kliknij tutaj (pdf – 1mb)
Transkrypt
kliknij tutaj (pdf – 1mb)
Kamil Burman TRZY DOŁKI W PIASKU WYDANIE I POPRAWIONE http://one-of-none.com Polska 2012 Autorem tej niedługiej historii jest niejaki Kamil Burman. Właściciel dokumentu prosi o szacunek dla papieru, jak również dla godności człowieka. Tym samym liczy na wyrozumiałość czytelników, składając najserdeczniejsze życzenia miłej lektury. Trzy dołki w piasku Ostatnie dni tej ery dobiegały końca w niepewnych zachodach i twardych porankach. Jesienne przesilenie rozmyło wierzchołek nieba, pod którym wracali uprawcy z górskich obszarów. Za korytarzem wodnych odnóg pozostawiono wyrównane pola, aby ponownie przypłynąć w tamto miejsce następnego roku. Miesiące pracy minęły, a powrót do domu wąską łodzią, wciśniętą w nurt ciężarem plonów, był zasłużonym darem wręczonym przez los. I choć znaczna część społeczności uważała już w tym czasie, że jej życiem kierują bezosobowe wiatry znad horyzontów, to wielu do końca pozostało przy wierze w obecność Przyjaciela Runa, czuwającego bez wytchnienia pod stopami istot żywych. Tradycja ludów Brzegu w każdym względzie tworzy hermetyczną całość. Niestety, straciliśmy już zbyt wiele, aby odtworzyć przynajmniej część poplątanej kultury naszych przodków. Na mocy hipotezy o słabej podstawie domyślamy się zaledwie paru myślowych figur. Najprawdopodobniej bogowie Brzegu, związani ściśle z rocznym cyklem obrotu sfer, spoglądali w dwadzieścia stron świata, ponieważ tyle kierunków rozróżniali mieszkańcy wyspy. Obecność nadprzyrodzonych wyrażał ciągły ruch, a wszelkie pomniejsze wyobrażenia ustępowały rozmyślaniom starszych nad zapowiedzią przejścia Opiekunów w ostateczną postać Siewcy. Wydaje się, że chaos przypadkowego ruchu stanowił zasadniczą cechę boskiej natury. Dlatego porządek rzeczywistości w oczach najmądrzejszych był odbiciem tanecznych decyzji bogów, podejmowanych na granicy zupełnego przypadku. Rozważania myślicieli, potwierdzone czterema źródłami z różnych części wyspy, dążyły zawsze do tożsamego wniosku. Jesteśmy niemal pewni, że dla podsumowania rozważań budowano nastę- 3 pującą figurę: „Skoro boski chaos, będący poza naszą recepcją, ale też poza wszelką wiedzą, która należy do inwentarza ludzkich narzędzi, nie pozwala ułożyć się w żadnym porządku (choć ten zapewne istnieje, jeśli los tak wyraźnie kształtuje nasze czyny), to musi nadejść dzień, gdy wszyscy Opiekunowie trafią na siebie w przypadkowym punkcie świata. Mamy wprawdzie trudności z odczytaniem boskich zamiarów, ale przecież nieprzerwanie odczuwamy czyjąś obecność pod gołymi stopami. Ciągłe zmiany decyzji, odwracanie naszego losu i wpływ na poczynania każdego człowieka, dają nam obraz bliski szaleństwu. Świadczy to raczej o nikłej mocy rozumu niż o braku zamiarów twórców wobec swego dzieła. Ruch istniejących pod ziemią jest ciągłym dowodem na trwanie przy człowieku ogromnej siły, wykraczającej poza marne ramy ludzkiego ładu. Dotykając zaledwie paru nici, jakie łączą nasze myśli z Wiecznym Planem, nie odpowiemy nigdy, dlaczego Opiekunowie wybrali ruch zamiast spoczynku. Wiemy jednak, że rozpędzone do skrajności punkty trafią kiedyś na siebie, w jednym miejscu pod pokrywą ziemi, wszystkie razem, wszystkie nagle i natychmiast”. Poranek dnia wyznaczonego na przejście ku jedności nazywano w pamiętnej erze chwilą tańczących liści. Śpiewano ku niej wiele zagubionych pieśni podczas wieczornych spotkań. W przeciwieństwie do naszych wierzeń, kres historii nie stanowił dla mieszkańców Brzegu obiektu nadziei lub strachu. Przejmująca jest głęboka, wręcz mistyczna obojętność, z