Sąd nad Semiotyką Solidarności. Warszawskie dyskusje wokół

Transkrypt

Sąd nad Semiotyką Solidarności. Warszawskie dyskusje wokół
Sąd nad
Semiotyką Solidarności.
Warszawskie dyskusje
wokół książki Pawła Rojka
S e r g i u s z Ko w a l s k i
I re n e u s z K r z e m i ń s k i
Michał Łuczewski
Ta d e u s z S z a w i e l
P
aweł Rojek wydał w 2009 roku nowatorską książkę Semiotyka Solidarności.
Analizuje w niej na gruncie semiotycznej teorii kultury dokumenty wytworzone przez Solidarność i PZPR w 1981 roku.
Dochodzi do wniosku, że interpretacja idei
Solidarności jako odzwierciedlenia myślenia
komunistycznego, zawarta między innymi
w książkach Jadwigi Staniszkis (2010b) i Sergiusza Kowalskiego (2009), jest fundamentalnie błędna. Prawdziwym odzwierciedleniem
myślenia Partii miał być za to „polski liberalizm”, opisywany przez Zdzisława Krasnodębskiego (2003). Postanowiliśmy przyjrzeć się
tej książce. Przedstawiamy tu wybrane głosy
z dyskusji na jej temat, która odbyła się na Seminarium Instytutu Socjologii Uniwersytetu
Warszawskiego 19 października 2010 roku1.
Ireneusz Krzemiński: O metodologii
Semiotyki Solidarności
Zanim przejdę do omówienia książki Pawła Rojka, chciałbym powiedzieć parę słów
o funkcjonowaniu myśli naukowej w Polsce.
236
Pressje 2011, teka 25
Nasunęła mi się refleksja, że różnice między
rozmaitymi socjologicznymi interpretacjami
Solidarności, które tak wnikliwie opisuje Paweł Rojek, właściwie nigdy wcześniej nie były
poważnie dyskutowane. Przyznam szczerze,
że nigdy nie przeczytałem Samoograniczającej się rewolucji Jadwigi Staniszkis, która
pierwotnie ukazała się przecież po francusku
(1982), a późniejsza angielska wersja pojawiła się w czasach stanu wojennego (1984).
Tymczasem, jak się okazuje, ukute przez nią
hasło samoograniczającej się rewolucji miało
kompletnie inne znaczenie, niż to, które funkcjonuje potocznie. Można to zrozumieć dzięki
książce Rojka, bo − jak powszechnie wiadomo − lektura prac Jadwigi Staniszkis nie
należy do łatwych. Przyznam się, że przeczytałem tylko trzydzieści pierwszych stron Ontologii socjalizmu (2006), dalsze brnięcie w jej
monstrualne konstrukcje intelektualne było
dla mnie zbyt męczące. Pytałem o tę książkę kilku kolegów, znanych profesorów, jeden
z nich skończył na trzeciej stronie i podziwiał mnie, że zaszedłem tak daleko… A więc
nic dziwnego, że przez kilkanaście lat żaden
z socjologów tak na dobrą sprawę nie podjął poważnej dyskusji z Jadwigą Staniszkis.
Przyznam się też, że nigdy nie dokończyłem książki Sergiusza Kowalskiego (1988,
1990, 2009). Tak mnie ona zezłościła, że
nie byłem w stanie czytać. W odróżnieniu
od jej autora, prowadziłem własne badania
terenowe, byłem też uczestnikiem zespołu
badawczego Alaina Touraine’a (2010). Uważam, że tezy Sergiusza są nieprawdziwe.
Krytyka solidarnościowego rozumu odpowiadała na zapotrzebowanie ideologiczne i polityczne pewnego nurtu opozycji, w którym
pod koniec lat osiemdziesiątych doszło do
przewartościowania dziedzictwa Solidarności. Kiedyś starałem się opisać tę zmianę
oceny wielkiego polskiego ruchu społecznego (Krzemiński 1990). Krytyka Solidarności
była później obecna w środowisku Adama
Michnika i „Gazety Wyborczej”. Przypominam sobie moją rozmowę z Michałem Bonim
w latach dziewięćdziesiątych. Gdy mówiłem
mu, że powinniśmy wrócić do idei Solidarności, tylko machnął ręką i powiedział, bym
dał sobie spokój z tym etosem.
