mazowieckie_iv-kw-08.. - Instytut na rzecz Ekorozwoju
Transkrypt
mazowieckie_iv-kw-08.. - Instytut na rzecz Ekorozwoju
INSTYTUT NA RZECZ EKOROZWOJU INSTITUTE FOR SUSTAINABLE DEVELOPMENT W interesie przyszłych pokoleń / In the interest of the future generations PROGRAM AKTYWNEJ EDUKACJI NA RZECZ ZRÓWNOWAŻONEGO ROZWOJU EKO-HERKULES ul. Nabielaka 15 lok. 1 00-743 Warszawa/Warsaw POLAND www.ine-isd.org.pl Tel./Phone: Tel./Phone: Tel./Phone: Fax.: E-mail: (48-22) 851-04-02 (48-22) 851-04-03 (48-22) 851-04-04 (48-22) 851-04-00 [email protected] Monitoring postępów zrównoważonego rozwoju Doniesienia uczestnika Sieci Informacyjno-Rozpowszechniającej województwo mazowieckie – IV kwartał 2008 r. Wojciech Szymalski Stowarzyszenie Zielone Mazowsze oraz Uniwersytet Warszawski, Wydział Geografii i Studiów Regionalnych Wstęp Podobnie jak w poprzednich kwartałach wiadomości transportowe zdominowały przegląd prasy. Właściwie przez pierwsze półtora miesiąca z Mazowsza spływały jedynie transportowe informacje prasowe. Znów zatem raport zawiera nieco przeładowaną część transportową i jedynie zdawkową część dotyczącą innych zagadnień, ze względu na trudności w zdobywaniu materiału. Transport Inwestycyjne piekło i raj Większość informacji z prasy dotyczących kwestii transportowych podawana jest w sposób skrajny. Albo będzie horror, terror i zgrzytanie zębów, albo raj, cud i piękne życie – dodajmy, że to ostatnie – na autostradzie. W większości przypadków chodzi o kwestie korków. Dominuje przekonanie, że brak nowych mostów, poszerzeń ulic, każdy najdrobniejszy nawet remont czy utrudnienie w ruchu nie tyle może być, co na pewno będzie generatorem korków. W efekcie wszystko co staje na przeszkodzie płynności ruchu staje się prasowym „wrogiem numer jeden”. Ale o tym już pisałem w jednym z raportów. Może warto tylko spuentować ten zaczęty już wątek cytatem z forum Zielonego Mazowsza. Uczestnik forum “Paweł” zauważył, że: SPONSORZY: PATRONAT MEDIALNY: “Pamiętam jak pracowałem na Woli i jeździłem tramwajem i metrem to zawsze w godzinkę byłem u celu. Pewnego razu zabrał mnie samochodem kolega z pracy. Jechaliśmy równo 2 godziny. Z jego strony nic, zero refleksji. Dla niego korek to jak niechciany deszcz, coś co trzeba przetrzymać. Po prostu pewnych rzeczy nie można uniknąć. Nie pomyślał, by coś zmienić. Takie życie i tyle. Moja znajoma ostatnio powiedziała mi, że wstaje do pracy o pół do szóstej, bo jest korek na moście. Bosz, ja teraz jadę do ronda zostawiam tam rower i jadę dalej tramwajem i metrem dzięki czemu nie wstaję po szóstej tylko przed siódmą. Ludzie mają taki problem, że nie myślą, że można coś zmienić.” [6] Świadomość, nawet niekoniecznie ekologiczna, jest żadna. Konstruktywny pomysł Pawła polega na tym, by pokazać ludziom, np. za pomocą filmów, że życie w miastach z mniejszym ruchem samochodowym niż w Warszawie, w wyniku przemyślanej polityki miasta, jest piękniejsze. Według niego nie ma obecnie takiej kampanii, nawet ze strony organizacji ekologicznych. Władze mówią: “ludzie, nie bierzcie udziału w konsultacjach” Wszystkie znaki na niebie i ziemi pokazują, że podstawową rzeczą jakiej brakuje osobom podejmującym decyzje w zakresie transportu na Mazowszu jest wola rzetelnej konsultacji proponowanych rozwiązań. Stowarzyszenie Zielone Mazowsze przez 6 lat kierowało pisma w sprawie przebudowy wiaduktu w ulicy Andersa nad Dworcem Gdańskim w Warszawie z tymi samymi postulatami [7], a i tak musiało złożyć odwołanie do Ministra Środowiska od wydanej dla tej inwestycji decyzji środowiskowej, aby postulaty zostały wzięte na poważnie pod uwagę – obecnie toczą się negocjacje z miastem w sprawie ich uwzględnienia. W zamian jednak oczywiście stowarzyszenie zyskało miano największego “ekoterrorysty” i największych “ekooszołomów” w Warszawie (w jakich to epitetach celuje gazeta “Fakt”, choć tej retoryki używają niestety także poważniejsze gazety [1]). Nie ma co się dziwić, że siła organizacji ekologicznych w Polsce jest niska, a uczestnictwo w procesach konsultacyjnych słabe, skoro użycie legalnych środków związanych z konsultowaniem inwestycji jest aż tak silnie piętnowane. Drugi – według mojej skali ocen SKANDALICZNY – przykład, wprost pokazujący niechęć władz do konsultacji, to zachowanie burmistrza Mszczonowa podczas spotkania konsultacyjnego w sprawie obwodnicy tego miasta. Do licznie zebranych na spotkaniu mieszkańców zaapelował on, aby „....odstąpili od składania wniosków, bo może to spowodować opóźnienia w realizacji inwestycji”[3]. Ja się w takim wypadku zawsze pytam o jakie opóźnienia chodzi? Przecież trwanie wszystkich procedur związanych z uzyskiwaniem decyzji administracyjnych (wraz z odwołaniami) daje się przewidzieć, niekiedy bardzo dokładnie. Inwestycje mogą zatem co najwyżej być wykonane wcześniej, bo procedury poszły sprawniej. Ale taki stan można osiągnąć jedynie, jeśli dyskusje przed wkroczeniem na drogę administracyjną trwały i były owocne. I w kontekście tego ostatniego zdania należy wspomnieć, że wiele inwestycji w Warszawie nie zostanie wykonanych, tak jak to zakładano pierwotnie w budżecie na 2008 rok. Zostały one z uwagi na złą konstrukcję budżetu 1 usunięte, co oznacza tak naprawdę, że ich wykonanie zostało odsunięte w czasie. Tak jest np. z Mostem i Trasą Krasińskiego – zrezygnowano z jego szybkiej budowy, choć trwa procedura OOŚ w urzędzie wojewódzkim. W ramach tej procedury inwestor ostatnio uzupełnił dokumentację o nową wersję raportu 1 To moja własna opinia, jest ona wbrew oficjalnemu stanowisku miasta, że to mniejsze wpływy i kryzys finansowy są tym cięciom winne. 2 OOŚ [8]. Jak wynika z jego przeglądu uzupełnienie to nie uwzględniło postulatów, np. Rady Dzielnicy Żoliborz, które wyraziła ona już o wiele wcześniej w specjalnej uchwale podjętej w wyniku prezentacji projektu na posiedzeniu rady. Z uzupełnionej dokumentacji i ostatnich posunięć inwestora wynika, że impet w przygotowaniu inwestycji, w związku z cofnięciem środków wyraźnie osłabł. A przecież właśnie teraz, kiedy nie trzeba się spieszyć, można przeprowadzić konsultacje społeczne porządniej i bardziej otwarcie – nie tylko w przypadku tej inwestycji. Niestety na to się nie zanosi. Warszawa - ani nie 'pull', ani nie 'push' W tym kwartale zaczęły się pierwsze podsumowania rządów Hanny GronkiewiczWaltz w Warszawie – zwłaszcza transportowe porównania. W większości podkreśla się, że główną porażką jej rządów jest budowa dróg, w szczególności w kontekście tego, że wiele drogowych inwestycji wykreślono z budżetu miasta, albo nie zostało przygotowanych tak szybko jak to obiecywano – jako sztandarowy podaje się opóźniony Most Północny. Natomiast sukcesem, ale w części złożonym także z prac poprzednich prezydentów, są inwestycje – a może lepiej powiedzieć działania, w zakresie transportu publicznego, gdzie zakończenie pierwszej linii metra, powolna budowa wspólnego biletu dla aglomeracji, wprowadzenie automatów biletowych podobają się warszawiakom. Ja widzę jednak dwie wątpliwości związane z tą prasową oceną. Po pierwsze inwestycji drogowych w budżecie na 2008 rok było o niebo więcej, niż w transporcie publicznym, więc i prawdopodobieństwo porażki większe. Większość tych drogowych inwestycji to były poszerzenia lub nowe ulice, w tym te prowadzące do centrum miasta, czyli typowa polityka prosamochodowa. A inwestycje w transport publiczny, te które pozostały w budżecie miasta, to były głównie inwestycje odtworzeniowe, modernizacyjne. Bystry czytelnik na pewno teraz powiedziałby: zaraz, zaraz, a metro, przecież dzięki niemu będzie