Bioetyka w dialogu - Ratujemy embriony

Transkrypt

Bioetyka w dialogu - Ratujemy embriony
Dorota Mazur
Ks. Andrzej Muszala
Bioetyka w dialogu
(fragment)
Kraków 2015
1 Rozdział III
Życie człowieka od poczęcia
W marcu 2015 roku Rządowe Centrum Legislacji ukończyło prace nad nowym
projektem ustawy o leczeniu niepłodności i przesłało go do rozpatrzenia przez Komitet
Rady Ministrów, aby przed wyborami do parlamentu poddać projekt pod głosowanie w
Sejmie. 25 czerwca 2015 roku Sejm uchwalił tę ustawę. Jaka jest jej treść? Czy jej celem
jest wprowadzenie zakazu stosowania zapłodnienia pozaustrojowego?
Bynajmniej. Chodzi o prawne uregulowanie warunków stosowania metody in vitro oraz
wprowadzenie nadzoru nad wykonywaniem zabiegów zapłodnienia pozaustrojowego. Jest to
kolejna wersja ustawy po odrzuconej wcześniej propozycji Jarosława Gowina.
Czym wyróżniał się projekt Gowina?
Przewidywał możliwość zastosowania metody in vitro tylko w przypadku małżeństw.
Zabraniał niszczenia i zamrażania ludzkich embrionów oraz klonowania ludzi. Zakazywał
korzystania z gamet osób zmarłych. Zezwalał na utworzenie najwyżej dwóch embrionów, a
górną granicę wieku kobiety, która chciałaby się poddać sztucznemu zapłodnieniu, określał na
40 lat. W preambule była mowa o „przyrodzonej, niezbywalnej i nienaruszalnej godności
człowieka”, zaś zapłodnienie pozaustrojowe rozpatrywane było tu jedynie jako „procedura
medycznie wspomaganej prokreacji”.
Czy w przyjętej przez Sejm ustawie obostrzenia te zostały utrzymane?
Rozluźniono je, niestety. W najnowszej wersji ustawy procedura in vitro skierowana jest
zarówno do małżeństw, jak i do osób pozostających we wspólnym pożyciu na podstawie
oświadczenia. Ustawa wprowadza też pojęcia „dawstwa partnerskiego” i „dawstwa
embrionów”, zarezerwowanego dla „anonimowej biorczyni”, co powoduje, że prawo
umożliwia skorzystanie z procedury in vitro także samotnym matkom.
Czy w ustawie używane są takie pojęcia, jak „embrion” czy „ludzki embrion”?
Niestety, nie ma mowy o człowieku w stadium embrionalnym. Metoda in vitro nazywana jest
też zamiennie „metodą wspomagania prokreacji” i „leczeniem niepłodności”.
2 Jakie są warunki – w myśl tej ustawy – konieczne do zakwalifikowania się do procedury
in vitro?
Liczba embrionów koniecznych do przeprowadzenia zapłodnienia pozaustrojowego została
zwiększona do sześciu. Jednak dla kobiety, która ma powyżej 35 lat, cierpi na inną chorobę
wpływającą na niepłodność lub ma za sobą dwie nieudane próby zagnieżdżenia embrionu,
można stworzyć ich większą ilość. Ustawa zakłada też prowadzenie diagnostyki genetycznej,
pozwalającej stwierdzić, czy u dziecka istnieje zagrożenie nieuleczalną chorobą dziedziczną.
Jakie – zdaniem Księdza – są inne słabe punkty tego aktu prawnego?
Moim zdaniem, najsłabszym punktem tej ustawy jest to, że nie chroni ona dzieci w stadium
embrionalnym. Na przykład nie zezwala na transfer embrionów ludzkich w wypadku braku
zgody ojca (co jest równoznaczne ze skazaniem ich na śmierć). Mówi o tym, że embriony
dopiero po dwudziestu (!) latach od chwili zamrożenia mogą być przeznaczane do adopcji, co
jest po prostu fikcją, bo po tak długim okresie kriokonserwacji embriony te nie nadają się już
do implantacji; zwykle giną lub są narażone na poważne wady genetyczne. Ustawa zezwala
na niszczenie embrionów niezdolnych do prawidłowego rozwoju, co jest równoważne z
powrotem do idei eugenicznych, które przecież tak stanowczo zostały odrzucone przez
ludzkość po traumatycznych doświadczeniach lat międzywojennych i wojennych. Prawo w
ogóle nie precyzuje, w jaki sposób można ocenić kondycję zdrowotną embrionów powstałych
in vitro; przecież „na oko” można o każdym embrionie orzec, że jest „podejrzany”, „nie
rozwija się prawidłowo” i tak dalej. Medycyna zna przypadki, kiedy z rozwijającego się
prawidłowo embrionu urodziło się chore dziecko; i odwrotnie – nieraz dzieci zdiagnozowane
przed narodzeniem jako obciążone śmiertelnymi lub bardzo poważnymi wadami
rozwojowymi przychodziły na świat zupełnie zdrowe. A przecież o rozwoju dziecka na
poziomie embrionalnym wiemy jeszcze mniej… Ustawa przedmiotowo traktuje uczestników
procedury, zarówno dziecko poczęte, jak i rodziców, ignorując chociażby orzecznictwo
Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dotyczące godności człowieka od momentu
poczęcia. W dokumencie nie ma również ograniczeń wiekowych dla kobiety poddającej się in
vitro. Ustawa wspomina co prawda o innych niż in vitro sposobach leczenia niepłodności i
zastosowaniu medycznie wspomaganej prokreacji, ale nie określa szczegółowo, na czym te
metody mają polegać.
3 Tych kontrowersji jest – jak widać – bardzo dużo…
Moim zdaniem ustawa jest sprzeczna z polskim prawem, chociażby z art. 157a §1 Kodeksu
karnego, który mówi że niedozwolony jest zamach na życie dziecka poczętego, a także
spowodowanie rozstroju zdrowia zagrażające jego życiu. Trzeba uwzględnić, że zapłodnienie
in vitro dokonuje się poza organizmem matki, w promieniach sztucznego światła reflektorów
(pamiętajmy, że naturalne zapłodnienie odbywa się w ciemności, wewnątrz organizmu
matki), na szalce Petriego, na specjalnych chemicznych pożywkach. Nieraz sztuczność
procederu jest doprowadzona do granic możliwości – po prostu wkłada się pojedynczy
plemnik do cytoplazmy oocytu w celu dokonania zapłodnienia, naruszając mechanicznie
komórkę jajową (tzw. metoda ICSI). Zamraża się ludzi w ich najwcześniejszej i
najintensywniejszej fazie rozwoju. Uważam, że wszystko to stanowi zamach na poczęte życie
ludzkie, a przynajmniej świadome narażenie na ryzyko rozstroju zdrowia zagrażające życiu
dziecka poczętego.
