Kooperacja czy korporacja? Spółdzielczość spożywców Romualda
Transkrypt
Kooperacja czy korporacja? Spółdzielczość spożywców Romualda
Kooperacja czy korporacja? Spółdzielczość spożywców Romualda Mielczarskiego K r z ys z t o f Wo ł o d ź ko J edną z największych białych plam historii polskiej myśli są dzieje rodzimej spółdzielczości. Różnorodny ruch samoorganizacji i samopomocy rozwijał się wśród Polaków i w Polsce od wieku dziewiętnastego aż po kres II RP. Dziś stanowi mocno niedoceniony, nieznany i ignorowany aspekt naszego życia narodowego, społecznego i państwotwórczego, kultury materialnej i duchowej. Co istotne, wiele nurtów polskiej spółdzielczości stanowi znakomitą lekcję, jaką przeszłość dać może przyszłości – także gdy pytamy o zasady i cele życia społeczno-gospodarczego, gdy postrzegamy ekonomię jako część działalności społecznej ugruntowanej na etyce, gdzie priorytetem nie jest zysk sam w sobie, ale głębiej i szerzej widziane dobro wspólnot ludzkich, niewykluczające jednak stricte materialnych korzyści. Głównym powodem, dla którego ruch spółdzielczy został wyrugowany z naszej myśli i z życia społecznego, a w III RP odrodził się często w formie patologicznej albo dysfunkcyjnej, był okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. „Grzech pierworodny” takiego stanu rzeczy ilustruje wymowny cytat z Zarysu historii polskiego ruchu spółdziel- czego Władysława Rusińskiego: „Komunistyczna Partia Robotnicza Polski widziała w spółdzielczości przede wszystkim teren pracy propagandowo-politycznej. Jej stanowisko wobec ruchu spółdzielczego zostało sformułowane szerzej w broszurze Zadania kooperatyw w chwili obecnej wydanej pod koniec 1919 roku. Podkreśla ona, że robotniczy ruch spółdzielczy – przy zachowaniu autonomii w wewnętrznych sprawach gospodarczych – powinien być ściśle podporządkowany dyrektywom i taktyce partii komunistycznej. Natomiast ostro występowano w broszurze przeciw pozostałym kierunkom spółdzielczym (łącznie z neutralną spółdzielczością spożywców), zarzucając im drobnomieszczański oportunizm i działanie na szkodę rewolucyjnego ruchu robotniczego” (Rusiński 1980: 239). Widać tu jak na dłoni residua doktryn i praktyk, które stanowić będą mniej lub bardziej doskonałe wcielenie w życie sowieckich ideałów, odwzorowywanych na gruncie PRL. Znamienne są losy przedwojennej spółdzielni „Społem”, której dyrektorem przez lata był Romuald Mielczarski, wcześniej działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, jeden z liderów rodzimej spółdzielczości czasów Pressje 2012, teka 29 163 międzywojnia. Jak zauważa Remigiusz Okraska w posłowiu do wydanego niedawno wyboru pism Mielczarskiego (2010): „Wojna, a następnie dokonane przez komunistów całkowite wypaczenie ideałów «Społem», poprzez de facto upaństwowienie spółdzielczości spożywców i wyrugowanie z niej demokracji, zniszczyły to wielkie dzieło. W żadnej jednak mierze nie podważyły, a wręcz dobitnie potwierdziły słuszność poglądów Mielczarskiego na temat tego, jak powinien działać i jakim celom służyć ruch kooperatywny oraz na jakich zasadach musi być oparta autentyczna współwłasność społeczna” (Okraska 2010: 163). Postać Mielczarskiego jest zapoznana – niesłusznie. Stąd on właśnie będzie głównym bohaterem tekstu. Ukażę go najpierw jako człowieka czynu, następnie przejdę do omówienia przyświecających mu spółdzielczych idei społeczno-gospodarczych. A kto to był Mielczarski? Adam Mielczarski urodził się 5 lutego 1871 roku w Bełchatowie. W roku 1896 ukończył z wyróżnieniem studia ekonomiczne w prestiżowym Instytucie Handlowym w Antwerpii. Był już wówczas aktywnym działaczem i publicystą socjalistycznym, jego „patriotyzm i akcentowanie haseł niepodległościowych współgrały z marksowskimi teoriami