jaką ci ludzie formułowali zasadniczą prawdę swojego światopoglądu. Źródła odkryte w rejonie Morgana pozwalają sądzić, że Siewca nie miał wprowadzać żadnej, choćby najmniejszej zmiany w doskonałym oraz już ustalonym porządku świata. Jeśli więc życie nie było czasem doskonalenia i oczekiwania, to musiało być pewnym odciętym od pragnień wyrazem stałości. Przez wszystkie znane ery mieszkańcy Brzegu tkwili przy wyjściowym stanie wiedzy, co nam jawi się jako byt zamrożony stagnacją. Z drugiej strony funkcjonowanie w ten sposób pozwalało im formułować niezmienne pojęcia i zasady. Gdy czas pomnaża wyłącznie liczbę istnień, żadna teza nie jest tym, czego nie powiedziano by już wcześniej. 4 Wszystko, o czym w ciągu bliźniaczych lat pomyślano, stawało się jednym z kolejnych samotnych praw, powtarzanych następnym pokoleniom. Zgromadzone doświadczenia nie wykluczały się, choć także nie stanowiły logicznej całości. Wyrażona myśl funkcjonowała w oderwaniu od innych, a umysł ludzki czuwał nad tym, aby głoszone sądy nie wpływały na siebie, nawet jeśli funkcjonowały we wspólnym obszarze wiedzy. Efektem takiego sposobu poznawania był też język ludów Brzegu i sposób, w jaki wyrażenia wypowiadane przez człowieka układały się w zdania. Rozmawiano niewiele, często wykorzystując słowa przepełnione znaczeniami. Zdawkowe informacje ograniczały się do wyrażania odczuć lub powtarzania przyswojonej wiedzy, a czas gdy rozmawiano najwięcej, obejmował wielodniowe powroty rzecznymi kanałami otaczającymi Brzeg. *** Ustalono, że mieszkańcy wyspy dla własnej wygody, ale też ze względu na wiarę w świętość dwudziestu powtórzeń, wykopali właśnie tyle szerokich ścieżek, ułożonych w równej odległości wokół kolistej granicy ich ogromnego domu. Ścieżki mieściły niezliczone ilości łodzi, a ich koryta wykładano kostką z kolorowych kamieni. Każdy kanał zdobiła ściana w innym odcieniu, przechodząc zgodnie z ruchem wskazówek zegara od piaskowej żółci, pełnej słonecznych akcentów, do ciemnej purpury, za dnia mieniącej się szlachetnością szklistych odłamków, a pod wieczór wpadającej w głębokie przestrzenie zadumy. Sądzimy, że barwa wodnego korytarza w pewien sposób wpływała na osobowość swoich gospodarzy lub że przeznaczenie mieszkańców warunkowała przynależność do danej dzielnicy. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, w jaki sposób uprawców przydzielano do konkretnych kanałów. Jest jednak pewne, że ludzki umysł, formowany przez lata, odczuwał wpływ szczególnego koloru ścian własnej drogi. A kolory te nawet dzisiaj przejmują swą nadzwyczajną intensywnością. Prawdopodobnie już w pierwszej z er, podczas bu- 5 dowy wodnych żył, ozdabiano ich ściany w konkretnym celu. Oglądana z bliska dwukolorowa nić o barwie roztartych orzechów, nosiła nazwę Arterii Pierwszej Żądzy, o czym głosi napis na tabliczce przed bramą wjazdową. Sąsiednia z kolei gościła w swym korycie Zapach Niepoliczalnego, a jeszcze inna, choć napis na tabliczce rozorano grubym dłutem, należała z pewnością do zwiastujących Pyliste Noce. *** Mogłoby się wydawać, że doskonałość tej społeczności, a także w pewnym stopniu zdolność do przetrwania poza naszą świadomością, tkwiła w trafionych podziałach i uszeregowaniach. Typy charakteru, cechy indywidualne poszczególnych jednostek, znajdowały swoje odzwierciedlenie w stworzonych kategoriach. Te, ustalone tylko raz, być może zupełnie przypadkowo, nie wymagały wprowadzania dalszych poprawek. Źródła dowodzą jednak, że tendencje do podziałów były znacznie głębsze, niż tylko wyznaczenie dwudziestu wielobarwnych kanałów dla całościowego