Przyczynek do Jubileuszu Jana Andrzeja Ciołkosza

Transkrypt

Przyczynek do Jubileuszu Jana Andrzeja Ciołkosza
Jacek Kozak, Małgorzata Luc (red.)
Geograf u progu ery kosmicznej
Instytut Geografii i Gospodarki Przestrzennej
Uniwersytet Jagielloński
Kraków 2009, s. 47–52
Andrzej Kęsik
Przyczynek do Jubileuszu
Jana Andrzeja Ciołkosza
Kiedy zostałem zaproszony przez Panią Małgorzatę Luc z Uniwersytetu
Jagiellońskiego do wzięcia udziału w jubileuszu krakowskim Prof. dr. hab. Jana
Andrzeja Ciołkosza, pomyślałem sobie, że nadarza się okazja do odświeżenia
wspomnień o prawie półwiecznej znajomości, przyjaźni i współpracy.
Dodatkowy impuls odebrałem po przeczytaniu wiersza Tadeusza Boya-Żeleńskiego (Słówka) pt. Krakowski Jubileusz, co myślę, że Jubilat również uczynił,
dla zachowania równowagi, powagi i tradycji.
Korzystam z okazji, aby przekazać nieco historycznych wspomnień. Wątki
osobiste wplecione są w działania, nazwijmy, „naukowe”. Jak to bywa, życie jest
wielopłaszczyznowe i chyba taki jest jego sens.
Okres wspólnych kontaktów z Andrzejem obejmuje lata 1955–2009, półwiecze, które nie szczędziło nam udręk, rozczarowań, nadziei i odnowy. Dla młodszego pokolenia to już tylko historia, ale może warta przypomnienia.
Obaj przeżyliśmy to półwiecze w różnych układach i systemach politycznych
i ekonomicznych, które zmieniały się, powodując konieczność dopasowywania
się i działania, niekiedy w bardzo niekorzystnych warunkach, szczególnie dla tzw.
„pracy twórczej”. Pomimo wielu trudności przez półwiecze zachowaliśmy wierność teledetekcji.
Andrzej Kęsik
Początki
Studia uniwersyteckie na UMCS w Lublinie to nasz wspólny, ale nie równoległy, okres startowy. Na kamienicy czynszowej na Narutowicza 30 w Lublinie nie
ma żadnej tablicy informującej, że w tym budynku rozwijała się geografia UMCS.
Od tego czasu geografia lubelska dwa razy zmieniała pomieszczenia. Obecnie
teledetekcja związana jest z Zakładem Kartografii.
Chyba nie przesadzę z uwagą, że nasze studia geograficzne w Lublinie pozwoliły nam na cenne kontakty i nieodzowny wpływ wielu znakomitych naukowców i dydaktyków, jak prof. A. Chałubińska, prof. F. Uhorczak czy prof. T. Wilgat.
Nasze własne, późniejsze „wyczyny” dydaktyczne mają swoje korzenie w lubelskiej UMCS.
Po zakończeniu geografii, zostałem zatrudniony w Zakładzie Geografii
Fizycznej UMCS, Andrzej przeniósł się na UW, czym zapoczątkował swój długoletni okres warszawski.
Drugim ośrodkiem szkoleniowym, który istotnie wpłynął na rozwinięcie
naszych zainteresowań teledetekcyjnych było holenderskie ITC (International Institute for Aerospace and Earth Sciences). Obaj przeszliśmy staż naukowy w ITC.
Pobyt na tej uczelni wspominam jako znakomitą symbiozę programu naukowo-technicznego z edukacją społeczną. Myślę, że władzom holenderskim i ITC należą
się słowa podzięki za umożliwienie nam i innym Polakom studiów w warunkach
swobody, tolerancji i dostępu do światowego poziomu techniczno naukowego.
Przykłady wykładów, instrukcji, technik dydaktycznych ITC stały się wzorcami
dla naszych działalności teledetekcyjnych w Polsce.
Nie można wspominać początków teledetekcji w Polsce bez podkreślenia roli Komisji Fotointerpretacyjnej Polskiego Towarzystwa Geograficznego.
Poparcie prof. S. Leszczyckiego i prof. B. Winida było istotne w okresie, gdy pierwsi „wyznawcy” teledetekcji z ośrodków uniwersyteckich (Warszawa, Lublin, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań, Gdańsk) skupiali się i działali pod parasolem Komisji. Dalsze, żelazne kierownictwo Komisji znalazło się w rękach prof. J. Olędzkiego
który prowadził również akcję wydawniczą Komisji.
Dalsze kroki i poczynania
Początkowo dydaktyka fotointerpretacyjna w geograficznych ośrodkach
uniwersyteckich opierała się na nielicznych reklamowych zdjęciach lotniczych
lub stereogramach dostępnych w drodze uprzejmych darowizn od wielkich firm
48
Przyczynek do Jubileuszu Jana Andrzeja Ciołkosza
produkujących sprzęt fotogrametryczny. Dla streoskopowych analiz zdjęć lotniczych stosowaliśmy stereoskopy i lupy produkowane przez Polskie Zakłady
Optyczne.