ekonomicznymi. […] Reprezentował nurt reformistyczny w socjalizmie, głosząc, że droga przeobrażeń prowadzi przez zakładanie robotniczych partii politycznych, które na drodze parlamentarnej winny stopniowo wprowadzać rozwiązania korzystne dla klasy pracującej – ustrojowe, socjalne, dotyczące praw obywatelskich itd.” (Okraska 2010: 122). Po wielu perturbacjach i zawieruchach, osobistych i dziejowych, w tym po ośmiomiesięcznym więzieniu w Rosji za niepodległościową działalność na emigracji, Mielczarski 164 Krzysztof Wołodźko w 1905 roku przybył do Warszawy. Zgłosił swój akces do powstałego z inicjatywy Edwarda Abramowskiego Towarzystwa Kooperatystów, działającego w ramach Związku Towarzystw Samopomocy Społecznej. ZTSS reprezentował bardzo żywy wówczas nurt Przełomowy okazał się import śledzi ze Szkocji „kulturalników”, „społeczników”, którzy przez samopomoc, samoorganizację, szeroko pojmowaną działalność społeczno-kulturalną chcieli odnowić i ożywić życie społeczne Polaków, kładąc tym samym zręby pod wyobrażony i spodziewany demokratyczny, prospołeczny ustrój przyszłej Rzeczpospolitej. W 1911 roku powstał Warszawski Związek Stowarzyszeń Spożywczych. Mielczarski został jednym z jego dyrektorów. Związek rozwijał się prężnie. Spółdzielcy „jako pierwsi sprowadzili do Polski sól z terenów Rosji z pominięciem kartelu prywatnych handlarzy tym produktem, dyktujących wówczas ceny. Podobnie przełomowy okazał się import śledzi ze Szkocji (okazały się najtańsze na polskim rynku), dotąd zmonopolizowany w rękach prywatnych kupców żydowskich. Wkrótce z pominięciem prywatnych hurtowni, tym razem głównie niemieckich, zaczęto sprowadzać towary kolonialne” (Okraska 2010: 137). Mielczarski jeździł po Europie, zachęcając potencjalnych producentów do współpracy. W 1919 roku WZSS przemianowano na Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców. Już pierwsze lata przyniosły kooperatywie znaczny wzrost na przeróżnych polach aktywności społeczno-gospodarczej, w tym produkcyjnej. Latem 1919 roku ZPSS stał się członkiem Międzynarodowego Związku Spółdzielczego, a dwa lata później Mielczarski wszedł w skład władz MZS. Jednak działalność spółdzielcza i społeczna nie sprowa- dzały się dla niego do kwestii ekonomicznych − choć kładł ogromny nacisk na efektywność na tym polu − czy organizacyjnych. Jako jeden z liderów prac nad ustawą o spółdzielczości, „zgodnie z tradycjami swego nurtu spółdzielczego, akcentował konieczność zapisania w prawie, że jednym z celów tego rodzaju aktywności są, oprócz gospodarczych, także kulturalne i moralne, m.in. rozwój etyczny członków spółdzielni” (Okraska 2010: 152). W II Rzeczpospolitej Mielczarski dążył przede wszystkim do konsolidacji i wzmocnienia spółdzielni spożywców. Było to o tyle utrudnione, że także na tym polu toczyły się w międzywojniu boje ideowe i społeczno-gospodarcze czy wręcz ustrojowe. Z jednej strony, w Wielkopolsce powstała inspirowana przez endecję Hurtownia Spółek Spożywczych, której celem była walka z handlem niemieckim i żydowskim. Z drugiej, w maju 1919 roku powstał „klasowy” Związek Robotniczy Stowarzyszeń Spółdzielczych, stworzony na bazie stowarzyszeń socjalistycznych, które uważały działalność ZPSS za „burżuazyjną”. ZRSS okazał się jednak ekonomicznie niezbyt udanym eksperymentem, także ze względu na dające tam o sobie znać partyjniactwo i przejawy doktrynerstwa. Co interesujące, oskarżany o „burżuazyjny charakter” ZPSS był faktyczną „rzeczpospolitą spółdzielczą”, osadzoną w antykapitalistycznym, socjalistycznym etosie. Słabość konkurencyjnego ZRSS przyczyniła się do ostatecznego zwycięstwa Mielczarskiego. W kwietniu 1925 roku pod jego egidą powstał Związek Spółdzielni Spożywców Rzeczpospolitej Polskiej, który do historii przeszedł jako „Społem”. W jego skład weszły m.in. ZPSS i ZRSS (przejęto także resztki poendeckiej spółdzielni, która wcześniej prozaicznie zbankrutowała). Ostatecznie „powstała ogromna, prężna instytucja, zrzeszająca ponad 850 stowarzyszeń i 550 tys. członków, dysponująca 1670 sklepami i 200 różnej wielkości zakładami i warsztatami produkcyjnymi” (Okraska 2010: 162). Niestety, 30 marca 1926 roku Mielczarski zmarł nagle, w trakcie pracy, wskutek niewydolności serca. „Społem” przetrwało jednak czas wielkiego kryzysu i do początku II wojny światowej mogło się szczycić nieustannym rozwojem bazy członkowskiej, nowymi rodzajami produkcji i dystrybucji, wzrastającym obrotem handlowym, wciąż propagując spółdzielcze ideały (Okraska 2010: 163). Poza logikę kapitalizmu Czas przyjrzeć się poglądom Mielczarskiego. Antykapitalistyczne zasady kooperatywy operującej innymi kryteriami „elementarnego dobra” niż zysk prywatny, zysk finansowy jednostek czy korporacji uchodzą obecnie za herezję. Dziś nawet katolickie intuicje i zasady społeczno-gospodarcze poddane są w Polsce przemożnemu prymatowi „etyki finansowego zysku”, etyki kapitalistycznego egoizmu i amoralnej konkurencji, chrzczonej i łagodzonej co najwyżej różnorodnymi formami „etyki biznesu” i działalności charytatywnej. Jednak logika systemu pozostaje bez zmian, ponieważ jej filozofia i praxis narzucają swą istotową bezalternatywność. Tradycje polskiej spółdzielczości, myśl i działalność Mielczarskiego zadają tej bezalternatywności kłam. Jak wyjść poza logikę kapitalizmu? Czy jedyną formą jego pokonania jest przewrót polityczny, rewolucja społeczna? Zdaniem Mielczarskiego nie jest to konieczne: można działać na rzecz głębokiej zmiany, korzystając z narzędzi, jakie stwarza i jakich używa właśnie kapitalizm. Kwestie te rozważał w tekście z 1917 roku Cel i zadania stowarzyszenia spożywców. „Podstawową niesprawiedliwością ustroju kapitalistycznego – pisał – jest to, że zysk, czyli nieopłacona praca Kooperacja czy korporacja? 165 robocza, zamiast do ogółu dostaje się do rąk prywatnych i staje się źródłem gospodarczego panowania jednych nad drugimi. Nieopłacona praca robocza, wcielona przeważnie w narzędzia pracy i w mniejszej części w artykuły spożycia, zamiast stawać się kapitałem społecznym, staje się kapitałem prywatnym, który panuje nad pracownikiem” (Mielczarski 2010: 19). Co istotne, Mielczarski do robotni- To może się wydać bliskie niejednemu autorowi i czytelnikowi „Pressji” ków zaliczał nie tylko pracowników fabrycznych, ale także drobnych rolników i rzemieślników, a także − co może się wydać bliskie niejednemu autorowi i czytelnikowi „Pressji” − „proletariat umysłowy”. Piętą achillesową kapitalizmu ma być sprzedaż: „kapitalizm pracuje dla zysku, zysk powstaje przy wytwarzaniu, ale zrealizować zysk można tylko przez sprzedaż” (tamże: 20). Kooperatywa spożywców, ale – jak można suponować – nie tylko ona, musi zatem w pierwszym rzędzie przechwycić ten element kapitalistycznych relacji społeczno-gospodarczych, by pójść dalej: „zorganizować spożywców, aby ująć w swe ręce wymianę i produkcję i tym sposobem interes prywatny podporządkować interesom publicznym, stanowi istotny cel i istotne zadania kooperatywy spożywców. […] Kooperacja nie odkłada przebudowy społecznej do czasów przyszłych i nie uzależnia jej od jakiegoś przewrotu […] Kooperatyści […] tworzą to nowe życie dziś, teraz” (tamże: 21). Trzeba jednak zwrócić uwagę na bardzo istotną kwestię: horyzont Mielczarskiego nie obejmuje jedynie spraw ekonomicznych. Wyjście poza logikę kapitalizmu ma wyższy cel społeczny i etyczny. Owszem, kooperatywa musi być racjonalna ekonomicznie i przynosić wymierne korzyści finansowe – inaczej okaże się mrzonką, zbankrutuje. Jak zazna- 166 Krzysztof