Theodor Traugott Meyer, SS-Hauptsturmführer, kierownik Wydziału

Transkrypt

Theodor Traugott Meyer, SS-Hauptsturmführer, kierownik Wydziału
Theodor Traugott Meyer, w: Hermann Kuhn (Hrsg.): Stutthof. Ein Konzentrationslager vor den Toren
Danzigs, © Edition Temmen, Bremen 1995, s. 186-190 (odpis, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum
Stutthof w Sztutowie)
Theodor Traugott Meyer
(SS-Hauptsturmführer – Kierownik Wydziału III-Obóz)
Poni ej podaj dobrowolnie i bez przymusu mój yciorys osobisty, mój yciorys
polityczny jak i moj działalno w obozie Stutthof. Nie czuj si w aden sposób zwi zany
dawniej zło on przysi g słu bow .
W sprawozdaniu tym zamierzam opisa fakty ju publicznie znane i wyja ni wypadki
jeszcze niejasne, przyczyniaj ce si do obci ania mojej osoby.
1.
yciorys osobisty
Urodziłem si dnia 6 listopada 1904 r. jako najstarszy syn inspektora monta owego –
mał onków Traugott i Marii Myn z d. Schmucker. W Monachium, moim mie cie rodzinnym
ucz szczałem do czasu przeniesienia słu bowego mego ojca do Pfaffenhofen, do 1 klasy
szkoły podstawowej. Pozostałe prawnie przewidziane 7 klas i 3 klasy szkoły zawodowej
uko czyłem w Pfaffenhofen.
Rodzice moi nie byli zamo ni. Poniewa mieli jeszcze czworo dzieci na utrzymaniu, nie było
mo liwo ci posłania mnie na studia.
W roku 1917 uko czyłem nauk zawodu jako elektromonter. Z biegiem lat – do 1930 r
czynny byłem w ró nych wielkich zakładach jak Amywerke, Schuckert i Bergmanwerke przy
zamiejscowych robotach monta owych.
W czasie wielkiego bezrobocia w Niemczech, w latach 1929-33, znalazłem si równie i ja w
roku 1931 bez pracy i ci ar ywienia mnie spadł na ojca.
Pomimo moich kwalifikacji, zdobytych jako monter specjalista budowy przewodów
wysokiego napi cia, nie było mo liwo ci znalezienia pracy.
W wieku, w którym inni m czy ni mogli zakłada rodziny, skazany byłem na kieszonkowe
dawane mi przez ojca.
W tym czasie zmarła moja matka, która była moj cał podpor
Moje dwie najstarsze siostry kontaktowały si w latach politycznych zamieszek 1931-1933 z
kołami narodowo-socjalistycznymi i tak zetkn łem si po raz pierwszy z tym ruchem. Nie z
tej przyczyny jedynie, lecz z przekonania, e tylko radykalnie nastawiona partia
uporz dkowa mo e zamieszki polityczne, a nam da prac i chleb, wst piłem do partii i
jednocze nie do SS.
W pocz tkach 1933 r po przej ciu władzy przez Hitlera, id c za wewn trznym głosem,
wst piłem do policji granicznej. Jedynie z pobudek zarobkowych poszedłem za tym głosem.
Nie dostałem si jednak do policji, lecz na przeszkolenie do Dachau. Po trzymiesi cznym
przeszkoleniu odwróciłem si od kariery wojskowej i zostałem zast pc in yniera
obozowego. Stanowisko to piastowałem do 1939 r. i byłem pod koniec samodzielnym
kierownikiem oddziału. W tym charakterze przybyłem w 1939 r. do Neuengamme, a 1940 r.
do Ravensbrück.
W roku 1934, kiedy zarabiałem tyle aby utrzyma rodzin , zawarłem zwi zek mał e ski.
Moja ona El bieta z domu Mainzinger, pochodziła z dobrych, obywatelskich sfer.
Prowadzili my szcz liwe, niczym niezm cone ycie rodzinne.
Z powodu osobistej przeprawy z ówczesnym Rechsführerem Himmlerem, z okazji jego
bytno ci w Ravensbrück, przeniesiono mnie karnie do Stutthofu.
W mi dzyczasie osi gn łem stopie Hauptsturmführera, mniej na podstawie zaufania
politycznego, lecz raczej z powodu posiadanych wiadomo ci fachowych.
