Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
KONIEC POLSKIEGO
SYNDROMU?
KILKA UWAG Z KONTEKSTEM
HISTORYCZNYM1
Saulius Drazdauskas
152
T
ytuł tych uwag należy rozumieć jako
dopełniacz: będę mówił o syndromie
wywołanym w Litwinach przez Polaków. Znak zapytania wyraża moją wątpliwość
co do całkowitego i trwałego uzdrowienia, ale
wskazuje też na głębsze, niewyartykułowane
pytanie, które jest tu pomijane – czy rzeczywiście cierpieliśmy na polski syndrom? Postaram
się nie mówić o wizjach historyków, począwszy od koncepcji Simonasa Daukantasa, wedle
której Polska jest winna wszelkich nieszczęść
Litwy i stanowi największe zagrożenie dla
litewskości, a skończywszy na koncepcji Edvardasa Gudavičiusa, który mówił o cywilizowaniu, europeizowaniu i ukulturnianiu Litwy
na „specyficznie polski” sposób (Gu­da­vi­čius
1999a: 47). Historycy mają prawo i podstawy
do podkreślania znaczenia i interpretowania
wydarzeń z przeszłości, do poszukiwania ich
skutków w teraźniejszości oraz tworzenia „historii”, w których dominują „dobrzy” i „źli”
bohaterowie. Chciałbym w tym miejscu jednak przyjrzeć się sytuacji zwykłych Litwinów,
którym w uszach pobrzmiewają jeszcze słowa
„my bez Wilna nie spoczniemy” i którzy przed
dwudziestoma laty nie mogli oderwać się od
nocnych filmów w polskiej telewizji.
Czy rzeczywiście, jak siedem lat temu pisał
Gintaras Be­res­ne­vi­čius (1994: 5), jesteśmy wobec siebie „bliżsi, niż mamy odwagę się do tego
przyznać”? Czy rzeczywiście Polska jest czymś
więcej niż krajem najgorszych dróg w Europie,
a więc nie tylko przeszkodą podczas podróży
na Zachód, która za każdym razem kosztuje
szesnaście godzin naszego życia, ale i krajem,
gdzie na Litwinów czyhają śmiertelne zagrożenia? (Ten stereotyp zaczyna zastępować dawne wyobrażenia, a w każdym razie zadziwiająco wpasowuje się do obecnego już w umysłach
Litwinów wizerunku „podstępnego Polaka”).
Próbując odpowiedzieć na to pytanie, muszę, choćby pobieżnie, omówić problemy niedawnych czasów, które nie stały się jeszcze historią: polityczne, historyczno-historiograficzne
związane z mniejszościami oraz kulturowe.
Koniec polsko-litewskiej historii?
„Oba kraje jako jedne z pierwszych w regionie rozpoczęły dyskusje w sprawie draż-
liwych zaszłości historycznych, a teraz jako
jedne z pierwszych pozostawiły te kwestie
historykom, wkraczając w przestrzeń strategicznego partnerstwa” − tak o ostatnim
okresie w stosunkach polsko-litewskich pisał Raimundas Lopata (1998), wyczuwając
prawdopodobnie jako pierwszy to, że być
może już wkroczyliśmy w koniec okresu stosunków historycznych. Zbyt ryzykowne byłoby oczywiście mówienie o Fukuyamowskim
„końcu historii”, nawet lokalnym, dotyczącym końca historii dwóch krajów, zwłaszcza
gdy się słucha reportaży o bombardowaniach Afganistanu. Mimo to, przemówienia
sprzed miesiąca, wygłoszone przy okazji
dziesiątej rocznicy wznowienia stosunków
polsko-litewskich, pozwalają na postawienie
następującej hipotezy: obecne stosunki między obydwoma państwami są najlepsze w historii od czasu naszej niezależnej/oddzielnego istnienia. Rozwiązany został nasz główny
problem polityczny XX wieku, który, według
Henryka Wisnera (2001: 32), „zajął Polsce
i Litwie około siedemdziesięciu lat: od przywrócenia państwowości, poprzez jej utratę
i ograniczenie, aż do uwolnienia się od sowieckiej hegemonii”. Mianowicie w zwartym
w 1994 roku Traktacie o przyjaznych stosunkach i dobrosąsiedzkiej współpracy oba
państwa potwierdziły wzajemnie „integralność − dziś i w przyszłości − swoich aktualnych terytoriów ze stolicami w Warszawie
i w Wilnie niezależnie od procesu kształtowania się tych ich granic w przeszłości” (cyt.