Wołodźko cza Mielczarski: „każda dobrze zorganizowana […] kooperatywa musi dać nadwyżkę. Ta nadwyżka w innych warunkach, jako zysk, przypadłaby prywatnemu kupcowi i zasiliłaby kapitalizm, przez kooperatywę zaś dostaje się do rąk zorganizowanych spożywców. Im większa jest kooperatywa i im wszechstronniejsza jej działalność, tym większa część zysku, który zasilała prywatny, kapitalistyczny handel, dostaje się spożywcom. […] W kooperatywie niezorganizowany dotychczas tłum, zapoznając się z koniecznościami gospodarczymi, uczy się praktykować solidarność, poczyna rozumieć, należycie ocenić, więcej, kochać wspólne dobro. Kooperatywa jest też szkołą, w której kształcą się i dojrzewają talenty administracyjne, techniczne i organizatorskie” (tamże: 21, 23). Mamy tu zatem bardzo radykalny, a równocześnie „nierewolucyjny” sposób transformacji społecznej, przejścia od uprzedmiotowienia do podmiotowości obywatelskiej, społecznej, a także narodowej. To jest ta niewymierna finansowo wieloaspektowa wartość, w której kapitalizm nie był, nie jest i zapewne nigdy nie będzie zdolny partycypować na mocy własnych założeń i interesów. Mielczarski odwołuje się do pojęć, które kilkadziesiąt lat później zostaną tragicznie skompromitowane: mówi o kooperatywie spożywców jako dźwigni wyzwolenia klas pracujących. Widzi w kooperatywie wielką szkołę samorządu i solidarności. Kwestie, które teraz poruszę, będą nader czytelne dla każdego, kto choć cząstkowo zna inteligenckie doktryny końca XIX i początku XX wieku, na czele z przenikającymi do myśli polskiej ideami rosyjskiego narodnictwa. „Mamy w naszym ruchu garść inteligencji – stwierdza Mielczarski – która z prawdziwym poświęceniem i zapałem pracuje dla sprawy. […] Oto mamy kooperatywę, która dzięki poświęceniu i pracy inteligenta zdaje się bujnie rozwijać i zdobywa sobie nawet rozgłos w bliższej i dalszej okolicy, ale zabrakło inte- ligenta i cała budowa rozsypuje się w proch. Źródła tego smutnego zjawiska upatrywać musimy w zapoznaniu przez wielu inteligentów właściwego charakteru naszego ruchu. Kooperacja to organizująca się gospodarczo demokracja. Praca w kooperatywie to nie praca nad ludem czy dla ludu, a praca samego ludu” (Mielczarski 2010: 27, podkreśl. moje − K. W.). Inteligencja ma być nauczycielem, który jednak ma wychowywać ucznia do samowystarczalności, dojrzałości i we właściwym momencie usunąć się w cień – inaczej jego praca pójdzie na marne, a on sam w najlepszym razie ujrzy swe dzieło zmarnotrawione, a w najgorszym wypadku stanie się kimś w rodzaju demiurga, despotycznego albo wiecznie rozczarowanego swoimi dziećmi ojca. Myślę, że także najnowsza historia dostarcza nam niechlubnych przykładów tego typu sytuacji. Tu potrzebne będzie jeszcze jedno nawiązanie historyczne. Mielczarski miał znaczną świadomość dziejowego znaczenia kapitalizmu, w tym jego cech pozytywnych. Twórca „Społem” traktował spółdzielczość nie jako powrót do stosunków przedkapitalistycznych, jak to się czasem zdarzało na gruncie naiwnych koncepcji socjalistycznych, ale możliwe przejście do systemu bardziej korzystnego dla różnorakich społeczności. Rozumiał swoją działalność jako wcielenie w życie i rozwój na gruncie polskim idei wypracowanych wcześniej w Anglii, a znanych jako ruch roczdelski. W 1844 roku w przemysłowym mieście Rochdale (północna Anglia) powstało Roczdelskie Stowarzyszenie Sprawiedliwych Pionierów. Jego twórcami było dwudziestu ośmiu robotników, w większości tkaczy, którzy szukali dla siebie bardziej korzystnych warunków w ówczesnym systemie wyzysku (wysokie ceny, zła jakość towarów, powszechne fałszowanie wag przez kupców, wymuszanie sprzedaży na kredyt). Dzięki znakomitej organizacji i klarownym zasadom współpracy spółdzielczość roczdelska odniosła