więcej pasażerów... Czy na pewno? I to jest ta druga kwestia. Obserwując przetasowania w komunikacji miejskiej po otwarciu ostatniej części pierwszej linii metra, jestem zdania, że władze miasta poprzez budowę metra nie zwiększyły pojemności i jakości komunikacji publicznej w mieście. Moim zdaniem nie wykorzystano metra, jako lewara do zachęcenia kierowców, aby przesiedli się do komunikacji miejskiej, nawet mimo otwarcia wielkiego parkingu Park&Ride na Młocinach. Nie zastosowano opisanej w książce „Miasto w Ruchu” jako najskuteczniejsza w wielkich miastach, polityki “push and pull”, czyli wypychania ruchu samochodowego z miasta i wpychania ruchu do miasta za pomocą komunikacji miejskiej [9]. W momencie otwarcia metra miasto zafundowało bowiem warszawiakom (i osobom mieszkającym pod Warszawą) już korzystającym z komunikacji miejskiej wielką przesiadkę do metra, czyli przerobienie praktycznie wszystkich linii komunikacji autobusowej i wielu linii tramwajowych, na linie dowozowe do stacji metra. Z linii autobusowych łączących bezpośrednio niektóre osiedla z centrum miasta nie została praktycznie żadna. W całej tej roszadzie okazało się, że pierwszą i jedyną linią metra w Warszawie mają jeździć do miasta od północy nie tylko Bielany i Żoliborz, ale także: Bemowo, Chomiczówka, Izabelin, Wólka Węglowa, Łomianki, Białołęka (w tym jej tzw. “zielona” część), Jabłonna, Legionowo, Bródno, Targówek. Jakby tak zliczyć to jest to ekwiwalent połowy Warszawy. Nic dziwnego, że już w pierwszych dniach linia ta została przeciążona, tzn. jak się to popularnie mówi: “do pociągów nie można było wcisnąć nawet szpilki”. Dwa dodatkowe pociągi, które mają być w najbliższym czasie dokupione nie 3 zmienią już faktu, że otwarcie tej linii zostało zaprzepaszczone, jako dogodny moment do tego, aby pokazać kierowcom, że komunikacja miejska nie tylko jeździ szybciej, ale jest w niej także wygodniej. Nie pozostało żadno miejsce, aby jeszcze kogokolwiek wciągnąć (pull) do miasta komunikacją miejską. Wygodniej byłoby, gdyby niektóre dzielnice zamiast być na siłę dociągane do metra – mam tutaj na myśli głównie Bródno, Chomiczówkę czy zieloną część Białołęki – były przy pomocy taboru odzyskanego w dzielnicach bezpośrednio przy metrze leżących, doposażone w większą liczbę kursów i linie szybciej oraz bezpośrednio zmierzające do miasta. Jednocześnie z otwarciem metra powinien także nastąpić element wypychający (push) ruch samochodowy, np. wspomniane linie dowozowe mogłyby poruszać się po wydzielonych pasach autobusowych, a nad metrem można byłoby otworzyć jakiś reprezentacyjny deptak, na dotychczas zapchanej lub zastawionej samochodami ulicy. Niestety likwidacja zbyt wielu linii komunikacji naziemnej ten element „push” uniemożliwiła i można nawet pośrednio tego dowieść. Niedługo zostanie całkiem zamknięty dla ruchu wiadukt w ulicy Andersa nad Dworcem Gdańskim (prowadzi ruch z Żoliborza do Centrum) – póki co zlikwidowano jedynie ruch... komunikacji miejskiej, a w tym samym momencie ograniczony jest ruch także na wiadukcie w ulicy Powązkowskiej (prowadzi ruch z Chomiczówki i Bemowa do centrum) – zamknięcia te są czasowe, choć raczej długoterminowe. To wywołało korki na pozostałych ulicach (ale wcześniej też były, więc być może to tylko fakt medialny) – choć przecież oddano do użytku metro. W każdym razie fiasko obecnej polityki miasta pieczętuje cytat z prasy: “Przy okazji wycofania z Andersa komunikacji miejskiej doszło do pozornego paradoksu: urosły korki samochodowe. Co się stało? Drogowcy spekulują, że w obliczu uciążliwych autobusowych objazdów część warszawiaków przesiadła się do samochodów” [1 – Konrad Majszyk, Chaos wokół Andersa, Życie Warszawy, 12.11.2008] Warszawiacy Ci nie przesiedli się przecież do metra, bo było to