objęcia możliwych kombinacji. Choć wodne ścieżki oddzielały szerokie parki, które starannie pielęgnowano w okresach odpoczynku, choć te charakterologiczne społeczności nigdy się nie spotykały, bo nawet w osadzie wpływały do własnych dzielnic, to podział ludów był jeszcze głębszy. Wymagało tego utrzymanie porządku, który był warunkiem niezależnego trwania. Niech za przykład, do jakich granic dotarli nasi przodkowie, posłuży opis powrotów z bezkresnych pól. W najbliższej przeszłości uprawców pozostawiamy długie miesiące wyczerpującej pracy, wodne arterie wypełniają łodzie pielgrzymów. Wieczorna podróż, za każdym razem, pod koniec każdej z er, wędrówka ciosanymi łodziami wzdłuż równo posadzonych drzew i ścieżek o poprzecznych odnogach, była rodzajem cichego świętowania. Łodzie odpychane długimi, rzeźbionymi drągami, płynęły w zwartych rzędach, delikatnie odbijając się od sąsiednich burt. Stojący na rufie właściciel dbał, aby uderzenia nie były zbyt częste, ale też nie wykluczał ich zupełnie. Zetknięcie z drugą łodzią należało bowiem do rytuału powrotu i rozumiano je 6 jako jedyną formę dopuszczalnego kontaktu z inną rodziną. Uprawcy zajmujący dany pokład prawie nie oglądali się na boki, a wyłącznymi kompanami podróży byli członkowie ich rodzin. Mimo to nawet ze sobą prawie nie rozmawiali. Ułożony w dziobie kufer z zapasami żywności otwierano w regularnych odstępach czasu, bez żadnych próśb lub uświęconych komend. Każdy otrzymywał posiłek według własnej potrzeby. Małe paczki podróżujący podawali sobie z rąk do rąk, docierając w ten sposób do mężczyzny kierującego łodzią. Posiłek zjadano z radością. Świeże plony, z których jeszcze po drugiej stronie, dzień przed podróżą, przygotowano pożywne porcje jedzenia, stanowiły ukoronowanie wyczerpującej pracy. Nikt nie rozpoczynał rozmowy, gdy wszyscy czuli przecież to samo. Powtarzanie takich samych myśli było pozbawione praktyczności, co akurat doskonale rozumiemy. Ludy Brzegu stawiały pragmatyzm na szczególnym miejscu. Sądzimy, że skrajne podejście do ekonomii ruchu było podyktowane warunkami życia w nieprzyjaznym środowisku. Choć żyzne ziemie dawały obfity plon, to jednak praca na górskich zboczach wymagała ponadludzkiego wysiłku. Poświęcanie czasu na zajęcia niepotrzebne przybliżałoby całą społeczność do wyczerpania sił. Cywilizacja, której osiągnięciem nie było nic więcej oprócz uprawy ziemi, skazywała się na bezradne stawianie czoła wyzwaniom, jakim nie mogła sprostać. Wszelkie ataki ze strony chorób lub dzikich zwierząt, kataklizmy, nieurodzaj, dziesiątkowały całe rodziny. Szczęśliwie, wypadki te zdarzały się rzadko, a ludzie wierzyli, że wyłącznie pracą nie gniewają bogów. Powrót do domu był więc tylko kolejnym z etapów odnawianego cyklu. Człowiek, wrośnięty całą świadomością w rytm natury, godził się na prawa świata, uważając, że taka rzeczywistość była najlepszym wytworem Doskonałości. Ku tajemnicy porządku otoczenia śpiewano krótkie piosenki. Gdy na jednej łodzi ktoś zaintonował pierwsze nuty, równomierny szum rozchodził się stopniowo po wszystkich kanałach. Parę spisanych utworów różniło się nastrojem, melodią oraz tempem, dlatego łatwo było je rozpoznać mimo odległości dzielącej arterie. Słowa roz- 7 chodziły się w obie strony kolorowego kręgu i przed ostatnią zwrotką zamykały bieg, rozbrzmiewając zawsze radosnym finałem. Z niezwykłym efektem musiała przychodzić cisza, jaka nagle zapadała po odśpiewaniu utworu. Płomienie pochodni na dziobach, wzburzane dotychczas śpiewem tysięcy ust, w krótkiej chwili powracały do spokojnego falowania. Na moment wyrwani z