Dzieci z Grupy „Sterników” (6-latki) Przedszkole Miejskie nr 3 „Pod

Transkrypt

Dzieci z Grupy „Sterników” (6-latki) Przedszkole Miejskie nr 3 „Pod
Dzieci z Grupy „Sterników” (6-latki)
Przedszkole Miejskie nr 3 „Pod Żaglami” w Świnoujściu
NAJLEPSZA PRZYPRAWA NA ŚWIECIE
– Gdzie są moje ziarna?
– A gdzie moje piękne, błyszczące kamyki?
– Kto zabrał moje kolorowe piórka? – takie pełne żalu okrzyki rozlegały się coraz częściej w Pachnącym Lesie.
– Słuchajcie, tak nie może być! – zbuntowała się Myszka Norka – Sroka Złodziejka i jej szajka podkradają nam
nasze cenne skarby, musimy coś zrobić. Kto mi pomoże?
Do pomocy zgłosiły się Kosidutki, bo zawsze chętnie pomagały każdemu w kłopotach. Dołączył też
Chomik Sadełko. Może i nie był wielkim pracusiem, ale bardzo mu było żal straconych smakołyków. Postanowili
zbudować podziemną norkę-skarbiec, do którego będzie prowadził bardzo skomplikowany labirynt. W tym
skarbcu będą mogli bezpiecznie schować cenne skarby i żadna sroka ani jej kompani nie będą mogli już nigdy
więcej nic im zabrać. Jak postanowili tak zrobili. Myszka Norka z Tycią narysowały plan labiryntu. Pysio z
Chomikiem Sadełko dzielnie rozpoczęli kopanie skomplikowanego ciągu korytarzy i budowanie tajemniczych
przejść.
– No tak, a kto mi powie, jak my mamy rozpoznać drogę w tym strasznie poplątanym labiryncie? – żałośnie
zapytał Chomik Sadełko – ja już się gubię w tych korytarzach.
– A może przymocujemy specjalne drogowe znaki labiryntowe. Na przykład „serduszko” będzie znaczyło, że
trzeba skręcić w lewo. To łatwo zapamiętać, bo przecież serce mamy po lewej stronie – nieśmiało zaproponowała
Tycia.
– Tak. To świetny pomysł! – wykrzyknął Pysio – Ha... ale co nam pokaże skręt w prawo? Hmmm... ciężka
sprawa.
– Wiem, wiem!!! Niech skręt w prawo pokazuje słoneczko – krzyknął Sadełko.
– No dobrze, może być i słoneczko… ale dlaczego? – zdziwiła się Myszka Norka.
– Bo spiżarnia ze smakołykami jest po prawej stronie mojego domku – wyjaśnił rozpromieniony Sadełko – No i
co z tego? – rozzłościł się Pysio – a skąd ci się wzięło słoneczko?
– Ojej, to proste. Na drzwiach spiżarni wisi obrazek ze słoneczkiem – oznajmił urażony Chomik.
– No, to rzeczywiście bardzo proste – powiedział z przekąsem Pysio.
– Oj, przestańcie, pomysł jest bardzo dobry. Bierzmy się do pracy.
--------------------------Niedźwiadek Miodek przyglądał się wysiłkom swoich przyjaciół. Pomyślał: „Pomogę im” i... zasnął w
ciepłym słońcu. Śniło mu się, że sroka i jej szajka ukradły mu cały miodek.
– Aaa!!! – Niedźwiadek zerwał się z krzykiem. To już wieczór, przyjaciół dawno nie ma, praca skończona. Uf, na
szczęście to tylko zły sen. Ba, ale co będzie, jeśli to zdarzy się naprawdę? Co ma zrobić biedny mały
Niedźwiadek? No przecież chciał im pomóc, tylko nie zdążył. Ale na pewno bardzo chciał. Bardzo, bardzo, bardzo
chciał. No, to chyba może schować do skarbca swój najcenniejszy skarb? Misio szybko pobiegł do domu po
beczułkę z miodem i czym prędzej wrócił do labiryntu. Ledwo przecisnął się przez otwór wejściowy, no cóż,
budowniczy nie przewidzieli wizyty okrąglutkiego Miodka. Poszedł przed siebie labiryntem nie czując nawet, że
przeciskając się wąskimi korytarzami strąca jakieś znaki.
