii, które tak naprawdę różnią się od siebie tylko poziomem kultury i intelektu — w dodatku w niewielkim stopniu. Wizji zmian brak — wszystkie odważne
punkty programów znikają tuż po dojściu do władzy.
Z lewej? Nihil novi, powiew świeżości, którym miał
być RP zgasł w zgniliźnie ideologicznego chaosu postkomunistów.
Co z zaangażowaną prasą? Katolickie tabloidy od
lat chcą teokracji. Gazeta Wyborcza jeżeli już coś napomknie, to nieśmiało — bojąc się jak ognia utraty
swojego rzekomego obiektywizmu.
Kto nam zostaje z konkretnymi propozycjami? Narodowcy, którzy pragną stworzyć siłę, której będą bały
się pedały i lewaki — ale uważać, że to coś nowego
może tylko ktoś z bardzo krótką, wybiórczą pamięcią. Kukiz, ze swoimi JOW-ami — o których nie wiadomo tak naprawdę co myśleć — propozycja była platformiana, teraz wokół niej zgromadził się polityczny
antyplatformiarski światek.
Ekonomię trynitarną3 i ordoliberalizm4 proponują katoliccy inteligenci z Pressji — pomysły ciekawe
i w sumie dla wierzących bardzo atrakcyjne — niestety
tylko dla wierzących.
Jeżeli o nikim nie zapomniałem (przykro mi Korwinie) — wyłania nam się dosyć smutny obraz. Ideolo-
gicznie nikt nie ma do zaoferowania nic nowego. Wałkujemy cały czas te same schematy, powtarzając błędy
ojców naszych ojców i ich ojców, a nawet dziadków
ich dziadków. Oczywiście zachodzą zmiany — czasem
bardzo poważne, ale nie ma zmiany paradygmatu ideologicznego (niech nikt nie waży się wspominać tych
postmodernistycznych idiotów).
Piszę dziś ten artykuł, by zaproponować taką
zmianę. Zmianę tą roboczo nazwiemy „Wielką
ucieczką”. Uciekać będziemy od bardzo wielu rzeczy,
a zwłaszcza od sztywnych podziałów i raf klasyfikacji politycznej — bo prawo i lewo to nie jedyne kierunki w jakie można pójść. Zarządzimy odwrót od historycznego labiryntu błędów — bezwstydnie taszcząc
pod pachą ukradzione koncepty tych bardziej zmyślnych, zaradnych i ucywilizowanych przodków. Spróbujemy podjąć odważne decyzje na horyzoncie współczesnych, wyłaniających się dopiero problemów.
Nie należy się bać takiego wyzwania. Wystarczy
spojrzeć w przeszłość, by zobaczyć w jak prosty sposób można mieć lepsze pomysły od połowy istniejącej
do tej pory ludzkości. Poza tym nie ma się co łudzić —
alternatywa nie powstanie ze strony skostniałych ideologicznych trupów jakie ciągnie za sobą nasze społeczeństwo. Za brak wizji zmian odpowiada osobiście,
każdy kto takich zmian pragnie.
Nie chciałbym — nie śmiałbym nawet opracowywać takiej koncepcji sam. Pełny obiektywizm i perfekcyjną, krytyczną analizę można osiągnąć tylko za
pomocą innych punktów widzenia. Dlatego mam nadzieję wywołać w różnych środowiskach dyskusję na
temat metodologii i fundamentalnych wartości i konceptów wielkiej ucieczki — tematów, które dotknie
następny artykuł z cyklu.
