Spotkania z Kresami

Transkrypt

Spotkania z Kresami
Tegoroczna wiosenna podróż
na Kresy Wschodnie była szóstą
tego typu wyprawą organizowana
przez Komisję Zakładową NSZZ
„Solidarność”, przy bardzo dużym
wsparciu, również finansowym,
Władz naszej Uczelni oraz grona
wypróbowanych przyjaciół. Czterokrotnie odwiedzaliśmy Ukrainę, w
roku ubiegłym Litwę i Białoruś zaś
w roku naszym celem była sama
Białoruś.
Za każdym razem oprócz realizacji bogatego programu historyczno-krajobrazowego, dzięki
wspomnianym wyżej sponsorom,
możemy udzielać wsparcia placówkom polonijnym oraz innym instytucjom zajmującym się pomocą
dzieciom, ludziom starszym, chorym i samotnym. Wieziemy – oczywiście – powierzone nam dary rzeczowe, jak książki, materiały szkolne, środki czystości, odzież i lekarstwa, ale dysponujemy także środkami finansowymi, którymi wspomagamy potrzebujących.
Czując ciążącą na nas odpowiedzialność za powierzone nam
dobra, każdorazowo przeprowadzamy dokładne rozeznanie potrzeb, a uzyskane informacje
sprawdzamy na miejscu, szczególnie w tych przypadkach, gdy
udzielamy wsparcia finansowego.
Często, jak bywało to podczas
czterech kolejnych wypraw na
Ukrainę, wracając po roku w te same miejsca mamy możliwość ocenić, jak użytkowane są uzyskane
przez placówkę fundusze; rezultaty
są zadziwiające. Na swojej drodze
spotykamy ludzi niezwykłych, których nie zawaham się nazwać
„ludźmi bożymi”: wbrew wszelkiej
logice i faktom, podejmują dzieła
nie na ludzką miarę a mimo to
działania ich kończą się sukcesem.
Pracują w skrajnie trudnych warunkach, z pogodą ducha, pełnym poświęceniem i wiarą w sukces. Mamy wielkie szczęście, mogąc nawiązać z nimi kontakt i choćby w
nieznacznym stopniu wspomóc ich
działania.
W naszych wyprawach staramy
się docierać nie tylko tam, dokąd
udają wszystkie wycieczki z Polski,
lecz także w bardziej odległe rejony, często leżące poza granicami
II Rzeczpospolitej, gdzie nasi Polacy żyją w bardzo trudnych warunkach i w poczuciu całkowitego
opuszczenia i zapomnienia przez
Rodaków w Kraju. Nasze odwiedziny, to nie tylko pomoc materialna, ale także wsparcie duchowe,
dowód, że mimo dzielących nas
granic, mimo znacznego oddale-
20
nia nadal stanowimy wspólnotę
utrzymującą ze sobą łączność.
Także dla nas możliwość bezpośredniego spotkania mieszkańcami tych ziem, zarówno tymi, którzy
żyją tu od pokoleń, jak też z tymi,
których zagnały tu losy wojenne
lub ostatnio przyjechali dobrowolnie, by pełnić służbę na tych odległych placówkach, zawsze jest głębokim, poruszającym przeżyciem.
Podczas tych spotkań dochodzi
do nawiązania osobistych kontaktów, które często są podtrzymywane na stałe.
Takie kontakty utrzymujemy
z siostrami Felicjankami, które prowadzą sierociniec w Zabłotowie na
Ukrainie, z Paulinami w Różynie
czy siostrami Nazaretankami z Nowogródka na Białorusi.
ścią, dla której jest to nierzadko jedyne spotkanie z Rodakami z Polski. Niezwykłe wzruszające są także przeżycia tych uczestników, którzy podążają śladem swej własnej
historii, odnajdując swe rodzinne
domy, miejsca, gdzie uczęszczali
do szkoły, gdzie spędzali wakacje
lub o których opowiadali rodzice
czy dziadkowie.
Jako przykład takiej historii pozwolę sobie opisać przypadek naszego przyjaciela, dr Jana Perkowskiego.
