Kanalizacja czy rozwój?
Transkrypt
Kanalizacja czy rozwój?
„Recepta na bieżące wyzwania polskiej gospodarki” Łukasz Maźnica Kanalizacja czy rozwój? Przełomowe, to dobre słowo do określenia miejsca, w jakim znajduje się nasza gospodarka. Istnieje co najmniej kilka dróg, jakimi może podążyć ta ostatnia. Dalszy ekonomiczny scenariusz może być zarówno bardzo pozytywny, jak i skrajnie negatywny. Jak ukształtuje się przyszłość? Odpowiedź na to pytanie leży w dużej mierze w naszych rękach. W całej Europie widoczne są pierwsze symptomy ożywienia gospodarczego. Wskaźniki ekonomiczne dają nadzieję na rychłe zakończenie kryzysu. Nie inaczej jest również w Polsce. Koniec spowolnienia to jednak jeszcze nie powód do radości, na pewno nie dla Polski. Dla kraju nad Wisłą prawdziwym wyzwaniem i celem powinien być bowiem nie tyle sam wzrost, co raczej ciągły rozwój gospodarczy. Tylko on może pozwolić w nieodległej perspektywie skutecznie zakończyć ekonomiczny pościg za Europą Zachodnią, w jakim od lat uczestniczymy. Rządzący wciąż mają w zanadrzu szereg recept, które mogą pozwolić skutecznie nadgonić stracony przez dziesięciolecia dystans. Cała rzecz w tym, aby chcieć po nie sięgnąć i skutecznie je zrealizować. Sytuacja, w jakiej obecnie znajduje się Polska jest szczególna. Rodzi ona wiele wyzwań, ale daje także liczne szanse, które mogą być pomocne w procesie pokonywania pojawiających się trudności. Niepokojący jest jedynie fakt, że wiele z tych możliwości pojawia się przed nami prawdopodobnie po raz ostatni. Ich zaprzepaszczenie może być niezwykle bolesne w skutkach. Jeśli jednak skorzystamy z nich właściwie, możemy doczekać już za kilka, kilkanaście lat lepszego „gospodarczego jutra” dla Polski. O jakich wyzwaniach i szansach mowa? Pierwsze z wyzwań dotyczy sytuacji demograficznej kraju. Polskę dotykają w tym zakresie problemy charakterystyczne dla całej Europy. Ich tempo jest jednak niepokojąco szybkie. Od początku lat 90tych dzietność Polaków nie gwarantuje utrzymania obecnego poziomu ludności kraju. Według danych Banku Światowego na jedną Polkę w wieku rozrodczym przypada statystycznie 1,3 urodzenia, podczas gdy poziomem koniecznym do zastępowalności pokoleń są nieco ponad dwa urodzenia na kobietę. W efekcie postępuje proces starzenia się ludności i wzrasta obciążenie demograficzne. Szacunki Głównego Urzędu Statystycznego zakładają spadek ludności w wieku produkcyjnym o ponad 7,5 mln do 2050 roku. Realizacja tych projekcji oznaczałaby, że za nieco mniej niż 40 lat na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadać będzie aż 98 osób w wieku nieprodukcyjnym (w tym aż 67 z nich to osoby w wieku poprodukcyjnym). Taka sytuacja znalazłaby bez wątpienia swoje odzwierciedlenie w kosztach pracy i wysokim obciążeniu fiskalnym państwa. Wiązałoby się to także ze wzrostem deficytu generowanego rokrocznie przez system emerytalny oraz z koniecznością podniesienia nakładów na mocniej obciążoną przez starsze społeczeństwo służbę zdrowia. Czy można jeszcze zatrzymać, a być może nawet odwrócić ten proces? Wciąż jest to możliwe. Warunkiem są tutaj jednak natychmiastowe działania na co najmniej dwóch polach. Pierwszym z nich jest polityka prorodzinna. Obecnie w wieku rozrodczym są osoby urodzone w okresie wyżu demograficznego lat 80-tych. To ostatni moment, aby ratować poziom przyrostu naturalnego w Polsce. O tym, że jest to możliwe przekonuje przykład Francji, gdzie wskaźnik urodzeń jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej. Warto naśladować tamtejsze rozwiązania. Wiąże się to ze wzrostem dostępności żłobków i przedszkoli. W Polsce zaledwie 1 na 30 dzieci trafia