22.34. Stanisław Olędzki, Amerykanin w Białymstoku.
Transkrypt
22.34. Stanisław Olędzki, Amerykanin w Białymstoku.
22.34. Stanisław Olędzki, Amerykanin w Białymstoku. MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY „KONTRASTY” nr 7/1979 Pamiętam dawne, dobre czasy, kiedy wkrótce po wielkich polskich konkursach muzycznych — pianistycznym im. Fryderyka Chopina i skrzypcowym im. Henryka Wieniawskiego — Białystok gościł ich laureatów. W 1960 r:, bezpośrednio po VI Konkursie Chopinowskim, odbyła się w Pałacu Branickich prezentacja laureatów, wśród których prym wówczas wiedli pianiści radzieccy. Pięć lat wcześniej, również wkrótce po konkursie, gościliśmy zdobywcę pierwszej nagrody, Adama Harasiewicza. Tymczasem do dzisiaj nie wystąpili w Białymstoku, ani Krystian Zimerman, zwycięzca ostatniego konkursu Chopinowskiego sprzed czterech lat, ani żaden inny laureat tegoż Konkursu, mimo iż za rok odbędzie się już następny. Doczekaliśmy się natomiast, po niemal dwu latach występu laureata trzeciej nagrody ostatniego Konkursu skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego, Amerykanina Petera Zazofsky'ego. Nadal jednak oczekujemy najlepszego Polaka w owym konkursie — Piotra Milewskiego. Zdaniem krytyków Peter Zazofsky obok Piotra Milewskiego, był najbardziej frapującym talentem całego konkursu. To, co zademonstrował 25 maja w sali Filharmonii, opinię tę chyba potwierdza, choć innych skrzypków tego konkursu „na żywo” nie słyszeliśmy. Obserwatorzy konkursu byli pod wrażeniem nie tylko ogromnej i finezyjnej techniki młodego artysty (miał wówczas 23 lata), ale oceniali także wysoko jego „fantazję, polot, brawurę, smak artystyczny i ogromne zróżnicowanie gry”. Te ostatnie zalety potwierdził już sam program białostockiego recitalu Zazofsky'ego, skomponowany z Sonat Jana Sebastiana Bacha (g-moll BWV 1001), Sergiusza Prokofiewa (D-dur op. 94a), Paula Hindemitha (op. 31 na skrzypce solo) i Ludwiga van Beethovena (F-dur op. 24 „Wiosenna”). Program zamykała „Fantazja faustowska” Henryka Wieniawskiego, oparta na motywach z opery Gounoda. Mierząc się z takim programem w ciągu jednego koncertu, trzeba istotnie dysponować cechami przypisywanymi przez wspomnianych obserwatorów. Wysoce wyrafinowany smak artystyczny nakazał przedzielić Bacha i Beethovena — klasyków przeszłości dość dalekiej — klasykami XX stulecia: Prokofiewem i Hindemithem. Dojrzałość artysty i zgłębienie natury wiolinistyki sprawiły, iż dwukrotnie sięgnął on po utwory solowe, które dają pełną swobodę kształtowania homogenicznego brzmienia, nie zakłócanego ingerencją obcej „tkanki” dźwiękowej fortepianu. Już pierwsze frazy Adagia z Sonaty Bacha pozwoliły rozpoznać skrzypka wielkiego formatu i nieprzeciętnej osobowości. Piękny, umiejętnie różnicowany w swej kolorystyce dźwięk jest po części — jak zwykle u skrzypków — „zasługą” samego instrumentu, artysta gra bowiem na starowłoskim instrumencie cremońskiej szkoły Carlo Bergonziego z 1736 r. Ale kultura kształtowania frazy od instrumentu już nie zależy i w tej materii muzyka Bacha stawia najwyższe wymagania. Zazofsky we wspomnianym Adagio przydał naturalnej żywości snującej się melodycznej nici, napinając ją w emocjonujący sposób na tak charakterystyczne w tej części arpeggiowe kadencje. W rezultacie każdy dźwięk z trzydziestodwójkowych i sześćdziesięcioczwórkowych meandrów był wyrazisty i miał swoje napięcie; nie było tam nut zbędnych, co dość często daje się