----------------------------– Tycia! Pysio! Obudźcie się! – krzyczała Myszka Norka – wychodźcie szybko, musimy natychmiast iść
do naszego labiryntu, coś się tam stało. Norka z Kosidutkami obudzili jeszcze Chomika i pobiegli co tchu na
słoneczną polanę, wprost do wejścia do labiryntu. Już w pobliżu usłyszeli dochodzące ze środka jakieś krzyki.
– Ja się, ja, ja się… – jąkał się Sadełko.
– Ty się? – oczekująco zapytała Norka – Ty co się?
– Poszaleliście? – sucho zapytał Pysio – Jajasie, tycosie, czy to naprawdę odpowiednia chwila na popisywanie się
znajomością języków obcych?
Norka i Sadełko wybałuszyli oczy na Pysia
– O czym ty mówisz? – zapytała ostrożnie Norka.
– Ja się boję!!! – wrzasnął jednocześnie Chomik Sadełko. Tycia nerwowo pisnęła – To co robimy?
– Jak to co robimy? Idziemy sprawdzić, co się tam dzieje! – bojowo wykrzyknął Pysio – weźmiemy tylko ze sobą
broń, amunicję i...
– Pysiu, puknij się. Jaką broń?! – zdenerwował się Sadełko – Przecież my jesteśmy bezbronni.
– Cicho!!! – wrzasnęła Norka – Uspokójcie się natychmiast i posłuchajmy tych odgłosów spod ziemi. Czy nie
wydają wam się znajome?
A spod ziemi wydobywał się na powierzchnię stłumiony, rozpaczliwy krzyk.
– Ratunku! Na pomoc!.
– Miodek!!! – wykrzyknęli zgodnie przyjaciele – A skąd on się tam wziął?
– O tym pogadamy później, teraz pomóżmy mu stamtąd wyjść – rozsądnie zauważył Sadełko. Niestety, to była
jedyna rozsądna uwaga tego poranka. Czwórka przyjaciół pobiegła ratować biednego Niedźwiadka, nie
zwróciwszy najmniejszej uwagi na zniszczone znaki. Dzielni ratownicy biegli przed siebie długimi korytarzami
labiryntu kierując się głosem przerażonego Miodka.
– Misiu, nic ci się nie stało? – z niepokojem wypytywali uratowanego przyjaciela.
– Na szczęście nic. Ale co się strachu najadłem – odpowiedział miś.
– No, chyba nie tylko strachu? – Pysio wymownie zaglądał do przewróconej pustej beczułki.
– A ty wiesz, ile trzeba mieć siły, żeby tak głośno wołać „ratunku” ze środka ziemi? – bronił się oburzony
Niedźwiadek.
– Nieważne. Misiu, jak wyjdziemy na górę, to przede wszystkim wytłumaczysz nam skąd się tu wziąłeś – surowo
stwierdziła Myszka Norka.
– Wszystko wam wytłumaczę, nie gniewajcie się na mnie. Tylko wyjdźmy już stąd – błagalnie prosił Miodek.
Przyjaciele wyruszyli w drogę powrotną. Przy pierwszym rozwidleniu korytarzy okazało się, że nie wiedzą
którędy iść dalej. Na ziemi leżały zniszczone, zdeptane szczątki jakiegoś znaku. Przyjaciele ze Słonecznej Polany
utknęli w środku labiryntu, nie znając drogi powrotnej.
----------------------------– Gdzie biegniesz Zajączku? – zawołała ze szczytu dębu Wrona Kra-Kra. Wrona codziennie leci dookoła
Słonecznej Polany i sprawdza, czy wszystko jest w porządku. Wrona, jak to Wrona, wiadomo – lubi wiedzieć, co
w trawie piszczy.