Zadajmy sobie proste pytanie: czy ktokolwiek z nas chciałby być zamrożony, nie
wiedząc, co się z nim później stanie? Nie mając pewności, czy w ogóle wróci do życia po
rozmrożeniu, a jeśli wróci, to w jakiej kondycji zdrowotnej? Dlaczego w ogóle panuje zgoda
na zamrażanie embrionów ludzkich, skoro nie wiemy, jak zniosą one mrożenie i w jakim
stanie się rozmrożą? Mrożenie embrionów jest o wiele bardziej traumatyczne niż byłoby
wsadzenie ich do zamrażalnika w lodówce – chodzi tu bowiem o tak zwaną kriokonserwację,
czyli wprowadzenie embrionów w temperaturę ciekłego azotu (–196ºC). Czy można się
dziwić, że po rozmrożeniu często obserwuje się u nich wady genetyczne? Jeśli embrion po
rozmrożeniu okaże się niezdolny do prawidłowego rozwoju, to – w myśl zapisów ustawy –
można go będzie zniszczyć, zabić. Czy ktoś zastanawia się nad tym, że to właśnie fakt jego
zamrożenia na miesiące czy lata powoduje nieodwracalne zmiany?
Nie mam wątpliwości, iż cała procedura in vitro zagraża życiu embrionów ludzkich.
Nie wolno podejmować działania, które budzi wątpliwości moralne, narażając ludzkie życie
na zniszczenie. Artykuł 39 Konstytucji RP stanowi, że nikt nie może być poddany
eksperymentom medycznym bez swojej uprzedniej zgody. Prawo polskie zakazuje
eksperymentowania na embrionach oraz przekazywania ich do badań. W myśl ustawy o
leczeniu niepłodności ochrona życia embrionu uzależniona jest od jego prawidłowego
rozwoju. Zezwolenie na niszczenie embrionów, które nie są zdolne do prawidłowego
rozwoju, oraz selekcjonowanie ich pod tym kątem według niejasnych kryteriów jest
niezgodne z Konstytucją RP i Europejską Konwencją Bioetyczną z 1997 roku z Oviedo o
4 ochronie praw człowieka i godności istoty ludzkiej w odniesieniu do zastosowań biologii i
medycyny. Co prawda Polska jeszcze nie ratyfikowała wspomnianej Konwencji, ale ją
podpisała.
Mamy tu zatem tak zwaną hybrydę prawną, czyli niespójność dwóch aktów prawnych
w systemie: z jednej strony dokumenty chroniące życie i zdrowie ludzi, w tym także
embrionów, a z drugiej strony ustawa dopuszczająca procedurę in vitro, która jest
eksperymentowaniem na embrionach i zagraża ich życiu.
Czy ustawa zawiera zapisy, które można uznać za dobre rozwiązania?
Owszem, nie pozwala na niszczenie tych embrionów, które są zdolne do prawidłowego
rozwoju, oraz na handel embrionami. Zakazuje tworzenia chimer i hybryd. Wprowadza
konieczność ewidencjonowania całej procedury i nakazuje prowadzenie skrupulatnego
rejestru embrionów oraz komórek rozrodczych. W ustawie tej zawarta jest także próba
zapobiegnięcia niebezpieczeństwu kazirodztwa oraz zakaz wcześniejszego wyboru płci
dziecka.
Gdyby pokusić się o jakiś bilans, jak należałoby ocenić ten dokument?
Trzeba podkreślić, iż nad jakimikolwiek plusami ustawy przeważają jednak minusy, błędy i
niezgodności prawne. Dyskredytujący jest fakt, że w ogóle ustawa dopuszcza pośrednio
eksperymentowanie na embrionach (bo tym, jak mówiłem, jest w rzeczywistości in vitro) oraz
– mimo zapewnień jej autorów – nie chroni w sposób wystarczający embrionów ludzkich od
poczęcia. Jest to ustawa niegodziwa i nieetyczna.
Z drugiej strony, mimo wszystko uważam, że w obecnej sytuacji, kiedy przemysł in
vitro rozpędza się w zawrotnym tempie i – realnie patrząc – nie można go już całkowicie
zatrzymać, powinniśmy przyjąć jakiekolwiek prawo, które chociaż w ograniczonym zakresie
chroni embriony ludzkie i zmniejsza dopuszczalną ilość embrionów przeznaczonych do
zamrożenia (obecnie można zamrozić nawet trzydzieści embrionów ludzkich podczas jednej
tylko procedury in vitro; ustawa ogranicza tę możliwość do sześciu). Każde uratowane życie
to uratowany świat. Nawet bardzo kulawe prawo jest lepsze od całkowitego bezprawia.
Dzięki tej ustawie każdy jeden dzień to życie wielu dzieci, które unikną kriokonserwacji.
Naszym obowiązkiem zaś jest ratowanie każdego ludzkiego życia.
5 Poza tym wedle ustawy kobieta na rok przed poddaniem się procedurze in vitro będzie
musiała wypróbować inne metody leczenia niepłodności – co będzie dobrą okazją dla
szerszego wdrożenia metod naprotechnologii.
Przed nami dalsza walka o nowelizację tej ustawy aż do wprowadzenia całkowitego
zakazu mrożenia embrionów i przeprowadzania in vitro. Nie trzeba być prorokiem, by
przewidzieć, jakie negatywne skutki wywoła dla społeczeństwa w przyszłości wzrost liczby
ludzi poczętych tą drogą. Wystarczy zapoznać się chociażby z niektórymi aktualnymi
badaniami naukowymi mówiącymi o zwiększonej częstotliwości występowania niektórych
wad genetycznych u dzieci poczętych in vitro. Temat jest zbyt szeroki, żeby o tym teraz
rozmawiać. Mam nadzieję, że będzie jeszcze kiedyś okazja, by go rozwinąć.
