Wstęp do wydania trzeciego „Wielkiego Kryzysu w Ameryce”

Transkrypt

Wstęp do wydania trzeciego „Wielkiego Kryzysu w Ameryce”
Wstęp do wydania trzeciego „Wielkiego
Kryzysu w Ameryce”
Autor: Murray N. Rothbard
Tłumaczenie: Marcin Zieliński
Ameryka doświadcza właśnie pełnowymiarowej inflacyjnej depresji. Po
inflacyjnej recesji w latach 1969—1971 wkrótce nadeszła depresja, której
towarzyszy jeszcze większa inflacja. Kryzys zaczął się w listopadzie 1973 roku, a
jesienią 1974 roku okazało się, że sytuacja jest o wiele poważniejsze, niż mogło
się na początku wydawać. Od tamtej pory produkcja stale się zmniejsza, a stopa
bezrobocia wzrosła do około 10 procent. W niektórych rejonach bezrobocie
znalazło
się
na
jeszcze
wyższym
poziomie.
Polityczno-gospodarczy
establishment, podejmując desperackie próby stworzenia złudzenia optymizmu w
czasie najpoważniejszego kryzysu od lat trzydziestych, skupił się na dwóch
kwestiach: a) niedokładności wskaźników bezrobocia; i b) fakcie, że podczas
depresji w latach trzydziestych sytuacja wyglądała o wiele gorzej. Pierwszy
argument jest prawdziwy, jednak mało istotny. Bez względu na to, jak bardzo
niedokładne są te wskaźniki, to poważny wzrost bezrobocia z niecałych 6 do 10
procent w odstępie jednego roku (od 1974 do 1975 roku) świadczy o tym, że ta
przerażająca historia dzieje się naprawdę. I chociaż w latach trzydziestych
gospodarka znajdowała się w jeszcze gorszej kondycji niż teraz, to musimy
pamiętać o tym, że była to przecież największa depresja w historii Ameryki.
Oczywiście według standardów obowiązujących przed 1929 rokiem obecnej
depresji nie można by uznać za łagodną.
Pojawienie się inflacyjnej depresji stanowi wyraźny dowód na to, jak
bardzo katastrofalne są skutki stosowania od lat trzydziestych jakże cenionych
przez ekonomistów, choć jednocześnie też opierających się na błędnych
fundamentach, teorii. Od czterdziestu lat dowiadujemy się z podręczników,
periodyków ekonomicznych i wystąpień doradców ekonomicznych rządu, że
państwo dysponuje odpowiednimi narzędziami, by z łatwością zapobiegać z
jednej strony inflacji, a z drugiej kryzysom gospodarczym. Słyszymy, że rząd,
stosując odpowiednie rozwiązania w sferze fiskalnej i monetarnej, może
„manipulować” gospodarką w celu wyeliminowania cyklów koniunkturalnych i
zapewnienia trwałej nieinflacyjnej koniunktury. Ta popularna teoria — obdarta z
żargonu, równań i wykresów — mówi zasadniczo tylko tyle, że jeśli pojawi się
groźba kryzysu, to rząd, chcąc mu zapobiec, musi nacisnąć pedał gazu —
pompować pieniądze i zwiększać wydatki. Kiedy jednak pojawia się problem
inflacji, to rząd, chcąc problem ten usunąć, musi nacisnąć hamulec — wysysać
pieniądze z gospodarki i zmniejszać wydatki. Stosując te narzędzia, rządowi
planiści ekonomiczni rzekomo są w stanie tak sterować gospodarką, by ta
omijała przeszkody, jakimi są z jednej strony bezrobocie i recesja, a z drugiej
inflacja. Co jednak rząd powinien zrobić, kiedy kryzysowi towarzyszy wysoka
inflacja? Czy teraz nasz samozwańczy kierowca, wielki rząd, ma nacisnąć
jednocześnie na pedał gazu i hamulec?
Ekonomiści,
będąc
świadkami
katastrofalnych
konsekwencji
swoich
błędnych teorii i zdając sobie sprawę z tego, że ich nadzieje i plany nie spełniły
się, są coraz bardziej zakłopotani i zdesperowani. Wyraźnie można zauważyć, że
nie mają oni żadnego pojęcia o tym, co należy teraz zrobić, ani nawet nie
potrafią wyjaśnić obecnego bałaganu. Jedyne, co potrafią, to na przemian
przyspieszać i hamować z zadziwiającą wręcz gwałtownością w nadziei, że któreś
z tych rozwiązań w końcu zadziała (przykładowo jesienią 1974 roku prezydent
Ford wzywał do podniesienia podatku dochodowego, by kilka miesięcy później
opowiadać się za jego obniżeniem). Standardowa teoria ekonomii okazała się
zbankrutowana. Pokolenie temu na uczelniach w całym kraju kurs na temat cyklu
koniunkturalnego
zastąpiono
kursem
„makroekonomii”.