bezrefleksyjnej zadumy, spokojni uprawcy zajmowali wcześniejsze pozycje na swych łodziach. Wyprostowani, prawie bez ruchu, wyczekiwali bram, które niebawem miały ich przywitać w zapomnianej osadzie. Ostatnie pasma drogi pokonywano w całkowitym milczeniu. Stłumione wzburzenie rozgarnianej wody docierało najpierw za bramy miasta, aby osiadać pomiędzy domami na pustych ulicach. Jakaś zbiorowa świadomość umożliwiała podróżnikom przybycie do celu zawsze o ustalonej porze. W chwili, gdy najgłębsza noc przykrywała całą okolicę, w oddali dostrzegano koliste mury i kilka masywnych wież na tle nieba. Wprawdzie w sercach wszystkich uprawców rosła coraz gorętsza radość, jednak nie było potrzeby, aby ją wyrażać choćby stłumionym westchnięciem. Wszyscy czuli to samo. Nieme porozumienie, unoszone wspólną myślą, pozwalało świętować szczęśliwy powrót bez udziału zewnętrznych oznak. Ludy Brzegu czuły, że znów po wielu dniach pracy są naprawdę razem. *** Jeśli jeszcze zbyt skąpo o tym napisano, twierdzimy teraz z pełnym przekonaniem: wjazd do osady oznaczał zapełnienie całkowicie pustych murów. Przez większą część ery, ten wzniesiony ludzką ręką punkt na mapie świata pozostawał chłodnym fragmentem krajobrazu. Pozbawiony życia i ludzkiego gwaru, kolisty teren otoczony wodą wyglądał jak śmieszna skorupa, miniaturowy masyw górski, oczyszczony z ruchu i obecności. W pustych mieszkaniach stały wilgotne szafy ze sprzętami potrzebnymi do życia według reguł cywilizacji. Garnki i odzież lub nadpsuty materiał do uszycia wiotkich koszul, na przetrwanie kilkunastu dni. Lampy i puszki z łojem. Arkusze i pióra do sporządzania 8 prostych notatek. Domowe narzędzia, konieczne dla utrzymania porządku. Wszystko, cały dobytek pozostawał w idealnym bezruchu, niepokojony wyłącznie deszczem i przeciągami. Niewielkie domy, zarówno w czasie nieobecności gospodarzy, jak również w krótkich okresach przygotowań do kolejnej ery, nie wymagały żadnego zamknięcia. Musimy pamiętać, że ludy Brzegu przetrwały całą swą historię bez zetknięcia z innymi światami. My, którzy próbujemy nawiązać z nimi symboliczny kontakt, robimy to już poza czasem tej kultury o wypowiedzianym kształcie. Dlatego też mieszkańcy okrągłej wyspy mogli żyć bez obaw o utratę własnego dobytku na rzecz kogokolwiek spoza ich otoczenia. Gdyby jednak skupić się na problemie sąsiedzkich kradzieży, trzeba powrócić w pamięci do idei dwudziestokrotnych podziałów. Tak jak dwadzieścia wielobarwnych arterii łączyło świat z wyspą, tak i jej wnętrze podzielone było na nieskończenie wiele dwudziestokrotności. Dwadzieścia dzielnic oddzielonych wysokim murem dzieliło się na tyle samo osiedli, a każde osiedle posiadało dwadzieścia głównych ulic i po dwadzieścia bocznych uliczek biegło do dwudziestokrotnych ścieżek. Gdzieś na końcu tego podziału znajdowały się skromne, choć całkiem wygodne domy. Żyjąc w sieci symbolicznego działania z dwudziestką w swoim centrum, ludzie ci poznali pewne reguły, zbliżone konstrukcją do działań matematyki. Ponieważ wszelką zbędną swobodę ograniczono do minimum, ludzkie zachowanie dało się opisywać tymi wyliczeniami. Gdy więc z rzadka dochodziło do mało groźnej kradzieży, wychodzono od dwudziestu domów zgromadzonych wokół wspólnej ulicy, by następnie poprzez szereg pytań, związanych z naturalnymi okolicznościami pechowego dnia, wybrać odpowiedni rytuał albo wróżbę, wskazujące złodzieja z dokładnością do dwóch podejrzanych. Na pytanie, czy podejrzany dopuścił się przestępstwa, jeden zaprzeczał, a drugi potwierdzał swą winę, wiedząc, że wcześniej czy później kłamstwo wyszłoby na jaw. Niestety, tak jak dokładnych zasad metafizyki dwudziestu podziałów, tak też losu przestępców nie potrafiliśmy dotąd ustalić. 