do żłobka, podczas gdy we Francji wskaźnik ten jest blisko trzykrotnie wyższy. Dostępność to jednak nie wszystko. Konieczne jest także wykształcenie mody na korzystanie z tych instytucji. Ich zalet dla socjalizacji i edukacji dzieci nie trzeba wymieniać, zostały szeroko opisane w wielu miejscach. Mimo tego w społeczeństwie wciąż często obecny jest pogląd, że matka oddająca dziecko do żłobka to matka wyrodna, wyżej stawiająca pracę niż potomstwo. Niezbędne są także systemowe rozwiązania zachęcające do tworzenia rodzin wielodzietnych. Trzeba przez to rozumieć odpowiednio skonstruowane ulgi podatkowe, czy ułatwienia skierowane do tej konkretnej grupy obywateli. Możliwych do zastosowania jest tu wiele rozwiązań m.in. dopłaty do zakupu mieszkań, czy pensja wypłacana przez państwo matkom bądź ojcom posiadającym i wychowującym wiele dzieci. Są to rozwiązania kosztowne, ale korzyści z nich płynące w długiej perspektywie mogą znacznie przewyższyć koszty. Trzeba pamiętać, że poziom demograficznego obciążenia ludności opiera się co do zasady na dwóch nogach. Jedną z nich jest opisany powyżej przyrost naturalny. Drugą, o której nie wolno zapominać, jest aktywność zawodowa. To kolejny wstydliwy dla Polski wskaźnik. Współczynnik aktywności ekonomicznej ludności wynosił w Polsce w 2011 roku według danych Banku Światowego 56%. Oznacza to, że zaledwie 56 na 100 osób w wieku produkcyjnym aktywnie uczestniczy w rynku pracy tj. pracuje bądź poszukuje pracy. Wynika to z kilku przyczyn. Można tu wymienić choćby wydłużenie przeciętnego czasu edukacji i późne wchodzenie na rynek pracy (Polska ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników odsetka młodzieży w wieku 19-24 lata kontynuującej naukę), czy rozwinięty system świadczeń osłabiających motywację ekonomiczną do pracy (analizy FOR wskazują, że w 2008 roku beneficjentami tego typu socjalnych form wsparcia było blisko 3,5 mln osób w wieku produkcyjnym) . Bezwzględnie konieczne jest w tym kontekście podniesienie aktywności zawodowej Polaków. O ile długi okres edukacji młodzieży jest stanem wskazanym, podnosi bowiem poziom kapitału ludzkiego, o tyle warto wprowadzić rozwiązania zachęcające osoby kontynuujące naukę do jednoczesnego podejmowania pracy. Mowa tu o bodźcach płynących przede wszystkim do pracodawców. Przykładowo rozwój wspieranych przez państwo studenckich systemów stażowych mógłby się przełożyć nie tylko na podniesienie wskaźnika aktywności zawodowej, ale skutkowałby również zwiększeniem doświadczenia młodych osób, co pozytywnie oddziaływałoby na ich umiejętności i wartość na rynku pracy. Równie, a być może nawet bardziej konieczne są zmiany związane ze świadczeniami socjalnymi zmniejszającymi liczbę ludności aktywnej zawodowo. Mowa tu o rentach, czy wcześniejszych emeryturach. W pierwszym przypadku niezbędne jest uszczelnienie systemu ich przyznawania, w drugim natomiast niezbędna wydaje się weryfikacja i ograniczenie grup uprawnionych do tego świadczenia. Drugim obszarem, który stanowi obok demografii duże wyzwanie dla sytuacji gospodarczej Polski, jest edukacja i jej jakość. Konieczne jest dostosowanie dzisiejszej szkoły do „wyzwań jutra”, przez które należy rozumieć oczekiwania rynku pracy wobec pracownika za 5, 10, czy 15 lat. Trzeba pamiętać, że dzisiejszy uczeń szkoły podstawowej wejdzie na rynek pracy za kilka bądź kilkanaście lat i musi być dostosowany przede wszystkim do potrzeb tamtego, a nie obecnego rynku pracy. Szkoła musi starać się więc przewidywać przyszłe oczekiwania i kształcić umiejętności, które będą szczególnie przydatne w przyszłości. Niezbędne jest w tym zakresie budowanie edukacji