pełny tekst
Transkrypt
pełny tekst
TEMAT NUMERU Paweł Knap Druga strona medalu. Bolesław Kaczyński (1908–1963) Lekarz od lat II wojny światowej związany z Pomorzem, były więzień czterech obozów koncentracyjnych, współorganizator służby zdrowia w Szczecinie, Stargardzie Szczecińskim i Dębnie. Bolesław Kaczyński po latach zyskał miano lokalnego bohatera. Warto powrócić do jego historii, gdyż dotychczasowe próby stworzenia jego biografii były niezwykle skromne i oparte na niewielkiej bazie źródłowej, a treść części zachowanych dokumentów daleka jest od tego, co prezentuje dotychczasowa „hagiografia”. Początek Bolesław Kaczyński, syn Kazimierza i Walerii, urodził się 20 listopada 1908 r. w Warszawie. W 1929 r. po ukończeniu Państwowego Gimnazjum Humanistycznego w Drohiczynie podjął naukę w Szkole Podchorążych Rezerwy w Krakowie. W 1930 r. został przyjęty na Wydział Lekarski Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Dyplom lekarza zdobył 30 czerwca 1936 r., co pozwoliło mu na rozpoczęcie pracy zawodowej w Państwowym Szpitalu Powszechnym we Lwowie, gdzie został asystentem. Później, nie rezygnując z asystentury, pracował jako lekarz w Miejskim Wydziale Zdrowia (1 lutego–1 czerwca 1939 r.) oraz jako lekarz domowy w Ubezpieczalni Społecznej (1 czerwca–1 września 1939 r.). Po wybuchu II wojny światowej Kaczyński został zmobilizowany i przydzielony do służb sanitarnych, jednak w ostatnim dniu kampanii polskiej dostał się do niemieckiej niewoli. Choć autorzy jedynych do tej pory krótkich opracowań jemu poświęconych, Maciej Lambert i Jan Matura, twierdzą, że podjął udaną próbę ucieczki, to sam Kaczyński w życiorysie z lutego 1947 r. podaje, że został po prostu zwolniony 1 listopada 1939 r. Wkrótce podjął pracę w Szpitalu Powiatowym i Polskim Czerwonym Krzyżu w Łukowie, a także 38 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) w Ośrodku Zdrowia w Tuchowiczu, gdzie mieszkali jego rodzice. Równocześnie miał działać w konspiracji, czynnie współpracując ze Związkiem Walki Zbrojnej, przenosząc rozkazy, kolportując ulotki i tajną prasę, choć – poza zapiskami wymienionych już autorów – brakuje potwierdzenia źródłowego tej działalności. Udokumentowany jest natomiast fakt aresztowania 20 lub 21 października 1940 r. Kaczyński został osadzony w Radzyniu Podlaskim, a następnie na Zamku w Lublinie. Później, niemal do końca wojny, był więźniem kolejnych obozów koncentracyjnych: Auschwitz, Flossenbürg, Stutthof i Stettin-Pölitz. Do KL Auschwitz Kaczyńskiego przewieziono 9 stycznia 1941 r. transportem z Lublina. W obozie tym został oznaczony numerem 8765. Dwa tygodnie później przeniesiono go do KL Flossenbürg (nr 3045), w KL Stutthof zaś znalazł się latem 1942 r. (nr 14701). W obozowym szpitalu Lekarzem naczelnym KL Stutthof był wówczas Otto Heidl. To on ustalał zadania i nadzorował pracę personelu, podpisywał akty zgonu i korespondencję wychodzącą z placówki, czuwał też nad ogółem dokumentacji szpitala. Stan liczebny zatrudnionych w obozowej służbie zdrowia, składającej się z esesmanów i osadzonych, stale się Bolesław Kaczyński zwiększał, co wiązało się z ciągłym dopływem nowych więźniów, a więc i chorych czy kontuzjowanych. W sierpniu 1942 r. sprawozdania wymieniają dwanaście nazwisk, w 1944 r. już ponad czterdzieści – większość stanowili wówczas polscy lekarze, którzy w obozie oficjalnie pełnili funkcje sanitariuszy. Bolesław Kaczyński do pracy w szpitalu został przyjęty jesienią 1942 r. W tym czasie pracowało tam już wielu Polaków, niektórzy od listopada 1939 r., zatem od początku 39 Bolesław Kaczyński na pochodzie 1-majowym istnienia izby chorych, przekształconej później w szpital. W miarę możliwości starali się udzielać porad medycznych, przeprowadzać zabiegi i operacje, podawać lekarstwa czy zmieniać opatrunki. Szpital placówki macierzystej sprawował opiekę lekarską nad więźniami wszystkich podobozów KL Stutthof. Niemal w każdej filii znajdowało się ambulatorium lub izba chorych, zaopatrywane przez szpital obozowy w lekarstwa, opatrunki i narzędzia, oczywiście w minimalnych ilościach. Przebywali tam więźniowie z lżejszymi schorzeniami, wracający po kilku dniach leczenia do codziennych zajęć. Ciężko chorzy byli wysyłani do szpitala w Sztutowie, na ich miejsce przysyłano więźniów zdolnych do natychmiastowego podjęcia pracy. Pierwsza i zarazem największa, policka filia KL Stutthof powstała wiosną 1944 r. Docelowy obóz, tzw. zimowy, do którego więźniów przeniesiono jesienią 1944 r., znajdował się na terenie miejscowości Mścięcino (Messenthin), położonej między Szczecinem a Policami. Jego lokalizacja wynikała z potężnego zapotrzebowania na siłę roboczą w fabryce benzyny syntetycznej, a robotników za niewielką opłatą mogły dostarczyć właśnie obozy koncentracyjne i jenieckie. Bolesław Kaczyński trafił tam już w pierwszym transporcie, który wyruszył ze Sztutowa pod koniec czerwca 1944 r. Z protokołów 40 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) przesłuchań świadków wynika, że przez współwięźniów był postrzegany jako kierownik szpitala. Jego sytuacja diametralnie różniła się od tej, w jakiej był w KL Stutthof, gdzie pracował w zespole, w którym samych lekarzy było kilkunastu – w Policach pozbawiony był większego wsparcia. Zupełnie inne były również problemy medyczne, z którymi miał do czynienia u więźniów pracujących na potrzeby fabryki benzyny syntetycznej. Prócz chorób typowych dla obozów koncentracyjnych, takich jak wszawica, świerzb, biegunka, czerwonka, tyfus, gruźlica czy zapalenie płuc, oraz urazów, głodu i stanów skrajnego wyczerpania, personel szpitalny musiał mierzyć się z zatruciami przemysłowymi. Więźniowie, którzy potrafili przetrwać morderczy dzień pracy, często wracali oszołomieni oparami benzyny i farb syntetycznych czy oślepieni działaniem paku. Głównym lekarzem zakładowym we wspomnianej fabryce był Karl Hermann Heydecke. Wprawdzie nie należał on do załogi i pojawiał się na terenie obozu, ale podpisywał dokumenty umożliwiające sporządzenie aktów zgonu. Wystawiano je w KL Stutthof na podstawie wykazu zmarłych przesłanego przez komendanta podobozu. Ciała zmarłych z Polic przewożono do krematorium na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie i tam palono. We wspomnieniach więźniów Kaczyński w większości wypadków jawi się jako człowiek szlachetny i uczciwy, który ze wszystkich sił starał się przeciwdziałać trudnościom. Wielokrotnie podkreślają, że Kaczyński uratował im życie. W jednej z relacji, dotyczącej jeszcze KL Stutthof, czytamy: dr Kaczyński z narażeniem swojego stanowiska opatrywał mnie