Książka Sergiusza Kowalskiego była
bardzo na rękę temu środowisku, jak i wielu
innym kręgom dawnej Solidarności. Wszak
wówczas różnice – dawne i nowe – występujące w tym wielkim ruchu społecznym
ujawniały się bardzo silnie i na pewno wiązało się to z faktem, że aktywna była wtedy
tylko garstka – rzec można – elitarna garstka dawnych działaczy. Te miliony aktywnych
uczestników dawno już znikły, a w kręgach,
które pozostały aktywne, poczucie misji elity
wzięło absolutnie górę w myśleniu politycznym. W dodatku u części inteligentów z dawnej opozycji, zwłaszcza skupionych wokół
Adama Michnika, narastała silna tendencja
anty-Wałęsowska, zresztą – co muszę tutaj
podkreślić – całkiem uzasadniona. W tym
kontekście trzeba byłoby ulokować wymowę
książki Sergiusza Kowalskiego, którego –
na koniec dodam – niezwykle cenię i uważam, że tak czy owak pozostaje wierny generalnie przesłaniu wolnościowego ruchu
Solidarności.
Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że trzeba się było wtedy spierać z Sergiuszem Kowalskim. Gdy jednak jego książka ukazała się
w końcu w większym nakładzie i na lepszym
Jest to niezwykle twórcza i interesująca metodologicznie praca
papierze, nie było już właściwej atmosfery,
by podjąć rzeczywistą debatę na jej temat.
Wszyscy byliśmy już wtedy zaangażowani
w zupełnie inne sprawy i ta polemika była –
co może brzmieć teraz niedobrze – dla nikogo nieinteresująca, a nawet nieaktualna.
Należymy do pokolenia, które bardzo wiele
swojej energii życiowej poświęciło na to,
byśmy mieli Polskę wolną i demokratyczną.
Walka o to wydawała się nam ważniejsza niż
podejmowanie debaty. Dyskusja, jaką toczymy dziś z Sergiuszem, powinna się jednak
toczyć dwadzieścia lat temu.
Chciałbym teraz powiedzieć kilka słów
o książce Pawła Rojka. Jest to książka bardzo
interesująca, choćby ze względu na metodę,
którą autor wykorzystuje. Wielu socjologów,
między innymi Sergiusz Kowalski (1988,
1990, 2009) czy Paweł Śpiewak (2005),
używa metody swobodnej analizy treści, jej
rezultaty jednak czasem mogą budzić wątpliwości. Podobnie, gdy się czyta klasyczne
prace Teuna Van Dijka (1993), można mieć
wątpliwości, czy interpretacje, jakie się
w nich pojawiają, nie są przesadzone. Metody te nie dostarczają bowiem narzędzi, które mogłyby poddać kontroli uzyskane dzięki
nim rezultaty. Sam wielokrotnie korzystałem
z metody swobodnej analizy treści, ostatnio
w badaniu Radia Maryja (Krzemiński 2009),
i zawsze miałem problem ze znalezieniem
jakichś mechanizmów obiektywizujących
Sąd nad Semiotyką Solidarności
237
moje przeświadczenia i interpretacje. Starałem się odwoływać do socjologii humanistycznej, żeby uruchamiać samoświadomość i samokontrolę przy analizie. Paweł
Rojek zastosował jednak coś o wiele ciekawszego. W jego książce zaskoczyło mnie
i zachwyciło właśnie to, że znalazł pewien
sposób na narzucenie sobie ograniczeń
badawczych. Przyjęta przez niego metoda
wymaga zupełnie innego rodzaju dyskursu
naukowego, znacznie bardziej systematycznego i znacznie bardziej precyzyjnego,
niż w standardowej analizie treści. Jest to
niezwykle twórcza i interesująca metodologicznie praca.