Prawie równocześnie z dyskusją dotyczącą ustawy o in vitro pojawiła się w polskich
mediach informacja o możliwości tworzenia embrionów z wykorzystaniem materiału
genetycznego od trzech osób. Jak to technicznie przebiega?
Aby zrozumieć tę kwestię, należy przypomnieć sobie, jaki materiał genetyczny zawierają
komórki rozrodcze człowieka. Materiał genetyczny przyszłego dziecka zawarty jest w jądrze
komórkowym komórki jajowej i plemnika. Obie wspomniane komórki zawierają też inne
nośniki DNA – mitochondria. W momencie zapłodnienia do komórki jajowej dostaje się
jedynie główka plemnika, która zwykle nie zawiera mitochondriów, lecz jądro komórkowe z
dwudziestoma trzema chromosomami od ojca. Nawet jeżeli dojdzie do transferu
„ojcowskich” mitochondriów do komórki jajowej, ulegają one zniszczeniu na etapie rozwoju
zygoty. Embrion może mieć zatem trzy źródła materiału genetycznego: DNA z jądra komórki
jajowej, DNA z plemnika i mitochondrialne DNA komórki jajowej, przy czym
mitochondrialne DNA dziedziczy się jedynie po matce.
Metoda zapłodnienia in vitro z wykorzystaniem materiału genetycznego trojga
rodziców polega na tym, że komórki jajowe pobiera się od dwóch kobiet. Z jednej z nich
usuwa się jądro, pozostawiając jedynie mitochondrialne DNA, a następnie przenosi się do niej
jądro pobrane z komórki drugiej kobiety, przez co powstaje komórka jajowa zawierająca
materiał genetyczny od dwóch kobiet. Dalsze etapy przebiegają już jak przy standardowej
metodzie in vitro.
W lutym 2015 roku Wielka Brytania jako pierwszy kraj na świecie zalegalizowała technikę
sztucznego zapłodnienia przy wykorzystaniu DNA trzech osób, argumentując, że pomoże
6 ona wyeliminować ryzyko wystąpienia u dzieci chorób genetycznych przenoszonych przez
mitochondria matki.
Celem tej techniki – w myśl jej twórców – jest rzeczywiście zapobieganie przenoszeniu
chorób mitochondrialnych podczas wykonywania zabiegów in vitro. U niektórych kobiet
mitochondria są wadliwe. Zakodowana jest w nich niewielka liczba genów, zlokalizowanych
w mitochondrialnym DNA, które mogą zawierać wady genetyczne przenoszone przez matkę
na potomstwo. Poparcie dla rządowego projektu wyrazili m.in. brytyjscy naukowcy nobliści
oraz czterdziestu naukowców z czternastu innych krajów.
Jak ta metoda została oceniona przez Kościół w Wielkiej Brytanii?
Kościół katolicki jest przeciwnikiem zapłodnienia in vitro z zamianą mitochondriów. Wierni
uważają, że ta metoda jest niebezpieczna i nieetyczna, ponieważ prowadzi do niszczenia
ludzkich embrionów. Aktywiści z organizacji Human Genetics Alert przestrzegają, iż w
przyszłości może ona stanowić furtkę do modyfikacji genetycznych ludzkich embrionów nie
tylko do celów zdrowotnych. Zdaniem naukowców z Uniwersytetu Newcastle, którzy
opracowali tę metodę, będzie ona miała zastosowanie tylko w niewielkiej liczbie przypadków,
gdy wady DNA mogą powodować poważne konsekwencje dla dziecka. Ich zdaniem mowa tu
o około 10 przypadkach rocznie w całej Wielkiej Brytanii. Pierwsze dziecko trojga rodziców
może przyjść na świat już w przyszłym roku.
Mówiąc o metodzie in vitro, dotykamy też innej kwestii: możliwości przeszczepów
organów od płodu ludzkiego…
W Ameryce pionierem wykorzystywania w transplantologii fragmentów ludzkich płodów i
organów pobranych od noworodków i małych dzieci jest dr Antonin Scommenga. Sam
pomysł użycia tkanek płodowych nie jest nowy, ponieważ pierwsza taka operacja miała
miejsce w 1928 roku, kiedy próbowano przeszczepić trzustkę dorosłemu pacjentowi choremu
na cukrzycę. Pierwsze próby zakończyły się porażką. Pod koniec XX wieku zespół lekarzy
pod kierownictwem dr. Curta F. Freeda w szpitalu w Denver w Stanach Zjednoczonych
przeszczepił 52-letniemu Donowi Nelsonowi fragment tkanki nerwowej pobranej z mózgu
ludzkiego płodu. Przeszczep ten, choć przyjął się, nie przyniósł oczekiwanych efektów. Nie
ma jednak takich przepisów prawnych, które regulowałyby kwestie przeszczepów od płodów.
Dziś już wszystko zmienia się w zaskakująco szybkim tempie…
7 Tak. Dochodzi nawet do tego, że kobieta może oddać swoje komórki jajowe w celu
zamrożenia i przechowania do czasu, aż zrobi karierę, dorobi się mieszkania i stwierdzi, że
jest już gotowa, by urodzić dziecko. Wówczas decyduje się na odmrożenie komórek jajowych
i zajście w ciążę.
Nauka daje więc możliwości, w których można się zagubić…
Tak. Zwłaszcza widać to na przykładzie in vitro. Większość Polaków deklaruje się jako
wierząca, ale i większość naszych rodaków opowiada się za in vitro. I tu pojawia się problem
i pytanie: dlaczego tak się dzieje?
No właśnie, dlaczego?
Chyba z powodu braku precyzyjnej wiedzy, jak przebiega zabieg in vitro. Kiedyś zgłosiła się
do mnie kobieta, która przeszła przez tę procedurę i „nawróciła się” właśnie wskutek tego
doświadczenia. Stała się przeciwniczką metody in vitro, bo poznała ją osobiście.
Po pewnym czasie poszła do kliniki, gdzie miała coś do załatwienia, i wdała się tam w
rozmowę z kobietą czekającą na punkcję jajników. Zaplanowano pobranie od niej dwudziestu
dwóch komórek jajowych – prawdopodobnie doszłoby wtedy do powstania dwadzieściorga
dwojga dzieci w stadium embrionalnym, z czego implantowano by dwójkę lub trójkę. Reszta
zostałaby zamrożona, co często kończy się po prostu porzuceniem lub uśmierceniem. W
wyniku tej rozmowy czekająca na punkcję kobieta nie zdecydowała się wejść do gabinetu. W
ostatniej chwili odstąpiła od myśli o poddaniu się zapłodnieniu in vitro, bo po prostu
dowiedziała się, czym by się to wszystko mogło skończyć. Niestety, w społeczeństwie
polskim wiedza o kwestiach szczegółowych dotyczących in vitro jest bardzo mała.
