pełny tekst

Transkrypt

pełny tekst
TEMAT NUMERU
Paweł Knap
Druga strona medalu.
Bolesław Kaczyński (1908–1963)
Lekarz od lat II wojny światowej związany z Pomorzem, były więzień czterech obozów
koncentracyjnych, współorganizator służby zdrowia w Szczecinie, Stargardzie
Szczecińskim i Dębnie. Bolesław Kaczyński po latach zyskał miano lokalnego
bohatera. Warto powrócić do jego historii, gdyż dotychczasowe próby stworzenia
jego biografii były niezwykle skromne i oparte na niewielkiej bazie źródłowej, a treść
części zachowanych dokumentów daleka jest od tego, co prezentuje dotychczasowa
„hagiografia”.
Początek
Bolesław Kaczyński, syn Kazimierza i Walerii,
urodził się 20 listopada 1908 r. w Warszawie.
W 1929 r. po ukończeniu Państwowego Gimnazjum Humanistycznego w Drohiczynie podjął
naukę w Szkole Podchorążych Rezerwy w Krakowie. W 1930 r. został przyjęty na Wydział Lekarski Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Dyplom lekarza zdobył 30 czerwca 1936 r.,
co pozwoliło mu na rozpoczęcie pracy zawodowej w Państwowym Szpitalu Powszechnym we
Lwowie, gdzie został asystentem. Później, nie
rezygnując z asystentury, pracował jako lekarz
w Miejskim Wydziale Zdrowia (1 lutego–1 czerwca 1939 r.) oraz jako lekarz domowy w Ubezpieczalni Społecznej (1 czerwca–1 września 1939 r.).
Po wybuchu II wojny światowej Kaczyński został
zmobilizowany i przydzielony do służb sanitarnych,
jednak w ostatnim dniu kampanii polskiej dostał
się do niemieckiej niewoli. Choć autorzy jedynych
do tej pory krótkich opracowań jemu poświęconych,
Maciej Lambert i Jan Matura, twierdzą, że podjął
udaną próbę ucieczki, to sam Kaczyński w życiorysie z lutego 1947 r. podaje, że został po prostu
zwolniony 1 listopada 1939 r.
Wkrótce podjął pracę w Szpitalu Powiatowym
i Polskim Czerwonym Krzyżu w Łukowie, a także
38
Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21)
w Ośrodku Zdrowia w Tuchowiczu, gdzie mieszkali
jego rodzice. Równocześnie miał działać w konspiracji, czynnie współpracując ze Związkiem Walki
Zbrojnej, przenosząc rozkazy, kolportując ulotki
i tajną prasę, choć – poza zapiskami wymienionych
już autorów – brakuje potwierdzenia źródłowego
tej działalności. Udokumentowany jest natomiast
fakt aresztowania 20 lub 21 października 1940 r.
Kaczyński został osadzony w Radzyniu Podlaskim,
a następnie na Zamku w Lublinie. Później, niemal
do końca wojny, był więźniem kolejnych obozów
koncentracyjnych: Auschwitz, Flossenbürg, Stutthof
i Stettin-Pölitz. Do KL Auschwitz Kaczyńskiego
przewieziono 9 stycznia 1941 r. transportem z Lublina. W obozie tym został oznaczony numerem
8765. Dwa tygodnie później przeniesiono go do KL
Flossenbürg (nr 3045), w KL Stutthof zaś znalazł
się latem 1942 r. (nr 14701).
W obozowym szpitalu
Lekarzem naczelnym KL Stutthof był wówczas
Otto Heidl. To on ustalał zadania i nadzorował
pracę personelu, podpisywał akty zgonu i korespondencję wychodzącą z placówki, czuwał też
nad ogółem dokumentacji szpitala. Stan liczebny
zatrudnionych w obozowej służbie zdrowia, składającej się z esesmanów i osadzonych, stale się
Bolesław Kaczyński
zwiększał, co wiązało się z ciągłym dopływem
nowych więźniów, a więc i chorych czy kontuzjowanych. W sierpniu 1942 r. sprawozdania
wymieniają dwanaście nazwisk, w 1944 r. już ponad czterdzieści – większość stanowili wówczas
polscy lekarze, którzy w obozie oficjalnie pełnili funkcje sanitariuszy. Bolesław Kaczyński do
pracy w szpitalu został przyjęty jesienią 1942 r.
