MATKA BOŻA I DUCH ŚWIĘTY
Transkrypt
MATKA BOŻA I DUCH ŚWIĘTY
Aleksander Schmemann MATKA BOŻA I DUCH ŚWIĘTY I Temat, o którego przedstawienie mnie poproszono, jest, jak mi się wydaje, bardzo na czasie, a to z dwóch powodów. Z jednej strony obserwu jemy dziś wśród chrześcijan pewne odrodzenie zainteresowania, zarówno teologicznego, jak duchowego, Osobą Ducha Świętego. Panuje poczu cie – choć niejasne i niekiedy związane z pewnym zakłopotaniem – że precyzyjne i sztywne teologie przeszłości miały w pewien sposób charakter jednostronny. Zmierzały one do usprawiedliwienia i wyjaśnienia raczej „instytucjonalnego” niż „duchowego” aspektu Kościoła. Jako reakcja na to pojawiło się nowe pragnienie samej rzeczywistości duchowej; stąd też od nowa pojawiło się zainteresowanie Duchem Świętym. Niewątpliwie za interesowanie to, zaabsorbowanie problematyką duchową, nie jest wolne od duchowej kontuzji typowej dla naszej epoki. Duchowi Świętemu przy pisuje się niemal każde poruszenie, a nawet fantazję, jaka rodzi się w umyśle człowieka; powołując się na Niego usprawiedliwia się wszelkiego rodzaju radykalizmy i szerzący się „antyinstytucjonalizm” właściwy współ czesnej mentalności religijnej. Toteż teolog stoi przed stosownym dlań zadaniem postawienia właściwych pytań dotyczących Ducha Świętego. Z drugiej strony, i to jest następny powód, obserwujemy równie oczywi sty spadek zainteresowań mariologicznych. Ci, którzy w przeszłości zdawali się niemal przesadnie oceniać miejsce Maryi w ekonomii zbawienia i w pobożności Kościoła, dziś skłonni są usprawiedliwiać się z tego. W ogrom nej produkcji teologicznej, jakiej dał początek Sobór Watykański II, o Matce Boskiej prawie się nie wspomina. Wydaje się, jakby nowe akcenty i zainteresowania teologii, jej obsesja takimi pojęciami, jak „świat” , „ako modacja”, „sprawiedliwość” itd. wykluczały, jeśli wręcz nie milcząco potę piały uprzednie akcentowanie roli Matki Chrystusa. Choć może się to wy dawać dziwne, nawet nader nowoczesne i modne zainteresowanie miejs cem kobiety w Kościele, świecie i społeczeństwie czy wielka fala „feminiz 129 mu” nie ożywiły zainteresowań mariologicznych. Z pewnością łatwo można zrozumieć, dlaczego się tak stało. W swej pokorze i milczeniu z trudem tylko może Ona służyć za patronkę hałaśliwego i aroganckiego feminizmu naszych czasów. Otóż właśnie to podwójne zjawisko – odrodzenie pneumatologii i upa dek mariologii – domaga się łącznego zbadania. Musimy zbadać niepowta rzalny stosunek między Trzecią Osobą Błogosławionej Trójcy a jedyną w swoim rodzaju Osobą, którą jeszcze czcimy i, jak mam nadzieję, będziemy czcili po wiek wieków jako „…czcigodniejszą od cherubinów i bez porów nania chwalebniejszą od serafinów”… Jestem przekonany, że pneumatolo gia i mariologia są organicznie powiązane w doświadczeniu Kościoła, a zatem muszą być powiązane w jego teologii. Zaprawdę bowiem, jeśli to Duch Święty objawia nam Maryję, to Maryja jest tą, która w niepowta rzalny sposób jest objawieniem Ducha Świętego w Kościele. Co więcej, jestem przekonany, że współczesne niejasne zainteresowanie Duchem Świętym, choć cenne i obiecujące, nie doprowadzi do autentycznego po nownego odkrycia Go, jeśli jednocześnie nie stanie się zainteresowaniem Istotą najbardziej duchową; że nie przezwyciężymy