Tekst dyktanda - Biblioteka Chojnice

Transkrypt

Tekst dyktanda - Biblioteka Chojnice
Arcyciekawa przygoda w bibliotece
Któż mógłby przewidzieć, że na pozór banalna wyprawa do biblioteki zamieni się w
superrandkę? Przebudziłem się o brzasku i jak co dzień, nieco znużony, zanurzyłem się w
rozważaniach nad tym, cóż będę robić po południu. Ni stąd, ni zowąd przypomniała mi się
pewna błahostka – otóż ma wujenka, humorzasta hipochondryczka, zażądała ode mnie
przysługi. Miałem wypożyczyć z biblioteki bestseller wszech czasów autorstwa
pięćdziesięcioipółletniej Francuzki. Wprawdzie nie raz, nie dwa zżymałem się na nieznoszący
sprzeciwu ton rozkazów tej przerażającej hetery, jednakże mimo prószącego śnieżku i ponurej
mżawki żwawo pomknąłem do mego stalowoszarego samochodu marki Opel. Wehikuł rzęził
i charczał, budząc we mnie nie lada strach, iż za kilka chwil wyrżnę z chrzęstem w krawężnik
lub wywinę hołubce na lśniącej powierzchni jezdni. Rach-ciach zakończyłem jednak wojaż
wpośród ekstranowoczesnej infrastruktury centrum miasta. Raz-dwa udałem się na śródpiętro,
gdzie od razu zanurkowałem w głąb regałów. Wałęsałem się wte i wewte, pomny instruktażu
zagorzałej miłośniczki francuszczyzny, która z półuśmiechem przekonywała mnie, że
pożądany wolumin odnajdę na pewno w mig pośrodku półki z literaturą francuską. „Tere-fere
kuku, to katorżnicza praca” – pomyślałem, szwendając się ni w pięć, ni w dziewięć.
Rozglądając się wkoło, zostałem rażony strzałą Amora. Naprzeciwko ujrzałem hożą
pseudoartystkę w maksisukience, trzymającą w dłoni nowo wydane minirozmówki. Strużka
potu spłynęła mi po plecach. Z wahaniem zaproponowałem jej tete-a-tete w pizzerii
naprzeciwko, wygooglowanej w przeddzień. Po krótkim gadu-gadu umknęliśmy szast-prast,
dzierżąc wypożyczone na łapu-capu tomy. Wiedzieliśmy, że na pewno nieraz wybierzemy się
na wspólne buszowanie wśród bibliotecznych półek.