jestem półgłówkiem?

Transkrypt

jestem półgłówkiem?
jestem półgłówkiem?
Wpisany przez Naczelny
sobota, 11 października 2008 11:44
jestem półgłówkiem?
Winienem się na wstępie zastrzec, że jestem fanem, miłośnikiem i melomanem reklamy. Ale
reklamy prawdziwej i przez duże R. Uwielbiam być przez nie podpuszczany, wyprowadzany na
manowce i zaskakiwany. Przy czym zupełnie nie jarają mię silikonowe blondynki, które z
łóżkowym uśmiechem zachęcają mię do kupna paneli podłogowych. Nie – mnie równo jara
reklama w stylu bardziej montypytonowskim. "Noc reklamożerców" to mogę nawet na okrągło.
A tymczasem... tymczasem przekaziory, wszystkie i to bez wyjątku żadnego atakują mię
duperelami adresowanymi chyba do czytelników (płci obojga) "pani ogrodu" czy innego
"superpospiesznego". Co kilka (tvn24), kilkanaście (tvn, polszajs) czy kilkadziesiąt (tvp kilkorga
programów) powinienem zapaść na śpiączkę, ew. wpaść w stupor, żeby nie oglądać żałosnych
wypocin reklamowych producentów. W co – czyli żałosne wypociny – zaliczam też spoty i
dżingle autoreklamowe. Podobną durnowacizną w przekazie treści nie wykazują się nawet
wibracyjni spod nocnego na mojej betonowej pustyni.
Przepraszam – mimo wszystko to oni są bardziej komunikatywni, kiedy wyciągają czarną od
brudu dłoń z wielotygodniowymi złogami śmietnikowych pamiątek za paznokciami pod hasłem
"miszczu, dorzuć sie do sety...". Mimo wszystko - bo to, co serwują mi producenci reklam to taki
szajs, na którym można się tylko poślizgnąć i rozbić sobie porządnie pysk. Abstrahuję tu
oczywiście od chlubnych wyjątków w postaci pana Marka, który wie, co mamy i od kogo lepsze,
czy początków Mumionijnych komór (bo teraz to siedemnasta woda po rozrzedzonym kisielu
jest). Abstrahuję od genialności producenta znakomitych mydeł, który zaprosił na zdjęcia
puszyste panie po trzydziestce. I abstrahuję od wytwórcy środków nocnego użytku bardzo
zaangażowanego w kampanię antyHIVową i regulację urodzin.
Ale absolutnie nie abstrahuję od nieszczerego wyszczerzu tej i owej, o tym i owym nie
zapominając, którzy z uporem maniaka zachęcają mnie do odwiedzenia sklepu dla idiotów, w
którym kupię sobie – na superkredyt oczywiście – szmaty, które przemienią mnie w idola
tłumów a za smrodkiem mojego dwudziestoczterogodzinnego (gówno prawda! przetestowane:
exmałżowinka najadła się wstydu po niespełna pięciu godzinach w zadymie kancelarii rektora)
dezodorantu będą się uganiały rzesze nastolatek. I tak dalej. Mógłbym kontynuować, ale po co?
Po co się wrednie wyżywać na ułomach, którzy aspirują do tytułu kopyrajtera czy manadżera od
reklamy? No po co?
Mię to guzik zrobi, bo nie przestaną, a oni tego pewnikiem nie przeczytają. A nawet jeśli, to i tak
ich nie ruszy. Bez coż do końca swoich, oby krótkich, dni będę wpadał co czas jakiś – kiedy
ręka nie znajdzie na czas pilota-leniucha – w szpony ich radosnej twórczości.
I tu czas nadszedł na wredny mój przytyk – pod adresem przekaziorów oczywiście – czy ci, co
biorą reklamy takiego beznadziejnego autoramentu uważają nas – czyli odbiorców – za
totalnych bez, ćwierć czy półmózgowców? Wszak można reklamodawcy doradzić, wszak
można mu coś zasugerować. Można podpowiedzieć, że to, czy owo nie chwyci, a nawet wręcz
przeciwnie. Po kiego komu wtopy z cyklu pierwsza komóra na pierwszą komunię? Jestem
niewierzący, ale jak pierwszy raz to parę lat temu usłyszałem, to mało nie spowodowałem
poważnego wypadku drogowego na wjeździe na gdańską trasę wschód-zachód.
A takie bzdety walą mię cały czas po oczach i uszach. W przekaziorach, bo na bilbrody jestem
1/2
jestem półgłówkiem?
Wpisany przez Naczelny
sobota, 11 października 2008 11:44
uodporniony – piesio już stary mocno jest i muszę go na oku mieć, bez coż i ich praktycznie nie
widzę, a w środkach komunikacji ogólnodostępnej patrzę raczej po nadobnych pasażerkach, niż
wyglądam przez okno.
I żeby wątpliwości nie było – czas temu jakiś ja też zabiegałem o reklamy w temacie ich
umieszczenia na mojej działce w takim jednym portalu internetowym, i mię też chodziło o zysk,
bo to była kasa dla moich ludzi, ale nie zhańbiłem się nigdy puszczeniem szajsu. I mam na to
świadków. Obecnie zaś naciskają mię, co bym może u siebie na www porządki zrobił,
regularniej autorów do roboty gonił, pozycjonowanie godne zrobił, może jaką reklamę w
wyszukiwarkach puścił i zaczął zarabiać (a można, i to porządnie) na reklamach.
Biorąc jednak pod uwagę poziom i stan tego, co w roli reklamy występuje, to coraz bardziej
mam to gdzieś, choć kasą na odległość nie capię. Czego jednak nie mają przekaziory. A
szkoda.
2/2