1
Do kwietnia 1945 r. ustawiono mnie kierownikiem obozu w Stutthofie. O mojej działalno ci
na tym stanowisku mowa b dzie w innym miejscu. Po moim przeniesieniu sprowadziłem do
siebie moj on i mego syna Detlafa urodzonego w 1943 r. Zamieszkali my w budynku
fabrycznym cegielni podporz dkowanej administracji obozu. Rodzin moj ewakuowano w
1945 r. Ja osobi cie otrzymałem rozkaz udania si z cz ci SS-manów i ich rodzinami w
gł b kraju i w oczekiwaniu w Ravensbrück dalszych rozkazów. Wykonuj c polecenie udania
si w pobli e Schwerin zaskoczony zostałem kapitulacj . Dnia 6 maja 1945 r. oddałem si
dobrowolnie do niewoli ameryka skiej. Od tego czasu przebywałem w angielskim areszcie
dla internowanych w Neuengamme.
Rodzina moja, która nie uratowała adnego mienia, yła od tego czasu u matki mojej ony w
Pfaffenhofen. Mnie za wydano w maju 1947 r. władzom polskim.
Podczas moich czynno ci słu bowych nie wzbogaciłem si o grosz, co sprawdzi mo na
łatwo przez zbadanie mego konta w Stutthofie. Prowadziłem skromne, ale nadzwyczaj
szcz liwe ycie rodzinne. Byłem człowiekiem skromnym i zostałem nim do ko ca. W yciu
rodzinnym widziałem ziszczanie si zada mego ycia i temu celowi po wi całem moje
troski. Miałem wiele mo liwo ci przysporzenia sobie korzy ci, podczas moich czynno ci
urz dowych, ale pozostałem uczciwym. aden człowiek nie mo e mi dzisiaj udowodni , e
wzbogaciłem si własno ci wi niów. Równie ona moja, w swojej prostocie, my li tak jak
ja. Byli my szcz liwi z posiadania małego ogniska domowego, a nasze troski dotyczyły
przyszło ci naszego syna.
Wielu byłych wi niów Stutthofu b dzie mogło wiadczy , e jako człowiek nie byłem w
adnym wypadku tym, jakim przedstawia si mnie dzisiaj. Z punktu widzenia słu bowego
znałem tylko dyscyplin i posłusze stwo. Je eli w czasie mojej czynno ci jako kierownik
obozu wyst powały niepotrzebne surowo ci, starałem si zawsze ich unika , w uzgodnieniu z
moimi przepisami. Je eli popełniano zbrodnie, to zostały one nakazane, albo wykonywane
bez mojej wiedzy.
W toku mego sprawozdania przytocz dostateczne przykłady, które twierdzenie to podkre l .
W latach moich czynno ci zawodowych wewn trz SS byłem zadowolony z mojej słu by.
Czynny byłem w swoim zawodzie i mało troszczyłem si o sprawy wi niów. Dopiero po
powołaniu mnie na stanowisko kierownika obozu pogodzi si musiałem ze zmienionymi
faktami. Działałem na rozkaz i według przepisów i wierzyłem, e post puj wła ciwie.
Dzisiaj, kiedy unaoczniono wszelkie cierpienia i n dz , wiadomo, i wielu rzeczom mo na by
było zapobiec.
Fakt, e sam przebywam dwa i pół roku w wi zieniu pozwala mi dzisiaj rozpozna , gdzie i
dlaczego bł dzono. Ale ja byłem ołnierzem i to była moja zbrodnia.
Wiara moja, w to co nam wygłaszano, była wielka. Nie odczuwałem nienawi ci w stosunku
do Polaków czy innych narodowo ci.
Wi niów traktowano jednakowo. Punkt widzenia naszej władzy w Berlinie, e w wi zieniu
nale y widzie jedynie sił robocz obracał si w czyn do 1945 r.
Je eli w dalszych moich wywodach usiłuj odpowiedzialno mego oddziału zmniejszy , za
innych oddziałów unaoczni , czyni to nie by działalno moj wybieli , lecz tylko by ustali
fakty.(...)