Zwłaszcza jeśli chodzi o los embrionów niewykorzystanych w procedurze in vitro.
Trzeba bowiem pamiętać, że implantuje się tak naprawdę do trzech embrionów…
Nad tym właśnie powinniśmy się głęboko zastanowić, bo większość osób popierających
dopuszczalność technologii in vitro nie zatrzymuje się nad tym problemem. Kto stawia sobie
pytanie: „Wykorzystam dwa, trzy embriony z dwudziestu dwóch, a co z pozostałymi?”. Widzi
tylko swoje przyszłe dziecko, które wreszcie posiada i które jest szczęśliwe. Owszem, dziecko
jest szczęśliwe i to dobrze; miało bowiem olbrzymie szczęście, że to właśnie na nie padł los i
zostało ono wybrane spośród wielu innych. Poza tym – jak każde dziecko – winno być
kochane. Kościół zawsze podkreślał i będzie podkreślać, że każde dziecko – niezależnie od
8 tego, w jaki sposób się poczęło i narodziło – jest darem Bożym. Lecz co z pozostałymi? Kto
zastanawia się dziś, co zrobić z dziesiątkami tysięcy dzieci zamrożonych w stadium
embrionalnym i pozostawionych w klinikach? Przecież w każdym przypadku to życie
ludzkie. To dzieci. Dlaczego walczymy o poszanowanie życia nienarodzonych, a
zapominamy o dzieciach w pierwszym stadium rozwoju?
Co Ksiądz proponuje?
Trzeba dobitnie podkreślić, że ludzkie embriony winny być traktowane jako osoby ludzkie
niezależnie od tego, czy znajdują się w łonie matki, czy w zbiornikach z ciekłym azotem. Nie
wolno ich z pewnością niszczyć, przeznaczać do badań, produkcji kosmetyków ani leków.
Czy istnieje zatem jakieś wyjście? Niewątpliwie najlepszym rozwiązaniem byłoby przyjęcie
ich przez genetycznych rodziców i stworzenie możliwości urodzenia się. Jednakże nie zawsze
jest to możliwe – na przykład gdy doszło do rozpadu małżeństwa lub ilość zamrożonych
embrionów jest zbyt duża, by mogła być zaimplantowana u jednej kobiety. Instrukcja Digntas
personae porusza problem tzw. adopcji prenatalnej: „Została też wysunięta propozycja
wprowadzenia formy »adopcji prenatalnej« tylko w tym celu, by stworzyć możliwość
narodzenia się istotom ludzkim, które w przeciwnym wypadku skazane są na zniszczenie”. I
dodaje: „Jednakże ta propozycja, godna pochwały co do intencji uszanowania i obrony życia
ludzkiego, niesie ze sobą wiele problemów nieróżniących się od wyżej przedstawionych”.
Jak interpretować ten tekst? Czy nie neguje on etycznej godziwości adopcji prenatalnej?
Niektórzy bioetycy tak uważają. Twierdzą, że taka forma adopcji została w przytoczonym
tekście uznana za niegodziwą i w związku z tym jedynym godziwym rozwiązaniem jest
„pozostawienie embrionów zahibernowanych do końca świata”. Ich zdaniem implantacja
zarówno do łona matki genetycznej, jak i innej kobiety – z intencją adopcji dziecka – jest
niegodziwa.
Ja jednak nie zgadzam się z taką opinią. Nie uważam, że definitywnie wyrażono tu
zakaz adopcji prenatalnej. Owszem, „niesie ona ze sobą wiele problemów”, to prawda,
jednakże nie jest wprost zakazana. Moim zdaniem wszystko zależy od intencji małżonków
przyjmujących takie dziecko jako swoje. Jeśli wewnętrznie nie zgadzają się oni z
zapłodnieniem in vitro i nie zdecydowaliby się na taki zabieg w innej sytuacji, a jedynie
pragną ratować ludzkie życie, to taka dyspozycja sumienia predysponuje ich moralnie do
adopcji prenatalnej. Jednakże gdyby traktowali ją jako ciąg dalszy zapłodnienia in vitro i w
9 sumieniu nie widzieliby problemu w poddaniu się tej technice reprodukcji, wówczas ich
wewnętrzna dyspozycja nie jest godziwa, a to cały ten akt czyni nieetycznym.
Niektórzy teologowie uważają adopcję prenatalną za współudział w procederze in vitro i
z tego powodu odrzucają ją z góry jako nieetyczną.
Moim zdaniem jest to nadinterpretacja tekstu Instrukcji Dignitas personae. Uważam, że jako
chrześcijanie jesteśmy szczególnie wezwani do ratowania życia ludzkiego od początku. To
jeden z charakterystycznych rysów chrześcijan od pierwszych wieków. Wystarczy
wspomnieć kolumnę na Forum Romanum w starożytnym Rzymie, zwaną columna lactaria,
pod którą w nocy podrzucano niechciane noworodki. Chrześcijanie przychodzili tam rankiem,
by je ratować przed śmiercią lub przed zabraniem przez kogoś nieodpowiedzialnego (dzieci te
były na przykład wychowywane przez osoby zmuszające je później do prostytucji). Adopcja
prenatalna to wyraz kultury pro-life. Stanowi też analogię do współczesnego „okna życia”.
Jeśli małżonkowie przyjmują do siebie pozostawione przez kogoś dziecko, to nie jest to
równoznaczne z tym, że popierają porzucanie noworodków, lecz że chcą ratować czyjeś życie
i dać komuś szansę rozwoju w nowej rodzinie. Pozostawienie zahibernowanych dzieci w
stanie embrionalnym „do końca świata” jest po pierwsze utopią, po drugie – tanią formą
ucieczki od rzeczywistego problemu, po trzecie wreszcie – pozbawieniem szansy na rozwój
życia, które przecież się już rozpoczęło! Jak mówi Ewangelia św. Mateusza: „Kto by jedno
takie dziecko przyjął w imię moje, Mnie przyjmuje. (…) Nie jest wolą Ojca waszego, który
jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych” (Mt 18, 5.14).