sukces. „Zadziwiające jest wizjonerstwo tych prostych ludzi, jakimi byli roczdelscy tkacze – pisze Adam Piechowski – okazali się oni nie tylko prekursorami spółdzielczości spożywców, ale i ruchów odpowiedzialnego biznesu, sprawiedliwego handlu, równouprawnienia płci, przejrzystości zarządzania, a nawet zdrowej żywności” (Piechowski 2010: 9). Ten właśnie ruch stworzył ściśle się dopełniające etyczne i praktyczne zasady ważnej dla Mielczarskiego gałęzi gospodarki spółdzielczej. Solidaryzm spółdzielczy miał budować mosty ponad antagonizmami klasowymi wyrosłymi w świecie kapitalizmu. Piechowski uznaje, że roczdelski model społeczno-gospodarczy ma prowadzić do ewo- Roczdelskie Stowarzyszenie Sprawiedliwych Pionierów lucyjnej przemiany kapitalizmu: „byłoby to nie tyle obalenie siłą, ile raczej «wykupienie» kapitalizmu przez formacje spółdzielcze” (tamże: 13). Na gruncie polskim historia ta została brutalnie przerwana w 1939 roku, ale nie można wykluczyć, że wróci kiedyś w nowych formach, dostosowanych do obecnych realiów. Pierwszym tego warunkiem jest jednak jej elementarna znajomość i funkcjonowanie w obiegu naszej myśli społeczno-gospodarczej. Bezalternatywność jest pozorna. Czekając na nową Polskę Ludową Czytelnik pism Mielczarskiego nie znajdzie w nich wielu wzniosłych myśli i szlachetnych uwag bądź to o naturze ludzkiej, bądź o świetlanej przyszłości spółdzielczości. Są to niejednokrotnie pisma drobiazgowo analityczne, skrupulatnie handlowe, skupione na praktycznym wymiarze działalności spółdzielni, ich najbardziej banalnych porażkach i sukcesach. Ale ten właśnie Kooperacja czy korporacja? 167 człowiek, a nie złotouści wizjonerzy, tworzył nie tylko podwaliny, ale także potężny gmach międzywojennej polskiej spółdzielczości. Miał przy tym głęboko sięgającą Bardziej od wody i powietrza potrzebna nam jest niezależna Rzeczpospolita Ludowa na ziemiach polskich świadomość swoich ideowych źródeł i socjalistycznych korzeni budowanej przez siebie spółdzielczości spożywców. Pragmatyzm prowadził Mielczarskiego do ciekawego i arcypożytecznego spostrzeżenia: „Ustrój idealny, sprawiedliwy, nie zatryumfuje na stałe nigdy, jeżeli nie będzie gospodarczo celowy. Możemy się jak najostrzej buntować przeciwko takiemu biegowi rzeczy, samego tego biegu zmienić nie potrafimy. Jeżeli więc pragniemy, aby kooperacja tryumfowała, musimy kooperatywom nadać taką organizację i przyswoić im takie cechy, które by im pozwalały zaspokajać potrzeby ludzi lepiej i taniej niż kapitalizm” (Mielczarski 2010: 45). Podkreślam szczególnie mocno ten rys w myśli i działaniu Mielczarskiego, stanowi on bowiem najsilniejszy i potwierdzony praktycznie kontrargument dla sceptyków, cyników, ignorantów i arogantów dowodzących, że „taniej i lepiej” niż w kapitalizmie nie można, że wszystko inne, co nie opiera się na „koniecznym wyzysku”, „wolnym rynku” i prywatnej własności, jest nieefektywne, utopijne i szkodliwe. Były jednak takie chwile, gdy Mielczarski ze skrupulatnego, pragmatycznego technokraty przemieniał się w człowieka dalekosiężnych wizji i marzeń. Tak było, gdy marzył o wolnej Polsce. W roku 1917 pisał: „Dla normalnego rozwoju naszego ruchu niezbędne […] są nam jak najszersze swobody obywatelskie, zupełna wolność prasy, zebrań, zgromadzeń i zrzeszeń, jak najszersza demokra- 168 Krzysztof Wołodźko tyzacja wszelkich urządzeń państwowych i administracyjnych, jak najszerszy udział ludu w życiu publicznym. Wszystkie jednak swobody polityczne nie są fikcją tylko wtedy, gdy naród sam sobą rządzi. Istotną gwarancją swobód jest niepodległa ojczyzna. Ojczyzna ta sięga tak daleko, jak szeroko rozsiadł się, pracuje i cieszy się życiem lud polski. Jako kooperatyści nie umiemy sięgać po cudze, ale swego bronić będziemy z