upadku mariologii, jeśli nie przestaniemy w niej widzieć jedynie jakiegoś dewocyjnego aspektu Kościoła, lecz zintegrujemy ją z pneumatologią. II W tym punkcie muszę powiedzieć kilka słów o losie pneumatologii w dziejach myśli chrześcijańskiej. Nie trzeba dowodzić, że w teologii systema tycznej rozwój pneumatologii zawsze akcentowano w o wiele mniejszym stopniu niż, powiedzmy, chrystologii czy kilku innych aspektów depositum fidei. Jak każdy wie, nawet w powszechnym Credo Kościoła w artykule dotyczącym Trzeciej Osoby Trójcy Świętej słowo „Bóg” pominięto ze względów kościelnej dyplomacji. Już dość wcześnie teologię Ducha Święte go zastąpiono w teologicznych podręcznikach teologią łaski, subtelnym i szczegółowym wymienianiem wszelkich rodzajów uświęcenia. Z pewnoś cią, Duchowi Świętemu nigdy nie odmawiano należnego Mu miejsca; for malnie teologia zawsze pozostawała trynitarna. Jednakże nie można obro nić się przed myślą, że w społeczeństwie chrześcijańskim wydarzyło się coś, co odwróciło jego uwagę, jego miłość, jego nadzieję od tajemniczej trzeciej godziny, od tych języków ognia, które objawiły zstąpienie Parakleta. Nie 130 mogę tu analizować tego „czegoś” , choćby nawet pokrótce. Chcę po pro stu powiedzieć, co uważam za przyczynę tej teologicznej ślepoty na Ducha Świętego. Była ona skutkiem odejścia od eschatologicznej inspiracji wcze snego Kościoła – a przez to rozumiem tu niepowtarzalne chrześcijańskie doświadczenie królestwa Bożego jako, z jednej strony, królestwa, „które ma nadejść”, i z drugiej strony, jako tego samego królestwa obecnego i aktualizowanego w Kościele. Ta eschatologia we wczesnym Kościele stano wiła istotny wymiar jego całego życia – sakramentów, świata wiary, pobo żności – i kształtowała całego ducha Kościoła; była to jego postawa wobec świata, czasu, historii, społeczeństwa itd. Eschatologię tę stopniowo redu kowano do krótkiego rozdziału teologii – „de novissimis” – zajmującego się losem poszczególnego człowieka po śmierci. Z pewnością, wyobrażenia o królestwie Bożym, spełnienie wszystkich rzeczy w Bogu, wyobrażenia o nowym stworzeniu i transfiguracji pozostały częścią tradycyjnego słowni ka, ale przestały być zarówno źródłem, jak i przedmiotem twórczości teo logicznej. Eschatologii wszakże nie da się oddzielić od pneumatologii, gdyż to właśnie przyjście Ducha Świętego, Zesłanie Ducha Świętego, inauguruje „nowy eon” i czyni Kościół i życie w Kościele zarówno komunią z króle stwem Bożym, jak i jego antycypacją. Co więcej, samą istotą nowego życia, królestwa Bożego, jest właśnie współudział w Duchu Świętym, komunia z Nim, koinonia Ducha Świętego. To On czyni wszystkie rzeczy nowymi odnosząc je do ostatecznego spełnienia wszystkich rzeczy w Bogu. Zesłanie Ducha Świętego jest nie tylko historycznym źródłem Kościoła; jest to jego samo życie jako sakrament królestwa Bożego. Wszystko to mętnie wyczu wają ci wszyscy, którzy mają już dość instytucjonalnego i nieeschatologicz nego charakteru Kościoła, tak bardzo akcentowanego w ciągu całej długiej historycznej pielgrzymki Kościoła, i którzy łakną i pragną samej rzeczywi stości duchowej. Jednakże grozi tu z kolei niebezpieczeństwo nowego roz dzielenia, nowej dychotomii: „ducha” przeciwko „instytucji” , Ducha Świę tego przeciwko Kościołowi, indywidualnej