Oczywiście zaproponowany przez Pawła
Rojka model niesie ze sobą pewne ograniczenia teoretyczne. Jak każdy model, redukuje on bogactwo treści, jest to jednak nieunikniona cena prostoty. W podobny sposób
upraszczały rzeczywistość sławne trójkąty
Claude’a Lévi-Straussa (2006). Sergiusz
Kowalski na pewno może się bronić przed
jego krytyką, wskazując, że jego koncepcja
została na siłę wciśnięta w ramy tego modelu, że nie mieści się w podziale na systemy
binarne i ternarne.
Książka Pawła Rojka jest też niezwykła dlatego, że odwołuje się chyba do całej
istniejącej literatury na temat Solidarności.
Co ciekawe, dyskurs naukowy na ten temat
w Polsce wcale nie jest taki bogaty, jest
wręcz zaskakująco ubogi, zwłaszcza jeśli
porównać Polskę z „produkcją” zagraniczną. Gdyby policzyć amerykańskie książki
o Solidarności, byłoby ich więcej niż polskich,
nie mówiąc już o książkach brytyjskich czy
francuskich. Widać na tym przykładzie, jak
dalece socjologia zanurzona jest w tkance
życia społecznego. Solidarność stanowiła
część życia wielu socjologów i jej badanie
wymagało od nich głębokiego przeorientowania intelektualnego, ale kiedy to nastąpiło
– pojawiły się całkowicie nowe doświadcze-
238
Sergiusz Kowalski, Ireneusz Krzemiński,
Michał Łuczewski, Tadeusz Szawiel
nia, tak drastyczne, że znowu wymagające
innego podejścia. Dlatego też rezultaty ich
prac są tak często niezadowalające, bo zanim myślowo się coś dopracowało, życie
przynosiło zaskakujące nowe wyzwania.
Bardzo się cieszę, że pojawiło się pokolenie,
które wykonuje pracę niedokończoną przez
pokolenie poprzednie. Okazuje się, że fenomen Solidarność wciąż stanowi niezwykle
interesujące wyzwanie poznawcze.
Sergiusz Kowalski: W obronie własnej i autora
Zostałem przez Pawła Rojka zaliczony do obozu tych, którzy twierdzili, że Solidarność była odzwierciedleniem Partii.
Miałem jakoby należeć do tej grupy, której
dobrze się żyło w czasach PRL i która z pogardą odnosiła się do Solidarności. Mam
wrażenie, że zostało mi to po prostu przez
autora wmówione. Kiedy czytałem rozdział,
w którym Paweł Rojek rekonstruuje słuszny − jego zdaniem − pogląd na Solidarność,
zgodnie z którym był to ruch wolnościowy,
demokratyczny i pluralistyczny, powołując
się między innymi na Ireneusza Krzemińskiego, Pawła Śpiewaka czy Timothy’ego
Gartona Asha, pomyślałem, że bardzo
chętnie znalazłbym się w gronie tych autorów. Solidarność była niewątpliwie wykwitem wolności, niebywałym ruchem wolnościowym i demokratycznym. Nie mam tu
żadnych wątpliwości. Nie sądzę, by to, co
pisali wspomniani autorzy, było sprzeczne
z moim punktem widzenia.
Paweł Rojek bardzo otwarcie przyznaje
w książce, że nie lubi perspektywy, którą
nazywa binarną. Zgodnie z tą perspektywą
rzeczywistość dzieli się rozłącznie i wyczerpująco na dwa wrogie obozy. Wydaje się
jednak, że sam interpretuje rzeczywistość
na sposób binarny. W swojej pracy podzielił on tych, którzy przed nim pisali o Soli-
darności, między innymi mnie i Ireneusza
Krzemińskiego, na dwa obozy – na tych,
którzy uważali dyskurs Solidarności za odzwierciedlenie, i na tych, którzy uważali go
Mam wrażenie, że zostało mi to
po prostu przez autora wmówione
za przekroczenie dyskursu Partii. W analizie poglądów innych autorów Paweł Rojek
zastosował więc najwyraźniej perspektywę
binarną, której tak nie lubi.
Pisząc swoją książkę, chciałem zinterpretować główny nurt solidarnościowego
myślenia. Nie dlatego, że jakoś szczególnie
interesują mnie związki zawodowe, ale dlatego, że okres legalnej działalności Solidarności był czymś zupełnie unikalnym. Było to
ogromne społeczne laboratorium, w którym
ludzie swobodnie podejmowali rozmaite decyzje. Dlatego chciałem się temu przyjrzeć.