9 *** Wiele innych aspektów życia cywilizacji Brzegu łączyło się z dwudziestką. Część z nich była efektem wiekopomnych ustaleń myślicieli, inne musiały drogą podświadomych nawyków przenikać do codzienności. Za przykład niech posłuży historia Wieczornego Sprzedawcy, odnaleziona na kartach wybrakowanego woluminu, który zapewne pełnił rolę kroniki jednej z dzielnic. Bardzo żałujemy, że z owej księgi przetrwały do dzisiaj jedynie skąpe fragmenty, sięgające do ostatnich poranków ery poprzedzającej tę, o której piszemy. Wszelkie źródła wiedzy traktujemy wszak z równą dbałością, dlatego dziękujemy Siewcom Przypadku również za taki dar, jaki nam wydaje się zbyt skąpym. Ufamy, dopóki nowe fragmenty nie uzupełnią naszej wiedzy, że otrzymujemy od Czasu tyle zastygłych słów, ile potrzeba do postawienia twardego kroku na drodze poznawania. Wieczorny Sprzedawca, jak się wydaje, był jedynym w historii wyspy, który podjął decyzję o wyzbyciu się domu i prawa do zbierania plonów. Co za tym idzie, był realnym zagrożeniem dla niezachwianego ładu, panującego w świecie Brzegu od pierwszej z er. W oczach innych, a przynajmniej tych, którzy mieli okazję go spotkać, postrzegany był jako pominięty myśliciel lub szaleniec. Trzeba wspomnieć, że również myślicieli wybierano metodą obliczeń. Nigdy przy tym nie padło na człowieka, który byłby niegodny takiego miana. Nowo wybrany przechodził specjalne obrzędy inicjacji, po czym wstępował za mury szkoły starszych, gdzie resztę życia poświęcał odkrywaniu stałego porządku świata. (Porządek ten musiał jednak ulegać zmianie, gdy nowe spostrzeżenie dodawano do spisu wiecznych prawd!) Ustalenie właściwiej wersji dotyczącej Wieczornego Sprzedawcy jest sprawą trudną, gdy do dyspozycji oddano w nasze ręce zaledwie parę kartek wraz z pociętą siecią domysłów. Rzeczywiście słowa przypisywane temu człowiekowi nie mogły paść z ust typowego mieszkańca wyspy. Z drugiej strony trudno uwierzyć, że doskonałe 10 obliczenia myślicieli mogły pominąć szansę na przyjęcie do swego grona kogoś równie błyskotliwego. Skłaniamy się więc ku dwóm hipotezom. W pierwszej Wieczorny Sprzedawca mógł być jedynym przybyszem, na jakiego natknął się Brzeg w całej historii. Tyle że w tej wersji, człowiek ów oprócz inteligencji, musiałby posiadać także niezwykłą siłę i twardą wiarę we własne przeczucie. Dotarcie bowiem choćby do okolic Brzegu wymaga posiadania dokładnych współrzędnych, a nawet wtedy jest sporym wyzwaniem dla nas samych – potomków żyjących wiele cyklów po wygaśnięciu ostatniej ery. Dlatego jesteśmy skłoni trzymać się wersji, w której Wieczorny Sprzedawca był wymysłem zlęknionej społeczności, chcącej ukoić własne sumienie. Mit jest przecież najlepszym lekiem na utrapienia, a w prosty sposób tłumaczy sprawy, wymagające skruchy od winnego, gdy ten nie rozumie swojego występku. Przemawiałby za tym fakt, że postać niepokornego wędrowcy pojawia się w historii Brzegu w przededniu całkowitego zamilknięcia. Trudno uwierzyć, że odosobniony wichrzyciel mógłby zburzyć dorobek cywilizacji pielęgnowanej przez całą wieczność. Bardziej prawdopodobne, że jego niszcząca pieśń była wyrazem wspólnego głosu zbuntowanej dzielnicy, części społeczności lub, co raczej niemożliwe, całej osady. Jak mówimy, istotne, że po ogarnięciu Brzegu zatrutym śpiewem, cywilizcja ta nie wydobyła z siebie już żadnego głosu. Historia świata zna wiele podobnych mitów, krzesanych iskrami rozpaczy. Postać Wieczornego Sprzedawcy, bez względu