Ojciec jego, Tadeusz Perkowski
był dyplomatą w II Rzeczpospolitej, między innymi Kierownikiem
Konsulatu Generalnego w Mińsku
oraz sekretarzem Ambasady w
Moskwie a także delegatem Polskiego Ministerstwa Spraw Zagra-
Krystyna Słoczyńska
Spotkania
z Kresami
Od trzech lat Władze naszej
Uczelni umożliwiają nam zapraszanie polskich dzieci z tych placówek
na kolonie letnie do Łukęcina, zaś
NSZZ „Solidarność” pomaga w
wyposażeniu ich w najpotrzebniejsze rzeczy, jak plecaki, środki higieny osobistej czy odzieży.
Niezależnie od działalności
charytatywnej, każdy wyjazd na
Kresy jest dla uczestników niezapomnianą sentymentalna podróżą
do miejsc ważnych wydarzeń historycznych czy literackich, a nierzadko także związanych z tradycją rodzinną czy przeżyciami osobistymi.
Trasę, której głównym konstruktorem jest mgr Piotr Korpanty, staramy się planować tak, aby obejmowała miejsca, które każdy Polak
powinien zobaczyć np. tzw. Szlak
Mickiewicza, ważne siedziby rodowe, miejsca historycznych bitew,
sławne sanktuaria, parki przyrodniczo-krajobrazowe. Staramy się także docierać do mniej znanych zakątków, ale bliskich sercom poszczególnych uczestników wyprawy. Tak zaplanowana i zrealizowana podróż ożywia nasze wiadomości z historii, literatury i sztuki oraz
pozwala podziwiać wspaniałe krajobrazy i nawiązywać bezpośrednie kontakty z miejscową ludno-
nicznych na posiedzeniu Rady Ligi
Narodów w Lugano.
W 1939 roku pełnił funkcję zastępcy Komisarza Generalnego
Rzeczpospolitej Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, w związku
z czym w chwili wybuchu II Wojny
Światowej jego życie znalazło się
w bezpośrednim zagrożeniu.
Jesienią 1939 r., jako rozbitek
wojenny 12 listopada dotarł do rodzinnych Dżuginian na Żmudzi,
gdzie przebywał do końca sierpnia
1940 r., to znaczy do wkroczenia
Armii Czerwonej. W tym samym
czasie na terenie Generalnej Guberni gestapo rozpisało list gończy
w poszukiwaniu Tadeusza Perkowskiego w związku z pełnioną przez
niego służbą w Komisariacie Generalnym RP w Gdańsku .
Dwuletni okres od września
1940 r. do połowy 1942 r. spędził
jako bezdomny tułacz na Litwie
i Wileńszczyźnie. Bliższe szczegóły
o tym nie są znane; wiadomo, że
jakiś czas przebywał w samym Wilnie.
Po niemieckiej inwazji na Sowiety i okupacji Wileńszczyzny, Tadeusz Perkowski czuł się bardzo
zagrożony przez Niemców, wyjechał więc jeszcze dalej na północ,
gdzie zamieszkał w Miorach w powiecie brasławskim, jako rezydent
i nauczyciel dorastających dzieci w
majątku Heleny Klottowej i jej córki
Janiny Dobrowolskiej.
W czerwcu 1942 r. Tadeusz Perkowski postanowił odwiedzić swego dalekiego krewnego Józefa Łopacińskiego, właściciela majątku
Ustroń odległego o około trzydzieści kilometrów od Mior.
Ustroń był umiejscowiony w
północnej brasławszczyźnie, otoczony nieprzebytymi moczarami
i lasami, częściowo należącymi do
Łopacińskich, a częściowo do
Przeździeckich z Woropajewa.
Prawdopodobnie ukrywały się tam
wtedy niedobitki Sowieckiej Armii
i zapewne rozwijała się już ich partyzantka, działająca eksterminacyjnie i grabieżczo przede wszystkim
przeciw polskiemu żywiołowi Wileńszczyzny. 27 czerwca po południu około godziny siedemnastej
taka sowiecka banda z lasu wtargnęła do dworu w Ustroniu, aby
zamordować jego właściciela Józefa Łopacińskiego. Ponieważ zastali u niego Tadeusza Perkowskiego, zamordowano ich obu strzałami w potylicę. Według pisemnej
relacji jednego ze świadków zdarzenia, spisanej w grudniu 1946 r.