Votum separatum Redaktora Folty:
Dużo dzieje się w „Rekurencjach” ostatnio. Ciekawe czasy (Tutaj czas na tysiąc-pińcet sto-dziwińcet
powtórzenie „Obyś żył w ciekawych czasach”, a nastepnie wyjasnienie, że jest to chińska klątwa i tutej okolice. Nie dość, że to zgrane i nieśmieszne, to
mniej więcej od rewolucji przemysłowej czasy są cie-
kawe.), jakie nam nastały sprzyjają rewolucyjnym nastrojom. Redaktorzy Miszczyk i Zdanie poruszyli tematy zmian, jakie trzeba byłoby nastapić, w Gdańsku ruszyła Dudowa Platforma Oburzonych, która —
mnie przynajmniej — przypomina nieco seks z tygrysem (i smieszno, i straszno). Platforma Dudy przy-
2
p. str. 21, http://www.rekurencje.pl/2013/03/01/miszczyk-niech-%C5%BCyje-kyriarchia/
http://www.pressje.org.pl/issue/29
4
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ordoliberalizm
3
36
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
ZDANIE: POLSKI ZIELNIK IDEOLOGICZNY
pomina pospolite ruszenie i o ile niektóre pomysły są
ciekawe i pożyteczne (np. zwiększenie roli referendum
i obywatelskiej dyscypliny ustawodawczej), to jednak
jest to dość zabawna zbieranina od Stacha Paprykarza, przez „ratowników maluchów” (niestety, nie chodzi tu o wielbicieli Fiata 126p, a o ludzi, którym nie
podoba się pomysł wysłania sześciolatków do szkoły),
po Słodkiego Gabriela, czemu przyświeca narodowo
odrodzony Paweł Kukiz i pomysł z JOW. Jestem sceptycznie nastawiony do tych pomysłów, bo o ile zmiany
w Polsce są są wg mnie potrzebne, to wiara w JOW
jako pacaneum przeszła mi w okolicach I roku studiów,
a i tak było to zbyt późno.
Po tym wstępie przejdę do artykułu „Wielka
Ucieczka” red. Zdanie. Wywołał on u mnie bowiem
ambiwalentne uczucia: z jednej strony sceptycyzm,
z drugiej — romantyzm wielkich budów. Zdanie uderza w sedno: mkręcimy się w kółko. Coraz więcej ludzi
dostrzega konieczność zmiany (np. pominięte w artykule środowisko „Liberte!”), jednak jest to wciąż rewizja stanu obecnego. I stąd mój sceptycyzm. Także dostrzegam wyczerpanie dotychczasowych doktryn. Nie
ma się co dziwić, w końcu ich rodowód sięga przełomu
XVIII i XIX wieku, a pełnia dojrzałości — połowy
wieku XIX. Podstaowa znajomość kalendarza pozwala
przekonać się, że mamy wiek XXI. I o ile ludzka psychika nie zmieniła się od wieluset lat (choć zmienia
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
ją Internet — patrz: Dukaj http://tygodnik.onet.
pl/33,0,51179,1,artykul.html), to jednak dzisiejsze formy społecznej organizacji i komunikacji są nowe
i nie za bardzo wiemy, jak sobie z nimi radzić. Wprawdzie ponoć Marx przewidział już Internet (E. Bendyk,
Marks nie żyje, niech żyje Marks, Polityka 11/2013),
jednak jest to tylko zabawna ciekawostka, a nie coś, na
czym moglibyśmy się realnie opierać). Problem polega
jednak na tym, że XIX-wieczne doktryny ukształtowały i wciąż kształtują sposób naszego myślenia. Nasza sytuacja przypomina jazdę pociągiem, który nam
się nie podoba w kierunku, który nam nie odpowiada.
Ale pociąg nie ma hamulców, a wyskakiwanie w biegu
to niebezpieczna zabawa.
Z drugiej strony — pomysł zmiany paradygmatu
jest kuszący. Nawet bardzo. Idea Wielkiej Ucieczki
jest pociagająca, bo to bezczelnie ambitne założenie. I nawet jeśli coś mi mówi, że nie będziemy
w stanie przełamać ideologicznego warunkowania, jakim nas poddano, to jednak próba uczynienia tego
może być grą wartą świeczki. Zwłaszcza, że od dłuższego czasu odczuwam zmęczenie sztywnymi podziałami doktrynalnymi, mam wrażenie że to wszystko
jest zbyt proste, a uprzedzenia oddalają nas od wartościowych rozwiązań. Dlatego cieszę się, że to w „Rekurencjach” narodził się pomysł Wielkiej Ucieczki
i deklaruję mój akces.
