STUDIA FILOZOFICZNE
Transkrypt
STUDIA FILOZOFICZNE
STUDIA FILOZOFICZNE Nr 1 (178), 1980 Janusz Jusiak REALIZM HIPOTETYCZNY KONRADA LORENZA Najbardziej ogólna i zarazem podstawowa refleksja nad historią i losami systemów epistemologicznych powstałych w dotychczasowym rozwoju filozofii zdaje się potwierdzać wniosek, że wszelkie zagadnienia teoriopoznawcze dają się problematyzować na dwa zasadniczo odmienne i niesprowadzalne do siebie sposoby. Najkrócej mówiąc, sposób pierwszy bazuje na ustalonym względnie niezależnie od refleksji poznawczej pewnym typie ontologicznym w ramach którego uzasadniane są wszystkie tezy uzyskiwane w teorii poznania. Rzec można, że teoria wiedzy funkcjonuje tu jako teoretyczny opis całokształtu czynności poznawczych odnoszących się do bytu., którego sposób istnienia oraz najogólniejsze własności stwierdzone zostały na drodze pozateoretycznej. Ów akt niedyskursywnego uznania „czegoś” za „coś” prawie w każdym systemie filozoficznym jest inny i oczywiście w znacznej mierze determinuje sposób uprawiania teorii poznania. Jeśli przykładowo za decydujący uznano w bycie czynnik racjonalny, to metoda badawcza oraz odkrywane prawdy dadzą się zracjonalizować, jeśli zaś przyjmie się, że sfera istnienia „samego” ukryta jest pod powierzchnią zjawisk w taki sposób, że niejako z góry wiadome jest, iż wszelki oparty na rozumowych analizach wysiłek poznawczy zmierzający do odsłonięcia istoty skazany jest na niepowodzenie, epistemologia szukać będzie ratunku w intuicjonizmie i irracjonalizmie, a system wiedzy, do jakiej będzie zmierzać, nie uniknie uzasadnień bezpośrednio wykraczających poza możliwości racjonalnej i empirycznej weryfikacji. Cechą charakterystyczną tego typu teorii poznania jest silna zależność odkrywanych prawd o bycie od preferowanego poglądu ontologicznego, zależność rozumiana w tym sensie, że owe prawdy zawsze są niepełne, zmienne historycznie, nastawione jakby na cząstkowe oświetlanie badanej rzeczy, podczas gdy sposób istnienia i najogólniejsze właściwości samego bytu są jedyne i na jeden sposób określone. Byt jest tu pod względem jakości jeden i tylko jeden: jest albo zmienny, albo niezmienny, idealny bądź materialny, jest życiem (tak, jak u Diltheya) bądź nieskończonym zbiorem zamkniętych, lecz podlegających niezmiennym prawom monad (u Leibniza i Witkacego) itp. Poznanie jest przy takim nastawieniu ontologicznym nie kończącym się uzasadnianiem i uszczegółowianiem wprowadzonej wcześniej kategorii bytu. Drugi sposób konstruowania podstaw teorii poznania tym różni się 1 Dokładniej o typach ontologicznych pisze Leszek Nowak w pracy U podstaw dialektyki Marksowskiej, Warszawa 1977, s. 18 -19. 134 Janusz Jusiak od omówionego wyżej, że w mniejszym lub większym stopniu charakteryzuje się b r a k i e m u z a s a d n i e ń o n t o l o g i c z n y c h dla wiedzy, której uogólnienia poszukuje. Wbrew nasuwającym się tutaj skojarzeniom teorie poznania tego rodzaju nie muszą być wcale prokantowskie, chociaż te właśnie, jako prowadzące w sposób nieunikniony do zerwania z tezą o tożsamości myślenia i bytu, reprezentują skrajną ich postać. Siedemnastowieczny angielski empiryzm, psychologizm początku dwudziestego wieku, neopozytywizm oraz w znacznej mierze fenomenologia Husserla to przykłady teorii wiedzy bazujących na różnego typu „danych wyjściowych” (wrażeniach zmysłowych, aktach psychicznych, twierdzeniach sprawozdawczych, czy też tzw. czystych poglądach), dokładnie je analizujących i poszukujących uogólnień nie tylko na ich podstawie. Za twórcę tego typu filozofowania należy uznać Kartezjusza, jako że metoda badań przezeń stworzona bodaj po raz pierwszy wysunęła żądania skonstruowania podstaw dla wiedzy pewnej, bezzałożeniowej i bezwzględnie obowiązującej, a z czasem ideały, które sobie stawiała, stały się ukrytym celem dążeń, by nie rzec sumieniem, każdego ambitnego systemu epistemologicznego. W pewnym okresie zapanowała nawet w Niemczech filozoficzna „moda” na system wiedzy bezzałożeniowej, zdolnej z jednej naczelnej prawdy wyprowadzić całościową i nie poddająca się bezpośredniemu oglądowi strukturę poznawanego. Znalezienie metody umożliwiającej dosięgnięcie prawdy absolutnej i niepowątpiewalnej było wtedy uważane za naczelne zadanie filozofii poznania. To początkowo nie zauważane, lecz jakże przecież charakterystyczne wysunięcie m e t o d y przed żywiołowo-spontaniczne orzekanie o przedmiocie doprowadziło ten typ myślenia do bardzo znacznego i brzemiennego w skutki oddalania się od problemów ontologii. Kryteria ontologiczne, jako że w mniemaniu zwolenników tego stanowiska nie wytrzymywały prób tzw. teoriopoznawczej krytyki, coraz rzadziej były brane pod uwagę, a jeśli w ogóle były brane, to najwyżej dla ratowania wiary w zasadność najbardziej naturalnych, opartych na elementarnych odczuciach zdrowego rozsądku przekonań. Metoda filozofowania stała się zasadniczym kryterium prawdy. O filozofach tego typu z odrobiną przesady można powiedzieć, że znacznie więcej niż realny świat obchodziło ich to, co mamy prawo o nim mniemać. Jaki związek z prezentowanym i dyskutowanym tutaj stanowiskiem Lorenza 2 ma poczynione wyżej rozróżnienie? Aby na pytanie to znaleźć w miarę klarowną odpowiedź, należy wpierw zauważyć, że wyrażona na kartach Odwrotnej strony zwierciadła refleksja filozoficzna nie jest bynajmniej jednoznaczna, i to nie tyle ze względu na niejasność wypowiedzi autora, ile na jej obiektywnie uwarunkowane uwikłanie w odwieczny spór o miejsce i rolę poznania w życiu ludzkim. Bodaj najtrudniejszym zadaniem, być może decydującym o właściwym zrozumieniu wystąpienia Lorenza, wydaje się określenie stosunku wyznawanej i głoszonej przez niego filozofii do tradycji myśli europejskiej. Prawdopodobnie przez długi czas otwarte pozostanie pytanie, czy Lorenz rzeczywiście, tak jak to sam o sobie mówi, postawił istotnie nowy problem, czy też zafascynowany wspaniałymi osiągnięciami etologii porównawczej uległ złudzeniu i zagadnienia prawidłowo sformułowane w ramach nauk szczegółowych bezzasadnie 2 Przedmiotem polemiki jest książka Konrada Lorenza Odwrotna strona zwierciadła, Warszawa 1977. Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 135 przeniósł do filozoficznej teorii wiedzy. Krytyczna ocena pomysłów i propozycji zawartych w Odwrotnej stronie zwierciadła wymaga z tego względu rozpatrzenia problemów dla epistemologii podstawowych, których nie można rozwiązywać wyłącznie na podstawie analizy danych dostępnych naukowemu sprawdzaniu. Szerzej zaprojektowane rozważania próbujemy podjąć niżej, a wskazanie we wstępie na dwa różne, szkicowo tu scharakteryzowane sposoby prowadzenia badań teoriopoznawczych, ma na celu udzielenie odpowiedzi na pytanie, czy proponowana przez Lorenza teoria poznania zbliża się do którejś z tych formuł, czy też jakoś poza nie wykracza. 1. POSTULAT OBIEKTYWNOŚCI PRZYRODY I PODMIOTU POZNANIA Odwrotna strona zwierciadła jest — jak napisano we wstępie — „próbą filozoficznego uogólnienia przyrodniczej wiedzy uczonego”. Dodajmy, że uczonym tym jest uczony przyrodnik, który posiada wiedzę o przyrodzie i badając tę przyrodę milcząco zakłada jej istnienie. „Jeśli nasze badanie ma mieć w ogóle sens — pisze na początku — trzeba oczywiście zakładać realną egzystencję tego, co zamierzamy badać” (s. 29). Tak więc postulat obiektywności przyrody jest podstawowym z a ł o ż e n i e m metody naukowej, założeniem, które na gruncie samej nauki może być przyjmowane jako swoisty akt wiary. Uczonego mającego ambicje „filozoficznego uogólniania” wiedzy wyniesionej z uprawiania danej dziedziny nauki musi jednakże niepokoić ta milcząco zakładana wiara w realność badanego; musi on zatem w swej filozoficznej refleksji odnaleźć takie wątki, które w sposób możliwie pełny będą uzasadniać prawidłowość naczelnego postulatu nauki. Filozof-uczony, jeśli filozofując chce pozostawać nadal uczonym, wątków tych poszukiwać będzie przede wszystkim w nauce, naukowo zatem będzie uzasadniał słuszność założenia, które na początku przyjął na drodze nienaukowej. W ten sposób uda mu się — jak sądzi — dokonać filozoficznej i zgodnej z nauką syntezy wiedzy. Taką właśnie drogę rozumowania prezentuje w swej książce Lorenz. Można właściwie przy pewnym uproszczeniu powiedzieć, iż znaczna część jego filozofii sprowadza się do usilnego dowodzenia słuszności podstaw realizmu epistemologicznego i do otwartej polemiki z idealizmem transcendentalnym. O realności przedmiotu poznania — twierdzi Lorenz — przekonuje nas przede wszystkim „owa stałość, z jaką pewne oddziaływania z zewnątrz wyłaniają się w naszym przeżywaniu — zawsze równoczesne i wedle tej samej reguły powiązane ze sobą, pomimo całej zmienności warunków postrzegania oraz wewnętrznych stanów własnego Ja. To właśnie ich niepodatność na wpływ podmiotowości i przypadku powoduje, że uznajemy grupy fenomenów tego rodzaju za rezultat czegoś, co dane jest rzeczywiście i istnieje niezależnie od tego, czy jest w ogóle poznawane, i co potrafimy rozpoznać ponownie jako ten sam obiekt akurat po tych właściwych mu sposobach oddziaływania, po właściwościach” (s. 32). Równie realne istnienie przysługuje podmiotowi poznania, którym jest według Lorenza nie tyle pojedynczy osobnik, ile gatunek biologiczny rozpatrywany w toku filogenetycznego rozwoju. Realność podmiotu (w nomenklaturze Lorenza — aparatu światoobrazu) bierze się stąd, że 136 Janusz Jusiak jest on częścią ogromnego „systemu żywego”, który stanowi przyroda organiczna wraz z fizykalnymi danymi środowiska. Lorenz jest przekonany, że błąd dotychczasowych spekulacji filozoficznych polegał na tym, iż aparat światoobrazu rozpatrywany by w całkowitym oderwaniu od zewnętrznych uwarunkowań przyrodniczych i badany jako fenomen indywidualny, niepowtarzalny, właściwy tylko człowiekowi. Podmiot poznający jest złożoną, żywą całością systemową, nierozerwalnie sprzężoną ze światem przedmiotowym, odbijającą jak zwierciadło to wszystko, co dzieje się w rzeczywistym świecie. Zrozumienie tego, w jaki sposób funkcjonuje to zwierciadło, ów perceiving apparatus Poppera, możliwe jest jedynie wtedy, gdy ujmie się je w powiązaniu z rzeczami, które zdolne jest „odbijać”, czyli poznawać. Ujęcie takie, zdaniem Lorenza, raz jeszcze przeświadczą badacza o realności rzeczywistości pozapodmiotowej, w tym także o realnym istnieniu samego podmiotu. Wiadomo bowiem, że wysoce rozwinięte organizmy dysponują różnorodnymi aparatami światoobrazu, których funkcjonowanie oparte jest na odmiennych zasadach i które w związku z tym dostarczają organizmowi różnorakich reprezentacji świata zewnętrznego. Zadziwiającą rzeczą jest jednak to, że „w tej mierze, w jakiej doniesienia tych aparatur odnoszą się do tej samej danej środowiska, nie są nigdy ze sobą sprzeczne” (s. 45). Lorenz zastanawiając się nad tym, być może oczywistym, ale przy głębszym namyśle zagadkowym, zjawiskiem stwierdza, iż nie można objaśnić go inaczej niż przyjmując, że „wszystkie w tak różnorodny sposób odmienne formy możliwego doświadczenia o d n o s z ą s i ę d o t e j s a m e j r z e c z y w i s t o ś c i p o z a p o d m i o t o w e j” (s. 46). Z tego i z kilku innych jeszcze oświadczeń Lorenza można wnosić, że jest on przekonany, iż dogłębna, nie zatrzymująca się na poziomie stwierdzania faktów analiza wiedzy naukowej, z konieczności domaga się tłumaczenia prawdziwego jej sensu na podstawie pewnych żywionych w przednaukowym oglądzie świata i nie dowodzonych teoretycznie intuicjach ontologicznych. Naczelną intuicją ontologiczną jest wiara w realne istnienie poznawanego. Nic więc dziwnego, że właśnie tę tezę tak dobitnie eksponuje Lorenz w początkowej fazie swych rozważań. 