już niemożliwe. I jeszcze warto wyjaśnić dlaczego objazdy dla autobusów są „uciążliwe”? W Warszawie ekipa rządząca niestety jest już ostrożniejsza, niż w początkach swojej kadencji, kiedy w trakcie remontu torowiska tramwajowego w Alejach Jerozolimskich, dodatkowo funkcjonowały jeszcze pasy autobusowe (zlikwidowane po skończeniu remontu). Obecnie, mimo oczywistych utrudnień związanych z ww. remontami wiaduktów żadne pasy autobusowe nie zostały utworzone. Wręcz przeciwnie utrudnienia te wykorzystano, jako pretekst do skrócenia kilku linii autobusowych, które jeszcze zdecydowano się utrzymać po otwarciu metra, np. 520. Zwiastunem poddania się temu samochodowemu terrorowi, zamiast stosowania aktywnej polityki na rzecz komunikacji miejskiej było czasowe wycofanie linii 410 w związku z korkami spowodowanymi remontem wiaduktu kolejowego na ulicy Radzymińskiej (początek października) [5]. Cóż – najwyraźniej zbliżają się wybory, a pasy autobusowe to przecież oczywiste korki, horror i zgrzytanie zębów... Wywłaszczyć i zaasfaltować Coraz więcej doniesień transportowych z terenu Mazowsza dotyczy wywłaszczania osób pod budowę dróg krajowych oraz innych. Jest to sygnał, że potępiane przez organizacje ekologiczne przepisy tzw. Specustawy drogowej, umożliwiającej wykorzystanie znacznie uproszczonych procedur administracyjnych podczas przygotowywania inwestycji, są coraz szerzej wykorzystywane. Z jednej strony przepisy tej ustawy wydają się w pewnym stopniu 4 przywracać pewne prawa interesowi publicznemu, który dotychczas był w zagospodarowaniu przestrzennym stłumiony przez interes prywatny (pałętające się wszędzie niechciane reklamy, grodzenie osiedli itp. zjawiska są tego przejawem). Z drugiej jednak strony ustawa nadaje temu interesowi publicznemu zbyt duże prawa w stosunku do potrzeb – jakby odbija z nawiązką dotychczasowe stłumienie publicznych interesów. A to odbicie oznacza, że sposób prowadzenia wywłaszczeń staje się procedurą wprowadzającą dyskryminację społeczną i przemoc, uwłaczającą demokracji. W imię budowy dróg można bowiem teraz w asyście policji wkroczyć na posesję i zabrać przyznane na podstawie specjalnych przepisów grunty, jak w Legionowie [2g]. W imię budowy dróg osoby wywłaszczane dostają odszkodowania nie wystarczające na nowe zasiedlenie, a pertraktacje w sprawie odszkodowania toczą się w sytuacji, kiedy koparki już weszły na pozostałą cześć budowy. W trakcie wyceny pomija się brane często pod uwagę w związku ze zrównoważonym rozwojem wartości jakościowe, np. fakt, że ziemia miała być tzw. inwestycją dla wnuków [2h]. Ostatnio doszły w związku z nowelizacją specustawy nowe przywileje dla budowniczych dróg. Oto lasy państwowe na własny koszt (czy też zysk?) mają wycinać las pod drogę. Z kolei tereny kolejowe mają być użyczone na czas budowy bezpłatnie [1]. To ostatnie uprawnienie obnaża niezrównoważoność podejścia, które przedstawia specustawa. Jest ona bowiem nastawiona jedynie na realizację celów w zakresie jednego środka transportu, dyskryminując pozostałe. Można dopuścić bowiem pogląd, że przyjęte w specustawie rozwiązania są faktycznie potrzebne (nie ma jednak poparcia z mojej strony dla używania metody „faktów dokonanych” czy używania siły), ale powinny być ważne także w przypadku np. budowy linii tramwajowych czy kolejowych, albo dróg rowerowych. One jak się wydaje powinny mieć takie same prawa, jak budowa dróg dla samochodów, aby zasada zrównoważonego rozwoju (rozumiana nie tylko jako równowymierny rozwój każdego środka transportu) była spełniona. Własne obserwacje wykonane w celu oceny stanu internalizacji kosztów zewnętrznych transportu w Polsce, skłaniają mnie bowiem do refleksji, że nie tylko pełna internalizacja kosztów jest potrzebna, ale ma bardzo duże znaczenie także: – sposób internalizacji tych kosztów (niektóre faworyzują maksymalne korzystanie z pojazdu w określonym czasie, np. winieta, podczas gdy inne zniechęcają do nadmiernego wykorzystania, np. opłata za każdy kilometr trasy kolejowej) oraz – stosowanie takich samych metod administrowania gałęziami transportu (istnienie jednej, wszechogarniającej spółki zarządzającej infrastrukturą kolejową, stwarza zupełnie inne warunki administracyjne – a tym samym rozdziału i wykorzystania środków finansowych, niż istnienie GDDKiA w połączeniu ze zdecentralizowanym sposobem administrowania drogami lokalnymi). Żeby podkreślić pewien pozytywny wydźwięk przepisów speustawy, można wspomnieć, że już teraz rozważa się wykorzystanie w Warszawie właśnie przepisów specustawy drogowej, w celu wykonania kilku inwestycji tramwajowych, które są traktowane jako element drogi, np. pętli tramwajowej na Nowodworach, czy linii tramwajowej w ciągu ulicy Modlińskiej. Czemu jednak trzeba aż tak kombinować, aby osiągnąć rozsądny, bardziej zrównoważony rezultat? 5 Energetyka Będziemy oszczędzać energię, ale... i tak wybudujemy nową elektrownię węglową W Warszawie zainaugurowane zostały zebrania zespołu ds. ochrony klimatu, który został utworzony jeszcze w lecie br. przez Panią Prezydent miasta. Plan działań dla tego zespołu wsparty analizą Instytutu na rzecz Ekorozwoju zapowiada się ciekawie. Są tam głównie działania mające na celu oszczędzanie energii poprzez ocieplanie budynków, wymianę żarówek w latarniach ulicznych etc. [1]. Należy liczyć, że zachęci to także przeciętnego Warszawiaka do zmiany swoich przyzwyczajeń w zakresie zużycia prądu. Zwłaszcza, że za sprawą certyfikatów ekologicznych dla budynków ekologicznymi inwestycjami zainteresowane są środowiska biznesowe, głównie producenci ociepleń budynków [1]. I oby nie były to tylko działania związane z COP14, które w tym roku odbywa się w Polsce. Bowiem o utrzymywaniu się stosunkowo mało ekologicznego podejścia do gospodarowania energią priorytetowe jest traktowanie przez władze Warszawy projektu budowy nowej elektrowni węglowej na Siekierkach o mocy ponad 400 MW, choć w lansowanej jako ekologiczna technologii magazynowania dwutlenku węgla pod ziemią (CSS). Uzasadnieniem tej budowy jest stały 3% wzrost zużycia energii w stolicy, który do 2015 roku może spowodować wyczerpanie się mocy energetycznej stolicy [1]. Czy jednak w obliczu ambitnego planu oszczędnościowego zespołu ds. klimatu faktycznie tak duża rozbudowa mocy wytwarzania energii dla Warszawy jest konieczna? Czy nie wystarczyłoby wraz z modernizacją budynków w mieście montować na nich kolektory słoneczne i ogniwa fotowoltaiczne, a pod miastem postawić na produkcję energii z wiatru? Chyba brakuje miastu strategicznej analizy tego zagadnienia. Plan Gospodarki Odpadami Warszawy 2008-2011 Natomiast taką analizę miasto prowadziło w zakresie gospodarki odpadami, bo w październiku odbywały się konsultacje społeczne Planu Gospodarki Odpadami na lata 20082011. Ale niestety z analizy tej nie wynikło nic dobrego. Ocena PGO np. przez Zielone Mazowsze była druzgocąca i warto zacytować fragment wstępu: “Projekt PGO zakłada nieosiągnięcie określonego unijną dyrektywą o odpadach opakowaniowych poziomu recyklingu w 2015 roku, co spowoduje obciążenie Warszawy karami. Projekt nie przybliża również miasta do realizacji planowanej nowej dyrektywy o odpadach, która w 2020 r. wprowadzi obowiązek recyklingu połowy odpadów surowcowych. Zamiast rozwijania selektywnej zbiórki i recyklingu stawia na rozwój spalarni odpadów, które według nowej dyrektywy mają być unikane w tym samym stopniu, co według obecnej składowiska. Projekt zakłada bardzo niewielki wzrost recyklingu, poniżej poziomu wymaganego prawem, i odbiór aż 80% odpadów jako odpadów zmieszanych, za to przewiduje rozbudowę spalarni i budowę kolejnej.”