wieczorami, gdy nie groziła wizyta jakiegoś esesmana. Stosował wszelkie możliwe sposoby […]. Jemu zawdzięczam obecne swe życie i możliwość władania nogą, o której sam mawiał: „z tą nogą tańczyć nie będziesz”. Cytat ten pokazuje, że personel medyczny był stale kontrolowany. Wszelkie wykryte nadużycia, które w rzeczywistości mogły być po prostu realizacją przysięgi Hipokratesa, narażały lekarzy na represje. W obozie polickim sprawa stałego nadzoru szpitala z czasem się zmieniła. Jak wspominał Antoni Soroka: wszy były naszymi sprzymierzeńcami, bo esesmani, bojąc się tyfusu […] przestali zaglądać do rewiru. Dzięki temu można było wielu chorych przetrzymać na rewirze ponad konieczny czas ich przebywania poza komandem roboczym. Relacja Antoniego Soroki w kontekście tematu niniejszego artykułu jest szczególnie interesująca. Kaczyński wymieniany jest z nazwiska przede wszystkim we wspomnieniach pobytu Soroki w szpitalu, do którego trafi ł z wysoką gorączką na początku grudnia 1944 r. Dzięki lekarzowi mógł przedłużyć swój pobyt na rewirze, a więc uniknąć pracy szczególnie ciężkiej ze względu na porę roku, został bowiem skierowany przez niego do pracy przy mierzeniu temperatury i nanoszeniu wyników na kartach choroby. Z zamieszczonych opisów można jednak wyciągnąć również wnioski, które stawiają Kaczyńskiego w zupełnie innym świetle. Czytamy tam m.in. o przeglądzie lekarskim, który: odbył się 6 grudnia na placu apelowym przy temperaturze +2°C. Kazano nam się rozebrać do naga i kolejno podchodzić do stolika lekarza, który z wyglądu zewnętrznego orzekał, czy więzień kwalifikuje się jeszcze do bydła roboczego, czy też nadaje się już do przeróbki na popiół. Przegląd trwał bite trzy godziny. […] Skutki tego przeglądu – kilkadziesiąt wypadków zapalenia płuc. W cytowanym fragmencie nie pojawia się żadne nazwisko lekarza. Możliwości jednak zbyt wielu nie ma. Wiemy, że nie mógł to być wspomniany Karl Heydecke. Udział w przeglądzie innych, np. Jonasa Lipciusa, określanego przez Sorokę jako zastępca Kaczyńskiego, raczej należy wyeliminować. Soroka, mówiąc o Kaczyńskim, używał przede wszystkim nazwiska, czasem jednak posługiwał się po prostu określeniem „lekarz”, np. Szeptałem choremu, żeby kontrolował nabijanie gorączki, bo jak Kaczyński złapie taki wypadek, z miejsca wyrzuci z rewiru. Zapisywałem w takich wypadkach 38–39 °C. Z tego tytułu wchodziłem w zmowę z chorymi i w końcu naraziłem się lekarzowi, który mi zarzucił fałszowanie kart chorobowych i zagroził rozstaniem się z pełnioną funkcją. Oberwał przy tym i lekarz Litwin za brak kontroli i popieranie moich machlojek. Zwraca uwagę brak odrębnego określenia owego „lekarza” w cytowanym wcześniej fragmencie o przeglądzie – wszak np. Lipcius jest określany mianem „lekarza Litwina”, gdyż Soroka nie pamiętał jego nazwiska. Ewentualny udział Kaczyńskiego może potwierdzać, a przynajmniej znacznie uwiarygodniać jego uczestnictwo we wcześniejszym przeglądzie, o którym wspomina były więzień Antoni Stachórski: Umyślnie piłem bardzo dużo wody, by spuchnąć. Dzięki temu dostałem się do szpitala, gdzie dr Kaczyński chciał mnie nawet zatrzymać jako pomocnika, ale z obawy przed mordującym Kozłowskim [Wacław Kozłowski – polski kapo, członek załogi zarówno KL Stutthof, jak i jego polickiej fi