za: Plečkai­tis, Wi­dac­kis 1998: 202). Na dodatek, oba państwa uznały możliwość różnego
interpretowania wspólnej historii podkreślając, że „świadomość dobrych i złych kart
z historii naszych państw ma służyć utrwalaniu wzajemnego zrozumienia między narodami polskim i litewskim” (tamże). Innymi
słowy, na mocy tej umowy przeszłość pozostawiono historykom, grubą kreską oddzielono konflikty, krzywdy i oskarżenia, które
nie powinny wpływać na politykę państw
i wzajemne stosunki między narodami. Czas,
jaki minął od podpisania Traktatu świadczy,
że tak się właśnie dzieje: krzywdy historycz-
Krzywdy historyczne odchodzą
w niepamięć, a oba państwa
prowadzą wzorową, aktywną
współpracę.
ne odchodzą w niepamięć, a oba państwa
prowadzą wzorową, aktywną współpracę
w procesie integracji ze strukturami euroatlantyckimi. Polska, która stała się członkiem
NATO, najwierniej ze wszystkich państw popiera przystąpienie Litwy do Sojuszu.
Ciekawe, że ledwo pamiętamy, iż droga
do wzajemnego zrozumienia nie była wcale łatwa, a współpraca międzypaństwowa
nie rozwijała się tak prosto. Obok dość zdecydowanego poparcia ze strony Polski dla
walczącej o wolność Litwy, przypomnijmy
napięcie z 1991 roku, wywołane przez działalność autonomistów wileńskich i solecznickich, gotowych „otoczyć Wilno czerwonym
pierścieniem”, i burzliwą reakcję Polski, gdy
rozwiązano rady samorządów tych rejonów.
Spójrzmy też, jak z obecnej perspektywy
wygląda Aide memoire polskiego MSZ z 26
listopada 1990 roku O potrzebach mniejszości polskiej w Republice Litewskiej. Wyrażono
w nim postulaty, by na terenach zamieszkanych przez zwarte grupy Polaków nadać językowi polskiemu rangę języka oficjalnego
w samorządzie terytorialnym oraz w lokalnych instytucjach państwowych, by na szyldach i znakach drogowych obok litewskich
znajdowały się polskie napisy, oraz by w Wilnie zagwarantowano swobodę umieszczania
polskich napisów na budynkach, w których
znajdują się siedziby publicznych oraz prywatnych instytucji. Ironiczny uśmiech wywołuje też dyskusja między prezydentem
Pressja z Litwy
153
154
Polski Lechem Wałęsą a Przewodniczącym
Odrodzeniowego Sejmu Vytautasem Landsbergisem w kwestii tego, która z mniejszości – polska na Litwie czy litewska w Polsce
– jest bardziej prokomunistyczna: „Przecież
to nie rzekomy komunizm mieszkańców rejonów wileńskiego i solecznickiego był przyczyną rozwiązania samorządów. W rejonach
tych, tradycyjnie katolickich, zamieszkałych
w większości przez Polaków, był najmniejszy
procent mieszkańców Litwy należących do
partii komunistycznej. Mógłbym zadać pytanie, co powiedziałaby opinia publiczna na
Litwie, gdybym pozwolił (w ramach dekomunizacji) odsunąć demokratycznie wybrane
władze gminy w Puńsku – a więc w gminie,
w której wskaźnik partyjności był najwyższy
wśród wszystkich gmin w województwie
suwalskim” (list Lecha Wałęsy do Vy­tau­tasa
Land­sber­gisa, 16 grudnia 1991 roku, cyt. za:
Plečkai­tis, Wi­dac­kis 1998: 191).