2. POZNANIE JAKO PROCES ŻYCIOWY Założenie o realności podmiotu i przedmiotu nie wystarcza jednak do stworzenia ogólnych podstaw teorii poznania. Badacz musi bowiem wiedzieć nie tylko, że bada obiekty rzeczywiste, tzn. niezależnie od niego istniejące. Ogólna teoria wiedzy winna mu także stawiać określone wymagania, z którymi w swej pracy badawczej powinien się liczyć. Sformułowanie takich wymagań musi z góry zakładać pewien pogląd teoriopoznawczy, wedle którego „wszelkie ludzkie poznanie zasadza się na procesie o d d z i a ł y w a n i a w z a j e m n e g o, w którym człowiek, jako całkiem realny i aktywny system żywy oraz jako poznający subiekt, zmaga się z danymi równie realnego świata zewnętrznego, które stanowią obiekt jego poznania” (s. 29). Oddziaływanie wzajemne, o którym tu mowa, jest zmieniającym się w procesie filogenetycznym coraz to doskonalszym przystosowywaniem się gatunku do danych środowiska. Przystosowywanie takie jest po pro- Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 137 stu p r o c e s e m p o z n a w c z y m, ponieważ „wszelkie «przystosowanie do» określonej danej z rzeczywistości zewnętrznej oznacza pobranie przez system organiczny pewnej dozy «informacji o» tej danej” (s. 36). Samo poznanie jest elementem zachowania, jest zawartym w zachowaniu — zachowanie stanowi obraz środowiska w tej mierze, w jakiej jest do niego przystosowane. Aparat poznawczy wykształcony został jako skutek określonych potrzeb w świecie, genezę tego aparatu określają jego teraźniejsze funkcje. „Nasz aparat poznawczy — stwierdza Lorenz — jest r z e c z ą (podkr. J.J.) z realnej rzeczywistości — rzeczą, która swą obecną formę otrzymała w toku zmagań i przystosowywania się do rzeczy równie rzeczywistych. Na tej wiedzy zasadza się nasze przeświadczenie, iż wszystkiemu, co nam oznajmia nasz aparat poznawczy o rzeczywistości zewnętrznej, odpowiada coś rzeczywistego” (s. 38). Tak więc aparat światoobrazu rozwinął się dla tych jedynie aspektów tego, co istnieje jako „rzecz w sobie”, które z punktu widzenia zachowania gatunku były najbardziej istotne. Ciśnienie selekcyjne sprawiło, że ukształtował się w ten sposób szczególnego typu aparat poznania wyposażony w „okulary” form myślenia i oglądu takie, jak przyczynowość, przestrzeń, czas, substancjalność itp., które o tyle są „aprioryczne”, o ile muszą być obecne, aby jakiekolwiek doświadczenie stało się możliwe. Rzeczywiste istnienie takich ustalonych form doświadczenia rzeczy jest — co z pełnym przekonaniem podkreśla Lorenz — potwierdzone przez współczesną etologię porównawczą i w r ó w n y m s t o p n i u dotyczy zwierząt, jak i człowieka. Formy te nie są koniecznością myślenia, tak jak u Kanta; są to schematy wykształcone ewolucyjnie w procesie filogenezy, przekazywane dziedzicznie i najpełniej uwidoczniające się w zachowaniu Przykładowo: specyficzną ludzką formę myślenia — przyczynowość, wytłumaczyć można jako przystosowanie do faktu, że przy wszelkich procesach zachowuje się jakaś określona czasowa kolejność zdarzeń, co pozwala organizmowi wykorzystywać wcześniejsze z nich jako niezawodne wskaźniki, że należy spodziewać się późniejszych. Podobnie jest z innymi formami naoczności takimi, jak np. przestrzeń i czas. Upada więc mit starego empiryzmu głoszącego, że wszelkie zdolności poznawcze nabywane są w trakcie rozwoju ontogenetycznego. Musi także ustąpić nowej teorii kantyzm, gdyż istnienie „apriorycznych” struktur zachowania nie znajduje na gruncie nauki racjonalne wytłumaczenia, podczas gdy logiczne formy oglądu Kanta nadal pozostają efektem filozoficznej spekulacji. W historii nauki i w historii poznania — sądzi dalej Lorenz — daje się odnaleźć pewna szczególna prawidłowość, która polega na tym, ze poznanie zewnętrznego wobec podmiotu świata, posuwając się od najbardziej prymitywnych o nim wyobrażeń do coraz to bardziej adekwatnych jego opisów, staje się coraz bardziej obiektywne i prawdziwe. Punktem wyjścia w poznaniu są zawsze przeżycia podmiotowe, ale rozwój poznania to proces stopniowego uwalniania się od wpływów subiektywnego postrzegania. Uwalnianie to nie jest chaotyczne ani przypadkowe; jest, jak pisze Lorenz używając obrazowego porównania, zdążaniem „solidnego piechura, który ostrożnie stawia nogę przed sobą. Pomiędzy krokiem jednej i krokiem drugiej nogi zachodzi stosunek w z a j e m n e g o w s p a r c i a, który w przyrodoznawstwie nazywa się zasadą wzajemnego naświetlania [...]. Kiedy się za jednym razem skierowuje wzrok na nasz aparat światoobrazu , za drugim zaś na rzeczy, które aparat ten źle czy dobrze odwzorowuje, i kiedy za każdym razem, mimo odmiennego kie- 138 Janusz Jusiak runku spojrzenia, osiąga się wyniki w z a j e m n i e s i ę o ś w i e t l a j ą c e, to jest to fakt możliwy do wyjaśnienia jedynie na podstawie założenia realizmu hipotetycznego, mianowicie założenia, że wszelkie poznanie polega na wzajemnym oddziaływaniu poznającego podmiotu i poznawanego obiektu, obu na równi rzeczywistych [...]. Ilekroć drobny przyrost wiedzy o naszym aparacie światoobrazu daje jako zdobycz nową drobną korekturę obrazu pozapodmiotowej realności, jaki aparat ten nakreśla, ilekroć, odwrotnie, drobny postęp naszej wiedzy o bycie w sobie pozwala nam przedsięwziąć nową krytykę naszego perceiving apparatus, tylekroć przybywa nam praw, by uważać za słuszną naszą teorię poznania” (s. 48). Sądzimy, że cytowany fragment dociekań z całą dobitnością oddaje sens wysiłków autora. Stare metody, stare wyobrażenia o świecie i poznawaniu muszą ustąpić pod naporem faktów wnoszonych przez naukę. Myśl Kanta, chociaż w interpretacji odkrytych przez siebie niezmiennych form oglądu i myślenia poniosła porażkę, była etapem koniecznym w coraz bardziej obiektywizującym się toku poznania. W tym właśnie sensie Lorenz nazywa siebie ostatnim następcą Kanta. Chociaż myśliciel z Królewca był jego wielkim inspiratorem, filozofia autora Odwrotnej strony zwierciadła jest zasadniczo odrębna w stosunku do tego wszystkiego, co wniosła do teorii poznania szkoła neokantowska. Lorenz jest głęboko przekonany, że osiągnięcia współczesnej etologii, biologii, psychologii i językoznawstwa przygotowują grunt do nowej rewolucji w nauce i w filozofii, rewolucji, która oparta na dokładnej znajomości p r z y r o d n i c z o uwarunkowanych mechanizmów poznawczych człowieka, doprowadzi do wspięcia się na wyższy poziom poznawania, z którego możliwe będzie „samorefleksyjne badanie kultury ludzkiej” (s. 388). 