xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa
Transkrypt
xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa
PRZYGODY Z MINERAŁAMI W TLE CZYTAJ IV-V WYDANIE SPECJALNE SOBOTA – NIEDZIELA, 6– 7 PAŹDZIERNIKA 2007 R. Wspomnienia kolekcjonerów z ich podróży i niezwykłych odkryć... INTERSTONE Czy to koniec polskiego bursztynu? ® Fascynujący świat minerałów z różnych stron świata. W łódzkiej Hali Sportowej spotykają się pasjonaci, kolekcjonerzy i amatorzy kamieni... STRONA II Z dna Bałtyku trudno pozyskać zadowalające ilości bursztynu. Pasja, która urzeka STRONA III Tym razem rzecz o muszlach. Czym jest konchistyka opowiada kolekcjoner Andrzej Jarzębowski. Cynkity z Oławy STRONA VI Co powstało z powodu wad technicznych pieca do otrzymywania tzw. bieli cynkowej? ® XXXI WYSTAWA I GIEŁDA MINERAŁÓW I WYROBÓW JUBILERSKICH FOT. ADAM JUŚKIEWICZ II ODMIANA KRYSZTAŁU GÓRSKIEGO 6–7 października 2007 r. Co to są herkimery? Rozmowa z Jarosławem Sołtysem, znawcą, kolekcjonerem i dostawcą herkimerów na polski rynek. H erkimery, inaczej „diamenty herkimer”, to lokalna nazwa bezbarwnej, idealnie czystej odmiany kryształu górskiego o wyjątkowo silnym połysku, przypominającej diamenty. Występują wśród dolomitów nad jeziorem George w stanie Nowy Jork. Ich wielkość zwykle nie przekracza 1 cm. Tak opisują herkimery podręczniki mineralogii. Dodają, że jest to odmiana kwarcu podobna do „diamentów marmaroskich” z fliszowych Karpat oraz włoskich „diamentów Carrara”. d Jak stał się Pan ich znawcą i kolekcjonerem? J.S.: Kilka lat temu byłem w Szwecji u mojego przyjaciela Kennetha i tam zobaczyłem pierwszy raz te intrygujące kwarce. Ich piękno wzbogacały ciekawe opowieści Kennetha o herkimerach. Np. o odkrywcy tych minerałów. W połowie XVIII wieku gen. Nicholas Herkimer wraz ze swym wojskiem budował fortyfikacje w okolicach Middleville (dziś przedmieście Nowego Jorku) i odkrył olbrzymie złoże diamentów. Przez wiele lat w tajemnicy przed żołnierzami oraz mieszkańcami kopał w tym miejscu i skrzętnie powiększał swój diamentowy skarb. Jakież było jego zdziwienie, gdy przed śmiercią w 1777 r. dowiedział się, że są to nie diamenty, lecz wyjątkowo czyste kwarce z obu stron zakończone piramidką. Tak to generał przeszedł do historii nie dzięki swym militarnym sukcesom, lecz na skutek mineralogicznej pomyłki. Po latach okazało się, że generał nie odkrył też tej odmiany kwarcu, bo już setki lat temu Indianie Mohawk herkimery stosowali jako amulety i ważny element plemiennych ozdób. d Czy są jakieś odmiany herkimerów, szczególnie cenne okazy? J.S.: Znaczna część kryształów jest idealnie czysta i zakończona z obu stron regularną piramidką. Wielkość ich w zasadzie nie przekracza 10 mm, ale zdarzają się większe, mające nawet 60 mm. Część z nich w środku posiada czarne inkluzje (antraksolit). Dodają im uroku, a wytwórcę biżuterii zmuszają do ich wyeksponowania. Najcenniejszą odmianą herkimerów są zrosty krystaliczne (od 3 do 20 kryształów) – „The People Crystals”. W Polsce mówi się o nich „warkocze”. d Był Pan w kopalni herkimerów i wydobywał je ze skały? J.S.: Byłem kiedyś na gieł- dzie minerałów w Tucson w stanie Arizona, gdzie poznałem Gary’ego. Spędza on co roku wiele tygodni w kopalni herkimerów i wydłubuje z dolomitowej skały te cudowne kryształki. Dzięki niemu poznałem to miejsce i miałem okazję uczestniczyć w tym frapującym zajęciu. Kenneth „zaraził” mnie her- kimerami, a Gary pokazał, jak i gdzie występują. Obu im za to jestem wdzięczny. d Dziękuję za rozmowę. J.S.: Zapraszam zainteresowanych: [email protected], www.estone.pl,oraz telefony: 0-602 198 269 oraz 0 604 561 202. ROZMAWIAŁ RYSZARD JUŚKIEWICZ HALA SPORTOWA MOSiR ul. ks. Skorupki 21 INTERSTONE ® WYSTAWA I GIEŁDA ŁÓDŹ sobota–niedziela ® 10.00–18.00 29-30 marca 2008 r. MINERAŁY – BIŻUTERIA Centrum Informacji Turystycznej 90-423 Łódź, ul. Piotrkowska 87 Tel.: 042 6385956 Tel./Fax.: 042 6385955 e-mail: [email protected] www.cityoflodz.pl CIT zajmuje się udzielaniem informacji o: noclegach, atrakcjach turystycznych, imprezach P od takim tytułem równo rok temu opublikowano w jednej z gazet artykuł o polskim złocie. Prosiłem znanych mi bursztynników o odpowiedź na to pytanie. Nikt nie potrafił mi dać jednoznacznej odpowiedzi. Nasuwały się natomiast wątpliwości. Jeśli koniec, to dlaczego dzisiaj? Co to zna- kulturalnych i turystycznych, placówkach muzealnych, ofercie łódzkich biur podróży. Ponadto pomaga w opracowaniu programów imprez turystycznych, a zainteresowanym udostępnia bogaty księgozbiór krajoznawczy i zbiory kartograficzne. Bierze udział w imprezach promujących miasto, w objazdach studyjnych oraz konferencjach. Jest