Boję się szczególnie tych, którzy twierdzą, że należy przerwać proces kriokonserwacji
i… pozwolić umrzeć tym dzieciom w stadium embrionalnym, by je pochować. Czy
wypowiadając taką opinię, nie przykładają już ręki do uśmiercenia najbardziej niewinnych?
Czy nie biorą na swoje sumienie odpowiedzialności za uśmiercenie ludzkiego życia? Ponadto,
przyjmując taką opcję, wytrącają sobie z ręki jeden z najważniejszych argumentów przeciwko
in vitro: fakt, że w procesie tym ginie wiele istnień ludzkich. Zwolennicy sztucznego
zapłodnienia mogą bowiem powiedzieć: „Skoro postulujecie uśmiercenie tych embrionów, to
gdzie tu jest w ogóle jakiś problem moralny? Zapładniamy kilkanaście komórek jajowych,
implantujemy niektóre, a resztę embrionów chowamy w ziemi”.
10 Niektórzy bioetycy odrzucają jednak analogię z „oknem życia”, twierdząc, że w tym
przypadku mamy do czynienia z urodzonym już dzieckiem. Embriony „nadliczbowe”
nie znajdują się nawet w łonie matki.
Czyli przyjmują kryterium implantacji jako moment personalizacji embrionu. Innymi słowy,
uznają dziecko za pełnoprawną osobę dopiero od chwili, gdy znajdzie się ono w łonie matki.
To sprzeczność, gdyż za początek ludzkiego życia przyjmuje się nie moment implantacji
tylko zapłodnienia. Co więcej, bioetyka katolicka odrzuca kryterium implantacji na przykład
w ocenie moralnej użycia pigułki wczesnoporonnej – jak postinoru czy ellaOne – gdyż
uśmiercają one osobę ludzką na wczesnym, embrionlanym etapie istnienia jeszcze przed
zagnieżdżeniem się w macicy. Należy czytać do końca punkt 19 Instrukcji Dignitas personae,
gdzie
napisane
jest,
iż
„tysiące
porzuconych
embrionów
stwarzają sytuację
niesprawiedliwości nie do naprawienia”. A skoro tak, to nie istnieje idealne rozwiązanie tego
problemu.
Adopcja prenatalna jawi mi się zatem jako opcja ratująca ludzkie życie, czyli etycznie
godziwa – oczywiście z założoną wcześniej intencją nieakceptowania całego procederu in
vitro.
Czy polskie prawo opisuje procedury postępowania z niewykorzystanymi embrionami?
Polskie prawo do tej pory było najgorsze pod tym względem, bo takich uregulowań po prostu
nie posiadało . Z niewykorzystanymi embrionami klinika mogła zrobić co chciała. Brutalnie
mówiąc: nawet tego samego dnia mogła je wylać je do zlewu. Mogła je zamrozić i
pozostawić na miesiące lub lata – i z reguły kliniki in vitro tak właśnie robiły, bo może się
zdarzyć, że pierwszy transfer nie uda się, a wówczas „korzysta się” z kolejnych zamrożonych
embrionów. Uchwalona w tym roku ustawa bardzo ogranicza tego typu procedery. Dobrze
więc, że zajęto się ustawą regulującą te kwestie – co nie umniejsza wagi zastrzeżeń, które
wspomniana ustawa budzi. Zresztą podjęto ten temat trochę pod naciskiem zewnętrznym, bo
na Polskę zostałyby nałożone kary. Inne kraje mają od dawna uregulowane procedury
dotyczące tworzenia zarodków in vitro. Na przykład prawo niemieckie dokładnie określa, ile
embrionów
może
być
„wyprodukowanych”,
mianowicie
tylko
tyle,
ile
zostanie
wykorzystanych do implantacji. Każde prawo jest o wiele lepsze niż brak prawa, choć to
obecnie uchwalane jest bardzo kontrowersyjne etycznie.
Łatwo wyliczyć, ile dzieci ginie lub jest zamrażanych. Skoro w jednej klinice in vitro
dziennie przyjmuje się od pięciu do siedmiu kobiet do punkcji jajnikowej i od każdej pobiera
11 się kilka, kilkanaście, a czasem nawet ponad dwadzieścia oocytów, które zostają następnie
zapłodnione, to znaczy, iż może tam powstać nawet setka dzieci w stadium embrionalnym
każdego dnia. Jeśli w Polsce mamy kilkanaście klinik in vitro, to – nawet jeśli nie w każdej z
nich wykonuje się aż tyle punkcji jajnikowych – codziennie powołują one do istnienia
kilkaset dzieci. Tylko nieliczne z nich się urodzą – reszta zginie. Według postanowień nowej
ustawy każdy embrion będzie musiał być opisany i zarejestrowany, nie będzie można go po
prostu wyrzucić. Powstaje jednak pytanie: kto będzie w stanie wyegzekwować to prawo?
Embrion ludzki jest tak maleńki, że jego powstania i „zniknięcia” prawie nikt nie zauważy…
Czy rodzice embrionów i dawcy zamrożonych komórek rozrodczych mogą się ich zrzec?
Tak. Przechowywanie pobranych w klinice in vitro komórek oraz ludzkich embrionów jest
płatne. Obowiązek uiszczenia rocznej opłaty spoczywa na biologicznych rodzicach. Czasem
zdarza się, że proszą oni o zniszczenie pozostałych zarodków. Czasami też z nich rezygnują,
składając oświadczenie, że ich embriony mogą zostać wykorzystane przez inne pary.
Taka decyzja może mieć poważne konsekwencje psychologiczne związane ze
świadomością, że gdzieś żyje ich dziecko, biologiczny potomek, wychowywane przez innych
rodziców. Jak sobie poradzić z taką myślą? Jak powiedzieć własnym dzieciom, że mają
jeszcze rodzeństwo, którego nigdy nie poznają? To trudne doświadczenie. Jeszcze trudniej
jest, gdy embriony zostają zniszczone, bo przecież chodzi tu o dzieci. O życie ludzkie. W
mediach słyszymy: „embrion”, „zarodek”, a przecież to już człowiek. Co z nim zrobić?