W tym czasie pracowało tam już wielu Polaków,
niektórzy od listopada 1939 r., zatem od początku
39
Bolesław Kaczyński na pochodzie 1-majowym
istnienia izby chorych, przekształconej później
w szpital. W miarę możliwości starali się udzielać
porad medycznych, przeprowadzać zabiegi i operacje, podawać lekarstwa czy zmieniać opatrunki.
Szpital placówki macierzystej sprawował opiekę
lekarską nad więźniami wszystkich podobozów
KL Stutthof. Niemal w każdej filii znajdowało się
ambulatorium lub izba chorych, zaopatrywane
przez szpital obozowy w lekarstwa, opatrunki
i narzędzia, oczywiście w minimalnych ilościach.
Przebywali tam więźniowie z lżejszymi schorzeniami, wracający po kilku dniach leczenia do codziennych zajęć. Ciężko chorzy byli wysyłani do szpitala
w Sztutowie, na ich miejsce przysyłano więźniów
zdolnych do natychmiastowego podjęcia pracy.
Pierwsza i zarazem największa, policka filia KL
Stutthof powstała wiosną 1944 r. Docelowy obóz,
tzw. zimowy, do którego więźniów przeniesiono
jesienią 1944 r., znajdował się na terenie miejscowości Mścięcino (Messenthin), położonej między
Szczecinem a Policami. Jego lokalizacja wynikała z potężnego zapotrzebowania na siłę roboczą
w fabryce benzyny syntetycznej, a robotników za
niewielką opłatą mogły dostarczyć właśnie obozy
koncentracyjne i jenieckie. Bolesław Kaczyński trafił
tam już w pierwszym transporcie, który wyruszył ze
Sztutowa pod koniec czerwca 1944 r. Z protokołów
40
Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21)
przesłuchań świadków wynika, że przez współwięźniów był postrzegany jako kierownik szpitala. Jego
sytuacja diametralnie różniła się od tej, w jakiej
był w KL Stutthof, gdzie pracował w zespole, w którym samych lekarzy było kilkunastu – w Policach
pozbawiony był większego wsparcia. Zupełnie inne
były również problemy medyczne, z którymi miał
do czynienia u więźniów pracujących na potrzeby
fabryki benzyny syntetycznej. Prócz chorób typowych dla obozów koncentracyjnych, takich jak
wszawica, świerzb, biegunka, czerwonka, tyfus,
gruźlica czy zapalenie płuc, oraz urazów, głodu
i stanów skrajnego wyczerpania, personel szpitalny
musiał mierzyć się z zatruciami przemysłowymi.
Więźniowie, którzy potrafili przetrwać morderczy
dzień pracy, często wracali oszołomieni oparami
benzyny i farb syntetycznych czy oślepieni działaniem paku.
Głównym lekarzem zakładowym we wspomnianej fabryce był Karl Hermann Heydecke. Wprawdzie
nie należał on do załogi i pojawiał się na terenie
obozu, ale podpisywał dokumenty umożliwiające
sporządzenie aktów zgonu. Wystawiano je w KL
Stutthof na podstawie wykazu zmarłych przesłanego przez komendanta podobozu. Ciała zmarłych
z Polic przewożono do krematorium na Cmentarzu
Centralnym w Szczecinie i tam palono.
We wspomnieniach więźniów Kaczyński w większości wypadków jawi się jako człowiek szlachetny
i uczciwy, który ze wszystkich sił starał się przeciwdziałać trudnościom. Wielokrotnie podkreślają,
że Kaczyński uratował im życie. W jednej z relacji,
dotyczącej jeszcze KL Stutthof, czytamy: dr Kaczyński z narażeniem swojego stanowiska opatrywał mnie
wieczorami, gdy nie groziła wizyta jakiegoś esesmana.
Stosował wszelkie możliwe sposoby […]. Jemu zawdzięczam obecne swe życie i możliwość władania nogą,
o której sam mawiał: „z tą nogą tańczyć nie będziesz”.