podmiotowości duchowego do świadczenia przeciwko powszechnej wierze i dyscyplinie. Niebezpieczeń stwo to polega na traktowaniu Ducha Świętego jako pewnego rodzaju alibi dla odstępstwa i buntu, anarchii i subiektywizmu, tak iż eschatologia ulega tu pomyleniu z ludzkim radykalizmem i utopizmem. W tym to punkcie, jak mi się wydaje, oczywista staje się potrzeba ma riologii. Albowiem, zaprawdę, Maryja, będąc w tradycji i doświadczeniu 131 Kościoła samą „epifanią” duchowości, sama będąc pierwszym, najwyższym i najdoskonalszym owocem Ducha Świętego w całym stworzeniu, odsłania nam w samej swej obecności prawdziwą naturę i prawdziwe skutki tego zstąpienia Ducha Świętego, które jest źródłem życia Kościoła. By wyrazić się nieco inaczej, właściwie zrozumiana mariologia jest pewnego rodzaju „kryterium” pneumatologii, gwarancją przeciwko demonicznemu pomie szaniu duchów. W krótkiej rozprawie mogę jedynie wymienić różne aspek ty tej niepowtarzalnej relacji, w rzeczywistości ich nie wyjaśniając. III Relacja między Duchem Świętym a Maryją jest zarówno niepowtarzal na, jak i archetypowa. Jest niepowtarzalna w tym sensie, że objawia nam Maryję jako niepowtarzalną istotę ludzką, niepowtarzalną samą w sobie jako osoba, niepowtarzalną w jej stosunku do Chrystusa i do Boga, niepo wtarzalną dzięki miejscu, jakie zajmuje w Kościele, to jest w jej stosunku do nas wszystkich i do każdego z nas. Jest ona archetypowa w tym sensie, że objawia samą naturę Ducha Świętego w Jego związku ze stworzeniem, prawdziwą naturę tego, co nazywamy uświęceniem. Historia Maryi w Ewangeliach zaczyna się od jej osobistej Pięćdziesiąt nicy. „Duch Święty zstąpi na ciebie” (Łk 1, 35). Już tu zaczynamy rozumieć coś, zarówno jeśli chodzi o Ducha Świętego, jak i o Maryję. Przede wszy stkim i ponad wszystko to zstąpienie Ducha Świętego odsłania pewną rela cję osobową. Ponadto zaś dopełnia Maryję jako osobę; to znaczy jako absolutnie niepowtarzalną Istotę, jako w pełni Ją samą. Pewien typ teologii i pewien typ pobożności popadły w krańcowość podkreślając tę niepowta rzalność Maryi, a to kosztem archetypowego charakteru Jej osobistej Pięć dziesiątnicy. Jednakże właściwą funkcją Ducha Świętego jest dopełniać istoty ludzkie jako osoby. On jest dla każdego prawdziwym darem niepo wtarzalności, tej niepowtarzalności, która stanowi wieczną i absolutną war tość każdej osoby. Tak więc w osobistej Pięćdziesiątnicy Maryi mamy dwa objawienia. Odsłania ona Maryję Jej samej; dopełnia Ją jako osobę o niepowtarzalnym, osobistym i wiecznym powołaniu. Zarazem objawia ona Ducha Świętego jako „język ognia” , który zawsze zstępuje na każdego z nas, a nie na bezosobową „wspólnotę”. Objawia ona Boga jako zawsze niepowtarzalne i osobowe objawienie się każdemu, jak gdyby każda osoba widziała w Bogu niepowtarzalną twarz zwróconą do siebie w wyłącznym 132 stosunku niepowtarzalnej miłości i najbardziej osobistej komunii. Tak więc mamy tu dwa dary. Dar Maryi jako osoby. W Duchu Świętym znamy Ją nie jako symbol, nie jako ideę teologiczną, nie jako zasadę czy narzędzie lub ilustrację; w Nim znamy Ją! A znać Ją to cieszyć się jedną z największych radości do stępnych człowiekowi w Kościele. Jeśli każdej przyjaźni, każdego osobiste go spotkania, każdej łączności duchowej, choćby ograniczonej, zawsze do