37
Artykuły gościnne
18 lutego 2013
Bednarski: Drugie spojrzenie na nerdkulturę
Trollizm transcendentny jako jej skrajna odmiana
Zamiast wstępu
Do napisania tego krótkiego szkicu o trolliźmie transcendentnym i jego fundamentach, a także stopniowym
zakorzenianiu się w polskiej świadomości sieciowej (gonimy Zachód, gonimy), zainspirował mnie tekst imć
Miszczyka, kreującego nerdkulturę polityczną nad wyraz. Dlaczego kropka? Ponieważ każda nadinterpretacja jest nad wyraz i jeszcze trochę nad. Głównie
nad. Rzadko ‘pod’ bo wtedy wkraczamy na grząski
grunt subwersywizmu, który jest Terra Incognita jak
i Terra Horrifica, toteż nie będziemy mówić o nim, ani
o ciemnych sprawach jego. Mówić natomiast możemy,
a więc zaczynamy: trollizm transcendentny to nazwa
rozszerzona, by mniej wtajemniczonym już mówiła conieco o jego podstawowej cesze: transcendencji. Nie
spodziewajcie się jednak żadnego oposa czy magnesa,
natomiast przygotujcie się na bezczelną i okraszoną
nadinterpretację.
O co ci w ogóle chodzi?
Otóż niezbywalną i pierwotną cechą trollizmu wszelakiego jest transcendencja, tyle, że nikt jeszcze nie
ubrał tego w takie słowo. Trollizm jako zbiór pewnych
niedookreślonych aktywności od samego początku
przekracza wszelkie możliwe granice, tabu i konwenanse, wdziera się z buciorami na salony, a do stodoły maszeruje w pantofelkach. Transcendencja w zasadzie go konstytuuje, bowiem jest ona warunkiem do
uznania czegoś za trollizm. Jest więc cechą mu przyrodzoną. Kolejnym, niezwykle ważnym elementem, ale
już nabytym, jest beka. Zjawisko beki to temat —
rzeka, bowiem wydaje się, że towarzyszy ludziom od
samych początków kultury (można więc debatować
nad tym, jak beka wpływała na rozwój naszej cywili38
zacji), a jednak spychana była, przez ludzi poważnych
z gatunku kijus-w-tyłkus, gdzieś na peryferia świadomości i zapominana, tudzież pętana i w grubych kajdanach i w klatce prezentowana jako dowcip, kabaret, krotochwila. Niemniej jednak taka sytuacja nie
mogła trwać wiecznie — wraz z nadejściem Internetu
musiała nastąpić zmiana w postrzeganiu beki. Może
się wydawać, że to coś nowego, co jest wytworem,
skutkiem ubocznym i niepożądanym Sieci, ale tak naprawdę Internet był jedynie katalizatorem, który wyzwolił w nas bekę na nowo. Ale czym jest sama beka?
Beka jest czymś niezwykle ciężkim do opisania. Sama
w sobie zdaje się być niematerialna (a jednak objawia
się w materii) i pozaczasowa (a jednak przejawia się
w ramach czasowych). Ale czy jest więc bytem abstrakcyjnym — stanem rzeczy, zdarzeniem, procesem,
cechą, właśnością? Być może tą ostatnią właśnie, ponieważ czysta beka jest w zasadzie niepoznawalna,
a dostęp do niej mamy poprzez oglądanie jej zawartej
w czymś innym. Pojawia się jednak komplikacja następująca — czy beka nie jest też własnością innych własności? Czy nie stanowi czegoś w rodzaju metawłasności, którą można przypisać wszystkiemu innemu? To
problem, którego podjąć nie jestem w tej chwili gotów.
Beka, gdy opisywać jej zmysłowe oddziaływanie
na nasze umysły, to wszechogarniający stan chorobliwego wręcz rozbawienia i rozhamowania, utrzymujący
się w zależności od stężenia beki w bodźcach, które
napotykamy. Wszystkie bodźce możemy podzielić na
trzy kategorie, rozpatrując je pod względem zawartości beki: bodźce puste, beki nie posiadające; bodźce
naturalne, w sposób nieindukowany wywołujące w nas
bekę, oraz bodźce syntetyczne, tzw. lolcontent — celowa działalność i twórczość człowieka obliczona na
wywoływanie beki.
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Artykuły gościnne
a przez to często wiele zjawisk nim nie będących jest
identyfikowanych jako on.