Przeczytałem ogromne ilości gazetek solidarnościowych, oglądałem na własne oczy
I Zjazd Solidarności. Chciałem zrozumieć,
w jaki sposób myślą działacze.
Solidarność niesłychanie poruszyła
emocjonalnie socjologów, którzy powinni
przecież zachowywać chłodny dystans do
przedmiotu swoich badań. W tamtym czasie
przy jakiejś okazji Ireneusz Krzemiński powiedział, że przez Solidarność przemówił −
nie pamiętam już dokładnie − Duch Święty
albo wiecznotrwałe wartości, wobec czego
socjologowie powinni odnosić się do niej
z nabożeństwem. Mnie takie podejście wydawało się niestosowne. Pojawiła się we
mnie od razu chęć, by pogrzebać w tym
głębiej, by przyjrzeć się, jak to naprawdę
wyglądało. Okazało się, że w Solidarności
działy się bardzo różne rzeczy.
W Solidarności panował oczywiście
pluralizm. Trudno zresztą, by było inaczej,
skoro połączyła ona dziesięć milionów lu-
dzi, którzy mogli mówić i robić, co chcieli.
Zauważyłem jednak, że bardzo często ta
obserwowana różnica stanowisk budziła
wśród ludzi poważny niepokój. Sądzono, że
skoro wszyscy jesteśmy za wolnością, skoro
wszyscy jesteśmy Polakami, to nie powinniśmy mieć różnych poglądów. Pluralizm był
traktowany podejrzliwie i często go potępiano jako przejaw nieprawidłowości.
Chciałbym też bronić Pawła Rojka przed
pojawiającymi się w dyskusji zarzutami
z powodu obecnego w jego pracy wartościowania. Nie sądzę, że powinien nam wciąż
przyświecać ideał nauki wolnej od wartościowania. Przypomnę słowa Bronisława
Malinowskiego, które cytuję w swojej książce: „Nie do uniknięcia było, aby na mą pracę
terenową nie oddziaływały moje poglądy, zainteresowania, a nawet uprzedzenia. O wiele uczciwiej jest podać je tak, aby łatwiej je
było poznać i, o ile zajdzie potrzeba, przyjąć
częściowo lub całkiem wyeliminować. Drugi
sposób − to ukryć je zręcznie, jak tylko się
da” (Malinowski 1984: 458, 459). Otóż Paweł
Rojek nie ukrył swoich poglądów, zainteresowań, a nawet uprzedzeń, i to dobrze, tak
właśnie moim zdaniem trzeba robić. Pytanie brzmi, czy wartościowanie wpływa negatywnie na przeprowadzane analizy. Moim
zdaniem autor, mimo takich a nie innych
sympatii, rekonstruując nawet niesympatyczne mu poglądy postępował niezwykle
rzetelnie. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
Chciałbym podkreślić, że bardzo się cieszę, że ta książka powstała, i bardzo się
cieszę, że mogłem ją przeczytać. Jest to
książka napisana w sposób niesłychanie elegancki, mam na myśli nie tylko sposób wyrażania myśli, lecz także kompozycji pracy
i argumentacji. Jest też pięknie wydana, ma
streszczenia w dwóch językach, indeksy…
Rzadko w tej chwili widuje się tak porządnie
przygotowane książki.
Sąd nad Semiotyką Solidarności
239
Tadeusz Szawiel: Cztery uzupełnienia do analizy Pawła Rojka
To, że młodzi badacze coraz częściej sięgają do Solidarności, jest pewnym ewenementem. Niedawno ukazały się dwie poważne książki na ten temat − Pawła Rojka (2009)
i Elżbiety Ciżewskiej (2010). Są to prace tym
bardziej dla nas interesujące, że w dużej
mierze zajmują się autorami związanymi
z Instytutem Socjologii UW. W obu pracach
Solidarność była tylko pewnym
przejawem naszej bardziej podstawowej tożsamości
autorzy stosują do zjawiska Solidarności, co
warto podkreślić, narzędzia teoretyczne −
w książce Pawła Rojka jest to semiotyka kultury, w książce Elżbiety Ciżewskiej – tradycja republikańska. W pracach tych trochę mi
przeszkadzała wyraźna perspektywa wartościująca. Pozytywnie wartościowane jest
w nich − odpowiednio − myślenie ternarne
i wartości republikańskie. Nie jestem pewien,
czy wartościowanie to im w czymś przeszkadza, należy jednak zwrócić na nie uwagę.