współorganizatorem kursów dla kadry turystycznej. SKAMIENIAŁOŚCI, MUSZLE, WYROBY JUBILERSKIE OKAZY Z CAŁEGO ŚWIATA To warto zobaczyć! To warto kupić! Serdecznie zapraszamy www.interstone.net.pl Czy koniec polskiego bursztynu? czy koniec? Czy nie będziemy już wydobywali bursztynu z Bałtyku? Czy koniec to znaczy nie 6 ton wydobywanych rocznie, jak w latach 1970 –1990, a np. 3 tony? A może to potwierdzenie znanego już od miliona lat zjawiska, gdy lodowiec „zabrał” duże ilości bursztynu z bałtyckiego złoża i rozsypał po całej Polsce? Wszystkie wątpliwości na szczęście rozwiała prof. Barbara Kosmowska-Ceranowicz, rzeczoznawca bursz- tynu: „Złoża bursztynu nie wyczerpały się, chociaż penetrując dno Bałtyku trudno uzyskać zadowalające bursztynników ilości bursztynu”. Tłumacząc tę dyplomat yczną odpowiedź można stwierdzić, że nie grozi nam załamanie rynku wyr obów z bursztynu. Nie ma podstaw, by sądzić, że nagle ilość bursztynu pozyskiwanego z Bałtyku ulegnie zmniejszeniu. Uff, nie ma powodu do paniki i spekulacyjnego wykupywania wyrobów z bursztynu. Można ze spokojem kupić na giełdzie tylko te, które nam się podobają. (RJ) III KONCHISTYCZNE HOBBY 6–7 października 2007 r. Urzekająca pasja Kolekcjonowanie muszli – konchistyka – to piękne, choć mało popularne hobby. Poprzez rozwijanie zbioru, mamy ciągły kontakt z fascynującymi tworami przyrody, jakimi są „domki” ślimaków i małży, a także niektórych głowonogów i kiełczaków. M oja przygoda rozpoczęła się w latach 70. od lektury książki prof. Andrzeja Samka pt. „Świat muszli” i otrzymania dwóch muszli, które przechowuję do dziś. Książka przeniosła mnie w świat egzotyki i nowej dla mnie, pasjonującej dziedziny wiedzy. W latach 70. i 80. w Polsce było trudno rozwijać kolekcję: właściwie brak muszli na rynku (pomijając Jarmarki Dominikańskie, targi staroci, znajomych i obcych marynarzy, podróżujących przyjaciół i wakacje w Jugosławii), wysokie ceny i brak literatury. Książki sprowadzane z Zachodu kosztowały majątek, a zdobycie każdej muszli oznaczało wielkie święto. W latach 90. Polska otwo- CHARONI ka rodzajów muszli, z których najbardziej znane są „złota porcelanka” (Cypraea aurantium) i stożek „chwała mórz” (Conus gloriamaris). Ten ostatni okaz można obecnie kupić w Polsce za 50 dolarów, choć jest kilkanaście stożków dużo od niego droższych, lecz stosunkowo mało znanych. W ich przypadku płaci się raczej za rzadkość występowania, a nie sławę. Z drugiej strony, istnieje wiele gatunków muszli słynnych i bardzo drogich, ale nie z racji ogromnego na nie popytu, tylko bardzo małej podaży. Najczęściej zbieraną przez polskich kolekcjonerów rodziną są porcelanki TURBO_SA (podobnie jest na świecie). Może to dziwne, bo – trywializując – wszystkie porcelanki są „takie same”. Różnią się tylko wielkością i kolorem, daleko im ze zmiennością do rozkolców czy zwójek. Ale widocznie mają w sobie to coś rzyła się na świat. Po powrocie z Japonii w roku 1992 założyliśmy z żoną firmę NEPTUNEA i w Warszawie pierwszy w Polsce sklep konchologiczny, który pełnił rolę lokalnego klubu kolekcjonerów. Utrzymał się on do dziś (pod zmienionym adresem) i oferuje kilkaset gatunków muszli. Regularnie gości hobbystów. Od początku staramy się sprowadzać do Polski muszle kolekcjonerskie i oferować je w cenach niższych niż światowe. Konchistyka ma swoje białe kruki. Popularnonaukowa literatura rozsławiła kil- CYPRAEAC HALIOTIS Łatwy dostęp do sieci i znajdujących się w niej informacji eliminuje chęć sięga- TONNA_SU – ja też je lubię. Nie bez znaczenia jest, że należy do nich wiele tanich gatunków, ale jest też dużo drogich porcelanek, zatem późniejsze zaspokajanie kolekcjonerskich apetytów nie jest już takie proste. Dużym zainteresowaniem cieszą się także stożki, rozkolce, skrzydelniki i zwójki. Jako przykład drogiej rodziny wymieniłbym Pleurotomarie. Z przykrością obserwuję spadek zainteresowania prawdziwym kolekcjonerstwem. Znam młodych ludzi, którym surfowanie po internecie i oglądanie muszli zastępuje kolekcjonerstwo i obcowanie z rzeczywistym eksponatem. nia do wiedzy zawartej w publikacjach naukowych i popularnonaukowych. Ponadto niepotrzebnie rozbudza apetyty do poziomu przekra- czającego możliwości finansowe przeciętnego kolekcjonera, wyrabiając u hobbystów przekonanie, że tylko najbardziej wyszukane eksponaty są godne, aby znaleźć miejsce w zbiorach. Ja najbardziej cenię sobie okazy zdobyte samodzielnie w trakcie podróży, choć często są to muszle podniesione z dna lub znalezione na plaży w stanie dalekim od doskonałego. Czasami bywają okupione skaleczeniem nogi o ostrygę lub strachem przed nadciągającym tajfunem. Wiążą się z nimi wspomnienia, są