Wiele czynników złożyło się na to, że udało się rozładować napięcia i że proces pojednania stał się nieodwracalny. Należy do nich
wyraźna porażka prowadzonej przez Moskwę polityki zmierzającej do utworzenia prokomunistycznego bloku na Litwie złożonego
z mniejszości polskiej i rosyjskiej2, rozpad
Związku Radzieckiego, zmiana ogólnej sytuacji geopolitycznej3. Gdy w 1994 roku Litwa
odmówiła podpisania dokumentu oceniającego historię międzywojenną, w jakimś sensie po prostu przekreśliła bolesną przeszłość.
W obu krajach zwyciężyło nastawienie pragmatyczne. „Subiektywny czynnik dobrej woli
opierał się na namacalnych, obiektywnych
podstawach. [...] tylko te państwa, które
prezentowały umiarkowanie i ład, zdolność
do szerszej współpracy, mogły (i mogą) stać
się częścią większej Europy. [...] Podstawą
przymierza było bezpieczeństwo Europy.
Mówiąc jeszcze jaśniej – chęć dostania się do
struktur euroatlantyckich oraz europejskich”
(Lo­pa­ta 1998).
Wracając do Fukuyamowskiej metafory,
dlaczego ten nowy początek pięknej przyjaźni pragnę nazywać końcem historii obydwu
państw? Być może należałoby przypomnieć
krytyczne słowa prof. Vytautasa Landsbergisa pod adresem Traktatu – że nie był on wcale taki dobry, jak mógłby i powinien być, oraz
że należy głębiej i subtelniej rozumieć słowa
Traktat przekreślił projekty geopolityczne, czerpiące natchnienie
z historii Rzeczpospolitej Obojga
Narodów.
jego preambuły4. Tak czy inaczej, Traktat
przekreślił projekty geopolityczne, czerpiące
natchnienie z historii Rzeczpospolitej Obojga
Narodów. Początkiem końca wizji jagiellońskiej było polskie zwycięstwo w 1920 roku,
ale ostatecznie Polska zaakceptowała swoje
piastowskie granice w deklaracji Saudargasa
i Skubiszewskiego i w porozumieniu potwierdzającym obecne granice Polski i Litwy.
Gdy ustąpiło zagrożenie i pojawiło się pragmatyczne partnerstwo, zrodził się nowy, szczególny problem. Mamy oficjalnie doskonałe stosunki, liczne umowy w różnych dziedzinach,
a mimo to nie ma między nami prawie żadnej
komunikacji ani współpracy, za wyjątkiem wypadków, gdy jest to ważne ze względu na integrację europejską. Zachód i Unia Europejska
siłą swojego przyciągania ściągają ku sobie
wszelkie kontakty. Przecież lepiej kontaktować
się z centrum, do czego dążysz, niż z towarzyszem podróży, z którym skojarzył los.
Polonizacja jako europeizacja
Pozostała dla nas więc jedyna możliwa
droga i jedno zadanie do wykonania. Sformułował je Beresnevičius w roku podpisania
Traktatu polsko-litewskiego: „Przede wszystkim należy odnaleźć Polskę. Mówię o odnale-
zieniu osobistym, prywatnym. Nie ma sensu
organizowanie konferencji dla klerków – odbywają się one same dla siebie i nic nie przynoszą ludziom. Mam na myśli zwykłe ludzkie
obcowanie – to najprostsze. Kontakt między
tymi, którzy myślą i tworzą, między tymi, którzy zwyczajnie pracują. Polski i litewski rolnik
znajdzie wiele tematów do wspólnej gadki, tak
samo jak historyk lub pisarz” (Be­res­ne­vi­čius
1994). Wydaje się, że to zaproszenie zostało
przyjęte, zwłaszcza w kręgu historyków.
W ostatnim dziesięcioleciu XX wieku litewscy historycy zawzięcie dyskutowali
o tym, których przedstawicieli szlachty mieszkającej i działającej na terytorium Litwy można uznać za bojowników o wolność Litwy,
a których należy zaliczyć do zaprzańców, winnych litewskich nieszczęść. W tym celu brano
pod uwagę język, którym mówili i pisali, działalność polityczną oraz publiczną, tożsamość
narodową i otwarte deklaracje po którejś ze
stron. Inaczej mówiąc, wciąż próbowano wyselekcjonować „swoich”, pielęgnujących idee
litewskości oraz zidentyfikować „obcych”. Do
dziś w popularnych opracowaniach można
natrafić na rozważania, czy Litwa nie zapłaciła zbyt wysokiej ceny wynarodowienia za
przyjęcie chrześcijaństwa. Podział postaci historycznych i działaczy kulturowych według
narodowości dotyczy nawet tych okresów
historycznych, w których w ogóle trudno jest
mówić o tożsamości narodowej.