Książka Pawła Rojka jest moim zdaniem
bardzo rzetelna i dobrze skonstruowana,
chciałbym jednak sformułować kilka uwag
krytycznych, wskazać kilka braków, które
można by uzupełnić.
Po pierwsze, przeszkadza mi w książce
brak kontekstu dziejowego. Ludzie, którzy
tworzyli Solidarność w 1980 i 1981 roku,
nie wzięli się znikąd. Choć Sierpień stworzyło młode pokolenie trzydziestolatków,
ich doświadczenie obejmowało nie tylko to,
z czym mieli okazję zapoznać się w szkole
czy w mediach. Wydaje mi się, że w ich formacji o wiele ważniejsze było to, co wynieśli
z domu, co słyszeli o wojnie, o wydarzeniach
z lat 1956, 1968 i 1976. Trzeba by to wziąć
pod uwagę, a nie tylko zapis dyskursu So-
240
Sergiusz Kowalski, Ireneusz Krzemiński,
Michał Łuczewski, Tadeusz Szawiel
lidarności. Wydaje mi się, że coraz częściej
izoluje się okres Solidarności, podczas gdy
moim zdaniem należy go widzieć w perspektywie historycznej. Wydaje mi się, że
Solidarność z lat 1980–1981 była tylko pewnym przejawem naszej bardziej podstawowej tożsamości. Z pewnością wymagałoby
to jakiegoś szerszego rozwinięcia.
Po drugie, w książce nie bierze się pod
uwagę, że dyskurs Solidarności powstawał
w sytuacji opresji i zagrożenia, co miało konsekwencje dla jego struktury To nie było tak,
że w Stoczni Gdańskiej trwał karnawał. Wszyscy podskórnie wyczuwali zagrożenie, mówiło
się o możliwym desancie wojska, o agenturze,
delegaci MKS przechodzili co jakiś czas weryfikację dokumentów. Także później, gdy zalegalizowano Solidarność, panowało poczucie
zagrożenia. Bez przerwy żyliśmy w poczuciu,
że pewnego dnia może nas obudzić ryk wojskowych samolotów lądujących na Okęciu.
Ten wątek także trzeba by rozpatrzyć.
Po trzecie, wydaje mi się, że analiza dyskursu powinna zostać uzupełniona przez
perspektywę działania. Solidarność to nie
był tylko dyskurs, chodziło przecież o działanie, o osiągniecie czegoś, ostatecznie −
o walkę. Wspólne działanie nie może się jednak opierać na pluralistycznych, niezgodnych
przekonaniach. Działanie wymaga jakiegoś
monizmu. Etos nie jest czymś, co zaprasza
do pluralizmu i tolerancji, w logice etosu leży
stawianie granic i narzucanie ograniczeń.
Tę perspektywę działania można by jakoś
wkomponować w ramy omawianej pracy, biorąc pod uwagę nie tylko dokumenty, lecz także
zapis debat. Istnieje prawie w całości zrekonstruowany zapis magnetofonowy dyskusji
z I Zjazdu Solidarności. Czytałem fragmenty
stenogramu, zrobiło na mnie wielkie wrażenie
to, jak wyglądały dyskusje nad poszczególnymi uchwałami, zwłaszcza tymi kluczowymi.