pamiątką spotkań i zakupów u autorytetów w konchistycznej branży. TEKST I FOT. ANDRZEJ JARZĘBOWSKI SPONDYLU Miejsca, które warto odwiedzić Sołtyków – gagat i ślady dinozaurów P rzez długie lata Sołtyków, wieś niedaleko Odrowąża w gminie Stąporków, znany był z tego, że w tamtejszych gliniankach znaleźć można było ładne okazy gagatu, czyli odmiany węgla powstałego z pni araukarii w okresie jurajskim (ponad 180 mln lat temu). Sensacją naukową przed kilkunastoma laty było znalezienie na tym te- renie w skałach dolnej jury (sprzed około 200 mln lat) śladów dinozaura drapieżnego wraz z odciskami śródstopia. Takie odciski są niezwykle rzadkie, gdyż prawdopodobnie powstały wtedy, gdy zwierzęta skradały się do ofiary, odpoczywały lub wykonywały tańce godowe uginając kolana i dotykając miękkiego podłoża śródstopiem. Dalsze badania paleontologów pozwoliły na odkrycie najstarszego zapisu stadnego życia zauropodów, czyli drapieżnych dinozaurów jurajskich, a także dowodów na opiekę rodziców nad młodymi gadami. Odkrycia te zostały szczegółowo opisane i stanowiły istotny materiał do badań nad życiem tych ogromnych gadów. Nic dziwnego, że w roku 1997 na tym terenie utworzono na powierzchni ponad 13 ha rezerwat częściowy, chroniący odkryte i zakonserwowane przed wpływem warunków atmosferycznych ślady gadów oraz miejsca występowania gagatów. Na terenie rezerwatu nazwanego Gagaty Sołtysowskie, są ścieżki dydaktyczne wraz z tablicami informacyjnymi, zabezpieczone wiatami ślady dinozaurów w dużym wyrobisku stanowiącym pamiątkę po kopalni gliny. Warto to miejsce zwiedzić, zobaczyć odkrycia i wyobrazić sobie, jak przed 200 mln lat wyglądała nasza planeta. RYSZARD JUŚKIEWICZ IV PRZYGODY Z MINERAŁAMI W TLE 6–7 października 2007 r. MINERAŁY OD PASZTUNÓW Czas: lipiec 2006 Miejsce: Dolina Shigar, okolice Skardu, Północny Pakistan U dało się! Dotarliśmy do miejsca tak odległego, że można by powiedzieć – na końcu świata. Miejsca, które do tej pory istniało dla mnie jedynie w postaci zdjęć wspaniałych turmalinów, akwamarynów czy epidotów na stronie www.mindat.com. Właśnie podczas studiowania tych zdjęć na- rodził się pomysł, by będąc w Pakistanie dotrzeć do miejsca nie mniej interesującego niż tak dobrze znane „świątynie mineralogiczne” jak Mibladen w Maroku, Tsumeb w Namibii czy Baia Sprie w Rumunii. O ile minerały z tych lokalizacji są powszechnie znane, Pakistan poprzez swoją niedostępność nie jest tak popularny. Żeby dotrzeć do Północnego Pakistanu podróżowaliśmy prawie wszystkimi możliwymi środkami transportu. Najpierw lot do stolicy Indii – Delhi, na- stępnie pociąg do granicy pakistańskiej, bus, taksówka, riksza, kolejne kilkaset kilometrów Karakoram Highway w zatłoczonym autobusie, znów busy itd. Ale udało się! Teraz stoimy na drodze, gdzie nie jeździ żaden transport publiczny. Musimy przejechać jeszcze kilkanaście kilometrów, by dotrzeć do samego serca doliny Shigar i trafić do miejscowych handlarzy. Zatrzymuje się jeep. – Asalam alejkum! Jedziemy do Dassu, zabierzecie nas ze sobą? – pytam. – Oczywiście! Właśnie tam jedziemy! Jesteśmy handlarzami kamieni szlachetnych. Jedziemy kupić towar – odpowiada brodaty Pasztun. Nie mogliśmy trafić lepiej, zabiorą nas do swoich dostawców. Kilkanaście kilometrów po najgorszych drogach, jakie tylko można sobie wyobrazić, pokonaliśmy w 1,5 godziny. Pierwsza miejscowość, wchodzimy do sklepu. Sprzedawcy wystawiają akwamaryny – najbardziej błękitne i przezroczyste, jakie widziałem. Ceny zaczynaja się od kilkuset dolarów. Nie na naszą kieszeń. Turmaliny (głównie szerle) – tych mam już w plecaku wystarczająco dużo z innych lokalizacji. Epidoty – piękne, ale niezbyt tanie. Kupuję jednak kil- bić. W końcu godzi się na moją cenę mówiąc: You are my friend... Tego dnia widzieliśmy mnóstwo pięknych okazów ka. Pytam o spessartyny, które widziałem w innych miejscach – mają, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Rezygnuję. Największym hitem tej lokalizacji były jednak wezuwiany. Jest to nowe znalezisko w tym miejscu – odkryte zaledwie kilka lat temu. Rarytas, i to jaki piękny! Idealnie wykształcone, ciemnobrązowe kryształy dochodzą do 1 cm. Bez wahania decyduję się kupić kilka okazów. Parę minut targowania i handlarz widzi, że będzie ciężko na mnie zaro- (głównie akwamarynów, topazów, tu nów). Niestety, na nie z nich mogliśmy sobie p lić. W przeciwieństwie znanych han którzy tego wydali kilka cy dolarów me akwama TEKST DO ZAW maliwiele zwoo polarzy, dnia ysięa sayny. FOT. MINIK ADZKI V PRZYGODY Z MINERAŁAMI W TLE 6–7 października 2007 r. Kolekcje – na chwilę? M aj – baseny termalne w Sarospataku, historycznych węgierskich Atenach. Na bliskim