świadczamy jako daru, jako czegoś nas wzbogacającego, jako samej treści życia, podczas gdy osamotnienie i samotność odbieramy jako po prostu śmierć, to co możemy powiedzieć o tej niepowtarzalnej przyjaźni i komu nii, jaką Duch Święty daje nam w Kościele? Czymże był ten powolny wzrost czci Maryi w Kościele, jak nie wzrostem tej wiedzy, przyjaźni, ko munii? Żadna teologia formalna nie może tego wyjaśnić, ponieważ zajmuje się niezmiennymi relacjami i definicjami; może ona jedynie ustalić i zdefi niować ich strukturę i kontekst. Ale treść zawiera się tu w życiu Kościoła, w tajemnicy jego kultu, który jest nieskończonym wzrostem. Gdyby trzeba było za pomocą jednego prostego dowodu dowieść trwałą obecność i dzia łanie Ducha Świętego w Kościele, to odniósłbym się do mariologii, do nieustannie wzrastającego poznania Maryi jako osoby. Jest to tak, jakbyś my mieszkając z Nią w tym samym domu i biorąc z Nią udział w tym samym życiu zawsze odkrywali coraz więcej powodów, by kochać Ją i cenić Jej osobowość. Drugi dar to dar samego Ducha Świętego jako Boga, udzielony mnie i dla mnie, jako zarówno treść spełniająca, jak i Ten, który ją spełnia, jako prawdziwe Życie mojego życia. Duch Święty nie ma swej własnej ikony, nie ma swego imienia. Jednakże uświęcenie polega właśnie na tym, że każda istota, a nawet każda rzecz, staje się taką ikoną i takim imieniem. Właśnie stając się przejrzyste na Ducha Świętego, odbijając jego dobroć i piękno, stając się w pełni życiem w Nim i prawdziwie Jego wonią, istoty z jednej strony stają się w pełni sobą jako osoby, a z drugiej strony prawdzi wymi ikonami i imionami Ducha Świętego. Maryja jest zaprawdę pierwszą i najpełniejszą epifanią takiej przemiany. W tym sensie jest Ona pierwszą ikoną, pierwszym darem, pierwszym przejawem Ducha Świętego. Jeśli skłania On nas do poznania Jej, to jest Ona pierwszą istotą w całym stwo rzeniu, jaka skłania nas do poznania Go. To właśnie z mariologii czyni pierwszy i najważniejszy locus pneumatologii. Duch Święty jest więc Dawcą życia, życia nie tylko jako samego istnie 133 nia, lecz jako treści, jako osobowego dopełnienia przez niepowtarzalną istotę jej „natury”. Życiem, które Duch Święty daje Maryi, jest Chrystus. Jej Boskie macierzyństwo nie jest pojedynczym wydarzeniem, jednym spo śród wielu wydarzeń w Jej istnieniu, wydarzeniem, które dokonawszy się, zostawia Ją, jeśli można tak powiedzieć, dostępną innym wydarzeniom i innym spełnieniom. Jest to decydujące i wszechogarniające wydarzenie, które pochłania pełnię Jej istoty, zarazem jednak czyni i spełnia tę istotę na całą wieczność. Nie jest Ona „niczym innym” , ale to „nic innego” nie jest negatywną definicją, lecz, istotnie, definicją najbardziej pozytywną: mieć Chrystusa i „nic innego” jako własne życie to osiągnąć ostateczną pełnię, absolutne spełnienie człowieczeństwa. Tak więc i tutaj znajdujemy objawioną i daną nam podwójną tajemnicę, podwójny dar. Z jednej strony to Boskie macierzyństwo Maryi jest niepow tarzalnym objawieniem Ducha Świętego odnoszącym się do Niej i do Chry stusa. Relacja między Nimi zostaje nam ukazana jako przedmiot wieczystej kontemplacji i radości, jako to, co powoduje i ma powodować, żebyśmy wieczyście radowali się w królestwie Bożym. Z drugiej strony, mamy tu objawienie nowego