Jest jasne, że w ostatnim dziesięcioleciu
doszło do ogromnych zmian w historiografii.
Zainicjowana przez Edvardasa Gudavičiusa
zmiana paradygmatu historiograficznego
pozwala wydostać się z historii Rzeczpospolitej Obojga Narodów jako sfery podziałów
i przenosi rozważania w szerszy kontekst
europeizacji Litwy (Gudavi­čius 1999b: 47-50;
zob. Tri­mo­nie­nė 2006). Zdaniem Alfredasa
Bumblauskasa polonizacja kultury była konkretnym przejawem europeizacji społeczeństwa litewskiego. „Ponieważ proces ten był
determinowany przez fundamentalne przemiany cywilizacyjne, należy zrezygnować
z rozumienia polonizacji jako brutalnego
przenikania języka i kultury polskiej do Litwy”
(Bum­blaus­kas 2000: 28). Co więcej, zmiany te
idą w parze z ogólnymi współczesnymi trendami i modami w historiografii, zwłaszcza
w historiografii mniejszości. A więc „zarówno
etniczni Polacy z Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak i wielka część szlachty litewskiej
stała się litewskimi Polakami. Dlatego współcześni litewscy Polacy uważani są za ich potomków, a problem pochodzenia ich ojców
nie jest najważniejszy, ma bowiem niewiele
wspólnego z kształtowaniem się tożsamości.
Kultura litewskich Polaków była i może być
integralną częścią kultury Litwy, jest naturalnym następstwem procesów historycznych
na Litwie” (Bum­blaus­kas 2000: 28). Historycy
Polonizacja kultury była konkretnym przejawem europeizacji społeczeństwa litewskiego.
świetnie rozwiązują problem, bowiem „podział” niejako traci poprzednie znaczenie: Litwa od zawsze była krajem wielonarodowym,
wieloreligijnym i wielokulturowym. Pozostaje
tylko dodać, że zaproszenie do współpracy
odnosi się nie tylko do badania, poznawania
i przejmowania polskiego dziedzictwa kulturowego na Litwie, lecz także dziedzictwa żydowskiego, rosyjskiego, cygańskiego itd.
Koncepcja polonizacji jako swego rodzaju
europeizacji kultury litewskiej z jednej strony
usuwa starą przyczynę polsko-litewskiego
konfliktu o historię i tym samym stwarza warunki dla uznania doniosłej roli Polski i Polaków dla Litwy i Litwinów, nie tylko zresztą
w dziejach Wielkiego Księstwa, lecz także
pod względem państwowości, tożsamości
kulturowej a nawet dookreślania litewskości. Z drugiej strony, można ją uważać za
fundament „wspólnoty dusz” i wyjaśnienie
Pressja z Litwy
155
156
naszego wręcz „erotycznego stosunku do
Polaków” (Ali­šaus­kas 1994: 65).
Projekt historiograficzny Gudavičiusa odnosi się jednak przede wszystkim do historii
Wielkiego Księstwa Litewskiego, więc zagadnienie ciągłości historycznej i kulturowej Wielkiego Księstwa i XIX-wiecznej Litwy, zwłaszcza
w okresie odrodzenia narodowego i modernizmu (czyli − zdaniem Wisnera − w I Republice)
pozostaje dość niejasne. Jeżeli w Wielkim Księstwie „kluczową rolę w tworzeniu wartości
kulturowych odgrywał nie język litewski, ale
polski” (Gu­da­vi­čius 1999b: 35) to jaki może być
jego związek ze współczesną kulturą litewską?