– Dzisiaj mam odebrać od Myszki Norki przepis na racuchy! – odpowiedział radośnie Kic – Myszka robi
najsmaczniejsze racuchy w całym Pachnącym Lesie i nareszcie udało mi się ją namówić, aby mi zdradziła jej
sekretny przepis, jeszcze po prababci. Jednak radość Zająca szybko zmieniła się w irytację. Dom Myszki Norki
pozostawał zamknięty na głucho, pomimo stukania w drzwi i wołania – No i tak to jest, jak się poważny Zając w
poważnej sprawie z roztrzepaną Myszą umawia. Na pewno zapomniała, jak zwykle i poszła na plotki do Chomika
Sadełko – zrzędził Kic – No, żeby się tylko nie pomyliła i jemu nie oddała przepisu prababci. Trzeba się śpieszyć.
I pobiegł Zając najszybciej jak umiał do domku Chomika. A tu… stuka, woła, tupie… nikt nie otwiera. –
Acha! To znaczy, że wszyscy siedzą razem u misia Miodka i pewnie już się raczą słodkościami. Oby to tylko nie
były moje racuchy. Trzeba pędzić.
Pognał Zając jak strzała do domu misia Miodka. No nie! Tu także cicho, głucho… Puka Zając, stuka,
skacze, tupie i woła – nikogo nie ma. – Gdzie oni poszli? Aaa, wiem. Jak nic mają spotkanie u Kosidutków. Tycia
i Pysio lubią gości, kuchnię mają dużą, a i smakołyków u nich nigdy nie brakuje. Jak nic te łakomczuchy
wszystkie tam siedzą i jedzą, a ja jak ten... jak ten... Zając. Kicam i kicam. Już ja im powiem co o tym myślę! – I,
mocno już rozsierdzony Kic, pognał do chatki Kosidutków. Zadyszany dopadł do drzwi. Nie miał już siły
krzyczeć i stukać – po prostu nacisnął klamkę. Drzwi się otworzyły, a Zając Kic z rozpędem wpadł na środek
kosidutkowej kuchni. Pustej kuchni... Zającowi łzy zakręciły się w oczach. Jak to tak? Wszyscy sobie gdzieś
poszli?! Bez niego?!! I nawet go nie zapytali?!!! Przecież to niemożliwe. Przyjaciele tak nie postępują – Coś się
musiało stać. Coś bardzo złego – zamyślony Zajączek wyszedł z chatki Kosidutków.
Biegając od domu do domu i myśląc tylko o obiecanym przepisie na racuchy, nie zauważył nawet, że po
porannym słońcu nie było już nawet śladu. Na niebie piętrzyły się ciemne chmury, a zwykle jasna Słoneczna
Polana zrobiła się ponura i ciemna. Z daleka rozległ się głos grzmotu. Jak nic nadchodzi burza.
– Oj, Zajączku! Lepiej szybko wracaj do domu – rozległ się z wysoka głos Wrony Kra-kra.
– Nie mogę, chociaż bardzo nie lubię burzy! – zawołał Kic z rozpaczą – Coś złego przydarzyło się moim
przyjaciołom. Muszę ich odnaleźć. Na pewno potrzebują pomocy!
– Ja wiem, gdzie oni są – oznajmiła Wrona – ale przecież nie można zapytać o radę najmądrzejszego ptaka w lesie
– marudziła przemądrzałym tonem Kra-Kra.
– Jesteś najmądrzejszym ptakiem w Pachnącym Lesie i potrzebuję twojej pomocy. Mów wszystko co wiesz.
– Kiedy jak zwykle oblatywałam naszą polanę, żeby mieć na wszystko baczenie, bo przecież tylko ja, Kra-kra,
potrafię zapanować nad tym, co się tu dzieje i w porę…
– Kra! – krzyknął Zając – gdzie są nasi przyjaciele?
– Tylko ja tym lesie mogę krzyczeć „kra” – wymamrotała Wrona – Najpierw zauważyłam jakiś dziwny otwór w
ziemi obok tej kępy pysznych poziomek, których na pewno było by znacznie więcej gdyby łakomy Sadełko nie
podjadał ich tak często…
– Kra-kra!!! – wrzasnął rozzłoszczony Kic – miałaś mi pomóc, a nie wymądrzać się.