na to, czy stworzono ją ze strzępów prawdy, przedstawiano jako wędrownego handlarza w średnim wieku. Nosił na plecach skórzany worek z dobytkiem, a przed sobą prowadził chybotliwy wózek, oświetlany dwiema lampkami. Na dnie wózka miało znajdować się głębokie naczynie z gorącym wywarem, w którego skład wchodziło suszone mięso i nieznane w tych stronach odmiany ziół. Mężczyzna każdego wieczoru pojawiał się w osadzie i do rana obchodził główne ulice wszystkich dzielnic. Nikt nie potrafił powiedzieć, w jaki sposób udawało mu się zdążyć przed świtem, choćby dlatego, że aby ominąć graniczne mury wewnątrz miasta, należało 11 wracać za każdym razem do bram wejściowych. Faktem jest, że przez sześćdziesiąt dni jego wędrówki powtarzały się co noc. Za każdym razem potwierdzano odwiedziny wędrowca w dwudziestu dzielnicach. Częstowanie przechodniów krzepiącym wywarem było tylko pretekstem do nawiązania rozmowy. Często za swój poczęstunek mężczyzna nie żądał zapłaty, jeśli napotkany nieznajomy godził się na krótką rozmowę. A że wieść o dziwnym, choć kuszącym smaku potrawy rozniosła się szybko po wszystkich domach, wielu celowo opuszczało obejścia z nadzieją spotkania fantastycznego przybysza. Zwracamy się w tym miejscu z wielką czcią do naszych Opiekunów, którzy dali nam odkryć słowa Wędrownego Sprzedawcy. W pewnym sensie nie uważamy tego za szczególną łaskę, gdy po roku badań okazuje się, że tajemniczy monolog utrwalono w pieśni tak charakterystycznej dla ludów Brzegu. Dla nas pozbawiona szczególnych walorów artystycznych, musiała być bliska sercom naszych przodków. Liczne kopie powielane na sztywnych arkuszach odnajdujemy do dzisiaj w ruinach wygasłej osady. Treść, zawsze ta sama, powtarza słowa, które odcisnęły swe piętno w umysłach ludu, a dla nas są już wyłącznie poczciwą pamiątką z mrocznych er, gdy człowiek dopiero odkrywał własne przeznaczenie. Przywołujemy te słowa bez żadnych zmian edytorskich, stąd niektóre zwroty mogą okazać się niezrozumiałe: Pytany o przyszłość odpowiadaj. Przyszła w moim życiu chwila. Zaczynam rozmyślać nad dalszą drogą. Mogę wybrać jedno wyjście. To znaczy, że wybieram życie od rana do wieczora. I to znaczy, że wybieram sen od wieczora do rana. Wtedy poświęcam czas na długie myśli. Mówiłbym do bogów, których nie znam. Żyłbym inaczej. Pomijam zachęty wygody. Teraz brakuje mi szczęścia i radości. To ułatwia nabranie poczucia spełnienia. Przeszkadza mi moje ciało. Ono boli w różnych miejscach. Boli, gdy zastanawiam się nad warunkiem, jaki daje pojmowanie świata. Więcej śpiewu. Otaczamy się dotykiem. Zewnątrz zastąpiło mnie. Przedmioty to plony ruchu. Jestem więc efektem wykonanych 12 zajęć. Odczuwałem dotąd brak kontaktu z wszystkim innym. Wszystko jest reakcją drugiego. Nie chcę przejęcia na własność mojej osoby. Chcę kogoś drugiego i bez jego słów. Całe problemy zmierzają do wagi zrozumienia. Nie posiadam dostatecznych słów. Ty mi teraz odpowiedz. Trwają prace nad odniesieniem tego tekstu do reszty dorobku cywilizacji Brzegu. Nasi uczeni wyprowadzają kolejne hipotezy, lecz trop ciągle gubi się w uwikłaniach wyuczonej logiki. Nie potrafimy myśleć na sposób naszych przodków, o czym przekonaliśmy się już podczas próby rozwikłania dwudziestokrotnego sytemu działań. Pozostaje wierzyć, że nasi Opiekunowie pokierują dłońmi badaczy i pozwolą odkryć nowe ślady minionych er. Bez nich jesteśmy ślepi. Gdy tylko dotrzemy [dostrzeżemy?] [...] w korzeniach własnej historii, będziemy bliżej [...] ale tym bardziej cieszy nas odległe przeczucie [przybycie?] [DALSZA CZĘŚĆ TEKSTU NIECZYTELNA LUB ZNISZCZONA] 13