3. NOWA EPISTEMOLOGIA ORAZ FILOZOFIA KULTURY Jak wykazują badania etologii porównawczej, wrodzone struktury zachowania istnieją u ludzi należących do wszystkich kultur i społeczności, i to niezależnie od innych wypracowanych przez nich zdolności i predyspozycji. Struktury te są pierwotne wobec wyższych, wykształconych znacznie później zdolności poznawczych, które w wysoce zorganizowanych kulturach składają się na to, co nazywa się zwykle wyjątkowością człowieka, swoistością ducha ludzkiego itp. Ponieważ jednak każde poznanie — jak twierdzi Lorenz — i każda kultura, nawet najwyżej rozwinięta, jest szczególnego typu s y s t e m e m ż y w y m, którego fundamentem i podstawą konstrukcji są proste zdolności tego, co żywe, istnieją dostateczne powody, by swoistość ludzkiego poznawania rozpatrywać przede wszystkim z punktu widzenia nowoczesnego przyrodoznawstwa jako produkt naturalnego procesu stwarzania. Nowoczesne przyrodoznawstwo — sądzi dalej Lorenz — jest w stanie w chwili obecnej dostarczyć naukom humanistycznym i filozofii nowej, niezwykle płodnej metody badań przydatnej zarówno w ogólnej teorii poznania, jak też w filozofii kultury. Dotychczasowa humanistyka zajmowała się niemal wyłącznie podmiotem ludzkim, badając go bez żadnego związku z tym, że wykształcony w nim perceiving apparatus jest częścią przyrody i jako taki poddaje się przyrodniczemu badaniu. Takiemu wyizolowanemu ze świata rzeczy spój- Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 139 rżeniu na podmiot ludzki z konieczności towarzyszyło idealistyczne przekonanie, że naprawdę rzeczywiste są tylko obrazy rzeczy rysowane przez nasz aparat światoobrazu, same zaś rzeczy uważano za niedoskonałe i przemijające cienie doskonałych i wiecznych idei. Przez wieki całe w filozofii ignorowano podstawową regułę metodologiczną, według której przedmiotu wiedzy nie można prawomocnie oddzielić od jej narzędzia, lecz oba trzeba traktować łącznie jako jedną całość. Postęp wiedzy hamowany był chęcią wypełnienia w poznaniu metafizycznego postulatu jedności, który to postulat objawiał się w dążeniu do wyjaśnienia wielorakości świata na podstawie jednego tylko rodzaju zasad ontologicznych czy też reguł wszelkiego dziania się. Stan ten doprowadził do powstania w antropologii dwóch odmiennych ujęć kategorii realnego bytu, z których pierwsze, obstając przy fikcyjnej ciągłości procesu ewolucyjnego, prowadziło do sądu, że proces ten wytwarza jedynie różnice stopnia, drugie zaś, zatracając zupełnie możliwość zrozumienia jakichkolwiek związków historycznych, zarówno w filogenezie, jak też w ontologii i historii kultur, wypracowało niewiele dającą metodę posługiwania się dysjunktywnymi konstrukcjami pojęciowymi typu zwierzę „w ogóle”, człowiek „w ogóle” itp. „Przeciwieństwo pomiędzy zwierzęciem «w ogóle» i człowiekiem «w ogóle» — pisze Lorenz — z reguły służy [...] za podstawę rozważań i to mianowicie w takim ujęciu, że z góry wykluczone jest zrozumienie prawdziwych historycznych i ontologicznych związków” (s. 279). Nauki przyrodnicze, dostrzegając oczywiste różnice między zwierzęciem a człowiekiem, potrafią jednocześnie wskazać na rzeczywiste związki i procesy zachodzące w świecie organicznym, które doprowadziły do wykształcenia się specyficznie ludzkiego aparatu poznawczego. Aparat ten posiada jedną wspólną wszystkim organizmom cechę, którą jest zdolność zdobywania i gromadzenia energii czerpanej z otoczenia. Zdolność ta jest funkcją skomplikowanego pod względem struktury ciała wykształconego w długim procesie filogenetycznego przystosowywania się do warunków środowiska. Już na poziomie ciała zachodzi szczególnego rodzaju proces poznawczy polegający na tym, że przystosowywanie odbywa się na zasadzie odpowiedniości pomiędzy tym, co się przystosowuje, i tym, do czego zachodzi przystosowanie. Organizm nieustannie doznaje czegoś, co się w nim „odciska” i co jest informacją o odnośnych danych z zewnętrznego świata. W takim procesie ciągłych oddziaływań powstaje w toku filogenezy coraz bardziej złożona i przekazywana dziedzicznie struktura ciała, struktura, która coraz lepiej przystosowana jest do wykorzystywania środowiska, w którym żyje. Rozwój funkcjonalnych zdolności aparatu poznawczego nie jest jednak procesem ciągłym. Wynika to z faktu, że cielesne struktury organizmu, na podstawie których aparat ten działa, rozwijają się poprzez powstawanie całkowicie nowych właściwości systemowych nieobecnych nigdzie wcześniej. Istotą rozwoju jest jednoczenie w wyższej całości funkcjonalnie niezależnych pierwotnie podsystemów w taki sposób, że każdy z tych podsystemów w toku ewolucji specjalizuje się w wykonywaniu jednej tylko czynności, zaś pozostałe funkcje przekazuje innym członom całości. Nowo powstała całość systemowa ma przy tym wszelkie właściwości całości. Odkrycie tej prawidłowości ma niezwykle ważne znaczenie metodologiczne, wskazuje bowiem, że właściwości systemu wyżej rozwiniętego trzeba wyjaśniać przy uwzględnieniu właściwości tych podsystemów, które leżą na b e z p o ś r e d n i o n i ż s z y m poziomie integracji. 140 Janusz Jusiak Wyjaśnienie jest możliwe jedynie wtedy, gdy zna się strukturę, według której podsystemy układają się w wyższą jedność. Jakie znaczenie dla nauk humanistycznych mają streszczone tutaj osiągnięcia przyrodoznawstwa? Czy tylko jest to znaczenie metodologiczne? Głębsza refleksja skłania Lorenza do wniosku, że krytyczna analiza badań przeprowadzonych ostatnio w lingwistyce (Chomsky), psychologii (Piaget) i etologii pozwala gruntownie zrewidować nie tylko tradycyjne metody badawcze stosowane w humanistyce, lecz także w sposób zasadniczy zmienić dotychczasowe wyobrażenia o kulturze jako całości. Kultura ludzka organicznie wyrasta z niższych systemów biologicznych, które wchodzą w jej skład, i jako wielki system żywy funkcjonuje na podobnych zasadach jak jej podsystemy. „Kultury ludzkie — twierdzi Lorenz — powstają [...] niezależnie od siebie wzajem, tak właśnie jak to czynią gatunki zwierzęce i roślinne [...]. Za każdym razem powstanie takiego złożonego systemu żywego, który za historykami nazwiemy k u lt u r ą w y s o k ą, polega prawdopodobnie na fulguracji analogicznej do kroków ewolucyjnych, stanowiących o powstawaniu gatunków zwierzęcych. Można by nawet przypuścić, że każdy postęp kulturowy polega na integracji uprzednio istniejących i dotąd niezależnych podsystemów [...]