zauważyć w interpretacjach innych skrzypków. Druga z części powolnych Sonaty, Siciliana, ujęta została w klimacie emocjonalnym oscylującym między pogodną zadumą a łagodnym smutkiem, czemu sprzyjał — jako podstawowy środek wyrazu — rodzaj dźwięku o odcieniu matowym i przyćmionym. Prawdziwym studium dźwięku okazała się Fuga; oczywiście, rozmaitość barw nie prowadziła tu do anarchii, lecz podporządkowana została dwom zasadom: formalnej — kształtowaniu polifonicznemu oraz strukturalno-fakturalnej, tj. kształtowaniu brzmienia w oparciu o rejestrację „organową”, tak charakterystyczną dla solowych utworów na instrumenty smyczkowe lipskiego kantora. Zatem rozmaitość brzmieniowa mieściła się w kanonie stylistycznym muzycznego baroku. Z czterech części Sonaty Bacha najsłabsza była ostatnia — Presto; tutaj nie starczyło artyście oddechu, i w muzyce, i dosłownie, gdyż majowego upału nie złagodziła pierwsza tej wiosny burza, towarzysząca recitalowi. Stąd pewne potknięcia, które zmąciły obraz całości interpretacji. Wyśmienite były za to następne punkty programu. Prokofiew zagrany z niezbędnym tu smakiem i wyrafinowaniem — zachwycał, zwłaszcza w naturalnie konsekwentnym przenikaniu się fragmentów groteskowych i lirycznych, quasi-romantyzujących. Skrzypek osiągał równowagę przeciwstawnych ekspresyjnie odcinków, harmonijnie modelując zawartą w zapisie nutowym informację i nie dopuszczając do „przesterowań” oraz nie popadając w ekstremalne jakości wyrazowe. O wielkiej muzycznej dojrzałości artysty świadczyła również interpretacja Sonat Hindemitha i Beethovena. Klasyczna równowaga i harmonia elementów statycznych i dynamicznych, żelazna, ale zarazem naturalna, „z serca” płynąca konsekwencja w kształtowaniu formy, śpiewność najdrobniejszych motywów, jubilerska precyzja w ich obróbce, a wszystko pulsujące muzyczną energią — to wspólne cechy interpretacji tych utworów. Godzi się w tym miejscu przypomnieć, że Zazofsky otrzymał na konkursie także specjalną nagrodę za najlepsze wykonanie utworu Mozarta. Zazofsky nie byłby prawdziwym, rasowym skrzypkiem wirtuozem i laureatem poznańskiego konkursu, gdyby zapomniał o jego patronie. Brawurowa „Fantazja faustowska” wzbudziła dreszcz emocji na konkursie, a niektórym (cytuję za Janem Weberem) „oczy stanęły w slup”. Mnie nie stanęły (może było zbyt gorąco), ale przyznam, iż słuchałem tego — rzadko wykonywanego — utworu z zapartym tchem. Nie było to wirtuozostwo nachalne, lecz całkowicie wyzbyte blichtru i harmonijnie zintegrowane z treścią najpiękniejszych fragmentów opery Gounoda. Amerykańskiemu skrzypkowi towarzyszył na fortepianie Tadeusz Chmielewski, zasługując swym kunsztem pianistycznym, zmysłem i wyrafinowaniem kameralistycznym na najwyższe uznanie. Odpowiedzialną partię w Sonacie Prokofiewa i wręcz równorzędną w Sonacie Beethovena wykonał na poziomie solisty, wnosząc swój znaczny udział w te wspaniałe kreacje. Białostocki recital Petera Zazofsky'ego nie wzbudził spodziewanego zainteresowania. Być może zawiodła ponownie reklama, może zawiniła burza i ulewa, a może wcześniejsze upały. Kto jednak chciałby poznać grę tego doskonałego artysty, może jeszcze nabyć płytę Polskich Nagrań z zarejestrowanym Koncertem d-moll Henryka Wieniawskiego oraz z I Koncertem Karola Szymanowskiego w wykonaniu Zachara Brona, radzieckiego laureata tej samej nagrody (ex aequo) i tegoż Konkursu. Płyta dostępna jest w białostockich księgarniach. Stanisław Olędzki