horyzoncie zielone Zemplińskie Wzgórza, bardziej na wschód Tokaj i tokaje, wokół winnice. Znamy z polskich giełd rzadkie okazy tutejszego skrzemieniałego drzewa. Jeden piękny kawałek kupiliśmy już mężem, fachowcem z tutejszych kamieniołomów, w większości dziś nieczynnych. Wchodzimy do drewnianego pawilonu w ogrodzie. Na wszystkich ścianach ten sam układ: na podłodze głazy-okaziska, wyżej na półkach i w gablotach okazy, powyżej przeglądowe plansze po węgiersku. Pośrodku stoły: okazy – mniejsze i fachowa literatura. Wszystko przyszarzałe, brak okien, oświetlenie za słabe, by robić zdjęcia. ALE OKAZY: rewelacyjne skamieniałości (w tym ryby); wielorakie, różnobarwne i wielogabarytowe skrzemieniałe drzewo – w tym supermuzealne kurioza. Jeszcze większe zdumienie – opale: drobne, większe, cudne żyły w bryłach – mieniące się całą paletą kolorów: czerwienią, złotem, fioletem, zielenią, czernią. Pożeramy je oczyma, zapominając definitywnie o tym, co pozostało po złożach pod słowackim (obecnie) Dubnikiem. Są obsydiany – ale jakie! Ponadto jaspisy i agaty. Nawet kwarce. Wszystko stąd. Przy wejściu, na ścianie ręczna plan- sza-mapa, gęsto poznaczona ideogramami skamieniałości i minerałów. Już rozumiemy, dlaczego Panią G. tak zdziwiło pytanie: gdzie zbierać? Odpowiedź była krótka – wszędzie. O wymianie czy zakupach nie ma mowy. Dla Pani G. zbiory to pamięć męża i lat wspólnych poszukiwań. ddd W lipcu tydzień w Rzeczce. Mineralogiczne imperium dwóch Panów Janów. Kilkadziesiąt lat zbieractwa na południowych obszarach Gór Sowich. I nie tylko „książkowe” czarne turmaliny – szerle (vel skoryle). Także drobne kryształy górskie, blaskiem bliskie herkimerom, ametysty, cytryny; granaty i beryle. Korzystamy z uprzejmości Pana Janka S. Zbioru takich szerli oczy nasze nie widziały. I beryle – nie gorsze od tych z okolic Bielawy. I przede wszystkim muzealne rarytasy z najwyższej półki: turmaliny na granatach, granaty w turmalinach! Pan Janek kolekcji nie rozprasza, nie wybiega myślą naprzód, żyjąc w otoczeniu swoich mineralogicznych cudów i dziesiątków lipowych rzeźb własną ręką z wyobraźni wydobytych. ddd W czerwcu w Kowarach u Pana Leszka Z. Wspaniała, wielka kolekcja przepięknych agatów szczelinowych z Przeździedzy, własnoręcznie pociętych i wypolerowanych. I szokujący, fenomenalny, przeobfity zbiór bardzo charakterystycznych szczotek ametystu z legendarnej – już historycznej – lokalizacji na wschodzie w Sarospataku w sklepie z pamiątkami. Intryguje nas w polskim tłumaczeniu lokalnego folderu zdanie: „W Tálly na miłośników błyszczących kamieni czeka wspaniała kolekcja minerałów”. I tyle. Ratuje nas dziewczyna z informacji turystycznej. Wydzwania, w końcu tryumfuje: jesteście umówieni o 14, muzeum, prywatne, jest bezpłatne. Odnajdujemy dom otoczony wysokim murem. Otwiera starsza pani. Zbiory to efekt 50 lat gromadzenia z nieżyjącym Karpacza. Wie o tej lokalizacji kilka osób stamtąd i dwie rodziny z Pabianic. W literaturze fachowej – zero wzmianki. Kolekcja Pana Leszka jest jak dotąd w pełni anonimowa. ddd Z doświadczenia i naukowych opracowań wiemy: jedne z cech kolekcji jako takich, to ich chwilowość i nietrwałość. Ale może nadeszła cywilizacyjna i kulturowa pora w Europie samorządowych społeczności, by rozpadom i zanikom kolekcji zapobiegać? Bo przypadkowe, okazjonalne szczęście oglądania tego, co za chwilę się rozproszy, podszyte jest smutkiem. JOLANTA I WIESŁAW PUSZOWIE FOT. ADAM JUŚKIEWICZ Od redakcji: Jaki będzie los kolekcji autorów artykułu? Miejmy nadzieję, że znajdzie miejsce, na jakie zasługuje. SKARBY SPOD... KRUSZARKI Czerwiec 2002 rok, piątkowe popołudnie – dlaczego utkwiło mi w pamięci? Kierowca 35-tonowego biełaza woził dla mnie kamienie (okazy!), zamiast oddać je na kruszarkę. A zaczęło się od czwartkowego strzelania. Po strzelaniu zawsze można coś znaleźć i dlatego w piątek pojechałem do kamieniołomów w Grzędach G. Udało mi się załatwić formalności związane z wejściem. Samochód zostawiam na parkingu, wskakuję w strój roboczy i idę w stronę wyrobiska. Z góry widzę, że to co było strzelone, wożone jest na kruszarkę i nie będzie można pogrzebać w tym rejonie. Wcześniejsze dwa odstrzały przeszukałem w ubiegłym tygodniu. Będzie klęska – myślę sobie. Trudno, nie pierwszy i nie ostatni raz. Przeszukuję poprzednie odstrzały, może coś przeoczyłem. Nastaje cisza, która odwraca moją uwagę od poszukiwań. Koparka nie pracuje, samochody nie jeżdżą, kruszarka zamilkła. Coś się stało. Kierowca potwierdza awarię kruszarki. Wykorzystuję przestój i udaję się na świeży odstrzał. Szperam i wyciągam co jakiś czas okaz. Radość jest tym większa, im więcej tych okazów. I tak zdobyłem „70 