JACEK KRUŻELECKI

Transkrypt

JACEK KRUŻELECKI
JACEK KRUŻELECKI
Coś panowie nie są zbyt rozmowni
Historia, którą chce opowiedzieć rozpoczyna się niedługo po ukończeniu przeze mnie studiów na
specjalności Mechanika Stosowana, specjalności powołanej do życia przez profesora Życzkowskiego, a
zatem słusznie uważanej za „dziecko” Profesora. W początkach lat 70-dziesiatych, dzięki staraniom
Profesora, pojawiły się możliwości zatrudnienia absolwentów tej specjalności w Instytucie Mechaniki i
Podstaw Konstrukcji Maszyn, w którym Profesor był wówczas vice dyrektorem. Byłem dopiero drugim
rocznikiem kończącym tę elitarną specjalność i możliwości zatrudnienia pojawiły się również dla mnie.
Udało się nam z Edziem Cegielskim, moim przyjacielem z grupy studenckiej MS, dostać pod bezpośrednią
opiekę profesora Życzkowskiego i rozpocząć z Profesorem wieloletnią współpracę, dla nas świeżo
upieczonych absolwentów MS, bardzo rozwijającą i owocną.
Szybko się okazało, że profesor Życzkowski był wielkim zwolennikiem udziału młodych a nawet tych
najmłodszych pracowników nauki w konferencjach naukowych, wybierając dla nich konferencje możliwie
wysokiej rangi. Zaraz po rozpoczęciu pracy, formalnie 1 listopada 1972 roku, profesor Życzkowski
zakomunikował nam obu
– W sierpniu przyszłego roku w Warszawie odbędzie się sympozjum IUTAM „Optimization in Structural
Design” i chcę, aby panowie wzięli w niej udział.
Zwracając się do mnie powiedział:
– Chciałbym abyśmy przygotowali na tę konferencję pracę dotycząca optymalizacji powłok z uwagi na
stateczność.
Po tym Profesor „roztoczył” wizję wyprawy do Warszawy, spotkań z czołowymi optymalizatorami z Polski i
ze świata i oczywiście zachęcił mnie do pracy. Czasy nie było zbyt wiele ale, jak to można dzisiaj ocenić z
odległej perspektywy, praca posuwała się dość wartko do przodu, przede wszystkim dzięki prawie
codziennym konsultacjom, radom i wskazówkom Profesora i jego niezmierzonej wyrozumiałości i
cierpliwości.
To co trapiło mnie najbardziej w tamtym czasie to nie był szybko zbliżający się termin przygotowania
artykułu. Sen z powiek spędzała mi myśl jak to będzie w Warszawie przy mojej słabej, co tu ukrywać,
prawie zerowej znajomości języka angielskiego.
Pracę udało się zakończyć w terminie i w końcu pojechaliśmy do Warszawy na spotkanie ze światową nauką.
Pojechaliśmy w trójkę: Profesor, Edziu i ja. Faktycznie, na konferencji zjawiły się sławy ze wschodu i
zachodu a sama konferencja była z pewnością sukcesem naukowym i organizacyjnym. Ale dla nas
żółtodziobów jedną z najważniejszych atrakcji poza naukowych miał być bankiet konferencyjny. Faktycznie
był – staliśmy z Edziem wśród tłumu uczestników konferencji rozmawiających po angielsku. Nie do końca
rozumieliśmy o czym oni mówią i to na pewno nie z powodu panującego gwaru. Nie byliśmy w stanie
uczestniczyć w tych rozmowach i czuliśmy się z tym fatalnie. Nie wyglądaliśmy zapewne na rozluźnionych i
rozbawionych, bo przecież sytuacja nasza nie była zbyt wesoła. Po jakimś czasie tego krępującego milczenia
w tłumie odnalazł nas Profesor i zorientował się w naszej sytuacji. Spodziewaliśmy się, że Profesor nie
będzie z nas zadowolony i usłyszymy jego sławne powiedzenie „Będę musiał natrzeć panom uszy”, które
wypowiadał w stanie wzburzenia, gdy się na kogoś zdenerwował lub ktoś go zawiódł. Nic takiego nie
usłyszeliśmy. Profesor podszedł do nas i po prostu powiedział
– Coś panowie nie są zbyt rozmowni !
Dobrze zrozumieliśmy o co chodziło Profesorowi. Dowcipna uwaga Profesora zrobiła na nas olbrzymie
wrażenie i wywarła prawie natychmiastowy skutek. Jeszcze tego wieczoru na sali bankietowej przyrzekliśmy
sobie, że na następnej konferencji, jeśli po tej „wpadce” taka się jeszcze nam przydarzy, będziemy bardziej
rozmowni.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że wyjazd na tę konferencję za sprawą Profesora i uwaga Profesora na bankiecie
miały ogromny wpływ na moje dalsze losy. Nauczyłem się języka angielskiego a wspólna praca na
konferencję IUTAM była początkiem mojej rozprawy doktorskiej wykonanej pod kierunkiem profesora
Życzkowskiego.
Prof. dr hab. inż. Jacek Krużelecki