Cytat ten pokazuje, że personel medyczny był
stale kontrolowany. Wszelkie wykryte nadużycia,
które w rzeczywistości mogły być po prostu realizacją przysięgi Hipokratesa, narażały lekarzy na
represje. W obozie polickim sprawa stałego nadzoru
szpitala z czasem się zmieniła. Jak wspominał
Antoni Soroka: wszy były naszymi sprzymierzeńcami,
bo esesmani, bojąc się tyfusu […] przestali zaglądać
do rewiru. Dzięki temu można było wielu chorych
przetrzymać na rewirze ponad konieczny czas ich
przebywania poza komandem roboczym.
Relacja Antoniego Soroki w kontekście tematu
niniejszego artykułu jest szczególnie interesująca. Kaczyński wymieniany jest z nazwiska przede wszystkim we wspomnieniach pobytu Soroki
w szpitalu, do którego trafi ł z wysoką gorączką na
początku grudnia 1944 r. Dzięki lekarzowi mógł
przedłużyć swój pobyt na rewirze, a więc uniknąć
pracy szczególnie ciężkiej ze względu na porę
roku, został bowiem skierowany przez niego do
pracy przy mierzeniu temperatury i nanoszeniu
wyników na kartach choroby.
Z zamieszczonych opisów można jednak wyciągnąć również wnioski, które stawiają Kaczyńskiego
w zupełnie innym świetle. Czytamy tam m.in.
o przeglądzie lekarskim, który: odbył się 6 grudnia
na placu apelowym przy temperaturze +2°C. Kazano
nam się rozebrać do naga i kolejno podchodzić do stolika lekarza, który z wyglądu zewnętrznego orzekał,
czy więzień kwalifikuje się jeszcze do bydła roboczego,
czy też nadaje się już do przeróbki na popiół. Przegląd
trwał bite trzy godziny. […] Skutki tego przeglądu –
kilkadziesiąt wypadków zapalenia płuc.
W cytowanym fragmencie nie pojawia się żadne
nazwisko lekarza. Możliwości jednak zbyt wielu nie
ma. Wiemy, że nie mógł to być wspomniany Karl
Heydecke. Udział w przeglądzie innych, np. Jonasa
Lipciusa, określanego przez Sorokę jako zastępca
Kaczyńskiego, raczej należy wyeliminować. Soroka,
mówiąc o Kaczyńskim, używał przede wszystkim
nazwiska, czasem jednak posługiwał się po prostu
określeniem „lekarz”, np. Szeptałem choremu, żeby
kontrolował nabijanie gorączki, bo jak Kaczyński
złapie taki wypadek, z miejsca wyrzuci z rewiru.
Zapisywałem w takich wypadkach 38–39 °C. Z tego
tytułu wchodziłem w zmowę z chorymi i w końcu
naraziłem się lekarzowi, który mi zarzucił fałszowanie
kart chorobowych i zagroził rozstaniem się z pełnioną funkcją. Oberwał przy tym i lekarz Litwin za
brak kontroli i popieranie moich machlojek. Zwraca
uwagę brak odrębnego określenia owego „lekarza”
w cytowanym wcześniej fragmencie o przeglądzie
– wszak np. Lipcius jest określany mianem „lekarza
Litwina”, gdyż Soroka nie pamiętał jego nazwiska.
Ewentualny udział Kaczyńskiego może potwierdzać, a przynajmniej znacznie uwiarygodniać
jego uczestnictwo we wcześniejszym przeglądzie, o którym wspomina były więzień Antoni
Stachórski: Umyślnie piłem bardzo dużo wody, by
spuchnąć. Dzięki temu dostałem się do szpitala,
gdzie dr Kaczyński chciał mnie nawet zatrzymać
jako pomocnika, ale z obawy przed mordującym
Kozłowskim [Wacław Kozłowski – polski kapo,
członek załogi zarówno KL Stutthof, jak i jego
polickiej fi lii, przyp. P.K.] postanowił, że wyśle mnie
w transport z chorymi, wracającymi do Stutthofu.