– Co? Ja się wymądrzam? A kto kracze i mnie przedrzeźnia zamiast uważnie słuchać? – rozzłościła się Wrona.
– No dobrze, spokojnie – uspokajał Zając – zobaczyłaś dziwny otwór na polanie i…
– I potem zobaczyłam Miodka dźwigającego beczułkę miodu, jak wchodzi do tego otworu. A wiesz, już to było
zastanawiające, bo przecież wszyscy wiedzą, jaki z misia jest leń i…
– Kra! – przerwał jej zdenerwowany Zając.
– No nie. To jest nie do wytrzymania. Ty mnie cały czas przedrzeźniasz – rozzłoszczona Wrona rozłożyła skrzydła
do lotu.
– Nie, nie odlatuj. Przepraszam. Już ci nie będę przerywał – błagał skruszony Kic – Mów co widziałaś.
– No dobrze. Słuchaj uważnie. Po śniadaniu zobaczyłam wchodzących do tej samej dziury Myszkę, Chomika i
Kosidutki. I od tej pory już ich nie widziałam. A skoro ja ich nie widziałam, to nikt ich nie widział – dramatycznie
zakończyła opowiadanie Wrona. Zajączek złapał się za głowę.
– Co robić? Muszę tam wejść i ich ratować. A co będzie, jak ta czarna dziura połknie i mnie? I skąd będę wiedział,
jak stamtąd wyjść? Radź, Wrono kochana, pomóż w biedzie, co dwie głowy, to nie jedna! – krzyczał przerażony
Zając.
– Teraz to kochana Wrono, a wcześniej przedrzeźnianie i krzyki. I jakie dwie głowy... Moja mądra głowa starczy i
za twoją pustą makówkę – mamrotała zdenerwowana Wrona – Słuchaj. Przede wszystkim nie możesz tam wejść
bez światła. Po ciemku wszystkie Wrony są czarne. Tfu, co ja mówię, wszystkie koty są czarne. Tfu! Na psa urok,
tylko nam tu kota brakowało…
– Co ci się stało? Jakieś dziwne rzeczy mówisz – zdziwił się Kic – Ale masz rację, muszę mieć światło. Wiem!
Zaproszę świetliki na darmową przejażdżkę, z nimi żadne ciemności mi nie straszne.
Kra-kra, Zając i świetliki dotarli do wejścia do labiryntu. spod ziemi słychać było stłumione krzyki
zagubionych przyjaciół.
– Żyją! – krzyknął uradowany Kic – Świetliki na miejsca! Brygada ratunkowa naprzód! – I Zając już dawał nura
do labiryntu, gdy nagle silny dziób Wrony Kra-kra zdecydowanym chwytem za ogon zatrzymał go gwałtownie w
miejscu.
– Aua, aua, zwariowałaś?! – krzyknął rozzłoszczony Zając masując łapkami szczypiący boleśnie ogonek – O co ci
znowu chodzi?!
– Mówiłam, żebyś słuchał rad mądrzejszych od ciebie, świszczypało – zdenerwowała się Wrona – Co z tego, że
masz światło, jak nie znasz drogi? Do nich dojdziesz kierując się słuchem, a co z powrotem? Oni nie wyszli…
– Masz rację – przyznał skruszony Kic – Ale zobacz, co się dzieje na niebie. Za chwilę lunie deszcz. O, już
spadają pierwsze krople. A co będzie, jeśli woda zaleje te podziemne korytarze? Myszka, Niedźwiadek, Chomik i
Kosidutki są w strasznym niebezpieczeństwie – Mogą się utopić! Nie mamy czasu!
– Poczekaj, Zającu, pomyślmy. Co nagle to po diable – przemądrzała Wrona Kra-kra po raz pierwszy od dawna
straciła chęć do wymądrzania się – Trzeba jakoś zaznaczyć drogę, którą będziesz szedł do naszych zagubionych.
Wiem, rysuj po drodze ślad patykiem na ziemi. Będziesz wiedział, którędy z nimi wrócić.
– Nieprawda! A jak woda zacznie się wlewać pod ziemię? Rozmyje wszystkie ślady.