Zniszczyć? Przeznaczyć do eksperymentów? Każdy scenariusz jest zły. Jedno jest pewne –
należy ratować każde z tych dzieci. Nie mam co do tego żadnej wątpliwości. Życie już
powstało. To życie nie ma końca – to dziecko w stadium kilku komórek jest człowiekiem
przeznaczonym do życia tu na ziemi i w wieczności. Musimy podjąć zbiorową refleksję, jak
je ratować. Ja sam nie mogę spać spokojnie z taką świadomością, że one tam gdzieś giną.
Wiem, że muszę coś zrobić. Choć jeszcze nie wiem co…
W procedurze in vitro dziecko nie poczyna się w naturalnych warunkach.
W Piśmie Świętym, w Psalmie 139 Dawid modli się: „Przenikasz i znasz mnie, Panie. (…) To
Ty ukształtowałeś moje sumienie, przygarnąłeś mnie już w łonie matki. (…) Nie była zakryta
żadna kość przed Tobą, kiedy powstałem w ukryciu, tkany w głębinach ziemi. Oczy twoje
widziały, gdy byłem jeszcze w zarodku; w Twej księdze były zapisane wszystkie dni
12 przeznaczone dla mnie, gdy jeszcze żaden z nich nie istniał” (Ps 139, 1.13.15-16)1. Człowiek,
który wzrasta w łonie matki, znajduje się we właściwym ekosystemie – dzieli się właściwie,
rozwija się prawidłowo, bo swoje pierwsze, kluczowe dni spędza w łonie matki. Wysyła do
niej sygnały biochemiczne, a ona „prowadzi je” ku miejscu implantacji. Mówi się wręcz o
pierwotnym psychizmie ludzkiego embrionu, oczywiście jeszcze nieuświadomionym, na
poziomie biochemicznym, który ma jednak decydujące znaczenie dla całego późniejszego
życia.
W procedurze in vitro środowisko, w jakim znalazło się dziecko, jest sztuczne. Otacza
je zimna probówka, szalka Petriego, a nie ludzki organizm. Pierwsze podziały komórkowe
odbywają się bez oddziaływania matki – nietrudno potem zrozumieć, z jakiego powodu
dochodzi do większej ilości przypadków wad genetycznych u dzieci poczętych in vitro; pisze
o tym szczegółowo literatura fachowa, np. Benoît Bayle we Francji, który bada pierwsze
stadia rozwoju człowieka w probówce. Z taką sytuacją zetknął się też prof. Bogdan Chazan.
Zarzucono mu, że nie chciał wykonać aborcji, lecz nikt nie sięgnął do źródła dramatu: to
dziecko, obciążone wadami, poczęło się in vitro. To zadziwiające, że matka najpierw dążyła
do poczęcia dziecka, uciekając się do sztucznego zapłodnienia, a potem – gdy okazało się, że
jest ono chore – chciała je „usunąć” poprzez aborcję. Czy lekarz w klinice poinformował ją o
podwyższonym ryzyku wystąpienia wad genetycznych u dzieci, które poczynają się w
probówce? Czy uświadomił jej, jak traumatyczna dla niej będzie stymulacja hormonalna
przed punkcją jajnikową? Czy w ogóle udziela się wyczerpujących informacji parom, które
przychodzą do klinik in vitro?
Gdy w 1978 roku urodziło się pierwsze dziecko z in vitro, nie wykonywano jeszcze
diagnostyki preimplantacyjnej. Kiedy zaczęto ją stosować?
W latach 90. XX wieku. Dziś lekarz nieraz wie, jeszcze zanim zaimplantuje embrion do
macicy, czy to jest chłopiec, czy dziewczynka, czy dziecko jest zdrowe, czy chore i jakie ma
cechy genetyczne. „Dziecko na życzenie”. Zdrowe, z odpowiednim kolorem oczu, o
odpowiedniej płci. Innymi słowy, mamy do czynienia z eugeniką, to znaczy doborem dzieci
pod kątem pożądanych przez rodziców cech genetycznych.
Czy wiemy, jakie mogą być dalekosiężne skutki in vitro?
1
Księga Psalmów. Najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzami, Częstochowa 2011, s. 338-341.
13 Od strony medycznej i zdroworozsądkowej pada właśnie ten zarzut: nie zostały
przeprowadzone badania kliniczne, zanim zaczęto powoływać do istnienia dzieci poza
organizmami kobiet. Pierwsze dziecko z in vitro przyszło na świat w 1978 roku. Nie badano,
jakie to będzie miało skutki pokoleniowe. Obecnie na świecie żyje około 5 milionów dzieci
poczętych in vitro. Jakie będą dzieci tych dzieci? Czy nie „bawimy się w Boga” – playing
God, jak mówią Anglicy? Od kilkudziesięciu lat wprowadzamy sztucznie nieodwracalne
zmiany genetyczne w gatunek homo sapiens. Dokąd to nas zawiedzie? Może do stworzenia
nowego gatunku człowieka, „homo invitrus”, naznaczonego specyficznymi problemami z
płodnością, zaburzeniem imprintingu genów? Czy można działać aż tak nieodpowiedzialnie?
In vitro to działanie wbrew mechanizmom ewolucji: przychodzą na świat dzieci, które w
normalnym biegu rzeczy nigdy by się nie urodziły. Oczywiście, każde z nich jest dzieckiem
Boga i wielkim dobrem dla rodziców. Lecz – patrząc globalnie – jaki to wszystko będzie
miało wpływ na nasz gatunek w przyszłości?
Mówiąc o nowej ustawie dotyczącej in vitro, wspomniał Ksiądz o możliwościach, jakie
otwierają się przed naprotechnologią w związku z zapisanym w prawie obowiązkiem
uprzedniego poddania się innym metodom leczenia niepłodności przez osoby
zakwalifikowane do procedury in vitro. Czym jest naprotechnologia?
Angielski termin NaProTechnology to skrócona nazwa metody Natural Procreative
Technology, co w tłumaczeniu na język polski oznacza: „technologia naturalnej prokreacji”.
W Polsce przyjęła się nazwa „naprotechnologia”. Jest to metoda stworzona przez prof.
Thomasa W. Hilgersa z USA, który nad tym projektem pracował w latach 70. i 80. XX wieku
najpierw na Uniwersytecie Creighton, a potem w Instytucie Pawła VI w Omaha w stanie
Nebraska (od 1985 roku).