ton”, bo tyle przewozi w dwóch kursach ciężarówka. Oczywiście nie wszystkie „zdobycze” były okazałe. Ich piękność była zasłonięta czerwoną glinką i odkryłem ją dopiero po obmyciu. JAN SUBOCZ VI GIEŁDA MINERAŁÓW W MIEŚCIE KOLUMBA 6–7 października 2007 r. Kryształy, słońce i cytrusy O dwiedziliśmy majową giełdę minerałów w Genui. Odbyła się w Porto Antico – Starym Porcie, w tzw. Magazynach Bawełny, zrekonstruowanych w 1992 r. z okazji 500-lecia odkrycia Ameryki. To jedna z najładniejszych imprez geologicznych. Budynek znajduje się tuż obok mor- skiego brzegu i cumujących przy nim jachtów. Pierwszego dnia giełdy można było zwiedzać nawet replikę starego statku Ameriga Vespucci. Na giełdzie – najwięcej stoisk z włoskimi minerałami. Nic dziwnego – występują tu prawie wszędzie, począwszy od Alp przez Toskanię aż po Sardynię, Sycylię i Elbę. Także ruch geologiczny jest dobrze zorganizowany – w każdym regionie istnieją koła zrzeszające miłośników minerałów. W Genui widać zarówno kolekcjo- nerów systematyki jak i tzw. minerałów estetycznych. – Region ten ma dużą tradycję mineralogiczną – mówi Carlo Guidarini z firmy Webminerals – organizatora giełdy. – W przeszłości z Genui pochodzili najwięksi włoscy kolekcjonerzy, a tutejsze muzeum jest jednym z najbogatszych w minerały z Sardynii. Trudno nam oderwać wzrok od przepięknych, ogromnych dymnych kwarców z Alp, czy sycylijskiej siarki o miodowym kolorze i kryształach dochodzących do kilku centymetrów. Bardzo ciekawe i różnorodne są włoskie baryty. Tu można spotkać minerały, które nie są wystawiane na polskich giełdach, m.in. rzadki ferrieryt z Sardynii czy bissolit z długimi włókienkami z Val Varenna. Również stamtąd są różyczki żelaza na albicie. Podziwiamy centymetrowe kryształy rodonitu w kolorze intensywnego różu ze starego złoża, miedź z Molinello, tinzenit z Dolomitów i zielony alpejski tytanit. Wiele okazów pochodzi ze starych zbiorów, bo kopalnie przestały działać lub złoża wyczerpały się. Oczywiście, eksponowanych jest także wiele zagranicznych minerałów, np. klasyczne okazy z Pakistanu i Afganistanu oraz błękitne szmaragdy z Kolumbii. Tym, co odróżnia giełdy włoskie od polskich jest brak agatów, bo nie znajdują zbyt wielu miłośników. Włoscy kolekcjonerzy szukają raczej naturalnych, nieobrobionych kryształów. Małe, bezwartościowe okazy można kupić już za około 3–5 euro, ale zakup okazu do kolekcji to wydatek kilkudziesięciu, a nawet kilkuset euro! Cechą charakterystyczną włoskich giełd jest zakaz sprzedaży włoskich skamieniałości, na podstawie prawa z lat trzydziestych. Ich brak rekompensują za to bardzo ładne skamieliny z całego świata. Można kupić zarówno nowe, jak i archiwalne publikacje mineralogiczne na stoisku słynnej Rivista Mineralogica Italiana. Prowadzone są wykłady geologiczne. Opuszczamy giełdę urzeczeni jej atmosferą. Chcemy jeszcze nacieszyć się śródziemnomorskim klimatem Genui. W maju w genueńskich ogrodach unosi się zapach cy- trusów. Wracamy do portu, żeby zwiedzić akwarium i replikę statku korsarzy, zbudowaną specjalnie do filmu Romana Polańskiego „Piraci”. ALEKSANDRA GOŹDZIK -BROKOWSKA FOT. TOMASZ PRASZKIER CYNKITY Z OŁAWY O dwiedzający jesienne Targi INTERSTONE 2006 obejrzeli efektowną wystawę kryształów tlenku cynku (nazywanych cynkitami) z bogatej kolekcji Arnolda Miziołka. Cynkity te pochodzą z Huty Oława i powstały w rezultacie pewnych wad technicznych pieca, służącego do otrzymywania tzw. bieli cynkowej, czyli mikrokrystalicznego tlenku cynku. Szczegóły procesu i chemiczny mechanizm powstawania spektakularnych kryształów pozostawał przez długi czas nieznany. Trzeba nadmienić, iż naturalny cynkit spotyka się w postaci większych kryształów rzadko. W prestiżowym angielskim czasopiśmie Journal of Gemmology (vol.30, 5/6, 257-267, 2007) pojawił się artykuł pt. „Formation of large synthetic zincite (ZnO) crystals during production of zinc white” grupy głównie polskich autorów. Znajduje się tam opis procesu produkcji bieli cynkowej w Oławie oraz analiza warunków i mechanizmu tworzenia dużych kryształów cynkitu. Prosto to ujmując: kryształy cynkitu powstały z powodu wady technicznej przepony pieca, służącego do generowania par cynku. Powstający ze spalania gazu grzewczego dwutlenek węgla, poprzez szczeliny w wadliwej przeponie, wchodził w kontakt z parami cynku, powodując utlenienie cynku do cynkitu. Ten w postaci małych kryształów osadzał się na ścianach komory. W efekcie tej reakcji powstawał również tlenek węgla. Pod wpływem tlenku węgla i z udziałem par cynku pierwotne kryształy cynkitu ulegały dalej tzw. chemicznie indukownej sublimacji, przekształcając się w większe kryształy