. Przyszczep z obcego bogactwa kulturowego [...] niejednokrotnie, zdaje się, dawał impuls fulguracjom w kulturze. Jest to swoisty dla historii kultury proces, na który pozwala możliwość dziedziczenia właściwości nabytych” (s. 293). Nie jest też prawdą, jakoby rozwój kulturowy był wyraźnie oddzielony „poziomą granicą” od poprzedzającej go filogenezy. „Na fałszywym [...] wyobrażeniu — czytamy — zasadza się opinia, że wszystko, co wyższe w ludzkim życiu, wszelkie zwłaszcza subtelniejsze struktury zachowań społecznych są uwarunkowane kulturowo, natomiast wszystko, co niskie, polega na reakcjach instynktownych. W rzeczywistości istotą kulturową, jaką jest dzisiaj, człowiek stał się w toku typowego procesu filogenetycznego. Przebudowa ludzkiego mózgu pod selekcyjnym naciskiem kumulowania wiedzy przekazywanej tradycją nie jest (podkr. J. J.) procesem kulturowym, lecz filogenetycznym. Dokonała się ona po fulguracji myślenia pojęciowego” (s. 295). Proces filogenezy wypracował wrodzone normy ludzkiego zachowania, które odgrywają szczególnie ważną rolę w ustrukturowieniu społeczności ludzkiej. Normy te są nie tylko niezależne od wpływów kulturowych, lecz przede wszystkim odznaczają się zasadniczą na nie o d p o r n o ś c i ą, tak że pełnią funkcję wsporników, stanowią rusztowanie, niejako szkielet naszego zachowania społecznego, kulturowego i duchowego. To one dopiero sprawiają, że tradycja i kultura są w ogóle możliwe. Kultura współczesnego świata, jako kultura wysoce rozwinięta, zdaje się, w przekonaniu Lorenza, podzielać los wszystkich zaistniałych dotąd cywilizacji — chyli się ku upadkowi. Nie jest jednak przesądzone, że upadek ten rzeczywiście nastąpi. „Postępujący upadek naszej kultury — stwierdza Lorenz — ma w sposób tak oczywisty charakter patologiczny, nosi tak oczywiste cechy choroby ludzkiego ducha, że w rezultacie trzeba kategorycznie domagać się, by kultura i duch p o d d a n e z o s t a ł y b a d a n i o m (podkr. J.J.), w których pytania zadawać się będzie tak, jak pytają nauki l e k a r s k i e [...]. Aby znaleźć stosowne przeciwdziałanie, potrzebny jest przyrodoznawczy wgląd w przyczyny tych patologicznych zjawisk, co wymaga przebicia muru rozdzielającego przyrodoznawstwo od humanistyki, i to przebicia w miejscu, które bronione jest przez obie Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 141 strony: przyrodnicy, jak wiadomo, zwykli powstrzymywać się od wszelkich sądów wartościujących, natomiast humaniści są we wszystkich kwestiach aksjologicznych pod silnym wpływem idealistycznego poglądu, że cokolwiek daje się wyjaśnić przyrodniczo, musi być ipso facto obojętne wobec wartości [...]. Nie ma powodu, by wątpić, że prawda ostatecznie zwycięży, ale zatrważa pytanie, czy zwycięży na czas” (s. 55 - 57). ٭ Po tym może nieco przekrojowym omówieniu poglądów autora Odwrotnej strony zwierciadła wróćmy do początku naszych rozważań i spróbujmy zastanawić się, w którym z wymienionych tam sposobów uprawiania teorii poznania mieści się filozoficzna refleksja Lorenza. Lorenz jest oczywiście przede wszystkim uczonym, który usiłuje z filozoficznego punktu widzenia oceniać rezultaty swych badań. Będąc więc uczonym, jest jednocześnie filozofem. Ale czytając jego książkę, odnosi się raczej wrażenie, że dusza uczonego nigdy i nigdzie nie stopiła się w nim z duszą filozofa, że obie jego pasje, zarówno naukowa, jak i filozoficzna, pozostały rozdzielone i ścierając się ze sobą, dały w rezultacie tę wielce ciekawą, lecz dyskusyjną pozycję. Przejdźmy jednak do istoty problemów. W których momentach owo starcie „naukowego” z „filozoficznym” dało najciekawsze i najbardziej zastanawiające rezultaty? Dla naukowo myślącego człowieka istnienie zewnętrznego wobec podmiotu przedmiotu poznania jest wynikiem nie wymagającym uzasadnień i jednocześnie naczelną zasadą metodologiczną nauki. W filozofii jednak pytanie o istnienie obiektywnego świata nabiera szczególnego znaczenia, gdyż jest w istocie pytaniem o c h a r a k t e r i s t n i e n i a zewnętrznego, ale zawsze pozostającego w ścisłym związku z poznającym ego, przedmiotu poznania. I kiedy Lorenz wprowadza do swych rozważań p o s t u l a t obiektywności przyrody i podmiotu poznania, to doskonale zdaje sobie sprawę z jego filozoficznej rangi — świadomy jest tego, że absolutnej prawdziwości tej podstawowej tezy realizmu n i e d o w o d z ą żadne osiągnięcia nauki. Nie dowodzą dlatego, ponieważ postulat obiektywności świata ma charakter ściśle filozoficzny, a oznacza to, że do teorii poznania został wprowadzony na zupełnie innych zasadach niż wszystkie inne fakty i prawdy uzasadniane naukowo. Między przedmiotem badań nauki a przedmiotem poznania filozofii wytwarza się z tego względu jakaś dziwna i niepojęta z punktu widzenia zdrowego rozsądku przepaść. Lorenz zdaje się mocno wierzyć, że to nauka, a nie właśnie filozofia jest w stanie przepaść tę usunąć, a przynajmniej zniwelować wszystkie zgubne skutki, jakie wyrządza w rozwoju poznania jej respektowanie. Niwelacji tej dokonać można, zdaniem Lorenza, konsekwentnie walcząc o realizm teoriopoznawczy, walcząc z pozycji nauki. A współczesna nauka jest w stanie u z a s a d n i ć słuszność założeń realizmu hipotetycznego. Uzasadnić — nie znaczy dowieść tak, jak dowodzi się twierdzenia matematyczne. Uzasadnić to inaczej podać jak najwięcej faktów niewytłumaczalnych na innych zasadach ontologicznych niż te, które postulują obiektywne względem podmiotu istnienie przedmiotu poznania. Postępowanie takie jest dozwolone i nie ma nic wspólnego z błędem petitio principii, którego popełnienia — zdaniem autorki „Przedmowy” do Odwrotnej strony zwierciadła, Hanny Buczyńskiej-Garewicz — dopuszcza się Lorenz. Gdyby tak było, większość kierunków filozoficznych byłaby we- 142 Janusz Jusiak wnętrznie sprzeczna, wychodząc bowiem od zadanego typu ontologicznego, uzasadniałaby jego prawdziwość przy pomocy szeregu