„Złodziej czasu”

Transkrypt

„Złodziej czasu”
„Złodziej czasu”
Autor: Julianna Lehka, klasa 4
Pewnego słonecznego dnia klasa 4a wraz ze swoją wychowawczynią, panią Amelią, wybrała
się do muzeum zegarów. To ciekawe miejsce znajdowało się w pięknej starej kamienicy. Pani
Amelia, która bardzo lubiła dyscyplinę i porządek, jak zawsze przypominała uczniom o
kulturalnym zachowaniu.
- Cisza, dzieci! Pamiętajcie, żeby nie dotykać eksponatów. Zaraz przyjdzie kierownik muzeum!
Wszyscy macie być grzeczni! Zrozumiano?
-Tak, proszę pani. – mruknęła cała klasa.
Justyna pochyliła się do Moniki, swojej przyjaciółki, z którą była w parze, i szepnęła jej na ucho:
- Założę się, że Staś i jego koledzy znów będą rozrabiać.
Justyna powiedziała to trochę za głośno i pani Amelia już miała zwrócić jej uwagę, kiedy nagle
pojawił się pan przewodnik, który miał oprowadzić klasę po muzeum.
- Dzień dobry! 4a? - zapytał
- Tak. – przytaknęła pani wychowawczyni.
- Dobrze, dobrze. Proszę za mną. – powiedział. Po tych słowach cała klasa weszła do budynku. Po
chwili dzieci były w przestronnej, jasnej sali. Zegary, które wisiały na ścianach, rytmicznie tykały
tik- tak, tik-tak.
- Ten zegar, który wisi najbliżej okna, został wyrzeźbiony w drewnie brzozy w 1767 roku przez
holenderskiego artystę. - powiedział pan Łukasz i wskazał na zegar z wyrzeźbioną kukułką.
- Przeuroczy!- powiedział Hubert, który stał w pierwszym rzędzie. Chłopiec niedawno dołączył do
ich klasy. Nikt nie wiedział gdzie mieszka i jak wyglądają jego rodzice. Hubert nic nie mówił o
sobie, zawsze tylko uważnie słuchał innych. Kiedy dowiedział się, że cała klasa jedzie na
wycieczkę do muzeum zegarów, ucieszył się najbardziej z całej klasy.
-Tak...Z kolei zegar, który wisi tuż pod sufitem pochodzi z Włoch i został skonstruowany całkiem
niedawno, bo w 1980 roku.– powiedział przewodnik i pokazał zaciekawionym dzieciom zegar z
daszkiem w kolorze wiśni.
- Naprawdę, przepiękny!- Hubert ponownie głośno ocenił dzieło.
,,Dziwne. Hubert nigdy taki nie był” pomyślała Justyna. Dziewczyna spojrzała na zegarek w
telefonie i pomyślała słysząc ciche burczenie w brzuchu: ,,Na szczęście zaraz przerwa
śniadaniowa”.
*
- Dziwny ten Hubert, nie? – powiedziała Justyna do Moniki.
- Tak, to prawda. Zawsze taki milczący. Nie miałam pojęcia, że interesuje się zegarami! - Monika
lekko się zaniepokoiła.
- Racja! Zauważyłyście, że wszystkie oceniał tak samo? – do rozmowy dołączyła Paulina. Paulina
była wysoką dziewczyną o długich, brązowych włosach. Lubiła spędzać czas z Moniką i Justyną.
Monika kątem oka zauważyła, że Hubert, o którym właśnie rozmawiały nerwowo zapisuje coś w
zeszycie.
- Spróbuję podejrzeć – oznajmiła Justyna.
Gdy wróciła do swoich przyjaciółek, była biała jak kreda.
- Co się stało? – zapytała przestraszona miną koleżanki Monika.
- „Dziś o północy. Muzeum zegarów. Zabrać tylko zegar wiszący pod sufitem i ten obok okna.” Tak
napisał! – wymamrotała Justyna.
- COOO?! - krzyknęły równocześnie Paulina i Monika.
-Tak. Myślę, że on nie żartuje. Musimy mu w tym przeszkodzić! W przeciwnym razie wpakuje się
w poważne tarapaty. – oznajmiła Justyna.
- Wchodzę w to - powiedziała Monika i odrzuciła do tyłu swoje czarne włosy.
*
Justyna, Monika i Paulina stały przed muzeum zegarów. Ubrały się na czarno, przez co były
niewidoczne na ulicach. Była noc. Justyna spojrzała na zegarek.
- Powinien już tu być! - niecierpliwiła się Justyna – jest już pięć po dwunastej! Rodzice dadzą mi
szlaban do końca życia jeśli zorientują się, że nie ma mnie w łóżku. Wracajmy.
-Ach! No to wracajmy, bo…- Monika nie dokończyła zdania, gdyż z pobliskiej szopy wystrzelił w
niebo snop błękitnego światła. W milczeniu, na paluszkach, dziewczynki weszły do szopy i
zdębiały. Przed nimi stał chłopiec o skórze koloru wiosennego morza. Obok niego piętrzyły się
zegary. Dwa z nich pochodziły z muzeum zegarów.
- Kim jesteś? – zapytała Monika, która jako pierwsza odzyskała mowę. Justyna chwyciła ręce
przyjaciółek. Czuła jak obydwie drżą.
- Nie bójcie się. To ja, Hubert .To znaczy… tak naprawdę na imię mi Lirio.- rzekła tajemnicza
postać. Monika puściła rękę Justyny i stanęła odważnie przed Liriem.
- No, więc Hubercie, to znaczy Lirio… Do czego właściwie są tobie potrzebne te wszystkie zegary?
–zapytała Monika.
- Hubert to mój kamuflaż. – powiedział Lirio – a zegary są mi potrzebne do stworzenia Magicznego
Czasocofacza. W moim świecie wybuchła wojna. Mieszkańcy mojej planety wysłali mnie na
Ziemię, bym znalazł rzeczy potrzebne do skonstruowania urządzenia, które cofnie czas. Wtedy
moglibyśmy zrobić coś, co zapobiegłoby wojnie, nie musielibyśmy jej przeżywać Po długich
poszukiwaniach znalazłem potrzebne elementy. Ale czy pozwolicie mi zabrać te zegary?
Justyna zauważył, że Lirio patrzy na nią swoimi błękitnymi oczami.
- Tak. – powiedziała Justyna. Wtem wokół Liria zaczęły krążyć iskierki .Lirio znikał.
- Dziękuję - powiedział Lirio. Tajemniczy chłopiec powoli rozpływał się w powietrzu. Tak samo
było z zegarami. Rozpłynęły się niczym duch. Justyna, Paulina i Monika wyszły na dwór. Cała
trójka usiadła na trawie pokrytej szronem. Justyna spojrzała na niebo. Na czarnym niebie widniały
gwiazdy, które rozświetlały twarze przyjaciółek. Justyna choć nie widziała swojego zaczarowanego
kolegi, wiedziała, że się teraz uśmiecha. Żałowała tylko, że na Ziemi nie jest możliwe cofnięcie
czasu. Wielu wojen można by uniknąć.

Podobne dokumenty