2.
yciorys polityczny
Jako zwykły robotnik, nawet jako ucze byłem do 1929 r. ju politycznie powi zany. Byłem
członkiem Zwi zku Robotników Metalowych i nale ałem do S.P.D (Socjalistyczna Partia
Niemców).
2
Jak to opisywałem w innym miejscu, z jednej strony bezrobocie, z drugiej moje stosunki
rodzinne, jak równie moje ówczesne osobiste zapatrywania zdecydowały, e w 1931 r.
wst piłem do partii (NSDAP).
Moje miasto zamieszkania Pfaffenhofen było siedzib SS Standarty. Poza SS nie
dopuszczano w tym mie cie do istnienia innych organizacji partyjnych, jak np. SA itp. Moje
przyst pienie do NSDAP poł czone wi c było z równoczesnym wst pieniem do SS. Moja
polityczna działalno ograniczała si w głównej mierze do uczestnictwa w zebraniach
wyborczych.
W tym małym miasteczku mego zamieszkania – poza tymi zebraniami – nie działo si nic, co
miałoby jakiekolwiek znaczenie polityczne. W tym czasie przekonany byłem o słuszno ci
zapatrywa i tezach narodowego socjalizmu. Musiałem by o nich przekonany, gdy byłem
bez pracy, mogłem wszystko zdoby , a do stracenia nie pozostało mi nic. Był to mój los.
Kiedy w 1933 r. byłem zast pc in yniera obozowego, moje polityczne przekonania zacz ły
powoli schodzi na drugi plan, pierwsze miejsce natomiast zaj ły zainteresowania zawodowe
i te tylko które szły w kierunku polepszenia zarobków. Liczyłem wówczas 30 lat i pragn łem
zało y rodzin , a powodzenie finansowe zale ało wył cznie od zdobycia awansu
wojskowego.(...)
Moja działalno
w obozach Neuengamme i Ravensbrück, w charakterze in yniera
obozowego, zadowalała mnie o tyle, e chodziło tu o wykorzystanie posiadanych przeze mnie
wiadomo ci zawodowych. Z biegiem lat zaawansowałem na Hauptsturmführera, zawarłem
zwi zek mał e ski i byłem szcz liwy, mog c ofiarowa swojej onie skromne ognisko
domowe.
Je eli dzisiaj czyni mi si , mi dzy innymi, zarzuty pełnienia słu by w ró nych obozach i
wyprowadza st d wniosek, e jestem fachowcem od obozów koncentracyjnych, to zgadza si
to tylko cz ciowo. Wła nie prowadzone w Niemczech procesy dotycz ce obozów
koncentracyjnych w Dachau, Neuengamme, Ravensbrück w aden sposób nie obci ały mnie.
Przeciwnie – wi niowie odci ali mnie samorzutnie, czego dowodem jest wydanie mnie
władzom polskim i nieukaranie w Niemczech.(...)
Pytanie o polityczne cele sprzed 1939 r. wydaj si dzisiaj mieszne i nie mo na udzieli na
nie odpowiedzi zadowalaj cej. Program Hitlera, we wszystkich swoich punktach i tezach, był
w ostatnich latach bardzo szeroko przedyskutowany. Był on głównym tematem naszego
szkolenia. Lecz jedno trzeba stwierdzi , i takie rozwi zanie problemu jakie nast piło, nie
było przewidziane.
W moim politycznym nastawieniu pozostałem małym człowiekiem, gdy uwa ałem polityk
jedynie jako rodek prowadz cy do celu. Rozmowom politycznym schodziłem z drogi. Kto u
nas my lał o wojnie z Polsk ? Albo kto my lał o zagarni ciu Polski? Ja nie. My wszyscy
zostali my przez wojn zaskoczeni. aden człowiek nie my lał o tym.(...)
Jaki był bieg my li politycznej moich kolegów?
Niemal wszystkim chodziło o zapewnienie bytu rodzinom. Ich polityka: miło ojczyzny. Ja
osobi cie s dz , i byłem dobrym narodowym socjalist , a byłbym jeszcze lepszym, gdym
nim nie był.
Moja słu ba w Stutthofie nie zadowalała mnie w aden sposób. Cierpiało z jej powodu moje
ycie rodzinne.