Trollizm to z pewnego punktu widzenia sztuka —
sztuka w dawniejszym rozumieniu tego słowa, jako
równowaga formy i treści, osiągnięta za pomocą niezwykłej techniki. Trollska technika posiada własne
narzędzia pracy: manipulację, dezinformację, mistyfikację, prowokację, obrazoburstwo, flame oraz wiele
innych. Dzięki nim pewne zdarzenia, mające miejsce w Internecie, ale nie tylko (Sieć jest najczęstszym obszarem występowania trollizmu, ponieważ posiada najdogodniejsze warunki dla jego egzystencji;
można ją więc określić jako obecne środowisko naturalne trolli), będące spowodowane lub tylko pokieroCzym jest właściwie trollizm?
wane przez trolli, stają się małymi arcydziełami, warTrollizm jest to świadoma postawa, polegająca na re- tymi screena, skopiowania i zachowania w notatniku
alizacji wymienionych powyżej trzech filarów: trans- czy też pisania o nich artykułów w jednej z lulzowych
cendencji, beki oraz rekurencji. Nie mówimy oczy- Wikipedii.
wiście o trolliźmie odmiennym od prostych i prymitywnych poczynań heretyckiej sekty znanej niegdyś Ale po co to wszystko?
jako Dzieci Neo, te mroczne czasy odeszły w przeszłość. Cały artykuł traktuje o odmianie trollizmu, Skoro już wspomniałem o tym, należy wyjaśnić. Lulzy
którą można określić jako krytyczną. Nie jest bowiem to ostateczny cel trollizmu. Stan wszechogarniającej
to trollizm ślepo zapatrzony w swoje własne założe- beki, która wychodzi sama z siebie i do siebie ponia, ale krytycznie do nich podchodzący, co wydaje się wraca, dzięki rekurencji. Oczywiście trzeba również
wręcz niezbędne w przypadku, gdy jednym z nich jest wspomnieć o Przepysznym Ciastku. Trollizm bowiem
rekurencja. Rekurencja bowiem dotyka wszystkiego, cel ma podwójny: osiągnięcie stanu Lulzu, jako narównież samej siebie. Dlatego trollizm właściwie jest grody metafizycznej oraz Przepysznego Ciastka, jako
zmianą, która ciągle się staje, ale nigdy nie jest. Bo- nagrody materialnej.
W tym momencie muszę nadmienić, że trollizm tak
wiem cała jego istota tkwi w niedookreśleniu, a gdyby
przecież stał się i był, to by się w ten sposób dookre- naprawdę nie ma celu, ponieważ zgodnie z naszymi
ślił i przestał być sobą. Stąd też wynika jedna ze sła- założeniami, mając cel, dookreśliłby się i przestał być
bości trollizmu — nie sposób wyznaczyć jego granice, sobą. Also, the game.
Transcendencja w połączeniu z beką prowadzą nas
do trzeciej cechy, syntezy dwóch poprzednich, mianowicie rekurencji. Jest to bowiem specyficzny rodzaj
transcendencji posiadający bekę. Rekurencja przekracza samą siebie by z samej siebie czerpać i znów siebie
przekraczać jeszcze bardziej i jeszcze bardziej z siebie
czerpać. Jest to samowystarczalna siła łącząca w sobie aspekty kreacyjny i destrukcyjny. Gdyby próbować opisać ją na wzór Jedni Plotyna, musielibyśmy
raczej stwierdzić, że transcendencja i beka są hipostazami Rekurencji, ale ciemne sprawy jego zostawmy na
kiedy indziej.
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
39
Artykuły gościnne
19 lutego 2013
Zalewski: Rap w imię Jezusa Raptora
Umysłów młodych ludzi w Polsce nie kształtują, jak
chciałaby Gazeta Wyborcza, najnowsze publikacje
Umberto Eco i „zabawne” fanpage na FB. Nie kształtuje ich też, jak objawia się w mokrych snach Jarosława Kaczyńskiego, troska o śledztwo smoleńskie
i zamiłowanie do kandyzowanej cebuli. Nie kreuje ich
także Fronda.pl czy pokrewne potwory, jak chciałby
dokładnie nikt. Smutna prawda brzmi: duża część
młodzieży patrz na świat przez oczy swoich ulubionych raperów.
I jest to straszna wizja. Może poza spoglądaniem przez ślipia rapera Popka, wtedy przynajmniej
wszystko tonie w jaskrawym błękicie. Ale niestety
większość wykonawców nie należy do ludzi, których
poglądy na cokolwiek poza alufelgami i jakością narkotyków, czy jędrnością damskich pośladków powinny
być znane. Nie chcę tutaj być hipokrytą — jeśli ktoś
słucha moich rad jest na tyle głupi że zasługuje na
wszystko co go spotka.