Analogowa, wizualna teledetekcja królowała. Nie było jednak dostępu do
polskich zdjęć lotniczych, które w ramach przepisów Układu Warszawskiego pozostawały materiałem tajnym. Nie można było pokazać studentom, jak w praktyce, w badaniach polskiego środowiska geograficznego, zdjęcia lotnicze mogą być
przydatne dla analizy nie tylko rzeźby terenu, ale również geologii, hydrografii,
pokrycia terenu, użytkowania ziemi i osadnictwa.
Droga do uzyskania polskich zdjęć lotniczych była długa i „pod górkę”.
Negocjacje i konsultacje obejmowały Sztab Generalny Wojska Polskiego. Z perspektywy czasu oceniam, że dobra wola i chęć zrobienia kroku do przodu zdecydowały o rozwiązaniu kompromisowym, którym było odtajnienie i udostępnienie
ośrodkom uniwersyteckich, dla celów dydaktycznych, zdjęć z tak zwanych poligonów ćwiczeniowych. Każdy poligon, zlokalizowany możliwie blisko ośrodka
uniwersyteckiego, obejmował blok kilkunastu zdjęć lotniczych, które mogliśmy
reprodukować dla analiz laboratoryjnych, jak również dla prac w terenie, co było
nowością i krokiem do przodu. Przez wiele lat analogowa fotointerpretacja środowisk geograficznych Polski stanowiła istotne pole działania uniwersyteckich
ośrodków fotointerpretacyjnych.
Rewolucja numeryczna
Istotna rewolucja numeryczna w teledetekcji wybuchła po wystrzeleniu
w 1972 roku satelity ERTS-1 (późniejszy Landsat). Przejście od analogowych
do cyfrowych systemów zbierania danych (sensory), gromadzenia i przetwarzania danych na sensowną informację, dokonało się szybko przy udziale rozwijającej się bazy technicznej, opartej o komputery i systemy analizy danych
numerycznych. W Polsce stało się oczywistym, że w uprawianej teledetekcji
(badania i dydaktyka) należy iść za postępem wiedzy. Nie było to jednak zadaniem
łatwym, jako że koszt bazy technicznej był wysoki, a dostęp do potrzebnej aparatury
utrudniony lub niekiedy niemożliwy. Uniwersytecka teledetekcja miała mniej szans
i rozwiązań niż Instytut Geodezji i Kartografii z wyspecjalizowanym, kierowanym
przez Andrzeja Ciołkosza Ośrodkiem Przetwarzania Obrazów Lotniczych i Satelitarncych (OPOLiS). Walczył tam o kadrę, aparaturę i projekty nieodzowne dla
finansowania placówki.
49
Andrzej Kęsik
Przeżyłem rewolucję numeryczną w Kanadzie na Uniwersytecie w Waterloo.
Pierwsze dane z Landsata odbieraliśmy z Canada Centre for Remote Sensing
(CCRS) na taśmach, a programy klasyfikacyjne wystukiwane były na perforowanych kartach. Klasyfikacja jednej sceny przez centralny komputer Uniwersytetu
(cały budynek) trwała całą noc. Następnego dnia odbieraliśmy czarno-białe wydruki map tematycznych.
Dydaktyka teledetekcyjna oparta o dane numeryczne z Landsata, a potem
SPOT-a rozwijała się szybko w USA, Kanadzie i zachodniej Europie. Mnożyły się
książki, podręczniki, skrypty i serie dydaktycznych przezroczy. Mając łatwiejszy
dostęp do tych źródeł, starałem w miarę możliwości transmitować je do Andrzeja,
który zbierał i adaptował je dla celów krajowych.
W dydaktyce teledetekcyjnej obaj przeszliśmy od tablicy i kredy do rzutników dla przezroczy i laptopów z elektronicznymi rzutnikami. Obaj mamy kolekcje materiałów dydaktycznych, w dużej części już nieprzydatnych, archiwalnych,
trudnych do zapomnienia.
Jak powstawała książka
W połowie lat osiemdziesiąych zaistniała w polskiej teledetekcji potrzeba
wydania publikacji naukowej podsumowującej rozwój teledetekcji satelitarnej.
Temat był poruszany na wykładach, dane satelitarne docierały do zajęć praktycznych, ale studenci narzekali na brak jednego źródła informacji. Chodziło
o przedstawienie w formie książkowej, jakie systemy satelitarne funkcjonują, jakie
są zaplanowane, jak dane satelitarne są przetwarzane na informację przydatną dla
znajomości elementów środowiska geograficznego. To było przed erą Internetu
i Google, które w znacznym stopniu eliminują potrzebę pisania książek.
Pomysł wspólnego napisania książki pt. Teledetekcja Satelitarna powstał
około 1985 roku, czyli więcej niż 10 lat po wystrzeleniu satelity Landsat-1. Projekt
dyskutowaliśmy transkontynentalnie w latach 1986–1987. W latach 1987–1988
pisaliśmy książkę w różnych miejscach (Polska, Kanada). Do PWN Andrzej oddał
materiały w maju 1988 roku. Na niego spadły liczne prace redakcyjne, wszystkie korekty. Materiał ilustracyjny uzyskaliśmy z Ambasady USA w Warszawie
i z kanadyjskiego CCRS. Druk książki ukończono w listopadzie pamiętnego roku
1989, o ironio w drukarni im. Rewolucji Październikowej. Nowa rewolucja była
za oknami.