lii, przyp. P.K.] postanowił, że wyśle mnie w transport z chorymi, wracającymi do Stutthofu. Transport z Polic do Sztutowa traktowany jest tu zatem w kategorii wybawienia od udręki ze strony nadgorliwego kapo. Zapewne tego samego transportu dotyczy opis zamieszczony we wspomnieniach Józefa Jagodzińskiego: Po powrocie z zakładów kazali wszystkim rozbierać się i podchodzić do stolika ustawionego pod starą szopą. Chorych, wyczerpanych fizycznie, z poodbijanymi nerkami, przepukliną, chorych na płuca i inne choroby zakaźne, oddzielono od reszty. Wybrano tylko trzystu kripli, chociaż niezdolnych do pracy było znacznie więcej. Do tej liczby dołączono chorych z rewiru. […] odzianych w koce lub bez okrycia, trzęsących się z febry i z zimna, kalekich, zebrano w jedną grupę i uformowano transport do Stutthofu. Część doprowadzono, część dowieziono do stacji w Policach, załadowano do wagonów bydlęcych 41 i pod eskortą odwieziono do obozu macierzystego. Przed odjazdem zdarto z nich stare pasiaki i klumpy. Lekarz obozowy Bolesław Kaczyński powiedział, że najwyżej połowa z nich wytrzyma trudy podróży, reszta zemrze w drodze. Prócz przeglądów w obozie dokonywano również selekcji więźniów przybywających do obozu. W protokole przesłuchania świadka, Albina Kirejczyka, czytamy: Był taki wypadek, że w ostatnim etapie wojny do Polic nadesłano transport więźniów w liczbie około 3 tys. Z tej liczby podobno lekarz odrzucił około 1800 jako nie nadających się do pracy. Co z nimi się stało, nie jest mi wiadome. Pozostałych przyjęto do obozu lecz w krótkim czasie wszyscy nieomal zmarli. Ponownie w zeznaniu nie pojawia się jednak nazwisko lekarza. Obsesja Jagodzińskiego Cytowany już Józef Jagodziński wspominał: Szczególną postacią był lekarz obozowy Bolesław Kaczyński. Zajmował się on pielęgnacją chorych, ale też jednocześnie uczestniczył w segregacji więźniów idących na śmierć. Przy jego udziale 17 marca 1945 r. zabrano z rewiru 345 chorych, których następnie wywieziono do pobliskiego lasu i tam rozstrzelano. […] Na stacji kolejowej w Policach lekarz Kaczyński przeprowadzał również segregację 2 tys. więźniów przybyłych w transporcie z Bergen-Belsen. Z tej liczby do obozu przyjęto tylko 986 więźniów, natomiast pozostali zostali zgładzeni w pobliskim lesie. Postać doktora Kaczyńskiego pojawia się we wspomnieniach Józefa Jagodzińskiego wielokrotnie. Pisał o nim: Kaczyński mógł rzeczywiście pomóc wielu ludziom, ale na to trzeba było mieć morale lekarza hipokratesowego, a tego mu brakowało. Nierzadko zdarzało się, że Kaczyński bił po twarzy i wypędzał do roboty chorego w stanie podgorączkowym. Kilka stron dalej pojawia się kolejna scena z użyciem siły, tym razem z polecenia lekarza: Przy przyjmowaniu chorych na rewir przestrzegano twardo przepisów o wygalaniu owłosienia na podbrzuszu. W tym czasie czynności te wykonywał Franek z Białegostoku. Golił tępą brzytwą, chorzy po zabiegu zazwyczaj ociekali krwią. Jednemu więźniowi tak pozrzynał skórę, że powstały u niego rany. Chory poskarżył się Kaczyńskiemu, za co ten kazał dać mu wieczorem pięć batów. 