wtórne. Długotrwały, nieprzerwany proces produkcji bieli cynkowej (3–6 miesięcy) sprzyjał nagromadzaniu się setek kilogramów kryształów o zróżnicowanych rozmiarach, kształcie i barwie. Autorzy artykułu przedstawili zdjęcie gigantycznego zrostu trzech kryształów cynkitu o wadze 3,5 kg i unikalne zdjęcia wnętrza komory pieca, dokumentujące nagromadzenia minerału. Cynkity z Oławy, choć są wizualnie atrakcyjne, nie nadają się na materiał jubilerski, bo są zbyt miękkie. Za to można ich używać w wysokozaawansowanych technologiach: wytwarzać elementy elektroniczne, odporne na działanie wysokiej temperatury i wysokoenergetycznego promieniowania. Dlatego to wymarzony materiał dla technologii wojskowych i kosmicznych. Cynkit jest też niezbędny do wytwarzania niebieskich laserów. Te perspektywy zastosowań hamuje fakt, że synteza monokryształów cynkitu jest bardzo trudna, a płytki cynkitu do produkcji mikroelementów są bardzo drogie. Trwa wyścig technologiczny do opracowania sposobów wytwarzania płytek p- i n-domieszkowanego cynkitu pozbawionych większych defektów strukturalnych. Rozwijanych jest kilka technologii syntezy. W tym kontekście można nieco uważniej spojrzeć na warunki tworzenia cynkitu w Oławie. Chociaż nie mają one jakości odpowiedniej dla potrzeb elektroniki, jednak powstają w prostym urządzeniu przy ciśnieniu atmosferycznym, osiągając średnicę 30–60mm i wagę kilku kilogramów. Takie rozmiary kryształów syntetycznego cynkitu ciągle jeszcze trudno uzyskać wspomnianymi metodami wytwarzania. Stąd pytanie: Czy możliwe jest produkowanie cynkitu elektronicznej jakości przez zmodyfikowany proces inspirowany analizą defektu oławskiego pieca? Tegoroczne Targi INTERSTONE 2007 prezentują między innymi specjalną miniwystawę dotyczącą mechanizmu powstawania oławskich cynkitów. DR INŻ. WIESŁAW BUCHOWIECKI FOT. MARCIN KRYSTEK VII PRACE TEGOROCZNYCH ABOLWENTEK Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi kształci studentów w różnych specjalnościach artystycznych. B iżuteria jest jednym z kierunków, w którym studenci uczelni państwowych są kształceni tylko tutaj, na studiach dziennych i zaocznych. 16 września br. odbyła się kolejna tura dyplomów studentów studiów niestacjonarnych I i II stopnia z Katedry Biżuterii. Do obrony przystąpiło 6 osób. Dyplomy były bardzo indywidualnymi kreacjami autorów. Każdy dyplomant spojrzał na biżuterie z innej perspektywy, zajął się innym jej aspektem. Dyplom składa się z trzech części: ze- DYPLOMY Z BIŻUTERII miotów, to przede wszystkim umiejętność postawienia sobie właściwych zadań, zdolności rozstrzygania związanych z nimi problemów i konsekwentne ich realizowanie. Dyplom to prezentacja przemyśleń autora na określony temat. Promotorem pierwszych czterech dyplomów (jednego magisterskiego i trzech licencjackich) był prof. Andrzej Szadkowski. Jedynej pracy magisterskiej w tej turze dyplomów pt. „Byłam, jestem, będę – kolekcja biżuterii”, broniła Estera Fijas. Była to bardzo osobista wypowiedź poprzez biżuterię. Tym medium autorka próbowała opisać swoje stany emocjo- ANNA JANCZYK stawu prac realizowanych na określony temat, pracy pisemnej dotyczącej zbliżonej problematyki i prac plastycznych z pracowni rysunku, malarstwa, grafiki lub rzeźby. Każdy student sam wybiera temat pracy dyplomowej. Robienie dyplomu to nie tylko projektowanie i wykonywanie przed- 6–7 października 2007 r. nalne z poprzedniego (pełnego rozterek), obecnego (stabilnego) i przyszłego (pełnego nadziei) okresu. Napisała w swojej pracy: „W biżuterii i klejnotach jak w księdze można przeczytać historię państw, narodów i naszych rodzin”. Sprawami czysto plastycznymi zajęła się Anna Jan- czyk w swojej kolekcji: „Poprzez pryzmat geometrii – biżuteria”. Dla niej „sztuka geometryczna jest synonimem piękna”. Na obręczy koła rozmieszczała jedną, dwie lub trzy ścianki sześcianu i analizowała powstałe miedzy nimi zależności i efekty plastyczne. „Dostrzec ważne słowa – biżuteria i pismo Braille’a”, to temat pracy Anny Barlik. Taśmy blachy w formie bransolet i naszyjników z wytłoczonymi pismem brajla prostymi komunikatami (proszę, kocham, przepraszam...), mają nas namówić do tego, abyśmy „nie bali się wyrażać swoich emocji – są naturalne”. Temat kolekcji Kingi Zielińskiej: „To co jeden człowiek może wynaleźć, inny może odkryć – kolekcja biżuterii inspirowaną biżuterią wiktoriańską”. Autorka nie stworzyła typowej biżuterii. Używając kamieni Swarovskiego i zabiegów kosmetycznych stworzyła na ciele kopie klasycznej, wytwornej biżuterii z tego okresu. Chciała tym sposobem zaprezentować możliwość ozdabiania biżuterią ciał, np. tancerek i pływaczek synchronicznych, którym na zawodach nie wolno