Jeśli nasza gospodarka ma szybko rosnąć

Transkrypt

Jeśli nasza gospodarka ma szybko rosnąć
Dziennik Finansowy: The Wall Street Journal 04.08.2008
Andrzej Rzońca
Jeśli nasza gospodarka ma szybko rosnąć, Polacy muszą więcej inwestować
ANALIZA Trzeba redukować podatki, aby rosnące inwestycje pozwoliły szybciej
nadrabiać dystans do Zachodu
Udział inwestycji w polskim PKB w 2007 r. wyniósł 22,3 proc. Był co prawda
większy niŜ przeciętnie w Unii Europejskiej (21,3 proc), ale nie na tyle, by zapewnić nam
szybkie nadrobienie dystansu dzielącego nas od państw wysoko rozwiniętych. Pod względem
stopy inwestycji wyraźnie daleko nam do krajów naszego regionu (27,3 proc), mimo Ŝe ich
dystans do Zachodu jest za wyjątkiem Rumunii i Bułgarii mniejszy niŜ w naszym przypadku.
NiŜsza niŜ u nas była ona tylko na Węgrzech (20,9 proc), natomiast najwyŜsza - na Łotwie
(32,5proc).
Ustępujemy pod tym względem równieŜ tygrysom azjatyckim, mimo Ŝe większość z
nich (Hongkong, Korea Południowa, Singapur i Tajwan) ma duŜo wyŜszy poziom dochodu na
mieszkańca. Tam inwestycje wyniosły 23,9 proc. PKB. Najmniejszy odsetek PKB stanowiły
w Singapurze (18,8 proc, ale jeszcze w 2000 r. wyraźnie przekraczały tam 30 proc, a w latach
90. nawet 40 proc), zaś największe były w Tajlandii (31,5 proc).
Szybszy wzrost PKB
Jeśli polska gospodarka ma nadal szybko rosnąć, to Polacy muszą więcej inwestować.
Gdyby stopa inwestycji w naszym kraju w ciągu 10 naj - bliŜszych lat stopniowo zwiększała
się do 30 proc, to tylko ze względu na większe nakłady kapitału przeciętne roczne tempo
wzrostu gospodarczego mogłoby być wyŜsze o 0,5 pkt proc. w tym okresie. Do tego trzeba
dodać kolejne 0,5 - 0,8 pkt proc wynikające z postępu technicznego ucieleśnionego w nowych
maszynach. To właśnie przede wszystkim ze względu na zaleŜność rozwoju od wprowadzania
nowych technologii warto zwiększać udział inwestycji w PKB.
Ale wysoki udział inwestycji w PKB nie gwarantuje ani wprowadzania nowych
technologii, ani - w konsekwencji - szybkiego rozwoju. W ZSRR w latach 1960 - 1989 udział
ten wynosił średnio 29 proc, a dynamika PKB 2,1 proc rocznie (przy czym gospodarka
wytwarzała dobra, które w gospodarce nakazowej były marnotrawione, a w gospodarce
rynkowej w duŜej części okazały się niesprzedawalne). Dla porównania w Stanach
Zjednoczonych stopa inwestycji była o jedną trzecią niŜsza, zaś tempo wzrostu gospodarki o
jedną czwartą wyŜsze (mimo Ŝe ten kraj takŜe w lat ach 60. miał jeden z najwyŜszych
dochodów na mieszkańca na świecie; naleŜąc do tzw. frontu technologicznego, nie mógł
korzystać z premii zapóźnienia). Przypadek ZSRR lub - szerzej - państw socjalistycznych to
niejedyny przykład braku związku między dynamiką rozwoju a inwestycjami. W wielu
państwach afrykańskich kontrola państwa nad nimi podwoiła ich udział w PKB w latach 1950
- 1970, ale zamiast przyspieszenia towarzyszyło temu spowolnienie wzrostu gospodarki.
Tylko zyskowne projekty
Aby inwestycje podnosiły dynamikę PKB, muszą być lokowane w zyskowne projekty.
