Co z tą Ameryką? Michał Kleiber Wiele osób na całym świecie
Transkrypt
Co z tą Ameryką? Michał Kleiber Wiele osób na całym świecie
Co z tą Ameryką? Michał Kleiber Wiele osób na całym świecie, oczywiście także w Polsce, wychowanych jest w kulcie amerykańskiego sukcesu. Jaki inny kraj rozbudzał tak wyobraźnie swymi dokonaniami – karierami od przysłowiowego pucybuta do miliardera, wspaniałymi uczelniami, zapierającymi dech technologicznymi innowacjami, niezrównanym przemysłem rozrywkowym, potęgą militarną? Nauczyliśmy się kochać Stany Zjednoczone za ich siłę stabilizowania sytuacji politycznej w skonfliktowanym świecie, za nieustępliwą walkę w imię demokratycznych swobód, legendarną odwagę osadników zasiedlających zachodnie części kraju , cudowną prostotę życia na amerykańskiej prowincji, życzliwość dla polskiej emigracji w najtrudniejszych czasach naszej historii i wiele innych cech tak typowych dla tego wspaniałego kraju. No właśnie, wspaniałego. Ciągle? Czy mamy prawo dalej za taki uważać kraj nad którym, jak twierdzi coraz więcej znawców, gromadzą się czarne chmury? Fakty wydają się być nieubłagane. Fatalne zachowanie wszechpotężnych amerykańskich banków inwestycyjnych wypuszczających na rynek ryzykowne instrumenty pochodne stało się bezpośrednim powodem światowego kryzysu finansowego, a narastający do niebotycznych rozmiarów dług publiczny zagraża stabilności światowej gospodarki . Aby zlikwidować zadłużenie państwa przeciętny Amerykanin musiałby dzisiaj zapłacić 46 tys. dolarów. Obniżka wiarygodności kredytowej USA przez agencję S&P jest faktem, którego nie umniejsza formułowana przez wielu ekspertów krytyka pod adresem samych agencji ratingowych. Amerykańskie PKB wprawdzie rośnie, ale nie jest to wzrost oparty na zdrowych podstawach, jest bowiem głównie skutkiem bezprecedensowego programu wydatków rządowych, zwiększającym i tak dramatycznie wysokie zadłużenie. Jak to więc naprawdę jest z krajem, który przyzwyczaił nas do zajmowania czołowych miejsc w większości znaczących rankingów osiągnięć gospodarczych i cywilizacyjnych? Wieści o sytuacji finansowej docierają do nas od dawna, zacznijmy więc od nieco innej strony. USA zajmuje dzisiaj 22 miejsce na świecie pod względem dostępności szerokopasmowego Internetu i 72 pod względem nasycenia ludności telefonią komórkową. Ponad 50% patentów przyznanych w USA dotyczy firm zagranicznych, spośród 10 firm najczęściej patentujących w USA tylko 4 są amerykańskie. Spośród 6000 dostawców największej amerykańskiej sieci supermarketów Wal-Mart aż 5000 to firmy chińskie. Cała część firmy IBM produkująca komputery osobiste – przez 30 lat symbol światowej doskonałości technologicznej, jest dzisiaj w posiadaniu firmy chińskiej. Chińska firma Hon Hai Precision Industry Co., produkująca sprzęt komputerowy, zatrudnia więcej pracowników niż Apple, Dell, Microsoft i Intel łącznie, a zatrudnienie w tym sektorze jest obecnie w USA mniejsze niż było w roku pojawienia się pierwszego komputera osobistego, czyli w roku 1975. Firma Bell Laboratories, legenda innowacyjnych osiągnięć o przełomowym znaczeniu technologicznym, jest dzisiaj w rękach francuskich. W ostatnich 30 latach w USA nie wybudowano ani jednej elektrowni jądrowej i ani jednej rafinerii ropy naftowej, zaś wśród aktualnie na świecie budowanych 60 nowych elektrowni jądrowych tylko jedna z nich ma powstać w USA. Większość