stworzenia, a to znaczy: Kościoła oraz życia każdego z nas w Kościele, jako posiadającego Chrystusa za swą treść i spełnienie – Chrystusa i „nic innego”. Dar Ducha Świętego jest więc darem całości. Jako Dawca życia daje On każdemu z nas – jako jego osobowe życie i jako jego osobowe spełnienie – Tego, w którym „było życie, a życie to było światłością ludzi” (J 1, 4). Przez Ducha Świętego Chrystus jest kimś nie powtarzalnym dla Maryi jako Jej Syn, a zatem Jej życie. Przez Ducha Świętego Chrystus jest niepowtarzalny dla każdego z nas jako nasze życie. Ale wtedy Maryja jest prawdziwie ikoną i epifanią Kościoła – Kościoła jako życia w Chrystusie i Kościoła jako życia Chrystusa w nas, Kościoła jako istotnie całości. Jeśli doświadczamy dziś bolesnego rozziewu i rozbieżności między „in stytucjonalnym” i „duchowym” aspektem Kościoła – między Kościołem jako strukturą, hierarchią, autorytetem, dogmatem a Kościołem jako ży ciem, wolnością, wzrostem, pięknem, radością – to, jak jestem przekona ny, dzieje się tak dlatego, ponieważ zapomnieliśmy o rzeczywistości, w której dychotomia ta jest zawsze przekraczana i przezwyciężana: o miste rium Maryi, którą Duch Święty czyni osobistym centrum, ikoną i spełnie niem Kościoła. Jak bardzo smutne i tragiczne są nowoczesne próby pono wnego przedyskutowania i ponownego zdefiniowania Kościoła w katego 134 riach struktur socjologicznych i ubogich ludzkich dychotomii autorytetu i wolności, jednolitości i pluralizmu, zredukowania go do tego wszystkiego, co Nietzsche nazywał czymś „ludzkim arcyludzkim” ! Jestem pewien, że wielki eklezjologiczny kryzys naszego czasu może znaleźć swe rozwiązanie tylko wtedy, kiedy misterium Kościoła ponownie powiążemy z misterium Maryi, a to znaczy z misterium Ducha Świętego. Duch Święty przybywa „ostatniego i wielkiego dnia Pięćdziesiątnicy”. Jest On Dawcą i Objawicielem „rzeczy ostatecznych”. Przychodzi On u kresu, czy też raczej Jego przyjście – ponieważ odsłania „rzeczy ostatecz ne” – jest spełnieniem, jest zawsze kresem, eschatonem. Jednakże końcem i celem w wierze chrześcijańskiej jest królestwo Boże, spełnienie i dopeł nienie wszystkich rzeczy w Bogu, ostateczne objawienie „łaski Pana nasze go Jezusa Chrystusa, miłości Boga Ojca i komunii Ducha Świętego”. Ko niec więc jest zawsze początkiem wszystkich rzeczy odnowionych. A pierw szym objawieniem tych „rzeczy ostatecznych”, tego dopełnienia w Bogu, dokonaną przez Ducha Świętego pierwszą epifanią rzeczywistości króle stwa Bożego jest Maryja. Jeśli wiemy „coś” o królestwie Bożym, o tym, co to znaczy być dopełnionym w Bogu, być przebóstwionym, być podnie sionym do chwały, być tylko światłością, pokojem i radością, być w pełni sobą, a jednak być w pełni zjednoczonym z Bogiem, być „niczym innym”, a jednak „wszystkim” , być stworzeniem, a jednak być podniesionym do Nieba, nieśmiertelnym i pełnym życia, to wiemy to przede wszystkim, po nieważ w Kościele znamy Maryję. Bez tej „egzystencjalnej” wiedzy, bez Jej ciągłej obecności w Kościele jako modlitwy i piękna, ruchu i pokoju, radości i pełni, wszystko to pozostałoby jedynie doktrynalnymi „twierdze niami”, czymś, czego nie można zweryfikować egzystencjalnie i prawdziwie przyswoić sobie nie tylko jako dogmatu, ale jako, przede wszystkim, do świadczenia i poznania. Zaprawdę, nie