Transport z Polic do Sztutowa traktowany jest tu
zatem w kategorii wybawienia od udręki ze strony
nadgorliwego kapo.
Zapewne tego samego transportu dotyczy opis
zamieszczony we wspomnieniach Józefa Jagodzińskiego: Po powrocie z zakładów kazali wszystkim
rozbierać się i podchodzić do stolika ustawionego
pod starą szopą. Chorych, wyczerpanych fizycznie,
z poodbijanymi nerkami, przepukliną, chorych na
płuca i inne choroby zakaźne, oddzielono od reszty.
Wybrano tylko trzystu kripli, chociaż niezdolnych
do pracy było znacznie więcej. Do tej liczby dołączono chorych z rewiru. […] odzianych w koce lub bez
okrycia, trzęsących się z febry i z zimna, kalekich,
zebrano w jedną grupę i uformowano transport do
Stutthofu. Część doprowadzono, część dowieziono do
stacji w Policach, załadowano do wagonów bydlęcych
41
i pod eskortą odwieziono do obozu macierzystego.
Przed odjazdem zdarto z nich stare pasiaki i klumpy.
Lekarz obozowy Bolesław Kaczyński powiedział, że
najwyżej połowa z nich wytrzyma trudy podróży,
reszta zemrze w drodze.
Prócz przeglądów w obozie dokonywano również
selekcji więźniów przybywających do obozu. W protokole przesłuchania świadka, Albina Kirejczyka,
czytamy: Był taki wypadek, że w ostatnim etapie
wojny do Polic nadesłano transport więźniów w liczbie
około 3 tys. Z tej liczby podobno lekarz odrzucił około
1800 jako nie nadających się do pracy. Co z nimi się
stało, nie jest mi wiadome. Pozostałych przyjęto do
obozu lecz w krótkim czasie wszyscy nieomal zmarli. Ponownie w zeznaniu nie pojawia się jednak
nazwisko lekarza.
Obsesja Jagodzińskiego
Cytowany już Józef Jagodziński wspominał:
Szczególną postacią był lekarz obozowy Bolesław
Kaczyński. Zajmował się on pielęgnacją chorych,
ale też jednocześnie uczestniczył w segregacji więźniów idących na śmierć. Przy jego udziale 17 marca
1945 r. zabrano z rewiru 345 chorych, których następnie wywieziono do pobliskiego lasu i tam rozstrzelano. […] Na stacji kolejowej w Policach lekarz
Kaczyński przeprowadzał również segregację 2 tys.
więźniów przybyłych w transporcie z Bergen-Belsen.
Z tej liczby do obozu przyjęto tylko 986 więźniów,
natomiast pozostali zostali zgładzeni w pobliskim lesie.
Postać doktora Kaczyńskiego pojawia się we
wspomnieniach Józefa Jagodzińskiego wielokrotnie.
Pisał o nim: Kaczyński mógł rzeczywiście pomóc wielu
ludziom, ale na to trzeba było mieć morale lekarza
hipokratesowego, a tego mu brakowało. Nierzadko
zdarzało się, że Kaczyński bił po twarzy i wypędzał
do roboty chorego w stanie podgorączkowym. Kilka
stron dalej pojawia się kolejna scena z użyciem siły,
tym razem z polecenia lekarza: Przy przyjmowaniu
chorych na rewir przestrzegano twardo przepisów
o wygalaniu owłosienia na podbrzuszu. W tym czasie
czynności te wykonywał Franek z Białegostoku. Golił
tępą brzytwą, chorzy po zabiegu zazwyczaj ociekali
krwią. Jednemu więźniowi tak pozrzynał skórę, że
powstały u niego rany. Chory poskarżył się Kaczyńskiemu, za co ten kazał dać mu wieczorem pięć batów.
42
Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21)
Interesujący opis towarzyszy zbliżającym się
świętom Bożego Narodzenia: Planowano śpiewanie kolęd, deklamacje oraz pokazy satyry cyrkowej.
Zachęcano mnie, żebym dołączył do tej grupy i napisał
wiersz pochwalny na cześć lekarza Kaczyńskiego.