nosić biżuterii. Promotorem dwóch kolejnych dyplomów licencjackich był prof. Andrzej Boss. Temat kolekcji Agaty Kamińskiej brzmiał: „ Biżuteria inspirowana tribalem – tatuażem plemiennym”. Płaskie wzory tribali autorka zmodyfikowała ESTERA FIAS i zamieniła na ATA KAMIŃSKA przestrzenne, ele- AG ganckie formy biżuteryjne, które fascynatom tatuażu pozwalają bezboleśnie dekorować swoje ciało. Multiplikacją jednego elementu zajęła się Natasza Weber w kolekcji: „Przerwany krąg – kolekcja biżuterii srebrnej”. Zmieniając wielkość, szerokość rym absolweni rozsunięcie okręgu autorka stworzyła bogatą, ci prezentują swoje fascynamożliwą do masowej produk- cje. Biżuteria artystyczna pocji, kolekcję biżuterii. Udo- winna przełamywać zastane wodniła, że dobrze przemy- schematy i być inspiracją dla ślany element daje prawie producentów do tworzenia nieograniczoną możliwość nowych, ciekawych wzorów. Osiągnięcia naszych studenkreowania form. Dyplom to moment, w któ- tów są prezentowane na licz- nych wystawach w kraju i za granicą. Najbliższa prezentacja odbędzie się w Warszawie na Targach „Złoto, Srebro, Czas” w dn. 6–8. 10. 2007 r. Zapraszam do studiowania, i nawiązywania kontaktów z naszymi absolwentami. ANDRZEJ BOSS Diamenty, Kawecka i „Batory” D zieje sławnych diamentów jakby omijały Polskę. Nie mieliśmy kolonii. Do Indii też zamożni Polacy nie wyjeżdżali masowo. Regalia i klejnoty królewskie były wywożone z Polski podczas wojen, najazdów i zaborów. Elekcyjni władcy też nie dbali o zawartość skarbców. Nie uważali ich nigdy za dobro naszej kultury naro- dowej, a jedynie za namiastkę banku finansującego wojska najemne. Dziś można zobaczyć wyjątkowe okazy sztuki jubilerskiej, związane z królami Polski w muzeach Saksonii, Rosji, Francji i Szwecji. Przedwojenni fabrykanci też nie lokowali swoich fortun w diamentach i innych kamieniach szlachetnych. Chętnie natomiast wykorzy- stywali je do zdobycia przychylności swoich wybranek. Nie zawsze kandydatek na żony. Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale w początkach XX wieku w dobrym tonie było rzucenie na scenę wraz z bukiecikiem jakiegoś drobiazgu diamentowego, choćby kilkukaratowego dla wybranki, z którą miało się ochotę zjeść kolację... no, może ze śniadaniem. To nie przesada. Zdarzały się okazy kilkunastokaratowe wplecione w bukiecik, przeważnie z bilecikiem niepozostawiającym żadnych wątpliwości od kogo on pochodzi. Ówczesne primadonny operetkowe konkurowały nie tylko w aktorsko-wokalnych umiejętnościach, ale także w kolekcjonowaniu klejnotów. W tej ostatniej dziedzinie wszystkie artystki pobiła Wiktoria Kawecka, bohaterka wielu opowieści operetkowych Bogusława Kaczyńskiego i z wielką estymą wspominana przez Ludwika Sempolińskiego. Kawecka miała wrodzony dar powiększania swoich diamentowych zdobyczy, zamieniając kamienie mniejsze na większe. Jej największy znany diament ważył 52 karaty! Nieznane są natomiast te pozostawione w zagranicznych bankach, które odziedziczyli jej spadkobiercy. Kawecka miała też rzadką u artystek cechę – była oszczędna. Niektórzy mówią – była bardzo chytra i nawet na sobie oszczędzała, by móc posiąść nowe klejnoty. Jej sławna kolia składała się z diamentu 44-karatowego oraz z 9 kamieni o wadze od 20 do 28 karatów. Do kompletu zakładała kolczyki diamentowe o wadze 48 karatów. Prawdziwa królowa brylantów, jak twierdzili jej współcześni, warta co najmniej 6 milionów ówczesnych złotych. Fortuna! Niestety, po śmierci Kaweckiej kolekcja uległa rozproszeniu i prawdopodobnie została sprzedana. Tak więc pytania o największy polski brylant, nie należy kierować do historyków, zajmujących się rodami królewskimi w Polsce, lecz do znawców podkasanej muzy. A co wspólnego z diamentami ma Batory? Czyżby ten król był posia- daczem największych diamentów w historii skarbca koronnego? Otóż nie. Jedna z legend, dotyczących największego znanego na świecie niebieskiego diamentu o nazwie Hope, wiąże się ze statkiem „Batory”. Diament ten znany jest nie tylko z bezspornego piękna, ale przede wszystkim jako symbol nieszczęścia. Wszyscy jego właściciele, z wyjątkiem angielskiego bankiera Filipa Hope, od którego nazwiska kamień ten wziął swoją nazwę, źle skończyli. A było ich 126. Jeden zmarł na tajemniczą chorobę, inny został zamordowany w parę dni po jego nabyciu, Maria Antonina straciła głowę w dosłownym tego słowa znaczeniu, jeszcze innego właściciela zasztyletowano. Do tego katalogu nieszczęść dodać należy truciznę, wypadki samochodowe, katastrofy statków, utraty wzroku, szaleństwa i samobójstwa. Na pokładzie „Batorego” Pierre Cartier miał przewieźć niebieski diament z Europy do Ameryki. Inne źródła