jest przypadkiem, że kiedykolwiek i gdziekolwiek mariologia podupada, a dotyczy to czci Maryi i radości, jaką budzi Maryja, tam też zamiera eschatologiczna radość wiary chrześcijań skiej. Kościół zaczyna wówczas być uważany za agencję do reform spraw społecznych i użyteczności świeckiej, a wtedy wkracza doń „sekularyzm” w sposób triumfujący, ale budzący mdłości. To „świeckie” chrześcijaństwo, o którym tak dużo dziś słyszymy, jest przede wszystkim chrześcijaństwem bez doświadczenia „rzeczy ostatecz nych” , a to znaczy – bez Ducha Świętego i bez Maryi. Jeśli sądzimy, że możemy pomóc światu (nie mówiąc nawet o jego zbawieniu) za pomocą 135 nudy i gadulstwa cechujących nasze wypowiedzi społeczne i polityczne, nasze żałosne wysiłki mające przelicytować świeckich specjalistów we wszelkiego rodzaju „wyzwoleniach” , to prędzej czy później spotka nas stra szne rozczarowanie. Albowiem to właśnie posiadana przez Kościół wiedza o „rzeczach ostatecznych” jest jedynym źródłem jego praxis w świecie. To wiara, nadzieja i miłość, wywodzące się z tej wiedzy i z tego doświadczenia, mogą jedynie nauczyć Kościół i każdego chrześcijanina, co mają robić w tym nieustannie zmieniającym się świecie i jego dziejach. Bardziej niż cze gokolwiek innego potrzebujemy dziś ponownego zanurzenia się i zatopie nia w Kościelnym doświadczeniu eschatonu. Wszelką inną wiedzę możemy otrzymać za pomocą środków naturalnych, ale to niepowtarzalne poznanie jest niemożliwe bez Kościoła i jest jego wyłącznym darem dla świata. Jed nakże to zatopienie się nie będzie możliwe bez ponownego odkrycia escha tologicznych wymiarów tajemnicy Maryi, bez nauczenia się przez nas kon templowania i doświadczania w Niej tajemnicy Królestwa jako objawionej nam przez Ducha Świętego. IV Mam nadzieję, że powiedziałem dość, by wykazać przynajmniej jedną rzecz: że pneumatologia i mariologia , bynajmniej nie będąc dwoma róż nymi i odrębnymi dziedzinami teologii i doświadczenia chrześcijańskie go, są – przeciwnie – powiązane ze sobą w sposób najbardziej organiczny i istotny. Właściwe studium i zrozumienie jednej z tych dziedzin nigdy nie może być pełne czy nawet adekwatne bez studium i zrozumienia drugiej z nich. Jeśli mariologia dziś podupada, to dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że nadto długo była ona oderwana od pneumatologii i zaczęła dusić się w sobie w ramach swego zamkniętego horyzontu. Jeśli nowocze sne odrodzenie zainteresowań Duchem Świętym i, bardziej ogólnie, „spra wami duchowymi” zdaje się tak często zwracać w fałszywych kierunkach i wpadać w tragiczne i niebezpieczne ślepe uliczki, to jest tak prawdopodo bnie dlatego, że oderwało się ono od duchowego doświadczenia Kościoła, doświadczenia, w którego samym centrum znajduje się wiedza, jaką Koś ciół ma o Maryi. Dziś, bardziej niż kiedykolwiek indziej, jesteśmy powołani do „pró bowania duchów, czy są od Boga, ponieważ wielu fałszywych proroków istnieje w świecie” (1 J 4, 1). Jak mamy je „próbować” , jeśli nie przez samą 136 wiarę i doświadczenie Kościoła? Bardziej niż kiedykolwiek indziej jest to czas, w którym powinniśmy ponownie odkryć w misterium Maryi pe wne i inspirujące kryterium tego rodzaju próby i z radością przyjąć Ją jako największy dar i objawienie Ducha Świętego. Tłum: Jerzy Prokopiuk