cząstkowych faktów, spostrzeżeń, uogólnień itp., charakteryzujących się rzekomo tym samym rodzajem jakościowego uposażenia, które przysługuje założonemu typowi ontologicznemu. Prowadziłoby to oczywiście do błędnego koła w rozumowaniu, gdyż przykładowo postulowanej materialności bytu jako całości próbowałoby się dowieść, biorąc w konkretnej sytuacji badawczej pod uwagę te czynniki, którym z góry, niejako a priori przysługuje miano „materialności” i które w poczynionej teoretycznie syntezie uogólniającej prowadziłyby do przyjęcia zakładanego na początku typu ontologicznego. Rzecz jasna rozumowanie Lorenza biegnie innym torem — postulat obiektywności przyrody, który wyraża przecież pewne stanowisko ontologiczne, posiada inną rangę teoretyczną niż fakty naukowe, które zdają się go potwierdzać. Fakty te mogą najwyżej nakłaniać badacza do przyjęcia zasad realizmu epistemologicznego, nigdy zaś zmuszać, bo nie istnieje dyskursywny ciąg myślowy prowadzący w prosty sposób od prawd nauki do tez filozoficznych. Gdyby przejście takie istniało, mielibyśmy jedną, przyjmowaną bez zastrzeżeń przez wszystkich teorię poznania. Co więcej, filozoficzna teoria wiedzy przestałaby być potrzebna. Widać zatem dość wyraźnie, że Lorenz opowiada się za pierwszą, wyróżnioną we wstępie, metodą konstruowania podstaw teorii poznania. Teoria wiedzy — co może nie jest powiedziane wprost, lecz wolno nam to chyba tak odczytać — nie może obejść się bez kryteriów filozoficznych: są one konieczne dla sensownego wyjaśnienia i znalezienia miejsca wiedzy naukowej w całokształcie dokonań kulturowych. Z kolei przekonania filozoficzne nie mogą być formułowane w oderwaniu od nauki. Szybki rozwój zmusza filozofów do ciągłego rewidowania swych poglądów, przy czym daje się zauważyć stopniowe i coraz powszechniejsze odchodzenie od spekulatywnych sposobów myślenia i jest to, rzec można, swego rodzaju konieczność dziejowa. Poczynione wyżej spostrzeżenia dotyczą jednak jedynie punktu wyjścia w teorii poznania. Powstaje pytanie, czy Lorenz jest konsekwentny, kiedy od rozważań ogólnych przechodzi ku szczegółom, tzn. kiedy w sposób konkretny wypowiada się na temat roli poszczególnych czynników w rozwoju dyspozycji poznawczych oraz kiedy wnioski uzyskane w teorii poznania próbuje wykorzystać do zbudowania ogólnej teorii kultury. Sprecyzujmy ten problem i zastanówmy się najpierw, na czym polega wspomniane przechodzenie od ogólnie sformułowanych podstaw do szczegółowego określenia własnego stanowiska. Powiedzieć można, że na udzieleniu odpowiedzi na pytanie, czym jest podmiot i przedmiot poznania. Uznanie, iż przedmiot posiada samoistny i niezależny wobec podmiotu byt, oznacza ustanowienie głównej podstawy budowanej teorii i jako takie równoznaczne jest z zapowiedzią opierania przyszłych rozważań na realistycznym stanowisku onto- i epistemologicznym. Samo jednak opowiedzenie się po stronie realizmu epistemologicznego o niczym ważnym jeszcze nie przesądza, a w szczególności nie rozstrzyga, jak dana teoria wypowie się w kwestiach istotnych z punktu widzenia praktyki badawczej. Teoria zaczyna się precyzować z chwilą próby odpowiedzi na pytanie, czym wobec poznającego podmiotu jest zewnętrzny przedmiot. Lorenz, trzymając się konsekwentnie zasad realizmu, odpowie oczywiście, że przedmiot jest r z e c z ą będącą składnikiem realnego świata i jako organiczna część tego świata egzystuje na zasadzie ciągłego z nim współ- Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 143 działania. Lecz czym jest poznający podmiot? Także realną rzeczą, poddającą się naukowemu badaniu i istniejącą na takich samych zasadach jak przedmiot. Przedmiot i podmiot są więc tym samym — rzeczą, która oddziałuje z resztą świata. Przedmiot i podmiot oddziałują także ze sobą i to ich współoddziaływanie jest właśnie najogólniej pojętym poznaniem. Ze stwierdzenia tego wynika główna zasada metodologiczna, która głosi konieczność jednoczesnego opisywania wzajemnie oddziałujących na siębie podmiotu i przedmiotu oraz zabrania badania jednego z nich w izolacji od drugiego. Cóż można zarzucić takiej konstrukcji pojęciowej? Że bezzasadnie zrównuje podmiot z przedmiotem, że zbyt łatwo chce je uczynić podatnymi na wyczerpujący, intersubiektywnie ważny opis? A może to, że jest programem niemożliwym w praktycznej realizacji? Gdyby ktoś rzeczywiście postawił tego typu pytania, byłoby zapewne bardzo trudno odnieść je do modelu teorii, którą proponuje Lorenz. Model ten jest przede wszystkim bardzo ogólny i w tej formie, w jakiej został opisany wyżej, nie może być obiektem krytyki zgłaszającej tak bardzo konkretne zarzuty. Trzeba najpierw spróbować zinterpretować najbardziej podstawowe pojęcie, które w nim występuje: współoddziaływanie. Współoddziaływanie, jako podstawowa właściwość rzeczy, w poznaniu polega na „wzajemnym oświetlaniu się danych” prowadzącym do coraz lepszego odzwierciedlania realnej rzeczywistości. Poznanie nie jest biernym oglądem przedmiotu, lecz trwającym lata procesem „odciskania” w organizmie realnych danych o otoczeniu. Znamienne skojarzenia wywołuje tu tak często używany przez Lorenza termin „odciskanie w”. Odciskanie sugeruje istnienie siły naciskającej z zewnątrz, a więc leżącej po stronie przedmiotu. Mimo że poznanie nie jest bierną odpowiedzią na owe zewnętrzne naciski, zasadniczy motor rozwoju i postępu tkwi w ewoluującej przyrodzie, która zmusza organizm za cenę jego przetrwania do adekwatnych reakcji na pozapodmiotowe bodźce. Bodźce te mają charakter oddziaływań biologicznych, mogą zatem odnosić się jedynie do biologicznych struktur podmiotu i wpływać t y l k o na jego biologiczną aktywność. Znaczy to, iż po pierwsze człowiek jako gatunek zdolny jest na bodźce biologiczne odpowiadać tylko drogą przemian struktury biologicznej organizmu, a po drugie wszelkiego typu bodźce generowane przez świat pozapodmiotowy dadzą się sprowadzić (choćby poprzez wykazanie ich strukturalnego podobieństwa z elementarnymi oddziaływaniami biologicznymi) do bodźców naturalnych, ważnych z punktu widzenia rozwoju gatunku. Aby jednak można było o