kształtującej kreatywność uczniów. Myślenie nieszablonowe, sprzyjające innowacjom to umiejętność, która wydaje się być szczególnie potrzebną w niezwykle zmiennej gospodarczej teraźniejszości i przyszłości. Drogą to takiej zmiany jest reforma szkoły, kładąca większy nacisk na: indywidualne podejście do każdego ucznia, edukację kulturalną i medialną. Wszystkie te rzeczy wskazywane są jako drogi do przeobrażenia twórczych dzieci w kreatywnych dorosłych. W tym kontekście warto zastanowić się, czy słusznym kierunkiem jest redukcja etatów nauczycieli w obliczu zmniejszającej się ilości uczniów. Intuicyjnie takie działanie jest zrozumiałe. Nasuwa się jednak pytanie, czy długofalowo bardziej zasadne i korzystne ekonomicznie nie byłoby tworzenie mniejszych klas, gdzie na jednego nauczyciela przypada mniej dzieci, co mogłoby się pozytywnie przełożyć na jakość edukacji. Fundamentalną rolą szkoły jest także - obok przekazywania wiedzy i budowania umiejętności przydatnych w życiu zawodowym – kształtowanie kompetencji społecznych. Przekazywane uczniom w procesie szkolnej socjalizacji postawy i wartości determinują późniejszy poziom kapitału społecznego w Polsce. Bez niego ciężko o rozwój kooperacji między ludźmi. Mimo że ciężki do uchwycenia, kapitał społeczny pozwala - poprzez wzrost międzyludzkiej tolerancji i integracji - na lepsze wykorzystanie efektów synergii. Sprzyja budowaniu relacji, zaufania, co wprost przekłada się na współpracę i efekty w wymiarze gospodarczym. Bez niego nawet najbardziej kreatywne społeczeństwo nie będzie w stanie wykorzystać drzemiącego w nim potencjału. Obok reform ukierunkowanych na kreatywność i rozwój kapitału społecznego, niezbędne jest także podjęcie kroków systemowych zmierzających do osiągnięcia większego dopasowania pomiędzy zdolnościami i wiedzą siły roboczej, a potrzebami rynku pracy. Polski system kształcenia, szczególnie na poziomie szkolnictwa wyższego zatracił nieco racjonalność i efektywność, czego dowodzić może rosnące bezrobocie wśród osób z wyższym wykształceniem. Konstrukcja finansowania uczelni w Polsce opiera się na modelu, w którym - ujmując rzecz w pewnym uproszczeniu - „za studentem podążają pieniądze”. Skłania to szkoły wyższe przede wszystkim do rozwoju ilościowego i zwiększania naboru studentów. Skutkiem jest absurdalna sytuacja, w której mamy do czynienia z jednej strony ze wzrostem podaży miejsc na bezpłatnych, publicznych studiach, a z drugiej strony na skutek niżu demograficznego zmniejsza się liczba absolwentów liceów. W efekcie z roku na rok szkoły wyższe zasilane są młodymi ludźmi osiągającymi coraz gorsze wyniki matur, przez co spada także jakość późniejszych magistrów. Drugoplanową rolę odgrywa w całym procesie także racjonalność podaży kierunków studiów. Te są dostosowane do oczekiwań popytu reprezentowanego przez młodych ludzi – dziś głównych klientów uczelni, nie zaś pracodawców, którzy w takim układzie stają się mało istotnym interesariuszem dla szkół wyższych. Potwierdzać ten ostatni fakt mogą dane MNiSW. Zgodnie z nimi, obecnie zaledwie jeden na czterech studentów kształci się na – szczególnie pożądanym przez rynek pracy - kierunku technicznym. Efektem ubocznym opisanej powyżej sytuacji jest także szkodliwa społecznie zapaść szkolnictwa zawodowego. Zalecane jest więc odwrócenie układu sił w obecnym systemie finansowania uczelni. Nacisk powinien być tu kładziony przede wszystkim na jakość i elitarność szkół wyższych. Premiowane powinny być jednostki ściśle współpracujące z rynkiem pracy, dające swoim absolwentom możliwie najlepszą wiedzę, która zapewni im łatwość w odnalezieniu się w życiu