Panny Marysie i inni
Transkrypt
Panny Marysie i inni
Panny Marysie i inni Na zaproszenie gdańskich solidarnościowców wziąłem udział w uroczystości związanej z obchodami święta narodowego USA przy pomniku św. Jana Pawła II i prezydenta Ronalda Reagana. Mówiłem o kompatybilności Rzeczypospolitej a USA. Konstytucja Nihil Novi z 1505, czyli nic nowego o nas bez nas, była kontynuowana w Ameryce hasłem niepodległościowym: No taxation without representation (bez naszej zgody nie można nakładać na nas podatków). W obu krajach wolność jest uznawana za wartość podstawową. Po mnie wystąpiła pani, która opowiedziała o proteście swojej córki Marysi Kołakowskiej, przeciwko bezeceństwu pt. „Golgota Picnic”. To spektakl antychrześcijański, subsydiowany przez podatnika, czyli m.in., przez czytelników „TS”. Katolikom nie może to się podobać, ani nikomu, kto szanuje tradycję. Można się spierać, czy lewacy mają prawo do pokazywania tego, ale na pewno nie za pieniądze publiczne. A już na pewno prawi ludzie mają prawo protestować przeciw temu badziewiu. Grupa młodzieży postanowiła zrobić wjazd na ten spektakl – klasyczny przykład małego sabotażu. Zresztą mama Marysi wspomniała, że dziecko wychowało się w tradycji AK i NSZ. Dziewczynie udało się rozpylić śmierdzący płyn zgodnie z tradycją „tylko świnie siedzą w kinie”. W tym momencie rzuciło się na nią czterech tolerancyjnych facetów, przewrócili, złamali jej ciałem stoliki, narzucili na głowę szmatę czy worek i zadenuncjowali policji. Naturalnie dziewczynka złamała prawo stanowione (positive law), ale postąpiła zgodnie z prawem naturalnym: broniła świętości przed panoszącym się lewactwem. Dzieciaki radykalizują się. Panna Marysia Sokołowska z Gorzowa Wielkopolskiego wygarnęła premierowi. W całym kraju grupy młodych robią wjazdy i happeningi, na przykład grupka ONR-owców, a w tym kilku 15-latków bodaj w Ostrowcu Świętokrzyskim zakłóciło imprezę komunisty Józefa Oleksego, a we Wrocławiu skasowali poststalinistę Zygmunta Baumana. Dziesiątki tysięcy maszerują, w Wyszkowie to licealiści i garść studentów, w Warszawie ostatnio co najmniej dwa tysiące narodówki. Wiem, bo byłem. Zaprosili, abym coś powiedział: Witam wszystkich zakompleksionych swoją murzyńskością – krzyknąłem. I przytoczyłem satyryka sprzed 40 lat: „Polacy to też Murzyni, tylko biali, stąd należy im się wolność i niepodległość.” A nie transformacja. Następny mówca nie był taki delikatny: ten młody wywijał sznurem i przypomniał, że demonstracja jest w rocznicę wieszania targowiczan. Małolaty, w większości urodzone po 1989 r., wychowane w duchu wolności, na ideałach polskiej tradycji, zaczynają ostro brykać. Uczą się prawdziwej historii Polski w tempie geometrycznym. Nie godzą się na rzeczywistość. Można by wzruszyć ramionami. Od wielu lat wśród młodych panuje raczej konformizm. Chociaż niby tak jest, że każde nowe pokolenie chce na nowo wynajdywać koło, że w jakimś sensie buntuje się przeciw temu, co młodzi otrzymują w schedzie po rodzicach. W XX wieku dwa razy miał miejsce potężny bunt młodych: w latach trzydziestych była to fala rewolucji i kontrrewolucji, w krajach katolickich głównie narodowo-radykalna, w II RP prym wiodła w tym względzie endecja. Czesław Miłosz stwierdził, że gdyby w polskich gimnazjach i uniwersytetach tuż przed wojną odbyły się wybory, to wygrałby bezwzględnie Roman Dmowski. To właśnie to pokolenie poniosło straszliwą cenę za swój patriotyzm w czasie II wojny światowej i po niej. Bunty młodych mogą być destrukcyjne, wydumane, takie jak hippisowska kontrkulturowa rewolucja lat sześćdziesiątych. Chodziło o to, aby – pozostając na garnuszku „burżuazyjnych” rodziców – móc się bezkarnie naprać prochami i odbębnić seks z osobami jakiejkolwiek płci, powołując się przy tym na sankcję „moralną” Che Guevarry i Mao Ze Donga. Z drugiej strony od czasu do czasu są młodzieżowe bunty konstruktywne, aby przywrócić prymat Dobra, Prawdy i Piękna. Taki bunt gotuje się obecnie w Polsce, być może w innych miejscach w post-Sowiecji, a kto wie – może i w Unii. Ukraiński Majdan pokazał młodym, że jest przyzwolenie na obalanie na ulicach skorumpowanego rządu, nawet demokratycznie wybranego. Ale może rozejdzie się po kościach. Narodówka nie jest wystarczająco wykształcona, doświadczona i profesjonalna. To nie kanapa, lecz ruch aktywistów, i wielu z nich nie da się kontrolować odgórnie. Narodówka to orientacja bez znaczącego zaplecza logistycznego i intelektualnego, a władza spróbuje przeczekać napór, używając kija represji policyjnych na twardzieli i marchewki przekupstwa dla słabszych. Być może jednak będzie zadyma i rozpędzenie władzy – szczególnie jeśli narodówce uda się znaleźć wspólny język ze związkowcami i skoordynować swoje uderzenie z podobnym wybuchem gniewu w całej Europie. I wtedy różowi i inni socjal-liberałowie dostaną manto wraz z postkomuną za całokształt „osiągnięć” i kolaboracji od 1989 r. w rytm stadionowego hitu: „Polska to my, Polska to my, a nie Donald i jego psy”. To taki optymistyczny wariant analizy. W prezencie dla obu panien Maryś. I innych małolatów. Marek Jan Chodakiewicz www.iwp.edu