Powinny być dokonywane przede wszystkim przez sektor prywatny, a nie przez sektor
publiczny. Ponadto nie mogą słuŜyć zastępowaniu pracy ludzkiej pracą maszyn. Ten warunek
wymaga zwiększenia opłacalności podnoszenia własnych kwalifikacji. Maszyny zastępują
bowiem wyłącznie prace proste (wykonywane przez kasjerów, sprzątaczy itp.). Zwiększają
natomiast zapotrzebowanie na wykwalifikowanych pracowników (ktoś w końcu musi je
obsługiwać). Kwalifikacji pracowników nie da się jednak podnieść z dnia na dzień. Dlatego
teŜ wraz ze zwiększeniem zyskowności inwestowania we własne kwalifikacje jednocześnie
naleŜałoby pod- nieść opłacalność zatrudniania osób o niskich kwalifikacjach - tak, aby
wciągać je na rynek pracy. Wtedy firmy nie musiałyby inwestować w maszyny zastępujące
proste prace (np. w bankomaty, myjnie automatyczne itp.), a mogłyby skoncentrować się na
projektach poszerzających zdolności wytwórcze gospodarki. opłacalność inwestowania we
własne kwalifikacje wzrosłaby po wprowadzeniu podatku liniowego. W przypadku osób o
niskich kwalifikacjach bodźce do pracy wzmocniłoby radykalne zwiększenie kosztów
uzyskania przychodów - z obecnych 1335 zł do np. 4 424 zł (co byłoby równoznaczne z
podwojeniem kwoty wolnej od podatku, ale tylko dla osób utrzymujących się z własnej pracy,
nie zaś z zasiłków lub pracy członków rodziny).
Opłacalność zatrudnienia podniosłaby takŜe redukcja składek na ubezpieczenie
społeczne, która - gdyby dotyczyła składek uiszczanych przez pracowników - złagodziłaby
presję na wzrost wynagrodzeń, jeśli zaś objęłaby składki opłacane przez pracodawców,
dałaby firmom środki umoŜliwiające zaspokojenie w większej części Ŝądań płacowych bez
naruszania marŜy zysku. Oczywiście do zwiększenia liczby pracujących powinno się
wykorzystać takŜe inne instrumenty polityki gospodarczej niŜ podatki - np. zlikwidować
moŜliwość przechodzenia na wczesne emerytury, zrównać wiek emerytalny kobiet i
męŜczyzn, zróŜnicować regionalnie płacę minimalną i zasiłki socjalne, które obecnie w relacji
do dochodu na mieszkańca w najbiedniejszym województwie lubelskim są niemal
dwuipółkrotnie wyŜsze niŜ w najzamoŜniejszym województwie mazowieckim.
Lokowanie inwestycji głównie w projekty zwiększające zdolności wytwórcze
gospodarki oznaczałoby, Ŝe dane nakłady kapitału prowadziłyby do większego niŜ obecnie
wzrost u produkcji. Odzwierciedleniem tej większej wraŜliwości produkcji na zmiany
nakładów kapitału byłby wzrost udziału wynagrodzenia jego właścicieli w łącznym
dochodzie. Gdyby ten udział zwiększył się w ciągu 10 lat z około jednej trzeciej do połowy
łącznego dochodu, czyli tak jak np. w Irlandii w latach 90., to przeciętne roczne tempo
wzrostu gospodarki mogłoby być wyŜsze o dodatkowe 0,7 pkt proc. w części wyjaśnianej
przez nakłady kapitału i o 0,7 - 1,2 pkt proc. w części wynikającej z postępu technicznego
ucieleśnionego w nowych maszynach. To pokazuje, jak waŜne dla rozwoju są reformy, które
podnosząc dochody z pracy, jednocześnie redukowałyby łączne jej koszty.
Inwestycje to dochody
Aby sektor prywatny więcej inwestował, muszą zostać spełnione dwa warunki. Z
jednej strony inwestycje powinny przynosić przedsiębiorstwom większe dochody. O braku
odpowiednio duŜej liczby wystarczająco zyskownych projektów w naszym kraju moŜe
świadczyć np. mniejszy napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski niŜ do
większości innych krajów Europy Środkowej.
