Maria Gawęcka - osoba niewidoma

Transkrypt

Maria Gawęcka - osoba niewidoma
Źródło:
http://old.mimowszystko.org/pl/anna-dymna/8222spotkajmy-sie8221/archiwum/582,Maria-Gawecka-osoba-niewidoma.ht
ml
Wygenerowano: Wtorek, 7 marca 2017, 23:56
Maria Gawęcka - osoba niewidoma
28 kwietnia 2008 r.
Pani Maria Gawęcka mieszka w Krynicy. Na lewe oko nie widzi, w prawym – ma jedynie poczucie światła. Wzrok straciła
jako dojrzała kobieta, żona, matka dwójki dzieci. Jest konkretnym, pełnym energii człowiekiem. „Cóż to da, że będę płakała
po kątach albo pytała Boga, dlaczego to nieszczęście przytrafiło się właśnie mnie?” – powiedziała Annie Dymnej.
Do jej nieszczęścia dojść nie musiało. Podczas badań okresowych pani Maria skarżyła się, że ma kłopoty z oddychaniem, że
szybko się męczy. „Takie dolegliwości może wywoływać skrzywienie kręgosłupa. Nie ma powodu do większego niepokoju” –
usłyszała od lekarza. Kobieta czuła się jednak coraz gorzej. Mięśnie zaczęły ją boleć do tego stopnia, że z trudem mogła
unosić nogi. Początkowo nie przywiązywała jednak wagi do tej dolegliwości. Sądziła, że ból spowodowany jest jazdą na
rowerze. Niepokój pojawił się dopiero wówczas, gdy w ciągu paru następnych dni pojawiły się inne objawy: jadłowstręt,
drgawki, kłopoty z widzeniem, poczucie, że gałki wychodzą z oczodołów. Diagnoza była jednoznaczna – nadczynność
tarczycy.
Pani Maria trafiła na krakowskiej kliniki na oddział endokrynologii. Tam rozpoczęła się jej gehenna. Przez trzy miesiące
pobytu w szpitalu przeprowadzano na niej zabiegi, które żadnych efektów nie dawały. Lekarze uspokajali, prowadzili z
kobietą zdawkowe rozmowy. Ale, kiedy pytała o fakty, żadnych konkretów nie słyszała. Mówiono tylko, że niczym martwić się
nie powinna, ponieważ znajduje się pod opieką najlepszych specjalistów.
W miarę upływu dni uświadamiała sobie coraz bardziej, że jest traktowana jak przedmiot. Najgorzej – zdaniem pani Marii –
zachowywali się młodzi lekarze, którzy z jej wyjątkowego przypadku robili medyczną sensację i, na przykład, wielokrotnie
fotografowali jej oczy, na które już wówczas nie widziała; chcąc się uczyć, podchodzili do niej jak do obiektu
badawczego.Podawanie sterydów nie przynosiło żadnych skutków. W konsekwencji skierowano panią Marię na odbarczanie
oczodołów. Ten zabieg również nie dał pożądanych efektów, chociaż, jak twierdzono, był przeprowadzany przez najlepszych
specjalistów. Po paru dniach lekarze oznajmili pacjentce, że znają świetną metodę: naszywanie obwodni (nakładanie
cieniutkiej błonki na rogówkę, która zabezpiecza ją przed wyschnięciem). Zabieg miał być dla niej jedynym ratunkiem na
odzyskanie wzroku. „Czy to jest konieczne?” – pytała coraz bardziej zdezorientowana kobieta. „Tak, tak – usłyszała
zapewnienie. – W tej sytuacji to jedne wyjście. Na pewno przyniesie efekt”. Efekt jednak był mniej niż mierny. Na prawym
oku pani Marii obwodnia utrzymała się trzy dni, na lewym – pękła już dzień po operacji. Ostatecznie pacjentce zaszyto lewą
powiekę, a dwa dni później poinformowano ją, że ma wracać do domu.
„Nie wiem jak to traktować… – zwierzyła się Annie Dymnej pani Maria. – Chyba przeprowadzano na mnie eksperymenty. A
kiedy popadłam niemal w stan depresyjny, zjawił się u mnie psycholog. Stwierdził, że przyszedł leczyć mojego ducha. Jakiego
ducha, zapytałam. Nie mam kłopotów z duchem, tylko od trzech miesięcy leżę w szpitalu i nie mogę odzyskać wzroku.
Efektem tej rozmowy było to, że w moim kieliszku z lekarstwami pojawiły się dwie tabletki więcej. Jedyne, co miło
wspominam z pobytu na szpitalnym oddziale to pomoc, jakiej udzielały mi współpacjentki”.
Kiedy doszło u pani Marii do perforacji lewego oka, zrozumiała, że lekarze z krakowskiej kliniki z jej przypadkiem nie potrafią
dać sobie rady. Zapytano ją, czy zgodzi się na konsultację lekarza z innej placówki, z Katowic. Przystała na tę propozycję.
Bała się, że, jeśli odmówi, zostanie uznana za niesforną pacjentkę i tym lekarze z Krakowa będą tłumaczyli jej utratę wzroku.
Ale na Śląsku usłyszała od lekarza pytanie: „Czy zdaje sobie pani sprawę, że przyjechała tutaj na operację usunięcia oka?”.
Do najgorszego jednak nie doszło. Specjaliści z Katowic uratowali gałki oczne pani Marii. Wzroku nie byli już w stanie
uratować. Jedno zastanawia do dzisiaj panią Marię – pytanie, jakie zdał jej specjalista w Katowicach: „Dlaczego pani tak
późno do nas przyjechała?”.
TVP2, 28 kwietnia 2008 r., godz. 19.30
Tweet

Podobne dokumenty