Czy taki sam, jak „łacińskiej” kultury Wielkiego Księstwa Litewskiego? Z drugiej strony,
jeżeli dąży się do zniesienia agonizmu w rozumieniu wspólnej historii Polaków i Litwinów
i dalszego zmniejszania napięć narodowych,
zawężając problem do „litewskich Polaków”
i ,,statusu polskiej kultury w Wilnie i na Litwie”
i wprowadzając go do kontekstu historii mniejszości, wówczas, paradoksalnie, wraca się do
dawnego podziału historycznego na „swoje”
i „obce”, tym razem w politycznie poprawnym
kształcie. To, co „obce” wydaje się wartościowe samo w sobie, mało tego, ciekawe albo
przynajmniej nie mniej interesujące niż „swoje”, a na dodatek interesować się nim powinien
każdy kulturalny człowiek. Koncepcja wspólnej
historii nie tylko traci agonistyczny charakter
– kwestia polonizacji i polskojęzycznej kultury
zostaje zepchnięta na obrzeża koncepcji tożsamości litewskiej oraz idei litewskości. Nie może
ona pretendować do bycia zasadniczym elementem litewskiej świadomości kulturowej.
Wydaje się więc, że zarówno działania
polityków, jak i myślenie historyków oraz
kulturoznawców prowadzi do uznania, że
między nami doszło już do rozwodu. Za jego
początek można uznać powstanie nowoczesnej Litwy oraz włączenie Wilna w skład
Polski. Okres dominacji radzieckiej, w którym
nie mogło dojść do żadnych prawdziwych
relacji można uznać za długi okres separacji,
który schłodził nieco rozpalone namiętności.
Minione dziesięciolecie, w którym zaczęliśmy
się uczyć współpracy według standardów
współczesnej Europy, można uznać za przypieczętowanie rozwodu.
Niepotrzebne okno na świat
Czy w tej perspektywie kultura polska
może pretendować do szczególnego miejsca na Litwie? Była ona „oknem na Europę”
w czasach Wielkiego Księstwa Litewskiego,
stała się nim jeszcze raz całkiem niedawno
– w czasach radzieckich. Pisał o tym niemało
Tomas Venclova, a Bumblauskas nawet porównywał oba te doświadczenia. W latach
1958-1988 najważniejszymi przejawami kulturowej „polonizacji” były: księgarnia „Przyjaźń”, przez którą na Litwę docierały prace zachodnich autorów w polskich tłumaczeniach,
Telewizja Polska, którą można było oglądać
w sporej części kraju i dzięki której Litwa poznała Bergmana, Felliniego, Antonioniego,
polskie kino, na którym wychowało się kilka
pokoleń miłośników kina intelektualnego oraz
Czerwone gitary, uważane za źródło inspiracji
litewskiego rocka (Bum­blaus­kas 1999: 45).
Być może jednak wpływ kultury polskiej
był znacznie szerszy i głębszy. W Polsce panowała znacznie większa wolność religijna,
polskie książki (nie tylko przekłady, ale też
prace polskich autorów) stanowiły niemal
jedyną okazję by zapoznać się z nowoczesną
postacią chrześcijaństwa. Okres walki Solidarności o wolność i demokrację przybliżył
wielu Litwinom życie społeczeństwa polskiego, które w pewnym sensie traktowane
było jako własne (bo własnego nie było). Na
Litwie nie raz dyskutowało się na temat wypowiedzi i artykułów różnych polskich polityków. Trudno nie wspomnieć o polskim radiu
i telewizji, w których panował zupełnie inny,
nieformalny styl prowadzenia rozmowy.
Sądzę, że można powiedzieć, iż wpływ
kultury polskiej w okresie radzieckim uformował pewną warstwę osób nieźle mówiących
po polsku, których można nazwać „polonofilami”, zainteresowanych kulturą polską
i odczuwających sympatię do Polski. Wpływ
ten ułatwił zresztą normalizację stosunków
między obydwoma państwami.