Z drugiej strony łatwiejsze powinno być finansowanie inwestycji. Do tego byłby
potrzebny wzrost stopy oszczędności i szybki rozwój sektora finansowego. Obecnie Polacy
oszczędzają nieco ponad jedną piątą PKB. Mniej więcej takie same oszczędności mają
mieszkańcy naszego regionu (choć trzeba zaznaczyć, Ŝe średnia dla Europy Środkowej jest
zaniŜona przez niewielką skłonność do oszczędzania Bułgarów i Rumunów). Znacznie
więcej, bo ponad jedną trzecią PKB, oszczędzają mieszkańcy tygrysów azjatyckich (34,5
proc). W krajach naszego regionu relacja kredytu dUi sektora prywatnego do PKB ilustrująca
rozwój sektora bankowego jest przeciętnie o połowę wyŜsza niŜ u nas, a w tygrysach
azjatyckich - ponad trzykrotnie. Pod względem kapitalizacji giełdy, jednego ze wskaźników
rozwoju rynku kapitałowego, jesteśmy w czołówce naszego regionu, ale ponad pięciokrotnie
ustępujemy tygrysom azjatyckim.
Potrzebne zmiany w podatkach
Zmiany podatkowe, które miałyby przyczynić się do zwiększenia opłacalności
inwestowania, powinny objąć: redukcję stawki CIT, wprowadzenie moŜliwości odliczania od
przychodów wszystkich racjonalnych wydatków słuŜących działalności gospodarczej oraz
zniesienie opodatkowania dywidend.
Stawkę CIT naleŜałoby zredukować z 19 do przynajmniej 18 proc., tj. do poziomu
przyszłorocznej stawki PIT. Decyzje o prowadzeniu działalności gospodarczej są silniej
uzaleŜnione od wysokości cięŜarów podatkowych niŜ praca najemna - zarówno ze względu na
większe ryzyko, jak i szersze moŜliwości osiągania dochodów z alternatywnych źródeł (w
końcu jeŜeli interes nie wypali, przedsiębiorca zawsze moŜe podjąć pracę najemną).
UmoŜliwienie odliczania od przychodów wszystkich racjonalnych wydatków
słuŜących działalności gospodarczej wyeliminowałoby sytuacje, w których firmy muszą
płacić podatek dochodowy, nawet jeśli w rzeczywistości ponoszą straty, bo fiskus nie uznaje
części poniesionych przez nie nakładów za koszty. Prostsze stałoby się wywiązywanie ze
zobowiązań podatkowych. Firmy o przychodach powyŜej 800 tys. euro nie musiałyby - tak
jak obecnie - prowadzić podwójnej księgowości, osobnej dla celów rachunkowych i osobnej
dla celów podatkowych. Taka zmiana pozostawiłaby w kasach firm około dwa raz więcej
środków niŜ redukcja CIT z 19 do 18 proc.
Łatwiejsze rozliczanie kosztów
Znacznie bardziej kosztowną zmianą byłoby umoŜliwienie firmom odliczania od
przychodów wszystkich racjonalnych wydatków słuŜących działalności gospodarczej z
chwilą ich poniesienia. Objęłoby ono bowiem takŜe wydatki inwestycyjne, które obecnie są
wliczane w koszty nie jednorazowo, a przez okres kilku lat. W efekcie w pierwszym roku po
jego wprowadzeniu wpływy państwa z CIT mogłyby spaść nawet o około trzy czwarte - firmy
wliczałyby w koszty nadal odpowiednią część inwestycji zrealizowanych w przeszłości, ale
juŜ całość (a nie jak dotychczas część) nowych inwestycji. Jednak począwszy od drugiego
roku wpływy te powinny zacząć szybko rosnąć - znacznie szybciej niŜ gospodarka. Rozmiary
przejściowego ubytku dochodów państwa z CIT moŜna byłoby zmniejszyć o około dwie
trzecie, gdyby nowa zasada rozliczania inwestycji dotyczyła wyłącznie nakładów na maszyny
i urządzenia, czyli tylko lej części inwestycji, która - w świetle badań - najbardziej słuŜy
rozwojowi.
Po wprowadzeniu nowego sposobu odliczania kosztów po pierwsze zniknęłyby
bodźce do inwestowania w środki trwałe o długim okresie Ŝycia kosztem tych, które szybko
się zuŜywają, a częściej są nośnikami postępu technicznego, faktyczne zuŜycie jest zazwyczaj
wolniejsze w przypadku inwestycji w aktywa długowieczne, zaś w przypadku aktywów o
krótkim okresie Ŝycia - szybsze od przyjętego dla celów podatkowych. Po drugie łatwiejsze
stałoby się zakładanie nowych firm. Przedsiębiorcy rozpoczynający działalność, którzy mają
utrudniony dostęp do kredytu wynikający z braku odpowiedniego zabezpieczenia oraz historii
kredytowej i w efekcie muszą finansować rozwój swoich firm ze środków własnych, nie
płaciliby podatku dochodowego do czasu wygenerowania znaczących zysków z inwestycji.