Odmówiłem. Inspiratorem włączenia mnie był Soroka,
który znał moje możliwości twórcze. Odpowiedziałem
mu krótko: – Sumienie mi nie pozwala. W kontaktach
z Kaczyńskim mam jakąś obsesję. […] Wprawdzie im
większy zbrodniarz, to mu więcej kadzą – mnie nie
było stać nawet na skromne kadzidło.
Przygotowania do szopki, którą ostatecznie
zaprezentowano w Nowy Rok, cieszyły się wsparciem lekarza. Ten bowiem, jak zapamiętał jeden
z byłych więźniów, Jerzy Orłowski: Kochał muzykę
i mógł godzinami słuchać. Ludzie muzykalni za jego
panowania nie ginęli nigdy. Żyli jak pączki w maśle,
biorąc pod uwagę możliwości obozowe. Tego samego
dotyczy, choć jest zupełnie inaczej zabarwiony
emocjonalnie, fragment z artykułu biograficznego
Macieja Lamberta: Gdy nie można było pomóc realnie, gdy brakowało lekarstw i bandaży, dr Kaczyński
potrafił inaczej podtrzymać chorych w rewirze na
duchu. W szpitalnych izbach organizował często tajne
odczyty, wieczory literackie, a nawet koncerty, w czasie
których śpiewano najrozmaitsze polskie i inne pieśni.
Jagodziński podsumowuje działalność obozową Kaczyńskiego w następujących słowach: Rola
lekarza-kapo była trudna. Jednak wiele zależało od
niego samego. Kaczyński tłumił u swoich podwładnych
zdrowy objaw udzielania pomocy choremu. Pomagał
tylko tym, którzy byli mu potrzebni. Wspominał, że
w obozowym szpitalu poznał Józefa Dębskiego,
który pochodził z Płocka i był z zawodu rzeźnikiem.
Z wyglądu prezentował się dość czerstwo i sprawiał
wrażenie wyleczonego. Mimo to, Kaczyński nie kazał go
wypisywać. Wkrótce sprawa wyjaśniła się. Dębski otrzymywał z domu obfite paczki. Co lepsze składniki, takie
jak kiełbasa, baleron czy boczek, szły na stół lekarza.
Nie wiemy, jak w rzeczywistości wyglądały ostatnie dni Kaczyńskiego jako lekarza w polickiej filii
KL Stutthof, zwłaszcza w czasie ewakuacji. O poniedziałku 23 kwietnia 1945 r. Jagodziński pisze: Na
podwórzu stały gotowe do wymarszu cztery niekompletne setki. Pobierano chleb i margarynę na śniadanie.
[…] W tym momencie do pomieszczenia dla chorych
wszedł Bojko [Eugeniusz Bojko, jeden z więźniów
KL Stutthof i jego polickiej filii, przyp. P.K.]. – Jak
wygląda sytuacja? – zapytałem. – Wymarsz nastąpi
lada chwila – odpowiedział. – Lekarz Kaczyński,
Lipcius i kapo nadzorujący rewir pojadą samochodem.
Wszyscy inni mają iść pieszo.
Więźniowie ruszyli w kierunku Rostocku. Jak
wspominał Jagodziński: W kolumnie zastanawiano
się, czym Kaczyński zasłużył sobie u Niemców, że od
etapu do etapu wożą go samochodem. Wiadomo było,
że Lipcius korzysta z okazji. Mimo że zrobiono już
wiele kilometrów, mimo pierwszych ofiar – Kaczyński
i jego ekipa nikomu nie udzielili nawet pomocy doraźnej. Co rozsądniejsi więźniowie stawiali pytanie: po
co ta komedia z lekarzem?
Zupełnie inaczej ewakuację wspomina żona
Bolesława Kaczyńskiego Maria, oczywiście, na
podstawie tego, co usłyszała od męża: Jako ciężko
chorego, bo zapadł na tyfus, nieśli go współwięźniowie
na rękach podczas ewakuacji obozu i dzięki temu
przetrwał. Słowa te pojawiły się w następstwie opublikowania na łamach „Głosu Szczecińskiego” relacji
byłego więźnia obozu, Tadeusza Ordakowskiego,
zbieżnej zresztą z cytowanym wyżej fragmentem:
Z bardziej chorych zabrano tylko w drogę lekarza
obozowego […] Kaczyńskiego, którego po prostu nieśli
ci, którzy zawdzięczali mu życie.