zawodowym. Ostatni fundament, na którym powinna być budowana przyszła ekonomiczna siła Polski to szeroko rozumiana polityka przemysłowa. Dziś gospodarka opiera się w dużej mierze na rozwiązaniach odtwórczych. Składaniu, bądź montowaniu rzeczy, które zostały wymyślone i zlecone w innych krajach. Tworzymy mało własnych, innowacyjnych rozwiązań. Potwierdzają to różnego rodzaje rankingi innowacyjności, wskaźniki liczb patentów na mieszkańca, czy wysokość nakładów na sektor B+R. Sytuację w tym zakresie należy ocenić jako złą. Wciąż mamy jednak szansę, aby przywrócić w tym zakresie konkurencyjność gospodarce. Jest to potencjalnie możliwe m.in. dzięki funduszom unijnym. Polska znajduje się w przededniu rozpoczęcia nowego okresu budżetowego Unii Europejskiej. Po raz kolejny jest jego głównym beneficjentem. Możliwe, że sytuacja taka ma miejsce po raz ostatni. Sprawia to, że efektywność wydatkowanych do 2020 roku środków kształtować może gospodarczą sytuację nad Wisłą przez wiele kolejnych dziesięcioleci. Ważne więc, aby skupić się przez najbliższe lata nie tyle na kosztochłonnej twardej infrastrukturze, co raczej na wydatkach prorozwojowych. Trudniejszych do wdrożenia, związanych z większą niepewnością, ale bez wątpienia ambitniejszych, generujących większą wartość dodaną i ekonomicznie bardziej pożądanych. Niezbędne w tym zakresie jest kształtowanie przez administrację odpowiednich warunków do rozwoju przedsiębiorczości. Obecna, wzajemna nieufność pomiędzy sektorem prywatnym i publicznym skutkuje choćby przerostem regulacji, czy brakiem kooperacji między państwem a rodzimymi przedsiębiorstwami. Skutkuje to m.in. rzadkim sięganiem po przedsięwzięcia realizowanie w formule partnerstwa publiczno-prywatnego i niedostatecznym wsparciem polskich firm zagranicą przez służby dyplomatyczne, co jest standardem w innych krajach. Osłabia to znacząco konkurencyjność polskich jednostek gospodarczych na międzynarodowym i wysoce konkurencyjnym rynku. Prowadzi to do konkluzji, iż sprawność sektora prywatnego kształtowana jest w dużej mierze przez jakość państwa. Ociężała administracja blokuje nawet najbardziej przedsiębiorcze jednostki. Niezmiernie ważne jest także kształtowanie bodźców proinwestycyjnych i ich ukierunkowanie na działania innowacyjne. Może to być osiągnięte na co najmniej kilka sposobów. Publiczne wsparcie nakładów na obciążony wysokim ryzykiem sektor badań i rozwój, stymulowanie większej kooperacji pomiędzy nauką a biznesem, czy, a być może przede wszystkim, rozwój form wsparcia kapitałowego dla podmiotów chcących zainwestować w rozwiązania nowoczesne i innowacyjne. Szczególnie to ostatnie rozwiązanie wydaje się być Polsce potrzebne. Bariery kapitałowe to w świetle analiz Instytutu Badań Strukturalnych podstawowy hamulec rozwoju działań innowacyjnych w naszym kraju. Drogą do przeciwdziałania takiemu stanowi rzeczy mogą być np. gwarancje kredytowe dla przedsięwzięć obarczonych wysokim ryzykiem, ale cechujących się jednocześnie wysokim stopniem innowacyjności. Pomocny będzie tu także z całą pewnością dalszy rozwój systemu ukierunkowanego na wsparcie działań typu start-up poprzez preferencyjne traktowanie tego typu działalności, szczególnie w początkowych latach istnienia. Wysoką rentę ekonomiczną mogłoby zapewnić Polsce także wsparcie zewnętrznych i tworzenie własnych specjalnych funduszy oferujących granty na działania o szczególnie wysokim potencjale dla rozwoju nowoczesnej gospodarki. Przedstawiona diagnoza skłania do ogólnego wniosku, że istnieje jedna główna recepta, która mogłaby pozwolić rozwiązać większość bieżących bolączek, z jakimi w wymiarze ekonomicznym zmaga