Nie chcę też podawać się za wybitnego znawcę hiphopu. Mam za dużą głowę więc nie mogę nosić czapek, a poza tym nie mam już 15 lat. Jednak ostatnie
miesiące to napływ nowej fali (swoistej bossy novy)
w rodzimym rapie, która nie mogła umknąć moim
zmysłom. Dokładniej zmysłowi węchu, bo ta fala jest
w całości zrobiona z gówna.
Krótki rys historyczny. Polski hip hop miał prawie
od początku zacięcie społecznikowskie, przejawiające
się w gniewnych tekstach, socjologicznych analizach
i nieufności wobec oświetlenia na planie wideoklipów.
Zważywszy na stan uzębienia ówczesnych gwiazd, możemy tylko dziękować. Wspomniany komentarz socjologiczny nie był może zbyt zaawansowany, ograniczał
się do poziomu „mój stary całe życie zbierał na malucha, w dniu którym go dostał, rozpierdolił się na drzewie. A ja na osiemnaste urodziny dostałem czekoladę.
Z ORZECHAMI.” Swoją drogą, cytat z wypowiedzi
Borixona, który do trzydziestych urodzin chyba sobie
odkuł traumy, bo był tak gruby że pasuje na niego
tylko ponczo i sombrero. Platynowe.
Jakkolwiek byłaby to naiwna i uproszczona wizja świata (pomijamy tutaj wycieczki polskiego rapu
w krainy psychodelii i buraczanego naśladownictwa
amerykańskich milionerów na poziomie budy z grami
„Las Vegas” na Dworcu Głównym) to ciężko się z nią
nie zgodzić. Cytując klasyka „policja to cipa, na ryj
jej sikam”. Mocne słowa, ale kto by się pod nimi nie
podpisał.
Nie udawajmy że nie prowadzi to także do sytuacji patologicznych, czego uosobieniem jest kariera
40
składu Firma, o której gwieździe Popku popełniłem
już stanowczo więcej słów niż zasługuje. Skrótowo: rabunki — cacy, konfidenctwo — be. Zgadujcie jaki nuklearny holokaust zostawia takie skomplikowane myślenie w głowach, na których jest więcej strupów
niż włosów.
Jednak ten bandycki tok myślenia, oprócz kilkudziesięciu warszawiaków pozbawionych portfeli i komórek (sytuacja nad którą nie będę płakał), nie ma
szerokiego i głośnego echa w społeczeństwie. Kto ma
trochę w głowie, po skończeniu gimnazjum orientuje
się że to wszystko bzdury. Świat nie dzieli się, niczym
w napisanej przez zbytnio oddanego masturbacji fana
wersji „Gry o Tron”, na wrogów i „swoich ludzi”. Kto
nie jest w stanie wyjść poza tą dychotomię, cóż, miłego skrócenia nazwiska do jednej litery i gustownego
czarnego paska na twarzy. Nie jest to nic dobrego, ale
zadaniem wykonawcy hip-hopowego nie będzie naprawianie tej sytuacji. To zadania Kościoła, organizacji
społecznych i, ha, ha, przepraszam. Nie dałem rady.
Na horyzoncie pojawiło się jednak widmo, ponure,
niepokojące i straszne. Można powiedzieć nawet...
mroczne widmo. I niczym jego kinowy odpowiednik,
ssie dupę w sposób niespotykany do tej pory. Mówimy
oczywiście o patriotycznym rapie z zacięciem spiskowym w imię Jezusa (znak tow. zastrzeż. przez Polaków
Na Rzecz Obniżenia IQ). Pokraczna hybryda, łącząca
jad PiS-u, zdolności intelektualne pobitego łomem pawiana, zażarcie Tomasza Terlikowskiego w rui i podejrzliwość przeoryszy klasztoru w Mielnie. Ciężko się
opędzić od wrażenia, że nad całym tym tałatajstwem
unosi się duch Andrzeja Budy, blogera i królika testowego pierwszego szamponu, który wywołuje łupież. By
dać perspektywę, pan Andrzej dzieli swoich czytelników na „prawdziwych” i „agentów”. Złoty chłop.