„mordercy spalili w ustrońskim
dworze wszelkie papiery, książki
i zrabowali rzeczy”. Ofiary mordu
pochowano 30 czerwca w pobliskiej wsi Borodzienicze. Dzięki staraniom okolicznej ludności, Łopacińskiego, jako fundatora kościoła
parafialnego złożono w krypcie
przeznaczonej dla fundatorów,
a Perkowskiego w bezimiennej
mogile w obrębie kościelnego muru. Organizacją i przeprowadzeniem pogrzebu zajął się krewny Józefa Łopacińskiego, wówczas
dwudziestoletni Lucjan Przybora,
późniejszy lekarz onkolog w Poznaniu. Był on właścicielem, majątków Annodwór i Tadulin sąsiadujących z Ustroniem,
Mogiłą Perkowskiego do czasu
opuszczenia Wileńszczyzny opiekowały się właścicielki Miorów,
a potem grób pozostał opuszczony.
W siedemnaście lat po tragedii,
w lipcu 1959 r., syn Tadeusza, Jan
Perkowski, korzystając ze służbowego pobytu w Związku Sowieckim, nielegalnie dotarł z Mińska
przez Brasław do Borodzienicz.
Szczegółowych informacji zarówno o przebiegu tragicznych dla ojca wydarzeń jak i lokalizacji grobu
udzielił ks. Jan Zawistowski, który
w czasie wojny był proboszczem
w Miorach, a po ośmioletnim pobycie w radzieckich łagrach objął
BIP 134 – październik 2004 r.
W przyszłym roku, jak zwykle
na przełomie kwietnia i maja, wraz
z koleżanką Ewą Łucką, planujemy kolejna wyprawę, tym razem na
Litwę.
Serdecznie zapraszając wszystkich P.T. Państwa do udziału, raz
jeszcze składamy gorące podziękowania wszystkim, którzy wspierają nasze działania.

Andrzej Zięba
Konkurs na Doświadczenie
Pokazowe z Fizyki
W dniu 30 października 2004 r.
odbył się w Wydziale Fizyki i Informatyki Stosowanej finał, V Ogólnopolskiego Konkursu na Doświadczenie Pokazowe z Fizyki. Konkurs
organizowany jest co dwa lata
przez Oddział Krakowski Polskiego
Towarzystwa Fizycznego, który powołuje jego ogólnopolskie Jury.
Zadaniem jurorów jest najpierw
wybrać – na podstawie nadesłanych opisów – kilkanaście doświadczeń do finału Konkursu.
Ostateczna klasyfikacja następuje
podczas pokazu finałowego, podstawą oceny jest oryginalność,
wartość dydaktyczna i jakość prezentacji.
Regulamin Konkursu wyklucza
komputerowe symulacje zjawisk fizycznych – demonstrowane zjawisko musi „na żywo” realizować się
podczas pokazu. Warto jednak
podkreślić znaczenie współczesnych środków audiowizualnych:
dzięki zastosowaniu kamery video
i rzutnika komputerowego można,
małe z reguły urządzenia, pokazać
nawet w wielkiej sali wykładowej
(fot. 2). Ponadto pokaz był na żywo
transmitowany przez Internet.
Konkurs jest w pełni otwarty,
specyfiką doświadczenia pokazowego jest, to że w konkursie może,
z równymi szansami, spotkać się
uczeń z profesorem szkoły wyższej. W tym roku autorami najlepszych pokazów byli uczniowie lice-
alni, wspomagani przez swoich nauczycieli lub rodziców. Pracowników AGH może zainteresują demonstracje, będące modelami
urządzeń stricte technicznych.
Takim był model elektrofiltru,
przedstawiony przez Tomasza
i Marka Kopciuszyńskich z Ropczyc (fot. 1). Do szklanej bańki lampy naftowej, zaopatrzonej w elektrody, został wdmuchany dym z papierosa (przy pomocy pompki,
a nie płuc ucznia!). Dym, przyłożenie wysokiego napięcia, którego
bezpiecznym źródłem jest maszyna elektrostatyczna, powoduje
w ciągu kilku sekund osadzenie
cząstek dymu na elektrodzie. Co
można zademonstrować przez wytarcie elektrody chusteczką jednorazową. Obok pokazu działania
elektrofiltru – podstawowego obecnie urządzenia do ochrony czystości powietrza – doświadczenie demonstruje, jak dużo substancji
smolistych wdycha palacz papierosów (doświadczenie wykonywano
przy użyciu papierosów z filtrem!).
Pokaz ten, obok II nagrody uzyskał
również nagrodę publiczności.
