Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio

Transkrypt

Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio
Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio Wydawnicze, Białystok 2014, str.224
Tuesday, 08 July 2014 19:26
There are no translations available.
Leszek Żuliński
NA SZLAKU, LECZ NIE TYLKO
Zbigniew Irzyk to lwowiak urodzony w 1933 roku, a więc dzisiaj już zasługujący na miano
nestora. Tu, w Warszawie, miał długie lata swojej świetności i popularności. Pracował we
„Współczesności” oraz w paxowskich periodykach, głównie w tygodniku „Kierunki”. Był (i jest
nadal, acz już „emerytowanym”) krytykiem literackim; opublikował zapewne setki recenzji i
szkiców. Co do pisania książek – lenił się. Ma ich w dorobku zaledwie dwie:
Królestwo literatów
(1978) i obecnie wydany tom
Bywało zabawnie
. Miewał zapędy zoilowskie, ale w sumie to człowiek dobroduszny i krytyk wnikliwy. Jeden z
tych, u którego życie i literatura to synonimy.
Wstęp do swojej nowej książki napisał króciutki, toteż przytaczam go w całości: Miałem to
wyjątkowe szczęście, że dzięki towarzyskiemu usposobieniu i wieloletniej pracy redaktorskiej
poznałem wielu wspaniałych twórców. Ich dorobek artystyczny zapewne w większości sam się
obroni przed upływem czasu. W moich wspominkach chciałem jedynie ukazać sylwetki tych
poetów i pisarzy takimi, jakich zapamiętałem, przyglądając się im z bliska. Przy okazji
zamierzałem utrwalić klimat lat, w których żyliśmy, gdy literatura i sztuka były dla nas swoistym
azylem i synonimem wolności. Słowem, pragnąłem po swojemu wyrazić owo
Goethowskie
„chwilo trwaj”.
Nie więcej i aż tyle.
Tak się złożyło, że ja debiutowałem w IW „PAX” tomem wierszy w roku 1975. Znałem dobrze to
środowisko ( Dolecki, Irzyk, Jurkowski, Lichniak, Łaszowski, Łączkowski, Szczawiński,
Zatorski
i inni), nawet chyba byłem z nim w jakiejś komitywie. Dziś wszyscy
żyjemy na innych planetach, ale w tym przypadku z dobrymi wspomnieniami. Ładne zresztą
1/4
Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio Wydawnicze, Białystok 2014, str.224
Tuesday, 08 July 2014 19:26
motto z
Niny Berberowej cytuje Irzyk na początku swej książki: Każdy
człowiek jest osobnym wszechświatem i dlatego jest większy niż planeta, na której żyje.
Wszechświat i planety po drodze nam się zmieniły. Czytaj: cała konstelacja! Ale czy musimy
zmieniać wspominki? Toteż ta lektura jest wspaniałym wehikułem czasu, może nawet takim
zapisem, jaki wszyscy powinniśmy po sobie pozostawiać.
Irzyk jest bezcennym świadkiem pewnych zdarzeń. Zaczynał od sekundowania powstającej w
1956 roku „Współczesności” i pracował w tym czasopiśmie – wymyślonym i „zorganizowanym”
przez
Leszka Szymańskiego, postać dziś dla tamtej generacji legendarną, która
brawurową zaczepką
Gomułki spowodowała powstanie
tego periodyku, odgrywającego w pierwszym okresie rolę gumki-myszki po czasach
socrealizmu i powołującego do istnienia nowych autorów. Historia „Współczesności” była
burzliwa i barwna. Nawiasem mówiąc, pracowałem w miesięczniku „Literatura” w lokalu przy
ulicy Koszykowej, który był ostatnia siedzibą „Współczesności” i miał dla nas rangę
genius loci
. W książce Irzyka znajdziemy obszerny wywiad z
Leszkiem Szymańskim
(który od lat mieszka w USA), opowiadającym arcyciekawe szczegóły o tamtych dawnych
czasach i okolicznościach.
Co ciekawe: wtedy „Współczesność” szokowała swoją nowoczesnością. Prowadziła ona nieraz
do odwrotnego schematyzmu, do nadmiernego uwielbienia, fetyszyzowania wszystkiego, co
wydawało nam się nowe i formalne…
– pisze
Irzyk
. Od razu pomyślałem sobie o kolejnych i obecnych falach „nowoczesności”. Dziś młodym
poetom wydaje się, że to oni powodują „przewrót kopernikański” w języku i światoobrazie, a
przecież to wciąż to samo koło zamachowe literatury, które kręci się od stuleci. Już widzę
następne generacje tych, którzy odkryją „jedyną dobrą poezję”, jakby przed nimi nie było
nikogo. Koledzy, przed Wami byli klasycy, którzy zaczynali dokładnie tak jak Wy.