Ciężko nie zwrócić uwagę, że większość tego bełkotu zaczęła pojawiać się po 2010 roku. Wcześniej,
owszem, mieliśmy patriotyczne wycieczki, nawet najbardziej znanych nazwisk polskiej sceny do krainy wymachiwania flagą i sztafażu o smaku ogórka kiszonego. Prym wiodła tutaj oczywiście „Kochana Polsko”
(utwór może i ambitny, ale zrozumiany przez publiczność na poziomie „Polski” Kultu i równie wkurwiający), mieliśmy też ckliwe pierdololo o Warszawie Sokoła i zgromadzonej wokół niego ekipy. Przypomnijmy
też pomniejsze wyskoki mniej znanych zawodników,
takich jak wybitny inteligent PiH, którzy również starali się zmierzyć z tematyką patriotyczną. Udawało
się to tak, jak racjonalna debata z Antonim Macierewiczem, czyli w ogóle. Jednak to właśnie 2010 rok
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Artykuły gościnne
otworzył bramy piekieł i pokazał nam prawdziwe oblicze wielu. Przyznam że nie rozumiem. Wiem że porażka reprezentacji Francji na mundialu w RPA była
dotkliwa, ale żeby aż tak?
Największą ewolucję wykonał chyba Eldo (pseudonim operacyjny L-Dogg) znany z bycia ruchomym
celem dla SOK-istów w filmie „Blokersi”. Od towarzystwa Jeana Claude’a Van-Damme’a woli on jednak
bliskość Dawida Wildsteina i Samuela Pereiry oraz
podobnych im geniuszy. Sam określa się jako artystę
drugiego obiegu — ciekawe czy chodzi mu po prostu
o bieżnię na stadionie lekkoatletycznym w Bydgoszczy,
czy o to że najpoluarniejszy jest teraz jego położony
freestyle sprzed kilku lat.
Prawicowy rap mamy w każdym smaku, od wody
z jeziora po pachy Rafała Ziemkiewicza. Może chcecie delikatnie schizofreniczne tuptanie małych dzieci,
spod którego wyłania się oblicze Dobrego Wujka Janusza? Dla was „Leming” Ciecha i Pjusa, zupełnym
przypadkiem wypuszczone dzień przed 11 listopada.
Niestety nie jest zbyt bekowe, składa się ze starego
dobrego „TVN to całe zło, nie ma pluralizmu” co jak
zwykle cudownie współgra z pączkującymi jak żaby
w stawie gazetami prawicowymi. Swoją drogą, „WStawie”? Nowy magazyn Karnowskiego po odłączeniu od
brata (nie wiem od którego, obaj są dla mnie jak budyń o smaku ścierki).
http://youtu.be/1kq-ZQTANh8
Jeśli szukacie większej szydery polecam oczywiście Bęsia i chłopków w koszulkach „Bóg ponad hajs”
(sic!). Ciekawa sprawa — koszuleczka w sklepie za
35 zł, a nie za „Bóg zapłać”. Bóg bogiem, ale hajs
się musi zgadzać. Jakimś cudem cała akcja jest sztywniejsza od księżego penisa na występie Poznańskich
Słowików. Zwróćmy uwagę na klip „Fanatyk” i fenomenalną postać kelnera-mizogina. Cudo.
http://youtu.be/-zVWgM96gqY
Najbliższy mojemu sercu będzie zdecydowanie Medium, który zyskał ostatnio dużą atencję publiczności
za sprawą odejścia z Asfalt Records (labelu do którego bezskutecznie próbował wskoczyć Magik, HA,
HA, INTERNET) i założenia swojego wydawnictwa
Bozon. Jako wyśmienity fan Reptilian, NWO i ruchu
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
antyszczepionkowego z przyjemnością posłuchałem całej zawartości „Illumianci.org” skondensowanej w raptem trzech minutach. Uwaga! Klip naraża na spotkanie z hipsterskim intro, na poziomie założonej przez
trzy studentki kulturoznawstwa marki odzieżowej.
http://youtu.be/rB4J9KnhndI
Ale po 3:00 lecimy z pysznym wariactwem, które
przypomina włożenie głowy do wiadra z węgorzami.