Okres wspólnego pisania książki w Warszawie wspominam jako niezwykle dynamiczny, pełen napięcia i nadziei. Pisaliśmy książkę w trzech miejscach.
W moim pomieszczeniu sublokatorskim na Tamce, w Instytucie Geografii UW,
50
Przyczynek do Jubileuszu Jana Andrzeja Ciołkosza
w Pracowni Fotointerpretacyjnej Jana Olędzkiego i w OPOLiS-ie na Jasnej. Pobyt
w Polsce, uczenie na UW i pisanie książki uprawiałem jako „cudzoziemiec” z wizą
polską. Dobrą stroną tego układu był fakt, że jako cudzoziemiec otrzymywałem
dodatkowe kartki na mięso, co bardzo cieszyło mają kuzynkę, u której mieszkałem. Andrzej dbał o naszą sprawność fizyczną. Na ul. Mazowieckiej załatwił dla
nas obiady w stołówce (niełatwa sprawa). Dzięki tej pomocy gastronomicznej
trójkąt działania funkcjonował sprawnie.
Dla mnie okres prac nad książką w Warszawie był bardzo istotnym. Po raz
pierwszy po wojnie odnalazłem znowu Warszawę, w której się urodziłem, a którą
zdawało mi się, że utraciłem w 1944 roku. Andrzej zaadoptował się doskonale do
Warszawy, ja musiałem odczekać wiele lat, aby wrócić do stolicy psychicznie.
W latach 1970–1989 Andrzej i Jego Rodzina byli dla moich rodziców zamieszkałych w Warszawie łącznikiem, doradcą i pocieszycielem. Moja matka dręczyła Go nieskończoną ilością pytań i rad, na które On odpowiadał, dodając ducha
i rozpraszając niepewności. Dzięki Ci Andrzeju za te działania, które umocniły
naszą przyjaźń.
Po okresie współpracy w latach osiemdziesiątych nasze dalsze prace prowadziliśmy oddzielnie, w innych środowiskach i układach społecznych. Moja dwutorowa działalność na Uniwersytecie w Waterloo (geomorfologia i teledetekcja)
kierowała mnie do prac, w których ze zrozumiałych względów udział komponentu polskiego uległ zmniejszeniu. Andrzej Ciołkosz rozwijał w Polsce teledetekcję
w oparciu o OPOLiS i Uniwersytet Warszawski. Symbioza obu miejsc pracy okazała się bardzo pożyteczną.
Dalsze losy
Po zmianach ustrojowych w Polsce w roku 1989 nasze kontakty naukowe
i prywatne stały się bardziej „normalne”. Andrzej wypłynął na szerokie wody międzynarodowe. Informował mnie o współpracy z Amerykańskim Departamentem
Rolnictwa, z kanadyjską CCRS i z europejskimi organizacjami teledetekcyjnymi.
Nie jestem przygotowany do wyliczenia projektów naukowych, w których
Andrzej brał istotną rolę, dbając o podstawy finansowe i wyposażenie techniczne
OPOLIS-u. Koledzy uczynią to napewno lepiej.
Należy podkreślić, że pomimo intensywnej pracy w Instytucie Geodezji
i Kartografii, Andrzej kontynuował działalność naukowo-dydaktyczną na Uniwersytecie Warszawskim. To podwójne działanie dawało mu dużo zadowolenia.
Kiedy zaistniał kryzys dydaktyki teledetekcji w ośrodkach uniwersyteckich
w Toruniu i Krakowie Andrzej podjął dodatkowo dydaktykę na tych uczelniach.
51
Andrzej Kęsik
Tak więc w okresie „szczytu” pracował na dwóch uniwersytetach, w Instytucie
Geodezji i Kartografii i w Polskiej Akademii Nauk, gdzie znajdował, wątpliwą
w mojej opinii, radość z działalności biurokratycznych. W tym okresie zacząłem
namawiać Go do opracowania strategii stopniowego wycofywania się z rozlicznych funkcji i obowiązków. Roztaczałem jak mogłem uroki emerytury. Wydaje
się, że moje rady na coś się przydały, bo Jubilat wyraźnie „przyhamował” i jest
na dobrej drodze do równowagi wieku dojrzałego. Aby rozproszyć niepewności
i wahania Jubilata oraz pobudzić go do dalszych kroków, zakończę fragmentem
wiersza Boya Pochwała Wieku Dojrzałego:
“Wiek dojrzały ma, bez blagi,
Tak oczywiste przewagi,
Że życzę wam bracia mili
Byście go rychło dożyli”
Adresuję te życzenia do Jubilata. Naprzód do emerytury!
Andrzej Kęsik, prof. dr
London, Ontario, Kanada
52