pracowników badawczych znanej z innowacyjności firmy GE zatrudnionych jest poza granicami USA. Kraj ten sklasyfikowano niedawno na 40 miejscu w świecie pod względem tempa wzrostu bazującej na innowacyjności konkurencyjności gospodarki. Już jakiś czas temu USA utraciła (na rzecz Chin) pierwsze miejsce w świecie pod względem eksportu wyrobów hightech. Bethlehem Steel, symbol amerykańskiej potęgi hutniczej, świętował niedawno swoje stulecie ogłaszając …. bankructwo. Przez ostatnie 15 lat produkcja ogniw fotowoltaicznych spadła w USA z 40% produkcji światowej do grubo poniżej 10% - w tym samym okresie światowa produkcja tych ogniw wzrosła prawie stukrotnie, zaś jedna z firm amerykańskich otworzyła niedawno największe na świecie badawcze laboratorium baterii słonecznych …. w Chinach. Wśród 10 największych producentów turbin wiatrowych 9 jest nie amerykańskich. Podobnie jest w produkcji baterii – ośmiu z 10 największych producentów to firmy azjatyckie bądź europejskie, przy czym najbardziej obiecujące technologie są w rękach firm japońskich i południowo-koreańskich. Bilans handlowy USA wykazuje deficyt na poziomie 400 mld dolarów - dla porównania w Chinach jest 200 mld dolarów nadwyżki handlowej. W USA jest 225 mil torów wykorzystywanych przez koleje dużych prędkości, wskaźniki dla Japonii, Francji i Chin wynoszą odpowiednio 1524, 1163 i 742, przy czym w Chinach budowanych jest aktualnie 5612 mil takich torów. Spójrzmy gdzie indziej. Może lepiej jest ze szkolnictwem wyższym i badaniami naukowymi? Niestety, chyba też nie jest lepiej. Już dekadę temu liczba obcokrajowców studiujących w USA nauki ścisłe i techniczne przekroczyła połowę wszystkich studiujących, Amerykanie zajmują 27 miejsce w świecie pod względem odsetka osób studiujących te kierunki , wśród absolwentów uczelni amerykańskich jest więcej specjalistów w zakresie sztuki niż inżynierów, dwie największe uczelnie, których absolwenci zdobywają w USA stopień doktora to ….uniwersytety chińskie: Tsinghua i Pekiński, a niespłacone kredyty zaciągane przez amerykańskich studentów na uczelniane czesne wynoszą prawie 650 mld dolarów. Sukcesy Silicon Valley nie zaczęły się pół wieku temu przypadkiem – wzorcowy system edukacji i znakomita infrastruktura były dumą stanu Kalifornia, wydającego wtedy 18% swego budżetu na wspomaganie systemu edukacji. Dzisiaj jest to dwa razy mniej – i znacznie mniej niż wydatki na kalifornijskie więzienia! Może lepiej będzie z finansowaniem badań? Też wiele niedobrych wiadomości. Odsetek PKB przeznaczany na badania w zakresie szeroko rozumianej fizyki zmniejszył się w okresie ostatnich 40 lat o ponad 50%, całkowity budżet rządu federalnego na badania w naukach ścisłych i technicznych jest równy przyrostowi kosztu opieki zdrowotnej w ciągu 9 tygodni (!), przewiduje się, że liczba artykułów naukowych napisanych przez uczonych pracujących w Chinach przekroczy w roku 2013 analogiczny wskaźnik dla USA. Modna i ważna jest ostatnio energetyka, ale tu też nie jest dobrze. Konsumenci wydają w USA znacznie więcej pieniędzy na ziemniaczane chipsy niż rząd wydaje na badania i prace rozwojowe w zakresie energetyki. Co gorsze, w okresie ostatnich trzech dekad środki publiczne wydawane na ten cel zmalały realnie o ponad 50%, a środki prywatne o ponad 70%. Na dodatek znakomite uniwersytety, w końcu ostoja amerykańskiej cywilizacji, znalazły się