Po czwarte, sądzę, że nie należy − tak jak
robi to Paweł Rojek czy Sergiusz Kowalski −
potępiać binarnego dyskursu. Z teologicznego czy historycznego punktu widzenia
jest to konstrukcja, która ma niezmiernie
wielkie znaczenie. Na przykład proces sekularyzacji można ujmować w kategoriach
imitacji, odzwierciedlenia czy analogii. Carl
Schmitt (2000: 61) powiadał na przykład, że
pojęcie stanu wyjątkowego w państwie jest
analogonem pojęcia cudu w teologii. Wydaje
mi się, że pojęcie odzwierciedlenia, którego
używa Paweł Rojek, należałoby ująć szerzej,
nie tylko jako odzwierciedlenie, imitację czy
„sekularyzację” ideologii komunistycznej,
ale także pewnych starszych tradycji. Pojęcie binarnego odzwierciedlenia jest niezmiernie ważne w wyjaśnianiu dynamiki
przekształceń formacji kulturowych.
Michał Łuczewski: Czy teoria Pawła
Rojka jest progresywna?
Czytając pierwszy raz Semiotykę Solidarności Pawła Rojka, miałem poczucie, że to
świetna książka. A przede wszystkim – bardzo odważna. W książce widać chęć przedstawienia własnej perspektywy, a nie tylko
krycia się za autorytetami. Autor zbiera różne opinie na temat Solidarności i rozstrzyga,
które z nich są słuszne. Co ciekawe, okazuje
się, że rację ma Ireneusz Krzemiński, co tym
bardziej świadczy o odwadze autora. Ten
gest: ja wam teraz pokażę, czym była Solidarność, bardzo mi się podoba. Muszę jednak
wyznać, że przy kolejnej lekturze tej książki
miałem poczucie pewnej duszności. Chciałbym wytłumaczyć, z czego ono się brało.
Główna idea książki polega na zastosowaniu semiotycznej teorii kultury szkoły
tartusko-moskiewskiej do analizy fenomenu Solidarności. Spróbuję tutaj sprawdzić,
czy ta teoria Solidarności jest progresywna. Na czym polega progresywność teorii?
Po pierwsze, teoria progresywna integruje
różne inne teorie, po drugie − formułu-
je nowe pytania i − co za tym idzie − nowe
odpowiedzi, po trzecie − jest elastyczna, to
znaczy potrafi rozwiązywać pojawiające się
Przy kolejnej lekturze tej książki
miałem poczucie pewnej duszności
w niej anomalie. Przyjrzę się teraz jego teorii
z punktu widzenia tych kryteriów.
Nie ulega wątpliwości, że semiotyczna
teoria kultury znakomicie integruje różne
teorie Solidarności. Z jednej strony zawiera
ona teorię Jadwigi Staniszkis, wedle której
Solidarność była odbiciem systemu komunistycznego, z drugiej zaś strony opiera się na
teorii Ireneusza Krzemińskiego, który widział
Solidarność jako przekroczenie ideologicznego dyskursu Partii. W teorii tej można też
ująć stanowiska Sergiusza Kowalskiego, Andrzeja Walickiego, Zbigniewa Stawrowskiego,
Elżbiety Ciżewskiej (cytowana jest jeszcze
z maszynopisu) i właściwie wszystkich innych
możliwych do pomyślenia autorów. Teoria ta
pozwala także na zintegrowanie różnych teorii nowomowy. Pojawia się tu Alain Besançon,
Michał Głowiński i wielu innych. Wreszcie, pomaga usystematyzować rozmaite teorie realnego socjalizmu. Cytowani przez Pawła Rojka
autorzy nigdy dotąd nie spotkali się na kartach
jednej książki. To olbrzymia zaleta tej pracy.
Po drugie, teoria ta pozwala zadawać
nowe pytania i udzielać nowych odpowiedzi. To, co Jadwiga Staniszkis czy Ireneusz
Krzemiński traktowali jako fakt, czyli to, że
Solidarność była albo dyskursem binarnym,
albo ternarnym, autor traktuje jako problem.
Nie jest to jego punkt wyjścia, lecz dojścia.
Odpowiedzi udzielone na nowe pytania wydają się jednak dość płytkie. Źródłem
problemów jest, moim zdaniem, to, że teza
o odzwierciedleniu ma charakter heterogeniczny. Z jednej strony jest to teza opisowa,
wskazuje bowiem na pewne cechy dyskursu
Sąd nad Semiotyką Solidarności
241
Partii i Solidarności. Z drugiej jednak strony,
ma ona charakter wyjaśniający, powiada bowiem, że cechy dyskursu Solidarności stanowiły odbicie cech dyskursu komunistycznego. Wydaje mi się to trudne do połączenia,
ponieważ z punktu widzenia metodologii opis
i wyjaśnienie są bardzo różnymi operacjami.