się Polska. Receptą tą jest myślenie strategiczne. Analizowanie przez rządzących wprowadzanych polityk przede wszystkim od strony długofalowej oraz oparcie realizowanych reform na dowodach i konkretnych liczbach. Bezwzględnie konieczne jest porzucenie myślenia kadencyjnego, podporządkowanego interesowi raczej konkretnej partii politycznej niż kraju. W przeciwnym razie bezpowrotnie stracimy szansę, która rysuje się przed nami (prawdopodobnie po raz ostatni) dzięki aktualnej, względnie dobrej sytuacji demograficznej oraz ekonomicznej. Powyższa recepta to oczywiście nie wszystko. Myślenie strategiczne zmusza do oparcia bieżących działań politycznych na czterech głównych fundamentach, przy czym każdy z nich jest równie istotny. Brak realizacji jednego sprawia, że trzy pozostałe stają się bezużyteczne i niesprawne. Wartością nadrzędną jest zatem kompleksowość proponowanych zmian. Na fundamenty te składają się opisane wcześniej: demografia, edukacja, kapitał społeczny, polityka przemysłowa. Wszystkie te obszary odpowiednio i wspólnie usprawnione mogą zapewnić Polsce utrzymanie długookresowej wysokiej dynamiki wzrostu i osiągnięcie realnego rozwoju społeczno-gospodarczego. Dziś władza centralna jest niczym wójt małej, borykającej się z problemami gminy, który staje przed dylematem: może skorzystać z nadarzającej się okazji i przy wsparciu środków zewnętrznych zainwestować w budowę kosztownej i natychmiast namacalnej dla mieszkańców kanalizacji. Efektem będzie wyższa jakość życia mieszkańców, wzrost społecznego poparcia dla wójta i zapewne zwycięstwo w kolejnych wyborach. Skutkiem ubocznym może okazać się wzrost obciążenia fiskalnego gminy na skutek drogiej inwestycji i blokada kolejnych działań przez następne lata aż do czasu spłaty zadłużenia. W tym czasie gmina może niestety podupaść gospodarczo. Sprawi to, że opuszczą ją najzdolniejsi i najmłodsi mieszkańcy, znacznie pogorszy się stan i potencjał lokalnej gospodarki, wzrośnie niezadowolenie społeczne, w końcu i wójt straci stanowisko. Jego błąd będzie już jednak nie do naprawienia. Luka rozwojowa między opisywaną gminą, a sąsiednimi będzie nie do nadrobienia przez dziesięciolecia. Choć kanalizacja będzie nowa i sprawna, to niestety nie będzie miał z niej kto korzystać. Wójt ma jednak wybór. Może odłożyć w czasie budowę kosztownej i potrzebnej kanalizacji, a skupić się na trosce o lepsze warunki do dzietność lokalnej społeczności, przez to w gminie będzie miał kto żyć. Może także dołożyć szczególnych starań, aby gminna szkoła prezentowała najwyższy poziom w regionie, co sprawi, że w analizowanej gminie będzie nie tylko sporo mieszkańców, ale będą oni także posiadać wysoki poziom kompetencji. Przyciągnie to także nowych rezydentów. To zachęci wójta to dalszych działań. Powoła on do życia gminny dom kultury. Jego działalność istotnie wpłynie na integrację lokalnej społeczności, czego efektem będzie wiele społecznie korzystnych inicjatyw (również gospodarczych), wynikających z wyższego poziomu kapitału społecznego. Wszystkie te czynniki przyciągną do gminy nowe firmy, które będą otwierać tu swoją działalność. Mało tego, mieszkańcy także zaczną otwierać swoje zyskowne i innowacyjne przedsiębiorstwa. Pozwoli to znacząco zwiększyć lokalne dochody podatkowe. Dzięki temu wójt wybuduje nie tylko kanalizację, ale wyremontuje także lokalne drogi. Będzie on kierował gminą przez kolejne kadencje i już jako burmistrz odejdzie na w pełni zasłużoną emeryturę. Wybór pozostaje w jego rękach. Pamiętajmy, że pośrednio są to także nasze ręce. Wszak to one wrzucają kartki do wyborczej urny i w ten sposób decydują o kształcie kraju.