Żaden z byłych więźniów nie opisuje doktora Kaczyńskiego w sposób równie krytyczny, jak
Jagodziński. W jego wspomnieniach nie ma opisu wydarzenia, które mogłoby wpłynąć na jego
późniejsze poglądy, a w tych jest konsekwentny
od pierwszych zapisanych stron. Jak sam jednak
zauważa, w kontaktach z Kaczyńskim miał jakąś
obsesję. Z czego jednak ona wynikała, zapewne
nigdy już się nie dowiemy.
Trudno wyrokować, czy relacja Jagodzińskiego
jest mniej wiarygodna od przytaczanych wcześniej,
pozytywnych sądów o Kaczyńskim. Na korzyść
autora przemawia fakt, że jego wspomnienia pełne
są szczegółów (choćby imion, nazwisk i numerów więźniów), które zgadzają się z danymi zgromadzonymi przez Archiwum Muzeum Stutthof
w Sztutowie. Opinii pochlebnych jest więcej, choć
często mają postać zaledwie krótkiego, w wielu
wypadkach ledwie jednozdaniowego, wspomnienia (np. w protokołach przesłuchań świadków:
Stanisława Musiałowicza, Antoniego Budzejki
i Czesława Gołowacza). Nie mamy jednak pewności, czy pozytywne zdanie nie wynika wyłącznie
z faktu korzystania z ochronnego parasola, jaki
nad więźniami, którzy z różnych powodów byli
dlań przydatni, rozpościerał Kaczyński.
Od Szczecina do Dębna
Po wojnie Bolesław Kaczyński znalazł się
w Szczecinie, gdzie od 8 maja 1945 r. rozpoczął
pracę jako zastępca naczelnika w Miejskim Wydziale Zdrowia. Na podstawie pisma Wojewódzkiego Wydziału Zdrowia w Szczecinie z 22 maja
1945 r. został skierowany do pracy w Stargardzie
Szczecińskim. Wkrótce objął tam stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego, a referencji udzielił mu tamtejszy Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego.
W 1946 r. w odpowiedzi na list przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej w Stargardzie
Szczecińskim były więzień KL Stutthof Krzysztof
Dunin-Wąsowicz napisał: Opinię moją o dr. Kaczyńskim kształtowałem na podstawie informacji i opowiadań kolegów, głównie śp. Leonarda Szynkiewicza
i Gerarda Szynkiewicza, obecnie pracownika Urzędu
Miejskiego w Słupsku. Oni to, głównie śp. Leonard,
wypowiadali ujemną opinię o dr. Kaczyńskim [chodzi
o lata 1942–1943, przyp. P.K.]. Co do późniejszego okresu zastrzeżeń co do zachowywania się dr.
Kaczyńskiego nie było. Pismo zostało włączone do
teczki akt tajnych.
Zgodnie z uchwałą Prezydium Wojewódzkiej
Rady Narodowej z 25 lipca 1950 r. Bolesław Kaczyński został przeniesiony na stanowisko pełniącego
obowiązki, a później dyrektora Szpitala Powiatowego w Dębnie. W 1953 r. zorganizował tam również
Powiatową Stację Pogotowia Ratunkowego i został
jej kierownikiem.
Kaczyński zmarł 27 stycznia 1963 r. Jego postacią
zainteresowała się kilka lat później Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie,
gdyż wielokrotnie wspominali go byli więźniowie
przesłuchiwani przez OKBZH. Gdy w latach 70.
Komisja badała sprawę zbrodni popełnionych na
terenie filii KL Stutthof, zwrócono się do wdowy
po Kaczyńskim o udostępnienie pamiętników,
które ten miał prowadzić w czasie pobytu pod
Policami. Okazało się jednak, że pamiętniki te
43
Przesiedleńcy zza Buga, fot. Ośrodek „Pamięć i Przyszłość”
zostały zniszczone jeszcze w obozie. Jak pisała
Maria Kaczyńska: Wiem tylko tyle z opowiadań, że
takie pamiętniki mój mąż w obozie pisał i że niestety
musiał je zniszczyć, bo doszły go słuchy, że w baraku
obok była rewizja i mąż bojąc się spalił je – a później
– jak barak jego był pominięty – to podobno bardzo
rozpaczał i płakał.