Podstawą diagnostyki i leczenia jest tu system standaryzowanych obserwacji
biowskaźników. Obserwacje te noszą nazwę Modelu Creighton (CrMS – Creighton Model
System). Jako pomoc w leczeniu stosuje się wszystkie metody z medycyny klasycznej, a
zwłaszcza dokładną diagnostykę. Naprotechnologia nie może jednak być zastosowana w
sytuacji, kiedy schorzenia są uwarunkowane genetycznie czy też istnieją wady wrodzone,
będące przyczyną niepłodności; wówczas nie można nic zmienić, gdyż niepłodność wynika z
samego genotypu danej osoby. Również w przypadku, gdy mężczyzna nie ma w ogóle
plemników (azoospermia), nie można zastosować tej metody.
14 Pomimo tych ograniczeń naprotechnologia ma duże osiągnięcia. Pozwala wielu parom
doczekać się upragnionego dziecka. Stanowi ponadto przykład prawdziwej medycyny – dąży
do wyleczenia człowieka i sprawienia, by był on płodny i zdolny do aktu seksualnego.
15 Rozdział IV
Biblijne i patrystyczne ujęcie statusu życia embrionalnego
Biblia w bardzo obrazowy sposób określa osobę ludzką, mówiąc nawet o ludzkim
poczęciu…
Bóg jest pierwszym działającym w powołaniu człowieka do istnienia, zna go od samego
poczęcia (por. Ps 139, 13-16) i wzywa go, gdy jest jeszcze w łonie matki (por. Rdz 25, 21-24;
Iz 49, 5; Ga 1, 15). Zna człowieka jeszcze zanim ten zaczął istnieć: „Zanim ukształtowałem
cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla
narodów ustanowiłem cię” (Jr 1, 5).
Tekstem o bardzo „embriologicznym” wydźwięku jest fragment z rozdziału 10 Księgi
Hioba: „Ręce Twoje mnie ukształtowały i utworzyły, po czym rozmyśliłeś się i niszczysz
mnie. Wspomnij, żeś jak glinę mnie ulepił i w proch mnie [kiedyś] obrócisz. Czyś Ty
mnie nie przelał jak mleko i jak serowi stężeć kazałeś? Skórą i ciałem mnie okryłeś,
kośćmi i ścięgnami pospinałeś. Obdarzyłeś mnie życiem i siłą, a troskliwość Twoja
strzegła mego ducha” (Hi 10, 8-12).
Hiob nie ma wątpliwości, że został stworzony przez Boga, który uformował go w łonie matki.
Zdaje sobie równocześnie sprawę z tego, że został ukształtowany w sposób podobny do
stworzenia pierwszego człowieka. Teologiczny kontekst modelowania, tkania i formowania
człowieka od poczęcia jest obrazem biologicznego rozwoju człowieka. W biblijnym
kontekście widać bardzo mocno troskę Boga o ochronę najbardziej mikroskopijnego stadium
rozwojowego człowieka. Widać kruchość i delikatność pierwszych faz egzystencji istoty
ludzkiej i możliwość ich zniszczenia, co sprzeciwiałoby się dalekosiężnym przewidywaniom
Stwórcy. Taka interpretacja jest wyraźna w kontekście Hiobowego wyznania: „Nagi
wyszedłem z łona matki mojej i nagi tam powrócę” (Hi 1, 21; por. Syr 40, 1).
W Biblii życie jest świętością. Płodność jest zawsze błogosławieństwem, a jej brak
stanowi cierpienie dla wielu biblijnych małżonków, na przykład Abrahama i Sary (por.
Rdz 16-18), Jakuba, Lei i Racheli (por. Rdz 29, 28-30) czy też Zachariasza i Elżbiety
(por. Łk 1, 5-25). Utrata potomstwa jest też jednym z największych dramatów.
Owszem. Ostatnią i najcięższą plagą egipską była śmierć pierworodnych. Po tym nieszczęściu
faraon zdecydował się ostatecznie wypuścić Izrael z niewoli (por. Wj 12, 29). Także i dla
16 wspomnianego Hioba utrata synów i córek była wielkim bólem (por. Hi 1, 13-21).
Najsmutniejszym obrazem biblijnym jest widok Racheli opłakującej śmierć swych dzieci:
„Głos się rozlega w Rama, lament i szloch wielki: To Rachel, płacząca po swych synach, nie
daje się pocieszyć po [stracie] swych dzieci, że już ich nie ma” (Jr 31, 15).
Zwiastowanie Maryi przez Archanioła Gabriela (Łk 1, 26-38) jest także biblijnym
fragmentem, w którym jasno zostały wyrażone treści „embrionalne”…
W słowach Gabriela „Oto poczniesz i urodzisz syna” (Łk 1, 30) wyraźnie zaznaczone są dwa
istotne momenty ludzkiego życia w jego fazie początkowej: poczęcie i narodzenie. A słowa
Archanioła są odwołaniem do zapowiedzi proroka Izajasza: „Oto Panna pocznie i porodzi
syna, i nadadzą Mu imię Emmanuel” (Iz 7, 14).
Kolejny „embrionalny” obraz w Biblii to opis nawiedzenia Elżbiety przez Maryję (Łk 1,
26-38).
We fragmencie tym widać liczne paralele do Zwiastowania. Zarówno Maryja, jak i Elżbieta
dowiadują się o swoim stanie błogosławionym od Bożego wysłannika i są to wydarzenia
nadzwyczajne, ukazujące miłosierne i życiodajne działanie Boga. Inne paralele mają z kolei
charakter przeciwstawny: Jana rodzi kobieta w podeszłym wieku, Jezusa – młoda
dziewczyna; Jan jest ostatnim z proroków, który zamyka Stare Przymierze, podczas gdy Jezus
otwiera nową kartę historii, czyniąc wszystko nowe (por. Ap 21, 5).
Jednym z najpiękniejszych zdań o „embriologicznym” wydźwięku w Piśmie Świętym
jest stwierdzenie: „Skoro tylko Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się
dzieciątko w jej łonie” (Łk 1, 41). Wskazuje ono na fakt, że nienarodzone jeszcze dziecko nie
jest czymś niezidentyfikowanym, ale osobą, która czuje i reaguje. Można z tych słów
odczytać, że dziecko przed narodzeniem nie jest „czymś”, lecz „kimś”.
Temat Nawiedzenia był szczególnie ulubionym tematem pisarzy ikon, którzy w
spotkaniu obu Matek przedstawiali także spotkanie ich nienarodzonych jeszcze Synów.