takich współoddziaływaniach i związkach sensownie mówić, potrzebny jest realnie istniejący aparat badawczy zdolny niezawodnie je wykrywać. Taki aparat istnieje, a dysponuje nim współczesne przyrodoznawstwo. Wedle Lorenza jest to jedyny rzetelny pod względem naukowym aparat poznawania czegokolwiek, zatem przyrodoznawstwo jedynie, a nie nastawiona na spekulacje humanistyka może odpowiedzialnie podejmować trud rozstrzygania podstawowych problemów teorii poznania. Wniosek ten jest na pewno dla niejednego czytelnika książki Lorenza niezwykle zaskakujący. Znaczy on przecież, że cała dotychczasowa filozofia była ciągiem nieporozumień i pomyłek usiłujących bezskutecznie wyjść z zaczarowanego kręgu idealistycznie pojętego „ja” i związać podmiot poznania z obiektywnie istniejącym światem. Ale nie jest to jedyna konkluzja, która z niego wynika. Jeśli bowiem twierdzi się, że predyspo- 144 Janusz Jusiak zycje poznawcze człowieka można badać jedynie metodami wypracowanymi przez nauki przyrodnicze, to milcząco zakłada się (Lorenz mówi o tym w zasadzie wprost), że istota człowieka oraz specyfika historycznie ukształtowanej kultury dadzą się wytłumaczyć w całości t y l k o przy uwzględnieniu czynników wykształconych ewolucyjnie, a więc przekazywanych dziedzicznie i niepodatnych na tzw. wpływy kulturowe. Mówiąc inaczej, byt jest zbiorem organicznie związanych i różniących się stopniem komplikacji oraz właściwościami struktur-warstw, które mimo swej zasadniczej odmienności dadzą się sprowadzić jedna do drugiej, warstwa wyższa do niższej 3. Lorenz stoi więc na stanowisku, z którego wynika, że w świecie jako całości, mimo iż pod względem struktury wykazuje on wielkie zróżnicowanie, w s z y s t k o d z i e j e s i ę n a j e d e n s p o s ó b, w e d ł u g j e d n e g o t y p u p r a w, k t ó r e b a d aj ą n a u k i p r z y r o d n i c z e. Teza ta równoznaczna jest ze stwierdzeniem, że poszczególnym warstwom-struktorom bytu nie przysługują odmienne prawa, dlatego też dopuszczalne jest to, „by kultura i duch poddane zostały badaniom, w których pytania zadawać się będzie tak, jak pytają nauki lekarskie”. Moment, do którego dotarliśmy interpretując filozofię Lorenza, jest chyba momentem przełomowym i zasadniczo przesądzającym wartość dalszych rozwiązań, które padają w Odwrotnej stronie zwierciadła. Nie będziemy zatem szczegółowo omawiać tych rozwiązań, lecz uwagę naszą skupimy na pokazaniu, na czym polega znaczenie wniosków już sformułowanych, a wyrażanych jak dotąd w nazbyt ogólnej postaci. Otóż należy przede wszystkim zauważyć, że teoria, przy pomocy której Lorenz próbuje wiedzy swojej nadać podtekst filozoficzny, jest spójna do momentu, kiedy nie wskazuje on jeszcze, w jaki sposób i jakimi metodami badać ten podstawowy w poznaniu fakt, jakim jest wzajemne i oddziaływanie podmiotu i przedmiotu. Sformułowanie metody badawczej jest u Lorenza p u n k t e m r o z d z i e l a j ą c y m budowaną teorię na dwie nie związane ze sobą części, momentem, w którym zaprzepaszczone zostają szanse zbudowania teorii konsekwentnie opartej na zasadach realizmu epistemologicznego. Bo czymże jest proponowana metoda badawcza? Jest oczywiście metodą naukową, lecz przecież metodą wypracowaną przez jeden tylko zespół nauk. Kiedy przychodzi do skonkretyzowania teorii, Lorenz jakby zapomina, że zapuścił się na teren filozofii i f i l o z o f u j ą c nie potrafi pozbyć się wyniesionych z uprawiania swojej specjalności nawyków myślowych. Powtarza więc uparcie błędy swych poprzedników, zdaje się nie pamiętać, że istnieją inne nauki i inne, nie mniej skuteczne metody badań, ignoruje osiągnięcia nauk humanistycznych, w tym historycznych, w sztuczny sposób usiłuje wywołać wrażenie, że wraz z najnowszymi osiągnięciami etologii, psychologii i lingwistyki nadszedł czas, kiedy wszystkie problemy teorii poznania zostaną wreszcie postawione na właściwej drodze i w niedalekiej przyszłości całkowicie rozwiązane, w skrajnie jednostronny sposób traktuje rozwój i funkcjonowanie kultury, wreszcie niby to postulując zjednanie humanistyki z przyrodoznawstwem, w rzeczywistości opowiada się za zniesieniem tej pierwszej. Naturalizm, jaki proponuje, nie może się przyjąć i to wcale nie z tego względu, że humaniści są uparci i rzekomo programowo nie liczą 3 Lorenz, idąc za Hartmannem, wyróżnia cztery warstwy bytu: nieorganiczną, organiczną, psychiczną i duchową. Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 145 się z osiągnięciami nauk przyrodniczych. Naturalizm ten dający się, jak sądzimy, sprowadzić do przekonania, iż byt można pojąć jako continuum faktów przyrodniczych, jest do odrzucenia dlatego, ponieważ w całości uformowany został na podstawie jednostronnie ujmującej złożoności świata metody, przy czym na wzór dobrze znanych w historii filozofii błędów fizykalizmu, logicyzmu i psychologizmu, powtórzony został błąd polegający na biologizowaniu zjawisk społeczno-kulturowych. Jakie znaczenie ma w takim razie odwoływanie się do naczelnej i głębokiej w swej warstwie teoretycznej podstawowej zasady realizmu hipotetycznego? Prawie żadne, bo wzajemne oświetlanie się danych zachodzi na jednej tylko płaszczyźnie zjawisk. Jednostronność spojrzenia niemieckiego etologa jest deformująca, a deformację tę powoduje kurczowe trzymanie się metodologicznych zasad własnej specjalności. Wynikająca z programu Lorenza likwidacja problemów tradycyjnej humanistyki ma oczywiste konsekwencje antropologiczne. Kultura ludzka, funkcjonująca na podobieństwo wielkiego i skomplikowanego organizmu biologicznego, powołuje do istnienia równie biologicznie określonego człowieka. W czym ten biologizm przejawia się? W nie kończącym się nigdy i koniecznym dla rozwoju wszelkich dyspozycji ludzkich totalnie ujmowanym mechanizmie przystosowawczym. Wszelki rozwój dokonuje się w gruncie rzeczy p o z a światem człowieka, rozwój jest immanentną cechą przyrody organicznej i nie potrzebuje żadnej „pomocy” z zewnątrz, w szczególności nie potrzebuje ingerencji ludzkiej. Rozwój człowieka jako gatunku, to czynne w rozumieniu biologicznym, lecz bierne w