ostatnio w niespodziewanych, często bardzo poważnych kłopotach finansowych. Dodajmy do tego jeszcze parę innych, bardziej szczegółowych i mniej znanych faktów, które chyba ostatecznie odbiorą nam spokój myślenia o przyszłości tego kraju, co oczywiście oznacza także kolosalny problem dla całego świata. Może więc edukacja na poziomie podstawowym i średnim jest nadzieją na przyszłość? Niestety, znowu nienajlepszy obraz. Światowe Forum Ekonomiczne sklasyfikowało USA na 48 miejscu w świecie pod względem jakości edukacji szkolnej w zakresie nauk ścisłych. Wśród nauczycieli matematyki i fizyki w klasach od 5 do 8 szkół publicznych jest odpowiednio 69% i 93% osób bez dyplomu wyższej uczelni, młodzież amerykańska w wieku od 8 do 18 lat spędza przeciętnie 7 i pół godziny dziennie przed ekranem telewizora, monitorem komputera bądź konsolą gier komputerowych, 78% absolwentów szkół średnich nie zdało jednego lub więcej testów odpowiadających wymaganiom w zakresie przedmiotów ścisłych bądź języka angielskiego, uważanych za niezbędne do rozpoczęcia studiów (co nie przeszkodziło im w rozpoczęciu studiów – w USA nie ma egzaminów wstępnych). Jeśli dodamy do tego na koniec, iż zgodnie z danymi OECD USA zajmuje 24 miejsce wśród 30 najbogatszych krajów pod względem spodziewanej długości życia w chwili urodzenia, przez następnych wiele lat USA będzie mogło wynosić astronautów w przestrzeń kosmiczną wyłącznie korzystając (za opłatą) z rosyjskich statków kosmicznych, zaś wszystkie działania rekomendowane w roku 2005 przez ekspertów w USA mające zapobiec pogarszaniu się cywilizacyjnej i gospodarczej pozycji tego kraju kosztowałyby (gdyby je podjęto!) o kilkadziesiąt mld dolarów mniej od rocznych wydatków społeczeństwa amerykańskiego na papierosy, otrzymujemy niewesoły obraz przyszłości Stanów Zjednoczonych. Czas więc chyba na katastroficzne konkluzje? Nie tak prędko. Powyższe dane, choć niewątpliwie znaczące, są jednak bardzo wyrywkowe. Stany Zjednoczone udowodniły wielokrotnie, że potrafią uczyć się na błędach i pokonywać swoje słabości. Taki efekt miały ponure doświadczenia z wojny wietnamskiej, kryzys zaufania społecznego z okresu prezydentury Nixona czy dramatyczny wyścig zbrojeń z epoki Regana – wszystkie owocowały wzmocnieniem swobód demokratycznych i racjonalnego kapitalizmu oraz rozkwitem innowacyjnej gospodarki. Sprzyja takiemu odnawianiu się pogrążonego w kłopotach państwa jego konstytucja, całe ustawodawstwo i system administrowania, których kręgosłupem nie jest, jak w UE, bezproduktywne określanie powiązań w ramach systemu administracji, a nacisk na regulowanie relacji między obywatelem a państwem, w tym wyznaczanie granic władzy. W tradycji europejskiej artykułowane przez administrację deklaracje intencji są powszechnie uznawanym miernikiem jakości polityki (odmieniana przez wszystkie przypadki miliony razy Strategia Lizbońska jest tu koronnym przykładem z ostatnich lat), w Stanach Zjednoczonych do oceny liczą się konkretne rezultaty. Obniżony rating będzie Amerykanów drogo kosztował, ale w dłuższej perspektywie dużo ważniejsze będą wyniki gospodarcze i sentymenty rynkowe – dla inwestorów finansowych nie ma dzisiaj sensownej alternatywy dla dolara i amerykańskich papierów skarbowych. Rola Ameryki w świecie będzie jednak w przyszłości inna niż dotychczas. Nawet jeśli globalne znaczenie Chin i Unii Europejskiej