– No tak, no tak. To może dam ci zapas moich ziaren słonecznika? Będziesz je sypał po drodze.
– Woda je spłucze i nadal nic nie będę wiedział. Myśl, Wrono, myśl! Coraz większa ulewa…
– Wiem. Mam w swoim gnieździe skarb, który przyniosłam z wyprawy do miasta. Dzieci rysowały obrazki takimi
kolorowymi patykami na tych dziwnych twardych drogach, które tam mają – Wrona wzniosła się na szczyt dębu i
błyskawicznie wróciła z dziwnym, żółtym patykiem.
– Świetnie, mogę tym rysować znaki na ścianach korytarzy. Idę, nie ma chwili do stracenia!
I Kic wskoczył wprost do ciemnej dziury. Wrona dreptała samotnie dookoła wejścia do labiryntu czekając na
powrót przyjaciół a wokół rozszalała się burza. Nagle tuż nad jej głową rozległ się przeraźliwy grzmot. Kra-kra
już miała zemdleć, gdy jej oczom ukazał się dziwaczny widok – wystający z podziemnego wejścia ogon Kica.
Natychmiast otrzeźwiała.
– Zającu! Proszę natychmiast obrócić się pyszczkiem do kierunku marszu – nakazała surowo.
– Kto to widział wychodzić na ziemię tyłem.
– Uff, już nie mogę... Pomóż Wrono! I rrraz, ciągnij! – sapał Zajączek. Osłupiała ze zdumienia Wrona ujrzała
wyłaniającego się spod ziemi Kica ciągnącego z wysiłkiem za łapki misia Miodka.
– A, a, a, gdzie reszta? – wyjąkała Wrona słabym głosem.
– Pchają go z tyłu – wysapał Zając. Jeszcze chwila wysiłku i Miodek wystrzelił jak z katapulty a za nim
wyskoczyli Myszka, Chomik i Kosidutki. Biedny misiu miał bardzo nieszczęśliwą minę i wyglądał... jak siedem
nieszczęść. Ubłocony, z potarganym, poplamionym na żółto futerkiem.
– Co wy mu zrobiliście? – ze zgrozą zapytała Wrona.
– My mu zrobiliśmy? My?! – rozzłościł się Pysio – Chyba, co on nam zrobił! Nie dość, że wszedł bez pozwolenia
do naszego labiryntu, że zniszczył wszystkie znaki, to jeszcze żarłok jeden zjadł całą beczkę miodu. Całą beczkę!
Jak po niego przyszliśmy, to miał dwa razy grubszy brzuszek niż zwykle. I nawet gdybyśmy znali drogę powrotną,
a nie znaliśmy, bo zniszczył znaki, to i tak nie dalibyśmy rady przepchnąć go z tym brzuchem przez wszystkie
zakręty bez pomocy Kica.
– No to dlaczego nie zbudowaliście od razu szerszych korytarzy? No, dlaczego? – słabo bronił się Miodek.
– Ty się lepiej nie odzywaj – groźnym głosem uciszył go Sadełko.
– A kto spał smacznie wśród pachnących trawek zamiast pomóc nam w ciężkiej pracy?
– Dajcie już spokój – Norka uśmiechnęła się do wszystkich – Ta przygoda nauczyła misia, że nie warto spać,
kiedy przyjaciele pracują. A my wszyscy przekonaliśmy się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Nawet tych, którzy czasami są trochę przemądrzali.
– Tak? A kogo właściwie masz na myśli? – zaperzyła się Kra-kra.
– Zapraszam wszystkich do siebie – Norka nie pozwoliła złościć się Wronie.
– Zajączku, jak myślisz, czy racuchy robione samemu smakują lepiej, niż robione z gromadą przyjaciół?
Zając od razu zrozumiał, o co chodzi Myszce. Roześmiał się.
– Na pewno smakują najlepiej, gdy robi się je i zajada w towarzystwie przyjaciół. Przyjaźń to najlepsza przyprawa
na świecie i wszyscy mogą z niej korzystać.
– A widzisz. I to jest cała tajemnica przepisu mojej prababci – zachichotała cicho Myszka Norka.

Podobne dokumenty