Co gorsza, Paweł Rojek skupia się na
opisowej warstwie tezy o odzwierciedleniu, pomijając w zasadzie wyjaśnienie, które
jest najcenniejsze dla analizy socjologicznej.
W konsekwencji jego teoria zajmuje się wyłącznie dyskursem, ignorując na przykład sto-
Solidarność nie była ruchem
społecznym, lecz jakąś machiną produkującą teksty
sunki władzy. Rezygnując z analizy związków
dyskursu z rzeczywistością społeczną, nie
może jednak wyjaśnić tego dyskursu. Analizujemy dyskurs binarny czy dyskurs ternarny, ale nie wiemy, skąd one się wzięły. Książka
Pawła Rojka sprawia wrażenie, jak gdyby Solidarność nie była ruchem społecznym, lecz
jakąś machiną produkującą teksty. Gdy czyta
się tę książkę, łatwo zapomnieć, że ruch ten
tworzyli żywi ludzie, którym o coś chodziło.
Brak perspektywy wyjaśnienia powoduje, że nawet opisowe kategorie, którymi
posługuje się Paweł Rojek, wydają się wadliwe. Choć analiza dyskursu jest rzetelna,
to znaczy każdy z nas, gdyby badał oficjalne
dokumenty Partii i Solidarności, doszedłby do podobnych wniosków, to nie jest trafna, ponieważ ignoruje ich funkcjonowanie
w kontekście społecznym. Analiza tego
kontekstu doprowadziłaby do ujawnienia
strategicznych funkcji oficjalnego dyskursu Solidarności. Można uznać, że dyskurs
binarny pojawia się wtedy, gdy ludzie znajdują się poza systemem, i stanowi narzędzie
mobilizacji ruchu społecznego. Nie da się
mobilizować ludzi, wzywając ich do zgody
242
Sergiusz Kowalski, Ireneusz Krzemiński,
Michał Łuczewski, Tadeusz Szawiel
i dyskusji. Trzeba mówić językiem moralnym,
wskazywać konkretne cele. Dyskurs binarny
można więc uznać za dyskurs mobilizacji ruchu społecznego. Użycie dyskursu ternarnego
wskazuje natomiast, że ruch wszedł w fazę
negocjacji. Teraz jest czas na analizę rozmaitych punktów widzenia i dochodzenie do zgody. Ponieważ Paweł Rojek nie oferuje nam tego
typu perspektywy wyjaśniającej, otrzymujemy
opis statyczny Solidarności, a nie dynamiczny.
To paradoks, bo – jak podkreśla autor – semiotyka kultury zwracała bardzo dużą uwagę
na dynamikę. Okazuje się więc, że choć w jego
teorii pojawiają się nowe pytania i odpowiedzi,
nie sięgają one w głąb rzeczywistości.
I wreszcie trzecia kwestia. Wydaje się, że
teoria Pawła Rojka nie radzi sobie z anomaliami. Jest to związane, jak myślę, z wyraźnym impulsem moralnym, który stoi u początku jego rozważań. Jak każdy dobry socjolog stara się on zamienić własne wartości na
język obiektywnej teorii naukowej. W tym wypadku operacja ta nie została dokonana bez
śladu. Zupełnie niepotrzebnie autor wartościuje dyskurs binarny (zły) i ternarny (dobry).
Zamiast opisać grę, w którą grają Jadwiga
Staniszkis (krytykując Solidarność) i Ireneusz Krzemiński (chwaląc Solidarność), sam
zaczyna w niej uczestniczyć. Widać to dobrze
na jednym przykładzie. Praca Pawła Rojka to
jedyna książka o Solidarności, w której mowa
jest o Antychryście. I to dwukrotnie! (Rojek 2009: 39, 51). Kiedy jednak sięgniemy
do Krótkiej opowieści o Antychryście Włodzimierza Sołowjowa, okaże się, że Antychryst
jest urodzonym ternarystą. Z każdym rozmawia, każdemu przyznaje rację, akceptuje pluralizm (Sołowjow 1988: 121–150; Biffi 2008).