będzie rosło, nawet jeśli zwiększać się będzie rola potęg regionalnych nie należy wątpić, że Stany Zjednoczone pozostaną światowym liderem – choć nie tak dominującym jak dotychczas. Co pozwala, czy wręcz nakazuje w to wierzyć? Jest po temu wiele powodów. Wielkość amerykańskiej gospodarki będzie dominować na świecie jeszcze przez wiele lat. Dla przykładu, przy średnim wzroście gospodarczym na poziomie 3% rocznie, PKB w USA osiągnie w roku 2030 wartość 30 bln dolarów (wobec około 15 bln dolarów w roku 2009). Chiny, aby zbliżyć się za 20 lat do tego startując z poziomu około 5 bln dolarów w roku 2009, musiałyby rozwijać się w tempie minimum 11% rocznie, tj. szybciej niż 9% wzrost typowy dla tego kraju w ostatnich wielu latach. Przy całym szacunku dla chińskich sukcesów takie tempo wzrostu gospodarki chińskiej wydaje się niemożliwe do osiągnięcia – żadne państwo w historii nie rozwijało się w historii z taką szybkością przez tak długi okres. Trzeba przy tym pamiętać, że nawet gdyby to się stało, PKB na głowę będzie w Chinach czterokrotnie mniejszy niż w USA – bo tyle razy większa jest, i zapewne nadal będzie, liczba mieszkańców Chin (dzisiaj PKB na głowę jest w Chinach mniejsze 12-krotnie). Należy w tym miejscu uczciwie wspomnieć o ekspertach kwestionujących znaczenie takich przewidywań ze względu na różny parytet siły nabywczej (tzw. PPP) w różnych krajach, co bardzo komplikuje problem międzynarodowych porównań PKB. Przyczyną komplikacji są oczywiście różne ceny towarów i usług w porównywanych krajach oraz różny zakres stosowanej w nich pomocy publicznej. Oczywiście przeliczając kurs waluty według siły nabywczej przewaga Stanów Zjednoczonych nad krajami takimi jak Chiny znacznie się zmniejsza. Odwoływanie się do parytetu siły nabywczej ma wszakże także poważne wady – siła nabywcza lokalnej waluty jest z zasady bardzo różna w różnych częściach danego kraju, a ponadto PPP zmienia się bardzo w czasie, co nie pozwala stosować tej miary do dalekosiężnych prognoz. Dla przykładu, Bank Światowy dokonał niedawno jedną swą decyzją obniżenia mierzonej według PPP wartości chińskiego PKB o 40%! Niezależnie od tego niektórzy inni komentatorzy przewidują kłopoty gospodarki amerykańskiej związane z rzekomą słabością dolara. Prawda jest jednak taka, że globalne rezerwy walutowe składają się aż w 65% z rezerw dolarowych, podczas gdy drugie miejsce na liście zajmuje euro z udziałem 25%owym, zaś chiński yuan stanowi tylko 2% globalnych rezerw. To bardzo znacząca statystyka, nie do pominięcia przy ocenie przyszłej sytuacji w świecie. Jest także jasne, że gospodarcza pozycja Stanów Zjednoczonych wspierana jest przez militarną potęgę tego kraju, który jeszcze przez bardzo wiele lat pozostanie jedynym krajem na świecie zdolnym do interweniowania praktycznie w każdym zakątku globu. Stany Zjednoczone są ciągle niezmiernie bogate i atrakcyjne do życia – z 19 tys. lotnisk dla prywatnych samolotów, prywatnymi basenami o powierzchni bliskiej powierzchni Morza Śródziemnego i niezwykle rozbudowaną infrastrukturą mieszkaniową, oferującą przy danym poziomie zarobków komfort życia nieporównywalny z żadnym innym krajem, zapewniając przy okazji tak ważną dla gospodarki społeczną mobilność. USA ciągle mają ponad 30 procentowy udział w światowym finansowaniu badań i rozwoju, prawie trzykrotnie więcej niż Chiny i więcej niż cała Unia Europejska (która ma populację większą o 40%!). W USA pracuje przeszło 70% żyjących laureatów nagrody Nobla, tam też znajduje się 17 z 20 i 30 z 40 najlepszych na świecie uczelni. Dopóki inne kraje (Chiny, Unia Europejska?) nie będą potrafiły przyciągnąć na swoje uniwersytety najzdolniejszych studentów z całego świata, szanse tych krajów na dościgniecie innowacyjnej gospodarki amerykańskiej są znikome. Edukacyjny „import” wzbogaca Stany Zjednoczone o 200 mld dolarów rocznie, sumę generowaną przez absolwentów pochodzących spoza USA i decydujących się na podjęcie pracy w tym kraju. USA ma ciągle wyraźnie większy, dodatni przyrost wysoko wykwalifikowanych pracowników przyjeżdżających do tego kraju niż z niego wyjeżdżających – ten wskaźnik jest ujemny zarówno w Chinach jak i w UE! Siła amerykańskiego sektora nowych technologii, będącego kręgosłupem współczesnej gospodarki, jest – mimo wspomnianych kłopotów - ciągle niezrównana. A łatwość funkcjonowania biznesu pozostaje bezprzykładna. Stany Zjednoczone są także ciągle zdecydowanym liderem na rynku rozrywki i kultury, co jest udowodnionym, silnym czynnikiem pobudzającym społeczną aktywność i stymulującym rozwój gospodarczy. Dominacja USA jest pod tym względem tak wyraźna, że nawet trudno jest dzisiaj wskazać państwo, któremu można by przypisać drugie miejsce w tej konkurencji! USA są niezrównanym mistrzem w kreowaniu światowych marek produktowych, co jest ważnym elementem współczesnej gospodarczej konkurencyjności. Czy jakikolwiek kraj będzie w stanie w najbliższych dekadach wypromować marki na miarę Coca-Coli, Nike, McDonalds’a, Xeroxa, Citigroup, Intela, Microsoftu czy Google’a? A marki, czy ogólniej tzw. aktywa niematerialne mają coraz większy udział w wycenie firm. Nic nie wskazuje, że amerykańska dominacja w tym zakresie będzie się zmniejszać! Pora na konkluzje, niełatwe wobec tak mieszanego obrazu współczesnej Ameryki. Chyba warto odwołać się do historii – sukcesy całej zachodniej cywilizacji, a Stanów Zjednoczonych w szczególności, bazowały na upowszechnieniu pewnych kluczowych przekonań przesądzających od stuleci o tempie rozwoju cywilizacyjnego i gospodarczego. Z pewnością do tych zakorzenionych przekonań zaliczyć można wiarę w wolnorynkową konkurencję i etos pracy, przestrzeganie prawa i szacunek dla własności prywatnej, powszechność edukacji i rozwój nauki, postęp technologiczny i wspieranie kultury czy wreszcie systemową ochronę zdrowia społeczeństwa. Powodem zagrożeń dla dominacji Zachodu jest przejęcie wielu z tych wartości przez inne państwa, które potrafiły dodać do tego cenne cechy z własnych kultur – pracowitość, sumienność, ograniczenie konsumpcji, zdolność do efektywnej współpracy i budowania konsensu wokół narodowych celów rozwojowych. Stojąc wobec takich wyzwań Stany Zjednoczone, jeśli chcą zachować pozycje lidera na następne dekady, muszą zaakceptować logikę zachodzących przemian i robić lepiej od innych to, co oni robią dzisiaj bardzo skutecznie: konsekwentnie dbać o stan finansów publicznych – podjęte obecnie działania są tylko wstępem do wypracowania skutecznej i wiarygodnej polityki w tym zakresie, zaniechać subsydiowania konsumpcji i przeznaczyć zaoszczędzone środki na inwestycje w rozwój starzejącej się infrastruktury, edukację i badania naukowe w kluczowych dla rozwoju obszarach takich jak alternatywne źródła energii, wykorzystywanie przestrzeni