Teraz
ekonomiści
zaczynają sobie ponownie uświadamiać, że problem cyklu koniunkturalnego
wcale nie zniknął, chociaż nie potrafią w żaden sposób tego fenomenu wyjaśnić.
Niektórzy ekonomiści, przywódcy związkowi i przedsiębiorcy, nie widząc żadnej
nadziei dla wolnego rynku, zaczynają opowiadać się za wprowadzeniem w
Ameryce gospodarki kolektywistycznej. Warto zauważyć, że w szeregach
Komitetu na rzecz Krajowego Planowania Gospodarczego (Initiative Committee
for National Economic Planning) można znaleźć ekonomistów jak Wassily
Leontief, przywódców związkowych jak Leonard Woodcock oraz przedstawicieli
wielkiego biznesu jak Henry Ford II.
Chociaż wielu ekonomistów pogrąża się teraz w rozpaczy, nie wiedząc, co
się dzieje, to jedna szkoła myśli ekonomicznej przewidziała cały ten gospodarczy
bałagan, dysponuje spójną teorią, z pomocą której można wyjaśnić obecne
wydarzenia, i wie, jak wydostać się z tarapatów — i to bez potrzeby odrzucenia
wolnego rynku na rzecz kolektywistycznego planowania. Szkoła ta postuluje
odbudowanie systemu wolnej przedsiębiorczości, którego funkcjonowanie było
przez lata krępowane przez interwencje rządu. Mowa tutaj o szkole austriackiej,
której teoria została przedstawiona w tej książce. Według austriackiej doktryny
długotrwała inflacja jest konsekwencją ciągłego zwiększania podaży pieniądza,
którą manipuluje rząd federalny. Od czasu powstania Systemu Rezerwy
Federalnej w 1913 roku, podaż pieniądza i kredytu bankowego w Ameryce
znajduje się pod pełną kontrolą rządu federalnego. Kontrola ta stopniowo
zwiększała się: w 1933 roku Stany Zjednoczone zrezygnowały z krajowego
standardu złota, w 1968 roku ze standardu złota w transakcjach zagranicznych, a
w 1971 roku porzuciły go ostatecznie. Teraz ani Rezerwa Federalna, ani
znajdujące się pod jej kontrolą banki nie muszą już wymieniać dolarów na złoto,
dzięki czemu Fed może zwiększać podaż pieniądza papierowego i bankowego
wedle własnego uznania. Im bardziej Fed zwiększa podaż pieniądza, tym szybciej
rosną ceny, co skutkuje błędną alokacją zasobów w gospodarce i pogorszeniem
sytuacji materialnej tych osób, których dochody nie rosną wystarczająco szybko.
Szkoła austriacka dowodzi również, że inflacja to nie jedyna tragiczna
konsekwencja rządowej ekspansji podaży pieniądza i kredytu, gdyż skutkiem tej
ekspansji jest też zniekształcenie struktury inwestycji i produkcji z powodu
nadmiernego
wzrostu
inwestycji
w
błędne
projekty
w
sektorze
dóbr
kapitałowych, co znajduje swoje odzwierciedlenie w powszechnie znanym fakcie,
że w czasie boomu ceny dóbr kapitałowych zawsze rosną szybciej niż ceny dóbr
konsumpcyjnych. Recesja jest więc zjawiskiem nieuchronnym. To proces
korekty, w trakcie którego rynek likwiduje chybione inwestycje powstałe w czasie
boomu i przesuwa zasoby z sektorów wytwarzających dobra kapitałowe do
sektorów produkujących dobra konsumpcyjne. Im dłuższa jest inflacja, tym
bardziej zostaje zniekształcona struktura produkcji i tym bardziej bolesna musi
być
recesja,
której
towarzyszy
proces
dostosowawczy.
W
konsekwencji
względnego spadku cen dóbr kapitałowych w okresie recesji zasoby są
przesuwane do sektorów wytwarzających dobra konsumpcyjne, czego byliśmy
świadkami podczas depresji w latach 1974—1975, kiedy to ceny surowców
przemysłowych gwałtownie spadły, ceny hurtowe pozostały na niezmienionym
poziomie albo nieznacznie się obniżyły, a ceny dóbr konsumpcyjnych wciąż
szybko rosły — co jest cechą charakterystyczną inflacyjnej depresji.