[6] Wydaje się także, że w przygotowywaniu PGO zupełnie zignorowano dyskusje prowadzone w ramach Warszawskiego Stołu Odpadowego, co także w tym temacie potwierdza niechęć władz do poważnego traktowania udziału społecznego w podejmowaniu decyzji. 6 Wieś i Natura 2000 Tym razem stosunkowo niewiele było doniesień dotyczących obszarów Natura 2000 zagrożonych przez nowe inwestycje (np. lotnisko w Modlinie), choć to oczywiście nie oznacza, że zagrożenie to zniknęło. Wydaje się jednak, że po okresie straszenia Naturą 2000, przyszedł czas, w którym przeważa opinia, iż tego typu obszary nie są przeszkodą dla rozwoju, o czym mówił np. wojewoda mazowiecki w Ciechanowie. Z tej tematyki warto wspomnieć chyba jedynie o dwóch zagadnieniach. Program Rozwoju Obszarów Wiejskich na Mazowszu Ciekawą statystykę wykorzystania funduszy na rozwój rolnictwa przyniósł artykuł w Tygodniku Płockim. Okazuje się, że w województwie mazowieckim złożono 329 wniosków o zalesienia gruntów rolnych, a 356 rolników korzysta z programów rolno środowiskowych. Z tych ekologicznych form gospodarowania w rolnictwie korzysta jednak stosunkowo niewiele rolników, bo np. aż 3600 wykorzystuje środki dla gospodarstw rolnych położonych w niekorzystnych warunkach, a aż 2741 rolników złożyło wnioski o modernizację swoich gospodarstw. Generalnie zainteresowanie PROW można ocenić jako wysokie na Mazowszu, a więc wydaje się, że powstrzymuje on odpływ ludzi ze wsi do miast, budując jednocześnie rynek zielonych miejsc pracy w rolnictwie. [1] Wisła w Warszawie Wzmianką z pogranicza tematu „Natura 2000” jest informacja o ogłoszeniu planu zagospodarowania brzegów Wisły w Warszawie, które w części do programu „naturowego” należą. Brzeg lewy ma zostać wykorzystany z sposób kulturalny, a prawy ekologiczny. Brzmi to w dość zrównoważony sposób, choć diabeł zapewne tkwi w szczegółach. Przemysław Pasek z Fundacji “Ja Wisła” ocenia niektóre pomysły jako nietrafione z ekologicznego punktu widzenia, a przede wszystkim (znów!) nie skonsultowane dostatecznie z warszawiakami. Faktycznie obserwując dyskusje jeszcze w poprzednich kwartałach można było odnieść wrażenie, że dopiero się ona rozkręca, a tymczasem okazuje się już teraz, że plan zagospodarowania nadbrzeży Wisły jest właściwie gotowy. [1] Urbanizacja W zakresie urbanizacji w tym kwartale nie było praktycznie żadnych doniesień prasowych. Nie mniej jednak wybrałem do prezentacji trzy sprawy z Warszawy, które odszukałem sam. Studium – jakie studium?, plan – jaki plan?, przecież są wu-zetki! Na początku kwartału w Gazecie Wyborczej ukazał się materiał dotyczący planu zagospodarowania Żoliborza Przemysłowego. Według przygotowywanego od dłuższego czasu planu miało nastąpić przeobrażenie tej części miasta w stylu nawiązującym do pozostałej części Żoliborza, z niską zabudową, usługami społecznymi, zielonymi alejami i charakterystycznym układem urbanistycznym. [2a] 7 Niestety przeobrażenie to nie stanie się już faktem, bo w tym samym czasie kiedy przygotowywano plan miasto zdecydowało się wydać inwestorom na tym terenie decyzje o warunkach zabudowy i zagospodarowana terenu sprzeczne z założeniami planu, ba, sprzeczne nawet z obowiązującym Studium Uwarunkowań i Zagospodarowania Warszawy. A przecież na podstawie obowiązującej ustawy, decyzji takiej nie trzeba wydawać, jeśli właśnie przygotowywany jest plan zagospodarowania. Opinię na ten temat kopiuję z wypowiedzi dr. Grzegorza Buczka z Towarzystwa Urbanistów Polskich: “Przykład Żoliborza Południowego pokazuje, jak marnotrawione są publiczne pieniądze: najpierw przez trzy lata planowane jest studium miasta, w którym zapisywane są standardy zagospodarowania i zabudowy uwzględniające inwestycje publiczne, które