zawziętością i uporem. I dlatego też, gdy nadejdzie chwila, w której nas zapytają o nasze aspiracje, powiemy jasno i dobitnie: bardziej od wody i powietrza potrzebna nam jest niezależna Rzeczpospolita Ludowa na ziemiach polskich” (Mielczarski 2010: 28). Spółdzielczość miała zatem być jednym z fundamentów ustrojowych wskrzeszonego państwa polskiego, w którego życiu miały szeroko partycypować masy ludowe. Jakkolwiek cel ten nie został nigdy w zupełności zrealizowany, rozwój „Społem” był dowodem na pożyteczność, żywotność i perspektywiczność kooperatyw. W 1906 roku − rok po rewolucji, która szeroko rozlała się także na ziemiach polskich! − Mielczarski pisał: „Nie masz jedynego środka przeciwko nędzy i wadliwościom ustroju społecznego! I choć słyszymy głosy, że w chwili obecnej wszystko inne, aniżeli walka, oczekiwanie reform z góry, powinno zejść na bok – za obowiązek sobie poczytujemy podjąć pracę w innym kierunku […]. Tą inną drogą […] dla dobra publicznego jest zrzeszanie się ludzi dla celów zbiorowej samopomocy, dla celów kooperacji. […] Gdy pierwszą drogę nazwaliśmy drogą żądań, walki, nieraz połączonej z szerzeniem nienawiści, druga droga jest drogą zabiegów twórczych, rozwijających ducha niezależności i solidarności bez zacieśniania jej do granic partyjnych czy klasowych. I dlatego właśnie działalność kooperacyjna nazywa się szkołą solidarności i uczuć obywatelskich” (Mielczarski 2010: 57−58). A w 1918 roku stwierdzał: „W parze z […] energiczną pracą gospodarczą, która zmieni oblicze Polski, pójdzie praca spółdzielczego wychowania szerokich mas. Stowarzyszenia nasze staną się ogniskami oświaty, gdzie szerokie masy rozszerzą swój widnokrąg umysłowy i nauczą się wspólnie gospoda- Duch romantyczny i chrześcijański łączy się tu z ideałami niepodległościowej lewicy rować. Bezmyślne samolubstwo, upatrujące własnego szczęścia w krzywdzie sąsiada, ustąpi miejsca uspołecznionemu egoizmowi, rozumiejącemu, że «w szczęściu wszystkiego są wszystkich cele». Wychowamy nowy typ człowieka, prawdziwego Europejczyka, kochającego twórczość, wiedzę i wspólne dobro, dalekiego od wszelkiego fanatyzmu, tolerancyjnego wobec przekonań cudzych, bo szanującego swe własne, wrażliwego na hasła wolności, równości i braterstwa. […] Czy zadaniu temu sprostamy? Sprostamy, jeżeli zamiast lękać się trudów, z żywą radością weźmiemy się do pracy w nieomylnym prze- konaniu, że na tej drodze tworzymy wielką i potężną Polskę ludową, wielką bogactwem kultury, potężną zamożnością i uspołecznieniem ludu” (Mielczarski 2010: 64−65). „W szczęściu wszystkiego są wszystkich cele” – ten cytat z Mickiewicza wiele mówi, szczególnie tym, którzy z uwagą czytali mesjanistyczną tekę „Pressji”. Duch romantyczny i chrześcijański łączy się tu w głębokich założeniach z ideałami polskiej niepodległościowej lewicy. Zacytowany wyżej wers z Ody do radości był zresztą często przywoływany przez polskich spółdzielców, przez wiele lat zdobił winietę spółdzielczego pisma „Społem!”. Kooperacja czy korporacja? Można dziś zadać pytanie, przypatrując się teraźniejszości i przyglądając się dziedzictwu Mielczarskiego. Jeśli o mnie idzie, wybieram kooperację, spółdzielczość przeciw neoliberalizmowi i jego licznym odmianom, pisma twórcy „Społem” zamiast czytanek z „Najwyższego Czasu”. I mocno wierzę w to, że ten świat, nasz świat, doczeka w końcu spełnienia marzeń o Polsce ludowej, zdecydowanie innej od PRL. Co dalej? Bardzo nam się podoba to łączenie mesjanizmu i spółdzielczości. Krzysztof Wołodźko potrafi jednak także mocno wystąpić przeciwko nadużyciom misjonizmu i pasjonizmu, o czym można się przekonać w dziale Repressji. Adam Mielczarski, Razem, czyli społem. Wybór pism spółdzielczych, Łódź: Obywatel 2010, s. 170, cena 18,00 zł. 169