Kilka wspomnień o Elżbiecie Wiśniewskiej

Transkrypt

Kilka wspomnień o Elżbiecie Wiśniewskiej
Kilka wspomnień o Elżbiecie Wiśniewskiej
To było tak niedawno, kiedy mama zaprowadziła mnie i moją siostrzyczkę
Beatkę (Becię) do świetlicy Meblostylu – do Pani Wiśniewskiej, na tańce
albo na balet (tak nazywałyśmy te zajęcia).Zaprowadziła nas pewnie po to,
żeby trochę czasu zająć maluchom(miałam osiem lat, Beatka siedem), żeby
się czegoś ładnego dziewczynki nauczyły, żeby czasu nie marnowały,
a możenależało skumulować gdzieś tę „wariującą energię”. Nigdy właściwie
rodziców nie zapytałam, dlaczego wpadli na ten pomysł, a był to dobry
pomysł, jak bardzo, o tym przekonałam się po latach,a i do tej pory
odkrywam w sobie umiejętności, doświadczenie, wiedzę, które wówczas
otrzymywałam „z ręki” i „pod okiem” Pani Wiśniewskiej.
Jakżeż ona to robiła, w jaki sposób wyczarowywała te „występy”, które dziś
nazwałabym „spektaklami”, „widowiskami tanecznymi”, a może „tanecznowokalnymi scenkami”. Wszystko musiało być logiczne, pięknie pokazane.
Wchodząc na scenę, stawałeś się postacią sceniczną, kogoś grałeś.
Nie odwracałeś się pupą do widowni. To niedopuszczalne! No chyba,
że wymagał tego układ taneczny. Strój-kostium musiał być wyprany,
wyprasowany, każdy element kostiumu powieszony na wieszaku,
przygotowany. Ale tam, kostiumy to przecież finał. Najpierw była czarna,
ciężka praca nad oszlifowaniem naszych ciał, ruchów rąk, nóg i głów „przy
poręczach”. Trzeba było wykonać żmudną pracę, niczym w szkole
baletowej, tylko że zamiast poręczy mięliśmy jedynie krzesła przystawione
do ściany. Pracę nazwałam „czarną”, wcale nie w przenośni, albowiem
przychodząc do świetlicy Meblostylu dwa razy w tygodniu na próby,
najpierw
ją
skrapialiśmy
zamiataliśmy, w
podłogę
wodą,
przeciwnym wypadku
a
następnie
porządnie
każdorazowe tupnięcie
nogąwzbudzało niezłe obłoki kurzu. Po tym zabiegu krzesła stawały się
baletowymi poręczami, a lustrami – no cóż –były jedynie oczy Pani
Wiśniewskiej, które nieomylnie mówiły nam, czy ćwiczenie jest należycie
wykonane, czy czwarta pozycja rąk i nóg nie pomyliła się z piątą lub trzecią.
Francuskich określeń różnych figur nie jestem już w stanie sobie
przypomnieć, a owe były z całą pewnością, gdyż nasza Pani ukończyła
jeszcze w Związku Radzieckim oprócz szkoły muzycznej również szkołę
baletową.
Po
tym
wyczerpującym
przystępowaliśmy
do
acz
twórczym
ćwiczenia
rzeźbieniu
rozmaitych
układów
naszych
ciał
tanecznych.
Początkowo Pani Wiśniewska przygotowywała nam układy do wybranej
przez siebie muzyki, często śpiewanychprzez nas piosenek, dopiero później
weszliśmy zdecydowanie w repertuar regionalny. Tańczyliśmy kosedery,
kuflorza i inne układy taneczne do pieśni kaszubskich, aby w efekcie
końcowym połączyć to w jakąś fabułę, rozgrywającą się w chacie
kaszubskiej.
Zadziwiające, że tak naprawdę Pani Wiśniewska nie była mistrzem
w utrzymywaniu dyscypliny, przez co często się na nas denerwowała,
prosiła o spokój wołając „koszyczki moi” (z akcentem na „o”). Najczęściej
próbę zaczynała,akompaniując nam na pianinie, aby po paru chwilach i tak
założyć na ramiona ciężki akordeon. W ten sposób, grając,mogła z bliska
nas dopilnować, poprawiać na bieżąco kroki, coś od razu pokazać,
skorygować. Powtórzę – z akordeonem na ramionach i dodam – zawsze na
bardzo wysokich obcasach. Jak Ona to robiła, dalibóg nie pojmuję,
a przecież efekt był zawsze. Przeżywaliśmypiękne występy, wyjazdy na
„Cepeliady”.
W siódmej klasie odeszłam z zespołu, aby móc się lepiej przygotować
do studiów na śpiew solowy, ale kiedy znalazłam się w czerskim liceum
i Pani Wiśniewska organizowała na wizytację frontalną szkoły program
wokalno-taneczny „Od morza do Tatr”, znowu znalazłam się pod jej
skrzydłami i wróciły „Cepeliady”, w których uczestniczyłam nawet będąc
już studentką.
Dopiero na studiach wokalno-aktorskich w Gdańsku zobaczyłam, jak mi się
przydają i ten szlif, i ogłada sceniczna, które otrzymałam od Pani
Wiśniewskiej, a i dziś w pracy pedagogicznej wiem, że potrafię moim
studentkom na wiele rzeczy zwrócić uwagę i co nieco w miarę ładnie
pokazać tylko dlatego, że scenę „wyssałam z mlekiem matki”. Tą „sceniczną
matką” była dla mnie i pozostanie Pani Wiśniewska.
Gdańsk, 14 czerwca 2016
Tych kilka słów przekazuję, mając nadzieję, że zostaną publicznie odczytane
na uroczystości dedykowanej pamięci Elżbiety Wiśniewskiej – 18 czerwca 2016 r.
Żałując, że nie mogę tego zrobić osobiście, życzę przeżycia pięknych chwil, radości
ze spotkania zarówno organizatorom jak i wszystkim gościom.
Z całego serca Wszystkich gorąco pozdrawiam
Aleksandra Kucharska-Szefler