winny towarzyszyć budownictwu mieszkaniowemu. Zbierane są do niego wnioski i uwagi mieszkańców Warszawy, odbywa się debata publiczna. Studium jest uchwalane w końcu przez rade miasta, a jednym z jego celów jest – o ironio – ład przestrzenny i wysoka jakość życia! Potem przez kilkanaście miesięcy zespół projektantów pod kierunkiem wybitnego urbanisty projektuje plan miejscowy, który musi uwzględniać politykę przestrzenną zapisaną w studium oraz wspomniane standardy urbanistyczne (oczywiście projekt jest wykonywany na zamówienie władz miasta i też kosztuje!). W międzyczasie urzędnicy miejscy oraz projektanci decyzji o warunkach zabudowy zatrudnieni w ratuszu na wyścigi produkują decyzje o warunkach zabudowy, uwzględniając w nich rożne absurdalne wnioski spekulantów gruntowych” [2b]. Tak oto zamiast zrównoważonej polityki zabudowy miasta mamy groch z kapustą. Z drugiej strony, mimo opisanych powyżej nieprawidłowości jeden teren w Warszawie opiera się takiemu “przypadkowemu” zagospodarowaniu poprzez indywidualne decyzje administracyjne. To teren wokół Pałacu Kultury i Nauki, który nota bene posiada zresztą obowiązujący plan zagospodarowania, ale w wersji nieprzystającej do wizji obecnych władz. Władze Warszawy postawiły sobie za punkt honoru zmianę poprzedniego planu i ostatnio znów pokazano publicznie wersję planu, jaka ma być przedstawiona pod konsultacje i głosowanie. Ja jestem zdegustowany! Po pierwsze powrócił pomysł zabudowania części parku Świętokrzyskiego, tym razem przez jeden z wysokościowców, które w łącznej liczbie czterech mają “przyćmić” Pałac Kultury i Nauki – w mieście, które łaknie zieleni jak kania dżdżu by nie udusić się w samochodowym pyle! W dodatku Pani prezydent od razu podkreśliła, że jest zdeterminowana co do powstania tego budynku – jeszcze przed konsultacjami społecznymi. Cały plan jest poświęcony przyćmiewaniu Pałacu, bo nawet całkiem przypadkowe i zupełnie nieestetyczne rozstrzelenie kilku drapaczy chmur wokół PKiN uznano właśnie za środek zmierzający do deprecjacji jego znaczenia i dominacji. Chciałoby się rzec “zamienił stryjek siekierkę na kijek”, bo przecież obecne zupełnie przypadkowe ustawienie na Placu Defilad całkiem różnych hal targowych uznano za zupełnie nieestetyczne. I wreszcie powinienem być zachwycony rozwiązaniem transportowym, bo w jednej z wersji proponuje się zwężenie nawet do przekroju jedno-jezdniowego ulic okalających Pałac Kultury, tzn. Alei Jerozolimskich, Marszałkowskiej, Świętokrzyskiej, Emilii Plater. [2c] Rozsądne wydają mi się jednak głosy, że przy tak ambitnym planie zwiększenia powierzchni biurowej w tym rejonie spowoduje większy bałagan, niż jest to spodziewane, bo program komunikacji miejskiej, mimo II linii metra, nie jest zbyt ambitny. Zwłaszcza, że dotychczas egzekucja 8 przepisów mających wpływ na ograniczenie komunikacji indywidualnej samochodowej np. parkowania, była praktycznie żadna. Pozytywnie, czy negatywnie o drobnym handlu? W związku z bojem kupców z bazaru przy Banacha [2d] oraz Wałbrzyskiej o przedłużenie dzierżawy gruntu w celu funkcjonowania targowiska, komentarz należy się także obecnej polityce handlowej miasta. Dotychczas skupiała się ona na likwidacji bazarów i targowisk, które są w dużej mierze odpowiednikiem sklepów ze zdrową żywnością w Europie Zachodniej (BIO). Taki bazar zwykle nie oferuje produktów z terenów oddalonych od miasta o więcej jak 150 km, a zatem wpisuje się choćby w hasło strategii rozwoju województwa mazowieckiego: “Warszawa z Mazowszem, Mazowsze z Warszawą”. Towary nie muszą być transportowane z daleka, jak do hipermarketów, więc są obarczone niższym balastem ekologicznym. Wspiera to także lokalną produkcję rolną. Po drugie zwykle produkty sprzedawane są prosto od producenta, bez