Obrzydła mi ta praca z chwil rozpocz cia ewakuacji obozów na wschodzie i wyznaczenia
przez Berlin Stutthofu na obóz uchwytowy. Obóz był przepełniony. Protesty skierowane do
Berlina nie odnosiły adnego skutku. Co miałem czyni ? Ja i moja ona pocieszali my si
nadej ciem lepszych czasów i yli my z t nadziej i wiar .
3
Co miałem z ycia do tego czasu? Z rodzin , która była dla mnie wszystkim, byłem
przewa nie rozdzielony. Pozostawała mi tylko słu ba i moje skromne ognisko. Oczywi cie –
byłem oficerem, ale to było ju wszystko.
Nie przychodzi mi łatwo, po dwuipółrocznym areszcie, wyra a tak swoje polityczne zdanie.
Troska o rodzin , o osobisty los kieruj my li na własn drog . Ale gdy zdołam przekona
przez te zdania chocia kilku ludzi, e moja wina nie jest tak wielka, cel ich zostanie
spełniony.
3. Moja działalno w Stutthofie
(...) Rzeczywi cie głodował ka dy wi zie nie otrzymuj cy pomocy z zewn trz od swoich
najbli szych. Ale od połowy 1943 r. wy ywienie było wystarczaj ce, w dodatku gdy pó niej
60% wi niów otrzymywało dodatek dla ci ko pracuj cych. (...)
Przebywam obecnie dwa i pół roku w areszcie ledczym. Tak jak i tutaj mamy kolegów,
którzy sw szczupł racj ywno ci mi dzy innymi i chleb, zamieniaj na wyroby tytoniowe i
trac przez to na kondycji fizycznej, niew tpliwie i w obozie było wielu wi niów
post puj cych tak samo. To, e zjadano odpadki kuchenne, widziałem w obozie nie raz.
Wiele razy podpisywałem o wiadczenie dla Urz du ywno ciowego o skutkach podawania
fałszywych danych na przydział racji ywno ciowych dla ci ko pracuj cych. Około 200
wi niów miało prawo do tych racji, a otrzymywało je 60% całego stanu liczebnego obozu.
Robotnik cywilny otrzymywał je w sprzyjaj cych wypadkach. Nie byłem zobowi zany do
podpisywania tych o wiadcze . Nie nale ało to do moich obowi zków słu bowych. Czy
czyniłem to z nienawi ci do wi niów?
Pomieszczenia w nowym obozie były ładne i obszerne.
Wi niowie mieli swobod ukształtowania ich. Poszerzono mo liwo otrzymywania paczek
i listów. Stworzono grup wi niów uprzywilejowanych. Mieli oni niemal nieograniczone
prawo do wymiany listów, pierwsze stwo zakupów w kantynie, byli lepiej odziani, strzygli
normalnie włosy, a w niedziel odwiedza mogli kino wojskowe. W tej grupie była du a ilo
Polaków. I to działo si wszystko dlatego, e ja nie traktowałem wi niów jak ludzi?
Przedsi biorstwa otrzymały polecenie wypłacenia podwy szonych premii, aby umo liwi
wi niom dokonania w kantynie drobnych zakupów. Wi niowie mieli swoj dzienn racj
tytoniow , a nawet i wi cej.
Byli i tacy, którzy nic nie mieli. Wi kszo pracuj cych miała jednak tyle, aby sobie co
kupi .
Budowa urz dze k pielowych została zatwierdzona dla ka dego bloku mieszkalnego.
Urz dzenia sanitarne były dobre. Co niedziela grała orkiestra obozowa. Organizowano
wyst py.
Na wszystko to dawałem zezwolenia. Czy szykanowanie wi niów sprawiało mi
przyjemno ?
Pomimo istniej cego zakazu niejednokrotnie udzielałem wi niom zezwolenia na rozmowy z
członkami ich rodzin. Ile listów napisałem do członków rodzin, którzy okaza mi chcieli
swoj wdzi czno w formie dostaw artykułów ywno ciowych, czy oni sobie dzisiaj jeszcze
o tym przypomn ?
Nietrudno jest skonstruowa dzisiaj zarzut, e wszystko to mo na było zrobi lepiej. Ale
miało si i swoje przepisy.(...).
Był czas pó nej wiosny 1944 r. Na wschodzie ewakuowano obozy w Lublinie, Rydze i obozy
zewn trzne, a Stutthof wyznaczono jako obóz uchwytowy.