Po odzyskaniu niepodległości oddziaływanie kultury polskiej na Litwie stale się
zmniejszało. Z jednej strony, zaczęliśmy żyć
własnym życiem i własnymi troskami, coraz
bardziej dostępna stawała się konkurencyjna
kultura zachodnia (nie należy też zapominać
o odrodzeniu zainteresowania kulturą rosyjską), wreszcie ożyły lub powstały litewskie
Litwie niepotrzebne są już żadne
okna na Europę, a Polska nie ma
też u nas żadnych poważnych interesów geopolitycznych.
programy radiowe i telewizyjne. Z drugiej
strony, powoli zanikały kanały, przez które
docierała do nas dotychczas kultura polska. Przynajmniej przez pięć lat w Wilnie nie
dało się znaleźć nowych polskich książek,
a zamiast stosunkowo ciekawego i profesjonalnego programu TVP 1 można było oglądać tylko Telewizję Polonia – program przeznaczony dla polskiej diaspory. Tym samym
spadła konkurencyjność polskiej kultury.
Na dodatek, państwo polskie z różnych
względów sformułowało i realizowało koncepcję propagowania kultury polskiej za
granicą, zgodnie z którą główna rola w tym
dziele przypadała mniejszościom polskim
(Kor­ze­niew­ska 2000: 352-354). Okazało się
przy tym, że polska mniejszość jest nie tylko
za słaba na to, by zaktualizować polskie dziedzictwo kulturowe na Litwie, ale też nie jest
w stanie „odpowiednio prezentować kultury
polskiej, nieraz brakuje jej nawet znajomości
języka polskiego” (tamże: 352). Trudno nie
wspomnieć o Vincasie Kurdice, który przed
ponad wiekiem złościł się na Litwinów (?)
uważających się za bardzo kulturalnych i usiłujących mówić po polsku – podobno strach
było słuchać ich mowy (Ku­dir­ka 1990: 446).
Wydaje się więc, że zarówno „wspólnota
dusz” obu narodów, jak i dwudziestowieczna
walka nacjonalizmów, skazana jest na odejście wraz z pokoleniem, które ją przeżywało. Nie ma w tym nic zaskakującego. Ogólny
rozwój naszych stosunków jest podobny do
rozwoju Europy. Gdy w Europie obowiązywały wielonarodowe twory państwowe, my
mieliśmy Rzeczpospolitą Obojga Narodów,
gdy w Europie dojrzała idea państwa narodowego, ojcowie naszego odrodzenia zaczęli
poszukiwać litewskości swojej oraz całego
kraju, gdy wersalska Europa przesuwała granice, my straciliśmy Wilno, wraz z zakończeniem zimnej wojny wspólnie z Europą Środkową wyzwoliliśmy się z ucisku radzieckiego,
a gdy w Europie doszło do porozumienia
w kwestii granic, prowadzącego do ich zatarcia we wspólnej przestrzeni politycznej,
schowaliśmy głęboko w archiwach stare
mapy i zamiast patrzeć na siebie, wspólnie
z Polską zwróciliśmy się w kierunku Unii Europejskiej. Dzięki zmianom politycznym i globalizacji Litwie niepotrzebne są już żadne okna
na Europę, a Polska nie ma też u nas żadnych
poważnych interesów geopolitycznych.
Polka i Litwa, przypuszczalnie wraz z Czechami, będzie musiała określić i obronić taką
nową tożsamości Europy, która będzie odpowiednia dla Europy Środkowej oraz możliwa
do zaakceptowania przez duże państwa zachodnie. Byłaby to Europa nie tyle bez granic,
ile bez peryferii, limitrofów i państw sezonowych, być może będzie to też Europa bez historii, przynajmniej takiej, jaką znamy teraz.
Przełożyła z języka litewskiego Małgorzata
Stefanowicz
Pressja z Litwy
157
Akademia Polsko-Litewska odbyła się w Krakowie 2-5 kwietnia 2009 roku. Uczestniczyło
w niej kilkadziesięcioro studentów, doktorantów i absolwentów Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Wileńskiego skupionych wokół Klubu Jagiellońskiego i wileńskiej korporacji
RePublika. Wykłady prowadzili m.in. Arkady Rzegocki, Zdzisław Najder, Marek Cichocki, Saulius Drazdauskas, Jan Filip Staniłko. Organizatorem Akademii był Klub Jagielloński.
Przypisy:
1. Referat przedstawiony na Akademii Polsko-Litewskiej, organizowanej przez Klub Jagielloński
w Krakowie. Śródtytuły pochodzą od redakcji.