GMO to zło, czipy, jaszczury, moc mistyczna. Jeśli
chcecie się dowiedzieć co ów pan ma do powiedzenia
na tematy tzw. różne, jest także 40-minutowy wywiad,
gdzie tylko czekasz aż zacznie owijać sobie głowę folia aluminiową. Całość jest ciężka do obejrzenia, ze
względu na niemalże wyczuwalną niezręczność dziennikarza. Cóż, pewnie nie miał tyle okazji do rozmawiania z wariatami co ja. Nie każdy może pracować
w sekslinii dla schizofreników.
http://youtu.be/Wi4-1hKc7TQ
Co to wszystko oznacza? Bo przyjemnie się pierdoli i nabija z ludzi głupszych od własnych pasków
w spodniach, ale trzeba gdzieś dojść. Prawda jest
smutna, bo jak wspominałem, łatwo jest odrzucić
przekazywany przez twardych kryminalistów sposób
postrzegania świata, gdzie każdy krok to walka, a policja tylko czeka aż spuścimy portki, by molestować
nasze dziewicze odbyty. Zostaje w nas po prostu nieufność do instytucji, rzecz zdrowa i polecana jak szpinak
czy lewatywy z kawy. Jednak wpajanie spiskowej wizji
dziejów może prowadzić do wczesnego antagonizowania z własnym otoczeniem, a co za tym idzie dalszego
utwierdzania w swojej chorej opinii. Jeśli twój kolega
pewnego dnia zacznie popierać kryminalne zachowania, jebanie sądu i inne młodzieńcze wybryki, pozostaje tylko ukierunkować jego zainteresowania w kierunku czegoś bardziej konstruktywnego (lepienie garnków? Domowa konstrukcja noży? Wciąganie kleju?)
i pomóc mu upłynnić uzyskane dobra. Jeśli jednak
pewnego dnia zacznie pierdolić o żydowskim spisku
i lemingach, ciężko się przestawić. TRZEBA GO ZLIKWIDOWAĆ. Do czego oczywiście zachęcam.
Okrutne? Przesada? Obejrzyjcie ostatnie nagranie
i zapytajcie mnie czy nieuzasadnione.
http://youtu.be/xb8s0PMghq8
41
Artykuły gościnne
21 lutego 2013
Lechowska: Rzecz o zatrudnieniu
Czyli seria soczystych cliché z moździerza, pod natchnieniem Gumtree.pl
Zaczęłabym od tego, że bardzo mi przykro. Niezwykle.
Powód mojego żalu nie jest rzeczą, której nie można
zmienić, sprawić, by kłopoty odeszły w zapomnienie.
Muszę jednak ze wstydem przyznać, że żal mi dla marnej pensji pozbyć się tych czy owych kłączków i/lub
wypustek.
Tak, mam dwie rączki i dwie nóżki. Obie pary rezolutne, machające, gotowe do działania. Mam także
sprawne oczka i uszka. Dobrze widzę, a jeszcze lepiej
słyszę. Moje szare komórki też (jak mi się wydaje) pracują bez zarzutu. Przynajmniej podstawowe zadania
wykonują bez najmniejszego problemu. Cudownie, nie
uważacie? W pełni sprawna, młoda, gotowa do pracy...
ODPADA.
Niestety. To nie jest target jakiego szuka współczesny pracodawca. Na cóż komu bowiem zdolny (fizycznie) pracownik, jeśli można dostać dopłaty do wynagrodzenia!
ZAZNACZAM: Nie uważam, że właściciele firm to
źli, bezduszni kapitaliści, wyzyskujący słabszych, wysysający z nich ostatnią krople pieniężnej krwi. NIE,
nie, nie. To wina Tuska... a w zasadzie państwa od samego początku... a w zasadzie także Szacownej Unii
Europejskiej... no i w zasadzie przestępczej organizacji o złowieszczej nazwie PEFRON (beware, beware,
beware!). Wiadomo — ZUS-y trzeba płacić, pracownik zatrudniony na umowę to dobro niezmiernie drogie. Bez kombinowania nie da rady. Każdy kto myślał
o założeniu/zakładał/pracował w jakiejkolwiek/... firmie, wie o czym mówię. Wygląda na to, że państwo
rzeczywiście wspiera innowacje oraz przedsiębiorczość
Polaków. W tym celu stara się nam życie utrudnić
i skomplikować tak bardzo, by wycisnąć z nas 1000%
kreatywności. Tacy spryciarze!