4
Nawet z O wi cimia przysyłano tu transporty z tysi cami kobiet ydowskich. Ostatnie
najcz ciej w stanie, który przewy szał wszystko dotychczas widziane. Wysłano je transportem
bez dostatecznej odzie y i zaprowiantowania. Miały by przyj te do obozu zbyt małego by
sprosta wymaganiom.
Dalekopisy i depesze iskrowe wymieniano w jedn i druga stron , aby panom w Berlinie
wyja ni , e Stutthof przekroczył ju dopuszczaln pojemno . Komendant obozu udał si
osobi cie do Berlina na rozmowy, by zapobiec dalszej wysyłce wi niów do Stutthofu, ale bez
skutku. Berlin obiecał tylko, e troszczy si b dzie sam o dostarczenie pracy dla
napływaj cych wi niów. Zjawił si przedstawiciel i skontaktował si z przemysłem.
Wi niów skierowano na placówki do Królewca, Elbl ga, Gda ska, Gdyni, Słupska,
Bydgoszczy, Szczecina oraz bli sz i dalsz okolic . Nadchodziły nowe masy wi niów.
Ró ne agendy słu bowe tajnej policji pa stwowej (Gestapo) likwidowały swoje obozy i getta i
przekazywały swoich wi niów bez pytania do Stutthofu. Wi niowie chorzy na tyfus plamisty
rozpleniali t chorob w obozie i zaraza znalazła wiele ofiar w g sto stłoczonych masach
wi niów. Gdzie i jak mo na było osi gn popraw skoro nadchodziły stale nowe transporty?
Czy mo na było odmówi przyj cia? Nie! Skoro nadszedł transport wi niów musiano go
przyj .
Ustawiano nowe baraki. Cz
ich oddano na pomieszczenia dla chorych. miertelno
rosła. Krematorium wybudowano pod koniec 1943 r. było za małe. Zwłoki zmarłych na tyfus
plamisty palono na otwartych stosach. Powoli nast powało polepszenie. Nast piło małe
odpr enie dla obozu, kiedy po moich rozmowach z komendantem ten e przedstawił spraw w
Berlinie i przeprowadził, e około 3000 kobiet ydowskich skierowano na roboty niwne w
gospodarstwach chłopskich, na okres około 2 miesi cy, bez oddania im stra ników. (...)
Czy osoby, których to bezpo rednio dotyczyło, dzisiaj to uznaj ? Albo czy nie był to znak, i
pragn li my łagodzi niepotrzebne twarde przeciwno ci losu. Zdarzały si twarde i ci kie
chwile gdy dzie i noc nadchodziły transporty. Oddzieli musiano m ów od on, matki od ich
niedorosłych dzieci. Obozy były rozdzielane, a wi niów musiano rozdziela według płci.
Odbieranie ydom pieni dzy i rzeczy warto ciowych nast powało na rozkaz Berlina, a rozkaz
musiał by wykonany. Innym wi niom pozostawiono wszystko, wzgl dnie zapisywano na ich
konto. Czy zn cano si nad wi niami przy przyjmowaniu ich do obozu? Nie. Podczas
wielkich dopływów wi niów przeprowadzałem kontrol i nie spostrzegłem wypadków
zn cania si .(...)
Dzisiaj po upływie 2-3 lat, po tych wszystkich zaj ciach, nietrudno jest podnosi przeciwko
mnie zarzuty ze strony byłych wi niów.
Czy jednak uznaje si równocze nie to, co robiono dla ich dobra? Wydaje mi si , e nie.
Człowiek jest ju taki. Zapomina dobre uczynki, albo ich nie zauwa a, złe pozostaj zawsze w
pami ci i stale si w pami ci od wie a. Dobro odczuwa si jako rzecz oczywist , natomiast zło
jako szykanowanie poszczególnej jednostki. Nie mog byłym wi niom bra za złe, je eli
niejednokrotnie tak s dz , ale powinni równie ocenia dobro. (...)
Zeznanie zło one 13 sierpnia 1947 r. w wi zieniu w Gda sku, oddział V, cela 51.
Odpis znajduje si w Archiwum Muzeum Stutthof, syg. Z-V-20.
5