Kaczyński był wielokrotnie odznaczany. Otrzymał m.in. Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi, Medal
10-lecia Polski Ludowej, odznakę Gryfa Pomorskiego
i odznakę za zasługi dla lecznictwa. Wdowa po nim
starała się także o inne odznaczenie: Proszę o rozważenie mojego wniosku o pośmiertne odznaczenie
Orderem Budowniczych Polski Ludowej mojego męża
Bolesława Kaczyńskiego […] za szczególnie wybitne
zasługi przez męża położone w dziedzinie ochrony
zdrowia w okresie okupacji dla więzionych w obozach
koncentracyjnych Polaków i innych narodowości, przy
organizacji i odbudowie oraz prowadzeniu placówek
ochrony zdrowia na terenie Stargardu Szczecińskiego
w latach 1945–1950 i w Dębnie w latach 1950–1963.
Przy organizacji szpitali i placówek Pogotowia Ratunkowego przy tych szpitalach […]. Zainicjowanie przez
męża niesienia pomocy lekarskiej dla pracowników
44
Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21)
okolicznych Państwowych Gospodarstw Rolnych na
terenie byłego powiatu chojeńskiego z siedzibą w Dębnie w ramach tzw. „Białych Niedzieli” oraz za zasługi
położone w pracy byłej Państwowej Rady Narodowej
w Dębnie. Nie udało się dotrzeć do dokumentów,
które potwierdziłyby pośmiertne przyznanie owego odznaczenia.
Rewers
Jeden z więźniów KL Stutthof, ks. Józef Sylwester Niewiadomy wspominał: W obsłudze szpitala
różni byli ludzie. Jedni pomagali chorym, inni ich
okradali i mordowali, aby samemu przeżyć. Jak pisze Marek T. Frankowski w książce Ludzie i bestie.
Socjologiczne studium mikrostruktur społecznych
niemieckiego obozu koncentracyjnego, zdobycie
określonej funkcji – w tym wypadku lekarza obozowego – umożliwiało uzyskanie specjalnych
przywilejów, chroniących często przed przypadkową śmiercią oraz poprawiających fizyczne
warunki egzystencji. Więźniowie funkcyjni nie
stanowili zwartej grupy, jednak nie sposób powołać się w tym miejscu na jakiekolwiek statystyki
– wśród nich byli tacy, którzy za cenę własnego
życia gotowi byli wziąć udział w eksterminacji
ludności, ale i tacy, którzy nie poddali się deprawacji środowiska obozowego i swoje stanowiska
wykorzystywali do pomocy osadzonym. Przenoszenie zwyczajowych norm etyczno-moralnych
na warunki obozowe zupełnie mija się z celem,
obowiązkiem historyka zajmującego się tą tematyką jest jednak pokazanie obu stron medalu.
Wspomniani na początku Maciej Lambert i Jan
Matura pokazali jedynie awers.
Post scriptum
W roku szkolnym 2001/2002 w Szkole Podstawowej nr 2 w Policach rozpoczęły się przygotowania
do obchodów 45-lecia istnienia szkoły i nadania
jej imienia. Wedle ustalonych kryteriów, miała
to być postać związana z historią Polic, regionu,
Polski, godna naśladowania, jej działalność, życie,
twórczość, filozofia winny reprezentować wartości
wychowawcze zawarte w programie wychowawczym szkoły. Spośród siedmiu propozycji jednogłośnie na patrona w 2003 r. wybrany został Bolesław Kaczyński.
