Z zagładą za pan brat

Transkrypt

Z zagładą za pan brat
16.12.2011
C
11
Koniec świata
Z zagładą za pan brat
Na wycie syren zareagują słowami: „A nie mówiłem?!”. Hobbyści apokalipsy zgromadzili konserwy i baterie. Z drutu
zrobią sidła na drobną zwierzynę, z prezerwatyw – baniaki na wodę.
Łukasz Grzymalski
Z
FOT. ARCHIWUM PATRYKA BRODNIEWICZA
agrożenie może
być małą, przykrą, bratobójczą
rzeźnią w stylu
jugosłowiańskim. Może też
być apokalipsą
na maksa, prawdziwym końcem cywilizacji. I w jednym, i w drugim przypadku dobrze
mieć odłożone konserwy do jedzenia
oraz baterie do zasilania. Można pójść
dalej – sprawić sobie maskę przeciwgazową i latarkę na korbę. Ta ostatnia jest do nabycia w sklepie
internetowym, który działa pod hasłem „wszystko na wypadek końca
świata”. Sfera szykowania się do zagłady ma bowiem swoich przedsiębiorców, ekspertów i hobbystów.
Płatki ósmego jeźdźca
Karaluch.com.pl to internetowy
stragan z tym, co ma umożliwić
przetrwanie w sytuacji – delikatnie
mówiąc – poważnych braków w zaopatrzeniu. Do nabycia są urządzenia elektryczne z wbudowanymi
prądnicami, które można napędzać
siłą mięśni. Dla spragnionych wystawiono na sprzedaż wodę pitną
w woreczkach. Gdy padną wodociągi, będzie cenniejsza od złota. Teraz 100 opakowanych mililitrów (torebka ma wytrzymać zamrażanie,
rozmrażanie, przegrzanie, ciśnienie i inne szykany) kosztuje u „Karalucha” jedyne 2,5 zł.
Po apokaliptycznej wojnie przyjdzie czas bardzo smutnej smuty, którą znawcy tematu nazywają
postapokalipsą. Znawcy zagadnienia pogrążają się w książkach, komiksach, filmach i grach komputerowych na temat życia po końcu
świata. Wtajemniczeni fani zagłady
wiedzą, że jest ośmiu jeźdźców apokalipsy. Nie ma sensu wymieniać
pierwszych siedmiu. Są znani powszechnie. Ósmym jest grafik Patryk
Brodniewicz. – Tak na mnie niektórzy mówią – przyznaje mieszkaniec
Szczecina, spec od tworzenia upiornych scenografii do gier komputerowych o zniszczeniu.
Z ekranu patrzą uzbrojone postacie w strojach ochronnych, w tle
straszą wypalone domy i samochody. Brodniewicz zapewnia, że bycie
za pan brat z zagładą nie kończy się
w momencie narysowania nowego
stanu wojennego lub ruin miasta.
– Apokalipsa ma miejsce cały czas.
Dzień dzisiejszy jest czymś, co ginie. Już
się nie odrodzi – mówi grafik. – Jutro
jest zawsze postapokalipsą.
Brodniewiczprzekonuje,żezawszenależy być przygotowanym na to, że coś się
rozwali. Nieszczęście może być tylko wypadkiemcysternyzchemikaliamilubwojnąświatowązużyciembronitermojądrowej. Warto, zdaniem „ósmego jeźdźca”,
byćprzygotowanym.Niechodzitylkoopsychologicznągotowośćdotego,byzaakceptowaćzmianywotoczeniu.Todopieropoczątek.Potrzebajeszczem.in.kaszyipłatków. Brodniewicz deklaruje, że zawsze
ma w domu większą ilość.
– Taka żywność jest odporna. Czas przydatności do spożycia jest długi. Parę kilo-
Brodniewicz portretuje zagładę (powyżej jedna z prac). W domu ma świece i suchy prowiant. Apokalipsa, zdaniem artysty, zdarza się ciągle. Dziś jest mniejsza, ale jutro...
gramów to może być ilość na wagę przetrwania – stwierdza.
Czasem strategia bycia gotowym
zamienia się w sztukę bycia gościnnym. Gdy suchy prowiant zaczyna być
stary, robimy imprezę z wykorzystaniem rezerw o upływającym terminie
przydatności. – Niech znajomi zjedzą
– zaleca „ósmy jeździec”.
Dalszy ciąg spisu inwentarza
w mieszkaniu: zbiorniki z wodą pitną
(regularnie wymieniana kranówa), baterie, świece. Jest też maska przeciwgazowa. – Jak odpowiedzialny człowiek mógłby jej nie mieć? – pyta
Brodniewicz.
Czasem strategia bycia
gotowym zamienia się
w sztukę bycia
gościnnym. Gdy zapasy
na wypadek ciężkich
czasów zaczynają być
stare, robimy imprezę
z wykorzystaniem
rezerw o upływającym
terminie przydatności.
Guma, drut, zapałki
Brodniewicz nie rusza się bez „pudełka przetrwania”. Jest to zestaw drobiazgów, które mają przydać się
w każdej sytuacji. – Drut, małe cążki,
prezerwatywa. Z tej ostatniej można
zrobić nie tylko użytek antykoncepcyjny. Można ją zmienić m.in. w spory baniak na wodę – wtajemnicza „ósmy
jeździec”.
Brodniewicz jest aktywny w kolektywie fanów apokalipsy i post–apokalipsy. Działa w nim też 33–letni Marek
„Squonk” Rauchfleisch z Pruszcza
Gdańskiego. Jest redaktorem „branżowego” biuletynu internetowego
„Trzynasty Schron”. Rauchfleisch
uważa też, że głupio jest wychodzić
bez podstawowych narzędzi. – Zabieram z sobą małą latarkę diodową, zestaw narzędzi w poręcznej formie
„multitoola”. Mam to zawsze przy sobie.