Ale może najpierw powinienem zacząć od „szlaku”, na którym Irzyk i jego koledzy-artyści
zdzierali zelówki. Szlak zaczynał się na Nowym Świecie i kończył na Rynku Starego Miasta. Oto
jego najważniejsze kamienie milowe: legendarna knajpa Kameralna, Dom Dziennikarza,
Kuchcik, kawiarnia Nowy Świat, potem Harenda, Hopfer, Dziekanka, Alibaba, stołówka ZLP,
Krokodyl, Gwiazdeczka, Largaktil, Manekin, Fukier, Kamienne Schodki… Ech, knajackie gawry
literatury! Ja na szlak wkroczyłem w 1967 roku, więc mógłbym tę listę Irzyka z rozrzewnieniem
2/4
Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio Wydawnicze, Białystok 2014, str.224
Tuesday, 08 July 2014 19:26
tu rozwijać…
Jednak Irzyk posiadający, jak już wiemy, towarzyskie usposobienie nie sprowadza swoich
wspominek do
szlaku.
Raczej przypomina sylwetki pisarzy, z którymi było mu dane się zetknąć. A różne w tej mierze
szczególiki czytamy dziś łapczywie i z wypiekami na policzkach.
Kogo tu spotkamy? Ha! Andrzeja Brychta, Andrzeja Bursę, Stanisława Grochowiaka, Jana
Himilsbacha, Ankę Kowalską, Mariana Ośniałowskiego, Wojciecha Siemiona
… Pojawiają się też koledzy ze środowiska paxowskiego – ongiś ważni krytycy i redaktorzy, jak
np. Józef Szczypka. Pisze Irzyk w kolejnych rozdzialikach także o „olbrzymach”, pośród których
m.in.
Leopold Buczkowski, Stanisław Cat-Mackiewicz, Zofia Kossak, Alfred Łaszowski,
Czesław Miłosz, Wojciech Natanson, Tedor Parnicki, Stanisław Rembek, Aleksander
Rymkiewicz, Jerzy Szaniawski, Jan Twardowski, Melchior Wańkowicz, Kazimierz Wyka,
Jerzy Zawieyski, Wojciech Żukrowski
...
Te mini-szkice nie są jednak klasycznymi tekstami krytycznoliterackimi. To teksty bardzo
prywatne, opowiadające o znajomości Irzyka z wyżej wymienionymi, o okolicznościach
wzajemnego spotykania się, epizodach, pogaduszkach. Swoisty pamiętnik, narracja
wspomnieniowa…
Czy to takie ważne? Otóż twierdzę, że to bezcenny pamiętnik czasów. Ja, który sporo osób z
powyższej listy znałem osobiście, a z innymi zetknąłem się przelotnie, czytałem tę książkę z
otwartą buzią. Ach, ileż nieznanych mi szczególików, epizodów i jakże cudnie odtworzona
atmosfera tamtych lat. Tego w podręcznikach historii literatury ani w „poważnych” studiach
krytycznych nie znajdziecie. To znajdziecie właśnie w pamiętnikach, dziennikach,
wspominkach, zapiskach – częstokroć nie upublicznianych.
Na początku lektury myślałem, że utkwię „na szlaku”, czyli we wspominkach knajackich i
anegdotycznych. No, trochę tu tego jest, jednak książka ta w czasie lektury staje się zupełnie
poważnym wspomnieniem i przypominaniem postaci, wydarzeń i panoramy literackiej
minionych lat. Zachodzę po rozum do głowy, jak Zbyszek to wszystko zapamiętał?
Podejrzewam, że prowadził memuary. I chwała Bogu!
3/4
Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio Wydawnicze, Białystok 2014, str.224
Tuesday, 08 July 2014 19:26
W tytule tej książki radzę większą wagę przywiązywać do bywało niż do zabawnie. Owszem,
jej fragmenty anegdotyczne są rozkoszne, jednak ostatecznie jest to książka poważna,
zasługująca na miano dokumentu życia literackiego i jego czasów.
I zastanawiam się tylko nad jednym: czy młodzież literacka może być zapalonym czytelnikiem
takiej książki? Mam jak najgorsze przeczucia. O, gdyby Irzyk wspominał obficie rozmaitych
wagabundów i kaskaderów – to może tak. Niestety, tempus fugit; kolejne generacje mają inne
wspomnienia i nowe, osobne światy. Trudno od nich wymagać, by pasjonował ich np.
Natanson
czy
Szaniawski
. Ale takie zapisy powstawać powinny i każda generacja powinna po sobie je pozostawiać. To
są bowiem materiały bezcennie ratowane z ulotnej pamięci, jaka bez nich po prostu
rozpłynęłaby się w oparach czasu. One, te opary, są świadectwem. Badacze literatury i
monografiści będą po nie sięgać tak, jak się sięga do źródeł.
Zbigniew Irzyk „Bywało zabawnie”, Studio Wydawnicze, Białystok 2014, str.224
Leszek Żuliński
4/4