Jednak aby tak się stało, trzeba byłoby dodatkowo wprowadzić moŜliwość przeniesienia
straty podatkowej as następne lata bez Ŝadnych ograniczeń czasowych ani kwotowych. Po
trzecie wyliczanie podatku stałoby się bardzo proste (zniknęłyby np. wszystkie komplikacje
związane z amortyzacją i rozliczaniem leasingu). To otworzyłoby drogę do poszerzenia bazy
podatkowej o rolników.
Dywidendy bez podatku
Zniesienie podatku od dywidend radykalnie obniŜyłoby stopę opodatkowania zysków
dystrybuowanych do właścicieli (z ponad 34 proc. obecnie do 18 proc.) Dzisiaj firmy
wypracowujące zyski dla swoich właścicieli są zmuszane do płacenia podatku dwa razy:
najpierw CIT, a potem podatku od dywidend. Nic dziwnego, Ŝe starają się one unikać tego
podwójnego opodatkowania (np. zaciągając u swoich właścicieli poŜyczki, od których odsetki
mogą sobie wliczać w koszty), a robią to na tyle skutecznie, Ŝe państwo uzyskuje dochody z
podatku od dywidend o rząd wielkości mniejsze niŜ z CIT. Po zniesieniu opodatkowania
dywidend firmy przestałyby dokonywać zbędnych nakładów. Zmniejszyłoby się podatkowe
uprzywilejowanie duŜych przedsiębiorstw mogących finansować swój rozwój kredytem (od
którego odsetki są wliczane w koszty) w większym stopniu niŜ firmy małe, dopiero
wchodzące na rynek, często realizujące bardziej ryzykowne, ale umowacyjne projekty.
Osłabłyby bodźce do ograniczania inwestycji w kwalifikacje własnych pracowników lub w
badania, które są niezbędne do wprowadzania nowych, bardziej wydajnych sposobów
produkcji, ale których nie da się uŜyć jako zabezpieczenia kredytu.
Deficyt trzeba zredukować
Aby zwiększyć oszczędności, z których są finansowane inwestycje, i przyspieszyć
rozwój instytucji finansowych, naleŜałoby przede wszystkim radykalnie zredukować deficyt,
a w dalszej kolejności wprowadzić podatek liniowy oraz, na samym koń - cu, znieść
opodatkowanie odsetek z lokat bankowych i zysków giełdowych (lub przynajmniej
umoŜliwić odliczanie strat poniesionych na giełdzie od dochodów z innych źródeł).
Redukcja deficytu oznaczałaby zmniejszenie zuŜywania prywatnych oszczędności na
finansowanie wydatków publicznych zamiast inwestycji przedsiębiorstw. Teoretycznie moŜna
sobie co prawda wyobrazić sytuację, w której ludzie w odpowiedzi na deficyt zwiększają
swoje oszczędności na tyle, aby sfinansować z nich przyszłe wyŜsze podatki - nakładane na
nich w momencie spłaty dzisiaj zaciąganego długu publicznego. Ale większość badań
empirycznych wskazuje, Ŝe nawet w krajach rozwiniętych, w których gospodarstwom
domowym łatwiej odłoŜyć część dochodu, zwiększają one swoje oszczędności o wielkość
równą 20 - 50 proc. przyrostu deficytu. MoŜna z tego wywnioskować, Ŝe u nas pula
oszczędności mogących finansować inwestycje powinna zwiększyć się o wartość równą co
najmniej 50 - 80 proc. wielkości redukcji deficytu. Skala wzrostu oszczędności mogłaby być
większa, gdyby deficyt redukowano poprzez ograniczenie wydatków socjalnych. Wydatki te
bowiem same w sobie są szkodliwe dla oszczędności, bo osłabiają waŜny bodziec do ich
gromadzenia, tj. ostroŜność. Poszczególne osoby nie muszą się zabezpieczać na wypadek
skokowego spadku bieŜących dochodów, bo państwo przenosi z nich na ogół podatników
wiele rodzajów ryzyka, w tym tak wysokie i absurdalne, jak ryzyko niskich dochodów przy
braku wysiłku wkładanego w pracę.