Na wszelki wypadek. Ostatnio dołożyłem dwie pary lateksowych rękawiczek
i maseczkę do sztucznego oddychania –
informuje.
Dom „Squonka” też jest przygotowany na kryzys (nie tylko polegający
na spadku PKB per capita). – Robiąc
zakupy, zawsze mam na uwadze, by
w domu był zapas kilku konserw oraz
jedzenia do szybkiego przygotowania.
To na wypadek kilkudniowych przerw
o przewidywanych uderzeniach Amerykanów i Układu Warszawskiego. Nasze wojsko szykowało się na wielką, wyniszczającą, wojnę jądrową bez wygranych. Teraz, jak sądzę, taka walka nie
rozpocznie się. Nie przewiduję deszczu
głowic i bomb, który nagle sypnąłby z jasnego nieba. Myślę, że bardziej prawdopodobny jest powolny upadek cywilizacji. Może zaczął się już wtedy, gdy zbankrutowały pierwsze banki? – mówi.
Rauchfleisch proponuje osobiste
uodpornienie się na klęski, bo pomoc
państwa wydaje mu się mocno niepewna. Komentuje: – Może być krucho
z dzisiejszą armią, jeszcze gorzej z obroną cywilną. Spodziewam się, że współczesne służby zawiodą w warunkach
naprawdę poważnego kryzysu. Jeśli 36.
specpułk nie zapewnił bezpiecznego lądowania głowy państwa, to na co w dzisiejszych czasach może liczyć zwykły
obywatel?
Krótki kurs na wypadek
w dostawach energii czy żywności.
Większych, wojennych zapasów nie robię. Gdzie w bloku trzymać rezerwy
na kilkanaście miesięcy? Przecież się
nie pomieszczą. Mam trochę sprzętu biwakowego, parę litrów spirytusu
do przenośnej kuchenki. Kupiłem maskę przeciwgazową. Przydaje się także
w czasach pokoju. Jeśli ktoś wykurzał
z piwnicy szczura gazem pieprzowym,
to zrozumie, jak bardzo użyteczna jest
taka ochrona – opowiada.
„Squonk” wyrósł w klimacie
wojenno–zimnowojennym. – Jestem
synem żołnierza zawodowego. W dzieciństwie, w latach 80., ojciec zabierał
mnie często do swojej jednostki. Oglądałem wywieszone na ścianach propagandowe plansze i mapy traktujące
Bomby jeszcze nie spadły i w Małopolsce działa internet. Należy to docenić,
bo w dziedzinie przygotowywania się
do apokalipsy www jest to źródło
na schwał. W warunkach bycia off–line,
w stanie niepodłączonym człowiek byłby skazany na broszury obrony cywilnej. Klasykiem wśród tych wydawnictw jest brytyjska seria „Protect and
Survive” – hit z czasów zimnej wojny.
Rzecz traktowała o radzeniu sobie
z megatonowym uderzeniem nuklearnym.
W „Protect and Survive” znajdowały się nie tylko zasady korzystania z doraźnych ukryć, które polski czytelnik
znazpeerelowskichpodręcznikówprzysposobienia obronnego. Brytyjski wydawca (rząd) szedł dalej w sferze powszechnej edukacji wojennej. Bezkompromisowo,bezpruderyjnieporuszono
np.tematdomowejgospodarkizwłokami. Opinia publiczna jakoś nie mogła
podejść do instrukcji z obywatelskim,
posłusznym zrozumieniem. Podeszła
inaczej, czyli z humorem. Na temat
„ProtectandSurvive”powstawałyskocznepiosenki,komedieanimowaneizaktorami. Reakcją na zagrożenie stało się
artystyczne przetwarzanie grozy.
Naprawdę duża katastrofa może być
zjawiskiem, wobec którego na nic zdadzą się osobiste zapasy płatków owsianych i drutu do robienia wnyków. Gdy
szlag trafi wszystko, pozostanie tylko
estetyczny zachwyt nad ostatnim widowiskiem. – Do bezpiecznego miejsca
będzie daleko. Schrony wypełnią się
przerażoną masą ludzką, która może
być groźniejsza od spadających bomb.
Pchać się tam? Może lepiej popatrzeć
na wybuch – mówi Brodniewicz.
W społeczności forum „Trzynasty
Schron”, do której należą Rauchfleisch
iBrodniewicz,estetycznafascynacjazagładą przeważa nad szykowaniem się
doprzetrwaniaciężkichczasów.Redaktor „Squonk” szacuje, że nieliczni
internauci aktywnie przygotowują się
dokońca świata. Częstsze jest czyste zainteresowaniekulturąpostapokaliptyczną – złowieszczymi filmami, słuchowiskami, komiksami. Liczne pasikoniki
grają. Niewielka grupa zapobiegliwych
mrówek pilnie szykuje się na surową
zimę atomową.
ZEGAR KULTURY ŚMIERCI
Zegarek z Hiroszimy, który zatrzymał
się w chwili wybuchu bomby, to muzealna pamiątka po błysku nad Japonią.
Wskazówki są skierowane na ósemkę
i trójkę (godz. 8.15). Kiedy w amerykańskim filmie „Nazajutrz” z 1983 r. głowica
eksploduje ponad Kansas City, kamera
patrzy na uliczne zegary. Wskazówki
skierowane na trójkę i ósemkę (godz.
15.40). Zegar znalazł się też na karcie tytułowej pisma atomistów „Bulletin of
the Atomic Scientists”. Wskazywał kilka
minut przed północą – ostatnią godziną
ludzkości. Redaktorzy kolejnych numerów przysuwali wskazówki do dwunastej, gdy na świecie rosło napięcie.

Podobne dokumenty