Doprowadza to jak wiemy do patologicznej sytuacji. Skomplikowana biurokracja powoduje fatalne
w skutkach deformacje. Rynek pracy nie ma nic wspólnego z czystą wymianą dóbr, a jest areną akrobatycznych popisów, ekwilibrystyki robienia-administracji-w-chuja. Szanse potencjalnych pracowników na znalezienie adekwatnej do swych możliwości pracy maleją (choć i tak już są małe). Podobnie rzecz się ma
pracodawców — najczęściej prozaicznie nie stać ich na
pracownika, który istotnie odpowiada ich wymaganiom. Kołem ratunkowym mogą być jeszcze praktykanci i stażyści — pieniądze od uczelni za ich przyjęcie, są szansą na odrobienie części strat, uregulowanie
płatności.
Osobiście, coraz częściej widzę oferty praktyk,
w których wymagany jest status osoby niepełnosprawnej. Ergo: trudno jest znaleźć pracę nawet taką, w której rolę wynagrodzenia pełni „wpisik” do indeksu.
Bjeda.
Państwo płaci. PEFRON płaci. Unia płaci → my
wszyscy płacimy.
Płacimy, byśmy mieli pracę → nie mamy pracy,
gdyż płacimy.
Rządzie strzeż się! Z takim rynkiem pracy, niedługo już wszyscy będziemy niepełnosprawni umysłowo. I skąd wtedy szacowna Unia weźmie pieniążka,
by dofinansować pracodawców?
Anyone? Anyone?
∗∗∗
Panie i Panowie, w ten uroczy wieczór, specjalnie dla Państwa perełka na dziś!
...i módlmy się tylko by był to bardzo słaby troll.
42
mwww.rekurencje.pl/ BKontakt: [email protected]
Prawa autorskie
• Teksty pojawiające się w Rekurencjach są własnością ich autorów. Artykuły publikowane są na licencji
Creative Commons: Uznanie autorstwa — Na tych samych warunkach 3.0. Odstępstwa od tej licencji,
udostępnianie na innych warunkach itp. należy uzgadniać bezpośrednio z autorem tekstu.
• Cytowanie artykułów, krytyka, polemika, a także udostępnianie np. na portalach społecznościowych jest
dozwolone na zasadach tzw. Fair Use.
• Czasopismo Internetowe Rekurencje jest w tym momencie tylko i wyłącznie stroną internetową. Nie posiada ono osobowości ani podmiotowości prawnej, dlatego w sprawach związanych z prawami autorskimi
bądź odpowiedzialnością za teksty należy konsultować się przede wszystkim z autorami.
• Czasopismo Internetowe Rekurencje jest objęte licencją Creative Commons Uznanie autorstwa — na tych
samych warunkach 3.0 Unported.
Ilustracje
Rubryka Sztuczne trollki:
Sztuczne trollki
http://www.facebook.com/trollky
Polecam Poczytać Kardaszewskiego
http://www.facebook.com/PolecamPoczytacKardaszewskiego
Teorie spisku: HAARP antenna array
Źródło: http://science.dodlive.mil/2010/02/23/haarps-antenna-array-the-kitchen-in-the-sky/
Autor: Michael Kleiman, US Air Force
Nagłówki rubryk:
Tygielek tradycjonalisty
Autor oryginału: Andrew Balet
Licencja: CC-BY-SA
Pobrane z: http://en.wikipedia.org/wiki/File:Menlo_Lab_Cruicibles.jpg
Pozostałe — fot.: Łukasz Matuszewski
Okładka: Łukasz Matuszewski
FIAT SPISEG PERAT MUNDUS
Dokument stworzony z wykorzystaniem LATEX
przy pomocy programów Texmaker 3.5.2 oraz MiKTeX 2.9
∞ Numer 2 (3), marzec–kwiecień 2013
43
Zapraszamy do śledzenia nowych artykułów,
komentowania i polemiki na stronach:
http://www.rekurencje.pl/
http://www.facebook.com/rekurencje
Strona Czytam ‘Czytam “Czytam lewicową
publicystkę dla beki” dla beki’ dla beki:
http://www.facebook.com/dlabekidlabekidlabeki

Podobne dokumenty