sensie społecznym przystosowywanie się do wszechmocnej przyrody. Działalność ludzka bytu n i e p o m n a ż a, a jedynie w praktycznym działaniu o d b i j a, człowiek nad przyrodą n i e p a n u j e, bo to przyroda wyznacza sposób jego działania. Istocie ludzkiej odmówione zostają zdolności tworzenia oraz racjonalnego, opartego na świadomej ocenie i wartościowaniu projektowania swego tu-oto bytowania. Ponieważ przyroda wyczerpuje złożoność bytu i daje się określić jako pozytywistycznie rozumiany fakt, refleksja humanistyczna, z natury swojej nakierowana na możliwie najszerzej zakreślone badanie relacji między faktem a wartością, zostaje zawieszona w próżni. Sądzić należy, że to właśnie z tego powodu dokonania dotychczasowej kultury humanistycznej wydają się Lorenzowi wątpliwe. Spróbujmy już na koniec ocenić pod względem czysto teoretycznym wartość omawianej pracy. Już wcześniej zaznaczyliśmy, że sposób, w jaki Lorenz przystępuje do budowania podstaw własnej teorii wiedzy, daje się zakwalifikować do pierwszego wyróżnionego we wstępie typu. Uwzględniając jednak to, iż realizm hipotetyczny ma ambicję pozostawania systemem całościowym i wewnętrznie spójnym, wypada stwierdzić, że teza powyższa jest prawdziwa, ale tylko w odniesieniu do punktu wyjścia rozważań Lorenza. Skonkretyzowanie metody badawczej oraz szczegółowe rozwiązania tej teorii wyraźnie bowiem przeczą postulowanym na początku jej podstawom. Dlaczego? Ponieważ w postawieniu na jednostronnie rozumianą metodę badawczą zatracona zostaje ważkość tak dobitnie początkowo akcentowanego stanowiska ontologicznego. W trakcie przechodzenia w teorii od założeń ogólnych do szczegółowych propozycji rozwiązań konkretnych zagadnień ontologia odgrywa coraz mniejszą rolę, aż w końcu przestaje się zupełnie liczyć i nie stanowi żadnego kryterium prawdy. Ważne zaczyna być tylko to, co uzyskuje się w bezpośrednim badaniu przy zastosowaniu wybranej metody. Można tu zapytać, jaką rolę mogą pełnić tezy ontologiczne, kiedy 146 Janusz Jusiak punkt wyjścia teorii został już przy ich uwzględnieniu ustalony? Czy w dalszym poznawaniu, przy schodzeniu od ogólności ku konkretowi są one jeszcze potrzebne? Trzeba najpierw wyjaśnić, jaka może być ewentualnie treść owych tez. Wiadomo, że przekonania filozoficzne nie są w prosty sposób wyprowadzalne z wyników badań naukowych; co więcej, nie mogą być z nich i tylko z nich wyprowadzone. Stanowią one jakby konieczne dopełnienie wiedzy naukowej i w ich syntezie z tą wiedzą należy upatrywać możliwość istnienia filozofii. Czy treść postulatów ontologicznych da się wyczerpać w kilku ogólnikowych twierdzeniach o naturze bytu? Otóż nie. Treść ta może być bardzo różna i bogata, a to w zależności od tego, jakiego typu prawdom towarzyszy: wyniesionym z doświadczenia codziennego, naukowego, czy też przykładowo zaczerpniętym z obcowania z dziełami sztuki. Sytuacja taka obowiązuje także w teorii poznania. Nie jest tu powiedziane, że teoria wiedzy będzie dostatecznie uzasadniona filozoficznie, jeśli bazuje na ustalonym typie ontologicznym jedynie w swym punkcie wyjścia. Teoria może pretendować do miana teorii opartej na określonej filozofii poznania, jeśli w k a ż d y m s w y m p u n k c i e uzupełniana będzie odnośnymi tezami ontologii. Oczywiście treść tych tez będzie zmieniać się w zależności od tego, który stopień budowanej teorii jest nimi wspierany. Jeśli, powiedzmy, chcemy zbudować realistyczną teorię poznania, to teza wspierająca ten zamiar będzie mówiła, że przedmiot poznania istnieje obiektywnie wobec poznającego przedmiotu. Treść dalszych tez aczkolwiek pozostawać będzie w ścisłym związku z tezą centralną, musi być już inna, musi za każdym razem pozanaukowo, a więc filozoficznie uzasadniać kolejne kroki stawiane w teorii wiedzy. Byłoby trudno w tym miejscu pokazać, w jaki sposób w praktyce mogłoby dojść do wypracowania tak rozbudowanej ontologii, ale zauważyć należy, iż jest to możliwe tylko za sprawą szeroko rozumianego kontaktu z kulturą, dzięki historycznej, naukowej i filozoficznej interpretacji jej dokonań. Otóż Lorenz tylko jeden raz, właśnie w początkowej fazie swych dociekań, powołuje się na pogląd ściśle filozoficzny, mianowicie na przekonanie, że istnieje obiektywna, materialna rzeczywistość. W pozostałych częściach rozprawy dominują rozważania nad faktami interpretowanymi wyłącznie naukowo, z punktu widzenia innych odkrytych przy zastosowaniu tej samej metody badawczej faktów. Rezygnacja z wyjaśniania filozoficznego prowadzi do zupełnie wypaczonej teorii kultury, a program jej „leczenia” przedstawia się wręcz utopijnie. Badanie przedmiotu bez jego ontologii, badanie kultury bez uwzględnienia rządzącej się swoistymi prawami historii jest martwą konstrukcją nie liczącą się z ewentualnością, że przedmiot może wykazywać właściwości nie dające się wykryć tak dalece ograniczonymi narzędziami badawczymi. Jeśli zakłada się w poznaniu realizm, a następnie stronniczo unika wypowiadania prawd bezpośrednio wykraczających poza możliwości weryfikacyjne nauki, to nieuchronnie prowadzi to do nie uświadamianego zaprzeczenia pierwotnie zakładanej epistemologii oraz do przejścia na przeciwległy kraniec w sposobie formułowania jej podstaw. Ale wówczas ponad wszelką wątpliwość dochodzimy do przekonania, że braku ontologii nie można zastąpić sztuczną składanką faktów bezpośrednio stwierdzalnych. Oznacza to, iż szeroko zakrojone badania rzeczywistości historycznej, obejmujące swym zasięgiem także kulturoznawstwo, już od początku wydają się podejrzane i wątpliwe, usiłując bowiem prawdę oddać w formie sztucz- Realizm hipotetyczny Konrada Lorenza 147 nej konstrukcji na jeden sposób spreparowanych faktów, pomijają w opisie to, co zwykle okazuje się przy tego rodzaju przedsięwzięciach najważniejsze, a co po prostu nie mieści się w strukturze tak zaprojektowanego doświadczenia. Pytanie o to, czy pozytywistycznie zorientowany naturalizm Lorenza jest w zgodzie z deklarowanym przez siebie realizmem, pozostaje wobec przytoczonych trudności w dalszym ciągu bez jednoznacznej odpowiedzi. Janusz Jusiak