W uzasadnieniu zapisano: Jesteśmy przekonani,
że postać doktora Bolesława Kaczyńskiego będzie
cennym wzorem dla młodzieży, że będzie ukazywać, jak można, znajdując się w niezwykle trudnych
warunkach, dokonywać właściwych, godnych człowieka
wyborów, służyć więc będzie pracy wychowawczej,
akcentując jej aspekty moralne i etyczne. Chcemy
bowiem, by nasi uczniowie cenili, tak jak doktor Bolesław Kaczyński, wierność uniwersalnym wartościom
ludzkości, by w zgodzie z własnym sumieniem, nieśli
pomoc słabszym na miarę własnych możliwości, by
przeciwstawiali się złu we wszelkiej postaci i zawsze
zachowywali sami i podtrzymywali u innych wiarę
w lepszą przyszłość – mimo złych okoliczności.
Nadaniu szkole imienia doktora Bolesława
Kaczyńskiego towarzyszyły słowa Wisławy Szymborskiej: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.
BIBLIOGRAFIA
Archiwalia
Archiwum KZ-Gedenkstätte Flossenbürg
Archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau
Archiwum Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci
Narodowej w Szczecinie
Archiwum Państwowe w Szczecinie, Oddział w Stargardzie Szczecińskim
Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku
Archiwum Państwowego Muzeum Stutthof
Archiwum Zakładowe Samodzielnego Publicznego
Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Stargardzie
Szczecińskim
Archiwum Zakładowe Szkoły Podstawowej nr 2 im.
Bolesława Kaczyńskiego w Policach
Archiwum Związku Kombatantów Rzeczypospolitej
Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych, Zarząd Okręgowy w Gorzowie Wielkopolskim
Artykuły, opracowania i wspomnienia
J. Aniszewska, Utworzenie i funkcjonowanie administracji polskiej w Stargardzie w 1945 r., „Stargardia” 2002,
t. II.
A. Chyrek, Numeracja i sposób oznaczania więźniów
w obozie Stutthof, „Pamięć i Sprawiedliwość” 2006,
nr 2.
M.T. Frankowski, Ludzie i bestie. Socjologiczne studium
mikrostruktur społecznych niemieckiego obozu koncentracyjnego, Warszawa 2003.
M. Gliński, Miejsce szpitala w systemie organizacyjnym
obozu koncentracyjnego Stutthof i jego obsada personalna,
[w:] Z problematyki medycyny w hitlerowskich obozach
koncentracyjnych, Gdańsk 1971.
Hitlerowcy żywcem spalili więźniów polickiego obozu,
„Głos Szczeciński”, 12 III 1970 r.
Hitlerowskie więzienie na Zamku w Lublinie 1939–1944,
red. Z. Mańkowski, Lublin 1988.
J. Jagodziński, Bunkry na ruinach. Szkice do historii KL
Stutthof – Außenlager Pölitz, Szczecin 2009.
Karty z dziejów Dębna, oprac. A. Jędras i in., Dębno 2005.
M. Lambert, Dr Bolesław Kaczyński, „Przegląd Lekarski” 1972, nr 1.
M. Lambert, Jubileusz, „Nowy Medyk” 1970, nr 9.
M. Lambert, Warunki sanitarno-higieniczne w obozach
pracy przymusowej w rejonie Szczecina w latach II wojny
światowej, „Przegląd Zachodniopomorski” 1972, z. 3.
Listy o dr Kaczyńskim, „Głos Szczeciński”, 14–15 III
1970 r.
J. Matura, Historia Polic od czasów najstarszego osadnictwa do II wojny światowej, Police 2002.
J. Nowicki, Od Stutthofu do Sandbostel, „Przegląd
Lekarski” 1968, nr 1.
M. Orski, Przedsiębiorstwa SS i firmy prywatne – najemcy siły roboczej obozu koncentracyjnego Stutthof w latach
1939–1945, Gdańsk 2001.
B. Siniecki, Z historii szpitala obozowego w Stutthofie, [w:] Okupacja i medycyna. Trzeci wybór artykułów
z „Przeglądu Lekarskiego – Oświęcim” z lat 1963–1976,
Warszawa 1977.
B. Sitarz, Waldsiedlung – Im Waldpark – osiedle Greckie,
„Szczeciner” 2013, nr 3.
Stutthof. Hitlerowski obóz koncentracyjny, red. K. Ciechanowski i in., Warszawa 1988.
45