42 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) Interesujący opis towarzyszy zbliżającym się świętom Bożego Narodzenia: Planowano śpiewanie kolęd, deklamacje oraz pokazy satyry cyrkowej. Zachęcano mnie, żebym dołączył do tej grupy i napisał wiersz pochwalny na cześć lekarza Kaczyńskiego. Odmówiłem. Inspiratorem włączenia mnie był Soroka, który znał moje możliwości twórcze. Odpowiedziałem mu krótko: – Sumienie mi nie pozwala. W kontaktach z Kaczyńskim mam jakąś obsesję. […] Wprawdzie im większy zbrodniarz, to mu więcej kadzą – mnie nie było stać nawet na skromne kadzidło. Przygotowania do szopki, którą ostatecznie zaprezentowano w Nowy Rok, cieszyły się wsparciem lekarza. Ten bowiem, jak zapamiętał jeden z byłych więźniów, Jerzy Orłowski: Kochał muzykę i mógł godzinami słuchać. Ludzie muzykalni za jego panowania nie ginęli nigdy. Żyli jak pączki w maśle, biorąc pod uwagę możliwości obozowe. Tego samego dotyczy, choć jest zupełnie inaczej zabarwiony emocjonalnie, fragment z artykułu biograficznego Macieja Lamberta: Gdy nie można było pomóc realnie, gdy brakowało lekarstw i bandaży, dr Kaczyński potrafił inaczej podtrzymać chorych w rewirze na duchu. W szpitalnych izbach organizował często tajne odczyty, wieczory literackie, a nawet koncerty, w czasie których śpiewano najrozmaitsze polskie i inne pieśni. Jagodziński podsumowuje działalność obozową Kaczyńskiego w następujących słowach: Rola lekarza-kapo była trudna. Jednak wiele zależało od niego samego. Kaczyński tłumił u swoich podwładnych zdrowy objaw udzielania pomocy choremu. Pomagał tylko tym, którzy byli mu potrzebni. Wspominał, że w obozowym szpitalu poznał Józefa Dębskiego, który pochodził z Płocka i był z zawodu rzeźnikiem. Z wyglądu prezentował się dość czerstwo i sprawiał wrażenie wyleczonego. Mimo to, Kaczyński nie kazał go wypisywać. Wkrótce sprawa wyjaśniła się. Dębski otrzymywał z domu obfite paczki. Co lepsze składniki, takie jak kiełbasa, baleron czy boczek, szły na stół lekarza. Nie wiemy, jak w rzeczywistości wyglądały ostatnie dni Kaczyńskiego jako lekarza w polickiej filii KL Stutthof, zwłaszcza w czasie ewakuacji. O poniedziałku 23 kwietnia 1945 r. Jagodziński pisze: Na podwórzu stały gotowe do wymarszu cztery niekompletne setki. Pobierano chleb i margarynę na śniadanie. […] W tym momencie do pomieszczenia dla chorych wszedł Bojko [Eugeniusz Bojko, jeden z więźniów KL Stutthof i jego polickiej filii, przyp. P.K.]. – Jak wygląda sytuacja? – zapytałem. – Wymarsz nastąpi lada chwila – odpowiedział. – Lekarz Kaczyński, Lipcius i kapo nadzorujący rewir pojadą samochodem. Wszyscy inni mają iść pieszo. Więźniowie ruszyli w kierunku Rostocku. Jak wspominał Jagodziński: W kolumnie zastanawiano się, czym Kaczyński zasłużył sobie u Niemców, że od etapu do etapu wożą go samochodem. Wiadomo było, że Lipcius korzysta z okazji. Mimo że zrobiono już wiele kilometrów, mimo pierwszych ofiar – Kaczyński i jego ekipa nikomu nie udzielili nawet pomocy doraźnej. Co rozsądniejsi więźniowie stawiali pytanie: po co ta komedia z lekarzem? Zupełnie inaczej ewakuację wspomina żona Bolesława Kaczyńskiego Maria, oczywiście, na podstawie tego, co usłyszała od męża: Jako ciężko chorego, bo zapadł na tyfus, nieśli go współwięźniowie na rękach podczas ewakuacji obozu i dzięki temu przetrwał. Słowa te pojawiły się w następstwie opublikowania na łamach „Głosu Szczecińskiego” relacji byłego więźnia obozu, Tadeusza Ordakowskiego, zbieżnej zresztą z cytowanym wyżej fragmentem: Z bardziej chorych zabrano tylko w drogę lekarza obozowego […] Kaczyńskiego, którego po prostu nieśli ci, którzy zawdzięczali mu życie. Żaden z byłych więźniów nie opisuje doktora Kaczyńskiego w sposób równie krytyczny, jak Jagodziński. W jego wspomnieniach nie ma opisu wydarzenia, które mogłoby wpłynąć na jego późniejsze poglądy, a w tych jest konsekwentny od pierwszych zapisanych stron. Jak sam jednak zauważa, w kontaktach z Kaczyńskim miał jakąś obsesję. Z czego jednak ona wynikała, zapewne nigdy już się nie dowiemy. Trudno wyrokować, czy relacja Jagodzińskiego jest mniej wiarygodna od przytaczanych wcześniej, pozytywnych sądów o Kaczyńskim. Na korzyść autora przemawia fakt, że jego wspomnienia pełne są szczegółów (choćby imion, nazwisk i numerów więźniów), które zgadzają się z danymi zgromadzonymi przez Archiwum Muzeum Stutthof w Sztutowie. Opinii pochlebnych jest więcej, choć często mają postać zaledwie krótkiego, w wielu wypadkach ledwie jednozdaniowego, wspomnienia (np. w protokołach przesłuchań świadków: Stanisława Musiałowicza, Antoniego Budzejki i Czesława Gołowacza). Nie mamy jednak pewności, czy pozytywne zdanie nie wynika wyłącznie z faktu korzystania z ochronnego parasola, jaki nad więźniami, którzy z różnych powodów byli dlań przydatni, rozpościerał Kaczyński. Od Szczecina do Dębna Po wojnie Bolesław Kaczyński znalazł się w Szczecinie, gdzie od 8 maja 1945 r. rozpoczął pracę jako zastępca naczelnika w Miejskim Wydziale Zdrowia. Na podstawie pisma Wojewódzkiego Wydziału Zdrowia w Szczecinie z 22 maja 1945 r. został skierowany do pracy w Stargardzie Szczecińskim. Wkrótce objął tam stanowisko dyrektora Szpitala Powiatowego, a referencji udzielił mu tamtejszy Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. W 1946 r. w odpowiedzi na list przewodniczącego Powiatowej Rady Narodowej w Stargardzie Szczecińskim były więzień KL Stutthof Krzysztof Dunin-Wąsowicz napisał: Opinię moją o dr. Kaczyńskim kształtowałem na podstawie informacji i opowiadań kolegów, głównie śp. Leonarda Szynkiewicza i Gerarda Szynkiewicza, obecnie pracownika Urzędu Miejskiego w Słupsku. Oni to, głównie śp. Leonard, wypowiadali ujemną opinię o dr. Kaczyńskim [chodzi o lata 1942–1943, przyp. P.K.]. Co do późniejszego okresu zastrzeżeń co do zachowywania się dr. Kaczyńskiego nie było. Pismo zostało włączone do teczki akt tajnych. Zgodnie z uchwałą Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej z 25 lipca 1950 r. Bolesław Kaczyński został przeniesiony na stanowisko pełniącego obowiązki, a później dyrektora Szpitala Powiatowego w Dębnie. W 1953 r. zorganizował tam również Powiatową Stację Pogotowia Ratunkowego i został jej kierownikiem. Kaczyński zmarł 27 stycznia 1963 r. Jego postacią zainteresowała się kilka lat później Okręgowa Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Szczecinie, gdyż wielokrotnie wspominali go byli więźniowie przesłuchiwani przez OKBZH. Gdy w latach 70. Komisja badała sprawę zbrodni popełnionych na terenie filii KL Stutthof, zwrócono się do wdowy po Kaczyńskim o udostępnienie pamiętników, które ten miał prowadzić w czasie pobytu pod Policami. Okazało się jednak, że pamiętniki te 43 Przesiedleńcy zza Buga, fot. Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” zostały zniszczone jeszcze w obozie. Jak pisała Maria Kaczyńska: Wiem tylko tyle z opowiadań, że takie pamiętniki mój mąż w obozie pisał i że niestety musiał je zniszczyć, bo doszły go słuchy, że w baraku obok była rewizja i mąż bojąc się spalił je – a później – jak barak jego był pominięty – to podobno bardzo rozpaczał i płakał. Kaczyński był wielokrotnie odznaczany. Otrzymał m.in. Złoty i Srebrny Krzyż Zasługi, Medal 10-lecia Polski Ludowej, odznakę Gryfa Pomorskiego i odznakę za zasługi dla lecznictwa. Wdowa po nim starała się także o inne odznaczenie: Proszę o rozważenie mojego wniosku o pośmiertne odznaczenie Orderem Budowniczych Polski Ludowej mojego męża Bolesława Kaczyńskiego […] za szczególnie wybitne zasługi przez męża położone w dziedzinie ochrony zdrowia w okresie okupacji dla więzionych w obozach koncentracyjnych Polaków i innych narodowości, przy organizacji i odbudowie oraz prowadzeniu placówek ochrony zdrowia na terenie Stargardu Szczecińskiego w latach 1945–1950 i w Dębnie w latach 1950–1963. Przy organizacji szpitali i placówek Pogotowia Ratunkowego przy tych szpitalach […]. Zainicjowanie przez męża niesienia pomocy lekarskiej dla pracowników 44 Pamięć i Przyszłość nr 3/2013 (21) okolicznych Państwowych Gospodarstw Rolnych na terenie byłego powiatu chojeńskiego z siedzibą w Dębnie w ramach tzw. „Białych Niedzieli” oraz za zasługi położone w pracy byłej Państwowej Rady Narodowej w Dębnie. Nie udało się dotrzeć do dokumentów, które potwierdziłyby pośmiertne przyznanie owego odznaczenia. Rewers Jeden z więźniów KL Stutthof, ks. Józef Sylwester Niewiadomy wspominał: W obsłudze szpitala różni byli ludzie. Jedni pomagali chorym, inni ich okradali i mordowali, aby samemu przeżyć. Jak pisze Marek T. Frankowski w książce Ludzie i bestie. Socjologiczne studium mikrostruktur społecznych niemieckiego obozu koncentracyjnego, zdobycie określonej funkcji – w tym wypadku lekarza obozowego – umożliwiało uzyskanie specjalnych przywilejów, chroniących często przed przypadkową śmiercią oraz poprawiających fizyczne warunki egzystencji. Więźniowie funkcyjni nie stanowili zwartej grupy, jednak nie sposób powołać się w tym miejscu na jakiekolwiek statystyki – wśród nich byli tacy, którzy za cenę własnego życia gotowi byli wziąć udział w eksterminacji ludności, ale i tacy, którzy nie poddali się deprawacji środowiska obozowego i swoje stanowiska wykorzystywali do pomocy osadzonym. Przenoszenie zwyczajowych norm etyczno-moralnych na warunki obozowe zupełnie mija się z celem, obowiązkiem historyka zajmującego się tą tematyką jest jednak pokazanie obu stron medalu. Wspomniani na początku Maciej Lambert i Jan Matura pokazali jedynie awers. Post scriptum W roku szkolnym 2001/2002 w Szkole Podstawowej nr 2 w Policach rozpoczęły się przygotowania do obchodów 45-lecia istnienia szkoły i nadania jej imienia. Wedle ustalonych kryteriów, miała to być postać związana z historią Polic, regionu, Polski, godna naśladowania, jej działalność, życie, twórczość, filozofia winny reprezentować wartości wychowawcze zawarte w programie wychowawczym szkoły. Spośród siedmiu propozycji jednogłośnie na patrona w 2003 r. wybrany został Bolesław Kaczyński. W uzasadnieniu zapisano: Jesteśmy przekonani, że postać doktora Bolesława Kaczyńskiego będzie cennym wzorem dla młodzieży, że