Być może więc nie jest tak, że ternarność zawsze jest dobra, skoro Antychryst będzie się
posługiwał dyskursem ternarnym.
Ten początkowy moralny impuls kładzie
się cieniem na teorię, sprawiając, że autor
nie dostrzega faktów, które mogłyby zmody-
fikować jego ustalenia. W konsekwencji jego
teoria staje się niewywrotna. Jest czymś zaskakującym, że tak długo udaje mu się utrzymać spójny dyskurs o tak niespójnym zjawisku, jak Solidarność. Dzieje się tak dzięki kilku
arbitralnym zabiegom. Zastanawiając się nad
sprzecznościami w systemie komunistycznym, autor stwierdza, że najważniejsze były
sprzeczności ideologiczne. Nie dowiadujemy
się jednak, dlaczego były najważniejsze. Autor
z góry zaznacza, że zajmuje się tylko tekstami.
Dlaczego jednak nie mielibyśmy zajmować się
także kontekstem? Dalej Paweł Rojek zamienia wartości w procedury, dzięki czemu może
rozumieć Solidarność proceduralnie, a nie
jako etos. Być może wartości są także procedurami, nie znaczy to jednak, że przestają być
wartościami. Każdy odmienny punkt widzenia autor stara się zasymilować, przez co nie
potrafi dostrzec ograniczeń własnego ujęcia.
Widać to szczególnie na przykładzie użytku,
jaki czyni z prac Zbigniewa Stawrowskiego
i Elżbiety Ciżewskiej. Nie traktuje ich jako odrębnych perspektyw badawczych, lecz zasysa
je niejako do wewnątrz. W książce jest jeszcze
więcej podobnych zabiegów, które pozwalają
na utrzymanie jej głównych tez.
Mimo olbrzymiej wartości jego książki, Pawłowi Rojkowi nie udało się stworzyć
w pełni progresywnej teorii. Paradoks polega
na tym, że w ostatecznym rachunku jego teoria okazała się binarna. I tak autor podzielił
uniwersum teorii Solidarności na dwa roz-
Na samym końcu teoria Rojka
ulega anihilacji
łączne zbiory: teoria może być albo binarna,
albo ternarna, tertium non datur. Dalej, autor
teorie ternarne uznał za właściwe, a binarne za niewłaściwe. Wreszcie, przez użycie
szeregu strategii stworzył on „perspektywę
wewnętrzną”, by nie rzec – dogmatyczną,
gdyż nieprawdopodobne wydaje się, by jakieś dane empiryczne mogły zmodyfikować
czy sfalsyfikować jego teorię. W ten sposób
Semiotyka Solidarności stała się ciekawym
przypadkiem samoobalającej się książki. To
jednak, że na samym końcu teoria Rojka ulega anihilacji, nie przekreśla jej wielkiej wartości. Bez wątpienia będzie ona stanowić dla
polskiej humanistyki ważny punkt odniesienia, a dla nas wszystkich – nieustanne intelektualne wyzwanie.
Przypisy:
1. W dyskusji głos zabrali także Andrzej Waśkiewicz, Adam Milczarek, Joanna Wawrzyniak,
Tomasz Maślanka, Mikołaj Cześnik i NN. Tekst Michała Łuczewskiego zawiera także fragment
wypowiedzi z dyskusji nad czterema nowymi książkami o Solidarności (Rojek 2009; Ciżewska
2010; Stawrowski 2010; Krzemiński 2010), która odbyła się 2 grudnia 2010 roku na Seminarium
Zakładu Metodologii IS UW. Tego dnia o Semiotyce Solidarności wypowiadali się także Mirosława Grabowska i Jakub Motrenko. Dziękujemy dr. Tadeuszowi Szawielowi za udostępnienie
nagrań tych dyskusji. Tytuły, skróty i przypisy pochodzą od redakcji.
Co dalej?
Paweł Rojek nie pozostaje dłużny. Obok odpowiada na najważniejsze zarzuty, a w Kompressjach recenzuje książkę Ireneusza Krzemińskiego.
243