Anna i Eliasz Kańtochowie z Bytomia, zdobywcy III nagrody,
przedstawili dwa modele silnika
magnetohydrodynamicznego. Jak
w każdym silniku elektrycznym
podstawą działania jest zjawisko
siły elektrodynamicznej (siły Lorentza) działającej na przewodnik
z prądem w polu magnetycznym.
W demonstrowanym doświadczeniu prąd płynie nie w przewodniku
miedzianym, lecz przewodzącej
cieczy, zaletą silnika magnetohydrodynamicznego jest brak części
ruchomych. Fotografia 2 pokazuje
model lotniskowca, który płynie
z prędkością kilku cm/s w zbiorniku z posoloną wodą, napędzany
silnikiem zbudowanym z pary grafitowych elektrod i magnesu neodymowego. Ubocznym zjawiskiem
jest elektroliza NaCl na elektrodach: struga banieczek H 2 i Cl
w wodzie pokazuje naocznie przepływ strumienia cieczy.
Ciekawostką jest, że w tegorocznej edycji konkursu pojawiło
się autentyczne perpetuum mobile.
W formie urządzenia podobnego
do maszyny do losowania, w którego skomplikowanym mechanizmie
do „poruszania” przesypujących
się kul stalowych wykorzystano
magnesy. Maszyneria rzeczywiście
zademonstrowała słuszność prawa zachowania energii – po wykonaniu jednego obrotu „wieczny
ruch” ustał. Choć twórca szczerze
sądzi, że urządzenie trzeba tylko
dopracować…
Organizatorami Konkursu byli
w tym roku dr Krzysztof Malarz
i wyżej podpisany. Dziękuję Kolegom z Wydziału Fizyki i Informatyki
Stosowanej za bezinteresowną pomoc przy jego organizacji oraz
Rektorowi AGH prof. Ryszardowi
Tadeusiewiczowi z wsparcie finansowe. Pełna informacja o Konkursie znajduje się na stronie
http://www.ptf.agh.edu.pl/
konkurs
fot. Z. Sulima
parafię w Brasławiu. Dzięki uzyskanym wskazówkom, Jan Perkowski,
głównie pieszo dotarł do Borodzienicz, gdzie przebywał przez jedną
dobę.
Kościół był oczywiście nieczynny, użytkowany jako kołchozowy
magazyn. Mieszkańcy wsi przyjęli
go życzliwie i pamiętając dramatyczne wydarzenie wskazali bez
wątpliwości jako grób Tadeusza
Perkowskiego wyraźnie widoczną
darniową, bezimienną mogiłę
z małym, wypróchniałym u podstawy, drewnianym krzyżem. Jan Perkowski na ile mógł poprawił nagrobek, obłożył go zebranymi w polu
bławatkami i polecił ją przychylnej
opiece borodzieniczan. Wieczorem 12 lipca udał się w drogę powrotną do Polski.
Przez następnych czterdzieści
pięć lat Jan Perkowski nie miał
możności ponownego przyjechania do Borodzienicz, jednak utrzymywał korespondencyjną łączność
z jedną z rodzin w pobliskim Tadulinie.
Podczas tegorocznej wyprawy
pracowników AGH i ich przyjaciół
na Białoruś, Jan Perkowski po
czterdziestu pięciu latach dotarł
ponownie do wsi Tadulin, a następnie do Borodzienicz. Znajdujący
się tam kościół jest czynny i odnowiony.
Jan Perkowski z pomocą przyjaciół postawił w domniemanym
miejscu, nieistniejącej już mogiły
ojca przywieziony z Polski, nowy
krzyż z figurą Umęczonego i tabliczką nagrobną oraz zapalił światła pamięci. Potem razem odmówiliśmy modlitwę za spoczywającego tu Tadeusza Perkowskiego oraz
wszystkie ofiary wojny i terroru na
tej Ziemi.
Jest to jedna wielu „kresowych”
historii, jakie przeżywamy podczas
naszych wypraw, choć nie wszystkie są tak dramatyczne. Każda
opowieść jest na swój sposób poruszająca i mimo, że dotyczy indywidualnego losu któregoś z uczestników, stanowi fragment bogatej
mozaiki dającej obraz nieodległej
historii i zachęca do szukania kolejnych śladów.
Fot. 2. Model lotniskowca napędzany silnikiem
Fot. 1. Model elektrofiltru
BIP 134 – październik 2004 r.
magnetohydrodynamicznym
2