pośredników. Po trzecie wybór produktów jest bardzo duży, od wielu producentów i sprzedawców co jest najbliższym odpowiednikiem wolnego rynku. Po czwarte targowiska położone są zwykle blisko ludzi, w centrum dzielnicy i większość kupujących nie przyjeżdża z daleka samochodem na zakupy także oszczędzając zasoby Ziemi. Po piąte wreszcie tego typu handel zastępuje uniemożliwioną w modernistycznych osiedlach lokalizację sklepów w parterach budynków, która jest podstawowym rodzajem handlu w tak podziwianych miastach Europy Zachodniej, jak Berlin, Londyn, Paryż. Po szóste to właśnie z takich targowisk wyrastały globalne giganty oferujące obecnie towary w hipermarketach. Oczywiście są wady takiego handlu, estetyczne i ekologiczne (np. niezorganizowana gospodarka odpadami), ale z punktu widzenia zrównoważonego rozwoju likwidacja jego zalet poprzez całkowitą likwidację jest niekorzystna. A w ostatnich latach zlikwidowano np. bazar warzywno-owocowy na Marymoncie, aby wybudować pętlę autobusową; giełdę spożywczą na Okęciu, a losy KDT w śródmieściu są niepewne (KDT to w dużej mierze krajowa produkcja tekstylna). Ale są zwiastuny odwrócenia się niekorzystnego trendu dla polskiego drobnego handlu. Radni warszawskiego Powiśla poparli pomysł organizacji czasowego targowiska (w wybrane dni tygodnia) u zbiegu ul. 3 maja i Kruczkowskiego [2f]. Natomiast los części targowiska przy ulicy Banacha jest związany z budową budynku mieszkaniowego TBS, ale z lokalami handlowo-usługowymi w parterze budynku [2e] – szansa na zachowanie charakteru handlu jakaś zatem jest. Z drugiej strony jednak, może się okazać, jak na Placu Wilsona w Warszawie, że wszystkie lokale zostaną zajęte przez filie banków i zamiast żywności, będzie tam można kupić co najwyżej “zielone”. Bo też i można było dać kupcom z Banacha szansę, np. oferując im możliwość finansowego i merytorycznego udziału w inwestycji, skutkującego tym, że po jej oddaniu to stowarzyszenie kupców administrowałoby przestrzenią handlową w tym nowym budynku. Do tego nie doszło, ale jakiś postęp na rzecz drobnego handlu jest. Materiały źródłowe: 1. Przegląd prasy dostarczany na bieżąco obserwatorom. 2. Artykuły nie zawarte w przeglądzie: − Jak mógł wyglądać Żoliborz Przemysłowy, mpw, Gazeta Stołeczna, 2008-09-24 − Jak zepsuto Żoliborz Przemysłowy - list urbanisty, Grzegorz Buczek, Gazeta Stołeczna, 2008-09-24 − Plac Defilad z 300-metrowym wieżowcem?, Michał Wojtczuk, Gazeta Stołeczna 2008-11-24, 9 Bliżej do przebudowy bazaru na Banacha, lis, Gazeta Stołeczna, 2008-11-13 Na Banacha handel do maja, Izabela Kraj, Życie Warszawy, 13-11-2008 Weekendowy bazarek powstanie na Powiślu, Andrzej Rejnson, Dziennik – Polska, 2008-11-17 Drogowy „zajazd“ w Legionowie, Konrad Majszyk, Życie Warszawy, 14-10-2008 Samotny dom blokuje budowę autostrady A1, Tomasz Głogowski, Gazeta Wyborcza, 2008-11-06 3. Informacja od Bożeny Melech ze stowarzyszenia Eko-Mazowsze z września br. - rozprawa o której mowa odbyła się 30 sierpnia 2008 4. Krzysztof Rytel, Plan nieGospodarności Odpadami, Zielone Mazowsze, www.zm.org.pl, 21.10.2008 5. Informacja ze strony www.ztm.waw.pl z 3.11.2008 dotycząca zawieszenia kursowania linii 410 w związku z dużymi zatorami drogowymi w ciągu al. Solidarności i ul. Radzymińskiej spowodowanymi remontem wiaduktu kolejowego linii E-65 nad ul. Radzymińską 6. Użytkownik o nicku „Paweł”, wpis na http://forum.zm.org.pl z dnia 4 grudnia 2008 godziny 23:49 w temacie „Parkowanie w Śródmieściu” 7. Aleksander Buczyński, Zamieszanie wokół wiaduktu w ul. Andersa, Zielone Mazowsze, www.zm.org.pl, 9.11.2008 8. SYSTRA, Raport Oceny Oddziaływania na Środowisko budowy Mostu i Trasy Krasińskiego – etap I, wersja 2 9. Jacek Wesołowski, Miasto w Ruchu, Instytut Spraw Obywatelskich, Łódź, 2008 − − − − − 10