będzie ukazywać, jak można, znajdując się w niezwykle trudnych warunkach, dokonywać właściwych, godnych człowieka wyborów, służyć więc będzie pracy wychowawczej, akcentując jej aspekty moralne i etyczne. Chcemy bowiem, by nasi uczniowie cenili, tak jak doktor Bolesław Kaczyński, wierność uniwersalnym wartościom ludzkości, by w zgodzie z własnym sumieniem, nieśli pomoc słabszym na miarę własnych możliwości, by przeciwstawiali się złu we wszelkiej postaci i zawsze zachowywali sami i podtrzymywali u innych wiarę w lepszą przyszłość – mimo złych okoliczności. Nadaniu szkole imienia doktora Bolesława Kaczyńskiego towarzyszyły słowa Wisławy Szymborskiej: Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono. BIBLIOGRAFIA Archiwalia Archiwum KZ-Gedenkstätte Flossenbürg Archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau Archiwum Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie Archiwum Państwowe w Szczecinie, Oddział w Stargardzie Szczecińskim Archiwum Państwowego Muzeum na Majdanku Archiwum Państwowego Muzeum Stutthof Archiwum Zakładowe Samodzielnego Publicznego Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Stargardzie Szczecińskim Archiwum Zakładowe Szkoły Podstawowej nr 2 im. Bolesława Kaczyńskiego w Policach Archiwum Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych, Zarząd Okręgowy w Gorzowie Wielkopolskim Artykuły, opracowania i wspomnienia J. Aniszewska, Utworzenie i funkcjonowanie administracji polskiej w Stargardzie w 1945 r., „Stargardia” 2002, t. II. A. Chyrek, Numeracja i sposób oznaczania więźniów w obozie Stutthof, „Pamięć i Sprawiedliwość” 2006, nr 2. M.T. Frankowski, Ludzie i bestie. Socjologiczne studium mikrostruktur społecznych niemieckiego obozu koncentracyjnego, Warszawa 2003. M. Gliński, Miejsce szpitala w systemie organizacyjnym obozu koncentracyjnego Stutthof i jego obsada personalna, [w:] Z problematyki medycyny w hitlerowskich obozach koncentracyjnych, Gdańsk 1971. Hitlerowcy żywcem spalili więźniów polickiego obozu, „Głos Szczeciński”, 12 III 1970 r. Hitlerowskie więzienie na Zamku w Lublinie 1939–1944, red. Z. Mańkowski, Lublin 1988. J. Jagodziński, Bunkry na ruinach. Szkice do historii KL Stutthof – Außenlager Pölitz, Szczecin 2009. Karty z dziejów Dębna, oprac. A. Jędras i in., Dębno 2005. M. Lambert, Dr Bolesław Kaczyński, „Przegląd Lekarski” 1972, nr 1. M. Lambert, Jubileusz, „Nowy Medyk” 1970, nr 9. M. Lambert, Warunki sanitarno-higieniczne w obozach pracy przymusowej w rejonie Szczecina w latach II wojny światowej, „Przegląd Zachodniopomorski” 1972, z. 3. Listy o dr Kaczyńskim, „Głos Szczeciński”, 14–15 III 1970 r. J. Matura, Historia Polic od czasów najstarszego osadnictwa do II wojny światowej, Police 2002. J. Nowicki, Od Stutthofu do Sandbostel, „Przegląd Lekarski” 1968, nr 1. M. Orski, Przedsiębiorstwa SS i firmy prywatne – najemcy siły roboczej obozu koncentracyjnego Stutthof w latach 1939–1945, Gdańsk 2001. B. Siniecki, Z historii szpitala obozowego w Stutthofie, [w:] Okupacja i medycyna. Trzeci wybór artykułów z „Przeglądu Lekarskiego – Oświęcim” z lat 1963–1976, Warszawa 1977. B. Sitarz, Waldsiedlung – Im Waldpark – osiedle Greckie, „Szczeciner” 2013, nr 3. Stutthof. Hitlerowski obóz koncentracyjny, red. K. Ciechanowski i in., Warszawa 1988. 45