Liniowy sprzyja oszczędzaniu
Wprowadzenie podatku liniowego oznaczałoby zmniejszenie cięŜarów poklatkowych
nakładanych na osoby, które wykazują się wysoką skłonnością do oszczędzania. Np. w
Kanadzie i w Niemczech najzamoŜniejsza jedna piąta społeczeństwa odkłada piątą część
swego dochodu, a w Wielkiej Brytanii - nawet czwartą. We wszystkich tych krajach
najbiedniejsza jedna piąta społeczeństwa w ogóle nie ma oszczędności. U nas jest podobnie.
Zniesienie opodatkowania odsetek z lokat bankowych i zysków giełdowych
podniosłoby opłacalność oszczędzania. Łączne oszczędności nie musiałyby istotnie wzrosnąć,
bo wzrost zyskowności oszczędzania pozwalałby uzyskiwać podobne dochody z mniejszych
oszczędności, a tym samym mógłby skłonić część ludzi do zwiększenia konsumpcji juŜ w
bieŜącym okresie. Znacznie bardziej istotnie niŜ sama wielkość oszczędności zmieniłaby się
ich struktura. Wzrosłoby znaczenie sektora finansowego. Sektor ten potrafi mobilizować duŜe
kapitały na po - trzeby inwestycji, a te najczęściej moŜna zrealizować albo w całości, albo
wcale. Zapewnia ich oszczędną realizację. Wreszcie, kieruje kapitał do najbardziej
zyskownych projektów, ułatwiając zarządzanie ryzykiem. Pozwala na jego rozproszenie, a w
efekcie umoŜliwia przeznaczenie większej części oszczędności na inwestycje obarczone
większym ryzykiem, ale i mogące przynieść większe dochody. Podobny skutek mogłoby mieć
wprowadzenie moŜliwości odliczania strat giełdowych od dochodów uzyskiwanych z innych
źródeł. Państwo nadal miałoby udział w zyskach, ale zaczęłoby takŜe partycypować w
stratach, redukując w ten sposób ryzyko inwestowania.
Koszty dla budŜetu, ale przejściowe
Łączny koszt wszystkich opisanych zmian podatkowych (w tym takŜe podniesienia
ryczałtowych kosztów uzyskania przychodu) wyniósłby, ale tylko przejściowo, maksymalnie
47 mld w warunkach br. Aby je wprowadzić do 2012 r., a takŜe zredukować deficyt sektora
finansów publicznych do zera, wystarczyłoby obniŜyć dynamikę wydatków publicznych do
poziomu minimalnie przekraczającego cel inflacyjny. Ubytek dochodów sektora finansów
publicznych moŜna byłoby ograniczyć o około 26 mld, rezygnując z moŜliwości
natychmiastowego wliczania w koszty całości dokonanych inwestycji, lub o 17 mld, gdyby
taka moŜliwość dotyczyła wyłącznie nakładów na maszyny i urządzenia. Przy takim
zawęŜeniu zmian podatkowych wydatki publiczne mogłyby być zwiększane w tempie ponad
4 proc. rocznie w pierwszym przypadku i 3,5 proc. w drugim (tj. odpowiednio o więcej niŜ
1,5 i 1 pkt proc. ponad cel inflacyjny). Te szacunki nie biorą pod uwagę pozytywnych
skutków przyspieszenia wzrostu go - spodarczego na skutek wprowadzonych zmian
podatkowych dla dochodów sektora finansów publicznych. Gdyby je uwzględnić, wtedy
okazałoby się, Ŝe wydatki mogłyby rosnąć szybciej. Dopóki nasza gospodarka przyzwoicie
się rozwija, moŜna obniŜyć podatki i zlikwidować deficyt bez wielkich wyrzeczeń po stronie
wydatków publicznych. Jeśli jednak rząd nie odwaŜy się na zahamowanie ich obecnej
dynamiki, wtedy spowolnienie wzrostu gospodarki, które niemal na pewno nadejdzie przed
końcem tej kadencji parlamentu, moŜe zmusić go do podnoszenia podatków i ograniczania
wydatków, i to nie po to, aby zlikwidować deficyt w finansach państwach, ale po to, aby ten
deficyt nie eksplodował. Brak odwagi teŜ ma swoją cenę.