Co według szkoły austriackiej rząd powinien teraz zrobić? Aby skończyć z
długotrwałą inflacją, która w każdej chwili może wyrwać się spod kontroli, rząd
musi zaprzestać zwiększania podaży pieniądza. Podaż pieniądza rośnie w
konsekwencji manipulacji dokonywanych przez Rezerwę Federalną, polegających
albo na obniżaniu stopy rezerw obowiązkowych, albo na skupie aktywów na
otwartym rynku. Źródła inflacji należy doszukiwać się nie w „monopolu” biznesu,
agitacji związków zawodowych, działaniach spekulantów ani „łapczywości”
konsumentów,
lecz
w
usankcjonowanych
prawem
operacjach
fałszerstwa,
których dokonuje rząd. Rząd jest jedyną instytucją w społeczeństwie, która może
dopuszczać się fałszerstwa — tworzyć nowy pieniądz. Dopóki będzie on z tego
prawa korzystać, dopóty doświadczać będziemy zgubnych skutków inflacji, która,
jeśli
wymknie
się
spod
kontroli,
musi
zakończyć
się
upadkiem
waluty.
Moglibyśmy spróbować przekonać rząd, aby zaprzestał korzystania z prawa do
tworzenia inflacji. Ponieważ jednak raczej nie zrezygnuje on ze swojej władzy,
której często nadużywa, to o wiele pewniejszym rozwiązaniem problemu inflacji
byłoby
całkowite
pozbawienie
rządu
prawa
do
fałszerstwa:
albo
przez
wprowadzenie ustawy zakazującej Fedowi skupu jakichkolwiek aktywów i
obniżania stopy rezerw obowiązkowych, albo przez zlikwidowanie Systemu
Rezerwy Federalnej. Do 1913 roku radziliśmy sobie bez systemu bankowości
centralnej i nie mieliśmy wtedy do czynienia z równie gwałtowną inflacją i równie
poważnymi kryzysami. Niemniej ważny jest powrót do standardu złota —
pieniądza mającego oparcie w towarze wytwarzanym nie przez rząd przy użyciu
pras drukarskich, lecz przez rynek. W 1933 roku rząd federalny skonfiskował
złoto należące do społeczeństwa, twierdząc, że jest to rozwiązanie tylko
tymczasowe. Chociaż minęło już ponad czterdzieści lat od tamtej chwili, złoto
wciąż znajduje się w Fort Knox, a społeczeństwo nie ma do niego żadnego
dostępu.
Jeśli nie chcemy kolejnych kryzysów, rozwiązanie jest proste: musimy
odebrać Fedowi prawo do zwiększania podaży pieniądza, dzięki czemu zniknąłby
problem inflacji. Jeśli chcemy, by rynek wyszedł z depresji, nie możemy pozwolić
rządowi na ingerowanie w jej przebieg. Proces dostosowawczy zakończyłby się
wtedy tak szybko, jak to tylko możliwe, a społeczeństwo mogłoby znowu cieszyć
się zdrowym i wydajnym systemem gospodarczym. Zanim w latach trzydziestych
rząd zaczął interweniować na szeroką skalę, wszystkie kryzysy były krótkie.
Poważny kryzys w 1921 roku skończył się tak szybko, że sekretarz handlu
Hoover, mimo swoich interwencjonistycznych skłonności, nie zdążył przekonać
prezydenta Hardinga do podjęcia interwencji. Zanim Harding uznał, że należy
zaingerować, kryzys zdążył się skończyć. Kiedy w październiku 1929 roku
nastąpił krach na giełdzie, Herbert Hoover, który wtedy był już prezydentem, od
razu
rozpoczął
program
interwencjonizmu
na
szeroką
skalę,
całkowicie
paraliżując w ten sposób proces rynkowy. Hoover i Roosevelt, realizując politykę
Nowego Ładu, przyczynili się do wydłużenia i pogłębienia kryzysu. Sytuację
uratował dopiero wybuch drugiej wojny światowej. Leseferyzm — polityka, której
charakterystyczną cechą jest brak rządowego interwencjonizmu — to jedyne
skuteczne rozwiązanie dla gospodarki pogrążonej w kryzysie.
W tych czasach chaosu i beznadziei szkoła austriacka oferuje nam zarówno
wyjaśnienie współczesnych bolączek, jak i receptę na nie. Recepta ta jest równie
radykalna, choć pod względem politycznym trudniejsza do przełknięcia, co idea
porzucenia wolnej gospodarki i wprowadzenia w jej miejsce totalitarnego a
zarazem niewydajnego systemu kolektywistycznego planowania gospodarczego.
Szkoła austriacka stoi w opozycji do tej idei i uważa, że problem kryzysów
gospodarczych można rozwiązać tylko pod warunkiem, że rząd przestanie
mieszać się w gospodarkę, realizować politykę inflacji i sprawować kontrolę nad
podażą pieniądza, a także ingerować w przebieg procesu dostosowawczego w
okresie recesji. W czasach załamania gospodarczego nie można majsterkować
przy gospodarce. Musimy podjąć radykalne kroki w kierunku naprawdę wolnego i
nieskrępowanego rynku i pozbyć się rządu z gospodarki oraz odciąć go od podaży
pieniądza.
Palo Alto, Kalifornia, maj 1975

Podobne dokumenty