Opowiadania Żaka (1)

Transkrypt

Opowiadania Żaka (1)
Wariacje z aniołem
Piotr Jabłoński
Mój anioł jest w wariacji ukryty, zakonspirowany pomiędzy nutami. Tworzy formę czysto
instrumentalną składającą się z serii odmian, podanego na wstępie, tematu, który agitato rozpoczął
się na nowo.
No więc upadł mi na głowę ten anioł. Wielkie z nieba! Nie zapraszałem go! Bezczelny! Moja
dusza - moja muzyka! Ledwie wstał, zrazu zaczął się panoszyć. To tu, to tam. Zakłopotany, bo
widoczny. Skrzydłem machnął mi po nosie. Potknął się o buty. Trącił ręką lampion żółty. Wraz z
jego kichnięciem pospadało większość książek z półek.
Krzyknąłem, że tak znienacka człowieka brać, to barbarzyństwo. On odfuknął, że spał
smacznie pod sufitem, a ja go zbudziłem., Jakim prawem zamieszkiwałeś mój dom?" zaatakowałem. Blagował chamol: „Sam go zbudowałem". Przybysza nazwałem Chuch. On mnie
Gapą molową. Z niewiadomych przyczyn, chuchał na tyle wyraźnie, jakby chciał mieć pewność, że
oddycha. „..I na drugi raz", rzekłem, „nie życzę sobie, byś - jak tynk – z sufitu odpadał". Na to on,
bym więcej z nim gadał.
Tak poza tym, czuję się dobrze. Z aniołami nie rozmawiam często. Licząc pobyt w
matczynym brzuszku, nocne przesypianie pacierza oraz negocjacje na maturze to raptem było to
trzeci raz, kiedy moje słowa skierowałem do kogoś, kto swym istnieniem, co najwyżej,
przypominał mi się w mej nieświadomości, gdy łopotał mi nad głową swymi wielkimi skrzydłami.
A wiecie przecież, tak jak i ja to wiem, że anioły mają duże skrzydła. Bynajmniej nie po to, by
latać. Ale o tym już nie wiedziałem.
Wkrótce parkiem przemierzaliśmy wieczory, bacznym wzrokiem omiatając rewir. Łowy to
nie rzecz, to sztuka, na której nie znam się wcale, więc na nic mi te moje amory. Na ławce,
przykładowo, tudzież za ławką, urządzaliśmy na sikorki zasadzki. Chuch, według planu, zalotnym
dmuchnięciem w uszko ofiary miał zwrócić na mnie jej uwagę. Ale atrapą myśliwego będąc,
zawsze w ostatniej chwili się peszyłem i rezygnowałem, „..to bierzemy foremki i idziemy do
piaskownicy" - mawiał anioł zniecierpliwiony moim brakiem wiary w siebie.
„Cóż, to nie tak jak myślisz". Nie lubiłem, gdy zaczynał w ten sposób wyrażać swe poglądy.
Patrzyłem na niego z przejaskrawioną ironią w głosie: „A co Ty możesz o mnie wiedzieć?". Siadał
wówczas z miną upełnomocnionego mówcy. W swej mierzonej złośliwości dawał mi prztyczka w
ucho i reprymendę: „On jest blisko ciebie. Bliżej, niż przystawka serca, którą niedługo ci
wstawią ...lub twoje przerażenie, które pozostanie w mej pamięci". Ostatni przycinek,
wypowiedziany przez jego śmiejące się już oczy, był nie fair. Nieładnie jest wspominać
nieprzyjemne epizody takie jak ten, kiedy mój anieli kamrat w parku szepnął, dla kawału,
przygodnemu buldogowi psie hokus-pokus, po którym ten zerwał się ze smyczy. Czworonóg,
namiętnie goniąc mnie, zbliżał się szybko, zaś ja z palpitacją serca ruszyłem w paniczną ucieczkę
nie zauważając, że tuż za mną jest niskie ogrodzenie. Efektowne yppon w pierwszej rundzie. Pies
podbiegł, polizał mnie jak jakąś landrynkę i pobiegł dalej. „Nic nie dzieje się przypadkowo" - na te
zdanie też parskałem zdegustowany.
Dzisiaj zamieniłem się z nim na skrzydła. Nie dziwcie się. Każdy z Was mógłby się z nim
zamienić. Z tym, że ludzkie skrzydła są podcięte. Zobaczyłem, że można wzlecieć ponad kapcie na
podłodze, ponad klawiaturę na stole, ponad głowę na karku.
„Szepnij mi mój aniele za plecami małe coś. Radę, bym się nie garbił, nie krzyżował cudzych
rąk. Czyż Credo, to nie za mało?"
„By było Credo nieustannie trzeba iść w głąb".
1/2
Wariacje z aniołem
Piotr Jabłoński
Pary skrzydeł, modelu Manumissio, nie doczekałem się. Chuch obiecał, że przyniesie mi
takie, jak wróci z podróży służbowej. Nie wrócił do teraz. Wyjdę więc na zewnątrz i poszukam
jakiegoś strusia. Przecież na kurzych skrzydłach nie ulecę pod mą ambicję.
Zagram również nowymi nutkami gamę chamolową. Na cześć kumpla. On jest i łopoce.
Będzie chuchał nadal. Anioł, z zasady, chodzi w parze z człowiekiem.
2/2