Ukazywali to w różnych detalach: na przykład Jezus jako embrion w łonie Matki przybierał
postać Pantokratora, a Jan – kłaniającego Mu się sługi. Znany jest także inny wzór ikony, tzw.
medalion, gdzie Jezus ukazany jest w łonie Maryi w stadium płodowym, połączony z Matką
przewodem pępowinowym.
17 Rozwijający się zatem w łonie matki embrion to już dziecko. Używając nazewnictwa
stricte medycznego, św. Paweł używa stwierdzenia „płód”…
Święty Paweł sam siebie nazywa „płodem” i czyni to w kontekście zmartwychwstania Tego,
którego Maryja nosiła w swoim łonie: „A w końcu ukazał się mnie, ostatniemu ze wszystkich,
jakby poronionemu płodowi” (1 Kor 15, 8). W starożytności dziecko nienarodzone było przez
cały okres ciąży nazywane embrionem. Rozróżnienie: „embrion” i „płód” jest późniejsze,
choć granica nazewnictwa (do ósmego tygodnia ciąży „embrion”, a potem „płód”) pojawiało
się już u Ojców Kościoła. Cyryl Aleksandryjski (†444) pisał tak: „Mówi się więc, że w łonie
embrion jest zaledwie widzialny jako człowiek, a dochodzi do podobieństwa naszego ciała,
gdy wypełni się dla niego liczba czterdziestu dni”2. Inny ojciec patrystyczny, św. Augustyn
(354-430) stwierdza odnośnie do życia prenatalnego, że od chwili, gdy płód ludzki wykazuje
oznaki życia, a jego poruszenia są odczuwane przez matkę, powinien być on uznawany za
człowieka. Używa też zamiennie pojęć „płód” i „dziecko”, podkreślając przy tym, że dziecko
prenatalne w żadnym wypadku nie może być uznawane za część organizmu matki: „Bo gdyby
poczęte dziecko tak należało do ciała matki, że można by je uważać za część ciała matki, to
nie ochrzczono by dziecka, którego matka, oczekując go, została ochrzczona na wypadek
zagrożenia śmierci. A przecież obecnie nikt nie uważa chrztu dziecka za powtórny chrzest.
Dziecko, żyjąc w łonie matki, nie było częścią jej ciała”3.
Który z ojców Kościoła najwięcej uwagi poświęcił problematyce początku i końca życia
człowieka?
Pionierem w tym względzie był Tertulian. To zdecydowanie najlepszy bioetyk starożytności
chrześcijańskiej.
Miał
świetną
wiedzę
medyczną,
prawdopodobnie
przestudiował
przynajmniej niektóre fragmenty dzieła Choroby kobiece (Gynaikeia) Soranosa z Efezu.
Ukazywał człowieka jako ontyczną jedność duszy i ciała. Według niego ani ciało nie stanowi
człowieka, ani sama dusza, ale dopiero substancjalne połączenie obu tych elementów w jedno.
Tak jak śmierć człowieka jest określana jako koniec życia poprzez rozdzielenie duszy i ciała,
tak złączenie tych dwóch elementów wyznacza początek istoty ludzkiej i jest początkiem
życia: „(…) skoro zaś przy śmierci rozłączenie obu substancji następuje równocześnie, zatem
2
Cyrillus Alexandrinus, De adoratione et cultu in spiritu et veritate, tłum. M. Starowieyski, I, 8; PG 68, 545,
[w:] M. Starowieyski, Aborcja w oczach wczesnochrześcijańskich pisarzy (teksty), [w:] „Studia Paradyskie”
3(1993), s. 120.
3
Augustyn, Przeciw Julianowi, tłum. W. Eborowicz, VI, 14, Warszawa, Akademia Teologii Katolickiej, 1977, s.
43.
18 i przy ożywianiu połączenie ich musi się dokonywać według tej samej zasady, to jest
równocześnie. Właśnie dlatego życie każdej istoty żywej zwykliśmy liczyć od momentu jej
poczęcia, ponieważ od tego momentu przyznajemy jej duszę; odtąd bowiem istnieje dusza,
odkąd i życie”4.
A jak Tertulian wypowiada się na temat początków życia ludzkiego?
Zagadnienie to porusza przy okazji omawiania kwestii pochodzenia duszy. W De anima (22,
2) określił duszę jako zrodzoną z tchnienia Bożego, ale jednocześnie jako pochodzącą od
jednej tylko duszy prarodzica Adama. Aby wyjaśnić, „w jaki sposób wszystkie dusze
pochodzą od jednej; kiedy, gdzie i na jakich zasadach biorą swój początek”5, Tertulian
przytacza szereg dowodów na to, że płód jest żywym organizmem, który już posiada duszę.
Świadczy o tym chociażby zabieg cesarskiego cięcia, dzięki któremu wydobywa się przecież
z łona matek żywe dzieci: „(…) znamy dzieci, które po rozcięciu brzucha matki wydobyto
żywe, jak było na przykład w przypadku Libera lub Scypiona”6. Tertulian odwołuje się tu do
przykładu z mitologii greckiej, przekazującej historię przyjścia na świat Dionizosa. Zeus miał
wydobyć go z rozciętego brzucha matki, co było równoznaczne z jej śmiercią. Podobnie
Scypion Afrykańczyk miał się urodzić – według relacji Pliniusza Starszego – przez cięcie
cesarskie.
4
De anima 27, 2-3, CCL 2, s. 823: „…si disiunctio simul utrique substantiae accidit per mortem, hoc debet
coniunctionis forma mandasse pariter obvenientis per vitam utrique substantiae. Porro vitam a conceptu
agnoscimus, quia animam a conceptu vindicamus; exinde enim vita, quo anima”.
5
De anima 25, 1, CCL 2, s. 818-819: „uti reddam, quomodo animae ex una redundent, quando et ubi et qua
ratione sumantur”.
6
De anima 25, 8, CCL 2, s. 821: „possumus illos quoque recogitare qui exsecto matris utero vivi aerem
hauserunt, Liberi aliqui et Scipiones”, tłum. M. Michalski, Antologia literatury patrystycznej, Warszawa 1969,
dz. cyt., s. 241 Więcej na temat wątków embriologicznych u ojców Kościoła patrz: A. Muszala, Embrion ludzki
w starożytnej refleksji teologicznej, Kraków, WAM, 2009.
19