2. Trudno wyobrazić sobie powodzenie projektu takiej manipulacji politycznej. Był on zbyt sztuczny, być może też naśladował wzorce przedwojennej polityki radzieckiej. Rosja Radziecka w 1920
roku na mocy umowy z Litwą, a w 1923 roku na mocy traktatu ryskiego z Polską przyznała Wilno
dwóm krajom, tym samym przekreślając szanse porozumienia polsko-litewskiego. Zob. badania
Zenonas Butkusa poświęcone polityce ZSRR, (egoistycznie) popierającej antypolskie ugrupowania polityczne na Litwie.
3. O wpływie sił komunistycznych w obu krajach zob. Kor­ze­niew­ska 2000: 353.
4. Zob. przemówienie Vy­tau­tasa Land­sber­gisa o Traktacie polsko-litewskim w Sej­mie 15 września
1994 roku (Kor­ze­niew­ska, Si­ru­ta­vi­čius 1999: 168-171).
158
Co dalej?
W niniejszej tece publikujemy jeszcze trzy
teksty pochodzące z Akademii Polsko-Litewskiej. Jeden dotyczy energii, drugi gospodarki, a trzeci malarstwa.
PORAŻKI EKONOMICZNE
OBOJGA NARODÓW1
To m a s K l e p š y s
W
spólna historia Polaków i Litwinów układała się rozmaicie. Bywaliśmy przyjaciółmi i wrogami,
broniliśmy siebie nawzajem przed zewnętrznymi najeźdźcami, ale czasem też mordowaliśmy jedni drugich bez litości, stworzyliśmy
wspólnie państwo, któremu ostatecznie
pozwoliliśmy upaść. Co jest jeszcze bardziej
szokujące, mniej niż sto lat temu wspieraliśmy grupy terrorystyczne na naszych terytoriach, a dziś jesteśmy sojusznikami w wojnie
przeciwko terroryzmowi.
Wydarzenia, które wymieniłem, należy
do tak zwanej „wysokiej polityki”, rozgrywanej przez elity. Na ich podstawie nie można
tak naprawdę powiedzieć, co Litwini i Polacy czują do siebie i jak dobrze się znają. Jeśli
chcemy się dowiedzieć, jak blisko są ze sobą
jakieś dwa narody, nie powinniśmy patrzeć
na politykę, lecz na ekonomię. Zaangażowanie we wspólne działania ekonomiczne jest,
moim zdaniem, najlepszym sposobem na
wzajemne poznanie się przez zwykłych obywateli dwóch państw. Niniejsza praca jest
skromną i prowokującą próbą zdiagnozowania obecnego stanu stosunków biznesowych
Litwy i Polski.
Ponieważ interesują mnie głównie bieżące stosunki ekonomiczne, nie będę zajmował
się takimi kwestiami jak „Stosunki handlowe
w dawnej Rzeczypospolitej” czy „Kto kogo
nauczył kogo pić − produkcja wódki w Rzeczypospolitej Obojga Narodów” (jak wszyscy
wiemy, przemysł alkoholowy był klika wieków temu jednym z kluczowych sektorów
gospodarki w obu naszych krajach). Będę
unikał danych ekonomicznych i statystyki,
a zamiast tego skupię się na kilku przykładach
niezbyt udanych operacji biznesowych, jakie
podejmowaliśmy w sąsiednich krajach.
Koroniarze na Litwie
Zacznijmy od najbardziej znanego przykładu − kontraktu polsko-litewskiej spółki LitPolLink na budowę mostu energetycznego
między Polską a Litwą. Choć nie jest to projekt czysto biznesowy, przejawia on pewne
charakterystyczne cechy. O co więc dokładnie chodzi? Litwa miała i wciąż ma nadwyżkę
produkcji energii elektrycznej, podczas gdy
Polsce brakuje jej w północno-wschodniej
części kraju. Oczywiste jest, że projekt ten
byłby pożyteczny ze względów geoenergetycznych i prawdopodobnie opłaciłby się
obydwu stronom. Istnienie mostu energetycznego skłoniłoby Litwę i Polskę do podjęcia negocjacji w kwestii budowy nowej elektrowni jądrowej na Litwie kilka lat wcześniej
i prawdopodobnie pozwoliłoby na uniknięcie
Pressja z Litwy
159