dowodzą, że było to na zupełnie in- nym statku. Pewne jest, że to była ostatnia podróż tego diamentu, by w końcu po burzliwych wydarzeniach wylądował w Smithsonian Institution w Waszyngtonie. Tam do dziś jest wystawiany na widok publiczny. Ktoś powie, że to bardzo luźne skojarzenie z Polską. Tak, ale z jakim klejnotem i z jakim statkiem! RYSZARD JUŚKIEWICZ VIII 6–7 października 2007 r. TRUDNE POCZĄTKI, CZĘŚĆ VI A może warto zajrzeć do antykwariatu? Znam amatora minerałów, który ma kolekcję liczącą tylko kilkanaście okazów, natomiast posiada kilkadziesiąt publikacji z ich opisami. K iedyś spytałem, dlaczego tak wygląda jego kolekcja? Odpowiedział: „Zobacz jakie są piękne ilustracje w tej książce, namalowane w XIX wieku, jak szczegółowo opisana jest lokalizacja, z której pochodzi mój okaz, jak autor ciekawie opisuje własności moich minerałów”. Popatrzyłem na własny księgozbiór. Kolekcja minerałów uzupełniona wy- dawnictwami dotyczącymi posiadanych okazów nabiera większej wartości. Oczywiście książki, albumy i przewodniki są po to, by poszerzać swoją wiedzę dotyczącą kolekcji. Służą też do pomocy we własnych poszukiwaniach okazów i pomagają w ich rozpoznawaniu. Chcę podkreślić walory estetyczne starych książek, unikatowych wydawnictw, których autorami są kolekcjonerzy. Można je kupić przy odrobinie szczęścia w antykwariatach, na internetowych au- • „Mały atlas minerałów” Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie 1928 r. Jak w każdym atlasie są tu opisy minerałów, a co istotniejsze – 98 kolorowych rysunków minerałów. Warto na nie popatrzeć, bo niejednokrotnie przedstawiają rzadkie ich kcjach lub na giełdach minerałów. Przedstawię kilka ciekawych okazów z mojej biblioteki. • „Młody mineralog” – Ilustrowana Biblioteka dla Młodzieży. Opr. prof. Jerzy Cieniał-Cieszyn 1923 r. Ciekawostką jest pieczątka wewnątrz książki: „Z.H.P. 2 Lwowska Drużyna Harcerska im. R. Traugutta”. Przeczytałem ją z zapartym tchem. Szukałem róż- nic, wynikających z postępu nauk o Ziemi w porównaniu z wiedzą dzisiejszą. Ze szczególną uwagą przeczytałem informacje o kwarcu. Autor nazywa go „kwarzec” i dzieli na: 1. Kwarzec krystaliczny, 2. Kwarzec zwykły, 3. Kwarzec zbity. Do kwarców zalicza autor jaspis, lidyt, rogowiec, a także łupek kwarcowy i piaskowce. Ciekawie w książce podana jest różnica między skałą a minerałem: „(...) polega na tym, że minerały występują w małej ilości, skałami zaś nazywamy takie ciała mineralne, które występują masowo i są częściami znacznemi skorupy ziemskiej”. Jakie to było kiedyś proste w porównaniu z dzisiejszymi dyskusjami na ten temat. formy. Okazuje się ponadto, że często rysunek lepiej oddaje charakterystyczne cechy okazu niż nawet najlepsza fotografia. • Józef Andrzej Bossowski „Agaty ze Lwówka Śląskiego” – książka autorstwa pasjonata-kolekcjonera. Można kupić ją tanio bez szukania w antykwariatach czy na targach staroci. Są w niej wszystkie informacje niezbędne dla kolekcjonera agatów: gdzie ich szukać (mapki lokalizacji, opisy), jakie tam można znaleźć agaty, w jaki sposób je wydobywać i na jakiej głębokości występują. W książkach o agatach wydanych przed laty, zawsze przy opisie ich występowania powtarza się fraza: „agaty zbiera się zamiast kartofli na zaoranych polach”. W rzeczywistości to ciężka praca, polegająca na kopaniu szybów o głębokości niejednokrotnie Dodatek przygotowali: Anna Bajer, Magdalena Jach, Ryszard Juśkiewicz, Janusz Nowak. Fot. Adam Juśkiewicz przekraczającej 3 m. To ucieczki przed właścicielem gruntów i przed służbą leśną (nie wiem czy o tym powinienem pisać?). To ciągła walka z zawalającymi się wykopami. Wydobyte agaty w większości będą przeznaczone do … wyrzucenia, bo przeciętnie ze 100 wydobytych jeden, no może z pięć, gdy nie jesteśmy za bardzo wybredni, będzie wart naszej kolekcji. To powinien być elementarz dla kolekcjonerów agatów, zwłaszcza tych początk ują- cych, bo przecież autorem wydawnictwa jest ich starszy kolega. On wie, co jest najważniejsze dla miłośników i kolekcjonerów tej odmiany chalcedonu i zna wszystkie sposoby dotyczące ich wydobywania. A jakie piękne agaty z Gór Kaczawskich przedstawione są w książce można zobaczyć na zdjęciach. WASZ STARSZY KOLEGA
Podobne dokumenty
xxxvi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxvi
północy Łotwy odebrała zgłoszenie, że tuż pod miastem spadł meteoryt i pozostał po nim znaczny krater. Zawiadomiono również wojsko. Na wskazane miejsce upadku meteorytu udał się Uldis Nulle z łotew...
Bardziej szczegółowoxxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv
Krzysztofem Łobosem i dr. Tomaszem Pawlikiem opisaliśmy w nr. 11. „Przeglądu
Bardziej szczegółowo