kosmicznej, biomedycyna, nanotechnologia czy teleinformatyka, prowadzić politykę zagraniczną pozwalająca ograniczać koszty interwencji militarnych i działań antyterrorystycznych (nikt dzisiaj nie wątpi, że wiele z niezwykle kosztownych amerykańskich interwencji wojskowych ostatnich dekad trudno uznać za uzasadnione, a jeszcze trudniej za udane), oraz wykazać pokorę wobec zapewne nieuniknionych ograniczeń poziomu życia (w tym podwyżek podatków). Wykorzystanie wskazanych powyżej czynników wzrostu wydaje się w dzisiejszej sytuacji naturalne – dlaczego jest więc tak trudne? Być może jedną z ważnych przyczyn jest – paradoksalnie – znakomicie funkcjonujący system amerykańskiej demokracji. Niestety funkcjonujący w starym stylu, nie odpowiadającym współczesnym wyzwaniom, utrudniającym zawieranie kompromisów, uniemożliwiającym podejmowanie prostych, praktycznych decyzji. System polityczny w tym kraju jest niesłychanie skuteczny w reprezentowaniu bieżących interesów poszczególnych grup społecznych. A te interesy koncentrują się z zasady na próbach utrwalania pomyślnej przeszłości (dotacje, ulgi podatkowe), a nie na inwestowaniu w niepewną przyszłość. Bardzo skutecznie działa lobbing tradycyjnego przemysłu czy osób w podeszłym wieku, praktycznie nie ma wsparcia dla działań w zakresie nowych technologii energetycznych czy edukacyjnych potrzeb młodzieży. Potęga i sukcesy Ameryki w przeszłości tworzą psychologiczną barierę uniemożliwiającą uznanie wzorców skutecznej polityki z innych krajów. Ameryka okazuje się w tym sensie zaściankowa i odwrócona tyłem do świata – jej eksport stanowi nie więcej niż 10% PKB, podczas gdy w wielu krajach jest to 2 – 3 krotnie więcej. Remedium na te kłopoty to zwiększenie elastyczności funkcjonowania administracji – utrzymanie subsydiów i ulg podatkowych tam, gdzie to jest ciągle zasadne ale ich likwidacja wszędzie indziej (wyzwanie dla Demokratów), wsparcie dla inwestorów w przyszłościowych obszarach gospodarki i rezygnacja z przywilejów w innych gałęziach (wyzwanie dla Republikanów). Może bardziej jako wyznanie wiary niż ocena bazująca na realnych faktach należy jednak wierzyć, że Stany Zjednoczone potrafią to zrobić – ich zdolność do znajdowania skutecznych rozwiązań dla powstających problemów zawsze była imponująca. Dowodem na ich witalność mogą na przykład być ostatnie wydarzenia związane z kryzysem w przemyśle motoryzacyjnym. Udzielona firmom tego sektora w trakcie kryzysu bardzo problematyczna pomoc publiczna (przejęcie za 50 mld dolarów 60% akcji GM, czyli de facto upaństwowienie tej firmy, pożyczka ponad 10 mld dolarów dla Chryslera) ma szanse na okazanie się bardzo udaną operacją, nie tylko ratującą firmy przed niechybną upadłością, ale także prawdopodobnie pozwalającymi zarobić budżetowi. Innym przykładem elastyczności gospodarki amerykańskiej jest rysująca się tendencja „renesansu przetwórstwa” czyli powrotu wielu firm z zagranicy – dotyczy to tak różnych branż jak maszyny budowlane, meble czy automaty bankowe. A zaprezentowany niedawno pierwszy w historii trójwymiarowy mikroprocesor firmy Intel czy nowy niewidzialny samolot bezzałogowy firmy Boeing mogą być symbolami niezrównanej amerykańskiej przewagi technologicznej nad resztą świata. Patrząc z tej perspektywy, przy wszystkich możliwych kłopotach, ten kraj jest w dłuższej perspektywie chyba jednak skazany na sukces!